Gdy czytam liczne notki i komentarze w
dyskusji na temat warszawskiego Marszu Niepodległości, mam wrażenie, że
zdecydowana większość dyskutantów nie dostrzega kilku postawowych
oczywistości i zapuszcza się w dalekoidące dywagacje, które z każdym
zdaniem oddalają się coraz bardziej od istoty sprawy.

Marsze Niepodległości odbyły się w całym
kraju i odbywają od lat bez większych zgrzytów. Tylko w tej pieprzonej
Warszawce, niemal co roku są w związku z tym marszem jakieś jaja i różne
sosy i kwasy.

Skąd to się bierze - może się wspólnie zastanowimy?

Sądzę, że szczególnie w Warszawce, do
której najechało tysiące wykształciuchów z całej Polski, wymóżdżonych i
podatnych na manipulacje młodych wykształconych z (już) dużego miasta
lemingów, dla których świętowanie czegoś takiego jak niepodległość
Polski jest już samo w sobie dużym obciachem, a uczestnictwo w tzw.
Paradach Równości czymś normalnym, a nawet obowiązkowym.

Krótko pisząc, dla tego całego pokolenia wymóżdżonych lemingów walka z
ciemnogrodem czy moherami jest cool, czyli postępowa i europejska pełną
(durną) gębą. Dlatego na dźwięk takich słów jak "Bóg, Honor, Ojczyzna",
czy nawet Polska, Naród, walka o niepodległość, bohaterstwo ... itd.
reagują oni histerycznym śmiechem, dostają drgawek, a nawet szału, gdyż
ich mózgi zostały już tak zaprogramowane, że wszytko to automatycznie
kojarzy się im z moherami i ciemnogrodem, z jakąś ekstremą czyli
patriotyzmem, który dla nich utożsamia wszystko co najgorsze,to znaczy
nacjonalizmem, szowinizmem i wreszcie z faszyzmem. Dlatego jako młodzi
nowocześni Europejczycy, za których się uważają, tolerować tego nie
mogą, nie są w stanie. To budzi ich protest, a czuwa nad tym Gazeta
Wyborcza i jej redaktor Sewek Blumsztajn.

Taki oto stan rzeczy utrwalił się dzięki długoletniemu praniu mózgów
przez nasze "wiodące media" i występujące w nich "autorytety" i
ostatecznie sprawił, że w dniu święta narodowego, ponownie obchodzonego w
tej niby wolnej niepodległej Polsce, "Marsze Niepodległości" zwłaszcza w
stolicy kraju są organizowane przez jakieś zupełnie niszowe grupy i
grupki obywateli, którym nie zdołano jeszcze wyprać mózgów.

Tymczasem święto zakończenia I wojny światowej 11 listopada pod nazwą Remembrance Day, Armistice Day, Independence Day
jest obchodzone co roku na całym świecie. W tym dniu wszyscy zwracają
się ku historii i wspominają zakończenie działań wojennych w 1918 roku.
Dla niektórych narodów, w tym Polaków jest to również Dzień
Niepodległości odzyskanej po 123 latach, a więc dzień szczególny, w
którym w myślach i rozmowach wszystkich Polaków pojawiają się takie
słowa jak Ojczyzna, Niepodległość, Patriotyzm, Poświęcenie itp.

Nie ma i nigdy nie miało to nic wspólnego z faszyzmem, czy jakimś 
nacjonalizmem bądź szowinizmem. Takie uproszczone skojarzenia mogą się
tylko narodzić w chorych, wyalienowanych, zagubionych umysłach lub
totalnie wypranych mózgach.

Na koniec jeszcze słówko o tzw. "świętym
oburzeniu", które się unosi nad wszystkimi krytycznymi uwagami na temat
warszawskiego Marszu Niepodległości. Oburzeni wskazują tutaj na
uczestników tej manifestacji czyli Młodzież Wszechpolską i ONR, które to
ugrupowania odwołują się do tradycji tych organizacji działających w
czasach II RP i słusznie nie cieszących się najlepszą opinią. Nie będę
tutaj analizował, ani tym bardziej oceniał tego zjawiska, gdyż to jest
temat na osobną dyskusję, a tylko, za kolegą seamanem, zwrócę uwagę na
pewien paradoks czy nawet logiczną pułapkę w jaką się pakują wszyscy
krytycy dezawuujący warszawski Marsz Niepodległości pod pretekstem
uczestnictwa w nim między innym przedstawicieli MW i ONR.

Nie jest chyba dziełem przypadku, że wszyscy krytycy warszawskiego
Marszu Niepodległości łącznie z redakcją GW i sygnatariuszami
kuriozalnego "antyfaszystowskiego" apelu, byli nie tak dawno gorącymi
entuzjastami manifestacji skierowanej przeciwko obrońcom krzyża przed
pałacem prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Jak dobrze pamiętamy
manifestację formalnie skrzyknął niejaki Taras, a w jej przygotowaniu i
kibicowaniu brało udział wiele znanych "osobistości" m.in. Palikot czy
Sewek Blumsztajn, a z kolei nazajutrz piał z zachwytu m.in. prof.
Radosław Markowski i inne nasze lokalne "autorytety". Nikomu jakoś nie
przeszkadzało, nikt nie wspomniał, nie oburzył, ani nawet się nie
zająknął, na fakt obecności wśród manifestantów, całkiem widoczną przed
pałacem prezydenckim takiego m.in. indywiduum jak szantażysta senatora
Piesiewicza, znany kryminalista, były esbek Zbigniew S. pseudonim
"Niemiec", z którym to nawet robiły sobie zdjęcia niektóre nasze
celebrytki, więc fakt musiał być dobrze i powszechnie znany. No i co? -
nic, żadnego dyskomfortu psychicznego? Ale gdzie tam, wręcz przeciwnie
manifestacja była cool, trendy, optymistyczna i w ogóle krzepiąca.
Proszę sobie poszukać i poczytać opinie na ten tema naszych czołowych
autorytetów.



Obrzydlistwo. Wstyd i hańba Wam, wymóżdżonym lemingom!

A o Waszych "autorytetach" już nie wspomnę, bo prędzej czy później
wylądują na haniebnym śmietniku historii, skąd będą może jeszcze do Wasz
szczeżyć zęby, ale to jest już Wasz problem.

Polacy są wolni i wolność miłujący.

i tak nam dopomóż Bóg.

 http://giz3.salon24.pl/249868,szarza-na-marsz-niepodleglosci