Po prostu w i e m ...(3)

avatar użytkownika guantanamera

 

W końcu roku 1983 wygrywam w komisji odwoławczej sprawę o przywrócenie mnie do pracy, ale o odrzucenie werdyktu natychmiast wnosi do sądu pracy pracodawca - RSW „Prasa - Książka- Ruch”. Przed ostateczną rozprawą spotykam się z mecenasem Wiesławem J., który w tamtych trudnych dla nas czasach bezinteresownie bronił zwalnianych z pracy dziennikarzy. Widzimy się u jego znajomych... Później mam jechać na Żoliborz na inne spotkanie towarzyskie.

Wychodząc telefonuję: - Będę za pół godziny - mówię, a gdy wypowiadam te słowa, to nakłada się na nie bezgłośne, słyszalne tylko w mojej świadomości zaprzeczenie: „ - NIE będziesz!” - A to co? Czyżbym słyszała myśli podsłuchującego? - zastanawiam się, ponieważ rozmowy - zwłaszcza z aparatu właściciela mieszkania - były w tym czasie bez wątpienia podsłuchiwane. - Co za niesamowite złudzenie – myślę - co za brednie rodzą się w mojej własnej głowie!

Żegnam się, wychodzę, wsiadam do samochodu, ale słowa „ - Nie będziesz!” męczą mnie w drodze.
Co to znaczy: „- Nie będziesz...” zastanawiam się jadąc Wisłostradą w kierunku Żoliborza. Samochód został niedawno dokładnie naprawiony, jest teraz w jak najlepszym stanie, niby dlaczego miałabym nie dojechać... - rozważam sytuację, a w mojej świadomości pojawia się dziwnie sformułowana słowna odpowiedź: „ - Może być wypadek...” - Co za bzdury - myślę - i co też znaczy „...może być”. Odrzucam tę myśl, nie chcę nawet rozważać takiej ewentualności. Jeżdżę dobrze i roztropnie, w życiu nie miałam dotąd żadnego wypadku, niby dlaczego miałby się zdarzyć właśnie dzisiaj?

Przy zjeździe do Placu Komuny Paryskiej czuję przymus zjechania z Wisłostrady. Mam wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi z rąk kierownicę: - Zakręć tutaj, możesz odwiedzić Hanię - słyszę sformułowaną słowami propozycję. Chwytam kierownicę mocniej, prostuję i dalej jadę przed siebie. - Nie mam do Hani w ogóle żadnej sprawy - odpowiadam sama sobie, niepokojom i wewnętrznemu głosowi. W kierunku Marymontu zjeżdżam jak zwykle przez Gwiaździstą. Następnie - wjeżdżam w Potocką. Zamierzam nieco dalej skręcić w ulicę Juliusza Słowackiego i dalej Marymoncką. Po drodze mijam usytuowaną po lewej stronie stację benzynową u zbiegu Potockiej i Gdańskiej. Stoi przy niej kolejka złożona z kilkudziesięciu samochodów - normalny widok w tamtych czasach.

„- Stań tutaj po benzynę!” - słyszę polecenie. - Po co? - odpowiadam wewnętrznemu głosowi - przecież mam sporo benzyny w baku, a poza tym już jestem spóźniona. Mijam kolejkę, jadę kilkunastometrowym łącznikiem w prawo i chcę  skręcić w lewo, w ulicę Gdańską. Powinnam tam wjechać na prawy pas jezdni, za autobus, który stoi na lewym pasie. Teraz wewnętrzny głos milknie, za to pojawia się obraz. Mały odcinek ulicy Gdańskiej, ten w który zamierzam wjechać, a który dzieli mnie od skrętu w prawo w Słowackiego, zmienia się w czarny tunel, może taki jak w widzeniach osób, które znalazły się w stanie śmierci klinicznej. To jednak robi na mnie wrażenie. Wreszcie w i e m, że nie ma mowy o dalszym lekceważeniu ostrzeżeń.

Zatrzymuję samochód przed zakrętem.
Czekam. Mam nadzieję, że ktoś jadący z Gdańskiej wjedzie w czarny tunel przede mną. Ale z prawej nikt nie nadjeżdża, za to za sobą słyszę trąbienie. Cóż. Ruszam, ponaglana przez zniecierpliwionych kierowców. Wjeżdżam w tę czerń. Na lewym pasie, tym bliżej stacji benzynowej dalej stoi autobus. Będzie jechał prosto - w Stołeczną - albo skręcał w lewo. Znalazłam się między autobusem, a prostopadłymi w stosunku do jezdni ochronnymi siatkami, które dzielą potrójne albo nawet poczwórne tory tramwajowe. Przede mną stoi biała skoda. Bacznie obserwuję co się dzieje naokoło. Czekamy na zielone światło. „ - Jest bardzo niebezpiecznie...” - słyszę słowne, ale bezgłośne ostrzeżenie i tym razem wierzę bez zastrzeżeń.

Zapala się dla nas zielone światło. Biała skoda rusza powoli, nagle gwałtownie przyspiesza po czym znika mi z oczu. Ja stoję. Ani drgnę. Po prostu w i e m, że nie wolno mi przetoczyć samochodu nawet o centymetr. Rusza autobus, ten z lewej, toczy się powoli, ja stoję. Mijają sekundy, nic się nie dzieje, już myślę o włączeniu pierwszego biegu. I wtedy wydarza się coś dziwnego - bok autobusu zaczyna zbliżać się do mojej twarzy. Jest coraz bliżej i bliżej, za chwilę pogładzi mnie po policzku... słyszę łomot, autobus uderza w bok mojego małego samochodu. - O Boże! Tu naprawdę jest niebezpiecznie - myślę, słyszę chrzest blachy, autobus ciągnie mnie za lewy błotnik, pchając w prawą stronę, gdzie pojawia się kolejne niebezpieczeństwo: prostopadle ustawiona rama metalowej siatki. Autobus nasuwa auto na tę najbliższą ramę... Jeżeli nie wjadę na tory, siatka może zgnieść albo przeciąć na pół małego fiata, dokładnie na wysokości mojego siedzenia. Mam na sobie nową garsonkę. Nie myślę o sobie, tylko, że szkoda garsonki i to ratuje mnie przed histerią. Jeszcze moment i... samochód zatrzymuje się na torach tramwajowych, pomiędzy siatkami. Gdybym wcześniej ruszyła, gdybym przejechała choć kilka centymetrów, auto zostałoby dobite do siatki albo przecięte jej prostopadłą ramą. A tak – zupełnie nic, tylko rozwalone lewe koło i bagażnik, oraz naruszony próg. Samochód do remontu.

Każda chwila, każdy metr tej podróży pozostanie na zawsze w mojej pamięci.

I znów stoimy, tym razem na torach tramwajowych między siatkami. Autobus po lewej, ja po prawej, teraz dzieli nas jeszcze siatka.... Wraca do nas, w akcie solidarności, właściciel białej skody, twarz ma teraz białą jak jego samochód. Opowiada, że gdy zobaczył z lewej strony jadący na niego tramwaj, wyrwał do przodu i to go uratowało. No, to rozumiem co się stało. W autobus, który ruszył i przecinał tory, od lewej strony uderzył tramwaj. My na pewno mieliśmy światło zielone, motorniczy tramwaju tłumaczył, że on także miał sygnał wolnego przejazdu. Wierzę mu. Wszystko wskazuje na to, że to była sprawa sygnalizacji. Tyle, że on nie miał żadnych świadków, bo kto z pasażerów śledzi sygnały świetlne dla tramwaju, prawda?
Oczywiście nie dojechałam na to spotkanie.

Do dzisiaj zastanawiam się co to było... Kto zapowiadał: „ - Nie będziesz!”? Kto sugerował: „...może być wypadek!”? Bo istotnie - mógł być, ale nie musiał, gdybym tych słów od początku nie zlekceważyła. A może były to dwa różne głosy, ten, który życzył mi żebym nie dojechała i drugi, który przestrzegał, dawał zbawienne wskazówki, nakazywał odwiedzić prawie nieznaną Hanię, stanąć po benzynę, wreszcie postraszył czarnym tunelem za autobusem? Może jakaś właściwość mojego umysłu pozwoliła mi usłyszeć przekazaną telefonicznym kablem niechętną myśl podsłuchującego nas oficera? A może były to wojskowe eksperymenty? Rodzaj „cyfrowego anioła” który - dajmy na to - zainstalowano w moim samochodzie i sprawdzano jak będę reagować na wydawane mojej podświadomości polecenia? Albo było jeszcze inaczej - może ludzkiej technice przeciwstawiały się siły duchowe? Anioł Stróż, albo mój Ojciec, jak zwykle spieszący mi z pomocą...

Z wypadku wyszłam cało, a wyzwania podejmuję chętnie. Poza tym - od dawna nie boję się śmierci - kilka już razy porządkowałam swoje sprawy i w razie potrzeby potrafiłabym pójść na śmierć „jak kamień przez Boga rzucony na szaniec” Sprawę w sądzie wygrałam, ale zatrudniono mnie w zupełnie innej redakcji. Też nie na długo...

Etykietowanie:

24 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Nie za bardzo jesteś pokorna jak widzę

To tylko mała refleksja, ja nie szydzę
Masz Anioła Stróża ,który bardzo Tobie sprzyja
Ojciec też mógłby nim być , czas mija
Więc nie może być wciąż Ciebie blisko
Zbyt proste byłoby to dla nas zjawisko
On był lecz chwilę, potem poszedł pracować
Bo w innym wymiarze nie można leniuchować
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

2. @Jacek Mruk

Drogi Jacku! Bardzo dziękuję Ci za odwagę, której wymaga komentowanie takich opowiadań...
Prosze Cię, nie zawiedź mnie jutro.... :)
Liczę na Ciebie i Serdecznie Pozdrawiam...

avatar użytkownika Jacek Mruk

3. Quantanamera

Staram się choć czasem może niezbyt zrozumiale
Ale nie wszyscy mogą zrozumieć mnie stale
Są wibracje, które łączą ludzi razem
By byli jednym zarazem tłem i obrazem
Będę się starał i zawsze wieczorem jestem
Jeśli temat będzie trudny okaże się testem
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Pani Guantanamera,

Szanowna Panie,

Przepięknie Pani pisze.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

5. Pani Guantanamera,

Szanowna Pani,

Przepraszam za błąd w tytule.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

6. Witaj @Guantanamera :)

czy my się znamy ? :)))
a moze jak pisze Jacek,mamy silnych Aniołow Strózów...skąd ja TO znam...
to mgnienie oka,ułamek sekundy,ze będzie za chwilę coś złego...i jest ...ale zawsze szczęśliwie zakończone...:)
a czasy wojny z Jaruzelem i uniki,ktore ocalały wolność a może nie tylko wolność ale i zdrowie...?
serdeczności i powodzenia w dalszym pisaniu...masz lekkie pióro i czytam Cie bardzo
chętnie i uważnie....:)
byle znowu złosliwa elektrownia,nie przegrzała starych kabli....:)))

gość z drogi

avatar użytkownika nadzieja13

7. @Guantanamera

I ja zawsze z przyjemnością czytam... nie tylko z przyjemnością, bo słowa, zwroty, cytaty zapadają w pamięć na długo i powracają w wielu chwilach...
Nie zawsze zdążam napisać..:(
Ale bardzo, bardzo proszę o jeszcze... w każdej formie:)
i dziękuję
Pozdrawiam Wszystkich Gości.:)

avatar użytkownika intix

8. Guantanamera

...Do dzisiaj zastanawiam się co to było... Kto zapowiadał:...
***
Zawsze jest przy nas KTOŚ...
TEN GŁOS...
Ileż razy... kiedy GO nie posłuchałam
W tarapaty wpadałam...
A ile razy mnie z nich wybawił...?
Nie sposób policzyć...
***
Pozdrawiam serdecznie...
Pozdrawiam... także wszystkich Tu Obecnych...

avatar użytkownika guantanamera

9. @gość z drogi

Kilka dni temu, tak mi się wydaje, było jakieś polityczne zawirowanie, o którym się nie czytało - EURO:) - ale się je czuło ....
Pomyślałam wtedy - ciekawe, czy będą coś kombinować z elektrycznościa... Może to była próba?
Czy my się znamy? Pewnie. To jest to trochę inna znajomość, ale ... przecież jesteśmy krewnymi. Biologicznie - przez Adama i Ewę. Duchowo - przez Eucharystię.

Dziękuje za wsparcie.
Serdecznie pozdrawiam.

avatar użytkownika guantanamera

10. @Nadzieja13

Droga Nadziejo. Dziękuję za wytrwałość:)... Już się zaczełam zastanawiać czy tego dramatycznie nie skrócić kiedy w poprzednim fragmencie benenota przyczepił się, że już przynudzam...
Dodajesz mi odwagi...Sedecznie dziękuje i pozdrawaiam.

avatar użytkownika guantanamera

11. @intix

Zapomniałam napisać, że jest jeszcze jedno wyjaśnienie, jeszcze jeden aspekt sprawy.
Otoż gdybym tam, na zjeździe w Gdańską w lewo, jednak uparła się i zaczekała aż ktoś inny wjedzie, to ten samochód prawie na pewno zostałby wbity na siatki. Stałam za krótkim, jednoczłonowym autobusem jako druga. Skoda zdążyła uciec. Drugi, nie widzący zza autobusu sytuacji by nie zdążył - przód autobusu został mocno walnięty. No, chyba żeby też był ostrzeżony, że nie wolno mu ruszyć...
Więc może chodziło o to, żeby t e g o k o g o ś kto był za mną uratować? Może to był ktoś potrzebny Bogu ale jeszcze "głuchy"? W każdym razie potem i za to dziękowałam Bogu - że dzięki mnie ten ktoś stojący za mną wyszedł bez uszczerbku. A ja przecież w sumie też...
Tak wygląda nasza codzienna droga. W każdej chwili możemy być z niej j a k o ś wybici. Albo nie...
Pozdrawiam Ciebie i Wszystkich.

avatar użytkownika guantanamera

12. Pan Michał Stanisław de Zeleśkiewicz

Panie Michale! Jeszcze raz serdecznie dziekuję za słowa otuchy. Chcę sie Panu przyznać ze wstydem, że jeszcze nie nauczyłam się języka HTML ale właśnie dzisiaj po raz pierwszy samodzielnie, no, prawie samodzielnie, wstawiłam do tekstu.... zdjęcie. Naprawdę. Zamierzam po małej korekcie tekstu opublikować dzisiaj całość. Proszę mi życzyć powodzenia...
Serdecznie pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

13. @Guantanamera :)

masz Rację,wszak wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy :)))
serdecznosci :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

14. Droga @Guantanamero :)

witaj w ten sobotni wieczór,dzięki za podróż przez czas już tzw "przeszły" dzięki za przypomnienie tych również nieobecnych... Kochani,
gdziekolwiek jesteście...ślemy Wam nasze dobre myśli i modlitwę...
krewniacy przez Adama i Ewę :)

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

15. Kochana Gościu z drogi

Wydawało mi się, że ja tutaj wpisałam pytanie do Ciebie, (jak to się stało, że tu weszłaś?) a teraz go nie ma ?!!! Albo coś ze mną nie tak, albo z komputerem.
Tak, wariactwo komputera tłumaczy te przypadki.

avatar użytkownika michael

16. Po Panu Michale pozostaje pamięć

Nie boimy się śmierci, pozostaje nam czuwanie, pamięć i uważne słuchanie.
Uważne słuchanie głosów świata, nasza pokora wobec mowy ludzi i zjawisk pozwala nam istnieć.

Od wielu lat powtarzam, jest to prawie moje natręctwo, powtarzam, że najbardziej dotkliwym dziedzictwem komunizmu jest zanik umiejętności słuchania i słyszenia mowy innych ludzi, mowy symboli i znaków, głosów i zachowań przyrody. W ten sposób bliskie sobie osoby tracą kontakt ze sobą, nie potrafią ze sobą rozmawiać.
Zanika i kuleje także i społeczna zdolność rozmawiania i porozumiewania się także i w sferze publicznej.
Może komunizm właśnie z tego powodu usiłował pozbawić ludzi umiejętności słuchania i rozmawiania i robił to rozmyślnie.

W ten sposób rozpadają się rodziny, giną narody przez utratę ich zdolności do zorganizowanego działania. Tak kiedyś było z wieża Babel, ludzie nie potrafili doprowadzić wspaniałej budowy do końca, bo zły czarodziej pomieszał im języki. Takie wspaniale przesłanie widzę w tym cudownym wspomnieniu na chwałę słuchania i słyszenia ze zrozumieniem i szacunkiem.
Tak nam dopomóż Bóg.

avatar użytkownika gość z drogi

17. Droga @Guantanamero :)

szalejące komputery i ich psikusy :) skąd ja to znam:)...ale za to dzięki nim możemy ze sobą rozmawiać,wspominać i wzajemnie się wspierać,ba możemy nawet pisać listy do tych,których już nie ma z nami ...do Pana Michała,do Pani Wandy...i nie tylko
Dobrego Nowego Dnia ,Niedzielnego :)
Tobie i każdemu TU zaglądającemu :)

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

18. @michael

"Uważne słuchanie głosów świata, nasza pokora wobec mowy ludzi i zjawisk pozwala nam istnieć."
Dodałabym: także głosu Ducha Świętego, głosu aniołów... http://blogmedia24.pl/node/58496
Cała moja długa wieloodcinkowa opowieść mówi tylko o tym - o danych nam niezwykłych możliwościach....
Ostatnio nieczęsto zdarzają mi się wydarzenia takie jak to opisane wyżej, ale czasem miewam takie przebłyski wiedzy o czymś. Albo o kimś... I jak dawniej perswaduję sobie wtedy: no nie, to niemożliwe, co ja wymyślam...
A przy okazji - z wieżą Babel było trochę inaczej:)
Pozdrawiam

avatar użytkownika guantanamera

19. Droga moja Gościu z drogi

Kilka dni temu trafiłam w internecie na ten film o Wandzie... Taki skondensowany życiorys...

avatar użytkownika michael

21. z wieżą Babel było trochę inaczej :)

a było. :)

avatar użytkownika michael

22. opowieść mówi o tym - o danych nam niezwykłych możliwościach,

a jedną z nich jest słuchanie ze zrozumieniem, słyszenie głosu Boga, ludzi i przyrody.
Usłyszmy szepty i delikatne podpowiedzi, a świat będzie lepszy.

avatar użytkownika guantanamera

23. Usłyszmy ...

wszystkie nasze dobre myśli ...

avatar użytkownika gość z drogi

24. kochani,nie tylko usłyszymy

ale i zobaczymy...przebijające się z ziemi blękitne kielichy kwiatów,zielone pączki krzewów...i śpiew Ptaka zwiastującego koniec zimy,mimo,ze dzisiaj wyjątkowo jeszcze zimno...:)
i
te "wszystkie dobre myśli..."

nie zagłuszane obrazem i głosem z telewizorni,ba nie przerywane nawet nawet dżwiękiem komórki :)

gość z drogi