Z Czumą w oparach absurdu
kataryna, ndz., 17/05/2009 - 18:08
Awantura z Czumami dopadła mnie w czasie podróży, niewiele z tego co się działo byłam w stanie śledzić i chyba dużo straciłam bo z tego co się zorientowałam próbując nadrobić zaległości, było całkiem zabawnie. Łatwiej byłoby mi obśmiać całą sprawę gdyby nie fakt, że dotyczy urzędującego ministra sprawiedliwości a premier (ani żaden inny przedstawiciel władzy) najwyraźniej nie ma nic przeciwko metodom po jakie sięga rodzina ministra chcąc uciszyć i zastraszyć obywatela za krytyczne ale przecież wyjątkowo łagodne wypowiedzi. Jedynym komentarzem władzy do działań rodziny ministra była bagatelizująca wyskoki Czumów wypowiedź marszałka Komorowskiego, który nie widzi żadnego problemu i żartuje, że Krzysztof Czuma pisząc w swoim liście z pogróżkami "my" nie miał na myśli siebie i ojca tylko po prostu użył pluralis maiestatis. Sam Andrzej Czuma natomiast twierdzi, że sprawy nie zna a jego syn pisząc "my" miał pewnie na myśli siebie i swoje córki. Czyli rżnięcie głupa, zresztą jedyne sensowne wyjście dla kogoś komu brak klasy, żeby zwyczajnie przeprosić za zamieszanie wywołane przez swojego niezbyt chyba zrównoważonego syna, który najpierw pisze groźne listy, potem się tego wypiera, po to, żeby za chwilę wyprzeć się tego że się wypierał a następnie żądać pieniędzy za komentarz do tego czego się wypierał ale przestał. Paranoja. Można się tylko zastanawiać jak ktoś kto nie jest w stanie zapanować nad tym co w jego imieniu robi jego własny syn ma sobie poradzić z całym wymiarem sprawiedliwości.
Zostawmy jednak na chwilę Czumę bo o wiele ciekawsze od jego zachowania są niektóre komentarze osób, które z niechęci do mnie postanowiły sobie strzelić w stopę. Weźmy na przykład takiego Pawła Wrońskiego z Gazety Wyborczej, który całą sprawę podsumował w komentarzu "Czuma kontra Kataryna. Nie ma plucia bez ognia". Przytaczam obszerne fragmenty bo dawno nic mnie tak nie ubawiło, Wroński dostrzegł szansę dowalenia jednym komentarzem Czumie, Igorowi Janke i mojej skromnej osobie a trafił rykoszetem w Agorę i swoich redakcyjnych kolegów. Tylko czy to zrozumie?
Paweł Wroński: Nie chodzi mi jednak o meritum sporu. W tej sprawie Krzysztof Czuma i pośrednio Andrzej Czuma kompromitują się z imienia i nazwiska, z otwartą przyłbicą. Blogerka "Kataryna" pozostaje anonimowa, a jej anonimowość jest chroniona przez administratorów Salonu24, którzy przy tej okazji twierdzą, że w ten sposób bronią wolności słowa. W Polsce sfera internetu niestety w dużej części stała się przystanią dla osób sfrustrowanych, pracowników partyjnych biur poselskich sterujących dyskusjami i specjalistów od czarnego PR. Dzięki nowej technologii mogą pluć bezkarnie, bo dawnymi czasy za pisanie świństw na murach mogli przynajmniej dostać w tyłek od dozorcy. Jeśli szef Salonu24 Igor Janke uważa, że prawo do opluwania stoi wyżej od godności osobistą ludzi opluwanych to jego sprawa. Ja nie mam szacunku dla zamaskowanych indywiduów, które strzelają w plecy zza węgła. Nie wiem dlaczego mieliby to być bohaterowie walki o wolność słowa.
Nie będę wypominać dziennikarzowi Gazety, że to Agora prowadzi największy i najpopularniejszy portal dla "zamaskowanych indywiduów" a w czasach afery Rywina, kiedy jeszcze plułam anonimowo zza węgła w te same plecy co Gazeta Wyborcza, ani moja, ani niczyja inna anonimowość nie była dla nikogo problemem zaś gdyby Robert Kwiatkowski, bohater wielu moich wpisów, próbował mnie wtedy ścigać za to co o nim anonimowo napisałam Paweł Wroński byłby pewnie jednym z pierwszych spieszących z odsieczą. Ale punt widzenia zależy od obiektu plucia i aktualnych sympatii więc dzisiaj Wroński grzmi na anonimowych opluwaczy, takich jak ja, i ich obrońców, takich jak Janke. Pomijam drobiazg, który najwyraźniej umknął Pawłowi Wrońskiemu, a mianowicie to, że Igor Janke nie może Czumie podać moich danych bo ich po prostu nie ma, dysponuje jedynie tym czym Agora - moim IP i logami. Jeśli więc Paweł Wroński naprawdę wierzy w to co napisał, niech namówi swoich kolegów z działu internetowego do przekazania moich danych Czumom. Z tym jednak może być pewien problem bo o to, żeby "prawo do opluwania stało wyżej od godności osobistej ludzi opluwanych" Agora walczyła w sądzie i wygrała. Nie wiem jak się z tym czuje Paweł Wroński i z góry przepraszam jeśli dowiedział się o tym ode mnie.
Gazeta Wyborcza: Generalny Inspektor Danych Osobowych chce, żeby dane uczestników forów internetowych można było przekazywać nawet prywatnym osobom. Na razie przegrał z Agorą, wydawcą "Gazety Wyborczej". Sprawa wyszła na jaw w środę w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie w związku ze skargą Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej". Spółka zaskarżyła tam nakaz GIODO, by udostępnić dane osobowe czterech dyskutantów z forum portalu Gazeta.pl (też należy do Agory). Miał je otrzymać Waldemar K. z Akademii Świętokrzyskiej, o którym na regionalnym forum portalu w Kielcach internauci pisali m.in., że współpracował z SB i za pieniądze pisze prace naukowe. Sąd nie przyjął prywatnego pozwu od Waldemara K., bo nie było w nim nazwisk, tylko internetowe pseudonimy dyskutantów. Agora dwa lata temu odmówiła mu udostępnienia adresów IP komputerów, z których dokonano wpisów na forum. GIODO nakazał Agorze ujawnić te adresy. Spółka tę decyzję zaskarżyła (...) [Prawniczka Agory] przypomniała też o przypadku osoby, której dane ujawniono, a potem wygrywała odszkodowanie z tego tytułu. (...) Sąd uchylił nakaz GIODO, bo uznał, że inspektor nie znalazł przepisu, który zezwalał go nałożyć na Agorę.
Skoro już ustaliliśmy, że Igor Janke jest tak samo wredny jak Agora i tak jak ona złośliwie broni dostępu do danych użytkowników swojego serwisu, zajmijmy się kwestią mojego plucia. Plucia zza węgła i w plecy. Oto moje splunięcie, które tak rozwścieczyło Czumę i oburzyło Wrońskiego, po usunięciu tego co w nim było cytatem z zamieszczonego na stronie Czumów dementi (bo zakładam - choć biorąc pod uwagę kondycję emocjonalną Czumy być może na wyrost - że rzekomym kłamstwem o które mnie oskarża nie jest cytat z niego samego). Wykreślam też zdania, które z oczywistych względów kłamstwem być nie mogą a i pluciem raczej nie są, nawet dla kogoś tak delikatnego jak Wroński.
Kataryna: Udał nam się minister sprawiedliwości, nie ma co. Oto jak profesjonalnie i rzeczowo urzędujący minister dementuje rzekomo nieprawdziwe informacje podane przez Gazetą Wyborczą za Newsweekiem . (...) Przytaczam bo jestem dziwnie przekonana, że lada dzień informacje Newsweeka się potwierdzą i okaże się, że minister sprawiedliwości kolejny raz minął się z prawdą. Czuma musi mieć jakieś głęboko ukryte za to wyjątkowo cenne na tym stanowisku zalety, że go Donald jeszcze trzyma.
Zostaje jedno jedyne zdanie za które Czuma chce mnie pozwać a Wroński uważa, że mi się należy. O to zdanie cała awantura.
Kataryna: Jestem dziwnie przekonana, że lada dzień informacje Newsweeka się potwierdzą i okaże się, że minister sprawiedliwości kolejny raz minął się z prawdą.
"Jestem dziwnie przekonana, że lada dzień informacje Newsweeka się potwierdzą i okaże się...". Nie wiem czy informacje Newsweeka ostatecznie się potwierdzą ale chciałabym wierzyć, że żyję w kraju w którym obywatel ma prawo bezkarnie wyrażać swoje przypuszczenia co do przyszłości, niechby się nawet ostatecznie nie sprawdziły. Jeśli nie, jeśli to właśnie to zdanie jest tym kłamstwem za które Czuma chce mnie pozwać, będzie to pasjonujący proces bo aby mi udowodnić, że skłamałam, trzeba będzie w pierwszej kolejności wykazać, że "lada dzień" już minął. A jeśli sąd będzie chciał mnie skazać, będzie to wyrok za nietrafne przewidzenie przyszłości i pochopne danie wiary dziennikarzowi. Mam nadzieję, że Andrzej Stankiewicz, autor artykułu o którym mowa, dorzuci się na odszkodowanie dla Czumy, który tani nie jest :)
"...że minister sprawiedliwości kolejny raz minął się z prawdą" . Chyba tylko w tym fragmencie jest coś do czego Czuma z Wrońskim mogą się przyczepić, "okaże się, że minister sprawiedliwości kolejny raz minął się z prawdą" oznacza, że moim zdaniem kiedyś już z prawdą się minął, co - jeśli Czuma zawsze mówił szczerą prawdę - z pewnością można nazwać "obraźliwą i kłamliwą wypowiedzią" (Czuma) i "pluciem" (Wroński). Tylko czy twierdzenie, że Andrzej Czuma wcześniej minął się z prawdą na pewno jest kłamstwem? Jestem w stanie podać długą listę cytatów z każdej chyba polskiej gazety na podstawie których nawet bez adwokata obronię tezę, że Andrzej Czuma wcześniej minął się z prawdą (czy raczej, że miałam święte prawo tak uważać) ale skoro się Wroński na ochotnika zgłosił do obrony czci Czumy przed obrazoburczym twierdzeniem, że Czuma ma na sumieniu krętactwo, ograniczę się do pierwszego z brzegu cytatu z jego redakcyjnego kolegi, Wojciecha Czuchnowskiego. Jeśli opluwaniem jest wniosek jaki wyciągnęłam z publikacji takich jak ten artykuł Czuchnowskiego to czym jest sam artykuł Czuchnowskiego?
Wojciech Czuchnowski: W wykazie nie ma nieuregulowanej spłaty karty kredytowej na 7 tys. dol. - To nie jest mój dług - powiedział Czuma . Pytany, dlaczego w takim razie z dokumentów sądowych wynika, że na poczet tego długu sąd dwa razy (w 2003 i 2006 r.) nakazał zająć mu pensję w polonijnym radiu, minister stwierdził, że pomylono nazwiska. Jednak z materiałów zebranych przez amerykańskie korespondentki "Gazety" wynika, że chodzi tu na pewno o tego Andrzeja Czumę . Wskazuje na to adres, data urodzenia i jego miejsce pracy . ("Czuma: długi spłaciłem. Życie w USA jest trudne", GW, 12 lutego 2009)
Lista artykułów w których Czumie zarzucono mijanie się z prawdą jest naprawdę imponująca, o czym będzie się okazja przekonać gdy do procesu dojdzie bo jeśli mam płacić za to, że uwierzyłam w to czym przez cały czas ministrowania Czumy bombardują mnie - powołując się ustalenia i dokumenty - media, to nie mam wyjścia, muszę powołać na świadka każdego dziennikarza, który kiedykolwiek zarzucił Czumie kłamstwo. Czuma z jakiegoś powodu nie pozywa dziennikarzy, którzy o nim źle piszą, jeśli chce pozwać mnie to przecież nie dlatego, że jestem groźniejsza, bardziej opiniotwórcza czy też moja wypowiedź była jakoś szczególnie krzywdząca ale dlatego, że ze mną będzie się łatwiej rozprawić bo jako zwykły czytelnik nie jestem w stanie przedstawić w sądzie dowodów i ustaleń dziennikarskich śledztw, na podstawie których ten czy inny dziennikarz napisał - a ja uwierzyłam - że Czuma kręci. Zakładam jednak, że jakieś minimalne prawa - nawet w starciu z urzędującym ministrem sprawiedliwości - będę miała i sąd pozwoli mi powołać na świadków tych wszystkich dziennikarzy, z którymi Czuma nie ma odwagi się zmierzyć bezpośrednio więc niejako w zastępstwie chce pozwać ich czytelniczkę. Przy okazji może wyjaśni się ostatecznie parę kwestii o potencjalnie poważniejszych konsekwencjach, jak na przykład to czy Czuma miał jeszcze amerykańskie długi gdy był posłem, co znaczyłoby że skłamał w oświadczeniu majątkowym oraz - być może - w "Ankiecie bezpieczeństwa osobowego" wypełnianej przy staraniu się o certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Tak, proces z Czumą może być naprawdę bardzo ciekawy.
Komentarz Wrońskiego, choć przezabawny, jest i tak mniej kuriozalny niż komentarze niektórych internautów nieposiadających się z radości, że ktoś mnie wreszcie dopadnie. Trzeba być naprawdę pozbawionym instynktu samozachowawczego pętakiem, żeby cieszyć się z moich kłopotów. Można się z moim - tym i innymi - komentarzami nie zgadzać ale z pewnością nie był to komentarz jakoś szczególnie się wyróżniający na tle innych internetowych komentarzy, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że większość internetowych komentarzy jest bardziej chamska i bardziej kłamliwa od tego za który ściga mnie Czuma, a może nawet od wszystkich moich komentarzy razem wziętych. Jeśli więc ktoś kibicuje Czumie to chyba tylko dlatego, że jest za głupi, żeby zrozumieć, że jeśli pozwolimy politykom ścigać internautów za to za co chce mnie ścigać Czuma to oznacza to koniec wolności wypowiedzi w internecie. I nie jest to żadna przesada. A jeśli ktoś myśli, że jest inaczej, niech sobie zrobi szybki rachunek sumienia czy nigdy nie napisał niczego bardziej kłamliwego czy obraźliwego niż moje naprawdę niewinne stwierdzenie, że Czuma kiedyś minął się z prawdą. Moja anonimowość do której z niezrozumiałych względów wielu komentatorów przywiązuje taką wagę nie ma tu nic do rzeczy, w dzisiejszej "Loży prasowej" redakcyjny kolega Wrońskiego Piotr Stasiński powiedział, że Wałęsa sprzedał się Genleyowi jak kurtyzana (czy coś w tym stylu), jeśli to co ja napisałam o Czumie jest pluciem to jak nazwać wypowiedź Stasińskiego? A przecież chyba nie jest tak, że mi jako anonimowi nie przystoją wypowiedzi sto razy łagodniejsze niż przystoją osobom przedstawiającym się z nazwiska? Że jako bloger-amator mam trzymać standardy jakich nie trzymają niektórzy zawodowi dziennikarze? Każdy, dosłownie każdy dziennikarz ma na swoim koncie jakąś wypowiedź bardziej ostrzejszą od tej, która nie spodobała się Czumie, o internautach nawet nie wspominam. Jeśli więc Czuma chce mnie pozwać to nie dlatego, że to co ja napisałam było takie mocne ale dlatego, że ja jestem taka słaba. Nie stoi za mną żadna redakcja, nie wynajmę najlepszego prawnika, nie obroni mnie żadna dziennikarska organizacja, kto wie, być może sama groźna mina ministra wystarczy, żeby mnie przestraszyć i skutecznie zniechęcić do psucia atmosfery, która - jak wiemy od Żakowskiego - poprawiła się z dnia na dizeń i znowu żyć się chce. Zapomnijmy na chwilę o mojej anonimowości i zastanówmy się nad tym co jest istotą tej afery - czy obywatel ma prawo napisać o władzy to co ja napisałam o Czumie? Jeśli nie ma to co właściwie będziemy świętować 4 czerwca?
- kataryna - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz