Wkrótce kolejna rocznica - 1 września.

Dzień, w którym w 1939 r., jak dowiemy
się zapewne z czegoś, co nosi nazwę - polskie media, Polska
zaatakowawała miłujące pokoj Niemcy, znajdujące sie pod chwilową
okupacją nazistów z Księżyca. No, w najlepszym razie sprowokowała ich do
gwałtownej, acz w znacznym stopniu usprawiedliwionej reakcji.

Co prawda, nastepnego dnia pojawi się w
tych mediach, sygnowane przez zbiorowy list znanych, niemieckich
historyków sprostowanie przyznające, że jednak większa część winy leżała
po stronie niemieckiej, ale - jak wiadomo - pierwszy odruch z serca,
drugi z rozumu.

Tak jak choćby w wypadku afery z
kibolami z Gdyni. Wczoraj media grzmiały, a Szczurek prezydent na
kolanach przepraszał, że bandy kiboli napadły na plaży pokoj miłujących
Meksykanów i wywijając maczetami, niemal do zguby tych latynoskich
przyjaciół Polski doprowadziły.

Dzisiaj się okazuje, "po przejrzeniu nagrań z monitoringu",
iż to jednak uzbrojeni w noże i butelki meksykańscy bandyci (marynarze
na przepustce), najpierw zaczepiali i uderzyli dziewczynę, a potem
zaatakowali Polaków. Licząc zapewne na łatwą rekonkwistę na substytucie
gringos, ale - jak pech to pech - trafiając na zbierających się w tym
miejscu kiboli. I - jak zwykle - policja najpierw na wezwania nie
reagowała, a potem przybyła za późno.

Natężenie antypolskich wątków w
medialnych przekazach sięga już, moim zdaniem, takiego poziomu, że
skuteczność proponowanych przez te media, jakichkolwiek narracji spada
do poziomu "mamyMadzi".

A to, jak sądzę, tego obłędu jeszcze nie koniec.

A "minister" Sienkiewicz dalej łże, jak łgał.



Nie mając pojęcia lub mając gdzieś ustalenia podległej mu policji.