Uchodźcy spod Dunkierki. O najnowszym filmie Christophera Nolana. Recenzja cz. 1/2

avatar użytkownika kazef

Z filmem "Dunkierka" mam poważny problem. Historia opowiedziana przez reżysera "Interstellara" to nietypowy dramat wojenny o humanistycznej wymowie, ale też sugestywny obraz będący w moim przekonaniu ukrytą polityczną agitacją związaną ścisle z aktualnymi wydarzeniami w Europie. 

Wyjaśnię najpierw, na czym polega wspomniana "nietypowość". 
 
Nolan przyzwyczaił nas do kina na wysokim poziomie i nie inaczej jest tym razem. Miłośnicy jego filmów wiedzą, że w umiejętny sposób potrafi on żonglować perspektywami czasowymi i mieszać narracje prowadzone równocześnie w kilku wątkach. Tak było m.in w "Memento" (akcja tego filmu rozwija się "do tyłu", następujące po sobie sceny cofają nas coraz bardziej w czasie), w "Incepcji" (pomieszanie i wzajemne oddziaływanie realnej rzeczywistości z uniwersum wywoływanych sztucznie snów i "snów w snach") czy w "Interstellarze" (konsekwencje etyczne wieloletniej podroży kosmicznej i problematyka pętli czasu). W Dunkierce reżyser przeplata opowieść w kilku wątkach: 1. trzej młodzi żołnierze próbujący za wszelką cenę wyrwać się z matni, 2. cywil-marynarz, który wraz z dwoma synami płynie niewielką łodzią z Anglii na plażę pod Dunkierką, żeby uratować czekających na pomoc żołnierzy, 3. żołnierz "po przejściach", który znajduje schonienie na łodzi Anglika, 4. eskadra trzech lotników próbująca osłaniać ewakuację wojsk brytyjskich.
 
Tempo "poszatkowania" opowieści, ilość "przenosin" w czasie (w przód i w tył), zaskakujące przeplatanie się wątków stanowi nowość w kinie. Podobne zabiegi od lat można było zaobserwować w literaturze, przy czym obserwowujemy od kilku lat ich rosnącą popularność (polecam np. powieść "Dzień tysiąca godzin" W.S.Kuniczaka poświęconą kampanii wrześniowej, I wyd. 1967). Ich skala u Nolana oznacza jednak zupełnie nowa jakość. W epoce bombardowania oczu i mózgu wciąż nowymi obrazami i doznaniami (konwencja migającego w TV teledysku, adrenalina zmieniającej się scenerii interaktywnych gier komputerowych, nałóg klikania na laptopach i smatfonach) Nolan zgodnie z duchem czasu odchodzi niemal całkowicie od lineralnej opowieści. Dopiero w ostatnich minutach filmu następuje uspokojenie emocji i wiąże się ono także z zakończeniem wątków przedstawionym w tradycyjny sposób. 
 
Trzeba przyznać, że zabiegi formalne Nolana są udane. Wprowadzają widza w trans, wytrącają z emocjonalnej równowagi, a owo wytrącenie idzie w parze z dramatyczną walką o życie oglądaną na ekranie. Dyskomfort i dezorientacja co do uzmysłowienia sobie następstwa czasowego oglądanych scen nie są zbyt dolegliwe. Naturalistyczne i świetnie kręcone ujęcia na plaży, a zwłaszcza na morzu robią niesamowite wrażenie. Nolan ani przez chwilę nie przesadza z efekciarstwem, nie mamy poczucia uczestniczenia w komercyjnym widowisku. Dostajemy za to przejmującą mieszankę, gdzie chęć przeżycia za wszelką cenę, groza wojny, przejmujacy strach i okropieństwo śmierci nie powodują ani utraty człowieczeństwa, ani nie wykluczają pojawienia się czynów bohaterskich. Heroizmu tu nie brakuje i poczytuję to za jedną z największych zalet filmu.
 
cdn.
 

1 komentarz

avatar użytkownika kazef

1. Część 2/2