Ukrywający się warszawiacy

avatar użytkownika elig

  Powrócę dziś do moich wrażeń z sobotniego marszu w obronie Telewizji Trwam. Spisałam relację z tego wydarzenie i opublikowałam ją m.in. w portalu Niepoprawni.pl /TUTAJ/. Stwierdziłam, że :

  "Zgromadzenie zdominowane było przez przyjezdnych. Właściwie przez cały dzień nie spotkałam nikogo z Warszawy. Obecna była cała Polska od Szczecina do Rzeszowa i od Zielonej Góry do Białegostoku.".

  Ta wypowiedź wzbudziła sprzeciw niektórych komentatorów. Budyń78 napisał w odpowiedzi:

  "jak kto chciał, to i warszawiaków spotkał. Uwielbiam to ciągłe narzekanie, że nie ma nigdy nikogo z Warszawy, warszawiacy mają sobie na czołach "Warszawa" pisać? Większość znajomych warszawiaków, których spodziewałem się ujrzeć, była na miejscu".

  Blogerka Anna dodała zaś:

  "Sprawozdawca TRWAM, o. Grzegorz,

  Anna.,30 września, 2012 - 01:35

  pytał maszerujących, skąd są, dlaczego są itd., i można było odnieść wrażenie, że co najmniej 1/3 jego rozmówców odpowiadała, że jest z Warszawy. Łatwo sprawdzić.".

  Dało mi to do myślenia. Liczebność uczestników marszu oceniano najczęściej na ok. 200 tysięcy. Nie ma powodu, by wątpić w słowa p. Anny oraz o. Grzegorza. Oznacza to, że manifestantów z Warszawy było mniej więcej 60-70 tysięcy. Czemu więc nie było ich widać? Czyżby się ukrywali? Budyń78 ma oczywiście rację twierdząc, że nikt sobie na czole nie pisze skąd jest. Jednak demonstranci z innych miast nieśli wielkie transparenty z ich nazwami i wcale się swoich rodzinnych grodów nie wstydzili. Czemu więc warszawiacy postępowali inaczej?

  Przyszły mi do głowy trzy możliwe wyjaśnienia:

  Pierwsze z nich ma charakter techniczno-organizacyjny. Przyjezdni z innych miejscowości musieli na ogół swój wyjazd zorganizować, skrzyknąć grupę, wynająć autokar. Przy okazji łatwo było też zatroszczyć się o odpowiednią oprawę, transparenty, flagi i t.p. Warszawiacy zaś byli na miejscu i poszli na marsz tak jak na spacer po mieście ze znajomymi lub rodziną. W takich okolicznościach o transparentach się na ogół nie myśli. Dlatego rozproszeni mieszkańcy Warszawy byli w tłumie niewidoczni.

  To wytłumaczenie nie jest jednak wystarczające. W Warszawie jest wiele różnych organizacji, a niektóre z nich organizowały wspólny wymarsz, jak n.p. Solidarni 2010. Jednak n.p. "Solidarność" regionu Mazowsze manifestowała tylko pod swoimi flagami z wierzbą, która kojarzy się raczej z terenami wiejskimi, a nie ze stolicą.

  Drugim powodem "niewidzialności" warszawiaków mógłby być ich mniej lub bardziej uświadamiany lęk przed konfrontacją z przybyszami z prowincji. Niechęć tych ostatnich do "warsiawki" jest dobrze znana. Już w 2009 roku napisałam o tym notkę "Dlaczego Warszawa jest znienawidzona?' /TUTAJ/. To jednak też jest, moim zdaniem, niewystarczającym wyjaśnieniem. Na demonstracje antyrządowe tchórze zwykle nie chodzą.

  Pozostaje jeszcze trzecia możliwość - mieszkańcy Warszawy nie czują się uczuciowo związani ze stolicą, w której mieszkają. W większości są to przecież przyjezdni, którzy przybyli by uczyć się, studiować lub pracować. Nie ma tu lokalnego warszawskiego patriotyzmu. Myśl o promowaniu w jakikolwiek sposób Warszawy nie przychodzi im wcale do głowy.

  W każdym razie jest o czym pomyśleć.

6 komentarzy

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Uwielbiam empiryzm

Jak go zwal, tak go zwal,warszawiakow musialo byc bardzo duzo, sila rzeczy. Mamy sobie nadal tak sobie pogadywac na temat raczej przeszly?

avatar użytkownika UPARTY

2. Jest jeszcze jeden powód

Otóż we wszystkich komentarzach zwracano uwagę na to, że po drodze w kawiarniach siedziały lemingi i z pogardą patrzyły się ma maszerujące tłumy. Rzeczywiście, ja spóźniłem się na mszę, bo musiałem być w sobotę kilka godzin w pracy i więc usiadłem w kawiarni na Nowym Świecie i czekałem aż marz ruszy. W tej kawiarni, poza dziennikarzami z jakiego południowego kraju nie było ani jednego leminga. Oprócz nas, byłe z żona, w kawiarni siedziały jeszcze inne pary. Jedna przyjechała na ten marsz specjalnie ze Szwecji a druga chyba ze Szwajcarii, reszta to byli uczestnicy marszu.
Mam taki zwyczaj, że najpierw staram się zająć miejsce gdzie na czeli pochodu, zatrzymać się i patrzeć na na przechodzących ludzi, po to by włączyć się z powrotem do marszu na jego końcu. Jak się jest w środku tłumu to tak na prawdę trudno jest ogarnąć całość manifestacji. Tak tęż zrobiłem i tym razem i podobnie jak na poprzednim marszu byliśmy zaczepiani przez przechodzących ludzi, którzy niedwuznacznie uważali nas i naszych sąsiadów za lemingów. Bo w kawiarni, bo markowe ciuchy i okulary, bo ..... . Na to zwróciło uwagę małżeństwo za Szwajcarii, z którym później przeszliśmy do Świętokrzyskiej razem, już w środku marszu.
To jedna uwaga, ale mam też drugą. Otóż gdy tak stałem i patrzyłem na przechodzących ludzi widziałem swoich sąsiadów i znajomych. I to wielu!. Gdyż tak samo stałem z boku marszu pod jakąś Ambasadą, chyba Bułgarską, w Alejach podczas poprzedniego marszu nie widziałem nikogo.

uparty

avatar użytkownika 123

3. a z jakim warszawskim

a z jakim warszawskim transparentem maszerowala blogerka elig?

avatar użytkownika guantanamera

4. No i jeszcze

kwestia tzw. form - że gospodarze starają się nie zdominować gości...

avatar użytkownika elig

5. @All

Problem nie w tym, czy warszawiacy byli, ale w tym, że ich "niewidoczność" ma swoje konsekwencje. Problem jest aktualny, bo dopóki władza się nie zmieni, takie demonstracje odbywać się będą nieraz. Przyjezdni wyrabiają sobie fałszywą opinie o warszawiakach jako o lemingach służących rządowi względnie zastrachanych urzędasach. To pogłębia konflikt między stolicą, a prowincją, o którym wspominałam w notce.

avatar użytkownika 123

6. no, wiec z jakim

no, wiec z jakim transparentem maszerowala elig, zeby przyjezdni wiedzieli, ze jest z Warszawy?