Sztuka teatralna pt. "Baska" (II)
Jak przyszedlem do tego teatru, ktory tymczasowo, ale nie "vision", mial status teatru objazdowego, to wszystkie role byly juz zajete. Kompletnie! Nawet rola Ruskiego! No, oczywiscie, nie biorac pod uwage roli Niemca. To wszystko bylo dkla wszystkich jasne, choc niestety dla mnie. A za brak wiedzy placi sie, czasem srogo.
Wlasnie dzieki tej nowej roli, tak nie/szczesliwie dobranej moglem zadebiutowac i zbierac wawrzyny, ze tak powiem, za przeproszeniem. Jezdzilismy ze sztuka teatralna napisana raczej przez sredniej jakosci (moze "lower middle") pioro autorskie, po okolicznych skupiskach ludzkich. Co tam mam ukrywac, klamstwo zawsze wyjdzie na wierzch, bo podlega dokladnie takim samym prawom jak oliwa - po wsiach jezdzilismy!
Na probach, nie mozna powiedziec, nie narzekalem. Jako Niemiec, zgodnie ze swoja plugawa (to dla widzow, nie dla mnie, bo moja definicja sytuacji byla o wiele lepsza) rola, bylem zmuszony nastawac na czesc tytulowej Baski. Moglem jej wsadzac bezkarnie reke pod bluzke, a nawet pod sukienke. Dla niewymagajacego czytelnika, nawet to co pod bluzka, wystarczyloby az nadto, bo Baska miala, jak to mowia: "Duze niebieskie oczy". W drugim akcie (przepraszam, ze skracam akcje uwieczniona w dziele) wchodze w helmie przez okno do chaty i zaczynam wyciagac swoje szkopskie szpony w kierunku Baski, ktora wtedy byla jeszcze sama w izbie. Pozniej, jak wiadomo, przychodza partyzanci z uratowanym rannym radzieckim zolnierzem. Zgodnie ze scenariuszem Mistrza, ja sie mam bronic, choc bezskutecznie, oni mnie lapia, troche przy tym turbujac. Ale widzowie nigdy sie o tym nie dowiedzieli, bo wies w wies, choc to nie byla Kieleczczyzna ze znanymi scyzorykami, nigdy nie dotrwali do konca arcydziela. Scenariusz-ten rzeczywisty,realny az do bulu, a nie na papierze- byl taki: "Baska, uciekoj!" -tak krzyczeli by ostrzec Baske, ofiare i bohaterke, przed moimi bardzo jednoznacznymi ruchami rak wspartymi wygieciem do przodu tulowiem.
Na moralnosci sie znam, wiec oceniam, ze ich mniemanie bylo sluszne, ale niestety byla to moja wolajaca do Nieba krzywda. Chociaz z drugiej strony, to tez nie tak bardzo, bo rzeczywistosc, jak wiadomo krecona jest przez heglowskiego Ducha Swiata, ktory bez dialektyki bylby martwy, czyli trup, ktory nie daje najmniejszych oznak zycia. To w przeciwienstwie do trupow z milicyjnych raportow, w ktorych trupy daja jednak oznaki zycia. Wracajac do mojej artystycznej Golgoty, ja dialektycznie szepcze Basce: "Kryska, Ty lepiej spadaj, bo tym razem nie wyrobie". Tymczasem Baska, nic, absolutnie nic, nie miala przeciwko mojemu, przeciez szkopskiemu nastawaniu na jej czesc. A nawet, wrecz odwrotnie, zawsze szla na calosc. Malo jej bylo, ze po sztuce ja zawsze, zgodnie z zasadami sprawiedliwosci miedzyplciowej, wymacalem, ona byla maksymalistka. Nawet strzepy tej boskiej (w sensie starozytnym, czyli satyrow) przyjemnosci chciala jak diamenciki, w swoim skarbczyku doznan zachowac. Nawet, a przede wszystkim, w malzenstwie.
Tak wiec chlopki rzucaly sie na mnie hurmem. Najpierw kilku z pierwszego rzedu - bo mieli najblizej. Potem, wieksza polowa drugiego rzedu - bo tez nie bylo jej daleko. A dalej? Jeden przez drugiego! Co za balagan!Co za brak kultury! W tym momencie zawsze ja mialem przed oczyma -Wielka Tysiacletnia Polska Kulture. A przerzucajac obiektyw w dol, na poziom mojego jestestwa, co widzimy? Mnie w rozpaczy wolajacego: "To ja, perly przed swinie rzucam...itd.". I ten moj zal wielki nawet najslabszy obiektyw uchwycil.
Najgorsze bylo to, ze ci partyzanci radzieccy kopali mnie tylko gumiakami i walonkami Natomiast synowie miejscowego ziemianstwa, czesto mieli buciory podkuwane zelaznymi zabkami. Dorobilo sie wloscianstwo w tej Polsce Ludowej! Jak tak dalej pojdzie, to w przyszlosci beda traktowac zdolnych aktorow podkowami kutymi w kuzni! O ludzoe! O obyczaje!
PS To byl drugi odcinek z cyklu: RACJE.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz