Kardynał August Hlond - światło dla Polski

avatar użytkownika intix

Za:Nasz Dziennik - 2008r.

Otrzymałem od pewnej życzliwej osoby pokaźny tom zawierający pisma księdza kardynała Augusta Hlonda 1. Jest to lektura fascynująca i niezwykle aktualna. Jego myśli pełne ognia duchowego chciałoby się udostępnić wszystkim rodakom. Do napisania tej refleksji skłania mnie zbliżająca się rocznica jego śmierci - już sześćdziesiąta (22 października 1948 r.), a nadto przynagla niezwykła aktualność głoszonych przez niego prawd. Uderza niezwykła jasność, przejrzystość myśli i absolutna prostolinijność jego programu pastoralnego: broniąc dostępu człowieka do Boga, walczy z mocami zła, które w naszej epoce posługują się wszelkimi zdobyczami cywilizacji, aby pogrążyć człowieka w kłamstwie i grzechu.

Ks. prof. Jerzy Bajda
__________________

Tylko Chrystus

Prymas Hlond jest jednoznaczny i zdecydowany: tylko Chrystus i Jego Królestwo jest ocaleniem dla człowieka, dla rodziny, dla narodu, dla ludzkości. W orędziu wydanym z okazji II Śląskiego Zjazdu Katolickiego (11 sierpnia 1923 r.) kładzie nacisk na konieczność odbudowania żywej więzi z Kościołem, ponieważ tylko w Kościele otwierają się źródła łaski Chrystusowej odradzającej człowieka i czyniącej człowieka zdolnym do szlachetnego działania.

"Na zło nie ma innej rady, jak powrót do Kościoła, który jest 'filarem i utwierdzeniem prawdy' (Tym 3, 15) i do Boskiej nauki i do Boskiego prawa, które już tylokrotnie odrodziło świat i narody. (...) Zatruta dusza ludu ożyje i wyzwoli się z pęt moralnej niemocy przez przyjęcie odrzuconej prawdy i zaniedbanej łaski Chrystusowej: 'poznacie prawdę a prawda was wyswobodzi' (J 8, 2)"2.


Kardynał Hlond stanowczo odrzuca błędny pogląd, jakoby kryzys wiary był nieuniknionym następstwem ewolucji kultury. W Liście pasterskim (1 marca 1924 r.) woła:

"O nie! Pamiętajmy, że nie kultura przyniosła nam wiarę, ale wiara przyniosła nam kulturę. Kultura prawdziwa oznacza postęp, a przede wszystkim postęp moralny, który dokonywać się może jedynie na zasadach wiary. Kultura bez wiary to kształt bez duszy, to forma czcza i próżna. Dopiero wiara napełnia ją treścią i prawdą"3.

Ponieważ prawdziwa kultura zakłada respektowanie zasad moralnych, dlatego ksiądz kardynał piętnuje błąd myślowy, według którego moralność w życiu publicznym nie obowiązuje.

"Rozpasały się złe duchy także w życiu publicznym i jak gdyby w tej dziedzinie nie obowiązywały zasady chrześcijańskie, zaczęto wielokrotnie uprawiać politykę, niezależną od wszelkich praw moralnych. Toteż spotykamy tu więcej walki z przeciwnikami politycznymi, niż pracy dla Ojczyzny"4.

Na VII Zjeździe Katolickim w Poznaniu (6 listopada 1926 r.) piętnuje ksiądz Prymas nie tylko postawę amoralną w polityce, lecz także laicyzm jako ideologię, która z zasady wyklucza prawo do stosowania zasad etycznych w życiu publicznym, a zwłaszcza tych zasad, które mają swoje źródło w chrześcijaństwie. Mówi:

"Dziś Ojciec Święty, Pius XI, w encyklice o Chrystusie Królu wskazuje na to, że w naszych czasach nowy tyran kłamstwa okiełznał ludy katolickie uzdami fałszu, a tyranem tym jest kierunek myśli, który nazwał laicyzmem. Charakteryzuje go jako tę ideologię, która w życiu narodowym i państwowym wypiera wszelką myśl Bożą i religijną. Laicyzm odmawia Kościołowi władzy nauczania, ustanawiania praw i rządzenia narodami w celach wiecznego zbawienia. Zrównawszy religię Chrystusową i pierwszym lepszym fałszem religijnym, chce ją wydać na samowole panujących i rządów. Wmawiają w narody, że w swych wewnętrznych ustrojach prawa Bożego uwzględniać nie potrzebują, szerzy ateizm i upadek etyczny. Z umysłu podtrzymuje niezgodę społeczną, a pod płaszczykiem równości i dobra publicznego uprawia egoizm osobisty i partyjny, głosi zasady, które rozbijają jedność rodziny i rozsadzają społeczeństwo, a odbierając ludziom ideały duchowe, spycha je na tory materializmu, by je wreszcie po smutnych zawodach pchnąć w objęcia przewrotu i komunizmu"5.

Apostoł Królestwa

Prawda o Chrystusowym Królestwie jest bodaj główną ideą inspirującą nauczanie i działalność ks. kard. Hlonda. Ten duszpasterz wiedział, że chrześcijaństwo nie może być tylko ozdobnym dodatkiem do życia, że Chrystus ma być źródłem i zasadą całego życia osobistego i społecznego. Od początku spotykamy u kardynała akcenty, pod którymi podpisałby się bez wahania Autor encykliki "Redemptor Hominis". Na przykład w przemówieniu do mężów katolickich (Katowice, 10 marca 1925 r.) woła:

"Idea Chrystusowa, i tylko ona, zdolna jest opanować świat ku trwałemu szczęściu narodów. Tylko Chrystusowe prawo i Chrystusowy porządek zgotuje Śląskowi szczęśliwe czasy. Wierni tradycji śląskiej pracujcie i Wy, Mężowie nad utrwaleniem 'pokoju Chrystusowego w Królestwie Chrystusowym'. Idźcie z kapłanami, stójcie w pierwszej linii, tuż przy krzyżu, pełni żaru i pełni wiary w słowa Boże: 'Ufajcie, jam zwyciężył świat' (J 16, 33). I my z Chrystusem zwyciężymy, nikt inny"6.

W obszernym Liście pasterskim "O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem" (Poznań, Środa Popielcowa 1932) ukazuje aktualną panoramę świata zbuntowanego przeciw Bogu i Jego prawu. Spogląda jednak na cały ten problem w świetle tajemnicy Męki Pańskiej.

"Ponawia się widowisko Męki Pańskiej. Rośnie nienawiść wrogów Chrystusowych. Zwalczają Jego naukę, podają w pogardę Jego prawo, burzą Jego świątynię, zniesławiają i gnębią Jego Kościół, 'fałszywie oskarżają go o wiele rzeczy' (Mk 15, 3), o podburzanie narodów, o buntowanie przeciw zwierzchności świeckiej, o ukryte zamiary zagarnięcia władzy państwowej: 'Tegośmy znaleźli podburzającego naród nasz i zakazującego daniny dawać cesarzowi i mówiącego, że jest on Chrystusem Królem' (Łk 23, 2)".7

To "widowisko Męki Pańskiej" rozwija kardynał ze wszystkimi szczegółami, pokazując uderzające podobieństwo aktualnej sytuacji świata do sytuacji umęczonego, odrzuconego i opuszczonego Chrystusa. I właśnie w tym świetle, czerpanym z Ewangelii, stara się ks. kard. Hlond zrozumieć zamęt i niepokój panujący w narodach Europy. Pisze:

"To, co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. Ten ostry załom rozwoju ludzkości to dowód, że bez pierwiastka Bożego narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów. Ten bezład, to gmatwanie się stosunków, to rysowanie i kruszenie się ustrojów jest bankructwem bezbożnictwa w etyce, bankructwem bezbożnictwa w życiu prywatnym i zbiorowym, bankructwem bezbożnictwa w życiu publicznym i w stosunkach międzynarodowych"8.

Profetyczne widzenie dziejów

Analizując zjawisko zorganizowanego zła w świecie, kardynał przewiduje możliwość jakiejś wielkiej zawieruchy w świecie i wzywa do nawrócenia i do modlitwy. Ostrzega jednak, że

"Są tacy, którzy się możliwością wstrząsów i katastrof nie przejmują. Są ludzie, którzy się z radością wpatrują w czerwoną zorzę nad światem i widzą w niej pożądaną zapowiedź chwili, w której przepaść mają wiara, zasady moralne, prawo przyrodzone, objawienie, chrześcijaństwo, Kościół. Oni ten krwawy brzask witają, jako godzinę swoją, jako godzinę zamieszania i wzburzenia ludów, godzinę walk i mordów, głodu i rozpaczy. W tę godzinę chcą rozwinąć nad światem czarną chorągiew szatana. Przyszłe czasy mają się w ich oczekiwaniu ustalić na zasadzie człowieczeństwa bezwzględnie wyzwolonego od Stwórcy"9.

Wobec tej bardzo groźnej prognozy zwolennicy różnych światopoglądów nieugruntowanych na prawdzie poszli na ustępstwa o kompromisy. Tylko katolicyzm jasno widzi zagrożenie idące od strony bolszewizmu i sprzymierzonych z nim ideologii, takich jak racjonalizm, ateizm, laicyzm itd.

"Toteż ocalenia od moralnej zagłady wyczekują narody nie od kogo innego, jeno od Kościoła Chrystusowego. Oczy świata zwracają się ku Opoce Piotrowej, o której katolicy i niekatolicy wiedzą, że się w potopie zła nie pogrąży"10.


Kardynał podkreśla stanowczo, że rola Kościoła w tym kontekście nie przestaje być całkowicie "religijna i duchowa".

"Jedyny spór i to spór wielki, odwieczny, jaki prowadzi [Kościół], to spór o Boga, Jego naukę i prawo, o wiarę, o sumienie i o swobodę swego działania. Inne walki ziemskie stara się łagodzić, ale się w nie wciągać nie pozwala, wywierając jedynie pośrednio zbawczy wpływ nawet na niespokojne życie państwowe przez to, że wszystkim przypomina prawo Boże, obowiązujące również w zakresie spraw publicznych"11.

Ponieważ cały Kościół jest atakowany, dlatego musi podjąć walkę, nie tylko obronną; musi uruchomić "powszechną ofensywę katolicką", zgodną z jego posłannictwem ewangelicznym; to musi być przede wszystkim "krucjata życia wewnętrznego".

"Kościół nie chce być muzeum wycofanych z użytku świętości, lecz Kościołem ducha i mocy Zielonych Świątek. Z tego ducha i z tej mocy zrodzi się właściwa zwycięska ofensywa katolicka na zewnątrz"12.

Kardynał zdaje sobie sprawę, że jest to "wielka rozprawa", która wypełni dzieje XX wieku, że będzie to walka "w sumieniu ludów" między katolicyzmem a bezbożnictwem, "między 'Kościołem Boga żywego' (1 Tym 3, 15) a 'bożnicą szatańską' (Ap 3, 9)", na podobieństwo dawnego zmagania między młodym Kościołem a duchem pogańskiego Rzymu. Nikt nie może mieć wątpliwości, że ostateczne zwycięstwo należy do Chrystusa: "Bo On ma królować" (1 Kor 15, 25)13.


Trzeba jednak trzeźwym okiem dostrzegać złowrogie działania zakonspirowanych organizacji bezbożniczych, wolnomularskich, "wolnomyślicielskich", które rozwijają swoją aktywność od początku uzyskania przez Polskę niepodległości. "Nie przebrzmiało jeszcze w świecie zmartwychwzbudzające tchnienie: Polsko, 'wynijdź z grobu' (J 11, 43), a już odbywa się w łonie wskrzeszonej Ojczyzny śmiercionośne zatruwanie pierwiastków życia i walka z jego stwórczym początkiem: Chrystusem. Ledwie nas Opatrzność postawiła z powrotem na straży kultury i wiary, niby bramę warowną na rozgraniczenie światów, a już klucze tej bramy wydajemy w ręce Kremla i zachodniej loży. Dopiero zaczęliśmy rozumieć swoje nowe posłannictwo narodowe, a już stajemy się widowiskiem walki z własną przyszłością, z twórczymi pierwiastkami postępu i z podstawami własnego rozwoju. Mówią, że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra moralnego rozkładu tej Europy, która 'już cuchnie' (J 11, 39), wieje trupi zaduch bolszewickiego Wschodu"14. Jeszcze raz podkreśla kardynał religijny wymiar tego zderzenia sił duchowych i że na płaszczyźnie wiary rozstrzygnie się spór o kształt przyszłego świata. Ufając w moc wiary, woła: "Nie spoczniemy, aż Bóg zapanuje w życiu narodu. Nie dopuścimy do wygnania Chrystusa z Polski"15.

Wezwanie do walki duchowej

W Liście pasterskim pt. "Z życia Kościoła chrystusowego" (12 marca 1935 r.), omawiając syntetycznie aktualne problemy Kościoła, wzywa do duchowej odnowy życia chrześcijańskiego, co powinno wpłynąć na poprawę sytuacji Narodu Polskiego. Pisze:

"I w Polsce musi w łonie Kościoła nastąpić święte wrzenie mistyczne. Dusze muszą zakipieć życiem sakramentalnym, zdobywać pełnię życia wewnętrznego, poddać się twórczemu działaniu Ducha Świętego, poróść świętością ewangeliczną. Tej mistycznej głębi potrzebuje Kościół w Polsce najwięcej. Potrzeba jej przede wszystkim nam, kapłanom. Od niej rozpocząć należy naprawę Polski i jej ducha"16.

Kardynał chce pełni życia katolickiego. "Skończyć z katolicyzmem słabym, liberalnym, dancingowym, grzesznym, niezgodnym z etyką katolicką. (...) Niech się wśród duchowieństwa polskiego zjawi nasz św. Jan Vianney i nasz św. Jan Bosco! Niech się w szeregach polskiej inteligencji ukaże nasz Contardo Ferrini! Niech się wśród polskiej młodzieży akademickiej objawi nasz Frassati! Niech się każdy polski kapłan staje ośrodkiem świętości, a każdy polski katolik niech będzie pociągającym wzorem praktycznego chrześcijaństwa! Spłoszmy z naszego życia cienie! Niech ono przy usilnej współpracy z łaską będzie 'święte i niepokalane' (Ef 5, 27)"17.


Takie odrodzenie duchowe narodu wymaga zwiększonej aktywności Kościoła. "Jak Kościół Katolicki nie jest fragmentem religijnym w historii świata, lecz jej najpotężniejszym nurtem duchowym, tak i w dziejach Polski nie jest epizodem, który by można kiedykolwiek zlikwidować. Kościół Katolicki jest duszą Polski, atmosferą jej życia, ostoją jej ducha. Żadna moc nie wykreśli Kościoła Katolickiego z przyszłych dziejów naszych. Ale żywotność jego od nas zależy. Historią są dawne zasługi i zdobycze. Nie chciejmy żyć wspomnieniami. Żyjmy teraźniejszością! Zdobywajmy przyszłość polską dla Chrystusa! Krzepiące tchnienie apostolskie niech powieje przez kraj cały"18.

W Liście pasterskim pt. "O katolickie zasady moralne" (29 lutego 1936 r.) poddaje krytyce różne formy pseudoetyki, którymi niektórzy usiłują zastąpić jedyną w pełnym tego słowa znaczeniu etykę katolicką. Ze szczególnym naciskiem przestrzega przed propagandą "etyki bolszewickiej", która jest klęską człowieczeństwa.

"Poza katolicyzmem może bolszewizm na gruzach każdej etyki ogłosić się jej mniej lub więcej logicznym spadkobiercą. To wyraziła z brutalną szczerością znana bolszewicka pisarka, która już w roku 1922 w Meksyku pisała: 'Nieobyczajność robi w szkołach pocieszające postępy. Wiele piętnastoletnich dziewcząt jest w ciąży. Cieszmy się z tego, bo tą drogą pozyskamy wiele nowych komunistek'. To jest jasne. Dla bolszewizmu pracuje etyka swobody obyczajowej. Dla bolszewizmu pracuje koedukacja deprawująca. Świecka etyka socjalistów, wolnomyślicieli i masonerii pracuje pośrednio dla bolszewizmu. Dla bolszewizmu pracują postępowe kodyfikacje prawa małżeńskiego. Do bolszewizmu prowadzi mimowolnie etyka rasowa"19.


Kardynał zdawał sobie sprawę z tego, że różne namiastki etyki służą tylko ściąganiu na moralne manowce niedojrzałych sumień polskich. Mogliśmy u nas, w Polsce, po drugiej wojnie światowej obserwować podstępne i nachalne próby narzucania narodowi tak zwanej etyki niezależnej, która w rezultacie prowadzi człowieka do zależności od wszystkiego na świecie, poza Bogiem, w którym jest źródło życia. Ostatnio odżywają te nieprzemyślane (a może właśnie dobrze, czyli perfidnie przemyślane) projekty zastąpienia w szkołach lekcji religii lekcjami etyki, co z umiarem, ale trafnie, skrytykował wybitny etyk dr Marek Czachorowski w "Naszym Dzienniku" (12 sierpnia).


Równocześnie od dłuższego czasu - w imię wolności i nadążania za "Europą" - wprowadza się różne alternatywne formy kultu, różne alternatywne formy przeżywania swego człowieczeństwa, różne metody osiągania "odmiennej świadomości", przy pomocy narkotyków czy innych metod oszołomienia i utraty racjonalnej samokontroli. Wszystko w imię wolności i "nowych" praw człowieka, które są tylko nową, zakamuflowaną formą bolszewizmu, ponieważ poddają człowieka totalnej manipulacji przez pewne anonimowe, międzynarodowe ośrodki ideologiczne i polityczne.

Szczególnie niepokojące jest nasyłanie do Polski propagatorów jakichś pogańskich kultów, których głównym charakterystycznym rysem jest satanizm, będący nienawiścią do Boga i do wszystkiego, co od Boga pochodzi. Areną tej satanistycznej propagandy stał się ostatnio tak zwany Woodstock, będący syntezą wszystkiego, co haniebne i przeciwne człowiekowi, a co przemyca się pod szatą pseudomuzyki, będącej oprawą "liturgiczną" tej szatańskiej afery. Rzeczowo o tym wszystkim pisze ks. Aleksander Posacki TJ na łamach "Naszego Dziennika" (>11 -- >13 sierpnia). Oprócz jawnego satanizmu działa także w ramach polskiej przestrzeni duchowej ukryty satanizm propagujący systemowo negację prawa moralnego na rzecz praw europejskich, na przykład zabijanie dzieci poczętych, rozwiązłość absolutną w imię mentalności antykoncepcyjnej, tworzenie pseudomałżeństw, czyli propagandę związków homoseksualnych lub innych tego rodzaju zboczeń.

Czas decydującego wyboru

Kardynał August Hlond w czasie, kiedy przygotowywał Kongres Chrystusa Króla (rok 1937), miał jasną świadomość tragedii, ku której zmierzają narody opanowane przez bezbożnictwo. Dla oceny tej sytuacji używa mocnych słów:

"Życie, które się z tego posiewu zrodzi, będzie przeklęte w pamięci pokoleń. Czasy, wcielające w siebie tego ducha, będą ohydą dziejów. Narody, które się w takiej potworności pogrążą, przejdą orgie wywrotowe i na długo wyłączą się od twórczego kształtowania nowych czasów"20.

Sytuacja panująca w tamtym czasie skłaniała kardynała, by jak najmocniej akcentował konieczność oddania się Chrystusowi. Do młodzieży męskiej w Częstochowie (25 września 1938 r.) wołał:

"Dla świata i dla Polski nadszedł na progu nowych czasów moment ostatecznej decyzji, czy pójść za Chrystusem czy też z bezbożnictwem przeciw Chrystusowi. (...) Polska już swój plebiscyt na rzecz Chrystusa odbywa choćby tłumnym, coraz gorętszym pielgrzymowaniem do swej Jasnogórskiej Pani. Ten plebiscyt trzeba w całej Polsce ostatecznie, z powodzeniem i bez ociągania się skończyć, gruntując naród i państwo na duchu ewangelicznym. Wybiła po raz drugi w historii godzina katolicyzmu w Polsce. Zegara dziejów żadna moc nie cofnie. Polska idzie naprzód, idzie w swoją przyszłość, idzie ku swym posłannictwom jako Polska Chrystusowa"21.


Na Kongresie Chrystusa Króla w Lublanie (30 lipca 1939 r.) woła o panowanie prawa Chrystusowego w życiu narodów, przytaczając słowa encykliki "Quas primas", następnie twierdzi:

"Można świat zbawić i uszczęśliwić, ale przez przywrócenie mu prawa ewangelicznego, do którego należy podciągnąć konstytucje państw, ich ustawodawstwo, zasady życia zbiorowego, wychowanie młodego pokolenia, politykę rodzinną, etykę ustroju społecznego i międzynarodowych stosunków. Trzeba skończyć ze zgubną formułą, że państwo jako takie musi być areligijne. Tę herezję zastąpić należy zasadą, że państwo chrześcijańskie ma obowiązek uznawać suwerenną władzę Stwórcy, czcić Boga aktami publicznego kultu, kierować się Jego wiecznym zakonem (=prawem) i szanować posłannictwo Kościoła"22.


Polska, która żyje i ma szansę się rozwijać jedynie dzięki nadprzyrodzonej pomocy Chrystusa i Jego Matki, Polska, która od państw bezbożnych i amoralnych doznawała jedynie krzywdy i niedających się opisać aktów przemocy, ma przed sobą jasny wybór: tylko Chrystus i Jego Królestwo, w którym Matka Chrystusowa jako nasza Orędowniczka. Ten kierunek wyboru, będący owocem chrześcijańskiej nadziei, nie przestaje być aktualny nawet w sytuacji militarnej klęski. Właśnie w tym tragicznym roku 1939, w dniu 4 listopada ks. kard. Hlond wołał do Polaków przez Radio Watykańskie:

"Nikomu z nas w tak wielkich chwilach nie wolno być małodusznym, niskim, ciemnym. Strzeżmy tężnego ducha, by nim Polskę odbudować i nim jej nowe życie natchnąć. Rzeczpospolita idzie ku nam w chwale, wywalczona i odbita, sercami dźwignięta; idzie ku nam jak jasność po burzy, jak słońce po nocy, jak sprawiedliwość po krzywdzie, jak sąd Boży nad gwałtem. Rozpostrze się możnie, w blaskach zmartwychwstania, na własnych starych sadybach i będzie wiernemu ludowi dobrą Macierzą"23.


Godna podziwu i naśladowania jest ta wiara i nadzieja niezłomna nawet wobec tragedii i dziejowej klęski. Wydaje się, że także dziś nie inną mocą, jak mocą Chrystusowej wiary, Polska może się podźwignąć z tego poniżenia, jakiego obecnie doznaje.

1 August Kardynał Hlond Prymas Polski. Dzieła. Nauczanie 1897-1948. Tom I (red. Jan Konieczny TChr). Toruń 2003, str. 928.
2 Tamże, s. 80.
3 Tamże, s. 98.
4 Tamże, s. 104.
5 Tamże, s. 162.
6 Tamże, s.138.
7 Tamże, s. 320.
8 Tamże, s. 321.
9 Tamże, s. 332.
10 Tamże, s. 322.
11 Tamże, s. 323.
12 Tamże, s. 324-325.
13 Tamze, s. 326.
14 Tamże, s. 327.
15 Tamże, s. 329.
16 Tamże, s. 479.
17 Tamże, s. 479-480.
18 Tamże, s. 480.
19 Tamże, s. 535.
20 Odezwa w sprawie Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla, 14 maja 1937.
- Tamże, s. 585.
21 Tamże, s. 629.
22 Tamże, s. 666.
23 Tamże, s. 681.

http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20080909&typ=my&id=my11.txt
 

Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

2. Droga @Intix,chciałoby sie powiedzieć

jakież to dzisiejsze,te same troski,te same zagrożenia...i Wielka Wiara....
jestem z pogranicza Zagłebiowskiej Ziemi...jedą nogą na stronie Zagłebiowskiej ,drugą na Sląskiej....
ale zawsze podziwiałam i podziwiam religijność Śląska i Jego przywiązanie do tradycji...
a Zagłebie ?
no cóż, młode miejce na prastarych Polskich Ziemiach...Miejce gdzie znależli schronienie Warszawiacy uciekający z Warszawy,tak w czasach I W.Św jak i drugiej....
TO również miejsce mieszania się kultur
ludności napływowej z róznych zakątków POLSKI...
i jeszcze te stare cmentarze z mogiłami Powstańców Styczniowych,Legionistów i Żołnierzy wraz z Ludnością cywilną z lat II W.Św...ot nasze Polskie Losy
i Kapłani wyjątkowi...
Mądrzy,Patrioci i Wielcy Nauczyciele...
serdecznosci :)

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

3. Jedyna droga,

i ratunek dla świata: święte wrzenie mistyczne ...

Tylko ci, którzy to rozumieją mogą świat zawrócić z drogi ku przepaści...
Kardynał August Hlond był jednym z Tych, którzy rozumieją i nawołują innych...
"I w Polsce musi w łonie Kościoła nastąpić święte wrzenie mistyczne. Dusze muszą zakipieć życiem sakramentalnym, zdobywać pełnię życia wewnętrznego, poddać się twórczemu działaniu Ducha Świętego, poróść świętością ewangeliczną. Tej mistycznej głębi potrzebuje Kościół w Polsce najwięcej. Potrzeba jej przede wszystkim nam, kapłanom. Od niej rozpocząć należy naprawę Polski i jej ducha"16.

Kardynał chce pełni życia katolickiego. "Skończyć z katolicyzmem słabym, liberalnym, dancingowym, grzesznym, niezgodnym z etyką katolicką. (...) Niech się wśród duchowieństwa polskiego zjawi nasz św. Jan Vianney i nasz św. Jan Bosco! Niech się w szeregach polskiej inteligencji ukaże nasz Contardo Ferrini! Niech się wśród polskiej młodzieży akademickiej objawi nasz Frassati! Niech się każdy polski kapłan staje ośrodkiem świętości, a każdy polski katolik niech będzie pociągającym wzorem praktycznego chrześcijaństwa! Spłoszmy z naszego życia cienie! Niech ono przy usilnej współpracy z łaską będzie 'święte i niepokalane' (Ef 5, 27)"17.

Niech nas dzisiaj napełnią siłą gorące słowa kardynała Hlonda - nasze dusze poddające się twórczemu działaniu Ducha Świętego powinny naprawdę kipieć życiem sakramentalnym...

Dzięki intix za ich przypomnienie!
Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

4. Droga Zofio

...Kapłani wyjątkowi...

Mądrzy,Patrioci i Wielcy Nauczyciele...


To prawda... i Panu Bogu niech będą dzięki za Nich... za Tych, którzy walczyli o religijność Śląska i Jego przywiązanie do tradycji... za Wszystkich, którzy walczyli i walczą... aby w całej Polsce...

Zofio... dziękuję...
Pozdrawiam Cię serdecznie... i pozwolę sobie zamieścić jeden z pierwszych Listów Pasterskich Kard. Augusta Hlonda. List, którego fragment przywołuje w powyższym artykule Ś.+P. Ks. prof. Jerzy Bajda.

avatar użytkownika intix

5. List Pasterski: "O życie katolickie na Śląsku"

Katowice, dnia 1 marca 1924

Bracia drodzy! Mój ukochany ludu!

Starym zwyczajem kościelnym zwracam się do was z nadejściem Wielkiego Postu ze słowem arcypasterskim. Od posypania głów popiołem rozpoczęliśmy po długich zapustach ten święty czas, którym Kościół od niepamiętnych czasów przygotowuje wiernych na uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Jest to czas skupienia religijnego, w którym katolicy, zaprzestawszy zabaw i tańców, myślą o swej duszy, pielęgnują pobożność, oddawają się dobrym uczynkom. Jest to zarazem czas umartwienia i pokuty za grzechy i dlatego nazywa się Wielkim Postem. Kiedyś post kościelny był surowy, a poszczono ściśle i chętnie w chacie i w pałacu i było to umartwienie nie tylko aktem religijnym, ale miało także głębokie znaczenie praktyczne, odwracając od materialistycznego pojmowania życia i hartując wolę. Z biegiem czasu, choć nie ustały powody i potrzeby postu, Kościół uwzględniając zmieniające się stosunki życiowe, złagodził znacznie swe przepisy. Nie zniósł jednak postu zupełnie. Dziś jeszcze każdy katolik, o ile nie uzyskał dla słusznych powodów zwolnienia od postu, jest w sumieniu obowiązany przestrzegać go w myśl rozporządzenia, które w tym przedmiocie odczytane było z ambon.

Pragnę, aby głęboka myśl postna Kościoła znalazła u nas należyte zrozumienie, i jestem przekonany, że ona wtedy stanie się najskuteczniejszym sposobem na chorobliwe rozbawienie się, nad którym ubolewamy. Poskromi ona tę niepomiarkowaną chęć zabaw, pląsów i swawoli, która od jakiegoś czasu wypacza naszego ducha, odbierając mu energię do wysiłku i ofiary. Powściągnie ona ten szał używania, który w obliczu największej nędzy trwoni krocie pieniędzy, a często przechodząc granicę przyzwoitości, staje się zgorszeniem i klęską dla obyczajów. Wezwanie Kościoła do postu, to nie wymuszanie jakiegoś płytkiego aktu wewnętrznego, ale nawoływanie do głębokiej poprawy życia.

Przypomnąwszy wam krótko te myśli wielkopostne, korzystam z uwagi, z jaką mnie słuchacie, aby się z wami obszerniej zastanowić nad właściwym przedmiotem niniejszego listu, nad stanem i potrzebami życia katolickiego na Śląsku.

I.
Od czternastu miesięcy śledzę nasze życie religijne. Nie chodziło mi o pozory i próżne formy. Chodziło mi o treść religijności śląskiej, o jej głębokość i o siłę jej oddziaływania na myśl ludu i na jego życie. Spotykałem się ze zjawiskami małymi i przykrymi, a dziś obejmując myślą ogół mych spostrzeżeń, dochodzę do wniosku, że życie religijne na Śląsku znajduje się w okresie przesilenia.

Jeszcze się wszędzie u nas spotkać można z dawną wiarą i religijnością, która Śląskowi nadaje szczególną cechę, a lud nasz karmiła zdrowym duchem. Wszędzie znajdujemy ślady dawnych obyczajów, które tu przechodziły od pokolenia do pokolenia, nienaganne, święte, nadając prostemu ludowi śląskiemu dziwną moc i szlachetność ducha, stwarzając w mężach jędrne postacie o rzadkiej zacności, w niewiastach typy wzorowych żon i matek, w młodzieży zaś pokolenie żywe, pobożne, karne, cnotliwe.

A jednak jakżeż dzisiaj inaczej u nas, niż dawniej! Właśnie pod względem religijnym i moralnym o ileż tu dzisiaj gorzej niż w czasach, które jeszcze żywo pamiętamy! Jeżeli zestawimy to, na co patrzymy z tym co było, ze wspomnieniami z przeszłości śląskiej, jakżeż nam przykro, że cofnęliśmy się wstecz, ponosząc niemałe straty i szkody. Chciejmy się temu zjawisku bliżej przypatrzeć, aby je należycie zrozumieć i wyprowadzić z niego praktyczne wnioski.

Przede wszystkim nie dajmy w siebie wmówić, jakoby obecne niedomagania nasze w życiu religijnym były następstwem wzrostu kultury i jakoby z natury rzeczy wysoka kultura tłumiła życie wiary. O nie! Pamiętajmy, że nie kultura przyniosła nam wiarę, ale wiara przyniosła nam kulturę. Kultura prawdziwa oznacza postęp, a przede wszystkim postęp {moralny, który dokonywać się może jedynie na zasadach wiary.

Kultura bez wiary, to kształt bez duszy, to forma czcza i próżna. Dopiero wiara napełnia ją treścią i prawdą. Kultura, która by się z wiarą kłócić chciała, byłaby blichtrem i fałszem. To, co dziś się na Śląsku rozpościera jako skutek obniżonej religijności, to naprawdę nie zdobycz kulturalna, lecz wsteczność i upadek. Nie bójmy się zatem, jakobyśmy wiarą wstrzymywali pochód kultury. Bądźmy przeciwnie przekonani, że właśnie religijnością torujemy drogę prawdziwemu postępowi.

Nie przypisujmy też tych objawów niereligijności i demoralizacji wzmagającemu się uprzemysłowieniu Śląska. Wprawdzie szybkie przeobrażenie kraju z rolnego na przemysłowy, odrywając ludzi od dotychczasowych form życia i rzucając ich w wir ruchu fabrycznego, naraża niejednego na to, że nim się w nowym otoczeniu zorientuje, ucierpi na duszy, stykając się ze złymi prądami, których nie zna i którym się wskutek tego z należytą energią nie opiera. To się wprawdzie często zdarza, ale koniecznie zdarzać się nie musi, a nawet zdarzać się nie powinno. Jak religijność kwitnąć może w kraju rolniczym o prymitywnym czy postępowym sposobie uprawy ziemi, tak kwitnąć może i powinna w obwodach przemysłowych, choćby najruchliwszych. Wiara ma towarzyszyć człowiekowi na każdej drodze życia i w każdym środowisku, bo nie jest sielanką wiejską, ale wyrazem stosunku do Boga, który to stosunek nie zmienia się przez to, iż człowiek porzuca pług, a chwyta się kilofa. Chociaż tam, gdzie rosły dęby i brzozy, gdzie gospodarz siał i żniwował, zamarło życie wiejskie, przecież tam sterczą ku niebu wieże kościołów, a w tych kościołach modli się robotnik śląski, wywodzący się z dziada albo pradziada rolnika. A jeżeli się dziś ten robotnik nie modli, tak jak się na roli modlił kiedyś jego przodek gospodarz, to nie stało się to z konieczności przemysłowej, ale z innych powodów. Ładując w pociągi skarby naszej ziemi, robotnik śląski nie potrzebuje i nie powinien wydawać ni sprzedawać swej wiary. Jak z naszych drewnianych kościółków wiejskich wyrosły okazałe kamienne świątynie parafii przemysłowych, tak niech z niepohamowanym rozwojem przemysłu śląskiego rośnie i utrwala się śląska wiara i religijność. Z drewnianej niech się stanie kamienną, stalową.

Tym mniej obwiniać można ruch robotniczy, jakoby on obniżał poziom religijności i obyczajów, bo ruch ten, walczący o prawa społeczne robotnika w imię sprawiedliwości, właśnie we wierze i nauce Kościoła znajduje jasne określenie swych celów i prawidła swego postępowania. Kościół zabrania nienawiści społecznej, ale jest najwyższym rzecznikiem społecznej sprawiedliwości, której pozwala dochodzić wszelkimi godziwymi środkami. Robotnik, broniący praw swoich, nie miał tedy i nie ma powodu zrywać z wiarą i Kościołem. Do tego ruch robotniczy doprowadzać nie może, a jeżeli do tego doprowadza, to sam się potępia jako ruch niezdrowy i zgubny, bo walcząc jedną ręką o prawa robotnika, drugą zabija mu duszę. Jedną ręką podaje mu chleb, a drugą truciznę. Niby go uświadamia, a przecież go bałamuci. Szereguje go w imię świętych haseł, a potem go zdradza i każe mu burzyć największe świętości. Ruch robotniczy na Śląsku być musi i ma wielkie zadania. Ale spełni je należycie tylko na zasadach Chrystusowych. Taki ruch nie narazi Śląska na wstrząsy. Przeciwnie, będzie czynnikiem jego społecznej równowagi i jego moralną siłą.

Przyczyn naszego osłabienia we wierze i upadku obyczajów musimy zatem szukać gdzie indziej, a w pierwszym rzędzie w wypadkach dziejowych. Dusza śląska przechodziła w ostatnim lat dziesiątku gwałtowne uciski i przesilenia, które ujemnie odbiły się na życiu kościelnym. Rozbicie polityczne było tak głębokie, że wdarło się nawet do Kościoła, wprowadzając weń rozdwojenie i zamieszanie. Umysły, porwane gwałtowną ideą walki, oziębły znacznie dla wiary, której nieraz nadużywano do celów politycznych. Pewien odłam duchowieństwa wplątany został w niewłaściwy sposób w bieg wypadków, tracąc swe wpływy pasterskie. Życie parafialne było na ogół przytłumione, tu i tam chyliło się do upadku i nie działało dość silnie na dusze. Brak ojcowskiej powagi, dobrej szkoły i należytej opieki ze strony władz sprowadziły niebywałe zaniedbanie młodzieży. A gdy tak w wielu duszach osłabły wpływy Kościoła, nic ich już nie zdołało utrzymać na wyżynach tradycyjnego uobyczajenia śląskiego. Nastąpiło rozluźnienie obyczajów. Rozwielmożniło się pijaństwo. Poczęła znikać miłość chrześcijańska i uczciwość, a natomiast szerzyły się kradzieże, krwawe rozboje i samolubstwo obrzydłe. W obyczajach zaś pewnego odłamu młodszego pokolenia rozpanoszyło się takie zdziczenie, jakiego na Śląsku nie pamiętano, a które, występując bezwstydnie i bezkarnie na ulicach, w pociągu i lokalach, obniżyło poziom moralności, nadając krajowi naszemu wygląd dziki i odrażający, a na lud cały sprowadzając niesławę.

Na szczęście te następstwa wojny i wypadków powojennych, te rzekłbym nasze rodzime braki, które wynikły z krwawej karty naszych wczorajszych dziejów, ustępują w miarę, jak się układają i ustalają nasze nowe stosunki kościelne. Umysły wracają do rozwagi. Porządek bierze górę nad nieładem i swawolą. Zło słabnie a coraz silniej występują piękne strony duszy śląskiej. Ogół, ochłonąwszy z uniesień walki, pojmuje coraz lepiej, że Kościół nie może się identyfikować z żadną narodowością i z żadną partią, a nadużywanie religii z jakiejkolwiek strony do celów politycznych czy klasowych jest niedopuszczalne i trwałych korzyści przynieść nie może. Coraz rzadziej trafiają się starcia narodowościowe na tle religijnym, a i wtedy nie mają głębszego znaczenia, lecz zwykle kłaść je trzeba na karb prywatnych nieporozumień lub nieułożonych stosunków lokalnych. Jestem przekonany, że ustaną one zupełnie tak, jak ustaje mieszanie się niepowołanych czynników do rządów kościelnych. Gminy, zarządy kościelne i różnego rodzaju organizacje, uświadomiwszy sobie swój właściwy cel i granice swej działalności, przestały wtrącać się do zmian duchowieństwa, do porządku nabożeństw i innych praw biskupich. Ustają nawet owe deputacje, które stanowiły jedno z charakterystycznych zboczeń okresu poplebiscytowego. Chociaż je nieraz sprowadzały do Katowic słuszne żale i chociaż przez nie przemawiała zwykle szczera troska o dobro własnej gminy, przecież naleganiami swymi ograniczały swobodę rządów kościelnych, wychodząc na ogół z niedostatecznej znajomości osób i stosunków i z niezrozumienia ogólnych potrzeb Administracji Apostolskiej. Rośnie też zaufanie wiernych do kapłanów, a z zaufaniem przychodzi poszanowanie i chętna współpraca. Jestem zdania, że minął raz na zawsze smutny okres, w którym nasz lud z bólem serca patrzeć musiał na nieporozumienia między parafią a pasterzem i na swawolne zaczepianie kapłanów często z nieszlachetnych pobudek. Życie parafialne odrasta i krzewi się. Stowarzyszenia i związki kościelne wstępują na drogę nowego rozwoju. Potęguje się ruch abstynencki. Rośnie zainteresowanie się własnym kościołem i troska o niego, jak tego dowodzi ofiarne odnawianie świątyń. We wszystkich dziedzinach życia kościelnego zauważyć można zwrot na lepsze i to wskazuje, że wstępujemy w nowe czasy odbudowy i postępu.

Przesilenie nie minęło zupełnie, ale słabnie. Dusza śląska odczuła wyraźnie potrzebę odrodzenia się w Chrystusie i znalazła w sobie samej wolę i siłę do czynu. Po grubych zmierzchach już piękny zapowiada się poranek wiary. Z przenikliwych chłodów powstaje ciepła wiosna miłości chrześcijańskiej. Z manowców rozterki wchodzą dusze na prostą drogę zgody i jedności, aby wspólnie budować Królestwo Chrystusowe.

Należy teraz wytężyć siły do stanowczego czynu i zupełnie wyplenić chwasty, którymi porosła gleba serca śląskiego. Po gniewach i walkach wróćmy do pługa, do pługa wiary i nim głęboko przeorajmy ziemię śląską, odleżała i stęchłą. Ziarnem bożym zasiejmy niwy nasze, aby po latach głodu duchowego zaszumiało na nich złote kłosiste morze łaski bożej ku pokrzepieniu dusz, spragnionych życia i siły. Nie pozwalajmy, aby wypadki dalej igrały dowolnie z duszą śląską. Sprowadźmy ją silną ręką na tory odrodzenia religijnego i sami bądźmy jej przyszłych kierunków sternikami. "Pokój Chrystusowy" niech zawładnie naszą krainą.

II.
Niestety, już w samych początkach tego odrodzenia naszego napotykamy na niespodziewaną a wielką przeszkodę. Bo ledwo zabraliśmy się do naprawy szkód, wyrządzonych przez huragan, jaki na nas sprowadziły wypadki lat ostatnich, a już bije w nas inna wroga fala, o wiele groźniejsza. Bo nie bije na nas, jako ślepe następstwo tego, co było, ale pędzą ją na nas świadome siły i każą jej uderzać w nasze życie religijne z wyraźnym celem, aby podmyć gmach naszych wierzeń i zabagnić dziedzinę obyczajów. Idzie ta fala skądś daleko, spoza Śląska. Jest obrachowana na spokojne działanie, a na tym pewniejszy skutek. Nie chce budzić oporu, a najchętniej uśpiłaby czujność samego Kościoła. Więc nie przybiera kształtu rozhukanych bałwanów, ale idzie ku nam z urokiem cichej laguny, raz świecąc połyskiem postępu umysłowego, innym razem przybierając koloryt wykwitu zachodniej kultury, to znowu lśniąc barwami ponętnymi zdobyczy społecznych. Ale pod tą ułudą kryją się męty i błoto, zła wola i złe zamiary. Bo co zaczynamy odbudowywać, to ta fala nam burzy. Ledwie zabraliśmy się do gruntownego wyczyszczenia domu swego, a ona go znowu brudnymi szumowinami kala. Uzdrawiamy swój organizm, a ona go z nowa zatruwa. Silimy się na stanowczy czyn katolicki, a ona te wysiłki osłabia i niweczy. I nie będzie u nas tego odrodzenia, do którego się zrywamy, jeśli nie powstrzymamy i nie odeprzemy tego groźnego zalewu. Musimy się więc tym mętnym wodom bliżej przypatrzeć, aby je od żywych źródlanych strumieni Chrystusowych dokładnie rozeznać, a potem wspólnym wysiłkiem z kraju naszego wygarnąć.

Takimi mętami są te bałamutne pojęcia o wierze katolickiej, które nam tu wnoszą na Śląsk niejednokrotnie nawet tacy, co chcą być katolikami i za takich się uważają. W przeciwstawieniu do naszej prostej i jasnej wiary, ujętej w ściśle określone prawdy i wyrażającej się w stałych zasadach moralnych, pojawia się tu jakiś inny katolicyzm, mglisty i ciemny, który sobie z żadnej prawdy wiary i z żadnego obowiązku religijnego jasno sprawy nie zdaje. Jakiś katolicyzm płytki i powierzchowny, który przestał być głębokim przekonaniem, a stał się poglądem zmiennym a tak słabym, że nie ma siły orientacyjnej i nie daje mocy do czynu religijnego. Jakiś katolicyzm nieuchwytny, odzywający się li tylko w sferach uczucia jakimś wspomnieniem z lat młodych, a zresztą skostniały i niepraktykujący. Jakiś katolicyzm zwyczajowy, niby produkt tradycyj narodowych i rodzinnych, który zna jeszcze opłatek wigilijny i święcone wielkanocne i pasterkę na Boże Narodzenie, ale prawie nic poza tym. Jakiś katolicyzm okolicznościowy, z którym, niby z tradycyjnym uzupełnieniem pojęcia Polaka, wystąpić wypada w święta narodowe i na niektórych ustalonych obchodach. Jakiś katolicyzm modny, z którym nie można nie pokazać się na pogrzebie i na ślubie znajomych. Jakiś katolicyzm obliczony, który dla polityków jest drogą do pewnych faktów i celów, a którym partie posługiwać się mogą jako środkiem propagandy, zwłaszcza w okresie wyborczym. Jakiś katolicyzm pojmowany jako martwa kategoria statystyczna, w której mają prawo obywatelstwa wszyscy, co raz do niej wpisani, nie przepiszą się do kategorii innej, bez względu na to, czy jeszcze w co wierzą i jak żyją. Przyszedł do nas ten katolicyzm, który nie chodzi do kościoła, nie zapoznaje się ze swym proboszczem, nie zna nawet imienia panującego Papieża, a w praktycznymi życiu tak często nie zna zasad Chrystusowych.

Takie pojęcia o katolicyzmie to męty religijne.

A za nimi płyną męty gorsze, z dążnością do zatarcia w religii katolickiej wszelkiego charakteru boskiego i nadprzyrodzonego. Wszak coraz to częściej spotykamy się tutaj z takimi, co ignorują fakt Objawienia i nie wiedzą o natchnieniu Pisma świętego. Jeżeli kiedyś o tym lub owymi słowie lub o myśli jakiej z Ewangelii wspomną, to czynią to z takim gestem, z jakim by przytoczyli ustęp z talmudu lub koranu, gdyby go znali. O mało nie stawiają Chrystusa na równi z Buddą i Mahometem, a ileż razy robi go się ideowym poprzednikiem Marksa, pierwszym socjalistą, a nawet pierwowzorem komunisty. Nie wiedzą, że Chrystus boską powagą ujął w swej religii stosunek do Boga w prawidła pewne i nieodmienne, wszystkich obowiązujące. Nie wiedzą, że odtąd zbawienie dokonywać się może tylko środkami przez Niego ustanowionymi. Nie wiedzą, że jak jest jeden Bóg i jeden Zbawiciel i jedna Ewangelia, tak jest tylko jeden Kościół Chrystusowy, jedna prawda, jedna jedyna droga.

A może i wiedzą jeszcze to wszystko, bo kiedyś wiedzieli na pewno, ale praktycznie otrząsnęli się z tego wierzenia i powiedzieli sobie, że tego nie chcą, że to niemożliwe, bo im to było niewygodne i twarde. U tych katolików w ogóle wszystko nie możliwe, co nie dogadza i krępuje i w dany program życia czy działania ująć się nie da. I tak z tej jasnej boskiej nauki Chrystusowej porobili sobie ulotne mgławice religijne, za którymi nie widzą ani Boga, ani bożego prawa. Pojmują religię na wzór nie-obowiązującego systemu filozoficznego, na który się godzić można, ale z zastrzeżeniem swej swobody w działaniu. Pojmują religię jako zbiór niezłych myśli, ku dowolnej rozwadze ludzkości, byleby z nich nie wysnuwano wniosków "nudnych." W końcu sami sobie tworzą religię z kilku, nieraz bardzo nielicznych pojęć, tak wybranych i tak zestawionych, iżby czasem nie przeszkadzały w życiu. I tak umieją pogodzić religię ze wszystkim. Stwarza sobie taką religię człowiek nieuczciwy i umie ją pogodzić z oszustwem i krzywdą bliźniego. Stwarza sobie taką religię człowiek występny i umie ją pogodzić z rozpustą, niewiernością małżeńską i rozwodem. Stwarza sobie taką religię nawet człowiek niereligijny i umie ją pogodzić z tym, że Kościoła nie zna i o Bogu nie pamięta. A czyż niejeden socjalista nie umie pogodzić swego katolicyzmu z hasłami nienawiści klasowej i z programową walką z wiarą i z Kościołem katolickim?

Ile mętów religijnych!

A przychodzą do tego męty sekciarskie. Męty o różnym zabarwieniu, ale wszystkie brudne i brudzące. Płyną niemal wszystkie z dalekiej Ameryki, gdzie z biegiem czasu ściekły z zielonych pagórków Chrystusowych jako odpływ tego, co Kościół z siebie wydziela, aby się czyścić i odświeżać. Mętami są te nauki kacerskie, które rozpowszechniają. Mętami są te pisma, które rozrzucają. Mętami to bałamutne tłumaczenie Biblii. Mętami te brednie o bliskim końcu świata. Mętami ta fałszywa "narodowość" sekty hodurowców. Mętami te egzaltacje i sprośności rozkładającego się marjawityzmu. Mętami i trucizną jest to, co je pomimo wzajemnej walki łączy, a mianowicie ta chorobliwa nienawiść do Kościoła katolickiego i ta bezwzględna z nim walka.

I jeszcze gęstsze i brudniejsze ku nam płyną męty. Tych już nie pędzi błąd lub słabość, nie nieznajomość religijna lub heretycki szał. Te ostatnie męty pcha naprzód szatańska nienawiść do Chrystusa i Boga. Mamy tu do czynienia z nieprzebłaganymi wrogami Kościoła i wiary, którzy tajną siecią ogarniają także Polskę i skrytą konspiracją szykują się do wielkiej i otwartej walki z Chrystusem. Ta fala wdziera się na Śląsk ze wschodu i z zachodu w kształcie komunizmu, który w piekle swych rządów sowieckich, opartych na zasadzie zła, nie może ścierpieć Boga, będącego początkiem i stróżem dobrego. A w innej formie wnoszą tu te same tendencje ateusze różnego zawodu i pokroju. Pod hasłem postępu i odrodzenia propagują oni bezwyznaniowość głównie w kołach inteligencji. Robota ich pachnie masonerią. Wszak tu i tam odzywają się podobno tęsknoty za lożą.

Męty i męty!

Zabagnia ta fala niestety i dziedzinę obyczajów. Podkopując nie tylko moralność katolicką, ale i etykę naturalną, szerzy przerażające rozpasanie obyczajów w dorosłych i w młodzieży, a głosi taką pobłażliwość poglądów, że nawet w kołach poważnych i miarodajnych zatraca się rozeznanie dobrego i złego. Pojęcie pornografii poczyna się zaliczać praktycznie do religijnych przesad. Na stolikach katolickich domów leżą niemożliwe pisma ilustrowane. Na ścianach wiszą u nich bezwstydne płótna. W salonach prowadzi się śliskie rozmowy. W biblioteczkach rodzinnych spotkać można najgorsze romanse, a brak zasad u pań pozwala się szerzyć modzie, która jest niepolska, a wzorując się na tymi, co jest najgorszego zagranicą, jest nieskromna i grzeszna, bo gorsząca, a często wprost obliczona na zmysłowe efekty.

Tą atmosferą zakaża się rodzina, z której zdziera się wszystko, co szczytne i boże. Zbezczeszczą się Sakrament, którym ją Bóg uświęcił. Rozrywa się jedność, którą Bóg ją związał. Fałszuje się cel, który Bóg jej wyznaczył. Ze świątyni rodzinnej robi się dom sromotny. Instytucja życia zamienia się na praktykę zbrodni i śmierci. Co z woli bożej natura przeznaczyła na źródło życia i siły narodu, to wyradza się w jego powolną zagładę i staje się jego grobem. Pojęcie wierności małżeńskiej ulega wypaczeniu. Mnożą się separacje, procesy rozwodowe, śluby tylko cywilne, trafia się nawet przechodzenie w celach małżeńskich na protestantyzm. I gorsze zachodzą rzeczy.

Męty i brudy!

Rozpasały się złe duchy także w życiu publicznym i jak gdyby w tej dziedzinie nie obowiązywały zasady chrześcijańskie, zaczęto wielokrotnie uprawiać politykę, niezależną od wszelkich praw moralnych. Toteż spotykamy tu więcej walki z przeciwnikami politycznymi, niż pracy dla ojczyzny. A jakiej walki! Mniej widzimy przykładów podporządkowania interesu partyjnego pod interes kraju; częściej patrzymy na górowanie interesów osobistych. Dla wielu ojczyzna jest po to, aby z niej korzystać. Przed słuszną i sprawiedliwą daniną, jakiej żąda, bronią się wszelkimi sposobami, a od ofiar na rzecz wspólnej macierzy stale i zręcznie się uchylają.

W stosunkach społecznych panoszy się egoizm niebywały. Opieranie wszystkiego na liczbach, z wykluczeniem wyższych racyj i względów, pogłębiło nieporozumienie między pracodawcami a klasą robotniczą. Przyszło do tego, że wobec braku głębszego nawiązania na zasadach sprawiedliwości chrześcijańskiej, walka stała się prawie jedyną formą wzajemnego oddziaływania.

Męty i napięcie!

Płyną te męty dolinami, kędy się toczy życie śląskie. Lud słyszy o nich w rozmowach, czyta o nich w pismach, ogląda je w przykładach, widzi je naokoło siebie, oddycha ich wyziewami. Płyną te męty przez chaty i domy robotnicze. Płyną przez huty i szyby. Płyną przez biura i salony. Płyną te męty... Gdzieżby nie płynęły! Kto ich nie zna? Komu nie były kamieniem obrazy?

A z owoców ich poznacie je (Mt 7,12). Waszemu zmysłowi katolickiemu, moi drodzy, nie trudno odgadnąć, czyjego są ducha. W smutnym obrazie, który wam krótko naszkicowałem, dostrzegliście wiele śladów ciemnego nieuctwa w rzeczach wiary i wiele, bardzo wiele grubych rysów obojętności religijnej i moralnej słabości. Ale zarazem uderzyły was w tym obrazie te namiętne zapędy na myśl katolicką i to otwarte podkopywanie życia katolickiego. I właśnie te zapędy nadawają całości obrazu właściwą cechę i znamię rozgrywki. Niema wątpliwości co do tego, że zanosi się tu na wielką walkę, na walną rozprawę duchów, której wynik na dłuższy czas o tym stanowić będzie, czy Śląsk ma pozostać katolickim, czy nie. Ta walka już wszczęta. Toczy się na całym froncie życia, a na j gwałtowniej sroży się w duszach. Celem wrogów jest zachwianie idei katolickiej po to, aby następnie zastąpić Chrystusa jakimś masońskim naturalizmem, a życie nasze cofnąć z linii Chrystusowej daleko wstecz, do pogaństwa o wyraźnym charakterze antychrześcijańskim.

Chwila poważna. Jeszcze nie zlikwidowaliśmy zupełnie własnego przesilenia religijnego, a już wchodzimy w inne przesilenie, daleko niebezpieczniejsze. Ledwie nasz organizm zmógł wewnętrzną chorobę duszy śląskiej, a już go dręczą gorączki nowych infekcji. Nie możemy się łudzić: zbliżamy się szybkimi krokami do punktu kulminacyjnego naszego religijnego kryzysu.

Ten dziejowy dla Kościoła śląskiego moment musi nas zastać przygotowanych i złączonych do obrony krzyża. A ponieważ tu chodzi o całe chrześcijaństwo i o wiarę całego ludu, musi stanąć do wielkiego wspólnego czynu z klerem swoim cały śląski lud. Jak kiedyś nasi królowie w niebezpieczeństwie ojczyzny ogłaszali pospolite ruszenie i wtedy całe rycerstwo polskie siadało na koń i nastawiało piersi w obronie kraju, tak i ja dziś wzywam was wszystkich do świętej wyprawy w obronie wiary i Kościoła. Zbierzemy się nie z trwogą w sercu, ale silni miłością Chrystusową wystąpimy z taką mocą, że nie tylko odwrócimy klęskę religijną od kraju naszego, ale go odrodzimy głęboko i zupełnie najczystszym duchem Chrystusa.

Przesilenie stanie się początkiem trwałego odrodzenia.

III.
Po tym wszystkim spytacie się mnie, na czym właściwie to odrodzenie katolickie polega i jak ono się w naszych warunkach dokonać może.

Obrazem odrodzenia jest wiosna, bo gdy ona w kraj zawita, budzi się cała przyroda z uśpienia do nowego życia. Gdy w słoneczny dzień majowy wchodzimy do sadu, przyodzianego świeżą szatą zieleni i kwiecia, gotowiśmy myśleć, że na liściach i kwiatach polega wiosenne odrodzenie przyrody. A jednak tak nie jest. To odrodzenie nie nastąpiło na kończynach gałązek, ale wewnątrz twardego pnia, głęboko pod korą. Tam najprzód pod działaniem kosmicznym przebudziło się życie i stamtąd rozeszło się we wszystkich kierunkach. Poszło w korzenie i podbudziło je do ssania świeżych soków z wilgotnej ziemi. Poszło w tkaninę i korę, torując drogę limfie, płynącej szybką falą w górę. Dotarło przez konary do gałązek i podnieciło je do wydania liści i kwiecia, które odrodzenia wiosennego są widomym skutkiem i objawem.

Podobnie ma się rzecz z odrodzeniem religijnym. Nie polega ono na tym, że tu i tam zaprowadzimy jakąś poprawkę w trybie życia. Nie zależy ono na rozmnożeniu zewnętrznych aktów religijności ani nie stanowi o nim liczba poświęconych sztandarów. To odrodzenie dokonać się musi nie na powierzchni życia, ale głęboko wewnątrz duszy. Wiosną Chrystusową muszą ożyć najprzód serca, a wtedy z nich rozejdą się odrodcze energie wiosenne na całokształt życia.

To religijne odrodzenie serc nie jest jednak zupełnie podobne do wiosny w przyrodzie. Sen, w którym roślinność zimą jest pogrążona, to sen naturalny i zdrowy. Na przebudzenie się z niego wszystko w roślinności jest przygotowane i niemal czekające. Tymczasem nasze odrodzenie to nie przebudzenie się z czerstwego snu, lecz uzdrowienie z choroby. Widzieliśmy, jak ta choroba ciężka i niebezpieczna. Nasze wewnętrzne siły stargane. Organizm tylu jadami zatruty. Więcej w nim skłonności do dalszego poddania się chorobie, niż do powstania. To wszystko i ta mdłość nasza i ten stan gorączkowy nie sprzyjają odrodzeniu. Toteż ono nie przyjdzie do nas jako nagły cud wiosenny, ale osiągnięte tylko być może naszą pracą i naszym umiejętnym wysiłkiem. Tego odrodzenia my sami z pomocą łaski bożej dokonać musimy.

A najprzód i czym prędzej należy wzmocnić słabnący w duszy śląskiej siłę żywotną. Tą siłą zaś nie jest nic innego, jak wiara i duch Chrystusowy. Właśnie ten duch Chrystusowy gaśnie. Z płomienia wielkiego zmalał do słabej iskry, która nie grzeje a mało świeci. Tę iskrę trzeba na nowo rozżarzyć, a nie rozżarzy się ona niczym innym, jak tylko nowym ożywczym tchnieniem tego samego Chrystusowego ducha. Aby się odrodzić, musi dusza śląska tego świeżego ducha jak najwięcej w siebie wchłonąć, musi się nim nasycić, ukarmić i musi go w sobie przeżyć. Musi się wiarą tak głęboką przejąć, iżby się w niej stała owym podkładem myślowym, na którym niby na bezpiecznym fundamencie opierać się mogą zasady katolickie, przekonanie katolickie i ustalony katolicki światopogląd. Duch Chrystusowy musi w duszy zrodzić owo poczucie katolickie i ów czuły zmysł kościelny, które w dziedzinie pojęć religijnych, niemal instynktownie rozeznawają fałsz od prawdy. Duch wiary musi w duszy wychowywać owo światłe a wyraźne sumienie katolickie, które, stojąc na straży prawa bożego i katolickiej moralności, nie da się niczym ni zamącić, ni przytłumić. Dusza wiarą owiana musi w sobie odczuć tętno owego czucia z Kościołem, ze Stolicą świętą i z Papieżem, które jest wykwitem chrześcijaństwa i znamieniem prawdziwej katolickości. Dopiero z serc tak w Chrystusie odrodzonych buchną, niby ze skalnego źródła, wody żywe i czyste, które odświeżą religijność, obmyją obyczaje i podniecą do bujnego życia wszystkie dzieła, wyrosłe na gruncie Kościoła. Z duszy odrodzonej wiarą tryśnie odrodzenie życia.

Trzeba odrodzić pobożność katolicką, aby nie była praktyką bezmyślną i płytką, bez związku z wiarą a oderwaną od życia. Jako szczery i obowiązkowy wyraz głęboko odczutej zależności od Stwórcy, musi pobożność być chwałą i służbą bożą, pełną prawdy i siły. Objawiać się powinna przez prywatne nabożeństwo, odprawiane w cichym kościółku własnego serca, ale i przez udział w nabożeństwie rodzinnym i przez uczestniczenie w publicznych nabożeństwach, zgodnie z przepisami Kościoła i jego liturgią. A nabożeństwo katolickie to zawsze i tylko modlitwa. Modlitwa zaś, choćby uroczysta, to nie parada, ale święta i pokorna rozmowa z Bogiem. Nikogo nie poniży, każdego podwyższy, każdego pokrzepi. A ponieważ największe skarby łaski i miłosierdzia bożego otwierają się duszy w Sakramentach świętych, nie masz od nich skuteczniejszego środka odrodzenia. Przyjęcie Sakramentu, to już coś więcej, niż rozmowa z Bogiem. To Jego święty uścisk przebaczenia i pokoju, to boże przytulenie duszy do ojcowskiego Serca i boży pocałunek, to boże Ciało jako pokarm i siła do dobrego. Toteż odrodzenie bez Sakramentów świętych jest niemożliwe, a uczęszczanie do Sakramentów jest odrodzenia religijnego znakiem i miarą. Codzienna Komunia święta, to ideał, do którego dążyć musimy.

Z religijnych głębin duszy płynie odrodzenie w dziedzinę życia prywatnego, gdzie się spotykamy z codziennym ludzkim czynem, drobnym i wielkim, jawnym i skrytym, z pracą, z wypoczynkiem i zabawą. To wszystko musi wiara według prawa bożego ułożyć i uzgodnić. Odrodzenie musi w całe życie wnieść konsekwencję moralną, sprowadzając wszystko do prawidła sumienia katolickiego. Katolik powinien być katolikiem w sercu, w kościele, na ulicy, w towarzystwie, przy pracy, wszędzie i zawsze. Odrodzenie musi gruntownie odbudować obyczaj, sumienność, uczciwość, wstrzemięźliwość, a przede wszystkim miłość.

Jedno ze swych najwznioślejszych zadań ma odrodzenie do spełnienia w rodzinie. W to grono ludzi, którzy tytułem krwi do siebie należą, ma wnieść pierwiastek nadprzyrodzony, aby się z mieszkania rodzinnego stała rodzinna świątynia, a z ogniska domowego domowy ołtarz, a z ojca rodziny kapłan, z matki anioł, z dziatwy zaś świeże a silne pędy na drzewie Kościoła i narodu. Odrodzenie odnowi tu wiarę i miłość, wzmocni jedność, ugruntuje święty obyczaj i wychowanie dzieci w bojaźni bożej. Rodzina katolicka musi odżyć jako zdrowa i pełna życia komórka religijna i społeczna.

Odrodzenie będzie towarzyszyło Ślązakowi także na drogach życia publicznego, w ruchu społecznym i w polityce. Bo i tam katolik nie przestaje być katolikiem i powinien swego sumienia katolickiego słuchać. Niema polityki niezależnej od prawa bożego, tak jak niema ani ruchu, ani stanowiska, które by spod zasad moralnych były wyjęte. Musi więc katolik i jako członek organizacji zawodowej, i jako mąż partii politycznej, jako poseł i jako senator, jako dziennikarz i jako urzędnik, postępować w myśl zasad katolickich. Czy na zebraniach przemawia, czy na konferencjach radzi, czy za swą partię walczy, czy w Sejmie głosuje, czy w redakcji pisze lub rozporządzenia wydaje, musi się trzymać tych samych zasad moralności chrześcijańskiej, które go w życiu prywatnym obowiązują. I w tę dziedzinę, należy wprowadzić konsekwencję moralną i stałość zasad. A że właśnie na tym polu jest u nas wiele do naprawienia, będzie tu odrodzenie musiało być przeprowadzone ze szczególną energią. Tej energii Śląskowi nie braknie, bo katolicki Śląsk nie chce znać polityki wbrew Ewangelii i bez Ewangelii. Byłaby to polityka bez Boga, a politykom i metodom bez Boga lub śląski nie zawierzy.

Taką wiosnę religijną spraszam od Boga na kraj i na lud nasz. Do tego odrodzenia duszy śląskiej wzywam was wszystkich, moi kochani bracia i siostry. A że dusza śląska to nic innego, jak zespół idealny wszystkich naszych dusz, więc i odrodzenie jej tylko o tyle się dokona, o ile się poszczególne dusze nasze odrodzą. Odrodzi się rodzina, jeżeli się odrodzą jej członkowie. Odrodzi się gmina, jeżeli się odrodzą jej mieszkańcy. Odrodzi się parafia, jeżeli się w niej odrodzą wierni. Odrodzi się huta i kopalnia, jeżeli się odrodzą zajęci w niej ludzie. Odrodzi się Śląsk, jeżeli się w Chrystusie odrodzą Ślązacy. Tak wszyscy do tego odrodzenia przyczynić się musimy. Każdy niech się odrodzi w swej duszy. Każdy niech się odrodzi w swym praktycznym życiu prywatnym i publicznym. I co więcej, każdy niech się stanie tego odrodzenia apostołem.

To apostolstwo chciałbym wam gorąco polecić. Śląsk miał zawsze wybitnych katolików i ma ich dziś jeszcze w każdej parafii. Ale katolik śląski, który ma wyjść z tego odrodzenia, ma być nieco odmienny od dotychczasowego przeciętnego typu. Ma to być katolik nie tylko w sobie i dla siebie i w swymi kółku rodzinnym, ale ma być katolikiem także dla społeczeństwa i dla całego kraju. Nie może i nie powinno odrodzonemu katolikowi być obojętne, w jakim duchu prowadzi się na przykład sprawy gminne. Nie może mu być obojętne, jak tam wygląda obyczajność publiczna. Nie może mu być obojętne, w jakim kierunku religijnym i moralnym idzie jego partia polityczna. Nie może mu być obojętne, jakie u nas prasa szerzy zasady i jakie ma cele. To wszystko powinno go obchodzić, na to wszystko on powinien swój wpływ wywierać, zawsze w kierunku wiary i odrodzenia. Przejąwszy się apostolstwem dla idei katolickiej, ma w duchu Chrystusowym oddziaływać na zasady i przekonania, na zwyczaje i obyczaje, na myśl społeczną i polityczną. W razie potrzeby musi się umieć oprzeć, protestować, bronić i domagać. Z katolika w izbie musi się Ślązak stać katolikiem w świecie. Spod ambony, gdzie sam jest słuchaczem Słowa Bożego, musi iść na rozdroża, kędy zbitą falą tłoczy się życie nowoczesne, i tam być braciom żywym, wymownym drogowskazem. Z ucznia powinien się stać apostołem.

Czytamy w Biblii, że gdy Nehemjasz po powrocie z Babilonii odbudowywał Jerozolimę, to pobudziło się serce ludu ku robieniu (2Ezdr. 4,6) i praca żwawo szła naprzód. Wtedy sąsiednie a nieprzyjazne Żydom ludy zaczęły sobie najprzód z nich drwić, sądząc, iż rozpoczętej odbudowy nie dokończą. Ale gdy roboty raźnie postępowały, zaniepokoili się nieprzyjaciele świętego miasta i poczęli Żydom przeszkadzać, a w końcu "rozgniewali się nazbyt" i postanowili zbrojnym napadem dalszą odbudowę uniemożliwić. Tym się ani Nehemijasz, ani lud żydowski nie odstraszyli. Zorganizowano w mieście czujną straż, uzbrojono pracowników, ale pracy nie przerwano, co księgi Ezdraszowe w tych pięknych słowach wyrażają, że każdy z budujących na murze i noszących brzemiona i nadkładających jedną rękę robił, a drugą miecz trzymał.. Tą stanowczością Nehemjasz trzymał zdała nieprzyjaciół, a tymczasem prowadził energiczne roboty naprzód, aż odbudowane miasto otoczył silnymi murami obronnymi.

W podobnych warunkach i my przystępujemy do katolickiej odbudowy Śląska. Jestem przekonany, że i u nas "pobudzi się serce ludu ku robieniu." Ale przewiduję także, że i nasza odbudowa będzie miała swych wrogów, których złość i liczba rość będzie w miarę, jak maleć będą ich znaczenie i wpływy. Powstaną jako przeciwnicy wszyscy, którym odrodzenie katolickie Śląska psuć będzie szyki i rachuby. Powstaną i będą nam urągali. Powstaną i będą nam przeszkadzali. Powstaną i złączą się do wspólnej na nas napaści. Ale to nas nie zmiesza i nie odstraszy. Podwoimy swoją gorliwość, przyspieszymy pracę, a jeżeli potrzeba będzie, uzbroimy się ku obronie. Jedną ręką będziemy odbudowywali a drugą odpierali napaści wrogów i szkodników. Pomimo wszystkiego odbudowę Śląska na zasadach wiary przeprowadzimy i ukończymy i w ten sposób ugruntujemy nową i trwałą religijną przyszłość naszego ludu.

Każdy z was, moi drudzy, rozumie, że odrodzenie, tak szeroko zakreślone, to dzieło niezwykłe i ogromne. Będzie ono dziełem łaski bożej w sercach i dziełem naszej własnej pracy. Będzie dziełem duchowieństwa i dziełem wiernych. Dziełem Kościoła i społeczeństwa. Dziełem dawnych środków i nowych sposobów, w myśl Zbawiciela przyrównującego Królestwo Boże do człowieka gospodarza, który wyjmuje ze skarbu swego nowe i stare rzeczy (Mt 14, 52). Zatrzymamy i zastosujemy "rzeczy stare," stare wypróbowane metody pastoralne, ulepszając i ożywiając je nowym duchem.

Wprowadzimy "rzeczy nowe" i nowe formy pracy. Będziemy budzili nowe siły, dotąd uśpione i niewyzyskane. Nowym systemem organizacyjnym zjednoczymy w ręku Kościoła całą potęgę wiary i całą energię katolickiej duszy i tą skupioną siłą uruchomimy akcję katolicką, która nie jest niczym innym, jak dziełem odrodzenia katolickiego, prowadzonego systematycznie i jednolicie, przez ludzi świeckich, w łączności i zależności od Kościoła i w jego duchu.

Pozwólcie, że w ostatniej części tego orędzia krótko nakreślę zasady i organizację tej "Akcji Katolickiej" i jej sposób działania.

IV.
Nie jest to nic nowego, że świeccy biorą udział w posłannictwie Kościoła i u boku księży spełniają pomocnicze apostolstwo kapłańskie. Już od najdawniejszych czasów pomagali biskupom i kapłanom mężowie i niewiasty szerzyć zasady Chrystusa. Święty Paweł pisze o mężach, których nazywa pomocnikami swymi w Królestwie Bożym (Kol 4, 11), a w liście do Filipensów (Flp. 4, 3) wspomina o pobożnych niewiastach, które w Ewangelii społem z nim pracowały. Wiadomo, że w pierwszych trzech wiekach pozyskiwali dla idei Chrystusowej więcej pogan świeccy niż  kapłani, którzy na ogół musieli się ukrywać. Do najpiękniejszych obrazków ówczesnej akcji katolickiej należy młodzieniaszek Tarsycjusz, który nosił skrycie Komunię świętą uwięzionym chrześcijanom, za co poniósł śmierć męczeńską. W różnych zmieniających się formach przetrwało to apostolstwo laików aż do nowszych czasów, w których pomiędzy innymi nowym zajaśniało blaskiem u nas na Podlasiu, gdy unici, pozbawieni księży, nawzajem sobie byli kapłanami, utwierdzając się we wierze wobec krwawego naporu schizmy rosyjskiej. Były to jednak niemal zawsze formy luźne, przygodne. Dopiero w ostatnich dziesiątkach lat Akcja Katolicka poczęła przemieniać się w zwartą organizację, która obecnie z inicjatywy Ojca Św. Piusa XI ustaliła się we Włoszech, jako olbrzymie, masowe zrzeszenie się katolików na podstawie statutu, zatwierdzonego przez samego Papieża.

I dla nas wybiła godzina Akcji Katolickiej. Wynika to z naszych stosunków i z potrzeby naszego odrodzenia się, jak na to powyżej wskazywałem. W takiej chwili musi i nasz laikat ideę Akcji Katolickiej należycie zrozumieć i swym kapłanom pospieszyć z chętną i walną pomocą. Przede wszystkim powinni wszyscy sobie jasno zdać sprawę z tego, że nie chodzi tu o jakiś interes stanowy księży, ani o jakąś drobnostkę, która tylko dla Kościoła ma pewne znaczenie. Tu chodzi o cały lud, o wszystkie nasze stosunki, o ducha śląskiego dzisiaj i w przyszłości. Każda taka ogólna sanacja tylko wtedy się udaje zupełnie, gdy ją ogół zrozumie i jako swoją sprawę weźmie w swoje ręce i jako swoje własne dzieło przeprowadzi.

Akcja Katolicka nie jest pojęta jako dzieło jakiejś elity, lecz jako odruchowy i zbiorowy ruch całego ludu wierzącego. Nie jest akcją polityczną, ani klasową, ani zawodową: nie łączy się z żadną partją, nie identyfikuje się z żadnym kierunkiem politycznym i politykę ze swego programu zupełnie wyklucza. Natomiast budząc sumienie katolickie, urabiając katolickie zasady, przygotowuje ludzi o wyraźnym katolickim przekonaniu, ludzi katolickiego jutra w kraju.

Ponieważ Akcja Katolicka jest istotnie częścią ewangelizacyjnej pracy Kościoła, musi się ona z konieczności do programu jego działalności dostosować i od hierarchii kościelnej zależeć.

Nie masz zatem Akcji Katolickiej bez łączności z Kościołem i nie masz Akcji Katolickiej bez zależności od niego. Nie może być Akcji Katolickiej, na podstawie statutów. Kościołowi nie przedłożonych i przez niego nie uznanych i nie może być Akcji Katolickiej, na którą Kościół nie ma wpływu przez organy przez siebie do tego wydelegowane. Nikt nie może występować z firmą katolicką bez aprobaty i wiedzy Biskupa, tak jak nikt nie może występować z inicjatywą katolicką bez jego zezwolenia. Ta łączność z Kościołem jest dla Akcji Katolickiej źródłem błogosławieństwa i płodności, a karna zawisłość od Kościoła ustrzeże Akcję Katolicką od rozpraszania sił i od schodzenia na tory, po których myśl katolicka posuwać się nie może.

Już z tego wynika, że Akcja Katolicka, tak określona, musi być ujęta w jakąś wielką, ale ścisłą i dokładną organizację, zostającą w organicznym kontakcie z hierarchią kościelną. Musi to być organizacja, która wchłaniając wszystkie świeckie siły katolickie, sumuje i koordynuje je w swym łonie, oczyszcza i potęguje je żywym duchem Kościoła, a następnie działa przez nie celowo i systematycznie na zewnątrz tam, gdzie tego zachodzi potrzeba. Taką organizację stworzymy na Śląsku pod nazwą Ligi Katolickiej, przez co urzeczywistnimy także najważniejszą rezolucję, którą wspólnie uchwaliliśmy na II Śląskim Zjeździe Katolickim.

W czterech wielkich oddziałach wstąpicie moi ukochani, do Ligi Katolickiej: jako mężowie katoliccy, jako niewiasty katolickie, jako katolicka młodzież męska i żeńska. Dla każdej grupy będzie w ramach Ligi Katolickiej szczególne samodzielne stowarzyszenie i związek, a wszystkie grupy razem będą według ustawy Ligi Katolickiej pracować nad religijnym odrodzeniem Śląska. Stowarzyszeń ściśle kościelnych i bractw Liga nie naruszy, przeciwnie, spodziewa się, że będąc w rozkwicie, dostarczą jej najlepszych sił. Różni zaś się Liga od tych ściśle kościelnych zrzeszeń tym, że nie ogranicza swego zadania do swych własnych członków, ale przez nich oddziaływać chce na świat i społeczeństwo.

Liga Katolicka nikogo pod względem politycznym krępować nie będzie. Ona wprawdzie, jako organizacja wykonawcza Akcji Katolickiej, nie zajmuje się polityką, ale jej członkowie praw obywatelskich nie tracą i dlatego jako jednostki na równi z innymi obywatelami w życie polityczne wchodzić mogą, oczywiście zgodnie ze swym katolickimi sumieniem i przekonaniem.

Pierwszym i najwłaściwszym polem pracy Ligi Katolickiej jest parafia. Na terenie parafialnym ma Liga Katolicka wypełnić ową próżnię, która tu i tam oddziela owieczki od pasterza. Ma lud cały zbliżyć do proboszcza i pod jego przewodnictwem uchwycić wszystkie siły katolickie parafii i użyć ich do zgodnego i skuteczniejszego oddziaływania w kierunku szczególnych potrzeb gminy. Odbudowując jedność i organizację życia parafialnego. Liga Katolicka ożywia początkową komórkę życia kościelnego, w której duch Chrystusowy styka się z sercem człowieka, wnosząc w nie boskie pierwiastki prawdziwego odrodzenia.

Dalsze pola działania wskaże grupom parafialnym Zarząd Diecezjalny, który, badając potrzeby duchowe śląskie, będzie inicjował owe ruchy, akcje, manifestacje i zjazdy, jakich rozwój stosunków wymagać będzie. Będzie tej pracy niemało.

Liga Katolicka przysporzy niewątpliwie trudów kapłanom i obciąży ich znacznie. Ale należycie przeprowadzona i poprowadzona będzie ich podporą i pociechą. Jestem przekonany, że każdy z mych drogich współbraci zrozumie moją myśl i moje życzenie, co do tej pracy, i przygotowawszy należycie lud swój, po Wielkiej nocy powoła uroczyście do życia Ligę Katolicką, o ile tego jeszcze nie uczynił. I nie tylko Ligę założy, ale ją rozwinie, ożywi i do działania uzdolni. Dokona on przez to pamiętnego dzieła i kiedyś nad jego grobem jak o Onjaszu powiedzą: Wzmocnił świątynię, za dni jego trysnęły studnie wody... i pozyskał sobie sławę na ustach ludu (Mdr 50,1).

Ale i ty, mój drogi ludu, będziesz musiał ponieść niejedną ofiarę, aby temu dziełu odrodzenia Śląska, przez Akcję Katolicką się oddać. Wymagać to będzie od ciebie ofiary z czasu, ofiary z wypoczynku, ofiary z przyzwyczajenia. Wierz mi, ludu ukochany, że tej ofiary bym nie żądał, gdybym nie wiedział, że ona się stanie twoim szczęściem i twoją radością. Wiem, że tę ofiarę chętnie poniesiesz. Wiem, że zapalą się do niej młodzi i starzy. Wiem, że po parafiach jeden oddział współzawodniczyć będzie z innymi, aby przodować nie tylko liczbą swych członków, ale duchem, przedsiębiorczością i pracą. I powstaną bohaterowie Akcji Katolickiej i spełni się także u nas słowo Ojca św. Piusa XI: Jak męczeństwo za wiarę polega na przelewie krwi, tak męczeństwo za Akcję Katolicką polega na poświęceniu i ofierze. Rozpoczynajmy tak w imię boże to wielkie dzieło katolickiego odrodzenia Śląska. Akcja Katolicka, to ta nasza święta wyprawa, a Liga Katolicka, to to wojsko nasze ludowe, które z krzyżem i Matką Boską Częstochowską na tę wyprawę rusza. Wybierzmy się na nią z modlitwą w sercu a z pieśnią pobożną na ustach, bo to dzieło boże. Wybierzmy się z sercem czystym, bo to dzieło święte. Wybierzmy się z zapałem, bo to dzieło chwalebne. Wybierzmy się z miłością, bo to wyprawa o wyswobodzenie ludu naszego z niewoli i pęt ducha. Wybierzemy się i pójdziemy naprzód bez trwogi, aż najazd wrogów krzyża odeprzemy i oczyścimy kraj swój zupełnie.

Mija męka, mija słabość, mija "godzina ciemności", zbliża się Wielkanoc, a z nią klęska grzechu i śmierć śmierci. Nadchodzi śląska Wielkanoc, a z nią nowe życie i odrodzenie. A tą Paschą i Wielkanocą naszą to Chrystus. Podnieśmy się ze snu i wpatrzmy się w te ranne zorze Wielkanocy Chrystusowej na Śląsku. Zerwijmy się z letargu opieszałości, bo jest godzina, abyśmy już ze snu powstali, albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedyśmy uwierzyli. Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmyż tedy uczynki ciemności, a obleczmyż się w zbroję światłości. Jako we dnie uczciwie chodźmy: nie w biesiadach i pijaństwach, nie w łożach i niewstydliwościach, nie w zwadzie i w zazdrości, ale się obleczcie w Pana Jezusa Chrystusa (Rz 13, 11-14). Wstańmy, podążmy wszyscy do Kościoła i tam z kapłanem zanućmy głośno: Lumen Christi! Deo gratias! Chwalmy Boga, że ciemności przeminęły a prawdziwa światłość już świeci (1J 2,8). Ta światłość wielkanocna i to wielkanocne Alleluja niech ogarną śląską duszę, nie jako mijająca fala szczęścia, lecz jako boża moc odrodzenia i życia.

Pożądaniem pożądałem pożywać tę Paschę z wami (Łk 22,15). Wielkim pragnieniem pragnąłem dla Śląska tej biesiady i dziś ją wam zastawiam, wzywając do niej wszystkich. Wszyscy do niej zasiądźcie i ukarmijcie się Barankiem Bożym i Jego duchem, a w mocy Jego chodźcie przez wszystkie dni żywota swojego, Kościół, uniesiony wielkością dzieła Odkupienia, dokonanego przez Zbawiciela, woła w liturgii wielkanocnej:O szczęśliwa ta wina, która zasłużyła mieć takiego Odkupiciela! Życzę naszemu ludowi, aby ta świtająca Wielkanoc śląska takie nam sprowadziła błogosławieństwa, iż byśmy również kiedyś zawołać mogli: Szczęśliwe to przesilenie, które do takiego doprowadziło odrodzenia śląskiej duszy!

Alleluja! Ludu śląski, do czynu! a odrodzi się, jako orłowa, młodość twoja (Ps 102,5).


avatar użytkownika intix

6. @guantanamera

...Niech nas dzisiaj napełnią siłą gorące słowa kardynała Hlonda...

Dziękuję za zainteresowanie... za wsparcie...  i również pozdrawiam...

***


http://youtu.be/F_SaxqpEWQs

avatar użytkownika guantanamera

7. Wczytajmy się w słowa kardynała Hlonda... Słuchajmy ich...

Każde słowo jest dzisiaj aktualne... Także przytoczonego wyżej Listu Pasterskiego, trzeba tylko słowo "śląski" zastąpić słowem "polski". To jest List do ludu polskiego napisany z wyprzedzeniem...
Te same problemy - z masońskim antychrześcijańskim mąceniem włącznie.
I ta sama - jedyna - droga ratunku: osobiste zjednoczenie z Bogiem. Codzienna Komunia święta... Modlitwa...
Mistyczne wrzenie...

avatar użytkownika intix

8. @guantanamera

...To jest List do ludu polskiego napisany z wyprzedzeniem...
Te same problemy - z masońskim antychrześcijańskim mąceniem włącznie...


Podobnie odbieram... Kardynał August Hlond przemawiał do nas po wsze czasy...
Mówi prawdziwie o wszystkim... nie pomijając nas samych...
Kto zechce... wsłuchujmy się w słowa
Wielkiego Polaka, który Bogu i Ojczyźnie życie oddał...

Guantanamero... dziękuję... pozdrawiam... i za chwilę kolejny List, którego fragmenty przywołuje w Swej wypowiedzi wspaniały Pasterz -  Ś.+P. Ks. prof. Jerzy Bajda...

avatar użytkownika intix

9. List pasterski: " Z życia Kościoła Chrystusowego"

Poznań, dnia 12 marca 1935

Wielebni i Kochani Księża! Moi Umiłowani Diecezjanie!

Wśród powszechnego kryzysu religijnego i moralnego zwraca na siebie uwagę Kościół katolicki nietyle tym, że przedstawia najliczniejsze w świecie wyznanie, ile głównie dlatego, że stanowi jedyną współczesną potęgę moralną, rosnącą w autorytet i wpływy.

Wokoło niego odbywa się apokaliptyczna deruta religijności, podrywanej przez bezbożnictwo, wolnomyślicielstwo, teozofję, astrologję, kabałę, rasizm. Odgrzebuje się przedchrześcijańskie bożyszcza, politykę zamienia się w objawienie, państwa klecą nowe religje, dyktatury pozują na bóstwa. Bałwochwalstwo staje się ideałem narodowym, a tytuł poganina wywiera nakazujące wrażenie. Ale czym więcej naokoło gaśnie świateł religijnych, tym jaśniej jest w wielkim katolickim tumie. On jeden przystąpił z całą swą powagą do decydującej rozprawy z najpotężniejszą herezją wszystkich czasów, która przez zniszczenie chrześcijaństwa chciałaby strącić samego Boga.

Nic dziwnego, że w tych warunkach Kościół katolicki staje się przedmiotem roztrząsań. Tak zawsze bywało w duchowych przełomach minionych czasów. Zdumiewająca żywotność katolicyzmu budzi u współczesnych i tym razem niezwykłe zainteresowanie się Kościołem a zarazem zrozumiałe niechęci. Bezwarunkowe stanowisko Rzymu w obronie Boga, Chrystusa i Objawienia zjednywa Kościołowi niebywałe sympatie, a równocześnie odżywia dawną pokusę wieków: walkę z Papiestwem i Kościołem.

I w Polsce toczy się dyskusja na temat Kościoła. Spotykamy się z nią w gazetach, czasopismach, polityce, w obozie katolickim i poza nim. Pojawiają się rozprawy pouczające i takie, co bałamucą. Jedne, oparte na dobrych źródłach, są rzeczowe i przedstawiają prawdziwe oblicze Kościoła; inne, czerpiąc z autorów jednostronnych, nie są wolne od uprzedzeń i malują Kościół w karykaturze. Odzywają się także głosy bardzo wrogie, kościołoburcze, które przez wydawnictwa sekciarskie, wolnomyślicielskie i bezbożnicze docierają do was, budząc niepokój w umysłach i sumieniach.

Wiem, że odgaduję życzenie wielebnego Duchowieństwa i kochanych wiernych, obierając zagadnienie Kościoła za temat tegorocznego listu wielkopostnego. Oczywiście, orędzie pasterskie nie może być rozprawą teologiczną i nie zdoła na kilku kartach wyczerpać przedmiotu. W lekkich rysach podam wam na tle czasu i w nawiązaniu do polskiego życia religijnego tylko kilka luźnych szczegółów o Kościele i jego posłannictwie.

Odbywamy to wspólne rozmyślanie w bardzo właściwym czasie, bo pod koniec Jubileuszu Odkupienia. Czyż nie z Krwi Chrystusowej zrodził się Kościół? Czyż nie Kościołowi powierzył Zbawiciel spuściznę Swej Męki? Czy nie Kościół szafuje skarbami Jego Ofiary i jest stróżem i tłumaczem Jego nauki? Czyż nie Kościół walczy o prawa dusz i przyszłych pokoleń do Ewangelji?

Z hołdem wdzięczności dla Zbawiciela rozważajmy tajemnicę świętego miasta Jeruzalem nowego (Ap 21,2) na ziemi. Udajmy się w to pasyjne skupienie z wezwaniem Św. Józefa, Patrona Kościoła świętego.

I.
Punktem wyjścia nauki katolickiej o Kościele jest fakt, że jego założycielem jest Chrystus, Bóg i Odkupiciel. Tę historyczną prawdę o boskim pochodzeniu Kościoła powinniśmy sobie głęboko wyryć w duszy. Ani tworem Papieży nie jest Kościół, ani wynikiem dawnych prądów religijnych, ani płodem czasu, ani nawet nie czynem organizacyjnym" samego chrześcijaństwa. Jego twórcą jest Zbawiciel, który go założył nie pośrednio przez ludzi natchnionych jego duchem i wolą, lecz sam, osobiście w czasie swego ziemskiego życia. Dlatego nazywa go Chrystus "Kościołem swoim" mówi o nim jako o "swoim Królestwie".

Na zewnątrz jest Kościół widomą społecznością wiernych, żyjącą na ziemi, w toku dziejów. Zespół ten, złożony z ludzi ochrzczonych a wyznających wiarę przez Chrystusa objawioną, ma swój ustrój i hierarchję, na czele której z ustanowienia Chrystusowego stanęli Piotr i jego następcy. Pod kierownictwem Papieża i Biskupów społeczność kościelna wyznaje wszędzie te same prawdy wiary i rządzi się tym samym prawem moralnym, wyjętym z Ewangelji Chrystusowej. Hierarchja sprawuje w niej rządy i spełnia posłannictwo nauczycielskie oraz czynności kapłańskie i duszpasterskie. Cała społeczność żyje duchem Chrystusa i ponosi odpowiedzialność za posłannictwo Kościoła. Dlatego i świeccy katolicy są pełnymi członkami Kościoła, mają w nim swoje stanowisko, prawa i zadania. Społeczność wiernych Jest wyposażona w środki zewnętrznego bytowania i działania, a więc ma swoje kościoły, swą liturgję, swoje prawo, instytucje, zakony, szkoły, zakłady, pisma.

Ale pod tą rzeczywistością zewnętrzną kryje się rzeczywistość duchowa: nadprzyrodzona społeczność mistycznego Ciała Chrystusowego. Jesteśmy komórkami tego Ciała. Głową jego jest Chrystus. Duszą Duch Święty. To jest to "Królestwo Boże," które sobie Chrystus wywalczył. Tam w wiecznej żywotności Chrystusa tkwi tajemnica nieśmiertelności Kościoła zewnętrznego. Kościół, widziany z tej strony, jest Chrystusem mistycznym w dziejach świata.

Tylko patrząc na jedno i drugie oblicze Kościoła, rozumiemy coś z jego istoty. Mylnie go sobie wyobraża niewierzący, który w nim jedynie zewnętrzną organizację widzi. Błądzi, kto w nim tylko mistyczną społeczność upatruje. Kościół jest jednym i drugim. Jest widzialny i mistyczny. Ma ciało i duszę, głowę hierarchiczną i Głowę mistyczną, życie widzialne i ukryte. Organizacją zewnętrzną, złożoną z widomych pierwiastków, istnieje w dziejach ludzkości; jako społeczność mistyczna żyje Kościół życiem Chrystusa, niezależnie od toku wypadków w świecie. Zewnętrzny ustrój jest mu potrzebny do pełnienia apostolstwa; życie mistyczne jest źródłem jego mocy. Bez życia mistycznego zamarłoby życie Kościoła hierarchicznego. Katolik, jako fizyczny wyznawca Chrystusa, jest członkiem Kościoła zewnętrznego, a jako istota odrodzona przez łaskę i żyjąca życiem bożym w sferze nadprzyrodzonej, należy do Kościoła mistycznego.

Celem Kościoła jest utrwalenie Odkupienia i uprzystępnienia go wszystkim ludom i czasom. Wynika to z mandatu, którym Chrystus niezwykle autorytatywnie i szeroko nakreślił zadania Kościoła, mówiąc: Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody, chrzcąc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je chować wszystko, com-kolwiek wam przykazał. A oto jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,18-20). Czyli Kościół to przedłużenie Chrystusa w czasie i rozciągnięcie Jego misji z Palestyny na cały krąg ziemski. Celem jego bytu jest zbawienie dusz i duchowy postęp ludzkości. A zbawienie dusz to ich usprawiedliwienie i uświęcenie, czyli nie tylko uszlachetnienie na łonie natury, ale ich odrodzenie nadnaturalne i wyniesienie do uczestnictwa w życiu bożym, aby Chrystus w nas się ukształtował (Ga 4,19). Duchowy postęp ludzkości zaś to wznoszenie się życia narodów i ich kultury etycznej na wyżyny dostojności moralnej prawa Chrystusowego. Człowieka podnosi Kościół do godności dziecka bożego; narody i ludzkość włącza do powszechnego Królestwa swojego.

Te zadania swoje spełnia Kościół po części przez działalność sakramentalną, przez którą wiedzie dusze do mistycznych źródeł łaski, po części przez działalność wychowawczą, którą jako stróż i nauczyciel moralnego prawa bożego rozwija etyczne i ascetyczne wartości w jednostkach i społeczeństwach.

Z przytoczonych słów Zbawiciela wynika, że Kościół ma mandat do wszystkich ludów i czasów, a posłannictwo jego obejmuje wszystkie sprawy Odkupienia. Pod tym względem Kościół jest z ustanowienia swego powszechny czyli katolicki, jest wyłączny, jak wyłącznym Odkupicielem był Chrystus; jest ekskluzywny, jak ekskluzywna jest nauka Ewangelji. W posłannictwie nikt go nie może zastąpić, nikt go nie powinien ograniczać ani krępować.

Dalej wynika z celu Kościoła, że nie jest on organizacją dla jakiejś elity, dla odludków, dla uciekinierów od życia i czasu, dla zaświatów, lecz organizacją przeznaczoną dla wszystkich, dla ogółu, dla żywych ludzi i społeczeństw. Osiedlił ją Chrystus nie w zacisznej Betanji, lecz w gwarnej Jerozolimie, w samym sercu życia, napięć i walk człowieczych. Nie ma się taić przed światem, lecz w imię Chrystusa do niego przystąpić, przeniknąć jego ustroje, zdobyć jego ducha. Kościół nie jest błogim spokojem ani zastojem, lecz życiem, czynem, apostolstwem, fermentem, niepokojem dusz, walką o najszczytniejsze wartości.

Wreszcie wynika z istoty nadprzyrodzonego i powszechnego posłannictwa Kościoła, że ono nie ogranicza się do jednego narodu lub jednej rasy, lecz obejmuje całą ludzkość. W nadspołeczeństwie braterstwa chrześcijańskiego narody nic nie zatracają z tego, co w ich charakterach jest zdrowe i piękne. Owszem, w zetknięciu się z głębią ewangelicznego życia w nad-narodowej solidarności ludu bożego rozwija się do bohaterskich szczytów bogactwo uzdolnień rasowych, a religijność katolicka swoiście się zabarwia w przeżyciu i wyrazie poszczególnych ludów.

Kościół Chrystusowy nie może być "narodowy" w znaczeniu partykularnego wyznania, ograniczonego do jednej rasy lub skrępowanego granicami jednego państwa. Kościół, który nie "idzie do wszystkich narodów," nie wywodzi się od Chrystusa ani z Jego mandatu. Każdy Kościół "narodowy" nosi na sobie i w nazwie piętno ludzkiego pochodzenia i ścieśnienia do światowych rozdziałów i współzawodnictw. Kościoły "narodowe" są albo utopją religijną, albo iluzją polityczną, albo zwykłą schizmą, czyli zerwaniem z jednością Kościoła Chrystusowego. I każdy kościół "narodowy" zawiedzie swych twórców, zawiedzieswych wyznawców, i zawiedzie pokładane w nim nadzieje polityczne, bo jest nieodwołalnie skazany na zamarcie i rozkład.

Nie zamrze natomiast Kościół Chrystusowy. Wprawdzie na organach jego zewnętrznego ustroju dostrzec można ślady przebytych czasów, mogą się w nim z biegiem wieków postarzeć szczegóły urządzeń organizacyjnych, może ułomność członków i wpływ epoki zaćmić czasowo niejeden promień boży w jego życiu, ale upaść nie może. Jeżeli zajdzie tego potrzeba, przeorganizuje się bez wahania, przezwycięży swą niemoc, odrodzi się na pewno. Tajemnicami jego niezniszczalności są Chrystus i Papież. Chrystus, jako mistyczna Głowa, jest niewysychającym źródłem jego mocy nadprzyrodzonej; Papież, jako ewangeliczny gwarant wyższości życiowej Kościoła nad "bramami piekielnymi", jest każdego czasu pierwiastkiem odbudowy kościelnej społeczności widzialnej. Prześladowanie może miejscami zniszczyć organizację kościelną, ale nawet w Sowietach mieszka w katakumbach serc wierzących cały, niepokonany Chrystus mistyczny, który w swym czasie, "w trzy dni," odbuduje zewnętrzną "świątynię" kościelną, a odbuduje ją za staraniem swych Leonów, Piusów, Grzegorzów, Pawłów.

Żadna moc nie zdmuchnie pierwiastka bożego w Kościele, który mimo wszystko pozostanie wieczną wiosną wśród obumierającej doczesności.

II.
Posłannictwo Kościoła przyrównał Zbawiciel, w obrazie z życia codziennego, do "kwasu," który celem fermentacji wprowadza się do mąki i który nie zaprzestaje swego cichego działania w masie ciasta, aż wszystka skwaśnieje (Mt 13,33). Ferment Królestwa Bożego wniósł Kościół w ludzkość i nie zaniecha swego apostolstwa, aż ją całkowicie dla Chrystusa pozyska. Działanie to jest ciche, często ukryte, na rozgłos nie obliczone, rozłożone na długie czasy. Mimo to, sprawiając głębokie przemiany, wywołuje podniecenie, wrzenie, napięcia. Te napięcia zachodzą w duszach, gdy w nich pod działaniem Ducha Świętego rodzą się i rozrastają nadprzyrodzone organizmy mistyczne. Napięcia powstają w życiu człowieka, gdy moralne prawo ewangeliczne surowo prostuje myśli, poglądy, obyczaje. Napięcia spotykamy w społeczeństwach, gdy etyka katolicka staje się wędzidłem moralnym ruchów i zmusza do pewnych zasad same zmiany ustrojowe.

Parcie tych napięć zwraca się nierzadko przeciw Kościołowi. W walkę z nim zamienia się najczęściej spór z Ewangelją. Kto odrzuca Chrystusa, uderza zazwyczaj w Papieża i hierarchję. Ewangelizujący pochód Kościoła nabiera w ten sposób charakteru walki - i stąd nazwa "Kościoła walczącego."

O co walczy i co zwalcza Kościół, jeżeli walką nazwać mamy jego działalność? Walczy o to, o co walczył Zbawiciel. Zwalcza to, co Zbawiciel zwalczał. Walczy o cześć Boga, o bóstwo Chrystusa, o Objawienie, o całość Odkupienia, o Królestwo Boże na ziemi. Walczy - i to z jakim wysiłkiem i z jakim przelewem krwi męczeńskiej - z bezbożnictwem i pogaństwem nowoczesnym. Walczy z laicyzmem i wolnomyślicielstwem. Walczy z materjalizmem, teozofją i anarchją religijną. Zwalcza grzech, potworność, zwyrodnienie. Walczy ze zgubną etyką państwową i społeczną. Ileż cichej, tajemnicą sumień osłoniętej walki staczał i wygrywał Kościół z upadkiem, nędzą moralną i złością.

W tych rozprawach potyka się Kościół bronią ewangelicznej prawdy. Z błędem i grzechem postępuje rzeczowo, tak jak Chrystus, który fałsz nazywał fałszem, grzech grzechem, złość złością, obłudę obłudą. Ale do osób odnosi się z miłością bez względu na to, czy to grzesznicy i katechumeni, przeciwnicy i prześladowcy. Bo najwyższym nakazem społecznym chrześcijaństwa jest miłość, do której ma prawo wszędzie i zawsze każdy człowiek. Nie dając się zwyciężyć złemu, ale zwyciężając złe w dobrym (Rz 12,21), rozwijał Kościół, wśród trudów i ofiar nieopisanych, swoje przepiękne ofensywy ewangelicznej aktywności.

Do charakterystycznych objawów życia kościelnego zaliczyć można to, że napaści na Kościół wzmagają się w tych okresach, w których jego aktywność potężnieje. Zwyciężną przewagę Chrystusa powetowują sobie jego wrogowie zwiększonymi atakami na Kościół. Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej niż was nienawidził. Gdybyście byli ze świata, miłowałby świat to, co swoje. Ale że nie jesteście ze świata, alem ja was wybrał ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Wspomnijcie na słowa moje, którem ja wam mówił: sługa nie jest większy nad Pana swego. Jeśli mnie prześladowali, i was prześladować będą (J 15,18-20). Więc nie w chwale triumfatora dokonywać będzie Kościół swych ewangelicznych zdobyczy. Właśnie z powodu jego powodzenia będą mu złorzeczyć i będą go prześladować i mówić wszystko zło przeciw niemu, kłamiąc (Mt 5,11). Znamy te kłamstwa i te typowe oszczerstwa i to zdradliwe napastowanie. Czegóż Kościół już nie doświadczył! A jednak zwycięża.

Więc nie trwóżmy się tym, że także współczesne zarzuty przeciw Kościołowi są naogół tak przerażająco jednostronne i fałszywe. Nie opuszczajmy rąk, gdy niekiedy z bólem nawet o tym się przekonywujemy, że chodzi nie tyle o błędy i nieporozumienia, ile raczej o złą wolę i zaprzysiężoną wrogość. Natomiast bardzo nam na tym zależeć powinno, by skarżenia nie były spowodowane przez nasze błędy i nie miały uzasadnienia w naszym życiu. Nie lekceważmy ich zatem, lecz korzystajmy choćby z nienawiści "wrogów Krzyża," by ustawicznie wzmacniać pozycje katolickie, ulepszać metody apostolskie, a nade wszystko kształtować życie swoje według Ewangelji.

Dla przykładu rozbierzmy wspólnie kilka z najmodniejszych w tej chwili zarzutów przeciw Kościołowi.

1. Wytykają Kościołowi, że katolicy nie żyją według zasad Chrystusowych. Co o tym sądzić?

Chrystus zlecił Kościołowi prowadzenie ludzkości do Boga, ale nie założył Kościoła świętych i doskonałych. Sam opowiedział przypowieść o kąkolu i pszenicy. Więc obok wielu dobrych i świętych katolików spotykać będziemy w Kościele po wszystkie czasy ludzi niedoskonałych i grzesznych. Nawet muszą przyjść zgorszenia (Mt 18,7). Te wahania między ideałami ewangelicznymi a życiem rzeczywistym będą zawsze o tym świadczyły, że Kościół na ziemi nie jest u celu swych przeznaczeń i że Królestwo Boże zupełnie urzeczywistni się dopiero w  dokonaniu świata (Mt 13,40).

Mimo to Kościół ma niewypowiedziane zasługi pod względem uszlachetnienia życia ludów. Z jakiegoż poniżenia dźwignął narody! Ilu świętych wychował! Ilu zbrodniarzy w zacnych obywateli zamienił. Dziś jeszcze nie kto inny jeno Kościół ratuje ludzkość od skutków obłędnej propagandy nieobyczajności i wszelkiego dekadentyzmu moralnego, szerzonego właśnie przez wrogów chrześcijaństwa. Jakby wyglądała Europa bez wychowawczych wpływów Kościoła!

Trzeba dalej pamiętać, że grzechy katolików są plamą na Kościele, ale nie naruszają ani jego istoty i posłannictwa, ani jego nauki. Kościół osądza grzechy swych wyznawców jako grzechy. Nie uniewinnia ich, lecz wszystkimi sposobami stara się o poprawę życia wiernych.

Należy jednak przyznać, że ze strony ułomności katolików zagrażają Kościołowi największe niebezpieczeństwa i szkody. Życiem swoim powinni chrześcijanie dawać świadectwo prawdzie ewangelicznej a nie zaćmiewać jej blasków słabością i grzechami. Dlatego na zarzut, że katolicy nie żyją według zasad Chrystusowych, odpowiedzmy wzrostem w łaskę i gruntowną poprawą codziennego trybu życia.

2. Zarzucają Kościołowi, że zawiódł i omylił nadzieje współczesnego świata, bo nie zrozumiał i nie podbił jego ducha, nie poszedł z postępem.

Są w tym twierdzeniu pewne okruchy prawdy, ale zasadniczo jest ono mylne. Czemu nie zdobył jeszcze Kościół nowych czasów? Czy może żywotność jego zmniejszyła się wskutek sklerozy wieków? Czy na jego arterjach duchowych zaciążyły osady czasów? Czy naprawdę Kościół nie jest życiem, lecz muzeum czcigodnych tradycyj? Przenigdy! Kościół nie żyje dziejową siłą bezwładu, nie zjada spadku Chrystusowego, nie wyczerpuje swych energij wychowawczych. Moc zdobywczą zachował. Nowe czasy zastały Kościół przy wyzwalaniu się z następstw długiego ucisku. Wychodził z katakumb dziewiętnastego wieku, gdy nad światem zerwały się burze przewrotów. A w tym samym czasie sprzysięgły się przeciw niemu niebywałe moce fałszu i konspiracyj, którym na tym zależy, by we współczesnych odmętach pogrążyć chrześcijaństwo. Ale i tym czasom sprosta Kościół choć nie zaraz. Opanował arjanizm i odrodzenie. Odbudował się na gruzach rewolucji francuskiej. Już trafia do duszy naszych zagadkowych czasów. Już się w świecie ustala świadomość, że tylko Kościół ubezwładni antychrysta, wdzierającego się w łono ludzkości. Będzie to jeden z najbardziej twórczych okresów w dziejach Kościoła, który mimo olbrzymich przeciwieństw stanie się także dla nowoczesności szkołą Odkupienia, akademją kultury życiowej, wszechnicą boskiej prawdy.

A w stosunku do postępu nowoczesnego? Kościół był zawsze pionierem nauki, mecenasem sztuki, budowniczym kultury, a naraz miałby się sprzeciwiać postępowi? Przeciwnie! Wprzęga cuda postępu w służbę swego posłannictwa. A może przeszkadza reformom życia zbiorowego? Czyż nie jest wrogiem przebudowy społecznej? Też nie. Wszystko uznaje, co nowe, postępowe, kulturalne, byleby się nie kłóciło z Chrystusem, z prawem bożym i etyką ewangeliczną. Do dawnych form życia nie tęskni, bo natchnienie swoje nie z czasu czerpie, lecz z dokumentów swego założenia. Dlatego i przed nowoczesnym światem staje z takimi pomnikami kultury, jak wielkie encykliki ostatnich Papieży.

3. Rozpatrzmy jeszcze jeden zarzut. Podobno Kościół jest wrogiem i współzawodnikiem Państwa.

Kto tak twierdzi? Rządy? Ministrowie? Czynniki odpowiedzialne za politykę państw? Otóż nie! Poza Sowietami i Meksykiem nie podnoszą tego oskarżenia nawet rządy niechrześcijańskie. Nie uskarżają się na to ani anglikański rząd Wielkiej Brytanji, ani protestanckie rządy Holandji czy Danji, ani liberalny rząd Stanów Zjednoczonych, ani rząd Japonji. Oskarżycielami, a raczej denuncjatorami są w tym wypadku koła wolnomyślicielskie i radykalne, które chcąc dla swych celów wyzyskać okres fermentów społecznych a nie mogąc w inny sposób zadać cięższych ciosów Kościołowi, chciałyby do walki z nim uzbroić się w potężne ramię państwowe. Oni to, wolnomyśliciele, zwolennicy laicyzmu i bolszewizujący radykałowie, nie mogąc ścierpieć, że stosunki między Kościołem a Państwem układają się poprawnie mobilizują Państwo przeciw Kościołowi, rozdrażniają celowo stosunki między obu władzami i wywołują sztuczne konflikty, na których ani Kościołowi ani Państwu nie zależy. A gdzie konfliktów wywołać nie mogą, tam jednak o nich mówią i piszą, konflikty wmawiają w masy i nieistniejącymi konfliktami podniecają opinję publiczną. Oni to chcieliby wypowiedzieć konkordaty, głoszą zerwanie stosunków, domagają się, by Państwa w niczym się z Kościołem nie liczyły, nie miały nań żadnego względu, nie udzielały mu żadnej opieki i żadnego poparcia, a raczej ustosunkowały się doń nieprzychylnie. Aby to osiągnąć, wmawiają, że Kościół to potęga polityczna, że dąży do opanowania władzy państwowej, sprzeciwia się rządom, łączy się z partjami opozycyjnymi.

Podstawy rzeczywistej zarzut ten niema. Nie będę tu powtarzał tego, com swego czasu wyłożył w liście pasterskim o chrześcijańskich zasadach życia państwowego. Wspomnę krótko, że między obu władzami istotnych przeciwieństw niema. Ich zadania nie są sprzeczne, lecz uzupełniają się. Harmonja między nimi jest możliwa, dla obu stron pożyteczna i pożądana. Kościół uznaje Państwo, nakazuje szacunek i posłuch względem jego władz, wzywa do pełnienia obywatelskich powinności, pragnie widzieć w katolikach najlepszych obywateli.

Jeżeli w niektórych krajach Kościół ma zastrzeżenia co do kierunku polityki państwowej, to odnosi się do tych konkretnych wypadków, w których Państwo zarządzeniami swymi gwałci sumienie swych katolickich obywateli. Dzieje się to wtedy, gdy np. Państwo narzuca obywatelom nową religję lub nową etykę, gdy obniża religijne i moralne zasady katolickich obywateli do poziomu innych wyznań, gdy wydaje ustawy, obrażające sumienie katolickie, gdy jednostronnie decyduje o stosunku między sobą a Kościołem lub wprost wkracza w dziedziny życia i posłannictwa kościelnego. Taka polityka nieraz bardzo utrudnia katolikom obywatelską służbę, ale nigdy katolik nie przestanie być oddanym obywatelem swego państwa.

Kościół nie chce panować w Państwie i nigdy nie będzie partją. Dlatego kto jest dobrej woli i chce naprawdę dobra Państwa a nie dyktatury sekciarskiej w Państwie, będzie dążył do dobrych stosunków z Kościołem, a w napięciu będzie szukał odprężenia. Walka z Kościołem jest takim wstrząsem dla duszy obywateli, że doświadczony i sumienny polityk tego nie zaryzykuje. Dzieje różnych prześladowań Kościoła mają w tym względzie coś do powiedzenia.

W gigantycznych walkach z anarchją, przewrotem i zwyrodnieniem nie znajdą Państwa lepszego i potężniejszego sprzymierzeńca, jak Kościół, który jest jedynym realnym pierwiastkiem bożym w świecie. Za swobodę, za spokój, za życzliwość odpłaci się Kościół każdemu Państwu wartościami bez miary, bo w jego posłannictwie złożona jest tajemnica zwycięstwa nad złem. Zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest wiara nasza (J 5,4).

III.
W ostatniej części tego listu pragnę podzielić się z wami kilku praktycznymi myślami, które z poprzednich rozważań wyprowadzam jako wnioski dla polskiej rzeczywistości kościelnej. Byłoby zgubnym błędem odurzać się potężnym rozwojem, który się w ostatnich latach w naszym życiu kościelnym zaznaczył, i mniemać, że spełniliśmy lwią część zadania, wobec którego stanął Kościół w Polsce. Tkwimy w początkach dziejowego posłannictwa polskiego katolicyzmu. Miarą Ewangelji, miarą Opatrzności, miarą pokoleń i wieków mierzyć powinniśmy Kościół i jego przeznaczenie, a moc jego i zdolność zdobywczą mierzyć możemy tylko miarą tych wartości, które poręczają zwycięstwo Ewangelji. W tej dziedzinie pozostaje jeszcze wiele do zrobienia.

1. Na wstępie widzieliśmy, że Kościół jest nie tylko społecznością widomą, która się skupia około Ewangelji, jako objawionej prawdy życiowej, a jednością wiary łączy się z Papieżem, lecz że Kościół jest Chrystusem mistycznym na ziemi, w którym przez życie nadprzyrodzone zagłębiamy się jako żywe komórki. Najważniejszym zadaniem Kościoła jest troska o to, by w nim czynniki duchowe i nadprzyrodzone wzięły górę nad zewnętrzną stroną ustrojową, duch nad literą, życie łaski nad sprawami organizacyjnymi. To powinien Kościół i w naszym życiu gruntownie przeprowadzić.

I w Polsce musi w łonie Kościoła nastąpić święte wrzenie mistyczne. Dusze muszą zakipieć życiem sakramentalnym, zdobywać pełnię życia wewnętrznego, poddać się twórczemu działaniu Ducha Świętego, poróść świętością ewangeliczną.
Tej mistycznej głębi potrzebuje Kościół w Polsce najwięcej. Potrzeba jej przede wszystkim nam kapłanom. Od niej rozpocząć należy naprawę Polski i jej ducha.

Najistotniejszy przykaż dla polskiego życia kościelnego brzmi: Do życia nadprzyrodzonego! Do Sakramentów świętych! Do tajemnic Serca Jezusowego!

2. Zewnętrzne życie Kościoła zanieczyściło się światem, duchem pogańskim, niekonsekwencją etyczną, grzechem. Oblicze Oblubienicy Chrystusowej okryte jest zmazani albo zmarszczkami (Ef 5,27). Szata Kościoła wymaga wybielenia w Krwi Barankowej (Ap 7,14). Z wewnętrznego bogactwa łaski powinniśmy przeto ponieść moc ducha w codzienne życie. W walce duchowej mamy się przezwyciężać i uświęcać.

Drugim nakazem dla polskiego życia kościelnego jest: Skończyć z katolicyzmem słabym, liberalnym, dancingowym, grzesznym, niezgodnym z etyką katolicką! Kapłani i świeccy, stawajcie do wyścigu o nieskazitelny wieniec (1Kor 9,25) katolickiej kultury życiowej i doskonałości chrześcijańskiej!

Niech się wśród duchowieństwa polskiego zjawi nasz Św. Jan Vianney i nasz Św. Jan Bosko! Niech się w szeregach polskiej inteligencji ukaże nasz Contardo Ferrini! Niech się wśród polskiej młodzieży akademickiej objawi nasz Frassati! Niech się każdy polski kapłan staje ośrodkiem świętości, a każdy polski katolik niech będzie pociągającym wzorem praktycznego chrześcijaństwa! Spłoszmy z naszego życia cienie! Niech ono przy usilnej współpracy z łaską będzie święte i niepokalane (Ef 5,27).

3. Moją dumą biskupią jest zaufaniem nacechowany posłuch Duchowieństwa wielkopolskiego i was, moi ulubieni Diecezjanie, dla moich zarządzeń i wskazań. Ta wasza solidarność ze swym Arcybiskupem, o ile będzie oparta na motywach nadprzyrodzonych, poręcza powodzenie prac Kościoła i Akcji Katolickiej nawet w trudnych warunkach, tym więcej, że w głównych punktach programu katolickiego łączymy się z resztą diecezyj polskich a w górę jednoczymy się z Papieżem, czynnikiem i stróżem jedności całego Kościoła Chrystusowego. Tej katolickiej jednomyślności winszował nam niedawno Ojciec święty w swym odręcznym liście do mnie z dnia 10 stycznia roku bieżącego, dodając: "To złączenie dusz jest rzeczywistą łaską Boga, który w życiu Kościoła to sprawia, że jego członki, zespolone jednością myśli, rządzą się w swym wzajemnym stosunku duchem wspólnoty i pokoju."

Utwierdzajmy w polskim życiu kościelnym tę karność katolicką, opartą na zasadach wiary. Bezwzględna łączność powinna skupiać i stopnie hierarchji i katolików świeckich z hierarchją. Musimy stanowić nierozerwalną jednię ducha i czynu, odporną na wszelkie pokusy i zamachy. Bądźmy Ciała Chrystusowego członkami twórczymi, członkami na swoim miejscu, ze swoją funkcją.

Trzecim hasłem polskiego życia katolickiego powinno być: Wiarą i poczuciem odpowiedzialności za posłannictwo Kościoła, cementujemy katolicką karność i zwartość.

4. Wreszcie: Kościół w Polsce powinien zwiększyć swą aktywność!

Jak Kościół katolicki nie jest fragmentem religijnym w historji świata, lecz jej najpotężniejszym nurtem duchowym, tak i w dziejach Polski nie jest epizodem, któryby można kiedykolwiek zlikwidować. Kościół katolicki jest duszą Polski, atmosferą jej życia, ostoją jej ducha. Żadna moc nie wykreśli Kościoła katolickiego z przyszłych dziejów naszych. Ale żywotność jego od nas zależy. Historją są dawne zasługi i zdobycze. Nie chciejmy żyć wspomnieniami! Żyjmy teraźniejszością! Zdobywajmy przyszłość polską dla Chrystusa! Krzepiące tchnienie apostolskie niech powieje przez kraj cały. Coraz ofiarniej niech szafuje swym kapłańskim trudem duchowieństwo polskie, które zdecydowanie wchodzi na drogę maksymalnych programów duszpasterskich. A laikat polski, który tak entuzjastycznie podjął hasło apostolstwa świeckiego, niechże swą rycerską służbę Chrystusową pełni na każdym odcinku polskiego życia. Niech się w kuźnię ducha Chrystusowego zamieni każda chata wieśniacza, każdy dom robotniczy, każda kamienica, każdy dwór, każde biuro, każda instytucja, każdy zakład, każda szkoła. Akcja Katolicka, roztropna, kulturalna, dostojna niech podbija głębią chrześcijaństwa. Niech nikogo nie zraża wyniosłością lub ostrym postępowaniem. Niech ma zrozumienie dla nieświadomości i dobrej woli tych, którzy się z Chrystusem w swym życiu nie spotykali. Niech się przed mozołem i ofiarą nie cofa. Jej powabem niech będzie praktyka miłości i umiłowanie prawdy, a celem chrześcijaństwo żywe i pełne, które zdecyduje o wielkości i potędze Polski. Niema w żadnym innym zbawienia (Dz 4,12), jeno w Chrystusie. A moce Chrystusowe nie gdzie indziej są złożone, jeno w Jego Kościele.

Św. Jan Bosko wołał, umierając: "Pracy! pracy! pracy!" W polskim życiu kościelnym przetłumaczmy ten apostolski wydźwięk zdobywczej duszy na bohaterstwo aktywności. Polsce potrzeba apostołów wielkiego ducha i poświęcenia.

Ulubieni Diecezjanie i Księża Wielebni!

Tak snułbym dalej myśl kościelną poprzez dziedziny polskiej religijności, przepowiadając słowo, nalegając wczas i nie wczas, każąc, prosząc (2Tym 4,2). Ale wypada mi kończyć. Przedtem jednakże pragnę wywołać pamięć dwóch postaci historycznych, które z odległości czterech wieków idą ku nam w aureoli świętych i z palmami męczeństwa, poniesionego za Kościół Chrystusowy i za jego prawa. Jedna w pełności kapłaństwa, w godności biskupiej, w kardynalskiej purpurze, którą, jak później mój wielki poprzednik Prymas Ledóchowski, odznaczony został w więzieniu. Drugi, mąż i ojciec, mędrzec i literat, polityk i statysta, w todze najwyższego dygnitarza państwowego Angiji. Poszli na śmierć niemal razem za jedność, prawa i swobodę Kościoła. Kardynał Jan Fisher przelał swą krew jako reprezentant wielkiej hierarchji kościelnej swego kraju. Wielki Kanclerz Tomasz Moore umierał jako przedstawiciel wiary i ducha angielskiego laikatu. Obaj położyli głowy w duchu tysiącletniej historji katolicyzmu angielskiego, który wtedy wstępował w katakumby dusz, by po czterech stuleciach odżyć "drugą wiosną" za naszych czasów.

Dzieląc z katolikami angielskimi radość bliskiej kanonizacji tych bohaterów Kościoła, przejmijmy się nauką, której nam Opatrzność udziela, gotując nam te gody męczeńskie w chwili nowych epokowych sporów o życie i posłannictwo Kościoła. Zrozumiejmy wołanie tej krwi apostolskiej. Niech ona bohaterskim duchem natchnie katolicyzm polski i niech w szeregach naszego Duchowieństwa i naszych katolików świeckich obudzi gotowość do każdej pracy i ofiary za losy i powodzenie Kościoła Chrystusowego.

Na nowej tęczy chwały unosi się nad Kościołem Niepokalana. Ona chrześcijaństwo w czasie najcięższych rozpraw szczególną opieką otoczy i da mu zwycięstwo. Polecajmy Jej opiece posłannictwo Kościoła w Polsce i nasze polskie zmagania apostolskie: Wspomożycielko wiernych, módl się za nami!

avatar użytkownika intix

10. List pasterski: "O Katolickie zasady moralne".

Poznań, dnia 29 lutego 1936

Mili Diecezjanie
Anarchia moralna pustoszy świat. Jakieś nieprzestrzenne siły łamią sumienia. Bolszewizacja umysłowości podważa wszelkie zasady etyczne. Dusze dziczeją. Zwierzęcieje człowiek. Pod pozorem kultury i postępu rozprzestrzenia się satanizacja życia.

Tak jest gdzie indziej a nie powiem wam nic nowego, utrzymując, że się tak poczyna dziać i u nas. Jakby jakieś burzycielskie demony gnały przez kraj, dławiąc poczucie etyczne i siły moralne narodu. Ułatwiają im robotę prądy antykościelne, propaganda wywrotu i stosunki gospodarcze. Ogół, zaniepokojony wtargającym barbarzyństwem, staje w obronie zdrowia moralnego i coraz zapalczywiej strzeże obyczajów chrześcijańskich. Ale powstają szkody. Mętnieją i ścichają sumienia. Kurczy się uczciwość. Zbrodniczość podnosi głowę. Niema szkół dostatecznych a trzeba rozbudowywać więzienia.

Nie spełniłbym powinności pasterskiej, gdybym to przemilczał lub zamazywał. Czekacie, Diecezjanie kochani, na prymasowskie odezwanie się, na słowo żadnym względem nie stłumione, któreby jako "miecz obosieczny" uderzyło w moralną gangrenę. Zadanie to ma spełnić niniejszy wielkopostny list pasterski. Wiążą mnie niestety rozmiary i charakter orędzia i stąd poprzestanę na nielicznych szczegółach, zaczynając od kilku uwag o zasadniczej nauce Kościoła w tym przedmiocie.

To przypomnienie zasad katolickich jest tym potrzebniejsze, że, poza zanikiem moralności, z jednej strony wzmaga się propaganda innych systemów etycznych, a z drugiej odzywają się poza kołami katolickimi głosy o "etykę chrześcijańską." Mamy obowiązek oddzielić się od błędów a zarazem powinniśmy usuwać .nieporozumienia. Jeżeli "etyka chrześcijańska," zaznaczana w ideologjach politycznych i zrzeszeniowych, jest to samo, co etyka katolicka, znajdzie ona w tym liście swoje potwierdzenie. W innym wypadku odniesiemy się do niej z należytym zastrzeżeniem.

Znamiennym objawem chwili bieżącej jest m.in. powstawanie organizacyj, mających za zadanie naprawę obyczajów i odrodzenie moralne. Jedne wprowadzają etykę sprzeczną z nauką Kościoła i przed tymi przestrzegam. Drugie chciałyby pod protektoratem Biskupów umoralniać naród na zasadach Chrystusowych. Otóż z niniejszego listu pasterskiego wywnioskujecie, moi Diecezjanie, że taka liga obyczajowa już dawno istnieje i działa, a jest nią Kościół katolicki. Ma on do tego mandat Zbawiciela, poparcie bożego autorytetu i pomoc Ducha Świętego. Kościołowi zawdzięczać należy, że Europa dawno nie zginęła w orgjach barbarzyństwa. Jeżeli i tym razem Kościół nie wyprowadzi narodów chrześcijańskich z potopu zdziczenia, na nic nie zdadzą się ligi naprawy obyczajów. Nie tylko te lub owe grupy, ale wszyscy powinni przyłożyć ręki do odrodzenia moralnego narodu w duchu Chrystusowym. Ale przebóg! nie twórzcie nowych organizacyj! W końcu trzeba będzie i te umoralniające ligi umoralniać. Nie zrzeszeń trzeba, ani statutów, ani regulaminów. Trzeba pracy! Współpracujcie z Kościołem! Do pracy zbiorowej macie wszelkie możności w Akcji Katolickiej.

Ale przystąpmy już do tematu.

I. Z ZASAD ETYKI KATOLICKIEJ

l. "Bój się Boga!" Tak brzmi w potocznym życiu życzliwa przestroga przed złym uczynkiem. Wypowiada się w niej instynkt katolicki i instynkt ludzki. Jeden i drugi wiąże obowiązki moralne z Bogiem. Jeden i drugi uważa autorytet boży za źródło i podstawę powinności etycznej. Jeden i drugi odwołuje się do Boga, gdy chodzi o rację, dlaczego należy czynić to, co dobre, a unikać tego, co złe.

"Bój się Boga!" znaczy, że człowiekowi żyć nie wolno według swego upodobania, lecz zgodnie z nadaną mu przez Stwórcę naturą ludzką. A więc nie tak, jak gdyby nie miał duszy, rozumu i wolnej woli. Nie tak, jak zwierzę żyje. Nie wedle swego kaprysu, nie wyłącznie dla przyjemności lub z przyzwyczajenia. Wszystko to, czego człowiek świadomie pragnie, co świadomie czyni i mówi, powinno odpowiadać powszechnej ludzkiej zasadzie postępowania, która tkwi w duszy normalnego człowieka. Nazywamy ją prawem przyrodzonym. Święty Paweł pisze o nim, że nawet poganie... okazują treść zakonu, wypisaną na sercach swoich, której przyświadczy i własne ich sumienie, gdy różne ich myśli zaczną wzajemnie oskarżać się lub bronić (Rz 2,15).

"Bój się Boga!" znaczy dalej, że chrześcijanin poza prawem przyrodzonymi przestrzegać powinien objawionego prawa bożego, czyli Dekalogu i moralnych zasad Chrystusowych. Więc katolik nie powinien tak żyć, jak gdyby nie było Objawienia, dziesięciorga przykazań bożych, i tych przepisów, które boski Zbawiciel odkupionej ludzkości podał. Odkąd Chrystus oświadczył: Jam jest światłość świata (J 8,12), nie może ludzkość pomijać Chrystusa jako prawodawcy a życie chrześcijan nie może się układać moralnie bez Ewangelji.

"Bój się Boga!" znaczy, że należy żyć tak, jak sumienie każe. A głos sumienia, o ile ono nie jest wypaczone lub przymglone, to raz zachęta i pochwała, raz ostrzeżenie i wyrzut, zależnie od tego, czy czyn jest dobry lub zły. Tego głosu nie wolno tłumić. Biada człowiekowi, który zgłuchł na głos sumienia lub z sumieniem się targuje. Człowiek bez sumienia to barbarzyniec lub szaleniec. Sumienie katolickie, owo "dobre sumienie," o którym często wspomina Św. Paweł, czyli sumienie światłe, prawidłowe, czujne a wolne od skrupułów, jest niezawodną wykładnią prawa moralnego i pewną postawą etyczną człowieka.

"Bój się Boga!" znaczy wreszcie, że każdy człowiek ulega odpowiedzialności moralnej za siebie wobec Boga. Z własnego wyboru jest człowiek dobry lub zły, cnotliwy lub zdrożny. Swobodą swej decyzji stanowi sam o wartości swojej. Postanawiając aktem wolnej woli takie lub inne postępowanie, odpowiada osobiście przed Bogiem za zgodność tego postanowienia z prawem moralnym. Taki jest wychowawczy sens Pisma świętego, że przytoczę tylko znane słowa Eklezjastyka: Bóg od początku stworzył człowieka i zostawił go w ręce rady jego. Przydał prawa i przykazania swoje: jeśli będziesz chciał prawa zachować i na wieki wiarę miłą trzymać, zachowają cię. Położył przed tobą ogień i wodę: do czego chcesz wyciągnij rękę swoją. Przed człowiekiem żywot i śmierć, dobro i zło: co mu się podoba, będzie mu dane (Syr 15, 14-18).

2. Wypływa stąd, że prawo moralne, to prawo boże, nie prawo przez Kościół stworzone. Jedynym zakonodawcą i gwarantem prawa moralnego jest Bóg. Kościół nie jest tu autorem, lecz nauczycielem, tłumaczem, stróżem. Kościół jest od tego, by boże prawo moralne podawać, głosić, wyjaśniać, do warunków i zagadnień zastosowywać. Posłannictwem Kościoła jest wymagać, by katolicy prawa moralnego przestrzegali. Dlatego budzi sumienie, upomina błądzących, karci gorszycieli. Obowiązkiem Kościoła jest stać na straży czystości i prawidłowego przystosowywania prawa moralnego w poszczególnych wypadkach. Spełnia to z autorytetem, z powagą i naciskiem, świadom swej władzy i posłannictwa.

Dalszym wnioskiem z powyższych zasad jest, że etyka katolicka nie jest etyką sprzeciwiającą się człowiekowi, poniżającą go lub pomijającą jego istotę. To nie etyka, któraby nie uwzględniała jego prawdy życiowej i realnych warunków, zapominała o jego ciele i organizmie, kłóciła się z jego duszą i psychologją. Przeciwnie! Etyka katolicka to etyka prawdziwego, żywego, całego człowieka. Każe mu być człowiekiem tam, gdzie go postawiła stwórcza wola Opatrzności. Każe mu być gospodarzem własnej duszy, gospodarzem swego ciała, gospodarzem siebie. Sprowadzając do jedności moralnej wszystkie odruchy ludzkie i harmonizując całość człowieczą, etyka katolicka jest naprawdę człowieczą orjentacją życiową. Uszlachetnia nie tylko zewnętrzne władze ludzkie, ale daje człowiekowi panowanie nad sobą, wewnętrzną wolność i odpowiedzialność za siebie. Uczłowiecza człowieka.

Etyka katolicka nie jest etyką europejską, rasową, narodową, klasową, okresową, lecz etyką powszechną, ogólnoczłowieczą, wieczną i niezmienną, jak niezmienna jest ludzka natura. Etyka katolicka jest zawsze i wszędzie ta sama niespożyta, nieugięta, bezkompromisowa. Nie uznaje topliwości zasad, nie dopuszcza elastyczności przepisów. Zachodzą niekiedy błędy w zastosowywaniu jej do poszczególnych problemów, ale ponieważ nawet wtedy nie narusza się zasady, prędzej czy później błąd bywa za błąd uznany i zostaje naprawiony.

3. Mylnie pojmuje etykę katolicką, kto w niej upatruje etykę zakazów. Wprawdzie zakazuje tego, co złe, ale zarazem nakazuje to, co dobre. Treścią etyki katolickiej jest nie tylko alarm przed upadkiem, ale i przykaż wartości moralnych; nie tylko wojna z grzechem, ale także kult cnoty. Nie tłumi więc wartości, nie uboży, lecz uposaża. Nie zapora to w życiu, nie lęk przed decyzją, lecz inicjatywa do produktywnego działania. Duch etyki katolickiej to duch twórczy, duch zdobywczy, duch postępu i rozwoju w nieskończoność boskiej doskonałości: aby człowiek boży był doskonały, do wszelkiej dobrej sprawy wyćwiczony (2Tym 3,16). Nie ścieśnia więc człowieka w jego człowieczeństwie a pobudza go do mistycznej żywotności w świecie nadprzyrodzonym, aby człowiek żył jako mąż doskonały, w mierze pełnego wzrostu dojrzałości Chrystusowej (Ef 4,13).

Nie jest też etyka katolicka etyką bierności, nie jest prawem słabości ani kwietyzmu, lecz etyką pracy, opanowania siebie i zmagania się ze sobą. Kosztem wysiłku i walki zdobywają sobie wysubtelnienie ducha wszyscy, ale zwłaszcza natury bogate, jednostki silne i namiętne. Niemałą jest rzeczą pokonywać wytrwale swą słabość, zwyciężać zmienność i opanowywać wszystkie odruchy niższe. Łatwo jest rzeczy wielkie i święte postanawiać, ale żeby je przeprowadzić i osiągnąć, trzeba napinać całą energję woli. Gdy pokusa szaleje, gdy wewnętrzna więź moralna niby pajęczyna słabnie, gdy podniebne wzloty zniżami się kończą, gdy po zdobyczach następują porażki a po bohaterstwach objawia się człowiekowi upokarzająca mdłość woli, jakiż to męczenny trud znaczy wzrost moralny człowieka. Jakim, jak bohaterskim wysiłkiem stanęli na wyżynach święci. Prawdziwe to olbrzymy woli i energji, genjusze dobra, elita mocarna ducha ludzkiego, niepohamowani gwałtownicy niebiescy, rewolucjoniści boży wśród przyziemnego tłumu!

Bez aktywności i trudu nikt nie spełni nakazu Chrystusowego: Bądźcie wy tedy doskonali (Mt 5,48). Nie będziemy etyczni z racji odziedziczonych zalet rodzinnych i rasowych popędów, z racji klimatu i wpływów kosmicznych; nie będziemy etyczni dlatego, żeśmy inteligentni, żywi, zdobywczy, wysoko postawieni. Trzeba wolę wytężyć ku dobremu, trzeba duszę krzepić środkami nadprzyrodzonymi. Jest to nasz nieoszacowany przywilej, że mamy w tym celu do dyspozycji Sakramenta święte, Mszę świętą, modlitwy, rekolekcje. Ileż objawów na to wskazuje, że tego przywileju wykorzystywać nie umiemy!

4. Wreszcie chciałbym zaznaczyć, że etyka katolicka porządkuje indywidualny czyn człowieka i wszelkie ludzkie czyny zbiorowe. Jak w życiu jednostki zasadniczo to jest dobre, co jest zgodne z naturą ludzką, a złem to, co z nią jest sprzeczne, tak w życiu zbiorowym zasadą moralną ustroju i działania jest zgodność z naturą człowieczą. Etyka katolicka nie buntuje jednostki przeciw zdrowej kolektywości, ale też jednostki na łaskę i niełaskę kolektywności nie wydaje. Wiąże jednostkę z rodziną, z ustrojem społecznym, z narodem, z państwem, ale ją chroni, żądając, by w społecznościach człowiek pozostał człowiekiem i miał człowiecze prawa. Nie sprzeciwia się etyka katolicka żadnej formie politycznej i nie odrzuca żadnego społecznego układu, byleby w nich natura ludzka nie doznawała krzywdy. Zatem etyka katolicka to nie system państwowy, nie ustrój społeczny, nie program ekonomiczny, lecz zasady moralne, niezmienne i wieczne, które normują zarówno przyrodzone prawa człowieka w przetwarzających się ustrojach, jak i przyrodzone prawa kolektywności do człowieka.

Etyka katolicka obejmuje przeto całego człowieka i wszystkie ludzkie zagadnienia. Zasadniczym błędem jest twierdzenie, jakoby etyka katolicka "nie miała nic do szukania w praktycznych sprawach życia". Sumienie katolickie to sumienie jednostkowe, sumienie rodzinne, społeczne, narodowe, państwowe. Ono sprowadza wszystko do jednej normy. Wszystko łączy w ład etyczny, bo Bóg nie jest Bogiem rozterki, lecz pokoju (1Kor 14,33). Z jednego i tego samego sumienia rodzą się małe i wielkie czyny, cnoty ukryte i postanowienia rozstrzygające o losach miljonów. Gdziekolwiek zaś ze zbiorowego życia usuwa się etykę katolicką, prawem staje się swawola i siła - a w dalszym następstwie dzikość i barbarzyństwo. Współczesne męczarnie ludzkości stwierdzają to dowodnie.

Jak wielki, wspaniały i jasny jest Bóg w ustanowieniu moralnych praw człowieczych! Pójdźcie, pokłońmy się i upadnijmy i płaczmy przed Panem, który nas stworzył (Ps 94,6). Oto Bóg wysoki w mocy swojej, a żaden z nas nie jest mu podobny między prawodawcami (Hi 36,22).

II. Z NASZYCH GRZECHÓW

Gdzieżbym mógł w jednym rozmyślaniu przejść wszystkie dziedziny naszego życia, które wymagają większej lub mniejszej naprawy moralnej? Ograniczam się do kilku szczegółów. Zacznę od naszego stosunku do Boga.

l. Niejednokrotnie przestrzegałem was przed bezbożnictwem, które stanowi najpotworniejsze szaleństwo naszych czasów. Walka z Bogiem w niczym nie sfolgowała. Zwiększa z roku na rok zakres swych wpływów, a stosując znaną taktykę rewolucyj antyreligijnych, uderza coraz namiętniej w Kościół i duchowieństwo. Gdzie może, psuje opinję kleru. W postawie niesympatycznej i odstręczającej maluje księdza w pismach i powieściach. Rolę Kościoła w Polsce osądza krytycznie.

W najjaskrawszej formie występuje ta robota w wzmożonej propagandzie komunistycznej. Coraz sprytniej maskuje się w występach wolnomyślicieli. Ostatnio przejął ją ruch młodowiejski. Pracuje on w duchu bezbożnictwa, kłócąc chłopa z księdzem, rzucając hasła życia bez wiary i Boga oraz proponując odbudowę kultu bóstw słowiańskich. Jego wysłańcy szerzą w duchu bezbożnictwa ordynarny i bolszewicki antyklerykalizm, zalecając zastąpienie katolickiej etyki na wsi etyką świecką i swobodnym obyczajem, a niejednokrotnie nawołują chłopa do radykalizmu i wywrotu.

Wiem, że wieś wielkopolska, dążąc do pełnego rozwoju idei ludowej, stanowczo opiera się kierunkom antykościelnym i walce z Bogiem. Wieś wielkopolska chce wiejskiej działalności organizacyjnej i oświatowej, ale zgodnej z prawem bożym; chce wielkiego ruchu ludowego, żąda zdrowych stosunków ekonomicznych, ale w oparciu o prawdę życiową i sumienie katolickie. Wyrażam za to wsi wielkopolskiej szczere uznanie. Pamiętacie te niedalekie czasy, kiedy ksiądz organizował wieś wielkopolską. Przysłużył się jej wybitnie, nie nadużywając waszego zaufania. Dziś ksiądz wycofuje się z zarządów banków i spółek wskutek nowych zarządzeń Kościoła. Wycofuje się z honorem. Żegnacie go z wdzięcznością i żalem. Pozostanie waszym oddanym przewodnikiem duchownym. Odnoście się do niego i nadal z ufnością i czcią. Dochowajcie mu wierności. W razie potrzeby umiejcie stanąć w jego obronie. Nie wpuszczajcie do wsi naszej bezbożnictwa, antyklerykalizmu, wywrotu! Złe jest to ziarno, wrogi to siew, z którego ma wyróść nienawiść do Boga i Kościoła. Wici, zwiastujące mobilizację radykalizmu i rewolucję - to głosy fałszywych proroków. Uniwersytety ludowe, wychowujące fanatyków wsi bezbożnej, stanowią wielką ujmę dla ducha i honoru ruchu wiejskiego.

2. W stosunkach ludzkich pierwszym prawem bożym jest miłość bliźniego. Prawo to o tyle jest nowe, że je Chrystus rozciągnął także na przeciwników i prześladowców i kazał nam miłować bliźniego, jak siebie samych. Jest zaś tak zasadnicze, że stanowi główną podstawę oceny chrześcijaństwa indywidualnego i zbiorowego. Pod tym względem życie dzisiejsze ma wielkie braki. Wskażę na trzy szczegóły.

a) Opatrzność wystawiła naszą miłość bliźniego na dziejową próbę. Zdajemy w obliczu wieków egzamin ze swej etyki i sumienia wobec nędzy, która miljony zamęcza w strasznym uścisku. Byliśmy przyzwyczajeni do pewnego dobrobytu i w pierwszej chwili nie zdawaliśmy sobie sprawy z niebywałego zjawiska nędzy. Sądzono, że głodni sami sobie winni, bo nie pracują, bo to łazęgi. Dziś już rozumiemy, że dotknęła nas powszechna klęska elementarna, a bezrobotni i bezdomni są jej ofiarami. Rozbudowujemy więc zorganizowaną dobroczynność katolicką, która dawniej dostatecznie zaopatrywała niewielką biedę. Pomnażamy dobroczynność prywatną. Nauczyliśmy się dawać więcej, niż poprzednio, dawać dużo. Dobroczynność weszła w budżet domowy jako pozycja stała i znaczna. Zorganizowany przez "Caritas" Tydzień Miłosierdzia a ostatnio Tydzień Bezrobotnych w Poznaniu miały niebywałe powodzenie. Czy możemy na tym poprzestać? Czy daliśmy i dajemy, ile powinniśmy? Czy ten legjon biedaków tak miłujemy i tak traktujemy, "jak siebie samych?" Daleko nam do tego. A jednak takie a nie inne jest prawo moralne: "jak siebie samego."

W Poznaniu znika "Wesołe Miasteczko" (jakże smutnej pamięci!), a już wyrosły okropniejsze nędzą Naramowice, gdzie się nawet we fortach opancerzyło nieludzkie nędzarstwo. Na południu powstaje proletarjackie "nowe osiedle pod Świerczewem," na północy tworzy się przy alei Bałtyckiej kolonja "Abisynja" itd. Pod innymi nazwami, w innej postaci i mierze każde miasto przeżywa to samo. A ta cicha, niezszeregowana, a nieraz tak nieprawdopodobna nędza na wsi!

Więc? Gdyby to spotkało nas, jakie mielibyśmy pretensje do tych, którzy o krok żyją regularnym rytmem skromnego, ale człowieczego bytu? Czy w bezgranicznym żalu pocieszałaby nas świadomość, że oni już nic więcej dla nas uczynić nie mogą i nie powinni?

Miłość bliźniego musi nabrać najżywotniejszej treści!

b) Poza bezbożnictwem największą potwornością naszych stosunków jest wyniesienie nienawiści do hasła, zasady, obowiązku. Trafiały się zawsze wypadki nienawistnego nastawienia i nienawistnych czynów. Dzisiaj atoli przeżywamy okres gloryfikacji, kanonizacji nienawiści. Nienawiść rozsadza społeczeństwa. Wyziębia świat.

U nas rozpanoszyła się nienawiść głównie w życiu publicznym. Kto z innego obozu, a zwłaszcza kto politycznym przeciwnikiem, tego uważa się na ogół za wroga. Nie uznaje się w nim nic dobrego, żadnych zalet, żadnych zasług. Przeciwnik musi być zły. Do niego stosuje się bez skrupułu kłamstwo, podejrzenie, oszczerstwo. W swoim obozie wszystko się toleruje, u przeciwników niemal wszystko się potępia. Wyklucza się nawet możność zgody i współpracy. Tak było w okresie walki klas. Tak aż zbyt często bywa w walce o władzę i wpływy polityczne. Taka bywa nieraz zwykła polemika niepolityczna.

Przypomnę, że moralność katolicka każe upatrywać bliźniego w każdym człowieku, mimo jego grzechów czy błędów. Także w przeciwniku każe nam szanować dobrą wolę, uczciwość, zacność, zasługę. A miłować każe Chrystus wszystkich bez wyjątku: A ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech, który każe słońcu swemu wschodzić na dobrych i złych i spuszcza deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,44-45).

Ale, powie ktoś, to ludzie nie tylko źli, ale wybitnie szkodliwi; przecież trzeba ich uczynić nieszkodliwymi. Owszem. Błąd i fałsz będziemy uważali za błąd i fałsz, zbrodnię za zbrodnię, grzech za grzech, przewrotność za przewrotność, apostazję za apostazję, bolszewizację za bolszewizację. Przeciwstawiać się będziemy każdej złej propagandzie. Zwalczać będziemy legalnymi środkami wszelkie zamachy na Boga, wiarę, moralność, naród, państwo. Bolszewizmowi i pogaństwu sprzeciwiajmy się walnie. Ale, ale nawet bolszewików, jako ludzi a ludzi błądzących, będziemy kochać i będziemy ich jako bliźnich i braci polecać Bogu i Jego miłosierdziu. Boskie Serce Jezusa wszystkich obejmuje. Rozprzestrzeńmy swoje małe ludzkie serca!

c) Problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki żydzi będą żydami. W poszczególnych krajach to zagadnienie ma różne natężenie i różną aktualność. U nas jest ono specjalnie trudne i powinno być przedmiotem poważnych rozważań. Tutaj dotykam krótko jego strony moralnej w związku z dzisiejszym położeniem.

Faktem jest, że żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografję. Prawdą jest, że żydzi dopuszczają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzieży żydowskiej na katolicką jest naogół pod względem religijnym i etycznym ujemny. Ale - bądźmy sprawiedliwi. Nie wszyscy żydzi są tacy. Bardzo wielu żydów to ludzie wierzący, uczciwi, sprawiedliwi, miłosierni, dobroczynni. W bardzo wielu rodzinach żydowskich zmysł rodzinny jest zdrowy, budujący. Znamy w świecie żydowskim ludzi także pod względem etycznym wybitnych, szlachetnych, czcigodnych.

Przestrzegam przed importowaną z zagranicy postawą etyczną, zasadniczo i bezwzględnie antyżydowską. Jest ona niezgodna z etyką katolicką. Wolno swój naród więcej kochać; nie wolno nikogo nienawidzić. Ani żydów. W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzględniać przed innymi, omijać sklepy żydowskie i żydowskie stragany na jarmarku, ale nie wolno pustoszyć sklepu żydowskiego, niszczyć żydom towarów, wybijać szyb, obrzucać petardami ich domów. Należy zamykać się przed szkodliwymi wpływami moralnymi ze strony żydostwa, oddzielać się od jego antychrześcijańskiej kultury, a zwłaszcza bojkotować żydowską prasę i żydowskie demoralizujące wydawnictwa, ale nie wolno na żydów napadać, bić ich, kaleczyć, oczerniać. Także w żydzie należy uszanować i kochać człowieka i bliźniego, choćby się nawet nie umiało uszanować nieopisanego tragizmu tego narodu, który był stróżem idei mesjanistycznej, a którego dzieckiem był Zbawiciel. Gdy zaś łaska boża żyda oświeci, a on szczerze pójdzie do swojego i naszego Mesjasza, witajmy go radośnie w chrześcijańskich szeregach.

Miejcie się na baczności przed tymi, którzy do gwałtów antyżydowskich judzą. Służą oni złej sprawie. Czy wiecie, kto im tak każe? Czy wiecie, komu na tych rozruchach zależy? Dobra sprawa nic na tych nierozważnych czynach nie zyskuje. A krew która się tam niekiedy leje, to krew polska.

3. Na trzecim miejscu poruszam zwięźle bolączki na tle siódmego i dziesiątego przykazania. Nie wchodzę tu w zasady etyczne ustroju społecznego. O tej palącej sprawie, da Bóg, napiszę osobno. Nie będę też wykazywał klęsk moralnych i grzechów, które powoduje głód, nędza, tułactwo, bezdomność i wogóle utrata tych warunków, w których człowiek czuje się normalnym członkiem społeczeństwa. Chcę natomiast wspomnieć o tym, jak to w zwykłych warunkach bytowania panoszy się nieuczciwość między ludźmi.

Mamżeż to wyliczać? Mamżeż te krzywdy ludzkie wykazywać? Znacie to, jak się ludzie okłamują. Głośne są te sprzeniewierzenia w bankach, gminach, urzędach, przedsiębiorstwach. Kto pożyczył, nie oddaje, choć może. Dzierżawca dzierżawy nie płaci, choć ma z czego. Nie pokrywa się rachunków w sklepie i u rzemieślnika. Co gorsza. Zawiera się umowy z myślą niedotrzymania ich. Świadomie wprowadza się w błąd i krzywdzi. Pracodawca nie chce opłacać pracobiorcy. Robotnik nie pracuje mimo zapłaty. Fałszuje się testamenty. Kupuje się fałszywych świadków w sądzie. Bandytyzm pojawia się po wsiach i miastach. Ścicha szerzy się pomruk grabieży.

Na co to wszystko wskazuje? W sumieniach załamuje się poczucie prawości, uczciwości, sprawiedliwości. Zjawisko groźne w ludzkim współżyciu! Ono prowadzi do społecznego rozstroju.

Kochani Diecezjanie! musimy wytężyć wszelkie siły, by przykazanie: "nie kradnij!" odzyskało w sumieniach moc prawa bożego. Trzeba w życiu odbudować uczciwość i zacność. Słowu ,,złodziej" należy przywrócić znaczenie biblijne. Jakżeż dobitnie pisze o tym Św. Paweł: Czemu raczej krzywdy nie przyjmujecie? czemu raczej szkody nie cierpicie? Ale wy krzywdę czynicie i szkodzicie, i to braciom. Czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie odziedziczą Królestwa bożego? Nie łudźcie się: .. .ani złodzieje, ani łakomi,... ani drapieżcy nie odziedziczą Królestwa Bożego (1Kor 6,7-11).

4. Przed dwoma laty wspólnym listem pasterskim przestrzegli Biskupi Polskę przed propagandą niezgodnej z dekalogiem swobody obyczajów. Muszę do tego tematu powrócić, zgęszcza się bowiem naokoło nas niezdrowa atmosfera, nasycana erotyzmem i zmysłowością. Darujcie, że tu i tam padnie słowo twarde.

Czyż człowiek nie po to ma od Stwórcy rozum, by rozeznawał, co w jego instynktach i w ich zaspokajaniu jest dobre, a co zdrożne? Czyż nie po to ma wolną wolę, by nią to opanowywał, co brutalne i zwierzęce? Czy to człowiecza kultura zalegać kabarety i domy rozpustne? Czy to męskość i kultura męskości usidlać kobiety, uwodzić cudze żony, wypędzać z domu swą ślubną towarzyszkę życia, rozbijać spokojne rodziny? Czyż to rozrywka dla ducha ludzkiego ten rozpustny ton zabaw, ten element zmysłowy w tańcach nowoczesnych, ta często tak mało przystojna elegancja towarzyska?

A co sądzić o ataku na duszę i obyczaj młodzieży? Wśród najzdolniejszych młodzieńców szerzy się w imię bezapelacyjnego prawa postępu zasady niekrępowanego użycia. W psychologji dziewczęcia zwalcza się uczucie naturalnej wstydliwości. Jakie tematy omawia się w obozach młodzieży? Z jaką tendencją i z jakim rezultatem?

Jeżeli do tego dodamy bezczelność demoralizacji publicznej, wzrost pornografji, orgje w prasie, sztuce i literaturze, ordynarnienie wspólnych plaż, ze zgrozą stwierdzimy, że hasło swobody dla chuci w dalszym ciągu szerzy spustoszenie w obyczajach, podrywa pierwiastki kultury wewnętrznej i poczucie etyczne współczesnego człowieka. Rozwiązłość, karłowacąc człowieka, burzy rodzinę, grzebie narody. Ze spróchniałego pnia nie wystrzeli tężyzna i wielkość. Rozpusta zabija genjusza rasy.

Nie mogę tu pominąć zadania prasy. Nie mam na myśli pism, które głoszą etykę sprzeczną z zasadami katolickimi lub są organami pornografji. Takie wydawnictwa powinniśmy bezwzględnie rugować jako czynnik rozkładowy. Chodzi mi raczej o te pisma, które chcą być pismami społeczeństwa katolickiego. Czy jest w nich na miejscu to rozmazywanie sensacyjnych skandalów? Po co to wtajemniczanie w buduarowe, tak mało wyszukane sekrety gwiazd filmowych i królowych piękności. A te wykolejenia w dziale powieściowym, a te fatalne krytyki literackie, a te ankiety nieszczęśliwe i te niewiarogodne dodatki romansowe! Ze wstydem odkładamy nieraz dziennik i serdecznie gniewamy się na redaktorów, że nie mają względu na katolicką kulturę czytelnika. Oby każda redakcja była przejęta wychowawczym dostojeństwem swego zawodu w tym stopniu, by chwytanie publiczności brzydotą zupełnie pozostawiała prasowemu huligaństwu!

Wreszcie słówko o literaturze. Sztuka w teatrze, książka w rękach społeczeństwa kształci lub deprawuje smak i sumienie nawet, gdy autor tego nie zamierza. Czegóż nie dały ludzkości i jej kulturze duchy naznaczone charyzmatem natchnienia! Ale jakżeż strasznie zaważyła na rozwoju ducha ludzkiego literatura skąpana w lubieży! I w Polsce rozchodzą się literaci na punkcie funkcji społecznej swych tworów. Nie cała literatura piękna jest w służbie piękna. Stęchliznę moralną czuć niejednokrotnie w atmosferze literackiej. Strasznym obciążeniem dla ducha polskiego jest literatura, kładąca nacisk na seksualną stronę życia, literatura jakby zastrzeżona negacji cnót rodzinnych, rozwodom, zdradzie małżeńskiej, bezwstydowi, zboczeniom. Bezkrytycznie nowości literackich przyjmować nie można. Z poklaskiem witajmy dzieła dobre. Bezwzględnie oddalajmy od domów i bibliotek zgniliznę, choćby z firmą genjusza.

O iluż grzechach należałoby jeszcze wspomnieć! Ileż pracy etycznej czeka nas! Ile naprawy i odbudowy moralnej!

Pod Krzyżem Zbawicielowym, w skupieniu wielkopostnym, po rachunku sumienia bijmy się w piersi: nasza wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina. Z łaską Ducha Świętego postanówmy serdeczną poprawę i przystąpmy do spowiedzi, aby uzyskawszy przebaczenie win, zupełnie oderwać się od złego i stanowczo skończyć z grzechem. Niejeden nie czyni rozbratu ze złym życiem, bo się nie zdobywa na spowiedź.

Módlmy się do Boskiego Serca Jezusowego o skruchę i spowiedź dobrą dla siebie i grzeszników.

III. ZE ZDROŻY ZASAD ETYCZNYCH

Kochani Diecezjanie! Ostatnia część listu ma wam być przestrogą przed fałszywymi zasadami etycznymi. Stosunki uzasadniają ją ponad wszelką wątpliwość.

l. Zasadniczym błędem niemal wszystkich etyk poza katolicyzmem jest fałszywe ustosunkowanie się do człowieka. Już w pierwszej części niniejszego listu wskazywałem na to, że etyka katolicka jest etyką najwłaściwiej ludzką, bo jej zasadą jest prawda natury ludzkiej i rzeczywistość pełnego człowieczeństwa. Człowiek jest w tej etyce człowiekiem prawdziwym, żywym, z ciałem i duszą, z rozumem i wolą; jest tu jednostką i istotą społeczną, ma cele ziemskie i niebieskie, doczesne i wieczne. W innych etykach natomiast człowiek jest inny, bo często w swym człowieczeństwie pomniejszony, na ogół bez początku z Boga, bez przeznaczeń pozagrobowych, bez światła z góry, bez Odkupienia, bez życia nadprzyrodzonego. Etyki niekatolickie wyzwalają człowieka od zależności od Boga i jego prawa, nie uznawaj przepisów moralnych związanych z religją.

Zdawałoby się, że etyka, pomijająca Boga i Objawienie, powinnaby być prostsza i łatwiejsza, a pokazuje się, że jest dla człowieka niestosowna i zgubna. Gdy gwarantem etyki przestaje być Bóg, staje się nim w praktyce egoizm osobisty, swawola, interes grupowy. Człowiek, odcięty od wiecznych horyzontów moralnych, przedzierżga się łatwo w zwierzę i wydaje swe życie na barbarzyństwo.

Trafiają się ludzie dumni z tego, że kierują się etyką dobrego tonu, etyką dżentelmeńską, etyką honoru. Fasada nadaje charakter gmachowi, ale tylko w pewnej mierze stanowi o jego wartości. Podobnie mają w stosunkach ludzkich znaczenie układ i formy towarzyskie, ale nie mogą zastąpić sumienia. Dżentelmeństwo i honor, pojęte jako surogat cnoty, czy też jako pewna uczciwość, wypływająca z poczucia własnej godności, mogą ludzkiemu współżyciu oddać przysługi, ale nie stanowią systemu etycznego. Więc zawodzą nieraz straszliwie. Czyż nie spotykamy się z honorem mało etycznym? Zabrania honor przywłaszczać sobie z cudzej kieszeni złotego, ale pozwala zabrać żonę przyjaciela. Za święte uważa honor zobowiązania, zaciągnięte wobec przygodnej znajomości, ale nie uznaje tych samych zobowiązań wobec własnej żony, która długie lata była mężowi wierną towarzyszką życia, poświęciła mu piękność i młodość, dała mu zdrowe i czarujące dzieci. Honor pozwala mężowi taką żonę wydalić z domu, pozostawić w opuszczeniu, upokorzeniu i biedzie, z alimentami, które sobie zdołała wyprocesować. Honor pozwala na to, że własne dzieci stają się sierotami, nie mają należytego wychowania, tracą możność nauk. Bywa, że przed człowiekiem z honorem trzeba domy zamykać, by uniknąć skandalów i tragedyj. Przyznacie mi, kochani Diecezjanie, że honor etyki nie zastąpi.

2. Przez dziesiątki lat narzucała się światu etyka materjalistyczna, której socjalizm nadał zabarwienie klasowe. Zrodziła się z niewierzącego liberalizmu a kończy w bolszewizmie. Dla duszy niema w tej etyce miejsca. Traktuje człowieka jednostronnie, w typowym odcięciu od Boga i wiecznych zasad. Do etyki katolickiej, do moralności objawionej odnosi się bezwzględnie wrogo. Jest to etyka swobody obyczajowej, klasowej nienawiści i walki. Zawiodła jednak oczekiwania, bo nowego etycznego człowieka nie stworzyła. Wyrządziła wiele szkód w sumieniu i życiu narodów chrześcijańskich. Od lat dwudziestu popycha ją brutalnie do krańcowych wniosków bolszewizm. Słusznie upatruje świat w bolszewizmie ostateczne, a jakże katastrofalne wcielenie etyki materjalistycznej.

Z założeń materjalistycznych wyrosła również etyka rasowa, według której należy uznawać za dobre to, co przysparza rasowej tęgości narodowi, jako biologicznej podstawy jego potęgi. Normą moralną tej etyki jest ostatecznie "głos krwi." Biologiczne doskonalenie ciała, zdrowe organy, prężne mięśnie, piękna postać, bujna rozrodczość, postawa harda, zdobywcza i wierzchnia - to wartości, według których oceniać należy człowieka i instytucje ludzkie. Co słabe, nieproduktywne, nie poręczające pełnowartościowego potomstwa, tego nie należy popierać, raczej usuwać. Małżeństwa bezdzietne powinno się rozwiązywać. Obezpłodniać należy osobniki, których dzieci mogłyby pogorszyć rasę. Celibat kleru katolickiego znieść należy jako ujmę dla narodowego przyrostu. Zdrowi ludzie powinni mieć dzieci w małżeństwie i poza nim. Należy stworzyć ramy ustawowe, które by rozwojowym siłom narodu, nawet poza instytucją małżeńską, przyznały prawne i skuteczne możności.

Jest to etyka hodowli rasowej, przystosowana do człowieka z pominięciem duszy, religji i życia nadprzyrodzonego. Może rasę poprawić. Nie wychowa człowieka. Obalając przyrodzoną i objawioną moralność obyczajową i podrywając znaczenie małżeństwa i rodziny, w końcu doprowadzi do upadku moralnego. Tkwią w tej etyce kapitalne i groźne błędy. Przesiąka do nas. Ma zwolenników na niektórych odcinkach życia i nauki polskiej. Usilnie przed nią przestrzegam.

3. Aby nie przedłużać orędzia, pomijam inne systemy etyczne, którym hołdują mniejsze grupy wskutek przyjęcia pewnych ideologij zrzeszeniowych lub pod egidą sekt. Są one na-ogół w tym zgodne, że odrzucają chrześcijaństwo i etyczne prawo objawione. Pomijam też ów defetyzm, który przyczynowo nie wiąże się z modnym kiedyś pesymizmem moralnym, ale ma wspólne z nim cechy, bo podcina w polskiej duszy entuzjazm życiowy, łamie ideały etyczne, każe bez oporu poddawać się prądowi życia, nie broniąc się przed złem, nie siląc się na stanowczy akt moralny. To nie etyka, lecz skazańcza kapitulacja przed wysiłkiem życiowym. - Przechodzę zaraz do etyki, która w obecnej chwili jest najgroźniejsza dla świata, do etyki bolszewickiej.

Etyka bolszewicka to etyka materjalistyczna, doprowadzona do ostatnich konsekwencyj i oddana na służbę światowej rewolucji bolszewizmu. Etyka czystej doczesności, pojętej wyłącznie jako raj bolszewicki. Niema tam Boga, religji, duszy, narodu, społeczeństwa, rodziny, człowieka ani praw człowieczych - jest tylko bolszewizm. Korzyść ustroju bolszewickiego to jedyna świętość i jedyne prawo. W odniesieniu do bolszewizmu i jego pomyślności wszystko się ocenia, podejmuje, tworzy, burzy. Człowiek tam musi przestać być człowiekiem, inaczejby się w bolszewizmie nie pomieścił. Toteż żadna inna teorja nie wyswobodziła tak bezwstydnie zwierzęcia w człowieku, jak bolszewizm. Żadna nie złamała tak gruntownie godności człowieczej, żadna nie zabiła tak barbarzyńsko człowieczeństwa w człowieku. Żadna nie wynaturzyła tak natury ludzkiej. Tylko etyka bolszewicka mogła wydać bezbożnictwo. Tylko etyka bolszewicka mogła uznać za czyn niedozwolony bronienie się kobiety przed gwałtem. Tylko w bolszewickich stosunkach mogło dojść do tego, że, jak donoszą sprawozdawcy, w Sowietach 69% ludności choruje na choroby, którymi sama przyroda karze rozpasanie obyczajów. To już nie etyka, lecz okrutne, nieludzkie ciemięstwo.

Jedynie etyka katolicka ma elementy, które mogą skutecznie przeciwstawić się etyce bolszewickiej. Między tymi dwiema etykami istnieje przeciwieństwo absolutne. Każda inna etyka, zwłaszcza te, które Boga z moralności usuwają, i te, które dążą do ugłaskania zwierzęcia w człowieku, nie wytrzymują naporu etyki bolszewickiej, która Boga z życia wyrugowała totalnie, a w człowieku tylko niewolnika i zwierzę toleruje. Etyki, wahające się między katolicyzmem a bolszewizmem, zawiodą i ulegną w wielkiej rozprawie o ducha świata. W walce ideowej z rewolucją bolszewicką tylko katolicyzm jest niepokonany. Poza katolicyzmem może bolszewizm na gruzach każdej etyki wygłosić się jej mniej lub więcej logicznym spadkobiercą. To wyraziła z brutalną szczerością znana bolszewiczka, która już w r. 1922 z Meksyku pisała: "Nieobyczajność robi w szkołach pocieszające postępy. Wiele piętnastoletnich dziewcząt jest w ciąży. Cieszmy się z tego, bo tą drogą pozyskamy wiele nowych komunistek."

To jest jasne. Dla bolszewizmu pracuje etyka swobody obyczajowej. Dla bolszewizmu pracuje koedukacja deprawująca. Świecka etyka socjalistów, wolnomyślicieli i masonerji pracuje pośrednio dla bolszewizmu. Dla bolszewizmu pracują postępowe kodyfikacje prawa małżeńskiego. Do bolszewizmu prowadzi mimowolnie etyka rasowa. A czy nie dla bolszewizmu pracuje, kto na zebraniu, roztrząsającym zagadnienia moralne, odzywa się entuzjastycznie: "To w Sowietach tak pięknie i oryginalnie rozwiązano!"

Moi najdrożsi Diecezjanie! Między katolicyzmem a bolszewizmem, między etyką katolicką a bolszewicką utwierdzona jest wielka otchłań (Łk 16,26). Nie próbujmy bolszewizmu chrzcić! Brońmy raczej duszy polskiej przed jego mackami. Nastawmy się duchowo na obronę Chrystusowego prawa moralnego! Brońmy chrześcijaństwa jako wiary i jako etyki! Z walk duchowych wieku dwudziestego wyróść powinien nowy człowiek, z człowieczeństwem nieskaleczonym, z człowieczeństwem uporządkowanym, człowiek pełny, wolny, z inicjatywą, z obowiązkami i prawami złączony ze swym Stwórcą i ze stworzonym światem, złączony ze swym Odkupicielem i jego prawem, złączony z Duchem Świętym i jego łaską. A więc nie mechaniczny, elektryczny, bezduszny robot w zamienionym na fabrykę świecie techniki, lecz prawdziwy władca swata, pan siebie samego, a sługa boży.

Jeśli mnie prześladowali, i was prześladować będą (J 15,20). Będą w dalszym ciągu zwalczali także etykę katolicką. Będą ją ośmieszać. Będą ją podważać. Będą cnocie katolickiej psuć opinję, że nieszczera, sztuczna, osłonięta nieprawdą i obłudą. Będą nam zarzucać, że nie rozumiemy czasów, nie idziemy z postępem. Satyry, nowele, powieści będą w dalszym ciągu przedstawiać etykę naszą w parodji. Będą się zachwycać swymi często nieoryginalnymi wynalazkami etycznymi, plagjatami moralnymi. Będą swe atawizmy katolickie odkrywać w sobie niby rewelacje nowego ducha!

Ale nas to ani z tropu nie zbije, ani nie onieśmieli. Będziemy bronili etyki katolickiej na każdym froncie. Będziemy ją urzeczywistniali w świecie. Będziemy nią rozświetlali nowe zagadnienia życiowe. A przede wszystkim będziemy nią kształtowali własne życie. Nasz przykład moralny będzie etyki katolickiej najskuteczniejszą obroną i najbardziej przekonywującą propagandą.

Kończę wspomnieniem natchnionego obrońcy etyki katolickiej i jej genjalnego szermierza w życiu polskim, ks. Piotra Skargi. W roku bieżącym obchodzimy czterechsetną rocznicę jego urodzin.

Rozmodlony, święty, a jakże realny stróż prawa bożego w Rzeczypospolitej! Nieśmiertelny, wnikliwy mentor króla i jego dworu. Złotosłowy kaznodzieja sejmowy, mówiący prawdę bożą w oczy, bez osłony i bez ogródki. Zakonnik - wieszcz, kapłan - prorok, patrjota - pokutnik. Po wiekach nie przebrzmiały jego wstrząsające przestrogi. Już nie z grobu, nie z ambony, lecz jakby od ołtarza grzmią dzisiaj jego wołania o ducha bożego w dziejach polskich, jego zaklęcia o naprawę obyczajów.

Pokutujmyż!  ten krzyk Skargi z odległego złotego wieku nabiera w odrodzonej Polsce nowej mocy. Znowu wybija historyczna dla kultury świata godzina Rzeczypospolitej. Jako czynnik moralny ma znowu Polska wpłynąć przemagająco na kierunek duchowy i losy Europy. A tymczasem duch nasz więziony, niby w oblężonej reducie. Silni musimy być mocą wewnętrzną, bo dzieje mamy wykuwać wielkie i zbawcze, a zewsząd godzi w nas rozkład, a w serca lęk się wkrada, czy to wszystko nie złudzenie tragiczne. Bo czyż scementowaliśmy naród na etyce wiecznej? Czy podwaliny państwowości osiadły na wieki na bożym prawie?

Pokutujmyż! Strzępmy z dusz resztki pyłu niewoli! Rugujmy grzech z życia polskiego!

Pokutujmyż! Spowiedzią wielkanocną z win obmyci, wkroczmy całą duszą na drogę przykazań bożych! Przezwyciężajmy słabość, wypierajmy nieobyczajność, wystrzegajmy się etyk szkielecich i bezbożniczej skazy!

Pokutujmyż! Duchem Chrystusowym uskrzydleni, wrośnięci życiem łaski w Boga, stajmy do dziejowej rozprawy duchowej z napastniczym bolszewizmem! Wzbrońmy mu przystępu do ducha polskiego!

Pokutujmyż!

A przeczystą Królową naszą prośmy o mocarne dusze, o wodzów natchnionych, o pokolenie orle, o bohaterstwo czynu, o świętość i zbawienie.

http://www.ak.rumia.pomorskie.pl/index.php?s=25

avatar użytkownika intix

11. O panowanie ducha Bożego w Polsce

List Episkopatu do wiernych
Poznań 18 II 1946


Rok upływa od pamiętnych dni, kiedy zrządzeniem Opatrzności Polska dźwigać się zaczęła do nowego życia. Zarysy odbudowującej się ojczyzny wyłaniają się z wolna z pogorzelisk miast, siół i kościołów. Od cmentarzy żołnierskich, od mogił ofiar pomordowanych płyną błogosławieństwa wiary i poświęcenia. W shańbionych świątyniach rozbrzmiewa znowu chwała Boża. Zniesione ośrodki parafialne odradzają się, a nowe społeczności religijne powstają tam, gdzie przesiedleńcy wskrzeszają polskość i życie katolickie na popiołach praojców. Rodziny odnajdują się powoli. Zawiązują się nowe ogniska domowe. Wszędzie budzi się życie. Nie ma ofiary, do której nie byłby gotów Naród na rzecz kraju, Kościoła i państwa.
Ale czasy są trudne. Twarde są bowiem skutki wojny i niewoli. Zniszczenie mienia narodowego, powojenne przesilenie i niepewność tamują rozwój gospodarczy. Szerokim warstwom dolega niedostatek. Spustoszenia wojenne spowodowały niewidzianą dotąd nędzę mieszkaniową. Rodziny są zatroskane osłabieniem i chorobami dzieci. Bolesną ranę na ciele narodu stanowi niekończące się rozproszenie i tułactwo.

Poza tym wkroczyliśmy wraz z całym światem w okres wielkiej przebudowy życia. Dokonywują się szybkie i głębokie przemiany, co zwykle jest połączone z napięciami i niepokojem. Skądinąd przeżycia ostatnich lat pociągnęły za sobą w jednostkach słabszych obniżenie religijności i rozluźnienie obyczajów. Z nieładu powojennego skorzystały antykościelne czynniki, które pod hasłami postępu i nowości wznawiają napady na religię. Mnożą się pokusy odstępstwa. Powstają ruchliwe komórki sekciarskie. A jakkolwiek uznać należy masowy zwrot do Boga, a w licznych wypadkach nawet niezwykłe wyrobienie wewnętrzne oraz szczere tęsknoty do świętości i pełni życia chrześcijańskiego, nie wolno jednak lekceważyć szeregowania się sił, które chcą moralnie osłabić naród i oderwać go od Kościoła. Podobno najbliższe lata mają stanowić o tym, czy Polska pozostanie katolicka.

Mając na uwadze to położenie, biskupi polscy postanowili przemówić do narodu wspólnym listem wielkopostnym. Nie zamierzamy uderzać na trwogę, jakoby katolicyzmowi polskiemu groziła bliska zagłada, jesteśmy bowiem przekonani, że ani w Polsce ani w Europie chrześcijaństwo przepaść nie może. Ale pragniemy powiedzieć wam prawdę bez ogródek i bez przesady, chcemy uświadomić i przestrzec, pobudzić do odnowienia obyczajów i zachęcić do apostolstwa, by Naród uchronić od wstrząsu wiary i dotkliwych szkód moralnych. Pragniemy Polsce przypomnieć jej powołanie i drogę ładu Bożego, który jest fundamentem szczęścia ludów: Innego bowiem fundamentu nikt założyć nie może, oprócz tego, który założony jest, a jest nim Jezus Chrystusa Kor 3,11).

Naczelnym nakazem tej dziejowej chwili jest ugruntowanie nowego życia polskiego w duchu chrześcijańskim, którego źródłem jest Ewangelia, a wykładnią nauka Kościoła.
Ustroje mogą i powinny się przekształcać, bo życie jest rozwojem i dążeniem do ideałów, ale przemiany nie powinny zaprzepaszczać wartości religijnych ani odbywać się na przekór niezmiennym prawom moralnym. Ani Kościół, ani kultura katolicka, ani chrześcijańskie tradycje narodowe nie będą krępowały pochodu ku doskonalszym formom bytu, owszem, będą jak zawsze popierać postęp, wiedzę, zdrową ewolucję warunków życia. Atoli doskonalenie doczesnej cywilizacji powinno iść w parze ze wzrostem wartości moralnych, a technika powinna nie ujarzmiać, lecz pomóc wyzwalać ducha. Nie chodzi o to, by było inaczej, lecz o to, by było lepiej, także pod względem ducha. Nowoczesność nie może być równoczesna z bezbożnictwem, a raczej wyróżniać się powinna spotęgowaną kulturą ducha. Nowe czasy byłyby niewolą człowieka, gdyby ich duszą nie było chrześcijaństwo.

Inne stanowisko zajmuje materializm, który na szerokich połaciach ziemi współzawodniczy z chrześcijaństwem o znaczenie przodującej zasady życia, owszem, żąda dla siebie wyłącznego prawa wychowania przyszłych pokoleń. Ideałem tego kierunku jest pomnażanie dóbr doczesnych, stworzenie gospodarczej zamożności i budowanie cywilizacji materialnej, ale poza religią i normami etycznymi. Materializm nie godzi się na Boga i nie przyjmuje istnienia duszy. Odrzuca wartości duchowe, nie uznaje ani świata nadprzyrodzonego, ani pozagrobowego życia, ani wiecznego celu człowieka. Lekceważy religię, odrzuca chrześcijaństwo, a w szczególności zawziął się na Kościół katolicki. Rozlewając się obecnie nurtem rewolucyjnym po krajach, odwraca uwagę współczesnego człowieka od wartości duchowych mamidłem szczęścia doczesnego w zapowiadanym nowym ustroju. Mimo że materializm zawiódł, bo duchowi ludzkiemu zgotował klęskę, a szczęścia doczesnego stworzyć nie zdołał, pozostaje on jako nęcąca nowość główną pokusą naszych czasów, poważnym zagrożeniem wiary i niebezpieczeństwem dla kultury chrześcijańskiego świata.

Ciężko odpowiedzielibyśmy przed Bogiem, gdybyśmy w tej zwrotnej chwili nie użyli powagi naszego pasterskiego powołania, by duszę polską od materializmu zabezpieczyć. Polska powinna być nowoczesna, sprawiedliwa, szczęśliwa, wzbogacona zdobyczami wiedzy i techniki, kulturalna, mądrze zorganizowana. Ale Polska nie może być bezbożna. Polska nie może się wyprzeć swej przynależności do świata chrześcijańskiego. Polska nie może zdradzać chrześcijańskiego ducha swych dziejów. Polska nie może być komunistyczna. Polska musi pozostać katolicka.
Odwołujemy się do polskich serc i sumień. Nie dopuszczajmy do rozbratu między narodem a wiarą. Nie zaprzepaszczajmy duchowej spuścizny przodków. Religijność polską umacniajmy od wnętrza duchem Chrystusowym i jego prawdą i prawem, Jego sakramentami i łaską. Na zewnątrz zachowujmy katolicką godność etyczną i spokój. Bądźmy niezłomnymi wyznawcami wyższości ducha nad materią, człowieka nad przyrodą, Boga nad stworzeniem. Każdy powinien być w swym zakresie i na swój sposób apostołem Królestwa Bożego. Dbajcie tak o katolicki honor swych rodzin, miast i wiosek, by ich oblicze chrześcijańskie było wyrazem ich ducha. Nie wydajmy na poniżenie Kościoła, który jest Mistycznym Ciałem Chrystusa (l Kor 12,27) i arką zbawienia. Miejcie się na baczności przed zakusami sekt i herezji.

Unikajcie sideł ich propagandy. Strzeżcie się błędów i zboczeń szerzonych przez obce duchowi polskiemu innowierstwo, które z zagranicy przychodzi i przez granicę jest podtrzymywane. W odpowiedzialności za chrześcijańskie wartości narodu bądźmy solidarni, miłością braterstwa miłując jedni drugich (Rz 12,13), i wspólnym Stołem Pańskim umacniając się w jedności ducha i w więzi pokoju (Ef 4,3). Wspierajcie działalność swych kapłanów, których szeregi zrzedniały w wielkim męczeństwie. Nie składajcie na ich barki ani całego trudu, ani całej odpowiedzialności za świętą sprawę. W duchu wiary gromadźcie się naokoło pastorału swych arcypasterzy, których Duch Święty postanowił biskupami, aby rządzili Kościołem, który On nabył krwią swoją (Dz 20,28).
Dalszym obowiązkiem jest przywrócenie ładu Bożego w obyczajach Narodu. Chrześcijaństwo podaje wieczne podstawy moralne życia i jest religią odrodzenia etycznego. Tylko chrześcijaństwo ma tajemnicę leczenia wszystkich ran moralnych. W słowa: dobro, prawo, sumienie, powinność, cnota, grzech, wolność - katolicyzm wkłada znaczenie wzięte z nauczania Chrystusowego. Niezbita wyższość i wieczna ważność chrześcijańskiego prawa moralnego tłumaczy się nade wszystko tym, że ono jest z woli Bożej, ale tłumaczy się skądinąd też jego wartością wewnętrzną, jego zgodnością z naturą i celem człowieka. Żyjąc wedle objawionego prawa moralnego, człowiek jest w zgodzie z Bogiem i ze sobą, z nakazem Bożym i ze swą istotą, z planami Stwórcy i ze swym powołaniem zarówno doczesnym jak i wiecznym. Gdy życie swoje z Ewangelią uzgadnia, chrześcijanin nie tylko nie ubliża swemu człowieczeństwu, lecz uszlachetnia swe przyrodzone przymioty, a dążąc do doskonałości w nadprzyrodzonym życiu łaski, podnosi także dostojność swej naturalnej postawy.

Natomiast etyki świeckie, chcąc uszczęśliwić człowieka samą li tylko doczesnością, krzywdzą go i poniżają. Mści się na człowieku to, że cel życia pokłada w zadowoleniu zmysłów, w gonitwie za pożytkiem materialnym i w samolubstwie. Dogadzanie bowiem niskim pożądaniom, poddawanie się złym skłonnościom, nieopanowanie popędów kaleczy i rozkłada moralnie człowieka, powoduje zgubne nałogi, psuje obyczaje, prowadzi do rozpasania, zdziczenia i barbarzyństwa. Byliśmy tego w ostatnich latach świadkami i ofiarą. Jesteśmy wstrząśnięci i przerażeni upadkiem i poniżeniem, ku któremu stoczyło się człowieczeństwo po pochyłości etyki niezależnej i materialistycznego poglądu na życie.

Pochwalamy przeto wiernych, którzy w codziennym życiu spełniają swe obowiązki, postępują moralnie i cnotliwie, opierając się podszeptom zła i pokusom. Nieskazitelnością życia prywatnego i rodzinnego, pilnością w zawodzie i na stanowisku, miłością i uczciwością w stosunku do bliźnich, pracą rzetelną, zacnością swych przymiotów i budującego przykładu służą oni Bogu, przysparzają pożytku społeczeństwu, a zarazem pomnażają duchowe wartości narodu. Jesteśmy pełni czci i uznania dla wiernych, którzy w latach zalewu pogaństwa hitlerowskiego wyróżnili się wielkością katolickiego ducha, mimo gróźb i nacisku dochowali wierności zakonowi Bożemu, nie zaprzedali swego sumienia, znosząc nieugięcie upokorzenia i ucisk okrutnego prześladowania za wiarę i ojczyznę, a mimo najtrudniejszych warunków nie targnęli się na cudze mienie i nie wysługiwali się dla interesu ani najeźdźcom, ani wrogom Boga. Podnosimy zasługi kapłanów i zakonów, które odzyskawszy swobodę działania, bez zwłoki i nie bacząc na niebezpieczeństwo, przystąpili z apostolską gorliwością do wznowienia zbawiennej działalności wśród ludu. Dziękujemy Bogu, że darami swymi umacniał tych, którzy z narażeniem wolności i życia pełnili służbę narodową, a zarazem byli stróżami świętości, ratowali od zbezczeszczenia Przenajświętszy Sakrament, roznosili Wiatyk umierającym, ukrywali ściganych kapłanów, oddawali mieszkanie na tajne nabożeństwa, potajemnie uczyli młodzież religii i przygotowywali ją do sakramentów świętych, zapobiegali niszczeniu szat kościelnych i rozkradaniu naczyń liturgicznych, chowali przed łupiestwem czcigodne obrazy ołtarzowe, gasili pożary świątyń. Hołd uwielbienia składamy błogosławionej pamięci tych biskupów, kapłanów i wiernych, którzy po udrękach więzień i obozów, z pogodą oraz męstwem bohaterów i męczenników minionych wieków umierali za Chrystusa i Kościół, za Polskę i katolickie oblicze kraju. Ufamy, że ich zasługi i modlitwy wyproszą nam rozkwit wiary i świętości życia.

Ale wyrażając szacunek dla bohaterstwa i zasług, dla cichych ofiar i codziennych cnót, przestrzegamy was przed objawami, które niestety dowodzą obniżenia moralności i samego poczucia moralnego. Obyczajność prywatna i publiczna poniosła szkodę. Swawola wypiera chrześcijańską czystość życia. Zmysłowość i pijaństwo, niestety, niemal nagminnie, zagrażają moralnemu i fizycznemu zdrowiu Narodu. Są to plagi powojenne, które nas toczą i upokarzają, a z którymi jak najprędzej skończyć należy. Trzeba wrócić do karności ewangelicznej. Trzeba wznowić świętość rodziny polskiej, usuwając z niej niewierność małżeńską, walkę z nienarodzonymi i rozwody. W młodzieży, która z Ducha Świętego ma szlachetne natchnienia i porywy, należy podtrzymywać poczucie godności moralnej, którym dziś poniekąd nad starszym pokoleniem góruje.

Podobnie należy oczyścić życie polskie z powojennej plagi niesumienności, nieuczciwości, oszustwa, kradzieży, napadów rabunkowych i bandytyzmu. Stojąc na stanowisku własności prywatnej, zgodnie z siódmym przykazaniem Boskim, powinni wierni szanować cudze mienie, a skradzione rzeczy oddać. Nikomu nie powinno się wyrządzać ani prywatnej, ani publicznej krzywdy. Dotrzymywanie umów jest przykazem sumienia i czynnikiem ładu. Pracę należy pojmować jako powołanie człowieka, wykonywać rzetelnie i w myśl społecznych encyklik papieskich słusznie wynagradzać, by obywatele mieli możność uczciwą pracą stworzyć sobie i rodzinie warunki życiowe godne człowieka. Zatrzymywanie należnej zapłaty pracownikom zalicza nauka Kościoła do grzechów wołających o pomstę do nieba. Kto krzywdzi, grabi, plądruje, rozkrada majątek państwowy, napada, rabuje lub morduje, wyłącza się tym samym jako niebezpieczny szkodnik ze społeczności ludzkiej.

Życie polskie należy uleczyć z nienawiści, która jest posiewem szatana i stoi w zupełnym przeciwieństwie do nauki chrześcijańskiej. W życiu prywatnym i społecznym nienawiść jest siłą rozsadzającą i niszczącą, którą się katolikowi posługiwać nie wolno. Tak w ideowych sporach jak i w politycznych grach nienawiść uważać należy za broń zakazaną, którą bezwzględnie potępiamy. Naczelnym prawem Chrystusowym jest miłość wzajemna, która nikomu ani żadnej sprawie nie szkodzi, a nawet ludzi różnych zapatrywań zbliża i prowadzi do zgody. Hasłom nienawiści i zemsty przeciwstawić należy naukę sprawiedliwości i miłości bliźniego. Przyszła Polska - to społeczność ludu, w której całkowitej jednomyślności poglądów wprawdzie nie będzie, ale w której jak najprędzej nastąpić musi bratnie i twórcze pogodzenie się co do istotnych zasad współżycia i ich urzeczywistnienia. Wewnętrzną zgodę społeczną i polityczną oraz konieczną dla narodowego bytu solidarność braterską osiągnie Polska wtedy, gdy przejąwszy się szczerze zasadami chrześcijańskimi, we wspólnym poglądzie na życie zbiorowe i w szlachetnym patriotyzmie szukać będzie rozwiązania zagadnień swej przyszłości i takiego wcielenia ładu Bożego, by rzetelny obywatel czuł się w Polsce dobrze i nie był krępowany w swych religijnych przekonaniach.
Jakże mądre są po wszystkie czasy upomnienia św. Pawła: Wszyscy jednym ciałem jesteśmy w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy członkami jedni drugich. (...) Miejcie miłość bez obłudy. Brzydźcie się złem, a trzymajcie się dobrego. Miłością braterską jedni drugich miłujcie, uszanowaniem wzajemnym się uprzedzajcie (...). Bądźcie między sobą jednomyślni(...). Nikomu złem za złe nie odpłacajcie. (...) Jeśli być może i o ile to od was zależy, miejcie pokój ze wszystkimi ludźmi. (...) Nie daj się zwyciężać złemu, ale zwyciężaj złe dobrem" (Rz 12,5-21).

Z różnego stanowiska zapatrywać się można na gwałtowne wydarzenia współczesnej doby. Kiedyś ludzkość wyraźniej pozna ich właściwy sens i wtedy ujawni się, że nie był to jeden z powtarzających się dramatycznych odcinków dziejowych, lecz okres o znaczeniu całkiem wyjątkowym. Już obecnie powiedzieć można, że Bóg wkroczył w życie narodów, by je zawrócić z drogi zagłady. W obliczu pychy, odstępstwa i rozwiązłości Bóg przemówił grozą wszechmocy. Sprawiedliwość wieczna dosięgła hardości grzesznej i bezbożnictwa. A w rozsądzie Stwórcy objawiło się zarazem nieskończone miłosierdzie, bo rozgrom złości miał przywieść ludy do opamiętania i stać się węzłem odbudowy Bożego ładu.

Praktycznie rozumieć należy ten nadzwyczajny znak wdania się Opatrzności w sprawy świata jako wezwanie do powszechnej pokuty. Na świeżych cmentarzyskach, na wydmiskach ludzkich popiołów, na mogiłach niewinnych ofiar, na zgliszczach i gruzach oko wiary wyczytuje przestrogę Zbawiciela: Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie (Łk 13,5). A dla jednostki pokuta - to zwrot do Boga, zerwanie ze złem, spowiedź sakramentalna, poprawa, praktyka cnót chrześcijańskich, pielęgnowanie życia nadprzyrodzonego. Dla narodów zaś pokuta znaczy odrzucenie oficjalnego bezbożnictwa, zaprzestanie walki z chrześcijaństwem, budowanie życia społecznego, państwowego i międzynarodowego na zasadach etyki Chrystusowej.
Jeszcze nie wszyscy pojęli tę naukę, bo jest górna i człowiekowi przez doczesność opanowanemu mało dostępna. U wielu znać ociąganie się, upór w błędach, owszem, dalsze zatwardzanie się w walce z Bogiem oraz złudzenie, że i wbrew Bogu będzie można zbudować nowe życie. W tym nastawieniu tkwi fatalna pomyłka, której Polska uniknąć musi, by nie zginąć. Bez gruntownej naprawy moralnej na zasadzie prawa Bożego żadnymi półśrodkami nie da się powstrzymać daleko posuniętego rozkładu społeczeństw. Na trzęsawiskach moralnych nie można budować ani szczęścia, ani wielkości. Nie w modnych hasłach, lecz w duchu chrześcijańskim znajdą ludy klucz do wewnętrznej równowagi i do pokoju międzynarodowego.

Zachęcamy was przeto, by każdy szczerą spowiedzią wielkanocną naprawił przeszłość swoją i rozpoczął nowy żywot, jaki Bóg nakazał. Zaprowadźmy Boży ład w sumieniach polskich. Niech każda rodzina zbliży się do Boga, odnowi swą religijność, utwierdzi się w wierze i cnocie i niech codziennym wspólnym pacierzem rodzinnym wyprasza sobie opiekę i błogosławieństwo Nieba. W ciągu roku bieżącego i w najbliższych latach odbędą się po parafiach wielkie misje; korzystajcie z nich wszyscy, by się w dobrym i w łasce Bożej ugruntować oraz do apostolstwa uzdolnić.

Nie odmawiajcie Chrystusowi i Kościołowi swej współpracy nad religijnym odnowieniem Narodu i życia zbiorowego. Polska bowiem ma być budowaniem Bożym nie tylko w sercach i rodzinach, lecz również w Państwie. Polska urośnie do znaczenia i potęgi moralnej i będzie natchnieniem przyszłości Europy, jeżeli nie ulegnie bezbożnictwu, a w rozgrywce pozostanie niezachwianie po stronie Boga. Jako promieniujący ośrodek chrześcijański Polska będzie powagą i może odegrać rolę wzoru oraz pośredniczki oczekiwanego braterstwa narodów, którego samą li tylko grą dyplomatyczną zbudować niepodobna. Na rozstaju dziejowym Polska nie powinna się przeto zawahać, nie powinna zbaczać ze swej drogi, lecz iść za swym powołaniem, nie uczyć się zła od nikogo, a wszystkim podawać naukę prawdy i dobra. Pogłębioną świadomością chrześcijańską powinna odgrodzić się duchowo od zmurszałego i zakłamanego świata, który przepada, a przodować w nowym życiu, które się wyłania. Nie zaprzęgajcie się w jarzmo z niewiernymi, mówi św. Paweł. Cóż bowiem za uczestnictwo sprawiedliwości z nieprawością? Albo co za towarzystwo światła z ciemnością? Albo co za zgoda Chrystusowi z Belialem? Albo co za udział wiernemu z niewiernym? I co za wspólność Kościołowi Bożemu i bałwanów? Wy bowiem jesteście Kościołem Boga żywego, jak mówi Bóg: iż będę mieszkał i przechadzał się wśród nich i będę Bogiem ich, a oni będą mi ludem (2 Kor 6, 14-16).

Nie postąpilibyśmy zgodnie z duchem naszych dziejów ani z ciążącym na nas długiem wdzięczności, gdybyśmy na progu nowych czasów nie odnowili przymierza Polski z Jej niebieską Królową, dla której naród ma odwieczną, serdeczną i rodzimą cześć. Po szwedzkim potopie ślubował Jej nową i gorącą służbę król Jan Kazimierz. Teraz sam Naród i kraj cały poświęca się uroczystym aktem Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa, oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej. Przyłączymy się tak do powszechnego chóru, którym za najwyższą zachętą i przykładem Ojca świętego Piusa XII wszystkie katolickie narody składają hołd Najświętszej Pannie jako Królowej stworzenia i Wspomożycielce Wiernych, błagając, by ludzkość wydźwignęła z toni, a Kościół osłoniła swym wszechmocnym ramieniem.

Poświęcenie odbędzie się kolejno w trzech datach. W niedzielę po uroczystości Nawiedzenia Maryi Panny, czyli dnia 7 lipca, dokonają ofiarowania się Najświętszej Pannie i Jej Sercu Niepokalanemu parafie. Ślubowanie to dopełni się we wszystkich kościołach parafialnych i zakonnych po sumie. Poprzedzi je triduum i Komunia święta generalna. W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, po odpowiednim przygotowaniu ofiarować będą swe diecezje księża biskupi według osobnego obrzędu. Wreszcie w uroczystość Narodzenia Matki Boskiej zebrany na Jasnej Górze Episkopat dokona tamże w obecności pielgrzymów z całego kraju poświęcenia narodu i Rzeczypospolitej.

Przywiązujemy wielką wagę do uroczystego oddania się narodu Niepokalanej Dziewicy, o ile akt ten dokonany zostanie z wiarą i uzupełniony będzie czynem. Jak serdeczny i konsekwentny kult Matki Boskiej jest pierwiastkiem religijnego odnowienia życia chrześcijańskiego, a tym samym przyczynkiem do odrodzenia jednostek, rodzin, narodów i świata, tak nie wątpimy, że nowe maryjne śluby Narodu polskiego oraz miłość i opieka Niepokalanego Serca naszej Królowej będą utwierdzeniem ładu Bożego w Rzeczypospolitej, jeżeli sami wierną służbą Bogu i niebieskiej Królowej natchniemy polskie życie.

Niech Was w świętych a trudnych zadaniach tej chwili dziejowej umacnia i podtrzymuje łaska miłosiernego Boga, któremu służą wieki i pokolenia. Jej zadatkiem niech Wam będzie nasze arcypasterskie błogosławieństwo, którego wszystkim, ukochani w Chrystusie, z głębi serca udzielamy w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Prymas Polski
Kard. August Hlond

- - - - - - - - - - - - - - -
Druk: Kard. August Hlond, W służbie Boga i Ojczyzny. Wybór pism i przemówień 1922-1948,
red. S. Kosiński, Warszawa 1988, s. 201-209;
także: dzieła, s. 817-824.

***

Akt poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi .

Ślubowanie i poświęcenie Narodu Polskiego. Jasna Góra, 8 września 1946



avatar użytkownika gość z drogi

12. Dobrego dnia droga @Intix

Dobrego każdemu TU zaglądającemu :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

13. List pasterski: "O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży".

Wrocław, dnia 23 września 1948.


Ukochani w Chrystusie Bracia i Siostry!

1) Ze wzruszeniem przemawiamy do Was ze starego Wrocławia, gdzie w cieniu odbudowującego się tumu Św. Jana radzimy nad potrzebami wiary. Uprzytomniamy sobie, że kiedyś nad Odrą snuły się najdawniejsze dzieje Polski, których ślady spotykamy w starodawnych świątyniach wrocławskich. Od samego zarania bowiem naszej historii byt narodowy splatał się z życiem religijnym, a z budową państwowości szła w parze organizacja ustroju kościelnego.

I teraz, gdy do Polski wracały śląskie ziemie, Pomorze, Warmia, i Mazury, Kościół szedł tam wraz z przemieszanymi rzeszami przesiedleńców. Rządy kościelne na Ziemiach Odzyskanych objęli polscy administratorzy apostolscy. Mimo trudności powstała tam i zagęszcza się ustawicznie sieć placówek duszpasterskich, na których w twardych warunkach pasterzuje nowemu życiu do dwóch tysięcy księży.

Ostatnio Jego Eminencja Książę Metropolita Krakowski Kardynał Sapieha przywiózł nam z Rzymu urzędowe zapewnienie, że Ojciec Święty nigdy nie kwestionował granic Rzeczypospolitej Polskiej i że w ogóle nie myśli zajmować się sprawą granic, o których stanowią nie czynniki kościelne, lecz międzynarodowe umowy. Byliśmy tego już i przedtem zupełnie pewni. Cieszymy się, że papież oświadczył ponadto Jego Eminencji, iż mimo przykrości, jakich doznał z powodu znanych napaści prasowych, w niczym nie zmienia on swego przyjaznego stosunku do Polski, którą w dalszym ciągu obejmuje uczuciami ojcowskiej i pasterskiej miłości.

Także Sekretariat Stanu Jego Świątobliwości w liście, skierowanym dnia 31 lipca br. do kardynałów polskich, oznajmia oficjalnie, że zupełnie bezpodstawne są zarzuty, jakoby Stolica Święta miała zamiar robić kwestię co do granic polskich, a co więcej stwierdza, że liczne wypowiedzi i pisma wydane przez papieża w rozmaitych okolicznościach są przepełnione uczuciem ojcowskiej miłości dla narodu polskiego, którego cierpieniom papież serdecznie współczuł. Odważna zaś i jawna obrona słabych w onym czasie tak smutnym dla Polski, oraz hojna pomoc wysyłana wszędzie umiłowanym synom tego szlachetnego narodu stanowi wymowne świadectwo i dowód wielkiego umiłowania Polaków, tak bardzo drogich Jego sercu. Dodaje wreszcie Sekretariat Stanu Jego Świątobliwości: W tej chwili przełomowej Ojciec Święty stoi przy narodzie polskim i błaga Boga, by ten ukochany przezeń lud pod roztropnym a troskliwym przewodnictwem dostojnego Episkopatu, mógł zawsze i słusznie szczycić się chwalebnym tytułem swej niezłomnej wiary.

Podając Wam do wiadomości te ważne wypowiedzi Ojca Świętego i Stolicy Apostolskiej stwierdzamy, że mieliśmy słuszność, gdy ubiegłej wiosny wobec antypapieskiej kampanii prasowej zachowaliśmy rzeczową powagę i spokój, nie dając się wytrącić z religijnej postawy która wiernych z tylu względów obowiązuje wobec Głowy Kościoła. Niezłomnie trwamy dalej we wierze Chrystusowej i w najgłębszej czci dla Chrystusowego Namiestnika tak, jak całą duszą służyć będziemy Polsce i jej dziejowym przeznaczeniom.

2) Odzywając się ze śląskiej stolicy do polskiej społeczności wiernych, pragniemy przypomnieć Wam, rodzice katoliccy, święty obowiązek chrześcijańskiego wychowania dzieci.

Z wielkim trudem odbudowujemy Polskę z ruin materialnych i moralnych, ale o powodzeniu i trwałości tej odnowy stanowić będzie wartość ludzi, w których ręku spoczną jutrzejsze losy kraju. Czyli wielkość i szczęście przyszłej Polski zależy przede wszystkim od tego, jak wychowamy to młode pokolenie, które po nas obejmie dziedzictwo wieków i tragiczny spadek ostatniego dziesięciolecia. Wychowanie stało się zasadniczym zagadnieniem jutra polskiego. Przechodzi ono atoli ciężki kryzys, wywołany warunkami powojennymi i ideologicznymi zmaganiami. Należy stwierdzić, że za wychowanie młodego pokolenia nigdy w przeszłości nie ciążyła na narodzie taka odpowiedzialność moralna, jak obecnie.

My katolicy jesteśmy w szczęśliwym położeniu, że w sprawach wychowania nie chodzimy po omacku, mamy bowiem w tym względzie wyraźne wskazania Kościoła. Najdobitniej zostały one ujęte w pamiętnej encyklice papieża Piusa XI O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży, która na długie czasy będzie wielką kartą nauki katolickiej w tym przedmiocie. Przypominamy Wam zwięźle najważniejsze zalecenia tego dokumentu.

Wielkim jest dostojeństwo chrześcijańskiego wychowania, którego celem jest takie ukształtowanie młodego człowieka, iżby godnie spełnił swe zadania doczesne i osiągnął swe wieczne przeznaczenie. Wychowanie jest w zasadzie rzeczą trzech społeczności, w które dziecko jest wrodzone, a mianowicie rodziny, Kościoła i państwa. Harmonijna współpraca tych trzech ośrodków wychowawczych i ich wzajemne uzupełnianie się stwarzają idealne warunki pedagogiczne.

Najpierwotniejsze prawo wychowania jest nadane bezpośrednio przez Stwórcę rodzinie. Prawo to jest zarazem obowiązkiem, którego się rodzice ani wyprzeć, ani wyzbyć nie mogą. Pierwszym wychowawcą dziecka jest ojciec z szlachetnego tytułu swego ojcostwa. Pierwszą wychowawczynią jest matka z dostojnej racji swego macierzyństwa. Rodzicielstwo jest źródłem i uzasadnieniem powagi wychowawczej ojca i matki.

W praktyce powinni katoliccy rodzice dbać nie tylko o prawidłowy fizyczny, umysłowy i moralny rozwój dzieci, lecz także o wykształcenie ich we wierze i o usposobienie ich do życia chrześcijańskiego. Dwa główne kierunki chcą dzisiaj urabiać polską młodzież: chrześcijaństwo i materializm. Chrześcijaństwo pragnie wychować dzieci rodziców katolickich w nauce Chrystusowej, materializm zaś jest zdecydowany wychować z dala od religii. Waszym świętym obowiązkiem rodzicielskim ukochani Bracia i Siostry, jest przekazać dzieciom wielką spuściznę wiary katolickiej i natchnąć je religijnym posłuchem dla wiecznego prawa Bożego.

W tym celu:

a) Starym polskim zwyczajem wcześnie podawajcie małym dzieciom myśl o Bogu i budźcie w ich duszach pierwsze uczucia religijne. Już na kolanach matki ma dziecko uczyć się Znaku Krzyża Świętego i krótkiego pacierza. Jeszcze w wieku przedszkolnym ma dziecko poznać Chrystusa i Matkę Najświętszą, kochać rzeczy święte, brać udział we wspólnym pacierzu.

b) Powierzajcie dzieci przedszkolom, które są prowadzone w duchu chrześcijańskim.

c)
Pilnujcie, by Wasze dzieci, uczęszczające do szkoły, z radością uczyły się religii. W razie potrzeby uzupełniajcie naukę religii w domu. Dbajcie ze swej strony, by dzieci były dobrze przygotowane do pierwszej Spowiedzi i Komunii Św. oraz do przyjęcia Sakramentu Bierzmowania.

d)
Nie posyłajcie dzieci do szkół, z których usunięto naukę religii. W Polsce nie ma prawnego przymusu zapisywania młodzieży do szkół bezwyznaniowych. Takie szkoły - pisze papież Pius XI - burzą i wywracają wychowanie chrześcijańskie od podstaw. Tenże papież upomina, że cała szkoła, rodzina i Kościół powinny tworzyć jakoby jeden święty przybytek chrześcijańskiego wychowania, co wtedy się ziszcza, gdy katolickie dzieci pobierają naukę w szkołach, owianym duchem chrześcijańskim.

e)
Wychowujcie swe dzieci od młodych lat w świętości życia, aby wyrosły na ludzi wartościowych, uczciwych, cnotliwych. Niech pokochają przykazania boże jako naczelne i niezbędne prawo moralne. Pamiętajcie, że najlepszym środkiem moralnego wychowania jest Wasz dobry przykład. Dzieci mają widzieć w rodzicach żywy i pociągający wzór chrześcijańskiego życia. Domy polskie powinny promieniować cnotą, skromnością, pracowitością, uczciwością, pobożnością, pięknymi tradycjami religijnymi i narodowymi. Dzieci nie powinny widzieć w rodzinie zgorszenia, swarów, pijaństwa, kradzieży - a na całe życie zapamiętać powinny budujące przykłady ojca i matki.

f) Nie zaniedbujcie młodzieży w wieku poszkolnym. Grożą jej wtedy niebezpieczeństwa niewiary i zepsucia, zwłaszcza gdy na zawsze lub na pewien okres czasu opuszczają dom rodzicielski. Otaczajcie dorastające dzieci mądrą opieką, by dopełniały swego życia religijnego przez liturgię i sakramenta święte. Dbajcie o to, by pogłębiały znajomość wiary, by zdobywały katolicki pogląd na życie i na zagadnienia współczesne, by miały jasne sumienie chrześcijańskie i ten trafny a spokojny sąd o wszystkim w świetle wiary, który nazywamy zmysłem katolickim.

g)
Pamiętajcie, że w tym wielkim a trudnym zadaniu wychowawczym pomaga Wam i będzie pomagał Kościół, który z woli swego boskiego Założyciela jest naczelnym nauczycielem, pierwszym wychowawcą i duchowym przewodnikiem wiernych. W Kościele znajdziecie pouczenie i wskazania, poparcie i pomoc. Wątpiące i niespokojne dusze swych dzieci odsyłajcie do kapłana, do konfesjonału, do sakramentów świętych.

h) Aby tym wzniosłym i trudnym zadaniom sprostać, sami się dokształcajcie pod względem wiedzy religijnej i coraz ściślej uzgadniajcie własne życie z prawdami i nakazami wiary. Miejcie w domu katechizm dla dzieci i dla siebie. Czytajcie książki o treści religijnej. Abonujcie pisma katolickie i podawajcie je dzieciom. Żyjcie w stałej łączności z Kościołem, wsłuchujcie się w jego nauki, korzystajcie z jego kierownictwa. Aby zaś Waszym ogniskom domowym i dziełu wychowania nie brakło błogosławieństwa z góry, klękajcie wspólnie z dziećmi do rodzinnego pacierza i przez cały rok polecajcie się opiece Niepokalanej Królowej Polski i wszechświata, odmawiajcie w kółku rodzinnym Różaniec święty.


3) Kazała nam Opatrzność żyć w czasach wielkiego na świecie zamętu i niepokoju. Ludzkość zmęczona straszliwą wojną nie może się doczekać spodziewanego ładu. Niejedno serce trwoży się i popada w odrętwienie. Cisną się na usta słowa psalmisty: Czyż Bóg zapomni zmiłować się, albo w gniewie swoim wstrzyma miłosierdzie swoje? (Ps. 6, 10).

Pragniemy przestrzec Was, kochani Bracia i Siostry, przed nastrojami smutku, przed myślami rozpaczliwymi, przed nierozważnymi czynami. Przymusową pokutą łamie sprawiedliwy Bóg grzeszne upory ludów. To, co na globie czeka na rozstrzygnięcie, jako potworna gra przeciwnych sił, skończy się triumfem tego, co dobre, zdrowe, święte. Naród polski w swej czerstwej masie wyczuwa trafnie głębsze znaczenie współczesnej chwili. I dlatego nie upada na duchu, nie gubi się w skargach, lamentach. Jest bowiem narodem najspokojniejszym na kontynencie. Pracuje i tworzy zapamiętale, z wiarą i poświęceniem. W nowy porządek chce wnieść swój trud i swą duszę. Nie lęka się o przyszłe losy kraju. Przyświeca mu wizja szczęścia Polski, bo natchnęła go zapowiedź Ucznia miłości: Wszystko, co narodziło się z Boga zwycięża świat a zwycięstwem, które odnosimy nad światem, jest wiara nasza. Któż jest, który zwycięża świat, jeśli nie ten, co wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? (1J 5, 4-5).

Wzywamy wszystkich do twórczego czynu. Wszyscy pełńmy sumiennie obowiązki swego zawodu. Niech rolnicy rzetelnie obsieją pola. Niech w hutach, kopalniach, warsztatach, biurach i sklepach wre szlachetna praca, która jest powołaniem człowieka. Niech z miesiąca na miesiąc rośnie odbudowa życia polskiego, stolicy, miast, zagród, kościołów.

Zachowujmy ufność i spokój ducha. Miejmy poczucie osobistej narodowej i katolickiej godności. Niech nikt nie da się sprowokować do nierozsądnych kroków przez ciemne elementy, które chciałyby osłabić żywotność narodu. Życie polskie powinno nam być drogie i święte. Nie wolno go niepotrzebnie narażać. Krwią polską nie wolno szafować w bezcelowych rozgrywkach. Naród musi pozostać silny, żywotny, zdolny do urzeczywistnienia tego, co jutro ma stanowić jego wielkość.

Aby ta chmurna chwila ziemskiego globu stała się dla Polski świtem szczęścia, idźmy w przyszłość z Bogiem. Uznajmy wieczne i miłościwe Królestwo Chrystusowe nie tylko w teorii, ale i w praktyce życia. Poddajmy się świętemu prawu Zbawiciela. Żyjmy na co dzień według Przykazań Bożych. Adwentową spowiedzią obmyjmy się z grzechu i winy. Pamiętajmy, że krwawymi przewrotami Bóg karze plemię ludzkie za bezbożność i rozpustę. Wypleńmy z życia polskiego walkę z Bogiem i powojenną zarazę rozwiązłych obyczajów.

Pod berłem słodkiego Króla wieków, pod opieką Wszechwładnej Wspomożycielki wiernych, w świętości życia, w porywie modlitwy i czynu patrzmy ufnie w przyszłość, gdzie nam Opatrzność gotuje szczytny udział w dziele zbratania i odrodzenia świata. Zapowiada nam to Ojciec św. Pius XII, pisząc w liście do Episkopatu Polskiego z czerwca 1947 roku: Chcemy pokornie o to błagać, by ukochana przez Nas Polska, zgodnym postanowieniem i zgodnym wysiłkiem synów raz jeszcze wskrzeszona i odbudowana, dźwignęła się z ruin i by z dawnych swoich pamiętnych a chwalebnych dziejów, wyrosłych pod wpływem i z natchnienia wiary katolickiej a ugruntowanych na fundamencie zasad chrześcijańskich czerpała błogą zapowiedź, iż gmach swego bytu odnowi w wolności i szczęściu, jako przybytek prawdziwego ładu i rzeczywistej pomyślności.

Nosząc w duszy te nadzieje i zapowiedzi, zasyłamy Wam od grobu św. Jadwigi i błogosławionego Czesława serdeczne, pasterskie przeżegnanie w Imię Ojca, Syna i Ducha świętego. Amen.


Wrocław, dnia 23 września 1948.

Druk: "Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie", 6(1948), s. 161-167;
także: Dzieła, s. 882-887
.


Za: http://patrimonium.chrystusowcy.pl/kandydaci-na-oltarze/sluga-bozy-kard-august-hlond/dziela/1945-1948/_272?print=2

* * *

=> Pius XI - DIVINI ILLIUS MAGISTRI - O CHRZEŚCIJAŃSKIM WYCHOWANIU MŁODZIEŻY


=> Kard. August Hlond (1881 - 1948) Prymas Polski