Doktor Wanda Półtawska o roli kobiety - strażniczki życia

avatar użytkownika intix

 

Niejednokrotnie proszono mnie o wykład na temat kobiety, jej zadań, powołania - roli w rodzinie i społeczeństwie itp.
Takie tematy można by mnożyć niemal w nieskończoność. Tym razem chciałabym więc podzielić się, u schyłku życia, moim doświadczeniem.



Foto/Gość.pl

Wstęp

Zajmowałam się różnymi kobietami. Pracowałam z kobietami i dla kobiet, prowadziłam poradnię dla młodych dziewcząt, dla matek samotnych, dla mężatek, dla samotnych kobiet, zajmowałam się starymi, chorymi, wdowami, kobietami porzuconymi i kochanymi, zakonnicami - słowem kobietami w różnym wieku, różnej sytuacji życiowej; i mogłabym zrobić coś w rodzaju bilansu, podsumować wyniki tych doświadczeń.

Mam ochotę, właśnie jako podsumowanie, powtórzyć to, co powiedział do naszej klasy w szkole (sióstr urszulanek w Lublinie) nasz wspaniały katecheta, ksiądz profesor Florian Krasuski. Stanął w drzwiach klasy i przyglądając się rozkrzyczanej grupie dziesięcio- czy dwunastoletnich dziewczynek rzekł, kiwając głową: "dziewczynki, dziewczynki, coś wam powiem, a zapamiętajcie to na całe życie - pamiętajcie, że kobiecie to trudniej być człowiekiem".

Trafność tej uwagi wciąż przez kilkadziesiąt lat pracy mnie zdumiewa. Wciąż się to sprawdza, właśnie tak jest, że kobiecie trudniej jest zapanować nad swoją kobiecością, jest poddana i niejako zniewolona swoją płciowością - niejako nie umie żyć jako człowiek samodzielny, lecz jest zagubiona w ciągłym poszukiwaniu oparcia w mężczyźnie, którego często nie znajduje, lub nawet jeśli go znajduje, to nie znajduje w nim oparcia. A chciałoby się, żeby była inna, taka, jak Pan Bóg ją zaplanował, hic mulier, niewiasta dzielna, spokojna, która dba o wszystkich potrzebujących, wie wszystko i gotowa cała oddać się w służbę miłości. Doskonałe dzieło Boże, na obraz Boży stworzone. Taka, o której Jan Paweł II w encyklice Mulieris dignitatem pisze (rozdz. 11, s. 45):
"Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny" słowa te odnoszą się z pewnością do poczęcia Syna, który jest synem Najwyższego, zarazem jednak słowa te mogą oznaczać również odkrycie własnego kobiecego człowieczeństwa - "wielkie rzeczy uczynił mi" jest odkryciem całego tego bogactwa, całego osobowego zasobu kobiecości, całej odwiecznej oryginalności niewiasty takiej, jaką Bóg chciał: osoby dla niej samej, a która równocześnie odnajduje siebie "poprzez bezinteresowny dar z siebie samej" ... w Maryi Ewa odkrywa na nowo, jaka jest prawdziwa godność kobiecego człowieczeństwa. Odkrycie to winno stale docierać do serca każdej kobiety oraz kształtować jej powołanie i życie.

1. Tożsamość kobiety

Zatem na pytanie, kim jesteś, kobieto? odpowiedź powinna być prosta: człowiekiem.

A jednak na tak postawione pytanie zjawia się szereg sprzecznych odpowiedzi - i ta wielość oraz ta sprzeczność stanowi jakby o kobiecości o osobie, którą trudno ogarnąć; taka pełnia możliwości tkwi w tej istocie, przecież na obraz samego Boga stworzonej. Skąd się biorą te nie tylko sprzeczne, ale także zupełnie różne, diametralnie różne sposoby reagowania nie tylko różnych kobiet, ale nawet tej samej kobiety?

Zaskakujące, irracjonalne zachowanie, pozbawione zwykłej logiki. Ileż razy ze strony mężczyzny pada wypowiedź: "ja jej nie rozumiem"? Śp. ksiądz Tadeusz Fedorowicz, który przez lata pełnił funkcję kapelana w żeńskim klasztorze, pewnego dnia, kiwając z pewną troską głową, powiedział: "im dłużej żyję, tym mniej rozumiem kobiety - jakież wy dziwne stworzenia jesteście". Nie można ani zrozumieć, ani przewidzieć, jak się zachowa kobieta, bo kieruje się ona swoją własną logiką, całkowicie nielogiczną - i próba zrozumienia nie udaje się. Ale nie chodzi o to, żeby kobietę zrozumieć, tylko żeby ją zaakceptować taką, jaka jest!

Oczywiście, każda jest inna, ale pewne cechy wspólne można znaleźć i choć trochę uprościć ten skomplikowany obraz.

2. Obraz kobiety z Księgi Rodzaju (Genesis)

Księga Rodzaju ukazuje kobietę jako istotę piękną, tak piękną, że Adam na jej widok wykrzyknął z podziwu - i to piękno kobiety decyduje o jej losie; można - w świetle historii ludzkości - dodać: jej złym i dobrym losie. Piękno ciała kobiety, ale nie tylko ciała - jej piękno od tamtej pierwszej chwili w raju do dziś stanowi czynnik, którego siła w jakże różny sposób wywołuje nieraz nieobliczalne skutki!

Już ta pierwsza scena w raju wskazuje na niebezpieczeństwo, jakie to piękno niesie dla Adama i dla całej ludzkości, bo to piękno Ewy zapanowało nad Adamem - i panuje do dziś. Urzeczony, niejako zniewolony tym urokiem Adam idzie za nią, nie patrząc na nic innego. Przedtem w posłuszeństwie jednoznacznie Bogu poddany tak, że szatan nawet nie próbował go kusić, teraz odrzuca to wszystko i daje się prowadzić Ewie.

A gdy Pan Bóg go woła, na swoje usprawiedliwienie mówi to jedno: "to ona, ona mi dała" - tak, jakby to samo już wystarczało: że ona jest tak piękna, że on po prostu nie potrafi się jej oprzeć. - I tak powstaje pierwsze zadanie każdej Ewy wobec Adama i wobec siebie samej: odpowiedzialność za to, żeby nie stała się źródłem grzechu, krzywdy.

Ale Ewa w raju ujawnia bezmyślność, powierzchowność, ciekawość która powoduje, że słucha szatana - podatna na te szepty, które jej pochlebiają, gotowa pójść za tym, kto jej pokazuje coś atrakcyjnego, bez głębszej refleksji nad skutkami.

Dalsza historia ludzkości ukazuje tysiące kobiet, które dały się uwieść szatanowi bez oglądania się na to, co z tego wyniknie. Ewa oczywiście wie, że istnieje Bóg, zna jego zakaz, a jednak robi inaczej - wtedy i do dziś!

3. Maryja

I byłaby ludzkość poddana całkowicie mocy szatana, gdyby nie inna kobieta... dziewczyna z Nazaretu, którą sobie wybrał i upodobał Bóg sam, a która, także piękna, inaczej realizuje siebie.

Bez wahania wypowiada Bogu swoje <"fiat" i staje się Matką Boga. Dwie skrajne, przeciwstawne postawy - dwa bieguny kobiecości - Ewa i Maryja. Bezmyślność i nieposłuszeństwo Ewy i bezwzględne zaufanie Bogu i posłuszeństwo Maryi.<

Dwa bieguny, które odnaleźć można w każdej kobiecie - i los każdej zależy od tego, co w niej przeważy, za czym pójdzie...

Wspólne obu tym kobietom jest macierzyństwo - i dlatego ono staje się najbezpieczniejszym sposobem życia kobiety, bo macierzyństwo zwraca Ewę Bogu; w istocie bowiem macierzyństwa leży współdziałanie z samym Bogiem; i gdy Ewa przyjmuje dar od Boga i nosi w sobie Boże dziecko (każdy człowiek jest Bożym dzieckiem), to wraca do postawy posłuszeństwa - przybliża się do postawy Dziewczyny z Nazaretu, która skłaniając główkę mówi: "niech mi się stanie"... I to jest niejako najgłębsze dno kobiecości: zdolność do macierzyństwa. Choć więc nie każda ma możność zrealizowania macierzyństwa fizycznie, to jednak każda może rozwinąć w sobie dojrzałą postawę matki, serdeczną troską obejmującej całą ludzkość.

A więc na pytanie: "Kim jesteś, Ewo?" najprawdziwsza odpowiedź brzmi: jest matką.

4. Kobieta wobec siebie

Boży plan wobec kobiety krystalizuje się w tej potencjalnej zdolności stania się matką - genitrix - rodzicielką; ale to jej przeznaczenie do wielkiej sprawy "stania się naczyniem łaski pełnym", gdy w niej zadziała Duch Święty, nie od razu dochodzi do świadomości Ewy - szczególnie młodej dziewczyny, zwłaszcza, że szatan, który był, jest i będzie, dziś także podsuwa jej inne perspektywy. Kobieta musi sama dla siebie odkryć się w tej od Boga danej roli. Zanim się to dokona, Ewa nie wie, kim jest - zwłaszcza Ewa obecnego czasu.

Ewa patrzy na Adama, który zgodnie z Bożym planem skierowany jest ku światu rzeczy, "czyniąc sobie ziemię poddaną" i podbijając niejako ten świat. Adam zdaje się sięgać nieba, szybując w przestworzach na różnego rodzaju maszynach, schodzi w głąb morza, pokonuje przestrzeń - i Ewa zazdrości mu i chce go naśladować za wszelką cenę, a w tym naśladowaniu macierzyństwo przeszkadza; i Ewa dziś, jak wtedy w raju, odrzuca Boga nie myśląc nawet o tym, goniąc za tym, co jej się spodoba.

Współczesnej Ewie brakuje kontemplacji, chwili skupienia koniecznej dla pojęcia rzeczy najgłębszych - bez zatrzymania się, przemyślenia może w ogóle nie odnaleźć w sobie tego, co najcenniejsze - swej roli w realizacji stwórczej mocy Boga samego. Skłonna do skrajnych reakcji, łatwo angażuje się totalnie - idąc za czymś, nie zwraca uwagi na nic innego, choćby to było coś oczywistego.

Zafascynowana Adamem i ku niemu cała skierowana szuka sposobów opanowania go, zupełnie nie zastanawiając się nad sobą, nie szukając swego prawdziwego "ja", nie kieruje sobą, żyje na fali reakcji, impulsów nieopanowanego serca.

5. Ewa wobec Adama

Los kobiety zależy także od tego, jakiego mężczyznę spotka - bo Ewa potrzebuje Adama do własnej akceptacji, odnajduje siebie dopiero w jego reakcji; i tu zaczyna się dramat Ewy, bo w tym pragnieniu podziwu ze strony Adama gotowa jest zgodzić się na wszystko, byleby on ją zaakceptował - bo ona nie umie być sama. Z istoty swojej skierowana do świata osób, jeżeli nie znajduje takich, którzy by ją zaakceptowali, pokochali, staje się swoją własną karykaturą. Bo Ewa rozkwita w pełni kobiecością wobec Adama i dla Adama - i dlatego jest wobec niego bezbronna. Choć ma nad nim władzę swego fascynującego go piękna, jednak idzie za nim tam, gdzie on chce i w danym momencie gotowa jest odrzucić wszystko inne, byleby on ją podziwiał.

Ale Adam współczesny - i zawsze, bo już Chrystus przestrzegał przed tym - Adam nie zawsze potrafi ją podziwiać; dużo łatwiej wyzwala się w nim reakcja nie podziwu, a pożądania - i bierze tę Ewę jak rzecz, a ona pozwala na to, bo pragnie być z nim, bo się boi samotności.

Jeśli jednak Adam potrafi naprawdę kochać bezinteresownie i potrafi podziwiać, kobieta rozwija się ku pełni - związana z mężem prawdziwą miłością staje się istotną pomocą dla Adama, dla którego pomocy została przecież stworzona.

Jeśli może mu się w pełni oddać, a on tego daru nie zmarnuje, nie przywłaszczy sobie, kobieta rozkwita - odnajduje siebie jak skarb, odnajduje swoją wartość i staje się pełna mocy, tej dziwnej mocy, która ją czyni zdolną do znoszenia wszelkich trudów. Ileż heroicznych czynów można znaleźć w życiu kobiet które, kochane i kochając, zdolne są do największych ofiar. To właśnie wtedy rozwija się to, co Jan Paweł II nazywa "geniuszem serca kobiety" - pełnia kobiecości zaakceptowanej przez mężczyznę!

6. Zagrożenia

Kobieta, która nie odnajduje swej prawdziwej tożsamości, uwiedziona swoją władzą nad Adamem realizuje program, będący właściwie karykaturą kobiecości. Programy telewizyjne pokazują "działaczki społeczne", które sobie uzurpują prawo przemawiania w imieniu wszystkich kobiet - a ten pokazywany przez telewizję obraz kobiecości jest żałosną karykaturą. Pełne agresji, rzekomo uciśnione, chcą równouprawnienia z mężczyznami i w strojach na wpół nudystycznych żądają niezbyt sprecyzowanych praw do "wolności".

A przecież to równouprawnienie i naśladowanie mężczyzn jest dla kobiety naprawdę równaniem w dół. Kobieta nie może niczego zyskać, upodobniając się do mężczyzny, może tylko stracić nie tylko siebie, ale może także zniszczyć innych. Feministki, żądające prawa do zabijania własnych dzieci, jawią się jako istoty pozbawione piękna i czułości, podobne do czarownic z bajek dla dzieci.

Ten obraz jest przerażający, ale na szczęście nie jest prawdziwy, takie feministki reprezentują tylko siebie, a nie całą społeczność kobiecą.

7. Odpowiedzialność kobiety za los dziecka

Współczesna tendencja rozdzielenia płciowości od płodności, wszelkie próby ubezpłodnienia stają się przyczyną zniszczenia tożsamości kobiety, która z istoty swojej jest stworzona na matkę. Odrzucając potencjalne macierzyństwo, współczesna Ewa traci równowagę, nie może odnaleźć swego właściwego "ja" - i nie osiąga pełnej dojrzałości.

Macierzyństwo jest wpisane głęboko w strukturę psychofizyczną kobiety. Niezależnie od swojej woli każda kobieta od wczesnej młodości (12-13 lat) do okresu tzw. przekwitania przeciętnie raz na miesiąc jest gotowa stać się matką. Cała fizjologia jej organizmu służy dziecku - czy ona tego chce, czy nie chce, czy o tym wie, czy jest tego nieświadoma.

Macierzyństwo jest jej rzeczywistością - i nie ma sposobu, aby tę rzeczywistość zmienić. Kobieta powinna być świadoma tego, co się w niej dzieje, i powinna rozumieć znaczenie tej rzeczywistości.

Pan Bóg swego Syna - i wszystkich ludzkich synów - zawierzył kobiecie. Ludzkość istnieje tylko dzięki kobietom-matkom. Ale rozpowszechniona niemal na całym świecie usankcjonowana prawem zbrodnia zabijania dzieci nienarodzonych jednoznacznie wskazuje na to, że kobiety naszych czasów odrzucają wielki dar macierzyństwa.

Bardzo trudno do końca zrozumieć, dlaczego tak jest. Możemy szeroko opisywać złożone przyczyny takiej decyzji i skomplikowane skutki aborcji dla kobiety, dla ojca dziecka i dla społeczeństwa, ale trudno pojąć, dlaczego ludzie obdarzeni rozumem nie potrafią wziąć pełnej odpowiedzialności za los dziecka, a rozwiązują trudne problemy jedynie aktem najwyższej agresji, zbrodnią wobec niewinnego maleństwa.

Fala aborcji na świecie jest najcięższym oskarżeniem kobiet, bo to kobieta ma bronić dziecka - jej organizm jest przez Stwórcę tak ukształtowany, że w piękny, precyzyjnie przemyślany sposób dziecko w niej rozwija się i osiąga zdolność życia poza nią. Ona daje to bezpieczne miejsce samą sobą.

Jan Paweł II nie waha się mówić o sacrum ciała kobiety - o świętości tajemniczego, życiodajnego łona. Ona ma wszystko, czego dziecku potrzeba i ona decyduje o losie dziecka, mówi swoje fiat albo swoje non serviam - "nie chcę służyć" - i nie tylko to, bo ona może także wybrać dla dziecka czas przyjścia na świat.

Odpowiedzialność za rodzicielstwo, odpowiedzialność ich dwojga opiera się o nią, od niej zależy, kiedy może począć się dziecko, bo macierzyństwo wymaga gotowości organizmu kobiety. Przygotowuje się w niej wszystko siłami natury, którym jest poddana; bez jej woli, bez jej świadomości wszystko dla dziecka zostaje przygotowane - i wtedy może, za zgodą Stworzyciela, powstać w niej nowe życie. Kobieta powinna poznać siebie samą, ma obowiązek wiedzieć, co się w niej dzieje, bo tylko wtedy, kiedy wszystko jest gotowe, może ona zostać matką.

Ogromna ilość kobiet nie czuje się do tego zobowiązana; a przecież te wszystkie dzieci są zabijane dlatego, że są przez kobiety odrzucone - żałosny zwrot: "dziecko niepożądane" jest oskarżeniem nie tylko serca, ale także rozumu kobiety, bo zdrowy rozsądek wskazuje: nie chcesz dziecka, nie chcesz być matką, to nie czyń tego, co prowadzi do tego wielkiego zdarzenia.

Bóg stworzył sam pierwszych rodziców, ale wszystkich innych ludzi powołuje do życia we współpracy z nimi, z rodzicami - dzieli się swoją stwórczą mocą z ludźmi, poddaje się niejako ludziom, dopuszcza ich do swojej wielkiej twórczości. A oni? Nie rozumieją tego wielkiego daru, odrzucają go. Mogą mieć wpływ na Bożą decyzję, ale muszą znać warunki.<

Para ludzi, podejmując wielkie działanie - akt rodzicielski powinna wiedzieć, że to ich zjednoczenie służy życiu, ma z życiem nierozerwalny związek; i jeżeli już tak im zależy na przeżyciu tego zjednoczenia, to mogą i powinni uwzględnić los dziecka. Organizm kobiety wyznacza tę wielką chwilę, kiedy może powstać cud nowego życia. Jej zadaniem jest tę chwilę znać, umieć ją określić - i jej wielkim zadaniem jest zabezpieczyć życie dziecka. Wymaga to od niej wiedzy i zdecydowanej postawy. Wiadomo, że w świecie zwierzęcym lwica broni swoje małe - a cóż dopiero człowiek-kobieta?

W tym miejscu powracam do kobiety jako człowieka; a ona nie uruchamia ludzkich reakcji, ale poddana swoim kobiecym mechanizmom ulega mężczyźnie, ulega swej własnej potrzebie serca, które dąży do radości zjednoczenia z nim - nie potrafi po ludzku potraktować własnego dziecka; a jest za nie odpowiedzialna, bardziej niż on, bo to się w niej dzieje; i to Ewa ma za zadanie tak wychować Adama, aby on uwzględnił jej godność i los dziecka. Współczesna Ewa rezygnuje z roli wychowawczyni, ale nie tylko - jeśli godzi się na zabicie dziecka, rezygnuje zarazem ze swojej tożsamości mądrej matki.

Bywa odwrotnie: brakuje mądrej decyzji w chwili, gdy ogarnięta emocjonalną kobiecą reakcją pragnie namiętnie dziecka i poddaje się próbom sztucznego zapłodnienia, popełniając ten sam grzech nieposłuszeństwa Bogu. Do grzechów znanych od wieków ludzie dołożyli obecnie grzech gwałtu - stworzenie gwałci Stwórcę i wymusza sztucznie nowe życie...

Gdy pewnego dnia zreferowałam Ojcu świętemu dane z kongresu lekarzy na ten temat, Ojciec św. powiedział: "Pan Bóg będzie chyba musiał ukarać tę ludzkość, bo to woła o pomstę do nieba".

Kobieta ma za zadanie uświęcić siebie i rodzinę, taką rolę przewidział dla niej Stwórca.

Płodność ludzka podlega prawom natury. Człowiek nie może siłą swojej woli tych praw zmienić, może im się poddać albo zniszczyć siebie. Odpowiedzialność ponosi człowiek nie za płodność, ale za swoją działalność, o której sam decyduje.

W akcie małżeńskim (akcie jednoczącym mężczyznę i kobietę) zderza się prawo do życia dziecka z chęcią człowieka przeżycia przyjemności. Rozum i sprawiedliwość nakazuje dać pierwszeństwo życiu dziecka i gdy pojawi się taki konflikt zrezygnować z radości przeżycia; i tu właśnie potrzebne jest człowieczeństwo, które zapanuje zarówno nad uległą kobiecością, jak i nad agresywną męskością.

Kobieta, ta Ewa, którą podziwia od wieków Adam, może mieć władzę nad Adamem i może go nauczyć miłości pięknej, która nie krzywdzi - i mogą razem realizować swoje przeżycia bez szkody dla dziecka. Rozwiązanie jest tak proste, a napotyka na sprzeciwów. Chodzi o jedno: o posłuszeństwo.

Posłuszeństwo Bogu, który wpisał w naturę ludzką swoje prawa. Nie możecie, nie chcecie, nie powinniście mieć teraz dziecka, to powstrzymajcie się dziś od tego działania. Może odrzuca ludzi sformułowanie restrykcyjne, to "nie", które trzeba sobie powiedzieć - ale przecież powinna wystarczyć reakcja zdrowego rozumu, aby to ograniczenie przyjąć.

Działanie, które za skutek może mieć życie ludzkie, musi być poddane prawom sprawiedliwości - i nad tym ma czuwać kobieta, ta hic mulier Bogu posłuszna.

8. Promyk nadziei

W dniach 21-23 maja 2001 miał miejsce w Rzymie kongres na temat "nowego feminizmu". Obrady toczyły się w auli nowo zbudowanego Ateneum Regina Apostolorum. Kongres międzynarodowy zgromadził liczną grupę kobiet w różnym wieku z kilkudziesięciu krajów.

Od razu widać było, że jest to grupa elitarna. Kobiety estetycznie ubrane, bez ekstrawagancji, bez prowokującego obnażania się. Kolejno zabierały głos - i zarówno referaty, jak i dyskusje ujawniły, że są wśród nich dziewczęta, żony i matki zrównoważone, ich relacje spokojne i wyważone ujawniły, że wcale nie czują się dyskryminowane przez mężczyzn, a przeciwnie, są szanowane i kochane - spełniają ważne, absorbujące funkcje społeczne w swoich krajach; są ministrami, dyrektorami, pisarkami, ale na pierwszym miejscu stawiają macierzyństwo.

Jasno widzą swoją rolę społeczną w obronie praw dziecka i rodziny. Nie tylko nie mają żadnego kompleksu mniejszej wartości, jak rozkrzyczane feministki, które ten kompleks kompensują żądaniami różnego rodzaju, ale przeciwnie, mają poczucie swojej wartości - ba, nie tylko wartości, ale wręcz siły. Nawet w Afryce, gdzie nie zajmują wysokich stanowisk oficjalnych, to jednak są świadome swego wpływu na świat męski i relacjonują, że mężczyźni zasięgają ich rad i liczą się z ich zdaniem. Męskość wcale nie wydaje im się czymś wyższym, a jedynie odmiennym i z doświadczenia życia wiedzą, że to właśnie mężczyzna potrzebuje pomocy kobiety, matki i żony - i niosą im tę pomoc zgodnie z planem Stwórcy, który tę Ewę stworzył dla pomocy Adama.

Postulat "nowego feminizmu", który wysunęły, odnosi się właśnie do tej roli pomocniczej - chcą pomóc mężczyznom w realizacji pełnego człowieczeństwa, wnieść pierwiastek duchowy, który dopiero nadaje właściwą wartość osobie ludzkiej, chcą wychować człowieka na obraz i podobieństwo Boga. Taka postawa nie była przy tym udziałem pojedynczych osób, ale całej tej grupy. Klimat tego kongresu ujawnił kobiecą mądrość.

Wyglądało to tak, jakby była mowa o całkiem innej planecie czy innym kontynencie niż Europa, a przecież były to rozumne, rzeczowe relacje o sytuacji w różnych krajach - i nie tylko informacje, ale także projekty na przyszłość, na nowe tysiąclecie. Słuchając tych referatów można było odzyskać nadzieję , że ten świat może stać się lepszy, gdy skoordynowana grupa kobiet będzie ten plan "uduchowiania" ludzkości konsekwentnie przeprowadzać.

Te przemawiające kobiety wcale nie skarżyły się na złe traktowanie w swoich środowiskach - przeciwnie, są szanowane, wręcz podziwiane. Oczywiście, pojawiały się też wyrazy troski, ale innego rzędu, troski o rodzinę, o dzieci. Na przykład prelegentka z Ameryki łacińskiej skarżyła się nie na mężczyzn, ani na to, że jest poniżana, ale na to, że brakuje chleba dla dzieci. Przewijała się troska o kraje, gdzie warunki ekonomiczne są poniżej elementarnych potrzeb; ale troska o los głodnych dzieci nie prowadzi do absurdalnych żądań feministek, aby te dzieci, czy ludzi starych i chorych zabijać - ale przeciwnie, o to, jak ich los poprawić.

Kobiety te po prostu ujawniły głęboką mądrość i dobroć, a przede wszystkim rozumiały potrzebę nawrócenia świata - nowy feminizm w ich rozumieniu to rola kobiety w doprowadzeniu ludzkości do Boga, do realizowania planu Bożego; ujawniły, że rozumieją Boży plan wobec ludzkości.

>Ojciec Święty w Mulieris Dignitatem (rozdz. 15, s. 59) napisał:


"Chrystus rozmawia z kobietami o sprawach Bożych, znajduje w nich dla tych spraw zrozumienie i autentyczny rezonans umysłu i serca, odpowiedź wiary. I Jezus dla tej specyficznie kobiecej odpowiedzi wyraża uznanie i podziw - jak w wypadku kobiety kananejskiej (por. Mt 13,28)."
 

---
Wykład wygłoszony w ramach XXXIII Wrocławskich Dni Duszpasterskich 28 sierpnia 2003 r.
Ze strony Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu

http://www.integrum-home.pl/forum/viewtopic.php?p=15081&highlight=&sid=fe537f4dc859c8c90403bdec7d897a43#15081

***
Pozwolę sobie załączyć  też:
> Dr Wanda Półtawska - Aktualne zagrożenia rodziny
> Profesor Wanda Półtawska w szpitalu
> Ks. prof. dr hab. Tadeusz Guz - Homilia - Zamość 15 czerwca 2014

 

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Człowiek nie może żyć bez uniesień



Rozmowa
(przyp.:przeprowadzona w 2003r.) z dr Wandą Półtawską - lekarzem psychiatrą

Jakie zjawiska we współczesnej kulturze widzi Pani jako zagrożenie dla przyszłości społeczeństw?
 
Podstawową sprawą jest zanikn wszelkiego sacrum. Dla współczesnego człowieka nie ma nic świętego. A człowiek bez spraw, które są większe niż on, właciwie nie potrafi żyć. Ojciec Święty raz powiedział: Człowiek nie może żyć bez uniesień..
 
Które z symptomów zaniku sacrum, odarcia z wartości są, Pani zdaniem, najbardziej zatrważające?
 
W dziedzinie kontaktów międzyosobowych takim zjawiskiem jest pornografia, która akt małżeński sprowadziła do zażywania relaksu. Kobieta stała się w tej sytuacji wyłącznie przedmiotem do pobudzenia pożądania. Przestrzegał przed tym Ojciec Święty, mówiąc: Nie wolno traktować drugiego człowieka jak rzecz...
 
Płciowoć ma być podległa człowieczeństwu?
 
Może być przecież nieludzka kobiecość, kiedy matka zgadza się na zabicie własnego dziecka i nieludzka męskość, wyrażająca się agresją, gwałtem. Cały szereg czynów agresywnych wynika z faktu, że ludzie przestali się kochać. Na co dzień brakuje zwyczajnej miłości bliźniego.
 
Kto jest temu winien?
 
W pewnym sensie wszyscy. Gdyby wszyscy ludzie zechcieli realizować pozytywny stosunek do drugiego człowieka - świat musiałby się zmienić. To jest zadanie ogólnoludzkie.
 
Jednym z aspektów współczesnej kultury jest rozprzestrzeniający się homoseksualizm. Czy rzeczywiście jest to tylko moda?
 
To była zawsze patologia. Ona wymaga leczenia, a nie naśladowania. Całe lata leczę homoseksualistów i wiem, że to jest patologia, która domaga się korekty.
 
Coraz częściej mówi się o potrzebie akceptacji dla homoseksualistów...
 

Można społecznie akceptować człowieka, ale nie jego aberracje. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku małżeństwo, które ma mieć dwóch ojców, nie mając żadnej matki, jest postawione na głowie. To jest krzywda czyniona dzieciom. To, co się w tej chwili dzieje, co przegłosowano w Belgii (by parom homoseksualnym, zamiast je leczyć, dać prawo do adopcji) jest potworną krzywdą dla wszystkich.
 
We współczesnej kulturze pojawia się wezwanie do tolerancji wobec inności...
 
Tak, ale zasada tolerancji wymaga też tolerancji dla wierzących. Ci wierzący też mają prawo, żeby ich racje: Dziesięć Przykazań  były respektowane w społeczeństwie. Nie może być tylko tolerancja dla ateistów i antyklerykałów, homoseksualistów. Musi być też tolerancja dla katolików.
 
Słyszałam, jak apelowała Pani do nauczycieli, żeby byli jednoznaczni, żeby mówili, że czarne jest czarne, białe jest białe. A współczesna kultura jest przecież kulturą kompromisu...
 
Kompromis nie jest prawdą - jest półprawdą. Kompromis nie ratuje wartości. Taką wartością jest życie. Nie można częściowo zabić. Nie cokolwiek może uratować człowieka, tylko prawda. A realizm i radykalizm poglądów to jest właśnie powiedzenie prawdy bez względu na konsekwencje. Myślę, że naszemu narodowi brakuje odwagi cywilnej. Ludzie hodują czasem w ukryciu swoje prawidłowe poglądy, chcieliby ratować wartości, ale nie mają odwagi. Toteż Ojciec Święty chodzi po świecie i mówi: Nie bójcie się! A oni się boją...
 
Czego się boją?
 
Opinii publicznej. Boją się, że zostaną zaklasyfikowani jako nienowocześni, kołtuńscy, jakby przybyli z ciemnogrodu. A tak naprawdę wartości są nieprzemijające. Nie trzeba się ich wstydzić. Przeciwnie  trzeba się chwalić tym, że człowiek uznaje wartości.
 
Nie napawają optymizmem tendencje, które docierają z Parlamentu Europejskiego, na przykład o potrzebie wprowadzenia prawa do eutanazji...
 
Każde zabijanie jest przeciwko dobru człowieka. Człowiek potrzebuje czasami tych ostatnich chwil, nawet po to, żeby się zastanowić, co dalej. Odebranie mu tych możliwości może go skazać nawet wręcz na piekło. Trzeba wierzyć w potępienie wieczne tak, jak w wieczne szczęście. Jest prawda o niebie i o piekle. Ludzie rozumnie myślący muszą to przyjąć.
 
Człowiek we współczesnym świecie często jest traktowany poniżej swojej godności i jest mu źle w tej roli. Czym grozi takie złe samopoczucie?
 
Powstają reakcje frustracji i agresji. W listopadzie 2003 r. w Rzymie odbył się międzynarodowy kongres na temat depresji. Na całym wiecie rośnie liczba ludzi o obniżonym nastroju, na poziomie nerwicy, psychozy. Współczesnemu człowiekowi brakuje poczucia sensu życia, bo goni za mirażami, za wartościami materialnymi, które i tak zostawi, bo każdy umrze.
Tak, i zaraz dodaję, że chodzi o to, czy ta śmierć jest końcem, czy początkiem. Życie nie kończy się ze śmiercią, ale ona musi być szczęśliwa...
 
To znaczy?
 

O tym, że po śmierci decyduje jakość naszych dzisiejszych czynów miłości, życzliwość.
 
Ludzie o tym nie rozmawiają, bo boją się śmierci...
 
Nie musimy przeżywać strachu przed śmiercią. Jest tylko kwestia przygotowania. Znałam przypadki, kiedy ludzie oczekiwali na nią spokojnie, ponieważ to jest normalny koniec życia ludzkiego. Człowiek, który jest niepewny tego, co będzie - boi się. Natomiast człowiek, który jest głęboko wierzący, wierzy, że idzie do domu Ojca, w ręce kochającego Boga, i jest spokojny.
 
Jak ludzi przygotowywać do śmierci?
 

Zamiast ukrywać przed pacjentem, że jest to choroba, która zagraża życiu, trzeba powiedzieć spokojnie:  Przygotuj się na śmierć. Nie umrzesz! To bardzo dobrze, ale lepiej, żebyś był przygotowany... Wtedy lęk, napięcie znikają. Nie można udawać, że nie ma śmierci. Jestem z pokolenia, które już schodzi z tego świata, bo jest stare. I śmierci się nie boję.
 
Jaka jest recepta na to, by, mając 82 lata, być w takiej kondycji jak Pani?
 
Zachować poczucie humoru i... chodzić po górach...
 
Jak Pani widzi przyszłość świata?
 

Jestem optymistką. Jednak pesymistką co do Europy, ponieważ to, co słyszę na kongresach europejskich, wskazuje na regres. Europa jest zdemoralizowana. To jest kontynent, gdzie jest coraz więcej rozwodów, zabójstw, coraz mniej urodzonych dzieci. Wydaje się, że jest to kawałek świata skazany na zagładę. Ale... może Ktoś nas uratuje...
Rozmawiała Romana Brzezińska
 
Wanda Półtawska
urodziła się 2 listopada 1921 r. w Lublinie. W czasie wojny
była harcerką Szarych Szeregów. W roku 1941  aresztowana przez gestapo została skazana na karę śmierci i wysłana do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie poddano ją okrutnym eksperymentom medycznym. Jest doktorem medycyny, specjalistką w dziedzinie psychiatrii. Pracuje w poradniach małżeńskich i rodzinnych. Prowadzi wykłady z medycyny pastoralnej i kieruje Instytutem Teologii Rodziny na PAT w Krakowie. W latach 1981 - 84 wykładała w Instytucie Jana Pawła II przy Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Od 1983 r. jest członkiem Papieskiej Rady Rodziny i Papieskiej Akademii Pro Vita. Mąż Andrzej jest profesorem filozofii. Mają cztery córki.

http://www.katolik.pl/czlowiek-nie-moze-zyc-bez-uniesien,1536,416,cz.html
 

avatar użytkownika intix

2. Dr Wanda Półtawska - RADYKALIZM I REALIZM WIARY W RODZINIE

 „Teraz należy czerpać ze skarbca otrzymanej łaski, przekładając ją z entuzjazmem na język postanowień i konkretnych programów działania”
(Jan Paweł II, Novo millenio ineunte pkt. 3)


Wprowadzenie

Doświadczenie życiowe wskazuje dzisiaj na ogromny kryzys rodziny, także rodzin katolickich związanych sakramentem małżeństwa; nie sposób tego nie zauważyć. Ta sytuacja niepokoiła Ojca Świętego Jana Pawła II, który - jak wiadomo - od początku swojego pasterzowania wykazywał szczególną troskę o los rodziny i wkładał ogromny wysiłek w to, aby ratować świętość ludzkiej rodziny w ogóle, a rodzinie polskiej życzył w czasie swej pielgrzymki do Ojczyzny, aby była „Bogiem silna”, zaś także w dokumencie wydanym na zakończenie Wielkiego Jubileuszu pisał: „Szczególną uwagę należy poświęcić duszpasterstwu rodziny, szczególnie nieodzownemu w obecnej chwili dziejowej, gdy obserwujemy rozległy i głęboki kryzys tej podstawowej instytucji” (Novo millenio ineunte pkt. 42 s. 62).

Chrystus, Syn Boga żywego

SYN WOBEC OJCA

Chrystus Syn Boga, ale także człowiek, zrodzony z wybranej dla Niego Matki zostaje przyjęty za syna przez wybranego dla Niego ludzkiego ojca, Józefa. Przychodzi na świat jako bezbronne dziecko, rozwija się i wzrasta pod opieką ludzkich rodziców i – jak mówi Pismo św. „jest im poddany”.

Poddany – a więc posłuszny, rośnie, rozwija się i gdy zaczyna ludzi nauczać, to przekazuje im wielokrotnie prawdę o sobie, że „pełni wolę Ojca”, Tego, który Go posłał, wolę Ojca niebieskiego. Prawdę o potrzebie, konieczności posłuszeństwa Bogu zaświadcza wiele razy wobec ludzi, a w sposób szczególny w dramatycznej scenie modlitwy w Ogrójcu przed męką, modląc się: „…oddal ode mnie ten kielich, wszelako nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”.

Ucząc ludzi modlitwy dyktuje im wprost, że mają mówić: „Fiat voluntas Tua” – wszyscy, każdy człowiek który pojął, że Bóg istnieje, ma pełnić Jego wolę.

Zatem wpatrywanie się w Chrystusa, w Jego oblicze powinno przynieść od razu na wstępie tę pierwszą prawdę – zasadę posłuszeństwa Bogu, Bogu Ojcu i nie można tej prawdy oderwać od losu ludzkiego, podkreślonego przez Boga wcieleniem Chrystusa; urodzony jako dziecko, zostaje oddany w ręce ludzkiego, przybranego ojca i w wymiarze ludzkim ta prawda o potrzebie posłuszeństwa Ojcu przenosi się na los każdej rodziny – dziecko posłuszne ojcu.

Jednak dzisiaj rodzina zrezygnowała z cnoty posłuszeństwa, choć to posłuszeństwo ojcu jest przecież, powinno być zasadą wychowania w rodzinie. Dziś ojcowie nie wymagają od dzieci posłuszeństwa, nawet nie widzą takiej potrzeby, czasem wręcz uważają, że nie należy wychowywać do posłuszeństwa, a trzeba zostawić dzieciom wolność.

Przecież jednak nie chodzi o tyrańskie wymagania i narzucanie dzieciom rzeczy, których nie mogłyby spełnić – chodzi o to posłuszeństwo, które jest przyjęciem wartości, przyjęciem kierunku życia.

Dziecko nie może od razu zrozumieć narastających zadań i problemów, musi być najpierw prowadzone za rączkę przez życie tak, jak się je chroni na wąskiej ścieżce na skraju przepaści. Nikt rozumny małego dziecka nie puszcza samotnie w taką drogę, ale silnie trzyma, żeby nie spadło.

Posłuszeństwo ojcu, który wie, jaką drogę wybrać jest po prostu zabezpieczeniem życia dziecka. Życia? – ale przecież chodzi o więcej niż życie, posłuszeństwo ojcu ma dziecku zabezpieczyć nie tylko życie, ale zbawienie. To właśnie każdy ludzki ojciec ma dziecko bezpiecznie doprowadzić do zbawienia.

Taka jest rola ojca; ale żeby ojciec mógł taką rolę spełnić, sam musi świadomie dążyć do zbawienia, do świętości. Ojciec ziemski Chrystusa był jakby przybliżoną do ziemi ręką Ojca – Boga, nie zasłaniał sobą Boga; był dyskretny, pokorny, nie narzucał się, nie przeszkadzał. Chroni dziecko, ratuje przed Herodem. Przyuczał do zwykłej ludzkiej pracy w warsztacie. Po prostu był; a dziecko rosło.

Każdy ziemski ojciec ma takie same zadania – chronić życie dziecka i pilnować jego wzrostu.

A dziecko ma być posłuszne, ma przez własnego ojca uczyć się posłuszeństwa Bogu.
To właśnie ojciec powinien dziecku przekazać tę prawdę, że ma pełnić całym życiem wolę Bożą.

Ale na to, żeby dziecko przyjęło postawę posłuszeństwa, musi ojciec „zasłużyć”, zdobyć podziw i zaufanie dziecka. Rola ojca nie może spaść na mężczyznę jako nieoczekiwany skutek jego niedojrzałego działania, ale ma być świadomie przyjęta jako zadanie, jako powołanie. Zadanie o ogromnej odpowiedzialności, a zarazem zadanie uszlachetniające – wielki przywilej współpracy ze Stwórcą, który swoją stwórczą moc dzieli z człowiekiem.

Pełnia dojrzałości mężczyzny realizuje się w ojcostwie – i prawidłowe, w całej głębi przyjęte ojcostwo jest źródłem nie tylko radości, ale wręcz szczęścia. Co więcej, jest drogą do szczęścia wiecznego.

Jakże obca jest dzisiaj mężczyznom taka świadomość. Nawet jeśli są ojcami, to nie osiągają tej pełnej radości, bo nie podejmują trudu realizowania w pełni swego ojcostwa.

Pierwszy więc temat do głębokiej refleksji to zastanowienie się nad twórczym działaniem cnoty posłuszeństwa Bogu Ojcu poprzez posłuszeństwo ojcu ziemskiemu. Każde dziecko jest dzieckiem Bożym danym niejako w depozyt ojcu ziemskiemu – i dziecko, ufając mądrości i miłości ojca idzie za nim, staje się posłuszne.

2. CHRYSTUS SYN WOBEC MATKI

Dziecko wobec matki to zarazem matka wobec dziecka –  kobietę matką czyni przecież dziecko i ona wobec tej rzeczywistości musi zająć stanowisko, zareagować na zaistniały fakt – pojawienie się dziecka, nowego człowieka.

Każda kobieta, stając się matką, będąc już matką maleństwa, wpatrując się w oblicze Chrystusa powinna sobie uświadomić reakcję Jego matki. Chrystus jako dziecko został od razu, bez żadnego wahania zaakceptowany przez matkę – po chwili zdziwienia spowodowanego niezwykłością tego faktu: „skądże mi to, przecież męża nie znam?”. Dziewczyna z Nazaretu bez wahania przyjmuje nie tylko postawę posłuszeństwa, „oto ja służebnica”, nie tylko od razu akceptuje wolę Boga, „niech mi się stanie według słowa twego”, mimo tej tajemniczej, trudnej do zrozumienia sytuacji na wiadomość „poczniesz syna” wybucha wdzięcznością, śpiewa hymn pochwalny, Magnificat, bo „uczynił jej wielkie rzeczy”. W każdej kobiecie, w której z Bożej łaski poczęło się dziecko dzieje się to samo, "„wielkie rzeczy”, bo nie ma większego dzieła niż człowiek sam.

Zawsze w chwili poczęcia nowego człowieka dzieje się ten cud Stworzenia – w każdej kobiecie-matce, w tajemniczej głębi jej łona działa ten sam Duch Święty Ożywiciel i wzbudza nowe życie. A ona, matka, w tej chwili powinna, tak jak tamta dziewczyna z Nazaretu, powtórzyć Jej „fiat” i wzbudzić w sobie wdzięczność za to, co się stało: za dar życia, za dar dziecka.

Wdzięczność, i radość, i słuszna duma, że stała się tym narzędziem Bożej stwórczej mocy, powinna wypełniać serce każdej kobiety w tej wielkiej chwili.

Jakże mało kobiet dzisiaj przeżywa tę głębię radości – no i właśnie: ta kobieta, ta rodzina, która wpatruje się w Chrystusa, dostrzega wielkość daru i nie odrzuca go. Nie można nie myśleć o matce, gdy się myśli o Synu. Religijność, prawdziwa religijność maryjna jest, ma być chrystocentryczna, bo Maryja jest Jego Matką. Syn sobą podnosi matkę do nieprawdopodobnego wymiaru, do tej pełnej kobiecości , jaką Bóg zamierzył dla kobiety – pośredniczki łask i strażniczki życia. W niej dziecko rośnie i z niej czerpie ludzkie siły, a ona, niczego nie pojmując, zarazem wszystko rozumie – kocha dziecko od początku, można powiedzieć: „od zawsze i na zawsze”.

Tajemnicza, głęboka więź matki z dzieckiem… Wpatrując się w oblicze Syna Maryi widzi się od razu tę kochającą Matkę…

A On, Syn? On tę miłość odwzajemnia. Kocha po męsku. Nie ma w opisie ewangelicznym żadnych zapisów czułych słów czy gestów. Nawet – wręcz przeciwnie – wydaje się, że jest On szorstki, publicznie mówi: ”któż jest moją matką?” i dodaje, że za matkę uzna każdą, która pełni wolę Boga Ojca – jakby odejmując jej tę jedyność. A jednak kiedy ona wypowie pierwsze pragnienie – zwykłe, ludzkie, i nawet nie sprecyzowane, powie – „wina nie mają”, nie wyraża specjalnie prośby, delikatnie sygnalizuje swoją troskę – to On, choć stwierdza, że to nie pora, nie ten moment, jednak reaguje czynem; krótko, po męsku daje zlecenie proste, a jakże jednoznacz-ne: „napełnijcie stągwie wodą”.

Niczego Jej nie obiecuje, ale Ona wie, że On ją kocha i że spełni jej prośbę; ma, jakże głęboką, pewność Jego miłości; ona to wie intuicją serca. Ona wyprzedza to, co On uczyni i po prostu mówi sługom: „zróbcie wszystko, cokolwiek wam nakaże”. Ona wie, przeczuwa, kim On jest i ufa, że jej nie odmówi.

A więc wpatrywanie się w Chrystusa pokazuje nam tę potencjalną głębię miłości między matką a dzieckiem – najsilniejszą więź między ludźmi, która umożliwia wpływ matki na zachowanie dziecka. Potężna wychowawcza siła matczynego serca, którym kobieta może prowadzić dane jej dziecko; bo ona ma moc kształtowania w dziecku postaw serca.

Ale… ale ta najczystsza Miłość Matki Boga – Maryi do Syna nie zatrzymuje się na sobie. Maryja nie chce niczego dla siebie, nie realizuje się w egoizmie, ale od razu zwraca się do drugiego człowieka, do potrzebujących, owocuje miłością bliźniego.

Sercem dostrzega troskę tych nowożeńców, zakłopotanych, że im zabrakło wina. Drobna troska, a wrażliwe matczyne serce ją dostrzega i służebna postawa realizuje się gotowością niesienia pomocy – w drobnej sprawie, ale ludzkiej troski.

A On, Syn, Syn Boga samego od razu podejmuje tę Jej troskę, bo jest to gest miłości, bo przecież Ona w tym geście spełnia wolę Jego Ojca z nieba, nakaz miłości. Nie dla siebie chce Matka dobroci Syna, ale kieruje ją do innych ludzi.

W tej scenie każda matka ma odnaleźć „kolor matczynej miłości”, która nie ma być zachłanną, egocentryczną postawą uwielbienia dla swego syna, ale ma być dojrzałą postawą kobiety-matki, która swą troską ogarnia świat.

Kontemplacja oblicza Chrystusa dla wszystkich matek ma się stać odkryciem rozmiaru miłości matczynej – miłości bez granic, miłości ofiarnej, służebnej nie tylko wobec własnej rodziny, ale wobec każdego człowieka. I dlatego trzeba, aby wszystkie kobiety-matki mogły jasno dostrzec, że ich zadaniem jest uczyć dzieci altruizmu – takiej miłości bliźniego, która zwalcza egoizm i ukazuje potrzeby innych ludzi – miłości aktywnej, realizowanej nie jedynie deklaracją słowną, ale konkretnymi czynami.

3. CHRYSTUS – BRAT

„Któż jest moim bratem i siostrą?” – pyta Chrystus, a zarazem odpowiada: „Każdy, kto pełni wolę Ojca mego”; uczy modlitwy, w której pozwala ludziom Boga nazywać Ojcem – Boga, który jest Jego Ojcem. Dzieci jednego i tego samego Ojca to rodzeństwo, bracia i siostry.

Klucz do wzajemnego obcowania – jakże konieczny dzisiaj, kiedy ludzie nie umieją już odnaleźć tej najprostszej, zdrowej relacji. Gdy psalmista mówi (Ps 27/26, 8): „Szukam, o Panie, Twojego oblicza”, to ta przede wszystkim relacja nabiera znaczenia. Oblicze Syna wskazuje na Ojca, ojcostwo Boże obejmuje wszystkich ludzi.

Myśl o braterstwie, o braterskiej, siostrzanej miłości, to przede wszystkim wskazanie dla młodzieży. Nie tylko w układzie własnej rodziny  trzeba odnaleźć właściwe znaczenie braterstwa, ale ogólnie w rodzinie ludzkiej. Każdy młody człowiek ma w stosunku do wszystkich ludzi odnaleźć ten sposób obcowania – brat i siostra, dzieci jednego Ojca, odniesienie normalnej ludzkiej życzliwości i przyjaźni, wolnej od popędowych reakcji seksualnych. Ludzie dziś – i młodzi, i dorośli nie umieją wypracować postaw prawdziwego, altruistycznego odniesienia do innych.

Nieprawidłowe rozumienie znaczenia płciowości niszczy układ przyjaźni; a przecież każda prawdziwa przyjaźń jest darem, jest poszerzeniem ludzkiego serca, bez przyjaźni nie można żyć. Chrystus otacza się przyjaciółmi – wybiera sobie uczniów – przyjaźni się z Łazarzem i jego siostrami, nawiązuje więzi uczuciowe. Wzrusza się na wieść o śmierci Łazarza.

Chrystus broni reakcji ludzkiego serca, ale zarazem wyraźnie uzależnia braterstwo od pełnienia woli Ojca. Nie każdego nazywa bratem, ale tych, którzy żyją według Bożego planu. Rodzina współczesna, odnajdując w obliczu Chrystusa oblicze własnego brata, musi zarazem znaleźć w Nim wzór do naśladowania.

Brat to ten, kto kocha, a nie krzywdzi. W tym punkcie myśl powinna się skierować ku konkretnym układom międzyludzkim. Nasuwa się tu konieczność rachunku sumienia – czy istotnie traktuję ludzi jak braci? Zatwardziałe spory o rzeczy nic nie warte dla nieba, bo materialne. Krzywdy wyrządzane, od drobnych złośliwości, zazdrości, aż do drastycznych aktów agresji. Świat jest, jak mówi Jan Paweł II, poddany cywilizacji śmierci – śmierci zadawanej bratu.

Wiadomo, co może wyrządzić człowiek człowiekowi. Świadoma kontemplacja oblicza Chrystusa to palące wezwanie do miłości bliźniego, do oparcia wszystkich układów międzyludzkich o miłość. To zarazem wezwanie do oczyszczenia ludzkiej miłości, którą sponiewierano i odarto z piękna.

Jan Paweł II nawołuje do „pięknej miłości” oblubieńczej, czystej. To wezwanie do dowartościowania dziewictwa. Brat, siostra, to układ altruistycznej przyjaźni, która nie krzywdzi, nie pożąda, ale podziwia piękne dzieło Boże…

Do tej wartości trzeba dorosnąć i potrzebny jest trud opanowania reakcji ciała i emocji. To wezwanie do świadomej pracy nad sobą samym, do głębokiej refleksji. Ale Jan Paweł II pisze:

„… do pełnej kontemplacji oblicza Pańskiego nie możemy dojść o własnych siłach, ale jedynie poddając się prowadzeniu łaski. Tylko doświadczenie milczenia i modlitwy stwarza odpowiednie podłoże, na którym może dojrzeć i rozwinąć się bardziej prawdziwe, adekwatne i spójne poznanie tajemnicy, najwznioślej wyrażonej w dobitnych słowach ewangelisty Jana: «A Słowo stało  się ciałem i zamieszkało wśród nas, I oglądaliśmy Jego chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy»”

(Novo millenio ineunte, pkt. 20, s. 28 i n.)


4. CHRYSTUS NAUCZYCIEL

Wpatrywać się w Chrystusa – to musi także znaczyć: wsłuchać się w Jego słowa, w Jego nauczanie.

Cała działalność Chrystusa na ziemi do tego się sprowadza: naucza o Bogu. Wręcz dyktuje treść modlitwy, w której każde słowo ma znaczenie i ma się stać myślą przewodnią. Nie tylko uczy słów modlitwy, ale także daje szczegółowe wskazania jak mamy się modlić – w pokorze jak celnik, w ukryciu, w izdebce, nie na pokaz.

W świątyni wyjaśnia prawdy wiary, ale zarazem usprawiedliwia swoich prześladowców, bo „nie wiedzą co czynią”. Pokazuje, że prawdy wiary stają się dla człowieka zrozumiałe dopiero, gdy przyjdzie mu z pomocą Duch Święty, który go oświeci, umożliwi poznanie prawd Bożych.

Nie tylko uczy o modlitwie, ale sam się modli; daje temu świadectwo – w ogrodzie oliwnym oddala się od uczniów i w samotności rozmawia z Bogiem-Ojcem.

Myśl o Chrystusie-nauczycielu powinna mieć konsekwencje. Wiary, modlitwy trzeba się uczyć, szukać. Chrystus, odchodząc do nieba, nie zostawia nas samych. Zostaje sam w sanctissimum i zostawia zastępcę, Piotra, ustanawia Sakrament kapłaństwa. W ten sposób powstaje „Urząd nauczycielski Kościoła”. Człowiek prawdziwie wierzący w Chrystusa musi uwierzyć w „jeden, święty, powszechny Kościół”. Zrozumieć prawdy Boże i choćby intuicyjnie przeczuć, kim jest Bóg może jedynie człowiek pouczony przez Ducha Świętego.

Człowiek w stanie łaski, powołany do Nieba, a więc do świętości, musi się o ten stan łaski starać. Słaby, obdarzony grzechem pierworodnym człowiek nie miałby szansy na osiągnięcie Nieba gdyby nie pomoc Boża, łaska udzielana hojnie każdemu, kto jej pragnie, kto szuka, kto w pokorze wyzna grzechy i od nich się odwróci. Sakrament spowiedzi, pojednania z Bogiem, ratuje wieczność człowieka; – i tu jawi się nieodzowna pomoc kapłana – człowieka wybranego przez samego Boga, któremu zostaje udzielona nieprawdopodobna moc Ducha, moc odpuszczania grzechów.

Człowiek współczesny, którego „oczy duszy są niewidome”, potrafi powiedzieć – jakże często – „jestem wierzący ale niepraktykujący”. Jakaż to wiara? W co?

Oblicze Chrystusa kieruje nas ku myśli o niezastąpionej roli kapłana w życiu każdego człowieka i w życiu wszystkich ludzkich wspólnot.

Rodzina jest przede wszystkim centrum, w którym zakorzenia się człowiek – zapuszcza korzenie w głąb wiary lub ją traci. To rodzice – oboje – mają wszystkim swoim dzieciom zaszczepić tę prawdę o roli Sakramentów, pouczyć i potwierdzić własnym przykładem. Jan Paweł II zaskoczył ludzi w pewnym momencie opowiadając, jak będąc małym chłopcem w nocy obudził się i zobaczył, że ojciec jego nie śpi, ale modli się na kolanach. Które dziecko w polskiej rodzinie ma dziś taką szansę? A przecież rodzice są dla dziecka wzorem i są, mają być, jego pierwszymi nauczycielami. Ale aby mogli tę rolę spełnić, muszą się sami do tego przygotować. Przygotowanie do roli ojca i matki musi objąć wiedzę o nauczaniu Kościoła.

Gdy Ksiądz Biskup Stanisław Stefanek dziękował Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II za List do rodzin, Ojciec Święty przerwał mu to podziękowanie i powiedział: „Nie dziękujcie, ale czytajcie”.

Kościół, papieże, biskupi wydają dokumenty, orędzia – teksty, które wyjaśniają trudne, delikatne sprawy, a ludzie się tym nie interesują. Rozważanie o Chrystusie-Nauczycielu powinno zgromadzonym tu rodzinom podsunąć pytanie: „Które dokumenty Jana Pawła II znam? Ojciec Święty w trosce o świętość rodziny wydaje kolejne dokumenty-drogowskazy, właśnie dla rodzin: Familiaris consortio, Evangelium vitae, List do rodzin, List do kobiet, a nawet List do dzieci – pierwszy taki dokument w dziejach papiestwa. A rodziny? Które z tych dokumentów znają? Posiadają? Wspól-nie czytają? Czy dziecko wynosi z domu świadomość, że ma pogłębiać wiedzę o Bogu? Szanować kapłanów? Spowiadać się regularnie?

Chrystus żąda radykalizmu wiary; nie można nauki Kościoła przyjmować częściowo, a trzeba ją przyjąć jako całość. Każde z Bożych przykazań jest zadaniem dla każdego; co więcej, zadanie jest wyraźne: życie ma być świadomym dążeniem do świętości. Jan Paweł II pisze:

…skoro chrzest jest prawdziwym włączeniem w świętość Boga poprzez wszcze-pienie w Chrystusa i napełnienie Duchem Święty, to sprzeczna z tym byłaby postawa człowieka pogodzonego z własną małością, zadowalającego się minimalistyczną etyką i powierzchowną religijnością. Zadać katechumenowi pytanie: «Czy chcesz przyjąć chrzest» znaczy zapytać go zarazem « «Czy chcesz zostać świętym?». Znaczy postawić na jego drodze radykalizm Kazania na Górze: «Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski» (Mt 5, 48).”

(Novo milenio ineunte, pkt. 31, s.44)


5. CHRYSTUS NA KRZYŻU

Myśląc o Chrystusie nie można się zatrzymać na wdzięcznej scenie Dzieciątka Jezus, które uśmiechnięte rączką błogosławi pastuszków. Jakkolwiek dziecięctwo ludzkie było udziałem Chrystusa, Syna Bożego, to misja jego na ziemi spełniła się Krzyżem – Męką.

Krzyż – Znak, zwielokrotniony symbol znajduje się wszędzie; i może ta powszechność symbolu łagodzi nieco drastyczną prawdę o męce, która za tym symbolem stoi.

Oblicze Chrystusa Ukrzyżowanego pokazywane w różnych dziełach sztuki, w pięknych w rzeźbach w ramionach Matki, bolejącej nad śmiercią Syna, jakkolwiek ludziom znane, nie budzi wystarczająco głębokich reakcji – jakby zbladła jego wyrazistość. A przecież Męka Chrystusa zawiera najgłębszą Bożą tajemnicę.

O tajemnicy cierpienia niewinnych Jan Paweł II powiedział: „Jest to największa Boża tajemnica, nie można jej zrozumieć, trzeba tylko przyjąć.”

Przyjęcie Krzyża przez Chrystusa, historycznie potwierdzone, wydaje się niejako zaprzeczeniem miłości i sprawiedliwości – prowokuje u ludzi wielokrotnie pytanie „dlaczego?”. Pytanie pozornie bez odpowiedzi, a przecież fakt ten ukazuje wyraźnie nie tylko nieograniczony wymiar Miłości Bożej, ale także przez Boga zamierzony wymiar człowieczeństwa. Kimże jest człowiek, skoro Bóg płaci taką cenę, aby go zbawić?

Krzyż nie tylko uczy przyjmować cierpienie bez buntu, ale przede wszystkim ujawnia tożsamość człowieka – jakże nieprawdopodobnie podnosi jego wartość – Krzyż Chrystusa podnosi cenę człowieka! Jego wartość, nieprawdopodobną, a prawdziwą. Ktoś tak cenny, taki skarb, że Bóg Syna swego rzuca na szalę, żeby go – każdego człowieka – ratować!

Krzyż podnosi człowieka z upadku i uświęca grzesznika; każdego, najmniejszego. Ramiona Krzyża rozciągnięte nad światem obejmują ludzkość wszystkich czasów, każdy może w nich znaleźć schronienie.

Krzyż Chrystusa jest niepojętą miarą Miłości Boga i potencjalną miarą miłości człowieka, który jest przecież na obraz Boga stworzony.

Miłość bez granic… Miłość powszechna, potwierdzona jasno wyrażonym zadaniem: ”Miłujcie się wzajemnie”; a do wybranych, do tych, co znają Chrystusa z dopowiedzeniem: „Wy miłujcie nieprzyjaciół”. Jednak „miłość nieprzyjaciół” może być przez człowieka sprowadzona do zubożałego wymiaru obojętności – „Niczego złego mu nie życzę”. Układy międzyludzkie często bazują na obojętności. – A Męka Chrystusa wskazuje na najwyższy wymiar czynu miłości, gotowość ofiary, podjęcia trudu.

Miłość bierna nie istnieje – musi się wyrażać czynami; im większa, głębsza miłość, tym bardziej heroiczne czyny. Nieprzyjaciele są i będą, na świecie rozgrywa się ciągle walka dobra ze złem, i zawsze chodzi o walkę o dobro. Ale Chrystus pokazuje niejako szokującą „metodę” tej walki: „uderzył cię w policzek – nadstaw mu drugi”, „ukradł ci suknię, dołóż mu i płaszcz”.

Zupełnie inna platforma walki – i tę ma realizować rodzina ludzi, którzy idą za Nim.
 
Taka analiza Krzyża powinna wyrównać wszelkie waśnie, wszystkie konflikty, wyrugować egoizm, zazdrość w stosunkach między rodzinami i w rodzinach; mają zniknąć kłótnie z sąsiadami i z własną teściową. Oni wszyscy bowiem mają jedno zadanie: uczyć się miłości na wzór Chrystusa cierpliwego, który powiedział: „Jam jest cichy i pokornego serca”.

A człowiek sam nie uchroni się od krzyża, bo taki jest człowieczy los, a także taki los gotują mu inni. Cokolwiek człowieka spotka, trzeba właśnie znaleźć w Krzyżu znak miłości ukryty głębiej niż może pojąć ludzki umysł – ale może go pojąć ludzkie serce. Bo właśnie miłość uzdalnia do noszenia krzyża, choćby był najcięższy, jeżeli jest niesiony z Chrystusem i w Jego Imieniu.

Noszą ludzie symboliczny krzyżyk na szyi, wieszają na ścianie domu, a nawet czasem wszędzie – i co z tego rozumieją? Krzyż wzywa do rachunku sumienia całą rodzinę i każdego z jej członków – do rozmyślania na kolanach! Jan Paweł II mówi:

„Kontemplacja oblicza Jezusa pozwala nam … zbliżyć się do najbardziej paradoksalnego aspektu Jego tajemnicy, który ujawnia się w ostatniej godzinie, w godzinie Krzyża. Jest to tajemnica w tajemnicy, którą człowiek może tylko adorować na kolanach.”


(Novo millenio ineunte, pkt. 25, s. 33 i n.)


6. CHRYSTUS POZA PROGIEM ŚMIERCI

Na całym świecie rozpowszechniane są fotografie Całunu Turyńskiego, toczą się naukowe dyskusje na temat autentyczności płótna, z którego wyłania się surowa twarz w koronie cierniowej z zamkniętymi oczami. Znany obraz – odbicie ludzkiego ciała Boga, zatrzymane dla potrzeb wątpiącego człowieka. Człowiek szuka dowodów niejako namacalnych, bez nich trudno mu uwierzyć, chce - jak Tomasz - dotknąć ran Chrystusa. Człowiek szuka potwierdzeń. A zmartwychwstania Chrystusa nie można zamknąć w ciasnych ramach empirycznych doświadczeń.

Człowiek, który uważa się za wierzącego, potrzebuje realizmu wiary – nie wystarczy mu stereotypowe recytowanie credo w tłumie podczas Mszy Świętej, ale prawda Zmartwychwstania ma wyznaczyć kierunek życia każdego chrześcijanina.  Świadome przyjęcie prawdy o zmartwychwstaniu, wyznanie „wierzę w żywot wieczny” powinno oznaczać przyjęcie takiej hierarchii wartości, w której wieczność stanie się zadaniem podstawowym. Jan Paweł II mówi: „Skarbcie sobie skarby w Niebie”; niebo – to przecież końcowy etap ludzkiego bytowania i to tylko jest naprawdę ważne w życiu, co zabezpiecza szczęśliwą wieczność.

Ekonomia Boża jest inna niż ludzka, dla Boga pokrzywdzony jest zwycięzcą, a krzywdziciel zwyciężający na ziemi, przegrywa w Niebie. Prawdę o niebie stara się Jan Paweł II przybliżyć współczesnemu człowiekowi – ta prawda rodzi nadzieję i radość, ale zarazem jest to zlecone ludzkości zadanie, bo do tego Nieba trzeba dążyć i „zdobyć” je.

Jakkolwiek wszyscy są zaproszeni, to jednak nie wszyscy osiągną Niebo. Jan Paweł II proklamuje świadome dążenie do świętości jako program dla ludzkości na nowe tysiąclecie i nawołuje, aby ten program realizować wytrwale i z entuzjazmem, świadomie dążyć do doskonałości. Pisze on:

„Dzisiaj trzeba na nowo z przekonaniem zalecać wszystkim dążenie do tej «wysokiej miary» zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Całe życie kościelnej wspólnoty i chrześcijańskich rodzin winno zmierzać w tym kierunku.”

(Novo milenio ineunte, pkt. 31, s.44)


Męka Chrystusa tłumaczy się Zmartwychwstaniem. Przyjął tę Drogę krzyżową właśnie po to, żeby ludzi odkupić, „przeprowadzić na drugą stronę” – aby ich zbawić. Wrotami, przez które trzeba przejść, aby się na tę drugą stronę dostać, jest śmierć. Moment konieczny, nieunikniony, który każdy człowiek rozumny powinien uwzględnić w swoim programie życia i działania i który musi także uwzględnić każda rodzina ludzka.
Człowiek rodzi się w rodzinie i w otoczeniu kochającej rodziny powinien przejść przez te wrota. Ale człowiek współczesny unika myśli o śmierci, nie chce jej widzieć, broni się przed nią, wszelkimi sposobami pragnie przedłużyć życie. Niestety, metody przedłużania życia nie zawsze zgodne są z uczciwością i sprawiedliwością.

Oprócz szukania sposobów na przedłużenie życia zjawiła się współcześnie tendencja do skracania umierania. Śmierć nie zawsze jest szybka, bywa często powolnym umieraniem i zdarza się, że rodzina, zmęczona opieką nad chorym, chce skrócić jego życie. Coraz szerzej na świecie stosuje się eutanazję.

Rodzina ludzi wierzących musi przyjąć Boży plan. Człowiek jest stworzony przez Boga i do Boga wraca. Do Stwórcy należy decyzja, kiedy – moment początku życia i moment śmierci trzeba zostawić Bogu. Jan Paweł II powiedział: „Człowiek umiera w momencie dla niego najlepszym, bo Pan Bóg jest dobry”.

Człowiek ma prawo do pięknej, ludzkiej śmierci, a dzieci powinny w domu dowiedzieć się, że śmierć jest przejściem do Nieba, i że dziadek czy babcia umierając dalej istnieją w Niebie, gdzie rodzina kiedyś się spotka.

Wpatrując się w oblicze Chrystusa Zmartwychwstałego człowiek ma odnaleźć swoją szczęśliwą wieczność. Rozumiejąc całą powagę śmierci, można jej odjąć lęk, jeśli się istotnie wierzy w Zmartwychwstanie. Ale do śmierci człowiek musi się przygotować – dobra śmierć to taka, w której człowiek zjednoczony z Bogiem w Sakramencie pojednania i Eucharystii wie, że spotka się z Bogiem twarzą w twarz.

Każdy człowiek ma prawo do naturalnej śmierci, nie wolno go zabijać, nawet gdyby te ostatnie chwile były dla niego bolesne. A psalmista mówi: ”Drogocenna jest w oczach Pana śmierć Jego czcicieli” (Ps 116).

www.kul.pl/files/254/wystapienie.doc

***
Załączam:
LIST APOSTOLSKI NOVO MILLENNIO INEUNTE
OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II


avatar użytkownika intix

3. Maria i Jan cudem Jerycha Różańcowego

Maria i Jan, bliźnięta państwa Wojtyłłów, przyszły na świat jako owoc wytrwałej modlitwy różańcowej. Dzieci urodziły się zaraz po zakończeniu Jerycha Różańcowego w diecezji warszawsko-praskiej.


Anita i Tomasz Wojtyłło swoje małe bliźnięta nazywają dziećmi Maryi. Małżonkowie przez pięć lat starali się o potomstwo, lekarze proponowali im skorzystanie z procedury in vitro. Oni jednak postanowili powierzyć tę intencję Panu Bogu i wstąpili do Róży Różańcowej.

 – Jak każde kochające się małżeństwo chcieliśmy mieć dzieci. Zaczęliśmy się starać o nie zaraz po ślubie, ale jakoś tak bez skutku. Po dwóch latach udaliśmy się do lekarzy, a wyniki badań wykazały, że jesteśmy zdrowi. Po kolejnych nieudanych próbach znowu poszliśmy do lekarza, wtedy zaproponowano nam in vitro, ale nie chcieliśmy skorzystać z tej metody – mówi Tomasz Wojtyłło w reportażu zamieszczonym na stronie diecezji warszawsko-praskiej.

Szczęśliwy ojciec bliźniaków wspomina, że jego żona zachęciła go do wspólnego odmawiania Nowenny Pompejańskiej. – Było to bardzo duże wyzwanie dla mnie, ale daliśmy radę. Przed kanonizacją Jana Pawła II dostałem informację, że Anita jest w ciąży. Dostaliśmy dar od Boga, który wyprosiliśmy za pośrednictwem Maryi – dodaje.

MPA

avatar użytkownika intix

5. Życie - największy z darów


zdjęcie
Zdjęcie: Prolife.pl/ -



W katedrze św. Michała Archanioła i św. Floriana na warszawskiej Pradze odbyło się wyjątkowe nabożeństwo w intencji dzieci nienarodzonych. Modlitwie przewodniczył ks. abp Henryk Hoser.


– Dotykamy dziś jednego z największych darów, jakie Bóg nam ofiarował – powołania do życia nowego człowieka. W tę tajemnicę wpisana jest jednocześnie jedna z najciemniejszych stron naszej egzystencji, niszczenie ludzkiego życia – zauważył na początku nabożeństwa ks. abp Henryk Hoser.

W czasie modlitwy za dzieci utracone zachęcił rodziców, aby – jeśli wcześniej tego nie uczynili – symbolicznie nadali imię swojemu dziecku. Przyrównał to do gestu przytulenia go do swego serca.

– Skoro Pan Bóg wzywa nas po imieniu, zatem my też możemy w ten sam sposób zwracać się do naszego dziecka, nawet jeśli jest ono już po drugiej stronie życia – zauważył biskup warszawsko-praski.

Zapewnił także rodziców, że ich nienarodzone dzieci są zbawione. – W jednym z prywatnych objawieniach Matka Boża powiedziała, że dzieci, które przed narodzeniem odeszły do wieczności, a zatem nie miały szansy zobaczyć tego pięknego świata ani nie mogły zmierzyć się z wyzwaniami, jaki przynosi życie w tym okresie próby na ziemi i nie otrzymały żadnego sakramentu – one wszystkie przebywają w Jej sercu – powiedział.

– Niech to, że są one zbawione, będzie dla nas największym umocnieniem – zaapelował ks. abp Henryk Hoser.

Nawiązując przy tym do tajemnicy świętych obcowania, przypomniał, że ci, którzy są w wieczności, także i nienarodzone dzieci, modlą za tych, którzy są na ziemi.

Autorem „Jutrzni za Nienarodzonych” jest Paweł Bębenek. Nabożeństwo składa się ze śpiewanych tekstów liturgicznych w wykonaniu muzyków ze środowiska służby zdrowia. Modlitwa była już wykonywana w wielu miejscach w Polsce, m.in. we Wrocławiu, Poznaniu i Koszalinie.

RP, KAI

***
Załączam też do tego wpisu - pokrewny wpis - komentarzem:
>Cud życia w Guadalupe