Św. Alfons Maria Liguori, Biskup, Wyznawca, Doktor Kościoła

avatar użytkownika intix

 

 


      

       Dnia 2. sierpnia
       Święty Alfons Liguori, biskup
. (1696 - 1787.)

       Święty Alfons Marya Liguori, założyciel kongregacyi Redemptorystów i chluba wieku ośmnastego, urodził się w r. 1696 dnia 27. września w Neapolu. Ojciec jego Józef był kapitanem austryackim, matką bogobojną była Anna Katarzyna Cavalieri. Nad kołyską Alfonsa wyrzekł św. Frańciszek Hieronimo prorocze słowa: Dziecię to długo żyć będzie, zostanie biskupem i wiele zdziała dla chwały niebios. Dobrzy rodzice już od dziecięctwa syna swego wychowywali w pobożności i bojaźni Boga. W 10. roku życia oddali Alfonsa, jako potomka rodu dostojnego, do zakładu młodzieży szlacheckiej Oratoryanów w Neapolu. Chłopiec obdarzony od Boga wielką bystrością umysłu, a przyzwyczajony z domu rodzicielskiego do pobożności i niewinności, odznaczał się tutaj tak pilnością jak nie mniej szczerością duszy i odrazą do złego. Dowiódł tego podczas pewnej przechadzki z towarzyszami. Bawiąc się z nimi w jakąś grę w czasie godzin przeznaczonych na rozrywkę, Alfons zdobył nagrodę. Rozgniewany przeciwnik pomówił go o podstęp. Zabolał Alfonsa taki zarzut, bo czuł się niewinnym. Cóż tedy robi? Rzuca nagrodę wygraną, wołając z oburzeniem: Cóż, czy sądzicie, że wolno obrażać Majestat boży za marny pieniążek? Natychmiast opuścił towarzyszów, zabawy i resztę wolnego czasu spędził na modlitwie.
   
       Lata nauk swoich zdawał się poświęcać przeważnie pacierzom i służbie Bożej; słuchał bowiem regularnie Mszy św., przystępował co tydzień do Stołu Pańskiego, a każdego dnia modlił się przed Przenajświętszym Sakramentem. Mimo to postępował tak świetnie w szkołach, że już w r. 1713 został doktorem prawa. Był natenczas młodzieniaszkiem siedmnastoletnim. Poświęciwszy się zawodowi adwokackiemu w krótkim czasie powszechne zyskał zaufanie i poważanie. Posłuszny woli rodziców, którzy szerokie utrzymywali stosunki towarzyskie, młody prawnik brał udział w życiu światowem; miłem, szlachetnem obejściem, nadewszystko zaś szczerą religijnością wielki wyrobił sobie szacunek i ogólnego zażywał rozgłosu. Znane było jego życie anielskie; przy pobożnych obrzędach i uroczystościach publicznych zawsze był obecny. Szczególną czcią otaczał Najświętszą Pannę, którą pokochał miłością synowską i nie inaczej jak Matką kochaną nazywał. Nie wychodził z domu, nie poprosiwszy Jej o błogosławieństwo, a gdy wracał, Jej obrazowi pierwsze oddawał pozdrowienie. Jej opieki wzywał przed rozpoczęciem każdej ważniejszej sprawy a przerywał pracę na uderzenie każdej godziny, by odmówić Zdrowaś Maryo. Czynił to nietylko w domu, ale także w podróży wobec obcych, których budował szczerą, niekłamaną pobożnością.
   
       Z młodzieńcem o takich zaletach ciała i duszy dostojni mężowie węzły przyjaźni zadzierzgnąć usiłowali, a rody wielkopańskie starały się pozyskać go dla siebie związkiem małżeńskim. Szczęśliwy ojciec łudził się już błogą nadzieją, że księżniczka Teresa zostanie jego synową, kiedy nagle wszystko się zmieniło. Alfons przejął pewien proces; przekonany o słuszności sprawy zbadał i opracował ją bardzo sumiennie. W dniu roków sądowych mówił tak jasno i dobitnie, że wszyscy mu przyklasnęli. W tem zwrócił mu przeciwnik jego uwagę na jedno słówko, które Alfons przeoczył; to właśnie słowo zmieniało postać rzeczy. Alfons uznał omyłkę i ze słowami: "O świecie ułudny, teraz cię poznałem, raczej być ostatnim sługą w Kościele aniżeli najpierwszym panem w sądzie!" opuścił salę na zawsze. Pragnąc oddać się całkiem Bogu, postanowił wstąpić do stanu duchownego; sprzeciwiali się atoli temu zamiarowi ojciec i krewni, mając świetniejszą przyszłość Alfonsa na oku. Wkońcu zwyciężył jednak sługa Boży i wdział sukienkę kapłańską. Zaręczona mu księżniczka, zachęcona przykładem, wstąpiła do zakonu. Rozgniewał się na Alfonsa ojciec, szydził zeń tłum szlachty neapolitanskiej; on zaś cieszył się, że będzie adwokatem, obrońcą sprawy bożej. W 30. roku życia, w r. 1726, otrzymał Alfons święcenia kapłańskie i przyjął ofiarowane mu kierownictwo nad ćwiczeniami duchownemi dla kleru neapolitańskiego. Jak niegdyś zadziwiał wymową sądową, tak teraz przyciągał wszystkich znakomitemi kazaniami, których prostota i szczerość serdeczna ujmowała nawet zatwardziałych grzeszników. Pewnego wieczoru zawiodła ciekawość do kościoła, gdzie Alfons kazania swe wygłaszał, także jego ojca. Natchnione słowa syna, jakie tutaj usłyszał, tak go wzruszyły, że wróciwszy do domu serdecznie go uściskał i za opór stawiany mu przy wyborze stanu z łzami w oczach przepraszał.
   
       Alfons, poznawszy nader smutne zaniedbanie ludu, zwłaszcza wiejskiego, w sprawach wiary postanowił po dłuższej rozwadze z Bogiem i samym sobą, a także po naradzie z kilku biskupami założyć stowarzyszenie kapłanów dla niesienia ludowi pomocy duchownej. Jak każda myśl szlachetna tak też zamiar Alfonsa, skoro go w czyn wprowadzić zapragnął, na mnóstwo napotkał trudności. Główną przeszkodą był znów ojciec, który syna zaklinał, by go na starość nie opuszczał. Lecz Alfons z krzyżem w ręku uklęknął przed ojcem i zawołał: "Patrz, Ten oto woła mnie do dzieła, niechaj Bóg wspomaga ciebie i mnie." Poczem wyrwał się z objęć ojca, by iść za głosem Bożym. Z kilku towarzyszami udał się do dyecezyi Skala, by tu odprawiać misye ludowe. Szydzono z jego trudów. Zaprzestań, mówiono, niepotrzebnych zabiegów, Bóg nie chce twej służby! Tak, Bóg mnie nie potrzebuje, odpowiadał, ale ja potrzebuję Boga i On mi dopomoże. Jakoż wynagrodził Pan Bóg ufność św. Alfonsa, bo stowarzyszenie już niemal bliskie upadku znów się podniosło i utrwaliło. Nazwał je Alfons Kongregacyą Najświętszego Odkupiciela czyli Redemptorystów, oddał pod opiekę Najśw. Panny i uzyskał potwierdzenie papieskie od Benedykta XIV. 1749. r. Pod światłem kierownictwem świętego założyciela, który przez 30 lat był duszą stowarzyszenia, wprawiali kapłanie świat w zdumienie niesłychanem powodzeniem.
   
       Pracując około dobra cielesnego i duchowego innych, przyczem Bóg łaską cudów częstokroć go wspierał, Alfons wytrwale do własnego dążył uświęcenia. Każdego dnia przeznaczał pewien czas na modlitwy i rozważania. Zmuszony przez papieża Klemensa XIII. do przyjęcia biskupstwa w St. Agata mimo wielu nowych, a ciężkich obowiązków arcypasterskich, które spełniał z zapałem niestrudzonym, zawsze jeszcze miał czas do wspólnych pacierzy i różańca z domownikami swoimi. Czując, że siły go opuszczają, prosił o zwolnienie z urzędu biskupiego, lecz daremnie; papieże świętego starca zwolnić nie chcieli. Poddał się woli Bożej św. Alfons; gnębiony wiekiem, znękany chorobą starzec sędziwy nieraz jeszcze wstępował na kazalnicę, a już sam jego widok był kazaniem pobudzającem wszystkich do łez. Złożył wreszcie za zgodą papieża Piusa VI. 1775. r. urząd biskupi i oddał się cichej pracy w klasztorze. Przeżył tu jeszcze lat dwanaście. Ciężkie to były lata. Alfons cierpiał na gardło, gościec i uwiąd starczy, ale straszne bóle cielesne przewyższał jeszcze stek niepokojów moralnych. Trapiły go silne pokusy przeciw św. wierze, za którąby krew i życie swe oddał. Płakał więc dniem i nocą, że może u Boga jest w niełasce. Jeden z braci zakonnych tak świątobliwego męża oczernił, że współbracia go opuścili, a lud wszystek nienawiścią ku niemu zapałał. Od r. 1784 nie opuszczał już swej celki; ślepy prawie i głuchy siedział dzień i noc w krześle z głową zwieszoną, istny obraz nędzy, ale przytem obraz pokoju z Bogiem. Wielu odwiedzało go na to tylko, by zobaczyć świętego męczennika i budować się jego cierpliwością. Umarł mąż Boży dnia 1. sierpnia 1787. r. Ojciec św. Grzegorz XVI. zaliczył Alfonsa do grona Świętych Pańskich, a Pius IX. zaszczycił mianem "nauczyciela Kościoła" ze względu na znakomite jego pisma, będące do dziś dnia cennem źródłem wiedzy religijnej tak dla uczonych jak i dla prostaczków.

       Nauka

       Rozważmy sobie następujące słowa św. Alfonsa: Pomyśl, że tylko Bóg oprócz ciebie jest na świecie. Cały świat nie zdolen jest zaspokoić pragnienia serca stworzonego dla nieba; zaspokoi je tylko posiadanie samego Boga. Niechaj nie minie ani jeden dzień, w którymbyś nie czytał w książce duchownej lub nie rozważał prawd zbawiennych. Zanikiem uczuć pobożnych, pozorną opieszałością i pokusami doświadcza Bóg tych, którzy Go miłują. Popełniwszy błąd, nie trać pokoju i odwagi, choćbyś częściej w ten sam grzech popadał. Wzbudzaj natychmiast żal i postanowienie szczerej poprawy i ufaj pomocy Bożej. Znak to dobry, pocieszający, jeśli po grzechu robisz się zaraz niespokojny, znak to, że przy łasce Bożej opór chcesz stawiać poważniejszy każdej pokusie.
   
       Ty, mój Jezu, mówił św. Alfons, wystarczasz mi zupełnie. Nie dozwól, abym kiedykolwiek miał się z Tobą rozłączyć przez zezwolenie na pokusę. Udziel mi tej miłości, jakiej odemnie żądasz; więcej od Ciebie nie pragnę. Niechaj do Ciebie należę zupełnie, niechaj będę Twoją własnością jeszcze przed śmiercią. O mój Zbawicielu, szukałeś mnie, kiedy Ciebie opuszczałem; miłowałeś mnie, kiedy na Ciebie nie zważałem. Nie odrzucaj mnie od Siebie, nie opuszczaj mnie, bo chcę wrócić do Ciebie, zmiłuj się nademną, bo Ciebie szukam, pragnę i miłuję. Gotów jestem na wszelkie doświadczenia i cierpienia, bylebym mógł żyć w serdecznej ku Tobie miłości!


"ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH" - Poznań, dnia 10 lutego 1908.
Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J.
oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski




      


       Żywot świętego Alfonsa Liguorego, Biskupa i Doktora Kościoła
       (żył około roku Pańskiego 1787)

       Alfons Maria, urodzony w Neapolu w roku 1696, był synem kapitana Liguorego, szlachcica wysokiego rodu, i Anny Cavalieri, zacnej i cnotliwej niewiasty. Przy kołysce jego wypowiedział św. Franciszek Hieronim wieszcze słowa: "Dziecię to długo żyć będzie, zostanie biskupem i zdziała wiele dla chwały Boskiej".

       Jak ściśle słuchał chłopczyna nauk i przestróg pobożnej matki, tego dowiódł przy zabawie, kiedy bowiem przegrywający zarzucił mu oszukaństwo, oddał mu wygrany pieniądz i rzekł z oburzeniem: "Skądże ci przyszło na myśl, iżby ktoś mógł się dopuścić obrazy Pana Boga dla nędznego grosza?" - po czym natychmiast wyszedł z komnaty, wyjął medalik Matki Boskiej z zanadrza i zmówił modlitwę.

       W czasie uczęszczania do szkół i w latach uniwersyteckich dużo czasu obracał na modlitwę, chodził regularnie na nabożeństwo, komunikował co tydzień i nawiedzał Przenajświętszy Sakrament, mimo to jednak robił w naukach tak świetne postępy, że licząc zaledwie 17 lat, uzyskał tytuł doktora prawa i zyskał sławę jednego z najznakomitszych adwokatów. Jego anielski tryb życia był powszechnie znany; nigdy nie opuszczał nabożeństw i modlitw publicznych; wzruszająca była jego miłość do Najświętszej Panny, którą nazywał "ukochaną Matką". Nigdy nie wychodził, nie poprosiwszy Jej przedtem o błogosławieństwo; nigdy nie wracał, nie oddawszy czci Jej obrazowi; nigdy nie rozpoczynał pracy lub zatrudnienia ważniejszego, nie zawezwawszy Jej pomocy; za wybiciem każdej godziny, przerywając zajęcie, odmawiał "Zdrowaś Maryjo", i to z taką szczerością, przejęciem i prostotą, że obcy ze zdumieniem i uwielbieniem nań patrzeli. Wysocy dygnitarze ubiegali się o jego przyjaźń, znamienite rodziny pragnęły spowinowacić się z nim węzłem małżeńskim, a ojciec jego cieszył się już nadzieją, że księżniczka Teresa, córka księcia Pressicco, zostanie jego synową, gdy wtem naraz wszystko wzięło inny obrót. Alfons podjął się obrony w pewnym procesie, a przekonawszy się o słuszności sprawy, oddał się jej całą duszą. Na rozprawie wyłuszczył rzecz tak jasno, że wszyscy mu przyklasnęli, gdy wtem przeciwnik zwrócił mu uwagę na jeden wyraz, który został przez niego przeoczony, a całkowicie zmieniał sprawę. Alfons przyznał się do omyłki i zawoławszy: "O sławny świecie, znam cię teraz! Lepiej być ostatnim sługą Kościoła, aniżeli pierwszym sędzią trybunału", opuścił salę sądową na zawsze.

       Postanowił opuścić świat i poświęcić się stanowi duchownemu, ale jego ojciec i krewni stanowczo się temu oparli. Mimo wszystko Alfons zwyciężył w końcu, oświadczywszy, że Bóg go powołuje, a Jego rozkazów należy słuchać. Zaręczona z nim księżniczka poszła za jego przykładem i wstąpiła do klasztoru. Ojciec, oburzony jego krokiem, przez cały rok nie przemówił do niego ani słowa.

       Alfons oddał się gorliwie nauce teologii, przyjął w kościele farnym obowiązki ministranta, uczył w niedziele dzieci katechizmu i pisał pieśni nabożne dla ludu, a otrzymawszy święcenia kapłańskie - liczył wtedy trzydziesty rok życia - przyłączył się do gromadki księży, odbywających misje dla prostego ludu. Na kazania jego, proste, jasne i serdeczne zbierał się lud gromadnie i słuchał ich z wielkim zajęciem. Pewnego razu przyszedł na jego kazanie jego ojciec. Wywarło ono na nim tak potężne wrażenie, że zawołał donośnym głosem: "Synowi memu dopiero zawdzięczam poznanie Boga!", a w domu serdecznie Alfonsa uściskał i przeprosił go za to, że się opierał jego powołaniu do stanu duchownego.

       Alfons z bólem serca widział moralne zaniedbanie ludu i jego nieuctwo w rzeczach dotyczących wiary, zwłaszcza po wsiach, i powziął zamiar założenia kongregacji duchownej, której zadaniem miała być naprawa tych smutnych stosunków. Wśród łez, postów, ćwiczeń pokutnych, narad z biskupami i uczonymi mężami dojrzała myśl jego, gdy jednak przystąpił do jej urzeczywistnienia, doznał tysiącznych przeszkód, zwłaszcza ze strony ojca, który go ze łzami błagał, aby go na stare lata nie opuszczał. Alfons ukląkł przed nim i trzymając przed nim krucyfiks, rzekł: "Ten mnie powołuje do pracy. Podjąć ją winienem, niechaj tobie i mnie Bóg dopomoże". Po tych słowach pożegnał ojca. Ta ostatnia, najboleśniejsza walka trwała trzy godziny.

       W roku 1732 zamieszkał w Scali w lichym domku z dziesięciu kapłanami i trzema braciszkami, aby odbywać misje dla najniższych i najwięcej zaniedbanych warstw ludu, ale jego towarzysze wkrótce tak ostygli, że wszyscy go opuścili, oprócz dwóch. Był to srogi cios dla Alfonsa. Przeciwnicy szydzili z niego, mówiąc, że daremne są jego wysilenia i że Pan Bóg jego usług nie potrzebuje. Na to odpowiedział: "Tak jest, On mnie nie potrzebuje, ale ja Jego, i mam nadzieję, że mi dopomoże". Nie omylił się w swoich nadziejach, niezadługo bowiem zgromadziła się około niego tak spora gromadka zacnych i gorliwych księży, że nie tylko nie przerwał misji, ale założył dwa nowe domy. Towarzystwu temu nadał nazwę "Kongregacji Zbawiciela świętego" (Redemptorystów), a oddawszy je pod opiekę Najświętszej Panny, nadał mu regułę, którą zatwierdził papież Benedykt XIV w roku 1749. Odtąd poczęła się błoga działalność nowego zakonu, obfitująca w jak najzbawienniejsze skutki. Duszą zgromadzenia był przez lat 30 jego założyciel, upodobało się jednak Bogu włożyć na jego barki nowe brzemię: oto papież Klemens XIII mianował go biskupem diecezji św. Agaty. Ze szczerym smutkiem pożegnał Alfons braci zakonnych i zasiadł na stolicy biskupiej. Objeżdżając ustawicznie diecezję, miewał kazania, czuwał pilnie nad wykształceniem księży, pisał dzieła teologiczne, a zarazem piastował godność zwierzchnika zakonu i codziennie odmawiał z domownikami swymi pacierz dzienny, wieczorny i Różaniec św.

       Te niezwykłe wysilenia, jako też brzemię lat i bolesne cierpienia złamały w końcu jego siły. Dwóch papieży prosił o zwolnienie z urzędu biskupiego, ale Klemens XIII odpowiedział mu: "Imię i sława twoja starczy do zawiadywania diecezją", a Klemens XIV rzekł: "Jedna modlitwa twoja na łożu cierpienia zmówiona więcej korzyści przyniesie twym owieczkom, aniżeli dziesięć wizytacji diecezjalnych", toteż Alfons poddał się woli Bożej i czynił co mógł, mimo coraz większego upadku sił. Niekiedy wchodził jeszcze na ambonę, a sam widok jego był kazaniem, pobudzającym wiernych do płaczu. Pracował nawet na łożu boleści, aż wreszcie Pius VI wysłuchał jego prośby i przyjął rezygnację starca osiemdziesięcioletniego.

       Uniesiony radością podążył do domu misyjnego w Nocerze i jako zakonnik pracował jeszcze blisko dwanaście lat, ale były to lata pełne smutku i boleści. Najpierw trapiły go wątpliwości co do wiary świętej, przeto dnie i noce płakał z obawy, czy nie utracił łaski Bożej. Potem dokuczył mu jeden z braci zakonnej, szerząc niesnaski i nieporozumienia między towarzyszami, wskutek czego większa część księży odstąpiła Alfonsa; następnie zaczęto go oczerniać i utracił przychylność papieża, a dopełnił miary złego szatan, wmawiając w niego, że on sam winien wszystkiemu złemu, jakie dotyka zakon. Wtedy jednak wstawienie się Matki Boskiej położyło kres złemu, a Bóg sam przyrzekł mu przywrócić pokój w zakonie i pobłogosławić jego działania.

       W roku 1784 już nie mógł wychodzić z celi; zaniewidział i ogłuchł całkowicie, i nie mógł nawet leżeć w łóżku. Siedział dzień i noc w krześle, z głową zwieszoną, opartą o niski stolik - istny obraz nędzy, ale i zdania się na wolę Bożą. Wielu przychodziło oglądać świątobliwego męża i budować się jego cierpliwością. W końcu opadła go złośliwa febra, zapowiadając bliski zgon. Gdy mu podawano Komunię Świętą, szepnął z rozjaśnionym obliczem: "Otóż moja nadzieja" i umarł dnia 1 sierpnia roku 1787. Liczne pisma świętego Alfonsa, aprobowane powagą Kościoła, są prawdziwym skarbem zarówno dla uczonych jak i prostaczków.

       Nauka moralna

       Często nasuwa się nam pytanie: jakim sposobem Święci tak wiele zdziałać potrafili? Tak np. święty Alfons mimo ustawicznych wytężających prac, mimo ciężkich chorób, napisał około 60 dzieł rozmaitej treści, na których napisanie trzeba by zupełnie poświęcić całe długie życie. Tłumaczy się to tym, że Święci nigdy nie próżnowali ani nie odpoczywali i z każdej chwili korzystać umieli. Bywało nieraz, że św. Alfons cierpiał nieznośny ból głowy; wówczas przykładał sobie lewą ręką na głowę kawałek zimnego marmuru, a prawą pisał.

       Ażeby na podobieństwo Świętych umieć skorzystać z każdej chwili, trzeba sobie ułożyć porządek dzienny, który się stanie regułą życia; wtenczas wszystkie czynności, choćby były trudne, staną się łatwymi, bo przejdą w zwyczaj. Wypełniając bowiem czynności dzienne w swoim czasie, wypełnia się je dobrze i dochodzi się do doskonałości. Kto zaś doskonale i sumiennie swą pracę wykonuje, skarbi sobie zasługi i łaski u Boga.

       Chrześcijanin, który się zaczyna opuszczać w służbie Bożej i opieszale wypełnia praktyki pobożne, nabiera do nich wstrętu i kończy na zupełnym lenistwie. Wtedy zwraca się ku stworzeniom, ku rozkoszom świata, lecąc na oślep w przepaść występku, w przepaść tym głębszą, im wyższy stopień doskonałości już osiągnął. Ileż dobrego moglibyśmy zdziałać na chwałę Boga, gdybyśmy mniej czasu na zabawę poświęcali, gdybyśmy mniej myśleli o sobie i o wygodach swoich, a więcej o służbie Boga i o wiecznym szczęściu myśleli! Szczęśliwy tedy chrześcijanin, który się trzyma zakreślonego planu na drodze doskonałości i od niego nie odstępuje. Serce jego płonie gorliwością, gdyż Opatrzność Boża włożyła weń wszystkie dary swoje. Zaiste, wszystko możemy z gorliwością, a nic bez niej! Kto jest wierny w dobrych postanowieniach, ma też dobre, spokojne sumienie i cieszy się doskonałym szczęściem; każda praca w dziennym porządku zda mu się łatwa, jarzmo Pańskie słodkie i lekkie; największe poświecenie zmienia się dla niego w słodkie pociechy. Człowiek punktualny w swych obowiązkach spełnia każdy, nawet najmniejszy uczynek z nadnaturalnej pobudki, a przez to nadaje mu wartość i zbiera sobie w krótkim czasie niesłychane skarby dla Nieba. Co dzień więc rano po obudzeniu się odnawiaj dobre przedsięwzięcia swoje i pobudzaj się do korzystania z każdej godziny.

       Modlitwa

       Boże, któryś lud Twój wierny, dla wskazywania mu drogi zbawienia błogosławionym Alfonsem, wielkim sługą Twoim obdarzył, spraw miłościwie, prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katocwice/Mikołów 1937r.




      


       ŚW. ALFONS MARIA LIGUORI DOKTOR KOŚCIOŁA
       W STULETNIĄ ROCZNICĘ JEGO ŚMIERCI - O. ZDZISŁAW BARTKIEWICZ SI
 
 

       * * *

 



Z Najświętszego Serca pochodzą wszystkie Sakramenty,
a zwłaszcza Najświętsza Eucharystia

 


       O, gdybyśmy mogli poznać miłość, jaka płonie ku nam w Sercu Jezusa! Miłość ta skłoniła Go, by z nami pozostał w Najświętszym Sakramencie, jakby na królewskim tronie. Tu bowiem przebywa zamknięty w tabernakulum pod postaciami chleba, pozbawiony chwały Swego Majestatu, jakby unieruchomiony, bez fizycznego kontaktu ze światem materialnym. Wydaje się zatem, że nie czyni tu nic innego, jak tylko miłuje ludzi.

       Miłość prawdziwa pragnie stałej obecności przedmiotu swego ukochania i dlatego Pan Jezus pozostał z nami w Najświętszym Sakramencie. Zbawicielowi naszemu wydawał się zbyt krótki okres trzydziestu lat przebywania z nami na ziemi. Aby więc uczynić zadość pragnieniu pozostania z nami na zawsze, uznał za konieczne dokonać największego cudu ustanowienia Najświętszego Sakramentu Eucharystii.

       Dzieło Odkupienia zostało już dokonane i ludzie są pojednani z Bogiem: po cóż więc pozostał Pan nasz w tym Sakramencie? Pozostał, ponieważ Jego Serce nie mogło znieść rozłąki z nami. Sam to powiedział, że Jego rozkoszą jest przebywanie z ludźmi. Miłość skłoniła Go ponadto, by stał się naszym duchowym pokarmem, by się z nami łączył, a serce nasze stanowiło jedno z Jego Sercem. "Kto pożywa moje ciało, ten trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6,56).

       Miłość przynagliła wreszcie Chrystusa do podjęcia Męki krzyżowej, by w ten sposób mógł stać się naszym Najwyższym Kapłanem.

       Zbawiciel nasz nie był zmuszony umierać za zbawienie świata. Wystarczyłaby jedna kropla Jego Krwi, jedna łza czy modlitwa, by ze względu na swoją nieskończoną wartość przynieść zbawienie nie tylko wszystkim ludziom, ale nawet tysiącom światów. Cierpienie okazało się jednak koniecznym dla Chrystusa, by mógł się stać kapłanem. W przeciwnym bowiem razie skąd można by brać żertwę ofiarną, którą mieli składać w ofierze Bogu kapłani Nowego Przymierza?

       O zdumiewający cudzie! O niesłychana Miłości Boga względem ludzi! Z najgodniejszego czci Serca Jezusowego wypływają jak ze źródła wszystkie Sakramenty, ale szczególnie ten Sakrament Miłości. Dzięki niemu Jezus stał się towarzyszem naszego życia, naszym duchowym pokarmem, ofiarą nieskończonej wartości.

       MODLITWA

       Módlmy się. Panie Jezu Chryste, Ty z niepojętej Miłości ku ludziom ustanowiłeś Sakrament Eucharystii i Kapłaństwa, + spraw, abyśmy miłując Cię całym sercem,* godnie korzystali z Twoich darów. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem w jedności Ducha Świętego,* Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

Rozważanie św. Alfonsa Marii Liguoriego, biskupa
(Novena del Cuore di Gesu, medit. 2,
Opere, Torino 1887, II, pp. 413-414;
Selva, I, c. 1, n 4, op. cit, III, p. 8)
Źródło: brewiarz.pl 18.06.2015r.
       



MODLTWA DO PANA JEZUSA

ŚW. ALFONS MARIA LIGUORI
DOKTOR KOŚCIOŁA


       Jezu mój, przez upokorzenie, jakie okazałeś, myjąc nogi swym uczniom, proszę Cię o łaskę prawdziwej pokory, abym się upokarzał względem wszystkich, szczególniej zaś względem tych, co mną gardzą.

       Jezu mój, przez smutek, jakiego doznałeś w Ogrójcu, a który wystarczał do zadania Ci śmierci, proszę, byś mnie uchronił od smutku w piekle, gdzie bym musiał żyć zawsze oddalony od Ciebie, nie mogąc już Cię miłować.

       Jezu mój, przez odrazę, jaką widok mych grzechów już wówczas Ci sprawiał, udziel mi prawdziwego żalu za wszystkie zniewagi, jakie Ci wyrządziłem.

       Jezu mój, przez boleść, jakiej doznałeś, gdy Judasz zdradził Cię pocałunkiem, użycz mi łaski, bym zawsze był Ci wierny i nie zdradzał Cię już więcej, jak to czyniłem w przeszłości.

       Jezu mój, przez ból, jaki odczuwałeś, gdy wiązano Cię jako zbójcę, aby do sędziów Cię zaprowadzić, proszę, byś związał mnie z sobą słodkimi łańcuchami swej miłości, abym się już nigdy nie odłączył od Ciebie, me dobro jedyne.

       Jezu mój, przez te wszystkie zniewagi, policzki, plwociny, jakich doznałeś owej nocy w domu Kajfasza, użycz mi siły, bym z miłości ku Tobie znosił z spokojem wszystkie zniewagi, jakich doznam od ludzi.

       Jezu mój, przez owe szyderstwa, jakich Herod Ci nie szczędził, postępując z Tobą jak z szaleńcem, udziel mi łaski, bym znosił cierpliwie, cokolwiek ludzie o mnie powiedzą, obchodząc się ze mną, jako z nędznym, głupim lub niegodziwcem.

       Jezu mój, przez zniewagę, jaką Żydzi Ci wyrządzili, przenosząc nad Ciebie Barabasza, daj mi łaskę, abym z cierpliwością to przyjmował, gdy innych nade mnie będą przenosić.

       Jezu mój, przez boleść, jakiej doznałeś w najświętszym Swym ciele, gdy tak okrutnie Cię ubiczowano, użycz mi łaski, bym znosił z poddaniem wszystkie cierpienia, spowodowane przez choroby, szczególniej zaś te, jakich doznam w godzinę śmierci.

       Jezu mój, przez boleść, jakiej doznawała najświętsza Twa głowa cierniami przebita, daj, bym nigdy nie przyzwolił na myśli, które by Cię mogły obrazić.

       Jezu mój, przez owo Twe poddanie się śmierci na krzyżu, na jaką Piłat Cię skazał, udziel mi łaski, bym przyjął z poddaniem śmierć moją wraz z wszystkimi cierpieniami, jakie jej będą towarzyszyć.

       Jezu mój, przez Mękę, jakiej doznałeś, niosąc krzyż na Kalwarię, spraw, bym cierpliwie znosił wszystkie krzyże swego życia.

       Jezu mój, przez owe cierpienia, jakie odczuwałeś, gdy przebijano Ci ręce i nogi, proszę Cię, byś przybił do nóg Swoich mą wolę, abym tego tylko pragnął, czego Ty sobie życzysz.

       Jezu mój, przez gorycz, jakiej doznałeś, gdy napojono Cię żółcią, użycz mi łaski, bym nie obrażał Cię nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu.

       Jezu mój, przez boleść, jaką odczułeś, żegnając się na krzyżu z Swą świętą Matką, uwolnij mnie od nieporządnego przywiązania do mych krewnych i w ogóle do jakiegokolwiek stworzenia, aby me serce całkowicie do Ciebie należało.

       Jezu mój, przez smutek, jakiego doznałeś przy śmierci, widząc się być opuszczonym nawet przez Swego Ojca Przedwiecznego, daj mi łaskę, abym znosił spokojnie wszystkie utrapienia, nie tracąc ufności w Twej dobroci.

       Jezu mój, przez wzgląd na te trzy godziny cierpień, jakie konając na krzyżu poniosłeś, spraw, bym z poddaniem z miłości ku Tobie znosił cierpienia mego konania w godzinę śmierci.

       Jezu mój, przez tę wielką boleść, jakiej doznałeś, gdy Twa najświętsza dusza w chwili śmierci odłączyła się od Twego najświętszego ciała, udziel mi łaski, bym w chwili śmierci ofiarował Ci swe cierpienia wraz z aktem doskonałej miłości, aby następnie kochać Cię w niebie twarzą w twarz ze wszystkich sił przez całą wieczność.

       I Ty, Najświętsza Panno i Matko moja Maryjo, przez ten miecz, jaki przeszył Twe serce, gdyś ujrzała, iż ukochany Twój Syn skłania głowę i umiera, proszę Cię, abyś mi towarzyszyła w chwili śmierci, bym mógł Cię w niebie chwalić i składać Ci tam dzięki za wszystkie łaski, jakieś u Boga mi wyjednała.


Św. Alfons Maria Liguori, Uwagi o Męce Pana Jezusa dla dusz pobożnych. Przełożył z włoskiego O. Władysław Szołdrski C. SS. R., Toruń 1931, ss. 282-285.
http://www.ultramontes.pl/liguori_modlitwa.htm



       Stopnie Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa, św. Alfons Maria Liguori .

       Zegar Męki Pańskiej - św. Alfons Maria de Liguori .
    
       Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu - św. Alfons Maria de Liguori .

       Św. Alfons Maria de Liguori - Uwielbienia Maryi

 

 


.

napisz pierwszy komentarz