Odszedł nasz Przyjaciel, ostre pióro blogosfery, filozof nie uznający kompromisów, Paweł Paliwoda

avatar użytkownika Redakcja BM24

 

Paweł Paliwoda zmarł po długotrwałej, ciężkiej chorobie w wieku 50 lat. Z wykształcenia był historykiem filozofii. Uwielbiał długie nocne rozmowy telefoniczne na tematy egzystencjonalne. Ostre pióro, gołębie serce. Na swoich blogach, które już niestety zniknęły, bo nie miał do takich przyziemnych spraw głowy, przedstawiał swój profil jako samuraja lub Archanioła Michała.

Żył w świecie pięknym, spierał się z filozofami i mędrcami, życie zmuszało Go do zarabiania na chleb powszechni, na który zarabiał jako publicysta m.in. w "Rzeczpospolitej", "Życiu", "Ozonie", "Dzienniku" i "Gościu Niedzielnym", ostatnio tylko w "Gazecie Polskiej" i "Gazecie Polskiej Codziennie". Był też członkiem redakcji miesięcznika "Nowe Państwo". Prowadził  w TVP program "Ring".

Przegadaliśmy z Pawłem ja i Natenczas moc godzin. Będzie nam bardzo Pana brakowało, Przyjacielu.

To przesłanie z Jego prywatnego bloga, który zniknął, bo Paweł po prostu...zapomniał zapłacić za domenę.

Napisał: Pawel Paliwoda   Kambei  Shimada – to wojownik-filozof. Mędrzec. Nie ma takiej siły – głodu, nędzy, przewagi rządzących łotrów, panów-bogaczy kształtujących opinię publiczną – która zmusiłaby go do oportunistycznej kapitulacji, do służenia tym, których postrzega jako nędznych pachołów i karierowiczów. Nie można przekupić Shimady. Nie można z nim robić interesów. Nie można mu skutecznie pochlebiać. Nie można zaskarbić sobie jego przychylności pieniędzmi, stanowiskiem, karierą. To jest wojownik ubogi , bo w jego świecie – żeby zdobyć kosztowne pancerze – trzeba być oportunistą i tchórzem. Nie zawsze, ale prawie zawsze. I wtedy, gdy cała czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi  Shimada. Co z tego ma? Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy, a nie jako karierowicz i knur z tzw. dobrego towarzystwa. Naśladujcie Shimadę, Drodzy Czytelnicy, jeśli umiecie coś więcej niż tylko powtarzanie obiegowych słów.

 

 

 

śp.Paweł Paliwoda

 

Kambei Shimada


ŻYCZENIA DLA PANA BOGA - Paweł Paliwoda

Sprawa Bożych narodzin często prowokuje docinki i kpiny. Tylko ludzie ciemni mogą na serio brać biblijne historie – twierdzą oświeceni sceptycy. A ja pytam tych uczonych, jak to jest możliwe, żeby heptyliony sykstylionów galaktyk wypełniających kosmos były przed tzw. wielkim wybuchem skupione w jednym punkcie?

Boże narodzenie – czy w ogóle miało miejsce? Czy w ludzkiej historii pojawił się Bóg-człowiek? Jak w ogóle Bóg mógł się urodzić? Gdzie był, zanim się urodził? Czy Bogiem był już po urodzeniu, czy boskość stopniowo w nim dojrzewała – ale jak boskość może dojrzewać? A jeżeli to pierwsze, to dlaczego od razu nie rozpoczął nauczania, dlaczego nie pokazał ludziom, jak produkować i stosować antybiotyki, samochody czy komputery? I dlaczego przyszedł na świat jako chłopiec, a nie dziewczynka? Na dodatek Bóg urodził się w mało prestiżowym miejscu, do którego wkrótce mieli zawitać trzej wykwintni monarchowie. Trudno w to wszystko uwierzyć. Zwłaszcza jeśli uwierzyć się nie chce.

Sprawa Bożych narodzin często prowokuje docinki i kpiny. Tylko ludzie ciemni mogą na serio brać biblijne historie – twierdzą oświeceni sceptycy. A ja pytam tych uczonych, jak to jest możliwe, żeby heptyliony sykstylionów galaktyk wypełniających kosmos były przed tzw. wielkim wybuchem skupione w jednym punkcie? Wy w to wierzycie? Że tak wychodzi z rachunków? Jakich rachunków – tych wczorajszych, dzisiejszych czy przyszłych? Zdumiewające. Dlaczego zawierzenie relacjom mistyków czy milionów skromnych ludzi, którzy doświadczyli działania przyjacielskiej i opiekuńczej Pełni, miałoby być gorsze od pewnej siebie wiary naukowców?

Postrzeganie tego, co widzialne, i tego, co niewidzialne, kształtowane jest często przez modne wyobrażenia, co może istnieć, a czego nie ma prawa być. Kto nie lubi Pana Boga, nie pozna Go nawet siedzącego vis-a-vis w autobusie. Produkt podświadomości, efekt hipnozy, zatrucia lekami lub technika laserowa. Zawsze się znajdzie sposób, żeby napotkanego Boga wyinterpretować do cna.

Tymczasem nie ma w religii chrześcijan nic absurdalnego. I nie ma nic zdrożnego w nasłuchiwaniu i wyglądaniu sygnałów z tamtego świata. Co więcej. Trzeba bardzo uważać, żeby nie przegapić momentu spotkania. Żeby nie przespać swojego czasu. Ten czas Biblia napisana po grecku nazywa kairos. To szczególny moment przewidziany dla każdego z nas w planie Zbawienia. Wtedy otrzymujemy propozycję zaprzyjaźnienia się z Bogiem i ofertę wprowadzenia w wielką tajemnicę wiary. Bóg przynosi nam w kieszeni płaszcza patrzydełka, przez które widać świat po odjęciu czasu i przestrzeni. To właśnie wtedy przysiada się na ławce w parku albo w metrze i pyta, jakby z roztargnieniem, o godzinę. Siedzi dłuższą chwilę, czeka.

Ale jak Go rozpoznać? Jak dokładnie Pan Bóg wygląda? Nikt nie wie albo nikt nie chce tego powiedzieć. Może dlatego, że Boga poznaje się przez Jego niematerialny dotyk, dający się opisać przenośnią pełną emocji, jak w „Pieśni nad pieśniami”. Ten „dotyk” uruchamia w nas doświadczenie, które nie jest fikcją. W przedziwny sposób wywołuje w nas coś, co jest przeżyciem przenikającym od głowy do stóp – najbardziej rzeczywistym z rzeczywistych. To powiew świata najbardziej realnego, nieskończenie trwałego, wiecznego. Bywa, że Słowo Boże płynie do nas wprost od Boga, bezpośrednio, bez zbędnej autoryzacji. To Słowo pełne miłości, otuchy i optymizmu. Gdy je usłyszymy, tylko ono staje się ważne. Jest potężniejsze od ludzkiej złości, pychy, nędzy, choroby i starości. Bez niego na tym świecie nie dałoby się żyć. Po ludzku.

Dzień Bożego Narodzenia to chwila uroczysta i urocza. To czas, w którym Jezus Chrystus obchodzi swoje urodziny. Obecnie dwa tysiące dziesiąte (choć w istocie Bóg jest odwieczny). Nie obchodzi ich hucznie. Jak w słowach wigilijnej ballady anglosaskich bardów: „The Christmas spirit is not what you drink”. Chrześcijaństwo to wzajemne obdarowywanie się. Nie tylko prezentami spod choinki, ale przede wszystkim ciepłem. Najlepszy prezent dla świątecznego Jubilata to nasze serdeczne reagowanie na innych ludzi, także tych nieznajomych, biednych i brzydkich. Choćby drobne gesty życzliwości i sprawione im dobro w te – i inne – dni zrobią wielką przyjemność nie tylko małym dziewczynkom i starszym panom z zapałkami, ale przede wszystkim Bogu.

Boże! Wszystkiego najlepszego z okazji dnia Twoich urodzin! Życzą Ci tego, Panie, chrześcijanie na całym świecie. To życzenia pełne wdzięczności i oddania. To w istocie nasza deklaracja wobec Ciebie. Potwierdzenie miłości, wiary i nadziei. I podobnie będzie w kolejne rocznice Twoich narodzin – także wtedy, gdy zastąpią nas następne pokolenia – aż po kres dziejów."

 

Panie Boże, przyjmij do siebie Pawła, który Cię tak miłował i gotowy był zawsze bronić, jak Archanioł  Michał !

Wieczny odpoczynek racz Mu dać, Panie,


a światłość wiekuista niechaj Mu świeci.


Niech odpoczywa w pokoju.


Amen.

 

 

 

Archanioł Michał

 

55 komentarzy

avatar użytkownika natenczas

1. ..

Odszedł wspaniały Człowiek, wielki ból mam w sercu.

Panie Pawle...brak mi dziś słów.

Nie zapomnę naszych wielogodzinnych rozmów, dziękuję Panu za wszystko co mi dałeś.

Nam wszystkim dałeś.

Sygnaturka wciąż jest u mnie na twardym dysku.

 

 

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a Światłość Wiekuista niechaj Mu Świeci.Amen.

avatar użytkownika Maryla

2. Odszedł, jak Kambei Shimada wojownik-filozof. Mędrzec.

" I wtedy, gdy cała czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi Shimada. Co z tego ma? Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy, a nie jako karierowicz i knur z tzw. dobrego towarzystwa."

Nie zapomnę Jego zdziwienia, gdy po długotrwałym leczeniu, kiedy nie mógł pracować i utrzymywał się z oszczędności, któregoś dnia pojechał na stację i nie mógł odjechać .... karta była pusta. A jeszcze rok wcześniej pytał mnie jak najlepiej ulokować oszczędności.

Odszedł jako człowiek uczciwy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

3. Nie wiedziałam...

że był aż tak bezkompromisowy... Zadroszczę Wam, którzy Go znaliście.
Wieczne odpoczywanie racz dać mu, Panie...

avatar użytkownika Unicorn

4. Naprawdę szkoda +++

Naprawdę szkoda +++

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Maryla

5. 3 LUTY 2010

lut-3-2010

Manifest w obronie „Bożego prostaczka”

Artykuł napisał: Pawel Paliwoda : Kategoria Udecka pogarda

„Boży prostaczek” to nie prostak. To ktoś wyzbyty pychy, egoizmu, wrażliwy na los innych. To nie były TW z UD, UW, PD czy PSL. To nie dawny funkcjonariusz WSI, który
zarządza teraz bankiem i zarabia miliony. To osoba skromna, cicha,
często bezradna. Czy ludzie skromni i niezamożni są z natury głupi? Czy
są źli i brzydcy? Czy stanowią masę odpadową kapitalizmu? Tak
przynajmniej sądzi większość ludzi uważających się w Polsce za
liberałów. W dobrze działającej liberalnej demokracji na górze drabiny
zamożności są ponoć jednostki najlepsze, na dole – najgorsze. W Polsce
ci „najlepsi” także będą albo już są zamożni, potrafili bowiem odnaleźć
się w nowym systemie („wolnorynkowym”), bo są pojętni, dynamiczni, ale i
wrażliwi. Sąciekawi świata, chcą żyć pełnią życia. Człowiek skromny to
zakompleksiony dureń, który zamiast interesować się paryską modą i
walczyć o prawa orangutanów, albo strajkuje, albo wegetuje w jakiejś
Mławie, gdzie urządza pogromy Cyganom. „Polskie piekło”, „katolicki
ciemnogród” – tak mówią „liberałowie”.

Po 1989 roku postępowe media oraz snobistyczne salony zdominowała
pogarda wobec przeciętnego, niezamożnego obywatela. Niebywałe, jak się
dzisiaj mówi o polskich chłopach i robotnikach. Jakby byli zużytymi
robotami do kasacji. Nawet u lewaków i socjalistów nie widzę wyraźnej
obrony chłopów i robotników. Ludzi biednych, bez pracy i perspektyw.
Lewacy toczą boje o sprawy obyczajowe, polityczne, o duperele. Mało kto
przejmuje się polską wsią, czy mieszkańcami miast wybudowanych niegdyś
wokół później upadłej fabryki.  

„Nam się udało, a ta ciemnota ciągle jest niezadowolona”. Tej
postawie towarzyszyła od 1989 roku szkodliwa polityka gospodarcza –
błędnie i przewrotnie nazywana liberalną. W istocie była to mieszanina
beztroski, socjalizmu i korupcji utrzymująca społeczeństwo w biedzie.
Ale niby-liberałowie mają powody do dumy. Na tle większości udało im się
upozować na ludzi sukcesu. Kumoterstwo czerwonej pajęczyny, w pełni
zachowana i sprawnie działająca sieć dawnych WSI, sobiepaństwo,
skorumpowane i źle działające sądy, prokuratury, a także promujące
uznaniowość prawo – to im pozwoliło osiągnąć sukces.  

Wszystko, co niezgodne z linią ekip Mazowieckiego, Bieleckiego,
Suchockiej, Millera, Belki czy Tuska było i jest surowo piętnowane przez
dyspozycyjne media i łapciuchów z niezdekomunizowanych szkół wyższych.
Nie przeczę, że niejednokrotnie prawica postulowała rozwiązania jeszcze
gorsze (jak choćby propozycje „ożywiania gospodarki” przez rozluźnianie
dyscypliny budżetowej i zwiększanie podaży pieniądza). Faktem niemniej
jest, że propaganda sukcesu uprawiana przez polityczne i intelektualne
elity od początku III RP brutalnie knebluje krytyków lub ignoruje głosy
prawdziwie liberalne – jak te z kręgów Centrum im. Adama Smitha.
Nagradzany jest serwilizm i lizusostwo, premiowane w ramach plemiennych
rytuałów (np. rozdawnictwo nagród typu „Nike”). Wzorem „młodego
kapitalisty” stał się niegdyś polityk KLD, a potem UW i PO, Paweł
Piskorski. Dynamiczny, kreatywny, twórczy? Tak?!  

Od wieku XVIII socjalistom sen spędzała z oczu robotnicza bieda – tak
mówili. Ale nawet to mówienie się skończyło, gdy robotnicy w krajach
prawdziwe kapitalistycznych zaczęli przyjeżdżać do fabryk własnymi
samochodami – w Ameryce od czasów upowszechnienia się Forda T, w Europie
zachodniej w latach 60. ubiegłego wieku. Wtedy to właśnie lewaccy
terroryści zaczęli szukać duchowego wsparcia nie u robotników, ale u
wykształciuchów zwanych intelektualistami. Nie kto inny, jak pisarz,
filozof i komunista Sartre mawiał, że woli żyć w dyktaturze Stalina niż w
dyktaturze de Gaulle`a.  

Postępowi intelektualiści i dziś mają się świetnie. Ci polscy
odrabiają zaległości z czasów PRL. Wtedy musieli udawać dobrych wujów
świata pracy. Teraz bez krępacji naśladują zachodnich kolegów.
Robotników wymienili na lesbijki. Chłopów na pederastów. Zamiast biedą,
martwią się „faszyzmem”. Zamiast liberalizować gospodarkę, od 1989 roku
ich polityczni „liberalni” eksponenci podnoszą podatki, KTÓRE SAMI W
DUŻEJ MIERZE MARNUJĄ I ROZKRADAJĄ. Za nasze pieniądze i z pomocą
politycznych przyjaciół ideolodzy „liberalizmu” chcą organizować w
szkołach akcje typu „załóż jemu, załóż sobie”. Zdumiewająca – tak
powiem, żeby przyzwoicie brzmiało – ministrowa Hall kasuje w szkołach
Gombrowicza, zapędza 6-letnie maluchy do szkół (państwo PO chce odbierać
dzieci rodzicom jak najwcześniej, aby jak najszybciej przystąpić do ich
indoktrynacji), zajmuje się pierdołami, zamiast uczyć dzieci historii
Polski dawniejszej i dzisiejszej. DLACZEGO – W MORDĘ JEŻA !!! – NIE
CZYTA SIĘ W LICEACH OBOWIĄZKOWO TAKICH KSIĄŻEK, JAK „INNY ŚWIAT”,
„ARCHIPELAG GUŁAG” CZY „I POWRACA WIATR” BUKOWSKIEGO? A CHOĆBY I „WIERNĄ
RZEKĘ” ŻEROMSKIEGO?  

W Polsce 95 proc. podatków od osób fizycznych od lat pochodzi od
ludzi najbiedniejszych i skromnych (dwie pierwsze grupy płatników). To
oni są najdokuczliwiej prześladowani przez fiskalizm, choć rzadko zdają
sobie z tego sprawę – całkowicie zdezorientowani, bezradni. W
ideologicznie poprawnej popkulturze robotnicy to mali złodziejaszkowie i
pijaczkowie, siedlisko dewocji – tak jak chłopi (czy pamiętają Państwo
Kabaret Olgi Lipińskiej, agitatorstwem ustępujący chyba tylko “Szkłu
Kontaktowemu”?). Tymi grupami ani postępowe elity, ani „liberalni”
politycy się nie przejmują. Robotników zastąpią wkrótce roboty, a chłopi
wymrą samoistnie. Świat zasiedlą groteskowo chude modelki i
antyfaszyści. Ci jeszcze powalczą ze sto lub dwieście lat, antyfaszyzm
bowiem to fajna robota. Tu pełną synergię osiągają profesorki od
kulturowych transgresji i czytelniczki „Bravo Girl”. 

Jestem zwolennikiem racjonalnej polityki gospodarczej, a równocześnie
za podłość uważam pogardliwy stosunek pseudoliberalnych elit do ludzi
skromnych ekonomicznie i obyczajowo. Te dwie formy skromności często idą
w parze, ale w żadnym razie nie świadczą koniecznie o ułomności
charakteru. Przeciwnie. W wielu przypadkach cechują ludzi silnych,
rozważnych, prawych, którzy nie chcą być przebojowi. To wrzaskliwy
„kapitalizm”, który wartościuje ludzi w zależności od stopnia zamożności
lub zajmowanego stanowiska, jest propozycją nędzną.  

Ale nie całe zło świata da się wytłumaczyć działalnością „ich”. Każdy
z nas musi być świadom własnych wyborów. Nie brakuje w Polsce leniów,
złodziei i hochsztaplerów. Nie brakuje zaciekłych socjalistów wśród tzw.
prawicy (rząd PiS mógłby wiele na ten temat powiedzieć). Nie brakuje
takich, którzy chcą żyć cudzym kosztem. To ci najchętniej podchwytują
hasło „sprawiedliwości społecznej”. A tymczasem żadna „sprawiedliwość
społeczna” nie jest nam potrzebna. To wymysł socjalistów, którzy na jej
konto podwyższają podatki po to, by je później zmarnotrawić lub
rozkraść. Biedacy na tym nie skorzystają. Wolny rynek musi istnieć, ale w
otulinie – owszem! – konserwatywnych wartości, wpajanych w rodzinie,
szkole i kościele. Tylko w ten sposób można dojść do prawdziwej
międzyludzkiej solidarności. Chciałbym, żeby rząd Donalda Tuska potrafił
zreformować sferę gospodarczą na modłę liberalną. Chciałbym także, aby
nie zapominał, że Jasną Górę odwiedza corocznie 4,5 miliona osób. Że to,
co jemy i pijemy, to czym jeździmy i w co się ubieramy, ktoś musi
wytworzyć. Fenomenalnie wartościowi są nie tylko Kuba Wojewódzki, Doda i
Szymon Majewski. Wartościowi są także przeciętni ludzie, którzy
wyczekują w mrozy na przystankach, podczas gdy ex-agenciuchy rozjeżdżają
się luksusowymi terenówkami za 200 tys. zł, kupionymi za gaże z
zasiadania w niezliczonych radach nadzorczych firm z udziałem Skarbu
Państwa.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. mar-4-2010 Czy istnieją

mar-4-2010

Czy istnieją święci i łajdacy?

Artykuł napisał: Pawel Paliwoda : Kategoria Idee

Niebo nad Berlinem, reż. Volker Schloendorff     Urodzeni mordercy, reż. Oliver Stone


 Co jest lepsze: twórczość Gretkowskiej czy Dostojewskiego, „Urodzeni mordercy” czy „Niebo nad Berlinem”? Jednym z najmniej mądrych, a równocześnie najbardziej rozpanoszonych przesądów jest twierdzenie, że o gustach się nie dyskutuje. Tak? A o czym mamy dyskutować? O tym, czy pierwiastek kwadratowy z „2” jest liczbą wymierną? Kwestia epistemologicznego statusu sądów wartościujących jest fundamentalną kwestią cywilizacyjną. Ustroje i systemy, które rezygnują z formułowania mocnych sądów ocennych, osłabiają swoje sądownictwo, policję i cały wymiar sprawiedliwości. Rządzący zaś zamieniają się w fircyków, którzy sprawnie dostosowują się do obowiązującego w polityce kanonu estetycznego. Wybory wygrywają bowiem gładcy i sympatyczni mówcy, przegrywają zaś przepełnieni poczuciem misji ludzie, na których twarzach maluje się niepokój i smutek.

Już kategorie „lepszy”, „gorszy” doprowadzają lewaków do furii. Eksponując jedną rzecz, dokonujemy przecież automatycznej „dyskryminacji” innych. A rzekomo nie ma w istocie żadnych podstaw do formułowania sądów ocennych ufundowanych na czymkolwiek innym niż nasze stany psychiczne. Tego inspiruje i zachwyca krycyfiks w nocniku, innego nie. Ale podstaw, aby piętnować działalność całych hord Nieznalskich czy Kozyr tak naprawdę nie ma. No i co z tego, że może to obrażać czyjeś uczucia religijne? A moje uczucia – może ktoś wywodzić – obraża szpetota miejscowego kościoła. Tam, gdzie w grę wchodzą kategorie estetyczne – a większość fenomenów dnia codziennego zawiera takie konotacje – spory na temat obecności pewnych treści w przestrzeni publicznej powinny być zawieszone. No, ale są wyjątki! Jeżeli w urynie wystawiona zostanie w państwowej (czy innej) galerii gwiazda Dawida, to zmienia to postać rzeczy. Wtedy już nie mówi się o estetyce i wolności „artysty”, ale o antysemityzmie. Jeżeli ktoś podobną akcję chciałby przeprowadzić z muzułmańskim symbolem religijnym (na wszelki wypadek nawet go nie nazywam), dostaje kulkę w czaszkę – i już po dyskusji.

Postępowcy żerują bezczelnie – bo arbitralnie i jednostronnie czyniąc zeń użytek – na rozróżnieniu, którego dokonał David Hume (1711-1776). Sądy wartościujące nie są sądami emiprycznymi w sensie naukowym. Owszem, odnoszą się do pewnej rzeczywistości – psychicznej – ale dlatego nie podlegają intersubiektywizacji (jak sądy o faktach dostępnych powszechnie) i zachowują status sądów subiektywnych, w żaden sposób niesprawdzalnych. Tobie wydaje się to, a mnie tamto. I dobrze, jeżeli wyznajemy zasadę tolerancji. W ten sposób w liberalnej demokracji może funkcjonować obok siebie nieskończona liczba sądów ocennych, wśród których są sądy sprzeczne.

Dlaczego przesąd Hume’a tak się upowszechnił w dzisiejszej filozofii? Odpowiedź daje na to inne pytanie: „Czy ten człowiek jest dobry?”. Dobry? – zapytają lewacy. Może tak, może nie. To zależy od tego, czy spełnia kryteria przyjęte w danym czasie i danej społeczności. Co jest dobrem w rozumieniu nowojorskiej bohemy, nie musi być dobre w rozumieniu plemion żyjących w dżungli amazońskiej. Ale i w NY, i wśród buszmenów zdanie powyższe nie jest, ściśle biorąc, zdaniem w sensie logicznym. Nie daje się mu bowiem przypisać żadnej z dwóch wartości logicznych: prawda, fałsz. A dlaczego? Bo nie ma zbioru kryteriów, na mocy których dałoby się ocenić, czy człowiek jest dobry czy zły (w innej stylizacji językowej: czy jego czyny są dobre, czy złe).

Możemy zatem oceniać rządy, narządy i przyrządy – i nie są to wtedy wypowiedzi stricte oceniające, mamy bowiem empiryczne kryteria informujące, co znaczy, że młynek do kawy jest dobry (czy zły), czy nasz wzrok jest dobry (czy zły), czy rząd sprawuje władzę dobrze, czy źle (wybory parlamentarne). Pomijając ten ostatni przykład, w ocenie którego rządzą często emocje i czynniki pozamerytoryczne, pozostałe przykłady nie budzą niczyjej wątpliwości. Dobry młynek to taki, który skutecznie miele kawę. Jeżeli ten oto konkretny młynek zakupiony przez nas wczoraj, kiepsko mieli, wypuszczając kawałki ziaren, jeżeli sypie się z niego zawartość, jeżeli jego obsługa wymaga nadzwyczajnej siły, powiemy w sposób uprawniony, że jest to zły młynek (czyli po prostu do bani). Dlaczego tak samo nie jest z ludzkimi działaniami?

Nie istnieje bowiem zbiór kryteriów, który pozwoliłby nam formułować kategoryczne sądy oceniające. Kwestionuje się, aby istniała w przypadku ludzi i ich działań taka „funkcja”, którą dana osoba powinna spełniać, aby być „dobrą”. Oczywiście w sensie względnym, sytuacyjnym, określonym kulturowo przez niepisany obyczaj i prawo stanowione, daną osobę wolno nam – na to lewacy nam zezwalają – użyć takiego sformułowania. W istocie jednak używają go oni nagminnie i to nie „w sensie w sensie względnym, sytuacyjnym, określonym kulturowo przez niepisany obyczaj i prawo stanowione”, ale w trybie stanowczym, apodyktycznym, kategorycznym. Widać to ewidentnie wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą etyczne i estetyczne uwrażliwienia lewaków (i nie tylko). Czy ktoś z nich ośmieli się powiedzieć, że holocaust nie był złem moralnym? Czy zakwestionują moralne potępienie „molestowania seksualnego” przez księdza z Koziej Wólki?

Problem sądów wartościujących w antropologii to kwestia unieważnienia poglądu, iż istnieje ponad historyczny, obiektywny zbiór moralnych dyrektyw, zakazów, nakazów i zaleceń, które wytyczają człowiekowi sposoby postępowania, określając jego funkcję na ziemi, tak jak instrukcja obsługi młynka do kawy uszczegóławia jego cele i sposób działania. Logicznie pierwotny więc wobec zarzutów Hume’a jest rozstrzygnięcie o charakterze fundamentalnie poznawczym. Czy istnieje i jest poznawalny kanon wartości etycznych oraz zbiór dyrektyw wykonawczych, instruujący o dobrych sposobach działania człowieka. Jeżeli się istnienie powyższych bytów kwestionuje, pozostaje przyjąć zalecenia Hume’a. Nie mają one jednak charakteru logicznego, o ile nie są podbudowane założeniami ideologicznymi i światopoglądowymi.

Strategia hume’owska prowadzi do destrukcji dyskursu etycznego i poważnego dyskursu estetycznego. Zaciera się granica między symfoniami Mozarta a pisenkami Dody. Wszystko jest równocenne – i po co to zmieniać? Po co dyskryminować wielbicieli Dody, którzy o Mozarcie nie słyszeli, a za nią oddaliby życie? Czy to nie okrutne? Zauważmy także, że przeniesieniu dyskursu etycznego w obszar „psychologicznych preferencji” nadaje mu powierzchownie estetyczny charakter. Zanikają pytania w rodzaju” „Czy pornografia jest szkodliwa?”, wypierane coraz częściej przez pytania w rodzaju; „Jakie wrażenie robi na tobie hard porno?”, „Czy lubicie oglądać porno we dwójkę?” etc. Poważne pytania zostają spsychologizowane i zredukowane do subiektywnych prezentacji jednostkowych stanów psychicznych.

Na zakończenie powiem mocno: ludzie pozbawieni zdolności sądzenia z oczywistością – pisałem o tym w tekście … – są umysłowo niepełnosprawni i nie są dysponowani ani do opisywania rzeczywistości, ani do zarządzania nią. Jednak o ile kulturowo są porządnie przysposobieni do życia, wychowani we właściwym systemie wartości (tak, „właściwym”, istnieją bowiem systemy całkowicie niewłaściwe; niech relatywiści-nihiliści powiedzą publicznie, że system wychowawczy w nazistowskich Niemczech albo Komsomoł w Sowietach były dobrymi systemami wychowawczymi), mogą prawidłowo i etycznie funkcjonować w świecie. System demokracji liberalnej jest szczególnie nieprzydatny w wyłanianiu jednostek intelektualnie przygotowanych do kształtowania opinii publicznej oraz rządzenia. U jego podstaw leży konkurs wyłaniania politycznych Miss czy Misterów zewnętrznej elegancji i werbalnej sprawności. Ale w jaki sposób demokratyczne wybory miałyby wyłaniać ludzi naprawdę mądrych, skoro swoista teologia demokracji (traktowanej jako wartość najwyższa) wyklucza rozróżnienie na głupców i mędrców? Oczywiście czyni to tendencyjnie i w sposób skrajnie zakłamany. W istocie bowiem liberalni lewicowcy wypowiadają tysiące kategorycznych sądów ocennych, mają swoich bożków i idoli oraz swoje resentymenty, którym także dają wyraz w sposó niepohamowany własnymi zakazami.

Ideologia wykluczania sądów wartościujących z poważnego dyskursu publicznego prowadzi do całkowitego zaniku owego dyskursu. Świadomością i podświadomością zbiorową zaczynają sterować ci, którzy w najsprytniejszy sposób są w stanie opanować kanały informacyjne, którymi transmituje się do społeczeństwa dowolną ideologię, korzystną dla opiniotwórczej elity. Taki jest skutek atomizacji społeczeństwa pod hasłem wolności i samorealizacji jednostki. To samotny i ogłupiały tłum, którym łatwo może sterować niewielka, świadoma swoich celów, zdeterminowana grupa scalana politycznie, materialnym interesem, etnicznym pochodzeniem itp. Demokracja wyzuta z mocnej aksjologii przeistacza się w quasi-liberalny zamordyzm. Wyraźne oznaki tego mamy obecnie w Polsce. Autor ideologicznie niepoprawnej książki, w której pojawiły się sądy wartościujące ujemnie kwalifikujące reanimowanego przez liberalną lewicę bożka, zamiast pisać doktorat na uniwersytecie, obsługuje wózek widłowy w jakiejś firmie. Tzw. spiskowa teoria dziejów jest w złożonych konfiguracjach ideowo-politycznych często niezbędnym modelem wyjaśniającym, który teoretyczność traci wraz z drobiazgową, uporczywą analizą poszczególnych składników tejże konfiguracji. Ale aby ją rozpocząć i doprowadzić do końca, potrzebna jest duża odwaga i wytrzymałość badacza. Jednak lepiej być bogatym i sławnym, niż biednym i zepchniętym na prestiżowy margines społeczeństwa. Dlatego tak mało jest Cenckiewiczów, Gontarczyków czy Zyzaków, a tak wielu Friszke’ów.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

8. Będzie mi go bardzo brakowało!

Bardzo lubiłam jego artykuły, chętnie dyskutowaliśmy razem na forach, przez jakiś czas nawet pisaliśmy do siebie.

Walczył piórem i klawiaturą - niestety, rak go pokonał.

Wieczne Odpoczywanie racz Mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci.
Niechaj odpoczywa w Pokoju Wiecznym.
Amen.



"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika natenczas

9. Trzy gatunki wykształciucha

Trzy gatunki wykształciucha

Artykuł napisał: Pawel Paliwoda : Kategoria Cywilizacja

Pojęcie wykształciucha wymyślił ponoć Aleksander Sołżenicyn (образованщина). Polski odpowiednik tego słowa – „wykształciuch” – zaproponował Roman Zimand. Określenie to pojawia się na ogół w trakcie sporów na temat definicji i społecznej roli inteligencji. Termin ten wyodrębnia ignorancką, egoistyczną, narcystyczną część ludzi wykształconych, którzy nie mają wiele wspólnego z tradycyjną polską inteligencją. Znany ze swoich “postępowych” sympatii profesor Jerzy Bralczyk zestawia genezę i semantykę „wykształciucha” z pojęciem „komuch”, użycie którego w jego środowisku uchodzi za kompromitujące. Posłużenie się “wykształciuchem” nie znaczy jednak wcale potępienia w czambuł wszystkich ludzi wykształconych i wszystkich inteligentów. A to właśnie sugerują przerażone wykształciuchy, które nie wiedzą, jak przed tą znakomicie demaskującą kategorią się osłonić. Starają się więc zasugerować całej inteligencji, że kwalifikacja ta obejmuje nie tylko ich. Ot, klasyczne rżnięcie głupa, po którym wykształciuchy mianują siebie obrońcami polskiej inteligencji.

Dla mnie „wykształciuch” stanowi doskonałą przeciwwagę dla określenia „oszołom”, które rozpropagowała wśród wykształciuchów głównie „Gazeta Wyborcza”. Wykształciuch to budulec piramidy ideologicznej, na szczycie której sytuują się quasi-intelektualiści – Wykształciuchy Producenci – formułujący nakazy ideologicznej karności (political correctness), niższy poziom to znaczna część ludzi mediów: Wykształciuchy Kolporterzy – propagujący te idee na skalę masową, w uproszczonej i komunikatywnej formie, alarmując zarazem o przekroczeniach obowiązującego idiomu wyznaczonego przez poziom nadrzędny.

Podstawę piramidy stanowią osoby apirujące do rangi inteligenta, które poprzez pogardę wobec katolicyzmu oraz idei konserwatywnych podnoszą własną samoocenę. To Wykształciuchy Szeregowe, słabo zorientowane w sytuacji politycznej i kulturowej, ale tworzące publikę, która płaci za gazety i książki oraz oklaskuje programy telewizyjne, dzięki czemu prestiż i pieniądze stają się łupem wykształciuchów dwóch wyższych poziomów. Klasycznym tego przykładem jest znaczna część widzów programów typu – nazwijmy je tak zbiorczo – „Szkło Powiększające”, którzy dzwonią do telewizji, aby otrzymać nobilitującą pochwałę od prowadzących program.

To ich nagroda za manifestacyjną karność (nagrodą dla twórców i gości programu są wielotysięczne gaże). W serwilistycznym kontakcie z mediami Wykształciuch Szeregowy rośnie. Buduje własną tożsamość i dobre samopoczucie. Tymczasem dwa górne poziomy sprawują funkcję nadzorczo-egzekutorską wobec społeczeństwa. Ustalają, kto powinien być ostracyzmowany, a kto lansowany w mediach, na uczelniach czy przy rozdawaniu grantów i prestiżowych nagród literackich.

Słowo o pojęciu „inteligencja”. Przywędrowało ono do nas również z Rosji. Określano tak ludzi różnego pochodzenia – szlachta, arystokracja, naukowcy, studenci – którzy w Rosji carskiej inicjowali ruchy modernizacyjne i wolnościowe. W sensie socjogenetycznym była to grupa trudno definiowalna właśnie z uwagi na heterogeniczność jej przedstawicieli i ich poglądów. Ludzi tych łączył etos nowoczesności i często poglądy antymonarchistyczne.

Opisową frazą, którą można by zastąpić ówczesne określenie „inteligent”, jest „światły umysł”. Nie da się i nigdy nie udało się komunistycznym socjologom (z których większość przetrwała na swoich stanowiskach do dzisiaj) opisać „inteligencji” w kategoriach doktryny marksistowskiej, z jej frazeologią klasowych interesów i podporządkowanej im egoistycznej ideologii, „fałszywej świadomości” itp.

W okresie komunistycznym, gdy klasa ludzi światłych została albo wymordowana – głównie w Sowietach – albo zrepresjonowana i zepchnięta na margines społeczeństwa (PRL), termin „inteligent” odgrywał w ideologii marksistowsko-leninowskiej funkcję protezy, zapełniającej lukę w opisie społeczeństwa socjalistycznego. Jego skład to klasa robotnicza i chłopi (lub ich kołchoźniczy odpowiednik w Sowietach). Co zrobić z ludźmi wykształconymi na potrzeby komunizmu: artystami, pisarzami, przedstawicielami innych wolnych zawodów? Ta ostatnia grupa stanowiła superratę, z którą nie bardzo było wiadomo, co począć.

Ludzi tych nazwano więc „inteligencja pracująca” (należeli do niej także i działacz PZPR, i kierowniczka poczty, i księgowa). Jeśli dziś jakiś były materialista historyczny wmawia nam, że wie, czym była i jest inteligencja, nie warto mu ufać. Bo inteligencja to ludzie mądrzy, światli i prawi. Nie ma i nie było nigdy takiej klasy społecznej (poza “Państwem” Platona) – nie ma i nie było instytucji, która automatycznie promowałaby samych inteligentów.

Dziś pojęcie „inteligencja” funkcjonuje jako termin w najwyższym stopniu wartościujący, stosowany często intuicyjnie dla wskazania osób światopoglądowo i aksjologicznie budzących sympatię liderów liberalnej lewicy i tworzących jej polityczne i finansowe zaplecze. Wszystkich tych ludzi łączy ideologia w deformujący sposób nawiązująca m.in. do ideii niemieckiego filozofa Fryderyka Nietzschego. Dzisiejszy wykształciuch w groteskowy sposób pozuje na nietzscheańskiego Nadczłowieka.

Czy Katarzyna Kozyra, feministki, liderzy ugrupowań gejowskich, nieprzejednani pacyfiści, ekolodzy, obrońcy pornografii, “postępowi” dziennikarze i politycy czytali dzieła Fryderyka Nietzschego? Być może, niektórzy. Zdecydowana mniejszość. Tymczasem ich styl działania i głoszona ideologia przypomina parodię myśli niemieckiego filozofa. „My” odkrywamy nowe światy, nowe formy wolności, nowe formy ekspresji, rządzenia, opisywania rzeczywistości.

To „my” widzimy głębiej i dalej. I to, co widzimy, wskazuje, że żadne ponadhistoryczne i powszechne normy etyczne nie istnieją. To „my” odsłaniamy kolejne, coraz głębsze pokłady irracjonalnego konserwatyzmu i zaściankowości, które tamują drogę rozwoju nowych prądów myślowych, artystycznych, ekonomicznych. „My” jesteśmy lepsi od przeciętnego Polaka. Jesteśmy ponad kościelnymi dogmatami i ludowymi mądrościami. Ponad zwodniczym zdrowym rozsądkiem.

W Polsce i na świecie trwa wyścig transgresyjnych szczurów, które dokonują coraz to bardziej ekscentrycznych odkryć. Przeżytkiem jest tradycyjna rodzina, związki heteroseksualne, podział społecznych ról na męskie i kobiece, system sądowniczy i więzienniczny, system edukacji, tradycyjne cnoty przyzwoitości i dobrego wychowania – jaskiniowa już kindersztuba, ograniczenia dotykające pornografię i obscena w miejscach publicznych, pojęcie obrazy uczuć religijnych itd.

Kto wynajdzie i rozgłosi jakąś nową formę „antywolnościowej represji kulturowej”, zyskuje prestiż, pisze książki, otrzymuje tytuły i granty – w najgorszym razie dzwoni do „Szkła Powiększającego” (Wykształciuchy Szeregowe). Renesans myśli Fryderyka Nietzschego, Zygmunta Freuda i różnych form marksizmu obserwujemy w liberalnych demokracjach co najmniej od połowy lat 60.

W końcu zjawisko to dotarło także do Polski. Ostatnio nawet – na zaproszenie gazety „Dziennik” – w Warszawie gościł zwolennik Stalina i dogmatycznego komunizmu – Slavoy Żiżek. Ale w tej układance, jaką jest funkcjonowanie dużych społeczności świata zachodniego, pierwszeństwo w wywieraniu wpływu na umysły inteligencji przypisałbym Nietzschemu. To właśnie małpowanie tego myśliciela, naśladowanie Nietzschego a rebours, ułatwia dziś karierę w mediach i na uniwersytetach, zabłyśnięcie w świecie intelektualistów czy postępowych artystów happenerów.

Na łamach „Tygodnika Powszechnego” Czesław Miłosz napisał kiedyś, że najbardziej poczytnym wśród studentów uniwersytetu w Berkeley filozofem jest Fryderyk Nietzsche, który połączył – albo zmieszał, jak kto woli – dwie fascynacje. Znalazł się pod przemożnym wpływem kultury i sztuki antycznej oraz teorii Karola Darwina. Niechęcią czy wręcz nienawiścią darzył tę część społeczeństwa, którą dzisiaj nazywamy „klasą średnią”, a którą w czasach Nietzschego określano mianem „burżuazja” (fr. bourgeois – „mieszczanin”).

Klasę tę postrzegał jako bezwładną i bezideową masę, która zagubiła klasyczne wartości sztuki i filozofii, wytwarzając równocześnie rodzaj immunologicznej hipokryzji. Każdy, kto kwestionuje merkantylną i leniwą intelektualnie mentalność mieszczaństwa, podlega społecznemu ostracyzmowi jako dekadent i socjopata. Zarazem zinstrumentalizowane chrześcijaństwo staje się ideologią konserwującą i stabilizującą porządek społeczny. Traci tym samym swoją istotną treść i przesłanie. Stąd twierdzenie Nietzschego o śmierci Boga.

Paradoksalnie krytyka Nietzschego miała w znacznej mierze charakter prawicowy – wycelowana była bowiem w nihilizm społeczeństwa bogacącego się i zabiegającego o komfort codziennego życia – w społeczeństwo masowe i egalitarne, wyzute z zaangażowanej i wzniosłej aksjologii. Postrzegał je jako narzędzie zwalczania każdej ideii, która w jakikolwiek sposób przekształca status quo.

Tego rodzaju przekształcenie społeczeństwo egalitarne – zdaniem Nietzschego – postrzegać miało jako destabilizację niosącą groźbę całkowitej destrukcji ustalonego ładu. Tego typu zbiorowość nienawidzi i nie toleruje elitarności. Postawa arystokratyczna, rycerska są nie tylko obiektem zawiści, ale i zagrożeniem dla ustabilizowanej, nietwórczej, ale sytej miernoty.

Miernota skrupulatnie zatem pilnuje, aby wybitne jednostki nie mogły promować swoich idei. Masowa miernota tworzy kanon wartości i zachowań opartych na chrześcijaństwie i konsekwentnie zwalcza wszelkie formy transgresji tego modelu. Szczególną rolę w destrukcji skostniałej aksjologii społeczeństwa odgrywają artyści. Ludzie stanowiący elitę, która wrażliwością i intelektem przewyższa przeciętnego obywatela.

Obrazoburstwo artystycznej bohemy wobec zachowawczego konserwatyzmu spełnia formę terapii. Odsłania nowe opcje myślowe i kanony estetyczne. Niszczy zasadę automatycznego dziedziczenia światopoglądu. Zachęca do samodzielnego poszukiwania prawdy o sobie i świecie.

Nadczłowiek Nietzschego nie miał być aroganckim egotykiem, ale kimś w rodzaju moralnego i estetycznego aktywisty-rewolucjonisty. Posługując się językiem Leszka Kołakowskiego z eseju „Kapłan i błazen” (tu esej ten zachowuje jeszcze pewną opisową przydatność), powiedzielibyśmy, że nadczłowiek jest błaznem, rycerzem i artystą w jednej osobie. Nie bryluje na salonach. Nie jest snobem ani karierowiczem. Nadczłowiek kreuje nie tylko własne wartości, ale nową elitę (ową elitę Nietzsche postrzegał na kształt biologicznego gatunku, łącząc pod wpływem Darwina cechy moralne i intelektualne z biologicznymi). Stare, konserwatywne i obłudne elity, będące strażnikiem ancien regime’u, stają się obiektem szyderstwa i drwiny. Są nędzną podróbką prawdziwej elity, wyłonioną w procesie demokratycznego głosowania. I w polityce, i w kulturze są wykwitem sprzyjania masowym gustom i dominującej w społeczeństwie zakłamanej aksjologii.

Nadczłowiek Nietzschego jest od przeciętnego człowieka lepszy, bardziej wrażliwy, bardziej dostojny. A któż nie chciałby zostać nadczłowiekiem, przynależeć do rasy, która jest szczególnie predystynowana i uprawniona do rządzenia masami? Z pewnością nadludźmi chcieli być studenci, których uczył w Berkeley Czesław Miłosz.

Wspominam tu o teorii „rasy panów” i modzie na nietzscheanizm, wpisana jest ona bowiem w istotę wielu procesów społecznych, z którymi mamy dzisiaj do czynienia w Polsce i na świecie. Wpisana jest ona w mentalność wykształciucha, który zresztą o tym nie wie. Przeżuty i przetrawiony na humanistycznych wydziałach uniwersytetów, w kręgach postępowych twórców i publicystów Nietzsche zostaje wypluty za pośrednictwem mass mediów i sensacyjnych książek na talerze niedowartościowanych snobów – w postaci atrakcyjnej oferty zmiany tożsamości.

Bez historycznych i filozoficznych studiów każdy wzbogacony handlowiec, właściciel zakładu fryzjerskiego czy absolwent socjologii może się bez trudu poczuć kimś lepszym od „moherowych beretów”. Wystarczy obrazić się na większość społeczeństwa, na Kościół katolicki, na „sowieckiego człowieka”. Stajemy się wtedy „umysłami krytycznymi”, które wyrastają ponad zacofane masy. Wytwarzamy sytuację bezpiecznego antagonizmu. Nie atakujemy bowiem swojego „ponowoczesnego otoczenia”, ale – jak mówiono za czasów Nietzschego – „tych strasznych mieszczan”.

Dziś owi „mieszczanie” to ludzie protestujący przeciw znieważaniu symboli religijnych, aborcji, eutanazji, pornografii, bezmyślnemu abolicjonizmowi czy – na razie ostrożnej, ale już widocznej – propagandzie i promocji pedofilii.

Osobiście nie życzę sobie, aby moje dziecko było w szkole poddawane lewicowo-liberalnej indoktrynacji na lekcjach wychowania seksualnego (czy nazbyt pospiesznie wprowadzanej obecnie do szkół filozofii), na których wykłady prowadzić będą aroganckie pannice, wytresowane w duchu pogardy dla tych, którzy wierzą w pozapsychologiczny świat, pozapsychologiczne (obiektywne) wartości i obiektywnie istniejącego Boga.

Modne i ekspansywne quasi-nauki: psychologia, psychologia społeczna, politologia, antropologia kulturowa (ta uprawiana przy biurku) czy socjologia rozdają wykształciuchom dyplomy nadczłowieczeństwa w postaci prawa do rekonstrukcji społecznej świadomości – w ten sposób, aby to oni znaleźli się na szczycie społecznej piramidy jako arbitrzy moralnej i intelektualnej elegancji. Jak pisał Paul Johnson, uniwersytety stały się dzisiaj kuźnią pogardy wobec przeciętnego, skromnego człowieka, hołdującego zwykłej przyzwoitości.

Z tego, co napisałem, śmieją się teraz ci, którzy nie pojęli do końca mocy słów-wytrychów. Ich niezwykłej mocy perswazyjnej. Stanowią one siedmiomilowe skróty myślowe, zastępują długie wywody, których ponowoczesna umysłowość nie trawi. Nie mogą być zwykłą inwektywą, ordynarnym sztychem pachnącym rynsztokiem. Muszą mieć urok bon motu, zachowywać leksykalną przyzwoitość.

I najważniejsze: przywoływać bolesne doświadczenie potoczne, które niełatwo się werbalizuje. Ciężko je rozplątać i wypowiedzieć. Słowa wytrychy załatwiają to jednym cięciem. Dobrze o tym wiedzą postępowcy, chociaż nigdy publicznie się do tego nie przyznają. Czas więc, aby ich oponenci zaczęli wykuwać i konserwować równie skuteczne środki perswazyjne.

avatar użytkownika Pelargonia

10. Wielka to strata. Będzie mi Go bardzo brakowało!

Lubiłam bardzo Jego artykuły i audycje, często dyskutowaliśmy ze sobą na forach. Przez jakis czas korespondowaliśmy ze sobą.
Walczył dzielnie słowem, piórem i klawiaturą, ale rak go pokonał.

Wieczny Odpoczynek racz Mu dać, Panie, a Światłość Wiekuista niech Mu świeci.
Niech odpoczywa w Pokoju Wiecznym.
Amen


"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika michael

11. Taki był jeszcze młody.

Duchem.

avatar użytkownika Maryla

12. @michaelu

tak, taki był młody Duchem. I ciągle zadziwiony jak tyle kłamstwa i podłości może się plenić , szukający , twórczy i taki "nie z tej ziemi". Każda rozmowa schodziła na rozważania filozoficzne, a ja "praktyczna ekonomistka" ściągałam na ziemię... wiele się nauczyłam, ale zbyt mało... "rozmowy niedokończone"....

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

13. "Z tego, co napisałem, śmieją

"Z tego, co napisałem, śmieją się teraz ci, którzy nie pojęli do końca mocy słów-wytrychów. Ich niezwykłej mocy perswazyjnej. Stanowią one siedmiomilowe skróty myślowe, zastępują długie wywody, których ponowoczesna umysłowość nie trawi. Nie mogą być zwykłą inwektywą, ordynarnym sztychem pachnącym rynsztokiem. Muszą mieć urok bon motu, zachowywać leksykalną przyzwoitość.

I najważniejsze: przywoływać bolesne doświadczenie potoczne, które niełatwo się werbalizuje. Ciężko je rozplątać i wypowiedzieć. Słowa wytrychy załatwiają to jednym cięciem. Dobrze o tym wiedzą postępowcy, chociaż nigdy publicznie się do tego nie przyznają. Czas więc, aby ich oponenci zaczęli wykuwać i konserwować równie skuteczne środki perswazyjne. "

Mało kto naprawdę zdaje sobie sprawę jak niezwykle, jak fundamentalnie ważna jest ta konstatacja.
 

avatar użytkownika Maryla

14. lip-19-2009 Snobka

lip-19-2009

Snobka filantropka – wykształciuch w spódnicy

Artykuł napisał: Pawel Paliwoda : Kategoria Feminizm i pajdokracja

Współczesna demokracja odwzorowuje mentalność kobiet wyzwolonych

Regres męskości

Dlaczego Izabela Łęcka zachwycała się trzeciorzędnym artystą (skrzypek Molinari) czy obleśnym bawidamkiem (Kazio Starski), a pogardzała mężczyzną silnym i szlachetnym (Stanisław Wokulski)? W „Regresie człowieczeństwa” Konrada Lorenza czytamy: „W przypadkach, kiedy wybór partnera płciowego należy do samicy, współzawodnictwo samców polega prawie wyłącznie na rozwinięciu możliwie najbardziej efektywnej >techniki reklamiarskiej<”. Przykładem tego są jelenie ze swoim gigantycznym porożem. Austriacki noblista pisał: „jest ono potrzebne do walk rywalizacyjnych, a ponadto żądają tego >panie< jako optycznego czynnika wyzwalającego. Wykazano, że za pomocą sztucznego i przesadnie wielkiego poroża można odciągnąć harem od najsilniejszego miejscowego jelenia”.

Wśród zwierząt groteskowa atrapa wypiera autentyczne zalety tam, gdzie o wyborze partnera decyduje gust samic. Podobnie bywa u wyzwolonych kobiet. Z dynamicznym rozwojem doktryn socjalistycznych oraz narastaniem w kręgach akademickich Zachodu popularności Fryderyka Nietzschego szczególnie atrakcyjni stali się wśród damskiej populacji artyści pokłóceni z „tymi okropnymi mieszczanami”. Już ponad sto lat temu podporządkowana idei postępu selekcja kulturowa wyprodukowała nowe wzorce męskości i kobiecości. Odcisnęła piętno także na procedurach i instytucjach politycznych. Proces demokratyczny jako konkurs piękności czy polityka międzynarodowa jako pacyfizm wydają się mieć wiele wspólnego ze zwyczajami jeleni, choćby ktoś życzył sobie nazwać ten pogląd społecznym darwinizmem.

Druzylla postępowa

Ruch wyzwolenia kobiet datuje się od czasów rewolucji francuskiej, kiedy to de Gouges ogłosiła „Deklarację praw kobiety i obywatelki” (1789 r.). Od tamtej pory stał się on jednym z głównych nurtów ideowych określających siebie jako postępowe. Znamienne jest, że obchodzony przez nas 8 marca Dzień Kobiet został proklamowany świętem przez socjalistyczny Międzynarodowy Sekretariat Kobiecy (1910 r.).

Choć ruch wyzwolenia kobiet występował pod różnymi sztandarami politycznymi, wśród intelektualistów rosnącym uznaniem zaczął się cieszyć w miarę jego sprzęgania się z reformatorskimi i pacyfistycznymi hasłami lewicy (zwłaszcza po I wojnie światowej). Równocześnie wśród szerszych warstw inteligencji modna stawała się apoteoza kobiecości. Ale nie tej z listów Abelarda, poezji Petrarki czy powieści Stendhala, lecz tej awangardowej, która może być wykorzystana jako narzędzie społecznych zmian. Choć jeszcze Tomasz Mann przeciwstawiał mrocznemu teologowi Naphcie oświeceniowca Settembriniego, kontrkulturowy szyk nakazywał już przeciwstawiać mu hybrydę Simone de Beauvoire i Glorii Steinem.

Oczywiście specyficznie kobiecych technik wpływania na mężczyzn sufrażystki ani nie wynalazły, ani nie unieważniły. Metody te są damskim atutem od tysiącleci. Jednak gen Liwii Druzylli rozpowszechnił się na masową skalę obecnie – w dobie wolnego czasu i rozrywki. W społeczeństwie permanentnej zabawy rola kobiety jest niepomiernie ważniejsza niż w społeczeństwie, w którym dominują cnoty wojskowe. W miarę łagodnienia, cywilizacja zmienia oblicze z marsowego na niewieście. Dlatego dziś kobiety mogą stawiać panom żądania, które wymagają od mężczyzn postawy wykraczającej poza niegdysiejszą rycerskość wobec dam. Ta ostatnia zakłada fundamentalną asymetrię społecznych ról i dlatego została przez emancypację zanegowana. W cywilizacji pacyfizmu i ludyczności kobieta staje się – by tak rzec – artykułem pierwszej potrzeby. Jeśli posiada spryt żony Augusta, potrafi tę sytuację wykorzystać dużo efektywniej niż pozwalałby się spodziewać postulat „równouprawnienia”. Wrażliwość kobiet zaczyna narzucać cywilizacji kryteria i oceny, które muszą być przez mężczyzn traktowane ze śmiertelną powagą – pod groźbą zarzutu dyskryminacji. Wiele kobiet skorzystało więc z okazji do przyspieszonej realizacji niespełnionych aspiracji – w tym intelektualnych pretensji. Polityczna poprawność nadawała się do tego idealnie.

Za cenę przyswojenia paru sloganów gwarantowała poczucie wyższości wobec otoczenia zdemaskowanego jako wsteczne. Postęp w feministycznym przebraniu to budowanie własnego wizerunku poprzez tworzenie agonicznych relacji z większością społeczeństwa (a nie z własnym otoczeniem, do czego potrzebna byłaby prawdziwa odwaga). To kłótliwe zwracanie na siebie uwagi. To pretekst dla besztania wszystkiego, co uchodzi za zdroworozsądkową normę. To potrzeba dowartościowania zaspokajana techniką ostentacyjnej filantropii, działającej na rzecz ofiar cywilizacji białych mężczyzn. To altruizm, który sytuuje się na antypodach chrześcijańskiego miłosierdzia i który agresję maskuje tyradami o wolności. Wchodzi on dzisiaj w skład ideologii służącej odróżnianiu się nowej dżilasowskiej „nowej klasy” od „zwykłego człowieka” wyznającego „parafiańskie zabobony” (dwa ostatnie określenia autorstwa Teresy Hołówki). Ciemiężony proletariat został wymieniony na dyskryminowane mniejszości, wśród kuratorów których usadowiły się kobiety wyzwolone. W ten sposób walka o postęp stała się eliksirem na cerę współczesnej elegantki, która go nie wymyśliła, ale z upodobaniem stosuje. Dla socjalistów feminizm jest sprzymierzeńcem w walce z konserwatywną aksjologią, dla wielu pań pomysłem na samoafirmację. Tak oto tolerancja dla społecznych anomalii przestaje być aprobatą dla dewiacji, a staje się przepustką do klasy nadludzi, którą Nietzsche sytuował wśród artystycznej bohemy. A której snobce-filantropce nie imponują obrazoburczy artyści?

Altruizm antyklerykalny

Feminizm jest integralnym składnikiem lewicowego bloku ideologicznego, reprodukując wszystkie jego antypatie i fobie. Nie przypadkiem więc chrześcijaństwo stanowi główny obiekt jego ataków, jest bowiem postrzegane – słusznie! – przez tę formację jako substancjalny składnik cywilizacji zachodniej (Marks: „Komunizm zaczyna się wraz z ateizmem”). Jeśli nawet najżywotniejsza chrześcijańska konfesja – katolicyzm – nie od razu kojarzy się wyzwolonym kobietom z dyskryminacją, przybierają one antyklerykalną pozę wraz z absorbcją postępowej frazeologii i płynących z jej stosowania beneficjów (prowadzenie programów w mediach elektronicznych, możliwość publikowania w wysokonakładowej prasie, stanowiska akademickie i tytuły naukowe m.in. w „Gender Studies”, granty itp.). Niechęć do chrześcijaństwa popłaca.

Max Scheler zwrócił uwagę, że „nienawiść można wyrazić pod pozorem jakiejś formy miłości; miłości do czegoś, co ma przeciwstawne cechy niż przedmiot nienawiści”. Tak właśnie, zdaniem słynnego fenomenologa, dzieje się w przypadku większości nowożytnych aktów filantropijnych czy altruistycznych. Są one formą pośrednio wyrażanej agresji wobec miłości chrześcijańskiej. Agape Scheler charakteryzuje jako duchową, osobistą więź z konkretnym człowiekiem. O jej wartości nie decyduje materialna korzyść z niej płynąca, lecz sam fakt zaistnienia. Z serca darowany wdowi grosz ma wielką wartość, mimo niewielkiej siły nabywczej. Świat, w którym jest więcej miłości, jest przeto lepszy od świata, w którym jest mniej cierpienia. Dlatego miłości chrześcijańskiej nie wolno mylić – podkreśla Scheler – z „instytucją charytatywną” czy „socjalizmem”. Tymczasam altruizm i filantropia (gr. filija – miłość, anthropos – człowiek) są za jednym zamachem miłością do całej ludzkości – czyli do nikogo. „Przy takim nastawieniu – pisze Scheler – >ludzkość< nie jest bezpośrednio przedmiotem miłości, lecz zostaje taktycznie przeciwstawiona przedmiotowi nienawiści”. Postępowy humanitaryzm, u źródeł którego leży oświeceniowy dogmat o sprzeczności religii z ideą społeczeństwa egalitarnego (wolnego od hierarchizacji i dyskryminacji), jest współczuciem na pokaz, przypominającym „stare baby, które nawzajem zarażają się szlochem”.

Dziś każdy nowy przejaw feministycznej filantropii jest przez lewicę przedstawiany jako bramka strzelona kapłańskiej drużynie na jej własnym podwórku. Każda zaś próba kojarzenia historycznych i psychospołecznych uwarunkowań ideowo-politycznej elity z nurtami myśli antyburżuazyjnej (fr. bourgeois – mieszczanin) postponowana jest złowieszczym zarzutem „antyinteligenckości”.

Mieszczanie do bicia

Wystarczy przejrzeć największe magazyny kobiece, aby zdumieć się ich wrażliwością na los ekscentrycznych mniejszości. Ale prasa ta z zasady nie współczuje chorym na stwardnienie rozsiane, nieustannie natomiast graficiarzom dewastującym nasze domy („artyści”). A jaki jest stosunek tych wydawnictw do zwykłych ludzi? Oto fragment tekstu „10 powodów, dla których warto mieć wrogów” z wielkiego magazynu, znanego z promowania tolerancji: „Ukierunkuj agresję. Wrogowie mają duże znaczenie jako przysłowiowi chłopcy do bicia. Mając ich zawsze pod ręką, możesz wyładować agresję wtedy, gdy odczuwasz taką potrzebę. Tym sposobem unikasz awantur w rodzinie czy wśród przyjaciół”. Czy walka o prawa mniejszości nie jest graniem na nosie chłopcom do bicia? Czy dla spoistości własnej grupy nie warto zabawić się w obyczajową rewolucjonistkę? Czy tego samego te panie uczą swoje dzieci – dla odprężenia bicia innych dzieci? Ile dla tego środowiska rzeczywiście znaczy los zmęczonej, zaniedbanej i wierzącej w „parafiańskie zabobony” włókniarki, w której rodzinie rzeczywiście dochodzi do przemocy? Wydaje się, że tyle, co kultura Pigmejów, za którą zresztą kobiety wyzwolone dałyby się przed kamerami posiekać. Nie potrzeba szkła powiększającego, aby dostrzec w tym gigantyczną hipokryzję. Wyemancypowane panie przyznają się do niej otwarcie (z poczucia bezkarności raczej niż z rozsądku). Piszą to, czego niejeden subtelny apologeta lewicy nie śmiałby wyszeptać, ale co chętnie zaakceptuje w myśl zasady „wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółkami”.

Esse est percipi

„Istnieć to być postrzeganym” – to teza skrajnego idealizmu subiektywnego, która przy okazji nieźle streszcza psychologię wielu kobiet i demokratycznych polityków. W tym pierwszym przypadku zwracanie na siebie uwagi stało się racją istnienia. Jak bowiem wytłumaczyć tak ogromne stłoczenie pań wokół zawodów modelki, aktorki czy telewizyjnej prezenterki? Podobnie z politykami. Kogo publiczność nie widuje, ten w politycznym obiegu nie istnieje. Dlatego podstawową sprawnością demokratycznego polityka jest autoreklama. To nie przypadek, że narodzinom demokracji w starożytnej Grecji towarzyszyło powstanie kasty specjalistów od retoryki i reklamy – sofistów. Kto choć trochę interesuje się współczesną humanistyką, wie, jak istotną rolę odgrywa w niej nawrót do klasycznej sofistyki, przeciwstawianej sokratejskiemu „racjonalizmowi fallokratycznemu”. Jak twierdzi Jean-Francois Lyotard, jeden z czołowych autorów ponowoczesnych, refleksję polityczną charakteryzuje dziś „radykalny feminizm antyfilozoficzny”. Kulturowym wzorcem staje się „mała dziewczynka” – byt, niczym sofiści, beztroski w podejściu do prawdy. Sokratejskość jako strażnik twardego rygoru logiki formalnej, cnót obywatelskich i rycerskich – Sokrates służył w formacji hoplitów – okazuje się zagrożeniem dla społeczeństwa dyskotekowego. Surowe zasady i kategoryczne oceny psują zabawę, są więc zabronione. Powagę zastępuje śmiech, tragedię – komedia. Absolut – „Bóg umarł” – staje się bożkiem ironii. Teraz proces demokratyczny zakorzeniony ma być nie w męskiej elicie peryklesowej polis, ale w rewolucyjnej „topologii sił erotycznych” (Lyotard). Czynnik ten określa dynamikę systemu politycznego jako procesu permanentnej emancypacji. W praktyce rozmiękczenie politycznych gustów i kryteriów wyboru powoduje, że władza przestaje być obowiązkiem, zaszczytem i służbą, a staje się wysokim miejscem na grzędzie, skąd lepiej widać nowoczesnego polityka i jego asystentki od równego statusu.

Wbrew bombastycznym zapowiedziom teoretyków nowej polityki, demokracja nabiera cech infantylnego konkursu piękności. Przesycenie postępową kobiecością wydobywa z demokracji tkwiące w niej od starożytności elementy groteski.

Salomeizacja świata

Wyemancypowany kaprys raz żąda na tacy głowy Jana Chrzciciela, innym razem daje fortunę na schroniska dla bezdomnych kotów. Raz za pieniądze podatnika chce ugościć uchodźców z całego Magrebu, innym razem zrywa ich córkom chusty z głów. Jest nieprzewidywalny i anarchistyczny. Współcześnie stał się mieszaniną feministycznych roszczeń – niby to lekceważonych, ale i chętnie dyskontowanych przez wiele kobiet w życiu codziennym – oraz odwiecznego sprytu niewiast. Do rangi zasady uniwersalnej podnosi damskie słabości, które dawniej mężczyźni traktowali z przymrużeniem oka. Za wyrozumiałość i dżentelmenerię kobiety rewanżowały się powściągliwością w histerii. Dzisiaj to się zmienia. Wystarczy wskazanie palcem, aby aresztować mężczyznę za molestowanie, a nawet skazać (por. budzący grozę proces w Dzierżoniowie). Skandal, jak trzeba nazwać stronniczośc sfemninizowanych sądów rodzinnych, zaczyna przenikać do sądów powszechnych (65 proc. sędziów sądów rejonowych w Polsce to kobiety). Kobiecy repertuar płaczów, których mężczyźni na ogół nie naśladują, stawia ich na sali sądowej na z góry przegranej pozycji. Tymczasem polscy progresiści szykują nowelizację kodeksu karnego, zgodnie z którą mężczyźnie można skonfiskować jego własne mieszkanie – z hipoteką – na podstawie skargi współmałżonki. Ale kłopoty czekają nie tylko mężczyzn.

Feministyczny resentyment w jeszcze większej skali potrafi krzywdzić całe rodziny. Doskonale widać to dzisiaj w USA. Tylko w 1998 roku – na podstawie oskarżeń o molestowanie seksualne i stosowanie przemocy wobec dzieci – całkowicie sfeminizowane i „sfeministkowane” kuratoria i sądy rodzinne doprowadziły do odebrania amerykańskim rodzicom 238 tys. dzieci. Dwustu trzydziestu ośmiu tysięcy! W Ameryce w lawinowym tempie rośnie armia przymusowych sierot, które poddaje się praniu mózgów w państwowych domach opieki (w których funkcje wychowawcze sprawują osoby z tego samego ideologicznie nadania). Nawet Stalin i Dzierżyński unikali podobnych metod. Podobnym zjawiskom w większości liberalnych demokracji towarzyszy daleko posunięta tolerancja wobec pornografii (brutalność w sferze seksu jest semantycznie źródłową formą sadyzmu). Jakkolwiek jej obecności w przestrzeni publicznej powoduje wytwarzanie się wokół niej aury normalności, przeciwnicy dyskryminacji z reguły oprotestowują każdą próbę jej prohibicji czy marginalizacji. Także postępowe panie spierają się „naukowo” głównie o to, czy 16-letnie (a ostatnio nawet 14-letnie) dziecko („kobieta”) jest, czy nie jest za małe, żeby dopuścić filmowanie najbardziej drastycznych scen z jego udziałem (aby zawrzeć związek małżeński w tym wieku, dziewczyna potrzebuje zgody rodziców i sądu; aby uczestniczyć w filmowaniu zbiorowego gwałtu na niej – nie; antycenzuralna ideologia seksualnej wolności wyrywa dzieci spod rodzicielskiej kurateli i oddaje je w łapy sprośnych zbirów – dla dobra dzieci).

Trzeba jednak podkreślić, że zwłaszcza feministki mniej uzależnione od pieniędzy i mediów nowej lewicy dostrzegają problem pornografii, choć starają się z nim walczyć w przeciwskuteczny sposób. Jakkolwiek feminizm niejedno ma imię, emancypacyjny idiom zamiast poskramiać, nakazuje z respektem traktować złośnicę. Odczarowana złośnica staje się osobowym wzorcem jako kontrkulturowa aktywistka. Odreagowywanie hormonalnej złości uzyskuje status wyższej formy istnienia. W świecie zachodnim zaczyna dominować ten typ kobiecości – „niegrzeczne dziewczynki” – który traktowany serio i podniesiony do prawodawczej rangi infantylizuje rzeczywistość polityczną i rujnuje stosunki międzyludzkie.

Realność i fikcja matriarchatu

Ideologiczny i obyczajowy matriarchat już istnieje. Ale upowszechnianie się intelektualnego pozerstwa, do złudzenia przypominającego mentalność literackiej żony modnej, nie znaczy, że wkrótce nastanie matriarchat w sensie politycznym. Podobnie, jak nigdy nie będzie realnej pajdokracji. Zza pleców króla Maciusia I i jego rzeczniczek władzę będzie trzymać postkomunistyczna , postudecka albo inna mafia. Wagon czekolady dowolnie przekabaci bowiem wyśniony przez panią Łopatkową parlament dzieci, a urzędnicze honory zaspokoją apetyty feministek. Prawdziwa władza pozostanie jednak poza nimi – w rękach zręcznych graczy, którzy z pozoru tylko ustąpili pola łatwo sterowalnym harcowniczkom. Realizacja lewicowych idei byłaby ekstremalnie trudna z profesorem Wolniewiczem, Bronisławem Wildsteinem czy Ludwikiem Dornem – dużo prostsza z łakomą Zosią Samosią. Wyrażane na łamach prasy nadzieje Aleksandra Smolara na rządy kobiet mogą być odczytywane dosłownie tylko przez tych, którzy nie doceniają błyskotliwej inteligencji tego autora.

Czy to lis, czy to Ibn Ladin?

Zbrodniarz to kuzyn rewolucjonisty. Kariera, jaką zrobiły w kręgach nowej lewicy teksty markiza de Sade, nie jest przypadkiem. Przemoc okazuje się być formą samowiedzy oraz „transgresji” mieszczańskiego porządku. Dewianci i przestępcy są ofiarami społeczeństwa oraz „tradycyjnej” rodziny. Ale zwichnięcie psychiki wyrywa ich percepcję z okowów stereotypu i obłudy. Spoza nich widać autentyczny świat. Meki Majcher jest mędrcem, jego ofiara – mieszczanin, przedsiębiorca, staromodny mąż i ojciec – ostoją represyjnego porządku. Tyradom o prawach mniejszości od dawna towarzyszą zachwyty nad opisami „rozkoszy noża”. Profesor Maria Szyszkowska: „Słynna ‘Opera za trzy grosze’ Brechta wzbudziła we mnie nieoczekiwanie podziw dla żyjącego pełną gębą rzezimieszka”.

Dla odprężenia jeszcze raz Konrad Lorenz. Opisał on zwyczaje argusów, które zdają się doskonale odwzorowywać sytuację mężczyzn w Starym Świecie. U tych azjatyckich ptaków – z rodziny pawiowatych – schlebianie gustom samic doprowadziło do wyewoluowania u samców gigantycznych lotek ramieniowych. Są one barwne i piękne, przyciągają wzrok, ale uniemożliwiają latanie. Argusy stały się ociężałe i mało bojowe. Pojawienie się lisa z reguły prowadzi do zagłady całej lokalnej populacji tych ptaków. Czy społeczeństwo otwarte ma prawo eliminować Hannibala i jego piękne słonie z transkulturowego dialogu, zatrzaskując im przed nosem swoje odrzwia? Czy Jane Fonda – która w latach 60. przez Radio Hanoi wygłaszała do amerykańskich żołnierzy pacyfistyczne odezwy w stylu księdza Musiała – stawi czoło międzynarodowemu terroryzmowi? Czy pani Jaruga-Nowacka obroni nas przed epigonami Marka Pola, arcymistrza socjalistycznego absurdu? Czy panie z „Bez dogmatu” zabezpieczą nas przed bandytami wypuszczanymi z więzień pod byle pretekstem i prawem, które przewiduje drakońskie kary za molestowanie, orzekane na podstawie domniemania winy? Owszem, niech nami rządzą panie o profilu Margaret Thatcher czy Condoleezza Rice. Niech panna Bilewiczówna dyscyplinuje „oficjerów” pana Kmicica i jego samego (zwłaszcza, gdy ten oprócz Butrymów gromi w TVP teczkowe listy). Niech mężczyznami sterują Heloizy, Laury i Maryle. Warto zaryzykować i złożyć swój los w dłonie wszystkich tych agentek patriarchatu. Ale lyotardowska „mała dziewczynka” niech się lepiej zajmie swoją Barbie i jej potulnym partnerem. Jeśli chce, może nawet Kenowi ukręcić łebek.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

15. Niech Dobry Bog Ma Go W Swojej Opiece

piZap.com free online photo editor, fun photo effects

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika guantanamera

16. Rozejrzyjmy się...

"Sokratejskość jako strażnik twardego rygoru logiki formalnej, cnót obywatelskich i rycerskich – Sokrates służył w formacji hoplitów – okazuje się zagrożeniem dla społeczeństwa dyskotekowego. Surowe zasady i kategoryczne oceny psują zabawę, są więc zabronione. Powagę zastępuje śmiech, tragedię – komedia."
Dyskotekowe społeczeństwo, nieodpowiedzialna władza...

avatar użytkownika Maryla

17. ś.p. Paweł Paliwoda został wyrzucony z Salon24 po konflikcie

z Krzysztofem Leskim, sprawa opisywana była przez ONET.

Ludzie mali nie mają wstydu

....
Nie znałem p. Pawła osobiście. Wymieniliśmy się kilkoma mailami natury technicznej (jak przywrócić hasło etc).
Pamiętam go jako bezkompromisowego dyskutanta, który często przekraczał dopuszczlne normy dyskusji. Mówił tak, jakby dzień następny miałby nie nastąpić, w ktorym można przeprosić, cofnąć raptowne słowa. W wypowiedziach byl jednoznaczny - nie pozostawiał miejsca na dopowiedzenie, interpretację. I jeszcze to groteskowe utożsamianie sie z samurajem... To wszystko wyglądało dziwnie, nawet momentami śmiesznie.
O chorobie p. Pawła dowiedziałem się po kilku miesiącach od momentu zakończenia jego działalności w S24. Wtedy te nie pasujące elementy zlozyły sie w całość - zapalczywość, śmieszność, pryncypialność, stałość poglądów w zasadniczych kwestiach.
Miał cos do przekaznia i malo czasu...
Nie napisałbym tak jak on do swoich dyskutantów, ostrożniej formułowalbym wnioski. Chyba że wiedziałbym, że nie będzie mi dane poglądów zrewidować, że każdy tekst może być ostatni, że czasu jest mało.
Dziś inaczej czytam jego teksty, komentarze.
RADOSŁAW KRAWCZYK 78603 | 04.01.2013 22:47

http://redakcja.salon24.pl/476797,nie-zyje-dziennikarz-pawel-paliwoda

http://jankepost.salon24.pl/175,pawel-paliwoda-mad-dog

20.12.2007 10:06 195
@ Paweł Paliwoda, Mad Dog

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy otrzymaliśmy bardzo wiele sygnałów od uzytkowników Salon24.pl zirytowanych poziomem ataków i personalnych połajanek. Salon24.pl powstał jako miejsce debaty publicznej. Miejscem starcia różnorodnych poglądów. Miejscem, w którym mogą pojawiać się autorzy o poglądach lewicowych, prawicowych najrózniejszych odcieni. jedyne miejsce w polskich mediach, w którym obok siebie piszą koledzy z Gazety Polskiej i Krytyki Politycznej. Rzeczpospolitej i Gazety Wyborczej. Miejsce, w którym nie obowiązuje polityczna poprawność, ale w którym obowiązują zasady kultury.

Dlatego bardz mi przykro, że musimy pożegnąc się z bardzo ciekawym, inteligentnym autorem, Panem Pawłem Paliwodą. Przekroczył on bowiem dopuszczalne przez nas granice. W Salon24.pl nie ma świętyhch krów. Mimo, iż w wielu kwestiach moje prywatne poglądy bliższe sa Panu Paliwodzie niż wielu innym dyskutantom w Salon24.pl, to muszę taką decyzję podjąć.

Wiem, że Pan Paliwoda ma wielu zwolenników i niejednokrotnie publikował bardzo ciekawe teksty. TYm bardziej mi przykro, że tak się dzieje, ale nie możemy pozwoliśc, by argumenty personalne przesłonialy argumnety merytoryczne.

------------------------------------------------------------------------------

Czytam ten wpis na S24 i komentarze tych, którzy byli w tym czasie i znają tamtą sprawę i wstyd mi za nich, nic nie zrozumieli, ale ci, którzy Go znali, niech nie zapomną jego testamentu :

Napisał: Pawel Paliwoda Kambei Shimada – to wojownik-filozof. Mędrzec.

Nie ma takiej siły – głodu, nędzy, przewagi rządzących łotrów, panów-bogaczy kształtujących opinię publiczną – która zmusiłaby go do oportunistycznej kapitulacji, do służenia tym, których postrzega jako nędznych pachołów i karierowiczów. Nie można przekupić Shimady. Nie można z nim robić interesów. Nie można mu skutecznie pochlebiać. Nie można zaskarbić sobie jego przychylności pieniędzmi, stanowiskiem, karierą.

To jest wojownik ubogi , bo w jego świecie – żeby zdobyć kosztowne pancerze – trzeba być oportunistą i tchórzem. Nie zawsze, ale prawie zawsze.

I wtedy, gdy cała czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi Shimada. Co z tego ma?

Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy, a nie jako karierowicz i knur z tzw. dobrego towarzystwa.

Naśladujcie Shimadę,

Drodzy Czytelnicy, jeśli umiecie coś więcej niż tylko powtarzanie obiegowych słów.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

18. wpis REDAKCYJNY z S24

Zmarł Paweł Paliwoda, publicysta „Gazety Polskiej” i członek zespołu
redakcyjnego miesięcznika „Nowe Państwo”. Był też blogerem salon24.pl, w
ostatnich latach nieaktywnym.



Wobec bezskutecznych prób polubownego zakończenia sprawy - pozew o

zachował, gdy z Salonu wylatywali Uczennice, Paweł Paliwoda i jeszcze kilka innych blogerów? Chciałbym ...

Wpis w blogu - Maryla - 23.12.2009

Nieraz warto poszukać – Czyli Salonowi24 już dziękuję – “bez łachy”

temu, jak traktowano tam Paliowdę. Sam Paliwoda
pozostał do czasu, aż Go wyrzucono.
Pozostałem sam ze ... . Napisalem
cos na kształt "przebaczamy i prosimy o przebaczenie " i dzis zdarza mi
sie wymienic z Paliwoda ... Salonie?
Pozdrawiam Paweł Tomczak
skoro jestem zmeczony dyskusja o salon24 tak jak poczułem ...

Wpis w blogu - Franek - 22.01.2010

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Selka

19. R.I.P.

Nie wiedziałam, że chorował...

To kolejna strata po jasnej stronie mocy.

Selka

avatar użytkownika natenczas

20. Warto wspomnieć, że...

Oprócz działalności dziennikarskiej Paweł Paliwoda doradzał ministrowi edukacji Ryszardowi Legutce w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Zbiór tekstów Pawła Paliwody: http://www.panstwo.net/autor/pawel-paliwoda?page=1

avatar użytkownika kazef

21. Pamiętam dobrze

teksty Pawła z salonu24 i z Niezależnej GP.
Na salonie były bezkompromisowy, zaangażowany, stanowczy, przy tym bardzo błyskotliwy. Jego argumentacji nie sposób było powstrzymać, jego do bólu szczerych słów i emocjonalnych tekstów nie można było nie czytać.
"Bolszewika goń goń goń" - gonił bolszewików na salonie aż się za nimi kurzyło. Nie mieli na Niego metody. Długo się do Niego dobierali. Musieli Go jakoś usunąć, bo był bardzo niewygodny, zdominował im przekaz.
I to był jedyny powód dla którego się Go pozbyli. To się pamięta, panowie.
I stąd nieszczerość tekstu Krawczyka; gdyby dziś zaczął pisać na salonie też by Go wyrzucili.
Ale już nie zacznie. Nigdzie na ziemi.
Bo że pisze pięknie w niebie - jestem przekonany.
Wielka szkoda, że odszedł.
Tak szybko.

Mam nadzieję, że ktoś opublikuje zbiór jego tekstów.

avatar użytkownika intix

22. Był Dobrym Człowiekiem...

+ Dobry Boże... przyjmij go do Siebie...
...Dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie. Światłość wieczna niech mu świeci, gdzie królują wszyscy święci, gdzie królują z Tobą, Panem, aż na wieki wieków. Amen
+++

Wyrazy głębokiego Współczucia dla Rodziny Pana Pawła... i dla Wszystkich, którym Był Bliski...




avatar użytkownika gość z drogi

23. nie mogę uwierzyć....

po prostu nie mogę....ostatnio zbyt dużo Dobrych Ludzi odchodzi....
Bardzo lubiłam GO czytać,i ta sygnaturka z mieczem w dłoni....
Wieczne odpoczywanie racz MU dać Panie a ...my....nie zapominajmy GO i Jego textów....
On, dzisiaj Kapłan ,który od początku był z Radiem Maryja...troszkę wcześniej arcybiskup
Ale ON był przecież TAKI Młody....
za Młody na Śmierć....

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

24. Dariusz Karłowicz do Pawła

Dariusz Karłowicz do Pawła Paliwody: Przyglądałem się Twojej niezwykłej przemianie duchowej

Pawle, Kochany Przyjacielu,

 

Patrzę na Twoje zdjęcie i nie potrafię uwierzyć, że już nie
zadzwonisz, że nigdy nie będzie kolejnej godzinnej rozmowy przez
telefon. Lubiłeś gadać i gadałeś świetnie z pasją, z nerwem, jak nikt.
Dużo z tego widać w Twoim pisaniu. Dużo, ale nie wszystko. Przegadaliśmy
setki godzin. Najpierw na filozofii, gdzie byłeś jednym z najlepszych.
Dociekliwy, świetnie oczytany, precyzyjny w argumentacji, z niezwykłą
zdolnością do odróżniania rzeczy ważnych od nieważnych, a przy tym
wszystkim żarliwy (jak nazwać tę pasję, która studia filozofii zmienia
w  sposób życia?). Potem na studiach doktoranckich w IFiS PAN, gdzie
pisałeś doktorat u profesora Juliusza Domańskiego. Pamiętam jak po
przeczytaniu kilku rozdziałów Twojej pracy o jedności w Metafizyce Arystotelesa nasz Profesor powiedział „Panie Pawle, te rozdziały są jak ze spiżu”.

 

Były lata 90. Łaziliśmy po okolicach Pałacu Staszica i gadaliśmy. O
metafizyce i Grekach, którzy nas fascynowali i o polityce, która nas
irytowała. Spotykaliśmy się co tydzień, by gadać o czytanych po kolei
dialogach Platona. Tydzień pedantycznej lektury ze stertami notatek i
cały dzień analiz i gadania. Zawsze pasjonowała Cię polityka. Ale
polityka rozumiana po grecku. Szeroko. Taka w której idzie o dobro.
Potem był Warszawski Klub Krytyki Politycznej – ośmiu młodych filozofów
(Cichocki, Gawin, Gniazdowski, Krasowski, Merta, Ostrowski) – gorące
głowy. Zostało sześciu - Tomek Cię wyprzedził. W WKKP znowu wspólna
lektura klasyków, którzy mieli nam pomóc zrozumieć co się wokół dzieje. I
rozmowy. Setki godzin rozmów o  filozofii, religii, o Polsce, o
polityce, o IIIRP, o kulturze. Darek mówi, że z tamtych czasów dobrze
pamięta Twój śmiech - ciepły, serdeczny śmiech i błysk w oku.

 

Publikować zacząłeś chyba w Życiu z kropką i szybko stałeś się marką.
Niepowtarzalny styl Paliwody. Ilu go naśladowało!  Niepodrabialny styl
niepodrabialnego intelektualisty. Kto nie pamięta Twoich „snobek
filantropek”, brawurowych rajdów na kulturową lewicę czy cytatów z
presokratyków w tekście o piłce nożnej,? Nigdy nie byłeś letni! Nie
odpuszczałeś. Raczej ogień niż nudziarz. Dobry uczeń swojego patrona.
Nie wiem czy ktoś spośród publicystów wzbudzał kiedyś podobne emocje.
Tak było wszędzie gdzie pisałeś. Kiedy pojawił się Internet pod Twoimi
tekstami ciągnęły się kilometry komentarzy, zachwytów, bluzgów,
dyskusji, potępień, wyrazów poparcia. To było niebywałe. Przecierałem
oczy ze zdziwienia.

 

Żartem pisałeś o sobie jako samuraju. Brałem to poważnie. Cwaniacy robiący sobie publicity
na cierpieniu i krzywdzie wywoływali w Tobie wściekłość. W samym
centrum Twojego DNA była czułość wobec poniżonych i słabych. Kariera?
Kalkulacja? Salon? To nie było w Twoim stylu. Kodeks honorowy, zasady,
wierność, odwaga (pamiętam jak kiedyś późno w nocy, na Powiślu
przerwałeś w pół zdania i wystartowałeś do bandziora, kątem oka widząc,
że zaczepił przechodzącą kobietę). A więc kodeks, zasady, wierność,
odwaga i samotność. Samotność – bo pierwsze brane radykalnie (a więc na
Twój sposób) nieuchronnie rodzą to ostatnie. Wśród wielu niezwykłych
talentów nie miałeś talentu do życia z ludźmi. Czy byłeś zbyt
wymagający, zbyt bezkompromisowy, zbyt porywczy – a przy tym zbyt
kruchy? A może źle trafiłeś? Czasy, które wolą fajowskość od
profesjonalizmu, prawdy i myślenia – to nie był świat dla Ciebie. Ale w
przyjaźni byłeś mistrzem. Zawsze wyrozumiały, zawsze wierny, zawsze
empatyczny, dowcipny, serdeczny i niezawodny.

 

Przyglądałem się Twojej niezwykłej przemianie duchowej. Szukałeś
żarliwe, z pasją, całym sobą. Kiedyśmy się poznali byłeś zafascynowanym
socjobiologią scjentystą. Ludzie mówią, że filozofia nikogo nie nawraca.
Może to i prawda, ale u Ciebie chyba przygotowała grunt. Najpierw
starożytni i ich metafizyka, potem filozofia polityczna i uznanie dla
roli Kościoła, a na końcu Miłosierny Chrystus, który okazał się Logosem,
Prawdą,  Dobrem i Miłością. Mam podstawy przypuszczać, że byłeś z Nim
bliżej niż większość z nas, że doświadczałeś Go nie tylko poprzez ludzi i
Pismo. Ten późno odnaleziony Chrystus stał się towarzyszem Twojego
cierpienia. Ktoś napisał, że umarłeś po długiej i ciężkiej chorobie.
Tak, to prawda. Bardzo długiej i bardzo ciężkiej. Wycierpiałeś się
Bracie.

 

Odpoczywaj w Pokoju. Będzie Cię brakowało. Dziękuję i wybacz - pisze Karłowicz.

 


 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. jedna z niedokończonych prac Pawła Paliwody

nie złożył swojej pracy doktorskiej, wciąż ją poprawiał i została w stercie prac niedokończonych..... Może znajdzie się ktoś, kto zajmie się pracami , uporządkuje i opublikuje?

" doktorat u profesora Juliusza Domańskiego. Pamiętam jak po przeczytaniu kilku rozdziałów Twojej pracy o jedności w Metafizyce Arystotelesa nasz Profesor powiedział „Panie Pawle, te rozdziały są jak ze spiżu”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. ś.p. Paweł Paliwoda był na :"liście Michnika"

A to moje typy
Adam Michnik
2008-06-21, ostatnia aktualizacja 2008-06-20 15:36

Stefan Kisielewski 24 lata temu, Adam Michnik dzisiaj
http://wyborcza.pl/1,93057,5333529,A_to_moje_typy.html

Adam Michnik dzisiaj

Ks. Bajda Jerzy. Barański Marek. Ks. Bartnik Czesław. Bender Ryszard. Bożyk Paweł. Bugaj Ryszard. Cenckiewicz Sławomir. Chodakiewicz Marek Jan. Cichocki Marek. Czarzasty Włodzimierz. Dudek Antoni. Fedyszak-Radziejowska Barbara. Fotyga Anna. Gawin Dariusz. Giertych Maciej. Giertych Roman. Głębocki Henryk. Gontarczyk Piotr. Gowin Jarosław. Gudzowaty Aleksander. Jackowski Jan Maria. Janecki Stanisław. Kaczyński Jarosław. Kamiński Mariusz. Kania Dorota. Karłowicz Dariusz. Karnowski Michał. Korwin-Mikke Janusz. Kotecka Patrycja. Krajski Stanisław. Krasnodębski Zdzisław. Król Marek. Kuczyńska Teresa. Kurski Jacek. Kurtyka Janusz. Kwiatkowski Robert. Kwieciński Jacek. Lasota Irena. Legutko Ryszard. Lepper Andrzej. Lichocka Joanna. Lisicki Paweł. Łysiak Waldemar. Macierewicz Antoni. Magierowski Marek. Michalkiewicz Stanisław. Michalski Cezary. Musiał Bogdan. Nowak Andrzej. Nowak Jerzy Robert. Orzechowski Mirosław. Paliwoda Paweł. Perzyna Łukasz. Pospieszalski Jan. Poznański Kazimierz. Reszczyński Wojciech. Roszkowski Wojciech. Rybiński Maciej. O. Rydzyk Tadeusz. Sakiewicz Tomasz. Semka Piotr. Staniszkis Jadwiga. Szubarczyk Piotr. Szymański Wiesław Paweł. Śpiewak Paweł. Świetlik Wiktor. Targalski Jerzy. Terlikowski Tomasz. Trznadel Jacek. Urbankowski Bohdan. Wencel Wojciech. Wieczorkiewicz Piotr Paweł. Wierzejski Wojciech. Wildstein Bronisław. Wolski Marcin. Wyszkowski Krzysztof. Zambrowski Antoni. Zaremba Piotr. Ziemkiewicz Rafał. Ziobro Zbigniew. Zybertowicz Andrzej. Żaryn Jan. Żukowski Tomasz.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

27. w 2007 roku Michnik odzyskał Polske, ale watahy były nie dorżnię

Bitwa o Polskę trwa
Marcin Wojciechowski
2008-06-21, ostatnia aktualizacja 2008-06-20 19:59
http://wyborcza.pl/1,90084,5335052,Bitwa_o_Polske_trwa.html

Dziś PiS jest w opozycji, ale okopał się w kilku instytucjach: IPN, TVP, CBA. I postanowił wprowadzić Polskę w ostatnią odsłonę bitwy o pamięć.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Krzysztofjaw

28. Dziękuję...

Marylu, że przytoczyłaś jego teksty. Nie znałem Go osobiście, ale ceniłem za bezkrompromisowe poglądy...

Szkoda, że odchodzą tacy ludzie... Będzie nam ich brakowało...

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...

....

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika joanna

29. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...

Tej nocy kiedy zrozumiałem
że świat jest jak kropla rosy
Przebudziłem się ze snu

RETSUZAN (1789 – 1826)

joanna
avatar użytkownika Effendi

30. Zapalczywość, prawość, bezkompromisowość i odwaga.

Żegnaj Pawle, byłeś tym, kim ZAWSZE chciałem być. Nie byłem wierny miłości do filozofii. Straciłem duchowego brata, mimo, że znałem Ciebie tylko z nielicznych tekstów i ostrych dyskusji z Salonu24. Bywaj i dyskutuj tam Wysoko.
Nam pozostaje niestety Cień i Zwątpienie. Mimo, że to grzech, to jednak "ręce opadają"
tak wielu przeciwko nam. Ciężko w tej Naszej Polszcze takim Samurajom - Fantastom.
Byle miecza nie zgubić.
Wieczny Odpoczynek Racz Mu dać Panie. Amen

avatar użytkownika sówka55

31. Wieczny Odpoczynek racz Mu dać, Panie!

"...gdy cała czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi Shimada. Co z tego ma? Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy..."

Niech odpoczywa w pokoju!

Dla Rodziny najgłębsze wyrazy współczucia,

Anna, Sówka

avatar użytkownika guantanamera

32. @Maryla

To z komentarzy do wpisu Igora Jankego na Salonie24
* * *
polecam wpis poświęcony Pawłowi Paliwodzie na Blogmedia
http://blogmedia24.pl/node/61723
KISIEL 88710527 | 07.01.2013 00:00
* * *
Jest tam wiele komentarzy wartych przeczytania ...

avatar użytkownika Maryla

33. @guantanamera

dudnią mi w głowie słowa piosenki "ludzie podli, ludzie mali"...


Paweł Paliwoda. Kambei Shimada

 
Zmarł Paweł Paliwoda. Jeden z najinteligentniejszych autorów, jacy
przewinęli się przez Salon24. I jeden z najbardziej kontrowersyjnych.
Niezwykle błyskotliwy, niezwykle...


IGOR JANKE
 | 06.01.2013 23:26 |18

Zmarł Paweł Paliwoda.
Jeden z najinteligentniejszych autorów, jacy przewinęli się przez
Salon24. I jeden z najbardziej kontrowersyjnych. Niezwykle błyskotliwy,
niezwykle dosadny, dociekający do istoty, lubiący prowokować. Nie znałem
go prawie, ale wiele razy pisaliśmy do siebie. Najczęściej z
pretensjami.

Mieliśmy z nim kłopot. Brał udział w salonowych awanturach, czasem je
wywoływał. Jednocześnie wiedziałem, że to ktoś ważny i niebanalny.
Napisał wiele pasjonujących tekstów. Nazwał się Kambei Shimada. Jak
jeden z samurajów. Wojownik-filozof. Mędrzec. Bezwzględny wobec tych,
których uważał za obłudników. Taki chyba był, na ile poznałem go z
tekstów, korespondencji, kilku rozmów.

Nasze drogi rozeszły się jakieś cztery lata temu. Nie wiedziałem o
jego chorobie. Dowiedziałem się wczoraj, że odszedł. Niech Pan ma go w
opiece.


Nadzieja - Jan Pietrzak

Matką głupich cię nazwali, nadziejo

Ludzie podli, ludzie mali, nadziejo

Choć się z ciebie natrząsają, głośno śmieją

Ty nas jedna nie opuszczaj, nadziejo!

Prowadź nas, nadziejo

W ciemny czas, nadziejo

W mrocznej mgle wyczaruj

Iskrę wiary

Gdy fałszywych fanfar dźwięk

Zgaśnie w dali tak, jak żagiel

I wypełni głuchy jęk

Zakamarki duszy nagie

Gdy już tylko walić w mur

Z dziką pasją pozostaje

Nie rozpaczaj, odłóż sznur

Ona istnieć nie przestaje

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

34. @Maryla

Podziwiam Twoją wielkoduszność...
Że jednak nie zamieściłaś komentarzy...
Mnie od kilku dni pojawia się w głowie pomysł, żeby ś.p.Pawła Paliwodę uczcić w specjalny sposób - chodzi o wypełnienie pewnej prośby czy raczej sugestii wyrażonej w jednym z przytoczonych wyżej wpisów...

avatar użytkownika kazef

35. @Maryla

Jak czytam Krawczyka, a teraz Jankego to aż mnie zatyka. Po co w ogóle się odzywają? Bo myślą, że ludzie nie pamiętają jak w atmosferze nagonki wyrzucali Pawła Paliwodę z salonu? Jak nie mogli zdzierżyć, że im mówił prawdę prosto w oczy? Jak im zdominował salon, a każdy jego wpis był lepszy i ważniejszy od wszystkiego, co pisał Leski z Sadurskim razem wzięci?
Mam wrazenie, że z ich strony to jest czysty merkantylizm - patrzcie blogerzy, on u nas pisał.
Żenada to mało powiedziane.

avatar użytkownika Maryla

36. @kazef

Po co w ogóle się odzywają?

A może to kompleks, że nie ma ich na tej liście, nie ma ich w żadnym rankingu osiągnięć, są nijacy , a iluzoryczny finansowy sukces, finansowany przez kasę z UE i dwóch sponsorów jest tylko chwilowym i tylko finansowym?

A to moje typy
Adam Michnik
2008-06-21, ostatnia aktualizacja 2008-06-20 15:36

Stefan Kisielewski 24 lata temu, Adam Michnik dzisiaj
http://wyborcza.pl/1,93057,5333529,A_to_moje_typy.html

Adam Michnik dzisiaj

Ks. Bajda Jerzy. Barański Marek. Ks. Bartnik Czesław. Bender Ryszard. Bożyk Paweł. Bugaj Ryszard. Cenckiewicz Sławomir. Chodakiewicz Marek Jan. Cichocki Marek. Czarzasty Włodzimierz. Dudek Antoni. Fedyszak-Radziejowska Barbara. Fotyga Anna. Gawin Dariusz. Giertych Maciej. Giertych Roman. Głębocki Henryk. Gontarczyk Piotr. Gowin Jarosław. Gudzowaty Aleksander. Jackowski Jan Maria. Janecki Stanisław. Kaczyński Jarosław. Kamiński Mariusz. Kania Dorota. Karłowicz Dariusz. Karnowski Michał. Korwin-Mikke Janusz. Kotecka Patrycja. Krajski Stanisław. Krasnodębski Zdzisław. Król Marek. Kuczyńska Teresa. Kurski Jacek. Kurtyka Janusz. Kwiatkowski Robert. Kwieciński Jacek. Lasota Irena. Legutko Ryszard. Lepper Andrzej. Lichocka Joanna. Lisicki Paweł. Łysiak Waldemar. Macierewicz Antoni. Magierowski Marek. Michalkiewicz Stanisław. Michalski Cezary. Musiał Bogdan. Nowak Andrzej. Nowak Jerzy Robert. Orzechowski Mirosław. Paliwoda Paweł. Perzyna Łukasz. Pospieszalski Jan. Poznański Kazimierz. Reszczyński Wojciech. Roszkowski Wojciech. Rybiński Maciej. O. Rydzyk Tadeusz. Sakiewicz Tomasz. Semka Piotr. Staniszkis Jadwiga. Szubarczyk Piotr. Szymański Wiesław Paweł. Śpiewak Paweł. Świetlik Wiktor. Targalski Jerzy. Terlikowski Tomasz. Trznadel Jacek. Urbankowski Bohdan. Wencel Wojciech. Wieczorkiewicz Piotr Paweł. Wierzejski Wojciech. Wildstein Bronisław. Wolski Marcin. Wyszkowski Krzysztof. Zambrowski Antoni. Zaremba Piotr. Ziemkiewicz Rafał. Ziobro Zbigniew. Zybertowicz Andrzej. Żaryn Jan. Żukowski Tomasz.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

37. A co tu Janke ma do powiedzenia?

Dokładnie pamiętam, jak wyrzucał Pawła z Szalom24. A teraz pisze, że nie wiedział o jego chorobie? Z księżyca spadł i "sumnienie" go ruszyło? Wszyscy wiedzieli o chorobie Pawła, on sam pisał o tym na Forum Frondy. Pani Marylo, Pani pamięta, jak podałam Pani link na ten wpis i napisałam, że PP potrzebuje naszej modlitwy.
Teraz możemy się pomodlić jedynie za spokój Jego duszy.

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika Maryla

38. Słonie Hannibala i bujanie

Słonie Hannibala i bujanie w obłokach - teksty Pawła Paliwody



Słonie Hannibala i bujanie w obłokach - teksty Pawła Paliwody - niezalezna.pl

foto: arch.

Paweł Paliwoda w swoich tekstach łączył wielką wiedzę i erudycję
z niezwykłą wrażliwością na krzywdę zwykłych ludzi. Przypominamy dziś
fragmenty tekstów naszego zmarłego kolegi.




Niebywałym skandalem jest stalinowska praktyka wykorzystywania przez
sądy psychuszek jako środka represyjnego wobec niepotulnych podsądnych.
Kontrola NIK-u z 1997 r. ujawniła, że tylko w latach 1995–1997 na
przymusową obserwację psychiatryczną skierowano co najmniej 11,5 tys.
osób! „Paranoja pieniacza” – pseudonaukowy bełkot, ta jak „pomroczność
jasna” – to diagnoza często stawiana podsądnym, którzy zarzucają sądowi
stronniczość. (...).

Gdy widzę w telewizorze sędzię odczytującą werdykt w sprawie
o podkładzie politycznym, na ogół umiem zgadnąć, co usłyszę. Jak na
złość większości takim rozprawom przewodniczy młoda kobieta. Panie
świeżo po studiach i aplikacji, bez doświadczenia zawodowego
i życiowego, często pod wpływem politpoprawnej propagandy, uważające się
za nadludzi. Naburmuszone i obrażalskie przekształcają rozprawy
w konkurs wazeliniarstwa. Kogo sędzia polubi, ten ma szansę wygrania.
Ci, którzy protestują przeciw stronniczym, a często wręcz idiotycznym
zachowaniom sędzi, są przegrani.


„Gwałciciel na wolność, niepokorny do psychuszki”,

„Gazeta Polska”, nr 28 z 11 lipca 2012 r.




Po roku 1989 postępowe media oraz snobistyczne salony zdominowała
pogarda wobec przeciętnego, niezamożnego obywatela. Niebywałe, jak się
dzisiaj mówi o polskich chłopach i robotnikach. Jakby byli zużytymi
robotami do kasacji. (...)

W Polsce 95 proc. podatków od osób fizycznych od lat pochodzi od ludzi
najbiedniejszych i skromnych (dwie pierwsze grupy płatników). To oni są
najdokuczliwiej prześladowani przez fiskalizm, choć rzadko zdają sobie
z tego sprawę – całkowicie zdezorientowani, bezradni. W ideologicznie
poprawnej popkulturze robotnicy to mali złodziejaszkowie i pijaczkowie,
siedlisko dewocji – tak jak chłopi (czy pamiętają Państwo Kabaret Olgi
Lipińskiej, agitatorstwem ustępujący chyba tylko „Szkłu Kontaktowemu”?).


„Manifest w obronie »Bożego prostaczka«” 

portal Teologia Polityczna




Osobnik całkowicie wyzuty z agresji to niezdolny do jakiejkolwiek
aktywności, gnijący w łóżku humanoid. Nie ma co ukrywać – uwagi te
dotyczą głównie płci męskiej. I nie chodzi tu tylko – ani przede
wszystkim – o tłumienie naturalnego popędu, który poddany presji
wychowania, naciskowi społecznych nakazów i zakazów ulega „sublimacji”
i staje się motorem konstruktywnych działań. Prawdziwa edukacyjna sztuka
w tym, aby agresji całkowicie nie „sublimować” ani w nic nie
przekształcać, ale inteligentnie nią pokierować. Oczywiście coś
w rodzaju freudowskiej sublimacji wydaje się w procesie wychowania
i edukacji niezbędne, aby naturalna męska agresja nie przerodziła się
w pospolite chuligaństwo, zakapiorstwo albo wręcz w okrucieństwo czy
bandytyzm. A do tego właśnie prowadzi lewacka ideologia „samorealizacji”
i odrzucania kulturowych norm.


„Edukacja antytestosteronowa”

„Nowe Państwo”, nr 4 (74)/2012




Widziałem ostatnio w telewizji znanego socjologa, który
w kilkuminutowym wywiadzie pięciokrotnie użył określenia „naród
polityczny”. Ściśle w znaczeniu oświeceniowym. To ten sam obywatel,
który niegdyś podczas wykładu próbował studentce zerwać z szyi łańcuszek
z krzyżykiem. Notoryczne używanie szerzącego się w zastraszającym
tempie pojęcia „naród polityczny” jest wybiegiem polegającym na
przesunięciu znaczeń. „Naród” w tradycyjnym znaczeniu zastępuje się
treścią wręcz przeciwstawną. Trąbiąc w kółko studentom na uczelniach
i ludziom przed telewizorami „naród polityczny, naród polityczny”,
lewizna stara się odzwyczaić Polaków od polskości – od tego wszystkiego,
co zawiera tradycyjne pojęcie. W tym samym kierunku zmierza większość
modnych teorii filozoficznych, socjologicznych czy politologicznych.
W ten sposób „wykorzenia się” narody. Dokonuje „dekonstrukcji”
archaicznych jakoby pojęć i nawyków myślowych. (...).

Ciekawe. III RP rozpoczęła się niemal dokładnie w dwieście lat po
inicjującym rewolucję we Francji ataku na Bastylię. Może naprawdę
historia kołem się toczy? W Polsce po 1989 r. neomarksistowskie
i quasi-liberalne elity dążą do stworzenia z narodu polskiego narodu
politycznego. Tu nie chodzi o żadne unowocześnienie. Gra toczy się
o wynarodowienie Polaków.


„Modernizacja w cieniu gilotyny”,

„Gazeta Polska”, nr 29 z 20 lipca 2011 r.




Fakt, że w Polsce w miejscach publicznych wciąż istnieje wiele
symboli komunizmu, nie jest tematem zastępczym. Współkształtują one
bowiem świadomość społeczną, tworząc wokół czerwonego totalitaryzmu aurę
przyzwolenia.

Legitymizują zarówno paskudną ideologię, jak i jej krwawych
przedstawicieli. Rozpoczęty po 1989 r. proces debolszewizacji
i desowietyzacji sfery symbolicznej uległ za obecnych rządów odwróceniu.
Znaki minionej ponoć epoki nie tylko nie znikają, ale są konserwowane.
W różnych formach pojawiają się nowe. Zjawisko to odzwierciedla
serwilistyczny stosunek PO-wskiej władzy wobec coraz bardziej
imperialnej polityki Rosji.


„Releninizacja Polski”

„Gazeta Polska Codziennie”, nr 188 z 20 kwietnia 2012 r.




Hierarchia Kościoła musi zebrać siły, wzmocnić je personalnie
i zabrzmieć potężnym głosem, broniąc chrześcijańskiego stanowiska. Na
Jasną Górę pielgrzymuje rocznie 4,5 mln osób. Naród polski jeszcze
istnieje. Zamiast grać na przeczekanie i przepraszać za wszystko,
liderzy polskiego Kościoła muszą się przebudzić albo ustąpić miejsca
bardziej stanowczym kapłanom. W przeciwnym razie Kościół rzymski
podzieli los kościołów zachodnich. Uschnie. Nie ma się co naiwnie
uspokajać, że chrześcijaństwo da się jakoś pogodzić z tą paskudną wersją
liberalizmu, jaka zapanowała w Polsce. Nie ma jak, nie ma z kim i nie
ma po co.


„Wojna z Kościołem nieunikniona!”,

„Gazeta Polska” nr 48 z 30 listopada 2011 r.




To fakt, że kobieta jest „ptasio-roślinna” (Miłosz). Bliższa niż
mężczyzna żywiołom przyrody. Mężczyźni zmagają się raczej z tematami
ogólnymi: jak państwo, świat czy kosmos. I mają z punktu widzenia kobiet
„dziwaczne” pasje. Czy kobiety np. dałyby się posiekać za unikatową
płytę Pink Floydów? Jeśli ich mężczyzna pochwali się taką cudowną
zdobyczą (na którą wydał fortunę), może co najwyżej wysilą się na słówko
aprobaty. Ale będąc między sobą, pukają się w czoło. Nasze priorytety
pobłażliwie nazywają „bujaniem w obłokach”. Preferują osławiony „zmysł
praktyczny”. A może jest tak, jak w piosence: „Skradł jej całusa, ona mu
zegarek”? Mówi się też, że kobiety, nawet stojąc już na ślubnym
kobiercu, marzą o tym, żeby znowu się zakochać. Istoty do bólu
pragmatyczne czy kochliwe romantyczki? Kiedyś koleżanka powiedziała mi:
„Gdyby na Ziemi nastał dzień mówienia prawdy, mężczyźni bardzo by się
zdziwili, co kobiety sądzą o nich i o sobie”. Po czym dodała: „Mężczyźni
to taki ginący podgatunek”. Wstrząsające! A kto ma mówić kobietom, że
są piękne i że nie można bez nich żyć? Miś Yogi? A jeśli u bram pojawi
się kolejny Hannibal, aby się go pozbyć, nie wystarczy kobiecy zachwyt:
„Och, jakie piękne przywiódł słonie!”. Wtedy przyda się zniesławiany
testosteron. Trzeba przyznać, że nawet analitykowi trudno jest ściśle
ująć istotę kobiecości. Ale badania nad nią muszą trwać!


„O naturze miłości – z okazji walentynek”

„Gazeta Polska Codziennie”, nr 131 z 13 lutego 2012 r.




Co to jest szynka? „Mięso tylnej części wieprza; wędlina z tego
mięsa” – taką definicję podaje „Słownik języka polskiego”. A jaką
definicję podają sprzedawcy w sklepach? „O, to, co pan widzi”, czyli
kilkanaście lub kilkadziesiąt wyrobów mięsnych ze słowem „szynka” w
nazwie leżących w sklepowej lodówce. Często w takiej sytuacji
kategorycznym tonem mówię: „Chcę kupić prawdziwą szynkę, tj.
przygotowane do spożycia w formie wędliny mięso z pośladków wieprza, a
nie utwardzoną mieszaninę wieprzowych i wołowych odpadków, soi i
tłuszczu. Gdzie tu jest prawdziwa szynka?”. O dziwo, najczęstszą
reakcją sprzedawców w stołecznych sklepach jest bezradne rozłożenie rąk.
„Nie ma” – odpowiadają szczerze albo nieszczerze – „Nie wiem, jest to,
co widać”.

Ta druga odpowiedź to klasyka PRL-u.


„Jemy sfałszowaną żywność”,

„Niezależna Gazeta Polska”, nr 42/2009

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

39. Wildstein o Paliwodzie: Może

Wildstein o Paliwodzie: Może rzeczywistość, w której żyjemy, nie zasłużyła na takich jak on?

Wrażliwość
i temperament nie pozwalały mu bez gniewu i uprzedzenia kontemplować
spraw wiecznych - pisze Bronisław Wildstein o zmarłym kilka dni ... czytaj »

Publicysta wspomina swój pobyt w Tunisie. Miał chwilę, aby obserwować
Morze Śródziemne, ale z błogiej chwili wytchnienia wyrwał go telefon od
Pawła Paliwody. Dziennikarz opowiadał, że jeden z organizatorów namiotu
Solidarni 2010 został pobity przez strażników miejskich. "Wyjaśniał
szczegółowo. Tłumaczyłem, że jestem na innym kontynencie, jego zabije
telefoniczny rachunek, a przecież i tak nic nie będę w stanie zrobić
przed powrotem do kraju już za dwa dni. Małodusznie chciałem, żeby dał
mi spokój i pozwolił uwolnić się choćby na ten moment od problemów
kraju. Nie ustąpił zanim nie wyjaśnił wszystkiego i nie wymusił, abym
zadeklarował, że o sprawie napiszę" - relacjonuje Wildstein.

 

"Paweł Paliwoda umarł za wcześnie. Zdanie takie brzmi banalnie i
pusto. Można dodać równie banalnie (i nieprawdziwie): wszyscy umieramy
zbyt wcześnie. Tyle, że w wypadku Paliwody to pierwsze zdanie jest
prawdziwe nie tylko dlatego, że umarł mając 50 lat. Wszyscy, którzy go
znali, mają uczucie niespełnienia, kontrastu między jego możliwościami, a
tym, co pozostawił po sobie" - tłumaczy pisarz.

 

Wildstein przypomina, że Paliwoda był jednym z najlepiej
zapowiadających się absolwentów i doktorantów filozofii UW. Nie zrobił
jednak doktoratu i oddał się publicystyce. "Jego wrażliwość i
temperament nie pozwalały mu bez gniewu i uprzedzenia kontemplować spraw
wiecznych i kazały angażować się w obronie ludzi i wartości. Jego
bezkompromisowość powodowała, że coraz mniej mógł odnaleźć miejsca dla
swoich tekstów i sytuował się na coraz dalszym marginesie. Jako prezes
TVP zaproponowałem mu prowadzenie programu „Ring”. Mój następca program
zlikwidował" - wspomina publicysta "Tygodnika Lisickiego".

 

Wildstein pisze, żę wzorem Paliwody był bohater „Siedmiu samurajów”
Kambei Shimada. Publicysta przypomina, że były gospodarz programu "Ring"
pisał o na swoim blogu: „Kambei Shimada – to wojownik-filozof. Mędrzec.
Nie ma takiej siły – głodu, nędzy, przewagi rządzących łotrów,
panów-bogaczy kształtujących opinię publiczną – która zmusiłaby go do
oportunistycznej kapitulacji, do służenia tym, których postrzega jako
nędznych pachołów i karierowiczów.”

 

"Łatwo usprawiedliwiamy się, że ci, którzy przegrywają w naszym
świecie – sami na to zasłużyli. Doraźny sukces staje się miarą
słuszności. Paliwoda dokonał świadomego wyboru. Może był zbyt
bezkompromisowy? A może rzeczywistość, w której żyjemy, nie zasłużyła na
takich jak on?"
- puentuje Bronisław Wildstein.

 

Więcej na stronie "Teologii Politycznej"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

40. Myślę,ze to świat nie dorósł do Niego

Był w Nim jakiś niespotykany Żar...Tak to świat nie dorósł do Niego....
Boli ta śmierć,bardzo boli...gdy przeczytałam ten smutny komunikat,pomyślałam sobie ,nadchodzi czas TRZECH Króli...a nam Dobry Bóg zabrał Trzech nieustraszonych bojowników,takich Trzech Króli...
Arcybiskup Tokarczuk.Ojciec Mikrut i Paweł -Samuraj...bo takim właśnie go zapamiętam na zawsze....

gość z drogi

avatar użytkownika natenczas

41. Wieczne problemy z

Wieczne problemy z komputerem, był ignorantem w tej dziedzinie.
Od 2009 roku, dopóki nie schrzanił Mu się system, rozmawialiśmy dość długo przez Skype`a.
Nasze "sesje", bo tak nazywał te pogawędki, trwały nawet kilka godzin z przerwami.
Nie potrafił skopiować linka :), wpisywał litera po literze, znak po znaku w okno przeglądarki i wtedy wchodził pod wpisany adres internetowy.Wnerwiał mnie tym niesamowicie :)
Później Skype już Mu podpadł, system szwankował, przeszedł więc na rozmowy telefoniczne.Proszę wyobrazić sobie jak rozgrzana była komórka po kilkudziesięciominutowej rozmowie.
Oj, trzeba było mieć cierpliwość do Niego.
Mówił raczej wolno, przeważnie byłem tylko słuchaczem. ale kiedy wchodziliśmy na tematy związane z komputerami wtedy ja mówiłem a On słuchał.
Bał się prób włamania do systemu, instalował niepotrzebne programy, podłapywał moc wirusów, system zawieszał się...wtedy telefonował do mnie.

2009-07-21 .......................................
W pełni podzielam Pana opinie wyrażone w liście. Potwierdziłem to wczoraj czynem. Siedziałem przy komputerze do 5.00. Avasta mam już w pełni funkcjonalnego - jest ikonka (nawet dwie) w kształcie bombki, która po załączeniu windowsa i wykonywaniu czynności z różnymi plikami kręci się. Czyli Avast działa. Ściągnąłem z internetu wiele programów czyszczących i antyrobalowych. Przetestowałem i część odinstalowałem. A potem tymi, które miałem, i tymi nowymi, wykorzystując w nich punkt po punkcie wszystkie opcje oczyściłem cały dysk twardy i pamięć operacyjną. W rezultacie nie było już problemów z edycją tekstów....
........................................

Ostatnio system pracował jedynie w trybie awaryjnym.
Tylko tak mógł cokolwiek napisać.
Komputer to była dla Niego czarna magia...

Miecz nadesłany w jednym z listów

avatar użytkownika Maryla

42. Pogrzeb śp. Pawła Paliwody

Pogrzeb śp. Pawła Paliwody odbędzie się w piątek, 11 stycznia 2013 roku.
Msza Święta o godzinie 11 w kościele św. Andrzeja Boboli, Rakowiecka 61

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

43. Pożegnanie śp. Pawła Paliwody

portal FRONDA

Pawle, do zobaczenia tam, gdzie nie trzeba już walczyć

Paweł Paliwoda był filozofem. Przede wszystkim filozofem, a dopiero wtórnie wobec tego obywatelem, wojownikiem dziennikarza. Całe jego życie było myśleniem i działaniem, według najlepszych greckich wzorców.

I może dlatego nigdy nie odnalazł się w naszym wieku. Był za bardzo ostry w sądach, nieustępliwy, gdy uważał, że ma rację, ale też za bardzo zakorzeniony w greckim etosie, który wymagał jedności życia, działania i myśli. U niego nie było miejsca na rozdźwięk między nimi, na życiowe, tak czasem - pozornie niezbędne – ustępstwa. I to właśnie było w nim greckie do bólu. Filozofia, ale też publicystyka nie były dla niego grą słów, ale życiem i przygotowaniem do śmierci. Przygotowaniem, które jednocześnie było walką o prawość, honor, zgodność z zasadami.

Tak o nim mówiono dziś na pogrzebie. I choć nie podzielam nadziei Tomasza Sakiewicza, który przekonywał, że tak prawy człowiek i spójny obywatel będzie pamiętany, inaczej niż znani celebryci, to nie mam wątpliwości, co do jednego. Paweł jest już u Tego, który o nikim nie zapomina. Spotkał się twarzą w twarz z Prawdą, którą odkrywał w swoim niełatwym życiem. I wiem, że nie musi już walczyć. Pawle, do zobaczenia, u Tego, który jest Naszym Ojcem. Spoczywaj w pokoju.

Tomasz P. Terlikowski

http://www.fronda.pl/a/pawle-do-zobaczenia-tam-gdzie-nie-trzeba-juz-walc...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

44. Pożegnaliśmy Pawła Paliwodę

portal niezalezna.pl


Dodano: 11.01.2013 [12:35]
Pożegnaliśmy Pawła Paliwodę  - niezalezna.pl

foto: Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska

Dziś na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie odbył się pogrzeb śp.
Pawła Paliwody. Wybitny publicysta i historyk zmarł po długiej chorobie 4
stycznia w Warszawie w wieku 49 lat.




Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się o godz. 11 od Mszy Świętej w kościele św. Andrzeja Boboli.



Paweł Paliwoda - publicysta "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie" i "Nowego Państwa", wcześniej współpracujący z wieloma innymi pismami.



Nasz Kolega synął z ostrego pióra, bezkompromisowości i ogromnej
erudycji. Umiał zjednywać sobie ludzi poczuciem humoru,
wszechstronnością oraz szeroką wiedzą.



W ostatnich latach był komentatorem, dziennikarzem i publicystą "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie". Był też członkiem redakcji miesięcznika "Nowe Państwo".



Wcześniej pisał m.in. w "Rzeczpospolitej", "Życiu", "Ozonie", "Dzienniku" i "Gościu Niedzielnym". Prowadził też w TVP program "Ring".



Z wykształcenia był historykiem filozofii.





fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska





fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska





fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska





fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska





fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
http://niezalezna.pl/37097-pozegnalismy-pawla-paliwode

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

45. portal Teologia Polityczna

Pogrzeb śp. Pawła Paliwody odbędzie się w piątek, 11 stycznia 2013 roku. Msza Święta o godzinie 11 rano w kościele św. Andrzeja Boboli, Rakowiecka 61

Paweł Paliwoda, niezwykły publicysta,
błyskotliwy filozof, wspaniały człowiek. Obdarzony był ostrym i celnym
piórem. Jego teksty zawsze wyróżniały się konsekwentną argumentacją i
niezależnością.

W ostatnich latach swojego życia był
publicystą Gazety Polskiej Codziennie i członkiem redakcji Nowego
Państwa. Wcześniej wiceszef działu opinii Dziennika. Pracował w Życiu i
Ozonie. Był członkiem Warszawskiego Klubu Krytyki Politycznej,
unikalnego środowiska, które współtworzyli późniejsi założyciele
Teologii Politycznej - Dariusz Karłowicz, Dariusz Gawin, Marek Cichocki.
W 2007 roku był doradcą ministra edukacji, prof. Ryszarda Legutki.

Jego idolem był Kambei Shimada.
Fascynował go świat samurajów, ulubionym rekwizytem był japoński miecz. O
swoim ukochanym mistrzu pisał: 

Kambei 
Shimada – to wojownik-filozof. Mędrzec. Nie ma takiej siły – głodu,
nędzy, przewagi rządzących łotrów, panów-bogaczy kształtujących opinię
publiczną – która zmusiłaby go do oportunistycznej kapitulacji, do
służenia tym, których postrzega jako nędznych pachołów i karierowiczów.
Nie można przekupić Shimady. Nie można z nim robić interesów. Nie można
mu skutecznie pochlebiać. Nie można zaskarbić sobie jego przychylności
pieniędzmi, stanowiskiem, karierą. To jest 
wojownik ubogi
, bo w jego świecie – żeby zdobyć kosztowne pancerze – trzeba być
oportunistą i tchórzem. Nie zawsze, ale prawie zawsze. I wtedy, gdy cała
czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi  Shimada. Co z
tego ma? Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy, a nie jako
karierowicz i knur z tzw. dobrego towarzystwa. Naśladujcie Shimadę,
Drodzy Czytelnicy, jeśli umiecie coś więcej niż tylko powtarzanie
obiegowych słów.

Paweł Paliwoda zmarł po długiej chorobie w wieku 50 lat.

Rodzinie i Przyjaciołom składamy wyrazy głębokiego żalu i współczucia

http://www.teologiapolityczna.pl/zmarl-pawel-paliwoda

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

46. Anielski orszak niech twą Duszę przyjmie Pawle !

Przybądźcie z nieba na głos naszych modlitw,
mieszkańcy chwały wszyscy święci Boży;
Z obłoków jasnych zejdźcie aniołowie,
Z rzeszą zbawionych spieszcie na spotkanie.

Ref.
Anielski orszak niech twą duszę przyjmie,
Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba,
A pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi,
Aż przed oblicze Boga Najwyższego.

Niech cię przygarnie Chrystus uwielbiony,
On wezwał ciebie do królestwa światła.
Niech na spotkanie w progach Ojca domu
Po ciebie wyjdzie litościwa Matka.

Promienny Chryste, Boski Zbawicielu,
jedyne światło, które nie zna zmierzchu,
bądź dla tej duszy wiecznym odpocznieniem,
pozwól oglądać chwały Twej majestat.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

47. Żaluję, że nie mogłam być na pogrzebie,

bo czuję, że powinnam była tam być.

Ale będę pamiętała o śp. Pawle w modlitwach.

In paradisum deducant te Angeli:
in tuo adventu suscipiant te Martyres,
et perducant te in civitatem sanctam Jerusalem.
Chorus Angelorum te suscipiat,
et cum Lazaro quondam paupere
aeternam habeas requiem.


Niech Aniołowie zawiodą cię do raju,
A gdy tam przybędziesz, niech przyjmą cię męczennicy
I wprowadzą cię do krainy życia wiecznego.
Chóry Anielskie niechaj cię podejmą
I z Chrystusem zmartwychwstałym miej radość wieczną.

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika Pelargonia

48. A tu - film z pogrzebu śp. Pawła:

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika Maryla

49. Jutro, 4 stycznia obchodzimy pierwsza rocznicę śmierci

naszego Przyjaciela, Pawła Paliwody.

Proszę o modlitwę za Jego Duszę.

Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą.
Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej.

Amen.

Panie, Boże Wszechmogący, ufając Twemu wielkiemu Miłosierdziu zanoszę do Ciebie moją pokorną modlitwę: wyzwól duszę Twego sługi Pawła Paliwody od wszystkich grzechów i kar na nie. Niech święci Aniołowie jak najprędzej zaprowadzą ją z ciemności do wiekuistego światła, z karania do wiecznych radości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Panie, nakłoń Twego ucha ku naszym prośbom, gdy w pokorze błagamy Twego miłosierdzia; przyjmij duszę sługi Twego Pawła, której kazałeś opuścić tę ziemię, do krainy światła i pokoju i przyłącz ją do grona Twych wybranych. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Boże, Ty nam nakazałeś miłować wszystkich ludzi jak braci i siostry, także tych, których śmierć zabrała z tej ziemi. Wszyscy bowiem żyjemy w Tobie, wszyscy zjednoczymy się z Tobą w jednej wierze i miłości. Dopomóż nam, miłosierny Boże, zawsze dążyć ku temu zjednoczeniu, z miłością pomagając naszym żyjącym braciom i siostrom radą i dobrym przykładem, a zmarłym modlitwą i zasługami płynącymi z naszych dobrych uczynków. Racz przyjąć tę modlitwę, a przez nieskończone Miłosierdzie Twoje, przez Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, naszego Zbawiciela i Odkupiciela, zmiłuj się nad duszami zatrzymanymi w czyśćcu, które muszą odpokutować za swoje grzechy, zanim wejdą do Twojej chwały. Ześlij im Ducha Twego, Pocieszyciela, aby je oświecił światłem i Twoją łaską oraz umacniał w nadziei Twego Miłosierdzia. Racz je wprowadzić do Królestwa Twojej chwały za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Twoich świętych, jak również przez modlitwy Twego świętego Kościoła i nas wszystkich, niegodnych sług Twoich, którzy błagamy dla nich o Twe zmiłowanie.

Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Dobry Jezu a nasz Panie daj mu wieczne spoczywanie !

Panie Miłosierdzia świeć nad jego duszą !

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

50. Wieczny Odpoczynek racz Mu dać, Panie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

51. Módlmy się za spokój Jego Duszy

i pamiętajmy o tym Bojowniku
mimo dziejących się wokół nas przeróżnych burz i zawirowań...
ON już w innym świecie...mam nadzieję,że spokojnym...
P.S
jak smutno brzmią słowa,ze zapomniał biedak..zapłacić za domenę...szkoda,że nie wiedzieliśmy,bo chętnie zrobiłabym to za Niego...lubiłam Go czytać ...i to bardzo...
sobotnie pozdrowienia
dzisiaj Katowice odprowadzają na Cmentarz innego Bojownika..łagodnego jak baranek i wielbiącego Pana ...Muzyką...W.Kiliana...
Zdrowaś Maryjo ,łaskiś pełna...módl się za nami i za Nimi...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

52. Książka Pawła Paliwody, filozofa-wojownika

Kiedy Paweł Paliwoda pojawiał się w sieci wywoływał burze. Gradowe! Z piorunami!

Gdy o jakimś publicyście czytam, że jest
kontrowersyjny, to chce mi się śmiać. Kiedy Paweł Paliwoda pojawiał się
w sieci wywoływał burze. Gradowe! Z piorunami! Administratorzy
zasiadali do klawiatur – bo było wiadomo, że nerwy puszczą niejednemu.
Kiedy słyszę, że ktoś jest niezależny, czy jak się dziś mówi niepokorny,
to – przyznam – że na ogół czuję zakłopotanie. Odwaga Paliwody nie
dotyczyła wyłącznie nieprzyjaciół aktualnych chlebodawców (i może
właśnie dlatego tak często musiał zmieniać pracę). To była odwaga
totalna, obojętna na okoliczności – taka, co to dużo kosztuje i za którą
płaci się wysoką cenę - bez zniżek, bez możliwości rozłożenia na
wygodne raty. Kiedy z kolei słyszę, że ktoś myśli subtelnie, to
zastanawiam się czy z podobną do Pawła trafnością potrafiłby pisać o
niuansach logiki Arystotelesa, kulturze masowej, współczesnej sztuce czy
z podobną delikatnością widzi odcienie bólu, poniżenia,
niesprawiedliwości. Odpowiedź rzadko bywa pozytywna.



Czasem pisanie jest zawodem czasem powołaniem i życiem. Dla Pawła było
misją. Kiedy wreszcie ukaże się wybór jego tekstów zobaczymy jak wiele
straciliśmy przez jego przedwczesną śmierć. Świetny, niepodrabialny
pisarz, niezwykle wrażliwy człowiek, przenikliwy intelektualista. 

Dariusz Karłowicz


____________________

imageZostań darczyńcą książki "Kambei Shimada" zbierającej artykuły Pawła Paliwody



tytuł: Kambei Shimada

liczba stron: ok. 500

planowana data wydania: czerwiec 2015 r.





Dlaczego Kambei Shimada?

Kambei Shimada to wojownik-filozof. Mędrzec. Nie ma takiej siły –
głodu, nędzy, przewagi rządzących łotrów, panów bogaczy kształtujących
opinię publiczną – która zmusiłaby go do oportunistycznej kapitulacji,
do służenia tym, których postrzega jako nędznych pachołów i
karierowiczów. Nie można przekupić Shimady. Nie można z nim robić
interesów. Nie można mu skutecznie pochlebiać. Nie można zaskarbić sobie
jego przychylności pieniędzmi, stanowiskiem, karierą. To jest wojownik
ubogi, bo w jego świecie – żeby zdobyć kosztowne pancerze – trzeba być
oportunistą i tchórzem. Nie zawsze, ale prawie zawsze. I wtedy, gdy cała
czereda moralistów i obłudników milczy, do akcji wchodzi Shimada. Co z
tego ma? Poczucie, że kiedyś odejdzie jako człowiek uczciwy, a nie jako
karierowicz i knur z tzw. dobrego towarzystwa. Naśladujcie Shimadę,
Drodzy Czytelnicy, jeśli umiecie coś więcej niż tylko powtarzać obiegowe
słowa.




esej "Kambei Shimada", Paweł Paliwoda



Paweł Paliwoda (1963-2013). Historyk filozofii,
dziennikarz i publicysta. Razem z Markiem Cichockim, Dariuszem Gawinem,
Dariuszem Karłowiczem, Tomaszem Mertą współtworzył Warszawski Klub
Krytyki Politycznej. W „Życiu” i „Dzienniku” pracował na stanowisku
zastępcy szefa działu opinie. Publikował m.in. w „Gazecie Polskiej”,
„Nowym Państwie”, „Rzeczpospolitej”, „Ozonie”, „Gościu Niedzielnym”. W
Telewizji Polskiej prowadził program Ring. Był doradcą ministra edukacji
Ryszarda Legutki w gabinecie politycznym.



    ___________________

Serdecznie zapraszamy do udziału w wydaniu książki Pawła Paliwody.



- Każda osoba, która wesprze wydanie będzie wymieniona z imienia i nazwiska na pierwszych stronach.

- Każdy, kto dokona wpłaty conajmniej 50 zł, otrzyma publikację gratis.

- Darczyńcy oferujący ponad 1000 zł otrzymają specjalne podziękowania na stronie redakcyjnej.



______________________



Prosimy o wpłaty do końca maja tego roku.



Konto: 64 2130 0004 2001 0299 9993 0001

Z dopiskiem "Pawel Paliwoda"

redakcja Teologii Politycznej

Fundacja Świętego Mikołaja

Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno



WPŁATY ON-LINE



Dla przelewów zagranicznych:



Nordea Bank  18 1440 1387 0000 0000 1092 6483

IBAN: PL

SWIFT: NDEAPLP2



W razie jakichkolwiek pytań prosimy o kontakt: 22 825 03 90, redakcja[at]teologiapolityczna.pl

Dziękujemy za Państwa wpłaty!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

53. Paweł Paliwoda

Paliwoda - Kambei

Paliwoda – Kambei

Eseje polityczno-filozoficzne Pawła Paliwody „Kambei Shimada. Pisma wybrane”

Teksty Pawla Paliwody to małe eseje polityczno-filozoficzne.
Precyzyjnie i z erudycją rozprawia się w nich autor z pewnikami III RP,
przekłuwa balony nadętej wielkości, wskazuje jak bardzo nieoczywiste są
nasze „oczywistości”. Karierę naukową Paliwoda wymienił na publicystykę,
a jego misją stała się obrona „Bożego prostaczka”, reprezentanta
większości, której w myśl „praw” postępu usiłuje się głos odebrać. Jego
artykuły to odtrutka na propagandę, która zastąpiła myślenie.

Bronisław Wildstein

Paweł Paliwoda był filozofem i publicystą, ale tez wojownikiem. Zbiór
jego tekstów to z jednej strony powaga i rozległość myślenia, a z
drugiej – bezkompromisowa walka o prawdę, zdrowy rozsądek i przyzwoitość
w życiu publicznym. Przedwcześnie zmarły autor był i pozostaje
doskonałym przewodnikiem po dzisiejszej epoce zamętu.

prof. Ryszard Legutko

Paweł Paliwoda (1963-2013), historyk filozofii,
dziennikarz, publicysta aktywnie uczestniczący w kształowaniu polskiej
debaty publicznej. Współtworzyl Warszawski klub Krytyki Politycznej. W
Telewizji Polskiej prowadził program „RING”. Publikował m.in. w „Życiu”,
„Nowym Państwie”, „Rzeczpospolitej”, „Ozonie”, „Gościu Niedzielnym”. W
ostatnich latach życia związany z „Gazetą Polską”.

Kambei Shimada – Przedmowa

Kambei Shimada – spis treści

http://ksiegarnia.teologiapolityczna.pl/nasze-ksiazki/kambei-shimada-paw...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

54. pamiętam Jego ostatnie wpisy w Internecie...

spieszył się bardzo,tak jakby wiedział,ze CZAS pożegnań nadchodzi...
wieczne odpoczywanie racz MU dać Panie

gość z drogi

avatar użytkownika natenczas

55. Zaproszenie na wieczór wspomnień o Pawle Paliwodzie

Zaproszenie na wieczór wspomnień o Pawle Paliwodzie

Teologia Polityczna zaprasza na wieczór wspomnień o PAWLE PALIWODZIE. Spotkanie odbędzie się 22 września o g. 18.30 w Muzeum Powstania Warszawskiego (sala Jana Nowaka Jeziorańskiego).

Gość specjalny: Bogusława Paliwoda

Wspominać będą:

Prof. Seweryn Blanadzi

Dariusz Karłowicz

Filip Memches

Paweł Nowacki

Jan Pospieszalski

Tomasz Sakiewicz

Piotr Semka

Rober Tekieli