KTO ZADA PYTANIA? (Aleksander Ścios)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Osobliwą kategorią ludzi, są polscy dziennikarze. Powszechne wśród nich zdaje się być przekonanie o posiadaniu szczególnej wiedzy i zrozumienia mechanizmów rządzących polskimi sprawami. Można się nawet zastanawiać; dlaczego ludzie mieniący się elitą i „czwartą władzą” ulegają tak zdumiewającemu przesądowi, jakoby z uwagi na pracę w firmie medialnej posiedli dar oceniania rzeczywistości i formułowania nieomylnych sądów? Skąd bierze się to odczucie o własnej wyjątkowości i zdolnościach?  

Nie wiadomo - czy miałyby one pochodzić z bliskości źródeł władzy, ilości otrzymywanych informacji, czy może być wartością nadaną, poprzez sam fakt grupowej przynależności.

Jeszcze bardziej zdumiewające, (choć wynikające z pierwszego zabobonu) jest przeświadczenie, że szczytem oczekiwań społeczeństwa jest czytanie lub wysłuchiwanie tego, co dany dziennikarz ma nam do powiedzenia, w formie osobistych ocen, analiz czy opinii. Jeśli nawet, są wśród nich tacy, których głosu warto wysłuchać, to przecież cecha ta nie jest bynajmniej powszechną i dotyczy zaledwie wyjątków. Większość „osobistych przemyśleń” dziennikarzy to zbiory banalnych, powierzchownych myśli, nacechowanych zwykle mnóstwem kompleksów, obaw lub demagogicznych naleciałości. 

Czytanie o tym, co pracownik gazety ma do powiedzenia na temat przemówienia polityka, zgłębianie ocen „tła” i „okoliczności” w jakich przemówienie nagrano, czy wysłuchiwanie opinii „co należy myśleć” o słowach tego polityka, nie jest -  jak sądzę - szczytem marzeń i oczekiwań Polaków wobec dziennikarzy. Podobnie – jak wysłuchiwanie miałkich wykładów o potrzebie „debaty publicznej” , „pokonywaniu podziałów”, czy poprawnej egzegezy  konkretnych decyzji politycznych.

Dawid McQuaid, szef warszawskiego biura agencji Dow Jones Newswires, powiedział kiedyś, że najpoważniejszym grzechem polskich dziennikarzy, jest dążenie do sprawowania rządu dusz. To naturalna pokusa. Mieć władzę większą od polityków, móc narzucać innym własny sposób widzenia, zasłaniać lub odkrywać rzeczywistość, kreować fakty, tworzyć problemy, niszczyć byty lub powoływać je do życia. A skoro dziennikarstwo daje władzę, warto w III RP być dziennikarzem i we władzy tej uczestniczyć. Tym bardziej, gdy „stan czwarty” jest pełen przywilejów niedostępnych innym „stanom”, bo otrzymuje za darmo, ex definitione to, na co inne „stany” muszą dopiero zasłużyć - zaufanie społeczne.

Chciałoby się powiedzieć, że wszystko to już było. Przed wielu laty członek partii komunistycznej Jerzy Surdykowski, napisał w „Tygodniku Powszechnym": „W komunizmie dziennikarz-publicysta miał być lepiej wiedzącym i dalej widzącym „ojcem narodu", wieść go jak pasterz ku jedynie słusznej przyszłości.” Nie wiem, jak mocna jest ta sama pokusa wśród dzisiejszych dziennikarzy, ale niepodobna nie dostrzec podobieństw. Są przecież i tacy, którzy wykorzystują swój zawód, by „uprawiać politykę” -  a w ramach tej misji próbują manipulować odbiorcą w interesie partii, grupy interesu, czy idei.  Czym wówczas różnią się od poprzedników z czasu PRL-u, których zadaniem było służenie władzy, przeciwko własnemu społeczeństwu? Może też z tej, „historycznej zaszłości” bierze się przeświadczenie o wyjątkowym charakterze dziennikarskich ocen i sądów, a wiara w zdolności „demiurga” zastępuje zdolność do samooceny.

Nie ma, chyba istotnej różnicy pomiędzy dziennikarzem służącym decydentom lub grupie interesów, a politykiem. Prócz jednej – ten pierwszy korzysta z nienależnego mu zaufania publicznego, posługując się zawodem dziennikarskim, jak oszust fałszywym dokumentem, utwierdzając odbiorcę w przekonaniu o dziennikarskiej niezależności i rzetelności.

Być może, wyrażam tylko własne przekonanie, ale sądzę, że większość dziennikarzy nie zrozumiała jeszcze, że po 10 kwietnia Polska jest innym krajem, a Polacy innym społeczeństwem. Myślę, że już wkrótce ta „inność” powinna wyrazić się w odrzuceniu dziennikarskich zabobonów i powrocie do prostych, elementarnych zasad regulujących relacje dziennikarz – odbiorca. Można to nazwać postulatem prawdy – wartości deficytowej w polskim dziennikarstwie. Stanowi on, że pierwszym zadaniem dziennikarza jest przedstawianie rzeczywistości, a nie jej kreowanie i ocenianie. O tym, jak trudny to postulat mogliśmy się przekonać podczas tygodnia żałoby narodowej, gdy spod gruzów medialnych kłamstw, oszczerstw i manipulacji wydobyto na chwilę prawdziwe oblicze Prezydenta Kaczyńskiego i wielu innych postaci, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.  Był to może jedyny tydzień w 20 leciu III RP, gdy mogliśmy powiedzieć, że media nie kłamią. A przecież nie uczyniły nic niezwykłego, bo pokazały jedynie rzeczywistość taką, jaka istnieje i pozwoliły milionom Polaków dostrzec prawdziwy obraz.

Wielu dziennikarzy, zamiast tłumaczyć nam „jak należy widzieć”, potrafiło pokazać to tylko, „co widać”, pozostawiając oceny społeczeństwu.  Te bowiem zawsze powinny należeć do odbiorcy, który na podstawie dostarczonych mu rzetelnych informacji, może podjąć decyzję, sformułować pogląd, dokonać krytycznej analizy. Byle tylko, otrzymał obiektywny przekaz i prawdziwą informację. Późniejsze wydarzenia - w tym haniebna reakcja na film „Solidarni 2010” czy fałszerstwa związane z wywiadem Miedwiediewa – stanowiły powrót do optyki „jak należy widzieć” i były wyrazem niebywałej pogardy wobec inteligencji i uczuć Polaków.

Tymczasem, czeka nas okres, gdy postulat dziennikarskiej prawdy, rozumianej jako przekaz informacji, staje się wręcz nieodzowny, a od nas tylko zależy – czy i jak potrafimy ten obowiązek wyegzekwować. Jeśli dziennikarze nie zechcą stanąć po stronie społeczeństwa, ogromna większość Polaków zostanie skazana na przypadkowy i bezrozumny wybór przyszłego prezydenta. W tej chwili bowiem nie obowiązuje w Polsce podstawowy wymóg demokracji, polegający na prawie wyborców do posiadania pełnej i rzetelnej wiedzy na temat osób kandydujących w wyborach powszechnych. Nie obowiązuje zasada, zgodnie z którą obywatele mają prawo znać przeszłość osoby, pretendującej do najwyższego stanowiska w państwie. Mają prawo wiedzieć; kim jest człowiek, któremu powierzają los państwa, co robił w przeszłości, jakie posiada predyspozycje, poglądy i zamiary. Mają prawo znać dokładny życiorys kandydata, sięgający wielu lat wstecz; efekty jego pracy na zajmowanych stanowiskach, zakres i konsekwencje podejmowanych decyzji. Mają prawo wiedzieć, kim są ludzie z jego otoczenia, jakie wartości reprezentują, z jakich środowisk się wywodzą. Wszystko – co dotyczy osoby kandydującej na najwyższe stanowisko w państwie, ma prawo być przedmiotem zainteresowania społeczeństwa i podlegać rzeczowej i dogłębnej ocenie.

Reguły demokracji, nakładają natomiast na polityka obowiązek wyjaśnienia spraw - szczególnie tych najbardziej kontrowersyjnych i trudnych. Nam zaś, udzielają trwałego prawa do zadawania pytań i oczekiwania wyczerpujących odpowiedzi. Ma to gwarantować poczucie bezpieczeństwa i równie ważne prawo do dokonania wolnego, nie obarczonego błędem wyboru.

Wiemy, że te reguły są dziś zbiorem niespełnionych życzeń, a przeszłość kandydata Platformy stanowi depozyt „tajnej wiedzy”, dostępnej dla niewielkiej grupy osób. Zdecydowana większość Polaków nie posiada nawet podstawowych informacji o działaniach i intencjach Bronisława Komorowskiego, a oficjalny przekaz na temat tego kandydata obarczony jest wieloletnią  dezinformacją i gigantyczną manipulacją.

Istnieją zatem dziesiątki pytań, jakie należy zadać temu człowiekowi, domagając się wyjaśnień i wyczerpujących odpowiedzi. Są dziesiątki okoliczności, dotyczące życiorysu kandydata, które powinny być wyjaśnione podczas kampanii. Są kluczowe pytania, za którymi kryją się ogromne afery, ludzkie nieszczęścia, i niezbadane dotąd tragedie.

Choć do obowiązków dziennikarzy należy opisywanie rzeczywistości, żaden  dumny przedstawiciel „czwartej władzy” nie miał dość odwagi, by zadać te pytania. W imieniu oszukiwanych i manipulowanych. Zamiast wypełnienia obowiązku, otrzymujemy „analizy” i refleksje na temat kandydatów. Zamiast odpowiedzi kandydata, dostajemy dawkę ogłupiającego bełkotu, który nie może przynieść żadnej, racjonalnej wiedzy.

Jeśli dziennikarze nie zdobędą się na „tydzień prawdy” i odwagę tak prostą, by stanąć po stronie  społeczeństwa –  wybory prezydenckie będą tylko ponurą farsą z demokracji i kpiną z praw obywatelskich. Obawiam się, że takiej pogardy i nadużycia społecznego zaufania, Polacy nigdy nie zapomną.

 

http://cogito.salon24.pl/180341,kto-zada-pytania
Etykietowanie:

9 komentarzy

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Grzech

nie znja penie tego pojecia o charaktere moralnym i zawodowym.
WLASCIWIE, TAK TO JEST, ZE DZIENNIKARZEM W DZISIEJSZEJ POLSCE MOZE ZOSTAC KAZDY. Tak wiec mamy "kazdostwo", "bylejakotwo". dziiejsi polscy dziennikarze to jakas halastra. Byle jake indywidua. Tu babcia maglowa, tam dziadek byle jaki, tam malolat popieprzony itd. Taka jest dzis sztuka polskiego dziennnikarstwa.

avatar użytkownika michael

2. Przekonanie o posiadaniu szczególnej wiedzy, jest

najłatwiej rozpoznawalnym kryterium głupoty, a nawet skrajnego bałwaństwa. Jeśli symbolem mądrości jest słynna samoocena Sokratesa "wiem, że nic nie wiem", to jej antypodą jest typowe zachowanie staruszki o umyśle obezwładnionym skrajną demencją i koszmarnie przewlekłą chorobą Alzheimera. Ona wie wszystko, jest absolutnie pewna siebie i swojej nieomylności. Znam ten przypadek aż do omdlenia, codziennie opiekuję się taką rodzinną babunią, która na każdym kroku uderzająco przypomina mi wiekową córę Lisa z Żakowskim. W przeciwieństwie do Moniki Olejnik, nigdy nie była blondynką.

Utraciła już dawno wszelkie zrozumienie rzeczywistości, "nie ma pojęcia o wyobrażeniu" ale nadal jest pewna siebie niczym Maciej Knapik od TVN, rządzi, rozstrzyga i wytycza nowe szlaki.

GNĘBON PUCZYMORDA

Puczymorda bohater Szewców Witkacego. Jest to bezwzględny cynik, człowiek do wynajęcia, którego nic i nikt nie obchodzi. Nie uznaje żadnych wartości ani autorytetów. Nihilizm, relatywizm, skrajna demoralizacja, czysty wyrafinowany i totalny egoizm, ścinająca z nóg pogarda i matołectwo. Im durniejsza PUCZYMORDA, tym pewniejsza siebie, tym bardziej przemądrzała.

PUCZYMORDA to kwiat dziennikarstwa polskiego, sam znalazłeś ten symbol, drogi Panie Aleksandrze. Ten symbol jest po prostu idealny.

Ostatnio zmieniony przez michael o pon., 10/05/2010 - 22:18.
avatar użytkownika michael

3. Pytania "Skrzydlatej Polski",

których nikt w domenie publicznej nikt nie stawia.Skrzydlata Polska, 05/2010

Pytania o katastrofę pod Smoleńskiem

Ponieważ liczba potwierdzonych informacji dotyczących katastrofy pod Smoleńskiem jest bardzo ograniczona, nadal wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Pozostają jedynie domysły. Należy przypuszczać, że na wspomnianą katastrofę złożyło się wiele przyczyn, postanowiliśmy więc zebrać nasuwające się pytania, związane z tym wydarzeniem. Odpowiedź na nie może ułatwić nam dotarcie do prawdy o przyczynach smoleńskiej katastrofy.

* Jakie były komunikaty meteo dla Smoleńska-Siewiernyj przed wylotem Tu-154M z Warszawy i jakie w czasie lądowania w Smoleńsku w dniu 10.04.2010?
* Czy komunikat pogodowy z godziny 5:00 (6:00 Z) dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj zawierał jakiekolwiek sugestie o tendencjach, które mogły doprowadzić do pogorszenia się warunków na lotnisku docelowym?
* Czy kiedykolwiek rozważano skorzystanie z lotniska Witebsk (wyposażonego w ILS) jako lotniska zasadniczego?
* Jaki jest stan techniczny lotniska w Smoleńsku i jego pomocy nawigacyjnych?
* Czy załoga miała pełną i aktualną dokumentację nawigacyjno-lotniczą rejonu i lotniska docelowego?
* Czy ktokolwiek zweryfikował stan lotniska po rozwiązaniu pułku transportowego, stacjonującego na tym lotnisku do połowy października 2009? Czy obniżenie rangi lotniska mogło wpłynąć na poziom bezpieczeństwa na lotnisku? Czy strona polska miała świadomość tej zmiany?
* Czy mapy podejścia odzwierciedlały stan rzeczywisty lotniska w Smoleńsku?
* Jakie było rozmieszczenie i stan techniczno świateł lotniskowych na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj w dniu katastrofy?
* Jakie były formalne możliwości zamknięcia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj w dniu katastrofy? Kto mógł tego dokonać?
* Jakie obowiązują minima pogodowe do lądowania dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj?
* Według jakich procedur odbywało się podejście do lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj?
* W jakim stopniu kontroler na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj umiał posługiwać się językiem angielskim?
* Czy kontrolerzy APCH oraz TWR lotniska mieli uprawnienia do realizowania międzynarodowych procedur prowadzenia kontroli?
* W jakim języku odbywała się korespondencja Tu-154M 101 i służb APCH i TWR Smoleńsk-Siewiernyj?
* Czy istniała możliwość sprowadzenia na czas lądowania polskich samolotów polskiego kontrolera? Jeśli tak, to czemu tego nie zrobiono?
* Jakie warunki do lądowania podały służby lotniska Smoleńsk-Siewiernyj Tu-154M?
* Jaki rodzaj ciśnienia (QNH, QFE) podały załodze Tu-154M 101 służby lotniska w Smoleńsku? Czy załoga miała świadomość o jakim rodzaju ciśnienia dostała informację z lotniska Smoleńsk-Siewiernyj?Skąd i kiedy służby lotniska Smoleńsk-Siewiernyj uzyskały wartość ciśnienia podaną załodze polskiego samolotu?W jakich jednostkach służba lotniska Smoleńsk-Siewiernyj podawała wysokość na jakiej znajdował się samolot (stopy, czy metry)?
* W jaki sposób przebiegało sprowadzanie Tu-154M 101 do lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj w dniu katastrofy? Jaki był przebieg korespondencji radiowej?
* Czy w czasie przygotowań do przedsięwzięcia zaplanowano użycie zapasowego lotniska, nie tylko jako miejsca lądowania, ale jako zapasowego miejsca, z którego można by było zabrać pasażerów do Katynia drogą lądową?
* Czy były naciski na załogę w czasie lotu bądź przed lotem, aby lądować w Smoleńsku pomimo złej pogody?
* Jak wyglądała koordynacja przygotowań do wizyty? Czy BOR przygotował listę kontrolną spraw niezbędnych dla alternatywnego sprawdzenia bezpieczeństwa wizyty z różnych punktów widzenia?
* Czym się różni zabezpieczenie wizyty oficjalnej i nieoficjalnej, zarówno po stronie polskiej jak i rosyjskiej?
* Jakie kryteria musi spełnić pilot wojskowy, aby latać w 36. SPLT?
* Czy pilotem w 36. SPLT może zostać każdy absolwent WSOSP w Dęblinie?
* Jaki był poziom wyszkolenia poszczególnych członków załogi?
* Jakie doświadczenie lotnicze – nalot na Tu-154M w charakterze dowódcy załogi i II pilota – mieli obaj piloci? Jaki mieli nalot w warunkach IMC/IFR na tym typie samolotu?
* Jakie doświadczenie w lotach Tu-154M miał nawigator załogi z dnia 10.04.2010? Ile lotów wykonał i w jakim czasie? Kiedy rozpoczął loty tym typem samolotu?
* Czy w przeszłości członkowie załogi mieli jakiekolwiek incydenty podczas lotów Tu-154M?Jaki nalot roczny na Tu-154M w charakterze pilota mieli obaj piloci w latach 2006–2010?
* Czy załoga (dowódca załogi, II pilot oraz nawigator) miała poświadczone uprawnienia do wykonywania lotów według przepisów cywilnych? Jeśli tak, to kiedy zostały im nadane, przez kogo i kiedy były ostatnio weryfikowane?
* Jakie były minimalne warunki pogodowe do lądowania dla członków załogi, zgodnie z ich uprawnieniami dla wyposażenia radionawigacyjnego jak na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj?
* Czy załoga ustawiła sobie sygnalizację ostrzegawczą na radiowysokościomierzu? Jeśli tak, to na jaką wartość?
* Jaki był podział obowiązków podczas podejścia do lądowania 10.04.2010?
* Kto odczytywał wskazania wysokościomierza? Czy któryś z członków załogi obserwował wskazania radiowysokościomierza i podawał jego wskazania pilotowi?
* Kto z członków załogi Tu-154M 101 prowadził korespondencję radiową z lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj?
* Kiedy lądował polski Jak-40 i jakie były wówczas warunki do lądowania?
* Jaką informację o warunkach pogodowych przekazali załodze Tu-154M 101 piloci Jaka-40?
* Jakie doświadczenie lotnicze miała załoga Jaka-40, który lądował na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj przed Tu-154M 101?
* Dlaczego nawigatorem w tak ważnym locie był pilot o minimalnym (praktycznie żadnym) doświadczeniu na Tu-154M i żadnym doświadczeniu w pilotowaniu tego samolotu? Ile operacji (start-lądowanie) wykonał jako nawigator Tu-154M?
* Czy zgodnie z normą ten nawigator prowadził korespondencję radiową i kontrolował wysokość na swoich przyrządach? Jeśli tak, to jaka była jego znajomość języka rosyjskiego?
* Czy podczas odbioru po remoncie stwierdzono jakieś usterki techniczne samolotu?
* Czy podczas eksploatacji samolotu Tu-154M 101, od momentu odbioru po remoncie do chwili wypadku,
* stąpiły jakieś problemy techniczne?
* Jakie były minima do lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj ze względu na wyposażenie samolotu?
* Czy lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj znajdowało się w bazie danych systemu TAWS w Tu-154M (pamiętając, że nie ma go w ogólnodostępnej bazie danych dla tego urządzenia)?
* W jaki sposób działa układ zarządzania lotem Universal Avionics FMS UNS-1D i TAWS w sytuacji, gdy podchodzi się do lądowania na lotnisku, którego nie ma w bazie danych?
* Czy załoga posługiwała się systemem TAWS podczas lądowania w Smoleńsku?
* Kiedy system TAWS został zamontowany w Tu-154M 101?
* Czy załoga była biegła w obsłudze systemu TAWS?
* Jak wyglądał kurs MCC (Multi Crew Coordination), który ukończyli I i II pilot?
* Czy obaj piloci kiedykolwiek mieli szansę na przetrenowanie sytuacji awaryjnych w symulatorze samolotu Tu-154M?
* Czy częste zmienianie pozycji (lewy, prawy fotel – w przypadku kpt. Protasiuka w środę leciał na prawym, w sobotę na lewym fotelu) to standard w 36. SPLT?

avatar użytkownika michael

4. Komentarz Pana WiW o nagonce na Jana Pospieszalskiego:

@Aleksander Ścios

"To propagandyści, jakich na pęczki mieliśmy w PRL-u, zatem nie można od nich oczekiwać prospołecznych zachowań."

Zgadzam się całkowicie .

Ale może odpowiedzią na Pańskie pytanie "KTO ZADA PYTANIA?" (po tym co się wyrabia z Pospieszalskim), że w chwili obecnej, być może, nikt z prawdziwych (bez cudzysłowu) dziennikarzy takich pytań nie zada. Przypomnę słowa Pospieszalskiego (dla tych co nie czytali), z wywiadu dla Rzeczpospolitej pt."Jan Pospieszalski: "Chcą nas zastraszyć"
Cytuję:

"- Spodziewałem się, że nasz film może zostać zauważony i komentowany. Ale że wywoła tak wściekłą burzę i tak nieprawdopodobny rejwach, tego w najśmielszych snach nie przewidywałem. W każdym normalnym, kraju autorzy tak głośnego filmu byliby królami życia z powodu sukcesu. A my mamy do czynienia z medialną nagonką o znamionach linczu. Skalę tej wścieklizny i jazgotu można określić tylko jednym mianem: „Pruszków rządzi”.
Nie rozumiem. Jaki Pruszków? Spotykacie się z pogróżkami?
Z pogróżkami nie. Ale mam teorię na temat tego, co się dzieje wokół nas i naszego filmu: otóż jesteśmy na progu ważnej kampanii wyborczej. I oto dokonuje się publicznej egzekucji na dwójce autorów, którzy odważyli się pokazać kawałek innej Polski niż ta, która została wcześniej zadekretowana. Czym to się różni od spalenia przez oprychów z Pruszkowa samochodu czy wysadzenia klubu niepokornemu restauratorowi, żeby zastraszyć innych?
Nie przesadza pan?
Nie. Bo nieproporcjonalność reakcji w stosunku do samego problemu widzę jako akcję prewencyjną skierowaną do innych dziennikarzy. Chodzi o to, by zobaczyli, co się z nimi stanie, jeśli któryś się ośmieli wychylić poza zadekretowany główny nurt."

http://www.rp.pl/artykul/471907_Jan_Pospieszalski__Chca_nas_zastraszyc.html

Dziękuję za uwagę

Ukłony
2010-05-10 23:16
WiW 0 842

Ostatnio zmieniony przez michael o pon., 10/05/2010 - 22:59.
avatar użytkownika franko1

5. Pierwszych na moralny

Pierwszych na moralny "odstrzał", wziąłbym Sekielskiego i Morozowskiego:-)

avatar użytkownika cog19

6. Kto rządzi Polską

Mafia wspierana medialnie przez tkzw.dziennikarzy.