Ormianie płacą za wojnę Putina

avatar użytkownika elig

 

    W piątek, 26.08.2011, prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew oświadczył, że:

  "wojska Azerbejdżanu wkroczyły do strategicznego miasta Lachin, aby zastąpić stacjonujące tam wojska rosyjskie. - My, Azerowie, wróciliśmy do Lachin. Armia Azerbejdżanu stacjonuje teraz w mieście Lachin. Wsie Zabukh i Sus zostały opanowane - napisał na Twitterze. Na materiałach opublikowanych przez Ministerstwo Obrony widać pojazdy armii azerbejdżańskiej 
wjeżdżające do miasta i flagę narodową, która powiewa nad głównym budynkiem. Lachin leży w wąskim pasie w górzystym regionie, który jest jedyną opcją tranzytową między Armenią a Stepanakertem, stolicą separatystycznego terytorium Górskiego Karabachu. Górski Karabach, który leży w Azerbejdżanie, był pod kontrolą etnicznych sił ormiańskich wspieranych przez Armenię od zakończenia wojny w 1994 roku. Konflikt pozostawił nie tylko Górski Karabach, ale także duże połacie okolicznych ziem w rękach Ormian. W walkach, które rozpoczęły się 27 września 2020 roku, wojska Azerbejdżanu rozgromiły siły ormiańskie i zaklinowały się [weszły?] w głąb Górnego Karabachu. Zmusiło to Armenię do zaakceptowania zawartego 10 listopada 2020 r. przez Rosję porozumienia pokojowego, w ramach którego do Azerbejdżanu wróciła znaczna część separatystycznego regionu. Zobowiązało również Armenię do przekazania wszystkich posiadanych przez nią terenów poza Górskim Karabachem. Rosja rozmieściła prawie 2000 żołnierzy w celu monitorowania układu pokojowego i pomocy w powrocie uchodźców. {TUTAJ(link is external)}.

  Teraz jednak Putin wycofuje wojska z Kaukazu i Zakaukazia, by załatać dziury we froncie ukraińskim.  Właśnie skorzystali z tego Azerowie, odcinając praktycznie Górski Karabach od Armenii.  Ormianie ponoszą wiec koszty wojny rozpętanej przez Putina.  Rosja nie jest już w stanie nadzorować porozumienie pokojowego.  Problemem Putina jest brak żołnierzy.  Boi się on ogłosić powszechną mobilizację, gdyż obawia się gniewu etnicznych Rosjan.  Próbuje więc werbować ochotników z mniejszości narodowych.  Mówiono nawet o 100 tysiącach północnych Koreańczyków, którzy mieli jakoby wesprzeć rosyjską armię. Jak czytamy {TUTAJ(link is external)}:

  "W czerwcu w regionach Rosji rozpoczęto formowanie "ochotniczych batalionów narodowych". Sytuacja zmusiła dowództwo do tworzenia jednostek wedle klucza etnicznego, choć unikano tego zarówno w czasach sowieckich, jak i później, w rosyjskiej armii po 1991 r. (...)  Lokalne jednostki przyjmują rozmaite własne nazwy, mają własne insygnia i flagi. W Kraju Primorskim powstaje batalion „Tygrys”, w Karelii „Ładoga”, a Baszkirzy wystawiają batalion im. Szajmuratowa (generała z czasów sowieckich). W Niżnym Nowogrodzie ochotniczy batalion czołgów został nazwany imieniem Kuźmy Minina, kupca z XVII w., który wraz z kniaziem Pożarskim stał na czele pospolitego ruszenia, które odbiło z rąk Polaków Moskwę. Żołnierze w takich jednostkach dostają maksymalnie 300 tys. rubli (ok. 5 tys. euro) podstawowego uposażenia plus różne dodatki. Republika Mari El w Rosji wysłała już dwa bataliony ochotników na szkolenie i formuje trzeci w celu wysłania go na Ukrainę. (...)  Rosyjscy Kozacy walczą z Ukrainą niemal od początku obecnej kampanii – nie brakuje doniesień to potwierdzających. Choćby 13 lipca ogłoszono, że w związku z zakończeniem kontraktów ze strefy działań bojowych wrócili do kraju Kozacy z ochotniczych oddziałów „Kubań” i „Jermak”. Wiadomo, że walczyli w obwodach donieckim i charkowskim. Na początku lipca na terenach tzw. Donieckiej Republiki Ludowej zginęła nawet cała grupa kozackich dowódców, m.in. lider młodzieżówki Kozaków dońskich z Astrachania Gieorgij Szerstiukow, jego zastępca Aleksandr Matwiejew oraz lider Kozaków w Rosyjskim Związku Weteranów z Afganistanu, Aleksandr Chowryko.".

  Takie "bataliony narodowe" mogą się jednak przyczynić do rozpadu Federacji Rosyjskiej.

1 komentarz

avatar użytkownika amica

1. Po kolei

Co do Ormian oczywiście, po wycofaniu się tzw. mirotworcow było jasne, że wcześniej czy później Azerowie zajmą kolejny teren. Natomiast zupełnie inaczej z batalionami ochotniczymi. Chodzi o możliwość porozumienia się i zmniejszenie wyobcowania. Łączenie ludzi z jednej okolicy jest normą w wielu armiach. Tym bardziej obecnie. Dowodzą nimi Rosjanie, a wielu z odległych republik nie zna biegle rosyjskiego, łączność jest jaka jest, przeszkolenie niekiedy trwa nie więcej niż 7 dni. Lepiej walczą ludzie gdy się znają i mogą się porozumieć chociaż miedzy sobą. Na wojnę idą zachęceni bonusami w rodzaju szybszego mieszkania, przedszkola czy studiów dla dzieci i są to na ogół osoby oddane władzy wierzący w propagandę. Widać to po reakcji ich środowiska na pogrzebach. Są z góry przeznaczeni do odstrzału, zaraz po więźniach. Bataliony są stosunkowo nieliczne i ściśle kontrolowane. Również ochotnicy z centralnej Rosji są dobierani lokalnie i mają nazwy nawiązujace do tradycji jak Kronsztad w Petersburgu. Na prowincji miesięczny żołd wynosi mniej -- 200 tys. a dla więźniów 100 tys. plus amnestia jak przeżyją 6 mcy. Z całą pewnością ochotnicy nie mają jakichś ambicji narodowych. Trzeba być idiotą, aby się zgłosić. Mała jest ich szansa na przeżycie, wystarczy spojrzeć na rosyjskie statystyki. Do czegokolwiek mogą się przyczynić tylko jak przeżyją, a nie o to chodzi. Byliby groźni po wojnie, dlatego Putin daje ich na zgubę. A nota bene, warto czytać portale rosyjskie.