Aleksandra Ziółkowska-Boehm recenzuje "Bohatera obrony Helu"

avatar użytkownika kazef

 

 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm

 

Przegląd Powszechny nr 9/2012


Chwała bohaterom i nasza polska historia

Krzywdy nie do naprawienia

 

Co jesteśmy w stanie zrobić dla pamięci zamordowanych w Polsce w okresie lat stalinizmu? Wielu z nich to nasi najwięksi bohaterowie. Pokolenie ich pamiętające odeszło. Jedyne, co możemy zrobić, to przywoływać tych ludzi.

 

Imieniem Komandora Zbigniewa Przybyszewskiego, w 1939 roku dowódcy Helu, zamordowanemu w więzieniu na Mokotowie w 1952 roku po fikcyjnym śledztwie w tzw. spisku komandorów, nazwano Muzeum Obrony Wybrzeża Westerplatte, są ulice na Helu, w Gdyni, w Kruszwicy (w Giżewie pod Kruszwicą w 1907 roku się urodził). Jest Harcerska Drużyna Żeglarska w Rybniku, są tablice w dwóch kościołach w Gdyni. Symboliczny grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

 

Krzysztof Zajączkowski, autor Lekarz z Westerplatte. Major Mieczysław Słaby. 1905-1948, w 2011 roku wydał drugą książkę pokazujacą jego zaintesowania historią, losami bohaterów walk 1939 roku o Wybrzeże, ich losy powojenne pt. Bohater obrony Helu, kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, 1907-1952.

Autor sięgnął po archiwa z Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu, dokumenty i zdjęcia, wszelkie opracowania, publikacje, dokumenty z archiwum IPN, fotografie. Jest to źródłowa, udokumentowana, rzetelnie opracowana książka. Zajączkowski dotarł także do archiwów rodzinnych. Szczególnie przejmująca jest korespondencja prywatna, listy pisane z oflagu, jak i pamiętnik żony komandora Heleny Przybyszewskiej.

Komandor por. Zbigniew Przybyszewski stanowisko dowódcy  Baterii Artylerii Nadbrzeżnej w Helu objął w październiku 1938 roku. W chwili wybuchu wojny miał 32 lata i cieszył się opinią jednego z najlepszych artylerzystów morskich we flocie. W 1939 roku walcząc na Helu prowadził skuteczny ogień przeciwko pancernikom „Schleswig-Holstein” i „Schlesien”.

Autor książki przytacza wypowiedz wicedyrektora Muzeum Obrony Wybrzeża Władysława Szarskiego: „W 1939 roku polskie Wybrzeze było z góry skazane na zagładę. Wiedzieli o tym wszyscy, których horyzontów nie przysłaniał hura-optymizm i propaganda. Wiedziało o tym wielu obronców Wybrzeża – wiedziało, a mimo to walczyło o honor Polaka, o honor Polskiego Żołnierza. Spiewano powszechnie (...) buńczuczną piosenkę, ale też kursowało powiedzenie „my malujemy płoty, Hitler buduje samoloty”.

Po kapitulacji Helu 2 X 1939 r. komandor Przybyszewski przebywał w niemieckich obozach  jenieckich, m.in. w oflagu II C Woldenberg. Będąc w niewoli prowadził konspiracyjne wykłady z artylerii morskiej, uczył się języków. Nocą robiono podkopy, dwukrotnie bez powodzenia próbował z kolegami ucieczki.

Przebywającemu w Woldenbergu komandorowi żona wysyłała paczki, pisali do siebie listy. Te listy to wielki atut książki, która nabiera dodatkowych wymiarów, wciąga emocjonalnie. Oboje są dzielni i wspierający nawzajem, a wsparcia im trzeba było, bo rozłąka trwała pięć lat. W listach do żony wyznawał: ”Tylko przeświadczenie, że w przyszłości będę mógł Tobie ulżyć i życie Twoje uczynić bardziej przyjemne jest dla mnie jedyną otuchą”. Pisał o ponownym spotkaniu: „Mamy już tyle doświadczeń poza sobą, że przyszłe nasze życie będziemy mogli naprawdę dobrze urządzić, i ono będzie nagrodą za wszystkie Twoje dotychczasowe troski”.

Po wyzwoleniu obozu w Woldenbergu powrócił do Polski, w marcu 1945 roku połączył się z rodziną. Po wiadomości o wyzwoleniu Gdyni, komandor Przybyszewski udał się na Wybrzeże. Swoją przyszłość widział w powrocie do pracy w Marynarce Wojennej. Zajął się tworzeniem jednostek artylerii nadbrzeżnej, był ceniony i odznaczany. W 1949 r objął stanowisko szefa Służby Artyleryjskiej w Dowództwie Marynarki Wojennej, a następnie szefa Wydziału Marynarki Wojennej przy Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Jak pisze Krzysztof Zajączkowski, namawiany do przystąpienia do partii odmawiał mówiąc, że nie zajmuje się polityką, że „służba Polsce nie jest związana z żadną partią”.

Stalin nie miał jednak planów odbudowy polskiej marynarki, szczególnie w oparciu o ludzi przedwojennych. Postanowiono wykształcić „nowe kadry”. Już w lipcu 1946 roki wydano nakaz podpisany przez marszałka Michała Żymierskiego o „oczyszczeniu Marynarki Wojennej z elementów niepewnych politycznie”, jak określono: „jednostki reakcyjne należało usuwać w „trybie natychmiastowym”. Z końcem roku 1949 zaczęto usuwać ludzi z marynarki, wychodząc z założenia, że „nie ma ludzi niezastąpionych”. Zwiększono liczbę oficerów sowieckich, nastąpiła sowietyzacja Marynarki.

 

Krzysztof Zajączkowski w rozdziale „Formowanie Marynarki Wojennej w powojennej Polsce” pokazuje losy pierwszych pięciu lat po wojnie – tzw. ludowej marynarki. Przykładem tego, co się działo jest los wybitnego budowniczego Gdyni Eugeniusza Kwiatkowskiego, który powrócił do Polski po wojnie i podjął się zadania odbudowy Wybrzeża po wojennych zniszczeniach. Miał piękne plany względem polskiej polityki morskiej. Nie pozwolono mu jednak zająć się tymi ambitnymi projektami, był szykanowany, aż zmuszono go do wysiedlenia. W 1948 roku został przez władze PRL odsunięty od działalności publicznej, z  zakazem pobytu na Wybrzeżu i w Warszawie. Eugeniusz Kwiatkowski osiadł w Krakowie, gdzie mieszkał 25 ostatnich lat i gdzie zmarł w 1974 roku.

 

Między wielu innymi komandor Zbigniew Przybyszewski znalazł się w centrum uwagi konfidentów, różnych funkcjonariuszy informacji. Zajączkowski powołuje się na materiały zgromadzone w IPN, doniesienia, meldunki, donosy. Pisano w nich o „wrogiej działalności komandora”, nakazywano prowadzić obserwacje przez tajnego informatora, inwigilację korespondencji, itd. Mimo, że prowadzona obserwacja domu Przybyszewskich nie przyniosła efektu, w czerwcu 1950 roku wydana została decyzja (przez ppłk Nikołaja Prystupa) o założeniu na komandora akt rozpracowawywania pojedyńczego pod nazwą „Spiskowiec”. Robiono doniesienia z każdego spotkania. Jak pisał agent na temat odprawy, w której uczestniczył Przybyszewski: „na 11 obecnych, 10 było ruskich i on, Polak, komandor nie rozumiał tego, co mówiono”.

 

Jak podaje Zajączkowski na podstawie dokumentów przechowywanych w Archiwum Muzeum Marynarki Wojnnej z Gdyni, kmdr Przybyszewski pojechał do Warszawy i na spotkaniu między innymi mówił, że między nim a kmdr Leonidem Bajdukowem (starszym pomocnikiem szefa artylerii Marynarki Wojennej) dochodziło do trudności w kontaktach, gdyż Przybyszewski nie znał języka rosyjskiego, i do różnicy zdań związnych z budową baterii w Kołobrzegu i oceną strzelań artyleryjskich. Jak pisze Autor książki, Przybyszewski nie wiedział, że Bajdukow był człowiekiem, który go inwiligował.

Będąc w Warszawie komandor Zbigniew Przybyszewski został 18 września 1950 roku aresztowany. Był pierwszym z siedmiu komandorów, których do konca 1951 roku aresztowano. Oskarżono go wraz z grupą innych oficerów o „stworzenie w Marynarce Wojennej dywersyjno-szpiegowskiej organizacji, mającej na celu walkę o obalenie władzy ludowej”. Proces otoczony był całkowitym milczeniem, nie pisano ani o rozprawie, ani o wyrokach, które zapadły. W lipcu 1952 roku Najwyższy Sąd Wojskowy w Warszawie wydał wyrok w sprawie "zorganizowania spisku w wojsku", czyli tzw. spisku komandorów. Dwa lata trzymany w piwnicach więzienia na Mokotowie w Warszawie poddawany był przesłuchaniom o torturom fizycznym i psychicznym.

Jak pisze autor książki: ”dręczeni fizycznie i psychicznie, łamani konwejerem, stójkami i innymi metodami, aresztowani z czasem „przyznawali się” do zarzucanych im czynów”. „Podejrzanych” zmuszano do składania obciążających zeznań i przyznania się do winy, a także do podania nazwisk osób zamieszanych w „spisek”.

 

Niezwykle smutne są losy żony Heleny i córki komandora Danuty. Czekająca w Gdyni na powrot z Warszawy  żona zaczęła sie denerwować brakiem wiadomości od męża, jeździła do Warszawy, gdzie początkowo odpowiadano jej, że: „był, odmeldowal się i został zwolniony”, aż wreszcie dowiedziała się, że mąż został aresztowany. W niedługim czasie Helena Przybyszewska otrzymała nakaz opuszczenia terenu Wybrzeża bez prawa powrotu. Skonfiskowano przedwojenną willę rodziny. Żona komandora z córką  zostały bez środków do życia. Córkę Danutę w szkole otaczał ostracyzm.

 

Po dowiedzeniu się o wyroku śmierci na męża, odwoływała się i pisała listy, gdzie tylko mogła. Ktoś powiedział Helenie Przybyszewskiej, że dostęp do Bieruta ma poeta, Julian Tuwim. Bierut miał prawo udzielić prawo laski. Przybyszewska zadzwoniła do poety, udało się jej z nim połączyć. Początkowo myślał, że dzwoni „w sprawie operetki”, którą organizował. Rozmawiała z Tuwimem przez telefon prosząc go o pomoc przez zwrócenie się o męża ułaskawienie do Bieruta. W 1990 roku, dwa lata przed śmiercią, powiedziała o swojej rozmowie z Tuwimem w wywiadzie dla Radia Gdańsk:  „Wyzwał mnie, obrzydliwymi słowami...  I na tym się skończyło... Do dziś dnia, jak czytam jego wiersze, to mnie coś odrzuca”. 

 

Sam komandor Przybyszewski nie wniósł prośby o łaskę do Bieruta. Ten zamienił karę śmierci na dożywotne więzienie czterem komandorom, trzem podtrzymał.

Helena Przybyszewska przez dwa lata więzienia męża jeździła co miesiąc do Warszawy w nadziei na widzenie. Za każdym razem dostawała od sądu zgodę i szła do więzienia, gdzie odpowiadano, że „nie może mieć widzenia”. Jeden jedyny raz 15 minut zobaczyła męża. Wyglądał bardzo źle. Poprosił ją o koc. Kiedy kolejny raz przyjechała z kocem, powiedziano jej, że wykonano wyrok kary śmierci.

 

16 grudnia 1952 roku po ponad 26 miesiącach od aresztownia, na warszawskim Mokotowie w więzieniu wykonano wyrok, strzałem „katyńskim”, w tył głowy. Przybyszewski miał 45 lat.

Do dziś nie wiadomo, gdzie pochowane zostały zwłoki trzech komandorów, którzy zostali wtedy zamordowani (oprócz Przbyszewskiego: Stanisław Mieszkowski, Jerzy Staniewicz). Nie zachowała się żadna dokumentacja.

Książkę Krzysztofa Zajączkowskiego odziałowuje na nasze różne percepcje. Pierwsza, to wciąż odkrywana wiedza o polskich meandrach historii, gorzka, żałosna, trudna. Druga, to pojawiające się w czasie lektury ogromne poczucie krzywdy, która nie może zostać w żaden sposób nadrobiona, wypłacona, zmazana. Książka działa także na nasze pokłady emocjonalne. Autor przybliża nam zafascynowanego morzem bohatera, jego młodość, ambicje, oddanie i ukochanie pracy, małżeństwo, dziecko. Plany i marzenia. I koniec szczęścia w normalności. Najpierw jest wojna, oflagi, a potem – stalinowska rzeczywistość w Polsce, w której dzieje się bohaterowi największa krzywda. Nie ma ceny na ukojenie bólu, który się zadało odważnym niezłomnym ludziom, ich rodzinom. To poczucie przeważa, długo dominuje po skończeniu lektury książki.

 

 

Krzysztof Zajączkowski: Bohater obrony Helu, kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, 1907-1952,

Agencja Wydawnicza CB, Warszawa 2011

 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm w latach 1972–1974 była asystentką i sekretarką Melchiora Wańkowicza; pisarz zadedykował jej II tom Karafki LaFontaine'a i zapisał w testamencie swoje archiwum. Autorka m.in: Blisko Wańkowicza, Na tropach Wańkowicza, Proces 1964 roku Melchiora Wańkowicza,  Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego Krzyża (za którą otrzymała nagrodę najlepszej książki roku 2006 londyńskiego Związku Pisarzy na Obczyźnie),  Moje i zasłyszane, Kanada, Kanada, Amerykanie z wyboru, Korzenie są polskie, Nie tylko Ameryka, Podróże z moją kotką, Nie minęło nic, prócz lat (z Szymonem Kobylińskim). Swoje życie opisała w barwnej autobiografii Ulica Żółwiego Strumienia. Ostatnio wydane książki to: Otwarta rana Ameryki, Dwór w Krasnicy i Hubalowy Demon , Na tropach Wańkowicza po latach, Lepszy dzień nie przyszedł już (Warszawa, Iskry 2012). Aleksandra Ziółkowska-Boehm mieszka na stałe w Wilmington w stanie Delaware.

 

15 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @kazef

"Nie ma ceny na ukojenie bólu, który się zadało odważnym niezłomnym ludziom, ich rodzinom. To poczucie przeważa, długo dominuje po skończeniu lektury książki."

Piękna recenzja, gratuluję.

Taka recenzja to jak najwyższe odznaczenie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. @kazef

przypominam wszystkie pozycje, kto nie kupił i nie czytał, może to nadrobić :)
pod tymi linkami

Recenzje moich książek w miesięczniku "Nasze Morze"

Zaproszenie. Westerplatte 1 września 2012 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

3. @Maryla

Cieszą mnie te zacytowane przez Ciebie słowa Pani Aleksandry, gdyż nieskromnie powiem, że zależało mi na osiągnięciu takiego właśnie czytelniczego efektu.
W księgarniach można kupić "Lepszy dzień nie przyszedł już", zbiór opowieści o polskich losach. Osobiście najbardziej cenię opowieść Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm o drodze przez życie Romana Rodziewicza - hubalczyka, który tak barwnie opowiedział Wańkowiczowi o Hubalu, że pisarzowi nie pozostało nic innego jak przerobić opowieść na arcydzieło. Ale nie to najbardziej porusza w życiorysie hubalczyka, lecz spotkaniepo latach z dawną narzeczoną... Nic więcej nie zdradzę - książkę polecam!

avatar użytkownika Tymczasowy

4. Gratuluje Autorowi

Ola, to bardzo dobra, zyczliwa dusza. Najpierw szla sladami Wankowicza, swego szefa. Potem odwalila kawal roboty piszac o Hubalczykach. Potem napisala o swoim domku w USA, ma tam niezwykly ogrod. Niedawno przyszly tematy "kocie" oraz indianskie.
Ja Ole lubilem od zawsze. Ciepla, nigdy o nikim nic zlego nie powiedziala. Jezli juz to w delikatnie, fantastycznej formie. Jakby zdziwienia, ze ktos zachowal sie tak, jak sie zachowal.
wydalem Oli "Roots are Polish". Tlumaczylismy te Jej "Korzenie sa polskie". Ilez tam bylo trudnosci. Przedostatnia, to prof. Schalle, Noblista i syn polskiego generala. ola cos tam nie dograla w tych dlugachnych, jak robale nazwach biologicznych. Prawie, ze sie obrazil. A na samy koncu, Jej maz znalazl na tylnej okladce blad w tlumaczeniu. Bardzo cienki. A potem ja, przy pomocy kolezki znalazlem juz w naprawde ostatniej chwili, jeszcze jeden blad. Norman, maz Oli-prawnik, ktory zycie spelnil zarabiajac ciezkie pieniadze w Arabii Saudyjskie pracujac dla amerykanskich kompanii naftowych.
Ostrzegam chetnych - WYDANIE KOMUS KSIAZKI TO JEST POLE MINOWE. A ja ich wydalem kilkadziesiat!

avatar użytkownika kazef

5. @Tymczasowy

Ukłony dla Pana.

avatar użytkownika gość z drogi

6. Czytam Was Panowie i serce rośnie :)

nisko kłaniam się z wielką wdzięcznością....za Ocalenie Wspomnień,o tych ,którzy są naszą dumą i wielkim oskarżeniem dla drani i morderców

gość z drogi

avatar użytkownika intix

7. @Kazef

...Co jesteśmy w stanie zrobić dla pamięci zamordowanych w Polsce w okresie lat stalinizmu? Wielu z nich to nasi najwięksi bohaterowie. Pokolenie ich pamiętające odeszło. Jedyne, co możemy zrobić, to przywoływać tych ludzi...
***
Bardzo dziękuję... za TEN... wstrząsający, poruszający do głębi serce... Wpis...
Wieczna Chwała Bohaterom!
Bolesną prawdą jest, że wyrządzono Polsce i Narodowi Polskiemu.... Krzywdy nie do naprawienia...
NIC nie jest w stanie tego zmienić...
***
Z Szacunkiem i z wdzięcznością... Pozdrawiam...

avatar użytkownika kazef

8. @gość z drogi

Bardzo dziekuję.

avatar użytkownika kazef

9. @intix

Również pozdrawiam i dziękuję.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Pan Kazef

Szanowny Panie,

Polecam"
http://blogmedia24.pl/node/53824
Maryla:"Ocalić od zapomnienia, zbrodnie komunistyczne bez kary, bohaterscy Polacy bez godnego pochówku i spotkanie Blogmedian "

Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie

Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

12. All


Mozna powiekszyć
Pani doktor Barbara Ziółkowaka -Boehm, w swoim domu. Fotografia zrobiona w 2005
roku

Szanowni Państwo,

Ukłony dla Pani doktor i Edytora Jej książek, naszego Kolegi, Blogera, Pana Tymczasowego

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika michael

13. Czuję cichy gniew.

Napisałem kilka dni temu:
"...okropne zjawisko może być "pokłosiem" i logiczną konsekwencją najokropniejszej zbrodni niemieckiego faszyzmu i rosyjskiego stalinizmu. To jest prawdziwy "KATYŃSKI ZNAK", który jest symbolem mściwego tropienia i mordowania prze Rosjan i Niemców wszelkich polskich elit. Zważcie Państwo, KATYŃSKI ZNAK, zaczął się od planowych akcji uwięzienia i wymordowania czołówki polskich elit akademickich. Aresztowano, zamordowano albo wywieziono do rosyjskich i niemieckich obozów koncentracyjnych profesorów środowisk akademickich z Krakowa, Lwowa, Poznania, Warszawy... W tem sposób wymordowano elity polskich środowisk akademickich.

Kilkadziesiąt tysiecy zabitych w Katyniu, Charkowie, Miednoje Ostaszkowie i w Bóg wie w ilu jeszcze miejscach - to były elity polskiej klasy średniej. Oficerowie rezerwy, sędziowie cywilni i wojskowi, nauczyciele szkolni, notariusze i lekarze, księża i aptekarze. To były polskie elity powiatowe i gminne. Polskie elity żydowskie, były ostoją polskich, bardzo aktywnych patriotycznych i ważnych dla polskiej państwowej sprawności ośrodków gospodarki, nauki i praktyki państwowej. To byli lekarze, adwokaci, działacze gospodarczy, inżynierowie, handlowcy tworzący monolit polskiego interesu narodowego o bogatych koneksjach międzynarodowych. Później przyszły lata na mordowanie tych, którzy przeżyli.
Czystki etniczne, masowe wywózki i deportacje. Lata planowego mordowania tych, którzy jeszcze przetrwali.
Do ostatniej polskiej krwi."
link

Twoja książka dodaje do tego obrazu niesamowicie intymne zbliżenie losów ludzi wybitnych, tropionych, wyszukiwanych i prześladowanych z mściwą nienawiścią.
Ponury obraz zajadłego tępienia wszelkiej polskości.
Po prostu słów brakuje.
Totalne prześladowanie ludzi, całych rodzin, wykorzenianie, kultury, deptanie ideałów, wyrywanie duszy,...

avatar użytkownika Maryla

14. (Brak tytułu)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

15. Program sesji

Program sesji popularnonaukowej

„Niewinnie straceni – zbrodnia sądowa, przywrócenie honoru Komandorom”

(moderacja i prowadzenie: Piotr Szubarczyk)



  • 12.30–12.35 Wprowadzenie (dr Barbara Pytko, Komitet Obywatelski)

  • 12.35–12.40 Wystąpienie Dowódcy MW (Admirał Floty Tomasz Mathea)

  • 12.40–13.05 Losy oficerów Marynarki Wojennej II RP po II wojnie światowej (dr hab. Dariusz Nawrot, Akademia Marynarki Wojennej)

  • 13.05–13.30 Zbrodnie sądowe na terenie Polski w latach 1945–1956 (dr Zbigniew Szczurek, sędzia w stanie spoczynku, wykładowca akademicki)

  • 13.30–13.50 Gdynia w latach stalinowskich – propaganda (Małgorzata Sokołowska, publicystka i wydawca „Encyklopedii Gdyni”)

13.50–14.10 Przerwa



  • 14.10–14.30 Mój ojciec. Historia pewnej zbrodni (dr inż. Witold Mieszkowski, syn komandora Stanisława Mieszkowskiego)

  • 14.30–14.50 Ostatnie dni kmdr. por. Zbigniewa Przybyszewskiego (Krzysztof Zajączkowski, autor monografii „Bohater obrony Helu”)

  • 14.50–15.10 Tragedia oficera i ojca – sprawa kmdr. Jerzego Staniewicza (Piotr Szubarczyk i dr inż. Witold Mieszkowski)

  • 15.10–15.25 Pamięć o Komandorach w Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu (mgr inż. Władysław Szarski, zastępca dyrektora Muzeum Obrony Wybrzeża)

  • 15.25–15.40 Dyskusja, refleksje – głosy z audytorium. Zakończenie sesji