O ateizującej depolonizacji Ks. prof. Czesław S. Bartnik

avatar użytkownika Maryla
Nasz Dziennik, 2009-09-20
Świat popadł w głęboki kryzys nie tylko gospodarczy, ale i duchowo-moralny. Przede wszystkim gubi swoją tożsamość i ucieka we wszystkich dziedzinach od przeszłości. To jakby psychoza lękowa po utracie stałego gruntu religijnego. Jest ona bardzo wieloobjawowa. Tutaj będą poruszone tylko pewne symptomy uciekania części polityków i inteligencji od Polski, zwłaszcza religijnej.

Antypolonizm od zewnątrz
Daje się u nas zauważyć coraz większy lęk przed różnymi atakami słownymi i rzeczowymi ze strony Rosjan, Niemców, Ukraińców, Litwinów, Żydów, a nawet Amerykanów. Polska klasyczna ma coś w sobie, za co ją wszyscy łatwo krytykują i atakują, zrzucając zarazem wszelkie winy z siebie. A nasze czynniki, zwłaszcza z PO i SLD, chcą w odpowiedzi iść na daleki kompromis i dystansować się od przeszłości i bardzo cieniować klasyczną polskość.
Rosja i Niemcy już w roku 1922 porozumiewały się w sprawie obalenia traktatu wersalskiego, który ustanowił państwo polskie. Uważały, że Polska powstała na ich ziemiach i w konsekwencji w roku 1939 dokonały IV rozbioru Polski. I Niemcy, i Rosjanie zapoczątkowali ludobójstwo Polaków na różne sposoby, Stalin już od roku 1937 na rosyjskich terenach. 70 lat po wybuchu wojny, kiedy pamięć o niej bardzo się już zatarła, próbują w perfidny sposób zrzucić niemal całą odpowiedzialność za wojnę i jej okropieństwa właśnie na Polskę, na jej rzekomą megalomanię, wrogość, wojowniczość i prowokacyjny mesjanizm katolicki. Przy tym niemal całkowicie wybielają siebie. Jest to, oczywiście, diaboliczne. Dziś Polska musi dążyć z całych sił i wielkodusznie do jak najlepszego ułożenia swoich stosunków z oboma tymi państwami, jednak nie za cenę utraty swej tożsamości, godności i bez przyjmowania oszustw i bredni propagandowych za prawdę. Wszakże zadanie dobrej współpracy będzie bardzo ciężkie, gdyż polityka tych państw nadal nie kieruje się w pełni zasadami moralnymi.
Litwini mają ciągle uraz unijny do nas. Często uważają, że unia Polski z Litwą zahamowała ich rozwój i przyniosła dominację Polakom, mimo że faktycznie unia uratowała Litwę przed Krzyżakami, Moskwą i Szwecją. Stąd do dziś mniejszość polska na Litwie nie może uzyskać odpowiednich praw, ugody między rządem polskim i litewskim pozostają w większości na papierze, zawziętą niechęć do Polaków wspierają nawet liczni katoliccy duchowni litewscy. Jest zgoła groteskowe, że niektórzy ich historycy uważają, iż zwycięstwo pod Grunwaldem osiągnęły ich wojska. Stąd na 600-lecie bitwy pod Grunwaldem w roku przyszłym Litwini zapraszają już wszystkich swoich sąsiadów, tylko nie Polaków, mimo że król polski Władysław Jagiełło był Litwinem. Zresztą i u nas z wiedzą historyczną jest tragicznie, jeden z maturzystów w tym roku był pewny, że pod Grunwaldem walczył... Bolesław Chrobry, czyli Waleczny.
Z kolei Ukraina, pozostająca całe wieki pod panowaniem Tatarów, Litwinów, Polaków i Rosjan, ma traumę braku własnej narodowości i państwowości. Toteż na początku XX w. nastąpiła potężna erupcja nacjonalizmu i wrogości wobec sąsiadów, jednak Ukraińcy na ogół czują się bliżsi Rosji niż Polsce, choć po Unii Lubelskiej w 1569 r. prosili o przyłączenie do Korony, bo mieli więcej wolności niż pod Wielkim Księstwem Litewskim. Ale u czynników przywódczych ukształtowała się potworna mentalność azjatycka. Już w XVII wieku, w czasie buntów chłopskich, Kozacy głosili, że Polacy są najokrutniejszym narodem, że palą i mordują całe wsie ukraińskie, że np. dzieci chłopów ukraińskich gotują w kotłach na oczach ich matek. Rosja ich znacznie wyciszyła. Ale po wkroczeniu Niemców na tzw. Zachodniej Ukrainie wybuchła niespotykana nienawiść do Polaków, dochodząca aż do potwornego ludobójstwa Polaków na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Ale co znaczy skorupa mentalna. Wielu intelektualistów, z którymi rozmawiałem, utrzymuje, że dziś należą się im ziemie polskie po San i Wieprz, że nie oni mordowali Polaków, tylko partyzantka sowiecka, a wreszcie, że to Armia Krajowa paliła wsie ukraińskie, spokojne i niewinne. Dlatego przywódcy OUN i UPA są największymi bohaterami narodowymi i najwspanialszymi ludźmi. Niektórzy Polacy powiadają, że prezydent Wiktor Juszczenko powinien potępić ludobójstwo na Wołyniu i przeprosić Polskę w imieniu narodu ukraińskiego. Otóż nie rozumieją oni, że prezydent następnego dnia zostałby przez wiodące czynniki usunięty. Trzeba rozumieć, co znaczy wypaczona mentalność społeczna, jaka wystąpiła też np. u hitlerowców, Sowietów i innych. A jeszcze dodam, że pewien uczony Ukrainiec mówił do mnie, że pod Grunwaldem to oni pobili Krzyżaków, a rycerstwo polskie śpiewało ukraiński hymn o Bogurodzicy. Co znaczy mentalność! Na Zachodzie nawet czynniki kościelne niczego nie rozumieją o Wschodzie. Oczywiście, musimy rozwijać jakieś zbratanie się, ale musimy pamiętać, że mentalność zmienić się może dopiero za dziesiątki lat, a może i później. Dowodem na to jest wiekowa nienawiść grekokatolików do łacinników, choć jedni i drudzy są katolikami.
Popsuły się też nasze stosunki z Ameryką, choć politycy PO wiwatują. Obawiamy się, że lobby żydowskie, które ma istotny wpływ na politykę amerykańską, wzięło sobie Polskę na kieł z powodu niezapłacenia kontrybucji za mienie żydowskie, zniszczone przez Niemców, Rosjan i Żydów komunistycznych. Mimo że Ameryka była dla nas idolem, że daliśmy jej wielu zasłużonych ludzi, że wspieramy ich w nieszczęsnej wojnie irackiej i afgańskiej, to jednak w sumie polityka amerykańska stała się dla nas nieżyczliwa: zostaliśmy wyrugowani w kontraktach gospodarczych z Irakiem, zostaliśmy pokrzywdzeni w offsecie za samoloty F-16, w USA ciągle się pisze o "polskich obozach koncentracyjnych", jako jedyni z UE nie otrzymaliśmy ruchu bezwizowego, choć Amerykanie przyjeżdżają do nas bez wiz, są produkowane ciągle różne filmy antypolskie, przygotowuje się nam stronniczego ambasadora, delegacja na 70-lecie napaści Niemiec na Polskę i początek II wojny światowej była dosyć lekceważąca nas. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg posunięć antykatolickich, jak np. w sprawie zezwolenia na aborcję tuż przed narodzeniem i na eksperymenty na embrionach ludzkich. Wprawdzie niektórzy nasi naiwni politycy mówią, że to tylko "deszczyk pada", jednak trzeba to wszystko otwarcie Ameryce wyłożyć.

Wewnętrzna deprecjacja polskości
"Zapanowała - pisze słusznie Temida Stankiewicz-Podhorecka - jakaś dzika moda na deprecjonowanie wszystkiego, co jest nasycone polskością, polskim duchem narodowym, a więc niszczenie naszego najlepszego dorobku w dziedzinie kultury, najwybitniejszych polskich twórców, pisarzy, kompozytorów i co znamienne, dotyczy to tylko tych, których dzieła są promocją polskości i wartości moralnych" ("Nasz Dziennik", 9.09.2009 r.). Dotyczy to właśnie Henryka Sienkiewicza, Juliusza Słowackiego, Fryderyka Chopina i innych. Bożyszczami natomiast stają się totalni krytykanci polskości, jak Witold Gombrowicz. A wybitniejsze postacie duchownych XX wieku przedstawia się jako antysemitów: św. Maksymiliana Marię Kolbego, ks. kard. Adama Sapiehę, Prymasa Stefana Wyszyńskiego i innych. I tak cała nasza obecna kultura nie jest w polskiej gestii ani w polskich rękach.
PO, SLD, częściowo PSL i niektóre inne ugrupowania głoszą, że są za suwerennością Polski, a jednocześnie szaleją za traktatem lizbońskim, który nam taką suwerenność odbiera. Trzeba zatem mocno poprzeć apel "Naszej Polski": "Rząd PO swoją polityką społeczną i gospodarczą chce doprowadzić do likwidacji naszej suwerenności. Czas powiedzieć: 'Dość'" ("Nasza Polska", 11.08.2009 r.).
Istotnie zatrważające jest to, co pisał peowski minister spraw zagranicznych w związku z uroczystościami na Westerplatte: że II Rzeczpospolitą Polską zgubiły "jagiellońskie ambicje mocarstwowe". To co? Mieliśmy się poddawać Niemcom czy Rosji, że teraz PO tworzy "nowoczesne państwo narodowe, nie etniczne, lecz obywatelskie" - jakiś nowy rodzaj narodu: "obywatelski"; że cały sens Polski to "integracja z UE" i wreszcie, że nie należy "wkładać korony cierniowej", co trzeba chyba rozumieć tak, żebyśmy się nie robili cierpiętnikami, bo wszyscy nasi wrogowie i nam niechętni, także Niemcy, Rosja i Ameryka, mają swoje racje ("Gazeta Wyborcza", 29-30.08.2009 r.)? I tak rozumuje polski minister?
Jeszcze gorzej. Na uroczystościach 15 sierpnia, w Święto Wojska Polskiego i uratowania naszej niepodległości, nie było premiera, marszałka Sejmu, ministra spraw wewnętrznych, ministra spraw zagranicznych, szefa policji, podobno się obrazili, że prezydent odmówił nominacji generalskich jednemu czy drugiemu długoletniemu zomowcowi. To jest nowy patriotyzm; wszyscy ważniejsi zomowcy winni dostać ordery Polonia Restituta. Niestety, taka deprecjacja polskości rozlała się szeroko. Oto 15 sierpnia korespondent TV zapytał pewną panią, dlaczego wzięła ze sobą dzieci na uroczystość. "Niech dzieci pobędą trochę na powietrzu" - padła odpowiedź. Chyba celowo taką wypowiedź wyemitowano.
Są ciągle pozostałości po PRL. Kiedy, jak wiemy, pewien minister oskarżył w Sejmie premiera o agenturę na rzecz Rosji, to prokuratura w 2002 r. oskarżyła ministra o "wyjawienie tajemnicy państwowej". Nie oskarżyła o nieprawdę, lecz o złamanie tajemnicy państwowej, tak jakby ów człowiek był naszym agentem przeciwko Rosji. Proces niedawno się zakończył.
Nie wiadomo, jak tłumaczyć stałe osłabianie wszystkich formacji armii. Dziś - przepraszam za porównanie - gdyby np. napadło na nas takie państwo jako Kosowo, to już "moglibyśmy się" bronić cały tydzień.
PO zmierza wyraźnie do zlikwidowania Instytutu Pamięci Narodowej broniącego Polski, a przynajmniej chce obezwładnić jego prezesa. I nie ściga się, a nawet często się wspiera, złych ludzi z przeszłości i bagatelizuje się zbrodnie na Narodzie Polskim bolszewików, Niemców, naszych władz bezpieczeństwa i różnych przestępców politycznych. Co więcej, coraz częściej zaczyna się im na nowo oddawać cześć przez nazwy ulic, pomniki, patronaty.
Odchodzi się coraz dalej od polskości. I dzieje się coraz gorzej w rządzie, wojsku, sądach, prokuraturach, szkołach, gospodarce, w kształtowaniu stosunków międzynarodowych, w kulturze i sztuce. Władze nie mają idei Polski, jej programu, profilu całościowego. Władza robi się dosyć arogancka, nieodpowiedzialna, kłamliwa, no jakby spętana przez jakieś układy, grupy baronów partyjnych, agentów, rekinów gospodarczych. Władza robi wrażenie, jakby stała pod inną jakąś władzą. Szok z tą powszechną prywatyzacją. Ma nie być niczego państwowego: szpitale, szkoły, zasoby ziemi i podziemi, koleje, energetyka, autostrady, poczta, komunikacja lokacyjna itd. - wszystko ma być prywatne. Wobec tej utopii liberalistycznej trzeba by sprywatyzować partie, parlament, no i cały rząd. Tylko czy by się znalazł odpowiednio hojny inwestor strategiczny?
Jak pamiętamy, 19 września 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że ustawa o obronie dobrego imienia przed mediami jest niekonstytucyjna, bo narusza wolność słowa. A tymczasem dziwne jest związanie w mediach filosemityzmu z antypolonizmem. Kiedy bronimy polskości, to zarzuca się ipso facto antysemityzm. Antysemityzm we właściwym znaczeniu jest grzechem, ale nie możemy się zgodzić, że antypolonizm jest cnotą, i że jeśli ktoś czuje się Polakiem, to ciężko grzeszy, że w imię prawdziwej miłości do Żydów, naszych braci, trzeba jednocześnie poniewierać Polską. Oczywiście, takie myślenie przynosi wielkie szkody właśnie światu żydowskiemu.
TVN wyemitowała program, w którym było włożenie polskiej flagi w atrapę psich odchodów. W procesie nadawca wygrał. Sąd postępowy orzekł, że nie było to znieważenie polskiej flagi, bo nadawca "nie chciał jej znieważyć". Podobne są wyroki w sprawach obrazy uczuć religijnych od 1993 roku. Po prostu według tej "nowoczesnej" logiki chcący znieważać nie chce znieważać, tylko reklamuje swoje dzieło. W ten sposób Polacy muszą myśleć po europejsku.
Wracają znów ciężkie problemy wsi polskiej, w przeciwieństwie do Zachodu. UE wspiera w pewnych drobiazgach, ale w perspektywie globalnej niszczy wieś przez tłamszenie jej gospodarki ogólnej. Słusznie przemawiał ks. bp Jan Styrna, że nasze władze winny chronić nasze rolnictwo przed pseudorynkiem. Polscy rolnicy są dyskryminowani w Europie i potężne koncerny zachodnie niszczą nasze rolnictwo w całości, ale szczególnie ogrodnictwo, sadownictwo, mleczarstwo, hodowlę i przetwórstwo. Na chłopach żerują też bardzo nasi pośrednicy: nieraz produkt bywa 10 razy tańszy u producenta niż w sklepie. I ciągle ceny uzyskiwane przez producenta są niższe od kosztów produkcji. W sumie więcej importujemy żywności, niż eksportujemy. Podobnie rząd nie broni przed zalewem żywności po cenach dumpingowych, np. z Chin. Ministerstwo rolnictwa każe chłopom bronić się samym. Niby mają pójść z kosami na Chiny? Chyba raczej na ministerstwo.
Do tego dochodzi jeszcze niechęć do wsi, a nawet pogarda. Polityka PSL jest asekuracyjna i słaba. W rezultacie jest to też przejaw antypolonizmu, bo wieś jest nadal grzybnią Narodu.
Wydaje się, że władze liberalne robią tak świadomie. Przykładem tego może być także skok na SKOK-i (Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe), chyba dlatego, że bazują na polskim kapitale i nawiązują do tradycji polskiej, której liberałowie się wstydzą, sądząc, że sami już stworzyli nowy świat. Różnych decyzji władz centralnych należy się naprawdę bać, bo bywają nieraz dziwnie wyskokowe, jak np. w przyjęciu idiotycznej decyzji UE, żeby żarówki wymienić w całości na świetlówki. Przy tym sprzeczność to dla nich "motor rozwoju": znoszą termometry, bo "mają rtęć", a wprowadzają na rynek na ogromną skalę żarówki właśnie z rtęcią.
Bardzo szkodliwa jest zmiana języka z komunikacyjnego na podstępny. Nowi ideologowie mówią niby językiem polskim, ale wkładają weń treści ideologii liberalnej. I tak np. demokracja oznacza już ukrytą walkę o własną korzyść; wolność oznacza swobodę dorabiania się na wszelkie sposoby i uwolnienie się od zewnętrznych norm etycznych; prawda - zgodność rzeczy z własnym poglądem; sprawiedliwość - zrealizowanie własnych postulatów; męstwo - rzucenie się w wir życia; cnota - zgodność z poprawnością polityczną; religia to nie wiązanie się człowieka z Bogiem, lecz egzystencjalna psychoza lękowa. Wszystko to zakłada koncepcję człowieka jako "zwierzęcia wolnego, zdrowego i bogatego - animal liberum, sanum et dives". Takie zmiany semantyczne rodzą ogromne zamieszanie i zamęt komunikacyjny. Dotyczy to spraw bardzo konkretnych. Oto pewna sędzina nie połapała się w tej dwuznaczności semantycznej i skazała pewną biedną kobietę na 15 tys. zł grzywny za to, że ta nazwała swego sąsiada "pedałem". Nie zauważyła, że dziś jest to epitet pozytywny, wręcz pieszczotliwy, negatywny i ubliżający byłby natomiast epitet: "ty homofobie" czy "ty heteroseksualisto". Co do semantyki specjalnej, to trzeba jeszcze pamiętać, że my w innym znaczeniu używamy słowa "holokaust", a Żydzi w innym. Dla Żydów "holokaust" (szoah) to tylko mordowanie Żydów jako Żydów, choćby w niezbyt wielkiej liczbie, natomiast nie może być określone słowem "holokaust" mordowanie innych, choćby wielkimi milionami. Toteż holokaustem nie są ani Katyń, ani ukraińskie rzezie na Polakach, ani głodzenie na śmierć milionów Ukraińców przez Stalina, ani straszne mordy Turków na Ormianach, ani żadna niemiecka eksterminacja Polaków, ani mordowanie nienarodzonych. Stąd np. protesty nawet przeciwko prezydentowi, kiedy ten nazwał zbrodnię katyńską holokaustem.

Depolonizacja przez antykatolicyzm
Depolonizacja dokonuje się też przez atakowanie Kościoła katolickiego, do którego należy chyba ponad 90 proc. Polaków. Działania depolonizacyjne widzimy doskonale od lat w atakach niektórych partii i innych czynników oficjalnych na Kościół polski. Rozwój życia katolickiego, jak np. przez Rodzinę Radia Maryja w pielgrzymowaniach na Jasną Górę, doprowadza wrogów polskości do wściekłości. Po tej też myśli bardzo pochwalono ks. abp. Alfonsa Nossola za to, że nie chciał być kiedyś wyświęcony na biskupa na Jasnej Górze.
Elementy antykatolicyzmu przewijają się w naszej wierchuszce ciągle. Nawet krytyka ziemskiej strony Kościoła, skądinąd potrzebna, przeradza się - zwłaszcza u apostatów - w próbę niszczenia Kościoła. Obecnie szczególnie PO i SLD nie dostrzegają Kościoła polskiego. Na przykład ostatnio w wykazie uniwersytetów polskich Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie umieściło Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, nie dlatego, żeby nie był uniwersytetem, lecz zapewne dlatego, że jest katolicki. Ale głównie rozwija się atak na katolickie rozumienie małżeństwa, rodziny i etyki seksualnej.
Przejmowana jest za liberalizmem starożytna idea platońska, że dzieci winny być "produkowane" i wychowywane poza rodziną. Dziwne, że nawet inteligencja tego nie dostrzega. Oto przykład: sąd odbiera ojcu jego dziecko, argumentując, że ojciec jest zapracowany i nie ma czasu zajmować się dzieckiem - jeśli taki wyrok jest poprawny, to trzeba by pozbawić praw rodzicielskich wszystkich sędziów, członków rządu, parlamentarzystów, polityków, uczonych, biznesmenów, ponieważ jako rodzice są zbyt zajęci i zapracowani, żeby mogli wychowywać swoje dzieci. Innym razem sąd odbiera dziecko rodzicom, bo są biedni i mają jeszcze inne dzieci. Jakie znowu tutaj kryje się "genialne" założenie? Ano, że dzieci nie mogą mieć ludzie ubodzy i że nie wolno posiadać więcej dzieci niż dwoje, niemal jak w Chinach. Żeby mieć dzieci, trzeba być bogatym, tymczasem ludzie bogaci właśnie nie chcą mieć dzieci, bo naruszają one ich wygodny i luksusowy styl życia.
Ostatnio szaleje antykatolicyzm na punkcie zapładniania in vitro. Przypadki niepłodności zdarzały się zawsze, ale dziś stają się one coraz częstsze w antybiologicznej cywilizacji technicznej. U nas co siódme małżeństwo nie może mieć dzieci. W Polsce pierwszy raz zastosował zapłodnienie in vitro (w probówce) prof. Marian Szamatowicz z Białegostoku w roku 1987. Obecnie dokonuje się in vitro w kraju od 5 do 7 tys. rocznie. Nie ma regulacji prawnych. Wielu ludzi, także niestety katolików, chce poszerzać ten proceder, i to z pieniędzy podatników, bo jest bardzo kosztowny. Etyka naturalna i Kościół sprzeciwiają się metodzie in vitro z powodów zasadniczych: zabiegi tego rodzaju łamią strukturę małżeństwa i rodziny, włączane są osoby trzecie oraz towarzyszy im zabijanie embrionów, co następuje w procedurze implantacji oraz zamrażania. Zwolennicy tej metody, niekatoliccy, mówią, że samo małżeństwo jest tylko tworem światopoglądowym, nie rozumieją też, że zamrożenie embrionów oznacza ich zabicie.
Ze strony ludzi rozumnych i etycznych szuka się wyjścia nie tylko przez tradycyjne leczenie lub adopcję, ale ostatnio także przez metodę naprotechnologii (Natural Procreative Technology), którą zapoczątkował dr Thomas W. Hilgers z Instytutu Papieskiego w Omaha w USA. Metoda ta łączy edukację w zakresie odpowiedzialnego rodzicielstwa z całym procesem leczenia z niepłodności kobiet i mężczyzn przez technologię medyczną. Metoda ta w ostatnich miesiącach przyszła i do Polski. W dniach 12-13 września w 2009 r. odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona naprotechnologii, zorganizowana na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie przez dr. Macieja Barczentewicza, pod patronatem prof. Jana Oleszczuka. Ksiądz arcybiskup prof. dr hab. Józef Życiński podaje, że stosowanie in vitro jest skuteczne tylko w ok. 26-30 proc. i daje często ciąże mnogie, natomiast leczenie niepłodności metodą naprotechnologii jest skuteczne w blisko 44-50 procentach. Doktor Thomas W. Hilgers mówi, że swoją metodą leczy także te kobiety, u których in vitro się nie udało, jemu udaje się je wyleczyć w blisko 80 procentach. Jednakże trzeba stwierdzić ze smutkiem, że metoda naukowa, lecznicza i całkowicie moralna napotyka na wielki opór zagorzałych zwolenników in vitro, którzy tej metody nie znają. I tutaj dochodzi do głosu na szeroką skalę brak zmysłu katolickiego.
Polskość jest dziś zagrożona z wielu stron i przez wiele czynników, choć głównie przez postkomunizm, liberalizm i ateizm. W rezultacie stoimy wobec wielkiej groźby doprowadzenia całej Polski do głębokiego upadku, nie bez winy rządu, który na nasze nieszczęście żyje ideologią liberalną, dokonuje finlandyzacji naszej polityki, nie posiada właściwego zmysłu polskości i wierzy w nową utopię, jak choćby w przypadku mitycznego, katarskiego inwestora stoczni. Najgroźniejsze jest niecenienie suwerenności, choćby w ubóstwianiu traktatu lizbońskiego zmierzającego do ustanowienia jednego stricte państwa europejskiego. Już ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego (DzU nr 25, poz. 219; za K. Barłowskim) stanowi, że deputowani (po wyborach) stają się w Parlamencie Europejskim przedstawicielami określonych frakcji politycznych, a nie reprezentantami Polski. Toteż na zakończenie chciałoby się posłużyć słowami Cycerona przeciwko Katylinie, ubiegającemu się w Rzymie w roku 63 przed Chrystusem o najwyższą władzę konsula, także siłą i propagandą, obiecującemu zniesienie długów i szukającemu poparcia poza granicami kraju: "Quo usque tandem abutere, Catilina, patientia nostra?" - Dokądże wreszcie będziesz nadużywał, Katylino, naszej cierpliwości?

Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz