prace badawcze miejsc pochówku ofiar stalinowskiego terroru m.in. na tzw. Łączce na warszawskich Powązkach Wojskowych

avatar użytkownika Maryla

W połowie października rozpoczną się prace badawcze miejsc pochówku ofiar stalinowskiego terroru m.in. na tzw. Łączce na warszawskich Powązkach Wojskowych

Radar wskaże ofiary Rakowieckiej

FOT. R. SOBKOWICZ
IPN ponad rok temu podjął poszukiwania grobu gen. Augusta Fieldorfa 'Nila', opierając się na dokumencie, który 'w sposób bardzo precyzyjny określa, że od 1948 do 1955 roku osoby, na których wykonano wyrok śmierci na Rakowieckiej, były chowane na Powązkach'

Zenon Baranowski





Badania przeprowadzą wspólnie Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Instytut Pamięci Narodowej. - Będziemy robili całościowe badania w co najmniej trzech miejscach, ale zbieramy informacje odnośnie do innych miejsc - mówi dr hab. Andrzej Kunert, sekretarz ROPWiM.


Chodzi o kwaterę Ł (tzw. Łączkę) na cmentarzu Wojskowym na Powązkach, rejon na Służewie przy ul. Wałbrzyskiej oraz kwatery na cmentarzu wojennym w Trojanowie pod Sochaczewem. Wszędzie tam chowano potajemnie żołnierzy i partyzantów mordowanych przez bezpiekę w więzieniu mokotowskim.


- Mamy już trochę informacji, ale chcemy zebrać ich jeszcze więcej. Mam nadzieję, że uda nam się maksymalnie koło połowy października ruszyć z pracami - deklaruje sekretarz Rady. - Będziemy to robili bardzo solidnie. Liczę na to, że będziemy w stanie we względnie krótkim czasie rozstrzygnąć - nie są do tego potrzebne wielomiesięczne badania - i wykluczyć lub potwierdzić te miejsca pochówków - zaznacza Kunert. Kolejnym krokiem byłyby ekshumacje.


Rada przeprowadzi badania wspólnie z IPN. - Doszło do ustaleń z Instytutem Pamięci Narodowej, już z nowym jego prezesem Łukaszem Kamińskim, że będziemy to robili wspólnie - potwierdza Andrzej Kunert.


IPN na razie nie podaje żadnych szczegółów. - Jesteśmy na etapie rozmów roboczych, dlatego nie podajemy konkretów. Myślę, że za miesiąc będzie więcej wiadomo na ten temat, a dzisiaj jeszcze za wcześnie o tym mówić - ucina Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy Instytutu.


Według naszych ustaleń, doszło już do wstępnych kontaktów z zarządem Powązek Wojskowych w sprawie badań. - Rozmawiałem z przedstawicielem, zdaje się IPN, w sprawie poszukiwania szczątków ofiar stalinowskich - mówi kierownik cmentarza Krzysztof Dybalski. Dodaje, że jeszcze nie było żadnego oficjalnego wystąpienia.


Prace zostaną przeprowadzone albo jako część jednego z programów badawczych (np. projekt "Śladami zbrodni"), albo jako zupełnie nowy projekt, nie zaś w ramach postępowania śledczego.


Pion śledczy IPN prowadzi postępowania dotyczące bestialskich metod śledczych, którym poddawano ofiary stalinowskiego terroru, ale nie ustalano miejsc ich pochówków. - Nic nam nie wiadomo na temat ewentualnego śledztwa w tym względzie - mówi prokurator Tomasz Kamiński z centrali pionu śledczego Instytutu.


- Śledztwa, które prowadziłem i które zakończyły się aktami oskarżenia i wyrokami skazującymi, dotyczyły stosowania niedozwolonych metod śledczych, znęcania się nad żołnierzami i oficerami Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - mówi "Naszemu Dziennikowi" prokurator Piotr Dąbrowski, naczelnik pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN. - Jeżeli chodzi o kwestię dotyczącą ustalenia miejsca pochówków ofiar, to tego typu działania w zasadzie nie były podejmowane w ramach tych postępowań - dodaje prokurator. - Jesteśmy w posiadaniu jedynie ogólnych informacji, wynikających z literatury, i medialnych, które są ogólnie znane. Nie było działań, które zmierzałyby do ustalenia, czy konkretny oficer został pogrzebany w konkretnym miejscu - przyznaje Dąbrowski.


Instytut ponad rok temu podjął poszukiwania grobu gen. Augusta Fieldorfa "Nila", opierając się na dokumencie, który według IPN "w sposób bardzo precyzyjny określa, że od 1948 do 1955 roku osoby, na których wykonano wyrok śmierci na Rakowieckiej, były chowane na Powązkach". Historycy Instytutu podkreślali, że udało im się precyzyjnie określić obszar poszukiwań na Powązkach i jest to teren o wymiarach około 50 na 70 metrów.


Jednak mimo ambitnych planów i badań specjalistycznym sprzętem prace utknęły pod koniec 2009 roku. Najprawdopodobniej zadecydowały o tym względy finansowe.


- Myśmy tylko potwierdzili, że tam z całą pewnością byli chowani żołnierze, których zamordowano na Rakowieckiej, i to wszystko - przyznaje historyk IPN Jacek Pawłowicz. Historyk podkreśla, że takich miejsc pochówków ofiar bezpieki udało się w Warszawie ustalić kilka. - Były inne miejsca, jak Służew, w sumie są cztery miejsca w Warszawie, które udało się nam zlokalizować - podkreśla.


W kwaterze na Łączce nigdy nie została przeprowadzona ogólna ekshumacja. Wnioskował o nią kilka lat po upadku komunizmu Witold Mieszkowski, syn jednego z wojskowych prawdopodobnie tam spoczywających. Niestety, w 1992 r. prokuratura wydała decyzję odmowną.




W kwaterze na Łączce pochowano najprawdopodobniej co najmniej 248 żołnierzy i partyzantów, ofiar stalinowskiego terroru. Najczęściej osoby te były rozstrzeliwane w więzieniu mokotowskim. Ofiary upamiętnia pomnik wzniesiony w 1990 roku z wmurowanymi tabliczkami, na których znajdują się nazwiska m.in. bohaterskich partyzantów. Wśród nich są słynni mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" czy płk Hieronim Dekutowski "Zapora". Najprawdopodobniej to tam spoczywają też niezłomni żołnierze Wojska Polskiego: Witold Pilecki czy gen. August Fieldorf "Nil". Ale jest też szereg mniej znanych oficerów WP, których stalinowska Informacja Wojskowa oskarżała o rzekome spiski i szpiegowanie, a którzy po długich, bestialskich śledztwach byli skazywani na śmierć. Należą do nich m.in. ofiary tzw. spisku komandorów rozstrzelane w 1952 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie: kmdr Stanisław Mieszkowski (którego syn bezskutecznie starał się o ekshumację), kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, kmdr Jerzy Staniewicz czy mjr Zefiryn Machalla. ZB

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110910&typ=po&id=po03.txt

 

Etykietowanie:

167 komentarzy

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

1. Grobow jest wiecej

Chociazby w Bornem Sulimowo (teren bylej sowieckiej jednostki), gdzie znajdyja sie doly z ofiarami tatusia prezydenta Kwasniewskiego - enkawudzisty.

Zawiadomienia o tamtych zbrodniach ze wskazaniem na olbrzymie mogily byly slane do polskiej prokuratury, urzedow i zostaly bez odpowiedzi.

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Maryla

2. Bliżej znalezienia grobów

Bliżej znalezienia grobów „Nila” i Pileckiego
Autor: DARTH

Wyślij znajomemu
drukuj

A
A
A
Pracownicy IPN rozpoczęli badania georadarem tzw. kwatery na Łączce na warszawskich Powązkach, gdzie mogli zostać potajemnie pochowani przywódcy podziemia niepodległościowego zamordowani przez UB - dowiedział sie portal tvp.info. W miejscu tym mogą znajdować się szczątki m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, rtm. Witolda Pileckiego czy mjr Zygmunta Szendzielorza „Łupaszki”.

Na podstawie dokumentów odnalezionych przez Instytut Pamięci Narodowej ustalono, że na terenie kwatery „na Łączce” może być pogrzebanych, co najmniej 284 osób. – To miejsce, gdzie w latach 1948-1956 chowano pomordowanych przez organa bezpieczeństwa publicznego. Najczęściej byli to żołnierze Polski Podziemnej przetrzymywani w więzieniu na Mokotowie. Wśród nich m.in.: gen. August Emil Fieldorf „Nil”– szef Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, przywódcy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, rtm. Witold Pilecki – dobrowolny więzień Auschwitz, mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” - żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów czy mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” – dowódca 5. Brygady Wileńskiej – mówi Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.

Działania IPN na Cmentarzu Powązkowskim są ostatnim etapem przygotowań do prac ekshumacyjnych. To trudna sprawa, ponieważ od 1964 r. na szczątkach zamordowanych akowców grzebano znanych warszawiaków. Odnalezienie tajnego miejsca pochówków, było możliwe dzięki temu, że jeden z historyków IPN dr Jacek Pawłowicz natrafił przed kilku laty, na dokument z zapisem zeznań grabarza zatrudnionego przez UB, wskazujący na Powązki.

Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego realizowane są przez IPN na terenie całej Polski. Największe prace prowadzone były do tej pory na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu, gdzie przygotowywana jest osobna kwatera upamiętniająca Żołnierzy Wyklętych.

http://tvp.info/informacje/polska/blizej-znalezienia-grobow-nila-i-pilec...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

3. Będą ekshumacje na

Będą ekshumacje na Powązkach

Za dwa miesiące mogą ruszyć ekshumacje na Powązkach Wojskowych, na tzw. Łączce, miejscu pochówków kilkuset ofiar komunistycznych represji. Wczoraj IPN rozpoczął badania terenu georadarem.

- Przy braku komplikacji może być to kwestia nawet dwóch miesięcy, kiedy takie działania mogą być podjęte - mówi o terminie rozpoczęcia ekshumacji w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku terroru komunistycznego. - Natychmiast po zakończeniu prac georadarowych kompletujemy dokumentację, tak żebyśmy mogli wszcząć procedury związane z przygotowaniem działań ekshumacyjnych - zapowiada historyk.
Kierowany przez Szwagrzyka zespół wczoraj rozpoczął badania georadarem, które mają wykazać miejsca potencjalnych pochówków. - Rozpoczęliśmy badania za pomocą metod nieinwazyjnych georadarowych na tzw. Łączce na cmentarzu Powązkowskim, gdzie w latach 40. i 50. ubiegłego wieku chowano ofiary terroru komunistycznego, najczęściej żołnierzy Polski podziemnej przetrzymywanych w więzieniu na Mokotowie - informuje Szwagrzyk. Zaznacza, że są one kolejnym niezbędnym krokiem, po poprzedzających je badaniach źródłowych, którego efektem będą ekshumacje, a na nich zespołowi badawczemu bardzo zależy. W tym celu na bieżąco gromadzona jest m.in. dokumentacja fotograficzna, potrzebna do procedur prawno-administracyjnych.
Profesor Krzysztof Szwagrzyk podkreśla, że pierwsze wyniki badań, które potrwają kilka dni, są "bardzo obiecujące". - Urządzenie georadarowe wykazuje tutaj bardzo poważne anomalie w strukturze gleby, które mogą wskazywać, że znajdują się tam szczątki - podkreśla Szwagrzyk. - Jakie - będziemy mogli potwierdzić w wyniku konkretnych działań ekshumacyjnych - zaznacza.
Teren badań obejmuje obszar o długości około stu metrów i szerokości rzędu siedemdziesięciu metrów. - To jest ten teren najważniejszy, ten obszar, gdzie wykonywano pochówki w latach 1948-1954. I gdzie najprawdopodobniej są pochowani ci najważniejsi z ważnych, myślę tutaj o gen. Auguście Fieldorfie "Nilu", płk. Łukaszu Cieplińskim, mjr. Zygmuncie Szendzielarzu "Łupaszce", rtm. Witoldzie Pileckim - mówi historyk. Teren, który - jest trudny do badań, może być rozszerzony.
W kwaterze na Łączce nigdy nie przeprowadzono ogólnej ekshumacji. Wnioskował o nią kilka lat po upadku komunizmu dr Witold Mieszkowski, którego ojciec, kmdr Stanisław Mieszkowski, najprawdopodobniej jest tu pochowany. Niestety, w 1992 r. prokuratura wydała decyzję odmowną.
Instytut dwa lata temu podjął poszukiwania grobu gen. Augusta Fieldorfa "Nila", opierając się na dokumencie, który według IPN "w sposób bardzo precyzyjny określa, że od 1948 do 1955 roku osoby, na których wykonano wyrok śmierci na Rakowieckiej, były chowane na Powązkach". Historycy Instytutu podkreślali, że udało im się precyzyjnie określić obszar poszukiwań na Powązkach i jest to teren o wymiarach około 50 na 70 metrów. Jednak mimo ambitnych planów i badań specjalistycznym sprzętem prace utknęły pod koniec 2009 roku. Zadecydowały o tym względy finansowe. - Myśmy tylko potwierdzili, że tam z całą pewnością byli chowani żołnierze, których zamordowano na Rakowieckiej. I to wszystko - przyznawał historyk IPN Jacek Pawłowicz.
Na Łączce pochowano najprawdopodobniej co najmniej 248 żołnierzy, ofiary stalinowskiego terroru. Najczęściej osoby te były rozstrzeliwane w więzieniu mokotowskim.
http://naszdziennik.pl/index.php?dat=20120316&typ=po&id=po03.txt

avatar użytkownika Maryla

4. @kazef

PRZYCZYNY FINANSOWE - TERAZ tak sie niszczy wszelkie próby dojscia do prawdy.

Wczesniej aż tak się nie musieli starać, za Mazowieckiego i Wałęsy.

"W kwaterze na Łączce nigdy nie przeprowadzono ogólnej ekshumacji. Wnioskował o nią kilka lat po upadku komunizmu dr Witold Mieszkowski, którego ojciec, kmdr Stanisław Mieszkowski, najprawdopodobniej jest tu pochowany. Niestety, w 1992 r. prokuratura wydała decyzję odmowną."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

5. @Maryla

Byłem w tym tygodniu na spotkaniu z Tadeuszem Płużanskim w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie.
Było ok 100 osób - bardzo dużo. Książka "Bestie" bardzo dobrze się sprzedaje. Płużański mówił dlaczego stalinowscy zbrodniarze pozostali nieukarani, a ekshumacji bohaterów nikt nie przeprowadza. Który sędzia w Polsce przeprowadziłby dzis proces Stefana Michnika - pytał retorycznie.

avatar użytkownika Maryla

6. Do dziś nie są znane miejsca

Do dziś nie są znane miejsca pochówku kilkuset ofiar
komunistycznych represji straconych w latach 1948-1954. Za dwa miesiące
mają się rozpocząć ekshumacje na Powązkach Wojskowych, na tzw. Łączce,
gdzie spoczywają najprawdopodobniej ciała byłych żołnierzy. Możliwe, że
właśnie tam pochowany został także rotmistrz Witold Pilecki. O szansach
na odnalezienie jego ciała i wspomnieniach związanych z ojcem opowiada w
rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Zofia Pilecka-Optułowicz, córka
rotmistrza.

Doły, w których grzebano te - dla nas święte - ciała, były
wypełnione wapnem. Dziś wydaje się więc czymś niemożliwym, aby w stu
procentach wskazać dokładne miejsce, gdzie został pochowany rtm. Witold
Pileck
i. Gdyby ekshumację przeprowadzono dziesięć lat po jego
śmierci... Tam teraz nie ma miejsca, żeby robić takie wykopy, wszędzie
są groby. Ale ja mam własne przemyślenia i dowody, na podstawie których
wiem, gdzie jest grób mojego ojca. To na pewno Łączka i to mi wystarczy.

- mówi, przypominając że dotarcie do jakichkolwiek informacji na temat pochówku było dotychczas niemożliwe.

To jest tajemnica. Ci, którzy ich zakopywali, także ginęli. Trudno sobie wyobrazić, jakie to były czasy i jakie stosowano metody. Sama
szukałam grobu ojca. Można powiedzieć, że krążyłam po Łączce jak
obłąkana. To była moja walka o to, żeby mieć to święte miejsce, gdzie
złożono jego ciało.
Trzeba jednak pamiętać, że w tamtym czasie,
a więc w latach 40. i 50., w miejscu dzisiejszej kwatery Ł nie było
nic. Ziemia była przeorana kołami samochodów, które przywoziły tam ciała
osób zakatowanych w stalinowskich więzieniach. Te ciała wrzucano do
dołów z wapnem. Kiedy założyłam rodzinę, zmarło moje drugie dziecko. Nie
mogłam zrozumieć, dlaczego tak się stało. Córeczka Krysia miała
zaledwie dwa dni. Pochowaliśmy ją w maleńkiej mogile na Łączce, na
kawałku ziemi, gdzie jeszcze nie było innych grobów. Grób małej Krysi
traktuję niemal jako rzeczywistą mogiłę mojego ojca. To on wskazał mi to
miejsce. Owszem, w kwaterze Armii Krajowej znajduje się symboliczny
grób rtm. Witolda Pileckiego, tam została pochowana również moja mama,
ale dla mnie jest to tylko symbol

- wyznaje w rozmowie z Bogusławem Rąpałą.

Córka Rotmistrz Pileckiego wyjawia też treść dokumentów, do których udało jej się dotrzeć po tzw. odwilży.

Na podstawie protokołu z wykonania wyroku dowiedziałam się,
że ojciec został stracony o godz. 21.30. Zanim do tego doszło, był
torturowany. Śledztwo było potworne.
Do rozprawy jeszcze jakoś wyglądał. Natomiast po skazaniu go na karę śmierci rozpoczął się najtragiczniejszy okres. Był
strasznie zmaltretowany, miał połamane obojczyki. W ostatnich chwilach
życia powiedział mojej mamie: "Ja już nie mogę żyć. Oświęcim to była
igraszka w porównaniu z tym, co tutaj przeżyłem".
Wiem, że przy
jego śmierci był ksiądz, a to się bardzo rzadko zdarzało. Jednak do ks.
kpt. Wincentego Martusiewicza, bo to o niego chodzi, nie udało mi się
nigdy dotrzeć

– wspomina Zofia Pilecka-Optułowicz, podkreślając że całe jego życie utkane było pasmem cierpień.

Ojciec to człowiek posłany przez Pana Boga do pełnienia
tragicznej misji. W czasie swojego krótkiego życia (gdy zginął, miał 47
lat) przeszedł drogę krzyżową. Ktoś inny nie byłby w stanie zrobić tego,
co zrobił rotmistrz Pilecki. To jest niemożliwe

– mówi, wymieniając kolejno ponad dwuletni pobyt rotmistrza w  piekle
Auschwitz, jego nieprawdopodobną ucieczkę z obozu, Powstanie
Warszawskie, niewolę niemiecką i późniejszą podziemną walkę z kolejnym
okupantem.

Ostatnią stacją jego drogi krzyżowej stało się więzienie na Rakowieckiej

– dodaje.

Córka Rotmistrza wyznaje, że choć ojciec był w jej życiu fizycznie nieobecny, zawsze czuła jego bliskość duchową.

Cały czas mam kontakt ze swoich ojcem. Żeby to wytłumaczyć,
muszę sięgnąć do lat mojego dzieciństwa. Byłam dla niego "generałką".
Nazywał
mnie tak, ponieważ byłam bardzo dzielną, małą dziewczynką i nie bałam
się koni, dlatego często sadzał mnie na piękną klacz w naszym majątku
Sukurcze. Przez sześć lat, kiedy miałam z nim kontakt, nauczył mnie
właściwe wszystkiego: miłości do przyrody, radzenia sobie w trudnych
sytuacjach. Szczególnie kiedy wrócił z Auschwitz, podkreślał, jak ważny
jest hart ducha i ciała. Kładł duży nacisk na sport: musiałam umieć
świetnie pływać, grać w piłkę siatkową, biegać. Najważniejsze były te
dyscypliny, które zwiększały możliwości przetrwania w sytuacjach
ekstremalnie trudnych. Ojciec bardzo się cieszył, widząc, jakie robię
postępy. Uczył mnie również konspiracji. W czasie niemieckiej okupacji
jeździliśmy tramwajem po Warszawie. Kiedy wsiadaliśmy i szliśmy ulicą,
szłam kilka kroków przed ojcem, ażeby, gdy tylko zobaczę zagrożenie w
postaci niemieckiego patrolu, móc go ostrzec. Miałam już wtedy 12 może
13 lat, a więc drugie tyle, niż wtedy, gdy nas zostawił w Sukurczach

– wspomina pani Zofia.

Odnosząc się do trwającej po dziś dzień zmowy milczenia na temat
pomordowanych w PRL polskich Bohaterów, przywołuje sytuację sprzed kilku
lat.

22 naszych europosłów wyparło się w Parlamencie Europejskim rotmistrza Pileckiego jako obywatela Polski. To
było jeszcze przed nadaniem mu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Orderu Orła Białego. Postać Witolda Pileckiego stale budzi jakieś
kontrowersje. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo przecież jest to
postać niebywała.

Mój ojciec od dziecka był harcerzem. Temu, co jako młody
chłopak przysięgał na harcerski sztandar, był wierny do końca życia. Nie
był politykiem, tylko wspaniałym polskim żołnierzem, powiedziałabym
nawet - rycerzem. Kiedyś usłyszałam piękne zdanie: "Rycerz ma swoją
własną tajemnicę - on ginie, ale nigdy nie umiera".

To jest to, co się dzieje w tej chwili. Coraz więcej szkół na
terenie całej Polski nosi imię rtm. Witolda Pileckiego. Półtora roku
temu było ich jedenaście, teraz jest dwa razy tyle. Kiedy jest mi smutno
i źle, jadę do jednej z nich. Tam czuje się patriotyzm, czuje się
polskość.

Jego imieniem nazywane są ulice, ronda, skwery. Stawiane są mu
pomniki i wmurowywane tablice. Kiedyś mogłam te miejsca wymienić z
pamięci, teraz nie jestem w stanie, bo jest ich tak dużo. To coś
nieprawdopodobnego

– mówi córka Rotmistrza, podkreślając, że kiedy jej ojciec wracał do Warszawy na swoją ostatnią misję, miał za zadanie odnowienie ducha Narodu Polskiego.

W czasie obydwu okupacji przeszliśmy straszliwą gehennę.
Niszczono wszystkich, którzy mogliby podnieść sztandar i poprowadzić
sztafetę pokoleń. Więc nie było komu - wszyscy najwspanialsi polegli w
walce bezpośredniej albo w takich kazamatach jak Rakowiecka czy inne
straszne więzienia w rzekomo wolnej Polsce. Dlatego nie ma tej ciągłości
pokoleń, jaką mieli Kolumbowie.
Oni zostali wychowani w duchu patriotyzmu w wolnej Polsce, stąd Powstanie Warszawskie. To
były przepiękne postacie, dla których takie wartości jak Bóg, Honor,
Ojczyzna naprawdę coś znaczyły. Szczególnie Honor - to była dla nich
święta rzecz

- podkreśla pani Pilecka-Optułowicz.

 

Całość wywiadu w "Naszym Dzienniku"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Na cmentarzu Osobowickim we

Na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu właśnie ruszył drugi etap prac
ekshumacyjnych ofiar zbrodni stalinowskich. Mają one potrwać do końca
czerwca

Krępowali ofiary drutem

Ekshumacje na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu dostarczają materiału historycznego dotyczącego sposobu wykonywania egzekucji przez funkcjonariuszy UB

Zenon Baranowski



- Wydobyliśmy kilka nowych szczątków i staramy
się określić tożsamość tych ludzi - mówi w rozmowie z "Naszym
Dziennikiem" szef zespołu prof. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego IPN.
Podczas ekshumacji natrafiono w jednej z trumien na drut kolczasty
umiejscowiony w okolicach kolan ofiary. - Możemy podejrzewać, że nie
jest to przypadek, być może ofiara była krępowana, przemawia za tym
fakt, że drut znajdował się wewnątrz trumny, a nie na zewnątrz - mówi
historyk IPN.
Zespół prowadzi prace na nowym polu nr 120 dół. - Mamy
nadzieję, że wszystkie te działania zakończą się do maja, a maksymalnie
do końca czerwca. Myślę, że nie powinno być żadnych przesunięć -
stwierdza Szwagrzyk. - Na tym zakończymy działania ekshumacyjne, jeżeli
chodzi o oba pola, co nie oznacza, że na cmentarzu Osobowickim nie
będziemy prowadzić dalszych prac - zastrzega. - Istnieją bowiem na tym
cmentarzu dwa inne dawne pola więzienne, nr 77 i 102, które od ponad 30
lat są przeznaczone do ponownych pochówków - wskazuje historyk. Dodaje,
że częściowo zostały one przebadane dzięki wykorzystaniu wolnej
przestrzeni między alejkami i grobami, gdzie udało się odnaleźć
kilkadziesiąt osób.
Prace, które rozpoczęły się w tym tygodniu, stanowią kontynuację ekshumacji przeprowadzonych w ubiegłym roku.

- Działania na Osobowicach na polach 81A i 120 prowadziliśmy w okresie
od października do grudnia 2011 roku. Był to pierwszy etap tych prac -
informuje Szwagrzyk. - W czasie dotychczasowych prac udało się odnaleźć
szczątki 237 więźniów, zmarłych i straconych w więzieniach wrocławskich -
mówi. Ponadto zespół IPN odnalazł ponad 100 szczątków osób narodowości
niemieckiej, głównie dzieci. Okazało się bowiem, że przed wojną chowano
tutaj zmarłych. Była to dodatkowa trudność dla ekspertów.
-
Powodowało to szereg komplikacji, ponieważ bardzo często groby więzienne
z lat 40. i 50. znajdowały się obok, lub dokładnie w tym samym miejscu,
co groby poniemieckie - przyznaje szef pionu edukacji wrocławskiego
oddziału IPN.
Jak podkreśla Szwagrzyk, przeprowadzone ekshumacje
dostarczyły materiału historycznego dotyczącego sposobu wykonywania
egzekucji przez funkcjonariuszy UB.
- W więzieniu przy
Kleczkowskiej w każdym przypadku egzekucji możemy mówić o metodzie
katyńskiej albo jej modyfikacji - mówi historyk. - Przynajmniej od 1949
r. nie stosowano już wykonywania egzekucji przy pomocy plutonów
egzekucyjnych, a oględziny wyraźnie wskazują, że była to metoda katyńska
- podkreśla. W kilku przypadkach stwierdzono, że kat strzelał w oczy
więźniów, ponieważ w oczodołach znaleziono ślady po pociskach.
Znajdowano także ślady krępowania skazańców. - Udało się odnaleźć kilka
miejsc pochówków skazanych straconych, których włożono do drewnianej
skrzyni ze związanymi z tyłu rękoma i w takim ułożeniu te szczątki
zostały odnalezione przez nas.
Podczas ekshumacji były pobierane
materiały do badań genetycznych, które zostały zabezpieczone w Zakładzie
Medycyny Sądowej we Wrocławiu. - Zleciliśmy natychmiast kilka takich
badań, które miały potwierdzić tożsamość niektórych osób - powiedział
historyk. Wówczas okazało się, że niektóre pochówki były źle oznaczone. -
Rodziny rozstrzelanych w latach 40. i 50. ustawiły krzyże w innych
miejscach. Takim najbardziej wymownym przykładem jest grób Czesława
Plichty, żołnierza gen. Władysława Andersa, straconego w 1949 roku -
mówi nam Szwagrzyk. - Dzisiaj już wiemy, że jego rodzina ustawiła krzyż i
modliła się przy nim przez kilkadziesiąt lat w niewłaściwym miejscu -
wskazuje. Faktyczne miejsce pochówku znajdowało się kilka metrów od
grobu, a w tym miejscu została pochowana osoba narodowości niemieckiej.

Ekshumacjami żywo interesują się rodziny. - Mamy niezmiernie dużo
takich sytuacji, kiedy rodziny dzwonią i pytają o przebieg działań
ekshumacyjnych, o kolejne działania, jakie są podejmowane, także o
wyniki tych badań, chcą zapoznać się z dokumentacją wytworzoną przy
ekshumacji, niektórzy chcą uczestniczyć i uczestniczą przy samych
ekshumacjach - mówi Szwagrzyk.
Członkowie rodzin ofiar uczestniczyły także w ponownych pochówkach, których odbyło się kilkanaście.

- Zawsze staramy się, żeby w tych uroczystościach brali udział nie
tylko członkowie rodzin, ale także uczniowie szkół, przedstawiciele
związków kombatanckich, poczty sztandarowe - dodaje.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120322&typ=po&id=po15.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. Dziś mija 60. rocznica wydania wyroku śmierci na gen. Fieldorfa

miejsca pochówku nadal nie znaleziono.....

16 kwietnia mija 60 lat od wydania przez władze komunistyczne wyroku śmierci na gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" - organizatora i szefa Kedywu Komendy Głównej AK, jednego z najbardziej zasłużonych żołnierzy Armii Krajowej i polskiego podziemia niepodległościowego.

August Emil Fieldorf urodził się 20 marca 1895 r. w Krakowie. W latach 1914-1917 walczył w Legionach Polskich, następnie był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej. W listopadzie 1918 r. znalazł się w szeregach Wojska Polskiego. W latach 1919-1920 uczestniczył w kampanii wileńskiej. Po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej w randze dowódcy kompanii brał udział m.in. w wyzwalaniu Dyneburga, Żytomierza i w wyprawie kijowskiej.

W niepodległej Polsce kontynuował służbę wojskową. Od 1938 r. pełnił funkcję dowódcy 51. Pułku Strzelców Kresowych w Brzeżanach, na czele którego walczył w kampanii polskiej w 1939 r.

Po zakończeniu działań zbrojnych, przez Węgry przedostał się do Francji, gdzie ukończył kursy sztabowe i został awansowany na pułkownika. Po klęsce Francji ewakuował się do Wielkiej Brytanii.

W lipcu 1940 r., jako pierwszy emisariusz Naczelnego Wodza i rządu Rzeczpospolitej od czasu wybuchu wojny na Zachodzie, został wysłany do kraju.

Do okupowanej Polski dotarł na początku września 1940 r. W Związku Walki Zbrojnej początkowo pełnił funkcję oficera do zleceń Komendanta Głównego, a następnie inspektora obszaru Krakowsko-Śląskiego ZWZ. Od lutego do sierpnia 1942 r. był komendantem obszaru II Białystok AK.

W sierpniu 1942 r. został mianowany dowódcą Kedywu - Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK, którym dowodził do marca 1944 r., używając pseudonimu "Nil". Kedyw zajmował się m.in. odbijaniem więźniów, przeprowadzaniem akcji odwetowych na funkcjonariuszach SS, Gestapo i policji, a także likwidowaniem kolaborantów i konfidentów. Najgłośniejszą akcją Kedywu był zamach na szefa SS i policji dystryktu warszawskiego gen. Franza Kutscherę.

W kwietniu 1944 r. "Nil" otrzymał zadanie stworzenia poza strukturami AK tajnej organizacji "Niepodległość", noszącej kryptonim "NIE". Miała ona być przygotowana do działań na wypadek okupacji ziem polskich przez Sowietów.

Wyznaczony na nowe stanowisko Fieldorf pozostawał w głębokiej konspiracji, nie biorąc udziału w Powstaniu Warszawskim.

28 września 1944 r. uzyskał awans na stopień generała brygady i został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari.

W październiku 1944 r., będąc komendantem "NIE", nie przyjął stanowiska szefa sztabu KG AK.

Po Powstaniu Warszawskim pełniący funkcję komendanta Głównego AK gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek" wyznaczył go na swojego zastępcę.

7 marca 1945 r. gen. Fieldorf został przypadkowo aresztowany przez NKWD w Milanówku pod okupacyjnym nazwiskiem Walenty Gdanicki. Nierozpoznany przez władze sowieckie został zesłany do obozu pracy na Uralu.

Po odbyciu kary, w październiku 1947 r. powrócił do Polski i osiedlił się pod fałszywym nazwiskiem w Białej Podlaskiej. Przebywał następnie w Warszawie i Krakowie, w końcu zamieszkał w Łodzi.

W odpowiedzi na ogłoszoną w 1947 r. amnestię ujawnił się w lutym 1948 r.

9 listopada 1950 r. gen. Fieldorf został zatrzymany przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi na ul. Piotrkowskiej w momencie, gdy wychodził z budynku Wojskowej Komendy Rejonowej.

Przewieziono go następnie do Warszawy i osadzono w areszcie śledczym MBP przy ul. Koszykowej. 17 listopada oficer śledczy MBP por. Zygmunt Krasiński zwrócił się do naczelnego prokuratora wojskowego o zastosowanie wobec Augusta Emila Fieldorfa środka aresztu tymczasowego. Osadzono go w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. 21 listopada 1950 r. prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Helena Wolińska wydała postanowienie o tymczasowym aresztowaniu generała.

Śledztwo przeciwko generałowi wszczęto 20 grudnia 1950 r. Rozpoczęły się intensywne przesłuchania trwające do 30 lipca 1951 r. Generał, pomimo stosowanych wobec niego tortur, odmówił współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa.

4 sierpnia oficer śledczy MBP ppor. Kazimierz Górski sporządził akt oskarżenia. W jego uzasadnieniu czytamy:

"Wrogość swą do ruchu lewicowego i Związku Radzieckiego Fieldorf August wykazał już w latach 1920, podczas których, będąc w stopniu porucznika jako dowódca kompanii 1. Pułku Legionów Polskich, brał czynny udział w marszu Piłsudskiego na ZSRR i za szczególne wyróżnienie się w walkach został czterokrotnie wyróżniony Krzyżem Walecznych oraz awansował do stopnia kapitana".

16 kwietnia 1952 r. w gmachu Sądu Wojewódzkiego dla m. st. Warszawy rozpoczęła się "rozprawa główna" przy drzwiach zamkniętych. Sąd w składzie: przewodnicząca sędzia Maria Gurowska, ławnicy Michał Szymański i Bolesław Malinowski uznał gen. Fieldorfa winnym zarzucanych mu czynów i skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Zasądzono także utratę praw publicznych i obywatelskich, praw honorowych oraz przepadek mienia. Wyrok wydany został na podstawie dekretu o wymiarze kary dla zbrodniarzy hitlerowskich i zdrajców narodu polskiego.

20 października 1952 r. wyrok na gen. Fieldorfa został zatwierdzony przez Sąd Najwyższy w składzie: Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew. Dwa dni później "prośby o łaskę" do Bolesława Bieruta skierowali żona i ojciec generała. Prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski i 3 lutego 1953 r. wyrok zatwierdził.

Sąd Wojewódzki, wyrażając swoją opinię w sprawie ułaskawienia generała, stwierdzał: "Skazany Fieldorf na łaskę nie zasługuje. Skazany wykazał wielkie natężenie woli przestępczej".

24 lutego 1953 r. gen. August Emil Fieldorf został powieszony w więzieniu mokotowskim w Warszawie przy ul. Rakowieckiej. Ciało pochowano w nieznanym miejscu.

Wiele wskazuje na to, że bezpośrednim powodem skazania generała na śmierć była odmowa współpracy z władzami komunistycznymi. Osoby odpowiedzialne za zbrodnię dokonaną na gen. Fieldorfie nie poniosły kary.

30 lipca 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył gen. Fieldorfa pośmiertnie Orderem Orła Białego.

W roku 2009 odbyła się premiera filmu biograficzno-historycznego "Generał Nil" w reżyserii Ryszarda Bugajskiego; w roli generała wystąpił Olgierd Łukaszewicz.

PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Ekshumacje w

Ekshumacje w maju

Badania georadarem, które wykonał na Powązkach zespół kierowany przez dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka, wskazują na to, że natrafiono na miejsce pochówków

Piotr Czartoryski-Sziler


"Nasz Dziennik" ujawnia: W maju ruszą prace ekshumacyjne na
Powązkach Wojskowych na tzw. Łączce, miejscu pochówków kilkuset ofiar
komunistycznego aparatu represji

Na terenie kwatery "Ł"
spoczywają prawdopodobnie m.in. gen. August Fieldorf "Nil" oraz rtm.
Witold Pilecki. Ziemne prace poszukiwawcze będą miały dwa etapy.
Pierwszy ma zakończyć się w lipcu. Wstępne badania georadarem mające
wykazać miejsca potencjalnych grobów zespół kierowany przez dr. hab.
Krzysztofa Szwagrzyka, pełnomocnika prezesa Instytutu Pamięci Narodowej
ds. poszukiwań miejsc pochówku terroru komunistycznego, przeprowadził
dwa miesiące temu. Wyniki są bardzo obiecujące. - W wielu miejscach na
uzyskanych obrazach widzimy bardzo mocne zakłócenia struktury ziemi na
terenie Łączki, jak i na najbliższych, przylegających do niej obszarach.
Według nas, jest to miejsce pochówków - mówi w rozmowie z "Naszym
Dziennikiem" dr Szwagrzyk. - Nie chciałbym na razie mówić o szczegółach,
ale myślę, że ten pierwszy etap prac moglibyśmy zakończyć, jeżeli
wszystko dobrze pójdzie, już w ciągu dwóch miesięcy. O tym drugim etapie
na razie nie chciałbym wspominać, bo on będzie na pewno zależał od
wyników pierwszego - tłumaczy historyk. Istnieje duża szansa, że w
miejscu, gdzie w latach 40. i 50. ubiegłego wieku chowano ofiary terroru
komunistycznego, najczęściej żołnierzy Polski Podziemnej
przetrzymywanych w więzieniu na Mokotowie, znalezione zostaną szczątki
gen. Augusta Fieldorfa "Nila" i rtm. Witolda Pileckiego. - Szansa na
znalezienie szczątków naszych bohaterów oczywiście jest, ale proszę nie
wymagać ode mnie, żebym ją określił w cyfrach. Mogę zapewnić, że
będziemy czynili wszystko, aby tak się stało. To jest dla nas ważne nie
tylko z zawodowego, ale również osobistego punktu widzenia - wyjaśnia
Szwagrzyk.
Wyniki nieinwazyjnych badań georadarem na Łączce trafiły
już do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która współpracuje z
zespołem IPN. Pozostaje jedynie uzyskanie wszystkich potrzebnych
zezwoleń na ekshumacje i wyłonienie w wyniku przetargu zespołu
archeologów, który się nimi zajmie. - Z tego, co wiem, to jeszcze w tym
tygodniu, czyli przed długim weekendem, ma być ogłoszony przetarg na
ziemne działania archeologiczne. W związku z tym wszystko wskazuje na
to, że ten termin majowy, o którym mówiłem jako czasie rozpoczęcia
działań ekshumacyjnych, będzie niezagrożony. Robimy wszystko, aby tak
się stało - podkreśla Szwagrzyk. Zespół IPN bierze jednak poprawkę na
ewentualne przeszkody prawno-administracyjne, które zdarzają się przy
tego typu pracach. - Działania, które wymagają uzyskania zgód, zezwoleń,
określenia zakresu prowadzonych badań, uzgodnienia tego z różnymi
firmami, instytucjami, zawsze mogą natrafić na jakieś przeszkody, ale
mam nadzieję, że ich nie będzie. Albo że będą one minimalne i uda je się
szybko pokonać - dodaje Szwagrzyk. Innego zdania jest dr hab. Andrzej
Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który
zapewnia, że żadnych przeszkód nie ma i nie będzie. - A jak pan sądzi,
kto mógłby postawić jakiekolwiek przeszkody w tego typu przedsięwzięciu,
bo ja sobie tego nie wyobrażam, i tak rzeczywiście jest - mówi Kunert.

Na ewentualne przeszkody wskazywane przez Krzysztofa Szwagrzyka szef
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa odpowiada krótko. - Bez przesady,
damy sobie radę, w maju zaczynamy. Jeżeli chodzi o przetarg na prace
archeologiczne, nie jest to taka trudna sprawa, bo tu zbyt wielu
chętnych nie będzie, zobaczymy, kto wygra. Nie na początku maja, ale w
jego ciągu na pewno zaczniemy prace - deklaruje dr hab. Andrzej Kunert. Z
pierwszych analiz, którymi dysponuje Rada, można wnioskować, że na
Łączce spoczywa bardzo wiele osób. Według ustaleń zespołu prof.
Szwagrzyka, w latach 1948-1954 pochowano tu co najmniej 248 żołnierzy,
ofiary stalinowskiego terroru rozstrzeliwane w więzieniu mokotowskim.
Teren badań obejmuje obszar o długości około stu metrów i szerokości
rzędu siedemdziesięciu metrów. Ale może zostać powiększony. W kwaterze
na Łączce nigdy nie przeprowadzono ogólnej ekshumacji. Wnioskował o nią
kilka lat po upadku reżimu komunistycznego dr Witold Mieszkowski,
którego ojciec, kmdr Stanisław Mieszkowski, prawdopodobnie też jest tu
pochowany. Niestety, w 1992 r. prokuratura wojskowa wydała decyzję
odmowną.
Żeby rozpocząć prace ekshumacyjne na Łączce, konieczne jest
uzyskanie zgody zarządu cmentarza Powązkowskiego. Jego kierownik
Krzysztof Dybalski podkreśla jednak, że do tej pory nikt się nie spotkał
z zarządem cmentarza, by ustalić, jak takie prace miałyby wyglądać. -
Zarząd cmentarza chciałby wiedzieć w ogóle, jak to ma być wykonywane, i
proponował robocze spotkanie w tej sprawie. Przysłano do nas tylko
wykazy analizy badań georadaru z informacją, że chcą przystąpić do prac
ekshumacyjnych - mówi Dybalski. Zwraca jednak uwagę na fakt, że Łączka
to z jednej strony miejsce pamięci, z drugiej zaś cmentarz, gdzie oprócz
szczątków zamordowanych w czasach stalinowskich mogą być pozostałości
grobów z I wojny światowej. - Generalnie rodzi się tu pytanie, kto i w
jaki sposób powinien te prace nadzorować i kto powinien udzielić
formalnej zgody na nie, bo zgodnie z ustawą, groby ofiar stalinowskich
są także grobami wojennymi. Taką zgodę powinien dać wojewoda mazowiecki -
tłumaczy Dybalski. "Nasz Dziennik" zwrócił się do Mazowieckiego Urzędu
Wojewódzkiego w Warszawie z pytaniem, czy wojewoda Jacek Kozłowski (PO)
wydał zgodę na ekshumacje na Łączce. - W przypadku mogił wojennych zgody
na ekshumacje wydaje wojewoda. Natomiast Łączka powązkowska nie ma
statusu mogiły wojennej i tutaj wojewoda nie wydaje tego typu decyzji.
Ewentualne działania poszukiwawcze leżą w gestii Rady Ochrony Pamięci
Walk i Męczeństwa oraz Instytutu Pamięci Narodowej, więc skoro oni
twierdzą, że będą ekshumacje w maju, to wiedzą, co mówią, bo to robią -
kwituje Ivetta Biały, rzecznik prasowy wojewody mazowieckiego.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120424&typ=po&id=po05.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Ekshumacje na Powązkach Będą szukać szczątków Fieldorfa i Pileck

http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,beda-szukac-szczatkow-fieldorf...

Za kilka tygodni mają ruszyć prace ekshumacyjne na Powązkach Wojskowych. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ma nadzieję na znalezienie szczątków rotmistrza Pileckiego, generała Fieldorfa i innych ofiar stalinowskiego terroru pochowanych w bezimiennych dołach.

- Mamy przeświadczenie, graniczące z pewnością, że na Łączce na Powązkach znajdują się szczątki co najmniej kilkudziesięciu osób. To miejsce, w którym prawdopodobnie znajdziemy tych najbardziej bohaterskich i zasłużonych dla wolności, niepodległości, państwa i narodu, a potraktowanych w sposób najokrutniejszy – mówi Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która wspólnie z Instytutem Pamięci Narodowej odpowiada za ekshumacje.
W latach 90. powstał symboliczny grób – krzyż osadzony w murze z wyrwą w kształce litery "V", znak Polski Walczącej i tablice z nazwiskami ofiar.

- Łączka najczęściej pojawiała się we wszystkich relacjach. Nie mamy jednoznacznego wskazania od ludzi, którzy grzebali tam zwłoki, ale mamy relacje z drugiej ręki: ktoś kiedyś przy jakiejś okazji alkoholowej coś szepnął, ktoś inny zauważył tajemniczy powóz jadący i zatrzymujący się w nocy – tłumaczy Kunert.

Skończyli badania georadarowe

Historycy spodziewają się, że to właśnie w anonimowych dołach tej kwatery spoczęły zwłoki rotmistrza Witolda Pileckiego, generała Emila Fieldorfa "Nila", Bolesława Kontryma "Żmudzina" i wielu innych zasłużonych Polaków.

- W bardzo wielu wypadkach żyją najbliżsi zamordowanych. Rodziny czekają od kilkudziesięciu lat na informację, że znaleźliśmy szczątki – tłumaczy Andrzej Krzysztof Kunert.

W marcu wykonano szczegółowe badania georadarowe, które potwierdziły obecność szczątków co najmniej kilkudziesięciu osób. Jak zdradza szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, w ostatnich dniach maja albo pierwszych dniach czerwca ogłoszony zostanie przetarg na przeprowadzenie prac ekshumacyjnych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

11. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Dwadzieścia trzy lata po odzyskaniu niepodległości. Trochę długo.
Lepiej późno niż wcale.

To kopia protokołu z egzekucji. Prócz kata, w III Rzeczpospolitej wszyscy żyli.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

12. Szanowny Panie Michale

"Prócz kata, w III Rzeczpospolitej wszyscy żyli. " - kata żadna władza nie rozlicza, jest tylko narzędziem systemu, to rządzących i sądzących trzeba było rozliczyc, nie zrobiono tego i długo nikt tego nie zrobi w III RP odzyskanej.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. PN rozpoczął ekshumację ofiar

PN rozpoczął ekshumację ofiar terroru komunistycznego na terenie Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie. Poszukiwani są m.in. gen. August Emil Fieldorf "Nil", rtm. Witold Pilecki, mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".
Prace rozpoczęto na tak zwanej Łączce na stołecznych Powązkach Wojskowych. Na tym samym obszarze w marcu tego roku przeprowadzono badania za pomocą georadaru. Z analizy archiwaliów wynika, że "na Łączce" mogą być pochowane 284 osoby - w tym wielu bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego, powstańców warszawskich i żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego.

Obszar, określany jako kwatera "na Łączce", to miejsce, gdzie w latach 1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Najczęściej byli to żołnierze Polski Podziemnej, wśród nich sa prawdopodobnie między innymi legendarny generał August Emil Fieldorf "Nil" - organizator i dowódca Kedywu Armii Krajowej, zastępca Komendanta Głównego AK, dowódca organizacji NIE, przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", w tym: podpułkownik Łukasz Ciepliński, rotmistrz Witold Pilecki - dobrowolny więzień Auschwitz, major Bolesław Kontrym "Żmudzin" - cichociemny, żołnierz Armii Krajowej, major Hieronim Dekutowski "Zapora" - żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK, DSZ i Zrzeszenia WiN, Prace podjęte na Cmentarzu Powązkowskim realizowane są w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego Instytutu Pamięci Narodowej: "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956" i mają potrwać do końca sierpnia.


Obszar ten, określany jako kwatera „na Łączce”, to miejsce, gdzie w
latach 1948–1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu
mokotowskim w Warszawie. Najczęściej byli to żołnierze Polski
Podziemnej, wśród nich:

  • gen. August Emil Fieldorf „Nil” – szef Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej,
  • przywódcy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, w tym: ppłk Łukasz Ciepliński,
  • rtm. Witold Pilecki – dobrowolny więzień Auschwitz,
  • mjr Bolesław Kontrym „Żmudzin” – cichociemny, żołnierz Armii Krajowej,
  • mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” – żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na
    Zachodzie, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK,
    DSZ i Zrzeszenia WiN,
  • płk Antoni Olechnowicz „Pohorecki” – komendant eksterytorialnego
    Wileńskiego Okręgu AK i Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK,
  • mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” – dowódca 5. Brygady Wileńskiej,
  • Józef Kozłowski „Las” – komendant XVI Okręgu NZW,
  • por. Gracjan Fróg „Szczerbiec” – dowódca 3. Brygady Wileńskiej AK,
  • por. Lucjan Minkiewicz „Wiktor” – dowódca odtworzonej 6. Brygady Wileńskiej AK.

Działania podjęte na Cmentarzu Powązkowskim (wojskowym) realizowane są w
ramach ogólnopolskiego projektu badawczego Instytutu Pamięci Narodowej:
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z
lat 1944–1956”, którego koordynatorem jest dr hab. Krzysztof Szwagrzyk –
pełnomocnik Prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku terroru
komunistycznego.

Badania archeologiczne i prace ekshumacyjne prowadzone w Warszawie
realizowane są przez firmę „Antiqua”, wyłonioną na drodze przetargu,
ogłoszonego przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Prace mają
trwać do końca sierpnia 2012 roku.

W przypadku szczegółowych pytań proszę o kontakt z koordynującym prace
na Cmentarzu Powązkowskim dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem – tel. 604
853 825.

Zdjęcia: Katarzyna Hołopiak

 

















http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/245/20596/Rozpoczely_sie_prace_ekshumacy...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. R.Sobkowicz/Nasz Dziennik Na

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Na Łączce jak w Katyniu

Środa, 25 lipca 2012 (06:02)

Ludzkie szczątki i kilka jam grobowych znaleźli
badacze w trakcie pierwszego dnia prac ekshumacyjnych w tzw. kwaterze
"Ł" na Powązkach Wojskowych.

Po wielu latach starań rozpoczęły się wreszcie prace ekshumacyjne w
miejscu prawdopodobnego pochówku kilkuset ofiar represji stalinowskich.

- Udało się nam odnaleźć pierwsze szczątki człowieka ze zniszczoną
czaszką. Prawdopodobnie zamordowano go metodą katyńską, bo wówczas
powstają charakterystyczne pęknięcia czaszek. Przed nami kolejne
ekshumacje, z każdą godziną sytuacja będzie się zmieniała - podkreśla
kierujący ekshumacjami dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego
Instytutu Pamięci Narodowej.

Historyk jest pełnomocnikiem prezesa Instytutu ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego.

- Mogę ujawnić, że udało się odnaleźć zarysy także kilku jam
grobowych. Z pierwszych wykopów widzimy, że początek pierwszego ze
znalezionych rzędów z pochówkami przebiegał równolegle do dawnego muru
cmentarza - relacjonuje historyk.

Jak dodaje, w zakreślonym miejscu badań, które potrwają do końca
sierpnia, obejmując obszar przy pomniku na Łączce, może zostać
odnalezionych kilkadziesiąt szczątków.

- Jest to pierwszy etap naszej pracy. Łączka to jedyny obszar
zachowany z dawnej kwatery "Ł", której rozmiar był znacznie większy.
Przebadamy ten obszar, potem będą dalsze decyzje - zapowiada Szwagrzyk.

- Mamy jeszcze obszar kwatery "M", "MII", a także obszary alejek i
chodników. Prace nie będą tam teraz realizowane. Na razie mamy pierwszy
etap, po nim z całą pewnością będą następne - stwierdza nasz rozmówca.

- Nie mogę sobie wyobrazić urzędu w tym kraju, który powiedziałby, że
nie ma środków finansowych na tego typu badania - zaznacza szef
wrocławskiego oddziału IPN.

W marcu tego roku przeprowadzono w tym miejscu gruntowne badania za
pomocą georadaru. - Instytut Pamięci Narodowej prowadzi ekshumacje na
tzw. Łączce na stołecznych Powązkach Wojskowych. Z analizy archiwaliów
wynika, że na Łączce mogą być pochowane 284 osoby - w tym wielu
bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego, powstańców warszawskich i
żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego - podkreśla Michał
Kurkiewicz, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej IPN.

Ostatnie przygotowania do ekshumacji podjęto w poniedziałek. - Przede
wszystkim wyrażam ogromną radość, że po tak wielu latach i po wielkiej
ilości problemów różnego rodzaju udało się doprowadzić do ekshumacji. To
wyjątkowa chwila dla całego społeczeństwa, bo przecież leżą tutaj
osoby, których uznajemy za bohaterów, to jest miejsce pochówku gen.
Augusta Fieldorfa "Nila", tu spoczywa mjr Zygmunt Szendzielarz
"Łupaszka" i płk Antoni Olechnowicz, mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" i
wielu innych, tu leży cała IV Komenda Zarządu Głównego WiN z płk.
Łukaszem Cieplińskim na czele - podkreśla dr hab. Szwagrzyk.

- Dzisiaj po 23 latach od upadku systemu komunistycznego możemy
powiedzieć, że państwo polskie pochyliło się nad szczątkami swoich
bohaterów. Mamy dług do spłacenia wobec ludzi, których szczątków nie
można było odnaleźć. Dzisiaj są możliwości techniczne, naukowe i
finansowe, żeby wreszcie postarać się te szczątki odnaleźć i pochować w
miejscu prawdziwym, a nie symbolicznym - dodaje nasz rozmówca.

Prace ekshumacyjne na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
rozpoczęły się pod kierunkiem IPN. Dotychczas wykopano trzy sondażowe
doły.

- Wygląda na to, że osoby pochowane w tej części cmentarza spoczywają
na głębokości około 1 metra - mówi "Naszemu Dziennikowi" archeolog dr
Paweł Konczewski, którego ekipa prowadzi badania.

- To jest wstępny etap prac badawczych. Na razie wykonaliśmy pierwsze
sondażowe wykopy. Teraz sukcesywnie ten obszar badań będziemy
powiększać, tak aby nie naruszać istniejących grobów i pomnika -
tłumaczy archeolog.

Kim są?

- Po znalezieniu kości są one metodycznie odkopywane, następnie
szczątki są podejmowane, potem przekazywane antropologom, lekarzom
medycyny sądowej, we współpracy z nami pozostaje genetyk sądowy. Potem
szczątki będą drobiazgowo opisane i zostanie pobrany materiał do badań
genetycznych - wyjaśnia Konczewski.

Na wyniki tych prac czeka cała Polska. - Mamy kontakt z rodzinami
bardzo wielu osób straconych i zmarłych na Mokotowie, od kilkunastu już
udało się pobrać materiał genetyczny. Będzie uzupełniany przez następne
miesiące, po to żeby doprowadzić do identyfikacji osobowej szczątków -
mówi dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.

Jak zaznacza, zdołano zgromadzić także informacje o cechach
charakterystycznych osób tu spoczywających - o tym, jakiego byli
wzrostu, jakie mieli uzębienie, ewentualne złamania itp. - Te wszystkie
dane pozwolą nam na wstępną identyfikację osobową już na poziomie
ekshumacji - podkreśla Szwagrzyk. -

Według założenia ROPWiM, szczątki mają spocząć w tym samym miejscu, gdzie zostały odnalezione - dodaje dr Konczewski.

Na Łączce pochowano najprawdopodobniej co najmniej 248 żołnierzy,
ofiary stalinowskiego terroru. Najczęściej osoby te były rozstrzeliwane w
więzieniu mokotowskim. Upamiętnia je pomnik wzniesiony w 1990 r. z
wmurowanymi tabliczkami, na których znajdują się nazwiska. Wśród nich są
słynni mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" czy mjr Hieronim Dekutowski
"Zapora". Najprawdopodobniej to tam spoczywają też niezłomni żołnierze
Wojska Polskiego: rtm. Witold Pilecki czy gen. August Fieldorf "Nil".

Ale jest też wielu mniej znanych oficerów, których stalinowska
Informacja Wojskowa oskarżała o rzekome spiski i szpiegowanie, a którzy
po długich, bestialskich śledztwach byli skazywani na śmierć. Należą do
nich m.in. ofiary tzw. spisku komandorów rozstrzelane w 1952 r. w
więzieniu na Mokotowie: kmdr Stanisław Mieszkowski, kmdr por. Zbigniew
Przybyszewski, kmdr Jerzy Staniewicz czy mjr Zefiryn Machalla.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/5511,na-laczce-jak-w-katyniu.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

15. @Wojciech Kozlowski

Bardzo prosze o podanie wiecej szczegolow. Jestem bardzo zainteresowany sprawa. Kiedys opublikowalem dwa artykuly pt. "GrossBorn" i "Rakiety wsrod grzybow". Moze najlepiej na konto prywatne w BM24.
Borne Sulinowo zajmuje wazne miejsce w mojej swiadomosci. Poczawszy od meczu pilkarskiego w latach 50-ych pomiedzy ich druzyna a naszym "Darzborem", ktory ogladalem nie za bilet, tylko za kilka pustych litrowych butelek, bo tak wpuszczali malolatow na stadion bez pieniedzy.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

16. Do Pani Maryli,

Wielce Szanowna Pani Marylo,

Może, chciałbym dożyć tych czasów . Takich cmentarzy w Polsce mamy dostatek.
Przypomnę "Inkę" Danutę Siedzikówne "Danutę Obuchowicz", sanitariuszkę 4 Szwadronu 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Którą Pani przywróciła lat temu kilka na nowo Światu

Została zamordowana 28 sierpnia 1946 roku o godzinie 6:15 w podziemiach więzienia przy Ulicy Kurkowej 12 w Gdańsku. Zamordowano ją wspólnie z p.por. Feliksem Selmonowiczem "Zagończyk"
Miała lat 17 i kilka miesięcy

symboliczne groby w Gdańsku

27 sierpnia 2006 r. w Narewce, miejscu urodzenia, na Podlasiu, został odsłonięty pomnik poświęcony Danucie Siedzikównej ps. "Inka", sanitariuszce 5 Brygady Wileńskiej AK

Prezydent Komorowski za pieniądze społeczne stawia monumenty bolszewikom, którzy napadli na Polskę

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

17. Szanowny Panie Michale

mordercy bohaterskich Polaków zajmowali wysokie stanowiska w PRL-u, a obecnie otrzymują wysokie emerytury. Ofiary tych zbrodniarzy do dzisiaj nie mogą się doczekać sprawiedliwości.

Odszkodowania za represje ZSRR. Dziś zajmie się nimi TK

Trybunał Konstytucyjny bada dzisiaj, czy zgodne z ustawą zasadniczą są przepisy uniemożliwiające występowanie przez osoby mieszkające poza Polską o odszkodowania do krajowych sądów za represje ZSRR za działalność na rzecz niepodległości Polski.

TK rozpatrzy pytania prawne dwóch polskich sądów. Kwestionują one zapisy prawa, uzależniające od zamieszkiwania na obecnym terytorium Polski możliwość ubiegania się o odszkodowanie za takie represje organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości ZSRR w okresie od 1944 r. do końca 1956 r., na obszarze zarówno obecnego państwa polskiego, jak i w granicach sprzed 1939 r.

Według sądów takie zróżnicowanie narusza konstytucyjną zasadę równości obywateli wobec prawa. Sądy podkreślają, że wielu obywateli polskich represjonowanych przez ZSRR za działalność niepodległościową w okresie II wojny światowej, i bezpośrednio po niej, mieszka dziś na terenach wchodzących w skład Polski przed 1939 r., a obecnie należących do Ukrainy, Białorusi i Litwy, bądź też do innych państw powstałych po rozpadzie ZSRR.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

18. strzał w potylicę

Ziemia odsłania bohaterów

Sobota, 28 lipca 2012 (05:59)

Odnaleźliśmy kolejne szczątki człowieka zastrzelonego
metodą katyńską - informuje dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, kierujący
pracami ekshumacyjnymi na warszawskich Powązkach Wojskowych.

 

W kwaterze "Ł" najprawdopodobniej spoczywają szczątki żołnierzy zamordowanych w okresie stalinowskim.

- Udało się odnaleźć szczątki drugiego człowieka, także zastrzelonego
metodą katyńską, pod szczątkami człowieka, którego znaleźliśmy
wcześniej - relacjonuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Krzysztof
Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar
terroru komunistycznego i szef wrocławskiego oddziału IPN.

- Wrzucono go do dołu twarzą do ziemi - dodaje. Każdego dnia zespół odnajduje nowe ofiary.

- W kolejnym sondażowym wykopie udało się odnaleźć grób zbiorowy co najmniej trzech mężczyzn - informuje wrocławski historyk.

- Jeden z nich ma postrzał od kuli, a w nogach innego leży głowa
drugiego, czyli te szczątki były chowane byle jak. Podobny układ co
najmniej dwóch szczątków mamy w następnym grobie - zaznacza nasz
rozmówca, dodając, że prace trwają nieprzerwanie. - Przed nami zarysy
kolejnych jam grobowych - mówi.

Strzałem w potylicę

Wczoraj, piątego dnia prac, wydobywano odnalezione szczątki. W
przypadku jednej z czaszek stwierdzono ślady po odcięciu górnej części.
Prawdopodobnie świadczy to o sekcji zwłok.

- Z całą pewnością mamy do czynienia z pochówkami więźniów okresu
stalinowskiego zamordowanych strzałem w potylicę i wrzucaniem po kilka
ciał do jednego z dołów, bez trumien. Układ szkieletów jednoznacznie
wskazuje na to, że zrzucano ich z pewnej wysokości do jam grobowych -
podsumowuje dotychczasowe znaleziska Szwagrzyk.

Podchodzimy do jednej z jam grobowych. - Więzień ten był pochowany w
ubraniu, miał na sobie buty, udało nam się odnaleźć fragment łańcuszka,
prawdopodobnie od zegarka, świadczący o tym, że był to ktoś w ubraniu
cywilnym, a nie wojskowym - mówi o pierwszym z wydobytych szkieletów
historyk.

- Zniszczenia jego czaszki są bardzo duże. Nie mamy już wątpliwości,
że został zamordowany metodą katyńską, czyli strzałem w tył głowy -
podkreśla Szwagrzyk.

- Metodę katyńską stosowano w całym kraju, a przywieźli ją tutaj
instruktorzy sowieccy, którzy szkolili bezpieczniaków w naszym kraju -
dodaje.

"Naszym oczywistym obowiązkiem jest podjęcie próby zapewnienia
godnego pochówku każdej osobie represjonowanej i zamordowanej przez
reżim komunistyczny za wierność przysiędze Rzeczypospolitej, obronę
honoru i niepodległości Ojczyzny, dochowanie wiary i wartości
patriotycznych" - podkreślają we wspólnym oświadczeniu prezes IPN Łukasz
Kamiński i sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej
Krzysztof Kunert. Wydali je w związku z rozpoczęciem prac na
powązkowskiej "Łączce". Obaj stwierdzają, że godny pochówek ofiar
komunizmu jest obowiązkiem nie tylko wobec nich, ale także wobec ich
krewnych. "Jesteśmy to (...) winni rodzinom ofiar, ich dzieciom oraz
żyjącym jeszcze siostrom i braciom, którzy przez dziesiątki lat
pozbawieni byli możliwości zapalenia świeczki na grobie ojca czy brata" -
podkreślają.

Pomóż zbadać DNA


Znalezione szczątki będą identyfikowane m.in. za pomocą badań
DNA. - Przy tej okazji chciałbym zaapelować do wszystkich, którzy są
zainteresowani naszymi badaniami i utracili kogoś w Warszawie w latach
40. lub 50., aby zgłosili się do nas, byśmy ten materiał genetyczny
mogli pobrać i zabezpieczyć. A w przyszłości dzięki temu potwierdzić
czyjąś tożsamość - mówi dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.

- Już przekazałem swoje DNA, Instytut Pamięci Narodowej odebrał
również próbki od rodzin komandorów Jerzego Staniewicza i Zbigniewa
Przybyszewskiego - przyznaje dr Witold Mieszkowski, syn Stanisława
Mieszkowskiego, komandora zamordowanego w okresie stalinowskim.

- Liczymy na to, że się uda odnaleźć szczątki naszych bliskich i
dojdzie w końcu do pogrzebu na Oksywiu razem ze zwłokami adm. Józefa
Unruga sprowadzonymi z Francji - podkreśla.

- Do tego zmierzałem bardzo usilnie i nadal mam nadzieję, że to się
uda, aby zwłoki trzech komandorów były pochowane tak, jak sobie adm.
Unrug zażyczył. Bo bohaterowie Marynarki powinni leżeć na Wybrzeżu -
mówi Witold Mieszkowski.

Również inne rodziny pragną odnaleźć szczątki swoich bliskich. -
Chciałbym znać miejsce, co do którego wiedziałbym, że tu są jego
szczątki - mówi Andrzej Pilecki, syn rotmistrza Witolda Pileckiego.

Zenon Baranowski

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/5866,ziemia-odslania-bohaterow.html

zdjecie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. Szczątki 13 osób udało się

Szczątki 13 osób udało się odnaleźć podczas ekshumacji ofiar terroru komunistycznego prowadzonych przez IPN na terenie Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie. Badacze mają nadzieję na odkrycie szkieletów m.in. Augusta Emila Fieldorfa i Witolda Pileckiego

Poza dwoma przypadkami więźniowie leżą w grobach zbiorowych, po dwóch lub po trzech. - Ułożenie szczątków wskazuje, że byli oni zrzucani do grobów z pewnej wysokości. Na nogach jednej ofiary kładziono głowę drugiej - bez jakiegokolwiek szacunku dla zwłok ludzkich i dbałości o pochówek. Wygląda to na szybkie działanie w kierunku pozbycia się ciał. Ktoś, kto to robił, uczynił to wyjątkowo niedbale - tłumaczył dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.

- Na całej Łączce spodziewamy się znaleźć ok. 100 osób; trzeba jednak pamiętać, że te szacunki z dnia na dzień mogą ulec zmianie - wyjaśnił.

Naukowcy prowadzą oględziny wszystkich wydobytych szczątków w znajdującym się nieopodal miejsca ekshumacji polowym laboratorium. Praca jest podzielona na trzy etapy - opis antropologiczny, badania medyczno-sądowe i analiza genetyczna.

Obrażenia na wydobytych szczątkach są przedmiotem szczegółowych badań ze strony medyków sądowych. - Na razie stwierdziliśmy obecność obrażeń w obrębie czaszek, w większości przypadkach powstał on w wyniku postrzału w potylicę; w kilku przypadkach występują ciężkie obrażenia głowy innego charakteru - mówił dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Jak dodał, w badanych szczątkach stwierdzono także złamania żeber i obojczyka, prawdopodobnie tuż przed śmiercią.

Ostatnim etapem badań jest analiza genetyczna polegająca na porównywaniu profili DNA pochodzących z ekshumowanych szczątków i analogicznego materiału genetycznego od krewnych ofiary.

W związku z pracami archeologiczno-ekshumacyjnymi IPN zaapelował do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, by zgłaszały się w celu pobrania materiału genetycznego. "To niezbędny element procesu identyfikacji ofiar (...) Pobranie materiału genetycznego jest czynnością łatwą, szybką i bezbolesną" - czytamy w komunikacie. Rodziny ofiar mogą zgłaszać się do dr Krzysztofa Szwagrzyka.

Obszar, na którym prowadzone są ekshumacje - tzw. kwatera na Łączce, to miejsce, gdzie w latach 1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie. IPN ma nadzieję, że obok miejsca pochówku rotmistrza Pileckiego uda się odnaleźć szczątki m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" - szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" - dowódcy 5. Brygady Wileńskiej i ppłk. Łukasza Cieplińskiego - przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".

PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. M.Borawski/Nasz Dziennik Tej

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Tej pamięci nie przykryje ziemia

Sobota, 4 sierpnia 2012 (06:37)

Najczęściej bliscy dowiadywali się o ich śmierci
nagle, w chwili, gdy wręczano im akt zgonu. Nie mieli szans uczestniczyć
w pogrzebie, bo zabijanych strzałem w potylicę więźniów politycznych z
więzienia przy ul. Rakowieckiej nocą potajemnie wywożono na tzw. Łączkę i
wrzucano do naprędce wykopanych dołów.

Rodziny około 250 ofiar, głównie wojskowych, przez dziesięciolecia
nie wiedziały, jakie były okoliczności ich tragicznej śmierci. Nie
wiedziały również, gdzie dokładnie znajdują się groby najbliższych.

Wkrótce może się to zmienić, ponieważ od kilkunastu dni trwają prace
ekshumacyjne na terenie kwatery "Ł" na cmentarzu Powązkowskim w
Warszawie, gdzie grzebano ofiary komunistycznych zbrodni z lat
1945-1956. Prowadzi je dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego
oddziału Instytutu Pamięci Narodowej wraz z grupą naukowców:
archeologów, antropologów, medyków sądowych, genetyków oraz historyków.
Apelują do bliskich ofiar, aby zgłaszali się w celu pobrania od nich
materiału genetycznego, co umożliwi identyfikację ekshumowanych zwłok.

Katyński strzał

Na terenie objętym poszukiwaniami badacze spodziewają się odnaleźć
ciała nawet stu osób zamordowanych w mokotowskim więzieniu. Archeolodzy
odkrywają kolejne jamy grobowe i kolejne ludzkie szczątki.

Dotychczas udało się wydobyć szkielety siedemnastu osób, na pewno
jest wśród nich jedna kobieta. Z dotychczasowych badań wynika, że
więźniowie byli chowani bez trumien w dwu-, trzyosobowych grobach.

- Wygięte ramiona i nogi, niektóre zwłoki leżące twarzą do ziemi -
ułożenie szkieletów wyraźnie wskazuje na to, że ciała rzucano z pewnej
wysokości - wyjaśnia dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.

Wydobywane przez archeologów szczątki są eksplorowane przez ekipę antropologów.

- Doczyszczamy jamę grobową, podejmujemy z ziemi szczątki, które
następnie zostają przeniesione do specjalnych baraków. Tam zostają
ułożone w porządku anatomicznym i poddane kolejnym badaniom - tłumaczy
Natalia Szymczak, antropolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Następnie szczątki trafiają w ręce kolejnej grupy antropologów oraz
specjalistów medycyny sądowej. Pracują oni w specjalnie na tę okazję
ustawionych namiotach i barakach. Jak mówią, jest to ich zaimprowizowane
laboratorium.

Przeprowadzają w nim dokładne oględziny wydobytych szkieletów i
sporządzają protokoły. Opisują stan zachowania szczątków oraz cechy
pozwalające na identyfikację danej osoby, czyli cechy szkieletu, na
podstawie których można określić płeć, wzrost oraz wiek w chwili
śmierci.

Bardzo szczegółowo opisywane są również cechy indywidualne, takie jak
uzębienie oraz wszelkie obrażenia, które powstały w momencie śmierci
lub na krótki czas przed zgonem. Na ich podstawie można wnioskować o
przyczynie zgonu.

Doktor Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu,
sporządzający protokół oględzin, pokazuje obrażenia postrzałowe
ekshumowanych zwłok - otwór wlotowy w potylicy i otwór wylotowy w
obrębie twarzoczaszki.

- Takie obrażenia widoczne są na większości wydobytych czaszek, co
świadczy o tym, że więźniowie zginęli w wyniku egzekucji od strzału w
tył głowy - wyjaśnia dr Szleszkowski.

Jeden z wydobytych szkieletów, który według badaczy należy do
starszego mężczyzny, nie ma wprawdzie obrażeń, które świadczyłyby o
postrzale, ale posiada liczne obrażenia świadczące o wcześniejszych,
wygojonych lub gojących się urazach twarzoczaszki.

- Są to złamania czaszki, kości jarzmowej, kości nosowych - wylicza.

- Tego typu izolowane złamania twarzoczaszki mogły powstać w wyniku
jednorazowego lub wielokrotnego pobicia - wyjaśnia medyk sądowy.

W piątek w jednej z jam grobowych badacze po raz pierwszy natrafili
na rzeczy osobiste - krzyżyk, fajkę i szczoteczkę do zębów. W czaszce
ofiary znaleziono kulę.

- To pierwsze tego typu znalezisko na Łączce. Dotychczas mieliśmy do
czynienia tylko z przestrzelonymi czaszkami, ale w tym przypadku kula
nie przeszła na wylot i została we wnętrzu czaszki - relacjonuje dr hab.
Krzysztof Szwagrzyk.

Ostatnia chwila na badania

Równolegle do prac ekshumacyjnych pobierany jest materiał genetyczny
od rodzin ofiar. Jest on zabezpieczany, a następnie wprowadzany do
powstającej polskiej bazy genetycznej ofiar totalitaryzmów.

- To ostatnia chwila, ponieważ najbliżsi ofiar są dziś ludźmi w
podeszłym wieku. Za kilka lat będziemy mieli bardzo poważny problem,
żeby zdobyć materiał nadający się do badań porównawczych DNA - zauważa
dr Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie, a zarazem
pracownik szczecińskiego oddziału IPN.

Zabezpieczane oraz opisywane są przynoszone przez rodziny przedmioty
kultury materialnej, również będące źródłem cennych informacji o
pomordowanych. Wszystko po to, aby zidentyfikować ofiary komunistycznego
terroru. Naukowcy są bardzo zadowoleni z odzewu, z jakim spotkał się
ich apel. Do ekipy prowadzącej prace ekshumacyjne zgłasza się wiele
osób, których bliscy zostali zamordowani w mokotowskim więzieniu i
pochowanych na Łączce.

- Kontakt z rodzinami jest dla nas niezbędny. Informacje historyczne
wynikające z kwerendy archiwalnej, z prac naukowych i badawczych mogą
pomóc we wstępnej identyfikacji. Ale tak naprawdę nasze potwierdzenie
tożsamości szczątków może nastąpić wyłącznie w oparciu o wyniki badań
DNA - tłumaczy dr hab. Szwagrzyk.

Nikt nic nie wiedział

Grażyna Barbasiewicz-Szymczak, córka podpułkownika piechoty WP
Zdzisława Jerzego Barbasiewicza ps. "Gryf", którego imię i nazwisko
widnieje na znajdującym się na Łączcie pomniku będącym symbolicznym
grobem wszystkich pomordowanych w mokotowskim więzieniu, chętnie
zgodziła się poddać badaniom, które pomogą w identyfikacji ciała jej
ojca.

Aresztowany 17 kwietnia 1950 r. ppłk Barbasiewicz był nieludzko
torturowany przez siepaczy Informacji Wojskowej, a następnie 10 stycznia
1952 r. został stracony. Pani Grażyna miała wówczas 15 lat. Ostatni raz
oglądała ojca 8 grudnia 1951 r. podczas widzenia.

- Obiecano nam wtedy, że mama będzie mogła podać mu paczkę na święta
Bożego Narodzenia. Kiedy chciała to zrobić, nie pozwolono jej, mówiąc,
żeby zgłosiła się po świętach. Z kolei gdy tak zrobiła, powiedziano jej,
żeby przyszła po Nowym Roku. W końcu usłyszała: "Niech się pani zgłosi
po akt zgonu" - opowiada pani Grażyna Barbasiewicz-Szymczak.

Okazało się, że jeszcze tego samego dnia, w którym było widzenie, jej
ojciec został przewieziony do więzienia na ulicy Rakowieckiej, a
niecały miesiąc później zamordowany. Rozpoczęły się poszukiwania miejsca
pochówku.

- Nikt nic nie wiedział. Dopiero później spotkałam człowieka, który
kopał doły na Łączce. Od niego dowiedzieliśmy się, że w nocy przywożono
tu zwłoki i wrzucano do tych dołów - opowiada.

Przyznaje, że gdy dowiedziała się o rozpoczęciu prac ekshumacyjnych,
miała mieszane uczucia. Wizyty na Łączce, gdzie prowadzi się ekshumacje,
utwierdziły ją w przekonaniu, że te prace to wielka sprawa.

- Niektórzy mówią, że powinno się dać spokój tym zmarłym. Ale prawda
powinna w końcu ujrzeć światło dzienne. Prawda o tym, że mordowano
niewinnych ludzi , polskich bohaterów - podkreśla. Jej zdaniem, jest to
ważne przede wszystkim dla przyszłych pokoleń.

- Tej pamięci nie przykryje ziemia. Ta pamięć żyje - podkreśla.

W polowym laboratorium pobraniu próbki DNA poddała się również Anna
Szeląg, która ma nadzieję, że na Łączce zostanie odnaleziony brat jej
babci ppor. Czesław Kania ps. "Witold", "Nałęcz".

Pani Anna przyznaje, że wciąż bardzo mało wiadomo o okolicznościach śmierci i pochówku ppor. Kani.

- Nikt o niczym nie informował rodziny. Wiemy tylko, że wiadomość o
wykonaniu wyroku przesłano w 1949 r. do Urzędu Gminy w Łysych -
opowiada.

Jej babci nigdy nie pozwolono na odwiedziny brata w więzieniu na
Rakowieckiej. Potem spędziła wiele lat na poszukiwaniu jakichkolwiek
informacji o swoim bracie. Dziś już nie żyje, dlatego pani Anna bardzo
chciałaby pomóc w poszukiwaniach. Bo jak mówi, pamięć o ludziach, którzy
byli tępieni i skazani na zapomnienie, jest najważniejsza.

Chcemy znać prawdę

Cały teren kwatery "Ł" został podzielony na obszary, w których
punktowo prowadzone są badania sondażowe. W oparciu o ich wyniki
podejmuje się konkretne działania ekshumacyjne. Na terenie objętym
pracami ekshumacyjnymi badacze spodziewają się odnaleźć nawet sto ciał
osób zamordowanych.

Naukowcy są przekonani, że obszar dawnej Łączki był większy niż
miejsce, gdzie w tej chwili pracują. Dlatego w najbliższym czasie chcą
podjąć działania zmierzające do rozszerzenia zakresu poszukiwań i
działań ekshumacyjnych także na teren znajdujących się w pobliżu kwater M
i MII oraz chodnika i alejki.

- Tam również znajdują się szczątki więźniów - twierdzi dr hab.
Szwagrzyk. Nie wiadomo dokładnie, ile czasu potrwają działania
identyfikacyjne. Jak mówi dr hab. Szwagrzyk, prace ekshumacyjne na
terenie kwatery "Ł" będą prowadzone do połowy, a może nawet do końca
sierpnia.

- Zależy nam nie tyle na szybkim wykonaniu badań, ile na ich
staranności - podkreśla. Po ich zakończeniu trzeba będzie czekać na
wyniki badań DNA.

Z pewnością nie należy spodziewać się ich zbyt szybko, ponieważ każdy
materiał genetyczny pobrany ze szczątków musi być porównany z
kilkudziesięcioma wynikami badań genetycznych uzyskanych od rodzin. A
tego - nawet jeśli się ma do dyspozycji najnowocześniejszy sprzęt - nie
da się zrobić w krótkim czasie.

Krzysztof Szwagrzyk nie ukrywa, że on i jego zespół napotykają wiele
trudności w swoich badaniach. Ale dla niego najważniejsze jest to, że po
dwudziestu trzech latach od upadku komunizmu w końcu zostały podjęte
konkretne działania ekshumacyjne. Ich wynikami chętnie dzieli się za
pośrednictwem mediów.

- Polskiemu społeczeństwu zależy na tym, aby kwatera "Ł",
najważniejsze pole w kraju, na którym pochowano naszych narodowych
bohaterów, m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego, gen. Augusta Fieldorfa
"Nila", mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę" czy mjr. Hieronima
Dekutowskiego "Zaporę", zostało dokładnie zbadane i aby stojący tu
pomnik niewinnie straconych ofiar nie był symbolicznym, ale rzeczywistym
grobem - podkreśla.

Prowadzone prace budzą też duże zainteresowanie wśród osób
odwiedzających cmentarz Powązkowski. W rocznicę Powstania Warszawskiego
nie brakowało kombatantów, którzy przez stalowe ogrodzenie z przejęciem
obserwowali pracę badaczy odkrywających kolejny grób, w którym być może
został pochowany ktoś, kogo znali.

Dla wielu z nich czymś bardzo ważnym była rozmowa z kierującym
pracami dr. hab. Szwagrzykiem, złożenie kwiatów i zapalenie w tym
miejscu zniczy. Nie brakowało również ludzi młodych zaangażowanych w
działalność grup rekonstrukcyjnych lub kibiców piłkarskich, którzy w
skupieniu przyglądali się pracom archeologów odsłaniających kolejne
szczątki polskich bohaterów. Dla nich jest to bardzo ważna i jedyna w
swoim rodzaju lekcja historii.

Bogusław Rąpała

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/6491,tej-pamieci-nie-przykryje-zi...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. Upokorzyć politycznych

Upokorzyć politycznych

zdjecie

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 (06:21)

Ofiary komunistycznych zbrodni pochowane na Łączce
były grzebane w mundurach Wehrmachtu. Świadczą o tym guziki od mundurów
tej formacji odnalezione podczas trwających prac ekshumacyjnych na
Powązkach.

- W dwóch grobach zostały znalezione ślady po niemieckich mundurach,
głównie guziki o tym świadczą - przyznaje kierujący ekshumacjami w
kwaterze na Łączce na warszawskich Powązkach dr hab. Krzysztof Szwagrzyk
z IPN.

- To, że dzisiaj odnajdujemy takie pozostałości, nie oznacza, że mamy
do czynienia z pochówkami osób narodowości niemieckiej, ze
zbrodniarzami hitlerowskimi, absolutnie nie. Mamy bowiem świadomość, że
mundury niemieckich formacji militarnych wykorzystywano do innych celów -
zaznacza historyk.

Szwagrzyk podkreśla, że z zachowanych relacji więźniów wynika, iż w
okresie stalinizmu więźniów ubierano w mundury Wehrmachtu, a także w
umundurowanie innych niemieckich jednostek militarnych. Działo się to w
dwóch celach.

- Po pierwsze, na terenie więzienia tego typu ubrania miały spełnić
pewne określone role, chodziło o dodatkowe upokorzenie więźniów
politycznych. Liczono też w niektórych przypadkach na formę jakiegoś
linczu ze strony pozostałych więźniów. W ten sposób starano się tę grupę
politycznych szczególnie szykanować - podkreśla Krzysztof Szwagrzyk.

- Ponadto wykorzystywano te sorty mundurowe po to, żeby pochować
zamordowanych więźniów. Po prostu podchodzono do tego w sposób
ekonomiczny - posiadano wiele mundurów formacji niemieckich i w te
mundury zamiast mundurów więziennych, ze względów oszczędnościowych,
przebierano więźniów na ostatnią drogę - wskazuje szef wrocławskiego
oddziału IPN.

Przy 17 szczątkach znalezionych w ciągu dwóch tygodni prac ekshumacyjnych jest niewiele towarzyszących szkieletom rzeczy.

- W ogromnej większości nie znajdujemy żadnych śladów po materiałach,
a już tym bardziej rzeczy osobistych - przyznaje Szwagrzyk. Na fakt, że
chodzi o mundury poniemieckie, wskazują guziki. Szczątki ofiar były
zakopywane w sposób chaotyczny i niedbale. Z wyjątkiem dwóch przypadków
więźniowie leżą w grobach zbiorowych, po dwóch lub po trzech.

- Ułożenie szczątków wskazuje, że byli oni zrzucani do grobów z
pewnej wysokości. Na nogach jednej ofiary kładziono głowę drugiej - bez
jakiegokolwiek szacunku dla ciał ludzkich i dbałości o pochówek. Wygląda
to na szybkie działanie w kierunku pozbycia się ciał. Ktoś, kto to
robił, uczynił to wyjątkowo niedbale - wyjaśnia Szwagrzyk.

Ponadto większość szczątków nosi ślady egzekucji tzw. metodą katyńską
- strzałem w potylicę z bliskiej odległości. - Na całej Łączce
spodziewamy się znaleźć ok. 100 osób; trzeba jednak pamiętać, że te
szacunki z dnia na dzień mogą ulec zmianie - dodaje.

Prace ekshumacyjne obejmują w pierwszym etapie niewielki obszar wokół
pomnika ofiar okresu stalinowskiego. W kwaterze na Łączce w latach
1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu
mokotowskim w Warszawie. IPN ma nadzieję, że uda się odnaleźć m.in.
szczątki rtm. Witolda Pileckiego, gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" -
szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, mjr. Zygmunta Szendzielarza
"Łupaszki" - dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK, i ppłk. Łukasza
Cieplińskiego - przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/6616,upokorzyc-politycznych.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. Ekshumacje na Powązkach: Kod

Ekshumacje na Powązkach: Kod genetyczny pilnie potrzebny

Eksperci są pewni, że na terenie Łączki na Powązkach odnajdą szczątki gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”

Odkryte we wtorek szczątki leżały tak jak poprzednio odnalezione,
wrzucone do dołów głowami w przeciwległe strony, bez szacunku dla ciała.
Z przestrzelonymi czaszkami.

- Ale po raz pierwszy odkryliśmy tu jamę grobową, w której znalazło
się nawet siedem osób. Dotychczas grzebane były po trzy - zwraca uwagę
kierujący pracami ekshumacyjnymi dr Krzysztof Szwagrzyk zIPN.

Kolejne ważne odkrycie: jedna z ofiar w lewej ręce przy sercu
trzymała łańcuszek z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. To istotny
znak, pomocny w późniejszej identyfikacji szczątków.

W rękach badaczy są już kości 28 ofiar. A w grobach na tzw. Łączce spoczywają jeszcze co najmniej setki kolejnych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

23. Identyfikacja? Długo

Identyfikacja? Długo poczekamy

Czwartek, 9 sierpnia 2012 (06:13)

Nie wiadomo dokładnie, kiedy dojdzie do badań
genetycznych szczątków znalezionych podczas prac ekshumacyjnych na
Powązkach Wojskowych. Prowadząca prace Rada Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa nie zawarła jeszcze stosownej umowy. Kiedy to nastąpi? To
kwestia kilku miesięcy - odpowiada Rada.


- Na tym
etapie prac pobieramy tylko materiał do dalszych badań, nic więcej nie
robimy - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" genetyk dr Andrzej
Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. A co z badaniami
genetycznymi mającymi na celu identyfikację odnalezionych na Łączce
szczątków?

- Badania identyfikacyjne to będzie kolejny etap, na razie mamy
zebrać materiał z Łączki - stwierdza genetyk. Dodaje, że umowa zawarta
przez ROPWiM ze szczecińskim zakładem nie zleca badań genetycznych.

- Takiej umowy nie zawarliśmy - przyznaje dr Andrzej Kunert, sekretarz Rady. Kiedy do tego dojdzie?

- Z całkowitą pewnością potrwa to wiele miesięcy, nie stwarzajmy nadmiernych nadziei w sensie czasowym - zaznacza Kunert.

Na jesieni? - dociekamy. Sekretarz Rady nie podaje przybliżonego
terminu. Ale z tego, co mówi, wynika, że taka umowa może nie zostać
zawarta w tym roku.

- To nie jest niestety takie proste, są problemy prawne - wyjaśnia
Kunert, zastrzegając, że nie chce się rozwodzić co do szczegółów. Ale
Rada będzie dążyła do ich rozwikłania, zwłaszcza że w planach są dalsze
poszukiwania miejsc pochówków ofiar zbrodni komunistycznych.

- Takich miejsc mamy w Polsce kilkadziesiąt - podkreśla Kunert.

Ale tak naprawdę dominującym problemem mogą być koszty badań
genetycznych. Nie należą one do tanich, ponieważ przebadanie
pojedynczego przypadku to koszt nawet kilku tysięcy złotych.

- To są bardzo czasochłonne badania i drogie przede wszystkim - nie
ukrywa Ossowski. A co w tym czasie będzie się działo z próbkami? - Będą
zabezpieczone, będą czekały, aż uda się rozstrzygnąć problemy - uspokaja
Kunert.

Aktualnie ekipa badaczy rozpoczęła pobieranie próbek ze znalezionych
na Łączce szczątków oraz kompletuje próbki porównawcze. - Na bieżąco
przewozimy próbki - mówi Ossowski.

- Co kilka dni kolejne próbki będą tam wysyłane - dodaje kierujący
pracami na Powązkach prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef wrocławskiego
oddziału IPN.

Wydobyte szczątki poddawane są oględzinom. Dokonuje się ich opisu antropologicznego, przeprowadza się badania medyczno-sądowe.

- Staramy się ustalić płeć i wiek danej osoby, a także opisać
wszystkie cechy indywidualne, np. te związane z przebytymi złamaniami.
Szczególnie zwracamy uwagę na stan uzębienia - wyjaśnia antropolog
sądowy Agata Thannhaeuser z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

- Na razie stwierdziliśmy obecność obrażeń w obrębie czaszek, w
większości przypadków powstały one w wyniku postrzału w potylicę; w
kilku przypadkach występują ciężkie obrażenia głowy innego charakteru -
stwierdził medyk sądowy dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny
Sądowej we Wrocławiu.

Dodał, że stwierdzono także złamania żeber i obojczyka,
prawdopodobnie tuż przed śmiercią. - Może to wskazywać na urazy o różnym
charakterze, m.in. pobicie lub upadek z wysokości, ale na podstawie
badań tylko i wyłącznie kośćca nie należy wnioskować o całościowym
charakterze obrażeń - wyjaśnił.

Ostatnim etapem badań będzie analiza genetyczna polegająca na
porównaniu DNA z ekshumowanych szczątków i materiału genetycznego
pobranego od krewnych ofiar. - Najbardziej informatywne są fragmenty
kości udowych i zęby - w tych fragmentach szkieletu DNA zachowuje się
najlepiej - tłumaczy Ossowski.

Badacze apelują do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, aby
zgłaszały się w celu pobrania materiału genetycznego. To niezbędny
element procesu identyfikacji ofiar - wskazują. Rodziny ofiar mogą
zgłaszać się do prof. Krzysztofa Szwagrzyka (tel. +48 604 853 825) lub
dr. Andrzeja Ossowskiego (tel. +48 606 270 035), pracujących na
cmentarzu.

Dotychczas zgłosiły się już 72 rodziny, od których pobrano próbki do
badań porównawczych. Jak informuje nas kierujący pracami prof.
Szwagrzyk, do wczoraj odnaleziono 28 szkieletów.

- Ale to się zaraz zmieni - zastrzega historyk. W ostatnich dniach
ekipa ekshumacyjna odkryła jamę grobową, w której mieści się co najmniej
7 szkieletów. Większość została już wydobyta.

- W tej chwili mamy co najmniej trzy osoby do wydobycia, ponieważ
istnieje podejrzenie, że może być jeszcze jeden człowiek pod spodem -
mówi Szwagrzyk.

W jamie grobowej przy jednej osobie odnaleziono medalik Matki Bożej
Kodeńskiej. - Dzięki ojcom oblatom z sanktuarium w Kodniu mamy już
potwierdzenie, w jakich latach tego typu medaliki były używane i że
pochodzi on z tego okresu, który nas interesuje. Badacze liczą, że wśród
odnalezionych szczątków odnajdą m.in. gen. Augusta Fieldorfa "Nila".

- Ofiary z Mokotowa chowano w tym miejscu od 1948 r., nie widzę
specjalnego powodu, żeby mieli zabierać gen. Fieldorfa w inne miejsce -
ocenia wrocławski historyk.

- Wówczas było to miejsce niedostępne, miejsce nieznane, miejsce
wydzielone wyłącznie dla potrzeb więziennictwa, tajne jako takie,
idealnie nadające się do pochówku wszystkich ofiar, dlaczego wobec gen.
Fieldorfa mieliby wybierać jakieś inne miejsce - uważa Szwagrzyk.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/6894,identyfikacja-dlugo-poczekam...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Apel Krzysztofa Kłopotowskiego

Nie mam pretensji do córy Służby Bezpieczeństwa o sposób bycia przed kamerą. To silniejsze od jej może nawet dobrych chęci, bo styl wyniosła z domu. Kiedyś reklamowała swój program z lampą jakiej używali ubecy, żeby świecić w oczy więźniom władzy ludowej. Tej władzy nie ma a pozostał styl. Kolega prowadzący z nią program również użył takiej lampy do reklamy swej przystojnej osoby. Czy to wpływ rodziny, czy dobrej koleżanki? Nie wiem.

Miejmy więc pretensję do Służby Bezpieczeństwa, że dała nam takie gwiazdy dziennikarstwa. Słyszą panowie pułkownicy SB? Ten styl to wasza sprawka. Wstyd.

A co powiedzieć o Ludowym Wojsku Polskim, które także podarowało nam w mediach swoich synów? Chwalą dziś NATO i Unię Europejską bardzo słusznie, bo tam jest najlepsze dla nas miejsce. Ale został im koszarowy wdzięk podpatrzony u ojców zbyt szybko awansowanych na elitę kraju. Grubiaństwo wobec podwładnych albo polemistów. I – że tak powiem – barakowa kultura umysłowa. Przykre.

Jednak nie mam o to żalu do prostych kolegów. Mam pretensję do Ludowego Wojska Polskiego, że dało nam królów opinii o stylu kaprali. Czy panowie pułkownicy LWP słyszą? Poziom waszych synów to wasza sprawka. Wstyd.

Dzieci nie odpowiadają za uczynki rodziców. To dla każdego powinno być jasne. Ale jest oczywiste, że rodzice w jakiejś mierze odpowiadają za dzieci, nawet te dorosłe. Dawali przykład, mówili co dobre a co złe, wpływali na wyobraźnię. Dorosły wyrywa się z rodzinnego kręgu, zmienia poglądy ale zostaje mu na przykład szczególny sposób bycia.

Część dziennikarzy wywodzi się z rodzin komunistycznego aparatu przemocy i propagandy. Lecz to nie całkiem tłumaczy ich agresję wobec anty-postkomunistów w naszym życiu publicznym. Pewną rolę gra gniew na demistyfikację, jaką uprawiają publicyści prawicy. I strach przed lustracją, jakiej mogą dokonać naukowcy po zmianie rego rządu. Kwiatki nienawiści mogą mieć korzenie w zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej. Czy znajdzie się ogrodnik, który zgłębi urodzajną glebę IPN i nam wyjaśni, skąd tyle złości, że szkodzi piękności?
Wyszła tu w Nowym Jorku biografia Bena Bradlee, legendarnego redaktora The Washington Post, który pozwolił swoim reporterom na tropienie afery Watergate. Był otoczony podziwem, ba! męską miłością swoich dziennikarzy. Inteligentny, odważny, uczciwy, miał niesamowity urok osobisty. Był przyjacielem J.F. Kennedy’ego, i choć trudno to sobie wyobrazić – bardziej stylowym od prezydenta czarującego świat. Mówili o nim „king Artur”, „the cooleast guy on the planet”, “Hemingway hero”. Pochodził od królów i Braminów z Bostonu, amerykańskiej arystokracji. To był prezydenter! J. F. K to przy nim dorobkiewicz. Obyśmy mieli takich arywistów, jak JFK. Bo na polskich Benów Bradlee już nie można liczyć. Zostali wytraceni.

Trwa ekshumacja szczątków na tzw. Łączce na Powązkach, gdzie pod murem cmentarza wrzucano do ziemi patriotów, ofiary terroru z lat 1945 – 56. Tam leży elita Polaków i nienarodzeni z niej królowie opinii. Konkurencja dzisiejszych gwiazd medialnych usunięta, żeby zrobić miejsce. Dlatego proszę - ciszej! Radzę - grzeczniej! Jesteście elitą z nieprawego łoża. Wasz styl pochodzi z Rakowieckiej i poligonów sowieckich. Być może w przyszłym pokoleniu powstanie z Was prawdziwa elita narodu. Ale na razie - więcej skromności proszę

http://wpolityce.pl/artykuly/33808-krolowie-opinii-publicznej-nie-mam-pr...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Na Łączce niszczono zwłoki

Zwłoki ofiar władz komunistycznych były nie tylko chowane
w
tajnych miejscach, ale też niszczone - wynika z ostatniego znaleziska
dokonanego przez ekipę ekshumacyjną pracującą na warszawskich Powązkach
Wojskowych.


zdjecie

- Jest jedna jama grobowa, w której udało się odnaleźć szczątki
dziewięciu ludzi, różniąca się od wszystkich pozostałych, dlatego że tam
mamy do czynienia z ogromnym stopniem zniszczenia materiału kostnego -
mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" kierujący pracami na Powązkach
prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef wrocławskiego oddziału IPN.

- Wszystkie dotychczas wydobyte szczątki, nawet w otoczeniu tego
grobu, mają dobrze albo nawet bardzo dobrze zachowane kości. W tym
przypadku wygląda to bardzo dramatycznie - podkreśla. Szwagrzyk
zastrzega, że konieczne są badania chemiczne, które pozwolą stwierdzić,
czy i jaki środek chemiczny został tutaj użyty.

- Musimy uzyskać potwierdzenie z badań chemicznych, ale w tym miejscu
zastosowano prawdopodobnie jakiś środek chemiczny, którym polano albo
posypano zwłoki ofiar, a który przyspiesza rozkład. Trudno inaczej
wytłumaczyć taką skalę zniszczenia kości osób, które zostały tu
pochowane
- ocenia historyk.

Skąd takie działania władz więziennych z Mokotowa, które w tym
miejscu na obrzeżach cmentarza Powązkowskiego tajnie chowały ofiary
represji komunistycznych?

- Myślę, że chodziło o tę konkretną egzekucję, komuś zależało, żeby jakoś zatrzeć ślady po tych osobach - uważa Szwagrzyk.

Ekipa ekshumacyjna odkryła już szczątki 63 osób. Prace mają potrwać
do końca sierpnia. Na ich wstępie oceniano, że uda się odnaleźć
kilkadziesiąt do nawet stu osób. Wszystko wskazuje na to, że tak się
stanie. Badacze sukcesywnie poszerzają teren wykopów. W ostatnich dniach
usunięto kilka drzew.

- Pozwoliło nam to na otwarcie przestrzeni wcześniej zamkniętej - podkreśla Szwagrzyk.

Pobrano materiał genetyczny od kolejnych osób. Badacze apelują do
rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, aby zgłaszały się w celu pobrania
materiału genetycznego.

- To niezbędny element procesu identyfikacji ofiar - wskazują.
Rodziny ofiar proszone są o kontakt z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem
(tel. +48 604 853 825) lub dr. Andrzejem Ossowskim (tel. +48 606 270
035), pracującymi na cmentarzu.

Prace ekshumacyjne obejmują w pierwszym etapie niewielki obszar wokół
pomnika ofiar okresu stalinowskiego. W kwaterze na Łączce w latach
1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu
mokotowskim w Warszawie. IPN ma nadzieję, że uda się odnaleźć m.in.
szczątki rtm. Witolda Pileckiego, gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" -
szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, mjr. Zygmunta Szendzielarza
"Łupaszki" - dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK, i ppłk. Łukasza
Cieplińskiego - przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/7410,na-laczce-niszczono-zwloki.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. (Brak tytułu)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

27. Czytam o sprawach znanych, czuję narastającą złość


Czytam:

"Zasądzono także utratę praw publicznych i obywatelskich, praw honorowych oraz przepadek mienia. Wyrok wydany został na podstawie dekretu o wymiarze kary dla zbrodniarzy hitlerowskich i zdrajców narodu polskiego."

Czytam
i tak sobie myślę, że współczesnych zaprzańców należałoby sądzić na podstawie tych samych dekretów.
Ich czyny, ich prawo.

Oczywiście bez tego sadystycznego zezwięrzęcenia, prymitywnej brutalności, pogardy i chamstwa. Bezrozumna zbrodnia bez sumienia, zwierzęca nienawiść, nieludzka brutalność  i prymitywne kłamstwo są wyjątkowymi atrybutami lewicy w wydaniu stalinowskim, hitlerowskim i każdym innym.
Tylko ich cywilizacja "nowego typu" syci się taką "sprawiedliwością".

avatar użytkownika gość z drogi

28. ...." myślę,że współczesnych zaprzańców należałoby sądzić

na podstawie tych samych dekretów " ba gdyby mozna było....
ale już słyszę wrzask tzw poprawnych....ze ....
zresztą PO co daleko szukać....brat michnika,Stefan Michnik,chroniony przez
rząd szwedzki....
dalej
ta druga,co to ją Anglia chroniła,ale przed śmiercią naturalną ,nie,
teraz stoi na Bożym Sądzie...ale nigdy przed Ludzkim.....
do konca pobierała nasza emeryturę....
a więc @Michaelu,to tylko nasze marzenia......a zaczarowany flet dalej mami ludziska....

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

29. Ekipa badaczy zakończyła

Ekipa badaczy zakończyła prace ekshumacyjne na powązkowskiej Łączce w Warszawie, gdzie spoczywają zwłoki ofiar komunistycznego terroru. Kolejny etap prac planowany jest
na październik


zdjecie

- Mamy w tej chwili 112 szczątków, jeszcze w ostatnim dniu prac udało
się odnaleźć okulary i złoty medalik z Matką Bożą ukryty w ubraniu
jednej z ofiar - powiedział nam kierujący pracami prof. Krzysztof
Szwagrzyk z IPN.

Dzisiaj w kwaterze "Ł" na Wojskowych Powązkach o godz. 11.00 odbędzie
się modlitwa ekumeniczna za ofiary represji, a następnie odnalezione
szczątki w trumnach zostaną uroczyście przewiezione na cmentarz Północny
w Warszawie, gdzie przez kilka miesięcy będą przeprowadzane prace
identyfikacyjne. Po ich zakończeniu planowany jest wspólny państwowy
pogrzeb.

- Za wcześnie jeszcze, aby mówić o miejscu pochówku ofiar komunizmu,
ale mam nadzieję, że będzie to miejsce, z których te szczątki wydobyto,
czyli kwatera "Ł" na cmentarzu Powązkowskim. To jest panteon narodowy,
tu leżą nasi bohaterowie - zaznaczył Szwagrzyk.

Jak podkreślają badacze, większość odnalezionych szkieletów nosi
ślady egzekucji tzw. metodą katyńską, czyli strzałem w potylicę z
bliskiej odległości. Stan kości w niektórych przypadkach wskazuje na to,
że ofiary były przed rozstrzelaniem bite i torturowane.

Zamordowanych chowano w wąskich i płytkich zbiorowych grobach, do
których byli bezładnie wrzucani. Niektórych pochowano w mundurach
niemieckich, o czym świadczą odnalezione guziki.

- Znamy metody stosowane przez Urząd Bezpieczeństwa. Wiemy, jak
często komuniści starali się dowieść współpracy AK z hitlerowcami -
powiedział Szwagrzyk.

W przypadku dwóch jam grobowych natrafiono na szczątki znajdujące się
w bardzo zaawansowanym rozkładzie. Nie znaleziono kręgosłupów i miednic
ofiar.

- Czekamy jeszcze na wyniki badań chemicznych, ale na razie wszystko
wskazuje na to, że w tych dwóch przypadkach oprawcy mogli zastosować
środki chemiczne, aby przyspieszyć rozkład ciał - tłumaczył Szwagrzyk.
Badacze przypuszczają, że użyto w tym celu wapna. W październiku
planowane jest rozpoczęcie drugiego etapu prac ekshumacyjnych.

- Zakończyliśmy pierwszy etap, wiemy, gdzie trzeba pracować w drugim
etapie, jesteśmy gotowi na to, aby te prace możliwie szybko podjąć -
podkreślił historyk IPN. - Jest to absolutna konieczność. Pod alejkami,
ścieżkami i chodnikami leżą ofiary zbrodni komunistycznych. Trzeba te
miejsca przekopać i sprawdzić - dodaje.

IPN planuje też rozebranie pomnika ku czci ofiar. - Powinno nastąpić
to w drugim etapie. Z uwagi na to, że pod spodem są zwłoki więźniów,
powinien być on czasowo rozebrany, wpisał się w historię tego miejsca i
powinien tutaj pozostać - wskazał Szwagrzyk.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/8085,prace-rusza-w-pazdzierniku.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

30. Tymczasowy pochówek na

fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Tymczasowy pochówek na Cmentarzu Północnym

Szczątki 116 ofiar powojennego terroru komunistycznego, odnalezione
podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych na Cmentarzu Wojskowym na
Powązkach, zostały uroczyście ...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

31. Teraz środki z Instytutu

IPN musi wziąć na siebie koszt finansowania kolejnego
etapu prac ekshumacyjnych na Łączce - zaznacza Rada Ochrony Pamięci
Walk i Męczeństwa.


Pierwszy etap prac ekshumacyjnych w
kwaterze na Łączce na warszawskich Powązkach właśnie się zakończył.
Finansowała go Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Na październik
zapowiadany jest kolejny etap prac ekshumacyjnych, ale tym razem nie
sfinansuje go Rada.

- Teraz byłoby inaczej niż dotychczas, do tej pory my braliśmy na
siebie wszelkie finanse, teraz niestety będzie musiał to wziąć na siebie
IPN - mówi dr Andrzej Kunert, sekretarz generalny ROPWiM.

Zaznacza, że Rada nadal będzie uczestniczyć w pracach.

- Wiadomo, że będziemy uczestniczyli, ale musimy się jakoś dzielić
finansowo, jeden organ nie udźwignie tych kosztów - zaznacza Kunert.

- Jako historyk, osoba, która kieruje tymi pracami, mogę stwierdzić,
że wiemy, gdzie trzeba pracować w drugim etapie, jesteśmy gotowi, żeby
te prace możliwie szybko podjąć, ale na żadne pytanie związane z
finansami nie jestem w stanie odpowiedzieć - zaznacza prof. Krzysztof
Szwagrzyk (IPN).

- Będziemy rozszerzać wykopy. Badania ruszą w dwóch, może nawet w
trzech kierunkach - podkreśla. - Należy sprawdzić teren przylegający do
tego miejsca - ścieżki i alejki, gdzie prawdopodobnie mogą znajdować się
kolejne szczątki - wskazuje.

Dotychczas nie zawarto umowy na identyfikację poprzez badania
genetyczne odnalezionych szczątków, co stanowi kluczowy element
prowadzonych prac. Prezes IPN dr Łukasz Kamiński potwierdza, że prace
identyfikacyjne będą przez cały czas prowadzone.

- Uczynimy wszystko, aby każdy z tych ludzi miał z powrotem swoje
imię, nazwisko i był pochowany pod swoim imieniem i nazwiskiem -
zapewnia.

Dalsze badania na Łączce wymagają według nieoficjalnych danych
kilkuset tysięcy złotych. Natomiast koszt badań genetycznych to nawet
kilka tysięcy złotych w przypadku jednej osoby.

Wczoraj szczątki 116 ofiar, które zostały odnalezione na Łączce,
zostały uroczyście odprowadzone na miejsce tymczasowego spoczynku na
stołecznym cmentarzu Północnym.

- Możemy na te trumny popatrzeć jako na element fundamentu nowej
Rzeczypospolitej, którą budujemy. I myślę, że dzisiejsza uroczystość
powinna być spotkaniem z nimi, z ludźmi, o których pamięć przez
kilkadziesiąt lat starano się wymazać - podkreśla Kamiński.

W imieniu rodzin ofiar przemówił Witold Mieszkowski, syn straconego w więzieniu na Mokotowie kmdr. Stanisława Mieszkowskiego.

- W miejscu tym modlimy się wraz z wieloma synami i córkami
pochowanych tutaj, na Łączce. Przypominam sobie taką samą modlitwę 22
lata temu, kiedy budowaliśmy pomnik upamiętniający ofiary. Wierzę, że
nasza tutaj obecność jest początkiem, a nie końcem odkrywania prawdy o
tym miejscu - powiedział.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/8176,teraz-srodki-z-instytutu.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

32. IPN zbada ludzkie szczątki odkopane w Tomaszowie Lubelskim obok

IPN zbada ludzkie szczątki odkopane w Tomaszowie Lubelskim obok dawnej siedziby UB

http://wpolityce.pl/wydarzenia/35001-ipn-zbada-ludzkie-szczatki-odkopane...

IPN spróbuje ustalić okoliczności śmierci i tożsamość osób, których szczątki odkopano obok dawnej siedziby UB w Tomaszowie Lubelskim (Lubelskie). Prokuratorzy z IPN przypuszczają, że mogą to być ofiary zbrodni komunistycznych.

Szczątki ludzkie - kości oraz czaszki - wykopali w Tomaszowie Lubelskim robotnicy pracujący na działce sąsiadującej z budynkiem zajmowanym do połowy lat 50. ub. wieku przez Urząd Bezpieczeństwa. Do przypadkowego odkrycia doszło pod koniec lipca tego roku. Śledztwo w tej sprawie, wszczęte przez Prokuraturę Rejonową w Tomaszowie Lubelskim, przejęła Oddziałowa Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Instytucie Pamięci Narodowej w Lublinie.

IPN przejął prowadzenie śledztwa, gdyż jest bardzo prawdopodobne, iż odnalezione szczątki należą do ofiar komunistycznego aparatu bezpieczeństwa

- powiedział prowadzący śledztwo prokurator Robert Kowalczuk z lubelskiego IPN. Zaznaczył, że wskazuje na to miejsce znaleziska i wiek szczątków. Wstępnie ustalono, że przeleżały one w ziemi około 50 lat.

Z przekazanego nam przez prokuraturę protokołu oględzin miejsca znaleziska wynika, że są to prawdopodobnie szczątki sześciu dorosłych osób. Nie wiadomo dokładnie ilu, gdyż odkopane kości były przemieszane

- zaznaczył Kowalczuk. Dodał, że pomiędzy kośćmi znaleziono też pozostałości butów.

Śledztwo prowadzone przez IPN ma ustalić, w jaki sposób zginęli ludzie, których szczątki odnaleziono.

Będziemy też próbowali ustalić ich tożsamość. Możemy porównać DNA uzyskane z kości z DNA żyjących członków rodzin osób, które mogły być zamordowane w siedzibie UB, a których miejsca pochówku dotąd nie odnaleziono

- wyjaśnił Kowalczuk.

Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Tomaszowie Lubelskim działał w latach 1944-1956, mieścił się w budynku przy ul. Lwowskiej. Mieszkańcy miasta nazywali go Smoczą Jamą. Przez pewien czas funkcjonowały w nim także siedziba i więzienie radzieckiego NKWD.

Jak w każdej placówce UB w kraju, wielokrotnie dochodziło tu do przesłuchań, tortur, także do zabójstw żołnierzy Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich czy też innych osób uznanych za wrogów ustroju komunistycznego

- przypomniał Kowalczuk. Zaznaczył, że zachowały się relacje o wystawianiu na widok publiczny przed siedzibą UB w Tomaszowie Lubelskim zwłok zamordowanych osób, a także o zakopywaniu ciał ofiar w pobliżu budynku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

34. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Tak !

Podczas ekshumacji w ogrodzie przy Szpitalu św. Rodziny w Poznaniu znaleziono w 1991 roku szczątki 26 ofiar mordów stalinowskich. Wiadomo jednak, że zabito tam i pochowano co najmniej kilkadziesiąt osób. Niestety, na dokończenie ekshumacji ofiary stalinowskiej katowni i rodziny zamordowanych czekają już ponad 20 lat.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

35. Koniec ekshumacji na

Koniec ekshumacji na Powązkach?

Październikowe poszukiwania ciał ofiar komunistycznej bezpieki mogą się nie odbyć, bo nie ma na to pieniędzy. potrzebne są badania DNA. Te już miały być zaawansowane, ale nawet
ich nie rozpoczęto. - Nie ma na to pieniędzy - tłumaczy Andrzej Kunert,
sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa.  Kiedy te badania mogą się rozpocząć,
nie wiadomo.

Mało tego, wiele wskazuje na to, że w październiku nie zacznie się
też kolejny etap ekshumacji na Powązkach. Spodziewano się tam odnaleźć
następnych blisko 300 ciał.

-  Już powinien zostać ogłoszony przetarg na prowadzenie prac, ale
wciąż do tego nie doszło - przyznaje Kunert. Powodem opóźniających się
badań DNA jest brak pieniędzy. Nie ma ich ani Rada (która płaciła za
pierwsze letnie ekshumacje), ani IPN (który też miał pokryć część
kosztów). -  Jesteśmy zdeterminowani, aby znaleźć środki na ten cel -
zapewnia „Rz" Andrzej Arseniuk, rzecznik Instytutu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

36. Pierwsze wyniki jesienią

Z dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem, naczelnikiem
Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu, rozmawia
Mariusz Kamieniecki


Czy w wyniku prac ekshumacyjnych na Łączce udało się już
zidentyfikować jakieś szczątki? Najbardziej czekamy na odnalezienie gen.
Augusta Emila Fieldorfa "Nila", rotmistrza Witolda Pileckiego, mjr.
Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" czy ppłk. Łukasza Cieplińskiego.

- Trwają badania genetyczne. Z chwilą kiedy będziemy mieli
potwierdzenie wyników badań co do tożsamości poszczególnych osób, to w
pierwszym rzędzie zostaną powiadomione rodziny, a dopiero później
poinformujemy wszystkie media. Problem w tym, że wyniki te są wciąż
weryfikowane. Musimy mieć absolutną pewność, jednorazowe potwierdzenie
tu nie wystarcza. Jakakolwiek pomyłka czy błąd nie wchodzi w grę. Chyba
nie muszę mówić, jakie byłyby reperkusje naszej ewentualnej pomyłki przy
identyfikacji. Zatem żeby całkowicie wyeliminować możliwość wystąpienia
błędu, te badania powtarzamy wielokrotnie. Stąd o żadnych wynikach
identyfikacyjnych nie mogę mówić.

Z tego, co Pan mówi, wnioskuję, że wyniki już są, tylko są jeszcze sprawdzane.

- Od początku, przystępując do prac, mieliśmy listę osób, których
szczątki spodziewamy się tam znaleźć. Wiemy, kiedy zginęli, mniej więcej
kto koło kogo powinien być pochowany, jaki był ich wiek, wzrost. To
wszystko dało nam podstawy do tego, żeby nawet bez badań genetycznych
powiedzieć, że mamy do czynienia prawdopodobnie z takimi czy innymi
osobami. Wszystko to jednak naukowe dywagacje i to za mało, żeby mówić o
tym publicznie. W tej chwili badania genetyczne weryfikują nasze
naukowe ustalenia. Dlatego proszę jeszcze o cierpliwość.

Kiedy możemy się spodziewać upublicznienia tych wiadomości?

- Pierwsze wyniki będą jeszcze jesienią br., wówczas też należy spodziewać się pierwszych informacji.

Podczas ekshumacji odnaleziono szczątki starszego mężczyzny, którego
czaszka nie miała otworu po kuli. Czy może to być gen. Fieldorf, który w
chwili śmierci miał 58 lat i w odróżnieniu od innych nie został
zastrzelony, a powieszony?

- Z całą pewnością wśród osób pochowanych na Powązkach jest gen.
Fieldorf. Bardzo zależy nam, żeby znaleźć i zidentyfikować jego
szczątki. Na razie nie umiem powiedzieć, kiedy ogłosimy komunikat
potwierdzający tę informację. Dopóki nie będziemy mieć stuprocentowej
pewności, nie będziemy o tym mówić. Poczekajmy na wyniki badań, które
dadzą nam pewność.

Wcześniej zakładano, że na Łączce może być pochowanych ok. 150 ofiar komunistycznego terroru. Mogło być ich więcej?

- Zdecydowanie, i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Obszar, jaki przebadaliśmy, zajmuje ok. jednej trzeciej dawnego pola
więziennego. Przed nami drugi etap prac, w którym będziemy prowadzili
badania archeologiczno-poszukiwawcze na obszarze dwu-, a nawet
trzykrotnie większym niż dotychczas. Stąd liczba ofiar na pewno ulegnie
zwiększeniu, i to znacznemu.

Jaki jest stan odnalezionych szkieletów? Czy metoda tzw. katyńska była jedynym sposobem egzekucji?

- Około dwóch trzecich odnalezionych szczątków nosi ślady po
katyńskiej metodzie uśmiercania. Oznacza to, że ogromną większość ludzi
tam pochowanych uśmiercono strzałem w potylicę z bliskiej odległości.
Część szczątków nie nosi jednak śladów uśmiercenia poprzez strzał z
pistoletu, co wskazuje, że zostali zamordowani w inny sposób. Niektórzy
mogli zostać powieszeni, bo część egzekucji odbywała się właśnie w ten
sposób.

Czy stan szczątków wskazuje, że osoby te były przed śmiercią torturowane?

- O tym, że niektóre osoby były przed śmiercią torturowane, świadczą
chociażby złamane kości żeber, popękane żuchwy. Oględziny przeprowadzone
przez naszych lekarzy sądowych wskazują wyraźnie, że w wielu
przypadkach przed śmiercią tych ludzi męczono i co do tego nie mamy
najmniejszej wątpliwości. To dowodzi, że wobec więźniów używano siły,
przemocy. Część osób była też ranna. Podejrzewamy, że są to
przedstawiciele zbrojnego podziemia niepodległościowego - partyzanci,
którzy ranni zostali ujęci podczas walk. W niektórych przypadkach mamy
nawet do czynienia z odnalezieniem w szczątkach fragmentów odłamków.
Przepisy więzienne wydane na początku lat 50. jednoznacznie
zobowiązywały naczelników więzień, aby osoby dostarczone do więzień z
UB, z KBW, które zginęły w wyniku akcji przeciwko podziemiu, były
chowane na terenie więzienia. W tym wypadku nie mamy wątpliwości, że o
takie właśnie okoliczności chodzi.

Wiadomo, jak ciała zamordowanych trafiały na cmentarz?

- W zależności od lat, o których już wspomnieliśmy, ciała były
przewożone na cmentarz furmanką bądź samochodem. Grabarz dzień wcześniej
był informowany, ile jam grobowych ma przygotować i w zasadzie na tym
kończyła się jego rola. W godzinach nocnych bądź wczesnoporannych na
cmentarz przybywali funkcjonariusze straży więziennej, niekiedy z
więźniami (często byli to więźniowie niemieccy), którzy zamordowanych
wrzucali do jam grobowych. Wrzucali, a nie wkładali, o czym świadczy
ułożenie szczątków. Potem zasypywano je, likwidując ślady po miejscach
pochówków. Maskowanie polegało na tym, że przed wykopaniem grobu
ściągano płatami warstwę darni, którą po zasypaniu dołu ponownie
układano w tym samym miejscu. To maskowanie odbywało się w różny sposób i
w co najmniej dwóch przypadkach mamy do czynienia ze znalezieniem w
grobach środka chemicznego, którego nazwy nie potrafię jeszcze dzisiaj
wymienić, w każdym razie miał on przyspieszyć proces rozkładania się
zwłok.

Dlaczego znajdowano jego ślady w tych, a nie innych jamach grobowych?

- Trudno to ocenić. Nie mamy żadnych dokumentów, które pomogłyby nam w
rozwikłaniu tego problemu. Również ci, którzy używali tych środków,
milczą. O tym, czy takich przypadków było więcej, będziemy mogli
powiedzieć coś więcej po zakończeniu prac na Powązkach.

Mogło to dotyczyć osób, w przypadku których mordercom szczególnie zależało, żeby jakikolwiek ślad po nich zaginął?

- Bałbym się jednoznacznie stwierdzić, że tak właśnie było. Nie
wykluczamy tej możliwości. Jednak mając na uwadze, że w okresie
komunizmu robiono wiele rzeczy w sposób chaotyczny i nieuporządkowany,
nie przesądzałbym, że za każdym razem w przypadku najważniejszych
więźniów stosowano środki chemiczne. Gdyby tak było, to tylko w
Warszawie takich osób było tak wiele, że w zasadzie w co drugim grobie
powinniśmy mieć do czynienia z substancją chemiczną, która przyspiesza
rozkład ciała. Tymczasem tak nie jest. Dlatego bałbym się jednoznacznie
stwierdzić, że tam, gdzie był ważny człowiek, używano środków
chemicznych, a tam, gdzie mniej ważny, nie używano tego typu substancji.

Część ofiar miała na sobie mundury niemieckie. O czym to świadczy?

- W realiach lat 40. i 50. używanie mundurów niemieckich absolutnie
nie wskazuje, czy nie przesądza, że mamy do czynienia z osobami
pochodzenia niemieckiego. Znamy wiele relacji, które mówią, że w tamtym
okresie więźniów politycznych przebierano w mundury niemieckie, chcąc w
ten sposób wywołać wśród społeczności więziennej coś w rodzaju linczu.
Ponadto kiedy uśmiercano ofiary, to na ostatnią drogę dawano im ubrania
zbędne, w tym również mundury niemieckie, których było pod dostatkiem.
Te mundury zresztą podobnie jak cywilne ubrania nie mogły być ponownie
wykorzystywane. I to z tego pragmatycznego powodu mamy w przypadku
ekshumowanych ofiar do czynienia z mundurami niemieckimi. Odnajdujemy
też ubrania cywilne, jak i mundury Wojska Polskiego.

Ile szczątków osób udało się odnaleźć?

- Mogę powiedzieć, że odnaleźliśmy szczątki 116 osób. Kilku więźniów
nie udało się wydobyć, bowiem odnalezione szczątki znajdowały się na
terenie tzw. Łączki tylko w małym zakresie. Na przykład noga czy głowa
były na terenie kwatery "Ł", natomiast większość szkieletu znajdowała
się pod chodnikiem czy pod asfaltową alejką. Te osoby zostaną wydobyte
jako pierwsze w drugim etapie prac ekshumacyjnych.

Za pośrednictwem "Naszego Dziennika" apelował Pan o zgłaszanie się
krewnych osób, co do których istniało podejrzenie, że mogą być pochowane
na Łączce, w celu przeprowadzenia badań porównawczych genetycznych. Ile
tych osób się zgłosiło dotychczas?

- Zgłosiło się do nas 150 osób i wciąż napływają nowe zgłoszenia. W
ciągu najbliższego tygodnia ostatnia grupa osób otrzyma pakiety do
samodzielnego pobierania wymazów. To, jak sądzimy, będzie zamknięcie
etapu powązkowskiego.

Co na podstawie dotychczasowych ekshumacji możemy powiedzieć o sprawcach tych zbrodni?

- Sprawców tych zbrodni cechowało przede wszystkim to, że obok
sowieckich metod uśmiercania podobnie jak oprawcy w ZSRS potrafili
zacierać ślady po miejscach pochówków. Ponadto odznaczali się brakiem
szacunku do ciał nieżyjących już osób, traktując je w sposób urągający
wszelkim zasadom obowiązującym w cywilizowanym świecie. Wrzucanie tych
ludzi do jam grobowych po kilka osób, a następnie zacieranie śladów
świadczy, jaki był stosunek katów do ofiar. Żałuję, że przez 23 lata od
upadku komunizmu w Polsce żadnemu z tych oprawców: funkcjonariuszy
straży więziennej, którzy dokonywali pochówków i są odpowiedzialni za
taki, a nie inny sposób postępowania, nie udało się postawić zarzutów
zbezczeszczenia zwłok. Szkoda też, że żaden z uczestników tego niecnego
procederu nie wyraził skruchy za to, co zrobił, ani nie wykazał chęci
naprawy swoich błędów sprzed lat i nie wskazał miejsca, gdzie potajemnie
grzebano ofiary. Przecież wielu z tych ludzi wciąż żyje, zdumiewające,
że nawet w obliczu rozliczenia się ze swoimi dokonaniami nie zmienili
przekonań. Widocznie są zatwardziali do końca.

W październiku planowane jest rozpoczęcie drugiego etapu prac ekshumacyjnych na Powązkach. Na czym te prace będą polegały?

- Pierwszy etap był finansowany przez Radę Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa, a drugi będzie finansowany przez Instytut Pamięci Narodowej.
Zanim dojdzie do działań ekshumacyjnych, musimy wykonać wiele
czynności, które będą polegały na bardzo precyzyjnym zakreśleniu obszaru
dawnego pola więziennego. Udało nam się już zidentyfikować to pole,
chociażby w oparciu o fotografie lotnicze z lat 40. i 50., na których
bardzo wyraźnie zarysowane są rzędy grobów na cmentarzu Powązkowskim w
Warszawie. Tak się składa, że to sami komuniści, wprawdzie w sposób
niezamierzony, udokumentowali na własnych fotografiach lotniczych
miejsce, gdzie grzebali ofiary terroru. To było bardzo tajne miejsce i
takie miało pozostać na lata. Nasze badania jesienne będą zmierzały do
tego, żeby w sposób precyzyjny, z dokładnością do jednego metra dawne
rzędy grobów odnieść do współczesnego terenu. Wszystko po to, żeby jak
rozpoczniemy badania ekshumacyjne - myślę, że już na wiosnę przyszłego
roku, nasze prace koncentrowały się na bardzo konkretnym obszarze. W
październiku przystąpimy do prac sondażowych, odwiertów punktowych,
które nam dawny obszar pola więziennego zakreślą w sposób precyzyjny.

Właściwe prace ekshumacyjne ruszą jednak wiosną?

- Działania, jakich się podejmujemy, wymagają ogromnych środków
finansowych, ale na szczęście zostały one zabezpieczone, podobnie jak
wszelkiego rodzaju zgody i pozwolenia. Już w październiku zostanie
ogłoszony przetarg na wykonanie prac na Powązkach. Procedury te z reguły
trwają kilka tygodni i w najlepszym wypadku do prac ekshumacyjnych
można byłoby przystąpić dopiero w grudniu. W sytuacji, kiedy ekshumacje
planujemy na okres 4-5 tygodni, rozpoczęcie tych prac w grudniu byłoby z
góry skazane na niepowodzenie, chociażby z powodu warunków
atmosferycznych. Dlatego ruszymy z tym na wiosnę.

Nie ma zatem żadnych problemów?

- Ściśle współpracujemy zarówno z władzami Warszawy, które przejęły
na siebie także część obowiązków finansowych czy organizacyjnych,
podobnie rzecz ma się z Ministerstwem Sprawiedliwości, które ze swojej
strony zadeklarowało chęć włączenia specjalistów z Instytutu Ekspertyz
Sądowych z Krakowa, którzy pomogą nam przy badaniach genetycznych.
Współpracujemy też ściśle z ROPWiM i jak dotychczas nie można
powiedzieć, że mamy z czymkolwiek problem. Mam nadzieję, że tak będzie
do zakończenia prac.

Czego Pan oczekuje po ekshumacjach na wiosnę?

- Bardzo liczymy, że uda się nam wydobyć i zidentyfikować kolejne
szczątki więźniów. Bardzo chciałbym, żeby to były wszystkie szczątki.
Obawiam się jednak, że będzie to niemożliwe, bowiem obszar, na którym
będziemy prowadzić badania, został w latach 60., 70. i 80. przeznaczony
do ponownych pochówków. Są tam współczesne grobowce i należy przyjąć, że
nie wszędzie tam, gdzie zakładamy znalezienie szczątków więźniów PRL,
właściciele obecnych nagrobków wyrażą zgodę na przeprowadzenie prac.
Chociażby z tego powodu wydaje mi się, że wszystkich szczątków ofiar
odnaleźć się nie da. Zrobimy jednak wszystko, żeby było ich jak
najwięcej.

Gdzie powinny spocząć wyekshumowane ofiary terroru komunistycznego?

- Moim zdaniem, ofiary terroru komunistycznego, które znaleźliśmy
dotychczas na Łączce i będziemy znajdowali także w pobliżu tego miejsca
na sąsiednich polach, powinny spocząć na Łączce. Łączka, czy ktoś się z
tym zgadza, czy nie, już stała się miejscem uświęconym, stała się
panteonem narodowym, bo rzeczywiście takim miejscem jest. Tam leżą nasi
bohaterowie, tam staraniem wielu rodzin ofiar komunizmu udało się
zachować taki mały obszar 18 na 18 metrów, gdzie później już nie
dokonywano pochówków. Należałoby się tylko zastanowić, w jaki sposób w
przyszłości przygotować to miejsce, żeby spoczęli w nim ci, po których
ślad miał zaginąć.

Spoczęli w godnym i odpowiednio urządzonym miejscu.

- Pomnik, który tam stoi, poświęcony ofiarom terroru komunistycznego,
powinien pozostać jako element historyczny. Natomiast zabudowa tego
obszaru powinna uwzględniać współczesne realia oraz wyniki prac
ekshumacyjno-archeologicznych. Byłbym przeciwko temu, żeby wszystkie
szczątki pochować w różnych miejscach, w zależności od życzeń rodzin.
Decyzję czy też wolę rodzin zawsze należy szanować, byłoby jednak źle,
gdyby wszystkie rodziny podjęły decyzję, że szczątki tych ludzi należy
stamtąd zabrać. Gdyby tak się stało, mielibyśmy tak naprawdę do
czynienia z tryumfem katów. Mogliby oni powiedzieć, że na tym polu nie
ma żadnych ofiar, że jest ono puste. Tymczasem nie jest puste! Tam
leżały szczątki naszych bohaterów, tam i w najbliższym otoczeniu, i
powinny tam pozostać na zawsze. Rodziny powinny uwzględnić fakt, że
ofiary komunizmu są także elementem historii. Owszem, to są ich
najbliżsi, ale podejmując decyzję o pochówku, trzeba się kierować nie
tylko względami osobistymi, ale także narodowymi.

Jakie znaczenie dla przebiegu prac w Warszawie miały zakończone nie
tak dawno prace ekshumacyjne na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu?

- Staraliśmy się doświadczenia wrocławskie przenieść do Warszawy. Nie
mogło być inaczej, skoro nasze prace we Wrocławiu zakończyły się
sukcesem. Przypomnę, że udało się tam odnaleźć 300 szczątków ofiar
systemu komunistycznego i - co ważne - zidentyfikować je na poziomie 80
procent. W tej sytuacji uznaliśmy, że warto takie doświadczenia
przenieść na grunt warszawski. Stąd także skład zespołu, który prowadził
ekshumacje na Powązkach, był niemal identyczny jak ten z cmentarza
Osobowickiego.

Czy skala trudności była podobna?

- Niestety nie. Warunki podczas ekshumacji w Warszawie były
trudniejsze. We Wrocławiu osoby, które zostały zamordowane czy zmarły w
więzieniu, były wpisywane w księdze cmentarnej. W Warszawie tych,
których stracono na podstawie wyroków sądowych, nie umieszczano w
żadnych księgach cmentarnych. Nie było też pochówku na terenie dawnego
pola więziennego, pochówku, po którym ślad zostałby zachowany od lat 40.
czy 50. We Wrocławiu takich grobów, które używały rodziny jeszcze w
latach 40. czy 50., było kilka. Stanowiły one dla nas doskonały punkt
odniesienia do współczesnych poszukiwań. Takich punktów odniesienia nie
mieliśmy w Warszawie. Kilka grobów, które znajdują się na obszarze
kwatery "Ł", to groby symboliczne ustawione po roku 1958 przez rodziny,
które od grabarzy pokątnie dowiadywały się, gdzie dokonywano wówczas
pochówków. Z tą jednak różnicą, że owi grabarze nie określali tych
miejsc zbyt precyzyjnie, wskazywali mniej więcej obszar, gdzie takie
pochówki miały miejsce. Kolejną trudnością był fakt, że we Wrocławiu nie
mieliśmy praktycznie grobów masowych, były natomiast groby pojedyncze -
rzadko się zdarzało, że w jakimś grobie było dwóch więźniów. Tymczasem,
mimo że w Warszawie mówimy o takim samym czasie pochówków, a więc w
latach 1948-1956, to rzadkością było, kiedy w jamie grobowej
znajdowaliśmy szczątki jednego człowieka. Najczęściej były to szczątki
3-5 osób, a zdarzało się, że w jednej jamie grobowej znajdowaliśmy 8 czy
9 ludzkich szczątków. Ci ludzie nie mieli przy sobie żadnych rzeczy,
które pozwoliłyby na ich identyfikację.

Było to zatem duże wyzwanie badawcze dla ekipy archeologów...

- Owszem, zastanawialiśmy się, w jaki sposób doprowadzić do wydobycia
szczątków poszczególnych osób, które znajdowały się w jednej jamie
grobowej, aby w trakcie tych prac nie pomieszać znajdujących się tam
kości. Myślę, że udało się to zrobić.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

http://www.naszdziennik.pl/mysl/11270,pierwsze-wyniki-jesienia.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

37. Groby pod betonem?

W październiku prokuratorzy IPN zbadają georadarem tzw. Dom Turka w Augustowie

Posesja to mroczna siedziba NKWD i UB. W trakcie bestialskich przesłuchań mordowano w niej żołnierzy podziemia niepodległościowego, w tym ujętych podczas obławy augustowskiej.

Biegły z dziedziny geofizyki wyznacza już dokładny dzień październikowych badań georadarem. Zostaną wykonane z udziałem prokuratora białostockiego IPN.

- Badania posesji Domu Turka georadarem wykonane będą jeszcze w październiku tego roku - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prok. Zbigniew Kulikowski, szef Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN Białystok.

Organizacje patriotyczne, które chciały przebadania posesji, wnioskowały, by badania wykonać metodą odwiertów. Ale szef białostockiego pionu śledczego IPN tłumaczy, że jest ona zbyt kosztowana.

- Większa część powierzchni posesji Domu Turka została za czasów PRL przykryta masywnymi betonowymi płytami. To uniemożliwia przeprowadzenie badania polegającego na odwiertach w ziemi i badaniu jej próbek. Aby badania tą metodą przeprowadzić, trzeba by wykonać kosztowaną operację zdjęcia z terenu posesji betonowych płyt. A na to nas obecnie nie stać - zaznacza Kulikowski.

- Dlatego badania przeprowadzimy przy użyciu georadaru, dla którego beton nie jest przeszkodą - dodaje.

Decyzja o przeprowadzeniu badań georadarem na terenie byłej siedziby PUBP w Augustowie zapadła 12 lipca.

- W ten sposób zostały zapoczątkowane działania, których celem będzie sprawdzenie, czy na terenie tego obiektu i otaczającej go posesji znajdują się ciała ofiar UB, oraz ewentualna ich ekshumacja - tłumaczy Barbara Bojaryn-Kazberuk, dyrektor IPN Białystok.

W ubiegłym roku na wniosek Danuty Kaszlej, prezes Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie, prokuratorzy IPN wszczęli śledztwo dotyczące zbrodni komunistycznych popełnionych w Domu Turka. W obszernym wniosku jego autorka podaje m.in. zeznania osób, które wskazują teren posesji jako miejsce pochówków. Jest wśród nich m.in. relacja Edwarda Sieńki. "W rejonie płotu koło istniejącej ubikacji, na terenie posesji augustowskiego UB przywożono co pewien czas kupę piachu, którą ojciec [Kazimierz Sieńko] musiał plantować jako więzień, gdyż w tamtym miejscu zapadała się ziemia... Ojciec mówił, że wychodziła w tamtym miejscu tzw. sukrawica. My to określamy, że są to pozostałości gnilne po nieboszczyku" - czytamy w relacji.

Augustowska kamienica, wybudowana ok. 1900 r., należała przed wojną do rodziny Rechtmanów i mieściła wówczas m.in. popularną cukiernię prowadzoną przez Bośniaka, nazywaną przez mieszkańców - ze względu na muzułmańskie wyznanie właściciela - "U Turka".

Na początku pierwszej okupacji sowieckiej właściciele budynku zostali deportowani na Wschód. W 1940 r. ich dom przejął Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych ZSRR (NKWD). Tam właśnie więziono przeciwników władzy sowieckiej, stamtąd też NKWD kierowało trzema kolejnymi deportacjami mieszkańców ziemi augustowskiej w głąb Rosji.

NKWD powróciło do obiektu jesienią 1944 r., a w styczniu 1945 r. usytuowało w nim tworzony według sowieckich wzorców Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, przejmujący stopniowo od Rosjan odpowiedzialność za zwalczanie ruchu niepodległościowego.

W lipcu 1945 r. funkcjonariusze PUBP Augustów udzielili pomocy służbom sowieckim w realizacji obławy augustowskiej. Dom Turka był wówczas jednym z miejsc przetrzymywania i przesłuchań akowców. Po wojnie funkcjonariusze UB dokonywali tu bardzo krwawych, często ze skutkiem śmiertelnym, przesłuchań żołnierzy AK. Zwłoki ofiar ciągle mogą znajdować się na terenie tej posesji.

1 kwietnia 2011 r. Dom Turka został wpisany do rejestru zabytków, co oddaliło od niego widmo zagłady. Ochroną konserwatorską objęty został cały obiekt. Organizacje patriotyczne deklarują chęć utworzenia w Domu Turka szczególnego muzeum.

- Chcielibyśmy, by powstało tu pierwsze w Polsce muzeum, które pokazywałoby głównie komunistyczny terror okresu powojennego - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" Danuta Kaszlej, historyk, prezes Klubu im. Armii Krajowej w Augustowie. Władze samorządowe Augustowa popierają ten pomysł.

Adam Białous, Białystok

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/11546,groby-pod-betonem.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

38. IPN szuka miejsca pochówku

IPN szuka miejsca pochówku partyzantów z Oddziału NSZ Henryka Flamego ps. "Bartek"

Prace ekshumacyjne na Opolszczyźnie. Poszukiwania miejsca pochówku partyzantów z Oddziału NSZ Henryka Flamego ps. "Bartek" - okolice Dworzyska, pow. Nysa, 4 października 2012

Instytut Pamięci Narodowej rozpoczyna właśnie prace ekshumacyjne w lesie w pobliżu miejscowości Dworzysko na Opolszczyźnie (pow. Nysa).
W wyniku prowadzonych wcześniej przez IPN na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku prac poszukiwawczych miejsc pochówku żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z Oddziału Henryka Flamego, na terenie dawnej posiadłości Sharfenberg, natrafiono na zbiorową mogiłę z bliżej nieokreśloną jeszcze liczbą ofiar.
Celem podjętych właśnie badań jest wydobycie szczątków i potwierdzenie czy
należą one do poszukiwanych partyzantów czy może do ofiar działań lokalnego
Urzędu Bezpieczeństwa.
Prace poszukiwawcze i ekshumacyjne prowadzone na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku to wynik porozumienia zawartego pomiędzy IPN, Ministerstwem Sprawiedliwości i Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Realizowane są w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego Instytutu Pamięci Narodowej "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956". IPN zakończył już etap prac ekshumacyjnych na warszawskich Powązkach oraz na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
Prace ekshumacyjne na Opolszczyźnie kierowane są przez dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka - naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu oraz pełnomocnika Prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar
terroru komunistycznego.
Andrzej Arseniuk
Rzecznik Prasowy IPN

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

39. Z dr. hab. Krzysztofem

Z dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem, kierującym pracami ekshumacyjnymi na Opolszczyźnie, naczelnikiem oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu oraz pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, rozmawia Marta Milczarska

Wczorajsze prace ekshumacyjne na Opolszczyźnie w poszukiwaniu miejsc pochówku partyzantów z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego ps. "Bartek" przyniosły sukces…

- Od wielu miesięcy na terenie całej Opolszczyzny i pogranicza górnego Śląska i Opolszczyzny poszukujemy szczątków ofiar komunizmu głównie 200 żołnierzy, partyzantów z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego ps. "Bartek", których zwabiono na teren Opolszczyzny i tam w różnych miejscach ich wymordowano. Te miejsca są niezwykle ważne, dlatego staramy się je zidentyfikować i odnaleźć.

Dotychczas pomimo tych działań, które podejmujemy, nie udało się nam odnaleźć takich szczątków. Prowadziliśmy badania w pobliżu leśniczówki Hubertów koło Barutu, prowadziliśmy i nadal prowadzimy badania w pobliżu starego Grotkowa także w pobliżu miejscowości Wierzbie.

Wczoraj rozpoczęliśmy i zakończyliśmy działania ekshumacyjne na terenie dawnej posiadłości Sharfenberg w pobliżu miejscowości Dworzysko koło Łębinowic. Tam w wyniku współpracy z miejscową ludnością udało się odnaleźć silos, który jest szambem, będący fragmentem dawnej posiadłości ziemskiej. I w tym szambie o wymiarze 1 m x 3 m o głębokości 2,5 m udało się odnaleźć szczątki kilkunastu osób.

W jakim stanie zachowały się te szczątki i do ilu osób mogą należeć?

- Nie potrafimy w tym momencie jeszcze powiedzieć dokładnie, do ilu osób należą te szczątki z tego powodu, że wszystkie te szczątki są nieprawdopodobnie zniszczone. Mamy tutaj krótkie kości, długie kości, nie ma żadnej czaszki pełnej, każda czaszka jest w kilku fragmentach. W ciągu tygodnia nasi medycy z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu będą w stanie określić, ile dokładnie znaleźliśmy osób. Dzisiaj mogę stwierdzić, że jest to kilkanaście szczątków ludzkich. Nie potrafię jednak w sposób ostateczny stwierdzić, że mamy do czynienia ze szczątkami partyzantów oddziału „Bartka” czy z innych ugrupowań niepodległościowych czy też są to cywilne ofiary lokalnego Urzędu Bezpieczeństwa. Nie mamy jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z ofiarami terroru komunistycznego z lat 40.

Czy są jakieś dodatkowe dowody na to, że są to szczątki ofiar terroru komunistycznego?

- Na podstawie wstępnej analizy medycznej można stwierdzić, że są to szczątki młodych ludzi. W pobliżu i w samym silosie znaleźliśmy kilka łusek broni typu sowieckiego: pistolety TT i Pepesza, których bez wątpienia używali funkcjonariusze komunistycznego aparatu represji. Odnaleźliśmy też fragment pasa raczej wojskowego i buty, które można uznać za buty wojskowe. Wszystkie te okoliczności powodują, że typujemy te ofiary jako ofiary systemu komunistycznego.

Czy zamierza Pan podjąć dalsze działania w poszukiwaniu szczątków ofiar z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego?

- Oczywiście. Nawet gdyby okazało się, że są to partyzanci, to byłoby ich zaledwie kilkunastu, natomiast szukamy blisko 200 osób i dopóki będzie taka możliwość, to IPN będzie kontynuował te badania. To jest tylko kwestia organizacji pracy i znalezienia środków finansowych na możliwość takich poszukiwań.

Proszę pamiętać, że takie działania wymagają wielu przygotowań, ale też zwyczajnie nie da się ich wykonać bez pieniędzy. Szukamy przecież takich miejsc pochówku nie tylko na terenie Opolszczyzny, ale szukamy w całym kraju, więc staramy się zgromadzić odpowiednie środki finansowe, to nie jest niestety łatwe tym bardziej w sytuacji, w której jest Instytut. Zapewniam, że na terenie Opolszczyzny poszukiwania miejsca pochówku partyzantów z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego ps. "Bartek" będą trwały nadal.

Dziękuję za rozmowę.

Marta Milczarska

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/11653,dr-szwagrzyk-odnalezlismy-s...

Od dłuższego czasu IPN na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku poszukuje miejsc pochówku żołnierzy z tego zgrupowania, które było największą i najbardziej aktywną antykomunistyczną formacją działającą na Podbeskidziu.

Wiosną 1946 r. liczyło ponad 300 żołnierzy oraz kilkuset informatorów. W ich rozbiciu pomógł Henryk Wendrowski, były żołnierz AK, który w 1944 r. przeszedł na stronę komunistów.

W lipcu 1946 r. dotarł przez łącznika prosto do "Bartka", przebywającego wówczas ze swym oddziałem w okolicach Baraniej Góry, i przedstawił mu fikcyjny rozkaz nakazujący przeniesienie zgrupowania w kilku transportach w rejon Jeleniej Góry.

W rzeczywistości przebieg transportów nadzorowała bezpieka. Prawie żaden żołnierz "Bartka" nie wyszedł z tego żywy, ale bezpośrednie okoliczności ich wymordowania nadal pozostają nieznane.Według zgromadzonych do tej pory informacji na Śląsku Opolskim doszło do zamordowania co najmniej stu osób z grupy "Bartka". Dotychczasowe ustalenia wskazują na dwa domniemane miejsca masowych mordów na nich: okolice tzw. zameczku Hubertus między miejscowościami Dąbrówka i Barut (obecnie na granicy powiatów gliwickiego i strzeleckiego) oraz okolice Łambinowic.

Z wszystkich transportów prawdopodobnie ocalał zaledwie jeden członek zgrupowania. Według jego relacji uczestnicy wyjazdu na punkcie przeładunkowym umieszczeni zostali w jakimś budynku (myśliwskim zameczku lub poniemieckiej szkole) w pobliżu lasu nad jeziorem. Atak nastąpił w nocy, po kolacji suto zakrapianej alkoholem. Do pomieszczeń wrzucono granaty, wywiązała się strzelanina, po której dobito rannych.

Ich dowódca został zastrzelony przez funkcjonariusza MO po tym, jak skorzystał z amnestii i się ujawnił.

Jak wymordowano żołnierzy "Bartka"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

40. Ekshumacje na Powązkach

Ekshumacje na Powązkach

Wypowiedź dla Radia Maryja Krzysztofa Szwagrzyka z IPN, kierującego pracami ekshumacyjnymi na warszawskich Powązkach Wojskowych.

Pierwszy etap prac ekshumacyjnych, które wykonaliśmy w lipcu i
sierpniu tego roku zakończyły się odnalezieniem szczątków 117 ludzi.
Przebadaliśmy obszar ok. 1/3 dawnego pola więziennego, na którym w
latach 40-50-tych pochowano kilkaset osób zamordowanych w więzieniach,
urzędach bezpieczeństwa, informacji wojskowej.

Efektem tych prac jest pobranie materiału genetycznego ze wszystkich
znalezionych szczątków, ale także zabezpieczenie materiału genetycznego
ponad 150 członków rodzin, od sióstr, braci i dzieci ofiar systemu
komunistycznego.

Zabezpieczone materiały genetyczne pozwolą na identyfikację szczątków
znalezionych więźniów. W tej chwili jesteśmy po pierwszym etapie prac. W
ubiegłym tygodniu wykonaliśmy działania sprawdzające, które polegały na
wykonaniu odwiertów próbnych w kilku miejscach na terenie cmentarza
Powązkowskiego w pobliżu kwatery „Ł”.

Działania te pozwolą na precyzyjne określenie zakresu prac, które
musimy wykonać w marcu przyszłego roku. Dlaczego w marcu, a nie teraz? W
najbliższym tygodniu będzie ogłoszony przetarg. Procedury mają to do
siebie, że trwają kilka tygodni. Wówczas wyłonienie wykonawcy na prace
ziemne będzie możliwe dopiero pod koniec listopada. Nie możemy jednak
rozpocząć pracy w grudniu. Warunki atmosferyczne uniemożliwiają
prowadzenie tego typu prac, w warunkach zimowych. Stąd mówimy o pracach,
które rozpoczną się w marcu.

Zapewniam, że nie mamy żadnych problemów finansowych, ani innych. 
Działamy w ścisłej współpracy z IPN, Radą Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa, Ministerstwem Sprawiedliwości, ale też z władzami miasta
Warszawy. Jesteśmy dobrze przygotowani do prac. To kwestia tylko kilku
najbliższych miesięcy. Nie ma żadnych zagrożeń dla rozpoczęcia drugiego
etapu prac poszukiwawczych, ekshumacji na Powązkach. Robimy wszystko,
żeby rozpoczęły się jak najszybciej.

Wypowiedź Krzysztofa Szwagrzyka dla Radia Maryja

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

42. Zidentyfikowano ofiary

Zidentyfikowano ofiary komunistycznych siepaczy
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/17233,zidentyfikowano-trzy-ofiary...

Por. Edmund Bukowski, kpt. Stanisław Łukasik, żołnierz AK i WiN, oraz Eugeniusz Smoliński - to pierwsze ofiary zbrodni komunistycznych, jakie udało się zidentyfikować w wyniku ekshumacji w kwaterze na Łączce na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

Jak poinformował Łukasz Kamiński, prezes IPN, na dzisiejszej konferencji prasowej, spośród osób pochowanych w kwaterze na Łączce zidentyfikowano trzy. Są to: por. Edmund Bukowski, członek zakonspirowanego sztabu Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego AK, dowodzonego przez ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego”, stracony 13 kwietnia 1950 r.; kpt. Stanisław Łukasik, żołnierz Armii Krajowej i Zrzeszenia WiN, jeden z grupy straconych 7 marca 1949 r. wraz z mjr. Hieronimem Dekutowskim „Zaporą”; Eugeniusz Smoliński, chemik, specjalista od produkcji materiałów wybuchowych, służył w referacie materiałów wybuchowych w Komendzie Głównej AK, stracony na skutek sfingowanego pokazowego procesu 9 kwietnia 1949 r. Prezes IPN zaznaczył na spotkaniu, że są to bohaterowie naszej historii i ludzie, których życie zostało brutalnie przecięte.

– Możemy zastanowić się, co stałoby się, gdyby tacy ludzie mogli po wojnie kontynuować swoje działanie. Gdyby to oni odpowiadali za odbudowę Polski, a nie ci, którzy ich zamordowali – zaznaczył Kamiński.

Badania na Łączce są prowadzone w ramach projektu naukowo-badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956”, realizowanego przez Instytut Pamięci Narodowej, Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwo Sprawiedliwości.

Jego celem jest m.in. stworzenie Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. W ramach tego projektu IPN podjął działania m.in. na terenie cmentarza Powązkowskiego w kwaterze „Ł”. Ekshumacje miały miejsce w lipcu i sierpniu tego roku. Planowana jest ich kontynuacja w marcu 2013 r.

W związku z tym, że proste metody identyfikacji ofiar, np. na podstawie przedmiotów kultury materialnej i badań antropologicznych, są już niewystarczające, niezbędne stały się badania genetyczne szczątków. Odbywają się one przez porównanie ustalonego profilu DNA z materiałem genetycznym najbliższych członków rodzin bądź z materiałem DNA pochodzącym z rzeczy osobistych ofiar. Według Instytutu, stworzenie Bazy jest jedyną szansą na właściwe pozyskanie materiału porównawczego i niemal zupełną eliminację ryzyka upływu czasu, który ma tu decydujące znaczenie.

Szacuje się, że w kwaterze na Łączce pochowano 248 żołnierzy, ofiar stalinowskiego terroru. Przeważnie są to ciała rozstrzeliwanych w więzieniu mokotowskim.

W tym miejscu mogą spoczywać wybitni żołnierze podziemia niepodległościowego: mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, płk Hieronim Dekutowski „Zapora”, a także rtm. Witold Pilecki i gen. August Fieldorf „Nil”. Do tej pory ekshumowano szczątki 117 osób.

Jacek Dytkowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

43. Wieczne odpoczywanie racz IM dać,Panie

a nam
pozostaje Testament ich Krwią podpisany....
Matka Ziemia,
która tuliła ich Kości,oddała je wreszcie ,ku Pamięci i Przestrodze...z przekazem
że zdrajcom nie wolno dawać Grubej Krechy,
Zdrajcyi Mordercy,
nawet po śmierci
winni być nazwani z Nazwiska i napiętnowani,ku przestrodze ich następców....

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

44. Jedyny taki bank na świecie W

Jedyny taki bank na świecie
W Szczecinie powstanie unikatowa Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmu - dowiedział się "Nasz Dziennik".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

45. IPN i historyczne

IPN i historyczne podsumowanie roku


Ekshumacje ofiar komunistycznego terroru to jedno z najważniejszych wydarzeń historycznych roku - uważa prezes IPN.
Wydobyto szczątki osób, które zostały zamordowane w latach 1948 56.

Doktor Łukasz Kamiński przypomina, że ekshumacje mają symboliczne
znaczenie dla ofiar reżimu. Po latach oddajemy hołd naszym bohaterom -
tłumaczył prezes Instytutu - wypełniamy obowiązek wobec rodzin. Ponadto
poprzez ogromne zainteresowanie społeczne, przywracamy pamięci wiele
zapomnianych ale bardzo zasłużonych dla Polski postaci.

Na razie w wyniku prac ekshumacyjnych oraz badań DNA ekspertom
Instytutu udało się ustalić tożsamość trzech osób wydobytych z
bezimiennych, zbiorowych mogił. Prezes Instytutu zapewnia, że w
przyszłym roku poszukiwania ofiar będą kontynuowane.

Doktor Kamiński przypomina również, że niezwykle ważnym wydarzeniem
związanym z tragicznymi losami polskich żołnierzy, było odnalezienie
dwóch dokumentów. Dowodzą one, że Rosjanie w lipcu 1945 roku
zamordowali blisko 600 Polaków za przynależność do Armii Krajowej.

Ten dokument pozwala zakwalifikować mord na Polakach jako zbrodnię przeciwko ludzkości. Świadczy o tym fragment rozkazu wszystkich
ujawnionych bandytów w liczbie 562 zlikwidować". Zarazem jak
przypomina prezes IPN, te dokumenty nie dają odpowiedzi na
najważniejsze pytanie: gdzie spoczywają ofiary tamtej zbrodni. Mimo
upływu 67. lat ciągle nie wiadomo, gdzie Sowieci dokonali egzekucji oraz
gdzie ukryli zamordowanych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

46. Archeolodzy w Domu Turka Adam

Archeolodzy w Domu Turka

Adam Białous
http://www.naszdziennik.pl/wp/20161,archeolodzy-w-domu-turka.html
W tym miesiącu ruszą badania archeologiczne na terenie Domu Turka, augustowskiej siedziby NKWD i UB.

Archeolodzy ustalą, czy na terenie tej posesji komuniści pogrzebali ciała żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Prokuratorzy z białostockiego pionu śledczego IPN, którzy prowadzą śledztwo w sprawie zabójstw dokonanych w Domu Turka przez funkcjonariuszy UB, otrzymali właśnie wyniki listopadowych badań georadarem. W kilku miejscach na posesji oraz w piwnicach budynków urządzenie wskazało zruszenia struktury ziemi. – Wyniki badań georadarem stanowią dla nas podstawę do przeprowadzenia archeologicznych prac ziemnych w pewnych wyznaczonych miejscach na posesji oraz wewnątrz budynków – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prokurator Zbigniew Kulikowski, szef pionu śledczego białostockiego IPN. Miejsca, które wskazał georadar, znajdują się na podwórzu, w piwnicach domu oraz pod podłogą jednego z budynków gospodarczych. Te ostatnie miejsca zostaną przez archeologów zbadane najszybciej. – Najpierw sprawdzimy miejsca w piwnicy oraz pod podłogą jednego z budynków gospodarczych, ponieważ tu archeologom nie będą przeszkadzały warunki atmosferyczne. Być może nastąpi to już pod koniec stycznia lub na początku lutego – zapewnia prokurator.

W sprawie przeprowadzenia prac odkrywkowych IPN podjął już rozmowy z jedną z firm archeologicznych z Podlasia. – To archeolodzy, z którymi współpraca dobrze się nam układa. Z bardzo dobrym skutkiem prowadzili na nasze zlecenie m.in. prace w poszukiwaniu szczątków żołnierzy podziemia niepodległościowego w Wysokiem Mazowieckiem – tłumaczy prok. Kulikowski. Kości znalezione podczas prac zostaną przekazane do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku. Z decyzji IPN o przeprowadzeniu badań odkrywkowych na terenie posesji Domu Turka zadowoleni są przedstawiciele organizacji patriotycznych. – Jesteśmy szczęśliwi, że prokuratura IPN Białystok postanowiła przeprowadzić archeologiczne badania odkrywkowe. Zabiegaliśmy o to długo, więc to dla nas, szczególnie dla rodzin osób zamordowanych w Domu Turka, które wciąż szukają miejsca spoczynku swoich bliskich, prawdziwie dobra wiadomość – zapewnia Danuta Kaszlej, prezes Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie. Pierwsza prośba o przebadanie odkrywkowe terenu ubeckiej katowni znalazła się we wniosku w sprawie „wszczęcia śledztwa dotyczącego zbrodni komunistycznych popełnionych w Domu Turka”. W 2011 r. Kaszlej złożyła ten wniosek do IPN w Białymstoku. Śledztwo zostało wszczęte, a badania georadarem i przyszłe badania archeologiczne są czynnościami prowadzonymi właśnie w jego ramach.

Decyzja o przeprowadzeniu badań georadarem na terenie byłej siedziby PUBP w Augustowie zapadła 12 lipca 2012 roku. – Celem będzie sprawdzenie, czy na terenie tego obiektu i otaczającej go posesji znajdują się ciała ofiar UB oraz ewentualna ich ekshumacja – argumentowała wtedy Barbara Bojaryn-Kazberuk, dyrektor IPN Białystok.

W styczniu 1945 r. w Domu Turka usytuowano Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, przejmujący stopniowo od Sowietów odpowiedzialność za zwalczanie ruchu niepodległościowego. W lipcu 1945 r. funkcjonariusze tego urzędu udzielili pomocy służbom sowieckim w realizacji obławy augustowskiej. Dom Turka był wówczas jednym z miejsc przetrzymywania i przesłuchań. Po wojnie Urząd Bezpieczeństwa torturował w nim na przesłuchaniach żołnierzy podziemia niepodległościowego. Według licznych relacji świadków, na terenie obiektu dokonywano zabójstw.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

47. Posłuchajcie historii „Rysia”

Posłuchajcie historii „Rysia” i „Wilka”
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/20744,posluchajcie-historii-rysia...

Z dr. Grzegorzem Łukasikiem, wykładowcą socjologii na uniwersytecie stanowym na Florydzie (Florida Atlantic University), bratankiem kpt. Stanisława Łukasika „Rysia”, dowódcy oddziałów AK i WiN, zamordowanego na mocy wyroku sądu wojskowego w 1949 r., rozmawia Anna Ambroziak

Łączy Pana bliskie pokrewieństwo z kpt. Stanisławem Łukasikiem. Na pewno jest Pan z niego dumny.

– To był mój wujek, brat ojca. Obaj działali w podziemiu od listopada 1939 roku. Po zakończeniu kampanii wrześniowej „Ryś” wrócił do domu i razem z moim ojcem i kilkoma kolegami rozpoczęli organizację grupy konspiracyjnej o nazwie Związek Czynu Zbrojnego (ZCZ) w okolicach wsi Motycz na Lubel-szczyźnie. O partyzantce walczącej, zbrojnej nie było jeszcze wtedy mowy. Głównym celem działań było właśnie organizowanie placówek, szukanie broni, organizowanie szkoleń. Obaj, „Ryś” i mój ojciec, zajmowali się właśnie szkoleniem. Dopiero później, na przełomie 1943 i 1944 roku, można mówić o działaniach oddziałów partyzanckich.
Czytałam uzasadnienie wyroku śmierci na Pana wuja: zbrojne ataki na oddziały UB, Armii Czerwonej i ludność cywilną, grabież mienia.

– Sprawa jest dosyć prosta. Odnośnie do oskarżenia o kradzież mienia była to żywność rekwirowana, aby wyżywić żołnierzy, którzy często nie mieli co jeść. Represje na ludności cywilnej były oczywiście, ale nie ze strony partyzantów AK, tylko ze strony okupanta. Powody były proste: ludność cywilna to Polacy. Była ona w takim samym położeniu jak ci, którzy byli w podziemiu, czyli narażona na aresztowanie, wysłanie do obozu, śmierć w łapankach czy akcjach pacyfikacyjnych (to często cywile, po przeszkoleniu wojskowym, zasilali oddziały partyzanckie). Ludność cywilna, oczywiście nie wszyscy, również wspierała partyzantów (schronienie, przechowywanie broni, żywność). Stąd jaki sens miałoby jej represjonowanie? Rabowanie miejscowej, wiejskiej ludności przez żołnierzy AK nie miało najmniejszego sensu, gdyż w ten sposób pokrzywdzone osoby nie tylko byłyby mniej skłonne do wsparcia partyzantów, ale w ramach zemsty za rabunek mogłyby zacząć wydawać osoby, które do partyzantki należały. Poza tym Armia Krajowa to nie była jakaś banda opryszków. W AK, nawet w czasie wojny, pewne reguły zachowania obowiązywały wszystkich. Decyzje o wykonaniu wyroku śmierci były poprzedzone śledztwem, dowodami i musiały być zatwierdzone przez dowództwo, sąd itd. Oddział „Rysia” uczestniczył w kilku wyrokach śmierci na cywilach, bo zdarzali się wśród nich kolaboranci, którzy współpracowali z Niemcami, wydając tych, którzy byli w partyzantce. Dla wydanych żołnierzy oznaczało to karę śmierci, stąd kolaboracja z okupantem była traktowana surowo: kara śmierci. Oczywiście walka toczyła się po 1944 r., kiedy po kolaborantach z gestapo przyszła kolej na kolaborantów UB czy NKWD. Likwidowanie agentów i kolaborantów UB było – jak stwierdził w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” (10 grudnia 2012 r.) dr Kazimierz Krajewski z IPN – samoobroną przed terrorem komunistycznym. Ludzie z AK, ich rodziny, krewni, znajomi byli masowo aresztowani, skazywani na śmierć lub na lata więzienia. Walka z kolaborantami w tej sytuacji oznaczała walkę o przetrwanie, o życie. Odnośnie do „zabijania ludności wiejskiej” czy nawet wykonywania wyroków śmierci na pojedynczych osobach to drugim, obok kolaboranctwa, powodem tej działalności były bandy opryszków, które w pewnym okresie wojny nagminnie, z bronią w ręku, napadały na ludność wiejską, zabierając jej dobytek; podawały się raz za Cyganów, innym razem za Żydów, jeszcze innym za żołnierzy AK.
Ojciec opowiadał Panu o „Rysiu”?

– Urodziłem się już po wojnie. Znam go tylko z opowiadań ojca. Bracia byli ze sobą bardzo związani. Ojciec do końca, do śmierci w 1993 r., mówił o swoim bracie, pisał o nim. Nie zapominajmy, że restaurowanie pamięci o żołnierzach wyklętych rozpoczęło się dopiero na początku lat 90. To był okres, kiedy coś zaczęło się dziać, jeśli chodzi o przywracanie ich pamięci. Ojciec do końca zabiegał o to, by pamięć o żołnierzach wyklętych, którzy walczyli o wolną Polskę, przetrwała. To bardzo ważne, zwłaszcza że ich historia w okresie PRL była wypaczana. Umniejszano ich zasługi w walce z okupantem niemieckim i sowieckim.
Nazywano ich „zaplutymi karłami reakcji”. Wspomniał Pan, że ojciec też walczył w AK.

– Mój ojciec to ppor. Adam Łukasik ps. „Wilk” i „Dziedziała”. Po wojnie zmienił nazwisko, opuścił rodzinną Lubelszczyznę i ukrywał się na Pomorzu. Pod koniec życia pracował społecznie w Związku Inwalidów Wojennych w Kościerzynie, gdzie mieszkał z żoną, moja mamą, Marią. Mój ojciec to absolwent gimnazjum w Lublinie, ukończył pierwszy rok prawa na KUL (cudem zachował się jego indeks), niestety studia przerwała wojna. Ojciec pomógł córce „Rysia”, Barbarze Stankiewicz (niestety również już nie żyje) w procesie rehabilitacyjnym jej ojca. Mój ojciec cudem tylko uniknął aresztowania i śmierci. W 1944 r., po wkroczeniu armii sowieckiej na ziemie polskie, rozpoczęły się masowe aresztowania polskich patriotów. Oddziały partyzanckie były rozbrajane, także oddział „Rysia”, co miało miejsce 21 lipca 1944 roku. Ale już w sierpniu tego roku on sam został aresztowany przez NKWD i osadzony w Lublinie. Uciekł z więzienia, wyskoczył z drugiego piętra, czego nikt zapewne się nie spodziewał. Wiadomo było, jaki los czeka żołnierzy AK: masowe aresztowania i wyroki śmierci. Co ci ludzie złego zrobili, jakie były ich przewinienia? Stawiano im zarzuty organizowania akcji zbrojnych przeciwko UB i uczestniczenia w nich, wydawania wyroków śmierci na szczególnie okrutnych ubowców. Ale były też osoby, których na śmierć skazywano tylko z racji samej przynależności do Armii Krajowej. To już oznaczało karę śmierci. Mam u siebie wyrok sądu w Lublinie skazujący osoby, które nie miały nic wspólnego z oddziałem „Rysia”, a jednak zostały skazane na 10 lat więzienia tylko dlatego, że odmówiły współpracy z UB. Były to osoby młode, wiele miało od 18 do dwudziestu kilku lat.
Leszek Miller stwierdził niedawno, że żołnierze NSZ byli sojusznikami Hitlera. Co Pan o tym sądzi?

– Ataki na NSZ to nic nowego. W Polsce komunistycznej żołnierzy należących do NSZ, podobnie jak żołnierzy AK, nazywano bandytami, oskarżano ich o różnego rodzaju „zbrodnie,” a nawet, o zgrozo, o współpracę z Niemcami. Oczywiście komuniści określali jako „zbrodnia” wszelkie formy walki z okupantem sowieckim i różnego rodzaju komunistycznymi formacjami organów bezpieczeństwa, jak NKWD, UB itd., które mordami na żołnierzach AK, WiN, NSZ i zwykłych ludziach starali się sterroryzować cały Naród i przemocą narzucić Polsce ustrój komunistyczny. Dopiero po 1990 r. młodzi ludzie w Polsce zaczęli poznawać prawdę o zbrodni w Katyniu, o Powstaniu Warszawskim i o ruchu oporu w okupowanej Polsce. Teraz historia AK czy NSZ jako trzonu zbrojnego podziemia jest dość dobrze znana. Jest to dla mnie zadziwiające, że pomimo przeszło 20 lat po upadku komunizmu w Polsce pojawiają się głosy starające się ponownie fałszować historię naszego kraju. Jak widać, komunistyczne sposoby myślenia przetrwały. Były aktywista Związku Młodzieży Socjalistycznej i od 1969 r. członek PZPR, absolwent Szkoły Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym PZPR, Leszek Miller, widocznie ma kłopoty z porzuceniem starych myślowych schematów z jego komunistycznej młodości i okresu „edukacji socjalistycznej”. Być może również panu Millerowi, który swoją karierę polityczną zrobił w komunistycznej partii (doszedł na sam szczyt: członek Biura Politycznego PZPR), przeszkadza pamięć o NSZ jako o formacji, która swoje ideowe korzenie ma w przedwojennym ruchu narodowym i etyce katolickiej. Deklaracja NSZ z lutego 1943 r. wyraźnie mówi, że najwyższym celem NSZ jest walka zbrojna z hitlerowskim najeźdźcą o wolną Polskę, a po wojnie działania mające na celu wzmocnienie demokracji (decentralizacja administracji na rzecz samorządów), ograniczona reforma rolna, wsparcie rodziny i edukacja oparta na zasadach etyki katolickiej. Oczywiście etyka katolicka to wiara w Boga, mówienie prawdy, sprawiedliwość, poszanowanie ludzkiego życia, poświęcenie, oraz – w naszym polskim wydaniu – miłość do Ojczyzny. Być może to tak pana Millera denerwuje, bo jak dobrze wiemy z dziejów komunistycznej Polski – podstawą tego parszywego systemu było donosicielstwo, kłamstwo, fałszowanie historii, zabijanie ludzi, tortury, szykany, no i oczywiście walka z Kościołem katolickim. Kiedy patrzę na archiwalne dokumenty wyroków wydawanych przez wojskowe sądy w komunistycznej Polsce, to aż płakać się chce, że tylu polskich patriotów, młodych ludzi, często nastolatków, ta nowa „ludowa” władza oparta na „etyce” komunistycznej tak lekką ręką skazywała na śmierć za to, że walczyli o wolną Polskę w oddziałach AK, WiN, NSZ i innych.
Jaką osobą był kapitan „Ryś”? W jaki sposób go wspominacie?

– Mój ojciec mówił o bracie jako o osobie bardzo odważnej, a przy tym bardzo skromnej, zdolnej do poświęceń. „Ryś” brał zawsze na siebie największy ciężar ryzyka walki z okupantem, najpierw niemieckim, a potem sowieckim. Akcje były zawsze perfekcyjnie przygotowywane, tak żeby nie zginął ani jeden żołnierz z jego oddziału.
Może Pan podać taki przykład?

– Chociażby akcja odbicia więźniów transportowanych na Majdanek w lutym 1944 roku. „Ryś” wiedział o transporcie, urządził zasadzkę. W akcji zginęło ośmiu żołnierzy niemieckich, czterech zostało rannych, z oddziału „Rysia” nie zginął nikt. Kapitan Łukasik bardzo cenił życie swoich żołnierzy, ich poświęcenie, wręcz perfekcyjnie przygotowywał wszystkie akcje. „Ryś” był człowiekiem bardzo szanowanym, nie tylko przez swoich żołnierzy, ale i przez ludność cywilną. To bardzo ważne, by to podkreślać, ze względu na rozpowszechniane w okresie powojennym kłamstwa, jakoby to żołnierze Armii Krajowej napadali na ludność cywilną. Były to wierutne kłamstwa! Ważne, by o tym wiedzieli ludzie młodzi. Niedawno na jednym z portali internetowych natknąłem się na bulwersujące wypowiedzi świadczące o tym, że młodzi ludzie zupełnie nie mają pojęcia o powojennej historii Polski. Zupełnie nie rozumieli, dlaczego żołnierze AK już po formalnym zakończeniu wojny walczyli dalej. A przecież walczyli dlatego, że były prześladowania, wykonywano na nich wyroki śmierci, i to mimo ogłoszonych dwóch amnestii – w 1945 i 1947 roku.
Których faktycznym celem była likwidacja zorganizowanego ruchu oporu przeciwko komunistom.

– Po ogłoszeniu amnestii w 1945 r. „Ryś” też rozwiązał oddział, liczył na zwolnienie swoich ludzi z więzienia UB. Jednak obietnic amnestyjnych nie dotrzymano; nie zwolniono z więzienia ani jednego żołnierza z oddziału kpt. Łukasika.
W jaki sposób rodzina dowiedziała się o śmierci kapitana „Rysia”?

– Trudno mi teraz mówić o dokładnych datach. To był okres terroru, wiele osób się ukrywało. Wiadomo, że o wykonaniu wyroku śmierci nie zawiadamiali naczelnicy więzień. Musiała to być jakaś droga nieformalna, na zasadzie, że ktoś kogoś znał. Ale ojciec nigdy o tym nie mówił. Prawdopodobnie z obawy o szykany, jakie mogłyby spotkać rodzinę. Wiem natomiast, że mój dziadek, czyli ojciec Stanisława i Adama Łukasików, został aresztowany i skazany na 10 lat więzienia za to, że nie doniósł na syna! Podobnie siostra „Rysia”, Irena, która miała roczne dziecko, została skazana na dziesięć lat więzienia za to, że nie doniosła na brata. Jej mąż, Aleksander Jurkowski, dostał karę śmierci. Wyrok wykonano.
Szukaliście jego grobu?

– Nawet jeśli ojciec coś robił w tym kierunku, nie mówił nam o tym. Starał się nas nie narażać. Wiem tylko, że na początku lat 90. zaczęli się do niego zgłaszać historycy po informacje o kapitanie „Rysiu”. Żyli wtedy jeszcze żołnierze związani z podziemiem na Lubelszczyźnie. Wiem, że ojciec pisał do niektórych z nich. Ale mnie już wtedy w Polsce nie było, musiałem wyemigrować po stanie wojennym, więc nie byłem blisko tych spraw.
Jak dowiedział się Pan o odnalezieniu szczątków kpt. Łukasika?

– Od mojej mamy Marii. Wszyscy byliśmy zaskoczeni tym, że zidentyfikowano szczątki wujka. Żałuję, że nie dożył tego mój ojciec, tylu młodych ludzi zginęło, major „Zapora”, jego żołnierze…
A ich oprawcy pozostali bezkarni, często brak postępowania tłumaczono sędziwym wiekiem.

– To są tylko zwykłe wymówki. Nie wyobrażam sobie, by państwo Izrael zaprzestało ścigania zbrodniarzy hitlerowskich tylko z tego względu. Poza tym ci ludzie mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności dużo wcześniej, mam na myśli początek lat 90. A od tego czasu minęły już 22 lata. To wystarczająco długi okres, w którym te osoby powinny były zostać pociągnięte do odpowiedzialności. Jest jeszcze jedna rzecz: wielu z żołnierzy podziemia, którzy przeżyli stalinowski terror, to inwalidzi, z bardzo niskimi emeryturami, żyjący w skrajnej biedzie. W tym samym czasie ich oprawcy dostawali bardzo wysokie emerytury. Jednym z powodów tego stanu rzeczy była niewątpliwie tzw. gruba kreska.
W latach 90. prokuratura wojskowa odmówiła zgody na ekshumację zwłok ofiar pochowanych na Powązkach. Jak Pan sądzi, dlaczego?

– Jest to dla mnie niezrozumiałe. Mogę jedynie przypuszczać, że stało się to w wyniku „podziału władzy” po porozumieniach Okrągłego Stołu z kwietnia 1989 r. między opozycją solidarnościową a komunistycznymi władzami PRL (m.in. ministrem spraw wewnętrznych Czesławem Kiszczakiem), kiedy niektóre resorty państwowe pozostały w rękach komunistów. W niektórych obszarach polskiej państwowości, przynajmniej na początku lat 90., nic się nie zmieniło. Komuniści nadal współrządzili krajem. Poza tym cały aparat administracyjny, sądownictwo, wojsko itd. w dużej mierze obsadzone były przez komunistycznych działaczy partyjnych. Ta wymiana „na dole”, dzięki „grubej kresce” rządu Mazowieckiego, nie nastąpiła szybko i wielu tych ludzi, mimo komunistycznej przeszłości, mogło pozostać na swoich stanowiskach. Zresztą dzieje się to do tej pory. Rządy czy partie polityczne związane z opozycją solidarnościową, czy szerzej – z opozycją antykomunistyczną, miały poważne trudności z przeforsowaniem pewnych ustaw w Sejmie, gdzie było sporo komunistów. Trzeba również pamiętać, że pierwsze wybory do Sejmu w czerwcu 1989 r. nie były wcale wolne. Komuniści utargowali w Magdalence, że w pierwszych „wolnych” wyborach parlamentarnych aż 65 proc. miejsc w Sejmie było zagwarantowanych dla kandydatów z PZPR i kilku prokomunistycznych partii i organizacji.
Gdzie, Pana zdaniem, powinny spocząć szczątki kpt. Stanisława Łukasika?

– Decyzja o tym, gdzie powinny być pochowane szczątki pomordowanych ekshumowane na „Łączce”, powinna pozostać w gestii najbliższej rodziny, czyli żyjących jeszcze dzieci i wnuków. Ja przyłączyłbym się do woli mojego kuzyna Stanisława Łukasika, który w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” powiedział, że pragnie, aby zwłoki jego ojca Stanisława spoczęły na wojskowym cmentarzu na Powązkach. Moim zdaniem, wszyscy powinni zostać pochowani w jednym miejscu, na Powązkach, bo ci żołnierze związani byli ze sobą za życia i w chwili śmierci. Byłoby to również miejsce, gdzie kolejne pokolenia Polaków mogłyby przychodzić i składać wyrazy szacunku tym tragicznym ofiarom komunistycznego terroru lat powojennych.
W jaki sposób kultywuje Pan w środowisku amerykańskim pamięć o kapitanie „Rysiu”?

– Czasami nawiązuję rozmowę o tamtych czasach, o moim ojcu i o wujku, o żołnierzach AK i WiN, z moimi amerykańskimi kolegami z uniwersytetu. Muszę przyznać, że moje wypowiedzi odbierane są z dużą ciekawością i życzliwością. Wielu wykształconych Amerykanów, ludzi nauki, dziennikarzy, dosyć dobrze orientuje się w historii Polski. Oczywiście, istniały również w USA pewne uproszczone, a nawet krzywdzące dla nas schematy myślenia o Polsce i Polakach. Ale po wyborze Polaka na Papieża, po okresie „Solidarności” i przemianach ustrojowych na początku lat 90., i częstszych kontaktach na polu kultury i nauki, te sposoby myślenia należą już do rzadkości. W USA wydaje się ostatnio coraz więcej publikacji na temat wspólnej historii Polski i USA (na przykład wspaniała książka o Kościuszce Aleksa Strozynskiego wydana w 2010 r., książka Bukowczyka o Polakach w Ameryce wydana w 2007 r., „Historia Polski” Haleckiego czy wydane rok temu pozycje Kennetha Koskodana o wielkim wkładzie militarnym Polski podczas I czy II wojny światowej, publikacja autorstwa Davida G. Williamsona o inwazji nazistowskiej i sowieckiej na Polskę w 1939 roku). Oczywiście, odkrycie na „Łączce” było kolejną okazją, żeby wrócić do tych rozmów z moimi uniwersyteckimi kolegami.
Dziękuję za rozmowę.

Anna Ambroziak

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

48. To pewne – rotmistrz Witold

To pewne – rotmistrz Witold Pilecki pochowany na Łączce

Mamy całkowitą pewność, że rotmistrz Witold Pilecki jest
pochowany na Łączce – powiedział dr Krzysztof Szwagrzyk historyk IPN
kierujący dotąd ekipą ekshumacyjną na warszawskich Powązkach Wojskowych.

Wcześniej istniała hipoteza, że szczątki Pileckiego mogą znajdować
się na warszawskim Służewie, gdzie jak napisał Nasz Dziennik ruszy we
wrześniu kolejny etap ekshumacji.

- Mogę już dzisiaj powiedzieć, że mamy całkowitą pewność, że
Rotmistrz Pilecki jest pochowany na Łączce, a nie na Służewie.
Wątpliwość, którą mieliśmy jeszcze kilka miesięcy temu; kiedy mówiłem,
że nie ma pewności czy rotmistrz Pilecki jest jednym z ostatnich
pochowanych na Służewie, czyli jednym z pierwszych pochowanych na Łączce
już się rozwiała i wiemy na pewno, że rotmistrz Pilecki jest jednym z
tych, którzy są pochowani na Łączce
– podkreślał dr. Krzysztof Szwagrzyk.

Przypomnijmy etap ekshumacji w kwaterze „Ł” na warszawskich Wojskowych Powązkach zakończył się w ubiegłym roku.

W tej chwili trwają prace identyfikacyjne wydobytych szczątków.
Tymczasem we wrześniu br. ruszą kolejne prace ekshumacyjne ofiar
komunistycznego terroru tym razem na warszawskim Służewie.

- Jesteśmy na etapie gromadzenia niezbędnej dokumentacji, która
pozwoli nam na określenie skali liczby ofiar, które tam zostały
pochowane. Do dzisiaj nie ma tam żadnego opracowania, które by na ten
temat informowało. Rozbieżności w tym zakresie mamy tutaj ogromne,
 zanim jednak przystąpimy do konkretnych prac musimy posiąść wiedzę
dotycząca liczby osób tam pochowanych. Kwestia druga to jest określenie
zakresu dawnego pola więziennego wokół którego już wiele teorii się
pojawiło. Zanim zaczniemy te badania, chcemy mieć możliwie precyzyjną
wiedzę
–informował dr. Krzysztof Szwagrzyk.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

49. Ekshumacje ofiar

czytaj dalej »

Szczątki 117 osób

- Jest na mapie Warszawy święte miejsce - Grób Nieznanego Żołnierza.
Staramy się, żeby tych nieznanych było jak najmniej. Maksyma, na którą
sie powołujemy to zdanie z Cmentarza Orląt we Lwowie "Umarli, polegli,
abyśmy byli wolni" - dodał Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństw.

Szczątki 117 osób wydobyto w lipcu i sierpniu 2012 roku. Badacze
poszukują bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego, powstańców
warszawskich, żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego,
m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nil", rtm. Witolda Pileckiego, mjr.
Zygmunta Szendzielarza Łupaszka i ppłk. Łukasza Cieplińskiego "Pług" -
przywódcę Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

Kolejny etap ekshumacji rozpocznie się w kwietniu 2013 r. Na
wrzesień planowane są też prace ekshumacyjne na warszawskim Służewie.

"Pilecki? To kwestia czasu"

Prowadzący prace na Powązkach historyk, dr Krzysztof Szwagrzyk
zdradził, że wszystkie cztery zidentyfikowane ofiary pochowano w
mundurach Wehrmachtu. Wytłumaczył też skąd wzięły się niedawne
spekualcje na temat identyfikacji rotmistrza Witolda Pileckiego.

- Stanisława Kasznicę pochowano w maju 1948 roku. Witold Pilecki
zginął dwa tygodnie później. Dlatego mamy wszelkie podstawy, żeby
podejrzewać, że szczątki Pileckiego znajdują się także na Łączce. To
wyłącznie kwestia czasu, kiedy je odnajdziemy zidentyfikujemy -
stwierdził Szwagrzyk.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

50. Tadeusz Pelak, Bolesław

Tadeusz Pelak, Bolesław Budelewski, Stanisław Abramowski i
Stanisław Kasznica to kolejne nazwiska ofiar terroru komunistycznego,
zidentyfikowane w wyniku prac ekshumacyjnych  prowadzonych od lata 2012
roku w  kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.
Wyniki ekshumacji ogłosił w środę w południe prezes Instytutu Pamięci
Narodowej dr Łukasz Kamiński.
Projekt naukowo-badawczy
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z
lat 1944-1956” realizowany jest przez Instytut Pamięci Narodowej, Radę
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwo Sprawiedliwości przy
współpracy z Miastem Stołecznym Warszawa.

 

Tadeusz PelakTadeusz Pelak (1922–1949),
ps. „Junak”, porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość”. W konspiracji ZWZ/AK od 1941 r. W okresie okupacji
niemieckiej służył w oddziale dyspozycyjnym Kedywu pod dowództwem:
cichociemnych ppor. Jana Poznańskiego „Ewy”, ppor. Stanisława
Jagielskiego „Sipaka”, ppor. Czesława Piaseckiego „Agawy” i mjr
Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.

W lipcu 1944 r., zgodnie z rozkazem mjr „Zapory”,
zaniechał konspiracyjnej działalności po wkroczeniu wojsk sowieckich na
teren Lubelszczyzny. Prowadził restaurację w Halinówce, w której
znajdował się punkt kontaktowy wszystkich pododdziałów zgrupowania.
Niespełna rok później, w maju 1945 r., wraz z grupą Tadeusza Orłowskiego
„Szatana” wziął udział w akcji na posterunek MO w Nałęczowie. Wkrótce
dołączył do odtworzonego zgrupowania mjr. Dekutowskiego. Jesienią 1945
r. i w lutym 1947 r. skorzystał z amnestii ogłoszonych przez
komunistyczną władzę. Latem 1947 r. mjr „Zapora” kwaterował w domu jego
rodziców. W tym czasie został wyznaczony do pierwszej grupy, która miała
opuścić Polskę, wraz z mjr. „Zaporą”, kpt. Stanisławem Łukasikiem
„Rysiem”, por. Romanem Grońskim „Żbikiem”, por. Arkadiuszem Wasilewskim
„Białym”, ppor. Edmundem Tudrujem „Mundkiem” i ppor. Jerzym Miatkowskim
„Zawadą”. Wszyscy zostali zatrzymani 16 września 1947 r. przez
funkcjonariuszy UB w Nysie. Przez ponad rok przechodził brutalne
śledztwo połączone z torturami. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano
7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Zginął
razem z mjr. H. Dekutowskim „Zaporą”, kpt. S. Łukasikiem „Rysiem”, por.
R. Grońskim „Żbikiem”, por. A. Wasilewskim „Białym”, ppor. E. Tudrujem
„Mundkiem” i ppor. J. Miatkowskim „Zawadą”.

Bolesław Budelewski (1910–1948), pseudonim „Pług”, żołnierz Armii Krajowej Boleslaw Budelewskii
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W okresie okupacji niemieckiej
żołnierz Obwodu AK Ostrołęka. Od stycznia 1946 r. w Narodowym
Zjednoczeniu Wojskowym, dowódca kompanii terenowej NZW w gminie Troszyn,
podlegającej Komendzie Powiatu „Orawa” (Ostrołęka). 24 lipca 1947 r.
ujęty przez funkcjonariuszy UB pod zarzutem działalności w strukturach
NZW. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 5 maja 1948 r.
skazany na karę śmierci. Zamordowany 15 lipca 1948 r. w więzieniu przy
ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Stanislaw AbramowskiStanisław Abramowski (1922–1948)
pseudonimy „Bury” i „Partyzancik”, żołnierz Armii Krajowej, Zrzeszenia
„Wolność i Niezawisłość” oraz Narodowych Sił Zbrojnych (Narodowego
Zjednoczenia Wojskowego), żołnierz oddziałów partyzanckich „Mściciela”
(WiN) oraz „Orła” (NSZ-NZW).

W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem Obwodu
AK Mińsk Mazowiecki. Po zakończeniu II wojny światowej został wcielony
do 15 pp „ludowego” Wojska Polskiego, skąd zdezerterował w 1945 r. W
połowie 1946 r. wstąpił do Zrzeszenia WiN. Walczył w oddziale Janusza
Kotowskiego „Mściciela” (OP „Pogoń”), działającym w powiatach Siedlce,
Węgrów i Mińsk Mazowiecki. Uczestniczył w wielu akcjach bojowych z
zakresu samoobrony przed komunistycznym aparatem represji. 31 marca 1947
r. ujawnił się przed komisją amnestyjną. Od czerwca 1947 r. wznowił
działalność konspiracyjną. 26 kwietnia 1948 r. został ujęty przez
funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie, orzekającego na sesji wyjazdowej w Kałuszynie,
21 lipca 1948 r. skazany na karę śmierci. Zamordowany 30 lipca 1948 r. w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Stanisław Kasznica (1908–1948), pseudonimy „Maszkowski”, „Przepona”, „Wąsal”, „Wąsowski”, „Stanisław”Stanislaw Kasznica,
„Stanisław Piotrowski”, porucznik Wojska Polskiego, podpułkownik i
komendant Narodowych Sił Zbrojnych, kawaler orderu Virtuti Militari V
klasy i Krzyża Walecznych (dwukrotnie). Ukończył studia prawnicze na
Uniwersytecie Poznańskim. Działacz „Bratniej Pomocy”. Od 1934 r.
działacz Obozu Narodowo-Radykalnego, członek Organizacji Polskiej –
tajnej struktury kierowniczej ONR. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939
roku. Konspiracyjną działalność niepodległościową rozpoczął w szeregach
Grupy „Szańca”, wywodzącej się z przedwojennego ONR- „ABC”. Członek
powołanego na przełomie lat 1939–1940 Komisariatu Cywilnego, kadrowej
organizacji obozu narodowego, której celem było przygotowanie
administracji na wyzwolonych spod okupacji terenach Polski. Po
utworzeniu NSZ pełnił funkcję szefa Administracji Ogólnej w strukturach
Służby Cywilnej Narodu. Od jesieni 1943 r. członek Tymczasowej Narodowej
Rady Politycznej. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Od września
1944 r. do stycznia 1945 r. komendant Okręgu NSZ Częstochowa, następnie
od stycznia do sierpnia 1945 r. komendant Inspektoratu „Zachód” NSZ-OP.
Od czerwca 1945 r. szef wywiadu OP, a od sierpnia 1945 r. p.o.
komendanta głównego NSZ-OP. Na przełomie 1945 i 1946 r. wraz z grupą
kadry NSZ-OP wszedł do NZW. 15 lutego 1947 r. aresztowany w Zakopanem
przez funkcjonariuszy Departamentu III MBP. Wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie z 2 marca 1948 r. skazany na karę śmierci.
Zamordowany 12 maja 1948 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.


***


Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie od
lipca zeszłego roku prowadzone są ekshumacje ofiar terroru
komunistycznego. Podczas prac wykopaliskowych wydobyto łącznie szczątki
117 osób. Na terenie kwatery na tzw. Łączce w latach 1948-1956
 pochowano kilkaset osób zamordowanych przez UB. Wśród poszukiwanych są
bohaterowie Polskiego Państwa Podziemnego, powstańcy warszawscy i
żołnierze powojennego podziemia niepodległościowego. Kolejny etap
ekshumacji na Powązkach rozpocznie się w kwietniu 2013 r. Na wrzesień
planowane są też prace ekshumacyjne na warszawskim Służewie.
Identyfikacja ofiar terroru komunistycznego jest możliwa dzięki badaniom
DNA. Prace te prowadzone są w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar
Totalitaryzmów, powstałej w efekcie umowy między IPN a Pomorskim
Uniwersytetem Medycznym, zawartej we wrześniu 2012 roku.

Edmund Bukowski, Stanisław Łukasik i Eugeniusz Smoliński
to trzy zidentyfikowane wcześniej w ten sposób ofiary terroru
komunistycznego. Ich nazwiska ogłosił prezes Instytutu Pamięci Narodowej
Łukasz Kamiński w grudniu ubiegłego roku.

Porucznik Armii Krajowej okręgu wileńskiego Edmund
Bukowski był oficerem łączności, straconym 13 kwietnia 1950 r. w
więzieniu mokotowskim. Kapitan Stanisław Łukasik, żołnierz AK oraz
Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, był jednym z grupy zamordowanych 7
marca 1949 r. Chemik, specjalista od materiałów wybuchowych Eugeniusz
Smoliński służył w referacie materiałów wybuchowych w Komendzie Głównej
AK. Jego egzekucję przeprowadzono podczas sfingowanego pokazowego
procesu 9 kwietnia 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.

 

Więcej informacji na Pamięć.pl

http://ipn.gov.pl/wydzial-prasowy/komunikaty/kolejni-bohaterowie-odzyska...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

51. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Paczka wróciła do domu

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/24672,paczka-wrocila-do-domu.html

Z Marianną Gawlik z Wojciechowa k. Lublina, siostrą śp. porucznika Tadeusza Pelaka ps. „Junak”, rozmawia Anna Ambroziak

W jakich okolicznościach dowiedziała się Pani o śmierci brata?

– Zbyt dobrze tego nie pamiętam, miałam wtedy tylko 9 lat. Pamiętam
tylko, że wiadomość o śmierci brata nadeszła od niejakiego pana
Nowickiego z Warszawy. Dostaliśmy od niego list. Potem list z informacją
o wykonaniu wyroku przyszedł także z więzienia. Nowicki był
współwięźniem mego brata, który jednak ocalał. Ułaskawiono go. Podobno
nawet ten Nowicki przewoził jakieś informacje dla mjr. „Zapory”. Ale o
tym nic bliższego nie wiem.

Brat kontaktował się z rodziną podczas pobytu w więzieniu?

– Pisał listy, w których pocieszał nas wszystkich, żeby się o niego
nie martwić. Prosił w nich też, by przysłać mu ciepłe ubranie, sweter i
skarpety, bo mu bardzo zimno. Prosił o wysłanie książeczki do
nabożeństwa, różańca i suchego prowiantu. Rodzice wysyłali mu te paczki.
Ale ostatnia paczka była już zwrócona, została odesłana do domu.
Pamiętam dobrze, że rodzice, my wszyscy bardzo przeżywaliśmy śmierć
brata. Pamiętam, jak mama rozpaczała. Straciła już jednego syna – został
zabity wcześniej przez Niemców. Było nas wszystkich jedenaścioro
rodzeństwa, ale kilkoro umarło w dzieciństwie. Potem ci dwaj bracia.
Pamiętam też, jak po raz ostatni Tadeusz odchodził z domu, jak się z
nami żegnał – mama wtedy bardzo płakała. Gdy brat przebywał w więzieniu,
do Warszawy jeździła tylko starsza siostra, Krystyna. Raz czy dwa razy.
Opowiadała nam, że widziała Tadeusza, ale przez bardzo małe okienko.
Więc tyle, co nic.

Propaganda komunistyczna głosiła, że żołnierze polskiego podziemia
niepodległościowego są zwykłymi bandytami. Jak reagowała Pani na ten
przekaz?

– Dla mnie brat był bohaterem i tylko w ten sposób zawsze o nim
myślałam. My, wszystkie dzieci, wzrastaliśmy w atmosferze patriotycznej.
Jest dla nas bardzo ważne, że odnaleziono szczątki brata. Możemy teraz
pójść na to miejsce, pomodlić się.

Pani rodzina doświadczała represji ze strony Służby Bezpieczeństwa?

– Dla nas wszystkich, dla naszych rodziców to były bardzo ciężkie
czasy. Pamiętam, że wzięli mego tatę na przesłuchanie na posterunek w
Wojciechowie. Już po tym jak aresztowali Tadeusza. Pytali go, gdzie jest
ten „bandzior” – tak nazywali brata. Kiedy tatuś wrócił do domu, to był
tak pobity, że my, dzieci, nie poznaliśmy go. Był cały siny. Wzięli go
na przesłuchanie, żeby spytać, gdzie jest syn, mimo że przecież mieli
już wtedy brata, już siedział w więzieniu! Mimo to męczyli nas nadal.

W domu Pani rodziców kwaterowali żołnierze polskiego podziemia,
m.in. mjr Hieronim Dekutowski ps. „Zapora”, również rozstrzelany przez
funkcjonariuszy UB.

– Nie tylko „Zapora”. Było ich wielu, pewnie ze dwudziestu. Do dziś
pamiętam niektóre twarze, ale nazwisk już nie. Tylko pseudonimy – na
przykład „Zimny”. W domu rodziców mieli pewne miejsce, mogli się
zakwaterować. Częstowali mnie cukierkami.

Brat opowiadał w domu o swoich żołnierskich akcjach?

– Raczej nie, przynajmniej ja tego nie pamiętam. Ale z opowiadań
rodziców wiem, że zawsze, kiedy odchodził, to ich pocieszał. Mówił, że
będzie dobrze, żeby się nie martwili o niego.

Gdzie spoczną szczątki „Junaka”?

– Tego jeszcze nie wiemy, to trzeba ustalić. Ale jako rodzina przede
wszystkim ogromnie się cieszymy, że go odnaleziono, nie spodziewaliśmy
się tego. Kiedy otrzymaliśmy tę informację z Instytutu Pamięci
Narodowej, byliśmy ogromnie uradowani. Dobrze, że tego się doczekaliśmy,
ja i moja siostra, i cała nasza rodzina. Chcę tu jeszcze dodać, że brat
został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia
Polski przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Czy rodzina zna nazwiska prokuratorów i sędziów, którzy przesłuchiwali i skazali por. Pelaka na karę śmierci?

– Nie pamiętam. Ale mam te protokoły z przesłuchań.

Jak Pani ocenia okoliczność, że wiele ciał polskich bohaterów było
ubranych w mundury Wehrmachtu i wrzuconych do wspólnych dołów śmierci?

– Zrobiono to, aby ich upokorzyć. Bo po cóż innego? To jest straszne.
Czy ci oprawcy w ogóle nie mieli sumień? Kiedyś wszyscy umrzemy i
wszyscy zostaniemy osądzeni z tego, co robiliśmy. Czy ci ludzie o tym
nie myśleli?

Dziękuję za rozmowę.

Anna Ambroziak

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

52. "Mnie poniżali, na matkę mówili, że jest żoną bandyty"

Rozmowa z Edmundem Budelewskim, synem Bolesława
Budelewskiego, żołnierza AK, zamordowanego przez stalizowskich oprawców i
pochowanego na warszawskiej "Łączce". IPN właśnie zidentyfikował m. in.
szczątki Bolesława Budelewskiego.

Stefczyk.info:
Spotykamy się w dniu, kiedy IPN ogłosił, że znaleziono szczątki pana
ojca, że mamy pewność, że został pochowany w kwaterze "Ł" cmentarza
powązkowskiego. Co pan czuje?

Edmund Budelewski:
To jest wielkie szczęście, że w końcu wiem, gdzie leżą szczątki mojego
ojca. Ileż to lat żyliśmy w niepewności? Dlatego z radością przyjąłem
informację, że IPN działa coś w tym kierunku. Jestem bardzo wdzięczny
tym ludziom. Wreszcie jest to szczęście, że jeszcze za mojego życia będę
mógł przyjechać, zobaczyć grób ojca, zapalić znicz i pomodlić się. Za
to wszystko dziękuję, bardzo dziękuję.

Stefczyk.info: Mówi pan, że trwało to wiele lat. Jakie emocje towarzyszyły waszej rodzinie, kiedy instytut podawał kolejne nazwiska zidentyfikowanych ofiar stalinizmu, a wciąż to nie było nazwisko pańskiego ojca?

Edmund Budelewski: Trudno
mi to wytłumaczyć. Ja miałem cztery lata, kiedy ojca zabierali. Ja ten
moment bardzo dobrze pamiętam. Ktoś może powiedzieć, że to niemożliwe,
żeby czterolatek pamiętał, ale ja pamiętam, jak ojca z domu zabierali.
Wcześniej w naszym domu była cała grupa zbrojna. Ale wyszli zanim
przyszli tamci, żeby ojca aresztować. To dobrze, bo gdyby ich zastali,
to by pewnie wszystkich wybili i spalili. Było w tym dużo szczęścia.

Stefczyk.info: Przez ten czas różne czasy w Polsce były, różne ustroje przez Polskę się przetoczyły. Co mówiono o pańskim ojcu?

Edmund Budelewski: Oj, mówili, mówili… Na mamę nawet, że to żona
bandyty. Jak byłem w wojsku to niektórzy oficerowie nie mówili może
szczegółowo, ale docinali mi, że w tych moich stronach to bandziorów
było dużo. Wiadomo było, do czego się odnosił. Zapytałem się tego
człowieka niedawno, co miał na myśli mówiąc te słowa. Zaparł się,
powiedział, że on nic takiego nie mówił. A mówił mi osobiście. Przecież w
mojej jednostce dobrze znali historie mojej rodziny, tylko, że to były czasy komunizmu, lata 60-te. Wtedy właśnie tak się do nas zwracano i tak o naszych rodzinach mówiono.

Rozmawiał Marcin Wikło


http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/mnie-ponizali,-na-matke-mowili,-ze-jest-zona-bandyty,6762283790


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

53. Polska baza Bohaterów

Ten, kto latem pojawił się na wojskowych Powązkach w Warszawie, mógł być świadkiem prac ekshumacyjnych prowadzonych w kwaterze „Ł”, zwanej popularnie Łączką, gdzie grzebano zamordowanych przez komunistów żołnierzy podziemia niepodległościowego. Wydarte z ziemi kości bezimiennych bohaterów gromadzono i opisywano w ustawionych nieopodal namiotach. Pracujący w nich naukowcy pobierali również materiał genetycznych od zgłaszających się bliskich ofiar.

Mylił się ten, kto myślał, że zima przerwie prace zmierzające do ustalenia tożsamości ofiar, ponieważ właśnie wtedy weszły one w decydującą fazę. Już jesienią ubiegłego roku Instytut Pamięci Narodowej oraz Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie rozpoczęły wielki projekt o nazwie Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów. Baza ma swoją siedzibę w szczecińskim Zakładzie Medycyny Sądowej. Właśnie tam gromadzony jest materiał genetyczny ofiar systemów totalitarnych oraz ich żyjących krewnych. Dzięki współpracy historyków z genetykami jest duża szansa, że wielu bestialsko pomordowanym Polakom zostanie przywrócona tożsamość, a bliscy poznają wreszcie miejsce pochówku oraz okoliczności ich śmierci.
Historia w kościach

Skala przedsięwzięcia jest ogromna. Jego innowacyjność polega na tym, że jeszcze nikt na świecie tak szeroko zakrojonych prac z wykorzystaniem technik molekularno-genetycznych nie prowadził. Kieruje nimi zespół, który tworzą naukowcy posiadający doświadczenie w identyfikacji ofiar masowych katastrof. To jedyny taki zespół w Polsce.

Jak przyznaje dr Andrzej Ossowski, koordynator projektu z ramienia Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, pracownik naukowy Zakładu Medycyny Sądowej PUM, główny nacisk kładziony jest w chwili obecnej na identyfikację 117 ofiar ekshumowanych w ubiegłym roku na Łączce. Ale nie tylko. – Zajmujemy się poszukiwaniem ofiar obydwóch totalitaryzmów – hitlerowskiego i stalinowskiego – dopowiada genetyk.

Jednorazowo badaniu poddaje się około sześciu próbek pobranych z kolejnych sześciu szkieletów. Tygodniowo naukowcy są w stanie przebadać około 40 takich próbek. Materiał do badań pochodzi z kości udowych, zębów i paliczków. Z każdej pobranej próbki izolowane jest DNA. Wszystkie te procedury powtarzane są kilkakrotnie. – Same kości niestety nie dadzą nam potrzebnych informacji. Dlatego musimy wyizolować z nich DNA. W tym celu kruszymy kość, zamrażając ją uprzednio w ciekłym azocie. Tak powstaje proszek kostny zawierający fragmenty komórek DNA – tłumaczy Marta Kuś, doktorant z Zakładu Medycyny Sądowej. Jako że zazwyczaj udaje się wyizolować bardzo małe ilości kodu genetycznego, naukowcy zmuszeni są namnażać go techniką PCR. Polega ona na tym, że pod wpływem temperatury odpowiedni enzym dobudowuje do istniejącej nici nić komplementarną. Następnie nici te są rozdzielane, a do nich dobudowują się kolejne. Ta interakcja powtarzana jest cyklicznie. – Technika PCR to przełomowe osiągnięcie w historii genetyki. Dzięki niej możemy powielić małe fragmenty DNA – wyjaśnia dr Ossowski. Tak uzyskany materiał trafia do sekwenatora.

– To serce całego procesu – genetyk pokazuje urządzenie wielkości kserokopiarki, w którym znajdują się płytki z materiałem genetycznym. – Na nim obrazujemy DNA. Jego fragmenty naświetlane są przez światło UV i odczytywane przez kamery. Wyniki trafiają do komputera, gdzie są poddawane dalszej obróbce i analizie.

Tak uzyskany profil genetyczny jest wprowadzany do bazy i porównywany z profilami pochodzącymi od osób żyjących. Na monitorze swojego komputera dr Ossowski pokazuje, jak wygląda jeden z profili genetycznych i na czym polega dopasowywanie go do innego profilu. Osobom postronnym niewiele mówiące wykresy przedstawiające markery i allele, czyli różne formy genów, pozwalają genetykom na dopasowanie profili osób ekshumowanych i żyjących. – Markery są to miejsca kodu DNA, które badamy. Każde takie miejsce może mieć różne allele, czyli różne warianty. Jeden z takich wariantów otrzymujemy od matki, a drugi od ojca. Każda osoba ma swój unikatowy wzór. Coś jak odcisk palca, tyle że moc dowodowa profilu DNA jest nieporównanie większa – tłumaczy genetyk. Każda osoba ma swój unikatowy wzór. Coś jak odcisk palca, tyle że moc dowodowa profilu DNA jest nieporównywalnie większa – tłumaczy genetyk.

Jeden profil z materiału kostnego naukowcy muszą porównać z ponad dwustoma profilami pochodzącymi od osób żyjących. To bardzo żmudny i czasochłonny proces, obejmujący kilkadziesiąt tysięcy kombinacji, w którym człowieka nie jest w stanie wyręczyć żadna maszyna. Nic więc dziwnego, że badanie nad rozpoznaniem jednej osoby trwa od kilku tygodni do kilku miesięcy, a jeśli materiał genetyczny jest w złym stanie, to czasem nawet ponad rok.

Próbki materiału porównawczego przechowywane są w dużych zamrażarkach w temperaturze minus 30 stopni. Takich zamrażarek w Zakładzie Medycyny Sądowej stoi kilkanaście. W budowie jest gigantyczny bank DNA, znajdujący się na terenie Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie uzyskane próbki w podobnych warunkach będą przechowywane przez kolejne dziesięciolecia.

Kim jesteśmy

– Pracujemy na numerach. Dopóki nie mamy pełnej identyfikacji, nawet się nie zastanawiamy, kto to jest. Taka jest procedura – zastrzegają indagowani o nowe nazwiska naukowcy.

Do tej pory udało się ustalić tożsamość siedmiu ofiar komunistycznych zbrodni: Stanisława Łukasika ps. „Ryś”, Eugeniusza Smolińskiego ps. „Kazimierz Staniszewski”, Edmunda Zbigniewa Bukowskiego ps. „Edmund”, Stanisława Kasznicy ps. „Maszkowski”, Tadeusza Pelaka ps. „Junak”, Bolesława Budelewskiego ps. „Pług” i Stanisława Abramowskiego ps. „Bury”. Wszyscy ekshumowani na powązkowskiej Łączce. Co ciekawe, pierwsza osoba, którą udało się zidentyfikować, była również pierwszą wydobytą w czasie prowadzonych na Łączce ekshumacji. Takich zbiegów okoliczności dr Ossowski wskazuje więcej: – W chwili, kiedy zgłosiły się do nas panie Smolińskie, aby oddać materiał genetyczny, na stole badaliśmy właśnie szczątki ich ojca. Przy takiej liczbie ofiar jest to sytuacja naprawdę niezwykła – opowiada.

Badacze z wynikami swoich prac najpierw zapoznają rodziny ofiar, a dopiero potem na specjalnie zwoływanych konferencjach prasowych opinię publiczną. Od czasu do czasu w mediach pojawiają się spekulacje, do kogo mogą należeć pozostałe wydobyte na Powązkach szczątki. Przedstawiciele prasy dopytują głównie o najbardziej znanych żołnierzy podziemia niepodległościowego, takich jak rotmistrz Witold Pilecki czy gen. August Emil Fieldorf „Nil”. Jednak naukowcy nie mają zamiaru wdawać się w tego rodzaju spekulacje. – My nie wartościujemy. Dla nas zidentyfikowanie każdej osoby jest wielkim sukcesem – ucinają.

Na ten sukces pracuje około 20 specjalistów z całego kraju, a więc nie tylko ze Szczecina, ale także z Krakowa i Wrocławia: archeolodzy, lekarze antropolodzy oraz genetycy. Na przykład w badaniu materiału porównawczego szczecińskim naukowcom pomaga Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Ramię w ramię ze specjalistami z dziedziny medycyny pracują historycy. – Zajęliśmy się problemem, który przez 20 lat funkcjonowania Polski w ramach państwa niepodległego nie został rozwiązany – zauważa dr Marcin Stefaniak, dyrektor szczecińskiego oddziału IPN. Zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt prowadzonych badań – edukację społeczną i historyczną. – One wzbudzają ogromne zainteresowanie. Udowadniamy, że ci ludzie rzeczywiście istnieli, pokazujemy, jak ponieśli śmierć, jak były traktowane ich szczątki i czym był ten system, który obowiązywał w Polsce do 1989 roku. Tego nie zastąpi żadna lekcja historii – podkreśla dr Stefaniak.

Od samego początku projektowi towarzyszy olbrzymie zainteresowanie specjalistów z całego świata. Co ciekawe, Anglicy, Niemcy czy Amerykanie bardziej przywiązują wagę do prac polskich genetyków niż ich koledzy w kraju.

Kolejni czekają

Naukowcy gorąco apelują o to, aby zgłaszały się do nich osoby, które wiedzą lub mają przypuszczenie, że ktoś z ich bliskich został stracony lub zaginął na skutek represji. To bardzo ważne, ponieważ krewnych ofiar z roku na rok ubywa. Bez pobrania porównawczego materiału genetycznego nie będzie możliwe ustalenie tożsamości osób ekshumowanych.

Apel nie dotyczy tylko i wyłącznie bliskich osób zamordowanych w więzieniu na Mokotowie, ale i w innych częściach kraju. Wystarczy zadzwonić na specjalnie w tym celu uruchomioną infolinię (tel. 48 91 48 49 873) lub skontaktować się z badaczami e-mailowo (pbgot@ipn.gov.pl). – Wtedy wysyłamy pakiet do pobrania. Znajduje się w nim pałeczka do wykonywania wymazów, którą należy potrzeć wewnętrzną stronę policzka. Do tego dołączona jest ankieta historyczna i medyczna. Następnie wszystko to odesłać. W ten sposób gromadzimy wszystkie możliwe dane, które mogą nam pomóc w identyfikacji ofiary – tłumaczy dr Ossowski.

Do tej pory materiał porównawczy udało się zebrać od ok. 230 osób. Dziennie zgłasza się około czterech, pięciu rodzin. – To bardzo dużo – cieszą się naukowcy. Liczba zgłoszeń zaczęła rosnąć po tym, jak w grudniu tego roku prasa poinformowała o pierwszych udanych identyfikacjach. Na stronach IPN oraz bazy znajduje się także lista z nazwiskami osób, których krewni są poszukiwani. – Nie brakuje też osób, które były przekonane, że wiedzą, gdzie zginęli i zostali pochowani ich krewni. A tymczasem zdarzało się, że skazani przez sąd w Lublinie lub w Bydgoszczy na wykonanie wyroku śmierci byli przywożeni do Warszawy i tutaj też zostali pochowani – mówi dr Ossowski.

Sami naukowcy pracują społecznie, wychodząc poza zakres swoich obowiązków zawodowych. Jednak badania laboratoryjne i wykorzystywane w nich nowoczesne technologie są bardzo drogie. Dlatego konieczne jest wsparcie finansowe bazy przez ludzi dobrej woli. – Bez darowizn nie jesteśmy w stanie prowadzić dalej naszych badań – podkreśla dr Ossowski. Każdy, kto chciałby wspomóc prace zmierzające do przywrócenia tożsamości ofiarom komunistycznych zbrodni, potrzebne dane uzyska na stronie internetowej projektu www.pbgot.pl. Tam też znajdują się dane teleadresowe, pod które zgłaszać się mogą osoby chcące oddać materiał porównawczy. Według prowadzącego ekshumacje prof. Krzysztofa Szwagrzyka, na Łączce na Powązkach mogło zostać pochowanych nawet 300 osób. Do tej pory udało się wydobyć 117 szkieletów. Spośród nich ustalono 70 profili genetycznych. Nazwiska siedmiu ofiar już znamy. – To bardzo dużo po zaledwie kilku miesiącach pracy – podsumowuje wyniki dotychczasowych prac dr Andrzej Ossowski. Na wiosnę zespół prof. Szwagrzyka planuje rozpoczęcie kolejnych prac ekshumacyjnych na cmentarzu Powązkowskim.

http://www.naszdziennik.pl/wp/24858,polska-baza-bohaterow.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

54. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Rosyjski akcent prokuratora


Z Eleonorą Kasznicą, siostrą ppłk. Stanisława
Kasznicy, ostatniego dowódcy NSZ, którego szczątki odnaleziono podczas
ekshumacji na Łączce, rozmawia Maciej Walaszczyk

Od wielu lat wiadomo było, że Pani brat ppłk Stanisław Kasznica,
żołnierz NSZ i narodowej konspiracji politycznej, przed wojną działacz
Obozu Narodowo-Radykalnego, spoczywa na Powązkach. Jak przyjęła Pani
informację o identyfikacji szczątków brata?

– Bardzo chcieliśmy, by nie leżał w błocie… To wszystko było przecież robione z premedytacją.

Kierujący pracami ekshumacyjnymi prof. Krzysztof Szwagrzyk mówił o
celowej profanacji ciał. Niektórych skazanych chowano w mundurach
niemieckich.

– Tak, ale na szczęście brata odnaleźliśmy. Niektórych kolegów Stasia
nie można zidentyfikować, ponieważ rodziny jego kolegów zmieniły
nazwiska po wojnie dla bezpieczeństwa, czasem ze strachu. Trzeba było
czasem wielkiej odwagi, by nie uciekać w obce nazwisko. Jestem panu
Szwagrzykowi niezmiernie wdzięczna, bo on twardo zabiegał o wydobycie
tych szczątków, choć wiem, że miał z tym trudności.

Ile miała Pani lat, gdy brat został aresztowany i potem skazany na śmierć?

– Miałam już prawie dwadzieścia lat. Stanisław oraz Jan byli starsi.
Stanisław był adwokatem, pochłoniętym działalnością polityczną. Janek
zginął we wrześniu 1939 r. w bitwie nad Bzurą. Obaj byli synami siostry
mojej mamy. Mieliśmy wspólnego ojca. Tak się złożyło, że ciocia Amelia, a
mama Staszka, przedwcześnie zmarła. Owdowiała również moja mama, a
zarazem jej siostra, i pod naciskiem moich najstarszych braci mój ojciec
Stanisław Kasznica i mama się pobrali. Wtedy narodziła się nasza
trójka: bracia Andrzej i Wojciech oraz najmłodsza Eleonora, a więc ja.

Jest Pani dziś ostatnią żyjącą z pięciorga rodzeństwa?

– Tak. Stach został zamordowany w więzieniu mokotowskim, Jan – jak
już mówiłam – zginął we wrześniu 1939 roku. Andrzej walczył w Powstaniu
Warszawskim w zgrupowaniu „Baszta” na Mokotowie, a po wojnie był
zakonnikiem u dominikanów, bardziej znanym jako brat Krzysztof. Był
ranny w kręgosłup i z tego powodu dość szybko zmarł. Wojciech również
walczył w powstaniu na Starym Mieście. Szedł 9 godzin kanałami do
Śródmieścia i szczęśliwie udało mu się z nich wydostać. Po kapitulacji
dostał się do obozu jenieckiego w Niemczech, ale po wojnie nie mógł
wrócić do Polski. Najpierw dostał się do 1. Dywizji Pancernej generała
Maczka. A potem wyjechał z Francji do Ameryki, gdzie zmarł w Newark.
Stach natomiast przed wojną ukończył poznańskie gimnazjum im. Karola
Marcinkowskiego. To słynny „Marcinek”, bardzo dobrze wspominany przez
uczniów tej szkoły, który równie szybko jak uniwersytet został
zorganizowany w Wielkopolsce po odzyskaniu niepodległości.

Już w gimnazjum brat podjął się działalności politycznej w organizacjach narodowych?

– Tak, ale najważniejsze przyszło na studiach, gdy powstał Obóz
Narodowo-Radykalny. Janka też chciał wciągnąć do tej działalności, ale
brat nie dał się namówić, czym Stach był zawiedziony. Janek nie bardzo
interesował się polityką.

Pamięta Pani okoliczności, w jakich dowiedziała się o aresztowaniu
brata Stanisława w 1947 roku? Rodzina była wzywana na przesłuchania?

– Nie, nie byliśmy przesłuchiwani. Zresztą oni doskonale wiedzieli,
co robimy. Byliśmy otoczeni ubowcami. Mój ojciec miał w Poznaniu bardzo
silną pozycję społeczną, szczególnie na Uniwersytecie Poznańskim, wśród
prawników i studentów. Przed wojną pierwszy rektor UP Heliodor Święcicki
złożył m.in. jemu i grupie kilku innych lwowskich profesorów propozycję
zorganizowania na tych ziemiach, które od lat pozostawały pod okupacją
niemiecką, silnej patriotycznej uczelni. Ojciec został więc dziekanem i
organizował na niej wydział prawa. Przez pewnego człowieka, którego
znał, otrzymywał informacje o losie Stacha w areszcie śledczym na
Mokotowie. Brat został aresztowany w Zakopanem, pod obcym,
zakonspirowanym nazwiskiem Piotrowski. Wydał go jeden z jego
najbliższych przyjaciół, pan Prorok.

Leszek Prorok, przypomnijmy – przed wojną działacz ONR z Poznania,
potem w konspiracji narodowej członek Związku Jaszczurczego i Armii
Krajowej. A po wojnie poeta, pisarz, dyrektor jednego z teatrów.

– Tak, po wojnie nie działa mu się krzywda i miał się dobrze. Potem
przyszedł do nas i mi się oświadczył! Kazali mu. Pamiętam, że ojciec
poprosił mnie i mamę do pokoju, a jego wyprosił, wyrzucając mu, że wydał
jego syna UB. Prorok zachował się podle i całkowicie poddał się
strachowi, ogłupiał po prostu. Przecież był związany z inną dziewczyną,
wszyscy o tym wiedzieli, ale musiał wykonać polecenie i przyszedł z tymi
oświadczynami. Chodziło o to, by dojść do nas, wejść do naszej rodziny.
Z drugiej strony, mój ojciec mówił, że ten, kto tego nie przeżył, a
więc śledztw, nie może oceniać takich ludzi. Mówił, że są ludzie
mocniejsi i słabsi i tak naprawdę nie wiadomo, jak zachowałby się w
takiej sytuacji ten, kto krytykuje. Stach zresztą nie wiedział, że
został przez niego wydany. Wiem, że również jego współpracownicy z Łodzi
też wydawali ludzi. Gdy byłam na widzeniu, powiedziałam mu w ostrych
słowach o Proroku. Ale Stach tylko stwierdził: „Słuchaj, siostro, jedni
mogą wytrzymać, a inni nie. Tobie nie wolno nikogo krytykować”.
Wcześniej ojciec bardzo namawiał Stacha, aby uciekł z Polski. Jeżeli się
nie mylę, to nawet organizowano transport lotniczy, by przerzucić go na
Zachód. Brat jednak kategorycznie odmówił. Uzasadniał, że nie może się
sam ratować i zostawić w Polsce podkomendnych.

Po wojnie Pani brat pełnił funkcję komendanta Narodowych Sił
Zbrojnych, współpracował z organizacją antysowiecką NIE, kierował
wywiadem Organizacji Polskiej. Organizował konspiracyjną Armię Polską na
zachodzie kraju oraz organizacje konspiracyjne dla młodzieży i
akademików.

– Podlegał mu wielki obszar, wielu ludzi. On wiedział, że w końcu
zostanie ujęty, miał taką świadomość. Ojciec nad tym bolał, ale też
rozumiał, że jako dowódca nie może uciec i zostawić żołnierzy. Brat
rozumiał te obawy. Wielokrotnie rozmawiali na ten temat.

 

Czy utkwiły Pani w pamięci jakieś rozmowy czy spotkania z tego okresu? Dochodziły do Państwa informacje ze śledztwa?

– Ja go wtedy widziałam. Razem z mamą, a jego ciotką oraz żoną Reginą
byłyśmy w Warszawie na widzeniu. Córki Zosi, która miała kilka lat, nie
dopuścili. Brat miał pokiereszowaną twarz i nie tylko. Widoczne były
liczne blizny. Był bardzo wyniszczony. Jak wiadomo, poddawano go
torturom. Do tego nabawił się wówczas gruźlicy, ponieważ zimą był
przetrzymywany w piwnicy z wodą. Tam przez cały czas stał lub siedział w
zimnej wodzie.

Co mówił?

– Spokojnym głosem opowiadał nam o tym wszystkim, a więc o torturach.
W końcu same widziałyśmy te blizny. Jeszcze miał nadzieję, że go
wypuszczą, ale była to nadzieja ludzi, którzy nie tracą nadziei.

Brat został przez władze Polski Ludowej potraktowany wraz z innymi
oskarżonymi jako jej bezwzględny wróg. Narodowiec, twórca
antykomunistycznych trójek, które wykonywały wyroki śmierci na członkach
PPR, konfidentach i ubowcach.

– Dlatego nie mieli dla niego żadnej litości. Strasznie go torturowali.

Jak relacjonowała ten proces ówczesna prasa? Był to proces pokazowy w
wojskowym sądzie rejonowym. Niemal idealnie wpisujący się w
propagandowe zapotrzebowanie komunistów na narodowców – antykomunistów.

– Ojciec śledził to, co na ten temat pisano. Wszystko było
obrzydliwe, pełne kłamstwa. Cały proces był reżyserowany z Moskwy. Po
jego zakończeniu nasz ojciec zabiegał za pośrednictwem księcia Adama
kardynała Sapiehy, by wyrok śmierci zamieniono na karę więzienia.
Wówczas byłyby jakiekolwiek szanse wydostania go z więzienia. Pojechał
do Krakowa. Z tego, co wiem, to kardynał za pośrednictwem swoich kanałów
uzyskał informację, że zamiana wyroku nie jest możliwa m.in. ze względu
na to, że nad wszystkim czuwa Moskwa i nie dopuści do jakiejkolwiek
ulgi. Ojciec był bardzo zmartwiony.

Była Pani obecna na procesie?

– Przyjechałam na ostatnią rozprawę. Prokurator był bardzo słaby i
słabo mówił po polsku, z rosyjskim akcentem. Obrona była również
fasadowa. Bratowa była obecna na wszystkich rozprawach. Została poddana
szykanom ekonomicznym. Musiała wraz z córką wyjechać na Dolny Śląsk do
Oleśnicy. Tam dostała bardzo nisko płatną pracę i zarówno ona, jak i jej
matka oraz pewna przyjaciółka – bardzo zacna osoba – tworzyły taką
grupę wsparcia. Rena się nie załamała, choć jej sytuacja była trudna, bo
nasz ojciec jej nie akceptował. To taka skomplikowana sytuacja
rodzinna. Po studiach pojechałam do Oleśnicy i nawiązałam z nią miły
kontakt. Rena ucieszyła się z mojej wizyty. Potem Zosię, a więc córkę
Stacha, brałam do siebie na wakacje. Niestety, ze względu na to, że jej
ojciec był dla niej raz „wujkiem”, a raz „panem” nie miała z nim
uczuciowego kontaktu. Przemawiały za tym względy bezpieczeństwa. Staś
chciał ich chronić, chodziło też o to, by Zosia się przed kimś nie
wygadała, kim jest jej ojciec. Co ciekawe, potem również skończyła prawo
w Poznaniu, gdzie pracowała w jednym z przedsiębiorstw.

W jaki sposób dowiedzieli się Państwo, że kara śmierci została wykonana?

– To była chyba poczta pantoflowa. Ktoś nam tę informację przekazał.
Nie przyszło do nas żadne oficjalne pismo. Jeden z kolegów brata, który
był wtedy w szpitalu w więzieniu mokotowskim, widział przez okno, jak
Staszka prowadzono przez dziedziniec pod ścianę, gdzie rozstrzeliwano
skazanych. Według jego relacji, brat był prowadzony przez strażników pod
ręce, ale w pewnej chwili strząsnął ich ręce i szedł raźno oficerskim
krokiem, wiedząc, że idzie na egzekucję. Doszedł do ściany, odwrócił się
i wtedy miał dostać strzał w głowę. Nie wiedzieliśmy również przez
wiele lat, gdzie został pochowany. Po latach dowiedziałam się, że
miejscem spoczynku m.in. mojego brata są zbiorowe mogiły na Powązkach.
Gdy usłyszałam o przeprowadzanych tam ekshumacjach, zgłosiłam się do
IPN, a dokładnie do pana prof. Szwagrzyka, który nadzoruje ekshumacje,
by pobrano ode mnie DNA. Chodziło o identyfikację brata.

Ojciec, którego Pani tak często wspomina, to nie tylko prawnik i
wykładowca uniwersytecki, ale również człowiek zaangażowany politycznie.
Przed przewrotem majowym Stanisław Kasznica był senatorem
Narodowo-Chrześcijańskiego Stronnictwa Ludowego, współpracownikiem
Władysława Grabskiego w MSW.

– Stach ciągle wpadał do nas do domu i rozmawiali wtedy o polityce.
Chciał znać opinię ojca na różne tematy, głównie ideologiczne. Brat był
oenerowcem, ojciec narodowcem, który miał inne spojrzenie na różne
sprawy. Ich dyskusje były ciekawe, choć przysłuchiwałam się im jako
dziewczynka. Ojciec mówił, że Piłsudskiego otoczyła grupa nieciekawych
ludzi, że pod koniec życia był mało odporny na wpływy ze względu na
swoją chorobę. Choć nie krytykował jego idei i jego samego cenił.

W końcu Poznań był punktem oporu przeciw polityce władz sanacyjnych. A jak po wojnie wyglądała sytuacja ojca?

– Nasz ojciec był również szykanowany przez komunistów. W końcu
przeszedł na emeryturę w wysokości takiej, jaką otrzymywała sprzątaczka.
Było im z mamą bardzo ciężko. Na szczęście w Krosinku pod Poznaniem
mieliśmy willę i tam mama założyła kurzą fermę, dzięki której mogli się
utrzymać i jakoś dorobić do tej emerytury. Dzięki bratu Wojciechowi,
który był dominikaninem, zakon postanowił zlecić ojcu tłumaczenie
fragmentu „Sumy Teologicznej” św. Tomasza z Akwinu, a dokładnie
„Traktatu: Miłość”. Ojciec znał świetnie łacinę, a także francuski i
niemiecki, a Andrzej jako duchowny konsultował z nim terminologię,
szczegóły. Po październikowej odwilży ojciec był już człowiekiem
wiekowym i nie miał siły jeździć do Poznania. W Krosinku odbywały się
więc seminaria, na które ściągali doktoranci z wydziału prawa. Zmarł w
1958 roku.

Nad Panią również w czasach PRL ciążył fakt, że Pani bratem był ostatni komendant NSZ?

– A jakże. Przecież do tego dochodził ojciec – przedwojenny profesor,
brat – dominikanin, a drugi brat – żołnierz od Andersa, który przebywał
za granicą. Można powiedzieć: straszna rodzina (śmiech). Ale ja byłam
na szczęście na to wszystko dość odporna. W czwartej klasie gimnazjum
nauczycielka robiła wiele, by udowodnić mi, że jestem nieprzygotowana i
nie nadaję się do nauki. Było przeciwnie, zawsze byłam przygotowana do
lekcji i nie dopuściłam do tego, by dać się zniszczyć. Klasa mnie
zresztą broniła, krzyczano: „Elka dobrze odpowiada!”. Dziewczyny były
świetne, solidarne. Nauczycielka miała – jak się okazało – wpływ na
wynik matury, a potem możliwość dostania się na studia. Dostałam się
jednak na tzw. zerowy kurs, na którym przygotowywano młodzież wiejską do
studiowania na wydziale rolnictwa. Dostałam się na ten kurs dzięki
pomocy jednego z profesorów, który należał do partii, ale widać chciał
mi pomóc. Jednak na drugim roku studiów pewien kolega w zaufaniu
porozmawiał ze mną i przekazał mi informację, że powinnam znaleźć jakiś
pretekst i wynieść się z Poznania. Chodziło o to, bym nie skończyła
studiów.

Zrobił to z dobrej woli?

– Jak najbardziej. Zresztą na tej „czarnej liście” byłam nie tylko
ja. Łącznie było nas pięć osób. Ten kolega był ideowym komunistą, ale
nie zgadzał się na to, by w ten sposób niszczyć ludzi. Potem przeniosłam
się do Warszawy i Krakowa. W końcu, będąc już magistrem inżynierem
zootechniki, spotkałam tę nauczycielkę, która nie chciała, bym zdała
maturę. Zawsze powtarzała, że powinnam myć gary, nie ujmując tym, którzy
się tym zajmują. Gdy się spotkałyśmy, powiedziałam jej, że nie
posłuchałam jej rad i nie myję garów. Pokazałam jej wówczas legitymację
pracownika naukowego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Aż otworzyła buzię,
była niesamowicie zaszokowana. Ale pięknie się pożegnałam i dumnie
odeszłam.

Interesowała się Pani polityką, tym, co działo się w PRL?

– Namawiano mnie, bym się zapisała np. do Związku Młodzieży Polskiej,
ale oczywiście nigdy tego nie zrobiłam. Nie interesowało mnie zresztą
to wszystko, a do polityki nie miałam zdolności. Raczej zawsze
wsłuchiwałam się w to, co mówili na te tematy mój ojciec i brat Andrzej.
W 1980 r. zapisałam się do „Solidarności”. Dziś jestem wiernym
czytelnikiem „Naszego Dziennika”.

Jako nastoletnia dziewczyna wzięła Pani udział w Powstaniu Warszawskim.

– Byłam tzw. peżetką, a więc służyłam w Pomocy Żołnierzowi,
Zgrupowaniu „Krybar”. Gotowałam zupy, fasowałam z ogródków jarzyny.
Powstanie spędziłam na Powiślu.

Stanisław Kasznica w jednym ze słynnych tekstów, które ukazały się
po wojnie, skrytykował wybuch powstania, a jego inspiratorów nazwał
„podpalaczami”.

– Tak to ocenił. Mój ojciec komentował to, mówiąc, że Stach częściowo
miał rację, bo koszt był wielki. Tata był jednak przekonany, że w ten
sposób zaznaczono obecność wojska podziemnego, wbrew propagandzie
stalinowskiej. Ojciec mówił, że bez tego nie byłoby Polski, nawet tej
średniej, którą mamy dzisiaj.

W końcu w tej Polsce Stanisław Kasznica doczekał się rehabilitacji i
unieważnienia wyroku z 1948 r., a teraz odnaleziono jego szczątki.

– Zarówno ja, jak i mój ojciec mieliśmy taką nadzieję. Ojciec zawsze
mówił, że po jakimś czasie prawda wychodzi na jaw. Czy ta zła, czy
właśnie ta piękna. Nie da się prawdy utopić w błocie.

 

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/25595,rosyjski-akcent-prokuratora...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

55. arch. ZMS Akademii Medycznej

zdjecie

arch. ZMS Akademii Medycznej w Białymstoku/-

Mają grób, czekają na imiona


Instytut Pamięci Narodowej planuje ekshumację i
badania DNA ośmiu żołnierzy spoczywających na cmentarzu wojskowym w
Białymstoku – dowiedział się „Nasz Dziennik”.

Szczątki te odnaleziono w 1996 r. podczas pierwszej w Polsce, w pełni
udokumentowanej ekshumacji mogiły w Lesie Izabelińskim koło Olmont. Las
ten jest częścią rozległego Lasu Solnickiego, z uwagi na dokonywane w
nim po wojnie przez UB liczne egzekucje zwanego Katyniem
Białostocczyzny.

– Podczas rozmowy prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN
ds. poszukiwania miejsc pochówku ofiar reżimu totalitarnego, zapewnił
mnie, iż w najbliższym czasie IPN zajmie się ekshumacją szczątków tych
żołnierzy – mówi „Naszemu Dziennikowi” dr Marcin Zwolski z
białostockiego IPN, zajmujący się poszukiwaniem miejsc zbrodni
komunistycznych. Celem ekshumacji jest ustalenie tożsamości ofiar.

Las Izabeliński to fragment dużego kompleksu leśnego, na terenie którego NKWD i UB dokonywały po wojnie egzekucji.

– Jak podają pisemne relacje świadków, które posiadamy, w Lesie
Solnickim wielokrotnie rozstrzeliwano żołnierzy zbrojnego podziemia. Na
pewno jest więc tam wiele jam grobowych, w których spoczywają ich
szczątki – mówi Zwolski.

– Jedną z nich, dzięki wskazaniu tego miejsca przez świadka, odnalazł
w 1996 r. komitet społeczny. Inne takie miejsca jest dziś bardzo trudno
odnaleźć, gdyż Las Solnicki to ogromny obszar – tłumaczy.

W okolicy Białegostoku są obszary, gdzie również – jak wskazują
relacje świadków – UB dokonywało zbrodni i pochówków żołnierzy
niezłomnych.

– Te tereny to m.in. dawny ogród przy dzisiejszym areszcie na ul.
Kopernika, teren tego dawnego więzienia czy obszar za cmentarzem
prawosławnym w Białymstoku – wskazuje dr Marcin Zwolski.

Leśna mogiła

Pierwszej w Polsce, w pełni udokumentowanej i zatwierdzonej przez
urzędy państwowe, ekshumacji żołnierzy niezłomnych dokonał w 1996 r.
zawiązany w Białymstoku Społeczny Komitet Ekshumacji i Pochówku
Zamordowanych Żołnierzy Polski Podziemnej. Tworzyli go m.in. Tadeusz
Waśniewski, prezes białostockiego oddziału Związku Więźniów Politycznych
Okresu Stalinowskiego, Mirosław Trzasko, Jerzy Rybnik, syn Aleksandra
Rybnika, zastępcy komendanta białostockiego Okręgu AK, zamordowanego
przez UB 11 września 1946 r., oraz Krzysztof Jurgiel.

Jego celem było przeprowadzenie ekshumacji jamy grobowej znajdującej
się w lesie nieopodal miejscowości Olmonty. Dokładnej lokalizacji
dokonano dzięki relacji Kazimierza Sobeckiego, który zeznał, że w 1947
r. mogiłę wskazał jego ojcu leśniczy Błaszczuk.

Sobecki relacjonował, że w jego rodzinnym gospodarstwie w Olmontach
słychać było serie z karabinów maszynowych oraz pojedyncze strzały z
pistoletu, przy użyciu których dokonano egzekucji. Mogiła znajdowała się
około 500 metrów od gospodarstwa. Przed ekshumacją przeprowadzono
szereg rozmów ze świadkami.

Wiadomo, że niedługo po egzekucji do mogiły dotarła młoda dziewczyna;
była narzeczoną jednego z żołnierzy. Odnalazła miejsce pochówku i
rozkopała je rękami. Widać było płytko zakopanych 12 ciał. Świadkowie
relacjonują, że wszystkie ofiary to młodzi mężczyźni. Pod pierwszą
warstwą była kolejna z innymi ciałami. Mogiłę na powrót zasypano
piaskiem, a miejsce oznaczono drutem kolczastym uformowanym w kształcie
krzyża, wbitym w drzewo.

Pół wieku od tych wydarzeń społeczny komitet przeprowadził ekshumację
leśnej mogiły, która, choć niewidoczna, przez dziesiątki lat znaczona
była kwiatami.

– W jamie grobowej odnaleziono 8 szkieletów, 4 guziki z orłami w
koronie oraz łuski nabojów produkcji rosyjskiej z roku 1945 i buty
wojskowe – mówi dr Tadeusz Waśniewski.

– Z relacji świadków wynika, że w tej mogile mogły być złożone w
dwóch warstwach ciała nawet 24 żołnierzy. Wiemy jednak, że wiele tych
ciał niedługo po egzekucji zabrali członkowie rodzin pomordowanych –
tłumaczy.

Strzał w potylicę

Pod koniec 1996 r. Komitet dokonał uroczystego pochówku szczątków
żołnierzy na cmentarzu wojskowym w Białymstoku. Waśniewski wspomina, że
podczas prac ekshumacyjnych odbierał anonimowe telefony z pogróżkami:
„Lepiej tam nie kop, bo wkrótce położymy cię obok tych, co tam leżą”.

– Tak powiedział mi jakiś anonimowy głos przez telefon. Takich telefonów było sporo – nie ukrywa.

Przed pochówkiem szkielety zostały zbadane w Zakładzie Medycyny
Sądowej w Białymstoku. Ówczesny kierownik ośrodka prof. Jerzy Janica
wyznaczył specjalny zespół lekarzy. Każdy z ośmiu szkieletów został
opisany oddzielnym protokołem.

Każdy z tych dokumentów zaczyna się stwierdzeniem, że badane szczątki
ludzkie zostały wydobyte „w czasie ekshumacji grobu w lesie koło
Olmont, tj. miejsca podejrzanego o masowy mord dokonany prawdopodobnie
przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w 1946 roku”.

Z opinii zawartych w protokołach dowiadujemy się m.in., że wszyscy zamordowani byli mężczyznami w wieku 25-35 lat.

„Stwierdzone uszkodzenia w obrębie czaszki świadczą o tym, że
przyczyną zgonu denata był postrzał głowy – czaszki. Kierunek postrzału
był od tyłu ku przodowi” – czytamy w dokumentach.

Badania wykazały, że oprawcy zadali żołnierzom także inne rany:
„badany został również postrzelony w ramię lewe”, „stwierdzono złamanie
żeber”, „trzonu kości promieniowej”, „Złamania te powstały w następstwie
użycia narzędzia twardego, tępego, mogły powstać przed śmiercią”. W
jednym z protokołów stwierdzono, że śmierć nastąpiła wskutek aż
trzykrotnego strzału w tył głowy.

Adam Białous, Białystok

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/25813,maja-grob-czekaja-na-imiona...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

56. Odnaleziono miejsca pochówku żołnierzy podziemia

Katowicki IPN ustalił miejsca pochówku kilkudziesięciu żołnierzy podziemia niepodległościowego - bitych, skazywanych na karę śmierci i mordowanych przez Urząd Bezpieczeństwa, a następnie anonimowo grzebanych.

Jak podała rzeczniczka katowickiego IPN Monika Kobylańska, miejsca pochówku ustalono dzięki kwerendzie przeprowadzonej przez historyków katowickiego oddziału Instytutu w archiwach, księgach cmentarnych i parafialnych. Działania prowadzone są w ramach projektu "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956". Specjalny zespół IPN prowadzi ekshumacje ofiar UB m.in. na Opolszczyźnie.

"Wśród ofiar, których miejsca pochówku udało się ustalić są żołnierze: Narodowych Sił Zbrojnych, Armii Krajowej, Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Dziś w tych miejscach znajdują się śmietniki, bądź pochowane są zupełnie inne osoby, chodziło o zupełne wymazanie Żołnierzy Wyklętych z pamięci" - wskazała Kobylańska.

W kościele rzymskokatolickim pw. św. Szczepana w Katowicach-Bogucicach dokonano przeglądu księgi zmarłych 1938-1947 oraz rejestru zmarłych 1947-1968. Przy kilku nazwiskach zmarłych w więzieniu w rubryce "przyczyna śmierci" wpisano ołówkiem małymi literami: rozstrzelany w więzieniu. Wpisów odnoszących się do zmarłych w więzieniu jest 14 i dotyczą tylko 1946 r.

W parafii kościoła ewangelicko-augsburskiego w Katowicach przy ul. Warszawskiej dokonano przeglądu metryki zmarłych z lat 1945-1974 oraz alfabetycznego spisu pogrzebów na cmentarzu przy ulicy Francuskiej, od 1945 r. do dzisiaj. W metryce zmarłych brak podawanych najczęściej przyczyn śmierci.

Odnaleziono dwie osoby, które zostały w 1946 r. skazane przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach, i wpisane zostały wspólnie w jedną rubrykę. Osoby te jako jedyne zostały pochowane na już zamkniętym starym cmentarzu ewangelickim. Jak podał biskup diecezji katowickiej Kościół Ewangielicko-Augsburskiego Tadeusz Szurman, obecnie w tym miejscu znajduje się park i część zabudowań Biblioteki Śląskiej.

W piątek w Cieszynie w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych odsłonięta została tablica upamiętniająca tych, którzy zostali skazani na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na sesjach wyjazdowych w Cieszynie. Wśród osób, które figurują na tablicy znajdują się m.in. członkowie Konspiracyjnego Wojska Polskiego z oddziału "Wędrowca" oraz Narodowej Organizacji Wojskowej.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/historia/odnaleziono-miejsca-pocho...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

57. arch/- Wiemy, że dochodziło

zdjecie

arch/-

Wiemy, że dochodziło do pochówków w Domu Turka

Z dr. Marcinem Zwolskim, historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku, rozmawia Jacek Dytkowski     

Zakończył się pierwszy etap prac archeologicznych w
Augustowie. Skąd wiemy, że komuniści więzili i mordowali ludzi w Domu
Turka?

– Była to siedziba NKWD, a następnie PUBP, w latach 1945-1956. Już
przez sam ten fakt budzą się pewne podejrzenia. Wiemy z analogii, że
głównie na terenie północno-wschodniej Polski wszystkie placówki UB były
nie tylko miejscem kaźni i zbrodni komunistycznych, ale wykorzystywano
je także do dokonywania pochówków. Jeśli chodzi o Dom Turka, mówiły o
tym osoby, które tam przebywały. Wspominały m.in., że do takich
pochówków dochodziło. Wskazywały na to także osoby, które w późniejszych
latach, podczas różnych prac ziemnych wygrzebywały kości, potwierdzając
te pierwotne doniesienia. Augustów nie jest wielką miejscowością. Z
kontaktów mieszkańców z funkcjonariuszami UB i „wieści gminnej” wynika,
że szczątki tam się znajdują. Jeszcze w latach 50-tych jeden z byłych
funkcjonariuszy UB Jan Szostak, wypowiedział się publicznie na sesji
Miejskiej Rady Narodowej w Augustowie, że: „Jak trzeba było wieszać
ludzi, strzelać do nich i topić ich w ustępach, to nikogo nie było.  A
teraz moich zasług nikt nie bierze pod uwagę”. Więc informacje, które
wskazywałyby, że na tym terenie grzebano osoby, można mnożyć. Takich
historii było wiele. Poza tym, od pewnego czasu, prowadzono sondaże i
różnego rodzaju badania na terenie Domu Turka. Doprowadziły one do tego,
że prokuratorzy zdecydowali się wykonać pewne czynności odkrywkowe.

Kim byli przetrzymywani w Domu Turka?

– Specyfika Urzędu Bezpieczeństwa, była taka, że zajmowano się –
ogólnie  mówiąc – wrogami ustroju. Czyli spektrum osób mogło być
szerokie. Zasadniczo nie były one związane z działalnością kryminalną.
Chociaż takie przypadki, też sporadycznie mogły się zdarzać. Specyfika
terenu północno-wschodniej Polski, gdzie szczególnie w latach 40-tych,
ale i 50-tych podziemie niepodległościowe było bardzo silne,
spowodowała, że większość osób zatrzymywanych przez UB na tym terenie
była w jakiś sposób związana z opozycją. Niekoniecznie musieli to być
tylko żołnierze podziemia niepodległościowego. Mogły to być osoby, które
im pomagały, współpracownicy, albo nawet sympatycy. Czyli ludzie,
którzy gdzieś tam w nieodpowiednim towarzystwie stwierdzili, że
popierają – choćby nawet tylko moralnie – działania podziemia. Zatem
generalnie były to osoby związane z jakimkolwiek oporem.

Dokumentacja na temat Domu Turka jest obfita?

– Dosyć bogata. W zasobach IPN zachowały się księgi aresztowanych i
więźniów. Mniej więcej wiemy, kto tam przebywał. Dysponujemy również
nazwiskami więźniów, którzy tam zostali zamordowani. Nawet istnieją
listy – oczywiście niepełne -  osób które trafiły do Domu Turka i ślad
po nich zaginął. Wiemy mniej więcej z nazwisk, kogo szukamy. Oczywiście
jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że każdy, kto zginął w okolicach
Augustowa, musiał być zamordowany przez UB. Te listy są różnego rodzaju.
Oczywiście część z tych osób, znajdowano na terenach wokół Augustowa.
Wygrzebywano zwłoki niemal przypadkowo, przy sadzeniu lasu i pracach
rolnych. Więc nie jest tak, że wszystkie osoby, które zginęły w Domu
Turka były grzebane na miejscu. Niemniej jednak są informacje, które
pozwalają nam podejrzewać, że przynajmniej część z nich – tych
pomordowanych oraz takich, które zmarły  na miejscu – trafiło „do ziemi”
tam na miejscu.  Badania IPN mają to zweryfikować.

Dziękuję za rozmowę.

Jacek Dytkowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/27774,wiemy-ze-dochodzilo-do-poch...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

58. R.Sobkowicz/Nasz Dziennik 11

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

11 kul w jednej jamie


Z Arkadiuszem Gołębiewskim, reżyserem i dokumentalistą, autorem filmu „Kwatera Ł”, rozmawia Maciej Walaszczyk

Kto jest głównym bohaterem filmu „Kwatera Ł”: zamordowani w
więzieniu mokotowskim, ich rodziny czy ludzie, którzy po ponad 70 latach
wykopują z ziemi szczątki?

– Nie jest to na pewno film historyczny. To bardziej film
opowiadający o komunizmie. Tłem tej opowieści są oczywiście ci
bohaterowie, którzy spoczęli na Powązkach, i ich rodziny, ale tymi,
którzy wypowiadają się przed kamerą, są głównie młodzi antropolodzy,
archeolodzy i lekarze, którzy pracują przy pracach ekshumacyjnych. To
jest – tak myślę – oryginalność i siła tego obrazu. Z ich pracy,
spostrzeżeń i recepcji tego, czego doświadczyli podczas prac na Łączce,
wyłania się właśnie obraz tego, czym był komunizm. Nie występują przed
kamerą np. historycy opowiadający o metodach mordowania, ale to z opisu
młodych naukowców wyłania się obraz bezdusznego i barbarzyńskiego
systemu i ideologii komunistycznej.

Ten obraz, historia żołnierzy podziemia antykomunistycznego, był im znany?

– To ekipa dr. Krzysztofa Szwagrzyka, która już wcześniej pracowała
na kilku wykopaliskach, w tym na wrocławskich Osobowicach. Jednak prace
na Powązkach to może najważniejszy etap. Mieli więc już swoje
doświadczenia, ale we Wrocławiu mieli do czynienia z ciałami pochowanymi
w trumnach. To, co zobaczyli w Warszawie, było dla nich zaskoczeniem.

Co konkretnie?

– Wiedzieli, że odnajdą zbiorowe mogiły. Jednak nie spodziewali się,
że będzie się w nich znajdowało po 8-9 osób, że jamy grobowe, które będą
otwierać, będą takie maleńkie, a odnalezione szczątki będą tam upchane.
Nie sądzili, że na powierzchni 18 na 18 metrów znajdzie się około 300
ciał. To przecież zaprawieni w pracy młodzi absolwenci archeologii czy
antropologii, którzy robią obecnie doktoraty. Owszem, słyszeli o
podziemiu niepodległościowym, wiedzieli, że ludzie ci zostali
pomordowani, że to wykopalisko jest bardzo ważne, ale nie byli tym
tematem zafascynowani, ponieważ zawodowo interesowali się zupełnie czymś
innym. Nie były to osoby, które podejmując się tej pracy, myślały tylko
o tym, że jadą do Warszawy odnaleźć szczątki rotmistrza Pileckiego.

Ale to, w jaki sposób i co mówią w filmie, pokazuje, że bardzo to
wszystko przeżywają, że mają świadomość, jak ważnej rzeczy się podjęli.

– Z każdym dniem, odkrywając te mogiły, byli zaszokowani. Czasem
wydawało się, że już nie dadzą rady pracować przez następny dzień, mimo
że są przecież profesjonalistami. Było dla nich autentycznym szokiem,
gdy odkrywali leżące obok siebie i niepasujące kości, że pod jednymi
skulonymi szczątkami leżą kolejne, i kolejne. Kiedy wydawało się, że to
już wszystko, nagle wyłaniały się kolejne, całkowicie ze sobą splątane i
wymieszane, jakby obejmujące się ludzkie szczątki. Było to dla nich coś
więcej niż tylko doświadczenie zawodowe. Opowiadają więc o swoich
chwilach zwątpienia, że chcieli odpocząć, ale potem normalnie
podejmowali pracę.

Wiedzieli chyba jednak, że ofiary były mordowane strzałem w tył głowy, że miały krępowane ręce.

– Ale chyba nie byli przygotowani na to, by w czaszce znaleźć trzy
kule, że w jamie jednej osoby znajdowali 11 kul, co świadczy, że
strzelano do leżących ciał z pepeszy z góry. Ofiary były brutalnie
mordowane, a potem ich ciała bezczeszczono. I z takimi obrazami ci
ludzie musieli zmagać się przez kilka tygodni. Ich świadomość była więc
coraz większa i z każdym dniem rosła. Jeden z chłopaków, którzy tam
pracowali, postanowił dowiedzieć się więcej na ten temat, kupił książki o
rotmistrzu Witoldzie Pileckim, generale Auguście Fieldorfie „Nilu” itd.
W pewnej chwili, gdy zobaczyłem, że pracują z takim oddaniem,
zaprosiłem ich na prywatne spotkanie. Na rzutniku pokazałem im dwa filmy
– jeden o rodzinie Borychowskich „Sny stracone, sny odzyskane”
opowiadającej o losach dzieci Mariana Borychowskiego, a więc jednego z
tych, których oni właśnie szukali. Zobaczyli, że szukają konkretnej
osoby, poznali tragizm losów tej rodziny. Drugim filmem, który im bardzo
przypadł do serca, był film o gen. „Gryfie”, a więc Januszu
Brochwicz-Lewińskim, który w Powstaniu Warszawskim walczył w słynnym
Pałacyku Michla. Potem mieli okazję go poznać, a 11 listopada, podczas
Święta Niepodległości, przyjechali grupą do Warszawy i wręczyli mu
szablę.

Dlaczego skończył Pan już swój film, skoro ekshumacje zaczną się po świętach i będą miały dalszy ciąg?

– Zakładałem, że temat ekshumacji na Powązkach można opowiedzieć na
kilku płaszczyznach, z perspektywy rodzin, oprawców, z perspektywy
historycznej czy wreszcie samych bohaterów. Na kilka sposobów. Uznałem,
że nie będę czekał na zakończenie prac, bo mogą one trwać jeszcze 3
miesiące lub 10 lat. Chodziło o obraz uniwersalny, który będzie
opowiadał więcej o pracach ekshumacyjnych oraz bestialstwie oprawców i
ukrywaniu ciał ofiar. Oczywiste jest, że powstanie druga część tego
filmu, w której skupię się bardziej na rodzinach i sylwetkach
zamordowanych. Są osoby, które uważają, że tą częścią przy pomocy
młodych archeologów i w sposób uniwersalny opowiedziałem o tym, jakim
barbarzyństwem był komunizm.

Gdzie będzie można zobaczyć „Kwaterę Ł”?

– Chcę, by film był pokazywany najszerszym kanałem dystrybucyjnym.
Prowadzę rozmowy z TVP, myślę również o insercie w dużym magazynie
historycznym. Poza tym będą odbywały się i odbywają otwarte pokazy.
Między 8 a 12 kwietnia IPN w kilku miastach organizuje pokazy filmów o
tematyce katyńskiej, w tym m.in. moją „Kwaterę Ł”. Mamy też dwa
zaproszenia do Parlamentu Europejskiego na specjalne pokazy
anglojęzyczne.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/28249,11-kul-w-jednej-jamie.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

59. Kolejni bohaterowie odzyskali

Kolejni bohaterowie odzyskali tożsamość

Miniaturka

Tadeusz Pelak, Bolesław Budelewski, Stanisław Abramowski i
Stanisław Kasznica to kolejne nazwiska ofiar terroru komunistycznego,
zidentyfikowane w wyniku prac ekshumacyjnych  prowadzonych od lata 2012
roku w  kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.
Wyniki ekshumacji ogłosił w środę w południe prezes Instytutu Pamięci
Narodowej dr Łukasz Kamiński.
Projekt naukowo-badawczy
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z
lat 1944-1956” realizowany jest przez Instytut Pamięci Narodowej, Radę
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwo Sprawiedliwości przy
współpracy z Miastem Stołecznym Warszawa.

 

Tadeusz PelakTadeusz Pelak (1922–1949),
ps. „Junak”, porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość”. W konspiracji ZWZ/AK od 1941 r. W okresie okupacji
niemieckiej służył w oddziale dyspozycyjnym Kedywu pod dowództwem:
cichociemnych ppor. Jana Poznańskiego „Ewy”, ppor. Stanisława
Jagielskiego „Sipaka”, ppor. Czesława Piaseckiego „Agawy” i mjr
Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.

W lipcu 1944 r., zgodnie z rozkazem mjr „Zapory”,
zaniechał konspiracyjnej działalności po wkroczeniu wojsk sowieckich na
teren Lubelszczyzny. Prowadził restaurację w Halinówce, w której
znajdował się punkt kontaktowy wszystkich pododdziałów zgrupowania.
Niespełna rok później, w maju 1945 r., wraz z grupą Tadeusza Orłowskiego
„Szatana” wziął udział w akcji na posterunek MO w Nałęczowie. Wkrótce
dołączył do odtworzonego zgrupowania mjr. Dekutowskiego. Jesienią 1945
r. i w lutym 1947 r. skorzystał z amnestii ogłoszonych przez
komunistyczną władzę. Latem 1947 r. mjr „Zapora” kwaterował w domu jego
rodziców. W tym czasie został wyznaczony do pierwszej grupy, która miała
opuścić Polskę, wraz z mjr. „Zaporą”, kpt. Stanisławem Łukasikiem
„Rysiem”, por. Romanem Grońskim „Żbikiem”, por. Arkadiuszem Wasilewskim
„Białym”, ppor. Edmundem Tudrujem „Mundkiem” i ppor. Jerzym Miatkowskim
„Zawadą”. Wszyscy zostali zatrzymani 16 września 1947 r. przez
funkcjonariuszy UB w Nysie. Przez ponad rok przechodził brutalne
śledztwo połączone z torturami. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano
7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Zginął
razem z mjr. H. Dekutowskim „Zaporą”, kpt. S. Łukasikiem „Rysiem”, por.
R. Grońskim „Żbikiem”, por. A. Wasilewskim „Białym”, ppor. E. Tudrujem
„Mundkiem” i ppor. J. Miatkowskim „Zawadą”.

Bolesław Budelewski (1910–1948), pseudonim „Pług”, żołnierz Armii Krajowej Boleslaw Budelewskii
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W okresie okupacji niemieckiej
żołnierz Obwodu AK Ostrołęka. Od stycznia 1946 r. w Narodowym
Zjednoczeniu Wojskowym, dowódca kompanii terenowej NZW w gminie Troszyn,
podlegającej Komendzie Powiatu „Orawa” (Ostrołęka). 24 lipca 1947 r.
ujęty przez funkcjonariuszy UB pod zarzutem działalności w strukturach
NZW. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 5 maja 1948 r.
skazany na karę śmierci. Zamordowany 15 lipca 1948 r. w więzieniu przy
ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Stanislaw AbramowskiStanisław Abramowski (1922–1948)
pseudonimy „Bury” i „Partyzancik”, żołnierz Armii Krajowej, Zrzeszenia
„Wolność i Niezawisłość” oraz Narodowych Sił Zbrojnych (Narodowego
Zjednoczenia Wojskowego), żołnierz oddziałów partyzanckich „Mściciela”
(WiN) oraz „Orła” (NSZ-NZW).

W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem Obwodu
AK Mińsk Mazowiecki. Po zakończeniu II wojny światowej został wcielony
do 15 pp „ludowego” Wojska Polskiego, skąd zdezerterował w 1945 r. W
połowie 1946 r. wstąpił do Zrzeszenia WiN. Walczył w oddziale Janusza
Kotowskiego „Mściciela” (OP „Pogoń”), działającym w powiatach Siedlce,
Węgrów i Mińsk Mazowiecki. Uczestniczył w wielu akcjach bojowych z
zakresu samoobrony przed komunistycznym aparatem represji. 31 marca 1947
r. ujawnił się przed komisją amnestyjną. Od czerwca 1947 r. wznowił
działalność konspiracyjną. 26 kwietnia 1948 r. został ujęty przez
funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie, orzekającego na sesji wyjazdowej w Kałuszynie,
21 lipca 1948 r. skazany na karę śmierci. Zamordowany 30 lipca 1948 r. w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Stanisław Kasznica (1908–1948), pseudonimy „Maszkowski”, „Przepona”, „Wąsal”, „Wąsowski”, „Stanisław”Stanislaw Kasznica,
„Stanisław Piotrowski”, porucznik Wojska Polskiego, podpułkownik i
komendant Narodowych Sił Zbrojnych, kawaler orderu Virtuti Militari V
klasy i Krzyża Walecznych (dwukrotnie). Ukończył studia prawnicze na
Uniwersytecie Poznańskim. Działacz „Bratniej Pomocy”. Od 1934 r.
działacz Obozu Narodowo-Radykalnego, członek Organizacji Polskiej –
tajnej struktury kierowniczej ONR. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939
roku. Konspiracyjną działalność niepodległościową rozpoczął w szeregach
Grupy „Szańca”, wywodzącej się z przedwojennego ONR- „ABC”. Członek
powołanego na przełomie lat 1939–1940 Komisariatu Cywilnego, kadrowej
organizacji obozu narodowego, której celem było przygotowanie
administracji na wyzwolonych spod okupacji terenach Polski. Po
utworzeniu NSZ pełnił funkcję szefa Administracji Ogólnej w strukturach
Służby Cywilnej Narodu. Od jesieni 1943 r. członek Tymczasowej Narodowej
Rady Politycznej. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Od września
1944 r. do stycznia 1945 r. komendant Okręgu NSZ Częstochowa, następnie
od stycznia do sierpnia 1945 r. komendant Inspektoratu „Zachód” NSZ-OP.
Od czerwca 1945 r. szef wywiadu OP, a od sierpnia 1945 r. p.o.
komendanta głównego NSZ-OP. Na przełomie 1945 i 1946 r. wraz z grupą
kadry NSZ-OP wszedł do NZW. 15 lutego 1947 r. aresztowany w Zakopanem
przez funkcjonariuszy Departamentu III MBP. Wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie z 2 marca 1948 r. skazany na karę śmierci.
Zamordowany 12 maja 1948 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.


***


Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie od
lipca zeszłego roku prowadzone są ekshumacje ofiar terroru
komunistycznego. Podczas prac wykopaliskowych wydobyto łącznie szczątki
117 osób. Na terenie kwatery na tzw. Łączce w latach 1948-1956
 pochowano kilkaset osób zamordowanych przez UB. Wśród poszukiwanych są
bohaterowie Polskiego Państwa Podziemnego, powstańcy warszawscy i
żołnierze powojennego podziemia niepodległościowego. Kolejny etap
ekshumacji na Powązkach rozpocznie się w kwietniu 2013 r. Na wrzesień
planowane są też prace ekshumacyjne na warszawskim Służewie.
Identyfikacja ofiar terroru komunistycznego jest możliwa dzięki badaniom
DNA. Prace te prowadzone są w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar
Totalitaryzmów, powstałej w efekcie umowy między IPN a Pomorskim
Uniwersytetem Medycznym, zawartej we wrześniu 2012 roku.

Edmund Bukowski, Stanisław Łukasik i Eugeniusz Smoliński
to trzy zidentyfikowane wcześniej w ten sposób ofiary terroru
komunistycznego. Ich nazwiska ogłosił prezes Instytutu Pamięci Narodowej
Łukasz Kamiński w grudniu ubiegłego roku.

Porucznik Armii Krajowej okręgu wileńskiego Edmund
Bukowski był oficerem łączności, straconym 13 kwietnia 1950 r. w
więzieniu mokotowskim. Kapitan Stanisław Łukasik, żołnierz AK oraz
Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, był jednym z grupy zamordowanych 7
marca 1949 r. Chemik, specjalista od materiałów wybuchowych Eugeniusz
Smoliński służył w referacie materiałów wybuchowych w Komendzie Głównej
AK. Jego egzekucję przeprowadzono podczas sfingowanego pokazowego
procesu 9 kwietnia 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.

 

Więcej informacji na Pamięć.pl

http://ipn.gov.pl/wydzial-prasowy/komunikaty/kolejni-bohaterowie-odzyska...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

60. Wtorek, 9 kwietnia

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

61. W trakcie poszukiwań w

W trakcie poszukiwań w miejscowości Barut na granicy województw opolskiego i śląskiego IPN odnalazł m.in. ryngraf, biżuterię i zapalniki, które potwierdzają, że właśnie tam doszło do egzekucji partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału "Bartka".

Poszukiwania mogił partyzantów z oddziału Henryka Flamego ps. "Bartek" prowadzono w Barucie oraz w dwóch innych miejscach na terenie województwa opolskiego. We wrześniu 1946 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, w ramach operacji pod kryptonimem "Lawina", zamordowali w tych okolicach co najmniej 158 żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania "Bartka".

"Znaleźliśmy ryngraf, zegarek, pierścionek, obrączkę i kolczyki" - powiedział PAP naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu dr Krzysztof Szwagrzyk. "Takich rzeczy wcześniej nie odnajdywaliśmy i to jest dla nas bardzo ważny moment. Potwierdza to fakt mordu. Na podstawie tych rzeczy możemy próbować identyfikować ofiary" - wyjaśnił.
Wszystkie te rzeczy oraz odnalezione w ostatnich dniach zapalniki do min potwierdzają, że właśnie w tym miejscu doszło do masowego mordu. Mimo wielokrotnych poszukiwań i przekopania polany dotąd nie udało się odnaleźć masowych mogił, w których pochowano szczątki żołnierzy NSZ. Kolczyki świadczą o tym, że wśród ofiar były kobiety. Według zeznań świadków w jednym z transportów z partyzantami jechały dwie kobiety.

Teraz ekipa IPN, która na razie zakończyła prace w Barucie, przenosi się na warszawskie Powązki, gdzie będzie pracować przez najbliższy miesiąc. Zarówno na Powązkach, jak i na Opolszczyźnie poszukiwania IPN prowadzone są w ramach projektu badawczego "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956". W ramach tego projektu prowadzono już prace ekshumacyjne na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.

"Na Opolszczyznę na pewno powrócimy jeszcze w tym roku. Chcemy odnaleźć masowe mogiły, w których pochowano partyzantów. Będziemy szukać, dopóki będą możliwości" - zapowiedział Szwagrzyk. IPN apeluje także do członków rodzin zamordowanych partyzantów o oddanie kodów DNA, które będą pomocne przy identyfikacji szczątków, jeśli uda się odkryć masowe mogiły.

Do zgrupowania "Bartka" latem 1946 r. przeniknął agent UB o pseudonimie "Lawina". W rzeczywistości nazywał się Henryk Wendrowski. Podszywając się pod przełożonego "Bartka" z dowództwa NSZ w Gliwicach nakłonił partyzantów do wyjazdu do Europy Zachodniej, by ratować się przed aresztowaniami ze strony UB. Partyzanci wyjechali we wrześniu, w kilkudziesięcioosobowych grupach. Takich transportów było od 3 do 6. Pierwszy nocleg partyzanci mieli zaplanowany na Opolszczyźnie. Tam zostali podstępnie wymordowani, w okolicach miejscowości Grodków, Łambinowice i Barut pod Strzelcami Opolskimi.

IPN ustalił, że funkcjonariusze UB zamordowali co najmniej 158 żołnierzy "Bartka". Jednak do dziś nie udało się odnaleźć mogił, w których spoczywają, mimo że miejsca, gdzie doszło do egzekucji, są w miarę dokładnie określone.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

62. Związek Żołnierzy NSZ - VIII

Przywróćmy pamięć o "Warszycu"


Zapraszamy wszystkich na cykl uroczystości związanych z przygotowaniem i
odsłonięciem obelisku ku czci zamordowanego przez władze komunistyczne
gen. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" oficera AK i twórczy i dowódcy
Konspiracyjnego Wojska Polskiego .

Udostępniajcie, zapraszajcie znajomych !

Przywróćmy pamięć o "Warszycu"</p />
<p>Zapraszamy wszystkich na cykl uroczystości związanych z przygotowaniem i odsłonięciem obelisku ku czci zamordowanego przez władze komunistyczne gen. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" oficera AK i twórczy i dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego .</p>
<p>Udostępniajcie, zapraszajcie znajomych !

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

63. Katownie Ziem Odzyskanych

Publikacja skupia się na regionalnym wymiarze działań tajnej
policji politycznej. Uwzględniono w niej lokalną specyfikę Ziem
Odzyskanych, które miały wpływ na charakter działań lokalnego aparatu
bezpieczeństwa.

Katownie Ziem Odzyskanych
 


www.ipn.gov.pl


Fragment strony tytułowej książki

Książkę „Urząd bezpieczeństwa na Dolnym Śląsku 1945-1956. Z badań nad
organizacją i działalnością aparatu bezpieczeństwa. Studia i materiały
IPN” przygotowano pod redakcją Roberta Klementowskiego i Krzysztofa
Szwagrzyka, pracowników wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci
Narodowej.

Autorzy zwracają w niej uwagę, że uwzględniając obszar działalności i
liczbę zatrudnionych osób, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego
we Wrocławiu był jednym z największych wojewódzkich UB w kraju.

Książka składa się z trzech części, skupiając się na organizacji i strukturze, głównych kierunkach Działań oraz relacjach pomiędzy UB a partią i jej aparatem propagandowym.

Krzysztof Szwagrzyk, jeden z autorów książki, podczas poszukiwań prowadzonych na terenie byłej placówki UB w Bolesławcu (2007).
 


Roman Tomczak/GN


Krzysztof Szwagrzyk, jeden z autorów książki, podczas poszukiwań
prowadzonych na terenie byłej placówki UB w Bolesławcu (2007).

– Pierwsze opracowania jego struktur pochodzą z lat 90. Były to
opracowania Marka Sodela i Wacława Fijałkowskiego – wyjaśnia Katarzyna
Maziej, asystentka prasowa IPN-owskiej Komisji Ścigania Zbrodni
Przeciwko Narodowi Polskiemu.

– Ostatnie lata
przyniosły zintensyfikowanie badań naukowych historyków z Instytutu
Pamięci Narodowej. Ich efektem, oprócz licznych publikacji, były m. in.
wystawy „Twarze wrocławskiej Bezpieki” oraz publikacja „Twarze
dolnośląskiej bezpieki” dodaje K. Maziej.

Autorzy artykułów to historycy z wrocławskiego Oddziału Instytutu
Pamięci Narodowej: Tomasz Balbus, Katarzyna Batorowicz-Wołowiec,
Stanisław A. Bogaczewicz, Ewa Chabros, Joanna Hytrek-Hryciuk, Agnieszka
Klarman, Robert Klementowski, Jarosław Syrnyk i Krzysztof Szwagrzyk. Tom
wstępem opatrzył Włodzimierz Suleja, dyrektor Oddziału IPN we
Wrocławiu.

http://legnica.gosc.pl/doc/1529751.Katownie-Ziem-Odzyskanych

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

64. M.Borawski /Nasz

zdjecie

M.Borawski /Nasz Dziennik

Szczątki rotmistrza są pod chodnikiem

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/32540,szczatki-rotmistrza-sa-pod-chodnikiem.html

Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem,
pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego, rozmawiają Piotr Czartoryski-Sziler i Maciej Walaszczyk

Jaki cel zakreślił Pan dla II etapu prac ekshumacyjnych w kwaterze „Ł”?

– Celem drugiego etapu prac jest odnalezienie tych wszystkich
szczątków, których rok temu nie udało się nam odnaleźć. Mamy przed sobą
odnalezienie szczątków około 200 ofiar terroru komunistycznego
pochowanych na tym obszarze i to będziemy chcieli zrobić.

Przypomnijmy, kto tu może spoczywać?

– Podczas I etapu prac nie udało się przynajmniej potwierdzić
genetycznie, że mamy tutaj szczątki gen. Emila Fieldorfa „Nila”, mjr.
Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Mamy nadzieję, że ten drugi etap
przyniesie nam to rozstrzygnięcie, na które bardzo czekamy. Myślę, że
jesteśmy najbliżej, by odnaleźć szczątki rtm. Witolda Pileckiego.

Z czego wynika to przypuszczenie?

– Z faktu, że kilka miesięcy temu potwierdziliśmy genetycznie
szczątki ludzi złożonych w rogu kwatery „Ł”. Są to osoby, których
nazwiska już znamy i ich nazwiska mogliśmy upublicznić, jak np.
ostatniego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych Stanisława Kasznicy
straconego 12 maja 1948 roku. A to oznacza, że stało się to na dwa
tygodnie przed egzekucją rtm. Pileckiego. Skoro już dziś potrafimy
określić tożsamość leżących tu obok pułkownika Kasznicy, w stronę
alejki, i wśród nich nie ma rtm. Pileckiego, to oznacza, że jego
szczątków musimy poszukiwać pod chodnikiem, który już we wtorek będziemy
rozbierali. Cały ten chodnik złożony z betonowych płyt zostanie zdjęty
na przestrzeni kilkudziesięciu metrów, podobnie jak cała droga
asfaltowa. Dzięki temu możliwe okaże się wydobycie szczątków tych ośmiu
więźniów, których odnaleźliśmy podczas pierwszego etapu prac, ale nie
mogliśmy ich wydobyć, ponieważ częściowo znajdowali się pod alejkami i
chodnikami. To oni jako pierwsi zostaną przez nas wydobyci.

Czy to jest ostatnie miejsce na Powązkach lub w Warszawie, które będzie przeszukiwane?

– Jest takie miejsce, ale nie chciałbym o nim na razie wspominać,
ponieważ zakres prowadzonych prac jest tak ogromy, że trudno mówić o
kolejnych zadaniach, zarówno tutaj, jak i na innych cmentarzach w
Warszawie. Chcemy zakończyć ten etap, przedstawić wyniki naszych prac i
dopiero później przejść do kolejnego. Zbyt ważne i skomplikowane jest to
przedsięwzięcie, by otwierać drugi front gdziekolwiek w Warszawie.

Jak duży obszar cmentarza Powązkowskiego przewidzieli Państwo na drugi etap prac?

– Jest to obszar trzykrotnie większy niż ten, który badaliśmy latem
ubiegłego roku. W czasie pierwszego etapu przebadaliśmy teren 18 na 18
metrów i udało się nam odnaleźć szczątki 117 więźniów. Obecnie chcemy
przebadać cały obszar dawnego pola więziennego. Jest to teren zarówno
Łączki, jak i do niego przyległy – niektóre alejki, asfaltowe drogi, aż
do muru kończącego cmentarz. Spodziewamy się na tym obszarze odnaleźć
szczątki kolejnych więźniów, na które nie natrafiliśmy w 2012 roku.

Na ile szacuje Pan liczbę ofiar, których szczątki zostaną ekshumowane?

– Może być jeszcze około 200 osób. Będziemy robić wszystko, aby
dotrzeć do wszystkich, którzy się tam znajdują. Jako pierwsze zostaną
wydobyte szczątki tych więźniów, na które natrafiliśmy w czasie
ubiegłorocznych prac. Ze względu na fakt, że na Łączce znajdowały się
tylko ich fragmenty, a większość szkieletów wchodziła pod alejki i
dróżki, nie mogliśmy ich wówczas wydobyć. Następnie te, które znajdują
się pod pomnikiem – już dzisiaj rozebranym – ofiar terroru
komunistycznego i pod alejkami i chodnikami. Jako ostatnie planujemy
poszukiwania w obrębie muru graniczącego cmentarza.

 

Na terenie poszukiwań są też późniejsze groby. Jak technicznie został rozwiązany ten problem?

– To jedna z tych największych przeszkód, na które napotykamy w
naszych pracach. W dużej mierze jest to obszar zabudowany i będziemy
musieli pracować pomiędzy współczesnymi nagrobkami, w wąskich
przejściach między pomnikami. To teren, który w latach 60., 70. i 80. XX
wieku został przeznaczony na ponowne pochówki osób zasłużonych, w dużej
mierze dla władzy komunistycznej. Głównie bowiem takie osoby tutaj
leżą, ale są też i inne pochówki. Zapewniam, że celem naszych prac jest
odnalezienie szczątków, ale nie niszczenie żadnych pomników, dlatego
żaden współczesny pomnik nie będzie naruszony. Pracując w obrębie
współczesnych grobów, będziemy starali się dotrzeć na taką głębokość,
żeby wydobyć szczątki znajdujące się głębiej, ale jednocześnie tak, by
nie naruszyć współczesnych konstrukcji.

 

Jak długo potrwają prace?

– Planujemy je na cztery tygodnie. Mam nadzieję, że w tym czasie uda nam się to nasze przedsięwzięcie zrealizować i zakończyć.

Dostęp do współczesnych grobów, w okolicach których prowadzone będą prace ekshumacyjne, zostanie zamknięty dla ludzi?

– Absolutnie nie. Taka sytuacja może zdarzyć się co najwyżej przez
dzień lub dwa, ze względu na fakt, że akurat w danym miejscu będziemy
pracowali, ale będą to krótkotrwałe utrudnienia. Na pewno nie będzie
tak, że na przykład na tydzień jakiś obszar będzie wyłączony.

 

Zidentyfikowali już Państwo kolejne osoby, których szczątki wydobyto z Łączki?

– Mamy kolejne wyniki i w czerwcu postaramy się przygotować
konferencję prasową, na której będziemy mogli państwu podać kolejne
nazwiska zidentyfikowanych osób. Na razie wolałbym nie podawać liczby
tych osób. Chcę podkreślić, że mamy blisko 300 próbek pobranych
materiałów genetycznych od najbliższych osób. Niektórych odnajdujemy my,
inni sami się do nas zgłaszają. Prace w każdym razie postępują, a
Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmu ma coraz więcej próbek DNA.
Chciałbym, żeby tak było dalej. Mam nadzieję, że poprzez kolejne, np.
anonse prasowe i wywiady uda nam się dotrzeć do osób, które jeszcze nie
wiedzą o naszych pracach.

 

Jak dużo osób zaangażowało się w prace na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie?

– Na stałe jest kilkanaście osób, wśród nich historycy, archeolodzy,
antropolodzy, medycy sądowi, genetycy. To ludzie z różnych miast, m.in.
Warszawy, Wrocławia, Szczecina. Jest także bardzo wielu wolontariuszy i
cały czas zgłaszają się nowi. W zależności od potrzeb mamy dziennie do
pomocy od kilku do nawet dwudziestu wolontariuszy. Jest bardzo duże
zainteresowanie tymi pracami. Wiele osób przyjeżdża tutaj z całej
Polski, by mieć możliwość popracowania choćby przez chwilę na tym
obszarze.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler i Maciej Walaszczyk

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

65. Robert Sobkowicz/Nasz

zdjecie

Robert Sobkowicz/Nasz Dziennik

Odkryliśmy kolejne szczątki ofiar zbrodni komunistycznych


http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/32690,odkrylismy-kolejne-szczatki-ofiar-zbrodni-komunistycznych.html

Z dr. Andrzejem Ossowskim z Zakładu Medycyny
Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, uczestnikiem
ekshumacji w Kwaterze na Łączce, rozmawia Jacek Dytkowski

Jakie są wyniki wznowionych 13 maja prac poszukiwawczych ofiar terroru komunistycznego z lat 1948-1956 na Powązkach Wojskowych?

– Mamy już pierwsze szczątki odkryte. Pracujemy w tych miejscach,
gdzie uzyskaliśmy pozwolenie. Trudno jeszcze mówić o pewnych
spektakularnych sukcesach – po prostu kontynuujemy prace.

Szczątki ilu osób do tej pory udało się odkryć?

– Pierwszego dnia odkryliśmy cztery pochówki. Obecnie mamy kolejne.
Nie sposób określić, ilu ich będzie, ponieważ nie wiemy, jak dużo ciał
pochowano w poszczególnych jamach grobowych.

Można z ich wyglądu wywnioskować, że są to rzeczywiście szczątki ofiar terroru komunistycznego?

– Oczywiście, z wykopalisk tego dnia jak najbardziej – po śladach
strzałów w potylicę. Są to urazy czaszki. Przez cały czas mamy do
czynienia z tym samym rodzajem pochówków, jakie znajdowaliśmy w ubiegłym
roku.

Jak przebiega eksploracja ziemi?

– Jest to bardzo skomplikowane, ponieważ pracujemy w wielu miejscach
równocześnie. Ponieważ na samej kwaterze, terenie, gdzie znajduje się
pomnik, zakończyliśmy prace. Teraz pracujemy w tych rejonach, w których
możemy. Czyli tam, gdzie były trawniki pod murem cmentarnym i w innych
miejscach możliwych do naszej ingerencji w ziemię. Czekamy aż Urząd
Miasta st. Warszawy doprowadzi do zdjęcia ścieżek asfaltowych, żebyśmy
mogli także w tych miejscach pracować.

Jaka jest pańska rola w tych badaniach?

– Moim zadaniem jest koordynowanie prac w kierunku badań
genetycznych. Więc zabezpieczamy materiał do tych badań i koordynujemy
cały proces wydobycia. Wydobyte szczątki podlegają ekspertyzom sądowym i
antropologicznym. Pobieramy z nich materiał do bazy genetycznej.
Ostatnio pozyskane próbki przesłałem do Szczecina. Zostaną tam wykonane
badania genetyczne.

Są szanse na wydobycie – jak zakładano – około 200 zamordowanych przez bezpiekę osób?

 – Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile ofiar uda się wydobyć.
Według przekazów historycznych można mówić o około 350 pochowanych. Do
tej pory wydobyliśmy ponad 100 osób. Więc jeszcze niemal 200 ofiar
powinno się znajdować na tym obszarze. Musimy sobie zdawać sprawę, że
duża część kwatery na Łączce jest wykluczona z wykopalisk, ponieważ
znajdują się tam późniejsze groby. Więc nie będziemy mogli tam pracować.

Kiedy planujecie zakończenie ekshumacji na Łączce?

– To kwestia najbliższych 3-4 tygodni. Chociaż mogą być one
przedłużone. Jest to uwarunkowane decyzją ratusza w sprawie usunięcia
asfaltu w alei.

Dziękuję za rozmowę.

Jacek Dytkowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

66. R.Sobkowicz/Nasz

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Ofiary krępowano

Odkryliśmy szczątki więźnia, którego ręce
zostały dodatkowo skrępowane przed egzekucją – informują badacze
prowadzący prace ekshumacyjne na warszawskich Powązkach.

 

W sumie od poniedziałku odnaleźliśmy 10 więźniów i odkryliśmy również
pierwszy w tym roku grób zbiorowy – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk,
historyk IPN, kierujący ekipą ekshumacyjną na warszawskich Powązkach
Wojskowych.

– W sobotę odnaleźliśmy szczątki pochowane stosunkowo płytko, na
głębokości 1,20 metra, jedna z ofiar była pochowana na brzuchu, jedna na
boku z rękami związanymi z tyłu, dodatkowe skrępowanie to wyjątkowa
sytuacja – opowiada prof. Szwagrzyk.

– Wśród tych trzech odnalezionych osób są szczątki człowieka
odnalezione i częściowo odkryte rok temu. Są to groby pojedyncze, mamy
potwierdzenie, że to są pochówki więzienne, żadne inne – dodaje.

Historyk zaznacza, że badacze znaleźli w obrębie muru kończącego
cmentarz pochówki inne niż więzienne. Stało się to podczas badań
sondażowych, których celem było określenie granic między polem
więziennym a pozostałą częścią.

Profesor Szwagrzyk podkreśla, że badaczom udało się wyznaczyć już dwie z linii granicznych.

– Mamy dwa graniczne odcinki pola więziennego, jest to dla nas
znaczący postęp w pracach ekshumacyjnych, pozostały nam do wyznaczenia
dwa pozostałe. Myślę, że to nastąpi w przyszłym tygodniu – ocenia
badacz. – Ta druga granica, którą wyznaczyliśmy w sobotę, przebiega
dokładnie wzdłuż chodnika, który był przy kwaterze. Podczas pierwszego
tygodnia prac, zaplanowanych na blisko miesiąc, udało się odkryć
szczątki kilkunastu osób.

– W ciągu tego tygodnia udało się najważniejsze – rozebrać asfaltową
alejkę, gdzie stał pomnik, chodnik i rozpocząć tam prace. Odkryliśmy
szczątki kilkunastu osób – informuje prof. Szwagrzyk.

Spoczywają one w pojedynczych jamach, z wyjątkiem trzech osób
odkrytych w grobie zbiorowym. Noszą one ślady egzekucji metodą katyńską,
strzałem w potylicę z bliskiej odległości.

– Kończymy chodnik i wchodzimy na najważniejszy dla nas obszar, pod
alejkę asfaltową, wreszcie będzie możliwość pracy na większej
powierzchni – szerokości ok. 7 m i długość 20 m, stwarza nam to
wyjątkową możliwość do badań, bardzo na to liczymy – przedstawia badacz
plany na najbliższy tydzień.

13 maja IPN rozpoczął II etap badań na Powązkach w Warszawie mający
na celu poszukiwania szczątków ofiar terroru komunistycznego z lat
1948-1956. Badacze, wśród których są archeolodzy, lekarze medycyny
sądowej i genetycy, zamierzają wydobyć ok. 200 zamordowanych przez UB
osób.

– Będziemy mieli wówczas przeszukane całe dawne pole więzienne, na
którym w latach 1948-1956 pochowano kilkuset więźniów z okresu
stalinowskiego – zapowiadał przy rozpoczęciu prac prof. Szwagrzyk.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/33148,ofiary-krepowano.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

67. to oni skazali na śmierć polskich patriotów

Churchill i Stalin "przełamali lody" dopiero po zakrapianej biesiadzie. Brytyjczycy odtajnili akta


"Spotkanie było radosne jak dzwony weselne" - dodał dyplomata, który uznał zakończoną o trzeciej nad ranem rozmowę za duży sukces dyplomatyczny.

"Dwaj wielcy przywódcy nawiązali kontakt i znaleźli wspólną płaszczyznę. Z pewnością Winston był pod wrażeniem (Stalina - red.) i sądzę, że odczucie Stalina było podobne. Stworzono warunki, w których informacje wymieniane między nimi będą miały dodatkowy wymiar" - napisał Cadogan w konkluzji swego sprawozdania.

Z innego odtajnionego dokumentu wynika, że w 1948 roku Wielka Brytania była przeciwna wywoływaniu antykomunistycznego powstania w państwach Europy Środkowej i Wschodniej, którym ZSRR narzucił komunistyczne rządy. Amerykanie rozważali wywołanie takiego powstania, inspirując i finansując działające na Zachodzie grupy politycznych uchodźców. Brytyjczycy upatrywali w tym ryzyka wybuchu trzeciej wojny światowej.

Ówczesny rząd laburzystów doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem powściągnięcia Amerykanów jest przekonanie ich do wspólnych działań mających na celu sabotaż i antykomunistyczną propagandę. W ten sposób w krajach podporządkowanych Moskwie dochodziłoby do napięć, a ZSRR zamiast zagranicznej ekspansji musiałby zajmować się problemami wewnętrznymi.

Ówczesny sekretarz Partii Pracy ds. stosunków międzynarodowych Denis Healey przekonał Hectora McNeila, sekretarza stanu w brytyjskim resorcie spraw zagranicznych, że nie należy antykomunistów w Europie Środkowej i Wschodniej utrzymywać w przeświadczeniu, iż Zachód im pomoże.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

68. Ciała zamordowanych

Ciała zamordowanych posypywano wapnem i deptano

Ciała zamordowanych posypywano wapnem i deptano, aby mieściły
się do zbiorowych grobów w Kwaterze „Ł” – stwierdził prof. Krzysztof
Szwagrzyk, który kieruje z IPN pracami ekshumacyjnymi.

Pod aleją oddzielającą miejsce zbrodni od współczesnych nagrobków
odkryto szczątki kilku mężczyzn, których kości były posypane wapnem – a
ciała ubijano butami – wynika z badań prowadzonych podczas prac
ekshumacyjnych.

- Mogę potwierdzić, że w kilku przypadkach jesteśmy pewni, że do
niektórych dołów, na niektóre ciała wsypywano wapno. To wapno miało
doprowadzić do szybszego rozkładu ciał. W ciągu drugiego etapu, w kilku
przypadkach odnaleźliśmy 2 medaliki. Jeden przypadek był szczególnie
wyjątkowy, bowiem medalik był przyrośnięty do żuchwy człowieka.
Wyglądało to tak, jakby ktoś, kogo szczątki udało się odnaleźć, miał ten
medalik w ustach –
powiedział profesor Krzysztof Szwagrzyk.

Wiele ofiar grzebano razem w za wąskich grobach, ciała często się w
nich nie mieściły. W kilku przypadkach zwłoki ubijano nogami, by
zmieściły się w dole.

Gdy odkrywamy coraz to nowe szczątki, widzimy niewyobrażalny rozmiar i okrucieństwo dokonanych mordów – dodaje prof. Szwagrzyk.

- Udało nam się odnaleźć i wydobyć szczątki kolejnych 66 straconych w
więzieniu na Mokotowie w latach 1948-56. Są to szczątki tych, których
musimy dołączyć do tych stu kilkunastu, których udało się odnaleźć latem
tamtego roku. Powoli zbliżamy się do liczby 200. Bardzo się cieszę, że
dzisiaj mamy taką wyjątkową możliwość prowadzenia tych prac. Dziś
rocznica śmierci rotmistrza Pileckiego – tą wyjątkową postać w naszej
historii staramy się uhonorować naszą pracą. Pracujemy dzisiaj także
wierząc w to, że może akurat będziemy mieli to szczęście, żeby szczątki
rotmistrza odnaleźć –
akcentował prof. Szwagrzyk.

Hołd w 65. rocznicę śmierci rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu,
dobrowolnemu więźniowi i twórcy obozowego ruchu oporu, oddali pracownicy
Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, w którym mieścił się niemiecki
obóz koncentracyjny.

Przed Ścianą Straceń złożyli wieniec z białych i czerwonych kwiatów

RIRM

Dwa tygodnie ciężkiej pracy w Kwaterze „Ł”

Wypowiedź dla Radia Maryja prof. Krzysztofa Szwagrzyka, kierującego pracami na Łączce, pełnomocnika prezesa IPN

Za nami dwa tygodnie ciężkiej pracy na kwaterze Cmentarza w
Warszawie. W ciągu tego czasu udało nam się odnaleźć i wydobyć szczątki
kolejnych 66 straconych w więzieniu na Mokotowie w latach 1948-56. Są to
szczątki tych, których musimy dołączyć do tych stu kilkunastu, których
udało się odnaleźć latem tamtego roku. Powoli zbliżamy się do liczby
200.

Wszystkie te szczątki przez kilkadziesiąt lat spoczywały w bliżej
nieznanym miejscu. Bardzo się cieszę, że dzisiaj mamy wyjątkową
możliwość prowadzenia tych prac. Szczególnie, że jest to dzień wyjątkowy
– dziś rocznica śmierci rotmistrza Pileckiego. W całym kraju jest wiele
uroczystości upamiętniających tego wielkiego Polaka. A my tę wyjątkową
postać w naszej historii staramy się uhonorować naszą pracą. Pracujemy
dzisiaj także wierząc w to, że być może akurat będziemy mieli to
szczęście, żeby szczątki rotmistrza odnaleźć.

Mogę potwierdzić, że w kilku przypadkach jesteśmy pewni, że do
niektórych dołów, na niektóre ciała wsypywano wapno. To wapno miało
doprowadzić do szybszego rozkładu ciał. W ciągu drugiego etapu, w kilku
przypadkach odnaleźliśmy 2 medaliki.

Jeden przypadek był szczególnie wyjątkowy, bowiem medalik był
przyrośnięty do żuchwy człowieka. Wyglądało to tak, jakby ktoś, kogo
szczątki udało się odnaleźć, w chwili śmierci miał medalik w ustach.
Niekiedy te obrazy są absolutnie wstrząsające nawet dla nas, którzy z
takimi obrazami mamy na co dzień do czynienia. Trudno przejść obojętnie
wobec sytuacji, kiedy mamy do czynienia z takim dołem, gdzie leży 6
mężczyzn.

 Z tym, że dół składa się z 2 części – część głębsza, w której jest 3
mężczyzn, a na nich ktoś jeszcze wykopał dodatkowy dół o wymiarach
około jednego metra na metr i szczątki 3 innych więźniów dorzucił do
tego poprzedniego. Ktoś kto to robił z pewnością albo dopisywał albo w
jakiś inny sposób ściskał te ciała. Widok, który zastaliśmy w jamie
grobowej był absolutnie wyjątkowy.

prof. Krzysztof Szwagrzyk, kierujący pracami na Łączce, pełnomocnik prezesa IPN.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

69. Marek Borawski/Nasz

zdjecie

Marek Borawski/Nasz Dziennik

Medalik z żuchwy


Fragmenty tkanek do analizy porównawczej,
która posłuży do identyfikacji ciała mjr. Hieronima Dekutowskiego
„Zapory”, pobrała ekipa IPN z mogiły rodziców żołnierza w Tarnobrzegu.

 

– Od 22 lat, kiedy dowiedziałam się, że 25 maja o 21.30 w więzieniu
zamordowano mojego ojca, byłam tutaj z mężem i najbliższymi każdego
roku. O tej samej godzinie. To była bardzo intymna grupa. Dziś cieszę
się, bo przybywa nas każdego roku coraz więcej – mówiła w sobotę przed
ścianą mokotowskiej katowni wyraźnie wzruszona Zofia Pilecka-Optułowicz,
córka rotmistrza Witolda Pileckiego.

25 maja minęło 65 lat od czasu mordu na rtm. Witoldzie Pileckim,
współzałożycielu Tajnej Armii Polskiej, organizatorze ruchu oporu w
Auschwitz-Birkenau. W sobotę o godz. 21.30 pod mur więzienny przyszły
rzesze ludzi: najbliższa rodzina rotmistrza, harcerze, członkowie grupy
rekonstrukcyjnej, Stowarzyszenia Międzynarodowy Motocyklowy Rajd
Katyński, młodzież szkolna, kibice, wielu mieszkańców Warszawy. Zabrakło
tych, którzy powinni tam przyjść: ministra obrony czy choćby osoby
przezeń oddelegowanej. – Nic mi nie wiadomo, by MON planowało w jakiś
sposób uczcić 65-lecie śmierci rotmistrza – mówi Wiktor Węgrzyn, prezes
Stowarzyszenia Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński, organizator
sobotnich uroczystości.

– Cieszę się, że takie organizacje, jak Międzynarodowy Motocyklowy
Rajd Katyński, angażują się w te uroczystości. Módlmy się wspólnie o to,
by nasza Polska była rzeczywiście polska – dodaje córka rotmistrza
Pileckiego.

Uroczystości pod tablicą umieszczoną na murze mokotowskiego więzienia
rozpoczęły się litanią za dusze pomordowanych; prowadził ją ks. Marek
Doszko, kapelan motocyklistów. – Panie rotmistrzu, wierzymy, że twoja
dusza jest tutaj między nami – mówił duchowny. Po odśpiewaniu przy
zapalonych pochodniach pieśni patriotycznych i przypomnieniu przez
Leszka Rysaka, historyka IPN, biografii rotmistrza Pileckiego, pod
tablicą złożono kwiaty i zapalono znicze.

Dwie godziny wcześniej członkowie Rajdu Katyńskiego, harcerze i
uczestnicy prac ekshumacyjnych na Łączce uczcili pamięć pomordowanych w
więzieniu mokotowskim na wojskowych Powązkach.

– Przychodzimy tu przede wszystkim z serca. Powtórzę za prof.
Krzysztofem Szwagrzykiem: jest to chyba najważniejsze miejsce w
Warszawie związane z historią XX wieku, a na pewno jedno z
najważniejszych, jakie są w ogóle. Tutaj próbowano ukryć tych, których
możemy nazwać tylko dwoma prostymi słowami – najwięksi bohaterowie –
zaznaczył Rysak.

Do dziś w drugim etapie prac na Łączce ekshumowano 66 ofiar, łącznie liczba ta wynosi już 183 osoby.

Może to „Zapora”

– Wiemy na pewno, że tutaj od wiosny 1948 r. ukrywano ciała
wszystkich, którzy byli mordowani na Rakowieckiej. To z tego powodu mamy
nadzieję, że wśród nich zostaną zidentyfikowane szczątki tak wielkich
Polaków, jak rotmistrz Pilecki czy gen. Fieldorf „Nil”. Mamy nadzieję,
że jesteśmy bardzo blisko identyfikacji mjr. Hieronima Dekutowskiego
„Zapory”. Przypuszczamy, że znaleziona została jama grobowa, w której
wszyscy – on i jego towarzysze broni – zostali ukryci. Notabene,
specjalna misja pojechała do Tarnobrzega na cmentarz, by pobrać materiał
genetyczny od rodziców „Zapory”, bo to jest jedyny sposób na to, żeby
móc jednoznacznie zidentyfikować szczątki tego bohatera – poinformował
Leszek Rysak.

Węgrzyn dodał, że Łączka to miejsce święte, bo w więzieniu
mokotowskim „rozstrzelano serce Polski”. – Po mordach niemieckich,
zbrodni katyńskiej, zbrodniach komunistycznych, tutaj tzw. polska
bezpieka wraz z Sowietami dobijała nas. Warto pamiętać o jednej, bardzo
ważnej rzeczy, że oprawcy jeszcze żyją, że zbrodniarze, którzy dokonali
tych zbrodni, którzy ukrywali te ciała – jeszcze żyją. Wielu już umarło,
są tu ich groby, gdzieś tu w pobliżu leży podobno pani Brystygierowa.
Oni są pod specjalną ochroną, zastanówmy się, kto nami rządzi –
skwitował prezes Stowarzyszenia Rajd Katyński.

Wśród osób, które przyszły na Łączkę, spotkaliśmy państwa Małgorzatę i
Piotra Stefańskich z dwiema 6-letnimi córkami Martą i Anią. – To
najlepszy sposób nauki historii. To historia żywa, która dzieje się na
naszych oczach, dlatego przyprowadziłem tu swoje dzieci. To smutne, że
przychodzą tu głównie ludzie, którzy są spokrewnieni z bohaterami, a
wśród zwyczajnych ludzi zainteresowanie Łączką jest średnie. Dziś w tym
miejscu powinno być kilkaset osób, a nie kilkadziesiąt – podkreśla pan
Piotr.

Na pytanie, czy nie obawiał się widoku wykopanych szkieletów,
odpowiada: – Za 10-15 lat te dzieci być może wybiorą swoją drogę, ale
pewne rzeczy im w głowach pozostaną. Jeżeli my im nie przekażemy, to kto
to zrobi?

Jakie jest twoje imię

W odkrywanych na Łączce masowych grobach grzebano najczęściej osoby
rozstrzelane w tym samym czasie. – W jednym zbiorowym grobie są
najczęściej rozstrzelani jednego dnia. Charakterystyczny jest tu grób
ośmioosobowy, bo tam odnaleziono szczątki żołnierza „Zapory” –
relacjonuje Rysak. – Staramy się w miarę stanu zachowania szczątków
podjąć każdą osobę z osobna. Czasem niestety jest tak, że w takim grobie
szczątki są na tyle ze sobą przemieszane, że nie sposób tego uczynić –
opowiada dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

– Zależy nam na identyfikacji osób, nie statystyce, ile wykopaliśmy
ciał, czy ile i jakie stwierdziliśmy obrażenia na szczątkach. Chcemy
wiedzieć konkretnie, kto leży w jakim grobie, dlatego każde szczątki
poddawane są oględzinom sądowo-lekarsko-antropologicznym – dodaje.

W 1947 r. wydany został specjalny okólnik, który bardzo szczegółowo
precyzował, w jaki sposób skazaniec powinien być rozstrzelany (miał być
przywiązany do palika określonej wysokości, w pewnej odległości od muru
miał stać 5-osobowy pluton egzekucyjny z karabinami i strzelać salwą,
celując w serce). – Rzeczywistość była całkiem inna. Naszych bohaterów
pozbawiano życia metodą katyńską, strzałem w tył głowy. Ta, choć od razu
pozbawiała życia, wiązała się z bardzo rozległymi obrażeniami twarzy.
Gdy pocisk opuszczał głowę przez oczodół, nos, usta, takie ciała nie
nadawały się do identyfikacji. Po pracach na Łączce widać jednak, że
nikt nie przewidywał wydawania ciał rodzinom ani że będą one
kiedykolwiek identyfikowane – wyjaśnia Szleszkowski.

Medalik przy żuchwie Cieplińskiego?

Wśród czaszek, które odkryli badacze, jedna jest wyjątkowa, widać w
niej bowiem wyraźny otwór wlotowy w potylicy. – To jednak nie wszystko.
Widzimy też rozległe obrażenia, które są w okolicy szczęki. Ich nie
możemy wiązać z postrzałem, to musiał być inny uraz, prawdopodobnie
dokonany narzędziem tępym. Miejsce urazu, to lokalizacja typowa w
medycynie sądowej, spotykana przy pobiciach – zaznacza lekarz. W ciągu 2
tygodni, przy trzech różnych czaszkach znaleziono trzy medaliki. –
Jeden medalik leżał na żuchwie człowieka ze zbiorowego grobu – wyjaśnia
Szleszkowski. Ale jedynym pewnym narzędziem weryfikacji tożsamości są
badania genetyczne. – Zależy nam na tym, by odzyskać imiona tych osób.

To jednak bardzo złożony proces laboratoryjny. Wydobycie z kości DNA
jest najtrudniejsze, wpływa na to degradacja szczątków. Dopóki były one w
ziemi, DNA do pewnego stopnia zdegradowało się, zatrzymało na pewnym
etapie. W momencie, kiedy te szczątki wyciągamy, materiał genetyczny
przeżywa „szok”, zmienia się środowisko, temperatura, szczątki mają
kontakt z powietrzem, słońcem, więc trzeba ten materiał jak najszybciej
zabezpieczyć – tłumaczy mgr inż. Marta Kuś z Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego w Szczecinie.

Pobrany materiał trafia do zamrażarek, w których czeka na dalsze
etapy analiz. – Dla nas każdy z tych szkieletów jest unikatowy pod
względem genetycznym, możemy porównywać ich profile z profilami
uzyskanymi od rodzin zaginionych. Tu nie ma miejsca na wątpliwości,
nieścisłości, tak długo analizujemy te profile, aż mamy pewność, że
stwierdziliśmy tożsamość konkretnej osoby – zapewnia.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/33900,medalik-z-zuchwy.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

70. R.Sobkowicz/Nasz

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Ręce związane kablem

Szczątki osoby, której przed śmiercią
skrępowano dłonie kablem elektrycznym, wydobyto z powązkowskiej Łączki.
To pierwszy tego typu przypadek.

Wcześniej co prawda znaleziono już szkielet więźnia ze związanymi
rękoma, ale były skrępowane sznurem. W przypadku ciała wydobytego w
poniedziałek oprawcy chcieli mieć pewność, że skazaniec się nie uwolni. –
Trwa już trzeci tydzień naszych prac na Łączce.

Wczoraj zakończyliśmy prace ziemne, zbadaliśmy już wszystkie obszary
pod asfaltową alejką, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć szczątki ludzkie.
W tej chwili udało nam się w sumie odnaleźć szczątki 82 więźniów okresu
stalinowskiego – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, kierujący pracami
ekshumacyjnymi.

– Znaleźliśmy więźnia uśmierconego metodą katyńską ze związanymi
rękoma. Udało się także odnaleźć kabel elektryczny, którym związano mu
ręce, z charakterystycznymi węzłami. To wstrząsający widok, szczególnie
że wiemy, że to nie jest jakiś kabel znaleziony gdzieś na obszarze
Łączki, tylko przy szczątkach konkretnej osoby – dodaje profesor.

Będzie trzeci etap

Przez najbliższe kilka dni ekipa poszukiwawczo-ekshumacyjna będzie
prowadzić jedynie sondażowe odwierty między współczesnymi pomnikami na
dawnym polu więziennym, które pozwolą na określenie, gdzie są szczątki
innych więźniów. – Myślę, że będzie tutaj pilna potrzeba przeprowadzenia
jeszcze dodatkowych badań, ale to będzie bardzo trudny, chyba nawet
najtrudniejszy z możliwych etap prac. Mówimy tu o miejscach, gdzie
grzebano więźniów, a w tej chwili znajdują się współczesne pomniki.
Musimy znaleźć skuteczną metodę, by te szczątki wydobyć i jednocześnie w
żaden sposób nie naruszyć pomników – tłumaczy historyk.

Badania pod nagrobkami są jednak w tym roku niemożliwe. Warunkiem
zejścia na potrzebną do badań głębokość dwóch metrów jest uzyskanie
wyników badań genetycznych i odpowiednie warunki atmosferyczne.

– Dużą przeszkodą jest dla nas obecnie deszcz, który
nieprawdopodobnie spowodował zwiększenie ciężaru ziemi. Przy ciężarze
pomników – a to jest wiele ton – i tak nasiąkniętej wodą ziemi,
ryzykowalibyśmy tragedię. Prace pod pomnikami są w tym roku niemożliwe,
musimy mieć najpierw wyniki badań genetycznych – mówi Szwagrzyk.

Jest wiele możliwości wydobycia szczątków, nie wykluczając metody
kopalnianej. Ale to kosztowne przedsięwzięcie, wymagające odpowiedniej
techniki i dużej ilości materiałów.

Na razie prowadzone są odwierty i badania. Prace polegają na
wkręcaniu w ziemię, między nagrobkami, specjalnego wiertła i wyciąganiu z
pewnej głębokości ok. 20-centymetrowych próbek ziemi. Później materiał
jest analizowany pod kątem ewentualnej obecności ludzkich szczątków.

– Gdy natrafiamy na szczątki ludzkie, kości czy fragment odzieży,
taki materiał jest specyficzny, natychmiast dający się odróżnić na tle
piachu czy jednolitej ziemi – opowiada profesor Szwagrzyk.

Dotychczasowe pochówki archeolodzy lokalizują na różnych
głębokościach. Były takie, które odkopywano na głębokości 1,4 m, inne –
1,8 metra.

– Było tak, że na przestrzeni siedmiu metrów, w jednym rzędzie
mieliśmy szczątki jednego więźnia, a w rzędzie następnym, na takiej
samej szerokości, aż 13. Mieliśmy tutaj do czynienia z takimi dziwnymi
anomaliami, których do końca nie da się wytłumaczyć – dodaje.

Czy to „Zapora”?

Wiele wskazuje na to, że w jednej ze zbiorowych jam grobowych
odnaleziono szczątki mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. W niedzielę z
grobu jego rodziców w Tarnobrzegu pobrano materiał porównawczy, który
trafił już do Bazy Genetycznej w Szczecinie.

– Byliśmy w Tarnobrzegu w niedzielę. Został pobrany materiał
genetyczny od matki i ojca „Zapory”, z czego bardzo się cieszymy. Nie
było innej możliwości, by w sposób absolutnie pewny, niepodważalny
zidentyfikować szczątki mjr. Hieronima Dekutowskiego, bo materiał od
siostrzenic był zdecydowanie zbyt niedoskonały, a my musimy mieć
absolutną pewność – zastrzega prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Na wynik badań genetycznych trzeba jednak poczekać co najmniej kilka
miesięcy. Być może kolejne nazwiska poznamy dopiero we wrześniu.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/34086,rece-zwiazane-kablem.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

71. na "Telewizjarepublika.pl"

jest piękna i wzruszająca rozmowa z córka Panią Zofią Pilecką...

cóż za klasa,jak piękna postać...
Ojciec pani Zofii na pewno dumny jest ze swej Córki...patrząc nań z Nieba....
Kiedyś,gdy aresztował Go ubecja,dał Jej "znak ...dzisiaj wierzę,że następnym Znakiem będzie wskazówka do odnalezienia Jego szczątków....
wieczne odpoczywanie Racz im dać Panie
niskie ukłony dla Pani Zofii Pileckiej
pięknej i szlachetnej Córki Rotmistrza

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

72. Robert Sobkowicz/Nasz

zdjecie

Robert Sobkowicz/Nasz Dziennik

Wiele osób zostanie przywróconych naszej pamięci


Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, kierującym pracami ekshumacyjnymi na Powązkach Wojskowych, rozmawia Jacek Dytkowski

Zakończyły się ekshumacje w Kwaterze na Łączce ofiar zbrodni komunistycznych…

- Prowadzimy jeszcze prace poprzez odwierty. Nie
jest więc tak, że wstrzymaliśmy działania. One są, ale już mają inny
charakter. Nie ma tylko tych prac ekshumacyjnych, które mogliście
państwo przez te ostatnie parę tygodni widzieć. Dzięki odwiertom chcemy
zdobyć konkretną wiedzę na temat tego, gdzie kończą się i jak
przebiegają rzędy grobów więziennych pod współczesnymi pomnikami. W tym
zakresie prace jeszcze trwają. Ale to już jest inny charakter tych
działań. Myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia nastąpi uroczystość
odprowadzenia szczątków i modlitwa, tak jak rok temu. Zostaną
przywiezione i pochowane na cmentarzu komunalnym Północnym w Warszawie.

Szczątki ilu osób znaleziono podczas tegorocznych ekshumacji?

– W czasie II etapu prac ekshumacyjnych w Kwaterze na Łączce na
Powązkach Wojskowych udało się odkryć szczątki 82 więźniów zamordowanych
w latach 40. i 50. w więzieniu na Mokotowie. Jeżeli doliczymy te, które
odnaleźliśmy latem 2012 r. [117 – przyp. red.], otrzymamy liczbę blisko
200 ludzi, po których ślad miał być zatarty. Bardzo się cieszymy z tego
powodu, że tak wiele osób zostanie przywróconych naszej pamięci. Mimo
starań komunistycznych oprawców ich szczątki zostały odnalezione. Mam
nadzieję, że w niedługim czasie – zidentyfikowane. Ustaliliśmy, gdzie
przebiegała kwatera więzienna. Udało nam się  określić jej trzy granice.
Jednak ta jedna wciąż nam się wymyka z rozpoznania. Nie było tu
regularnych pochówków, stąd te trudności z określeniem dokładnego pola
więziennego. Czasem pojawiają się odstępy pomiędzy poszczególnymi
pochówkami. Dlatego są trudności w określeniu tych granic. Wiemy jednak,
jak przebiegały rzędy grobów więziennych. Te odwierty, które jeszcze
trwają, przyniosą nam bardzo konkretne informacje, które za jakiś czas
zostaną opublikowane. Myślę, że to, co udało się dotychczas wykonać,
daje nam wszystkim podstawy do satysfakcji. Praca, która powoli się
kończy, przyniosła bardzo wymierne efekty. W najbliższych miesiącach
kolejne imiona i nazwiska będą przywracane nam wszystkim. Możemy być z
tego zadowoleni.

Pozostaje teraz identyfikacja pochowanych?

– Tak. Badania medyczne i genetyczne DNA.

Historycy szacowali, że w Kwaterze na Łączce jest pochowanych
około 300 osób. Czy to oznacza, że pozostałe ofiary spoczywają w
miejscach niedostępnych dla prac ekshumacyjnych – pod późniejszymi
grobami?

–  Rzeczywiście brakuje nam do tej liczby, którą udało się ustalić,
około 90 osób. Nie znaczy to jednak, że tych ludzi nigdy nie uda się
odnaleźć. W tej chwili z jednej strony za nami jest trudny etap. Ale z
drugiej, bardzo owocny. Mamy sytuację, że będziemy mogli za jakiś czas
podjąć decyzję: co dalej? W jaki sposób dotrzeć do tych szczątków, które
gdzieś tam się głęboko znajdują? W tej chwili nie wykluczam żadnej
możliwości. Wiemy jedno, że teraz musimy mieć czas na spokojną analizę
zebranego materiału. Dopóki szczątki wszystkich więźniów nie zostaną
odnalezione, traktujemy prace na Łączce jako działania otwarte.
Niezakończone.

Dziękuję za rozmowę.

Jacek Dytkowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/34319,wiele-osob-zostanie-przywro...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

73. Jeszcze 90 osób Z dr. hab.

zdjecie


Jeszcze 90 osób


Z dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem, pełnomocnikiem
prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego, rozmawia Maciej Walaszczyk

 

Co udało się zrobić w ciągu tych trzech tygodni prac na terenie kwatery „Ł”?

– Udało nam się przebadać dużą część dawnego pola więziennego.
Wszystkie obszary, które były niezabudowane, ale również i te, które
były zabudowane. Częściowo poprzez rozbiórkę chodnika i drogi asfaltowej
dotarliśmy do obszarów wcześniej dla nas niedostępnych.

Ile szczątków odnalazła Pana ekipa? Zakładaliście, że łączna liczba
ciał odnalezionych w obu ekshumacjach powinna objąć już ok. 200 osób.

– W ciągu trzech tygodni odnaleźliśmy i wydobyliśmy szczątki 82 ofiar
komunizmu. Ich uroczyste odprowadzenie z miejsca ekshumacji odbędzie
się w najbliższy piątek. Udało nam się określić przebieg rzędów
więziennych, ich początek lub koniec. Brakuje nam do liczby tych,
których poszukujemy, jeszcze około 90 osób.

Ma Pan pewność, że leżą na terenie kwatery „Ł”?

– Tak, szczątki tych, których poszukujemy, znajdują się pod obecnie istniejącymi nagrobkami.

Będziecie tam szukać?

– Wszędzie tam, gdzie możemy, nawet dziś prowadzimy działania
poszukiwawcze. Stosując metodę odwiertów, staramy się odnaleźć szczątki
tych więźniów. Jest tak, jak przypuszczaliśmy, tzn. rzędy więzienne
niekiedy pokrywają się z rzędami współczesnych grobów, ale niekiedy
następowało przesunięcie. Dzięki temu w przestrzeniach między grobami
odnajdujemy szczątki. Jednak po tych trzech tygodniach oceniamy, że
drugi etap jest już w zasadzie zakończony. Nie oznacza to oczywiście
zakończenia prac poszukiwawczych na Łączce. Naszym celem jest
odnalezienie wszystkich więźniów. Przed nami pozostaje tylko problem
doboru i zastosowania odpowiedniej metody, by ich skutecznie odnaleźć i
wydobyć spod tych pomników. Nie wiemy jeszcze, jaka to będzie metoda,
ale zapewniam, że w naszych poszukiwaniach jesteśmy zdeterminowani i
zrobimy wszystko, by również te szczątki odnaleźć.

Bierze Pan pod uwagę rozbiórkę współczesnych grobów?

– Nie chcemy dokonywać żadnych działań, które mogłyby budzić
kontrowersje i spowodować reakcje, z którymi nie chcielibyśmy mieć do
czynienia. Nie są nam potrzebne żadne dodatkowe kłopoty i sensacje.
Chcemy w spokoju i w ciszy wykonywać nasze prace. Rozbiórka pomników
niosłaby ze sobą z pewnością zarzewie konfliktów. To nie jest tak, że
taka rozbiórka jest jedyną metodą dotarcia do szczątków pozostałych
więźniów, które spoczywają najgłębiej. Teraz skupiamy się na analizie
zebranego materiału. Nie wykluczam, że zdecydujemy się na trzeci etap
prac.

Jak wyglądają prace związane z identyfikacją ofiar, zgłaszają się nowe osoby chcące oddać materiał genetyczny?

– Tak, zgłaszały się kolejne osoby. Mamy już krewnych ofiar
komunizmu, którzy pozostawili w Polskiej Bazie Genetycznej swoje próbki.
Prace badawcze trwają równolegle do tych działań, które wykonujemy na
cmentarzu. W ciągu kilku miesięcy z pewnością znane będą kolejne
nazwiska ofiar komunizmu, które odnaleźliśmy teraz, jak również rok temu
podczas pierwszego etapu naszych prac.

13 mają mówił Pan o dużym prawdopodobieństwie odnalezienia szczątków
rtm. Pileckiego i gen. Augusta Fieldorfa „Nila”? Po tym etapie prac
jesteście bliżej ich identyfikacji?

– Na pewno jesteśmy bliżej. Każde z działań, które wykonujemy,
zarówno podczas pierwszego, jak i drugiego etapu prac, każdy kolejny
dzień przybliża nas do chwili, gdy będziemy mogli powiedzieć, że
szczątki naszych bohaterów narodowych zostały odnalezione i
zidentyfikowane. Proszę jednak o cierpliwość, robimy wszystko, by tak
się stało, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Wyniki naszych działań
ogłosimy podczas zapowiadanej wcześniej dużej konferencji. Jeśli
miałoby to nastąpić, to najwcześniej w końcu czerwca. Do jej
przygotowania musimy wykonać jeszcze trochę prac i działań
organizacyjnych. Tak czy inaczej taka konferencja się odbędzie.

Czy środki i możliwości, którymi obecnie Pana ekipa dysponuje, są
wystarczające do realizacji tych zamierzeń, o których Pan mówi?

– Bardziej efektywnym chyba być już nie można. Mamy wszystko, co jest
potrzebne do tego, by skutecznie wykonać nasze zadanie. Potrzebujemy
tak naprawdę czasu na identyfikację odnalezionych szczątków i spokojną
analizę ogromnego materiału, który uzyskaliśmy zarówno podczas
pierwszego, jak i drugiego etapu naszych prac. Każda godzina spędzona na
stanowisku przynosiła nowe informacje na temat tego, w jaki sposób
chowano tych ludzi, czy leżą w dole we dwóch, czy we czterech, czy jest
to mężczyzna, czy kobieta i w końcu w jaki sposób byli mordowani. Czy
mieli przestrzelone czaszki, czy nie? To wszystko jest dla nas ważne.

Odnaleźliście więźnia, któremu dłonie skrępowano kablem. Czy tak pochowanych i zamordowanych osób było więcej?

– W kilku przypadkach ułożenie szczątków wskazywało, że ludzie ci
byli wrzuceni do dołów ze skrępowanymi rękoma. Jednak nie zachowały się
sznurki, które wiązały im ręce. One gdzieś w ciągu tych kilkudziesięciu
lat uległy rozkładowi. Ten zachował się, dlatego że ręce więźnia były
skrępowane kablem elektrycznym. Ale to była wyjątkowa sytuacja.

Jak odbiera Pan reakcje ludzi i mediów na prace ekshumacyjne? Zainteresowanie działaniami archeologów na Łączce nie przeszkadza?

– Zainteresowanie jest przeogromne. Każdego dnia przychodzi tutaj
wiele osób. Mówię tutaj nie tylko o wolontariuszach, których jest bardzo
dużo, ale także o takich osobach, które przychodzą, bo przeczytały coś
na temat naszych prac i pojawiają się na terenie kwatery, by przypatrzeć
się temu, co robimy. Takie zainteresowanie jest bardzo duże. Biorąc pod
uwagę fakt, że prowadzimy tutaj prace poszukiwawcze ofiar komunizmu, w
tym narodowych bohaterów takich jak rotmistrz Pilecki czy gen. Fieldorf,
to uważam, że zainteresowanie mediów jest jednak zróżnicowane. Jest
część mediów, które są obecne właściwie codziennie przy naszych pracach i
one najczęściej informują opinię publiczną o tym, co robimy i co się
tutaj dzieje. Ich działania zasługują na szacunek, a my jesteśmy
całkowicie otwarci na rozmowy i komentarze na ten temat. Są jednak
również i takie media, które praktycznie w ogóle nie interesują się tym,
co się tutaj dzieje.

Jak Pan to obiera?

– To bardzo smutne, ponieważ prace, które są tu realizowane, są
sprawą narodową. To jest sprawa, o której powinny informować wszystkie
media w Polsce, bez względu na to, jakiej są orientacji politycznej.
Szkoda, że tak nie jest.

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/34512,jeszcze-90-osob.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

74. Cmentarzysko w Połowcach

Cmentarzysko w Połowcach

Białostocki IPN zapowiada ekshumacje zbiorowych mogił w
Połowcach. To prawdopodobnie niezbadane dotąd miejsca pochówku polskich
żołnierzy z września 1939 roku.

O istnieniu tajemniczych, masowych grobów, najpewniej polskich
żołnierzy z września 1939 r., w lesie nieopodal miejscowości Połowce na
Podlasiu poinformował „Nasz Dziennik” pan Zygmunt Kostowski.

W miejscu zbiorowych pochówków jest wiele nieoznakowanych mogił i
dwie otoczone płotkiem. Na niektórych nieoznakowanych grobach zapadła
się ziemia. – Od pewnego czasu staram się zwrócić narodowej pamięci te
zapomniane mogiły. Grozi im zupełna dewastacja i zapomnienie – mówi
Kostowski.

Miejsce w lesie Kostowskiemu i Mikołajowi Janczukowi, kolejarzowi z
Czeremchy, wskazał nieżyjący już leśniczy Nadleśnictwa Kleszczele M.
Manciuk.

W trakcie orki, na powierzchni co najmniej kilku hektarów, pod nowe
leśne zasadzenia mężczyzna wyorał dużą ilość ludzkich kości, w tym
czaszek. Pochował je w dwóch mogiłach, na których postawił cementowy
krzyż. Na krzyżu powiesił wykonaną z blachy tabliczkę z napisem
„żołnierz WP Andrzej Świerski. Zginął w roku 1939”. Dziś już tej
tabliczki nie ma. – Leśniczy nie powiedział mi, skąd znał to nazwisko.
Domyślam się, że kiedy wyorał szczątki, były wśród nich również jakieś
osobiste dokumenty tego żołnierza – relacjonuje Kostowski.

Znaleziska dokonano jeszcze w czasach PRL, władze sprawę szybko
wyciszyły, a mieszkańcom okolicznych miejscowości nakazano milczenie.
Kostowski twierdzi, że ludzie do dziś boją się mówić o tajemniczym
leśnym cmentarzu. A nawet tam chodzić.

O istnieniu cmentarzyska niedaleko Połowców w kwietniu tego roku
Kostowski poinformował białostocki oddział IPN. Teraz sprawę badają
historycy. – We wskazanym przez pana Zygmunta Kostowskiego miejscu w
lesie niedaleko wsi Połowce znajdują się zbiorowe pochówki.
Prawdopodobnie polskich żołnierzy z września 1939 roku. Konieczne jest
przeprowadzenie we wskazanych miejscach prac ekshumacyjnych, w trakcie
których będzie można uzyskać bliższe informacje na temat spoczywających
tam osób – wskazuje dr Jerzy Milewski z IPN.

Po interwencji Kostowskiego gmina Czeremcha miejsce masowych
pochówków wprowadziła do rejestru grobów wojennych. Mogiły nigdy nie
były badane, dlatego dokładnie nie wiadomo, jacy żołnierze w nich leżą,
kiedy polegli lub zostali zamordowani.

– Wiem, że we wrześniu żołnierze z rozbitych polskich oddziałów
wycofywali się przez Czeremchę na Kowel, sam to pamiętam. Wówczas
atakowali ich członkowie lokalnych organizacji komunistycznych –
relacjonuje Zygmunt Kostowski.

Groby usytuowane są nieopodal linii kolejowej Czeremcha – Brześć. To
właśnie tędy szły sowieckie transporty Polaków wywożonych na Wschód, z
początkowej stacji Białystok. Tędy też NKWD wywoziło do Brześcia na
Białoruś polskich oficerów, którzy później stali się ofiarami zbrodni
katyńskiej.

Ojciec Zygmunta Kostowskiego był kolejarzem. Do Czeremchy, gdzie na
początku wieku XX powstał potężny węzeł kolejowy, przyjechał wraz z
rodziną z Wilna. – Mój stryj Antoni Marian Kostowski, oficer Wojska
Polskiego, został zamordowany przez Sowietów w Katyniu. Urządziłem mu
symboliczny grób na cmentarzu w Czeremsze – opowiada mężczyzna, który
zaangażował się w upamiętnianie martyrologii Polaków.

– Walkę o ratunek miejscowych mogił polskich żołnierzy i godne
upamiętnienie miejsc pamięci narodowej prowadzę już przeszło 20 lat.
Najdłuższą batalię, z różnymi urzędnikami, trwającą 16 lat i 4 miesiące,
stoczyłem o zawieszenie tablicy pamiątkowej na ścianie Domu Kultury w
Czeremsze – tłumaczy.

W końcu się udało i dziś jest tablica poświęcona Stefanowi
Mokrzyckiemu, 19-letniemu obrońcy węzła kolejowego w Czeremsze, który
zginął 2 września 1939 roku. Dzięki staraniom, dziś 80-letniego, pana
Zygmunta na miejscowym cmentarzu katolickim w Czeremsze uporządkowano
też mogiłę żołnierzy polskich poległych we wrześniu w wojnie obronnej
1939 roku. Na tym samym cmentarzu urządził też mogiłę Stefana
Markowskiego, uczestnika walk o Monte Cassino.

Adam Białous Białystok

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

75. Kogo brakuje na Łączce

Prokuratura wojskowa deklaruje, że w miarę swych możliwości będzie wspierać inicjatywy mające na celu upamiętnienie ofiar komunistycznego aparatu terroru.

fot. M. Borawski
Za sprawą komunistycznych prokuratorów i sądów wojskowych po II wojnie światowej na karę śmierci skazano setki żołnierzy podziemia niepodległościowego. Ofiary mordów sądowych dopiero dziś są wydobywane z jam grobowych i identyfikowane. Służą temu m.in. podjęte przez Instytut Pamięci Narodowej poszukiwania miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. Prowadzone ekshumacje na powązkowskiej Łączce już zaowocowały odnalezieniem szczątków dwustu osób, spośród których zidentyfikowano siedmiu żołnierzy. Kolejne nazwiska poznamy niebawem, a IPN będzie kontynuował poszukiwania w całym kraju. W pierwszej kolejności będzie to siedziba Urzędu Bezpieczeństwa w Kępnie w Wielkopolsce, rejon więzienia w Białymstoku oraz okolice Narewki. Poszukiwania będą prowadzone też na Opolszczyźnie, gdzie IPN po raz kolejny wróci po ludzi z oddziału Henryka Flamego „Bartka”. Planowane są również poszukiwania w Gdańsku, gdzie spoczywać ma Danuta Siedzikówna „Inka”. Pomordowani i odnalezieni bohaterowie otrzymują mogiłę i należny im pochówek.

Czy w ich upamiętnianie włączą się struktury wojskowego wymiaru sprawiedliwości?

Naczelna Prokuratura Wojskowa – w ramach posiadanych środków i możliwości – udzieli pełnego wsparcia Instytutowi Pamięci Narodowej w kwestii upamiętnienia ofiar zbrodni stalinowskich – zapewniają prokuratorzy, wskazując, że ramy ustawy o prokuraturze „nie dają jej możliwości samodzielnej inicjatywy w tym zakresie”.

Wszystkie dokumenty i materiały procesowe z lat 1945-1956, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawnymi, zostały przekazane właściwym instytucjom archiwizującym, w tym również Instytutowi Pamięci Narodowej .

Naczelna Prokuratura Wojskowa nie chce jednak precyzować, jakiego rodzaju inicjatywy mogą uzyskać jej wsparcie. Jak usłyszeliśmy, każdy wniosek, jaki w tej sprawie wpłynie, na pewno zostanie rozpatrzony, a prokuratura udzieli wsparcia w każdej możliwej dziedzinie, jeśli tylko będzie taka możliwość. – Śledczy pełniący obecnie służbę w wojskowych jednostkach organizacyjnych prokuratury, w żadnej mierze nie identyfikują się z prokuratorami i sędziami okresu stalinowskiego – zapewnia prokurator Zbigniew Rzepa, były rzecznik prasowy NPW.

Dopytywana o widoczne gesty, jak np. udział w uroczystościach upamiętniających żołnierzy wyklętych, zainteresowanie ekshumacjami na Łączce, prokuratura odpowiada enigmatycznie, że śledczy „tak jak ogół obywateli, interesują się tymi pracami”.

– Proces przywracania pamięci historycznej patriotów zamordowanych z wyroków stalinowskich sądów, identyfikacja ich zwłok, celem godziwego ich pochowania, jest postrzegany z perspektywy tutejszej prokuratury jako wyraz sprawiedliwości dziejowej – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ppłk Janusz Wójcik, p.o. rzecznik NPW.

I wskazuje, że prokuratura podziela przekonanie o „niegodziwości reżimu komunistycznego i potrzebie docenienia ofiary życia, jaką ponieśli patrioci zamordowani w majestacie ówczesnego prawa”.

– Zauważyć należy, że ustrojowa rola prokuratury nie pozwala na samodzielne organizowanie publicznych wystąpień, w ramach których dawano by wyraz takim przekonaniom – podkreśla prokurator Wójcik. Zaznacza też, że prokuratury wojskowe „tak długo, jak posiadały w tym zakresie kompetencje procesowe, dawały w przeszłości publiczny wyraz swojego stosunku do zbrodni stalinowskich poprzez oskarżanie osób odpowiedzialnych za łamanie prawa w tamtym okresie”.

W ocenie Bogdana Święczkowskiego, prokuratora w stanie spoczynku, byłego szefa ABW, działania prokuratury w tym zakresie w dużej mierze zależą od posiadanego budżetu i zaplanowanych wydatków, ale nie ma większych przeciwwskazań, by prokuratura wojskowa była organizatorem np. konferencji naukowej w ramach prowadzonej działalności dydaktyczno-naukowej. – Z praktycznego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem wydaje się, by NPW włączyła się jako współorganizator w przygotowanie np. konferencji naukowej upamiętniającej żołnierzy wyklętych oraz przypominającej te wszystkie wydarzenia, wskazującej na oprawców. Myślę jednak, że także każda inna forma upamiętnienia jest tu możliwa – ocenia.

Marcin Austyn

http://www.radiomaryja.pl/informacje/kogo-brakuje-na-laczce/





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

76. A.Białous/Nasz Dziennik Czy

zdjecie

A.Białous/Nasz Dziennik

Czy leży tu „Huzar”?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/48284,czy-lezy-tu-huzar.html

Z dr. Marcinem Zwolskim, historykiem z białostockiego IPN, rozmawia Adam Białous

Na początku lipca przeprowadzili Państwo prace poszukiwawcze na
terenie dawnego więzienia w Białymstoku. Jakich odkryć udało się dokonać
podczas prac sondażowych ?

– Podczas prac sondażowych w trzech oddzielnych wykopach znaleźliśmy
szczątki ludzkie. Jeden ze szkieletów jest prawie kompletny, należy do
mężczyzny w wieku od 35 do 40 lat. Przy nim odkopano m.in. fragmenty
obuwia z metalowym podkuciem. Drugi szkielet to również szczątki
mężczyzny w wieku od 17 do 20 lat. Jego czaszka zachowała ślad po
wylocie kuli w części czołowej, stąd wiemy, że strzelono mu w tył głowy,
w taki sposób egzekucji dokonywała komunistyczna bezpieka. Najpewniej
szczątki tego bardzo młodego mężczyzny, w miejsce, gdzie je znaleźliśmy,
zostały przeniesione z pobliskiego obszaru, gdzie w czasach PRL-u
budowano chlewnie. Szczątki trzeciej osoby odkryliśmy w innym wykopie.
Jest ich bardzo mało, m.in. drobne kości dłoni i kości barku.

Gdzie teraz znajdują się te szczątki?

– Za pośrednictwem policji i prokuratury powszechnej wszystkie wraz z
przedmiotami przy nich znalezionymi zostały przekazane do Zakładu
Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Na podstawie
wyników przeprowadzonych tam analiz prokuratura powszechna zdecyduje,
czy sama rozpocznie śledztwo w sprawie tych znalezisk, czy przekaże je
śledczym z pionu prokuratorskiego białostockiego oddziału IPN.
Przypomnę, że prokuratorzy IPN Białystok już od kilku lat prowadzą
śledztwo w sprawie zabójstw dokonywanych na żołnierzach niezłomnych
przez UB na terenie dawnego Więzienia Karno-Śledczego przy ulicy
Kopernika w Białymstoku. Jednak w przypadku znalezionych przez nas
szczątków ludzkich prokuratorzy IPN, jeśli otrzymają tę sprawę od
prokuratury powszechnej, mogą wszcząć oddzielne śledztwo. W ręce
białostockich prokuratorów trafi też dokumentacja, sporządzona przez nas
podczas trwających 5 dni prac poszukiwawczych (3-7 lipca). W każdym
razie podczas prac sondażowych udało się nam określić miejsca, gdzie
spoczywały ludzkie szczątki, dlatego podczas ekshumacji archeolodzy mogą
teraz przeprowadzić szersze prace odkrywkowe, podczas których, być
może, uda się im znaleźć kości kolejnych osób.

Co było podstawą prac poszukiwawczych?

– Oparliśmy się głównie na dokumentacji historycznej, a zasadniczo na
spisanych relacjach świadków. Drugim wyznacznikiem były wskazania
georadaru. Prowadzenie badań tym urządzeniem na terenie, który nas
najbardziej interesował, okazało się mocno utrudnione, gdyż dawniej
wielokrotnie czyniono tu różne wykopy, głównie budowlane. Georadar
wskazywał więc mnóstwo miejsc, w których została zakłócona struktura
gruntu. Można powiedzieć, że „oszalał”. Tak naprawdę na obszarze
najciekawszym wykopów sondażowych dokonaliśmy na podstawie analizy
materiałów historycznych oraz prostej logiki, wybierając miejsca, które
dla funkcjonariuszy bezpieki mogły być najkorzystniejsze dla pochówków.

Jak bardzo istotną rolę podczas prac poszukiwawczych odegrały relacje świadków?

– Historią więzienia białostockiego zajmuję się już od kilkunastu
lat. W tym czasie zebrałem ponad 50 relacji – więźniów, funkcjonariuszy
więziennych czy innych osób związanych z Więzieniem Karno-Śledczym przy
ulicy Kopernika w Białymstoku. Większość tych relacji dotyczy m.in.
wykonywania tu wyroków śmierci i pochówków ofiar bezpieki. Na podstawie
materiałów historycznych liczbę osób, które mogły być pierwotnie
pochowane na terenie więzienia, określiłbym w przedziale od
kilkudziesięciu do ponad dwustu. Przede wszystkim były to osoby
zamordowane w latach 1944-1956 na terenie więzienia oraz te, które
zginęły w potyczkach i obławach na terenie dawnego województwa
białostockiego, a później ich ciała przewieziono do białostockiego
więzienia. Z naszych ustaleń wynika jednak, że w latach późniejszych
wiele ciał tych osób mogło być wydobytych, przewiezionych i pochowanych w
innych miejscach. Dla uzupełnienia wiedzy historycznej powiem, że na
terenie dawnego Więzienia Karno-Śledczego przy ulicy Kopernika w
Białymstoku wykonano na żołnierzach podziemia około 250 wyroków śmierci,
a w całym województwie białostockim było ich 330. Do tego trzeba dodać
około 100 osób, które zmarły w więzieniach bezpieki dawnego województwa
białostockiego z przyczyn takich, jak m.in. pobicia, rany czy choroby.

Szczątki których dowódców pod- ziemia niepodległościowego mogą spoczywać na terenie tego więzienia?

– Podejrzewamy, że na tym terenie mogą znajdować się szczątki m.in.
kapitana Kazimierza Kamińskiego „Huzara” – dowódcy 6. Wileńskiej Brygady
AK, podpułkownika Aleksandra Rybnika ps. „Jerzy” – zastępcy prezesa WiN
Okręgu Białystok, podpułkownika Władysława Żwańskiego ps. „Błękit” –
szefa Okręgu NZW Białystok, oraz majora Jana Tabortowskiego ps.
„Bruzda”, inspektora łomżyńskiego AK-AKO-WiN. Chcę tu jednak podkreślić,
że my nie poszukujemy szczątków tylko tych najznaczniejszych i
najgłośniejszych żołnierzy niezłomnych. Taką samą radością dla nas
będzie znalezienie zarówno szczątków tych znanych dowódców, jak i kości
szeregowych żołnierzy, którzy oddali życie w walce o wolną Polskę. Z
takimi samymi honorami i czcią oni wszyscy powinni spocząć w godnym
miejscu, w poświęconej ziemi.

 

Dziękuję za rozmowę.

Adam Białous


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

77. IPN ujawni kolejne nazwiska

IPN ujawni kolejne nazwiska pogrzebanych w kwaterze „Ł”

Z końcem sierpnia, IPN ujawni kolejne nazwiska zidentyfikowanych
ofiar terroru komunistycznego pogrzebanych na Powązkach w Warszawie.
Eksperci prowadzący prace ekshumacyjne w kwaterze „Ł” na warszawskich
Powązkach nie są jeszcze w stanie określić, ile będzie osób, których
nazwiska będą ujawnione.

Szczegóły zostaną podane na konferencji prasowej – informuje prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, kierownik prac na kwaterze „Ł”.

- Jeszcze w sierpniu, najpóźniej we wrześniu odbędzie się konferencja
prasowa, na której podamy kolejne nazwiska zidentyfikowanych osób,
odnalezionych na „Łączce”. Myślę, że jest to realny termin. W tej chwili
dokonujemy wielu czynności, które mają za zadanie doprowadzić do takiej
sytuacji, kiedy na konferencji będzie możliwie wiele nazwisk. Dziś za
wcześnie, aby mówić o liczbie, dopóki nie ma konferencji prasowej.
Myślę, że jest to zrozumiała procedura
– powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Profesor Szwagrzyk dodaje, że cały czas trwają prace związane z
identyfikacją genetyczną szczątków. Jednak dopiero na konferencji będzie
można oficjalnie podać tożsamość ofiar.

- Wśród tych, których szczątki z pewnością znajdują się na „Łączce”
są nazwiska bardzo znane: gen.  Fieldorf, rot. Pilecki, mjr „Łupaszka”,
mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Dopóki nie ma konferencji prasowej,
nie będziemy informowali o naszych przypuszczeniach czy
prawdopodobieństwie, że szczątki tych wymienionych przeze mnie osób
zostały odnalezione i zidentyfikowane. Myślę, że to zupełnie zrozumiałe.
To już niedługi czas, kiedy będziemy mogli wszystkim państwu przekazać
takie informacje. Póki co, bardzo intensywnie pracujemy nad tym, żeby
poprzez genetykę szczątki odnalezione w drugim, ale także w pierwszym
etapie z tamtego roku przebadać i przywrócić imiona i nazwiska tym
odnajdywanym szczątkom
– powiedział kierownik prac na kwaterze „Ł”.

Według przymiarek, do III etapu prac ekshumacyjnych na kwaterze „Ł” może dojść wiosnę 2014 roku.

I etap badań na Powązkach w Warszawie mający na celu poszukiwania
szczątków ofiar terroru komunistycznego z lat 1948-1956 przeprowadzono w
lipcu i sierpniu 2012 roku. W tym czasie odnaleziono szczątki 117 osób,
a wydobyto 109. II etap badań IPN trwał od 13 maja do początku czerwca.
Badacze, wśród których byli archeolodzy, lekarze medycyny sądowej i
genetycy, wydobyli 83 ofiary reżimu komunistycznego.

Dotychczas ekspertom udało się ustalić tożsamość siedmiu osób, m.in.:
ppłk. Stanisława Kasznicy, ostatniego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych,
uczestnika wojny obronnej 1939 r. i Powstania Warszawskiego. Obszar, na
którym prowadzono ekshumacje – kwatera „Ł” – to miejsce, gdzie w latach
1948-1956 grzebano kilkaset zmarłych i straconych w więzieniu
mokotowskim w Warszawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

78. A.Białous/Nasz

zdjecie

A.Białous/Nasz Dziennik

Prokurator szuka egzekutorów

IPN wszczął śledztwo w sprawie mordowania więźniów w dawnym więzieniu UB w Białymstoku. Są poszlaki, że sprawcami byli Sowieci.

– Zostało wszczęte śledztwo w tej sprawie w kierunku art. 148 kodeksu
karnego, zabójstwa – mówi „Naszemu Dziennikowi” prok. Zbigniew
Kulikowski, naczelnik białostockiego pionu śledczego IPN.

– Chodzi o zabójstwa popełniane na terenie więzienia przez
funkcjonariuszy państw komunistycznych. Sprawcami mogli być także
funkcjonariusze NKWD, znaleziono tam bowiem kopiejkę z 1940 roku.
Będziemy te okoliczności wyjaśniać – podkreśla prokurator.

Materiały po badaniach trafiły do IPN z Prokuratury Rejonowej
Białystok-Południe w drugiej połowie lipca. Kolejnym krokiem po
wszczęciu śledztwa było wydanie postanowienia o „zasięgnięciu opinii
biegłych z zakresu medycyny sądowej w Białymstoku, m.in. w celu
przeprowadzenia profili genetycznych ofiar”.

– Napisałem do firm archeologicznych. Pozostaje tylko kwestia
ustalenia terminu i zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków, aby
przeprowadzić tam prace archeologiczne – informuje Kulikowski. Dodaje,
że spodziewa się, iż do badań dojdzie w październiku.

Badacze wskazują, że konieczne jest wcześniejsze ukończenie analiz
odnalezionych szczątków. – Dopiero kiedy zostaną zakończone wszystkie
analizy, wrócimy na ten teren z nowymi odkrywkowymi badaniami –
zastrzega dr Marcin Zwolski, współpracownik prof. Krzysztofa Szwagrzyka w
białostockim IPN.

Szczątki tuż po odnalezieniu policja przewiozła do zakładu medycyny
sądowej. – Jeśli uda się wszystko załatwić, to jesienią tam wrócimy. Nie
wykluczam jednak, że nie uda się wszystkiego załatwić i wrócimy tam
dopiero wiosną – zaznacza Zwolski.

– Badania sondażowe, które przeprowadziliśmy, na pewno upoważniają
nas do tego, żeby wrócić tam już z pełną odkrywką archeologiczną. Te
badania zamierzamy przeprowadzić już pod okiem prokuratorów IPN –
dodaje.

Historycy podkreślają, że teren dawnego więzienia karno-śledczego
przy ul. Kopernika w Białymstoku jest jednym z lepiej udokumentowanych
miejsc egzekucji ofiar białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa.

Badacze chcą odnaleźć szczątki „od kilkudziesięciu do ponad dwustu
ofiar zbrodni komunistycznych”. Są to osoby zamordowane w latach
1944-1956 na terenie tego więzienia, a także te, które zginęły w
potyczkach i obławach na terenie dawnego województwa białostockiego i
zostały tu pochowane.

Miesiąc temu przeprowadzono badania sondażowe. – Udało nam się w
wykopach sondażowych natrafić na dwa szkielety ludzkie mężczyzn w młodym
wieku. Jedna z czaszek posiada otwór od przestrzału w potylicy –
relacjonował prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds.
poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego.

Ze wstępnego opisu lekarzy sądowych wynika, że jeden szkielet należy
do mężczyzny w wieku od 35 do 40 lat, a drugi do mężczyzny w wieku od 17
do 20 lat, który został zamordowany strzałem w potylicę.

Badacze chcą dokonać analizy genetycznej szczątków w celu ich identyfikacji.

– Do tej pory udało się nam pobrać DNA od 20 członków rodzin
zamordowanych żołnierzy podziemia niepodległościowego, których szczątków
do tej pory nie odnaleziono – mówił niedawno Zwolski.

Według danych historycznych w białostockim więzieniu wykonano blisko 250 wyroków śmierci.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/50726,prokurator-szuka-egzekutoro...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

79. arch./- Ginęli co pięć

zdjecie

arch./-

Ginęli co pięć minut


Istnieje ogromna szansa, że wśród osób
zidentyfikowanych przez badaczy spośród szczątków wydobytych na
Powązkach będzie mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Jutro IPN po raz
trzeci poda kilka kolejnych nazwisk osób odnalezionych podczas prac
ekshumacyjnych.

Jak podkreślają badacze, należy się spodziewać większej liczby
identyfikacji niż dotychczas. Może ona oscylować nawet koło dziesięciu.
–Na pewno będzie to więcej osób niż na poprzednich konferencjach – mówił
niedawno genetyk dr Andrzej Ossowski z Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego. W grudniu zeszłego roku i w lutym tego roku IPN podał
łącznie siedem nazwisk żołnierzy pochowanych potajemnie przez władze
komunistyczne, z których najbardziej znany jest ppłk Stanisław Kasznica,
ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych, uczestnik wojny obronnej 1939
r. i Powstania Warszawskiego.

Badacze już wcześniej zapowiadali, że są blisko identyfikacji
szczątków należących do Dekutowskiego, po tym jak zidentyfikowano dwóch
jego towarzyszy. – Wszystko wskazuje na to, że w tym grobie leży major
„Zapora” i jego współpracownicy – zapewniał prof. Krzysztof Szwagrzyk
kierujący badaniami ekshumacyjnymi na tzw. Łączce na Powązkach po
odnalezieniu kpt. Stanisława Łukasika „Rysia”, który spoczywał w
kwaterze na Łączce w masowym grobie wraz z siedmioma innymi szkieletami.
Szczątki te odnaleziono podczas zeszłorocznych prac w jamie grobowej nr
16.

W lutym tego roku zidentyfikowano kolejnego towarzysza „Zapory” por. Tadeusza Pelaka.

– Jesteśmy bliżej odnalezienia „Zapory”. Spośród ośmiu ludzi, których
szczątki udało się odnaleźć w jamie grobowej nr 16, mamy już drugą
osobę, współpracownika Hieronima Dekutowskiego. W tej chwili trwają
intensywne czynności zmierzające do porównań genetycznych pozostałej
szóstki. Na pewno kolejne nazwiska z tej jamy grobowej zostaną
upublicznione na następnej konferencji – mówił wówczas Szwagrzyk.
Genetycy już wcześniej pozyskali materiał porównawczy do badań dotyczący
czterech osób: Łukasika, Dekutowskiego, Pelaka i Miatkowskiego.

Dotychczas zgromadzony porównawczy materiał genetyczny odnośnie do
„Zapory” nie dawał pewności identyfikacji. Do niedawna w bazie były
próbki pochodzące jedynie od trzech żyjących siostrzenic majora. – Pod
względem genetycznym ten materiał był za daleki, żeby się wypowiedzieć w
sposób pewny, a musimy być pewni identyfikacji –przyznaje dr Ossowski.

Dlatego podjęto decyzję o ekshumacji ciał rodziców bohatera, Jana i
Marii Dekutowskich, spoczywających w Tarnobrzegu, czego inicjatorami
była rodzina żołnierza AK-WiN. Nastąpiło to w maju. Genetyk przyznaje,
że nie jest to łatwy materiał do badań. – Materiał ekshumacyjny bardzo
trudny – zaznacza dr Ossowski.

Po tajnym procesie wyrok na „Zaporę” i jego towarzyszy został
wykonany wieczorem 7 marca 1949r. w więzieniu na Mokotowie. Według
protokołu rozstrzelania pierwszy zginął Dekutowski (o godz. 19.00).
Później, w odstępach 5-minutowych ginęli jego towarzysze broni: kpt.
Stanisław Łukasik „Ryś”, ppor. Roman Groński „Żbik”, por.Jerzy
Miatkowski „Zawada”, por. Tadeusz Pelak „Junak”, por. Edmund Tudruj
„Mundek” oraz por. Arkadiusz Wasilewski „Biały”.

W egzekucji uczestniczyli: wiceprokurator Naczelnej Prokuratury
Wojskowej mjr Stanisław Cypryszewski, naczelnik więzienia kpt. Alojzy
Grabicki, lekarz ppłk Marek Charbicz, ks. Michał Zawadzki, a dowódcą
plutonu egzekucyjnego był kat Mokotowa Piotr Śmietański.

Hieronim Dekutowski był cichociemnym, dowódcą oddziałów Armii
Krajowej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” na Lubelszczyźnie. W
szczytowym okresie dowodził ponad trzystu żołnierzami.

Prace archeologiczno-ekshumacyjne na Powązkach odbywają się w ramach
ogólnopolskiego projektu badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc
pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956”.

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51567,gineli-co-piec-minut.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

80. Marek Borawski/Nasz

zdjecie

Marek Borawski/Nasz Dziennik

Łączka pod kreską


Z dr. Witoldem Mieszkowskim, synem komandora
Stanisława Mieszkowskiego, dowódcy floty, zamordowanego w więzieniu
mokotowskim, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Dziś IPN ogłosi kolejne nazwiska osób pogrzebanych na powązkowskiej
Łączce. Drugi etap prac ekshumacyjnych nie spotkał się jednak z jakimś
specjalnym zainteresowaniem dziennikarzy.

– Myślę, że spowodowane jest to tym, iż w ostatnim czasie wiele
miejsca poświęcono dociekaniom dotyczącym obławy augustowskiej czy rzezi
wołyńskiej, a sam profesor Krzysztof Szwagrzyk oprócz badań na Łączce
prowadzi także wiele innych, m.in. w Białymstoku czy Opolu, dlatego
zainteresowanie tymi pracami trochę jakby siadło. Brak zainteresowania
Łączką jest jednak niekorzystny, dlatego że jest to wyjątkowe miejsce.
To nie tylko miejsce pochówku żołnierzy wyklętych, przecież w stolicy
wykonano wyroki na wielu światłych obywatelach II Rzeczypospolitej.
Dlatego myślę, że powinno być ono szczególnie uhonorowane.

W jaki sposób?

– Łączkę powinno się uhonorować jakimś większym memoriałem w
przyszłości. Wprowadzić ją niejako w obieg pierwszych miejsc w historii i
tradycji narodowej. Myślę, że rola Łączki jako miejsca pamięci walk i
męczeństwa dopiero się zaczyna, a nie kończy. Trzeci etap prac
ekshumacyjnych, które czekają nas prawdopodobnie w przyszłym roku,
właściwie otworzy dopiero sprawę upamiętnienia tego miejsca na poważnie.
Myślę, że rodziny straconych, których nazwiska zostaną ujawnione
dzisiaj na konferencji prasowej IPN, będą o to się dopominały. Jestem
architektem urbanistą, wyobrażam więc sobie, że zostanie ogłoszony jakiś
ogólnopolski konkurs na uświęcenie tego miejsca. Oczywiście trzeba
zgromadzić odpowiednie środki, nie można tego przecież czynić, stojąc
wyłącznie z kapeluszem pod kościołem.

Pieniądze powinno wyłożyć państwo?

– O to właśnie chodzi. To nie może być wdowi grosz, to musi być
wysiłek III Rzeczypospolitej, by po tych 60-65 latach nareszcie zdano
egzamin z patriotyzmu i niepodległości państwa.

Wcześniej planował Pan pogrzeb ojca na Oksywiu?

– Jeżeli Łączka zostanie uświęcona jako pierwsze miejsce tragedii, do
których doszło w latach 40. i 50. XX wieku, to oczywiście stoję na tym
samym stanowisku, co profesor Szwagrzyk, że ponowne pochówki powinny
odbyć się w tym miejscu. Wcześniej faktycznie mówiłem, że chętnie
pochowałbym ojca i dwóch komandorów: Zbigniewa Przybyszewskiego i
Jerzego Staniewicza na Oksywiu. Miałem bowiem swego czasu umowę z moim
nieżyjącym już przyjacielem panem Horacym Unrugiem, synem admirała
Unruga, że jeżeli podwładni admirała – komandorzy Mieszkowski,
Przybyszewski i Staniewicz – zostaną pochowani na Oksywiu, to wtedy on
sprowadzi na ten sam cmentarz zwłoki admirała i jego małżonki z
Montrésor we Francji. Nie wiem, czy dzieci Horacego obstają nadal przy
tym pomyśle. Osobiście nie miałbym jednak nic przeciwko temu, by dwie
kosteczki ojca zostały pochowane razem z admirałem. Dziś jednak jestem
raczej zwolennikiem tego, żeby z Łączki, jak mówiłem, zrobić pierwsze
miejsce pamięci narodowej, w którym znaleźliby się wszyscy odnalezieni
przez profesora Krzysztofa Szwagrzyka, a zidentyfikowani przez pana
doktora Andrzeja Ossowskiego.

Sprawa jest jednak trudna, bo w grę wchodzi także kwestia odzyskania
tych terenów, na których nasi bohaterowie zostali pochowani. To byłoby
zupełnie nowe rozwiązanie przestrzenne, musiałby być naruszony układ 18
na 18 metrów. Jednocześnie pomnik-mur mokotowski, który zbudowaliśmy tam
w latach 1991-1992, musiałby zostać odtworzony i wkomponowany w to
większe przedsięwzięcie przestrzenne. Trzeci etap prac ekshumacyjnych,
na który muszą znaleźć się w tym kraju środki, będzie jednak bardzo
trudny ze względu na pochówki, które później, pod osłoną stanu
wojennego, pojawiły się w tym miejscu. Trudność będzie polegała na tym,
że tutaj nie może zostać użyta metoda odkrywkowa. Trzeba będzie użyć
metod nowocześniejszych, może nawet górniczych, bo te poszukiwania będą
musiały być prowadzone pod istniejącymi nagrobkami przy zachowaniu
godności wszystkich tam pochowanych: zarówno tych, którzy dziś
spoczywają w tym miejscu w grobach, jak i tych, którzy zostali pod nimi
pochowani pierwsi, a właściwie zagrzebani. Mnie się wydaje, że mój
ojciec znajduje się właśnie w takiej mało komfortowej sytuacji. Zresztą
nie tylko on, przypuszczam, że również generał Emil Fieldorf „Nil”.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51668,laczka-pod-kreska.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

81. Gdzie są nasi

Gdzie są nasi bohaterowie

Leszek Żebrowski

 

Tak jak cmentarz Powązkowski w
Warszawie jest najważniejszą narodową nekropolią, tak usytuowana tam i
znana większej liczbie osób dopiero od niedawna kwatera „Ł” jest
miejscem szczególnym.

Wiosną 1948 r. na miejsce tajemnych pochówków komuniści wybrali
obrzeża cmentarza Wojskowego. Teren był mało dostępny, nieuczęszczany,
jednocześnie położony w miarę blisko miejsc zbrodni, w tym przede
wszystkim od Więzienia Karno-Śledczego na Mokotowie przy ul.
Rakowieckiej. Wykopywano tam pośpiesznie nieregularne doły, jamy, w
które bezwładnie wrzucano ciała – ze skrępowanymi rękoma, na ogół w
niemieckich mundurach. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś w przyszłości
przypadkiem natrafił na te ślady, w celu pozorowania, że tam leżą Niemcy
z okresu wojny.

Tajemnych pochówków dokonywano do 1956 r., łącznie mogą tam być
szczątki kilkuset osób. Najprawdopodobniej nie sporządzano żadnej
dokumentacji, miało to pozostać tajemnicą na wieczność. Następnie, aby
całą sprawę ukryć jeszcze bardziej, na cmentarne jamy nawieziono grubą,
dwumetrową warstwę ziemi i gruzu.

Ukrywanie zbrodni

Praktycznie już po październiku 1956 r. istniała na ten temat ogólna
wiedza wśród rodzin ofiar i warszawiaków. Nie wszystko dało się przecież
ukryć. Wiedzieli coś na ten temat pracownicy cmentarza, strażnicy
więzienni, przypadkowi, zbłąkani przechodnie, którzy trafili na świeżo
kopaną nocą ziemię. Dopytywali się o nich współwięźniowie Mokotowa (i
innych więzień warszawskich) szukający śladów swych towarzyszy niedoli.
Opowiadał mi śp. mec. Leon Mirecki, że po wyjściu z więzienia szukał
śladów swego brata Adama, zamordowanego na Mokotowie w 1952 roku.
Pracownik cmentarza, choć mocno wystraszony, wskazał mu teren
dzisiejszej Łączki, gdzie były zapadłe doły…

Polacy pamiętali o bohaterach. Choć nie było wolno, choć komuniści
urządzili tam wysypisko śmieci cmentarnych, pojawiały się świece i
znicze, świeże kwiaty. W 1964r. włączono ten teren w obręb cmentarza,
szykując go zapewne na miejsce nowych pochówków. W dniach narodowych
rocznic zatrzymywały się tam grupki osób na cichą modlitwę. Pamiętam
tamtą atmosferę z początku lat 60. Podobnie było zresztą w miejscu
„symbolicznej kwatery Katynia” (gdzie dziś stoi pomnik upamiętniający
polskich oficerów). Straszliwa cisza, czasem szept, gdy ktoś przypadkowy
pytał, co to jest, dlaczego tu pali się świece i składa kwiaty. Oba
miejsca podlegały ścisłej inwigilacji, dlatego nie było żadnych napisów,
otwartego manifestowania uczuć, głośnych rozmów.

Komuniści zdawali sobie sprawę z symbolicznego znaczenia tego
miejsca. Ujawnienie pochówków i częściowej choćby listy ofiar
doprowadziłoby do coraz większych nacisków społecznych i żądań
upamiętnienia ofiar. Znakomitą okazją do ponownego, choćby częściowego
ukrycia miejsc tych pochówków stał się stan wojenny.

Wtedy to Łączka została przeznaczona na groby… zasłużonych
komunistów, głównie działaczy partyjnych i wojskowych. Na obrzeżach
Łączki pojawiły się granity i marmury, mające podkreślić znaczenie i
rolę wysokich funkcjonariuszy reżimu.

Symbolem i znakiem czasów są pomniki ku czci zbrodniarzy: Jakuba
Bermana, członka Biura Politycznego, czy też płk UB Julii
Brystygierowej, powszechnie zwanej „Krwawą Luną”. Jest tam też grób
ppłk. Romana Kryżego – stalinowskiego sędziego wojskowego, który wydał
kilkadziesiąt wyroków śmierci! W najbliższej okolicy Łączki oraz wprost
na tym terenie odnaleźć można groby kilkudziesięciu komunistycznych
zbrodniarzy – działaczy partyjnych, sędziów i prokuratorów wojskowych,
oficerów śledczych UB i Informacji Wojskowej.

Ślad po kuli

Aż trudno uwierzyć, że pierwsze prace ekshumacyjne rozpoczęły się
dopiero w 2012 roku, szczególnie dzięki zabiegom i uporowi prof.
Krzysztofa Szwagrzyka z IPN. I natychmiast przyniosły rezultaty, które
„na żywo” mogli oglądać w lipcu i sierpniu ubiegłego roku odwiedzający
Powązki. Robiło to piorunujące wrażenie – odsłanianie doczesnych
szczątków ofiar, wrzucanych byle jak do cmentarnych jam, z widocznymi
śladami po kulach w czaszkach. Odnaleziono wówczas 117 ofiar. W tym roku
podczas prac prowadzonych w maju i czerwcu wydobyto 83 doczesne
szczątki pomordowanych.

Dalsze prace będą bardzo utrudnione –choć wiadomo, gdzie odbywały się
pochówki, to są one „przykryte” nowymi grobami i alejkami. Jeśli jest
jednak odpowiednia wola polityczna i moralna, to nie tylko można, ale
trzeba to zrobić. Trzeba zrobić znacznie więcej, niż tylko ujawnić
wszystkie miejsca potajemnych pochówków. Nekropolia narodowa powinna
odzyskać swój prawdziwy, poprzedni charakter. Nie można mieszać katów w
okazałych grobowcach, obudowanych marmurami i napisami o „zasłużonych
towarzyszach”, „rewolucjonistach”, „członkach KPP i PZPR” z ich
ofiarami. Kaci nie mogą panować nad nimi nawet po śmierci!

Elementarna przyzwoitość nakazuje, aby z zachowaniem wszelkiej powagi
i bez naruszania prawa dokonać ekshumacji katów i osób, które uchybiły
godności obywateli polskich, i znaleźć dla nich inne miejsce doczesnego
spoczynku. Cmentarz Powązkowski powinien stać się miejscem, gdzie nie
trzeba tłumaczyć dzieciom czy młodym ludziom, dlaczego tow. Władysław
Gomułka (ps. w NKWD „Kowalski”) czy tow. Bolesław Bierut (ps. „Iwaniuk”)
mają okazałe mauzolea (na wzór wschodnich satrapów) w najlepszych
częściach cmentarza, a dla polskich bohaterów nie ma tam miejsc lub też
są po prostu „upychani” gdzieś po kątach, jak np. dowódca Powstania
Warszawskiego gen. Antoni Chruściel „Monter” czy – symbolicznie – Jan
Stanisław Jankowski, Delegat Rządu na Kraj.

Krwawiąca rana

Odzyskiwanie tożsamości i narodowej pamięci powinno odbywać się
wielowymiarowo. To nie tylko walka o naszą historię, niemiłosiernie
kaleczoną przez kilkadziesiąt lat, a dziś dosłownie wdeptywaną w ziemię
przez wszelkiej maści „postępowców” i samozwańczych rozgrzebywaczy
naszych sumień. To także walka o symbole: pomniki, tablice pamiątkowe,
nazwy ulic i szkół. O dobre imię naszych bohaterów, którzy już bronić
się nie mogą, ale my mamy przecież wobec nich ogromne zobowiązania.

Problem jest jednak bardzo rozległy. Nie tylko warszawskie Powązki,
nie tylko Łączka. W samej Warszawie miejsc takich (choć nie w takiej
skali) jest zapewne kilkanaście. Komuniści, obejmując władzę i
utrwalając ją, zamordowali kilkadziesiąt tysięcy, może nawet sto tysięcy
ludzi. Ich nieznane miejsca pochówku rozsiane są po całej Polsce (także
na Kresach Wschodnich). Zagrzebywano ich pośpiesznie, potajemnie, byle
gdzie i byle jak, żeby tylko nie było śladów. Olbrzymiej większości z
nich już nie odnajdziemy. Ale to nie znaczy, że nie trzeba szukać, nie
dokonywać ekshumacji, nie organizować odnalezionym godnych pochówków i
nie upamiętniać ich. Jeśli my tego nie zrobimy, to kto? Jeśli nie teraz,
to kiedy? Ich nowe groby muszą być jak wyrzut sumienia i akt
oskarżenia, czym była miniona (?) epoka, w której ludzi zastraszano,
upadlano, więziono i torturowano, mordowano.

Jeśli nie zdołaliśmy odnaleźć i ukarać morderców, to przynajmniej
zadbajmy o pamięć i wieczny spoczynek ich ofiar. Wszędzie tam, gdzie
ustalimy miejsca kaźni i tajnych pochówków, muszą być krzyże i tablice.
Tak samo, jak po zbrodniach niemieckich. Pamięć mniej boli, gdy jest
żywa i pielęgnowana. Przeszłość określa naszą teraźniejszość i musi być
przestrogą na przyszłość. Jeśli nie chcemy nigdy więcej zbrodniczych
totalitaryzmów, to musimy wiedzieć, jakie one przynosiły skutki i
dlaczego tak straszną cenę za to płacimy do dziś i płacić będziemy
nadal. Bo są to rany niezaleczone i niezagojone do końca. Sam upływ
czasu tego nie załatwi.

http://www.naszdziennik.pl/wp/51647,gdzie-sa-nasi-bohaterowie.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

82. IPN zidentyfikował szczątki

IPN zidentyfikował szczątki m.in.„Łupaszki” i „Zapory”

Wśród szczątków bohaterów ekshumowanych w Kwaterze „Ł” IPN
zidentyfikował m.in. majora Zygmunta Szendzielarza “Łupaszkę” i majora
Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”.

IPN ujawnił dziś kolejne nazwiska ofiar komunistycznego reżimu,
których szczątki spoczywają na Powązkach. Do tej pory wydobyto szczątki
około 200 osób, ale ekspertom udało się ustalić tożsamość zalewie
siedmiu ofiar.

Major Zygmunt Szendzielarz “Łupaszka” to kolejna ofiara
komunistycznej bezpieki, którą udało się zidentyfikować po ekshumacjach
na warszawskich Powązkach. Mjr Szendzielarz w czasie drugiej wojny
światowej był dowódcą 5. Brygady Wileńskiej AK. We wrześniu 1945 r.
wyjechał na Pomorze, gdzie prowadził działalność dywersyjną na terenach
województw zachodniopomorskiego, gdańskiego i olsztyńskiego. 2 listopada
1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na wielokrotną karę
śmierci. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. w warszawskim więzieniu na
Mokotowie.

Miejsce jego pochówku do dziś nie było znane. Propaganda
komunistyczna przedstawiała opierających się sowietyzacji Polski
żołnierzy AK jako przestępców, wrogów państwa polskiego. “Nie jesteśmy
żadną +bandą+, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej
ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. Niejeden z waszych
ojców i braci jest z nami” – mówił do żołnierzy mjr “Łupaszka” w marcu
1946 r.

Poza Szendzielarzem, zidentyfikowano ośmiu innych żołnierzy Armii
Krajowej zamordowanych przez komunistyczne władze po drugiej wojnie
światowej. Wśród nich jest mjr Hieronim Dekutowski “Zapora”, żołnierz
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, wybitny dowódca
oddziałów partyzanckich Armii Krajowej i Zrzeszenia “Wolność i
Niezawisłość”.

Na terenie Cmentarza Wojskowego na Powązkach, gdzie w latach
1948-1956 komunistyczne władze ukryły zwłoki kilkuset ofiar
zamordowanych przez funkcjonariuszy UB, wydobyto od 2012 r. szczątki ok.
200 osób. Inicjatywa IPN prowadzona wspólnie m.in. z Radą Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa ma na celu, poza godnym pochowaniem ofiar,
przywrócenie pamięci o ludziach, którzy po II wojnie światowej, często z
bronią w ręku, opierali się sowietyzacji Polski.

Badacze, w tym specjaliści-genetycy, poszukują bohaterów Polskiego
Państwa Podziemnego, powstańców warszawskich, żołnierzy powojennego
podziemia niepodległościowego, m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa “Nil”,
rtm. Witolda Pileckiego i ppłk. Łukasza Cieplińskiego “Pług” –
przywódcę Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

83. Kolejne wyniki identyfikacji ofiar terroru komunistycznego – War

Kolejne wyniki identyfikacji ofiar terroru komunistycznego – Warszawa, 22 sierpnia 2013
http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2013/centrala/laczka

Miniaturka
Władysław
Borowiec, Henryk Borowy-Borowski, Hieronim Dekutowski, Zygfryd
Kuliński, Józef Łukaszewicz, Henryk Pawłowski, Zygmunt Szendzielarz,
Wacław Walicki i Ryszard Widelski to kolejne ofiary terroru
komunistycznego, zidentyfikowane w wyniku prac ekshumacyjnych,
prowadzonych od lata 2012 roku w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na
Powązkach w Warszawie. Prace te prowadzone są w ramach Polskiej Bazy
Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. Projekt „Poszukiwania nieznanych
miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956”
realizowany jest przez Instytut Pamięci Narodowej, Radę Ochrony Pamięci
Walk i Męczeństwa oraz  Ministerstwo Sprawiedliwości
przy współpracy Instytutu Ekspertyz Sądowych.

 

Wladyslaw-Borowiec_mWładysław Borowiec (1916–1948), ps. „Żbik”, żołnierz Armii Krajowej, księgowy.

Przed
agresją Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. skończył podchorążówkę.
Brał udział w wojnie obronnej Polski 1939 r. w stopniu plutonowego
podchorążego. Walczył w obronie stolicy, następnie na wschodzie.
Aktywnie uczestniczył w konspiracji od początku jej istnienia. W 1943
przeniósł się do Tarnobrzega. Po zakończeniu II wojny światowej
zatrudnił się w poznańskiej Delegaturze Biura Rewindykacji i Odszkodowań
Wojennych jako księgowy. Szybko przeniesiony do berlińskiej placówki
biura, gdzie pełnił tę samą funkcję, a następnie funkcję intendenta i
tłumacza z języka angielskiego. 29 listopada 1947 r. zatrzymany pod
zarzutem szpiegostwa. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 4
sierpnia 1948 r. skazany na karę śmierci. Decyzją z 14 września 1948 r.
Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok w mocy, a Bolesław Bierut nie
skorzystał z prawa łaski. Zamordowany 25 września 1948 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Władysława Borowca odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Henryk-Borowy-Borowski_mHenryk Borowy-Borowski (1913–1951), ps. „Trzmiel”, porucznik, oficer Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, prawnik, konspiracyjne nazwisko Henryk Syczyński.

Absolwent
kursu podchorążych rezerwy w Grodnie. Uczestnik wojny obronnej Polski z
1939 r. w stopniu plutonowego podchorążego. W latach 1942–1944 żołnierz
Okręgu Wileńskiego
AK, w ramach którego służył w grupie wywiadowczej, zorganizowanej do
walki z sowietyzacją ziem polskich, o kryptonimie „Cecylia”. W lipcu
1944 r. zdołał uniknąć aresztowania przez wojska sowieckie i wywózki w
głąb ZSRR. Za udział w walkach o wyzwolenie Wilna w 1944 r. odznaczony
Krzyżem Walecznych. Wiosną 1945 r. współorganizował przerzut na zachód
żołnierzy b. Okręgu Wileńskiego AK. Następnie wszedł w skład komendy
eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK, działającego na terenie obecnej
Polski, w której pełnił funkcję kierownika komórki kontrwywiadowczej.
Aresztowany 28 czerwca 1948 r. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie z 2 listopada 1950 r. skazany na karę śmierci wraz z mjr.
Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką”, por. Lucjanem Minkiewiczem
„Wiktorem” oraz ppłk. Antonim Olechnowiczem „Pohoreckim”. Zamordowany 8
lutego 1951 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki
Henryka Borowego-Borowskiego odnaleziono wiosną 2013 r. w pobliżu
kwatery „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Hieronim-Dekutowski_mHieronim Dekutowski
(1918–1949), ps. „Zapora”, „Odra”, „Stary”, cichociemny, major, oficer
Armii Krajowej, Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość”, kawaler orderu „Virtuti Militari” (1964).

Ochotnik
w wojnie obronnej 1939 r. Walczył we Francji w szeregach 2 Dywizji
Strzelców Pieszych, po kapitulacji ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Na
początku marca 1943 roku zaprzysiężony na „cichociemnego” o ps. „Zapora”
i „Odra”. We wrześniu 1943 r. przerzucony na teren Polski i awansowany
przez Naczelnego Wodza do stopnia podporucznika rezerwy. Dowodził
kompanią w 9 pp Inspektoratu AK Zamość, a następnie oddziałem
dywersyjnym Kedywu w Inspektoracie Rejonowym Lublin-Puławy AK. W ramach
Odtwarzania Sił Zbrojnych dowódca 1 kompanii 8 pp Legionów AK, od
stycznia do lipca 1944 r. przeprowadził kilkadziesiąt akcji zbrojnych na
terenie Okręgu Lubelskiego AK. W czasie akcji „Burza” ochraniał sztab
komendy okręgu. W sierpniu podjął nieudaną próbę przedostania się na
pomoc walczącej Warszawie. Na początku 1945 r. zgodnie z postanowieniem
Komendy Okręgu AK Lublin skoncentrował żołnierzy zagrożonych
aresztowaniami i przeprowadził szereg akcji odwetowych wobec wojsk NKWD i
komunistycznych władz. Awansowany przez dowództwo Delegatury Sił
Zbrojnych na Kraj do stopnia kapitana, a Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość” – do stopnia majora. Od czerwca 1945 r. dowodził
wszystkimi oddziałami leśnymi w Inspektoracie Lublin DSZ. Odpowiadał za
dywersję i przeprowadzał akcje wymierzone w aparat represji. Dowodzone
przez niego zgrupowanie liczyło od 200 do 300 partyzantów. Po amnestii
ogłoszonej przez komunistów latem 1945 r. rozformował zgrupowanie, a sam
na czele kilkunastu współtowarzyszy próbował przez Czechosłowację
przedrzeć się do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec. Po
niepowodzeniu powrócił i ponownie stanął na czele reaktywowanego
zgrupowania. Do amnestii w 1947 r. zgrupowanie prowadziło liczne akcje
dywersyjne i samoobrony na obszarze woj. lubelskiego, rzeszowskiego i
kieleckiego. Po ogłoszeniu przez komunistów amnestii w lutym 1947 r.
zaprzestał prowadzenia akcji zbrojnych i w czerwcu ujawnił się.
Zagrożony aresztowaniem, podjął próbę ucieczki z kraju, w trakcie której
16 września 1947 r. został zatrzymany w Nysie przez funkcjonariuszy
WUBP z Katowic. Przeszedł okrutne śledztwo w centralnym więzieniu MBP
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie z 15 września 1948 r. został skazany na siedmiokrotną karę
śmierci. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Przed wykonaniem
wyroku podjął jeszcze jedną, nieudaną próbę ucieczki z celi więziennej.
Zamordowany 7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.

Szczątki Hieronima Dekutowskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Zygfryd-Kulinski_mZygfryd Kuliński (1924–1950), ps. „Albin”, rolnik, żołnierz Ruchu Oporu Armii Krajowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Do konspiracyjnych struktur ROAK wstąpił po zakończeniu okupacji niemieckiej
. Służył w oddziale por. Franciszka Majewskiego „Słonego”. Od 19
listopada 1947 r. w strukturach XI Grupy Operacyjnej NSZ. Przydzielony
do oddziału Wiktora Stryjewskiego „Cacki”, w latach 1946–1949 brał
udział w wielu akcjach przeciwko placówkom UB i MO. Zatrzymany 8 lutego
1949 r. w Gałkach (powiat płocki), w wyniku obławy urządzonej przez
milicjantów i funkcjonariuszy PUBP z Płocka, Płońska, Sierpca oraz
żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ranny, został
przewieziony do Warszawy i poddany brutalnemu śledztwu. Wyrokiem
Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 29 września 1949 r. skazany na
karę śmierci. Decyzją z 7 lutego 1950 r. Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał
wyrok w mocy, a Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.
Zamordowany 29 marca 1950 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie wraz z innymi partyzantami z oddziału „Cacki”: Wacławem
Michalskim „Gałązką”, Sewerynem Orylem „Kanciastym”, Stanisławem
Konczyńskim „Kundą” oraz Karolem Rakoczym „Bystrym”.

Szczątki Zygfryda Kulińskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Jozef-lukaszewicz_mJózef Łukaszewicz (1929–1949), ps. „Walek”, „Kruk”, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych.

Uczeń
gimnazjum i liceum im. Leopolda Lisa-Kuli na Pradze w Warszawie, gdzie w
grudniu 1947 r. był współzałożycielem antykomunistycznej organizacji
młodzieżowej. Od połowy marca 1948 r. w strukturach Narodowych Sił
Zbrojnych Rejon Mrozy w stopniu sierżanta służył w oddziale Zygmunta
Rześkiewicza „Grota”, „Parabelki”, a następnie Zygmunta Jezierskiego
„Orła”, które przeprowadziły kilka akcji bojowych przeciw grupom UB i
KBW na terenie powiatu Mińsk Mazowiecki. Zatrzymany 4 czerwca 1948 r. w
Grodzisku, w wyniku obławy przygotowanej przez funkcjonariuszy UB i KBW.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 28 lutego 1949 r.
skazany na karę śmierci. Zamordowany 14 maja 1949 r. w więzieniu przy
ul. Rakowieckiej w Warszawie razem z dwoma innymi żołnierzami z oddziału
„Orła” – Edwardem Markosikiem „Wichurą” i Czesławem Gałązką „Bystrym”.

 

Szczątki Józefa Łukaszewicza odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Henryk-Pawlowski_mHenryk Pawłowski (1925–1949), ps. „Henryk Orłowski”, „Długi”, żołnierz Armii Krajowej, kurier Rządu RP na Uchodźstwie.

W
czasie wojny służył w 26 pp AK, gdzie pełnił funkcję dowódcy drużyny w
stopniu plutonowego podchorążego. W lipcu 1944 r. wraz z całym oddziałem
przymusowo wcielony do Armii Czerwonej, następnie skierowany do szkoły
lotniczej w Kraśniku. W listopadzie 1944 karnie zesłany do kopalni węgla
w ZSRR za szerzenie antysowieckiej propagandy w szeregach wojska. Po
powrocie do kraju, w pierwszej połowie 1946 r. przekroczył granicę
polsko-niemiecką w okolicach Szczecina i dotarł do angielskiej strefy
okupacyjnej. Tam nawiązał kontakt z Jerzym Rübenbauerem, członkiem
Delegatury MSW Rządu RP na Uchodźstwie. Od lutego 1946 do maja 1947 r.
jako jego łącznik pełnił funkcję kuriera władz polskich w Londynie.
Wielokrotnie przekraczał granicę polsko-niemiecką w celu przekazania
meldunków. Przebywał na terenie m.in. Szczecina, Krakowa, Jeleniej Góry.
Dwukrotnie aresztowany przez WUBP w Szczecinie. W styczniu 1948 r.
zwolniony z braku dowodów, 25 lutego 1948 zatrzymany ponownie i
przekazany do MBP w Warszawie. 18 października 1948 Wojskowy Sąd
Rejonowy w Warszawie uznał go winnym działalności szpiegowskiej na rzecz
Rządu RP na Uchodźstwie i skazał na karę śmierci. Decyzją z 7 stycznia
1949 r. Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok w mocy, a Bolesław Bierut
nie skorzystał z prawa łaski. Zamordowany 3 lutego 1949 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Henryka Pawłowskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Zygmunt-Szendzielarz_mZygmunt Szendzielarz
(1910–1951), „Łupaszka”, major, oficer WP, dowódca V Wileńskiej Brygady
Armii Krajowej oraz oddziałów partyzanckich eksterytorialnego
Okręgu Wileńskiego AK, następnie Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego AK, kawaler Krzyża Virtuti Militari V klasy.

Po
ukończeniu szkoły podchorążych kawalerii w Grudziądzu przydzielony
został do 4 pułku ułanów zaniemeńskich w Wilnie. Walczył w stopniu
porucznika w 4 pułku Wileńskiej Brygady Kawalerii w wojnie 1939 roku. Za
zasługi z tego czasu odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Po
nieudanych próbach przedostania się na Zachód pod fałszywym nazwiskiem
powrócił do rodzinnego Wilna. Od 1940 r. współtworzył konspiracyjne
struktury pułkowe, tj. grupę kpt. Giedrojcia. Po rozbiciu w sierpniu
1943 r. przez sowiecką brygadę Fiodora Markowa oddziału partyzanckiego
AK ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”, Szendzielarz odtworzył tę
jednostkę, występującą odtąd pod nazwą V Brygady Wileńskiej AK lub
Brygady Śmierci. Za zgodą komendy okręgu V Wileńska Brygada AK nie
wzięła udziału w operacji wileńskiej 1944 r. Podzielona na małe grupy
przedostała się na zachód celem ponownego połączenia w Puszczy
Augustowskiej. W sierpniu 1944 r. żołnierze, którym udało się przedostać
(20-40 osób) zebrali się ponownie pod dowództwem Szendzielarza i
podporządkowali białostockiej Komendzie Okręgu AK. Odtworzona w kwietniu
1945 r. na Białostocczyźnie V Brygada – w sierpniu 1945 r. liczyła 250
żołnierzy. Przeprowadziła kilkadziesiąt udanych akcji przeciw NKWD, UBP,
MO i KBW. Zgodnie z rozkazami dowództwa Delegatury Sił Zbrojnych we
wrześniu 1945 brygada została zdemobilizowana. Zygmunt Szendzielarz
odtworzył ją ponownie w kwietniu 1946 r. na obszarze północnej Polski
(działając teraz w ramach eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK).
Jesienią 1946 r. wraz z grupą ppor. Henryka Wieliczki „Lufy” powrócił na
teren woj. białostockiego, dołączając do VI Wileńskiej Brygady AK
dowodzonej przez por. Lucjana Minkiewicza „Wiktora”, a następnie ppor.
Władysława Łukasiuka „Młota”. Od wiosny 1947 r. ukrywał się. Aresztowany
30 czerwca 1948 r. w Osielcu na Podhalu przez funkcjonariuszy
Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Po długotrwałym śledztwie 30
listopada 1950 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na
karę śmierci. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Zamordowany 8
lutego 1951 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Zygmunta Szendzielarza odnaleziono wiosną 2013 r. w pobliżu kwatery „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Waclaw-Walicki_mWacław Walicki (1903–1949), ps. „111”, „Druh Michał”, „Pan Michał”, „Tesarro”, porucznik, oficer Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, nauczyciel, konspiracyjne nazwisko Wacław Lurdecki.

W
konspiracji ZWZ/AK od 1939 r. jako oficer wywiadu Dzielnicy „D”
konspiracyjnego Garnizonu m. Wilna, następnie oficer informacyjny sztabu
Inspektoratu „A” i zgrupowania partyzanckiego ppłk. Antoniego
Olechnowicza „Pohoreckiego”. Aresztowany przez Sowietów w lipcu 1944 r. i
osadzony w więzieniu na Łukiszkach, skąd został zwolniony w maju 1945
r. Ponownie włączył się w nurt działalności konspiracyjnej i od
października 1945 jako adiutant, a następnie zastępca Olechnowicza
odtwarzał wraz z nim struktury eksterytorialnego
Okręgu Wileńskiego AK. W ramach działalności Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego
AK stworzył i kierował własną siatką konspiracyjną, składającą się z
wileńskiej młodzieży. Aresztowany 23 czerwca 1948 r. w Szczawnie Zdroju w
trakcie ogólnopolskiej akcji „X”, wymierzonej w konspirację wileńską.
Prowadzone przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego
śledztwo zakończyło się wydaniem przez Wojskowy Sąd Rejonowy w
Warszawie 8 października 1949 r. wyroku śmierci. Decyzją z 30 listopada
1949 Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok w mocy. Bolesław Bierut nie
skorzystał z prawa łaski. Zamordowany 22 grudnia 1949 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Wacława Walickiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Ryszard-Widelski_mRyszard Widelski (1913–1949), ps. „Irydion”, „Wiara”, „Wiesia”, „Władysław”, „Żbik”, żołnierz Armii Krajowej, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.

W
okresie okupacji niemieckiej pełnił w strukturach AK funkcję dowódcy
plutonu w Obwodzie Praga. W 1945 r. ujawnił się przed UB, po czym
ponownie włączył się w nurt działalności konspiracyjnej. Żołnierz
Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość od grudnia 1945 r. Od połowy 1946 roku
kierował siatką wywiadowczą Obszaru Centralnego, a następnie IV Zarządu
Głównego WiN w Warszawie o kryptonimie „Syrena”, „Wisła”. Bliski
współpracownik Władysława Jedlińskiego „Marty” – zastępcy szefa Oddziału
Informacyjnego IV Zarządu Głównego WiN. Aresztowany 10 lutego 1948 r. w
Warszawie. 27 października 1948 Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie
skazał go na karę śmierci. Decyzją z 14 stycznia 1949 roku Najwyższy Sąd
Wojskowy utrzymał wyrok w mocy, a Bolesław Bierut nie skorzystał z
prawa łaski. Zamordowany 28 stycznia 1949 r. w więzieniu przy ul.
Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Ryszarda Widelskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Ekshumacje ofiar bezpieki na Powązkach: Zidentyfikowano m. in. "Łupaszkę" i "Zaporę" [ZDJĘCIA]

WR/PAP


Ekshumacje ofiar bezpieki na Powązkach: Zidentyfikowano m. in. "Łupaszkę" i "Zaporę" [ZDJĘCIA] /© Fot. Wikipedia


Wybitni dowódcy oddziałów AK i WiN mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" i
mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" to kolejne ofiary komunistycznej
bezpieki, które udało się zidentyfikować po ekshumacjach na warszawskich
Powązkach. Wyniki identyfikacji podał IPN.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

84. (Brak tytułu)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

85. "Łupaszko" przed "sądem"

Archiwalne nagranie z procesu mjr Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

86. arch./-Ziemia oddaje

zdjecie

arch./-

Ziemia oddaje żołnierzy


Instytut Pamięci Narodowej ujawnił dziewięć kolejnych
nazwisk zidentyfikowanych ofiar komunistycznego terroru pogrzebanych na
powązkowskiej Łączce.

Poznaliśmy nazwiska następujących bohaterów: Władysław Borowiec
„Żbik”, Henryk Borowy-Borowski „Trzmiel”, mjr Hieronim Dekutowski
„Zapora”, Zygfryd Kuliński „Albin”, Józef Łukaszewicz „Walek”, Henryk
Pawłowski „Henryk Orłowski”, „Długi” „Kruk”, mjr Zygmunt
Szendzielarz „Łupaszko”, Wacław Walicki „Druh Michał”, Ryszard Widelski
„Irydion”, „Wiara”.

Powiększony schemat układu jam grobowych, w których
znaleziono szesnastu rozpoznanych do tej pory żołnierzy polskiego
podziemia niepodległościowego dostępny jest tutaj.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51707,ziemia-oddaje-zolnierzy.html


zdjecie

arch. IPN/-

Dziewięciu z Łączki

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51763,dziewieciu-z-laczki.html

Genetycy zidentyfikowali szczątki kolejnych
dziewięciu ofiar komunistycznego terroru pogrzebanych na Łączce. Wśród
nich są legendarni dowódcy AK i WiN: mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”
i mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”.

Pracom na Powązkach towarzyszy niezwykła symbolika. Wczoraj okazało
się, że to trumnę ze szczątkami mjr. Dekutowskiego niesiono jako
pierwszą po ubiegłorocznym etapie ekshumacji. – W ten symboliczny sposób
„Zapora” stanął na czele oddziału, by z tych dołów hańby, dołów śmierci
wyprowadzić żołnierzy – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN.

Jak podkreślił prezes IPN dr Łukasz Kamiński, za sprawą kolejnych
identyfikacji ofiar komunizmu żołnierze, których chciano wymazać z
polskiej historii, powracają do naszej świadomości. – Każde kolejne
nazwisko powoduje, że to, co chcieli osiągnąć zbrodniarze, czyli
zapomnienie, pochowanie w nieznanym miejscu, zostaje przezwyciężone.
Jest to też działanie skierowane ku przyszłości, powracają te osoby, a
wraz z nimi powracają historie ich życia – powiedział Kamiński.

Oprócz „Zapory” i „Łupaszki” udało się zidentyfikować również siedmiu
innych żołnierzy zamordowanych przez funkcjonariuszy UB. Są to:
Władysław Borowiec „Żbik”, Henryk Borowy-Borowski „Trzmiel”, Zygfryd
Kuliński „Albin”, Józef Łukaszewicz „Walek”, Henryk Pawłowski „Henryk
Orłowski”, Wacław Walicki „111” i Ryszard Widelski „Irydion”.

– Znamy ich imiona, nazwiska i twarze. Mam nadzieję, że już niedługo
będziemy mogli przedstawić kolejnych, którzy zasługują na naszą pamięć –
podkreślił prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, kierujący pracami
poszukiwawczymi w miejscach pochówków ofiar terroru komunistycznego.

Historyk zaznaczył, że w przypadku wszystkich zidentyfikowanych
żołnierzy egzekucję wykonano tzw. metodą katyńską, czyli strzałem w
potylicę z bliskiej odległości.

Szczątki dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta
Szendzielarza, na którym wyrok śmierci wykonano 8 lutego 1951 r. w
warszawskim więzieniu na Mokotowie, odnaleziono w drugim etapie
ekshumacji w maju tego roku. Spoczywały tuż przy asfaltowej alejce
przebiegającej przez cmentarz Wojskowy na Powązkach. – Jego ciało
wrzucono do dołu twarzą do ziemi – powiedział prof. Szwagrzyk. Dodał, że
stan zachowania jego czaszki wskazuje na to, że strzał musiał zostać
oddany z bardzo wysoka. Zdaniem historyka, zdaje się to potwierdzać
przekazy, mówiące, że kat odprowadzał skazańców do piwnicy i tam, stojąc
wyżej, oddawał strzał.

Tego typu obrażenia, wskazujące na oddanie pojedynczego strzału z
pozycji powyżej więźnia, ma także czaszka mjr. Hieronima Dekutowskiego
„Zapory”, cichociemnego, dowódcy oddziałów AK i WiN. Nie można
potwierdzić, że strzelano do niego, kiedy znajdował się w worku
zawieszonym pod sufitem. – Nie znaleźliśmy obrażeń świadczących o takiej
egzekucji – stwierdził prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Szczątki „Zapory” odnaleziono w dole nr 16 znajdującym się tuż przed
pomnikiem upamiętniającym ofiary stalinowskiego terroru wraz z siedmioma
innymi szkieletami. Z tego dołu zidentyfikowano już dwóch jego
towarzyszy z oddziału, których zamordowano wraz z „Zaporą” 7 marca 1949
r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie. „Zapora” został pochowany jako
pierwszy.

– Mieliśmy z identyfikacją majora „Zapory” wiele problemów. Materiał,
który pobraliśmy, nie dawał takiej pewności – przyznał prof. Krzysztof
Szwagrzyk. Dodał, że dzięki pobraniu w maju próbek od zmarłych rodziców
Dekutowskiego możemy to „nazwisko, tego wielkiego Polaka, ogłosić”.

„Zapora” wyprowadza żołnierzy

Profesor Szwagrzyk przypomina, że gdy uroczyście wyprowadzano
szczątki odnalezione po pierwszym etapie ekshumacji z Łączki, wówczas
jako pierwszą wyniesiono trumienkę – jak się okazało – właśnie ze
szczątkami Dekutowskiego. –W ten symboliczny sposób „Zapora” stanął na
czele oddziału, by z tych dołów hańby, dołów śmierci wyprowadzić
żołnierzy –podkreślił historyk IPN.

Ciała zamordowanych były bezładnie wrzucane do dołów, na co wskazuje
stan zachowania szczątków innego zidentyfikowanego – Władysława Borowca
„Żbika”. –W tym dole doszło do połączenia szczątków ofiar, potrzeba było
wiele wysiłku, żeby zostały wydobyte – mówi prof. Szwagrzyk. Razem z
Borowcem znalazło pochówek pięć osób z dwóch egzekucji.

Łukaszewicza znaleziono w dole, w którym leżało sześć ciał, a Pawłowskiego wraz z dwoma innymi żołnierzami. Podobnie innych.

Dzielne rodziny

Rodziny obecne na konferencji dziękowały badaczom za ich trud. – Bez
ich pasji nie byłoby tego –podkreśliła Krystyna Frąszczak, siostrzenica
mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.

– Byłam sanitariuszką u „Łupaszki” od samego początku, od momentu
utworzenia przez niego oddziału, i do końca byłam w jego oddziale tutaj,
na Podlasiu. Mieliśmy wziąć ślub, ale do tego nie doszło. Razem z nim
zostałam aresztowana. „Łupaszko” próbował kilkakrotnie wyjechać na
Zachód, ale mu się nie udało – podkreślała wzruszona Lidia Lwow-Eberle. –
Zostaliśmy osadzeni w więzieniu w Warszawie na Rakowieckiej. Tu nas
rozdzielono. Spotkałam się z nim raz w więzieniu. Powiedział mi wtedy,
że bardzo kocha swoją matkę. Wiedziałam, że siedzi w celi śmierci i że
czeka go śmierć – opowiada „Naszemu Dziennikowi” była sanitariuszka. I
dodaje: – „Łupaszko” był wspaniałym człowiekiem. Wesoły, lubił tańczyć,
opowiadać dowcipy. A jednocześnie był bardzo wymagający. Dyscyplina w
naszym oddziale była wojskowa.

Krystyna Frąszczak zaznacza, że w jej rodzinie wujek zawsze był
traktowany jak bohater. – Wiadomo, jakie były czasy, ale mimo
komunistycznej propagandy, mimo nakładanej na naszą rodzinę hańby, nigdy
w to nie wątpiliśmy – powiedziała. –Moja mama, nauczycielka, nie mogła
dostać pracy w zawodzie. Powiedziano jej szczerze, że osoba z takiej
reakcyjnej rodziny nie może uczyć młodzieży – opowiada.

Janina Lewicka, siostra Zygfryda Kulińskiego ps. „Albin”, ze łzami w
oczach powiedziała, że wreszcie, po wielu latach, będzie mogła
1listopada, w uroczystość Wszystkich Świętych, zapalić świeczkę bratu w
miejscu, gdzie są jego szczątki. –Teraz będę wiedziała, gdzie mu
światełko postawić – mówiła dziennikarzom łamiącym się głosem.

„Nie jesteśmy żadną ’bandą’, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni
synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. Niejeden
z waszych ojców i braci jest z nami” – mówił do żołnierzy mjr
„Łupaszko” w marcu 1946 roku.

Jak poinformował IPN, nad identyfikacjami pracuje około 20
specjalistów z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, Zakładu
Medycyny Sądowej we Wrocławiu oraz Instytutu Ekspertyz Sądowych w
Krakowie. Materiał genetyczny do badań porównawczych pobrano od ponad
300 osób, a spośród wydobytych ok. 200 osób z Łączki sporządzono ponad
100 profili genetycznych. Łącznie z nazwiskami podanymi wczoraj
zidentyfikowano już 16 osób.

W latach powojennych zginęło w walce lub zostało zamordowanych przez
NKWD i UB ponad 20 tysięcy żołnierzy podziemia niepodległościowego.
Miejsca pochówków wielu tych bohaterów są do dzisiaj nieznane. Nie da
się dokładnie policzyć, ile osób zmarło na skutek represji, jakim ich
poddano. Byli maltretowani w więzieniach, obozach pracy, część
deportowano do Związku Sowieckiego, gdzie trafili do łagrów. Dotyczyło
to kilkuset tysięcy osób walczących o wolną Polskę.

Zenon Baranowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

87. www.pomnikcieplinskiego.pl/-

zdjecie

www.pomnikcieplinskiego.pl/-

Budują pomnik ppłk.

W Rzeszowie ruszyła budowa pomnika ppłk. Łukasza Cieplińskiego i jego sześciu podkomendnych. Monument
przypominający ich bohaterstwo zostanie usytuowany na skwerze u zbiegu
ul. Moniuszki i al. Cieplińskiego, u wylotu ul. Zygmuntowskiej.

Trwają właśnie prace przy niwelacji terenu i aranżacji otoczenia
pomnika. Z kolei w pracowni prof. Karola Badyny z krakowskiej Akademii
Sztuk Pięknych przygotowywane są już odlewy.

– Ostatnio byłem w krakowskiej pracowni Karola Badyny i muszę
powiedzieć, że prace są już bardzo zaawansowane. Artysta podkreślał, że
bez problemu powinien zdążyć przed odsłonięciem pomnika, które,
przypomnę, planujemy w drugiej połowie listopada – wyjaśnia w rozmowie z
portalem NaszDziennik.pl Wojciech Buczak, przewodniczący Stowarzyszenia
Komitet Społeczny Budowy Pomnika ppłk. Łukasza Cieplińskiego w
Rzeszowie.

26 listopada, w setną rocznicę urodzin Łukasza Cieplińskiego,
planowana jest uroczystość wręczenia rodzinom aktów nominacyjnych na
wyższe stopnie wojskowe awansowanych pośmiertnie: ppłk. Łukasza
Cieplińskiego i jego podkomendnych: Adama Lazarowicza, Mieczysława
Kawalca, Franciszka Błażeja, Józefa Rzepki, Karola Chmiela i Józefa
Batorego.

Wszyscy 1 marca 1951 r. zostali zamordowani strzałem w tył głowy w
więzieniu na warszawskim Mokotowie. Miejsca ich pochówków wciąż są
nieznane.

Budowa pomnika dowódcy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i
Niezawisłość i jego podkomendnych w Rzeszowie wyniesie ponad osiemset
tysięcy złotych.

Blisko pół miliona zł na niwelację terenu i przygotowanie do montażu
postumentów przekazały Urząd Miasta Rzeszowa i Urząd Marszałkowski
Województwa Podkarpackiego.

Odlewy, które będą kosztować 320 tysięcy złotych, sfinansuje ze
zbiórek i darowizn Stowarzyszenie Komitet Społeczny Budowy Pomnika ppłk.
Łukasza Cieplińskiego w Rzeszowie.

Pieniądze na budowę pomnika ofiarowali m.in. kombatanci Armii
Krajowej, młodzież, członkowie „Solidarności”, a także Stowarzyszenie
Żołnierzy Armii Polskiej w Ameryce.

Darowiznę na dofinansowanie budowy pomnika przekazały też Kasa
Stefczyka oraz Fundacja im. Franciszka Stefczyka z siedzibą w Gdyni.
Popiersia sześciu podkomendnych Łukasza Cieplińskiego ufundują samorządy
miejscowości, z których pochodzili bohaterowie WiN oraz prywatny
przedsiębiorca z Dębicy.                                         

Mariusz Kamieniecki

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51684,buduja-pomnik-pplk-cieplins...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

88. "Mam 23 lata. Chciałbym

"Mam 23 lata. Chciałbym żyć”.

Tymi słowami zakończył swoją prośbę o łaskę Roman Henryk Pawłowski, podchorąży, żołnierz AK.

Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Pawłowski został stracony 3 lutego 1949r. Dopiero teraz odnaleziono miejsce gdzie jego ciało zostało pogrzebane. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał 18 października 1948r. Romana Henryka Pawłowskiego na karę śmierci.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Ciala-dowodcow-i-zolnierzy-AK-zid...

Historyk dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, który z ramienia IPN kieruje pracami poszukiwawczymi podsumował, że do tej pory łącznie specjalistom udało się zidentyfikować 16 żołnierzy, broniących niepodległości Polski i po wojnie bezwzględnie zamordowanych przez komunistów. Wcześniej ekspertom-genetykom udało się ustalić tożsamość siedmiu ofiar, w tym ppłk. Stanisława Kasznicy, ostatniego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych; uczestnika wojny obronnej 1939 r. i powstania warszawskiego. - Znamy ich imiona, nazwiska i twarze. Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli przedstawić kolejnych tych, którzy zasługują na naszą pamięć - podkreślił Szwagrzyk, a jego słowa słuchacze konferencji przyjęli ogromnymi brawami.

Po ogłoszeniu nazwisk odbyła się ceremonia wręczenia zaproszonym rodzinom informacji o identyfikacji ofiar. Krewni odnalezionych po kilkudziesięciu latach żołnierzy niepodległościowej Polski serdecznie dziękowali ekspertom za ich wysiłek.

Narzeczona "Łupaszki" Lidia Eberle z domu Lwow, która służyła w jego oddziale, mówiła wzruszonym głosem, że podanie informacji o odnalezieniu ukochanego mężczyzny stało się niezwykle ważną chwilą w jej życiu. - Byłam sanitariuszką u +Łupaszki+ od samego początku, od momentu utworzenia przez niego oddziału i do końca byłam w jego oddziale tutaj na Podlasiu. Razem z nim zostałam aresztowana. "Łupaszka" próbował kilkakrotnie wyjechać na Zachód, ale nie udało mu się (...) To dla mnie wspaniały, niezwykły dzień - podkreślała wzruszona.

Janina Lewicka, siostra Zygfryda Kulińskiego ps. Albin mówiła dziennikarzom, że wreszcie, po wielu latach, będzie mogła 1 listopada, w Dniu Wszystkich Świętych zapalić świeczkę bratu w miejscu, gdzie są jego szczątki. Ocierając łzy mówiła, że Zygfryd był dla niej jako najmłodszej siostry wspaniałym bratem. - Teraz będę wiedziała, gdzie mu światełko postawić - mówiła łamiącym się głosem.

Krystyna Frąszczak, siostrzenica mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", podkreśliła, że w jej rodzinie jest on traktowany jak bohater. - Wiadomo jakie były czasy, ale mimo komunistycznej propagandy, mimo nakładanej na naszą rodzinę hańby, nigdy w to nie wątpiliśmy" - powiedziała Frąszczak. Dodała, że jej rodzina była szykanowana przez komunistów. "Moja mama nauczycielka nie mogła dostać pracy w zawodzie. Powiedziano jej szczerze, że osoba z takiej reakcyjnej rodziny nie może uczyć młodzieży - opowiadała.


Mordowali
ich tak jak w Katyniu. Strzałem w tył głowy. Pośmiertnie skazano na
zapomnienie. Ale oni wracają, Żołnierze Wyklęci budzą Polaków, a na ich
czele stoją znów mjr Szendzielarz "Łupaszka" i mjr Dekutowski "Zapora"!



 2013 08 22

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

89. Robert Sobkowicz/Nasz

zdjecie

Robert Sobkowicz/Nasz Dziennik

Kogo uwiera Łączka?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51896,kogo-uwiera-laczka.html

Media w zdecydowanej większości, choć w różny
sposób, odnotowały ogłoszenie przez IPN nazwisk kolejnych dziewięciu
żołnierzy antykomunistycznego podziemia, których szczątki wydobyto z
kwatery „Ł” na Powązkach. Z wyjątkiem TVN. W „Faktach” nie znaleziono
nawet kilkunastu sekund, by przekazać widzom tę niezwykle ważną
informację.

W czwartek stacje telewizyjne, radiowe oraz portale internetowe na
bieżąco informowały o wynikach prac ekshumacyjnych. To było bez
wątpienia najważniejsze krajowe wydarzenie. I można było oczekiwać, że
znajdzie się na czołówkach najważniejszych wieczornych dzienników
telewizyjnych. Tak było w TVP i Polsacie, gdzie wyemitowano
kilkuminutowe materiały poświęcone identyfikacji szczątków mjr. Zygmunta
Szendzielarza, mjr. Hieronima Dekutowskiego oraz ich siedmiu towarzyszy
broni. Choć ani w „Wiadomościach”, ani w „Wydarzeniach” nie były to
czołówki.

Za to flagowy program informacyjny TVN „Fakty” całkowicie zignorował
temat przywracania nazwisk bohaterom tragicznej powojennej polskiej
historii. Znalazło się za to miejsce na obszerne materiały o tym, że do
portu w Gdańsku zawinął największy na świecie kontenerowiec, jak
również, w jaki sposób ludzie poszukują skradzionych rzeczy i ujawniają
złodziei w internecie.

Z dużym opóźnieniem o tym wydarzeniu informowano w TVN24 i na portalu
stacji, zresztą ten kanał informacyjny nie transmitował konferencji
IPN, choć często robi bezpośrednie relacje z dużo mniej ważnych
wydarzeń. W TVN24 „popisał się” za to Maciej Knapik, który miał kłopoty z
prawidłowym wymówieniem nazwiska mjr. Szendzielarza „Łupaszki”,
nazywając go „Szelendziarzem”.

O wynikach genetycznych badań i identyfikacji szczątków ofiar z
kwatery „Ł” pisały wczoraj ogólnopolskie gazety. W „Gazecie Polskiej
Codziennie” był to temat numeru, któremu poświęcono czołówkę „Powrót
Wyklętych” i całą trzecią kolumnę. Relacja z Łączki znalazła się też na 3
stronie „Gazety Wyborczej”. Tekst pt. „Powrót bohaterów” został
zilustrowany zdjęciami i biogramami zidentyfikowanych żołnierzy. A do
tego dołączono komentarz „’Zapora’ i ’Łupaszka’ będą mieli pogrzeb”.
Ciekawe, czy to sygnał zmiany nastawienia gazety do żołnierzy
antykomunistycznego podziemia, których do tej pory szkalowała choćby
oskarżeniami o mordowanie niewinnych ludzi czy o antysemityzm. Podważano
również nieraz sens ich walki.

Nie popisała się za to „Rzeczpospolita”, która na tekst pt.
„’Łupaszka’ znaleziony” znalazła miejsce na 4 stronie (do tego dodajmy
sylwetkę majora na 2 stronie).

Ale nawet ten skromny materiał psuje całostronicowy wywiad z byłym
premierem SLD Włodzimierzem Cimoszewiczem, anonsowany zresztą ma 1
stronie. To chichot historii, że w dniu, kiedy gazeta pisze o
identyfikacji kolejnych żołnierzy wyklętych, jednocześnie eksponuje
rozmowę z byłym członkiem PZPR, synem Mariana Cimoszewicza,
funkcjonariusza Informacji Wojskowej, komunistycznej wojskowej bezpieki.
Akurat Marian Cimoszewicz należy do tych pretorianów komunizmu, którzy
bardzo gorliwie uczestniczyli po wojnie w walce z „reakcyjnym
podziemiem”. Potem zajmował się wykrywaniem w wojsku byłych żołnierzy AK
– kończyło się to represjami, procesami, więzieniem. To Marian
Cimoszewicz aresztował np. organizatora i pierwszego komendanta
Wojskowej Akademii Technicznej gen. Floriana Grabczyńskiego pod
sfingowanymi zarzutami o szpiegostwo.

Krzysztof Losz

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

90. Ofiary komunizmu. Komorowski

Ofiary komunizmu. Komorowski chce oficjalnych pogrzebów

Prezydent ocenia, że najbardziej godnym uhonorowaniem żołnierzy
wyklętych - ofiar komunistycznej bezpieki ekshumowanych na Powązkach w
Warszawie - jest państwowy pogrzeb.
Prezydent ocenia, że najbardziej
godnym uhonorowaniem żołnierzy wyklętych - ofiar komunistycznej
bezpieki ekshumowanych na Powązkach w Warszawie - jest państwowy pogrzeb
we wrześniu 2014 roku w 75-lecie Polskiego Państwa Podziemnego.

Miejscem oficjalnego państwowego pogrzebu - zdaniem prezydenta - powinna być kwatera Ł
na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. O propozycji prezydenta
poinformowały dzisiaj kancelaria prezydenta oraz IPN. Pomysł
uhonorowania ekshumowanych na Powązkach żołnierzy zbrojnego podziemia po
1945 r. prezydent przedstawił podczas spotkania z prezesem IPN Łukaszem
Kamińskim i sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejem Krzysztofem Kunertem.

Tematem spotkania, które odbyło się w środę, były prace ekshumacyjne i identyfikacyjne prowadzone w kwaterze Ł
Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Omówiono stan tych prac
oraz kwestie wymagające rozwiązania przed uroczystym pogrzebem
odnalezionych szczątków osób zamordowanych przez funkcjonariuszy UB.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

91. Stowarzyszenie Międzynarodowy


Z
jednej strony to dobra informacja z drugiej jednak budzi DUŻY NIEPOKÓJ
- mówimy o pogrzebie a co z pozostałymi ofiarami których około 70-90
jeszcze spoczywa na Kwaterze "Ł" ?? WARTO zadać pytanie kiedy nastąpi
trzeci i ostateczny etap ekshumacji ?? Chyba nikt nie planuje
uroczystości pogrzebowych bez wydoycia wszystkich szczątków ofiar
komunistów ukrytych na Powązkach na kwaterze "Ł" ???? http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2013/centrala/spotkanie-prezydenta-rp,-prezesa-ipn-i-sekretarza-ropwim-warszawa,-4-wrzesnia-2013


W środę 4 września doszło do spotkania Prezydenta
Bronisława Komorowskiego z Prezesem IPN Łukaszem Kamińskim i Sekretarzem
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejem Krzysztofem Kunertem.
Tematem rozmowy był stan prac ekshumacyjnych i identyfikacyjnych w
kwaterze Ł Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.  

Zdaniem
Prezydenta RP najbardziej godnym rozwiązaniem byłoby uhonorowanie
szczątków bohaterów oficjalnym państwowym pogrzebem na „Łączce”,
zorganizowanym w 75. rocznicę powstania Polskiego Państwa Podziemnego i
Armii Krajowej – we wrześniu 2014 roku.


Szczegóły:
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,2672,spotkanie-z-prezesem-ipn-i-sekretarzem-ropwim.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

92. Prof. Szwagrzyk o ekshumacjach na "Łączce"

-To bardzo ważne, by odbył się uroczysty państwowy pogrzeb ofiar komunizmu, tych, które udało się odnaleźć na „Łączce" i następnie zidentyfikować. Znamy już datę tej uroczystości: miałoby to nastąpić 27 września 2014 roku w 75. rocznicę powstania Polskiego Państwa Podziemnego. Miejscem pochówku ma być „Łączka" – to oczywiste - powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolita", prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef zespołu IPN prowadzącego ekshumacje na tzw. Łączce na warszawskich Powązkach.
Na "Łączce" chowano w latach 1948-1956 osoby skazane na karę śmierci i stracone na podstawie wyroków sądowych. Dzięki pracom prof. Szwagrzyka udało odnaleźć się m.in. szczątki przywódcy V Wileńskiej Brygady AK, Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszko". W tym samym miejscu pochowano najprawdopodobniej także gen. Augusta Emila Fieldorfa, ps. Nil oraz rotm. Witolda Pileckiego.

Prof. Szwagrzyk podkreślił, że zidentyfikowane ofiary zostaną pochowane w mauzoleum zbudowanym na "Łączce". -Ma tam powstać mauzoleum, ale nie wiemy jeszcze, jaka jest koncepcja zabudowy tego miejsca. Z pewnością jednak musi mieć ono absolutnie unikatowy charakter. Odpowiedzialność za te przygotowania leży całkowicie po stronie Rady. Oczywiście do współpracy muszą też być zaproszone władze Warszawy, bo trudno sobie wyobrazić, by taka inicjatywa obyła się bez ich udziału - podkreślił.

Naukowiec odniósł się także do pomysłu usunięcia z "Łączki" grobów osób pracujących w komunistycznym aparacie represji. - To bardzo delikatna sprawa. Od pewnego czasu 
w świadomości publicznej funkcjonuje informacja, że osoby, które zostały pochowane na „Łączce" w latach 80. ubiegłego wieku, to przedstawiciele komunistycznych służb specjalnych i aparatu bezpieczeństwa. Nie do końca tak jest – takich osób istotnie jest tam wiele, ale nie można mówić, że są to osoby wyłącznie związane z komunistycznym aparatem represji. W związku z tym podjęcie takiej inicjatywy, jak przenoszenie grobów rodzi nazbyt wiele wątpliwości, takich mianowicie, czy szlachetna inicjatywa znalezienia godnego miejsca dla naszych bohaterów narodowych nie stanie się polem konfliktu. Naszym zadaniem jest odnalezienie ofiar komunizmu i ich identyfikacja. Oczywiście nie jest nam obojętne, gdzie zostaną pochowani. Jednak nie chcielibyśmy w żaden sposób włączać się w inicjatywy, które mogłyby uniemożliwić nam wykonywanie naszej pracy. Tym bardziej że przed naszym zespołem jest kolejny, pewnie najtrudniejszy etap prac ekshumacyjnych. Nie jestem przekonany, czy konflikt wokół tych współczesnych pomników z lat 80. jest teraz wskazany - ocenił.
Szukamy jeszcze ok. 90 ofiar. To będzie zdecydowanie najtrudniejszy etap prac z tego powodu, że kości tych osób znajdują się pod współczesnymi pomnikami. Wszędzie tam, gdzie można było dotrzeć i wykonać prace ziemne, już to zrobiliśmy. Cały teren został przebadany. Teraz pozostaje nam ten, który w latach 80. XX w. został przeznaczony na ponowne pochówki. W wielu przypadkach ci, którzy budowali te pomniki, natrafiali na kości więźniów. 
I w wielu przypadkach, jestem o tym przekonany, groby straconych i ich szczątki zostały zniszczone. O tym, że tak się działo, świadczy fakt, że znajdujemy czasem kości na głębokości 30–40 cm. Po prostu, kiedy stawiający pomniki znajdowali szczątki, przerzucali je gdzieś dalej - wyjaśnił naukowiec i dodał, że nie ma możliwości, by nie doszło do trzeciego etapu prac, gdyż "nie możemy społeczeństwu, 
ale i sobie samym, powiedzieć – nie ma możliwości odnalezienia ok. 90 ofiar naszych bohaterów, bo są jakieś przeszkody natury technicznej".
Może przecież zresztą być tak, że wśród tych jeszcze niewydobytych znajdują się szczątki rot. Witolda Pileckiego i gen. Emila Fieldorfa „Nila". Te osoby jeszcze nie zostały zidentyfikowane, a wiemy, jak wielkie oczekiwania wiążą się właśnie z tymi postaciami. Zawsze jednak podkreślam, że liczy się dla nas każda osoba, na której wykonano wyrok śmierci za to, że walczyła o wolną ojczyznę. Nie możemy więc przerwać naszej pracy – musimy tylko znaleźć właściwy sposób, który nie będzie budził negatywnych emocji wobec naszych prac. Metoda, którą wybierzemy, będzie na pewno skuteczna, ale też uwzględniająca wrażliwość innych ludzi. Nie chcemy, 
by "Łączka" była polem konfliktu - zaznaczył Szwagrzyk.

http://www.wprost.pl/ar/416757/Prof-Szwagrzyk-o-ekshumacjach-na-Laczce/?...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

93. arch./- IPN szuka grobu

zdjecie

arch./-

IPN szuka grobu „Inki”

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/54623,ipn-szuka-grobu-inki.html

Na dwóch cmentarzach w Gdańsku ruszyły prace
przygotowawcze do badań archeologiczno-ekshumacyjnych, które mają
rozpocząć się tam jeszcze w tym roku – dowiedział się „Nasz Dziennik”.
Czy specjaliści z IPN odnajdą grób Danuty Siedzikówny „Inki”?

Mowa o cmentarzu garnizonowym i cmentarzu na Srebrzysku. Trwające od
piątku badania, którymi kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, mają na
celu odnalezienie miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego.

– W tej chwili celem jest zbadanie tych cmentarzy i doprecyzowanie
lokalizacji kwater, na których chowano więźniów. Mam nadzieję, że te
działania zaowocują jeszcze w tym roku pracami ziemnymi. Na razie
jesteśmy na etapie dokumentowania tych miejsc – mówi szef projektu.

– W jednym z nich prawdopodobnie pochowana jest Danuta Siedzikówna,
nasza słynna „Inka”. Jesteśmy tu m.in. po to, by to miejsce odnaleźć.
Kiedy ruszą prace ziemne, będziemy o nich oficjalnie informować – dodaje
prof. Szwagrzyk.

Danuta Siedzikówna trafiła do więzienia przy ul. Kurkowej w Gdańsku
20 lipca 1946 r. jako więzień specjalny i została osadzona w celi dla
więźniów politycznych. Po niespełna dwutygodniowym śledztwie i szybkim
procesie młoda sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej
dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” została skazana
na śmierć.

W ostatnim grypsie przekazała znajomym: „Powiedzcie mojej babci, że
zachowałam się jak trzeba…”. 28 sierpnia 1946 r. została rozstrzelana, a
następnie dobita strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego
ppor. Franciszka Sawickiego.

Wiadomości o przebiegu egzekucji zachowały się dzięki relacjom
świadków, do których dotarł IPN: ks. Mariana Prusaka, który spowiadał
„Inkę” przed egzekucją, i Alojzego Nowickiego, b. zastępcy naczelnika
więzienia w Gdańsku. Jeszcze przed śmiercią „Inka” krzyknęła: „Niech
żyje Polska!”. Szczątki Danuty Siedzikówny zostały potraktowane tak jak w
przypadku innych żołnierzy wyklętych, a miejsce jej pochówku Urząd
Bezpieczeństwa utajnił. Przez lata pamięć o niej była bezczeszczona.
„Inkę” przedstawiano jako przestępcę i członka pospolitej bandy.

Setki ofiar

Na cmentarzu garnizonowym przy ulicy Giełguda, gdzie znajduje się
symboliczny grób „Inki”, w latach 40. XX w. chowano osoby skazane na
karę śmierci i stracone w gdańskim więzieniu przy ulicy Kurkowej.
Później, na przełomie lat 40. i 50. oraz w latach 50. więźniów chowano
na cmentarzu na Srebrzysku.

– Istnieje dokumentacja, na podstawie której można stwierdzić, że w
latach 1945-1956 stracono w samym więzieniu gdańskim 84 osoby, z tego
blisko 30 są to osoby, o których możemy powiedzieć, że ich aresztowanie i
śmierć związane były z działalnością polityczną. Ale proszę pamiętać,
że to są tylko ci straceni. Tymczasem mamy tutaj do czynienia także z
osobami, które zostały zamęczone gdzieś tutaj przez UB albo też zmarły w
więzieniu. To także są ofiary. Ich liczby nie jesteśmy na razie w
stanie określić – wyjaśnia profesor.

Jakie teorie co do miejsca pochówku Danuty Siedzikówny są brane pod
uwagę? – Myślę, że „Inka” może spoczywać właśnie tam, gdzie znajduje się
jej symboliczny grób. Ale bez badań ziemnych jest to tylko jedna z
hipotez, choć najbardziej prawdopodobna. Jesteśmy tutaj trzy dni i
dzisiaj kończymy prace. Ale to nie kończy prac przygotowawczych, to jest
tylko pewien etap. Musimy jeszcze wykonać kilka działań, o szczegółach
których nie chciałbym jednak na razie mówić – zastrzega prof. Krzysztof
Szwagrzyk.

Dalsze informacje na temat prac poszukiwawczych w Gdańsku poznamy w
ciągu najbliższych tygodni. – Bardzo chcielibyśmy te prace ziemne
rozpocząć w tym roku – słyszymy.

Oprócz badań w Gdańsku w miniony weekend IPN prowadził także prace
ziemne w lesie w pobliżu wsi Gądki koło Poznania. W miejscu tym w latach
40. XX w. również chowano ofiary systemu komunistycznego. Choć w
ubiegłym roku eksperci Instytutu już ten obszar eksplorowali, to jednak
nie udało się wówczas natrafić na groby polskich żołnierzy zamordowanych
przez UB.

– Dzisiaj wykonujemy tam odwierty i ziemne działania poszukiwawcze. W
lesie tym chowano naszych żołnierzy, kwestią jest tylko precyzyjne
znalezienie tego miejsca na obszarze leśnym, który jest potężny,
wielohektarowy. Przy tak ogromnym obszarze pomyłka nawet o jeden metr
czy o pół metra może skutkować tym, że nie odnajdzie się tych dołów –
wyjaśnia prof. Szwagrzyk.

– Niezwykle trudno jest znaleźć w lesie, po 60 czy 70 latach, bardzo
precyzyjnie miejsce konkretnego grobu, ale taki jest nasz obowiązek.
Podejmujemy takie działania nawet wtedy, kiedy szanse wydają się
niewielkie – podkreśla.

Piotr Czartoryski-Sziler

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

94. A.Kuczyński/- Kim są ofiary

zdjecie

A.Kuczyński/-

Kim są ofiary z Włodzimierza?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/54675,kim-sa-ofiary-z-wlodzimierza.html

Prace ekshumacyjne we Włodzimierzu Wołyńskim
wkraczają w fazę kulminacyjną. Właśnie odkryto kolejne trzy mogiły, w
których mogą spoczywać Polacy

– Odsłaniane są kolejne trzy mogiły, mniejsze od odkrytych w latach
poprzednich, o zupełnie innym charakterze. Największa z nich ma rozmiary
5 na 4 metry. Ciała ewidentnie wskazują na to, że te osoby zostały
zamordowane w innym miejscu, a ich zwłoki zostały wrzucone później do
przygotowanej wcześniej mogiły – mówi kierująca pracami dr Dominika
Siemińska z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Przy szczątkach specjaliści znajdują bardzo dużo przedmiotów
osobistych. To obuwie, fragmenty tkanin od ubrań, guziki i różne inne
rzeczy.

– Kolejne dwie mogiły, które są trochę mniejsze, czekają jeszcze na ekshumacje – zaznacza dr Siemińska.

Archeolodzy eksplorują majdan średniowiecznego grodziska, w miejscu, gdzie stał kiedyś zamek Kazimierza Wielkiego.

– Prowadzone przez stronę polską prace zostały wywołane na skutek
znaleziska zgłoszonego przez archeologów ukraińskich, którzy prowadzili
tam wcześniej badania archeologiczne polegające na poszukiwaniu
pozostałości tego zamku. Natrafili oni na zbiorową mogiłę. Niedaleko
niej znaleźli polskie guziki wojskowe i polską odznakę policyjną –
relacjonuje Siemińska.

Miejsce to, choć znajduje się w centrum Włodzimierza, to jednak od
XIX wieku – gdy pośrodku otoczonego kilkunastometrowymi wałami majdanu
stanął budynek dawnego więzienia carskiego – było ściśle izolowane od
pozostałej części miasta.

W okresie XX-lecia międzywojennego znajdowało się tam więzienie
polskie, zaś po 17 września 1939 r. przejęło je NKWD. Obiekt przeszedł w
1941 r. w ręce Niem- ców, by trzy lata później znów wrócić we władanie
Sowietów. Więzienie sowieckie istniało tu do 1954 r., zaś w 1956
zamieniono je na szpital. Na terenie grodziska egzekucji dokonywały
zarówno oddziały NKWD, jak i oddziały niemieckie.

Jak tłumaczy Siemińska, duża grupa więźniów NKWD, którzy byli
przeznaczeni do ewakuacji po wkroczeniu Niemców do miasta 22 czerwca
1941 r., została rozstrzelana i prawdopodobnie pochowana na terenie
więzienia. Kolejne egzekucje i pochówki na terenie więzienia były
dokonywane przez Niemców.

W wyniku przypadkowego znalezienia dużej mogiły w 1997 r. przez
ukraińską firmę poszukiwawczą ekshumowano szczątki 97 osób. Ujawniono
przy nich przedmioty wskazujące na to, że byli to zapewne głównie polscy
żołnierze i cywile.

Wykopano liczne elementy uzbrojenia, wyposażenia wojskowego, obuwie
wojskowe, pasy, guziki z polskich mundurów. Ofiary te zostały w 1997 r.
pochowane na terenie miejskiego cmentarza we Włodzimierzu Wołyńskim. W
2010 r. ukraińscy archeolodzy z Łucka rozpoczęli kolejne prace badawcze
na terenie dawnego zamku Kazimierza Wielkiego. W ich wyniku natrafiono
na następną zbiorową mogiłę. Znaleziska zgłoszono do konsulatu oraz Rady
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W związku z prowadzonymi w tym
czasie pracami w Bykowni o konsultacje poproszono prof. Andrzeja Kolę.

– W sierpniu 2011 r. podjęliśmy prace archeologiczne i ekshumacyjne – mówi dr Dominika Siemińska.

W pierwszym momencie wydawało się, że jest to mogiła o rozmiarach
mniej więcej 3 na 4 metry, gdzie ewentualnie mogą być pochowane szczątki
około stu osób. Jednak w trakcie prac okazało się, że sytuacja
przedstawia się zgoła inaczej.

Najpierw w pobliżu odnaleziono odznakę policyjną posterunkowego
Józefa Kuligowskiego, którego udało się zidentyfikować (był
przetrzymywany w więzieniu we Włodzimierzu, potem zginął w Ostaszkowie,
jest na liście z Miednoje), a później stwierdzono, że grób jest znacznie
większy, niż zakładano, bo ma 3 m szerokości i aż ponad 20 m długości.

Sąsiaduje z nim kolejna mogiła o szerokości 3 m i 14 m długości.

– Dodatkowo w wyniku wykopów sondażowych odkryliśmy istnienie
kolejnych, co najmniej trzech mogił na terenie tego grodziska. Wszystkie
usytuowane są w południowo-wschodniej części majdanu. W wypełnisku
grobu pierwszego, a właściwie w jego zasypisku, znaleźliśmy zakrętkę od
kolejnej odznaki. Tu również udało się zidentyfikować osobę, która była
na liście z Miednoje – zaznacza dr Dominika Siemińska.

Bez butów

Analiza i obserwacje prowadzone w trakcie prac pozwoliły archeologom
ustalić, że w mogile określonej jako grób numer 1 pochowano szczątki 514
osób. Te ciała były przeważnie ułożone rzędami, na brzuchu, z głowami
skierowanymi w jedną stronę. W większości były to kobiety i dzieci.
Kobiety stanowiły 47 proc., dzieci 27 proc., pozostali to mężczyźni. W
mogile tej archeolodzy znaleźli niewielką liczbę przedmiotów osobistych
(trafiały się jednak polskie guziki wojskowe, pagon policyjny czy
orzełek od czapki policyjnej).

Jak zaznacza dr Siemińska, stwierdzono, że ofiary zostały przed
egzekucją pozbawione przedmiotów osobistych. A nawet odzieży. W grobie w
ogóle nie było butów.

Amunicja, którą znaleziono, była przede wszystkim niemiecka, kalibru 9
mm, z jednej serii, wyprodukowanej w Skarżysku-Kamiennej. Liczba
znalezionych łusek prawie pokrywała się z liczbą zastrzelonych osób.

– Te osoby były mordowane najprawdopodobniej w mogile. Kazano im
wejść do przygotowanego wcześniej grobu i tam do nich strzelano. Później
kazano wejść do dołu następnej partii osób, którą mordowano. Udało się
zauważyć, że to nie była jednorazowa akcja, były przerwy w egzekucji,
ponieważ partie szkieletów przysypano warstwą ziemi – mówi Siemińska.
Jednorazowo mordowana była grupa składająca się z kilkunastu do
kilkudziesięciu osób.

Prace ekshumacyjne kontynuowane były w 2012 r., kiedy to badana była
wspomniana kolejna mogiła o szerokości 3 metrów i długości 14 metrów.

– Tu właściwie sytuacja była taka sama, szczątki ułożone były głowami
w kierunku południowym. Również dało się zauważyć grupy mordowanych, a
większość osób leżała na brzuchu. Była tu zdecydowana większość kobiet
(54 procent), dzieci i mężczyzn (po około 25 procent). Większość łusek
również produkcji niemieckiej, z tej samej serii, co poprzednio, i
również niewielka liczba przedmiotów osobistych, zwłaszcza niewielka
liczba butów – stwierdza Siemińska.

Jak zaznacza, po przeprowadzeniu wstępnych badań archiwalnych z całą
pewnością można stwierdzić, że dwie pierwsze wyekshumowane duże mogiły
to groby ofiar zabitych przez Niemców. Świadczy o tym zarówno sposób
ułożenia ciał, brak przy nich przedmiotów osobistych czy znajdowane obok
łuski niemieckie. Badania antropologiczne wykazały ponadto, że do
egzekucji używano broni maszynowej, bo ślady po kulach są zarówno w
różnych częściach głowy, jak i reszty ciała.

Sowieckie tropy

Ale mogiła, która właśnie teraz jest ekshumowana, ma zupełnie inny
charakter. – Jeśli chodzi o asortyment rzeczy, które w niej znajdujemy,
to mamy do czynienia z sytuacją identyczną jak w Bykowni czy Charkowie.
Są rzeczy, które są tych samych firm i z tego samego okresu – mówi dr
Siemińska.

Wśród nich natrafiono na dużą liczbę monet. Siemińska stwierdza, że
jedna z pierwszych ekshumowanych osób miała w kieszeniach prawie
dwieście monet, z których najmłodsza datowana jest na 1940 rok.

– To są polskie i sowieckie monety. Również sposób ułożenia ofiar i
ich zamordowania wskazuje ewidentnie na robotę NKWD. Większość strzałów
była w tył głowy, a kaliber broni to 7,62 mm.

Z relacji świadków pośrednich i bezpośrednich wynika, że nie są to
jedyne miejsca na terenie grodziska, gdzie mogą spoczywać ofiary NKWD.

– Z drugiej strony budynku więzienia, od zachodu, najprawdopodobniej
istnieją kolejne mogiły, podobno także kolejna mogiła jest usytuowana
przy samym wejściu do dawnego więzienia. To wszystko wymaga jeszcze
czasu i sprawdzenia. Nie mamy żadnych zdecydowanych dowodów na temat
tego, kim były ofiary. Możemy się domyślać, że w dwóch pierwszych
odkrytych mogiłach była pochowana ludność pochodzenia żydowskiego, ale
znaleźliśmy też tam np. pojedyncze medaliki katolickie, jak również
polskie guziki wojskowe. Obecność kobiet i dzieci wskazywałaby na to, że
była to ludność mordowana przez Niemców w okresie od czerwca 1941 roku
do 1944 roku – konkluduje dr Dominika Siemińska.

Piotr Czartoryski-Sziler

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

95. arch./- Ginęli co pięć

zdjecie

arch./-

Ginęli co pięć minut

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/51567,gineli-co-piec-minut.html

Istnieje ogromna szansa, że wśród osób
zidentyfikowanych przez badaczy spośród szczątków wydobytych na
Powązkach będzie mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Jutro IPN po raz
trzeci poda kilka kolejnych nazwisk osób odnalezionych podczas prac
ekshumacyjnych.

Jak podkreślają badacze, należy się spodziewać większej liczby
identyfikacji niż dotychczas. Może ona oscylować nawet koło dziesięciu.
–Na pewno będzie to więcej osób niż na poprzednich konferencjach – mówił
niedawno genetyk dr Andrzej Ossowski z Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego. W grudniu zeszłego roku i w lutym tego roku IPN podał
łącznie siedem nazwisk żołnierzy pochowanych potajemnie przez władze
komunistyczne, z których najbardziej znany jest ppłk Stanisław Kasznica,
ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych, uczestnik wojny obronnej 1939
r. i Powstania Warszawskiego.

Badacze już wcześniej zapowiadali, że są blisko identyfikacji
szczątków należących do Dekutowskiego, po tym jak zidentyfikowano dwóch
jego towarzyszy. – Wszystko wskazuje na to, że w tym grobie leży major
„Zapora” i jego współpracownicy – zapewniał prof. Krzysztof Szwagrzyk
kierujący badaniami ekshumacyjnymi na tzw. Łączce na Powązkach po
odnalezieniu kpt. Stanisława Łukasika „Rysia”, który spoczywał w
kwaterze na Łączce w masowym grobie wraz z siedmioma innymi szkieletami.
Szczątki te odnaleziono podczas zeszłorocznych prac w jamie grobowej nr
16.

W lutym tego roku zidentyfikowano kolejnego towarzysza „Zapory” por. Tadeusza Pelaka.

– Jesteśmy bliżej odnalezienia „Zapory”. Spośród ośmiu ludzi, których
szczątki udało się odnaleźć w jamie grobowej nr 16, mamy już drugą
osobę, współpracownika Hieronima Dekutowskiego. W tej chwili trwają
intensywne czynności zmierzające do porównań genetycznych pozostałej
szóstki. Na pewno kolejne nazwiska z tej jamy grobowej zostaną
upublicznione na następnej konferencji – mówił wówczas Szwagrzyk.
Genetycy już wcześniej pozyskali materiał porównawczy do badań dotyczący
czterech osób: Łukasika, Dekutowskiego, Pelaka i Miatkowskiego.

Dotychczas zgromadzony porównawczy materiał genetyczny odnośnie do
„Zapory” nie dawał pewności identyfikacji. Do niedawna w bazie były
próbki pochodzące jedynie od trzech żyjących siostrzenic majora. – Pod
względem genetycznym ten materiał był za daleki, żeby się wypowiedzieć w
sposób pewny, a musimy być pewni identyfikacji –przyznaje dr Ossowski.

Dlatego podjęto decyzję o ekshumacji ciał rodziców bohatera, Jana i
Marii Dekutowskich, spoczywających w Tarnobrzegu, czego inicjatorami
była rodzina żołnierza AK-WiN. Nastąpiło to w maju. Genetyk przyznaje,
że nie jest to łatwy materiał do badań. – Materiał ekshumacyjny bardzo
trudny – zaznacza dr Ossowski.

Po tajnym procesie wyrok na „Zaporę” i jego towarzyszy został
wykonany wieczorem 7 marca 1949r. w więzieniu na Mokotowie. Według
protokołu rozstrzelania pierwszy zginął Dekutowski (o godz. 19.00).
Później, w odstępach 5-minutowych ginęli jego towarzysze broni: kpt.
Stanisław Łukasik „Ryś”, ppor. Roman Groński „Żbik”, por.Jerzy
Miatkowski „Zawada”, por. Tadeusz Pelak „Junak”, por. Edmund Tudruj
„Mundek” oraz por. Arkadiusz Wasilewski „Biały”.

W egzekucji uczestniczyli: wiceprokurator Naczelnej Prokuratury
Wojskowej mjr Stanisław Cypryszewski, naczelnik więzienia kpt. Alojzy
Grabicki, lekarz ppłk Marek Charbicz, ks. Michał Zawadzki, a dowódcą
plutonu egzekucyjnego był kat Mokotowa Piotr Śmietański.

Hieronim Dekutowski był cichociemnym, dowódcą oddziałów Armii
Krajowej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” na Lubelszczyźnie. W
szczytowym okresie dowodził ponad trzystu żołnierzami.

Prace archeologiczno-ekshumacyjne na Powązkach odbywają się w ramach
ogólnopolskiego projektu badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc
pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956”.

Zenon Baranowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

96. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Biją się o „Zaporę”

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/54796,bija-sie-o-zapore.html

Radni sejmiku lubelskiego przyjęli
jednogłośnie uchwałę dotyczącą sprowadzenia odnalezionych na Łączce
szczątków mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.

Radni chcą, żeby prochy żołnierza spoczęły na cmentarzu w Lublinie, w
pierwszym grobie mającej tu powstać Kwatery Zaporczyków. Głównym
argumentem przemawiającym za pochówkiem „Zapory” w Lublinie ma być fakt,
że oddział Hieronima Dekutowskiego operował głównie na terenie
Lubelszczyzny.

– „Zapora” całe swoje dorosłe życie poświęcił walce z okupantem
niemieckim, a później komunistycznym na ziemi lubelskiej. Tu
bezpośrednio trafił z Londynu jako cichociemny posłany na ziemię
lubelską, tu walczył w miejscowym AK i WiN – tłumaczy Andrzej
Pruszkowski, szef klubu radnych PiS.

– Na naszych ziemiach pamięć o „Zaporze” i o tym dobru, jakie dla
mieszkańców Lubelszczyzny uczynił, ciągle trwa. Stąd nasze stanowisko,
które jest przede wszystkim wyrazem wdzięczności – dodaje.

W Lublinie jest symboliczny grób-pomnik Dekutowskiego. Nie ma dnia,
by nie płonęły na nim znicze. W tym mieście jest również gimnazjum,
które nosi imię „Zapory”. Szkoła znajduje się przy ulicy Lipowej, tuż
obok cmentarza, na którym twórcy przyjętego w sejmiku stanowiska
chcieliby pochować bohaterskiego żołnierza.

Autorzy stanowiska podkreślają, że decyzja o pochówku „Zapory” w
Lublinie nie należy do nich ani do żadnego z urzędów, ale do rodziny
Hieronima Dekutowskiego. W specjalnym piśmie radni zwrócili się więc z
prośbą do rodziny majora „Zapory” o zgodę na pochówek w Lublinie.

– Wiemy, że obecnie wśród członków rodziny majora trwa dyskusja o
miejscu, w którym mają spocząć jego doczesne szczątki. My naszym
stanowiskiem chcieliśmy m.in. przedstawić argumenty przemawiające za
wyborem Lublina – mówi Pruszkowski. Podkreśla, że stanowisko jest
również deklaracją pomocy samorządu województwa w przygotowaniu
transportu i zorganizowaniu pogrzebu.

Radni, którzy przyjęli stanowisko w sprawie pochówku „Zapory” w
Lublinie, działali na prośbę różnych środowisk patriotycznych, m.in.
Zarządu Głównego WiN i społecznego komitetu budowy pomnika majora. Chcą,
by na cmentarzu przy ul. Lipowej zbudować Kwaterę Zaporczyków.

Pomnik grobowy Dekutowskiego miałby być pierwszym ulokowanym w
Kwaterze Zaporczyków grobowcem. Później przy ul. Lipowej urządzano by
pochówki innym żołnierzom „Zapory”. Pomoc w przygotowaniu projektu
kwatery zadeklarował już wybitny lubelski architekt Stanisław Machnik.
Zawiązał się też społeczny komitet budowy pomnika „Zapory” i Kwatery
Zaporczyków. Pomysłodawcy podkreślają, że to dopiero wstępny projekt,
który chcą jeszcze skonsultować z rodzinami żołnierzy.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

97. Nie ma pieniędzy na



Nie ma pieniędzy na „Łączkę”


Data publikacji: 2013-09-30 08:00

Nie ma pieniędzy na „Łączkę”
fot.Joanna Borowska/FORUM


Brakuje pieniędzy na identyfikację ofiar komunistycznych zbrodni, które ekshumowano w kwaterze „Ł” na Cmentarzu Powązkowskim – słynnej „Łączce”.


Od powołania Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów minął rok. Bazę tworzy dwudziestoosobowy zespół wolontariuszy. Dokonują oni identyfikacji m.in. żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego, których ciała ekshumowano na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Dzięki determinacji członków PBGOT udało się już zidentyfikować 16 tych ofiar.


Baza traci jednak dofinansowanie. Może to doprowadzić do zaprzestania dalszych prac. Dotychczas nie było żadnego systemowego finansowania PBGOT. Do tej pory głównymi sponsorami jej prac były osoby prywatne, a także oddział IPN w Szczecinie oraz bank BZ WBK, który w ramach grantu wsparł bazę kwotą ponad 200 tys. zł. Wszystko to jednak jest raczej finansową „partyzantką", a nie systemową pomocą.


Dzięki PBGOT powstał też specjalny zespół DVI (ang. Disaster Victims Identification, czyli – zespół ds. identyfikacji ofiar katastrof masowych), które funkcjonują w większości krajów europejskich. Ich zadaniem jest wkraczanie do akcji wtedy, gdy pojawia się jakieś masowe tragiczne wydarzenie.


Źródło: rp.pl

avatar użytkownika nadzieja13

98. Baza traci dofinansowanie...

Na renowację czterech śpiących pieniądze są..:(
Jak pięknie pan Komorowski potrafi wykorzystać możliwość zaistnienia, skandal, że nie robi nic, by zobligować kolegów partyjnych do stworzenia rozwiązań systemowych pozwalających na stałą dotację.
Ale to, niestety, nie dziwi wcale.:(

avatar użytkownika Maryla

99. @nadzieja13

pieniądze sa na propagandę, nie ma dla Obrońców Ojczyzny, którzy nie mają godnego pochówku. Kolejny przypadek.


Kto spoczywa w Ciechanowie?

Nasz Dziennik

W tym tygodniu w Ciechanowie ruszą prace w miejscu odnalezienia zbiorowej mogiły.


fot. Robert Sobkowicz

Prace archeologiczno-ekshumacyjne miały ruszyć dwa
tygodnie temu. Pojawiły się jednak przeszkody formalne. – Wpłynęło
siedem ofert, z których nie wybraliśmy tej właściwej. Złożyliśmy
zapytanie do prawników, bo jedna z droższych ofert podważyła oferty
najtańsze. Postaramy się w tym tygodniu rozstrzygnąć, którą wybierzemy,
żeby jak najszybciej rozpocząć prace – mówi Robert Szymaniak, kierownik
Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta w Ciechanowie.

Według Jakuba Affelskiego, który
nadzorował wstępne eksploracje w miejscu lokalizacji mogiły, miasto co
prawda jest zainteresowane ekshumacją, ale nie planuje identyfikacji
genetycznej. – W każdej chwili takie badania będą mogły jednak zostać
zrobione, bo szczątki zostaną tak zabezpieczone, by można pobrać próbki –
twierdzi Affelski, który proponował miastu pobranie próbek DNA do
analizy.

Oferta została jednak odrzucona. –
Składając ją miastu, wzorowałem się na tym, co działo się na
powązkowskiej Łączce. Ale miasto wybiera najtańszą ofertę i pewnie w tej
cenie zrobi zwykłą ekshumację. Nie sądzę, by tam były jeszcze robione
jakieś dodatkowe prace – zaznacza archeolog.

Rodziny szukają bliskich

Ekshumacjami w Ciechanowie
zainteresowane są rodziny osób, które zmarły na terenie dawnego obozu
NKWD, zlokalizowanego niedaleko miejsca ujawnienia szkieletów.

Krystyna Kniat z Torunia straciła w nim
ojca, Konrada Nastrożnego. Według relacji świadków, zmarł na dyzenterię
23 marca 1945 r., ale jego zwłok nigdy nie odnaleziono. Nastrożny
skończył szkołę budowy maszyn w Grudziądzu, pracował jako urzędnik w
Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowej w Toruniu. W czasie okupacji
niemieckiej był maszynistą. 2 lutego 1945 r. Sowieci zgarnęli go z ulicy
w drodze do kościoła.

Rodzina wiedziała, gdzie ma go szukać. –
Do Ciechanowa jeździł brat taty, siostra, także siostra mojej mamy i w
końcu sama mama, ale nic nie dało się wskórać. Mojej mamie pokazano
człowieka, który rzekomo nazywał się Konrad Nastrożny, ale to nie był
tata – opowiada Krystyna Kniat. Jej matka miała być świadkiem, jak
Sowieci nieśli zwłoki, które wrzucili do mokradła, za płotem obozu.

Dwóch świadków zeznało później przed
sądem, gdy żona Nastrożnego zabiegała o akt zgonu męża, że widziało, jak
umierał. „Niniejszym zaświadczam, iż przebywałem razem z obywatelem
Konradem Nastrożnym z Torunia, ulica Podgórna 27, w obozie NKWD w
Ciechanowie i byłem naocznym świadkiem zgonu jego, który zmarł dnia 23
marca 1945 roku. Jako świadek zeznaję. Kozłowski Alfons”. Podobnie
zeznał drugi Stanisław Zalewski. Na podstawie ich zeznań wydano odpis
skrócony aktu zgonu Nastrożnego.

– Od początku wszyscy z rodziny, którzy
byli w obozie w Ciechanowie, mówili, że tata zmarł na dyzenterię. Nie
wytrzymał trudnych warunków obozowych – opowiada.

– Nie szukałam grobu taty, liczyłam na
to, że ta sprawa zostanie kiedyś nagłośniona. W końcu tak się chyba
dzieje. O znalezieniu kości w Ciechanowie dowiedziałam się z Telewizji
Trwam. Nie wiem, na co mogę liczyć. Moim marzeniem byłoby, żeby była
identyfikacja i gdyby tata został odnaleziony, jego pochowanie –
zaznacza Krystyna Kniat.

Wierzchołek góry

Na razie nie wiadomo nawet, czy
szkielety odkryte przy drodze to w ogóle jeńcy NKWD. Równie dobrze mogą
to być żołnierze sowieccy lub niemieccy. Informacje te muszą dopiero
zweryfikować badania. – Może po jakichś przedmiotach uda się rozpoznać,
kto to mógł być. Bardzo liczę na fachowość firmy, która dokona tej
ekshumacji – podkreśla.

O samym obozie NKWD w Ciechanowie
zachowało się bardzo niewiele informacji. – Nie odpowiem bez konsultacji
z prezesem IPN i planami prof. Szwagrzyka na pytanie, czy IPN mógłby
kiedyś podjąć tam prace badawcze. Zbyt mało jest jednak wiedzy o samym
obozie. Wiemy o jego istnieniu i że powstał po Skrobowie – mówi Andrzej
Arseniuk, rzecznik IPN.

Obóz był usytuowany na obrzeżach miasta,
ciągnął się od ul. 17 Stycznia wzdłuż zachodniej części ul. Jesionowej.
Obecnie na tym terenie jest blokowisko i zabudowa jednorodzinna. –
Jeżeli ewentualne przyszłe badania byłyby prowadzone na terenie będącym
własnością gminy miejskiej, to nie widzę żadnego problemu. Jeżeli na
terenach prywatnych, to trzeba by było uzyskać zgodę właścicieli
nieruchomości – deklaruje kierownik Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta
Ciechanów.

Teraz miasto skupia się na odkrytej
mogile. – Na pewno urządzimy godny pochówek, każdy szkielet pochowamy w
oddzielnej trumience. Na pewno określimy w przybliżeniu płeć i wiek
każdego osobnika, co może być wskazówką dla osób, które poszukują
bliskich będących w konkretnym wieku w chwili śmierci – zapewnia
Szymaniak. Dodaje, że jeżeli któraś z rodzin będzie chciała szukać
swoich bliskich lub będzie istniało domniemanie, że szczątki można
skojarzyć z konkretnym nazwiskiem, miasto wyrazi zgodę na badania DNA.

W przypadku, gdy ekipa badająca mogiłę
natrafi w trakcie prac na kolejne szkielety, wykop zostanie poszerzony, a
szczątki będą ekshumowane.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.radiomaryja.pl/informacje/kto-spoczywa-w-ciechanowie/

Brakuje pieniędzy na ekshumacje na „Łączce”

Radio Maryja -
57 min. 26 sek. temu

Brakuje pieniędzy na kolejne ekshumacje na warszawskiej
„Łączce”. Dotychczas głównymi sponsorami prac prowadzonych w kwaterze
„Ł” były osoby prywatne, odział IPN w Szczecinie oraz bank BZWBK, który
wsparł inicjatywę kwotą blisko 200 tys. zł.

Zespół wciąż ma wiele prac przed sobą, a pieniądze są niezbędne do
przeprowadzenia prac ekshumacyjnych. Sytuacja tym bardziej budzi
niepokój, iż w przyszłym roku w kwaterze ”Ł” na warszawskich Powązkach
ma odbyć się państwowy pogrzeb szczątków ofiar. Tymczasem dr Andrzej
Ossowski, lider zespołu PBGOT zaznacza, że projekt nie zostanie
całkowicie zatrzymany.

- Nie wyobrażam sobie, żeby prace zostały zaprzestane. One mogą być
bardzo spowolnione czy też zatrzymane chwilowo, natomiast sądzę, że te
środki się znajdą. Muszą się znaleźć. Wynika to też z tego, że to jest
bardzo trudny projekt, wykonywany przez ileś instytucji. Dlatego takie
problemy się pojawiają. To jest zaangażowanie ludzi, którzy pracują w
projekcie. Ich praca to nie jest niestety wszystko. Jeżeli chodzi o
sprawy czysto badawcze, laboratoryjne to niestety główne koszty to
koszty chemii i urządzeń, które służą do tych prac, a poprzeczkę
podnieśliśmy sobie bardzo wysoko. Jest to jeden z największych projektów
w Europie. Wydaje mi się, że tak to powinno wyglądać. Dla nas jest to
bardzo ważne żebyśmy wiedzieli czy na pewno tych bohaterów narodowych
tam mamy –
wskazuje dr Andrzej Ossowski.

Dodaje on również, iż szczątki bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego zgodnie z planem zostaną uroczyście pochowane.

- Prace identyfikacyjne odbywają się niezależnie od pochówków.
Zdajemy sobie sprawę, że będą trwały przez lata. Co kilka dni docieramy
do kolejnych członków rodzin bliskich tych ofiar i będziemy docierać
przez następnych kilka lat. Nie łączyłbym, tego, że te pochówki nie będą
się mogły odbyć. Osoby, które będą pochowane będą odzyskiwały imiona i
nazwiska. To jest naturalne i tak się robi wszędzie na świecie. Nie
chowa się tylko tych osób, które są zidentyfikowane – tylko wszystkie, a
następnie ustala się ich tożsamości. Tak to wygląda i tutaj zagrożenia
nie widzę –
dodaje dr Andrzej Ossowski.

Do tej pory dzięki determinacji zespołu prof. Krzysztofa Szwagrzyka
zidentyfikowano szczątki 16 przedstawicieli Polskiego Podziemia
Niepodległościowego, m.in. Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszka czy por.
Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora.









 



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

100. Wśród poloników wydobytych z

zdjecie

Wśród poloników wydobytych z grobu jest orzełek (M. BORAWSKI)

Z inspiracji Sowietów

Polacy, których zbiorowe mogiły
odsłonięto w tym roku we Włodzimierzu Wołyńskim, ginęli od strzału
metodą katyńską. Ciała po egzekucji leżały w nieładzie, przeważnie głową
w dół. To dowód, że nie zginęli w grobie

Piotr Czartoryski-Sziler, Włodzimierz Wołyński

– Na pewno zginęli pod wpływem
strzału. To można jednoznacznie potwierdzić. W większości przypadków był
to postrzał poniżej podstawy czaszki. Można stwierdzić, że w
przeważającej mierze zastosowano tu metodę katyńską – wskazuje w
rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Beata Iwanek z Instytutu Antropologii
Uniwersytetu Poznańskiego, która pracuje na miejscu we Włodzimierzu
Wołyńskim.

Do tej pory ekshumowano szczątki z jednego z mniejszych dołów,
oznaczonego jako wykop 3a. Do podjęcia są jeszcze kości z drugiego
małego wykopu i ostatnia warstwa szkieletów z największego grobu (4 na 6
m).

Prace ekshumacyjne miały się zakończyć w ubiegłym tygodniu, ale na
przeszkodzie stanął deszcz. W jamach grobowych zalega glina i gdy zbiera
się woda, kości łatwo uszkodzić.

– Kilkadziesiąt szczątków udało się wybrać pojedynczo. W tej chwili
ustaliliśmy razem z antropologami, że nie jest to dalej możliwe. Procesy
gnilne, ruchy wody, przemarzanie itd. sprawiły, że te kości jeszcze się
poprzesuwały i mocno zakleszczyły. Stąd nie było możliwości ich
oddzielenia – tłumaczy dr Dominika Siemińska kierująca pracami we
Włodzimierzu.

Szczątki dzielone są na grupy poszczególnych kości, tak żeby móc
ustalić dokładną liczbę osób pochowanych w konkretnej jamie. W ten
sposób stwierdzono, że w pierwszym badanym w tym roku wykopie (3a)
spoczywało 37 osób. I choć – jak ustalono – ktoś kiedyś wkopał się w ten
grób i kości były naruszone, w większości zachowały swój układ
anatomiczny. Ich stan Beata Iwanek ocenia jako dobry.

– Szczątki ludzkie zalegające w badanym grobie uległy całkowitemu
zeszkieletowaniu w wyniku procesów tafonomicznych (pośmiertnych).
Szkielety spoczywały w układzie anatomicznym. Stan zachowania czaszek
jest różny; na ogół są mniej lub bardziej uszkodzone i zniszczone. Stan
zachowania szkieletów postkranialnych (pozaczaszkowych) jest na ogół
dobry – tłumaczy antropolog.

Szkielety zachowały się prawie kompletnie. W nielicznych tylko przypadkach brakuje pojedynczych kości kończyn górnych.

Czas zaciera ślady

Czaszki mają otwory typowe dla otworu wlotowego i wylotowego o
średnicy około 8 milimetrów. W kilku przypadkach z reguły otwór wlotowy
znajduje się w łusce kości potylicznej, natomiast otwory wylotowe w
łusce kości czołowej. W jednym przypadku w ciemieniowej.

– Większość śladów postrzałów to postrzały poniżej podstawy czaszki.
Pocisk wychodzi twarzoczaszką, w okolicy oczodołu, ewentualnie jamy
nosowej, niszcząc ją – mówi Beata Iwanek. –W przypadku kilku czaszek
mamy do czynienia z charakterystycznymi cechami dla otworu wlotowego
(najczęściej w rejonie potylicy) i wylotowego oraz inne
charakterystyczne uszkodzenia kości czaszki związane z reguły z
postrzałem jednokrotnym i w jednym przypadku – dwukrotnym. Także w
jednym przypadku odnotowano w czaszce postrzał „ślepy” z brakiem w niej
pocisku – dodaje antropolog.

W 9 przypadkach można było ustalić wlot, ale bez charakterystycznych
cech postrzału; kanał postrzału przebiegał między pierwszym kręgiem
szyjnym a podstawą czaszki.

Brak śladów obrażeń postrzałowych, w tym nieobecność otworów
wlotowych i wylotowych równocześnie oraz nieobecność otworów wlotowych
bądź wylotowych, można tłumaczyć w wielu przypadkach procesami
pośmiertnymi, prowadzącymi do fragmentacji kości, które powodują
zacieranie śladów postrzału.

Szczególnie istotne dla antropologów było ustalenie struktury płci i
wieku pochowanych. Chodziło o pozyskanie informacji, czy w danym grobie
złożono osoby wyłącznie jednej płci czy też obu, o zbliżonym czy też
różnym wieku w chwili śmierci, dorosłe czy również dzieci. Według
obliczeń Iwanek, w wykopie 3a 59 proc. stanowili mężczyźni, 30 proc. –
kobiety, 8 proc. – dzieci.

Głową do dołu

Jeśli pogoda dopisze, dziś zakończy się ekshumacja największej
mogiły, liczącej 4 na 6 metrów. Do wydobycia pozostała połowa ostatniej
warstwy, w której widoczne są kości. Niżej już nic nie ma. W ubiegłym
tygodniu z grobu ekshumowano szczątki 183 osób. Ale w ocenie archeologów
spoczywa tam jeszcze od kilkunastu do kilkudziesięciu ciał. W tym
przypadku kości były przemieszane. Tylko w pierwszej ekshumowanej
warstwie są nieliczne szczątki, które zachowały pierwotny układ
anatomiczny. Ciała po egzekucji leżały w nieładzie, przeważnie głową w
dół. Archeolodzy nie mają już żadnych wątpliwości, że to ofiary NKWD.

– Szkielety, które udało nam się wydobyć z wierzchu, były w jakimś
tam układzie anatomicznym. Im niżej, tym gorzej. To była jedna akcja
likwidacyjna, mordowani i chowani byli w jednym czasie. Nie ginęli
jednak w grobie, ich ciała były potem do niego wrzucane – opowiada dr
Dominika Siemińska.

Odsłonięta jama grobowa robi wstrząsające wrażenie. Widać
przemieszane kości, spomiędzy których wystają podeszwy butów lub nawet
całe obuwie. Wiele czaszek nosi widoczne ślady po kuli.

Archeolodzy odrębnie wydobywają wszystkie przedmioty, na które
natrafią. Poza butami, których zachowało się najwięcej, są też guziki,
monety i rzeczy osobiste.

– Jest duża ilość butów, w tym na pewno także wojskowe trzewiki,
wczoraj natrafiliśmy co najmniej na dwie pary. To typowo polski wzór z
1931 roku. Jest także słabo zachowany fragment policyjnego pagonu,
orzełek od czapki policyjnej, wiele guzików wojskowych, szeroki pasek,
który też wygląda na wojskowy. Są też drobne przedmioty, które nie
zostały jeszcze dobrze oczyszczone – relacjonuje dr Siemińska. Wśród
nich można jednak rozpoznać szczoteczki do zębów, grzebienie, okulary
czy pióro wieczne. Wszystkie przedmioty są polskie. Każdy z nich jest
oczyszczany, fotografowany i dokumentowany, ma swoją kartę z opisem. Ze
wstępnej analizy wynika, że w tym grobie spoczywają mężczyźni.
Archeolodzy wnioskują to po oględzinach butów i samych szczątków. Ale na
dokładną ocenę trzeba jeszcze poczekać. Być może wstępne wyniki ich
pracy będą znane już w tym tygodniu.

Na razie wszystkie kości są skrupulatnie liczone i opisywane.

Początkowo sądzono, że na terenie dawnego grodziska we Włodzimierzu
Wołyńskim mogą spoczywać ofiary zbrodni katyńskiej. Przypuszczano tak ze
względu na fakt, że katyńczycy byli tu więzieni. We Włodzimierzu
przetrzymywano m.in. osoby, które potem zginęły w Miednoje i Bykowni. W
ocenie prof. Andrzeja Koli, wizytującego wykopaliska we Włodzimierzu
Wołyńskim, tutejsze więzienie NKWD było tylko jednym z wielu
przystanków, gdzie przetrzymywano polskich żołnierzy, zanim zamordowali
ich Sowieci.

– To trudne do wytłumaczenia, dlaczego tak się działo, ale tutaj też
był dla nich chwilowy przystanek. Później jechali dalej – zaznacza prof.
Kola. Teren grodziska to jedno wielkie cmentarzysko. Mogą tu się
znajdować zarówno dalsze mogiły niemieckie, jak i groby NKWD.
Archeolodzy mają już zlokalizowaną kolejną mogiłę, jednak dalsze
eksploracje nie odbędą się w tym roku. Wszystko zależy od planów Rady
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i pory roku. Optymalnym czasem na
takie prace – podkreślają archeolodzy – jest maj bądź czerwiec.

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Badacze odkryli we Włodzimierzu Wołyńskim kolejne szczątki

Niedziela, 20 października 2013 (09:22)

Szczątki nawet 300 osób, prawdopodobnie
polskich policjantów i wojskowych zamordowanych przez NKWD w 1940 lub
1941 r., zostały odnalezione przez polskich badaczy podczas prac
ekshumacyjnych trwających we Włodzimierzu Wołyńskim na Ukrainie.

– Mogiła została odnaleziona pomiędzy mogiłą znalezioną w 1997 r. a
jedną z odkrytych podczas tegorocznych badań. Może tam spoczywać nawet
do 300 osób. To szczątki, najprawdopodobniej ofiar NKWD, o czym świadczy
śmierć od strzału w tył głowy. W odkrytej obecnie pierwszej warstwie
znaleźliśmy ofiary ubrane w policyjne mundury. Odnaleźliśmy także
fragment identyfikatora policyjnego oraz mundurowe guziki z orzełkiem,
co oznacza, że w mogile mogą spoczywać również wojskowi. To
prawdopodobnie ofiary zamordowane w 1940 lub 1941 r. – powiedział Maciej
Dancewicz, naczelnik wydziału zagranicznego Rady Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa, która finansuje ekshumacje.

W związku z tym znaleziskiem prace ekshumacyjne mają potrwać dłużej
niż pierwotnie zakładano, prawdopodobnie do trzeciego tygodnia
listopada. Odnalezione szczątki Polaków zostaną potem pochowane na
cmentarzu miejskim we Włodzimierzu Wołyńskim, tak jak te wydobyte
podczas poprzednich prac. – Chcemy tam również przenieść ludzkie
szczątki odnalezione w czasie pierwszych ekshumacji. Strona ukraińska
wyodrębniła tam w tym celu spory obszar, na którym ma po zakończeniu
wszystkich prac powstać upamiętnienie – zapowiada Dancewicz.

Początek prac na terenie Włodzimierza Wołyńskiego, w miejscu tzw.
grodziska, gdzie w latach 1939-1941 było więzienie NKWD, był związany z
badaniem tego terenu pod kątem archeologicznym. Podczas prac w 1997 r.
natrafiono na doły ze szczątkami ludzkimi.

Podczas najnowszych prac, rozpoczętych w sierpniu, odkryto cztery
zbiorowe mogiły. W pierwszej odnaleziono szczątki ok. 40 osób, głównie
mężczyzn, prawdopodobnie ofiar NKWD – wojskowych i policjantów, możliwe,
że także urzędników czy ziemian. W drugiej najprawdopodobniej
spoczywają ofiary narodowości żydowskiej, zapewne zamordowane przez
Niemców, w liczbie ok. 50 osób. W trzeciej spoczywa ok. 280 osób, jak
oceniają badacze, ofiar NKWD z czerwca 1941 r. To prawdopodobnie zarówno
wojskowi, co potwierdzają odnalezione buty różnych formacji, jak i
cywile, na co wskazuje odkryty przy jednej z nich zestaw narzędzi.

Pierwsze prace ekshumacyjne prowadzone przez Ukraińców rozpoczęły się
w 1997 r. Znaleziono wówczas szczątki 97 Polaków, na co wskazywały
odnalezione przy nich polskie guziki od mundurów i buty oficerskie.
Prawdopodobnie są to ofiary Sowietów z lat 1939-1941. Później prace
zostały wstrzymane na dłuższy czas. Obecnie od 2011 r. są kontynuowane
po odkryciu podczas prac archeologicznych kolejnych masowych mogił.

– Znaleziono wówczas szczątki 343 osób, a podczas prac w roku
kolejnym – 512 osób. Byli to, jak oceniamy, w większości miejscowi
Żydzi, prawdopodobnie zamordowani przez Niemców latem 1941 r. po wejściu
do miasta – powiedział Dancewicz.

Odbywające się obecnie prace ekshumacyjne rozpoczęły się 30 sierpnia.
Prowadzone są w bezpośrednim sąsiedztwie dołu ze szczątkami odkrytymi w
1997 r. Prowadzą je doświadczeni archeolodzy z Torunia, którzy
pracowali tam już w poprzednich latach pod kierunkiem prof. Andrzeja
Koli, a następnie dr Dominiki Siemieńskiej. Towarzyszą im archeolodzy z
ukraińskiej Akademii Nauk.

zdjecie

M.Marek/Nasz Dziennik

Bezpieka „posprzątała” w ogrodzie

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/58058,bezpieka-posprzatala-w-ogrodzie.html

Prace poszukiwawcze na terenie ogrodu dawnego
więzienia UB w Białymstoku potwierdzają, że ciała pomordowanych tu
żołnierzy bezpieka przeniosła w inne miejsca.

 

Od piątku do dziś udało się odnaleźć jedynie kilka fragmentów
ludzkich kości: kość łokciową, obojczyk i żebra. Specjaliści są zdania,
że mogą one należeć do szkieletów trzech mężczyzn odnalezionych podczas
lipcowych prac na terenie ogrodu więzienia UB w Białymstoku lub
pochodzić z innych szkieletów. Rozstrzygnąć to mogą jedynie bardzo
precyzyjne badania laboratoryjne.

Odnajdywane pojedyncze, przeważnie niewielkie, fragmenty kości
ludzkich mogą świadczyć o przeniesieniu w czasach PRL szczątków
żołnierzy w bliżej nieokreślone miejsca na terenie lub w okolicach
Białegostoku. Działające w pośpiechu osoby, które wydobywały ciała z
obszernego terenu ogrodu, pozostawiły drobne fragmenty kości w ziemi.
Podczas obecnie prowadzonych prac odnaleziono również łuskę pocisku do
sowieckiego pistoletu TT. Wszystkie znaleziska trafią do Zakładu
Medycyny Sądowej w Białymstoku.

Teren dawnego więziennego ogrodu znajduje się poza murami obecnego
aresztu śledczego. Jest bardzo rozległy, zajmuje ponad hektar
powierzchni. Część tego terenu jest dziś zabudowana budynkami
gospodarczymi i blokami mieszkalnymi. Część jest pokryta betonem – to
parking przy areszcie. Prace utrudniają też podziemne rury i kable.

Obecne wyniki odkrywek i wcześniejsze odczytu z georadaru wskazują,
że teren więzienia przy ul. Kopernika został w PRL mocno przekopany. Z
wcześniejszych ustaleń IPN wynika, że wiele ciał osób pogrzebanych w
ogrodzie mogło być wydobytych w latach 60., 70., a nawet 80., a później
przewiezionych i pochowanych w innych miejscach.

Równolegle z pracami poszukiwawczymi IPN prowadzi akcję pobierania
próbek DNA od członków rodzin żołnierzy Polski podziemnej m.in. z terenu
dawnego województwa podlaskiego.

„Nasz Dziennik” dowiedział się, że materiał porównawczy do badań
genetycznych zamierza w najbliższym czasie (obecnie jest chory)
przekazać m.in. Wiesław Wiszowaty, wnuk mjr. Antoniego Wiszowatego ps.
„Korzeń”, który został skazany na karę śmierci za zorganizowanie,
niedoszłej do skutku, akcji porwania Władysława Gomułki i wymiany go na
uwięzionych przez Sowietów wysokich rangą dowódców Armii Krajowej.

Około stu funkcjonariuszy bezpieki aresztowało go 24 listopada 1945
r. na terenie jego gospodarstwa rolnego we wsi Pisanki (woj. podlaskie).
Wiszowaty przeszedł brutalne śledztwo, ale nie zdekonspirował żadnego
ze współorganizatorów akcji. 15 stycznia 1945 r. Sąd Wojskowy Korpusu
Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Warszawie skazał go na śmierć. Wyrok
wykonano w nieznanym miejscu. Do dziś nie udało się odnaleźć jego ciała.

Adam Białous, Białystok

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

101. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Identyfikacje utknęły

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/58057,identyfikacje-utknely.html

Grudniowa konferencja, na której miały zostać
ogłoszone wyniki kolejnych identyfikacji z Łączki, może się nie odbyć.
Powód: brak funduszy.

Nie będzie problemów z finansowaniem kolejnych ekshumacji na Łączce i
identyfikacji ofiar komunistycznych represji – zapewnia Rada Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa.

– W jednym i drugim wypadku jest dobrze i będzie dobrze – przekonuje Andrzej Kunert, sekretarz ROPWiM.

W ubiegłym tygodniu doszło do spotkania prezesa Instytutu Pamięci
Narodowej, sekretarza ROPWiM oraz rektora Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego w Szczecinie. Dotyczyło ono właśnie kluczowego elementu –
finansowania kolejnego, trzeciego już, etapu prac na Powązkach, które są
planowane na wiosnę przyszłego roku, oraz badań identyfikacyjnych
prowadzonych w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.
Jego efekty nadal nie są ujawniane. Po spotkaniu miał zostać
opublikowany komunikat, ale IPN zwleka.

– Na komunikat trzeba poczekać kilka dni – mówi Andrzej Arseniuk,
rzecznik IPN. – W najbliższym czasie ukaże się oficjalny komunikat, ale
przedtem musimy wyjaśnić jedną sprawę – zaznacza Kunert.

Jeżeli z finansowaniem kolejnych etapów ekshumacji na powązkowskiej
Łączce nie ma większych problemów, pokryła je w większości ROPWiM, to
jest problem, jeśli chodzi o badania genetyczne.

Kierujący badaniami dr Andrzej Ossowski z Katedry Medycyny Sądowej
PUM w Szczecinie podkreśla, że jak do tej pory były one finansowane z
datków osób prywatnych, środków własnych uczelni, banku BZ WBK oraz
szczecińskiego oddziału IPN. – Powiedzmy, że badania nie są zawieszone,
ale bardzo spowolnione, wszystko odbywa się stopniowo. W momencie, kiedy
mamy fundusze, możemy wykonywać badania, kiedy one się kończą, to mamy
problem – mówił niedawno Ossowski.

Koszty ekspertyz nie są małe, oscylują, w zależności od przypadku, między kilkoma a kilkudziesięcioma tysiącami.

Ossowski zaznacza, że może być problem z planowaną na grudzień
kolejną konferencją, na której miały być ogłoszone wyniki kolejnych
identyfikacji z Łączki.

Badacze informują, że w ciągu roku funkcjonowania Bazy Genetycznej
udało się „zgromadzić materiał porównawczy od blisko 400 krewnych ofiar
oraz zidentyfikować 16 ofiar, których szczątki odnaleziono na cmentarzu
Wojskowym na Powązkach w Warszawie”.

Należą do nich wybitni dowódcy oddziałów AK i WiN: mjr Zygmunt
Szendzielarz „Łupaszko” i mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” czy ppłk
Stanisław Kasznica, ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych.

Pierwszy etap badań na Powązkach w Warszawie mający na celu
poszukiwania szczątków ofiar terroru komunistycznego z lat 1948-1956
przeprowadzono w lipcu i sierpniu 2012 roku. W tym czasie odnaleziono
szczątki 117 osób, a wydobyto 109. II etap badań IPN trwał od 13 maja do
początku czerwca. Badacze, wśród których byli archeolodzy, lekarze
medycyny sądowej i genetycy, wydobyli 83 ofiary reżimu komunistycznego.
Według przymiarek III etap prac ekshumacyjnych na Łączce może rozpocząć
się na wiosnę 2014 roku.

Obszar, na którym prowadzono ekshumacje – kwatera na Łączce – to
miejsce, gdzie w latach 1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i
straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

Zenon Baranowski

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Czy tu spoczywa płk Rybnik?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/58234,czy-tu-spoczywa-plk-rybnik....

Na zlecenie IPN genetycy pobrali do badań
porównawczych próbki DNA z ciał ośmiu żołnierzy spoczywających na
cmentarzu Wojskowym w Białymstoku.

Wczorajsze prace na cmentarzu wojskowym to pokłosie śledztwa
białostockiego IPN dotyczącego ujawnionej niedaleko Olmont jamy grobowej
z ośmioma żołnierzami.

W czynnościach oprócz prokuratora Zbigniewa Kulikowskiego, szefa
pionu prokuratury IPN Białystok, uczestniczyli biegli z zakresu medycyny
sądowej. Eksperci sporządzą teraz profile genetyczne ofiar sądowych
wyroków śmierci, jakie zapadały w Białymstoku i na terenie całego
województwa. Materiał porównawczy do badań od potencjalnych krewnych
ofiar został już częściowo pobrany, wciąż zgłaszają się nowe osoby.

Najbardziej prawdopodobna, na obecnym etapie śledztwa, jest wersja, że ofiary zostały pozbawione życia w 1946 roku.

Pierwszą w Polsce, w pełni udokumentowaną i zatwierdzoną przez urzędy
państwowe, ekshumację żołnierzy przeprowadził w dniach 7-18 września
1996 r. zawiązany w Białymstoku Społeczny Komitet Ekshumacji i Pochówku
Zamordowanych Żołnierzy Polski Podziemnej. Tworzyli go m.in. Tadeusz
Waśniewski, prezes białostockiego oddziału Związku Więźniów Politycznych
Okresu Stalinowskiego, Mirosław Trzasko, sierżant AK, oraz Jerzy
Rybnik, syn Aleksandra Rybnika, zastępcy komendanta białostockiego
Okręgu AK, WiN, zamordowanego przez UB 11 września 1946 roku.

– Cieszymy się, że doszło do pobrania DNA ze szczątków żołnierzy,
które naszemu komitetowi udało się odnaleźć, ekshumować i pochować na
cmentarzu wojskowym. Mamy nadzieję, iż dzięki tym pracom genetyków
Polska pozna swoich bohaterów z imienia i nazwiska – mówi „Naszemu
Dziennikowi” dr Tadeusz Waśniewski, prezes Społecznego Komitetu
Ekshumacji i Pochówku Zamordowanych Żołnierzy Polski Podziemnej, który
teraz przekształcił się w pierwsze w Polsce Stowarzyszenie Żołnierzy
Wyklętych.

Przyglądający się wczoraj pracom na cmentarzu Jerzy Rybnik ma
nadzieję, że badania pozwolą stwierdzić, iż jednym z ośmiu jest jego
ojciec ppłk Aleksander Rybnik ps. „Jerzy”, „Dziki”, zastępca komendanta
białostockiego Okręgu AK-WiN. – Kiedy pracowaliśmy razem w społecznym
komitecie, który przeprowadził ekshumację, ksiądz, który przekazał nam
informację o lokalizacji jamy grobowej, powiedział również, że tych
ośmiu było skazanych na śmierć w procesie, w którym skazano na śmierć
m.in. mojego ojca – tłumaczy Jerzy Rybnik.

W lesie niedaleko Olmont w latach 1945-1947 UB razem z NKWD
przeprowadzały egzekucje polskich żołnierzy, prawdopodobnie przywożonych
z białostockiego więzienia przy ul. Kopernika.

Dokładnej lokalizacji jamy grobowej członkowie komitetu dokonali
dzięki relacji śp. Kazimierza Sobeckiego, który przekazał ją przed
śmiercią proboszczowi swojej parafii. Sobecki relacjonował, że w jego
rodzinnym gospodarstwie w Olmontach słychać było serie z karabinów
maszynowych i pojedyncze strzały z pistoletu. Mogiła znajdowała się w
odległości ok. 500 metrów od gospodarstwa Sobeckich.

Członkowie komitetu przeprowadzili wiele rozmów z osobami
pamiętającymi zdarzenia w lesie koło Olmont. Szczególnie wstrząsające
były relacje świadków, którzy opowiadali, że niedługo po egzekucji do
mogiły dotarła młoda dziewczyna. Była narzeczoną jednego z aresztowanych
przez UB. O mordzie dowiedziała się od znajomego. Odnalazła miejsce
pogrzebania i rozkopała je własnymi rękami. Świadkami tej sceny było
kilka osób z okolicznych miejscowości. Z ich relacji wynika, że kobieta
nie odnalazła ciała narzeczonego.

Ale w mogile widać było płytko ułożone zwłoki; wszystkie ofiary były
młodymi mężczyznami, z krótko przystrzyżonymi włosami. Ręce ofiar były z
tyłu skrępowane.

Miejsce dołu oznaczono drutem kolczastym ułożonym w kształt krzyża i
wbito go w drzewo rosnące w tym miejscu. Ten krzyż przetrwał aż do
ekshumacji. W miejscu tym składano również kwiaty.

Podczas ekshumacji jamy grobowej oprócz kompletnych ośmiu szkieletów
znaleziono również m.in. guziki wojskowe z orłami w koronie oraz łuski
naboi produkcji sowieckiej z roku 1945. Ciała przekazano do Zakładu
Medycyny Sądowej w Białymstoku. Każdy z ośmiu szkieletów został opisany w
oddzielnym protokole. Z opinii zawartych w protokołach dowiadujemy się
m.in., że wszyscy zamordowani byli mężczyznami w wieku 25-35 lat.
Zginęli od strzału w tył głowy. „Stwierdzone uszkodzenia w obrębie
czaszki świadczą o tym, że przyczyną zgonu denata był postrzał głowy –
czaszki” – piszą biegli.

Adam Białous, Białystok

Już 1 listopada na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

102. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Jama pełna kości

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/58295,jama-pelna-kosci.html

Kilkanaście ludzkich szkieletów odnaleziono w
obszernej jamie grobowej odkrytej podczas prac
poszukiwawczo-ekshumacyjnych na terenie ogrodu dawnego więzienia UB w
Białymstoku.

Dziś w Białymstoku na terenie obecnego aresztu śledczego przy ul.
Kopernika odbędzie się specjalna konferencja prasowa. Prokuratorzy
białostockiego IPN i specjaliści grupy prof. Krzysztofa Szwagrzyka
zaprezentują dotychczasowe wyniki prac.

Tylko do środy w jamie grobowej zlokalizowano szczątki kilkunastu
osób. Oprawcy wrzucali ciała bez żadnego szacunku, zwłoki były splątane,
rzucone w bezładzie i pośpiechu, jedne na drugie i tak zakopane. Wśród
rzeczy znalezionych przy, najpewniej, ofiarach terroru komunistycznego
są m.in. łańcuszek i medalik, łuski od pistoletu sowieckiego TT i
fragmenty ubrań. Szczątki są na bieżąco ekshumowane i kompletowane w
specjalnie do tego przeznaczonym budynku. Pobierane są próbki DNA.
Wszystkie kości i przedmioty trafią do Zakładu Medycyny Sądowej w
Białymstoku.

Miejsce, w którym odkryto jamę, wyznaczono głównie na podstawie zeznań nieżyjącego już świadka Czesława Wiszowatego.

„Akurat jak siedziałem w więzieniu w Białymstoku, to kopaliśmy silosy
na ogrodzie. To był chyba początek lat 60. (…) Jak zaczęliśmy kopać, to
na łopatach była żywa krew, ja tak się po tym rozchorowałem. Ciało to
było rozłożone, ale kości były… jeszcze włosy były i ta brunatna krew.
Kopaliśmy tam trzy silosy jeden przy drugim, to nigdzie nie było, żeby
to było dobre miejsce. Nie było tam pojedynczych szkieletów, to były
zbiorowe mogiły” – zeznał Wiszowaty w 2012 r., niedługo przed śmiercią.

– On się obawiał o swoje życie, dlatego tyle lat nie mówił. Ja przez
kilkanaście lat namawiałem go do złożenia zeznań dla IPN i w końcu się
udało, zgodził się –opowiada Ryszard Wiszowaty, kuzyn Czesława. –
Czesiek prosił IPN, żeby opublikować te zeznania dopiero po jego
śmierci. IPN słowa dotrzymał i opublikował te zeznania w wydanym kilka
miesięcy temu albumie „Śladami zbrodni” – mówi Ryszard Wiszowaty, z
zamiłowania historyk.

Adam Białous Białystok

Prof.
Krzysztof Szwagrzyk o odkrytych w Białymstoku grobach: "Obszar jest
wyjątkowo trudny (...) pracowaliśmy w pobliżu dawnej świniarni i
psiarni, przy płocie więziennym"

Prace przeprowadzone w Białymstoku były jednym z trudniejszych zadań, jakie wykonywaliśmy do tej pory. Na tym terenie występuje szereg rozmaitych anomalii – ta ziemia była
wcześniej przekopywana, jest tam niezwykle dużo śmieci, plątanina rur i
kabli. A pod spodem tego wszystkiego znajduje się bardzo wiele
szczątków ludzkich - mówi w rozmowie z portalem Stefczyk.info prof.
Krzysztof Szwagrzyk.

 

Stefczyk.info: W Białymstoku odkryli Państwo miejsca pochówku
ofiar reżimu komunistycznego. To kolejne miejsce, obok warszawskiej
„Kwatery >>Ł<<”, gdzie IPN prowadzi prace ekshumacyjne. Dziś
kończą Państwo etap prac przewidzianych na ten rok?

Prof. Krzysztof Szwagrzyk: W skali całej Polski – jeszcze nie,
natomiast w Białymstoku – tak. Dziś odbyła się konferencja prasowa, w
czasie której podsumowane zostały prace na terenie aresztu śledczego w
Białymstoku. Zostało tam odnalezione miejsce, w którym znajduje się
wiele jam grobowych, gdzie pochowano wiele szczątków ludzkich.

 

Jak wiele osób zostało tam pochowanych?

Tego jeszcze nie wiadomo. Dotychczas wydobyto szczątki sześciu osób,
ale – jak pokazały badania -  jest ich o wiele więcej. Prace
ekshumacyjne zostały na razie zakończone, ale wiemy już z całą
pewnością, że wiosną trzeba je będzie podjąć ponownie.

 

Ile potrwają te prace?

Co najmniej kilka tygodni.

 

Czy wiadomo już, kto mógł zostać tam pochowany?

Nie można jeszcze w sposób zdecydowany określić, czy są to ofiary
reżimu komunistycznego z lat 1944-56, osoby pomordowane przez
hitlerowców, czy też może ofiary pierwszej okupacji sowieckiej z lat
1939-41. Informacje o tym, czyje szczątki zostały odnalezione, będą
mogły zostać podane do publicznej wiadomości dopiero wtedy, kiedy
będziemy mieć całkowitą pewność co do czasu pochodzenia tych szczątków.
Prace, które prowadziliśmy w Białymstoku w ramach śledztwa prowadzonego
przez Komisję Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu były jednymi
z trudniejszych, jakie wykonywaliśmy do tej pory i jakimi będziemy się
zajmować.

 

Z jakiego powodu?

Obszar, na którym prowadzimy prace, jest wyjątkowo trudny.
Pracowaliśmy i będziemy pracować w pobliżu dawnej świniarni i psiarni,
przy płocie więziennym. Na tym terenie występuje szereg rozmaitych
anomalii – ta ziemia była wcześniej przekopywana, jest tam niezwykle
dużo śmieci, plątanina rur i kabli. A pod spodem tego wszystkiego
znajduje się bardzo wiele szczątków ludzkich.

 

Cały wywiad z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem na portalu Stefczyk.info.

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Cmentarzysko w więzieniu

Sobota, 2 listopada 2013 (02:24)

Na terenie ogrodu dawnego więzienia UB w Białymstoku archeolodzy odnaleźli szczątki 17 osób.

Szkielety odnaleziono w zbiorowym dole śmierci. Nikt z ukrywających
ciała ludzkie w tej jamie grobowej nie dbał o to, aby odbyło się to z
szacunkiem dla zamordowanych osób. Widok był straszny, jakby tych ludzi
wrzucono na śmietnisko – mówi kierujący pracami prokurator Zbigniew
Kulikowski, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu w Białymstoku.

Teren ogrodu, na którym znaleziono szczątki, to wielkie cmentarzysko.
Jama grobowa wchodzi pod fundament dawnej chlewni; teraz na tych
fundamentach stoi parterowy budynek odpraw pracowników aresztu
śledczego.

– Nie możemy teraz poszerzać wykopu pod fundamenty i naruszać
szczątków, które są splątane. Konieczne jest wcześniejsze wyburzenie
budynku. Dokonamy tego, za zgodą kierownictwa aresztu, podczas kolejnego
etapu prac w przyszłym roku – tłumaczy prokurator Kulikowski.

Adam Falis, archeolog odpowiedzialny za całość prac ziemnych,
relacjonuje, że pod jedną warstwą szkieletów odnaleziono następną, co
świadczy o piętrowym ułożeniu szczątków w jamie grobowej. Na pierwsze
szczątki natrafiono na głębokości 1,5 metra, kolejne leżą 60-70 cm
niżej. Wśród wydobytych 6 szkieletów niektóre należą do kobiet.

– Podczas tego etapu prac udało nam się wydobyć i zabezpieczyć 6 szkieletów. Dwa szkielety należą do kobiet – mówi Falis.

– Pozostałe w jamach szkielety, których nie mogliśmy w październiku
podjąć, zostały zabezpieczone, a jamy grobowe tymczasem zasypane, do
czasu rozpoczęcia kolejnego etapu prac – dodaje.

Ostatniego dnia poszukiwań dokonano zaskakującego odkrycia. – Podczas
prac sondażowych w czwartek odkryliśmy kolejną jamę grobową, a w niej
szczątki ludzkie. Ta nowo odkryta jama leży aż 26 metrów od tej, na
którą trafiliśmy w poniedziałek. Sondując dwa metry dalej, znów
natrafiliśmy na ludzkie kości. W tej części ogrodu musi być duże pole
grobowe – opowiada Falis.

Podczas prac poszukiwawczych odleziono m.in. łańcuszek i medalik.
Udało się odczytać napis na medaliku „Z błogosławieństwem matki 4 marzec
1927 rok”. W tej sytuacji szef pionu prokuratorskiego białostockiego
IPN zwraca się z prośbą do osób, które mogą mieć wiedzę na temat tego
medalika, by zgłaszały się do prokuratorów z informacjami. To bardzo
ważne, bo może to pomóc w identyfikacji ofiar. Wydobyte szczątki 6 osób
przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku.

Z sześciu wydobytych szkieletów pobrano próbki DNA. Niedługo zostaną one poddane badaniom porównawczym.

– Do tej pory 60 osób z rodzin niezłomnych z Białostocczyzny
przekazało nam swoje DNA. Jest to druga pod względem wielkości, po
Łączce, baza profili genetycznych – wskazuje dr Andrzej Ossowski z
Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów i Pomorskiego
Uniwersytetu Medycznego.

Jak zaznacza prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds.
poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, prace w
Białymstoku są bardzo dużym wyzwaniem.

– Sytuacja w Białymstoku jest dla nas wyzwaniem ogromnie trudnym,
bowiem dotychczas nie posiadamy odnośnika, który moglibyśmy tutaj
zastosować. Tu wszystko jest inne – mówi Szwagrzyk. W lach 40. i 50.
ubiegłego wieku szczątki ofiar terroru komunistycznego w tym mieście,
inaczej niż w innych, zakopywano na terenie przywięziennym po to, by
zbrodnie UB nigdy nie wyszły na jaw.

– Poszukiwania prowadzimy na terenie ogrodu, gdzie komuniści ukrywali
zwłoki swoich ofiar, zakopując je przy chlewniach, później zbudowano tu
też psiarnię. To miejsce poraża – dodaje Szwagrzyk.

IPN apeluje do rodzin ofiar bezpieki o przekazywanie materiału
genetycznego do badań porównawczych. Tylko w ten sposób będzie można
zidentyfikować odnalezione ciała.

– Z powodów budżetowych przeprowadzenie kolejnego etapu prac w tym
roku nie będzie możliwe. Jednak będziemy robić wszystko, aby wznowić je
najdalej w pierwszej połowie roku 2014 – zapewnia Barbara
Bojaryn-Kazberuk, dyrektor białostockiego IPN.

Prace poszukiwawcze na terenie dawnego ogrodu więzienia UB w
Białymstoku przy ul. Kopernika trwały od 25 do 31 października. To efekt
śledztwa prowadzonego przez oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Białymstoku.

Śledztwo wszczęto po lipcowych badaniach sondażowych na terenie
ogrodu, w wyniku których odkryto szczątki trzech osób. Historycy
podejrzewają, że na terenie więzienia może być pochowanych od
kilkudziesięciu do ponad dwustu ofiar zbrodni komunistycznych.

Wykonano w nim ok. 250 wyroków śmierci. Jednak liczba osób, które
zginęły w obławach UB czy MO, a których zwłoki także zwożono do
więzienia, może być dużo wyższa i sięgać nawet 400.

Adam Białous, Białystok

Będą pieniądze na identyfikację bohaterów z "Łączki"? Prezes IPN wstąpił do ministra finansów o milion złotych

"Gdybyśmy rzeczywiście dostali te pieniądze, to nasze prace
mogłyby toczyć się w żaden sposób niezagrożone" - mówi z nadzieją dr
Andrzej Ossowski, koordynator projektu PBGOT z ramienia Pomorskiego
Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

103. "Bez wsparcia zwykłych,


"Bez
wsparcia zwykłych, pojedynczych osób byłoby nam bardzo trudno". Dr
Andrzej Ossowski o finansowaniu prac na "Łączce". NASZ WYWIAD

"Dla nas to jest zaskakujące, bo kwesty na rzecz naszych prac to
są inicjatywy oddolne, z którymi nie mamy nic wspólnego. Ludzie sami
stwierdzają, że chcą coś zrobić dla tego projektu i samo chcą coś
zorganizować".

Kwesta na ekshumację i identyfikację Żołnierzy Wyklętych
Wszyscy dziś kwestujemy!


Ruch Narodowy zaprasza na kwestę, której celem jest zebranie środków finansowych na prace ekshumacyjne i identyfikacyjne Żołnierzy Wyklętych, które prowadzone są w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów, z siedzibą w Szczecinie. Kwesta będzie miała miejsce 1 listopada 2013 roku, na terenie Cmentarza Centralnego w godzinach 9:00 - 20:00, a środki zebrane podczas kwesty zasilą ekshumację i identyfikację na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, w tzw. kwaterze "Ł", gdzie od ponad roku trwają prace w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów, projektu Instytutu Pamięci Narodowej oraz Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Kwesta odbędzie się pod hasłem "Bohaterowie bez grobów. Bohaterowie bez imion". </p />
<p>Kwesta odbywa się za pośrednictwem Fundacji im. Bolesława Chrobrego z siedzibą w Szczecinie, 70-454 Szczecin, al. Papieża Jana Pawła II 28/7, KRS 0000253907, REGON 320182230, NIP 8512971142. Fundacja od 14 listopada 2008 roku posiada status organizacji pożytku publicznego. Wszystkie środki zostaną przekazane Polskiej Bazie Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. Można także dokonywać przelewów na ten cel niezależnie od zbiórki 1 listopada na konto Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie: 06 1090 1492 0000 0001 0053 7752. Darowizny prosimy uzupełnić dopiskiem "PBGOT Kwesta".</p>
<p>W zbiórkę pieniędzy zaangażowani są liczni przedstawiciele organizacji działających wokół oraz wchodzących w skład Porozumienia Środowisk Patriotycznych, a więc także działacze Ruchu Narodowego z Oddziału Szczecin Brygady Zachodniopomorskiej Obozu Narodowo-Radykalnego, koła szczecińskiego Okręgu Zachodniopomorskiego Młodzieży Wszechpolskiej czy też Okręgu Szczecin Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych.</p>
<p>Serdecznie zapraszamy!</p>
<p>Ruch Narodowy - Szczecin

Mamy wsparcie NSZ-tu!


Mamy wsparcie NSZ-tu!



Patriotyczna Pogoń!



Ułan! 12 pułk ułanów podolskich.





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

104. M.Marek/Nasz DziennikOfiary

zdjecie

M.Marek/Nasz Dziennik

Ofiary pogrzebane w Lidzie?

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/59528,ofiary-pogrzebane-w-lidzie.html

Pion śledczy białostockiego IPN tworzy bazę
genetyczną rodzin ofiar obławy augustowskiej. Materiał do badań DNA ma
być pobrany od blisko 400 osób.

O szczegółach projektu poinformował prokurator Zbigniew Kulikowski,
naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu.

– 7 listopada wydałem postanowienie o powołaniu dr. Andrzeja
Ossowskiego z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów do
wytypowania osób, od których można pobrać materiał genetyczny do badań
DNA. Następnie zostanie on przekazany do Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego – powiedział Zbigniew Kulikowski.

Prokurator wskazał na pilną potrzebę utworzenia bazy genetycznej
rodzin ofiar obławy. – Osoby te są już przeważnie w podeszłym wieku,
dlatego powinniśmy na przyszłość zabezpieczyć ich materiał genetyczny,
który będzie potrzebny w przypadku przyszłego ujawnienia dołów śmierci
ofiar obławy augustowskiej – tłumaczył Kulikowski.

Materiał genetyczny będzie pobierany jedynie za zgodą wytypowanych do
badań osób. Bliscy ofiar obławy mogą już teraz kontaktować się w tej
sprawie z białostockim IPN. Prokuratorzy szacują, że osób, od których
można by pobrać DNA, jest około 400. Dokładną ich liczbę określą jednak
jeszcze genetycy z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.
Najlepszy byłby ten materiał, który pochodzi od osób jak najbliżej
spokrewnionych, czyli np. od brata, siostry, dzieci.

– Z ponad 600 osób, które do tej pory zostały przesłuchane, ponad 530
to osoby spokrewnione z ofiarami tej zbrodniczej sowieckiej akcji.
Teraz musimy ustalić, ile z tych osób obecnie jeszcze żyje – powiedział
Zbigniew Kulikowski.

– Z uwagi na wielkie obłożenie pracą dr. Ossowskiego nasza akcja
tworzenia bazy DNA rodzin obławy może rozpocząć się na początku 2014
roku – dodał prokurator.

IPN utworzy kilka punktów, m.in. w Augustowie, Suwałkach, Sejnach, gdzie będzie pobierany materiał genetyczny.

– W tych miejscach w określonym czasie będą m.in. prokurator IPN i
genetyk. Ważne jest dla nas również, aby informacja o możliwości podania
swojego DNA dotarła do osób w całej Polsce, gdyż również tam żyją dziś
rodziny ofiar obławy augustowskiej – podkreśliła Barbara
Bojaryn-Kazberuk, dyrektor białostockiego oddziału Instytutu.

– Akcja pobierania DNA od rodzin ofiar obławy augustowskiej jest
jedną z największych, jeśli chodzi o śledztwa prowadzone przez IPN.
Dlatego te działania będą trwały kilka lat – wskazała Barbara
Bojaryn-Kazberuk. Jeżeli osoba, która wyrazi chęć przekazania DNA jest
obłożnie chora, genetycy przyjadą do jej domu. Ponad 100 krewnych ofiar
obławy zrzeszonych jest w Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej.
Prezes tej społecznej organizacji, która od lat czyni starania mające na
celu ujawnienie dołów śmierci ofiar „małego Katynia”, powiedział
„Naszemu Dziennikowi”, że przy tworzeniu bazy DNA jest otwarty na
współpracę.

– Od dłuższego czasu zamierzałem na własny koszt przekazać swoje DNA
do Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów, więc teraz, kiedy
jest takie postanowienie IPN, bardzo się na nie cieszymy. Jestem gotowy,
myślę, że tak samo jak inni krewni ofiar, przekazać swoje DNA – wskazał
ks. prałat Stanisław Wysocki.

Podczas wczorajszej konferencji prokurator Kulikowski poinformował o
najnowszych działaniach, które mają być podjęte w ramach prowadzonego
przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
IPN w Białymstoku śledztwa w sprawie obławy.

– Przygotowujemy wniosek o pomoc prawną do władz Republiki
Białoruskiej. Będziemy w nim pytać, czy Białoruś nie posiada w swoich
archiwach materiałów dotyczących najświeższego wątku naszego śledztwa.
Chodzi o zeznania świadka na temat zabójstw Polaków na przełomie lipca i
sierpnia 1945 r. przez sowiecką bezpiekę na terenie koszar i poligonu w
Lidzie – tłumaczył prokurator.

Śledczy zastanawiają się też nad utworzeniem innego wniosku. –
Rozważam sformułowanie wniosku o pomoc prawną do USA. Chodzi o
sprawdzenie, co na temat obławy augustowskiej zeznał Józef Światło,
wysoki funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który w
roku 1953 zbiegł do USA – mówił Kulikowski.

Śledztwo w sprawie obławy augustowskiej od 2001 r. prowadzi
Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w
Białymstoku. Do tej pory trwają przesłuchania świadków, którzy wciąż się
zgłaszają. Jednak możliwości działań prokuratury IPN na terenie kraju
zostały już niemal wyczerpane. W sprawie obławy polscy prokuratorzy
wielokrotnie zwracali się o pomoc prawną do Rosji, Białorusi i Litwy.
Białoruś poinformowała, że w swoich archiwach nie posiada żadnych
materiałów na temat obławy.

Rosja odpowiedzi z informacjami o obławie udzieliła IPN tylko raz, i
to kilkanaście lat temu. W piśmie przesłanym przez Główną Prokuraturę
Wojskową Federacji Rosyjskiej do Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w
Moskwie potwierdzono aresztowanie podczas obławy przez organy Smiersz 3.
Frontu Białoruskiego grupy 592 osób, które – jak czytamy – wspierały
„antyradziecko nastawioną Armię Krajową”. W tym piśmie podano, że
stronie rosyjskiej dalszy los aresztowanych jest nieznany.

Adam Białous, Białystok

Właśnie minęło 13 lat, odkąd niepozorna Willa Jasny Dom w warszawskich
Włochach ujawniła swoją mroczną tajemnicę. 11 listopada 2000 roku
właściciele kamienicy odkryli w piwnicach wyryte na ścianach napisy.
Nazwiska, daty, niepokojące świadectwa przetrzymywanych tu ludzi.
Okazało się, że w tych murach mieściło się tajne więzienie NKWD.
Rosjanie założyli je w styczniu 1945 roku. Trzymali w nim żołnierzy AK,
działaczy podziemia niepodległościowego. Tutaj siedział generał August
Emil Fieldorf "Nil", zastępca komendanta głównego Armii Krajowej. Tutaj
prawdopodobnie był więziony rotmistrz Witold Pilecki...

Siedziba i więzienie NKWD przy ulicy Cienistej w Warszawie, kilka domów dalej od więzienia przy ulicy Świerszcza

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

105. www.nsz.beskidy.pl/-Biesok

zdjecie

www.nsz.beskidy.pl/-

Biesok – żołnierz niezłomny odnaleziony

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/59947,biesok-zolnierz-niezlomny-odnaleziony.html

Szczątki plut. Edwarda Biesoka ps. „Edek”,
żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, który zginął w 1946 r. w potyczce z
milicjantami na górze Błatnia w Beskidach, zostały dzisiaj ekshumowane. W
grudniu bohater spocznie na cmentarzu w rodzinnych Mazańcowicach.

Bogdan Ścibut ze Związku Żołnierzy NSZ poszukiwał mogiły dwa lata.
Dzisiaj podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych w miejscu potyczki
wydobyto z niej szczątki plutonowego, a także orzełka i fragmenty butów.
Złożono je do trumny, która została przewieziona do kościoła pw. św.
Marii Magdaleny w Mazańcowicach.

– Powinniśmy wracać po swoich. Te leśne groby są naszymi grobami.
Opiekujemy się tymi szczątkami, żeby dać dowód, że nasze pokolenie
pamięta o Polakach, którzy zginęli w walce o niepodległą Ojczyznę –
powiedział Ścibut.

Przedstawiciel Związku Żołnierzy NSZ poinformował, że pogrzeb
plutonowego Biesoka odbędzie się w grudniu. Spocznie on na cmentarzu
parafialnym w Mazańcowicach. Na jego kwaterze umieszczona zostanie także
tabliczka upamiętniająca żołnierzy z jego grupy, którzy zginęli lub
zostali zamordowani przez komunistów, a nie mają grobu.

Biesok urodził się w 1927 roku w Mazańcowicach. Miał trzech braci:
Emila, Edmunda i najmłodszego Eugeniusza, który mieszka w rodzinnej
miejscowości. W czasie okupacji Edward Biesok został usunięty ze szkoły
za manifestowanie niechęci do Niemców. Z powodu odmowy podpisania
volkslisty przez rodziców w wieku 13 lat został wywieziony na roboty do
III Rzeszy, skąd uciekł. Ukrywał się w rodzinnym domu.

Od lata 1945 roku miał kontakty z partyzantami z oddziału por.
Henryka Flamego „Bartka”, którzy walczyli w okolicach Czechowic. Od
września 1945 roku poszedł do gimnazjum w Bielsku, lecz został z niego
usunięty, prawdopodobnie w wyniku interwencji działaczy PPR oraz
funkcjonariuszy UBP, w związku z podejrzeniami o udział w NSZ. Dołączył
do oddziału „Bartka”.

W styczniu i lutym 1946 r. na rozkaz Flamego organizował własną
grupę, która rozpoczęła działalność wiosną. Liczyła osiem osób.
Przeprowadzili kilkanaście akcji. Upominali członków PPR i zajmowali się
aprowizacją na rzecz całego Zgrupowania.

W maju „Edek” z oddziałem wziął udział w zlocie Zgrupowania „Bartka”
na Baraniej Górze i defiladzie NSZ w Wiśle. Zginął na Błatniej w
zwycięskim dla partyzantów starciu z plutonem kompanii operacyjnej
milicji z Katowic, w szeregach których był m.in. późniejszy wiceminister
spraw wewnętrznych PRL Tadeusz Pietrzak.

MM, PAP

Dnia
17 listopada członkowie Częstochowskiej Brygady ONR oraz VIII Okręgu
NSZ Częstochowa wybrali się na uroczystości odsłonięcia tablicy
upamiętniającej żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych por. Jana Podsiadłego
ps."Jacek". Msza odbyła się w kościele św. Judy Tadeusza Apostoła na
ulicy Kaczorowskiej dzielnicy Zawodzie. Wyznaczeni członkowie Obozu
Narodowo Radykalnego i NSZ dumnie stanęli w poczcie sztandarowym, nosząc
sztandar który niegdyś należał do por. Podsiadłego. Po uroczystej mszy
odbyło się odsłonięcie tablicy przed budynkiem kościoła, wśród
przybyłych na uroczystości znaleźli się członkowie Wiecznego Rakowa,
Klubu Gazety Polskiej oraz działacze PiS.
17.11.2013 - Odsłonięcie tablicy por. Jana Podsiadłego ps."Jacek" (8 zdjęć)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

106. Zginęli, bo byli Polakami

zdjecie


Zginęli, bo byli Polakami


Szczątki 22 żołnierzy Armii Krajowej zabitych
w 1944 roku przez Niemców zostały uroczyście pochowane na cmentarzu w
Studzienicznej k. Augustowa (woj. podlaskie). Pochówek odbył się z
ceremoniałem wojskowym.

Szczątki 22 żołnierzy AK znajdowały się na terenie jednego z ośrodków
wczasowych k. Augustowa. Jego właściciel zwrócił się do wojewody
podlaskiego o przeniesienie szczątków w godne miejsce.

Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. sprawowaną w kościele
parafialnym w Studzienicznej. Potem zebrani przeszli na cmentarz, gdzie
szczątki trafiły do zbiorowej mogiły.

Wicewojewoda podlaski Wojciech Dzierzgowski powiedział, że po prawie
70 latach okrutnie zamordowani Polacy zostali wydobyci z miejsca
zbrodni, po to aby odbyć drogę do świątyni oraz na cmentarz, gdzie
godnie zostali upamiętnieni.

– Należy im się nasz szacunek i uznanie, by znaleźli się w miejscu
godnym i dobrze upamiętnionym. Zginęli, bo byli Polakami – dodał
Dzierzgowski.

Adam Siwek z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa powiedział
podczas uroczystości pogrzebowych, że w czerwcu 2014, w 70. rocznicę
tego mordu, odbędą się na cmentarzu uroczystości, a na grobie stanie
pomnik pomordowanych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

107. Pieniądze na Łączkę

Pieniądze na Łączkę zawieszone
Sejmowa komisja finansów nie przesunęła środków na badania genetyczne ofiar komunistycznej bezpieki pogrzebanych na Łączce. Sprawy nie podjęli nawet posłowie opozycji

Zenon Baranowski
Share on email Share on facebook Share on twitter More Sharing Services

Ta decyzja stwarza istotne zagrożenie dla procesu identyfikacji ofiar zbrodni komunistycznych ekshumowanym na Powązkach.

Blisko miesiąc temu Instytut Pamięci Narodowej wystąpił o przeniesienie 1 mln zł na badania genetyczne ofiar zbrodni komunistycznych. – Prezes IPN zwrócił się do ministra finansów o przekazanie z przyszłorocznego (2014 r.) budżetu IPN jednego miliona złotych na rezerwę celową przeznaczoną na finansowanie działania Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów – informował Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy Instytutu.

Do ministra finansów nie wpłynął wniosek prezesa IPN Łukasza Kamińskiego w sprawie zmian w budżecie 2014 r., lecz informacja, że prezes IPN przedłożył przewodniczącemu Komisji Finansów Publicznych autopoprawkę projektu budżetu na 2014 r. w zakresie części 13 – Instytut Pamięci Narodowej – precyzuje Wydział Prasowy Ministerstwa Finansów, odsyłając do komisji finansów.

– Do tej pory nikt tej poprawki IPN nie wykorzystał i nie złożył takiej poprawki – słyszymy w sejmowej komisji finansów. – Ona dotarła do nas, ale to nie jest tak, że jak IPN złoży taką poprawkę, to ona jest automatycznie nanoszona na projekt budżetu, to ktoś z posłów musi tę propozycję przejąć – wyjaśniają sejmowi urzędnicy. – W tej chwili posłowie złożyli poprawki na drugie czytanie w Sejmie i takiej poprawki nie ma – dodają.

– Jest jeszcze czas na składanie tych poprawek, tylko musiałaby to grupa posłów przejąć i zgłosić na najbliższym posiedzeniu Sejmu, trzeba zebrać 15 podpisów i możemy to zgłosić – zapewnia poseł Gabriela Masłowska (PiS) z komisji finansów.

– Najlepiej, żeby taką poprawkę złożyli posłowie koalicji, chociaż oni na IPN są cięci, więc wątpię, żeby chcieli to złożyć – spekuluje.

– Możemy złożyć tę poprawkę, ja sobie nie wyobrażam inaczej – podkreśla.

Sejm ma zająć się projektem budżetu na posiedzeniu w przyszłym tygodniu. Posiedzenie sejmowej komisji jest zaplanowane na wtorek i ma dotyczyć właśnie końcowego przyjęcia rządowego projektu ustawy budżetowej na rok 2014.

„Nasz Dziennik” wielokrotnie pisał o problemach z finansowaniem badań genetycznych. W celu rozwiązania tego problemu doszło do spotkania przedstawicieli Instytutu Pamięci Narodowej, Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. 22 października 2013 r. odbyło się spotkanie z udziałem rektora PUM prof. Andrzeja Ciechanowicza, sekretarza ROPWiM dr. hab. Andrzeja Krzysztofa Kunerta i prezesa IPN dr. Łukasza Kamińskiego. Omówiono stan prac związanych z poszukiwaniem i identyfikacją ofiar terroru komunistycznego oraz sposoby zapewnienia stabilnego źródła finansowania Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

– Podczas tego spotkania ustalono, że rektor PUM wystąpi do prezesa Rady Ministrów o dotację z tegorocznej ogólnej rezerwy budżetowej, która ma zostać wykorzystana na sfinansowanie dalszych prac PBGOT – informował rzecznik IPN.

Jak na razie nie ma w tej sprawie żadnej decyzji. – Jeszcze czekamy, nie mamy żadnych nowych informacji do przekazania – podkreśla rzecznik PUM Kinga Brandys.

http://www.naszdziennik.pl/wp/61110,pieniadze-na-laczke-zawieszone.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

108. Powstanie Fundacja Łączka,

Powstanie
Fundacja Łączka, której celem będzie dbanie o uroczysty charakter
pochówków polskich bohaterów, ekshumowanych na Powązkach

"Chcemy powstania społecznego podmiotu, który monitorowałby
przygotowania do tej uroczystości, a także wywierał nacisk na władze, by
sprawa Łączki była traktowana priorytetowo. Fundacja będzie troszczyła
się o to, by pogrzeby miały uroczysty charakter".Jednym z inicjatorów powstania Fundacji jest Tadeusz Płużański, który
kilka tygodni temu wystosował apel do Prezydenta Bronisława
Komorowskiego, by powtórny pogrzeb ofiar stalinowskich odbył się ze
wszelkimi państwowymi honorami, a cała uroczystość została objęta
patronatem Prezydenta RP.

W moim apelu o godny, państwowy pochówek Żołnierzy Wyklętych,
zawarłem również pytanie do Prezydenta, czy zamierza temu świętu
państwowemu nadać odpowiednią oprawę.
Chodziło o Mszę Świętą w
Archikatedrze, potem uroczystości na pl. Piłsudskiego, a następnie
przemarsz z konduktem żałobnym na Powązki. W reakcji na moje pismo
Kancelaria Prezydenta wyznaczyła termin pochówku na 27 września 2014
roku, jednak moje pytania pozostały bez odpowiedzi. Nie mamy odpowiedzi na pytanie, jaki charakter będą miały te uroczystości

- mówi portalowi wPolityce.pl Tadeusz Płużański.

Wskazuje, że m.in. w związku z brakiem jasnego stanowiska władz w tej sprawie powstaje Fundacja Łączka.

Chcemy powstania społecznego podmiotu, który monitorowałby
przygotowania do tej uroczystości, a także wywierał nacisk na władze, by
sprawa Łączki była traktowana priorytetowo. Fundacja będzie troszczyła się o to, by pogrzeby miały uroczysty charakter

- tłumaczy Płużański.

Publicysta wskazuje, że po publikacji
swojego apelu spotyka się z wieloma ludźmi, którzy pytają co ws. apelu
można zrobić oraz jak będą wyglądały uroczystości pogrzebowe.

Powstanie Fundacji spowoduje, że nie będę musiał się tym zajmować sam. Fundacja ma znacznie większą siłę oddziaływania niż prywatna osoba

- mówi historyk.

Dodaje, że Fundacja będzie również naciskała
na władze, by znalazły się pieniądze na badania ekshumacyjne ofiar
stalinowskich zbrodni.

O problemach finansowych prac ekshumacyjnych Tadeusz Płużański rozmawiał z portalem Stefczyk.info. POLECAMY!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

109. Szczecińscy genetycy zwrócili

zdjecie

Szczecińscy genetycy zwrócili się do kancelarii premiera o zakup sekwenatora, urządzenia służącego do analizy DNA (FOT. R. SOBKOWICZ)

Zbiórka na wyklętych

1 marca przyszłego roku, w
Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, zostanie przeprowadzona
wielka ogólnopolska zbiórka na ekshumacje i identyfikacje ofiar
komunistycznej bezpieki pogrzebanych na warszawskich Powązkach

Maciej Walaszczyk

 



Tylko w ciągu jednego dnia – w
uroczystość Wszystkich Świętych – podczas kwesty na szczecińskim
cmentarzu Centralnym wolontariusze zebrali ponad 17 tys. złotych.
Zbiórkę zorganizowała i przeprowadziła Fundacja im. Bolesława Chrobrego w
Szczecinie. Zebrane środki 8 listopada przekazano Polskiej Bazie
Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie. Wojciech Łuczak, który
koordynował akcję, podkreśla, że ludzie, którzy wrzucali datki do
puszek, dobrze wiedzieli, o jaką sprawę chodzi, i byli do niej
pozytywnie nastawieni.

– Mieliśmy obawy, jak się okazało –
zupełnie nieuzasadnione, że w ludziach pokutują jakieś klisze dawnej
propagandy, która tych żołnierzy szkalowała. Na pewno kolejna kwesta
odbędzie się za rok. Chcemy, by stała się ona pewnego rodzaju tradycją.
Nie tylko w Szczecinie, ale również w wielu miastach Polski i w oparciu o
różne organizacje młodzieżowe, społeczne, narodowe – relacjonuje
Łuczak.

Nie tylko datki

W szczecińskiej kweście wzięły udział osoby z różnych stowarzyszeń patriotycznych, kombatanci NSZ i AK.


Rok to bardzo dużo, dlatego postanowiliśmy ten czas wypełnić
działaniem. Pomoc żołnierzom wyklętym to nie tylko kwesta, dlatego
rozpoczynamy zupełnie nowy projekt informacyjny, który ma polegać na
szerokiej ogólnopolskiej akcji informacyjnej – zapowiada Łuczak.
Organizatorzy zbiórki datków chcą namówić wszystkich, którzy w domach
posiadają informacje o zaginionych krewnych związanych z polskim
podziemiem niepodległościowym, do dzielenia się nimi i do oddawania
materiału genetycznego, który w przyszłości może posłużyć do
identyfikacji.

– Chodzi nam o miejsca pochówków i relacje
osobiste, zdjęcia, dokumenty. W polskiej ziemi w nieznanych grobach
spoczywa kilkadziesiąt tysięcy zamordowanych ludzi. Na Łączce jest to
elita państwa podziemnego, ale ofiary komunistycznego terroru są też na
dawnych Kresach RP, na terenie obecnej Litwy, Białorusi i Ukrainy czy w
Rosji – dodaje Łuczak.

Są również plany, by zbiórka, i to ogólnopolska, odbyła się 1 marca, w dniu pamięci żołnierzy podziemia antykomunistycznego.

Podobna
akcja jak ta w Szczecinie odbyła się także w Mielcu. Tam podczas kwesty
1 i 2 listopada zebrano ponad 9 tys. złotych. Zbiórce patronowało
Stowarzyszenie Odra-Niemen i Fundacja Bolesława Chrobrego. Wzięły w niej
udział m.in. tamtejsze środowiska narodowe, Klub Historyczny „Prawda i
Pamięć” i członkowie grupy rekonstrukcyjnej im. W. Lisa „Mściciela”.

Testy DNA kosztują

Badania
porównawcze DNA to najbardziej kosztowna część pracy zespołu
badawczego, którym kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk. Ich rozmiar
przerósł wstępne szacunki, jakie przeprowadzano, planując prace
ekshumacyjne. Przez wiele miesięcy koszty badań ponosił Pomorski
Uniwersytet Medyczny w Szczecinie. Kilka tygodni temu rektor uczelni
prof. Andrzej Ciechanowicz poprosił premiera o pieniądze na ich
kontynuację. Chodzi o bezpośrednie wsparcie Polskiej Bazy Genetycznej
Ofiar Totalitaryzmów z ogólnej rezerwy budżetowej w wysokości 800 tys.
złotych. Baza to unikatowe przedsięwzięcie szczecińskiego IPN i
Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, opierająca się na materiale
genetycznym ofiar terroru komunistycznego i ich rodzin. Dzięki temu
przez wiele lat będzie można identyfikować powojenne ofiary NKWD, UB i
Informacji Wojskowej.

Pieniądze, o które prosił rektor, miałyby
być przeznaczone na zakup sekwenatora, urządzenia służącego do analizy
DNA, co pozwoliłoby na stworzenie niezależnej linii badawczej
przeznaczonej wyłącznie na potrzeby projektu. Obecnie urządzenie jest
również używane do innych badań. W przypadku braku możliwości
przekazania tej kwoty w piśmie do premiera zawarto prośbę o
przeznaczenie z tegorocznej rezerwy budżetowej 100 tys. zł na zakup
odczynników i materiałów niezbędnych do kontynuowania aktualnych prac
identyfikacyjnych.

– Czekamy na odpowiedź, której spodziewamy się
na dniach. Wiemy, że dotacje zaakceptował minister zdrowia Bartosz
Arłukowicz – informuje „Nasz Dziennik” Kinga Brandys, rzecznik
Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak dodaje, ostateczna suma
przekazanych środków pozwoli zrealizować plan maksimum lub minimum. –
Obecnie urządzenie to nie jest zarezerwowane wyłącznie na badania
prowadzone przez Bazę – przyznaje.

Na proces identyfikacji ofiar z
Łączki z przyszłorocznego budżetu IPN ma zostać przesunięta kwota 1mln
zł do tzw. rezerwy celowej. W ten sposób mają zostać sfinansowane
eksploracje na Łączce. Ekipa historyków i genetyków pracujących na
Powązkach Wojskowych poprosiła posłów, by w formie autopoprawki do
budżetu, którą zgłosi Instytut, zabezpieczyli środki na ten cel.

http://www.naszdziennik.pl/wp/61259,zbiorka-na-wykletych.html

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Przed nami wiele lat pracy

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/61990,przed-nami-wiele-lat-pracy.html

Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem,
pełnomocnikiem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds. poszukiwań miejsc
pochówku ofiar terroru komunistycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki

 

Kiedy ostatni raz kierowany przez Pana zespół prowadził ekshumacje na Łączce?

– Ostatnie działania na Łączce na warszawskich Powązkach
zakończyliśmy na początku czerwca, realizując czterotygodniowe badania
ekshumacyjne. W wyniku tych prac odnaleziono ponad 80 kolejnych
szczątków ciał, co łącznie z wydobytymi rok wcześniej daje liczbę 194
odnalezionych szczątków ludzkich – więźniów okresu stalinowskiego.  

Czy prace te nie mogły być kontynuowane jeszcze w tym roku?

– Niestety nie. To, co udało się ustalić i odkryć w maju i czerwcu,
wzbogaciło naszą wiedzę o kolejne elementy, których wcześniej do końca
nie mieliśmy. Ta wiedza pozwoliła nam określić kierunki, w jakich
przebiegają rzędy pochówków więziennych i dokąd dochodzą. Okazuje się,
że dochodzą one aż do samego cmentarnego muru. Nie da się przeprowadzić
tego typu czterotygodniowych prac, jakie zostały wykonane w drugim
etapie, niejako z marszu. To jest zwyczajnie niemożliwe. Dlatego już
wówczas wiedzieliśmy, że trzeci etap będzie konieczny. Z naszych
obliczeń wynika, że ciągle szczątki ok. 90 więźniów znajdują się pod
współczesnymi pomnikami. Obecnie oczekujemy na możliwość realizacji tego
trzeciego etapu. Jestem przekonany, że w przyszłym roku dalsze prace
ekshumacyjne na Łączce zostaną przeprowadzone.

Czy wiadomo już coś na temat szczątków zamordowanych w
więzieniu na Mokotowie dowódców IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość” z płk. Łukaszem Cieplińskim?

– Do tej pory nie udało nam się zidentyfikować szczątków
któregokolwiek z członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość”. Na razie nie mogę też powiedzieć, czy szczątki
którejkolwiek z tych osób zostały już wydobyte, czy być może nadal
spoczywają pod którymś ze współczesnych pomników. Odpowiedź na to
pytanie padnie, kiedy uda się nam odnaleźć i zidentyfikować, a więc
potwierdzić genetycznie te osoby. Te badania wymagają jednak
dokładności, precyzji i oczywiście cierpliwości. Na razie nie mamy
żadnej pewności. Dotyczy to również szczątków gen. Augusta Emila
Fieldorfa „Nila” czy chociażby Witolda Pileckiego. W tej sytuacji prace
na Łączce muszą być kontynuowane i nie zostaną zakończone, dopóki nie
odnajdziemy i nie wydobędziemy wszystkich żołnierzy wyklętych.  

Plany kolejnych badań są już gotowe?

– Mamy już gotowe plany. Zależy nam, żeby te prace odbyły się
możliwie jak najszybciej, a więc na wiosnę 2014 r. Nie potrafię jednak
określić żadnego konkretnego terminu ich rozpoczęcia. To ogromna praca
logistyczna, którą musimy jeszcze w międzyczasie wykonać. Jestem jednak
przekonany, że w wyniku porozumienia Instytutu Pamięci Narodowej razem z
Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa uda nam się znaleźć środki na
realizację trzeciego etapu prac. Nie ma innej możliwości, te pieniądze
po prostu muszą się znaleźć.

Są deklaracje, że spalona tęcza na placu Zbawiciela w
Warszawie będzie odtwarzana do skutku, a pieniędzy na odkrywanie prawdy
historycznej i na upamiętnienie tych, którzy walczyli o wolną Polskę,
nie ma. Pieniędzy brakuje m.in. na tworzenie Polskiej Bazy Genetycznej
Ofiar Totalitaryzmów…

– Kwestie polityczne są poza nami i to nas nie interesuje. Natomiast
wierzę, że działania ekshumacyjne, jakie zostały podjęte w Warszawie,
będą kontynuowane i że pieniądze na te badania się znajdą. Jestem o to
spokojny mimo zawirowań i informacji medialnych, z których wynika, że
tych środków może nie być. Chcę też zaznaczyć, że środki na prace
ekshumacyjne są zabezpieczone ze strony IPN i ROPWiM. Problem oczywiście
jest, ale z brakiem środków na badania genetyczne, a więc na niezwykle
istotną, a zarazem najdroższą część procesu badawczego. Przypomnę, że w
Polskiej Bazie Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów, którą w ubiegłym roku
powołał IPN razem z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym w Szczecinie,
udało się dotychczas zgromadzić genetyczny materiał porównawczy od
blisko czterystu najbliższych krewnych ofiar komunizmu, nie tylko z
Warszawy, ale z całej Polski. Chcę dodać, że liczba ta stale rośnie. To
ogromne przedsięwzięcie, które wymaga stałego źródła finansowania. Mam
nadzieję, że nowy rok przyniesie nowe rozwiązania w tej kwestii i
podobnych kłopotów finansowych więcej nie będzie.

Łączkami jak ta na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie i
bezimiennymi dołami śmierci Polska jest usiana wzdłuż i wszerz. Czy jest
szansa że wszystkie ofiary komunistycznego terroru zostaną godnie
upamiętnione?

– Po to właśnie realizujemy projekt naukowo-badawczy IPN pt.
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego
1944-1956”, aby takie miejsca odnaleźć, zbadać, zidentyfikować
pogrzebane tam ofiary, odpowiednio godnie to miejsce upamiętnić, a
szczątki ludzi tam odnalezionych pochować z honorami. Takich miejsc do
przebadania w skali całego kraju mamy kilkadziesiąt. W kilkunastu z nich
prowadziliśmy już bądź aktualnie prowadzimy prace poszukiwawcze.

Na czym te prace polegają?

– W zależności od miejsca, o którym mówimy, mają one różny charakter.
Praktycznie nie ma województwa w Polsce, gdzie nie byłby realizowany
etap tego projektu. Praktycznie w każdym regionie, gdzie funkcjonuje
oddział IPN, jest kilka miejsc, które już teraz wymagają podjęcia prac
badawczych, a nawet ekshumacyjnych. Powiedzmy to wprost: przed nami
wiele lat pracy. Nie są to bowiem działania, które można by zakończyć na
przestrzeni roku czy nawet dwóch lat. To jest zwyczajnie niemożliwe.
Cieszy natomiast fakt, że w końcu udało się przekroczyć granicę
niemożności czy wątpliwości: po co to w ogóle robić. Myślę, że efekty
naszych dotychczasowych działań przekonały nawet największych
niedowiarków, że te prace są nie tylko potrzebne, ale wręcz niezbędne
dla nas wszystkich, dla wszystkich Polaków, bez względu na wykształcenie
czy środowisko polityczne, z którego się wywodzą. To jest element
naszej historii o ludziach, którzy walczyli o niepodległość Polski.
Musimy zrobić wszystko, aby odnaleźć szczątki naszych narodowych
bohaterów i z należną im czcią i godnością je pochować.   

Słowa Zbigniewa Herberta „Nie dajmy zginąć poległym” są zatem wciąż aktualne?

– Na pewno nie pozwolimy, aby pamięć o bohaterach poległych za
wolność naszej Ojczyzny zginęła wraz z ich odejściem. Nie damy im
zginąć. Zadaniem państwa jest poszukiwanie i znalezienie ich doczesnych
szczątków, a rolą społeczeństwa jest o nich pamiętać.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Drugi po Łączce zbiór DNA

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/62917,drugi-po-laczce-zbior-dna.html

Z dr. Marcinem Zwolskim, historykiem z białostockiego oddziału IPN, rozmawia Adam Białous

Co udało się ustalić podczas prac poszukiwawczych przeprowadzonych
na terenie dawnego więzienia komunistycznego przy ul. Kopernika w
Białymstoku?

– Prace poszukiwawcze odbywały się w ramach śledztwa prowadzonego
przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
IPN w Białymstoku i były prowadzone pod kierunkiem prokuratora Zbigniewa
Kulikowskiego, szefa komisji. Śledztwo to zostało wszczęte po lipcowych
badaniach sondażowych, podczas których grupie kierowanej przez prof.
Krzysztofa Szwagrzyka udało się odkryć szczątki trzech osób na terenie
dawnego więziennego ogrodu. Już podczas prowadzonych na miejscu badań
specjalista z zakładu medycyny sądowej stwierdził, że jedna z czaszek ma
ślad po postrzale, metodą katyńską, w tył głowy. Wszystkie szczątki
trafiły do białostockiego zakładu medycyny sądowej. Nasze prace
poszukiwawcze nie zostały jeszcze zakończone. Kolejny, trzeci już etap
mamy zamiar rozpocząć wiosną 2014 roku. Dlatego nie możemy jeszcze podać
ostatecznych i pełnych wyników.

Dawny więzienny ogród to cmentarz, gdzie w tajemnicy grzebano ludzi mordowanych przez komunistów.

– To, co udało się znaleźć na terenie dawnego ogrodu więzienia,
nazwałbym rozległym polem grobowym, na którym w jamach grobowych
pogrzebano bardzo wiele osób. Te jamy grobowe, które udało się jesienią
sprawdzić, kryją kilkanaście szkieletów ludzkich. Pod koniec
października udało nam się wydobyć i zabezpieczyć 6 szkieletów. Pobrano z
nich próbki DNA. Dwa szkielety należą do kobiet. Pozostałe w jamach
szkielety, których nie mogliśmy w październiku podjąć, zostały
zabezpieczone, a jamy grobowe tymczasowo zasypane, do czasu rozpoczęcia
kolejnego, wiosennego etapu prac. Udało się też zlokalizować, poprzez
wykopy sondażowe, kolejne jamy grobowe, z nieznaną jeszcze liczbą
szkieletów.

Równocześnie IPN prowadzi akcję pobierania próbek DNA od członków
rodzin żołnierzy niezłomnych m.in. z terenu dawnego województwa
podlaskiego. Ile osób się do Państwa zgłosiło?

– Do tej pory pobraliśmy próbki materiału genetycznego od członków
rodzin ponad 60 poszukiwanych ofiar z Białostocczyzny. Liczba osób,
które je przekazały, jest o wiele większa, bo często swój materiał do
Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów przekazuje kilku członków
rodziny danej ofiary, której szczątków szukamy. Szef Polskiej Bazy
Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów dr Andrzej Ossowski twierdzi, że pod
względem ilości jest to drugi po powązkowskiej Łączce zbiór próbek DNA.
Cały czas odbieramy zgłoszenia od osób, które chcą przekazać próbkę
swojego materiału genetycznego. Ta akcja dynamicznie się rozwija.


Ilu żołnierzy mogło zostać pogrzebanych w dołach śmierci na terenie więzienia?

– Na podstawie zebranych w ciągu kilkunastu lat materiałów
historycznych liczbę osób, które mogły być pierwotnie pochowane na
terenie więzienia, określiłbym w przedziale od kilkudziesięciu do ponad
dwustu. Przede wszystkim były to osoby zamordowane w latach 1944-1956 na
terenie więzienia oraz te, które zginęły w potyczkach i obławach na
terenie dawnego województwa białostockiego, a później ich ciała
przewieziono do białostockiego więzienia. Z naszych ustaleń wynika
jednak, że w latach późniejszych wiele ciał tych osób mogło być
wydobytych, przewiezionych i pochowanych w innych miejscach. Dlatego
podczas prac poszukiwawczych mieliśmy obawy, czy uda się nam znaleźć
jakiekolwiek szczątki ludzkie. Wielu nie dawało wiary, że może się to
udać. Tak więc odkrycie jesienią tego roku nawet nie pojedynczych mogił,
ale rozległego pola grobowego uważam za ogromny sukces tych, którzy
mieli odwagę podjąć się przeprowadzenia prac poszukiwawczych, po to aby
znaleźć szczątki ofiar zbrodni totalitaryzmów, a potem przywrócić im,
okryte chwałą, imiona i nazwiska.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

110. Niesiołowski w czerwonym

Niesiołowski w czerwonym kondukcie

Sejmowa komisja obrony nie zajmie się problemem pochówków
na Powązkach Wojskowych komunistycznych kacyków. Projekt storpedował
Stefan Niesiołowski.

Z wnioskiem o zajęcie się sprawą wystąpił na ostatnim posiedzeniu
komisji poseł Bartosz Kownacki (PiS). Z inicjatywy przewodniczącego
komisji Stefana Niesiołowskiego (PO) wniosku nie rozpa- trywano
odrębnie. Szef komisji poddał pod głosowanie plan prac komisji
przedłożony przez prezydium, które wcześniej nie uwzględniało propozycji
Kownackiego: prezydium głosami posłów SLD, PO, TR i PSL odrzuciło
wniosek dotyczący rozpatrzenia kwestii zezwoleń na pochówki
komunistycznych kacyków na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Za
wnioskiem był tylko przedstawiciel PiS – Mariusz Antoni Kamiński.

– Komisja nie będzie się zajmowała pochówkiem, gdyż jej głównym
zadaniem jest obronność kraju, zagwarantowanie bezpieczeństwa. I nadzór
nad armią. Do kwestii pochówku są powołane inne instytucje. Czyli zarząd
cmentarza i inne podmioty, które mają w swoich kompetencjach
dookreślanie miejsca pochówku – mówi Mieczysław Łuczak (PSL), wiceszef
sejmowej Komisji Obrony Narodowej. – A jeżeli ktoś służył w armii za
czasów komunistycznych, to kto się zajmie ich weryfikacją? – pyta
Łuczak.

Tak samo mówił w trakcie posiedzenia Stanisław Wziątek (SLD). – To
propozycja, która w żaden sposób nie wiąże się z kompetencjami naszej
komisji. To nie Komisja Obrony Narodowej powinna zajmować się sprawami
dotyczącymi oceny określonych postaci i decydowania o tym, gdzie która z
tych postaci ma być pochowana po śmierci – mówi.

Inaczej problem ocenia inicjator akcji poseł Bartosz Kownacki.–
Wnioskowałem, aby jednym z punktów, którymi komisja zajęłaby się w tym
roku, była kwestia pochówku na Powązkach przedstawicieli komunistycznego
aparatu władzy, w tym żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Chodziło o
uzyskanie informacji ze strony ministra obrony narodowej i dowódcy
Garnizonu Warszawa, dlaczego ten proceder nadal trwa. Jestem oburzony
postawą niektórych posłów – tłumaczy.

– Pan poseł Niesiołowski w czasach PRL podobno był opozycjonistą,
walczył z komuną. A dziś widać, że jego punkt widzenia tych spraw
diametralnie się zmienił. A przecież ta sprawa jest oczywista i do
załatwienia – dodaje.

Kownacki deklaruje, że sprawy tak nie zostawi, zamierza złożyć
kolejny wniosek do Prezydium Sejmu, tym razem o zwołanie komisji obrony w
trybie nadzwyczajnym.

– Chodzi o włączenie tej kwestii w porządek obrad komisji. Sprawa
jest nader ważna, bulwersuje ona opinię publiczną, była przedmiotem
zainteresowania mediów. Tymczasem posłowie z komisji z góry ją
odrzucają. To po co w ogóle jest ten Sejm? – pyta Kownacki.

Powązki Wojskowe są cmentarzem komunalnym pozostającym w gestii władz
Warszawy, ale – jeśli chodzi o cmentarz Wojskowy – istotną rolę
odgrywają instytucje wojskowe. – Dlatego to Komisja Obrony Narodowej
powinna zająć się tą sprawą. Chowanie działaczy komunistycznych w tak
honorowym miejscu to zła lekcja historii. Chodzi przecież m.in. o
stalinowskich sędziów i prokuratorów wojskowych – mówi poseł.

Termin złożenia kolejnego wniosku do prezydium komisji jest
uzależniony od odpowiedzi szefa MON Tomasza Siemoniaka na interpelację w
sprawie „okoliczności pochówków na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w
Warszawie osób niegodnych tego honorowego miejsca”.

Dokument trafił na biurko ministra w grudniu 2013 roku. Kownacki
pytał w niej, na jakiej podstawie Dowództwo Garnizonu Warszawa godzi się
na pochówki na cmentarzu Wojskowym w Warszawie osób „splamionych
niechlubną postawą w okresie PRL” oraz czy minister obrony narodowej
zamierza przerwać ten proceder.

„Każdy szanujący się kraj ma nekropolię będącą miejscem spoczynku dla
doczesnych szczątków swoich bohaterów i osób wielce zasłużonych.
Amerykanie mają Arlington, Francuzi Père-Lachaise czy Montparnasse. My,
Polacy, mamy kilka takich miejsc, m.in. cmentarz Wojskowy na
warszawskich Powązkach, który jest szczególnym miejscem pamięci naszego
Narodu, mającym niebagatelny wpływ na kształtowanie naszej zbiorowej
tożsamości. Tak honorowa nekropolia nie powinna być kalana pochówkami
osób jednoznacznie niegodnych tego miejsca” – podkreśla poseł.

W jego ocenie, przyzwolenie na pochówki na cmentarzu Wojskowym na
Powązkach po 1989 r. osób powiązanych z reżimem komunistycznym to efekt
powierzchownej dekomunizacji. Na Powązkach pochowany jest m.in. gen.
Florian Siwicki – dowódca armii podczas najazdu na Czechosłowację w 1968
r. i współautor stanu wojennego w 1981 r., gen. Jan Śliwiński – szef
Departamentu Kadr w czasach stalinowskich, gen. Rudolf Dziapanow – w
stanie wojennym komisarz wojskowy w PAN, gen. Edward Poradko – w latach
1981-1986 szef WSW, gen. Jan Czapla, który zaraz po wojnie zwalczał
podziemie niepodległościowe, a w 1968 r. brał udział w działaniach
antyżydowskich i odpowiadał za propagandę podczas inwazji na
Czechosłowację, gen. Włodzimierz Sawczuk, w latach siedemdziesiątych,
podobnie jak gen. Czapla, szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska
Polskiego. A także gen. Eugeniusz Molczyk – przez dwanaście lat zastępca
naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Wojskowego, czy
gen. Czesław Piotrowski, członek WRON.

Jak informuje Dowództwo Garnizonu Warszawa, w przypadku pochówku
tradycyjnego na cmentarzu Wojskowym na Powązkach konieczne jest, by
zmarła osoba spełniała jeden z następujących warunków: posiadała stopień
wojskowy generała, tytuł naukowy profesora, Order Virtuti Militari,
Order Krzyża Wojskowego lub poniosła śmierci w trakcie wykonywania
zadania bojowego.

– W sytuacji gdy zmarła osoba nie została pozbawiona praw
publicznych, stopnia wojskowego lub nie jest skazana prawomocnym
wyrokiem sądu, Dowództwo Garnizonu Warszawa nie ma podstaw do zmiany
zasad przydzielania miejsca do pochówku oraz ceremoniału wojskowego –
podkreśla ppłk Joanna Klejszmit-Bodziuch, rzecznik prasowy Dowództwa
Garnizonu Warszawa.

– Te przepisy zostały w takiej, a nie innej formule przygotowane i
przyjęte. Pytanie tylko, dlaczego dotąd tych przepisów nie zmieniono. I o
to właśnie warto pytać ministra obrony narodowej – kwituje Kownacki.

Anna Ambroziak

Zamordowanych komandorów skazano na zapomnienie?

 -
W Marynarce Wojennej PRL pod kierownictwem Czerokowa, Winogradowa,
Studzińskiego i Janczyszyna dobrze pilnowano przez lata, aby nie ukazała
się w publikacjach najmniejsza wzmianka i bodaj jedno zdjęcie, na
którym można by dopatrzyć się któregoś ze straconych czy choćby tylko
więzionych komandorów. Z czasem, w miarę odchodzenia zbrodniczego
garnituru i gorliwych potakiwaczy, zaczęto pisywać o komandorach -
ofiarach terroru komunistycznego na Wybrzeżu. Przydzielono więc im,
odebrane wprzódy drugorzędnym i nikomu nieznanym komunistom, trzy
czwartorzędne ślepe uliczki na gdyńskim Grabówku. Poświęcono na
odrzwiach oksywskiej uczelni niewielką i mało czytelną granitową
tabliczkę. W rogu cmentarza redłowskiego nawet sprokurowano w sposób
amatorski bardzo brzydki i tandetny zbiorowy lastrykowy nagrobek.

A w Warszawie?
-
Wydawać by się mogło, że wraz z ponownym ukoronowaniem orła w godle i
wyekwipowaniem go w złocony manicure sytuacja powinna zmienić się
diametralnie. Ale już pierwsza poważniejsza propozycja uczczenia w III
Rzeczypospolitej konkretnych postaci, a mianowicie wniosek historyka
wojskowości o pośmiertne awanse i odznaczenia choćby tylko dwudziestu
straconych oficerów, przepadł w czeluściach biurek ministerstwa obrony. I
to przepadł, jak dotychczas, bezpowrotnie. Już dobrych kilkanaście lat
temu, za radą ówczesnego szefa Sztabu MW admirała Ryszarda Łukasika,
przypominałem o tym wniosku gen. Romanowi Harmozie z Wydziału Kadr MON, a
następnie już tylko w odniesieniu do trzech komandorów ówczesnemu
ministrowi ds. kombatantów Jackowi Taylorowi. Jak dotąd, wciąż bez
widocznego skutku"....

Minęły
przecież dwie dekady w wolnej III Rzeczypospolitej. Dokonały się nawet
na obcej ziemi ekshumacje polskich oficerów z mogił katyńskich. Myślę,
że już najwyższy czas, by przeprowadzić również ekshumacje polskich
oficerów Marynarki Wojennej... u siebie (!). Dążę do tego od przeszło
pół wieku. I nadal będę za tym obstawał, ażeby wreszcie odnaleziono
dowody na pochówek w tym miejscu wybitnych Polaków i obrońców jej
niepodległości - ofiar terroru komunistycznego w Priwislei, wciąż
jeszcze... skazanych na zapomnienie.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110808&typ=po&id=po13.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

111. R.Sobkowicz/Nasz

zdjecie

R.Sobkowicz/Nasz Dziennik

Niezłomny jest w tobie!

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/65991,niezlomny-jest-w-tobie.html

Pod takim hasłem rusza kampania informacyjna na temat badań genetycznych związanych z identyfikacją żołnierzy podziemia niepodległościowego.

„Jeśli jesteś potomkiem zamordowanej ofiary komunistycznego terroru, o
nieznanym miejscu pochówku: partyzanta, żołnierza, cywila, odnajdź
dzięki nam jego szczątki, oddając swój materiał genetyczny – DNA w
prosty i bezbolesny sposób” – zachęcają organizatorzy akcji wspieranej
przez IPN. Jej pomysłodawcą jest Wojciech Łuczak, prezes Fundacji
Niezłomni im. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

– Akcja ma zasięg ogólnopolski. Jesteśmy już obecni w około 50
ośrodkach na terenie kraju. I cały czas apelujemy do wolontariuszy, aby
się do nas zgłaszali – mówi Łuczak.

Apel powinien dotrzeć przede wszystkim do najbliższych krewnych
żołnierzy podziemia niepodległościowego, aby zgłaszali się na badania
genetyczne umożliwiające identyfikację bohaterów – dziś czy w
przyszłości. – Chcielibyśmy, żeby bliscy ofiar komunistycznych zbrodni
kontaktowali się z nami i odsyłali próbki z materiałem genetycznym do
Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie – wyjaśnia
prezes Fundacji Niezłomni.

Plakaty z informacjami mają być rozwieszane w kościołach, rozdawane
na ulicy. Punktem kulminacyjnym przedsięwzięcia będzie 1 marca, a więc
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Wolontariusze mają docierać
do osób starszych, bliskich ofiar zbrodni komunistycznych, aby
dostarczać przyrządy do pobierania materiału DNA i wyjaśniać, jak tę
próbkę sporządzić.

Drugi cel to zbieranie od tych osób wspomnień na temat żołnierzy
niezłomnych. „Wiele tysięcy naszych bohaterów leży w nieznanych mogiłach
na terenie dawnej i obecnej Polski. Jeśli znasz historię związaną z
ofiarami komunistycznego terroru, wiesz o miejscu pochówku żołnierzy,
partyzantów, cywilów, o jakimś wydarzeniu dotyczącym tych osób
(potyczka, akcja, postać itp.) – skontaktuj się z nami” –czytamy w
ogłoszeniu. Wszelkie informacje można uzyskać pod numerem telefonu 886
886 180.

– Jesteśmy w ścisłym kontakcie z kilkoma oddziałami IPN w Polsce,
szczególnie z ośrodkiem białostockim, gdzie prowadzona jest akcja
pobierania materiału genetycznego od potomków ofiar obławy
augustowskiej. Staramy się mieć tam jak najwięcej wolontariuszy – dodaje
Wojciech Łuczak. I podkreśla, że poza spotkaniami z osobami związanymi z
podziemiem niepodległościowym dochodzi niekiedy do rozmów z
funkcjonariuszami komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, którzy
anonimowo mogą opowiedzieć o faktach związanych ze zbrodniami na
niezłomnych. – Zdarzają się sytuacje, kiedy skruszony, stojący już nad
grobem były ubek chce przekazać takie informacje. Oni często wiedzieli,
gdzie dokonywane były egzekucje, jakie były ich szczegóły, gdzie
straceńcy byli chowani. Wiele tysięcy ludzi jest jeszcze
nieekshumowanych i takich Łączek jak powązkowska jest więcej – zaznacza
nasz rozmówca.

Oprócz akcji „Niezłomny jest w tobie!” członkowie Fundacji wraz z
licznymi środowiskami młodzieżowymi, z którymi współpracują, będą
kwestować 1 marca w wielu miastach Polski na rzecz powązkowskiej Łączki,
a później, 1 listopada, jak w roku ubiegłym na cmentarzu w Szczecinie. –
Każde wsparcie, szczególnie w takiej formie, jest bardzo pozytywne.
Akcja jest apolityczna, jej pomysłodawcy chcą po prostu dotrzeć do ludzi
i poinformować ich o naszych badaniach. To bardzo fajny pomysł i bardzo
nas to cieszy, że są ludzie, którzy wspierają nas w tych działaniach
–mówi dr Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar
Totalitaryzmów w Szczecinie.

Piotr Czartoryski-Sziler

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

112. Nowe nazwiska z Łączki W

Nowe nazwiska z Łączki

W ciągu dwóch miesięcy poznamy kolejne nazwiska ofiar ekshumowanych na powązkowskiej Łączce.

– Kolejne identyfikacje będą podane na przedwiośniu – informuje dr
Andrzej Ossowski, genetyk z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, szef
Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. Ogłoszenie nowych
nazwisk w tym terminie potwierdza prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik
prezesa IPN ds. poszukiwania miejsc pochówków ofiar totalitaryzmów.

Szybkie rozpoznanie następnych ofiar terroru komunistycznego będzie
możliwe dzięki zakupowi nowego sekwenatora, urządzenia do badań
genetycznych. – Zakupu tego dokonaliśmy w grudniu 2013 roku – mówi Kinga
Brandys, rzecznik prasowy PUM.

Możliwe stało się zastosowanie znacznie bardziej czułych zestawów
markerów DNA. Badania na nowym urządzeniu właśnie ruszyły. –
Rozpoczęliśmy je kilka dni temu – mówi dr Ossowski. – Ten sprzęt
umożliwia ich przyspieszenie nawet do 70 proc. – podkreśla.

Od pewnego czasu ze względu na brak środków identyfikacje
ekshumowanych na Łączce uległy poważnemu zahamowaniu. Dlatego PUM, przy
którym działa baza genetyczna, wystąpił do premiera o środki z rezerwy
budżetowej z przeznaczeniem na urządzenie do badań genetycznych.
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów poinformowała w końcu listopada
ubiegłego roku o wygospodarowaniu kwoty 800 tys. zł na ten cel. – Cała
kwota została przeznaczona na zakup sekwenatora i potrzebnych materiałów
(odczynników) – informuje Brandys.

Ponadto z inicjatywy IPN udało się przyjąć poprawkę w budżecie IPN,
która gwarantuje dodatkowy milion złotych na badania genetyczne ofiar
represji komunistycznych. Pieniądze są zarezerwowane w budżecie
Instytutu, ale docelowo ma je otrzymać PUM.

– Posiadając te fundusze, mamy finansowanie na bardzo dobrym
poziomie, które zapewni nam normalną pracę. Nie będziemy musieli już o
nic się martwić – oceniał wówczas dr Ossowski. Zwrócił uwagę, że Łączka
to jest jedno z tysięcy miejsc pochówków ofiar komunizmu.

Na Łączce przeprowadzono dwa etapy ekshumacji. Obecnie trwają rozmowy
i ustalanie warunków trzeciego, według planów – ostatniego etapu, który
ze względu na problemy techniczne wynikające z usytuowania grobów nad
miejscami pochówków będzie najtrudniejszy.

– Za kilka tygodni będziemy w stanie podać konkretną informację
dotyczącą trzeciego etapu prac na Łączce. Na pewno się odbędzie, na
pewno w tym roku, ale nic bliższego dziś o metodzie i rozpoczęciu nie
mogę powiedzieć – mówi prof. Szwagrzyk.

W lutym ubiegłego roku badacze poinformowali o identyfikacji
szczątków ostatniego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych ppłk. Stanisława
Kasznicy, a także por. Tadeusza Pelaka, por. Bolesława Budelewskiego i
Stanisława Abramowskiego. W sierpniu 2013 r. podano kolejne nazwiska 9
ofiar komunistycznego terroru pogrzebanych na Łączce. Wśród nich są
legendarni dowódcy AK i WiN: mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” i mjr
Hieronim Dekutowski „Zapora”. Oprócz „Zapory” i „Łupaszki” udało się
zidentyfikować również 7 innych żołnierzy zamordowanych przez
funkcjonariuszy UB. Są to: Władysław Borowiec „Żbik”, Henryk
Borowy-Borowski „Trzmiel”, Zygfryd Kuliński „Albin”, Józef Łukaszewicz
„Walek”, Henryk Pawłowski „Henryk Orłowski”, Wacław Walicki „111” i
Ryszard Widelski „Irydion”.

Pierwszy etap prac ekshumacyjnych na Łączce odbywał się w lipcu i
sierpniu 2012 roku. W tym czasie odnaleziono szczątki 117 osób. Drugi
prowadzono w maju i czerwcu ubiegłego roku, kiedy udało się wydobyć z
ziemi szczątki 82 osób. Do wydobycia zostało jeszcze kilkadziesiąt ciał.

Zenon Baranowski

Fundacja "Łączka" pyta Andrzeja Kunerta o szczegóły planu stworzenia Panteonu Bohaterów Narodowych. Kto? Z kim? Jak?

"Dziwną i niedopuszczalną sytuacją byłoby pominięcie w tym
procesie rodzin, bo to ich najbliżsi mają znaleźć spoczynek w planowanym
Panteonie. Oni nie mogą być zlekceważeni".

Szanowny Pan

Andrzej Krzysztof Kunert

Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa

 

Szanowny Panie Ministrze,

 

W imieniu Fundacji „Łączka”, której jednym z podstawowych
celów jest godne upamiętnienie Żołnierzy zamordowanych po wojnie w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie i zrzuconych następnie do
dołów śmierci na dawnym polu więziennym - „Łączce” Cmentarza Wojskowego
na Powązkach w Warszawie, chcielibyśmy zapytać Pana o harmonogram
prac związanych z tym niezwykłym dla wielu Polaków miejscem, nad
którym opieka leży w gestii kierowanej przez Pana instytucji – ROPWiM.

 

Wiemy, z publicznych deklaracji („Rzeczpospolita”, 8
stycznia 2014), że ROPWiM planuje ogłoszenie konkursu na projekt
Panteonu Bohaterów Narodowych (proponujemy nazwę  Panteon. Mauzoleum
kojarzy się raczej negatywnie - z żołnierzami sowieckimi, Leninem,
itp.), który ma powstać na „Łączce” i w którym mają znaleźć spoczynek
odnalezione i zidentyfikowane szczątki m.in. najważniejszych dowódców
Polskiego Państwa Podziemnego, zabitych po wojnie przez komunistów.

 

Chcielibyśmy, aby przy tworzeniu Panteonu nie umknęły nam
ważne kwestie. Dlatego prosimy Pana o odpowiedź na następujące pytania:

 

1) Kiedy będzie ogłoszony konkurs na projekt Panteonu, oraz kiedy planowane jest jego rozstrzygnięcie?

Czy planowany jest przetarg na wykonanie prac, oraz kiedy
się one rozpoczną. Pytania te są istotne szczególnie w kontekście
zaproponowanego przez kancelarię Prezydenta RP terminu 27 września br.
jako uroczystego, państwowego pogrzebu ekshumowanych i zidentyfikowanych
na „Łączce”.

 

2) Jaki obszar „Łączki” ma zostać zagospodarowany pod Panteon?

Mamy nadzieję, że zgadza się Pan z naszym tokiem
rozumowania, iż pod pojęciem „Łączka” kryje się CAŁY OBSZAR, na którym
spoczywały i NADAL spoczywają szczątki pomordowanych w mokotowskim
więzieniu? Nie wyobrażamy sobie zatem, żeby Panteon powstał tylko na
tym kawałku ziemi, z której w latach 2012-2013 ekipa IPN wydobyła
prawie 200 szczątków pomordowanych żołnierzy. Panteon Bohaterów
Narodowych powinien obejmować obszar całego dawnego pola więziennego,
tam, gdzie po wojnie byli grzebani pomordowani (nawet, jeżeli miałoby
się to wiązać z przeniesieniem pomników nagrobnych postawionych w
latach 80-tych na części obszaru „Łączki”). Teren „Łączki” należy do
pomordowanych żołnierzy i działaczy Polskiego Państwa Podziemnego.

 

3) Czy rodziny pomordowanych żołnierzy, którzy
zostali pogrzebani na „Łączce”, zostaną zaproszone przez ROPWiM do
udziału w pracach związanych z powstawaniem Panteonu?

Dziwną i niedopuszczalną sytuacją byłoby pominięcie w tym
procesie rodzin, bo to ich najbliżsi mają znaleźć spoczynek w
planowanym Panteonie. Oni nie mogą być zlekceważeni. Jesteśmy
przekonani, że nie dopuści Pan do takiej sytuacji i że rodziny ofiar
„Łączki” uzyskają możliwość wzięcia udziału w tworzeniu Panteonu
Bohaterów Narodowych, a ich opinia będzie przez Państwa traktowana z
należytym szacunkiem.

 

Będziemy Panu Ministrowi wdzięczni za szybką odpowiedź na nasze pytania. Opinia publiczna, która od kilku lat z wielką uwagą śledzi starania i prace związane z „Łączką”, musi dokładnie wiedzieć, jakie działania planowane są przez instytucje
państwowe powołane do tego, aby upamiętniać miejsca ważne dla każdego
Polaka, a jednym z najważniejszych takich miejsc jest powązkowska
„Łączka”.

 

Z wyrazami szacunku,

Tadeusz Płużański – Prezes Fundacji „Łączka”

Beata Sławińska – Wiceprezes Fundacji „Łączka”

Fundacja
"Łączka": Nasz pomysł zorganizowania spotkania z rodzinami ofiar z
„Łączki” nie przypadł, najwyraźniej, Panu Prezydentowi do gustu


"Mieliśmy wielką nadzieję, że Panu Prezydentowi, synowi żołnierza
AK, który służył w VI Brygadzie Wileńskiej pod dowództwem słynnego
Żołnierza Niezłomnego majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” bliska
będzie idea pomocy organizacjom lub instytucjom państwowym zaangażowanym
w poszukiwanie, identyfikację oraz godne upamiętnienie szczątków
Żołnierzy Niezłomnych".

Warszawa 24.02.2014

Pan Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej

Bronisław Komorowski

 

Szanowny Panie Prezydencie,

Z wielkim żalem przyjęliśmy brak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony
Pana Prezydenta na wystosowany przez naszą Fundację list z dnia
08.01.2014 r., który został złożony w kancelarii Pana Prezydenta
w dniu 10. 01. 2014 r. (instytucje państwowe zobowiązane są w ciągu 30 dni od daty złożenia/wpływu pisma odpowiedzieć na nie osobie/instytucji to pismo składającej).

Mieliśmy wielką nadzieję, że Panu Prezydentowi, synowi
żołnierza AK, który służył w VI Brygadzie Wileńskiej pod
dowództwem słynnego Żołnierza Niezłomnego majora Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki” bliska będzie idea pomocy organizacjom
lub instytucjom państwowym zaangażowanym w poszukiwanie,
identyfikację oraz godne upamiętnienie szczątków Żołnierzy
Niezłomnych, którzy kres swego bohaterskiego życia znaleźli w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, a ich szczątki
zostały bestialsko wrzucone do dołów śmierci i miały być
zapomniane przez potomnych.

Mieliśmy nadzieję, że Pan Prezydent swoim autorytetem
wesprze nasze działania i zechce się spotkać z rodzinami
pomordowanych żołnierzy podziemia antykomunistycznego
, a
celem takiego spotkania byłoby omówienie kwestii związanych z
organizacją uroczystości pogrzebowych w dniu 27. 09. 2014 r.,
które zgodnie z zapowiedziami będą miały charakter państwowy i
zostaną objęte Pana Prezydenta patronatem. Uważamy, że takie
uhonorowanie zamordowanych, a dziś odnalezionych i
zidentyfikowanych żołnierzy jest naturalne, tak samo jak spotkanie
Pana Prezydenta z rodzinami. Ideę takiego spotkania
przedstawiliśmy Panu Prezydentowi w naszym liście z dnia 8. 01.
2014 r.

Niestety, nasz pomysł zorganizowania spotkania z
rodzinami ofiar z „Łączki” nie przypadł, najwyraźniej, Panu
Prezydentowi do gustu – tak traktujemy brak odpowiedzi na naszą
propozycję
. Być może brak odpowiedzi jest efektem wielu
obowiązków, jakim Pan Prezydent musi podołać w swej publicznej
służbie dla kraju.

Dlatego też nie tracimy nadziei, że Pan Prezydent ustosunkuje się do naszej kolejny raz wyrażonej prośby i zgodzi się na spotkanie w najbliższym czasie z rodzinami pomordowanych przez komunistów Żołnierzy Niezłomnych.
Jeżeli data uroczystości pogrzebowych, zgodnie z deklaracją
ministra Tomasza Nałęcza, miałaby mieć miejsce 27.09.2014 r. to
takie spotkanie z rodzinami musiałaby się odbyć niezwłocznie.
Fundacja Łączka jeszcze raz deklaruje swoją pomoc w zorganizowaniu
takiego spotkania.

W oczekiwaniu na szybką odpowiedź ze strony Pana Prezydenta.

 

Z wyrazami szacunku,

Tadeusz M. Płużański, Prezes Fundacji „Łączka”

Beata Sławińska, Wiceprezes Fundacji „Łączka”

 

Ostatni komendanci, ostatni żołnierze. 1951-1963

Z okazji przypadającego 1 marca Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy
Wyklętych” Kancelaria Prezydenta RP prezentuje książkę "Ostatni
komendanci, ostatni żołnierze. 1951–1963", w której przedstawione są
sylwetki kilkudziesięciu „Żołnierzy Wyklętych”.

Prezentowane tu teksty powstały z inicjatywy
mojego poprzednika na stanowisku Szefa Kancelarii Prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej, Ministra Władysława Stasiaka. Znakomitego
urzędnika, człowieka oddanego służbie publicznej, zmarłego tragicznie w
katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku.

 

Mam nadzieję, że publikacja ta spotka się z Państwa zainteresowaniem i
wniesie wkład do naszej wiedzy o niezwykle dramatycznej historii Polski
XX stulecia.

 

Szef Kancelarii Prezydenta RP

Jacek Michałowski



Publikacja do pobrania w całości lub w podziale na rozdziały:


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

113. Instytut Pamięci Narodowej

Instytut Pamięci Narodowej planuje w tym roku zbadać dwa miejsca, w których po wojnie chowane były ciała zabitych więźniów. Jak szacuje prof. Krzysztof Szwagrzyk, w kilkunastu miejscach Warszawy może spoczywać nawet 1000 ofiar komunistycznych represji.Specjaliści instytutu od lipca 2012 roku prowadzą ekshumacje na Łączce, będącej częścią Powązek. Na razie prace tam wstrzymali, ale planują wrócić wiosną. Później chcą zbadać dwa kolejne miejsca, w których prac ziemnych jeszcze nie prowadzili.

- Planujemy przeprowadzenie prac na terenie cmentarza przy Wałbrzyskiej – informuje Szwagrzyk. Jak wyjaśnia, w latach 1946–48 mieli tu być chowani zabici w więzieniu przy Rakowieckiej i w innych warszawskich więzieniach, również po praskiej stronie.
W latach 40. teren który zostanie zbadany był jednak poza granicami dzisiejszego cmentarza.
Teren toru na SłużewcuJak podkreśla Szwagrzyk, kolejnym miejscem, które planuje w tym roku badać IPN jest "teren wyścigów konnych na Służewcu". - Z posiadanych informacji wynika, że w latach 1945–48 mogły się w tym miejscu odbywać pochówki – mówi Szwagrzyk. O które konkretnie miejsce chodzi? Tego profesor nie chce zdradzić przed rozpoczęciem prac.

W dalszej kolejności badane mają być kwatery na Cmentarzu Bródnowskim.

To nie jedyne lokalizacje gdzie były chowane ofiary komunistycznych oprawców. Jak mówi Szwagrzyk, jest ich w Warszawie kilkanaście. Mogą w nich spoczywać szczątki nawet tysiąca osób.
Nie popełnić błędu poprzedników

"Rzeczpospolita" podała w poniedziałek, że w piątek w Belwederze ujawnione zostaną nazwiska kolejnych zidentyfikowanych ofiar stalinowskich represji pochowanych na tzw. Łączce na warszawskich Powązkach.

W latach 1948-1956 pochowano na warszawskich Powązkach kilkaset osób zamordowanych przez UB. Wśród poszukiwanych są bohaterowie Polskiego Państwa Podziemnego, powstańcy warszawscy i żołnierze powojennego podziemia niepodległościowego. Wciąż nie wiadomo, czy znajdują się tam szczątki płk. Witolda Pileckiego. W czerwcu ubiegłego w miejsce tymczasowego spoczynku odprowadzono szczątki 83 ofiar reżimu komunistycznego odnalezionych na Łączce.

Szczątki są identyfikowane w laboratoriach. Ustalenie tożsamości kolejnych ofiar bezpieki jest możliwe dzięki naukowcom z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmu (PBGOT), która działa przy szczecińskim Pomorskim Uniwersytecie Medycznym. Dotychczas historykom IPN i genetykom PBGOT udało się ustalić nazwiska 16 ofiar.
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,szczatki-ofiar-komunizmu-prz...

Nowy portal IPN

IPN uruchomił nowy portal edukacyjny. Dotyczy on poszukiwań
miejsc pochówku żołnierzy podziemia niepodległościowego – ofiar terroru
komunistycznego z lat 1944-1956.

Na portalu można znaleźć sylwetki osób już zidentyfikowanych, mapę
Polski z oznaczonymi miejscami poszczególnych ekshumacji, m.in. w
Białymstoku, Gdańsku, Poznaniu, Warszawie oraz opis projektu
“Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego
1944-1956″. Są tam także materiały fotograficzne i filmowe oraz przegląd
informacji medialnych o projekcie.

Na portalu znajduje się też apel IPN i Polskiej Bazy Genetycznej
Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie do rodzin więźniów aresztu śledczego
na Mokotowie w Warszawie z lat 1948-1956 o pilny kontakt w sprawie
przekazywania materiału genetycznego.

- Ten portal będzie podzielony na kilka plansz. Będzie przede
wszystkim dostosowany do możliwości nowych mediów, smartphone’ów,
tabletów. Będzie podzielony na kilka grup, czyli opis projektu, miejsca,
gdzie prowadzone są poszukiwania w całej Polsce oraz ta główna część,
czyli odnalezieni. Poniżej będą aktualności, czyli to wszystko, co się
dzieje w projekcie, co na ten temat piszą media. Będzie także
odniesienie do portalu, który już funkcjonuje w Instytucie, czyli
„Śladami zbrodni”. Portal ten pokazuje miejsca kaźni komunistycznych,
miejsca komunistycznego terroru w powojennej Polsce -
powiedział Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy IPN.

Nowy portal Instytutu Pamięci Narodowej znajduje się na stronie internetowej www.poszukiwania.ipn.gov.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

114. Czekam z niecierpliwością i wzruszeniem na jutrzejszy dzień:

Szesnastu z Łączki

Szesnaście nowych nazwisk zidentyfikowanych ofiar terroru komunistycznego z powązkowskiej Łączki ujawni w piątek IPN. Wiele wskazuje na to, że jest wśród nich dowódca Floty komandor Stanisław Mieszkowski

Piotr Czartoryski-Sziler

http://ct1.addthis.com/static/r07/widget016_top.gif); overflow: hidden; display: block; height: 16px; width: 16px; line-height: 16px !important; float: left; background-position: 0px -256px; background-repeat: no-repeat no-repeat;">Share on emailZ nieoficjalnych informacji wynika, że zidentyfikowano 16 osób, wśród nich dowódcę Floty komandora Stanisława Mieszkowskiego.

Mieszkowski został aresztowany pod fałszywym zarzutem szpiegostwa 20 października 1950 r. przez funkcjonariuszy Głównego Zarządu Informacji MON. Dwa lata po brutalnym śledztwie, 21 lipca 1952 r., Najwyższy Sąd Wojskowy skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano w więzieniu mokotowskim w Warszawie 16 grudnia 1952 roku.

Z informacji „Naszego Dziennika” wynika, że genetycy są też bliscy pełnej identyfikacji mjr. Adama Lazarowicza, zastępcy prezesa IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Lazarowicz został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa 5 grudnia 1947 r. w Żninie. Po niesłychanie brutalnym śledztwie w październiku 1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na czterokrotną karę śmierci i 33 lata pozbawienia wolności. Został zamordowany 1 marca 1951 r. razem ze swoim dowódcą płk. Łukaszem Cieplińskim w więzieniu mokotowskim w Warszawie. 1 marca 2013 r. minister obrony Tomasz Siemoniak awansował go pośmiertnie do stopnia podpułkownika.

Oficjalnego komunikatu Instytutu Pamięci Narodowej o konferencji jeszcze nie ma. Nic na jej temat nie wie również Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta, które tego ważnego wydarzenia nie umieściło do tej pory w swoich zapowiedziach prasowych.

Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk zaznacza jednak w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”, że komunikat pojawi się zapewne dzisiaj.

– Mamy żelazną zasadę, że z mediami rozmawiamy trzy dni przed taką konferencją. Dziś mogę tylko potwierdzić, że odbędzie się ona w piątek w Belwederze. Cieszy nas angażowanie się czynników państwowych w takie wydarzenia, bo to nadaje im odpowiednią rangę – mówi Arseniuk.

Na oficjalne potwierdzenie terminu konferencji czekają: prof. Krzysztof Szwagrzyk kierujący pracami ekshumacyjnymi na Łączce i dr Andrzej Ossowski, szef Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. – Jesteśmy przygotowani do prezentacji wyników naszej pracy – zapewnia Ossowski.

Dopytywany, jak wielu zidentyfikowanych osób możemy się spodziewać, odpowiada, że do piątku ta liczba może się jeszcze zmienić. – Mamy osoby typowane, więc ich liczba może właściwie zmieniać się do samego końca – tłumaczy Ossowski.

Nazwiska mają zostać podane podczas piątkowej uroczystości z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych z udziałem prezydenta.

Do tej pory badacze zidentyfikowali szesnaście osób spoczywających na Łączce. Wśród nich ppłk. Stanisława Kasznicę, ostatniego dowódcę Narodowych Sił Zbrojnych, por. Tadeusza Pelaka, por. Bolesława Budelewskiego, Stanisława Abramowskiego, legendarnych dowódców AK i WiN: mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, a także Władysława Borowca „Żbika”, Henryka Borowego-Borowskiego „Trzmiela”, Zygfryda Kulińskiego „Albina”, Józefa Łukaszewicza „Walka”, Henryka Pawłowskiego ps. „Henryk Orłowski”, Wacława Walickiego „111”, Eugeniusza Smolińskiego ps. „Kazimierz Staniszewski”, Ryszarda Widelskiego „Irydiona”, Edmunda Zbigniewa Bukowskiego „Edmunda” i Stanisława Łukasika „Rysia”. Na Łączce przeprowadzono dwa etapy ekshumacji.

Obecnie trwają rozmowy i ustalanie warunków trzeciego, według planów – ostatniego etapu, który ze względu na problemy techniczne wynikające z usytuowania grobów nad miejscami pochówków będzie najtrudniejszy. Pierwszy etap prac ekshumacyjnych trwał w lipcu i sierpniu 2012 roku. W tym czasie odnaleziono szczątki 117 osób. Drugi prowadzono w maju i czerwcu ubiegłego roku, kiedy udało się wydobyć z ziemi szczątki 82 osób. Do wydobycia zostało jeszcze kilkadziesiąt ciał.


http://www.naszdziennik.pl/wp/69309,szesnastu-z-laczki.html

avatar użytkownika Maryla

115. @kazef

wyobrażam sobie... Wszyscy czekamy, choć miejsce na tę okazję wybrano .. brrr

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

116. @kazef jest !

Kolejni bohaterowie Polski zidentyfikowani. IPN prezentuje nazwiska pomordowanych przez stalinowski reżim

Jan Czeredys, Adam Gajdek, Roman Groński, Adam Kita, Jerzy
Miatkowski, Stanisław Mieszkowski, Antoni Olechnowicz, Marian Orlik,
Zbigniew Przybyszewski, Karol Rakoczy, Edmund Tudruj, Arkadiusz
Wasilewski. W Belwederze trwa konferencja, podczas której Instytut
Pamięci Narodowej podał kolejne nazwiska bohaterów Polski, zamordowanych
przez stalinowski reżim.

Do dziś nie było wiadomo, gdzie spoczywają ich szczątki.

IPN prezentuje sylwetki bohaterów:

 

Jan Czeredys (1912–1948), major Wojska Polskiego.

Urodził się 15 października w Turowie pod Warszawą. Przed agresją
Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. skończył Państwową Szkołę
Budownictwa w Warszawie. W 1937 został mianowany na stopień
podporucznika rezerwy. We wrześniu 1939 r. walczył w obronie twierdzy
Modlin. W okresie niemieckiej okupacji udzielał się w strukturach
konspiracyjnych AK. W drugiej połowie 1944 r. wstąpił do WP. Objął funkcję
szefa sekcji eksploatacyjnej w Departamencie Kwaterunkowo-Budowlanym
Ministerstwa Obrony Narodowej. W 1948 r. stał się ofiarą czystek
politycznych w WP w tzw. sprawie kwatermistrzowskiej. Aresztowany 13
lutego wraz z płk. Jerzym Brońskim i ppłk. Stefanem Długołęckim, został
niesłusznie oskarżony o udział w „monopolu prywatnych firm na dostawy
do wojska". Wyrokiem z 3 listopada 1948 Najwyższego Sądu Wojskowego
skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 28 grudnia 1948 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki mjr. Jana Czeredysa odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Adam Gajdek (1915–1949), ps. „Agata", „Antek",
„Olek", podoficer Wojska Polskiego, żołnierz Związku Walki Zbrojnej,
Armii Krajowej, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość".

Absolwent Podoficerskiej Szkoły Piechoty dla Małoletnich w Nisku.
Podczas niemieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. służył w
stopniu kaprala w 3 Pułku Strzelców Podhalańskich w Bielsku. Od 1940 r.
łącznik ZWZ, następnie AK na terenie Rzeszowszczyzny. W końcowym
okresie okupacji niemieckiej na stanowisku referenta gospodarczego w
Obwodzie AK Rzeszów. W październiku 1944 r. powołany do ludowego Wojska
Polskiego – najpierw w RKU w Rzeszowie, następnie w WKU w Katowicach.
Cały czas kontynuował działalność niepodległościową w ramach „Nie",
DSZ, a następnie Zrzeszenia WiN. Na początku września 1946 r., zagrożony
aresztowaniem, zdezerterował i wyjechał do Krakowa, gdzie ukrywał się
pod nazwiskiem Adam Wilanowski. W IV Zarządzie Głównym WiN – w kwietniu
1947 r. objął funkcję szefa siatki wywiadowczej o kryptonimie „Instytut
Bakteriologiczny". Aresztowany 17 października 1947 r. w Krakowie, po
kilku tygodniach brutalnego śledztwa przewieziony do siedziby MBP w
Warszawie. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 23
października 1948 r. został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 14
stycznia 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Adama Gajdka odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Roman Groński (1926–1949), ps. „Żbik", porucznik Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Od najmłodszych lat związany z Lubelszczyzną, pochodził z Kraśnika.
Od listopada 1943 r. ukrywał się, aby uniknąć wywiezienia na roboty
przymusowe do Niemiec. Od marca 1944 r. w oddziale Kedyw por. Hieronima
Dekutowskiego „Zapory". Brał udział we wszystkich akcjach zbrojnych
oddziału do lipca 1944 r. Walczył w czasie akcji „Burza". Rozbrojony
przez Sowietów. Od października 1944 r. ponownie w szeregach oddziału
„Zapory", przeszedł cały szlak bojowy do lata 1945 r. Ujawniony w
sierpniu 1945 r. Nie zaniechał działalności. Po powrocie „Zapory" z
Czechosłowacji ponownie w szeregach oddziału. Od czerwca 1946 r. dowódca
patrolu żandarmerii, zwalczał pospolity bandytyzm. Po śmierci por.
Michała Szeremickiego „Misia" objął dowództwo nad jego plutonem. Nie
ujawnił się. 16 września 1947 r. w Nysie został zatrzymany przez UB w
trakcie próby przedostania się na Zachód wraz z mjr. Hieronimem
Dekutowskim „Zaporą". Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z
15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca
1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Romana Grońskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Aleksander Adam Kita (1912–1952), podpułkownik Wojska Polskiego.

Urodził się 12 grudnia 1912 r. w Annopolu. Od najmłodszych lat
związany z Lubelszczyzną. W 1932 r. zdał maturę w Lublinie, po czym
rozpoczął naukę w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie. 15 X
1935 r. został mianowany podporucznikiem, 19 III 1939 r. porucznikiem
służby stałej. W kampanii polskiej 1939 dowodził kompanią ckm 1
batalionu 45 Pułku Piechoty 13. DP Armii „Prusy". Uczestniczył w walkach
z niemieckimi oddziałami pancernymi pod Tomaszowem Lubelskim, odznaczył
się w lasach spalskich i w boju o przeprawę na Wiśle pod Ryczywołem, w
osłonie odwrotu swojej dywizji, kiedy to zniszczył dwa czołgi
niemieckie. Cofając się w kierunku Warszawy dostał się do niewoli.
Okupację niemiecką spędził w jenieckich obozach, m.in. w oflagu II C
Woldenberg. Pod koniec stycznia 1945 r. został uwolniony przez Armię
Czerwoną, po czym powrócił do rodzinnego domu. Wiosną podjął pracę w
Kuratorium Oświaty w Toruniu. Miesiąc później został powołany do Wojska
Polskiego. Po przebytym kursie dla szefów sztabów pułków w Rembertowie
skierowano go do 39 Pułku Piechoty 12 Dywizji Piechoty, gdzie służył w
sztabie pułku. Wiosną 1946 r. został awansowany na szefa sztabu. Z
początkiem września 1947 r. przeniesiony do Sztabu Generalnego WP. W
1950 r. został awansowany do stopnia ppłk. Rok później wyznaczony na
przewodniczącego podkomisji do spraw wytyczenia granicy
polsko-sowieckiej, po czym skierowany do Oficerskiej Szkoły Samochodowej
w Pile, gdzie pełnił funkcję wykładowcy, następnie dyrektora.
Aresztowany 23 maja 1952 r. przez oficerów Zarządu Informacji pod
nieprawdziwym zarzutem udziału
w tzw. spisku w wojsku. Wyrokiem Najwyższego Sądu Wojskowego pod
przewodnictwem ppłk. Juliusza Krupskiego z 8 sierpnia 1952 r. skazany na
karę śmierci. Jego skarga rewizyjna do Zgromadzenia Sędziów Najwyższego
Sądu Wojskowego oraz prośba o ułaskawienie do prezydenta Bolesława
Bieruta zostały odrzucone. Wyrok wykonano 3 grudnia 1952 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej
w Warszawie. Decyzją z 6 kwietnia 1956 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa uchyliła wyrok z 8 sierpnia 1952 r.

Szczątki ppłk. Aleksandra Kity odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Jerzy Miatkowski (1923–1949), ps. „Zawada",
żołnierz Armii Krajowej, podporucznik Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Pochodził z Jabłonny k. Warszawy. Od 1943 r. żołnierz AK, uczestnik
Powstania Warszawskiego, po upadku którego dostał się do niewoli
niemieckiej. Uwolniony przez wojska amerykańskie. Po powrocie do Polski,
w styczniu 1946 r. wstąpił w szeregi oddziału mjr. Hieronima
Dekutowskiego „Zapory". Służył w patrolu por. Jana Szaliłowa „Renka".
Niespełna pól roku później awansował do stopnia podporucznika, objął
funkcję adiutanta mjr. „Zapory". Odznaczony Krzyżem Walecznych. Wiosną
1947 r. ujawnił się w związku z ogłoszoną przez władze komunistyczne
amnestią i powrócił do stolicy. W obawie przed aresztowaniem przez
funkcjonariuszy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa zdecydował się na
opuszczenie kraju wraz ze swym niedawnym dowódcą. Zatrzymany 15
września 1947 r. w Nysie wraz z mjr. Dekutowskim i jego najbliższymi
współpracownikami. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 15
listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca 1949
r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej
w Warszawie.

Szczątki ppor. Jerzego Miatkowskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Stanisław Mieszkowski (1903–1952), komandor Marynarki Wojennej.

Urodził się 17 czerwca 1903 r. w Piotrkowie Trybunalskim w rodzinie
inteligenckiej jako jedno z pięciorga dzieci. Od najmłodszych lat
związany z Piotrkowem Trybunalskim. Po wybuchu I wojny światowej
wywieziony wraz z rodziną do Rosji, gdzie kontynuował przerwaną w
gimnazjum naukę. Po powrocie do Polski jako ochotnik wziął udział w
wojnie polsko-bolszewickiej, następnie zdał maturę i wstąpił do
elitarnej Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie, której nie
ukończył. W 1924 r. zgłosił się do Oficerskiej Szkoły Marynarki
Wojennej, którą skończył w stopniu podporucznika. Do 1939 r. odbywał
studia specjalistyczne w zakresie artylerii morskiej. Był oficerem
artylerii na niszczycielach „Grom" i „Błyskawica". Jako specjalista
brał udział w misjach nadzorczych budowy zamówionych przez Polskę
okrętów, m.in. niszczycieli „Grom" i „Błyskawica". We wrześniu 1939
dowodził kanonierką „Generał Haller", uczestnicząc w obronie polskiego
wybrzeża przed lotnictwem niemieckim, a następnie 3 września wraz z
załogą okrętu wzmocnił załogę Helu, walcząc w obronie półwyspu do
kapitulacji 2 października. Przez całą okupację przebywał w niemieckich
obozach jenieckich, po czym w styczniu 1945 r. został uwolniony przez
Armię Czerwoną. Cztery miesiące później rozpoczął służbę w Głównym
Urzędzie Morskim, otrzymując stanowisko kapitana portu w Kołobrzegu. Na
początku 1946 r. skierowany do Marynarki Wojennej w Gdyni. Pełnił
kolejno funkcje dowódcy Flotylli Trałowców, następnie organizował
Oficerską Szkołę Marynarki Wojennej w Gdyni (na Oksywiu), został p.o.
komendanta tej szkoły. Od 1947 r. był szefem Sztabu Głównego Marynarki
Wojennej (od 1948 r. w stopniu komandora), zaś 15 listopada 1949 r.
został dowódcą Floty. Aresztowany 20 października 1950 r. przez
oficerów Zarządu Informacji Marynarki Wojennej w Gdyni pod nieprawdziwym
zarzutem szpiegostwa. Wyrokiem Najwyższego Sądu Wojskowego z 21 lipca
1952 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 grudnia 1952 r. w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki kmdr. Stanisława Mieszkowskiego odnaleziono wiosną 2013 r. w
kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Antoni Olechnowicz (1905–1951), ps. „Krzysztof",
„Kurkowski", „Lawicz", „Pohorecki", „Meteor", kpt. dypl. Wojska
Polskiego, podpułkownik Armii Krajowej, ostatni komendant Wileńskiego
Okręgu Armii Krajowej i Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu
Armii Krajowej

W 1930 r. ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi
Mazowieckiej w stopniu podporucznika, po czym rozpoczął studia w Wyższej
Szkole Nauk Politycznych w Wilnie. W latach 1935-1937 studiował w
Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, którą ukończył w stopniu kapitana
dyplomowanego. We wrześniu 1939 r. brał udział w wojnie obronnej Polski
jako kwatermistrz 33. Dywizji Piechoty. Na początku października 1939 r.
dostał się do niewoli sowieckiej, z której wkrótce zbiegł. Po powrocie
do Wilna od razu podjął działalność niepodległościową w ramach
Komisariatu Rządu, w którym objął funkcję szefa wydziału wojskowego. Od
grudnia 1939 r. w SZP, a następnie w Komendzie Okręgu Wileńskiego ZWZ
jako szef Oddziału I (operacyjnego). Od lipca 1941 do połowy 1942 r.
pełnił funkcję komendanta Garnizonu Miasta Wilna. Przeniesiony następnie
na stanowisko inspektora Inspektoratu „A" (obejmującego Wilno i powiat
wileńsko-trocki). W kwietniu 1944 r. objął dowództwo I Zgrupowania AK,
którym dowodził podczas operacji „Ostra Brama". Jako jeden z nielicznych
oficerów wileńskiej AK uniknął w lipcu 1944 r. aresztowania przez NKWD.
Kontynuował działalność niepodległościową, pełniąc w odtwarzanych
Komendach Okręgu Wileńskiego najpierw funkcję szefa Oddziału I, a
następnie szefa sztabu i zastępcy komendanta. Od końca marca 1945 r. na
stanowisku komendanta Okręgu Wileńskiego. Latem tego roku przeprowadził
sprawnie ewakuację wileńskiego ośrodka dowódczego do Polski centralnej.
Nie podporządkował się DSZ na Kraj. Kontynuował samodzielnie działalność
niepodległościową jako dowódca eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK.
W sierpniu 1945 r. nawiązał bezpośredni kontakt
ze Sztabem Naczelnego Wodza. W grudniu 1945 r. podporządkował sobie
oddziały partyzanckie dowodzone przez mjr. Zygmunta Szendzielarza
„Łupaszkę" (5 i 6 Brygadę Wileńską AK). W lutym 1947 przedostał się do
Paryża, skąd po otrzymaniu instrukcji powrócił do kraju. Kontynuował
działalność niepodległościową dowodząc kadrowym Ośrodkiem Mobilizacyjnym
Okręgu Wileńskiego AK. Aresztowany 26 czerwca 1948 r. we Wrocławiu w
wyniku ogólnopolskiej operacji MBP o krypt. „Akcja X", obejmującej
żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego z Wileńszczyzny.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 2 listopada 1949 r.
skazany na karę śmierci. Stracony 8 lutego 1951 r. w więzieniu przy ul.
Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki ppłk. Antoniego Olechnowicza odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Marian Orlik (1916–1952), podpułkownik Wojska Polskiego.

Po zdaniu w 1936 r. egzaminu dojrzałości zgłosił się do Szkoły
Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej. Wojnę obronną we wrześniu
1939 r. rozpoczął w stopniu podporucznika w 2 pułku 1 Dywizji Piechoty
Legionów. Na początku października dostał się do niewoli, w której
przebywał do końca okupacji niemieckiej. W styczniu 1945 r. został
uwolniony przez Armię Czerwoną, po czym wrócił do rodzinnych Szamotuł.
Prace przy odtwarzaniu miejscowego gimnazjum przerwał w maju na skutek
powołania do służby wojskowej. Po ukończeniu kursów w Centrum
Wyszkolenia Piechoty w Warszawie skierowany do 6 Dywizji Piechoty w
Chrzanowie. Po pięciu miesiącach przeniesiony do sztabu 6 DP, gdzie
awansował do stopnia majora. We wrześniu 1947 został przeniesiony do
Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W połowie 1951 r. otrzymał awans na
stopień podpułkownika, a pod koniec przeniesiony został do Centrum
Wyszkolenia Medycznego w Łodzi. Praca na stanowisku wykładowcy
przyczyniła się do jego rezygnacji ze służby w lutym 1952 r. Trzy
miesiące później został zatrzymany przez oficerów Informacji Wojskowej
pod nieprawdziwym zarzutem udziału w tzw. spisku w wojsku. Wyrokiem
Najwyższego Sądu Wojskowego z 8 sierpnia 1952 r. skazany na karę
śmierci. Wkrótce odrzucono jego skargę rewizyjną oraz prośbę do
prezydenta Bolesława Bieruta o ułaskawienie. Stracony 3 grudnia 1952 r. w
więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki ppłk. Mariana Orlika odnaleziono wiosną 2013 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Zbigniew Przybyszewski (1907–1952), komandor Marynarki Wojennej.

Urodził się 22 września 1907 r. w Giżewie (pow. inowrocławski).
Ukończył gimnazjum w Inowrocławiu, a w 1930 r. – Oficerską Szkołę
Marynarki w Toruniu. Wiosną 1938 awansował na stopień kapitana, po czym
objął dowództwo baterii im. Komandora Podporucznika Helidora
Laskowskiego na Helu, którą umiejętnie dowodził we wrześniu 1939 r.
podczas agresji Niemiec na Polskę. Między innymi dowodzona przez niego
bateria zwyciężyła w pojedynku ogniowym z niemieckimi pancernikami
Schleswig-Holstein i Schlesien. Sam Przybyszewski został wówczas ranny.
Do 1945 r. przebywał w niemieckich obozach jenieckich, m.in. w oflagu II
C Woldenberg, skąd dwukrotnie usiłował zbiec (bez powodzenia), po czym
pod koniec stycznia 1945 r. został uwolniony przez Armię Czerwoną. W
lipcu powołano go jako wykładowcę do służby wojskowej w Szkole
Specjalistów Morskich. W 1946 r. organizował Samodzielny Dywizjon
Artylerii Nadbrzeżnej. Został również wyznaczony na dowódcę Dywizjonu
Ścigaczy, następnie awansowany na pomocnika szefa Oddziału Sztabu
Głównego Marynarki Wojennej. Aresztowany 17 września 1950 r. przez
oficerów Informacji Wojskowej pod nieprawdziwym zarzutem szpiegostwa.
Wyrokiem Najwyższego Sądu Wojskowego z 21 lipca 1952 r. skazany na karę
śmierci. Wyrok wykonano 16 grudnia 1952 r. w więzieniu przy ul.
Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki kmdr. Zbigniewa Przybyszewskiego odnaleziono wiosną 2013 r.
w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Karol Rakoczy (1928–1950), żołnierz Ruchu Oporu Armii Krajowej, następnie Narodowych Sił Zbrojnych.

Jako szesnastolatek wiosną 1946 r. wstąpił do oddziału ROAK Obwodu
„Mewa", dowodzonego przez ppor. Tadeusza Kossobudzkiego „Czarnego", a
następnie por. Franciszka Majewskiego „Słonego". W październiku 1947 r.
wspólnie z oddziałem podporządkował się działającej na terenie Mazowsza
północno-zachodniego 11 Grupie Operacyjnej NSZ, dowodzonej przez por.
Stefana Bronarskiego „Liścia". Aresztowany po walce z grupą operacyjną
UB-KBW nieopodal wsi Sinogóra w powiecie mławskim. Na skutek postrzału
kręgosłupa cierpiał na całkowity bezwład kończyn dolnych. Wyrokiem
Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie w dniu 29 września 1949 r.
skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 29 marca 1950 r. w więzieniu
przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Karola Rakoczego odnaleziono w 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Rodzice Karola Rakoczego również byli zaangażowani w działalność
niepodległościową. Ojciec Władysław, uczestnik wojny
polsko-bolszewickiej 1920 r. i  kampanii wrześniowej 1939 r., żołnierz
Armii Krajowej, aresztowany w 1947 r.,  wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Bydgoszczy w trybie doraźnym skazany na karę śmierci
zamienioną na dożywotnie więzienie. Matka Władysława, żołnierz Armii
Krajowej, także aresztowana w 1947 r., wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Bydgoszczy skazana została na dożywotnie więzienie.

 

Edmund Tudruj (1923–1949), ps.
„Mundek", porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Od najmłodszych lat związany z Lubelszczyzną, pochodził z okolic
Lublina. W szeregach AK od 1943 r. Ukończył konspiracyjną Szkołę
Podchorążych, a od 1944 r. służył w oddziale sierż. Stanisława Łukasika
„Rysia". W czasie akcji „Burza" rozbrojony wraz z oddziałem przez
Sowietów pod Polanówką. Odznaczony Krzyżem Walecznych. Powrócił w
rodzinne strony, gdzie w październiku 1944 r. został zatrzymany przez
funkcjonariuszy NKWD. Wywieziony w głąb Związku Sowieckiego, do obozu w
Borowiczach, skąd powrócił w marcu 1946 r. Początkowo podjął pracę i
kontynuował naukę. Od maja 1946 r. ponownie w szeregach oddziału kpt.
„Rysia". Początkowo był prowiantowym oddziału, a następnie zastępcą
dowódcy jednego z patroli oddziału. Nie ujawnił się, w maju 1947 r.
wyjechał na zachód Polski. Poszukiwany przez funkcjonariuszy
komunistycznego aparatu represji, często zmieniał miejsce zamieszkania.
Ostatecznie zdecydował się na opuszczenie kraju wraz z mjr. „Zaporą" i
kpt. „Rysiem", podczas którego 16 września 1947 r. został aresztowany w
Nysie przez funkcjonariuszy UB. 15 listopada 1948 r. skazany przez
Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na karę śmierci. Stracony w więzieniu
mokotowskim 7 marca 1949 r. wraz z mjr. „Zaporą" i pięcioma innymi
współtowarzyszami.

Szczątki Edmunda Tudruja odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Arkadiusz Wasilewski (1925–1949),
ps. „Biały", porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i
Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Pochodził ze Sterdyni na Podlasiu. Do AK wstąpił w 1943 r. po
ucieczce z robót przymusowych, na które został skierowany po niemieckiej
agresji na Polskę w 1939 r. Ukrywał w domu kobietę pochodzenia
żydowskiego, której życie zagrożone było w wyniku polityki
narodowościowej niemieckiego okupanta. Od 1943 r. żołnierz oddziału
partyzanckiego w Obwodzie Sokołów Podlaski AK, a następnie kpt.
Stanisława Łokuciewskiego „Małego" na Lubelszczyźnie. Po wkroczeniu
Armii Czerwonej na teren Polski zgłosił się do wojska. Skierowany do
Wojsk Wewnętrznych – formacji stworzonej do likwidacji
antykomunistycznego podziemia zbrojnego, ukończył kurs w Centrum
Wyszkolenia WW. W maju 1945 r. zdezerterował i wstąpił w szeregi
zgrupowania „Zapory" na terenie Lubelszczyzny. W sierpniu 1945 r.
skorzystał z amnestii ogłoszonej przez władze komunistyczne i ujawnił
się. W grudniu został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu
Bezpieczeństwa pod zarzutem współpracy z podziemiem. Brutalnie
przesłuchiwany na Zamku Lubelskim, nie przyznał się do winy. Po
zwolnieniu z więzienia w październiku 1946 r., powrócił w szeregi
zgrupowania mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory". Służył w patrolu por.
Jana Szaliłowa „Renka" do sierpnia 1947 r. W 1947 podjął nieudana próbę
przedostania się na Zachód. Aresztowany w punkcie kontaktowym w Nysie
wraz ze współtowarzyszami walki. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Stracony 7
marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Szczątki Arkadiusza Wasilewskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

 

Wyniki badań są efektem prowadzonych od kilku lat prac identyfikacyjnych na warszawskiej "Łączce".

W uroczystości biorą udział członkowie rodzin pomordowanych, którzy
otrzymają noty dotyczące identyfikacji szczątek, Prezydent RP Bronisław
Komorowski, Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński, Rektor
Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego Andrzej Ciechanowicz, Andrzej
Krzysztof Kunert – Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, 
Krzysztof Szwagrzyk – pełnomocnik Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej
ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego oraz
Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

To jest początek działania na rzecz trwałego upamiętnienia bohaterów tego powojennego dramatu

- mówił prezydent Bronisław Komorowski podczas uroczystości.

Szczątki ofiar terroru komunistycznego były chowane w ukryciu, w
miejscu nieznanym, co do którego istniały pewne podejrzenia, a dzisiaj
już jest pewność, że ci wszyscy bohaterowie dramatu powojennego (...)
będą prawdopodobnie odnalezieni nie tylko w naszej pamięci, ale
fizycznie na słynnej „Łączce” na Powązkach Wojskowych w Warszawie

- mówił Komorowski.

Podkreślił, że piątkowa ceremonia stanowi klamrę spinającą 25 lat
polskiej wolności. Wspominał uroczystość odsłonięcia pomnika na "Łączce"
w 1990 r.

Pamiętam te zdumione spojrzenia, te myśli, trochę szepty, kiedy rozglądaliśmy się dookoła, wokół pomnika

- mówił. Jak zaznaczył, już wtedy "istniały jakieś opinie" na temat
miejsca domniemanego pochówku rozstrzelanych czy zabitych w kazamatach
UB.

To już wtedy do nas docierało jako bolesna i niesłychanie trudna prawda

- mówił.

Dzisiaj po 25 latach polskiej wolności mamy pewność, że na „Łączce”
na Powązkach chowano zamordowanych więźniów UB, mamy pewność, że w
odpowiednim miejscu stanął ten pomnik, ale mamy także coraz dalej idącą
pewność dotyczącą tego, że to nie koniec zbadania całego problemu,
odkrycia wszystkich grobów, wszystkich szczątków bohaterów dramatu
powojennego

- mówił.

Prezydent zwrócił się do rodzin ofiar biorących udział w ceremonii.

Chciałem wyrazić przekonanie, że rodziny odnalezionych będą musiały same we własnym sumieniu, we własnym sercu (...) ustosunkować się do przyszłości tego miejsca

- podkreślił.

 

Do tej pory dzięki pracom IPN udało się zidentyfikować szczątki 16 bohaterów walki o wolną Polskę.

Są to: Stanisław Abramowski „Bury”, Władysław Borowiec „Żbik”, Henryk
Borowy-Borowski „Trzmiel", Bolesław Budelewski „Pług”, Edmund Zbigniew
Bukowski „Edmund”, Hieronim Dekutowski „Zapora”, Stanisław Kasznica
„Maszkowski”, Zygfryd Kuliński „Albin”, Stanisław Łukasik „Ryś”, Józef
Łukaszewicz „Walek”, Henryk Pawłowski „Długi”, Tadeusz Pelak „Junak”,
Eugeniusz Smoliński „Kazimierz Staniszewski”, Zygmunt Szendzielarz
„Łupaszka”, Wacław Walicki „111” i Ryszard Widelski „Irydion”.

wrp

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

117. @Maryla

Wiedziałem nieoficjalnie wcześniej.
Bogu niech będą dzięki!

avatar użytkownika Maryla

118.  To początek upamiętnienia

 To początek upamiętnienia bohaterów

Uroczystość ogłoszenia nazwisk 12 zidentyfikowanych osób

To jest początek działania na rzecz trwałego upamiętnienia bohaterów
tego powojennego dramatu - powiedział prezydent Bronisław Komorowski
podczas piątkowej uroczystości, na której ogłoszono nazwiska 12
zidentyfikowanych Żołnierzy Wyklętych.

- Dzisiaj po 25 latach polskiej wolności
mamy pewność, że na „Łączce” na Powązkach chowano zamordowanych więźniów
UB, mamy pewność, że w odpowiednim miejscu stanął ten pomnik, ale mamy
także coraz dalej idącą pewność dotyczącą tego, że to nie koniec
zbadania całego problemu, odkrycia wszystkich grobów, wszystkich
szczątków bohaterów dramatu powojennego - mówił.

Uroczystość ogłoszenia nazwisk 12 zidentyfikowanych osób


 
Prezydent zwrócił się do rodzin ofiar biorących udział w ceremonii.
- Chciałem wyrazić przekonanie, że rodziny odnalezionych będą musiały
same we własnym sumieniu, we własnym sercu ustosunkować się do
przyszłości tego miejsca - podkreślił.
 
- Pochówek żołnierzy zidentyfikowanych po ekshumacjach na
Wojskowych Powązkach powinien mieć charakter uroczystości państwowej,
ogólnonarodowej - powiedział prezydent Bronisław Komorowski podczas
piątkowej uroczystości ogłoszenia nazwisk żołnierzy wyklętych.

 

Uroczystość ogłoszenia nazwisk 12 zidentyfikowanych osób

Zdaniem prezydenta trzeba będzie wyznaczyć datę pochówku
ekshumowanych żołnierzy uwzględniając m.in. fakt "postępu w zakresie
identyfikacji ofiar".- Ta uroczystość powinna się zacząć na placu
marszałka Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza, bo przecież
oni byli do pewnego stopnia zbiorowym nieznanym żołnierzem, którego
trzeba było odnaleźć, nazwać i którego trzeba będzie przywracać
zbiorowej pamięci narodowej. Sądzę, że data 27 września nie może być
datą świętą - to znaczy, że nic nie można zmieniać, ale chyba byłoby
warto uwzględnić to, że nie wiemy, kiedy będzie pełna identyfikacja -
zauważył Bronisław Komorowski.

 

Uroczystość ogłoszenia nazwisk 12 zidentyfikowanych osób

Prezydent mówił też o potrzebie nadania odpowiedniego charakteru
"Łączce" na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Zdaniem prezydenta powinno
to być miejsce, które przypominałoby nieprawdopodobnie bolesną kartę
historii. - To powinno być miejsce służące budowie narodowej
współczesnej pamięci o nich - powiedział prezydent. Poprosił też o
dalszą refleksję nad koncepcjami uhonorowania upamiętnienia żołnierzy
odnalezionych na Łączce powązkowskiej.

 

W latach 1944-1956 wskutek terroru komunistycznego w Polsce śmierć
poniosło około pięćdziesiąt tysięcy osób - straconych na mocy wyroków
sądowych, zamordowanych i zmarłych w siedzibach Urzędów Bezpieczeństwa i
Informacji Wojskowej, więzieniach i obozach, zabitych w walce lub w
trakcie działań pacyfikacyjnych. Znaczną część ofiar stanowili
członkowie antykomunistycznego ruchu oporu, kontynuujący walkę zbrojną
do początku lat pięćdziesiątych.
 
Ciała zamordowanych grzebano w utajnionych i w większości
nieznanych do dziś miejscach – w zbiorowych mogiłach na i w okolicy
cmentarzy, w pobliżu siedzib aparatu bezpieczeństwa, w lasach i na
poligonach wojskowych. Niektóre przekazywano także do zakładów anatomii.
Do lat osiemdziesiątych włącznie zlikwidowano prawie wszystkie kwatery
ze szczątkami więźniów okresu stalinowskiego.
 
Projekt „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego 1944-1956” jest efektem współdziałania wielu państwowych
instytucji, przede wszystkim IPN, Rady Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa, Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego. Jego celem jest ustalenie lokalizacji grobów straconych i
zamordowanych w latach stalinizmu oraz ekshumacja i identyfikacja
odnalezionych szczątków.
 
W ramach projektu działa interdyscyplinarny zespół naukowy tworzony
przez antropologów, archeologów, genetyków, historyków i medyków
sądowych pod kierownictwem dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka. W ciągu dwóch
lat realizacji projektu prace badawcze i ekshumacyjne przeprowadzone w
kilkunastu miejscach w Polsce umożliwiły identyfikację dwudziestu ośmiu
ofiar komunizmu. Oprócz ogłoszonych dziś 12, są to: Stanisław
Abramowski, Władysław Borowiec, Henryk Borowy-Borowski, Bolesław
Budelewski, Edmund Z. Bukowski, Hieronim Dekutowski, Stanisław Kasznica,
Zygfryd Kuliński, Stanisław Łukasik, Józef Łukaszewicz, Henryk
Pawłowski, Tadeusz Pelak, Eugeniusz Smoliński, Zygmunt Szendzielarz,
Wacław Walicki i Ryszard Widelski. (inf. własna, PAP)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

119. Słów lokatora Belwederu nie skomentuję.

Nie dzisiaj.

avatar użytkownika kazef

120. Testament admirała Unruga  

Testament admirała Unruga

 



Sobota, 1 marca 2014 (02:00)

Z dr. Witoldem
Mieszkowskim, synem komandora Stanisława Mieszkowskiego, dowódcy Floty,
zamordowanego w więzieniu mokotowskim, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Czekał Pan na ten dzień 60 lat. Warto było?

– Ja to wszystko przeżyłem już
wielokrotnie. Razem z panem na Łączce też to przeżywaliśmy, więc
wolałbym mówić o dzisiejszym dniu. Chciałbym tu być jeszcze bardziej
pragmatyczny niż w moim wystąpieniu w Belwederze, gdy zabrałem głos w
imieniu rodzin. Chodzi o to, że trzeba przenieść te istniejące zwłoki,
żeby ten trzeci etap rzeczywiście się odbył. A on musi się odbyć,
inaczej nie znajdzie się żadnych Pileckich czy Nilów. Poza tym ten
teren, jeżeli ma być terenem panteonu polskiej niepodległości, polskiej
walki z terrorem komunistycznym, trzeba wyczyścić z wierzchu z
naleciałości, które powstały tam pod osłoną stanu wojennego. Teren
Łączki został puszczony w pacht w stanie wojennym. To był następny etap
maskowania sprawy. Jeżeli nie przeniesiemy ich gdzieś, to znaczy, że
poddaliśmy się ich terrorowi. Ja nie mówię, kto tam leży, bo pewno są
również tam tacy ludzie, którzy nic nie wiedzieli. Jak pan dobrze wie,
bardzo dużo było takich ludzi, którzy nie chcieli wiedzieć.

Tak było wygodniej.

– Oczywiście. Ale skoro w ogóle leżą na
cmentarzu Wojskowym i w tym rejonie, to muszą ten rejon opuścić. To
rzecz bardzo trudna, taką decyzję może wydać tylko gospodarz tego
obiektu. Nie my, rodziny tych, którzy leżą pod spodem, my nie będziemy
się handryczyć. Może trzeba będzie poszerzyć ten cmentarz, a może trzeba
będzie znaleźć dla nich osobne miejsce, jeżeli go nie będzie na tym
cmentarzu. To poważna sprawa. Trzeba też zrobić konkurs na to miejsce,
już mam rozmowy ze Stowarzyszeniem Architektów Polskich SARP,
Towarzystwem Urbanistów Polskich i Związkiem Polskich Artystów
Plastyków. Niech pan sobie przypomni, jak powstawał cmentarz Orląt
Lwowskich, ile to wtedy wymagało wysiłku. Podobnie jest tutaj. My
dzisiaj rozmawiamy sobie o cmentarzu Orląt Lwowskich, ale nasze wnuki, a
pana dzieci będą przecież rozmawiały o Łączce. Dla następnych pokoleń
ona będzie najważniejsza. Niezależnie od tego, czy będzie się nazywała
panteonem, czy jakoś inaczej, wciąż będzie Łączką, polską Łączką.

Żołnierze ekshumowani z Łączki powinni zostać ponownie pochowani w tym samym miejscu?

– Tak. Jeżeli ktoś chce uhonorować jakieś
miejsce, gdzie dana osoba się urodziła, to może zabrać ziemię z Łączki i
ją tam pochować. Ja, jeżeli do kraju wrócą zwłoki admirała Unruga z
Montrésor we Francji i zostanie on pochowany na Oksywiu, przywiozę tam
właśnie ziemię z Łączki, by razem z nim spoczęła. Wiem bowiem, że
admirał chciał być pochowany na Oksywiu i spoczywać obok swoich
podwładnych komandorów: Zbigniewa Przybyszewskiego, Stanisława
Mieszkowskiego i Jerzego Staniewicza. O takim pogrzebie marzyłem 25 lat
temu ze śp. Horacym Unrugiem, synem admirała.

Od początku twierdził Pan, że ciało ojca
pogrzebano pod asfaltową aleją, którą ekipa prof. Szwagrzyka zdjęła w
ubiegłym roku. Dziś już wiemy, że miał Pan rację.

– Tak. Kiedy w 2012 r. stałem na tym
asfalcie i przemawiałem do zgromadzonych tam ludzi, powiedziałem, że
może właśnie tutaj, pod tą alejką ojciec spoczywa. Pomyliłem się tylko o
5 metrów. Gdy przemawiałem, stałem bowiem obok istniejącego wówczas
słupka. Jama, w której leżał ojciec, znajdowała się niewiele dalej, obok
pogrzebanych tam ppłk. Aleksandra Kity i płk. Mariana Orlika.

Oprawa wczorajszej konferencji była niezwykle uroczysta. Spodziewał się Pan takiej ceremonii?

– Stało się to w ostatnim momencie. Jeszcze
do przedwczoraj nie przypuszczałem, że prezydent wystąpi właściwie z
połową tego przemówienia, które ja miałem wygłosić, stąd moje
wystąpienie było nieprzygotowane. Ale podkreślam, ta zmiana pojawiła się
dopiero ostatnio. Przecież jeszcze parę tygodni temu ta uroczystość
miała odbyć się w korytarzu na Marszałkowskiej, bo tamtejsza siedziba
IPN to właściwie korytarz. Pan Krzysztof Szwagrzyk jeszcze mi mówił, że
przydałby się jakiś większy lokal w Warszawie. Powiedziałem: „Panie
profesorze, jak pan chce, to porozmawiam z dyrektorem i ’Solidarnością’
na Politechnice Warszawskiej i zrobimy tę uroczystość w dużej auli. W
miejscu, gdzie odbywały się kongresy zjednoczeniowe ’Solidarności’
rolników z naszą pierwszą ’Solidarnością’”.

Znalazł Pan już ojca. Gdy ruszy trzeci etap prac na Łączce, nadal będzie Pan tam przychodził?

– Oczywiście. W ten sposób pokażę, że to
nie była moja 60-letnia prywata. Dopiero teraz mogę mówić to, co mówię.
Póki się czułem jak obywatel drugiej kategorii, póki te szczątki były
jeszcze zasypane, mogli mi mówić, że lepiej było zrobić habilitację, niż
się pętać po Łączce. Dzisiejszy dzień jest pierwszym, kiedy nie czuję
się obywatelem drugiej kategorii. Musimy doprowadzić do tego, by Łączka
stała się miejscem narodowej dumy, nie tragedii. Wprowadzić ją niejako
do obiegu pierwszych miejsc w historii i tradycji narodowej. Myślę, że
jej rola jako miejsca pamięci walk i męczeństwa dopiero się zaczyna, a
nie kończy.

 

Dziękuję za rozmowę.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/69697,testament-admirala-unruga.html

avatar użytkownika kazef

121. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

Obrońcy Helu wracają

 



Sobota, 1 marca 2014 (02:00)

Do wczoraj dół numer 16 skrywał ponurą
tajemnicę. Z płytkiego wykopu IPN podjął ciała siedmiu ludzi „Zapory”.
Kilka metrów dalej spod betonu wydobyto szczątki komandorów.

Nazwiska kolejnych 12 żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego z powązkowskiej Łączki ujawnił wczoraj Instytut Pamięci Narodowej.

Są wśród nich ofiary sowieckiej Informacji Wojskowej: komandor
Stanisław Mieszkowski, dowódca Floty, i komandor Zbigniew Przybyszewski.

– Zwłok mojego ojca poszukiwałem 60 lat – mówił w trakcie uroczystej
prezentacji efektów prac identyfikacyjnych wyraźnie wzruszony dr Witold
Mieszkowski, syn komandora. – Dla nas ten dzień jest pierwszym, w którym
nie czujemy się obywatelami drugiej kategorii – dodał.

Mieszkowski, Przybyszewski i trzeci komandor Jerzy Staniewicz zostali
straceni w 1952 r., w efekcie procesów pokazowych dotyczących rzekomych
spisków w wojsku lub szpiegostwa. Ich rehabilitacji i godnego uczczenia
domagał się zmarły na emigracji bohaterski wiceadmirał Józef Unrug,
dowódca obrony Wybrzeża, który skapitulował jako jeden z ostatnich 2
października 1939 roku.

– Honor marynarki został splamiony przez nieodwracalny krok mordu
sądowego popełniony na wychowankach, byłych podwładnych admirała,
współobrońcach Helu. Tego admirał nigdy nie zapomniał – stwierdził swego
czasu syn wiceadmirała Horacy Unrug.

Szczątki komandorów odnaleziono wiosną ubiegłego roku pod asfaltową
aleją na Powązkach Wojskowych. – Zostali uśmierceni metodą katyńską,
strzałem w potylicę – relacjonuje prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN,
kierujący poszukiwaniami ofiar terroru komunistycznego.

Ludzie „Zapory” w dole nr 16

Genetycy zidentyfikowali też dziesięciu innych żołnierzy podziemia
niepodległościowego, których szczątki odnaleziono w kwaterze na Łączce.
Wśród nich są: ostatni komendant Wileńskiego Okręgu AK ppłk Antoni
Olechnowicz, kolejni towarzysze legendarnego cichociemnego mjr.
Hieronima Dekutowskiego „Zapory”: ppor. Roman Groński, por. Jerzy
Miatkowski, por. Edmund Tudruj i por. Arkadiusz Wasilewski.

Wśród rozpoznanych są też oficerowie przedwojennego Wojska Polskiego,
którzy padli ofiarą rzekomego spisku w wojsku: mjr Jan Czeredys, ppłk
Aleksander Kita i ppłk Marian Orlik. A także żołnierz NSZ Karol Rakoczy i
WiN por. Adam Gajdek.

Zidentyfikowani rozmieszczeni byli w pięciu dołach śmierci, w
większości pod asfaltową alejką. – Zostali wrzuceni do dołów bez trumny,
uśmierceni metodą określaną jako katyńska, strzałem w potylicę z
bliskiej odległości – mówił Szwagrzyk.

– Poza jednym przypadkiem wszyscy zostali wrzuceni do dołów twarzą do
ziemi, jako jedyny w trumnie został pochowany mjr Jan Czeredys – dodał.
„Zapora” wraz z towarzyszami spoczywali w dole nr 16. – Tam pochowano
mjr. Dekutowskiego, cichociemnego, i jego podkomendnych – prezentował
Szwagrzyk. –W jaki sposób umieszczono ich w wąskim, zbyt małym jak na
taką liczbę osób dole? Robiono to, układając ciała ofiar przeciwlegle do
siebie – mówił.

Genetycy są bliscy identyfikacji trzeciego komandora. – Robimy
wszystko, żeby na kolejnej konferencji identyfikacyjnej ogłosić nazwisko
komandora Jerzego Staniewicza – zapewnił Szwagrzyk. Problemem jest
jednak znalezienie osób blisko z nim spokrewnionych.

– My musimy mieć materiał porównawczy, musimy mieć rodziny. Jeżeli
nie mamy bliskich osób spokrewnionych, to jesteśmy bezsilni. Są osoby,
ale to jest dalekie pokrewieństwo i musimy dotrzeć do osób z bliższym
pokrewieństwem – mówi nam dr Andrzej Ossowski z Pomorskiego Uniwersytetu
Medycznego, kierujący badaniami identyfikacyjnymi.

– Od dwóch lat udowadniamy, że możliwe jest nie tylko odnalezienie
doczesnych szczątków osób zamordowanych, ale także ich identyfikacja,
przywrócenie im wbrew planom oprawców własnego imienia i nazwiska. W ten
sposób wypełniamy podstawowy obowiązek wobec ofiar, wobec ich bliskich –
stwierdził prezes IPN dr Łukasz Kamiński.

– Nie spoczniemy, póki nie wykorzystamy każdej możliwości
odnalezienia i zidentyfikowania szczątków naszych bohaterów, godnego ich
pogrzebu i przywrócenia ich zbiorowej pamięci Polaków – podkreślił
Kamiński.

– Trudno mi się mówi, ale muszę to powiedzieć. Na Łączce stała się
rzecz straszna. Kto tam przynajmniej raz był, to odczuwa, te zdjęcia nie
oddają tej atmosfery. To musi być miejsce narodowej dumy, a nie
tragedii, ale żeby do tego doprowadzić, trzeba by pokonać jeszcze dużo
progów – podkreślił Witold Mieszkowski.

Łączka i Wałbrzyska

IPN wraz z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa intensywnie
przygotowują się do trzeciego etapu badań na Łączce. Jak podkreśla prof.
Szwagrzyk, ciągle w ziemi spoczywa około 90 ofiar terroru
stalinowskiego. – Wiosną tego roku, przy niezbędnym wsparciu instytucji
państwowych i samorządowych, przeprowadzimy trzeci etap prac na Łączce –
zapowiada Kamiński.

– Dopinamy szczegóły, pieniądze są, metoda jest, trzeba jeszcze
załatwić sprawy formalne – zapewnia prezes IPN. – Jeżeli pod względem
formalnym będziemy gotowi, zaczynamy prace – tłumaczy, dodając, że nie
może w tej chwili podać precyzyjnego terminu, ale przypuszczalnie będzie
to późna wiosna.

Poważnym problemem jest to, że na części Łączki realizowane były nowe
pochówki, często osób z komunistycznego aparatu. Chodzi o aż 195
grobów. Zdaniem niektórych rodzin ofiar należy je zwyczajnie przenieść.

– Uważam, że jednak tych pochowanych pod osłoną stanu wojennego
trzeba będzie przenieść i tu będzie rola dla władz miasta, dla zarządu
tego cmentarza, po to, żeby ten trzeci etap, który podejmujemy, mam
nadzieję wspólnie, się spełnił – twierdzi Mieszkowski.

Ale trzeci etap na Łączce to nie jedyne zamierzenia IPN w tym roku.

– Czekają nas prace poszukiwawcze w bardzo wielu miejscach w Polsce – zaznacza Kamiński.

Badacze chcą przebadać teren na ul. Wałbrzyskiej w Warszawie.

– Ze zdjęcia lotniczego zrobionego wiosną 1947 r. możemy zorientować
się, gdzie leży to słynne pole Bokusa, gdzie w latach 1946-1948
pochowano kilkuset więźniów – informuje Szwagrzyk. Z tych fotografii
wynika, że znajdowało się tam wówczas ponad 90 grobów. – To jest jedno z
miejsc, które chcielibyśmy jeszcze w tym roku móc przebadać . Problem,
podobnie jak z Łączką, jest ten sam, tam są już współczesne mogiły –
zaznacza Szwagrzyk.

Co z uroczystym pochówkiem?

Planowany na 27 września, w 75.rocznicę utworzenia Polskiego Państwa
Podziemnego, uroczysty pochówek żołnierzy zidentyfikowanych po
ekshumacjach na Łączce może zostać przesunięty w czasie. Według
prezydenta Bronisława Komorowskiego, obecnego na uroczystości ogłoszenia
kolejnych identyfikacji w Belwederze, trzeba będzie wyznaczyć datę
pochówku, uwzględniając m.in. „postęp w zakresie identyfikacji ofiar”.
Komorowski podkreślił, że pochówek ten powinien mieć charakter
uroczystości państwowej.

Pozostaje też kwestia odpowiedniego pomnika. Pojawiają się pomysły budowy panteonu.

– Przybyłem tutaj ze swoimi wnukami. To dla nich będzie to, co
zrobimy na Łączce wszyscy razem, nie dla nas – podsumował Mieszkowski.

Jak poinformował minister sprawiedliwości Marek Biernacki, w areszcie
śledczym przy ul. Rakowieckiej, gdzie w latach 1948-1956 wykonywano
wyroki śmierci m.in. na żołnierzach podziemia niepodległościowego,
powstanie Muzeum Ofiar Komunizmu. W tym celu w najbliższym czasie
budynek zostanie wyłączony z normalnego użytkowania.

Zakończone zostały także prace w podziemiach na ul. Koszykowej, gdzie
mieściły się katownie UB. –Może je przejąć Muzeum Powstania
Warszawskiego – poinformował Biernacki. Dodał, że resort sprawiedliwości
ma je przekazać w tym roku.

Z kolei szef MON Tomasz Siemoniak zapewnił, że w budynku przy ul.
Żwirki i Wigry w Warszawie przewidziane jest upamiętnienie Żołnierzy
Wyklętych. – Oni są potrzebni jako symbole niezłomności i dochowania
przysięgi – podkreślił Siemoniak.

Dotychczas z kwatery na Łączce wydobyto szczątki ok. 200 osób, do
sierpnia ubiegłego roku zidentyfikowano 16 osób, w tym słynnych dowódców
oddziałów AK i WiN mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, mjr.
Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, a także ostatniego dowódcę Narodowych
Sił Zbrojnych ppłk. Stanisława Kasznicę.

Zenon Baranowski

Nasz Dziennik

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/69694,obroncy-helu-wracaja.html

avatar użytkownika Maryla

122. M.Borawski/Nasz

zdjecie

M.Borawski/Nasz Dziennik

„Czołem, panowie” z celi śmierci

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/70319,czolem-panowie-z-celi-smierci.html

Z Józefem Olechnowiczem,
synem ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego”, ostatniego komendanta
Wileńskiego Okręgu AK, zamordowanego 8 lutego 1951 r. w więzieniu
mokotowskim, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Pamięta Pan ojca?

– Byłem zbyt mały, żeby go pamiętać. Gdy
zginął, miałem tylko 4 lata. Trudno powiedzieć, od jakiego okresu, ale
myślę, że już w wieku 10 lat wiedziałem, że coś się z ojcem działo. W
szkole podstawowej byłem już wszystkiego świadomy. Mieszkałem wówczas we
Wrocławiu. Ponieważ mama podobnie jak ojciec została aresztowana w 1948
r., więc wraz z moim bratem Krzysztofem wylądowaliśmy z naszą babcią u
dużo młodszej siostry mamy. Gnieździliśmy się w dwóch pokojach, bo
ciocia też miała dwoje dzieci. Niestety, mieszkanie, które mieli
rodzice, zostało skonfiskowane.

Pod jakim zarzutem aresztowano Pana matkę?

– Tego nie wiem. Była po prostu żoną taty i
pewnie w ich rozumieniu miała coś na sumieniu, choć sama nie działała w
konspiracji. Aresztowano ją we Wrocławiu, a więziono w Fordonie, dziś
dzielnicy Bydgoszczy. Wyszła z więzienia dopiero po 5 latach, w 1953
roku. Choć tato został zamordowany w 1951 r., mama nic nie wiedziała o
jego straceniu.

Szukała męża?

– Tak, głównie w latach późniejszych, już
po 1956 r., gdy pojawiła się namiastka odwilży. Oczywiście nie dostała
żadnej odpowiedzi. Czuliśmy, że ojciec prawdopodobnie nie żyje lub
został wywieziony, bo taką opcję też braliśmy pod uwagę. Do końca jednak
nie wiedzieliśmy nic pewnego, przeczuwaliśmy tylko, że został
rozstrzelany.

Dostawaliście jakieś kartki, grypsy z więzienia?

– Nie. Nawet nie wiedzieliśmy, gdzie został
rozstrzelany, nie było też żadnego aktu zgonu. Dosyć długo przebywałem
za granicą, wróciłem do Polski dopiero po 20 latach, w 2003 roku. O
Łączce i innych miejscach, na których mogą spoczywać Żołnierze Wyklęci,
dowiedziałem się gdzieś w latach 90. Były przypuszczenia, że ojciec leży
na Wojskowych Powązkach, cmentarzu na Służewie lub koło Wyścigów. Były
różne przecieki, ale nic konkretnego. Dopiero około czterech lat temu
zacząłem poważnie myśleć o tym, że ojciec raczej na pewno leży na
Łączce. Miałem informacje, że jest takie duże prawdopodobieństwo.

Śledził Pan prace ekshumacyjne na Łączce?

– Gdy się zaczęły, skontaktował się ze mną
prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN i poinformował mnie o ich rozpoczęciu.
Stwierdził, że być może trafi na jakiś ślad związany z ojcem. Nabrałem
wówczas przekonania, że odnalezienie ojca jest możliwe. Profesor
Szwagrzyk poinformował mnie także o zidentyfikowaniu zwłok ojca na
podstawie materiału DNA, który oddałem. Było to jakieś osiem dni przed
samą uroczystością w Belwederze. Mój brat na razie nic o tym nie wie, bo
aktualnie przebywa w Indiach. Mamy z nim ograniczony kontakt.

Pochowa Pan ojca na Łączce?

– Tak. Wydaje mi się, że pomysł pochowania
wszystkich ekshumowanych żołnierzy w panteonie na Łączce jest słuszny.
Sam nie mam dzieci, podobnie brat, więc mając na uwadze względy
praktyczne, po naszej śmierci tym grobem nie miałby się kto opiekować.
Łączka jest dodatkowo takim miejscem, do którego chętnie będę
przychodził, oddając cześć nie tylko ojcu, ale wszystkim ludziom, którzy
tam leżą. Myślę, że to będzie najlepsza forma ich upamiętnienia dla
przyszłych pokoleń.

Na pewno jest Pan dumny z ojca.

– Tak. Z przekazu mamy wiem, że ojciec był
prawym i słownym człowiekiem. Miał sporo przyjaciół. Ludzie, którzy z
nim byli blisko, jak nieżyjący już wujek dr Michał Korycki, opowiadali
mi różne anegdoty z nim związane. Podkreślali, że był człowiekiem
wesołym i pełnym życia. Gdy 7 lat temu odbierałem w Pałacu Prezydenckim z
rąk śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia
Polski przyznany pośmiertnie mojej mamie za wybitne zasługi dla
niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, patriotyczną postawę i męstwo w
czasach stalinowskich, ktoś z IPN dał mi adres i telefon do oficera AK,
który przebywał w celi śmierci razem z moim ojcem. Postanowiłem go
odwiedzić, mieszkał bowiem na Mokotowie, między ul. Puławską a ul.
Narbutta. Niestety dziś nie pamiętam jego nazwiska, wiem, że miał wtedy
94 lata, bo z ciekawości zapytałem go o wiek. Moją uwagę zwrócił jego
wysoki wzrost i godna postawa. Człowiek ten zrobił na mnie bardzo dobre
wrażenie. Powiedział, że był świadkiem, jak ojca wyprowadzano na śmierć.
Widział go ostatni. Opowiadał różne ciekawe rzeczy z nim związane,
podkreślił, że w celi śmierci mój ojciec zachowywał się godnie.
Wychodząc z niej, miał rzec: „Czołem, panowie. Do zobaczenia w lepszym
świecie”.

Ma Pan jakieś pamiątki po ojcu?

– Niestety, zachowało się bardzo mało
pamiątek rodzinnych. Po ojcu mam srebrną papierośnicę z 1947 lub 1948 r.
z adnotacją „Od przyjaciół”. To właściwie jedyna rzecz, która się po
nim zachowała. Także zdjęć czy dokumentów jest bardzo mało, w sumie 7
lub 8 fotografii, na których widać ojca z mamą lub jakimś towarzystwem.

Był Pan szykanowany w czasach komuny z racji bycia synem ppłk. Antoniego Olechnowicza?

– Trudno powiedzieć. Na studia nie dostałem
się za pierwszym podejściem, ale nie sądzę, by to można było z tym
łączyć. Paszport jak wszyscy dostałem w latach 70. za Gierka, wtedy
pierwszy raz wyjechałem za granicę. Nie zetknąłem się jednak z czymś
takim, by ktoś mi mówił: „Olechnowicz, ty uważaj, bo coś tam”. Całe
życie byłem jakby na wstecznym biegu w stosunku do tych wszystkich
zdarzeń, które działy się w tzw. Polsce Ludowej. Nie należałem do
żadnych organizacji, nawet do harcerstwa, ani do socjalistycznych
organizacji studenckich czy ZMS. Byłem świadomy pewnych rzeczy, które
zwyczajnie omijałem.

Po stracie męża Pana matka nie wyszła już nigdy za mąż.

– Nie. Nigdy już nie wyszła za mąż,
wychowywaliśmy się u ciotki, jak wspomniałem. Były to dla nas ciężkie
czasy. Wiem, że mama miała problemy. Z ojcem poznała się w Wyższej
Szkole Nauk Politycznych w Wilnie, gdzie razem studiowali. Mama nie
skończyła jednak – z tego, co wiem – tej uczelni i specjalnego zawodu
raczej nie miała. Jeżeli chodzi o byt, mieliśmy więc kolosalne problemy.
Oczywiście mama zabiegała o pracę, przez jakiś czas pracowała nawet
jako dozorca.

Zaszczepiła w Panu i bracie ideały, którymi żył ojciec?

– Tak. Rodzice bardzo się kochali. Z
wiadomych względów mama nie za dobrze ustosunkowana była do rządu
londyńskiego, bo gdy po wojnie ojciec wyjechał do Paryża, zawrócono go
do Polski. Dzięki niej wiedzieliśmy jednak, kim jesteśmy i co się z tym
wiąże. Pamiętam, z jakim wzruszeniem usłyszałem w połowie lat 60.
audycję w Radiu Wolna Europa, był to chyba Dzień Zaduszny, kiedy
wspominano tych ludzi, którzy zostali zabici. Wśród pięciu czy sześciu
nazwisk pojawiło się nazwisko mojego ojca. Mama była wesołą kobietą,
zaszczepiła w nas podstawową rzecz, by być w życiu przyzwoitym
człowiekiem. Zresztą ojciec też tak mówił i pragnął, byśmy z bratem tacy
byli.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

Warszawa będzie miała pomnik Witolda Pileckiego. Radni zdecydowali, że stanie na Żoliborzu

Aleja Wojska Polskiego, przy której stanie pomnik, jeszcze w
okresie międzywojennym była przewidywana jako miejsce, które byłoby
swego rodzaju pomnikiem niepodległej Polski - przypomina dyrektor biura
architektury i planowania przestrzennego urzędu miasta Marek Mikos.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

123. W dniu jutrzejszym 10 marca

W dniu jutrzejszym 10 marca 2014 o godz 18.15 w Telewizji Trwam w ramach programu pt. Rozmowy niedokończone odbędzie się wywiad z Panem dr. Witoldem Mieszkowskim i wieczorem cz. II w Radio Maryja o godz 21 30.

Gośćmi programu będą również inne osoby związane z Fundacją „Łączka”.

Tematem programu będą sprawy dotyczące ostatnich wydarzeń i prac ekshumacyjnych na warszawskiej „Łączce”.

avatar użytkownika Maryla

124. Rodziny Żołnierzy Wyklętych - dyskryminowane?

Pretensje dotyczą ignorowania ich przez prezydenta Komorowskiego, który spotkał się jedynie z 12 z ponad 300 rodzin Żołnierzy Wyklętych.
Jak twierdzi Joanna Trzaska, rzecznik prezydenta, na przyszły tydzień zaplanowano spotkanie z przedstawicielami wszystkich ponad 300 rodzin.

Prezydent niechętnie jednak odnosił się do tego pomysłu, mówiąc, że "data 27 września nie może być datą świętą". Według Komorowskiego problemem jest zdefiniowanie, kiedy dokładnie zostanie zakończona identyfikacja ciał.

Temat spotkania ma dotyczyć trasy konduktu żałobnego (rodzinom zależy na przejściu z Pl. Piłsudskiego na Powązki), a także tego, co stanie się z tzw. Łączką, czyli miejscem na Powązkach, gdzie potajemnie chowano pomordowanych żołnierzy (propozycja rodzin jest taka, aby na miejscu mogiły utworzyć "panteon bohaterów narodowych").

Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zapowiedziała, że w tym roku ufunduje na Łączce powązkowskiego cmentarza kwaterę upamiętniającą ofiary komunizmu, gdzie mają trafić szczątki ofiar.
RMF24

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

125. Odzyskać miejsce

Odzyskać miejsce pamięci
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/72682,odzyskac-miejsce-pamieci.html

Prace ekshumacyjne na tzw. Łączce mieszczącej się na terenie Wojskowego Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie mają nieoceniony wkład w przywracanie pamięci o Żołnierzach Niezłomnych.

Nie dziwi więc fakt, że przystępując do trzeciego etapu prac w tym miejscu pamięci, gdzie spoczywają ofiary komunistycznego reżimu, konieczna jest ekshumacja współczesnych grobów, które blokują dostęp do pochówków Żołnierzy Wyklętych.

Niestety, największa część terenu, gdzie znajdują się szczątki pomordowanych bohaterów walczących z reżimem komunistycznym, została później „zagospodarowana” przez ich prześladowców i oprawców.

Przypomnijmy, że w miejscu tajnych pochówków znajdują się teraz m.in. groby sędziów wojskowych, prokuratorów oraz oficerów śledczych powiązanych z aparatem reżimu komunistycznego.

Naturalną sprawą jest konieczność ekshumowania i przeniesienia współczesnych grobów, by przywrócić tożsamość bohaterom, których szczątki spoczywają na terenie Łączki.

Tragedią naszych czasów jest, że na szczątkach bohaterów oddających życie za wolną Polskę, znajdują się groby ich prześladowców i oprawców.

Ekshumacja i przeniesienie grobów osób związanych z aparatem komunistycznego reżimu powinna być dokonana już dawno. To niewyobrażalne, że miejsce pamięci o narodowych bohaterach stało się miejscem, gdzie zezwolono na pochowanie działaczy komunistycznych.

Autor jest publicystą historycznym.

Leszek Żebrowski

zdjecie

Pierwotnie prof. Krzysztof Szwagrzyk rozważał
punktowe odwierty pod współczesnymi grobami, ale metoda okazała się
niewystarczająca (FOT. M. BORAWSKI)

Ekshumacja przed ekshumacją

Będzie ekshumacja współczesnych grobów, które blokują dostęp do pochówków Żołnierzy Wyklętych na powązkowskiej Łączce

Zenon Baranowski

Podczas trzeciego etapu prac na
powązkowskiej Łączce, gdzie spoczywają ofiary komunistycznego reżimu,
należy się spodziewać ekshumacji współczesnych grobów, które blokują
dostęp do pochówków Żołnierzy Wyklętych.

– Naczelnik Oddziałowej
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie
zwrócił się do Zarządu Cmentarzy Komunalnych i ma wystąpić do władz
miasta o przygotowanie miejsca pod ekshumację ofiar reżimu
komunistycznego. A przygotowanie wiąże się z tym, że należy przenieść te
groby, które są obecnie, inaczej się tych działań nie przeprowadzi
–mówi „Naszemu Dziennikowi” Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.

Obecność
nowych pochówków na Łączce stanowi poważną przeszkodę do dokończenia
prac ekshumacyjnych. Na części Łączki realizowane były nowe pochówki,
często osób z komunistycznego aparatu represji. Chodzi aż o 195 grobów.
Rodziny ofiar już od dawna podkreślały, że należy je zwyczajnie
przenieść. – Uważam, że jednak tych pochowanych pod osłoną stanu
wojennego trzeba będzie przenieść i tu będzie rola dla władz miasta, dla
zarządu tego cmentarza, po to, żeby ten trzeci etap, który podejmujemy,
mam nadzieję wspólnie, się spełnił –twierdzi dr Witold Mieszkowski, syn
kmdr. Stanisława Mieszkowskiego, pochowanego na Łączce i niedawno
zidentyfikowanego.

IPN przymierzał się do opracowania metody,
dzięki której udałoby się wydobyć szczątki ofiar bez ekshumacji
współczesnych grobów. Ale to okazało się niemożliwe. –Nie znaleziono
takiej metody –przyznaje Mieszkowski. Dlatego konieczne są ekshumacje.


My robimy wszystko, żeby doprowadzić do tego, żeby rozpocząć i
dokończyć III etap, to jest nasze zobowiązanie – podkreśla Arseniuk.

Wszystko
wskazuje na to, że aby uniknąć problematycznych negocjacji z rodzinami,
których część wywodzi się z dawnego aparatu terroru komunistycznego,
zastosowano procedurę śledczą.

IPN informuje, że szef
warszawskiego pionu śledczego IPN, wykonując „ustawowe obowiązki w
ramach prowadzonych w Komisji postępowań, podjął w styczniu 2014 r.
czynności mające na celu dokończenie prac ekshumacyjnych na tzw. Łączce
na terenie Wojskowego Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie”.

Teraz
Instytut czeka na odpowiedź Zarządu Cmentarzy Komunalnych, który
administruje Powązkami Wojskowymi, gdzie znajduje się kwatera na Łączce.
Jak tłumaczy Andrzej Arseniuk, chodzi o „pozyskanie wszelkich
niezbędnych danych do kontynuowania tych prac”.

Instytut
zapowiada, że niebawem skieruje wniosek do władz miasta o przygotowanie
terenu do prac ekshumacyjnych. – Na podstawie zgromadzonego materiału
prokurator IPN w najbliższym czasie wystąpi do władz miasta stołecznego
Warszawy z wnioskiem o przygotowanie miejsca pod czynności ekshumacyjne.
Dopiero wówczas będzie mógł wydać postanowienie o ich rozpoczęciu –
stwierdza Arseniuk.

Rzecznik podkreśla, że intensywne
przygotowania do trzeciego i ostatniego etapu prac na Łączce trwają od
początku roku. – Mając na względzie los ofiar systemu komunistycznego,
prokuratorzy IPN prowadzą od początku roku czynności w sprawie
realizacji trzeciego etapu prac ekshumacyjnych na Łączce – zaznacza
Arseniuk.

– W sprawie tej przeanalizowano dokumentację zgromadzoną
przez zespół nadzorowany przez pana prof. Krzysztofa Szwagrzyka oraz
dokumentację udostępnioną przez Pomorski Uniwersytet Medyczny w
Szczecinie – wskazuje rzecznik IPN.

– Na tej podstawie
przeprowadzono wstępne oględziny miejsca planowanych czynności
ekshumacyjnych w obszarze tzw. Łączki z udziałem prokuratora i biegłego z
zakresu medycyny sądowej –dodaje.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

126. Występując w imieniu

Występując w imieniu łączkowych rodzin, osiągnęliśmy wiele. Ustami swojego doradcy prof. Tomasza Nałęcza Bronisław Komorowski zgodził się, że wyznaczony na 27 września pogrzeb Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych musi mieć charakter nie tylko państwowy, lecz także wyjątkowy. Aby to osiągnąć, nie można zamknąć ceremonii pogrzebowej w cmentarnych murach i ograniczyć jej do kilku przemówień dygnitarzy świeckich i kościelnych. Prezydent poparł nasz pomysł, aby centralne uroczystości odbyły się na pl. Piłsudskiego w Warszawie, razem z mszą świętą, a następnie - o co też się biliśmy - pożegnamy naszych bohaterów w wielkim kondukcie żałobnym przez całe miasto na Powązki. Głowa państwa, jako zwierzchnik polskich sił zbrojnych, dla chowanych żołnierzy Rzeczypospolitej zaproponowała ceremoniał wojskowy razem z wykorzystaniem lawet wojskowych.

Drugi punkt, na którym nam szczególnie zależało, to poparcie Bronisława Komorowskiego dla idei Panteonu Polskich Bohaterów, który stanie na miejscu dołów śmierci, do których byli zrzucani po sowieckim strzale w tył głowy w ubeckiej katowni przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Potem pohańbiono także szczątki Niezłomnych. Bo oni nie zostali przecież pochowani. Nie mieli pogrzebu, nie odprowadzał ich żaden kondukt, nie żegnała rodzina ani ksiądz, a zamiast trumny i grobu zafundowano im miejsce w bezimiennym dole.
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/tadeusz-puzanski-sukces-w-walce-o-nie...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

127. Fundacja Niezłomni dodał(a)

Fundacja Niezłomni dodał(a) nowe zdjęcia (8).

Równo miesiąc temu rozpoczęliśmy "Kwestę na ekshumacje i identyfikacje Żołnierzy Wyklętych" oraz akcję "Niezłomny jest w Tobie".

Dziś możemy pochwalić się jej efektami.

Wczoraj i dziś Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów odbierała
kolejne elementy wyposażenia laboratorium, które będą służyły
identyfikacji Żołnierzy Wyklętych. Wydaliśmy na sprzęt około 120 tyś.
zł.

1. Młynek kriogeniczny FreezerMill 6970 EFM SPEX

- urządzenie mogące jednorazowo skruszyć 8 próbek materiału kostnego,
do tej pory PBGOT korzystał z młynka w którym próbki były kruszone
pojedynczo. Materiał badawczy w tym urządzeniu zamrażany jest w
temperaturze –196 0C i kruszony, dzięki tej technologii możemy dotrzeć
do zachowanych pozostałości komórek w tkance kostnej

2. Komora laminarna do reakcji PCR

- służy do nastawiania płytek do reakcji PCR, pozwoli na odseparowanie
procesu badania materiału kostnego od innych działań laboratoryjnych.

3. Zbiornik ciekłego azotu L120-0C01 TPED Taylor-Wharton

- dostarcza ciekły azot o temperaturze -195 c do młynka kriogenicznego.
Pojemniki izolowane próżnią, zaprojektowane do przechowywania i
transportu kriogenicznego, ciekłego azotu.

4. Wirówka laboratoryjna LMC 4200L Biosan

- Wirówka służąca do etapu izolacji DNA, w niej materiał w postaci
roztworu proszku kostnego jest wirowany aby oddzielić proszek kostny od
buforu z DNA, taki preparat następnie poddawany jest właściwemu
procesowi izolacji DNA.

Możecie być z siebie dumni !
Wy wszyscy, którzy wytrwale pomagaliście, myśląc o Żołnierzach Wyklętych.
Tylko dzięki Waszemu wysiłkowi dalsze identyfikacje będą mogły mieć miejsce, będą odbywały się sprawniej i szybciej.

ZROBILIŚMY TO !

Akcja trwa, na liście naszych celów znajdują się:

- zbieranie informacji o miejscach pochówków tel. 886-886-180
- finansowanie poszukiwania miejsc pochówków
- finansowanie ekshumacji
- finansowanie identyfikacji genetycznej

Dołącz do nas, zostań Wolontariuszem!
biuro@fundacjaniezlomni.pl

Dziękujemy!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

128. Rodziny Żołnierzy Wyklętych: Nie zgodzimy się na pogrzeb, dopóki

Nie zgodzimy się na pogrzeb naszych bliskich, jeżeli choć jedna osoba pozostanie w dołach śmierci - mówią rodziny Żołnierzy Wyklętych. Jak podaje RMF FM wysłali oni list do Dariusza Gabrela, dyrektora Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
W trakcie dwóch pierwszych etapów ekshumacji na "Łączce" odnaleziono szczątki około 200 osób. W trzecim etapie wydobyte mają zostać szczątki 90 osób.

Rodziny Żołnierzy Wyklętych chcą, by tzw. "Łączka" na warszawskich Powązkach, gdzie chowano ofiary terroru komunistycznego została objęta śledztwem w sprawie zbrodni komunistycznej.

Instytut Pamięci Narodowej w ubiegłym tygodniu wystąpił do władz Warszawy z prośbą o przeniesienie ponad 100 współczesnych grobów, pod którymi znajdują się szczątki Żołnierzy Wyklętych. Miasto zażądało jednak, by wcześniej IPN zgromadził zgody rodzin pochowanych.

RMF FM

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

129. Jest szansa na wznowienie

Jest szansa na wznowienie prac ekshumacyjnych w kwaterze Ł

Miejsce III etapu ekshumacji w kwaterze Ł na warszawskich
Powązkach powinno mieć status miejsca objętego śledztwem komunistycznym –
wskazuje na to ekspertyza prawna. Posiada ją Kancelaria Prezydenta RP i
Ministerstwo Sprawiedliwości.

Fundacja Łączka prosi o zajęcie stanowiska w tej sprawie przez
Dariusza Gabrela, zastępcę prokuratora generalnego i dyrektora Głównej
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN.

Nadanie statusu miejsca objętego śledztwem prokuratorskim pozwoli na
przeniesienie w inne miejsce znajdujących się tam pomników z lat 80-tych
i rozpoczęcie prac ekshumacyjnych – tłumaczy Beata Sławińska,
wiceprzewodnicząca Fundacji Łączka.

- W tej chwili bez demontażu tych pomników, bez przeniesienia tych
osób w inne miejsce nie można niestety rozpocząć prac trzeciego etapu
ekshumacji Żołnierzy Niezłomnych. Jedyną możliwością, o której wiemy,
żeby do tego etapu doszło, jest ustalenie, że Łączka jest objęta
śledztwem prokuratorskim. Naszym zdaniem wahanie ze strony pana Dariusza
Gabryla może storpedować plany związane z pogrzebem Żołnierzy
Niezłomnych, oraz budową panteonu. Opóźnienie prac trzeciego etapu do
tego doprowadzi –
zaznacza Beata Sławińska.

W liście do Dariusza Gabrela przedstawiciele Fundacji Łączka
przyznają, że sprawa przeniesienia znajdujących się na terenie kwatery Ł
pomników jest delikatna i bardzo emocjonalna. Zaznaczają jednak, że
szczątki Żołnierzy Niezłomnych znajdujące się w dalszym ciągu pod tymi
pomnikami muszą zostać jak najszybciej wydobyte z dołów śmierci.
Oczekujemy z Pana strony jednoznacznych i szybkich  decyzji – czytamy.

Jak zaznaczają autorzy listu, Prezes IPN Łukasz Kamiński
zadeklarował, że prace III etapu rozpoczną się na wiosnę br. Sam
demontaż oraz przeniesienie w inne miejsce pomników znajdujących się w
miejscu ekshumacji to kwestia kilku miesięcy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

130. „Śmierć naszym wybawieniem”

„Śmierć naszym wybawieniem”

To jedna z inskrypcji w piwnicy przy ul. Strzeleckiej 8 w
Warszawie, gdzie mieściła się kwatera główna NKWD. Jutro w tym miejscu
zostanie odsłonięta pamiątkowa tablicazdjecie

Sowieci zajęli budynek przy ul.
Strzeleckiej 8 po zdobyciu przez nich Pragi we wrześniu 1944 roku. W
zimie 1944/1945 obiekt stał się kwaterą główną NKWD na terenie Polski.
Przez szereg tygodni urzędował tu stalinowski zbrodniarz gen. Iwan
Sierow, który ponosi współodpowiedzialność za mord na polskich oficerach
w Katyniu. Na Strzelecką zwożono aresztowanych żołnierzy podziemia
niepodległościowego i w dawnych mieszkaniach, zamienionych na pokoje
przesłuchań, prowadzono śledztwa. Przez zaadaptowane na podręczny areszt
piwnice przewinęło się setki osób, stąd ofiary trafiały do obozu NKWD w
Rembertowie. Latem 1945 r. budynek przejął WUBP w Warszawie,
wykorzystując go jako jeden z „podręcznych” aresztów, najprawdopodobniej
do 1948 r., później został przekazany resortowemu kwaterunkowi i
zasiedlony przez funkcjonariuszy UB i ich rodziny.

Zachowały się wspomnienia więźniów, którzy tu trafili. Zygmunt
Domański pisze: „Rozlokowano nas w małych piwniczkach na węgiel. Ja
znalazłem się z jednym kolegą z Włoch, drugiego nie znałem. Klitka tak
mała, że z trudem mogliśmy się koło siebie położyć, głowy dotykają
jednej ściany, a od nóg do przeciwległej nie było nawet kroku. Słowem
rozmiar grobu. Podłoga gliniana, pokryta grubą warstwą miału węglowego i
cieniutką proszku z czegoś, co dawniej nazywało się zapewne słomą.
Żadnego okienka. W kompletnej ciemności przesiedzieliśmy kilka dni,
zatraciwszy zupełnie pojęcie czasu. Potem zainstalowano żarówkę, palącą
się czerwonym nikłym światłem”.

Domański opisuje, jak jego współwięzień, który używał nazwiska lub
pseudonimu Borowicz, był okrutnie torturowany. W śledztwie żądano, by
wydał innych, mężczyzna jednak milczał. „Przez kilka dni, może nawet
tydzień bito go prawie bez przerwy dzień i noc; na krótkie pauzy
powracał do naszej piwnicy. Krew mu szła nie tylko z nosa, ust, uszu,
ale po prostu ze wszystkich otworów ciała” – relacjonuje Domański.

Po jakimś czasie Borowicz zmarł w nocy w piwnicy. Ciała, jak wspomina
Domański, nawet nie wyniesiono, zakopano je w głębi piwnicy.

Jerzy Skorupiński „Bem” wspomina, że przesłuchania odbywały się na
Strzeleckiej nocą. „Nastawiano wtedy kilka odbiorników radiowych na
głośną muzykę, żeby nie było słychać jęków, krzyków ludzi nieludzko
katowanych”.

Raporty siatki wywiadowczej Obszaru Centralnego Delegatury Sił
Zbrojnych na Kraj z sierpnia 1945 r. potwierdziły fakt, że na
Strzeleckiej dokonywane są egzekucje. „O godzinie 3-4 rano wiesza się
7-8 skazańców. Niezależnie od tego, tyluż więźniów rozstrzeliwuje się w
piwnicach. Przed śmiercią stosowane są najpotworniejsze tortury. Wyrok
wykonuje osobiście Żyd Falkensztajn – cywilny funkcjonariusz NKWD” –
czytamy w jednym z raportów.

Przez areszt na Strzeleckiej przewinął się m.in.: August Michałowski
„Roman”, jeden z głównych organizatorów Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego, ppłk Zygmunt Marszewski „Kazimierz”, ostatni komendant
Obszaru Warszawskiego AK, ppłk Lucjan A. Szymański „Janczar”, ostatni
dowódca Podokręgu Wschodniego Obszaru Warszawskiego AK, mjr Jerzy Sasin
„Rosa”, szef Kedywu Obwodu Siedlce i komendant Obwodu Sokołów Podlaski,
ppłk Jan Szulc vel Janusz Szlaski „Prawdzic”, „Borsuk”, komendant
Nowogródzkiego Okręgu AK oraz Jan W. Hoppe, poseł na Sejm RP i komendant
organizacji konspiracyjnej „Warszawianka”.

Uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej oraz złożenia wieńców w
asyście wojskowej, którą organizuje Instytut Pamięci Narodowej i Rada
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odbędzie się jutro o godzinie 13.00
przy ul. Strzeleckiej 8 w Warszawie.

Piotr Czartoryski-Sziler


http://www.radaopwim.gov.pl/article_details/1171/zaprojektowanie-na-pods...

zdjecie

Marek Borawski/Nasz Dziennik

Identyfikacja pierwszej ofiary UB

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/73970,identyfikacja-pierwszej-ofiary-ub.html

Jest szansa na zidentyfikowanie szczątków
pierwszej ofiary zbrodni komunistycznych z terenu Aresztu Śledczego w
Białymstoku. Z jednego z odkrytych tam fragmentów kości uzyskano profil
DNA, który nadaje się do analiz porównawczych.

Prokuratorzy białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej
prowadzą śledztwo dotyczące m.in. zabójstw członków polskich organizacji
niepodległościowych dokonywanych przez funkcjonariuszy UB w latach
1944-1956 na terenie białostockiego więzienia (obecnie aresztu
śledczego).

W ubiegłym roku były tam prowadzone poszukiwania szczątków ofiar tych
zbrodni. Osiem fragmentów kości odkrytych w październiku w czasie prac
archeologicznych na placu wewnętrznym przekazano do badań w Zakładzie
Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Okazało się, iż do badań nadawały się trzy. Z jednego z nich udało
się uzyskać profil DNA, który może być wykorzystany do analiz
porównawczych. Z badań drugiego wynika, że należał do mężczyzny, ale
uzyskana jakość DNA nie pozwala na analizę porównawczą. Ostatni fragment
kości nie był ludzki.

Szef pionu śledczego IPN w Białymstoku prok. Zbigniew Kulikowski
przypomniał, że w ramach prowadzonej przez Instytut akcji pobierania
materiału DNA od bliskich rodzin ofiar zbrodni komunistycznych w
regionie (dotyczy głównie ofiar tzw. obławy augustowskiej) są też
pobierane próbki pod kątem badań szczątków z aresztu.

Na razie w bazie jest materiał biologiczny kilkunastu osób, których
bliscy mogą być pochowani w areszcie. – Pójdzie to do porównania – dodał
Kulikowski.

Profili DNA do badań porównawczych w przyszłości powinno być więcej. W
lipcu ub.r. w czasie badań sondażowych natrafiono bowiem na terenie
aresztu na szczątki trzech osób (jedna ze znalezionych wówczas czaszek
nosiła ślady postrzału w potylicę). Te szczątki wciąż znajdują się u
specjalistów w dziedzinie medycyny sądowej w Białymstoku.

W październiku prowadzone były już bardziej zaawansowane prace.
Wówczas odkryto nie tylko szczątki, których wyniki badań IPN właśnie
podał, ale w grobie zbiorowym odkryto też szkielety. Z tych szczątków
pobrany został przez specjalistów ze Szczecina materiał do badań
genetycznych sześciu osób.

Prace archeologiczne w areszcie w Białymstoku mają być kontynuowane w
maju. Możliwość wykonywania dalszych wykopów warunkowana jest bowiem
koniecznością rozbiórki budynku dawnej chlewni aresztu.

Poszukiwania tam miejsc pochówków związane są ze śledztwami IPN w
Białymstoku dotyczącymi zabójstw osób tam osadzonych, w tym członków
polskich organizacji niepodległościowych.

Według historyków IPN, teren obecnego aresztu śledczego w
Białymstoku, czyli dawnego więzienia karno-śledczego przy ul. Kopernika,
jest jednym z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji
ofiar białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa.

W ocenie Instytutu, mogą tam spoczywać szczątki od kilkudziesięciu do
ponad dwustu ofiar zbrodni komunistycznych. Chodzi o osoby zamordowane
na terenie tego więzienia oraz te, które zginęły w potyczkach i obławach
na terenie dawnego województwa białostockiego i tu zostały pochowane.

MM, PAP


Tablica "w hołdzie ofiarom reżimu komunistycznego". "Tu więziono i mordowano"

KATOWNIA UB - Warszawa, ul. Strzelecka 8, TV PULS

Rok 2007. Wycieczka po piwnicach kamienicy przy ul. Strzeleckiej 8 w Warszawie. Po wojnie mieściły się tam UB-eckie katownie. Numery cel na piwnicznych drzwiach zachowane są do dziś. Rozmawiamy z Jerzym Skorupińskim - człowiekiem, który tam był przetrzymywany.

Powstanie 44 Katownie NKWD i UB 1944 - 1956 na Pradze część 1 Historia Nieznana Zapomniana

---------------------------
Prezes IPN zapowiada

Na Powązkach ma powstać Panteon Narodowy dla ofiar komunizmu

KOMENTARZY: 1


Na Powązkach ma powstać Panteon Narodowy dla ofiar komunizmu

- Wybudowanie Panteonu Narodowego na Cmentarzu
Wojskowym w Warszawie godnie upamiętni ofiary komunizmu - żołnierzy
podziemia antykomunistycznego - powiedział PAP...
więcej »

Pod koniec marca IPN wystąpił z wnioskiem do władz Warszawy o
przygotowanie miejsca pod kolejne ekshumacje ofiar komunizmu; instytut
tłumaczył, że dopiero wtedy będzie mógł je rozpocząć. Podobny wniosek do
stołecznego magistratu na początku kwietnia wystosowała Rada Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa, która będzie odpowiadać za budowę planowanego
panteonu.

Przeszkadzają współczesne groby

Przeszkodą w przeprowadzeniu ostatniego etapu ekshumacji, którymi
kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN, jest obecność 192 współczesnych
grobów wybudowanych na Łączce po 1982 r.

- W tej chwili czekamy na dodatkowe ekspertyzy, które wyjaśnią w
jaki sposób, z poszanowaniem prawa, można te współczesne groby
przenieść. To skomplikowana sytuacja, którą regulują ustawa o
cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz ustawa o grobach i cmentarzach
wojennych - tłumaczył prezes IPN.

W rozważanym wspólnie z władzami Warszawy wariancie przeniesienia
współczesnych grobów możliwe jest zastosowanie art. 15 ustawy o
cmentarzach i chowaniu zmarłych, który głosi, że ekshumacja zwłok i
szczątków może być dokonana m.in. "na podstawie decyzji właściwego
inspektora sanitarnego w razie zajęcia terenu cmentarza na inny cel".
Wówczas nie jest konieczna zgoda rodzin osób, które na terenie Łączki
chowały zmarłych.

- Uzyskanie zgody rodzin, przy 192 istniejących grobach, gdzie
uprawnionymi do jej wyrażenia są również dzieci, wnuki, a w niektórych
przypadkach nawet prawnuki, jest po prostu niewykonalne - ocenił
Kamiński.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

131. Odkryto kolejne szczątki na


Odkryto kolejne szczątki na terenie aresztu w Białymstoku


Przed południem posadzki zaczęły być usuwane i po
zdjęciu warstwy ziemi pod nimi, archeolodzy odkryli pierwsze kości.
Widać też było buty - powiedział szef pionu śledczego IPN w Białymstoku
prok. Zbigniew Kulikowski

To ciąg dalszy prac archeologicznych przeprowadzonych tam w październiku 2013 roku, które doprowadziły m.in. do odkrycia szkieletów w grobie zbiorowym.

Wykonanie jednak dalszych wykopów, by można było dokładnie określić m.in. wielkość miejsca pochówku,
warunkowane było koniecznością rozbiórki budynku dawnej chlewni
aresztu. Przed wznowieniem prac budynek został więc rozebrany do fundamentów. Zgodnie z wnioskiem archeologów - pozostawiono jedynie posadzki, by nie naruszyć terenu pod nimi.

Przed południem posadzki zaczęły być usuwane i po zdjęciu warstwy ziemi pod nimi, archeolodzy odkryli pierwsze kości. Widać też było buty - powiedział szef pionu śledczego IPN w Białymstoku prok. Zbigniew Kulikowski. Prace archeologiczne na terenie aresztu w Białymstoku mają potrwać cztery tygodnie. Badane będzie nie tylko to miejsce, gdzie w październiku odkryto szkielety, ale także inne miejsca na tym terenie.

Prokuratorzy białostockiego oddziału Instytutu
prowadzą śledztwo dotyczące m.in. zabójstw członków polskich organizacji
niepodległościowych, dokonywanych przez funkcjonariuszy UB w latach
1944-56 na terenie białostockiego więzienia (obecnie aresztu śledczego).

W ramach prowadzonych dotychczas prac (przed pracami w październiku, w lipcu 2013 roku na terenie aresztu prowadzono też badania sondażowe), do badań DNA w placówkach w Białymstoku i Szczecinie przekazano odkryte wówczas szczątki.

Część z nich wciąż jest badana. Przed miesiącem IPN poinformował
jednak, że są szanse na identyfikację pierwszej ofiary zbrodni
komunistycznych z terenu aresztu. Z jednego z odkrytych tam fragmentów
kości uzyskano bowiem profil DNA, który nadaje się do analiz porównawczych.

Analizy takie są możliwe, bo Instytut prowadzi też akcję pobierania materiału DNA od bliskich rodzin ofiar
zbrodni komunistycznych w regionie. Dotyczy ona głównie ofiar tzw.
obławy augustowskiej, ale są też pobierane próbki pod kątem badań
szczątków z aresztu. Na razie w bazie jest materiał biologiczny
kilkunastu osób, których bliscy mogą być pochowani w areszcie.

Według historyków IPN, teren obecnego Aresztu Śledczego w Białymstoku,
czyli dawnego więzienia karno-śledczego przy ul. Kopernika, jest jednym
z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji ofiar
białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa.

W ocenie Instytutu, mogą tam spoczywać szczątki od kilkudziesięciu, do ponad dwustu ofiar zbrodni komunistycznych. Chodzi o osoby zamordowane
na terenie tego więzienia oraz te, które zginęły w potyczkach i
obławach na terenie dawnego województwa białostockiego i tu zostały
pochowane.


IPN ekshumuje ofiary komunistów zamordowane w Krakowie?

Dobiegł końca pierwszy etap prac Instytutu Pamięci Narodowej, mających
na celu odnalezienie miejsc pochówku ofiar terroru stalinowskiego z lat
1946-1955 w Krakowie. Chodzi o osoby skazane w tym okresie na karę
śmierci przez krakowski Wojskowy Sąd Rejonowy, na których wyroki
wykonano w podległym Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego centralnym
więzieniu przy ul. Montelupich. Byli wśród nich działacze II Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i
Niezawisłość": Alojzy Kaczmarczyk, Józef Ostafin oraz Walerian
Tumanowicz. Z dokumentów zachowanych w Zarządzie Cmentarzy Komunalnych w
Krakowie wynika, że pochowani zostali na cmentarzu Rakowickim.



Decyzja o ekshumacji ma zostać podjęta w ciągu najbliższych tygodni.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

132. Dzieci w katowniW górnej

Dzieci w katowni

W górnej warstwie grobu na terenie dawnego więzienia UB w Białymstoku odkryto szkielety dwóch młodych kobiet

W górnej warstwie grobu na terenie dawnego
więzienia UB w Białymstoku odkryto szkielety dwóch młodych kobiet. Jedna
z nich była w zaawansowanej ciąży.

W tej samej jamie odkryto szkielet około 10-letniego dziecka i ślady po szczątkach noworodka.

Zagadkowego znaleziska dokonano w grobie wchodzącym pod fundament
dawnej chlewni. Obiekt stojący na tych fundamentach przed rozpoczęciem
prac wyburzono.

To jeden z sześciu dołów, jakie udało się zlokalizować podczas
poprzedniego etapu poszukiwań w październiku 2013 roku. Aby dotrzeć do
tej jamy, trzeba było zdjąć około metra ziemi, jest więc ona położona
głęboko.

– Znaleźliśmy na razie szczątki pięciu osób. Szkielet kobiety, obok
szkielet dziecka 10-15 lat. Między tymi szkieletami są szczątki
noworodka. Z uwagi na fakt, że kości noworodka są miękkie i szybko
ulegają rozkładowi, zachowały się tylko nieliczne ich ślady. Pod spodem
jest szkielet kobiety i kolejne szczątki noworodka – mówi „Naszemu
Dziennikowi” antropolog Natalia Szymczak.

Ułożenie szkieletów wskazuje na to, że ofiary zostały bezładnie wrzucone do grobu.

Fragmenty kości drugiego noworodka znaleziono w okolicy miednicy
szkieletu młodej kobiety. To wskazuje, że dziecko w chwili śmierci
znajdowało się w łonie matki. Kobieta była w zaawansowanej ciąży.

Odnalezienie szczątków kobiet i dzieci w jamie grobowej na terenie
ogrodu dawnego więzienia UB jest zagadkowe. Teraz specjaliści będą
dociekać, w jaki sposób zginęły ofiary i dlaczego zostały w tym miejscu
pogrzebane. Brakuje dolnych części szkieletów nóg; zostały odseparowane w
równej linii. Archeolodzy przypuszczają, że zostały odcięte podczas
prowadzenia wykopów pod fundament chlewni jeszcze w 1957 roku. Robotnicy
szukali miejsca, gdzie będzie można postawić fundamenty, nie
natrafiając na ludzkie szczątki. Nie udało im się to, więc zbudowali je
bezpośrednio na jamach grobowych. Zlokalizowane na terenie dawnego
więziennego ogrodu doły z ludzkimi szczątkami eksplorowane są po kolei.
Rozmiary terenu, na którym prowadzone są prace poszukiwawcze i
ekshumacyjne, wynoszą około 40 na 30 metrów. Do zbadania pozostaje
bardzo duża część powierzchni odkrytej po wyburzeniu budynku stojącego
na fundamentach dawnej chlewni. Zbadany we wtorek i środę pierwszy dół
śmierci, położony pod wyburzonym budynkiem, okazał się tzw. dołem
posekcyjnym. – W tym miejscu znajdowała się pierwotnie zbiorowa jama
grobowa, którą najpewniej podczas prac ziemnych przy budowie chlewni w
1957 r. opróżniono ze szkieletów. Widać jednak, że robiono to w wielkim
pośpiechu, bo pozostawiono bardzo wiele kości, a nawet fragmenty
szkieletów w układzie anatomicznym – mówi dr Marcin Zwolski.

Z materiałów archiwalnych wiadomo, że podczas budowy budynków
gospodarczych na terenie ogrodu dawnego więzienia UB w latach 60., 70., a
nawet 80. wykopywano wiele ludzkich szczątków. Historycy IPN ustalili,
że wiele ciał osób pogrzebanych w ogrodzie mogło być wówczas wydobytych i
następnie przewiezionych i pochowanych w innych miejscach. Z opisów
świadków wynika, że kiedy w trakcie budów natrafiano na szczątki, teren
natychmiast zabezpieczały MO i SB. Bezpieka wywoziła kości samochodami
dostawczymi.

Pięć szkieletów znajdowało się w górnej, wierzchniej warstwie jamy
grobowej. Eksploracja w głąb odsłonić może kolejne szkielety, bo mamy do
czynienia z pochówkiem zbiorowym.

– Niewykluczone, że pod tymi szkieletami znajdują się kolejne
szczątki – dodaje Zwolski. Badanie jamy grobowej zajmuje dużo czasu.
Archeolodzy nie mogą się spieszyć, by nie uszkodzić kości i nie zatrzeć
ich pierwotnego położenia. Wszystkie prace są na bieżąco dokumentowane w
postaci zdjęć i opisów. Każda czynność jest również protokołowana, bo
poszukiwania prowadzone są w ramach śledztwa białostockiego pionu
prokuratorskiego IPN.

W trakcie wczorajszych prac odsłonięto też dwa, najpewniej męskie,
całe szkielety w układzie anatomicznym. Przy jednym widoczny był
skórzany pas. Według historyków IPN, na terenie dawnego więzienia NKWD, a
później UB, i ogrodu położonego między więzieniem a koszarami przy ul.
Bema dokonywano pochówków więźniów straconych na mocy wyroków sądowych
oraz przekazanych do pochowania osób zamordowanych w trakcie obław UB –
MO – KBW. W latach 1944-1947 straconych grzebano w więzieniu oraz innych
miejscach na terenie Białegostoku i jego okolic. W latach 1948-1956
teren przywięzienny wraz z ogrodem był prawdopodobnie jedynym miejscem
grzebania straconych w Białymstoku więźniów. Zwłoki swoich ofiar
grzebali tu również okupanci – Rosjanie (1939-1941 i 1944-1945) i Niemcy
(1941-1944) Według ostrożnych szacunków spoczęło tu co najmniej około
dwustu osób.

Adam Białous, Białystok

Dowody egzekucji

Na terenie dawnego ogrodu więzienia UB przy ulicy Kopernika w
Białymstoku archeolodzy odnaleźli wczoraj łuski i kule

Jama grobowa, w której znajdowały się
łuski, jest bardzo obszerna. Wczoraj znaleziono w niej 11 szkieletów
ludzkich. Ofiary to dorośli, najczęściej mężczyźni. Nie odkryto jeszcze
kolejnych warstw jamy. Dopiero kiedy szczątki zostają podjęte i trafiają
na stoły sekcyjne, antropolodzy mogą precyzyjnie określić płeć ofiary
oraz w dużym przybliżeniu jej wiek.

To właśnie w tym dole przed rokiem znaleziono m.in. złoty łańcuszek i
medalik. Udało się odczytać napis na medaliku „Z błogosławieństwem
matki, 4 marzec 1927 rok”. Tu również odkryto pozłacany szwajcarski
zegarek z wygrawerowanym napisem: „Prezesowi Feliksowi Filipowiczowi na
pamiątkę pierwszych pięciu lat współpracy – urzędnicy Wodociągu
Białostockiego. 1 XII 1933”. Przy zegarku znaleziono też duży guzik od
kurtki. Te przedmioty są wciąż badane, gdyż prokuratorom IPN prowadzącym
śledztwo w sprawie zabójstw na terenie dawnego ogrodu więzienia
karno-śledczego UB w Białymstoku mogą pomóc w dokonaniu ważnych ustaleń.

Dziesiąta jama

Wczoraj w prowadzeniu prac przeszkadzał obfity deszcz, którego strugi
zalewały odkryte doły śmierci. Odkryto jednak nieznaną do tej pory jamę
grobową. Już po wstępnych badaniach okazało się, że znajdują się w niej
szkielety ludzkie. W poniedziałek odkryto ich tu pięć. To już dziesiąta
jama grobowa, do eksploracji której przystąpiono od rozpoczęcia tydzień
temu trzeciego etapu prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych. Podczas
obecnego etapu odkryto już pięć niezlokalizowanych wcześniej grobów. W
październiku zlokalizowano ich sześć. Do zbadania pozostały jeszcze
cztery namierzone doły śmierci. Wciąż prowadzone są poszukiwania
kolejnych miejsc pochówku. W sumie od 5 maja odkryto ponad 40 szkieletów
ludzkich, z czego 30 zostało dotąd wydobytych. Podczas ubiegłorocznych
prac na tym terenie podjęto dziewięć szkieletów ludzkich. W jednej
czaszce stwierdzono przestrzał.

Szczątki są na bieżąco ekshumowane i kompletowane na stołach
sekcyjnych. Pobierane są z nich próbki DNA. Wszystkie ciała w celu
przeprowadzenia szczegółowych badań trafią do Zakładu Medycyny Sądowej w
Białymstoku.

Na terenie więzienia przy ulicy Kopernika zabójstw dokonywali
okupanci sowieccy i niemieccy. Jesienią i zimą 1944 r. oraz w 1945 r.
gmach był zajęty przez jednostki NKWD, a część jego pomieszczeń przejął
kontrwywiad Smiersz II Frontu Białoruskiego. W tym czasie do więzienia
zwożono więźniów, głównie żołnierzy Armii Krajowej, z których następnie
formowano transporty do sowieckich łagrów. Do końca stycznia 1945 r.
deportowano stąd na Wschód około 5 tys. osób. W latach 1945-1955
funkcjonariusze UB dokonywali egzekucji osadzonych, głównie członków
podziemia niepodległościowego i osób podejrzewanych o sprzyjanie
podziemiu. Ich ciał często nie wydawano rodzinom, ale grzebano na
terenie więzienia oraz w innych miejscach. Wykonano około 250 wyroków
śmierci. Jednak liczba osób, które zginęły w obławach UB czy MO, a
których zwłoki także zwożono do więzienia w Białymstoku, może być dużo
wyższa.

Adam Białous


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

133. Strzał w potylicę Trzy

Strzał w potylicę

Trzy czaszki z wyraźnymi śladami przestrzału znaleźli archeolodzy na terenie dawnej katowni UB w Białymstoku

zdjecie

Zdjęcie: A.Białous/
Nasz Dziennik

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/77138,strzal-w-potylice.html

Trzy czaszki z wyraźnymi śladami przestrzału znaleźli wczoraj archeolodzy na terenie dawnego więzienia UB w Białymstoku.

Potwierdza się teza postawiona przez historyków po zakończeniu
drugiego etapu prac w październiku 2013 r., że w więziennym ogrodzie
przy ul. Kopernika odkryto rozległe pole grobowe. Najpewniej spoczywają w
nim ofiary zbrodni sowieckich i niemieckich.

Do tej pory eksplorowano już 11 jam, wciąż odkrywane są nowe. Wczoraj
pomiędzy dwoma badanymi obecnie dołami zlokalizowano kolejny. Już w
wierzchniej warstwie znaleziono szczątki kolejnych dwóch osób. Liczba
odkrytych do tej pory szkieletów przekroczyła więc 50.

Praktycznie w każdej jamie grobowej odnajdowane są przedmioty,
guziki, w tym wojskowe, monety, a także różaniec, łańcuszek, lusterko,
pierścionek oraz wiele elementów garderoby. Wszystkie rzeczy trafią do
rąk fachowców, którzy po oczyszczeniu i zbadaniu będą mogli o nich dużo
powiedzieć. W badanym od poniedziałku grobie, oznaczonym nr. 1, odkryto
kolejne szkielety, w sumie jest już ich 13, a zdjęto jedynie wierzchnie
warstwy jamy. Trzy czaszki noszą wyraźne ślady przestrzału. Według
wstępnej oceny specjalistów, mamy do czynienia z mogiłą egzekucyjną.
Zamordowane osoby stały nad nią w chwili śmierci. –Ofiary stały lub
klęczały nad dołem, tyłem do katów, ułożenie szkieletów świadczy, że
padały z rozpostartymi ramionami, twarzą do dołu. Prawdopodobnie zostały
rozstrzelane z broni długiej Mauser. Tych, którzy przeżyli egzekucję,
dobijano strzałem z pistoletu Parabellum – mówi prokurator Zbigniew
Kulikowski z białostockiego IPN, który prowadzi śledztwo w sprawie ofiar
zbrodni komunistycznych i nazistowskich w latach 1944-1956. W jamie
egzekucyjnej znaleziono już 9 łusek z niemieckiej broni – 6 z broni
długiej typu Mauser oraz 2 z broni krótkiej typu Parabellum.

Według historyków, wiele wskazuje na to, że egzekucji ofiar z jamy nr
1 mogli dokonać Niemcy. – Z naszej wiedzy na temat więzienia przy ulicy
Kopernika wynika, że w przywięziennym ogrodzie egzekucji dokonywali
podczas okupacji Niemcy. UB swoje ofiary mordowało w piwnicach
więzienia, a dopiero potem, w sposób skryty, chowało je m.in. na terenie
ogrodu – tłumaczy dr Marcin Zwolski, autor albumu IPN pt. „Śladami
zbrodni okresu stalinowskiego w województwie białostockim”. –Mamy
materiały historyczne, z których wynika, że Niemcy na terenie ogrodu
wykonali co najmniej kilka egzekucji – dodaje.

Na rozległym polu grobowym w kilku jamach szkielety leżały w sposób
dość regularny, szczególnie w grobie egzekucyjnym, w pozostałych były
splątane ze sobą i przemieszane. Te pochówki wykonano w wielkim
pośpiechu. Różne sposoby grzebania mogą świadczyć, że archeolodzy
odnajdują ofiary zarówno Niemców, jak i Sowietów. Być może UB celowo
grzebał je w obrębie wcześniejszych pochówków niemieckich, by zatrzeć
dowody winy.

– Rozpoczynając prace na terenie dawnego przywięziennego ogrodu,
przypuszczaliśmy, że znajdziemy tu ofiary zbrodni komunistycznych oraz
nazistowskich, na to wskazywały bowiem dokumenty – mówi Zwolski.

Różny jest też wiek i płeć odnajdywanych osób. Większość to mężczyźni, ale są też szkielety kobiet, dzieci, a nawet noworodków.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

134. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Dziś kiedy Polska nic nie znaczy na arenie międzynarodowej możemy powiedzieć:

Wieczne odpoczywanie racz dać Im Panie






Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

135. Ekshumacje unaoczniają

Ekshumacje unaoczniają brutalną historię

W białostockim areszcie odkryto dotąd szczątki ponad 140 osób – ofiar systemów totalitarnych

zdjecie

Zdjęcie: R.Sobkowicz/
Nasz Dziennik



Szczątki ponad 140 osób, mężczyzn, kobiet i
dzieci, odkryto dotąd w czasie prac ekshumacyjnych na terenie aresztu
śledczego w Białymstoku – poinformował Instytut Pamięci Narodowej.
Poszukiwania nie zakończą się w maju, prawdopodobnie będą kontynuowane
we wrześniu.

Poszukiwania na terenie białostockiego aresztu związane są ze
śledztwami IPN dotyczącym zbrodni UB. Rozpoczęły się 5 maja, ale
poprzedzone były pracami sondażowymi w lipcu i październiku ubiegłego
roku.

Ekshumacje prowadzone są głównie na tyłach aresztu, na terenie
dawnego ogrodu tej placówki, a od kilku dni – także w piwnicach budynku
administracyjnego. Jak poinformowano na konferencji prasowej w
białostockim oddziale IPN, na terenie dawnego ogrodu wydobyto dotąd
szczątki 135 osób, zaś spod podłogi w piwnicy budynku administracyjnego –
szczątki dwóch kolejnych. W okresie powojennym było to miejsce
wykonywania wyroków śmierci wydawanych przez ówczesne sądy.

W czasie prac sondażowych w ubiegłym roku na terenie ogrodu
przywięziennego ekshumowano też szczątki dziewięciu osób. Dotąd w tych
wszystkich miejscach znaleziono ponad sto różnych przedmiotów należących
do ofiar.

– Te prace, wydobywanie kolejnych szczątków ofiar systemów
totalitarnych, w sposób szczególny unaoczniają społeczeństwu polskiemu
rzeczywistość, zwłaszcza tę z lat 1939-1956 – powiedział na konferencji
prasowej prezes IPN dr Łukasz Kamiński. Mówił, że takie prace Instytut
prowadzi w wielu miejscach, ale ich skala w Białymstoku jest jedną z
największych.

Prezes IPN stwierdził też, że wstępne analizy układu szczątków,
obrażeń ofiar czy znalezionych przedmiotów wskazują, iż są to miejsca
pochówków ofiar zarówno z czasów okupacji sowieckiej i niemieckiej, jak i
z czasów komunizmu.

– W jednym miejscu mamy do czynienia z ofiarami obu systemów
totalitarnych (...) i to splecenie tych ofiar niekiedy ma wymiar
dosłowny, bo część jam grobowych zachodzi na siebie – dodał Kamiński.

Już wiadomo, że prace nie zakończą się w maju (zakładano je na 4
tygodnie), najbardziej prawdopodobnym terminem ich kontynuacji jest
wrzesień. Kamiński podkreślał dobrą współpracę ze służbą więzienną.

Dyrektor białostockiego oddziału IPN Barbara Bojaryn mówiła, że
konieczne jest znalezienie stosownego miejsca do przechowywania
szczątków. Plany są bowiem takie, że pogrzeb odbędzie się dopiero po
zakończeniu wszystkich prac, a szczątki spoczną w jednej lub kilku
mogiłach.

Odnalezione szczątki są oczyszczane, opisywane i wydobywane.
Pobierany jest też z nich materiał do badań identyfikacyjnych. Zajmują
się tym specjaliści z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

Równolegle IPN prowadzi akcję pobierania materiału DNA od rodzin
ofiar zbrodni komunistycznych w regionie, w tym także od osób, których
bliscy mogli zginąć lub zostać pochowani na terenie aresztu.

Dzisiaj został ponowiony apel o oddawanie materiału do porównań DNA
przez osoby, których bliscy mogli zginąć na terenie aresztu. – To apel
nieustanny, dotyczy tak naprawdę całego kraju, bo brakuje nam materiału
porównawczego od rodzin bardzo wielu ofiar – dodał prezes Kamiński.

Prokuratorzy białostockiego oddziału Instytutu prowadzą śledztwa
dotyczące m.in. zabójstw członków polskich organizacji
niepodległościowych, dokonywanych przez funkcjonariuszy UB w latach
1944-1956 na terenie białostockiego więzienia (obecnie aresztu
śledczego).

Według historyków IPN, teren obecnego Aresztu Śledczego w
Białymstoku, czyli dawnego więzienia karno-śledczego przy ul. Kopernika,
jest jednym z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji
ofiar białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa.

Do tej pory szacowali, że mogą tam spoczywać szczątki od
kilkudziesięciu do ponad dwustu ofiar zbrodni komunistycznych. Chodzi o
osoby zamordowane na terenie tego więzienia oraz te, które zginęły w
potyczkach i obławach na terenie dawnego województwa białostockiego i tu
zostały pochowane.

Dotychczasowe wyniki prac zaskakują ich o tyle, że są tam odkrywane
nie tylko pochówki mężczyzn, czego się spodziewano, ale też kobiet i
dzieci, w tym niemowląt.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

136. Szczątki ponad 190 osób

Szczątki ponad 190 osób odkryto na terenie aresztu w Białymstoku

Szczątki ponad 190 osób odkryto dotąd w czasie prac
ekshumacyjnych na terenie aresztu śledczego w Białymstoku – poinformował
w piątek IPN.

Szczątki ok. 180 osób odnaleziono w czasie 4-tygodniowych prac
ekshumacyjnych z udziałem różnych specjalistów, które to prace właśnie
się kończą. Wraz ze szczątkami odkrytymi na terenie aresztu w lipcu i
październiku ubiegłego roku, daje to w sumie liczbę szczątków ponad 190
osób, mężczyzn, kobiet i dzieci – podał Instytut.

Ekshumacje prowadzone były głównie na tyłach aresztu, na terenie
dawnego ogrodu tej placówki, potem także w piwnicach budynku
administracyjnego. Jak poinformował w piątek IPN, w czasie prowadzonych w
maju prac na terenie ogrodu odkryto szczątki ok. 180 osób, w piwnicach
budynku – dwóch kolejnych.

Instytut podkreślił w komunikacie, że dokładna liczba szczątków jest
na tym etapie prac trudna do sprecyzowania z uwagi na ich przemieszanie.
Prowadzący prace zwracają też uwagę, że część zwłok była przenoszona z
różnych miejsc i nieraz pozostały w ziemi jedynie pojedyncze kości.

Wśród odnalezionych rzeczy osobistych ofiar były m.in. medaliki i
krzyżyki. “Kobiety, dzieci i mężczyźni, na których szczątkach nie
znaleziono śladów postrzałów z broni palnej, mogą być ofiarami epidemii
bądź głodu” – napisano w komunikacie IPN.

“Mamy do czynienia z czystym ludobójstwem, zbrodnią przeciwko
ludzkości” – powiedział w piątek PAP prokurator pionu śledczego IPN w
Białymstoku Zbigniew Kulikowski. Miejsce odkrywanych pochówków nazywa
“białostockim polem śmierci wykorzystywanym przez wszystkich
zbrodniarzy”.

Zwraca uwagę, że są tam ofiary z różnych okresów okupacji wojennej,
jak i ofiary zbrodni UB. Przedmiotem śledztwa będzie też precyzyjne
ustalenie tej kwestii, jak również narodowości i tożsamości ofiar.

Prok. Kulikowski zwraca też uwagę na zróżnicowanie ofiar. W jego
ocenie, mogą to być przedstawiciele przedwojennej polskiej inteligencji
rozstrzelani przez Niemców jako zakładnicy, Romowie zmarli na tyfus, nie
można wykluczyć też Żydów.

“Z całą pewnością są tu ofiary zbrodni komunistycznych, o czym
świadczą czaszki ze śladami postrzałów metodą katyńską i pociski,
najprawdopodobniej z pistoletu TT. To mogą być również rodziny oficerów
Armii Czerwonej, które nie zdążyły się ewakuować w 1941 r. i zostały
aresztowane przez Niemców” – dodał Kulikowski.

Kulikowski zaznaczył jednak, że na razie kluczową sprawą jest
zakończenie ekshumacji. Kolejny etap tych prac planowany jest na
wrzesień, ale trudno przewidzieć, czy wówczas się zakończą, bo do końca
nie wiadomo, jak rozległe może być miejsce, gdzie ofiary są pochowane.

Określenia “pole śmierci” używa również, uczestniczący w pracach,
archeolog Adam Falis. Cytowany w komunikacie IPN ocenia, że to pole
grobowe wyjątkowe w skali Polski, ponieważ było wykorzystywane do
pochówków prawdopodobnie przez UB oraz niemieckich i – być może –
również sowieckich okupantów. Zwraca też uwagę na wielość przyczyn
śmierci ofiar.

Historyk IPN w Białymstoku dr Marcin Zwolski IPN w Białymstoku
przyznaje, że jest zaskoczony liczbą ofiar, których szczątki już odkryto
oraz tym, że nie wiadomo ile ich jeszcze będzie. Zaskoczony jest też
dużą liczbą szkieletów dziecięcych.

“Przekazy dotyczące liczby osób zamordowanych w więzieniu były daleko
nieprecyzyjne. Dzięki tym badaniom będzie można je zweryfikować. Ale
najważniejsze jest to, że będziemy mogli wszystkie znalezione tu ofiary
godnie pochować, przywrócić im należną godność. Liczę też, że choć
części z nich uda się przywrócić również tożsamość” - dodał Zwolski.

Odnalezione szczątki są oczyszczane, opisywane i wydobywane.
Pobierany jest też z nich materiał do badań identyfikacyjnych. Zajmują
się tym specjaliści z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

Równolegle IPN prowadzi akcję pobierania materiału DNA od rodzin
ofiar zbrodni komunistycznych w regionie, w tym także od osób, których
bliscy mogli zginąć lub zostać pochowani na terenie aresztu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

137. Zdjęcie: M.Borawski/

zdjecie

Zdjęcie: M.Borawski/
Nasz Dziennik

Piloci z Łączki

Poniedziałek, 23 czerwca 2014 (02:02)

Wśród ofiar bezpieki czekających na wydobycie
z powązkowskiej Łączki i identyfikację jest grupa pilotów
rozstrzelanych w więzieniu mokotowskim w 1952 i 1953 roku

Od 1926 r. związany był z lotnictwem. Ukończył kurs obserwatorów
lotniczych w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Grudziądzu, służył w 3.
Pułku Lotniczym jako obserwator eskadry. Specjalizował się w fotografii
lotniczej. Podpułkownik Władysław Minakowski – bo o nim mowa – wraz z
pięcioma innymi pilotami został zamordowany w 1952 r. na Rakowieckiej.
Oskarżono ich o konspirację. 13 maja 1952 r. Najwyższy Sąd Wojskowy na
tajnej rozprawie skazał pilotów na śmierć. Rodziny czekają na
odnalezienie i identyfikację ich szczątków.

Kulminacja represji w wojsku przypadła na lata 1951-1954 w związku ze
sprawą tzw. spisku. Aresztowano wtedy około stu oficerów wszystkich
rodzajów sił zbrojnych. Po brutalnym śledztwie prokuratura postawiła
przed sądem 86 osób. Na 53 niejawnych, wyreżyserowanych przez Informację
Wojskową procesach zapadło 40 wyroków śmierci, z czego 20 wykonano, 8
kar dożywotniego więzienia i 37 kar długoletniego więzienia.

Najbardziej dramatyczny był proces pilotów aresztowanych od jesieni 1950 r. do stycznia 1952 roku.

8 maja 1952 r. przed Najwyższym Sądem Wojskowym oprócz ppłk.
Minakowskiego stanęli: płk Bernard Adamecki, płk August Menczak, płk
Józef Jungraw, ppłk Stanisław Ziach, ppłk Aleksander Majewski, ppłk
Szczepan Ścibior i ppłk Stanisław Michowski. Oskarżono ich o „udział w
spisku mającym na celu obalenie siłą władz państwa i szpiegostwo”.

Byli doskonałymi pilotami, w większości służącymi w czasie II wojny
światowej w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, m.in. w
Dywizjonach Bombowych 304 i 305. Śledztwo prowadzone przez Zarząd
Informacji Wojsk Lotniczych i Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego
było wyjątkowo brutalne.

Nieugięty Minakowski

Piotr Woźniak, w czasie II wojny światowej szef II oddziału Sztabu
Tarnopolskiego Okręgu Armii Krajowej, który siedział w jednej celi z
ppłk. Minakowskim, wspomina, że śledztwo trwało najpierw po 8 godzin
dziennie przez cały tydzień, później po 16 godzin i wreszcie w trzecim
tygodniu po 22 godziny. Bez przerwy, przy trzech zmianach śledczych. Gdy
to nie skutkowało, rozpoczynał się drugi okres.

Te same godziny przesłuchań, ale więzień musiał nieruchomo siedzieć. A
jeśli i to nie przynosiło efektów w postaci wymuszonych zeznań, trzeba
było stać na baczność.

Podpułkownik Minakowski nie dał się jednak złamać. Po którymś z rzędu
miesiącu śledztwa, po 22-godzinnych stójkach (był jedynym, który
dotrwał do tego etapu), niewyobrażalnie spuchły mu nogi, musiał chodzić
boso, choć była ostra zima, a w celi – kamienna posadzka. Ciało pilota
pokryły wrzody, głowa była jednym wielkim ropniem. Kontrolę nad
śledztwem sprawował płk Antoni Skulbaszewski. Rozprawa była tajna, bez
udziału obrony. Przewodniczył jej płk Piotr Parzeniecki. Z wyjątkiem
ppłk. Minakowskiego wszyscy, pod wpływem tortur, przyznali się do winy.

W akcie oskarżenia ppłk Iwan Amons napisał, że w lipcu 1946 r. płk
Adamecki z polecenia płk. Franciszka Hermana „rozpoczął tworzenie tajnej
organizacji w Wojskach Lotniczych, której celem miało być obalenie siłą
władzy państwowej oraz prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz
mocarstw imperialistycznych”.

13 maja 1952 r. sąd orzekł kary śmierci wobec sześciu oficerów, Majewski i Ziach dostali dożywocie.

W celi śmierci

Po niespełna trzech miesiącach w celi śmierci, 7 sierpnia 1952 r. od
strzału w tył głowy zginęli: płk Bernard Adamecki, płk August Menczak,
płk Józef Jungraw, ppłk Władysław Minakowski, ppłk Szczepan Ścibior i
ppłk Stanisław Michowski.

W październiku 1952 r. przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie
stanęło czterech kolejnych oficerów: szef Katedry Lotnictwa Akademii
Sztabu Generalnego ppłk Zygmunt Sokołowski, szef Wydziału Planowania w
Dowództwie Wojsk Lotniczych ppłk Roman Rypson, kierownik Lotniczych
Zakładów Remontowych w Łodzi mjr Konstanty Sabiłło oraz inspektor do
spraw normalizacji w Dowództwie Wojsk Lotniczych mjr Roman Kurkiewicz.
Trzech z nich brało udział w Bitwie o Anglię.

Wszystkich oskarżono o działalność konspiracyjno-szpiegowską. W akcie
oskarżenia zarzucono ppłk. Sokołowskiemu współpracę z wywiadem
brytyjskim i utrzymywanie konspiracyjno-szpiegowskich kontaktów z ppłk.
Michowskim, płk. Jungrawem, płk. Menczakiem i płk. Adameckim. Sokołowski
miał przekazywać im materiały szpiegowskie opracowywane najpierw z mjr.
Stanisławem Skalskim, a po jego aresztowaniu z ppłk. Józefem Bochenkiem
z Akademii Sztabu Generalnego. Rypsona i Kurkiewicza miał z kolei
zwerbować szef Wydziału Planowania w Dowództwie Wojsk Lotniczych płk
Stanisław Żymierski, a Sabiłłę – ppłk Stanisław Ziach.

15 października 1952 r. Najwyższy Sąd Wojskowy skazał wszystkich na karę śmierci.

Rada Państwa skorzystała z prawa łaski jedynie wobec mjr. Sabiłły,
zmniejszając mu karę do 15 lat więzienia (zmarł na zawał serca pięć
miesięcy po wyjściu z więzienia).

Pod koniec kwietnia 1953 r. rozstrzelano ppłk. Romana Rypsona, w
sierpniu ppłk. Zygmunta Sokołowskiego. Major Kurkiewicz doczekał decyzji
Rady Państwa, która zmieniła mu karę śmierci na dożywocie.

Piotr Czartoryski-Sziler

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

138. Prof. Szwagrzyk: Bohaterów ze


WALBRZYSKA4

Prof. Szwagrzyk: Bohaterów ze Służewia pochowamy z honorami


„Cmentarz przy Wałbrzyskiej to w stolicy drugie co do wielkości miejsce pochówku Niezłomnych”.

Rozpoczęły się prace poszukiwawczo-archeologiczne na Służewcu w Warszawie.
Badania prowadzone są na cmentarzu parafii św. Katarzyny położonym przy
ul. Wałbrzyskiej, będącym drugim obok kwatery „Ł” Cmentarza Wojskowego
Powązkowskiego  w Warszawie największym polem grzebalnym ofiar terroru
komunistycznego lat 1945-1956 w stolicy. Prace prowadzi zespół pod kierownictwem dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka
składający się ze specjalistów Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN,
medyków i antropologów Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz
zaproszonych do współpracy naukowców i wolontariuszy.

Stefczyk.info: Dlaczego rozpoczęliście prace akurat na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej?

Prof. Krzysztof Szwagrzyk: To jest miejsce drugie co do
wielkości po „Łączce”, na którym pochowano kilkaset osób zamordowanych w
okresie powojennego terroru komunistycznego, w latach 1946 - 56. Celem
naszego przyjazdu tutaj jest przede wszystkim potwierdzenie, że
ustalenia, które poczyniliśmy wcześniej, w czasie ostatnich miesięcy
dotyczące lokalizacji pola więziennego dotyczące cmentarza przy
Wałbrzyskiej są prawdziwe. Musimy określić wielkość tego pola i wydobyć
szczątki, które może nie pod współczesnymi pomnikami, ale pd chodnikami i
alejkami się znajdują. Na razie tylko z tych miejsc niezabudowanych
grobami będziemy mogli podjąć szczątki.




Kogo mają państwo nadzieję znaleźć na Służewcu?




Szukamy tutaj kilkuset, może nawet tysiąca osób zamordowanych w tamtym
okresie. Wśród nich możemy wymienić te najbardziej znane, prawie całą
komendę główną Narodowego Zjednoczenia Wojskowego z pułkownikiem
Włodzimierzem Marszewskim i Tadeuszem Zawadzińskim na czele czy
chociażby ks. mjr. Rudolfa Marszałka straconego w 1948 roku i gdzieś
tutaj pochowanego. To oczywiście jest pierwszy etap naszych prac tutaj,
bo podobnie jak na Łączce to jest bardzo trudny teren do prac
poszukiwawczych. Tu także trzeba zmierzyć się z tym najtrudniejszym
problemem, czyli jak dotrzeć do szczątków zlokalizowanych pod później
postawionymi pomnikami. Ale jestem dobrej myśli. Podobnie jak przy
Łączce, wszystkie te problemy muszą być prędzej czy później pokonane, a
my Żołnierzy Niezłomnych wydobędziemy i pochowamy z honorami.




Czy na Wałbrzyskiej także mamy do czynienia z ofiarami zbrodniarzy z więzienia mokotowskiego?




Tak, ale nie tylko. Tutaj chowano ludzi ze wszystkich aresztów i obozów z
terenu Warszawy. Oczywiście „Mokotów” był tym miejscem wyjątkowym,
gdzie ofiar było najwięcej ale tutaj mamy ofiary nie tylko stamtąd.




Czy w Warszawie jest więcej takich miejsc, gdzie chowano ofiary powojennego komunistycznego terroru?




Poza Powązkami i miejscem, gdzie teraz pracujemy jest jeszcze jedno
takie duże miejsce pochówku ofiar. To Cmentarz Bródnowski. Tam też
dotrzemy i będziemy pracowali, jestem tego pewien, to tylko kwestia
czasu.




Rozmawiał Marcin Wikło

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

139. Masowy grób na

Masowy grób na Wałbrzyskiej

Dzisiaj znaleźliśmy co najmniej jeden
grób masowy, który ukazał nam się w pierwszym sondażu - PRZECZYTAJ
rozmowę z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem

zdjecie

Zdjęcie: Marek Borawski/
Nasz Dziennik



Z prof. Krzysztofem
Szwagrzykiem, historykiem IPN kierującym pracami zespołu poszukującego
szczątków ofiar terroru komunistycznego lat 1945-1956, rozmawia
Magdalena Pachorek

 

Instytut Pamięci Narodowej wczoraj
rozpoczął prace poszukiwawczo-archeologiczne na cmentarzu przy ulicy
Wałbrzyskiej w Warszawie, na którym skrycie pogrzebano skazańców z lat
1945-1956. Dlaczego dopiero teraz zdecydowano o zainicjowaniu badań?

– W ramach realizacji projektu
„Poszukiwanie miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944-1956”
prowadzonego przez IPN staramy się dokumentować miejsca, gdzie w tamtym
okresie grzebano ich ciała. Odbywało się to w utajnionych i w większości
nieznanych do dziś miejscach: na cmentarzach i w pobliżu cmentarzy, w
pobliżu siedzib aparatu bezpieczeństwa, w lasach i na poligonach
wojskowych.

W tej chwili w całym kraju badanych jest
kilkadziesiąt takich terenów, z tym że są one na różnym etapie
przygotowań. Wśród nich są takie, na których jesteśmy w stanie rozpocząć
prace ziemne, ale są też takie, które jeszcze muszą zostać poddane
pewnym pracom sprawdzającym. Dopiero po dokładnym sprawdzeniu terenu
podejmujemy decyzje, kiedy możemy takie miejsce przebadać.

Jeżeli chodzi o cmentarz przy ulicy
Wałbrzyskiej, to został on już udokumentowany w sposób absolutnie
wystarczający w oparciu o to, co dotychczas udało się ustalić. W pewnym
fragmencie jest on zajmowany przez kwaterę więzienną, gdzie w latach 40.
mogło zostać pochowanych nawet około tysiąca osób. Wśród nich może być
wielu Żołnierzy Niezłomnych – ludzi straconych, zamordowanych, zmarłych
nie tylko na ul. Rakowieckiej, ale także w innych więzieniach, aresztach
i obozach istniejących wówczas na terenie Warszawy.

Jak będą przebiegać prace na służewskim cmentarzu?

– Prowadzimy działania sondażowe w
dostępnych nam miejscach. Proszę pamiętać, że dawne pole więzienne
zostało przeznaczone do ponownych pochówków, zatem mamy tutaj setki
współczesnych pomników. W związku z tym obszar do poszukiwań jest dla
nas bardzo ograniczony, ale staramy się wykorzystać każdą wolną
przestrzeń, żeby prowadzić prace ziemne.

W tej chwili mamy założone trzy sondaże, na
których pracujemy. Myślę, że każdy dzień będzie przynosił kolejne
odkrycia. Dzisiaj znaleźliśmy co najmniej jeden grób masowy, który
ukazał nam się w pierwszym sondażu. Obecnie staramy się to miejsce
pogłębić i doprowadzić do odkrycia całej płaszczyzny, żebyśmy następnie
mogli rozdzielić splątane z sobą szczątki i odpowiednio je przebadać.

Po znalezieniu szczątków są one bardzo
dokładne badane przez specjalistów z zakresu medycyny sądowej i
antropologów oraz dokumentowane w postaci rysunków i fotografii.
Następnie są przenoszone do polowego laboratorium, gdzie poddaje się je
bardzo szczegółowym badaniom lekarskim, zostaje pobrany i zabezpieczony
materiał genetyczny, po czym szczątki są składane do trumienek. Za jakiś
czas dzięki pobranemu materiałowi genetycznemu będzie można potwierdzić
czyjąś tożsamość, a w dalszej perspektywie pochować odnalezione przez
nas szczątki. W każdym wypadku procedura jest taka sama. Nasze prace
potrwają od dwóch do trzech tygodni.

W prace
poszukiwawczo-archeologiczne włączają się również wolontariusze. Kim są
osoby, które zdecydowały się poświęcić swój wolny czas na poszukiwanie
szczątków ofiar?

– Rzeczywiście wielu wolontariuszy włącza
się w nasze działania. Są to młodzi ludzie, którzy przyjechali z różnych
miejsc kraju, żeby mieć osobisty udział w szukaniu miejsc pochówku
ofiar terroru komunistycznego. Pomagają nam harcerze, kibice Legii
Warszawa, Śląska Wrocław, studenci oraz osoby pracujące. Postawa tych
osób jest niezwykle budująca – są zainteresowane historią swojej
Ojczyzny i chętni do bezpośredniego badania jej dziejów. Zresztą nie
jest to odosobniony przypadek. Zawsze kiedy informujemy o rozpoczęciu
kolejnych prac archeologicznych w danym miejscu, zgłasza się do nas
bardzo dużo młodych ludzi, którzy chcą zaangażować się w prowadzone
przez nas poszukiwania.

Dlaczego, Pana zdaniem, jako
społeczeństwo nie możemy się poddawać w poszukiwaniu szczątków ofiar
terroru komunistycznego z lat 1945-1956?

– Oczywiście takie badania muszą być
prowadzone, ponieważ szukamy ludzi, których zabito za walkę o
niepodległość Ojczyzny. Bezapelacyjnie należy im się nasza wdzięczność i
pamięć. Powinniśmy szukać ich szczątków, wydzierać je spod chodników
czy innych miejsc, gdzie wcześniej je zbeszczeszczono przez wrzucenie do
dołów, zasypanie i polanie wapnem. Obowiązkiem nas wszystkich jest
doprowadzenie tego, żeby zostały one wydobyte i przeniesione w godne
miejsce. Naszym zadaniem jest upamiętnienie ofiar terroru
komunistycznego oraz umożliwienie ich rodzinom zapalenie świeczek na ich
rzeczywistych grobach, a nie w miejscach symbolicznych.

Dziękuję za rozmowę.

Magdalena Pachorek



zdjecie

Zdjęcia, które milcząc, wołają

Wystawę, która pokazuje zdjęcia z prac poszukiwawczych
IPN na tzw. Łączce, będzie można oglądać w Bibliotece Jagiellońskiej w
Krakowie

Poszukiwania miejsc pochówku Żołnierzy Niezłomnych

W Warszawie na cmentarzu przy ulicy Wałbrzyskiej trwają prace poszukiwawczo-archeologiczne.

zdjecie

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

140. Poszukiwania miejsc pochówku

Poszukiwania miejsc pochówku Żołnierzy Niezłomnych

W Warszawie na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej wykopano wczoraj
pierwsze szkielety ofiar UB i Informacji Wojskowej.

W Warszawie na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej trwają prace poszukiwawczo-archeologiczne.

Nekropolia na Służewie jest drugim obok kwatery „Ł” na Powązkach
Wojskowych w Warszawie największym miejscem grzebalnym ofiar terroru
komunistycznego lat 1945-1956 w stolicy.

Wczoraj wykopano pierwsze szkielety ofiar UB i Informacji Wojskowej.
Profesor Krzysztof Szwagrzyk, który kieruje projektem naukowo-badawczym
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z
lat 1944-1956”, uważa, że jest to wielkie pole grzebalne ofiar
komunizmu w Polsce.

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ


  • zdjecie

    Podkulone nogi ofiar

    Na cmentarzu na warszawskim Służewie IPN podjął wczoraj pierwsze szkielety. To trzej młodzi mężczyźni

Żołnierze wydzierani ziemi

Kogo archeolodzy szukają na Służewie?

Profesor Krzysztof Szwagrzyk spodziewa się,
że leżą tu członkowie Komendy Głównej Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego oraz wielu innych wybitnych przedstawicieli podziemia
antykomunistycznego.

– Mówiąc: wybitni, nie mamy wątpliwości, że tacy byli w
rzeczywistości. Mając na myśli np. kpt. Włodzimierza Marszewskiego ps.
„Gorczyca”, pełniącego obowiązki komendanta głównego NZW, mówimy o
osobie formatu prezydenta. Był to ktoś! To m.in. dyplomata pełniący
obowiązki attaché wojskowego w Waszyngtonie, polityk władający kilkoma
językami, w tym angielskim, co było w tych czasach nowością. To żołnierz
armii gen. Hallera, a potem podziemia antykomunistycznego. Posiadał
znakomite kontakty międzynarodowe – wyjaśnia Leszek Żebrowski, historyk
zajmujący się m.in. dziejami obozu narodowego.

Włodzimierz Marszewski „Gorczyca” był kapitanem piechoty Wojska
Polskiego, członkiem Narodowej Organizacji Wojskowej, NSZ-AK, pełnił
obowiązki komendanta głównego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W 1919
r. mianowano go drugim attaché wojskowym w ambasadzie w Waszyngtonie.
Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Potem zaangażował się w
działalność społeczną i polityczną związaną z obozem narodowym. Pracował
m.in. w Wydziale Prasowym Rady Naczelnej Organizacji Ziemiańskich.
Został czołowym działaczem Związków Zawodowych „Praca Polska”, w latach
1926-1930 wydawał tygodnik „Głos Pracy”, był działaczem Obozu Wielkiej
Polski, a potem Stronnictwa Narodowego. Całą wojnę działał w
konspiracji. W listopadzie 1944 r. został mianowany p.o. komendantem
głównym NZW i współuczestniczył w utworzeniu Komitetu Porozumiewawczego
Organizacji Demokratycznych Polski Podziemnej. Był autorem słynnego
memoriału KPODPP skierowanego do Rady Bezpieczeństwa ONZ, dotyczącego
sytuacji Polski pod okupacją sowiecką. Jego kopie przekazał też
osobiście ambasadorom USA i Wielkiej Brytanii. 7 stycznia 1947 r. po
„Gorczycę” przyszli funkcjonariusze UB. Po brutalnym śledztwie 27
grudnia 1947 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę
śmierci. Został stracony 10 marca 1948 r. w więzieniu mokotowskim.
Wybitną postacią jest też bez wątpienia kpt. Tadeusz Zawadziński ps.
„Wojciech”, pełniący obowiązki szef Oddziału II Wywiadowczego KG NZW,
czy ks. mjr Rudolf Marszałek, stracony w 1948 roku. Ten ostatni tuż
przed wybuchem II wojny światowej ukończył Seminarium Zagraniczne
Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców w Potulicach. Święcenia
kapłańskie otrzymał z rąk Prymasa Polski ks. kard. Augusta Hlonda 3
czerwca 1939 roku. W lipcu 1939 r. został kapelanem 58. pułku piechoty w
Poznaniu. Z Armią „Poznań” dotarł do Warszawy, w czasie obrony stolicy
był kapelanem w Szpitalu Maltańskim. Aresztowany przez Niemców, do
listopada więziony na Pawiaku. Po wyjściu z więzienia zaangażował się w
działalność konspiracyjną w Organizacji Orła Białego. Pod koniec wojny
związał się z konspiracją niepodległościową i służył jako kapelan
oddziałom leśnym Śląska Cieszyńskiego, w tym oddziałowi kpt. Henryka
Flamego „Bartka”. Na przełomie sierpnia i września 1946 r. wyjechał do
Niemiec, by zorganizować pomoc oddziałom Narodowych Sił Zbrojnych w
przerzucie na Zachód. Akcja skończyła się fiaskiem, a cały oddział
został w wyniku prowokacji zdekonspirowany i wymordowany. Ksiądz
Marszałek po powrocie do kraju został aresztowany przez Urząd
Bezpieczeństwa.

Po rocznym śledztwie, brutalnych torturach i wycieńczających
przesłuchaniach 10 stycznia 1948 r. został skazany na karę śmierci,
którą wykonano 10 marca 1948 roku. Ciało księdza majora zostało
pogrzebane potajemnie, bezimiennie na terenie warszawskiej Dolinki
Służewieckiej.

W liście do przełożonego Towarzystwa Chrystusowego pisał: „Będąc
owiany głęboką wiarą w Chrystusa, nabrałem dziwnej odwagi, bo czyż słowa
św. Pawła nie stają się żywymi dziś dla nas, kapłanów – mnie żyć jest
Chrystus, a umrzeć zysk – tą nadzieją przepełniony idę w tę przyszłość,
by żyć, a gdy przyjdzie ginąć, umrzeć jak przystało na chrystusowca”.

Kolejna ofiara z Wałbrzyskiej – Tadeusz Zawadziński, w okresie
okupacji niemieckiej członek Narodowo-Ludowej Organizacji Wojskowej, a
od połowy 1942 r. Narodowych Sił Zbrojnych. Służył w KG NSZ jako oficer
do zleceń specjalnych. Od czerwca 1945 r. był zastępcą szefa, a od
jesieni – p.o. szefem Oddziału II Wywiadowczego KG NZW. Aresztowany
przez UB 6 czerwca 1946 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał
go 3 listopada 1947 r. na karę śmierci. Został stracony 15 stycznia 1948
r. w więzieniu mokotowskim.

Maciej Walaszczyk

Mordowali po godzinie 17.00

Rozmowa z mjr. Jerzym Juszkiewiczem, wiceprezesem Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”

zdjecie

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/
Nasz Dziennik


Z mjr. Jerzym Juszkiewiczem, wiceprezesem Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

 

Jak trafił Pan do więzienia na Rakowiecką?

– Mieszkałem w Pionkach, między Dęblinem a
Radomiem, gdzie mieściła się fabryka prochu. Skończyłem tam maturę i
starałem się dostać na wyższą uczelnię w Warszawie. Od samego początku
byłem w Pionkach w komórce WiN-u. Jej komendantem był prof. Pyrek, zaś
jego zastępcą Szepelak, a potem ja. Wkrótce w Warszawie spotkałem się ze
swoim dalekim krewnym, oficerem AK, który szukał kontaktu z WiN-em.
Obiecałem, że mu go umożliwię. Po powrocie do Pionek skontaktowałem się z
prof. Pyrkiem, przedstawiłem mu sprawę i spytałem, czy pozwoli mi na
bliższy kontakt z nim.

Zgodził się, później doprowadziłem do ich
spotkania i tak zaczęło się życie komórki warszawskiej. Współpracowała z
nami także jego siostra. Z początku to była niewielka komórka, ale
zdołaliśmy uzyskać sporo kontaktów, pisaliśmy raporty, które
przekazywałem w specjalny sposób do Poznania. Po pewnym czasie jednak
prof. Pyrka i nasze łączniczki aresztowano.

 

Zmieniliście zasady konspiracji?

– Trzeba było z powrotem organizować jakoś
Pionki. Na dowódcę zaproponowałem swojego znajomego, weterana walk 1920
r., por. Alojzego Suchorzewskiego. Przez pewien czas pełnił tę funkcję,
ale znów zaczęły się aresztowania. Udało mi się w tym czasie dostać na
uczelnię wyższą, pojechałem do Garbatki, gdzie moja mama organizowała
ośrodek zdrowia. Jednocześnie miałem ciągły kontakt z nową komórką,
którą od połowy 1946 r. dowodził Ryszard Widelski „Irydion”, odnaleziony
i zidentyfikowany niedawno na Łączce.

To była komórka wywiadowcza Zarządu
Głównego WiN w Warszawie o kryptonimie „Syrena-Wisła”, która przekazała
m.in. informację o planach likwidacji przez UB komendanta głównego WiN
gen. Franciszka Niepokólczyckiego „Niedźwiadka”. Widelski był też
współorganizatorem nieudanego zamachu na szefa MBP Stanisława
Radkiewicza. Przyszła kolejna wiosna i członkowie resztki WiN z Pionek
zdecydowali się ujawnić.

 

Po słynnej amnestii?

– Tak, ale dla mnie to była fatalna sprawa,
bo w takim układzie zupełnie mnie odkrywali. Pojechałem natychmiast do
Warszawy i zameldowałem o sytuacji. Poradzono mi, że również powinienem
się ujawnić, co ostatecznie uczyniłem i oddałem broń. Oczywiście dalej
pracowałem dla komórki warszawskiej. Była jednak taka zasada, że jeśli
ktoś się ujawnił, to od tej pory trzeba go bardzo delikatnie „używać”,
bo jest już jednak człowiekiem znanym UB. Dostałem się w końcu na wyższą
uczelnię i do akademika i tak dotrwałem do lutego 1948 roku. Wtedy była
ta wielka wpadka IV Zarządu WiN.

 

Aresztowali Pana?

– Tak, jako pierwszego z naszej komórki
wraz z kolegą Stanisławem Skoczewskim, którego wprowadziłem do WiN-u.
Zawieźli mnie na początku do ministerstwa, gdzie od razu wsadzono do
małej „budy”. Nie można było ani wstać, ani się położyć. W nocy
rozpoczęły się przykre śledztwa, podczas których chciano, żebym sypał
kolegów. Oczywiście nie zgodziłem się. Wywożono mnie na górę, najpierw
była rozmowa, a potem bicie. Najgorsze było sadzanie na nodze od
krzesła, co było nie do wytrzymania. Człowiek udawał wtedy, że traci
równowagę, wówczas był kopany i przez chwilę był zwolniony z tej
tortury, potem znów sadzano na kości ogonowej. Trwało to godzinami.
Czwartego dnia, siedząc w swojej celi, usłyszałem kobiecy głos mówiący
po francusku. Zapytałem przez małe drzwiczki, czy mogłaby mi dać trochę
słomy. Odparła, że muszę poprosić o to swojego śledczego.

 

Zgodził się?

– Zawieziono mnie windą na kolejne
śledztwo, gdzie z satysfakcją oznajmiono mi, że będę bity przez wiele
godzin. Gdy śledztwo się skończyło, zwróciłem się do oficera śledczego,
by dał mi trochę słomy do celi. Zdziwił się i powiedział: „Do jakiej
celi, ty siedzisz w karcerze. Nie wiesz, że siedzisz w karcerze?”.
Odparłem, że nie wiem. Wtedy do pokoju śledczego weszło nagle z 12
ludzi, na przedzie szedł major zaciągający mocno po rosyjsku. „Wy
naprawdę nie wiecie, że jesteście w karcerze? A ile wy byście siedzieli w
tej swojej celi?” – zapytał mnie ten major. „Trzy miesiące, a potem
chyba by mi się przykrzyło” – odpowiedziałem mu. Złapał się za głowę i
powiedział, że nie będą czekać trzech miesięcy, i kazał mnie zabrać z
karceru do celi.

 

Kogo Pan w niej zastał?

– Było tam łóżko, na którym leżeli dwaj
ludzie, przykryci dość grubym płaszczem. Położyłem się obok, rano
okazało się, że jeden z nich był bogatym Szwajcarem, właścicielem dużej
firmy farmaceutycznej. Wkrótce znów na krótko trafiłem do karceru, ale
tylko na 8 godzin. Pamiętam, że byłem bardzo głodny i najadłem się tam
suchego chleba, który zostawili wcześniej przetrzymywani tam więźniowie.
Po trzech miesiącach zostałem przesłany na Rakowiecką. Wsadzili mnie na
początku do celi z Boruckim, przedwojennym oficerem, który przez wiele
lat był wieziony bez rozprawy. Prawdopodobnie w końcu go zabili. Później
siedziałem z fantastycznym człowiekiem, byłym właścicielem fabryczki
czekolady panem Gorzkowskim, który za własne pieniądze kupił konia i
bronił Polski w 1920 roku.

Wówczas na krótko zetknąłem się w wiezieniu
z moim komendantem Widelskim, z którym mogłem zamienić parę słów. Ważne
dla mnie było również spotkanie z inżynierem Sudlicem, człowiekiem
wysoko postawionym w AK, który przeszkolił mnie w czasie okupacji i
zaangażował przy ukrywaniu ubytku prochu. Bardzo skutecznie to robiłem,
bo przez dwa lata nikt nie został złapany ani skazany, a tego prochu
było bardzo dużo. Można powiedzieć, że Sudlic ocalił mi życie.

 

W jaki sposób?

– Powiedział mi, że w czasie przesłuchań
nic nie wspomniał o mnie i mojej współpracy z AK. Gdyby to uczynił, z
pewnością zostałbym zlikwidowany, a tak dostałem na szczęście tylko 15
lat, choć żadne amnestie mnie nie obejmowały. Gdy w 1956 r. wyszedłem z
więzienia, nie poinformowano mnie, że dostałem tylko przerwę w odbywaniu
kary i nie mogłem kontynuować nauki na uczelni wyższej. Później
przeniesiono mnie na górę więzienia do dużych cel, gdzie spotkałem m.in.
Kazimierza Pużaka, sądzonego w procesie szesnastu. Siedziałem wtedy
razem z Edmundem Tudrujem „Mundkiem” z oddziału mjr. Hieronima
Dekutowskiego „Zapory”, odnalezionym teraz na Łączce. Do końca był
aktywny, to był fantastyczny chłopak.

 

Co Pan wie o próbie ucieczki więźniów na początku 1949 roku?

– W ostatniej, zbiorowej celi tuż nad
ubikacją wywiercono otwór, czekano tylko na odpowiedni moment do
ucieczki. Wykorzystano to, że ubikacja była zabudowana do sufitu. Tak
długo dłubano w stropie, aż udało się zrobić dziurę. To była duża cela,
było w niej wiele osób, wśród nich słynni „zaporczycy”. Ktoś jednak
doniósł o próbie ucieczki. Nagle zrobił się szum i zaczęto wyprowadzać
ludzi z cel, nas przeniesiono wtedy do innego skrzydła więzienia, więc
nie wiedziałem, co się stało z niedoszłymi uciekinierami. Mam jednak
sporo ciekawych dokumentów, które przekazał mi niedawno zmarły płk
Romuald Bardzyński, po którym przejąłem stanowisko kanclerza kapituły
krzyża WiN. Ucieczka jest tam szerzej opisana, lecz potrzebuję trochę
czasu, by te dokumenty, które chcę przekazać do Muzeum Żołnierzy
Wyklętych w Ostrołęce, posortować.

 

Mieszano Panów w celach ze zwykłymi przestępcami?

– Polityczne cele miały zawsze grupkę
bandziorów, którzy w nich rządzili. Mieli nóż, dodatkowy chleb i kawę. W
mojej celi był jeden młody bandzior, któremu zaimponowałem pewnymi
rzeczami, bo prowadziłem m.in. w celi gimnastykę. Gdy go kiedyś wezwano,
przyszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym zostać celowym. Wahałem
się, jednak współwięźniowie poradzili, żebym przyjął tę propozycję, bo
wtedy będzie szansa na zlikwidowanie wpływów innych celowych i kapusiów.
Zażądałem, by dodatkowy chleb i kawę, która przysługuje celowemu, była
do dyspozycji lekarza, który będzie je rozdzielać wśród najbardziej
potrzebujących. Poprosiłem też, by każdy zdeklarował, czy i jak często
dostaje jakieś paczki, którymi zaczęliśmy się dzielić jak w kołchozie.
Pewnego razu wyprowadzono mnie i mojego serdecznego kolegę,
cichociemnego Mariana Gołębiewskiego i wrzucono do celi przestępców. Nie
zrobili nam krzywdy, ale nie rozumieli, za co siedzimy.

 

To prawda, że płk Gołębiowski szydził ze swoich oprawców w celi?

– Gołębiewskiego chcieli strasznie
sponiewierać w więzieniu. Kiedyś posadzili go w dużej sali i przez
dłuższy czas chodzili wokół niego, przyglądając się mu. Marian wyłączył
się w pewnej chwili – jak mi później opowiadał – i zaczął przypominać
sobie jakieś miłe rzeczy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, wtedy
jeden z oficerów nie wytrzymał i zapytał w wulgarny sposób, dlaczego się
uśmiecha. On na to odparł: „Nie zrobię wam przyjemności, bo wy na pewno
chcielibyście mnie tak z dziesięć razy powiesić. Ja za pierwszym razem
wam odejdę”. „Patrzcie jeszcze z nas kpi” – mówili ubecy. To był bardzo
twardy człowiek. Nie chciał podpisać prośby o ułaskawienie, w końcu
wyszedł jednak na wolność.

 

Mieliście świadomość, że prowadzone są egzekucje?

– Oczywiście. Wyprowadzenia były o
określonej porze, dokładnie o godz. 17.00. Gdy już kogoś wyprowadzali w
tym czasie, to było fatalnie, bo już nie wracał. Byłem świadkiem, jak
wyprowadzili „Mundka”, wcześniej wiele razy z nim rozmawiałem, nie miał
nadziei na uwolnienie. Pamiętam, że mówił: „Jerzyku, mnie na pewno nie
ułaskawią”. Urodziło mu się dziecko, którego już nie zobaczył.
Więźniowie na Rakowieckiej byli w różnej kondycji, wielu było twardych,
ale też bardzo cierpieli, bo tęsknili za rodziną. Z Rakowieckiej
przewieziono mnie i Gołębiewskiego do więzienia w Rawiczu. To był dla
mnie najcięższy okres. Zabrano nam paczki, a jedzenie było fatalne.
Grochówka, którą nam podawano, była czarna od robaków. Bardzo ciężko
zachorowałem na żołądek. Później były Wronki, gdzie byłem chyba
rekordzistą w siedzeniu na betonie. Dopiero gdy umarł Stalin,
przeniesiono mnie na drewnianą podłogę. Byłem pewien, że dłużej niż dwa
lata nie przetrwam w takich warunkach.

 

Po wyjściu z więzienia dotknęły Pana jakieś represje?

– Nie mogę powiedzieć, że były one jakieś
bezpośrednio wyczuwalne, natomiast do pewnego czasu ciągle mnie
pilnowano. Przeważnie byli to jednak ludzie nienadzwyczajnej
inteligencji, bardzo łatwo można ich było więc w pewnych układach
rozpracować. Ubowcy ukradli mi nawet ubranie w więzieniu, wyszedłem z
niego w pożyczonym. Odrzucono możliwość mojego powrotu na uczelnię. Moją
matkę zwalniano z pracy, żyliśmy więc w wielkim niedostatku.

 

Powstanie panteonu na Łączce, który upamiętni wszystkich odnalezionych w tym miejscu, to dobry pomysł?

– Tak, dlatego że będzie to ważne,
szczególnie dla młodzieży, miejsce. Gdyby każda rodzina oddzielnie
pochowała swojego bliskiego, to pewne rzeczy by się rozmyły. W Warszawie
potrzebujemy takich silnych akcentów patriotycznych.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

Komuniści zacierali ślady zbrodni. Chowali aparatczyków nad bohaterami podziemia
Jak podaje
Polskie Radio, eksperci z Instytutu Pamięci Narodowej zdobyli informacje
świadczące o tym, że w latach 80 na masowych grobach ofiar
komunistycznych represji grzebano przedstawicieli władzy PRL.
Jak informuje Marcin Gołębiewicz, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie, aparat komunistyczny
chował PRL-owskich wojskowych na anonimowych mogiłach, aby zatrzeć ślady
zbrodni. Dodał, że IPN dotarł do dokumentów cmentarnych z lat 70.
i 80., z których wynika, że ówczesne władze Powązek wyraziły zgodę
na pochówek dygnitarzy wojskowych na ciałach pomordowanych w latach 40.
i 50.


Na podstawie ustaleń, szefa śledczego pionu IPN,
Dariusza Gabriela okazuje się, że w części wojskowej Powązek pod
obecnymi grobami znajdują się zbiorowe mogiły, w których mogą spoczywać
osoby z opozycji niepodległościowej. Przy ulicy Rakowieckiej zostało
straconych co najmniej 100 osób, których ciała pochowano na anonimowych,
zbiorowych mogiłach na powązkowskim cmentarzu.

Aktualnie
wiadomo, że w kwaterze Ł znajduje się 88 grobów dygnitarzy i ich rodzin,
a w kwaterze Ł2 - 108.
W związku z tym, pracownicy IPN omawiają
z władzami Warszawy, w jaki sposób przeprowadzić operację ekshumacji
ciał, która pozwoli dotrzeć do szczątków pomordowanych, IPN usilnie
próbuje zlokalizować, gdzie pochowano rotmistrza Witolda Pileckiego
i innych bohaterów AK na warszawskich Powązkach na tzw. Łączce.


zdjecie

Zdjęcie: Marek Borawski/
Nasz Dziennik

Pole terroru

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/83679,pole-terroru.html

Bili się do ostatniej krwi. Mowa o
żołnierzach ostatniej konspiracji – Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i
Narodowych Sił Zbrojnych. Ich ciał IPN szuka na warszawskim Służewie.

Prace na Służewie ruszyły wczoraj. IPN szacuje, że leżą tu szczątki
nawet tysiąca ofiar terroru komunistycznego. Teren cmentarza przy ul.
Wałbrzyskiej to drugie w Warszawie, obok kwatery na powązkowskiej
Łączce, miejsce, na którym skrycie pogrzebano skazańców z lat 1945-1956.
Celem badań prowadzonych przez zespół, którym kieruje prof. Krzysztof
Szwagrzyk, jest odnalezienie szczątków osób straconych w więzieniach i
aresztach UB i Informacji Wojskowej.

Na Służewie potajemnie chowano pomordowanych m.in. w więzieniu
mokotowskim i siedzibie Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa przy ul.
Koszykowej.

Jak tłumaczy prof. Szwagrzyk, rozpoczęte wczoraj odkrywki to dopiero
pierwszy etap prac, terminy kolejnych nie są jeszcze znane. Na terenie
służewskiej nekropolii IPN może odnaleźć ciała nawet tysiąca osób. Teren
warszawskiego cmentarza został wytypowany na podstawie materiałów
archiwalnych IPN, w tym zdjęć lotniczych.

– Wśród tych, których spodziewamy się tutaj odnaleźć, mamy wybitnych
przedstawicieli podziemia antykomunistycznego, mamy Żołnierzy
Niezłomnych. Wśród nich całą Komendę Główną Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego. I wielu, wielu innych, którzy zostali straceni w aresztach i
kazamatach UB. To miejsce, poza kwaterą „Ł” na Powązkach i poza
cmentarzem Bródnowskim, jest trzecim największym polem grzebalnym w
stolicy – opowiada Szwagrzyk. Na cmentarzu przy Wałbrzyskiej pochowano
kpt. Tadeusza Zawadzińskiego ps. „Wojciech”, pełniącego obowiązki szefa
Oddziału II Wywiadowczego KG NZW, czy kpt. Włodzimierza Marszewskiego
ps. „Gorczyca”, pełniącego obowiązki komendanta głównego NZW.

– Celem tych prac jest potwierdzenie, że na tym obszarze są pochowane
ofiary komunizmu. Pracujemy w miejscach wolnych, tj. takich, gdzie
możemy rozebrać chodnik i wejść gdzieś z boku w którąś z alei i tam
prowadzić prace. Nie mówimy tu o żadnej rozbiórce współczesnych
pomników. Chociaż w ogromnej większości, jestem o tym przekonany,
szczątki więźniów wchodzą pod współczesne pomniki – zastrzega historyk
IPN. – Na zadawanie pytań, co dalej, przyjdzie czas. Na razie musimy
zakończyć ten pierwszy etap – dodaje Szwagrzyk. Prace w ramach
pierwszego etapu potrwają około trzech tygodni. Z odnalezionych
szczątków zostanie pobrany materiał DNA, który pozwoli sporządzić
indywidualne profile genetyczne. Najpierw jednak konieczne jest
ustalenie ich profilu biologicznego, czyli ustalenie najważniejszych
cech szkieletu: płci, wieku, długości ciała. Tym zajmą się lekarze z
Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Ekipa z Wrocławia współpracuje z IPN od dawna, jej lekarze uczestniczyli m.in. w pracach na Łączce.

Określenie profilu biologicznego polega na zbadaniu podstawowych cech
identyfikacyjnych, na podstawie których można typować daną osobę.

– Ustalamy, opisujemy, staramy się udokumentować jak najlepiej się da
wszystkie indywidualne cechy identyfikacyjne, czyli także zmiany w
uzębieniu, jakieś anomalie rozwojowe, stany po przebytych złamaniach,
operacjach. To wszystko pozwala nam typować konkretną osobę. Tak
typowaliśmy „Zaporę” i „Łupaszkę”. Nasze ustalenia potwierdziły potem
badania genetyczne – relacjonuje dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu
Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Do zadań lekarzy sądowych należy też ustalenie przyczyn zgonu – to
kolejny etap ich badań, często utrudniony z uwagi na fakt, że z reguły
odnalezione szkielety są pozbawione tkanki miękkiej, a to na jej
podstawie diagnozuje się przyczyny śmierci.

– W przypadku badań prowadzonych przez IPN chodzi jednak głównie o
ustalenie sposobu wykonywanych na więźniu egzekucji. Jeśli mamy
obrażenia postrzałowe, wnioskujemy, że przyczyną zgonu był postrzał,
mimo że nie mamy mózgowia, czyli tkanki miękkiej czaszki. Na podstawie
badań szkieletu ciężko jest natomiast ustalić, czy przyczyną zgonu był
np. wylew czy pęknięcie wątroby lub śledziony – mówi dr Łukasz
Szleszkowski.

Zespół pracujący na Służewie składa się nie tylko ze specjalistów
Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN, medyków i antropologów, ale też
wolontariuszy. Jednym z nich jest Natalia Gostyńska-Stanke z Gdańska. –
Interesuje mnie tematyka związana z Żołnierzami Niezłomnymi, dużo czytam
na ten temat. Uczestniczyłam też w festiwalu w Gdyni poświęconym
pamięci Żołnierzy Niezłomnych. Mój pradziadek, podoficer rezerwy, zginął
w Katyniu, dziadek walczył w Batalionach Chłopskich. Tu, na warszawskim
Służewie, staram się po prostu pomagać, robić wszystko, co w danej
chwili jest potrzebne. Do pracy w roli wolontariuszki zgłosiłam się
sama. Uważam, że to fascynujące, że jest w ogóle taka oddolna
inicjatywa, że ludzie chcą to robić. Tym, którzy zginęli, takie nasze
poświęcenie się należy – wskazuje pani Natalia. Odnalezione szczątki
zostaną tymczasowo złożone na terenie nekropolii przy ul. Wałbrzyskiej,
konkretne miejsce nie zostało jeszcze wyznaczone.

Dopytywany, czy były jakieś problemy administracyjne z rozpoczęciem
prac na służewskim cmentarzu, prof. Szwagrzyk odparł tylko, że jest to
nieuniknione. – Wszystkie działania, gdziekolwiek jesteśmy, zawsze niosą
ze sobą problemy różnego typu, różnego natężenia. Od tego nie ma
odstępstwa. Ważne, że wszystkie te działania udało się już wykonać i
możemy już rozpocząć prace – zapewnia.

Potem Kraków i Gdańsk

Służew to nie jedyne miejsce, w którym pracował zespół IPN. Jednym z
nich była wspomniana już kwatera „Ł” na warszawskich Powązkach. Ekipie
IPN pracującej pod kierownictwem prof. Szwagrzyka udało się odnaleźć
szczątki prawie dwustu osób, m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza
„Łupaszki”, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” czy ppłk. Stanisława
Kasznicy. Szczątki żołnierzy udało się odnaleźć i zidentyfikować dzięki
ogromnej pracy wykonanej m.in. przez lekarzy ze szczecińskiej Polskiej
Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów.

Obecnie trwają negocjacje w sprawie warunków trzeciego, według planów
– ostatniego etapu, który ze względu na problemy techniczne wynikające z
usytuowania współczesnych grobów nad miejscami pochówków będzie
najtrudniejszy.

IPN szuka też grobu Danuty Siedzikówny „Inki”, sanitariuszki 5.
Wileńskiej Brygady AK. Według wcześniejszych zapowiedzi Instytutu, prace
na terenie cmentarza Garnizonowego w Gdańsku miały ruszyć jeszcze w
czerwcu. Dopytywany o to prof. Szwagrzyk mówi, że problem leży w
logistyce. – Dopóki nie mamy tego ostatniego papierka, nie możemy
powiedzieć, że rozpoczniemy prace poszukiwawcze w Gdańsku np. w
przyszłym tygodniu – tłumaczy.

Niewykluczone też, że jeszcze w tym roku poszukiwania żołnierzy
podziemia antykomunistycznego przeniosą się do Krakowa. Na cmentarzu
Rakowickim grzebano ofiary Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie. Według
ustaleń historyków, w latach 1946-1955 były 392 takie wyroki śmierci,
174 z nich wykonano, 155 ofiar pochowano właśnie na cmentarzu
Rakowickim. W tej liczbie aż 71 osób było związanych z
antykomunistycznym podziemiem. To m.in. żołnierze Armii Krajowej i
członkowie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.

Anna Ambroziak


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

141. Torturowani przed śmiercią

Torturowani przed śmiercią

Zanim odebrano im życie, byli dotkliwie bici. To wyniki wstępnych oględzin szczątków ofiar ujawnianych na służewskim cmentarzu

zdjecie

Zdjęcie: R.Sobkowicz/
Nasz Dziennik



Zanim odebrano im życie, byli dotkliwie bici.
To wyniki wstępnych oględzin szczątków ofiar terroru komunistycznego
ujawnianych na służewskim cmentarzu przez ekipę prof. Krzysztofa
Szwagrzyka.

Pod namiotem Instytutu Pamięci Narodowej na terenie warszawskiej
nekropolii spotkaliśmy wczoraj dr. Łukasza Szleszkowskiego z Zakładu
Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Był pochylony nad
rozłożonymi na stole szczątkami.

– To szkielet starszego mężczyzny w wieku 45-50 lat, który został
wydobyty w piątek. Na czaszce jest wyraźny stan po dosyć mocnym złamaniu
nosa z przemieszczeniem. Szkielet jest kompletny, pochodzi z
pojedynczego grobu – mówi medyk sądowy.

– Teraz otwierają grób, gdzie są trzy czaszki, prawdopodobnie jest
ich nawet więcej. Na razie nie zaobserwowaliśmy żadnych śladów po
postrzałach – dodaje. Przypadek złamania nosa nie dotyczy tylko jednej
ekshumowanej osoby. Wiele z czaszek, do których dotarli archeolodzy, ma
również połamane nosy, u dwóch ofiar stwierdzono także złamania kości
udowej. To potwierdza przypuszczenia badaczy, że znęcano się nad
ofiarami przed śmiercią.

– Musimy przyjąć taką hipotezę, bo jeżeli mamy w kilku szczątkach
powtarzające się pęknięcia na tym samym obszarze, to trzeba uznać, że
było to zjawisko permanentne. Mamy tutaj prawdopodobnie do czynienia z
ofiarami, które były przed śmiercią bite, inaczej nie da się wytłumaczyć
tych powtarzających się obrażeń – tłumaczy kierujący pracami prof.
Krzysztof Szwagrzyk.

Pośpiech zbrodniarzy

Do tej pory ekipie udało się odnaleźć szczątki 19 osób, lecz sytuacja
jest dynamiczna. Archeolodzy pracują w trzech miejscach jednocześnie. W
jednej jamie grobowej odsłonili szczątki jednej osoby, w drugiej
znajdują się prawdopodobnie szczątki kolejnego więźnia w trumnie, jednak
pochówek ten według prof. Szwagrzyka został później zniszczony. Badacze
chcą zweryfikować tę hipotezę.

– To dziwny wkop, z którym musimy jakoś sobie poradzić.
Prawdopodobnie jest tu trumna z pochówkiem więziennym, zniszczonym w
późniejszych latach. Dopóki jednak nie zejdziemy jeszcze pół metra w
głąb, to jest to tylko pewna hipoteza, którą musimy zweryfikować –
zaznacza nasz rozmówca.

Największe wrażenie robi trzeci sondaż. Podchodzimy do dołu, w którym
archeolog za pomocą łopatki i miotełki, a nawet gwoździ systematycznie
odsłania kolejne warstwy szkieletów. Mamy przed sobą drastyczny widok:
trzy czaszki tuż przy sobie, szkielety w nieładzie, jakby splątane.
Widać, że ktoś w pośpiechu wrzucał te ciała do dołu, jak jakieś worki z
ziemniakami. Jeden człowiek upadł na twarz, inny bokiem, trzeci na
plecy. Co charakterystyczne, zwłoki w większości były nagie.

– Stan szczątków jest różny, ale są one dosyć dobrze zachowane. Jest
za to bardzo mała ilość śladów po ubraniach, są tylko pojedyncze guziki,
fragmenty szelek czy butów. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy już prawie
szczątki 20 osób, to tych rzeczy jest bardzo mało. To oznacza, że w
większości tych ludzi wrzucano tutaj bez ubrań – zauważa prof.
Szwagrzyk.

Dziś po południu archeolodzy i medycy sądowi mają podjąć decyzję, jak
długo będą jeszcze prowadzić na Służewie swoje prace. Te utrudnia im
wysoka temperatura i bardzo mało miejsca na zakładanie wykopów
sondażowych, dzięki którym mogą dotrzeć do kolejnych szczątków. Ponadto
część współczesnych nagrobków ma betonowe wylewki, których ekipa
Szwagrzyka nie może naruszyć, co zmniejsza obszar wyznaczony do badań.

– Alejki będą badane wszędzie tam, gdzie się da. Wiele miejsc jest
jednak niemożliwych do przebadania przez wylewki przed współczesnymi
grobami. One utrzymują konstrukcje pomników. Ich uszkodzenie
nadwyrężyłoby nagrobki, nastąpiłyby pęknięcia, zniszczenia i zamiast
sprzyjającej atmosfery do pracy mielibyśmy konflikt z właścicielami
poszczególnych pomników, czego absolutnie nie chcemy – podkreśla
profesor. Dostępnej do badań przestrzeni zostało niewiele.

– Prawie wyznaczyliśmy już obszar pola więziennego. Jama trzyosobowa,
którą teraz badamy, to skraj tego pola. Być może nasza praca potrwa
jeszcze tydzień –kwituje prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Piotr Czartoryski-Sziler

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

142. Policja blokuje prace IPN na

Policja blokuje prace IPN na Służewie?
http://www.naszdziennik.pl/polska/84745,policja-blokuje-prace-ipn-na-slu...
Czwartek, 10 lipca 2014 (18:01)

Policjanci zabezpieczyli miejsce prace poszukiwawczo-archeologicznych na warszawskim Służewie, gdzie potajemnie chowano ofiary terroru komunistycznego lat 1945-1956.

Funkcjonariusze zablokowali prace historyków IPN prowadzone na miejscu pogrzebania bohaterów polskiego podziemia zamordowanych przez NKWD i UB – informuje portal wPolityce.pl.

– Mogę potwierdzić te wiadomości. Pojawiła się policja na miejscu naszych prac. Jednak nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć — powiedział prowadzący prace prof. Krzysztof Szwagrzyk. – Kompletnie się tego nie spodziewałem — dodaje prof. Szwagrzyk. Pytany o cel wizyty policji historyk wskazuje, że „nic nie wie”.

Na miejscu prac początkowo zjawili się dwaj funkcjonariusze policji po cywilnemu, a następnie umundurowani policjanci, którzy odsunęli ekipę ekshumacyjną od pracy.

-----------------------------------------

Jak donosi Polskie Radio, podczas kończących się prac poszukiwawczych na warszawskim cmentarzu przy Wałbrzyskiej, eksperci z Instytutu Pamięci Narodowej pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka ustalili, że może tam spoczywać nawet tysiąc osób zamordowanych przez komunistów w latach 1945-48.
Prowadzący prace poszukiwacze profesor Krzysztof Szwagrzyk z Instytutu Pamięci Narodowej wyjaśnił, że prace potwierdziły wcześniejsze informacje o tym, że właśnie przy ul. Wałbrzyskiej komuniści grzebali swoje ofiary. Udało się potwierdzić obszar dawnego pola więziennego oraz wydobyć szczątki 22 osób, które można było ekshumować.

Wielu innych szczątków nie można wydobyć, gdyż cmentarz został zabudowany pomnikami, co uniemożliwiło prace archeologiczne.

Profesor Krzysztof Szwagrzyk dodał, że w wyniku badań nie ma wątpliwości, że odnalezione osoby to ofiary komunistów. Świadczy o tym choćby sposób ułożenia szczątków. Na niektórych z odnalezionych czaszek widoczne są ślady pęknięć, co świadczy o tym, że ci ludzie mogli ponieść śmierć w wyniku obrażeń. - Podobne dowody eksperci odnajdowali w innych miejscach, w których komuniści grzebali swoje ofiary – podkreślił .

Polskie Radio

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

143. ciekawe czego sie boją,że się tak spieszą ?

zastanawiam się,czy faktycznie któregoś dnia,nie obudzimy sie przy dzwiekach
wrzaków ...i łomocie w drzwi...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

144. Kto boi się prawdy o Żołnierzach Wyklętych i dlaczego?

Na terenie cmentarza przy ulicy Wałbrzyskiej policja
„zabezpiecza” prace ekshumacyjne prowadzone przez Instytut Pamięci
Narodowej! Szczątki Żołnierzy Wyklętych zabrał... zakład pogrzebowy. Historycy z IPN i środowiska niepodległościowe są zszokowane.




Na miejscu byli Tadeusz Płużański, współpracujący z "Gazetą Polską Codziennie", i Wojciech Mucha, dziennikarz "GPC". Od samego początku akcji przekazywali nam wstrząsające wiadomości z cmentarza.



Według naszych informacji - sprawa szczątków Żołnierzy Wyklętych pomordowanych przez komunistów... została odebrana IPN i przekazana prokuraturze powszechnej. Śledztwo prowadzi prokuratura mokotowska. - To absurd i uderzenie w IPN oraz zespół dr. Szwagrzyka - mówią nasze źródła.



Z informacji, które przekazał nam Tadeusz Płużański, wynika, że na
cmentarzu najpierw pojawili się policjanci w cywilnych ubraniach, a
następnie umundurowani funkcjonariusze, który przystąpili do
„zabezpieczania” terenu ekshumacji. Według informacji naszych
dziennikarzy prof. Krzysztof Szwagrzyk nie może brać udziału w tych
czynnościach. Naukowiec został przesłuchany. Szczątki Żołnierzy
Wyklętych zabrała... prywatna firma pogrzebowa STYX, a konkretnie
należąca do niej furgonetka.




Stołeczna policja nabiera wody w usta. - Działamy na zlecenie prokuratury. Proszę dzwonić do Prokuratury Okręgowej - usłyszeliśmy w biurze prasowym policji. Z kolei rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie mówi: "nie będę teraz w stanie niczego ustalić".



Jak się dowiedzieliśmy - śledczy wkroczyli pod pretekstem... sprawdzenia pochodzenia szczątków. 



Cmentarz parafii św. Katarzyny przy ul. Wałbrzyskiej to drugie miejsce, gdzie IPN prowadzi prace ekshumacyjne. Według
historyków w dołach pod alejkami i współczesnymi mogiłami może
spoczywać nawet 1000 osób zamordowanych przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa
w więzieniach i aresztach UB oraz Informacji Wojskowej w latach 1945–1946.

 

Badacze spodziewają się, że odnajdą tu m.in. żołnierzy Komendy Głównej
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – kpt. Włodzimierza Marszewskiego ps.
Gorczyca, por. Lechosława Roszkowskiego ps. Tomasz, kpt. Tadeusza
Zawadzińskiego ps. Wojciech czy ks. mjr. Rudolfa Marszałka. Teraz cały projekt stanął pod znakiem zapytania. Kto boi się prawdy o Żołnierzach Wyklętych i dlaczego?





fot.: Marcin Pegaz/Gazeta Polska





fot.: Marcin Pegaz/Gazeta Polska
http://niezalezna.pl/57192-nowe-info-prokurator-na-terenie-prac-ekshumac...

Szczątki Żołnierzy Niezłomnych zatrzymane!

Prokurator przejął szczątki ekshumowane podczas prac prowadzonych przez IPN na cmentarzu na Służewie w Warszawie.

Nadkom. Magdalena Bieniak, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji
Warszawa II, odmówiła wyjaśnienia przyczyn interwencji, tłumacząc, że
były to działania na zlecenie Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów.

Prace na cmentarzu parafii św. Katarzyny położonym przy ul.
Wałbrzyskiej w Warszawie prowadził zespół pod kierownictwem prof.
Szwagrzyka składający się ze specjalistów Samodzielnego Wydziału
Poszukiwań IPN, medyków oraz antropologów Uniwersytetu Medycznego we
Wrocławiu. Ponadto brali w nich udział zaproszeni do współpracy naukowcy
i wolontariusze.


Policjanci "aresztowali" trumienki ze szczątkami wydobytymi na Służewiu. Sabotaż prac przy Wyklętych?

Fot. B. Sławińska

Ok. godziny 15:00 na cmentarzu pojawili się
policjanci, zaczęli wypytywać i sprawdzać, gdzie były prowadzone
badania. Przesłuchano również prof. Szwagrzyka.

W ciągu dnia nic nie wskazywało na utrudnienia. Ok. godziny 15:00 na
cmentarzu pojawili się jednak policjanci, zaczęli wypytywać i sprawdzać, gdzie były prowadzone badania. Przesłuchano również prof. Szwagrzyka.


M. Czutko
M. Czutko

Prace zostały w końcu przerwane i zakończone przy asyście policji.
Wydobyte cztery ekshumowane szczątki leżą w trumienkach, które
znaleziono pod współczesnymi grobami. Trumny trafiły do specjalnego
namiotu, z którego miały zostać przewiezione do laboratoriów. Ale
może być z tym problem:

Trumny są obiektem śledztwa prokuratury, policja obstawiła ten
namiot, nie pozwala tam wejść. Prokurator dokonuje dziwnych czynności
przy tych trumnach, Nawet ekipa prof. Szwagrzyka nie może wejść do środka

— relacjonuje obecny na cmentarzu Tadeusz Płużański.

http://wpolityce.pl/historia/204490-tylko-u-nas-policjanci-aresztowali-t...

fot. M. Czutko

fot. M. Czutko

W pracach, które nadzoruję nie ma absolutnie żadnych uchybień

— mówił na antenie Telewizji
Republika dr hab. Krzysztof Szwagrzyk. Historyk Instytutu Pamięci
Narodowej, który przewodniczy pracom identyfikacyjnym szczątków ofiar
komunistycznego terroru stwierdził też, że nie rozumie okoliczności,
wedle których policja zainterweniowała.

CZYTAJ TAKŻE: ZOBACZ ZDJĘCIA. Policjanci „aresztowali” trumienki ze szczątkami wydobytymi na Służewiu. Sabotaż prac przy Wyklętych?

Dziś na terenie naszych poszukiwań na cmentarzu pojawili się
funkcjonariusze policji. Niestety nie potrafię stwierdzić, jakie
kierowały nimi motywy. Nie znam okoliczności, wedle których policja
zainterweniowała. Byłem tam ja i cały zespół archeologów. (…) Rzecz polega na tym, że podczas wszystkich prac, które wykonywaliśmy z ramienia IPN
nigdy wcześniej się tak nie zdarzyło. Jednak sami policjanci wydawali
się być tak samo zaskoczeni jak my. Oni tylko
wykonywali polecenia prokuratury

— mówił dr Szwagrzyk.

Historyk zapewniał, że w pracach, które nadzoruje nie ma „absolutnie żadnych uchybień”.

Dzisiejsza interwencja była skutkiem tego, że do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa

— stwierdził Szwagrzyk.

Myślę, że źle się stało. Przekaz, który poszedł do społeczeństwa jest
bardzo zły. Jeden dokument powoduje zakłócenie naszych prac

— ocenił dr Szwagrzyk. Trumienki ze szczątkami bohaterów zostały zabezpieczone i przewiezione do Zakładu Medycyny Sądowej.

Podczas dwutygodniowych na cmentarzu przy ul Wałbrzyskiej w Warszawie
prac odnaleziono szczątki 23 osób. Wydobyto jednak tylko 4 z nich,
reszta musiała pozostać w ziemi, ponieważ częściowo znajdowała
się pod współczesnymi grobami.

źródło: telewizjarepublika.pl/Wuj

http://wpolityce.pl/historia/204506-dr-szwagrzyk-nie-rozumie-akcji-polic...



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

145. szczątki porwane przez prokuraturę

Drugi raz TO ROBIĄ! RAZ ZAMORDOWALI I UKRYLI CIAŁA, TERAZ PORYWAJĄ SZCZĄTKI.

CO SIE DZIEJE? CZY MY ZNÓW W SOJUZIE POD BUTEM STALINA?

OFICJALNIE PROWADZONE BADANIA !!!!!!!!!!!!!!

CO NA TO PION ŚLEDCZY IPN?

http://ipn.gov.pl/promowane-aktualnosci/centrala/rozpoczely-sie-prace-po...

Rozpoczęły się prace poszukiwawczo-archeologiczne na cmentarzu przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie

Miniaturka

Rozpoczęły się prace poszukiwawczo-archeologiczne na cmentarzu
przy ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. Tamtejszy cmentarz na Służewie jest
drugim obok kwatery „Ł" Cmentarza Wojskowego Powązkowskiego  w
Warszawie największym polem grzebalnym ofiar terroru komunistycznego lat
1945-1956 w stolicy. Celem prac jest odnalezienie szczątków kilkuset
straconych, zamordowanych i zmarłych w więzieniach i aresztach UB i
Informacji Wojskowej.

Prace prowadzi zespół pod kierownictwem dr
hab. Krzysztofa Szwagrzyka składający się ze specjalistów Samodzielnego
Wydziału Poszukiwań IPN, medyków i antropologów Uniwersytetu Medycznego
we Wrocławiu oraz zaproszonych do współpracy naukowców i wolontariuszy.

Andrzej Arseniuk

Rzecznik Prasowy
Z-ca Dyrektora Biura Prezesa IPN

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

146. historia kołem się toczy...

raz już ICH aresztowano na Smierć....teraz po raz drugi PO śmierci....
Dobry Boże ,czy Zło zawsze musi zwyciężac DObro...?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

147. Aresztowane szczatki Zolnierzy Wykletych. 10 VII 14

Jak informował Tadeusz Płużański, za interwencją policji może stać… IPN. „Wstrzymano ekshumację na Służewie, wywieziono zwłoki w nieznane miejsce – przypomina to metody stosowane w okresie stalinowskim. Z informacji, które do nas dotarły wynika, że to inicjatywa IPN-u. Dlaczego IPN blokuje swoje własne prace? Mam wrażenie, że ekshumacje naszych żołnierzy nie podobają się pewnym kręgom tej instytucji” – mówił Płużański.

IPN znalazł szczątki ofiar komunizmu?
Instytut
Pamięci Narodowej poszukiwał na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej
w Warszawie ofiar komunistycznego terroru. Okazuje się, że badacze
prawdopodobnie odnaleźli poszukiwane szczątki.
Znaleźliśmy szczątki 23 osób. Pochodzą z lat 1946–1948 - powiedział
prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN. - Na kościach nie widać śladów
postrzałowych, ale są na nich pęknięcia i złamania, które mogą świadczyć
o znęcaniu się nad ofiarami - dodał.

Po odnalezieniu
szczątków na cmentarzu pojawiła się policja, która zgodnie z zaleceniami
prokuratury zabezpieczyła szczątki. Z kolei na prośbę IPN wszczęto
śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Badacze
z Instytutu zapewniają, że to nie koniec poszukiwań na cmentarzu przy
ul. Wałbrzyskiej.

TVN 24

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

148. Do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta – list otwarty

Wczoraj, 10 lipca 2014 roku, doszło do niewyobrażalnego dla każdego czującego się Polakiem, ataku na wolność i godność obywateli. Polscy policjanci na polecenie polskiego prokuratora zarekwirowali z cmentarza na warszawskim Służewie trumienki ze szczątkami Niezłomnych Bohaterów!

Przez ostatnie 2 tygodnie trwały tam prace ekshumacyjne zespołu profesora Krzysztofa Szwagrzyka na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej. W tym czasie odnaleziono szczątki 23 z – jak przypuszcza Pan Profesor – około 1000 pogrzebanych tam osób. Wydobyto szczątki 4 osób. Reszta musiała, pozostać w ziemi, ponieważ częściowo znajdowała się pod współczesnymi grobami.

W sytuacji, kiedy w trudnych warunkach, przy wielu niesprzyjających okolicznościach, grupa pracowników IPN-u i wolontariuszy, pod przewodnictwem kompetentnego, oddanego swej pracy naukowca, prof. Szwagrzyka, z ogromną determinacją, centymetr po centymetrze odsłania polską historię: najbardziej krwawą i bolesną, wydobywając spod kolejnych warstw ziemi kości Niezłomnych Bohaterów, polski prokurator - nie podając konkretnego i wiarygodnego powodu - iście po barbarzyńsku przerywa ekshumacje i rekwiruje doczesne szczątki, niezidentyfikowane, dopiero co odnalezione! Mimo dramatycznego kontekstu prac ekshumacyjnych, narażając na kolejne traumatyczne przeżycia rodziny czekające od kilkudziesięciu lat na odnalezienie szczątków swoich bestialsko pomordowanych bliskich, ktoś podejmuje szokującą decyzję o przejęciu i zaaresztowaniu doczesnych szczątków ofiar reżimu komunistycznego, szczątków ludzi nawet jeszcze nierozpoznanych! To działania przeciw najbardziej podstawowemu prawu człowieka - prawu do godnego pochówku!

To działanie hańbiące mundur polskiego policjanta i niszczące i tak już wątłe zaufanie do urzędu prokuratorskiego!

Panie Prokuratorze!

Żądamy, w imieniu wszystkich wolnych, miłujących Ojczyznę Rodaków, zaprzestania szykan wobec Żołnierzy Niezłomnych i ludzi, którzy podjęli się szlachetnej misji odnalezienia ich szczątków, przywrócenia Polskim Bohaterom należnej im czci i zabranej im przez komunistycznych oprawców tożsamości.

Żądamy podjęcia wszelkich działań, które umożliwią przeprowadzenie prac ekshumacyjnych w należytym spokoju i godnych warunkach.

Żądamy podania prawdziwych powodów skandalicznego przerwania prac ekshumacyjnych prowadzonych przez Zespół profesora Krzysztofa Szwagrzyka, przyczyn zarekwirowania trumienek ze szczątkami wydobytymi z dołów śmierci na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie - przyczyn wydarzenia, które hańbą okrywa zarówno tego, kto jest za nie odpowiedzialny, jak wszystkich, którzy brali w nim udział.

Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy oddział TV w Częstochowie – Przewodnicząca – Anna Dąbrowska

Klub Gazety Polskiej w Częstochowie – Przewodnicząca – Agnieszka Łuczak

Zarząd Główny Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy

List ukazał się na stronie Katolickiego Stowarzyszeni Dziennikarzy - www.ksd.media.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

149. Komunikat w związku

Komunikat w związku działaniami organów prokuratury na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie

http://ipn.gov.pl/wydzial-prasowy/komunikaty/komunikat-w-zwiazku-dzialan...

Miniaturka

W dniu 30 czerwca 2014 r. na
cmentarzu parafialnym przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie rozpoczęły się
prace archeologiczno-sondażowe, mające na celu określenie lokalizacji i
rozmiarów obszaru, na którym w latach 1945–1948 dokonywano potajemnych
pochówków ofiar terroru komunistycznego. W dniu 2 lipca 2014 r.
kierujący tymi pracami pełnomocnik Prezesa IPN ds. poszukiwań nieznanych
miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956, dr hab.
Krzysztof Szwagrzyk, poinformował pisemnie zastępcę prezesa IPN o
odnalezieniu podczas badań szczątków ludzkich, prosząc jednocześnie o
powiadomienie o tym fakcie prokuratora IPN. Tego samego dnia zastępca
prezesa IPN Agnieszka Rudzińska  przekazała tę informację dyrektorowi
Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, prosząc
jednocześnie o podjęcie stosownych działań.

Po
zapoznaniu się na miejscu przez prokuratorów IPN ze stanem prac
archeologiczno-sondażowych Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu stwierdziła, że na obecnym etapie brak jest
wystarczających przesłanek do podjęcia czynności przez pion śledczy IPN.
W związku z tym – uznając swoją niewłaściwość – prokurator IPN,
działając na podstawie art. 304 par. 2 kodeksu postępowania karnego,
poinformował jednostkę organizacyjną prokuratury powszechnej o fakcie
odnalezienia podczas prac archeologicznych na cmentarzu przy ul.
Wałbrzyskiej szczątków ludzkich. O przekazaniu sprawy do prokuratury
powszechnej został niezwłocznie poinformowany dr hab. Krzysztof
Szwagrzyk. W dniu 10 lipca 2014 r. – już po zakończeniu przez ekipę
badawczą zaplanowanego etapu prac poszukiwawczych – Prokuratura Rejonowa
Warszawa-Mokotów zabezpieczyła szczątki czterech osób, które w toku
działań archeologicznych zostały podniesione z wykopów sondażowych.

Dr Krzysztof Persak
Dyrektor Biura Prezesa
Instytutu Pamięci Narodowej

Prokuratura Rejonowa Warszawa Mokotów w dniu 10 lipca 2014 roku,  w godzinach popołudniowych otrzymała zawiadomienie  Dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni  przeciwko Narodowi Polskiemu Zastępcy Prokuratora Generalnego, z którego wynikało, iż  na Cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej   w Warszawie,  w ramach  prowadzenia prac archeologiczno – sondażowych  przez Instytut Pamięci Narodowej,  realizowanych w związku z projektem  badawczym  „Poszukiwania nieznanych  miejsc pochówku  ofiar terroru komunistycznego  w
latach 1944 – 1956” ujawniono szkielety czterech osób, które znajdowały
się poza oficjalnie utworzonymi grobami, co do których zachodzi
uzasadnione podejrzenie przestępnego spowodowania śmierci.

Z treści powyższego zawiadomienia wynikało także, iż  w
toku prac archeologicznych nie ustalono tożsamości ofiar ani też nie
określono czasu i okoliczności ich zgonu, co zgodnie z obowiązującymi
przepisami skutkuje uznaniem, iż organem właściwym do prowadzenia sprawy
jest jednostka  organizacyjna prokuratury powszechnej, ze względu na miejsce ujawnienia  szczątków.

W związku z powyższym w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Mokotów wszczęto śledztwo w sprawie  nieumyślnego spowodowania śmierci czterech nieustalonych osób, tj. o czyn z art. 155 kk

         Jednocześnie  prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów  wraz
z biegłymi z zakresu antropologii i medycyny sądowej, przystąpił do
wykonania niezbędnych czynności w miejscu ujawnienia zwłok.

 

                               w/z Rzecznika Prasowego

                                               Prokuratury Okręgowej w Warszawie

                                                      Katarzyna Calów  - Jaszewska


http://www.warszawa.po.gov.pl/pl/main/komunikat/id/315/alias/komunikat_w_sprawie_dzialan_prokuratury_na_cmentarzu_przy_ul._walbrzyskiej_w_warszawie_.html



Prawda o zbrodniach komunistycznych wciąż kole w oczy

Prof. Szwagrzyk: Wciąż są ludzie, którym nie na rękę jest odkrywanie miejsc pochówków polskich patriotów

zdjecie

Zdjęcie: Marek Borawski/
Nasz Dziennik



Piątek, 11 lipca 2014 (18:56)

Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem,
historykiem, pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwania miejsc pochówku
ofiar terroru komunistycznego, kierującym pracami ekshumacyjnymi na
warszawskim Służewie, rozmawia Mariusz Kamieniecki

 

Jaki jest efekt prac archeologiczno-ekshumacyjnych na cmentarzu przy parafii św. Katarzyny w Warszawie-Służewie?

– Dziś możemy już z całą pewnością
powiedzieć, że cmentarz przy ul. Wałbrzyskiej jest drugim obok kwatery
„Ł” na Wojskowych Powązkach największym w Warszawie miejscem, gdzie
grzebano ofiary terroru komunistycznego. Efektem naszych prac jest
potwierdzenie, że obszar, który znajduje się na tym cmentarzu, a wówczas
będący jeszcze szczerym polem, rzeczywiście jest terenem pochówków
więziennych z lat 1946-1948, gdzie pochowano kilkuset ludzi straconych,
zamordowanych, ale też zmarłych w więzieniach, aresztach i obozach na
terenach Warszawy w wyniku brutalnych śledztw. Efektem tych naszych prac
jest określenie pola więziennego, jego kształtu, wielkości, ale także
odnalezienie szczątków 23 osób, z których podjęliśmy szczątki czterech
osób. Różnica wynika z faktu, że ogromna większość odnalezionych
szczątków ofiar znajduje się, przynajmniej częściowo, pod współczesnymi
pomnikami. W takich przypadkach nie możemy podejmować szczątków
częściowo. Dlatego po zbadaniu, udokumentowaniu szczątki te zostały
pozostawione w tych samych miejscach.

Jak te prace archeologiczne przebiegały?

– Prace były prowadzone w ramach projektu
naukowo-badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar
terroru komunistycznego z lat 1944-1956”. Nie różniły się one zasadniczo
od wszystkich działań tego typu, które podejmujemy na terenie całego
kraju, a których celem jest odnalezienie pochówku ofiar terroru
komunistycznego. Prace takie przebiegają według ściśle określonej
procedury. Poprzedza je wielomiesięczny okres przygotowań realizowany
poprzez kwerendy archiwalne i badania historyczne. Następnie
przystępujemy do prac ziemnych, które realizowane są w konkretnym
miejscu przez zespół składający się z archeologów, antropologów, medyków
sądowych i historyków. Z chwilą odnalezienia szczątki są dokumentowane
przez specjalistów w miejscu odnalezienia, fotografowane, opisywane, a
następnie przenoszone na stół do badań w polowym laboratorium
realizowanych przez lekarza sądowego. Z wykonanych oględzin sporządzany
jest protokół badań sądowo-medycznych, szczątki są jeszcze raz
fotografowane, a następnie składane do trumienek i chowane. Podobnie
było i tym razem.

Prace na Służewie były jednak szczególne... Na czym polegała trudność?

– Największa trudność wiązała się z brakiem
miejsca. Trzeba wziąć pod uwagę, że teren dawnych pochówków
więziennych, który był wówczas w szczerym polu, jest dzisiaj fragmentem
cmentarza, na którym znajduje się kilkaset współczesnych nagrobków. Jest
to obszar bardzo gęsto zabudowany, ze stosunkowo niewielką
przestrzenią, która pozwalałaby na założenie sondażu, a więc miejsca,
gdzie rozpoczynamy prace ziemne. Najszersze z sondaży, jakie udało nam
się założyć w tym wypadku, miały zaledwie 120 cm szerokości, inne były
jeszcze węższe, co najlepiej świadczy o skali problemu. Na tym polegała
największa trudność. Szczupłość miejsca najbardziej utrudniała nam
prace. Nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne działania
szerokopłaszczyznowe, z tego też powodu ogromna większość prac została
wykonana rękoma archeologów i wolontariuszy bez użycia jakiegokolwiek
sprzętu ciężkiego.

Definitywnie zakończyli Państwo prace w tym miejscu?

– Jest to zakończenie pewnego etapu prac.
To, co udało się nam ustalić, nakazuje w moim głębokim przekonaniu
znalezienie sił i środków na kontynuację tych działań w przyszłości. Na
razie jednak trudno mi określić, kiedy mogłoby to nastąpić. Póki co
musimy spokojnie zakończyć nasze prace, posprzątać teren, wrócić do
domu, przeanalizować zgromadzony materiał i zastanowić się, w jaki
sposób można by tu w przyszłości powrócić i podjąć dalsze działania.

Co stoi na przeszkodzie, aby te prace były kontynuowane?

– Jest kilka czynników, o których nie
chciałbym publicznie mówić. Odpowiem zatem na tyle, na ile mogę na pana
pytanie. Jestem optymistą, jeżeli chodzi o możliwość kontynuacji naszych
prac w przyszłości tutaj, na Służewie, mimo trudnych warunków, jakie tu
istnieją.

Sprawy nie ułatwia z pewnością fakt, że wczoraj na teren prac wkroczyła policja i prokuratura.

– Z informacji, jakie otrzymaliśmy od
przedstawiciela prokuratury, wynika, że powodem wejścia prokuratury i
policji na miejsce naszych prac było zawiadomienie o znalezieniu
szczątków ludzkich podczas naszych prac archeologicznych. Chcę
powiedzieć, że działania policjantów i prokuratorów były działaniami
rutynowymi, jakie realizuje się zawsze przy tego typu zawiadomieniu o
odnalezieniu szczątków. Te działania trwały od ok. godz. 14.00 do godz.
20.00. Wszyscy członkowie zespołu, wolontariusze, ale też media, które
towarzyszą na co dzień naszej pracy, wspólnie obserwowaliśmy te
działania. Zakończyły się one zabezpieczeniem przez prokuraturę
trumienek ze szczątkami ofiar komunizmu i przewiezieniem ich do Zakładu
Medycyny Sądowej w Warszawie.

Z komunikatu prokuratury wynika, że
ujawniono szkielety czterech osób, które znajdowały się poza oficjalnie
utworzonymi grobami. Jakie były przyczyny podjęcia działań przez
śledczych?

– Nie znam powodu. Trudno mi nawet
uzmysłowić sobie, że nasze działania, prace, ich jakość na jakimkolwiek
etapie mogłyby być zakwestionowane. Jeżeli jest jakikolwiek powód, to
jest mi on zupełnie nieznany. Warto, żeby na to pytanie odpowiedziały
osoby, które podjęły taką interwencję.

Działania policyjno-prokuratorskie, z jakimi mieliśmy do czynienia, są rutynowe w przypadku badań archeologicznych?  

– Absolutnie nie. Z tego typu działaniami
spotykamy się po raz pierwszy. Chcę dodać, że ani przez chwilę podczas
tych wielogodzinnych działań nie spotkaliśmy się z jakąkolwiek negatywną
postawą ze strony policji i prokuratury, przeciwnie, swoje działania
wykonywali profesjonalnie. Zresztą nie ukrywając, że nie rozumieją, po
co ich właściwie wezwano do prac archeologicznych realizowanych przez
instytucję posiadającą nie tylko wszystkie możliwe zezwolenia, ale także
specjalistów z zakresu medycyny sądowej, antropologii czy archeologii.

Jako kierujący pracami informował Pan swoich zwierzchników o odnalezieniu podczas badań szczątków ludzkich?

– 30 czerwca rozpoczęliśmy na cmentarzu
przy ul. Wałbrzyskiej prace archeologiczno-sondażowe. Po odnalezieniu
szczątków ludzkich 1 lipca zgłosiłem ten fakt, a już 2 lipca
prokuratorzy IPN otrzymali ode mnie pisemne zgłoszenie. Tego samego dnia
prokuratorzy IPN byli u nas i na miejscu obserwowali podejmowane
działania, zapoznając się z całym procesem poszukiwań i badań. Dokonali
też oględzin miejsca przechowywania podjętych przez nas szczątków.
Wszystko zatem było legalne od początku do końca, na każdym etapie
naszych działań. Jednocześnie prokuratorzy Głównej Komisji Ścigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, widząc brak przesłanek do podjęcia
czynności przez pion śledczy IPN, zgodnie z procedurą o fakcie
odnalezienia szczątków ludzkich podczas prac archeologicznych na
cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej poinformowali o tym fakcie prokuraturę
powszechną.  

Skoro wszystko przebiegało zgodnie z
obowiązującymi przepisami prawa, to jaki może być powód tak
spektakularnych działań policji i prokuratury?

– Jak pan redaktor zauważył, z połączenia
tych informacji wynika jednoznacznie, że problem wcale nie dotyczy
jakości naszych prac, rzetelności czy też braku jakichkolwiek zezwoleń.
Problem tkwi gdzie indziej…

Komu może zależeć, żeby torpedować prace zmierzające do odkrywania kolejnych komunistycznych zbrodni?

– Zdziwiłby się pan, jak wiele jest takich
osób. Mimo upływu czasu wciąż są ludzie, którym nie na rękę jest
odkrywanie miejsc pochówków, które pokazują rozmiar zbrodni dokonywanych
na polskich patriotach tylko dlatego, że byli Polakami, mówili i
działali na rzecz niepodległej Ojczyzny.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

150. Tadeusz Płużański: czarno na białym:



Płużański: Szwagrzyk zrobił swoje i może odejść

11.07.2014

ipnSluzew1107
Płużański: Szwagrzyk zrobił swoje i może odejść

„Wczorajszą hucpę trzeba traktować jednoznacznie. Wszystko odbyło się na wniosek samego IPN” - mówi o przerwaniu prac IPN historyk, publicysta Tadeusz Płużański.

Stefczyk.info: Wczoraj doszło do zaskakującej sytuacji na warszawskim Służewie. Na miejsce prac ekshumacyjnych IPN weszła policja i zabezpieczyła miejsce. A dziś rzecznik IPN informuje, że 10 lipca badania się skończyły. Czy wykonano już wszystko, co zamierzał zrobić Instytut?

Tadeusz Płużański: Można powiedzieć, że rzecznik IPN powiedział prawdę. Faktycznie te prace zostały zakończone. Tyle tylko, że one zostały po prostu przerwane, na skutek zewnętrznej interwencji. Te badania miały trwać do 11 lipca, ale wczoraj przyjechała na miejsce policja i prokurator, Prokuratury Warszawa-Mokotów i oświadczył, że teraz to on prowadzi śledztwo.


Jak to? A co z ekipą IPN i prof. Szwagrzykiem?


To już nie ekipa Szwagrzyka ma się tym zajmować. Do tej pory zawsze była stosowana procedura, że od początku do końca Szwagrzyk zajmuje się tymi pracami. On jako jedyna osoba w Polsce się tym zajmuje, prowadzi ekshumacje w całym kraju. I robi to od A do Z, od ustalenia miejsca prac i badań georadarowych, po ogłoszenie nazwisk naszych bohaterów. W tym momencie jednak ktoś wymyślił, że dalej już tak nie będzie, że Szwagrzyk zrobił swoje i może odejść. Wczorajszą hucpę trzeba traktować jednoznacznie – to jest pozbawienie tej sprawy prof. Szwagrzyka i przejęcie tych czynności przez prokuraturę powszechną.


Komu na tym zależało? Kto za tym stoi?


Wszystko odbyło się na wniosek samego IPN. Tak wynika z wypowiedzi zarówno prokuratorów, jak i przedstawicieli Instytutu. Prokurator Gabrel przyznał, że to odbyło się na jego osobisty wniosek. IPN sam sobie odbiera sprawę, którą prowadził. Co szczególnie dziwne ta sprawa była przedstawiana przez ostatnie lata, również przez prezesa Kamińskiego, jako priorytetowa. Mówiono, że IPN odszukuje miejsca zamordowania naszych bohaterów, przywraca imiona i nazwiska ofiarom. Tym się chwalono wszędzie.


Teraz pokazują co innego.


Rzeczywiście mamy sytuację dokładnie odwrotną. Uznano, że IPN nie będzie się dalej tym zajmował, że czas ukręcił sprawie łeb, przekazując te czynności do zupełnie nowego podmiotu, który nigdy wcześniej się tym nie zajmował. Mowa o prokuraturze cywilnej.


To musi się skończyć problemami dla tych czynności?


Dla mnie sprawa jest zupełnie jasna. Oficjalnie mowa, że prokuratura ma pomóc. Ale wcześniej nie trzeba było pomagać. Wcześniej Szwagrzyk robił wszystko od początku do końca. IPN chce odsunąć go od tych prac, a jeśli do tego dojdzie, to położą cały projekt. To jest jedyna osoba, która się tym zajmuje w Polsce. To może skutkować tym, że nie będzie dalszych ekshumacji Żołnierzy Wyklętych, ani na Służewiu, ani na Łączce, czy w innych miejscach Polski. Ta sprawa została politycznie załatwiona.


Dlaczego IPN miałby iść taką drogą? To przecież byłoby dla niego kompromitujące?


Gdybyśmy u steru władzy mieli inne osoby, gdyby żył prezydent Lech Kaczyński, gdyby żył prezes Janusz Kurtyka do takiej hańby nie doszłoby. Oni zrobiliby wszystko, nawet wbrew naciskom w tej sprawie, by te prace się odbyły. Dziś jednak niestety mamy innych ludzi u steru władzy. Kto inny jest prezydentem, kto inny szefem IPN. Mamy również pewien układ władzy w Instytucie. Kiedyś rządził prezes, a kolegium było ciałem doradczym. Dziś jest prezes, ale rządzi Rada. Wystarczy przeczytać co obecnie mówi prof. Andrzej Friszke, żeby zorientować się o co tu chodzi.


O jakich wypowiedziach Pan mówi?


Prof. Friszke miał ostatnio dwie bardzo symptomatyczne wypowiedzi. W TVN odnosząc się do sprawy Łączki mówił, że to strasznie trudna sprawa, w której mogą wystąpić komplikacje prawne, bo będą konieczne zgody rodzin osób pochowanych nad dołami śmierci, żeby robić dalsze ekshumacje. To się rzeczywiście stało, te prace zostały zablokowane. Zapewne z dołów śmierci na Łączce nie uda się wydobyć już nikogo. Wczoraj z kolej Friszke powiedział coś równie „ciekawego”. Komentując sprawę Służewia powiedział, że bardzo dobrze, że weszła tam policja, ponieważ nie może być tak, że ktoś sobie wchodzi na cmentarz i „wykonuje jakieś wykopki”.


Jakieś wykopki?


Właśnie... Wydaje się, że prof. Friszke odkrył karty tej akcji. Chodzi o to, że Szwagrzyk jest osobą, która wedle Friszkego, wchodzi sobie jako prywatna osoba gdzieś i robi „jakieś wykopki”. To nie są już ekshumacje, ale wykopki. Poznaliśmy stosunek bardzo ważnej osoby w IPN do tego, co się dzieje. Wiemy dlaczego stało się to, co się stało.



Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/pluzanski-szwagrzyk-zrobil-swoje-i-moze-odejsc,11124615675#ixzz37BfaKJWo


avatar użytkownika Maryla

151. @kazef

poczekamy na więcej informacji i napiszemy kilka pism w sprawie. Jednym z adresatów będzie rada IPN . Nie będą pluć w twarz dzieciom Żołnierzy Wyklętych., nie będą deptać pamięci i odmawiać nam prawa do poznania prawdy.
Resorciaki !

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

152. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Problem w tym, że IPN, jest taki jak przysłowiowy koń , którego każdy widzi, jak w Skaryszewie w bandycki sposób ładują na rzeź do Italii.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

153. Szanowny Panie Michale

IPN jest taki, jak władze, które od 7 lat rządza Polską. Gdyby mogli, to by zaorali IPN ,a badaczy rozegnali. Doprowadzili do utraty siedziby, straty pieniędzy na nowy budynek , co skutkuje ograniczeniem finansowania badań.

A już Rada IPN to cyrk ! Prezes IPN i tak dzielnie się stawia i ciągnie wózek, ale sam nie da rady. Bez pogonienia tej całej postkomuszej chałastry, która "odzyskała Polskę" , nic nie zrobimy.
Możemy straszyc ich tylko indywidualnie,a taki Friszke będzie miał pilnowany swój grób jak Jaruzelski, przez kamery i policję.
Resorciaki będą trzymać swoich w komodach, albo wysypywac ich gdzie sie da, jak rodzinka nie bedzie zainteresowana trzymaniem takiego przodka w domu.

Na pohybel zdrajcom!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

154. @Maryla

Friszke dostał prikaz z góry, następnie wydał polecenie prezesowi IPN. 

Ubeckie pomioty myślały o tym od dawna. 2 lipca, czyli tydzień przed akcją, Friszke w TVN-ie dał wyraz temu, co chodzi po głowach ubecji. Specjalny materiał przygotowała telewizja z ulicy Wiertniczej, a piewca Wałęsy i Jaruzelskiego wystąpił w roli człowieka, który "zatroskany sytuacją" i postępem ekshumacji, wyraził zaniepokojenie stanem prawnym. Wiertnicza i Friszke... Już wtedy, 2 lipca wiedzieli, że trzeba to zakończyć.


"Profesor Andrzej Friszke uważa, że tak wielkie ekshumacje mogą ze sobą nieść problemy natury prawnej: - Nie znam dokumentów i dowodów jakimi dysponują prokuratorzy. Przede wszystkim jednak ewentualna ekshumacja to ogromny problem prawny. Krewni pochowanych w tej części cmentarza mogą nie godzić się na ekshumację. Trzeba też pamiętać, że ponad 300 grobów to bardzo duży obszar wojskowej części Powązek. Sądzę, że nie informowano nabywających groby, że w tym miejscu istnieją zbiorowe, ale bezimienne mogiły. Zgodnie z prawem o cmentarzach zarządzający Powązkami mogli wyjść z założenia, że skoro rodziny pochowanych się nie zgłaszały to ten teren mogą zagospodarować. Z tym, że rodziny nie miały szans na dowiedzenie się, że ich bliscy są tam pochowani, bo to była tajemnica – uważa prof. Friszke, także członek Rady IPN.
Profesor dostrzega jeszcze jeden problem: - Nie wszyscy, którzy zostali pochowani w zbiorowej mogile to pomordowani na Rakowieckiej działacze niepodległościowi. Mogli tam zostać pogrzebani także zwykli przestępcy, których stracono w więzieniu."

Ze wstrętem link do Wiertniczej:

http://www.tvn24.pl/kaci-pochowani-na-szczatkach-ofiar-nowe-ustalenia-prokuratorow-i-masowe-ekshumacje-na-powazkach,445294,s.html

avatar użytkownika Maryla

155. @kazef

nie zapominajmy o podstawowym tle tej haniebnej hucpy -
niestety, wywołanej przez Płużańskiego - list do Komorowskiego o patronat i państwowy pochówek zidentyfikowanych ofiar. Ten pochówek miał sie odbyć we wrześniu.

Rok temu  06/09/2013

Ofiary komunizmu. Komorowski chce oficjalnych pogrzebów

Prezydent ocenia, że najbardziej godnym uhonorowaniem żołnierzy
wyklętych - ofiar komunistycznej bezpieki ekshumowanych na Powązkach w
Warszawie - jest państwowy pogrzeb.
Prezydent ocenia, że najbardziej
godnym uhonorowaniem żołnierzy wyklętych - ofiar komunistycznej
bezpieki ekshumowanych na Powązkach w Warszawie - jest państwowy pogrzeb
we wrześniu 2014 roku w 75-lecie Polskiego Państwa Podziemnego.

Miejscem oficjalnego państwowego pogrzebu - zdaniem prezydenta - powinna być kwatera Ł
na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. O propozycji prezydenta
poinformowały dzisiaj kancelaria prezydenta oraz IPN. Pomysł
uhonorowania ekshumowanych na Powązkach żołnierzy zbrojnego podziemia po
1945 r. prezydent przedstawił podczas spotkania z prezesem IPN Łukaszem
Kamińskim i sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejem Krzysztofem Kunertem.

Tematem spotkania, które odbyło się w środę, były prace ekshumacyjne i identyfikacyjne prowadzone w kwaterze Ł
Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Omówiono stan tych prac
oraz kwestie wymagające rozwiązania przed uroczystym pogrzebem
odnalezionych szczątków osób zamordowanych przez funkcjonariuszy UB.


Z jednej strony to dobra informacja z drugiej jednak budzi DUŻY NIEPOKÓJ

- mówimy o pogrzebie a co z pozostałymi ofiarami których około 70-90

jeszcze spoczywa na Kwaterze "Ł" ?? WARTO zadać pytanie kiedy nastąpi

trzeci i ostateczny etap ekshumacji ?? Chyba nikt nie planuje

uroczystości pogrzebowych bez wydoycia wszystkich szczątków ofiar

komunistów ukrytych na Powązkach na kwaterze "Ł" ???? http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2013/centrala/spotkanie-prezydenta-rp,-prezesa-ipn-i-sekretarza-ropwim-warszawa,-4-wrzesnia-2013

 Znamy już datę tej uroczystości: miałoby to nastąpić 27 września 2014 roku w 75. rocznicę powstania Polskiego Państwa Podziemnego. Miejscem pochówku ma być „Łączka" – to oczywiste - powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolita", prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef zespołu IPN prowadzącego ekshumacje na tzw. Łączce na warszawskich Powązkach.
Prof. Szwagrzyk podkreślił, że zidentyfikowane ofiary zostaną pochowane w mauzoleum zbudowanym na "Łączce". -Ma tam powstać mauzoleum, ale nie wiemy jeszcze, jaka jest koncepcja zabudowy tego miejsca. Z pewnością jednak musi mieć ono absolutnie unikatowy charakter. Odpowiedzialność za te przygotowania leży całkowicie po stronie Rady. Oczywiście do współpracy muszą też być zaproszone władze Warszawy, bo trudno sobie wyobrazić, by taka inicjatywa obyła się bez ich udziału - podkreślił.
Szukamy jeszcze ok. 90 ofiar. To będzie zdecydowanie najtrudniejszy etap prac z tego powodu, że kości tych osób znajdują się pod współczesnymi pomnikami. Wszędzie tam, gdzie można było dotrzeć i wykonać prace ziemne, już to zrobiliśmy. Cały teren został przebadany. Teraz pozostaje nam ten, który w latach 80. XX w. został przeznaczony na ponowne pochówki. W wielu przypadkach ci, którzy budowali te pomniki, natrafiali na kości więźniów. 
I w wielu przypadkach, jestem o tym przekonany, groby straconych i ich szczątki zostały zniszczone.
Może przecież zresztą być tak, że wśród tych jeszcze niewydobytych znajdują się szczątki rot. Witolda Pileckiego i gen. Emila Fieldorfa „Nila". Te osoby jeszcze nie zostały zidentyfikowane, a wiemy, jak wielkie oczekiwania wiążą się właśnie z tymi postaciami. Zawsze jednak podkreślam, że liczy się dla nas każda osoba, na której wykonano wyrok śmierci za to, że walczyła o wolną ojczyznę. Nie możemy więc przerwać naszej pracy – musimy tylko znaleźć właściwy sposób, który nie będzie budził negatywnych emocji wobec naszych prac.

http://www.wprost.pl/ar/416757/Prof-Szwagrzyk-o-ekshumacjach-na-Laczce/?...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

156. @Maryla

Pamiętam. Nie wiem, czy nazwać to hucpą. W każdym razie była to co najmniej skrajna głupota i naiwność. Potem jeszcze te pisma pod hasłem: jesteśmy rozczarowani, dlaczego pan rezydent nie odpowiedział?
Mówiłem że to szkodliwe i bezcelowe już wtedy, gdy to pismo powstało. Wiem, ze Twoja opinia też była jednoznaczna. Niestety, zaczadzenie Komorowskim, zbiera tragiczne rezultaty.
W kazdym razie decydent zadecydował. Ten sam, co kazał pochować Jaruzelskiego na Powązkach, dwa miesiące póżniej zakończył prace prof. Szwagrzyka.

avatar użytkownika Maryla

157. Arcytrudne ekshumacje Jak

Arcytrudne ekshumacje

Jak prowadzić ekshumacje na rozległych i skomplikowanych polach grzebalnych – naradzają się m.in. archeolodzy i prokuratorzy.

Pierwszy etap prac ekipy archeologów IPN na
służewskim cmentarzu zakończył się przejęciem sprawy przez prokuraturę
rejonową i przesłuchaniem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. To efekt
zgłoszenia skierowanego przez szefa Głównej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu.

Od kilkunastu dni „Nasz Dziennik” relacjonuje badania na cmentarzu
parafii św. Katarzyny położonym przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie, które
prowadził zespół pod kierownictwem pełnomocnika prezesa IPN ds.
poszukiwań nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z
lat 1944-1956 prof. Krzysztofa Szwagrzyka.

Tak było również wczoraj, gdy pisaliśmy o zakończeniu eksploracji archeologiczno-sondażowych w obrębie nekropolii.

W skład zespołu wchodzą specjaliści z Samodzielnego Wydziału
Poszukiwań IPN, lekarze sądowi, antropolodzy z Uniwersytetu Medycznego
we Wrocławiu.

W czwartek po południu już po zakończeniu prac porządkowych na
cmentarzu prokurator w asyście policji przejął wydobyte z ziemi
szczątki. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów wszczęła śledztwo w
sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci czterech niezidentyfikowanych
osób. Informację tę potwierdziła wczoraj pełniąca obowiązki rzecznik
prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Katarzyna Calów-Jaszew-ska, a
także Krzysztof Persak z Biura Prezesa IPN.

Sytuacja mimo oficjalnych komunikatów jest niestety mało czytelna.
Podobne badania zespół archeologów prowadził na Powązkach, a ostatnio w
Białymstoku. Tam wydobywano znacznie więcej szczątków, których badaniem
zajmował się IPN. Biuro prezesa Instytutu relacjonuje, że już 2 lipca
prof. Krzysztof Szwagrzyk poinformował pisemnie jego zastępcę o
odnalezieniu podczas prac na cmentarzu ludzkich szczątków, prosząc
jednocześnie o powiadomienie o tym fakcie prokuratora IPN. Tego samego
dnia zastępca prezesa IPN Agnieszka Rudzińska przekazała tę informację
dyrektorowi Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu, prosząc jednocześnie o podjęcie stosownych działań. Jak się
okazało, zarówno wiceprezes, jak również prokurator Dariusz Gabrel,
dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i
zastępca prokuratora generalnego, oraz prokurator Marcin Gołębiewicz,
naczelnik Oddziałowej Komisji w Warszawie, wizytowali teren badań ekipy
archeologów i rozmawiali na miejscu z prof. Szwagrzykiem.

– Oni wiedzieli o prowadzonych pracach, mieli wszystkie dokumenty
potrzebne do ich przeprowadzenia. Prokurator Marcin Gołębiewicz był na
cmentarzu także na początku tego tygodnia, dlatego gdy w czwartek po
południu, kiedy już sprzątaliśmy, pojawili się policjanci, którzy
wylegitymowali profesora Szwagrzyka i zaczęli go przesłuchiwać na
okoliczność jakiegoś śledztwa, byliśmy zaskoczeni – relacjonuje Beata
Sławińska, wolontariuszka, która brała udział w pracach na nekropolii.

I rzeczywiście, w czwartek po południu, gdy ekipa badaczy kończyła
prace, najpierw nieoczekiwanie pojawiło się dwóch funkcjonariuszy
policji po cywilnemu, którzy poinformowali pracujących na miejscu
wolontariuszy, że policja „zabezpieczy teren”. Po nich przyjechali
mundurowi oraz prokurator, którzy odsunęli ekipę ekshumacyjną od pracy i
przejęli kontrolę nad podjętymi z ziemi kośćmi.

Na miejscu pojawili się też specjaliści medycyny sądowej.

– Jak przyjechali, to byli bardzo zdziwieni, że na miejscu jest ekipa
specjalistów, w tym antropolog sądowy i profesjonalni archeolodzy.
Patrzyli na siebie ze zdziwieniem, jakby pytając, co tutaj robimy? –
mówi świadek wizyty policji i prokuratury na cmentarzu. Szybko okazało
się, że śledztwo, jakie wszczęła prokuratura, jest z doniesienia IPN.

Wczoraj prokuratura przekazała komunikat w tej sprawie, tłumacząc, że
w czwartek w godzinach popołudniowych otrzymała zawiadomienie dyrektora
Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, z
którego wynikało, że na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie, w
ramach prowadzenia prac archeologiczno-sondażowych przez Instytut
Pamięci Narodowej, realizowanych w związku z projektem badawczym
„Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego w
latach 1944-1956”, ujawniono szkielety czterech osób. Wszystkie
znajdowały się poza oficjalnie utworzonymi grobami, co do których
„zachodzi uzasadnione podejrzenie przestępnego spowodowania śmierci”.
Uznano, że skoro w toku prac archeologicznych nie ustalono tożsamości
ofiar ani nie określono czasu i okoliczności ich zgonu, to organem
właściwym do prowadzenia sprawy jest miejscowa prokuratura.

Z komunikatu IPN wynika, że po zapoznaniu się na miejscu przez
prokuratorów Instytutu ze stanem prac archeologiczno-sondażowych Główna
Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu stwierdziła, że na
obecnym etapie „brak jest wystarczających przesłanek do podjęcia
czynności przez pion śledczy IPN”. Dlatego o fakcie odnalezienia podczas
prac archeologicznych na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej szczątków
ludzkich poinformowano miejscową prokuraturę. Profesor Krzysztof
Szwagrzyk wyjaśniał jeszcze tego samego dnia, że w pracach, które
nadzoruje, nie ma absolutnie żadnych uchybień, a on sam nie zna
okoliczności, ze względu na które policja zainterweniowała.

– Nigdy wcześniej się tak nie zdarzyło – tłumaczy prof. Szwagrzyk.
Działania ekipy IPN prowadzone są na mocy porozumienia podpisanego w
2011 r. przez IPN, Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz
Ministerstwo Sprawiedliwości.

Dlatego nie jest do końca jasne, dlaczego prokurator Dariusz Gabrel,
szef pionu śledczego IPN, zdecydował się na zgłoszenie sprawy do
prokuratury rejonowej. Jak tłumaczy w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”,
inaczej niż miało to miejsce na powązkowskiej Łączce, został
poinformowany o odnalezieniu na cmentarzu ludzkich szczątków.

– W przypadku Łączki nie byliśmy informowani o ujawnianiu szczątków,
natomiast w przypadku Służewa zostałem osobiście poinformowany przez
zastępująca prezesa IPN panią Agnieszkę Rudzińską wraz z notatką
sporządzoną przez pana Szwagrzyka o ich odnalezieniu w zakresie prac
sondażowo-badawczych. Ten materiał wpłynął do mnie z prośbą o
zastosowanie odpowiednich działań. Takimi działaniami w sytuacji
odnalezienia szczątków jest skierowanie sprawy do prokuratury
powszechnej – tłumaczy prokurator Gabrel.

Maciej Walaszczyk

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

158. Wyjaśnić działania

Wyjaśnić działania prokuratury na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej

List Macieja Wąsika, radnego PiS w Radzie Warszawy, do Andrzeja Seremeta, prokuratora generalnego

Zwracam się do Pana w związku z informacjami, jakie dotarły do mnie
na temat akcji prokuratury i policji na terenie objętym badaniami
Instytutu Pamięci Narodowej, na cmentarzu parafii św. Katarzyny przy
ulicy Wałbrzyskiej w Warszawie. Jak podały media, podczas prowadzenia
badań wykopaliskowych przez zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka na
cmentarzu pojawili się prokuratorzy oraz funkcjonariusze policji, którzy
zabezpieczyli na potrzeby prokuratury wydobyte podczas badań szczątki
kostne. Według dostępnych danych na terenie cmentarza znajdują się
zbiorowe mogiły, w których może być pochowanych nawet 2000 ofiar
komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Badania IPN pod kierownictwem
prof. Szwagrzyka mają niezwykłą wagę, nie tylko z punktu widzenia badań
nad najnowszą historią Polski, ale przede wszystkim dla rodzin
zamęczonych i pomordowanych żołnierzy podziemia antykomunistycznego.

Jako archeolog, a także  osoba zaangażowana w przywracanie pamięci
Żołnierzom Wyklętym, z ogromnym zdziwieniem i zaniepokojeniem przyjąłem
informacje o czynnościach prokuratury i policji w przedmiotowej
sprawie.  Dotychczas ani ja, ani nikt ze środowiska archeologów, z
którym utrzymuję kontakt, nie spotkał się z takim postępowaniem organów
ścigania wobec prac o charakterze naukowym.

Jako radny m.st. Warszawy zwracam się do Pana o przedstawienie
wyczerpującej informacji na temat działań prokuratury, które w mojej
ocenie były pozbawione jakichkolwiek realnych podstaw, a przez wiele
środowisk niepodległościowych zostały uznane za próbę utrudniania prac
badawczych i identyfikacji pomordowanych przez Urząd Bezpieczeństwa
żołnierzy niepodległościowego podziemia.

Akcja prokuratury stoi w mojej ocenie także w sprzeczności z zasadą
swobody badań naukowych. Badania prof. Szwagrzyka mają na celu
przywrócenie ofiarom ich imion, nazwisk, ustalenia okoliczności śmierci.
Dlatego też nie należy lekceważyć wymiaru symbolicznego działań 
prokuratury. Wiele środowisk odczytuje go jako „pośmiertne aresztowanie
Żołnierzy Wyklętych”, jako symboliczną  próbę ponownego ich 
unicestwienia.

W związku z powyższym bardzo proszę Pana Prokuratora o przedstawienie
szczegółowych wyjaśnień, na które z niecierpliwością oczekują rodziny
pomordowanych, wiele środowisk naukowych i patriotycznych, a także
poruszona doniesieniami medialnymi opinia publiczna.

Warszawa, 14 lipca 2014 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

159. IPN blokuje prace

IPN blokuje prace identyfikacyjne Żołnierzy Niezłomnych

Władze IPN blokują prace ekshumacyjne Żołnierzy Wyklętych na cmentarzu, na warszawskim Służewie.

To zawiadomienie IPN o możliwości popełnienia przestępstwa
przyczyniło się do akcji policji i prokuratorów na cmentarzu, 10 lipca.
Nakazali oni zatrzymanie prac i zabrali cztery
trumienki z wydobytymi ciałami bohaterów.

Do skandalicznej sytuacji doszło, pomimo że  prace ekshumacyjne były
oficjalne, zaplanowane, zgłoszone zgodnie z tymi samymi od trzech lat
standardami i kierowane przez ten sam IPN. Instytut przekonuje, że prace były prowadzone nielegalnie i nie dopełniono formalności.

Beata Sławińska, wiceprezes Fundacji „Łączka”, uczestnik prac
ekshumacyjnych, podkreśla, że cała sytuacja jest szokująca, a IPN
podejmuje działania, które nie mają realnego uzasadnienia.

- Policja oraz pani prokurator, która przyjechała na miejsce –
oni byli lekko zszokowani, ponieważ nie wiedzieli, co oni tam robią.
Mówili – po co my tutaj jesteśmy, skoro wszystkie formalności zostały
dopełnione, szczątki zostały znalezione, zostały przebadane. Według
informacji, jakie z różnych źródeł posiadamy, IPN uważa, że te prace
były prowadzone nielegalnie; że nie było dopełnionych wszelkich
formalności. Wiemy, że były dopełnione; że prace były legalne, ponieważ
one odbywają się od ponad 3 lat. Odbywały się na Łączce, odbywały się w
Białymstoku i były prowadzone w taki sam sposób –
mówiła Beata Sławińska.

Historyk Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, powiedział, że
to, co stało się na Służewie, przypomina najgorsze czasy komunistyczne.

- Ten moment przewożenia w nieznane miejsce – my już jako
historycy byliśmy tego świadkami. Teraz właściwie ta historia się
poniekąd powtarza. Szczątki są ponownie aresztowane i znowu gdzieś
wywożone. To, niestety, przypomina te najgorsze czasy i najgorsze
metody. Żałuję i dziwię się mimo wszystko, że dzisiejsze władze Polski
uczestniczą w tym procederze. Pragę podkreślić, że do tej pory w
przypadku prac prof. Szwagrzyka nie było żadnych zastrzeżeń, że ta ekipa
– ekipa naukowców prowadziła prace od A do Z –
tłumaczy Tadeusz Płużański.

W tym roku nie odbędą się dalsze prace na „Łączce”. Nie będzie
pogrzebu ani panteonu Żołnierzy Niezłomnych.Państwo polskie i IPN
prace te zastopowały – wskazywali w Rozmowach Niedokończonych w TV Trwam
przedstawiciele Fundacji „Łączka”. Honorowani są za to zbrodniarze
komunistyczni, czego przykładem jest państwowy pogrzeb gen. Wojciecha
Jaruzelskiego.

***

Słuchaj „Rozmowy Niedokończone”

Lista oprawców. Zbrodnie nieosądzone cz.I

Lista oprawców. Zbrodnie nieosądzone cz.II

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

160. a co z dotychczasowymi ekshumacjami w Polsce po 1945 r.?

IPN: Nie odnajdziemy wszystkich ofiar komunizmu bez zmiany prawa 

Jak podkreśliła w rozmowie z Polskim Radiem wiceprezes IPN Agnieszka
Rudzińska ekshumacja zwłok i budowa Panteonu Narodowego na warszawskich
Powązkach wymaga przeniesienia części znajdujących się tam grobów.
Jednak aby było to możliwe, potrzebna będzie zmiana prawa.

Prokuratorzy IPN podjęli taką decyzję w związku z tym, że stwierdzili,
że nie są w stanie bez dokładniejszych badań uznać, czy są to szczątki
ofiar reżimu komunistycznego. Tylko w takim wypadku usprawiedliwione
jest wszczęcie śledztwa w związku z popełnieniem zbrodni komunistycznej.
Stąd organem właściwym do zawiadomienia jest prokuratura rejonowa
– powiedziała Wiceprezes IPN Agnieszka Rudzińska.

Kluczowe
dla rozwiązania problemu przeniesienia i ekshumacji zwłok są dwie ustawy
sprzed kilkudziesięciu lat. - Ustawy o grobach i cmentarzach wojennych
z marca 1933 roku oraz ustawy ze stycznia 1959 roku o cmentarzach
i chowaniu zmarłych. Tutaj chodzi o zmianę definicji grobu wojennego,
poza tym na czyj wniosek można zarządzić ekshumację i czy można wskazać
inne miejsce pochowania tych zwłok – powiedziała Rudzińska. Jej zdaniem,
poszukiwania ofiar komunistycznego reżimu są priorytetem dla Instytutu.    (kpi, czy o drogę pyta?)

21 maja 2014 r., Warszawa.

Spotkanie dotyczące prac w kwaterach „Ł” i „ŁII” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert wziął udział w spotkaniu poświęconym pracom w kwaterach „Ł” i „Ł II” na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

Spotkanie odbyło się w głównej siedzibie Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. W spotkaniu udział wzięli:

Prezes IPN-u Łukasz Kamiński, Vice Prezes IPN-u Agnieszka Rudzińska, Tomasz Nałęcz doradca Prezydenta RP, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prok. Dariusz Gabrel, Wicewojewoda Mazowiecki Dariusz Piątek, radca Wojewody Mazowieckiego Halina Lipke, dyrektor Biura Administracji i Spraw Obywatelskich Miasta St. Warszawy Krzysztof Krakowiecki-Kulesza, zastępca dyrektora Biura Ministra Sprawiedliwości Jakub Jamka, naczelnik Wydziału Prawa Administracyjnego MS Łukasz Paszka, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie prok. Marcin Gołębiewicz, naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami GKŚZpNP prok. Marek Sosnowski.

W czasie spotkania przedstawiono stanowisko prawne Wojewody Mazowieckiego w sprawie statusu miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach, w kwaterach „Ł" i „ŁII".

Przedstawiona również opinię prawną zamówiona przez władze m.st. Warszawy, odnoszącą się do wystąpień prokuratora IPN i Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa do Prezydenta Miast Stołecznego Warszawy w sprawie przeniesienia współczesnych grobów znajdujących się w kwaterze „ŁII", w związku z koniecznością przeprowadzenia prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych i budową Panteonu Narodowego.

Ze względu na niekompletność istniejących regulacji prawnych w powyższych sprawach oraz różnice w ich interpretacji Ministerstwo Sprawiedliwości sporządzi dodatkową ekspertyzę prawną.

Cytowane za stroną www.ipn.gov.pl

Ofiary związane ustawami

Aby IPN mógł przeprowadzić prace ekshumacyjne pod współczesnymi grobami, konieczna jest zmiana prawa



zdjecie

Zdjęcie: Mateusz Marek/
Nasz Dziennik

Zmiana ustaw o grobach i cmentarzach
wojennych oraz o cmentarzach i chowaniu zmarłych ma umożliwić
prowadzenie ekshumacji pod współczesnymi grobami m.in. na Powązkach i
Służewie. Teraz te prace są zablokowane.

Wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej Agnieszka Rudzińska
poinformowała wczoraj, że dla przeprowadzenia m.in. kolejnego etapu prac
ekshumacyjnych na terenie cmentarzy oraz budowy Panteonu Narodowego na
Powązkach konieczna jest zmiana prawa. Chodzi o dwie ustawy: z marca
1933 r. o grobach i cmentarzach wojennych oraz ze stycznia 1959 r. o
cmentarzach i chowaniu zmarłych.

– Trwają prace nad tym, w jaki sposób należałoby to zmienić –
stwierdziła Rudzińska w rozmowie z PAP. Choć rok temu zakończył się
drugi etap poszukiwań ofiar terroru komunistycznego na powązkowskiej
Łączce, w tym roku nie kontynuowano działań archeologów z uwagi na
nierozwiązane problemy prawne i administracyjne wiążące się z
koniecznością zalegalizowania poszukiwań pod prawie 200 współczesnymi
pomnikami, pod którymi znajdują się jeszcze szczątki bohaterów podziemia
antykomunistycznego zamordowanych przez bezpiekę.

W ubiegłym tygodniu zespół kierowany przez prof. Krzysztofa
Szwagrzyka, pełnomocnika prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku
ofiar terroru komunistycznego, zakończył zgodnie z planem wstępne prace
archeologiczno-sondażowe na stołecznym cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej.
Ich celem było określenie lokalizacji i rozmiarów obszaru, gdzie w
latach 1945-1948 dokonywano potajemnych pochówków ofiar terroru
komunistycznego. Poszukiwania od 30 czerwca do 10 lipca prowadzono w
alejkach cmentarza między grobami. Udało się odnaleźć szczątki 23 osób. –
Części z nich nie można było wydobyć, dlatego że pod ścieżką znajdował
się tylko fragment szkieletu. Udało się to w przypadku czterech ofiar,
których szczątki zostały zabezpieczone przez zespół badawczy, w tym
przez medyka sądowego – przypomniała Rudzińska.

Jednak we czwartek na służewski cmentarz wkroczyły policja i
prokuratura. Na wniosek prokuratora Dariusza Gabrela, dyrektora Głównej
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, sprawa
odnalezienia szczątków ludzkich na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej
została przekazana do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów.

Wiceprezes IPN tłumaczyła wczoraj, że władze Instytutu nie mają
wpływu na decyzje procesowe pionu śledczego. I dodała, że wydobyte
szczątki prokuratura rejonowa zabezpieczyła w Zakładzie Medycyny
Sądowej.

– To nie był żaden precedens. Podobnie wyglądała sprawa, jeżeli
chodzi o badania prowadzone w lipcu zeszłego roku przez ekipę badaczy
IPN pod kierownictwem prof. Szwagrzyka na terenie Aresztu Śledczego w
Białymstoku. Po wstępnych ustaleniach prokuratura powszechna przekazała
postępowanie prokuratorom IPN, którzy wszczęli śledztwo i kontynuują
prace na terenie aresztu – powiedziała Rudzińska.

Jak zapewniła, w sprawie zlokalizowanych tajnych pochówków na
Służewie IPN będzie nadal prowadził prace. – Nikt nie ma zamiaru
zaprzestać tych prac, ani nie ma zamiaru w nich przeszkadzać. Niepoważne
wydaje się stwierdzenie, że kierownictwo Instytutu, które zainicjowało
te poszukiwania, w tej chwili stara się je zablokować – oświadczyła
wiceprezes IPN.

Wyjaśnień w tej sprawie domaga się Maciej Wąsik (PiS), warszawski
radny, z wykształcenia archeolog. „Z ogromnym zdziwieniem i
zaniepokojeniem przyjąłem informacje o czynnościach prokuratury i
policji w przedmiotowej sprawie. Dotychczas ani ja, ani nikt ze
środowiska archeologów, z którym utrzymuję kontakt, nie spotkał się z
takim postępowaniem organów ścigania wobec prac o charakterze naukowym” –
napisał Wąsik w liście do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.
Radny oczekuje przedstawienia wyczerpującej informacji na temat działań
prokuratury na Wałbrzyskiej.

Maciej Walaszczyk


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

161. Biegły zbada

Biegły zbada szczątki

Prokuratura powołała biegłego, który wyda opinię na temat szczątków wydobytych przez Instytut Pamięci Narodowej

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów
powołała biegłego celem wydania opinii, która określi z jakiego okresu
pochodzą ujawnione szczątki czterech osób, czyli kiedy osoby te zginęły.
Jeżeli biegły wskaże, iż było to przed kilkudziesięcioma laty, wówczas
szczątki te zostaną zwrócone IPN – wyjaśnił w odpowiedzi na pytania
NaszegoDziennika.pl prokurator Przemysław Nowak, rzecznik prasowy
Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dodając jednocześnie, że „opinia
biegłego zostanie najprawdopodobniej wydana w ciągu kilku tygodni, choć
termin ten może ulec przesunięciu, jeżeli biegły uzna za zasadne
dokonanie jakiś dalszych badań”.

Przypomnijmy: 10 lipca 2014 r. – już po zakończeniu prac
archeologiczno-sondażowych przez ekipę badawczą IPN na cmentarzu
parafialnym przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie – Prokuratura Rejonowa
Warszawa-Mokotów zabezpieczyła szczątki czterech osób, które w toku
działań archeologicznych zostały podniesione z wykopów sondażowych.

Na nasze pytanie jakie będą dalsze działania prokuratury i czy wyda
ona pozwolenie na rozszerzenie prac archeologicznych na cmentarzu przy
ul. Wałbrzyskiej z związku z odkrytymi szczątkami, prokurator
odpowiedział, że prokuratura nie jest organem uprawionym do ewentualnego
wydawania zgody w tym zakresie. – Prokuratura nie zakazywała badań
archeologicznych, w badania te w żaden sposób nie ingeruje, nie jest
więc organem uprawnionym do ewentualnego wydawania zgody w tym zakresie.
Należy ponownie podkreślić, iż przekazanie prokuraturze powszechnej
ujawnionych szczątków było wyłączną decyzją i inicjatywą IPN – dodał
prokurator Przemysław Nowak.

Prace na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej, które miały na celu
określenie lokalizacji i rozmiarów obszaru, na którym w latach 1945–1948
dokonywano potajemnych pochówków ofiar terroru komunistycznego,
rozpoczęły się 30 czerwca 2014 r.

Marta Milczarska

----------------------------------------------
BIAŁYSTOK IPN

To kości młodych mężczyzn. Jesienią dalsze poszukiwania
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35235,16332682,To_kosci_mlodych_m...

Już wiadomo, że szczątki wykopane pod aresztem śledczym w lipcu ubiegłego roku należały do trzech mężczyzn. Jeden z nich w chwili śmierci miał 20 lat, drugi między 30 a 40. Określenie wieku trzeciej ofiary było niemożliwe, ponieważ stan szczątków na to nie pozwalał

Od 3 do 7 lipca 2013 r. przy Areszcie Śledczym w Białymstoku były prowadzone prace poszukiwawcze. Miało to na celu ujawnienie miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. Kierował nimi dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań ofiar terroru komunistycznego.

Śledztwo zaczęło się rok temu

W tym czasie znaleziono szczątki kostne dwóch osób. Pracownicy IPN-u powiadomili o tym znalezisku policję z IV Komisariatu w Białymstoku. Przyjechali policjanci, przedstawiciele Zakładu Medycyny Sądowej i prokurator.
Następnego dnia odnaleziono szczątki jeszcze jednej osoby, które również przekazano prokuratorowi z prokuratury powszechnej, która prowadziła w tej sprawie postępowanie.

W połowie lipca 2013 r. postępowanie to zostało przekazane z prokuratury powszechnej do Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Białymstoku.

W ubiegłym roku w lipcu prokurator białostockiego IPN Zbigniew Kulikowski wszczął śledztwo. Dotyczyło ono zbrodni dokonanych przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od 1939 do 1956 r. na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku. Tam zabijano członków polskich organizacji niepodległościowych i nie tylko.

W ramach tego śledztwa prokurator IPN zaplanował dalsze prace ekshumacyjne. Szczątki z Zakładu Medycyny Sądowej zostały przekazane do zakładu pogrzebowego, gdzie są nadal przechowywane.

Postrzelony w głowę?

Jak poinformował prokurator Zbigniew Kulikowski Zakład Medycyny Sądowej wydał opinię, z której wynika, że należą one do trzech różnych osób płci męskiej. Jeden z mężczyzn w chwili śmierci miał mniej niż 20 lat, drugi zaś - od 30 do 40 lat. Stan szczątków trzeciego mężczyzny nie pozwolił na określenie jego wieku.

- Wszystkie szczątki przebywały w ziemi nie krócej niż kilkadziesiąt lat. Biegły ustalił, że w czaszce młodszego z mężczyzn znajduje się "otwór z odchodzącą od niego szczeliną pęknięcia". W związku ze znacznym ubytkiem kości tej czaszki i zachowaniem jedynie brzegu ubytku, biegły nie mógł jednoznacznie ustalić mechanizmu powstania tego uszkodzenia kości. Jego zdaniem może to być ślad po postrzale z broni palnej - powiedział Kulikowski.

Do tej pory Blisko dwieście szkieletów wydobyto podczas kolejnego etapu prac ekshumacyjnych w białostockim areszcie śledczym. To nie koniec. Kolejne ekshumacje zaplanowano na jesień.

- Na szczątkach widoczne były ślady postrzałów w okolicach klatki piersiowej typowe dla egzekucji z broni maszynowej, zaś w czaszkach otwory po pociskach z broni małokalibrowej 6-9 mm, a także same pociski. W przypadku szczątków 15 mężczyzn stwierdziliśmy ślady postrzałów w potylicę. Ogółem czaszek ze śladami postrzałów było 21. Duża liczba szkieletów dziecięcych od wieku noworodkowego do 7 lat nosiła charakterystyczne ślady niedożywienia - mówi Katarzyna Kuźniarska, antropolożka z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. - Część dzieci była zabijana razem z matkami. Kilka kobiet było w ciąży. Zmiany zwyrodnieniowe widoczne na wielu szczątkach dowodzą, że mogły to być osoby, które za życia wykonywały ciężkie prace fizyczne.

- Miejsce to nazywam białostockim polem śmierci - mówi Zbigniew Kulikowski, prokurator z IPN-u w Białymstoku.

Kto stoi za wejściem prokuratorów na cmentarz na warszawskim Służewie?

Wyjaśnień od Prokuratora Generalnego ws. działań
policji i prokuratury na cmentarzu, na warszawskim Służewie w czasie
prac ekshumacyjnych  Żołnierzy Niezłomnych – domaga się radny Warszawy
Maciej Wąsik. 

Do skandalicznej sytuacji doszło 10 lipca. Wówczas na cmentarzu na
warszawskim Służewiu prowadzono oficjalne, zaplanowane prace
ekshumacyjne zgłoszone zgodnie z tymi samymi od trzech lat standardami.
Na miejsce wkroczyła policja i prokuratura, która nagle nakazała
wstrzymanie prac. Co zaskakujące, było to wynikiem doniesienia o
możliwości popełnienia przestępstwa, jakie wyszło z IPN.

Jak tłumaczy Maciej Wąsik, radny PiS w Warszawie, sprawa jest
niezwykle niepokojąca i zagadkowa. Domagamy się od Prokuratora
Generalnego wyczerpującej informacji na temat działań prokuratury – podkreślił.

Działania prokuratury, czyli wejście z
policją i zabezpieczenie wydobytego przez archeologów materiału kostnego
spowodowały, że te prace zostały zablokowane. Jest to niezwykle dziwne,
bo przecież prace odbywały się na Łączce, na terenie cmentarza Powązek
Wojskowych i nie było żadnego problemu. Prace na cmentarzu, na Służewie
rozpoczęto ze wszystkimi zgodami. W pewnym momencie pojawił się problem.
Sprawa jest co najmniej dziwna, a dla mnie niezwykle niepokojąca i
groteskowa. Myślę, że prokurator Seremet powinien wyjaśnić tę sprawę,
zarówno rodzinom ofiar, które z niecierpliwością czekają na ekshumacje,
ponowny pochówek, a także  archeologom, pracownikom naukowym IPN i
zaniepokojonej opinii publicznej
– powiedział Maciej Wąsik.

Kroki podjęte przez prokuraturę mają również wymiar
symboliczny. Jak dodał Maciej Wąsik  – „Żołnierze Wyklęci, którzy
zostali pomordowani i zasypani w bezimiennych grobach, nie doczekali się
przywrócenia imion i nazwisk ani godnego pochówku. Po raz wtóry zostali
aresztowani i nie możemy tego lekceważyć”. 


Odszukanie narodowych bohaterów zagrożone?

Oświadczenie Związku Żołnierzy NSZ w sprawie wstrzymania ekshumacji przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie

Zarząd Główny Związku Żołnierzy Narodowych
Sił Zbrojnych wyraża głębokie zaniepokojenie sytuacją, jaka miała
miejsce na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej na warszawskim Służewie.
Uważamy za nieuzasadnione i niedopuszczalne wstrzymywanie prac
poszukiwawczych szczątków Bohaterów Narodowych, którzy ponieśli
męczeńską śmierć w walce z okupantem sowieckim.

Rodziny ofiar, ostatni towarzysze broni i wszyscy, dla których
niepodległość Polski jest wartością, czekają na godne upamiętnianie
naszych Bohaterów. Obawiamy się, że nieuzasadnione wstrzymywanie prac i
trudności administracyjne uniemożliwią odnalezienie wszystkich
Bohaterów, których można byłoby odnaleźć i zidentyfikować, gdyby nie
mnożono przeszkód biurokratycznych.

Jesteśmy zaniepokojeni niektórymi działaniami osób z aktualnego
kierownictwa IPN, które od pewnego czasu zgadzają się firmować logiem
Instytutu różne antypolskie w wymowie imprezy, np. występ Jana Tomasza
Grossa na konferencji IPN w Warszawie w kwietniu 2013 roku.

Nasuwa się kilka zasadniczych pytań:

1. Dlaczego aktualne kierownictwo IPN (w osobach Prezesa IPN Łukasza
Kamińskiego, Zastępcy Prezesa Agnieszki Rudzińskiej, dyr. Krzysztofa
Persaka i dyr. Dariusza Gabrela) oraz niektórzy członkowie Rady IPN
(Andrzej Friszke i Antoni Dudek) angażują się w działania, które szkodzą
wizerunkowi Polski, ośmieszają ideę godnego upamiętnienia ofiar zbrodni
komunistycznych, a co za tym idzie, podważają cały dotychczasowy
dorobek Instytutu i sens jego istnienia?

2. Dlaczego kierownictwo IPN nie uznaje Żołnierzy Wyklętych za ofiary
zbrodni komunistycznych, tylko za ofiary pospolitego przestępstwa? Czy
tak należy interpretować fakt przekazania do prokuratury powszechnej
sprawy ekshumacji ofiar komunizmu na Służewie przez prokuratora IPN
Dariusza Gabrela?

3. Dlaczego do tej pory nie rozwiązano biurokratycznych przeszkód i nie wznowiono zatrzymanych prac ekshumacyjnych na „Łączce”?

4. Kiedy powstanie obiecywany panteon Żołnierzy Wyklętych na
warszawskich Powązkach? Na przygotowanie pochówku sowieckiego
namiestnika W. Jaruzelskiego na Powązkach wystarczyły 2 dni. Ile będą
musiały czekać rodziny ofiar komunistów?

Karol Wołek, wiceprezes Zarządu Głównego Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych

Źródło: nsz.com.pl


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

162. Strażnicy pamięci Piotr

Strażnicy pamięci

Piotr Czartoryski-Sziler

Poświęcenie, oddanie sprawie i pełen profesjonalizm – przez blisko dwa tygodnie ekipa kierowana przez profesora Krzysztofa Szwagrzyka, pełnomocnika prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, prowadziła prace archeologiczno-sondażowe na warszawskim Służewie.

Pani Magda twierdzi, że sprowadziła ją tu potrzeba serca. Ma dwadzieścia kilka lat i studiuje w Warszawie. Mimo iż nie zawsze jej praca jako wolontariuszki przy ekshumacjach na cmentarzu przy ulicy Wałbrzyskiej spotykała się ze zrozumieniem u kolegów i koleżanek, nie zrażało jej to. Była pewna, że jej obecność w tym miejscu naznaczonym cierpieniem żołnierzy niezłomnych ma głęboki sens.

– Ci ludzie, którzy zostali tutaj pogrzebani w pośpiechu, to męczennicy za sprawę narodową. Budzą mój wielki szacunek – podkreśla pani Magda, która wcześniej pracowała już przy ekshumacjach na Łączce. – Chciałam zrobić coś dobrego i ważnego, dlatego tu przyszłam. Interesuję się historią Żołnierzy Wyklętych, praca tutaj to kontynuacja tych zainteresowań – dodaje pani Barbara, która uczestniczyła w ekshumacjach po raz pierwszy w życiu.

Podobnych młodych osób przewinęło się przez Wałbrzyską kilkadziesiąt. Niekiedy jednego dnia było ich tak wielu, że musieli czekać w kolejce, by wyrzucić wiadro z ziemią z wykopu sondażowego, pomóc przy oczyszczaniu szczątków czy pilnować, by za taśmę odgradzającą wykop od miejsc ogólnodostępnych, nie dostał się nikt nieupoważniony. Było to potrzebne, gdyż archeolodzy pracowali w skrajnie trudnych warunkach, wykopy z powodu ciasnoty maksymalnie miały szerokość 1,3 metra i mimo iż były szalowane, groziło niebezpieczeństwo osunięcia się ziemi na pracujących w nich specjalistów.

W wolontariacie pomagały osoby praktycznie w każdym wieku. Wśród nich starszy pan, który mimo siwych włosów z wielkim zapałem opróżniał podawane mu z jamy grobowej wiadra pełne ziemi. – To mój obowiązek – mówił.

Ściśnięci między grobami

Wszędzie masywne, współczesne pomniki, między którymi z trudnością można postawić stopę. Przed grobami liczne wylewki betonowe, uniemożliwiające prace, i wąskie alejki. To naprawdę niezwykły wyczyn założyć tu między nagrobkami wykop sondażowy, a tego przecież dokonała ekipa profesora Szwagrzyka i to nie jeden, lecz wiele razy.

Mało tego, udało im się wyznaczyć obszar pola więziennego, na którym w latach 40. XX wieku komuniści chowali swoje ofiary z więzienia mokotowskiego i wielu innych miejsc Warszawy. – Udało się określić w dużej części jego obszar, odnaleźliśmy szczątki 23 ludzi, które znajdowały się pod chodnikiem i pod bocznymi alejkami – informuje prof. Szwagrzyk.

Pracowali w wykopach, w nieprzepuszczających powietrza kombinezonach. Praktycznie co dnia natrafiali na nowe szczątki ludzkie. – Kiedy rozpoczynamy kopać kolejny sondaż, w pewnym momencie pojawia się lub nie zarys jamy grobowej. Taka jama ma inne wypełnisko niż ziemia dookoła, odróżnia się kolorem i konsystencją – mówi archeolog Jakub Wichary. Powoli, z zachowaniem wszelkich prawideł naukowych archeolodzy odsłaniali warstwę po warstwie zalegającą daną jamę grobową, dokumentując cały czas każdy etap swoich prac. Za pomocą specjalistycznych narzędzi wydobywali każdą dostępną kość ofiary. – Komunistom nie wystarczyło zabicie naszych żołnierzy, chcieli ich absolutnie upokorzyć, niszcząc ich szczątki. To pokazuje tragedię i jednocześnie grozę tego systemu. Widok rzuconych w bezładzie ciał jest dla mnie szokujący – mówi wolontariuszka Magda.

Ksiądz prałat Józef Maj, proboszcz parafii św. Katarzyny na warszawskim Służewie w latach 1985-2013, jest przekonany, że na tutejszym cmentarzu może leżeć do dwóch tysięcy więźniów. – Stojąc nad odkrytym grobem, zobaczyłem zmasakrowaną czaszkę człowieka, którego szkielet był odsłaniany. Rozbity nos, wybite zęby, zgruchotana żuchwa. Ta czaszka powinna być symbolem tortur, przez jakie ci ludzie przechodzili – stwierdza ksiądz prałat.

Pochowani bez szacunku

W jamach grobowych znaleziono w sumie szczątki 23 osób, głównie młodych mężczyzn, z czego podjęto jedynie cztery kompletne szkielety, które udało się rozłożyć na stole oględzinowym w porządku anatomicznym i zbadać. Pozostałe były badane w ziemi.

– Nie udało się otworzyć całkiem jam grobowych, szczątki wchodziły gdzieś w profile wykopów pod groby, co powodowało, że nie mogliśmy ich wydobyć. Stąd prowadziliśmy oględziny in situ [w miejscu] – zaznacza dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Medyk zauważa, że na szczątkach nie stwierdzono zmian urazowych, które mogły prowadzić do zgonu, jak typowe postrzały głowy, które spotykaliśmy na Łączce. Nie wyklucza, że odkryte osoby zostały powieszone. Dziś po tylu latach potwierdzenie tego faktu jedynie na podstawie zachowanych szczątków jest jednak trudne.

Dwa z badanych na stole szkieletów miały złamania kości udowych, dwa inne wygojone urazy złamania kości nosa z przemieszczeniem, doznane na pewien czas przed śmiercią. To może wskazywać, że ofiary były torturowane. Najmłodszy szkielet należał do mężczyzny w wieku 17-20 lat, pozostałe do osób po 20., 30. i 40. roku życia. Część z nich znajdowała się w pojedynczych grobach, niekiedy pochowani byli w trumnach, z których pozostał jedynie zarys lub kawałeczki drewna, inni leżeli w grobach masowych.

Co ciekawe, w większości grzebano nagie zwłoki, archeolodzy nie znaleźli praktycznie żadnych śladów materialnych po ubraniu, poza kilkoma guzikami i fragmentami butów, szelek czy innych przedmiotów.

– Półtora roku przed śmiercią przyszedł do mnie z płaczem pewien ubek. Był majstrem budowlanym, zatrudnionym przez UB „do robót ścisłych”, czyli tajnych i specjalnego znaczenia. Był dwa razy na cmentarzu, gdy wrzucano ciała do dołów. Widział, że były nagie i miały przywiązane na sznurku do dużego palca u nogi kartki z wypisanym numerem. Brak elementów ubrań przy ekshumowanych obecnie potwierdza pośrednio tę tezę – zwraca uwagę ksiądz prałat Józef Maj.

Nagość chowanych ciał to nie jedyna charakterystyczna cecha tych pochówków. Już pobieżny rzut oka na odkryte szkielety w dołach dawał jasny obraz, w jaki sposób po śmierci ci zabici żołnierze niezłomni zostali potraktowani. Wrzucano ich do dołów śmierci jak padłe zwierzęta. W jednej z pierwszych jam grobowych znaleziono szczątki sześciu ofiar, z których podjąć udało się tylko jedną osobę, bo jej szkielet był kompletny. Pięciu innych, leżących tuż obok, nie wydobyto, bo archeolodzy nie mogli dotrzeć do ich czaszek, które leżą pod współczesnymi nagrobkami. Wszyscy byli rzuceni w nieładzie, jeden na drugim. Ktoś upadł do dołu na twarz i w takiej pozycji został już w ziemi jako bolesny wyrzut dla przyszłych pokoleń. Zwłoki innego zasypano w pozycji jakby półsiedzącej, innego z twarzą zwróconą do góry, w kierunku oprawców i grabarzy, którzy starali się zatrzeć za sobą wszelkie ślady.

– Nie mamy wątpliwości, że to więźniowie. Świadczy o tym pochówek, który został tutaj przez nas odkryty. Ci ludzie są w dużym dole, ich szczątki zostały wrzucone, są nieułożone, splecione ze sobą – stwierdza prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Wspólna sprawa

Codziennie na Wałbrzyskiej spotykałem wielu ludzi, którzy zapewniali o swoim wsparciu dla poszukiwań ofiar komunizmu, dzielili się wspomnieniami z lat młodości lub dzieciństwa, kiedy widzieli, jak na cmentarz zwożono na furmankach ciała zamordowanych i potajemnie ich grzebano. Dla utrudzonej pracą w upale ekipy mieli często niespodziankę: domowe wypieki i inne smakołyki, napoje.

Z wielką radością przez archeologów, medyków sądowych i wolontariuszy witany był zawsze dr Witold Mieszkowski, syn odnalezionego na Łączce dowódcy floty komandora Stanisława Mieszkowskiego, który podobnie jak na Powązkach przynosił im już legendarne domowe paszteciki, które wszyscy z wielkim smakiem pałaszowali.

– Te wykopaliska to bardzo ważna publiczna sprawa. 28 lutego w Belwederze powiedziałem, że nie robię już tego dla siebie i dla mojego ojca, bo jego akurat odnaleziono. Robię to dla moich i nie tylko moich wnuków, żeby wiedzieli, gdzie są ich korzenie – mówi dr Mieszkowski.

Do profesora Szwagrzyka zgłosiły się już trzy rodziny, które są właścicielami współczesnych nagrobków umiejscowionych na polu więziennym na Służewie. Zadeklarowały, że w przypadku drugiego etapu prac na Wałbrzyskiej wyrażą pełną zgodę na prace poszukiwawczo-ekshumacyjne pod grobami ich bliskich. – To dla nas bardzo ważne, mam na uwadze przede wszystkim piękną postawę tych ludzi, którzy nie myślą wyłącznie w kategorii własnego, rodzinnego czy osobistego interesu, tylko mają świadomość, że jest to sprawa znacznie szersza i dotycząca nas wszystkich – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Na razie nie wiadomo, kiedy może dojść do drugiego etapu prac badawczych na tutejszym cmentarzu. Pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego jest jednak zadowolony z dotychczasowych badań przeprowadzonych na Służewie, drugim obok Łączki największym w Warszawie polu grzebalnym ofiar terroru komunistycznego. – Wydaje mi się, że w tych nieprawdopodobnie trudnych warunkach wykonaliśmy zadanie, które przyjęliśmy, przyjeżdżając tutaj. Będziemy kontynuować tu pracę, choć nie wiadomo jeszcze, kiedy to nastąpi – zastrzega prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Wielkim zaskoczeniem dla ekipy pracującej na Służewie było wkroczenie w ubiegły czwartek na cmentarz policji i prokuratury. Na wniosek prokuratora Dariusza Gabrela, dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, sprawa odnalezienia szczątków ludzkich na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej została przekazana do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Pełne szkielety wydobytych z dołów śmierci osób prokuratura rejonowa zabezpieczyła w Zakładzie Medycyny Sądowej. – Nikt nie ma zamiaru zaprzestać tych prac, ani nie ma zamiaru w nich przeszkadzać. Niepoważne wydaje się stwierdzenie, że kierownictwo Instytutu, które zainicjowało te poszukiwania, w tej chwili stara się je zablokować – oświadczyła niedawno Agnieszka Rudzińska, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej.

avatar użytkownika Maryla

163. Spotkanie Szefa KPRP z

Spotkanie Szefa KPRP z sekretarzem ROPWiM i wiceprezes IPN



Szef KPRP Jacek Michałowski spotkał się w Pałacu Prezydenckim z prof.
Andrzejem Krzysztofem Kunertem, Sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa oraz Agnieszką Rudzińską, wiceprezes Instytutu Pamięci
Narodowej w związku z realizacją kolejnych etapów prac nad ekshumacją
szczątków ofiar reżimu komunistycznego w Kwaterze "Ł" (tzw. „Łączka”) na
Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie i w innych miejscach
pochówku ofiar reżimu komunistycznego z lat 1944-1956.

W spotkaniu uczestniczyli również Stanisław Huskowski, Wiceminister
Administracji i Cyfryzacji, Jacek Kozłowski, Wojewoda Mazowiecki, 
Dariusz Gabrel, Dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu IPN, Krzysztof H. Łaszkiewicz,Sekretarz Stanu w KPRP, Maciej Klimczak, Podsekretarz Stanu w KPRP oraz prof. Tomasz Nałęcz, Doradca Prezydenta RP.

Prezes Rudzińska i prof. Kunert poinformowali o zaawansowaniu
dotychczasowych działań oraz o zagrożeniach utrudniających ich
realizację. Ich przezwyciężenie jest niezbędnym warunkiem dalszej
realizacji tych projektów.

W celu przyspieszenia wzniesienia Panteonu na Powązkach wojewoda
Jacek Kozłowski zadeklarował podjęcie szybkich działań zmierzających do
nadania statusu Cmentarza Wojennego części kwatery "Ł" już dziś
przygotowanej do realizacji tego zadania.

Uczestnicy spotkania byli zgodni, że najskuteczniejszym sposobem
przezwyciężenia wszystkich dotychczasowych trudności byłaby nowelizacja
Ustawy z dnia 28 marca 1933 roku o grobach i cmentarzach wojennych i
Ustawy z dnia 31 stycznia 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych.
Przedyskutowano możliwe scenariusze prowadzące do tego celu.



Spotkanie w Kancelarii Prezydenta RP w sprawie kontynuacji prac na powązkowskiej „Łączce”

  • Miniaturka

    Szef KPRP Jacek Michałowski
    spotkał się w Pałacu Prezydenckim z prof. Andrzejem Krzysztofem
    Kunertem, Sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz
    Agnieszką Rudzińską, Wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej w związku z
    realizacją kolejnych etapów prac nad ekshumacją szczątków ofiar reżimu
    komunistycznego w kwaterze „Ł" (tzw. „Łączka") na Cmentarzu Wojskowym na
    Powązkach w Warszawie i w innych miejscach pochówku ofiar reżimu
    komunistycznego z lat 1944–1956.

    W
    spotkaniu uczestniczyli również Stanisław Huskowski – Wiceminister
    Administracji i Cyfryzacji, Jacek Kozłowski – Wojewoda Mazowiecki, 
    Dariusz Gabrel – Dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
    Narodowi Polskiemu IPN, Krzysztof H. Łaszkiewicz – Sekretarz Stanu w
    KPRP, Maciej Klimczak – Podsekretarz Stanu w KPRP oraz prof. Tomasz
    Nałęcz – Doradca Prezydenta RP.

    Prezes
    Rudzińska i prof. Kunert poinformowali o zaawansowaniu dotychczasowych
    działań oraz o zagrożeniach utrudniających ich realizację. Ich
    przezwyciężenie jest niezbędnym warunkiem dalszej realizacji tych
    projektów.

    W celu przyspieszenia
    wzniesienia Panteonu na Powązkach wojewoda Jacek Kozłowski zadeklarował
    podjęcie szybkich działań zmierzających do nadania statusu Cmentarza
    Wojennego części kwatery „Ł", już dziś przygotowanej do realizacji tego
    zadania.

    Uczestnicy spotkania byli
    zgodni, że najskuteczniejszym sposobem przezwyciężenia wszystkich
    dotychczasowych trudności byłaby nowelizacja Ustawy z dnia 28 marca 1933
    roku o grobach i cmentarzach wojennych oraz Ustawy z dnia 31 stycznia
    1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Przedyskutowano możliwe
    scenariusze prowadzące do tego celu. 

    Informacja ze strony prezydent.pl:

    http://www.prezydent.pl/kancelaria/aktywnosc-ministrow/art,1028,spotkanie-szefa-kprp-z-sekretarzem-ropwim-i-wiceprezes-ipn.html

  • Poszukiwania ofiar komunizmu są priorytetem dla IPN

  • Poszukiwania
    ofiar reżimu komunistycznego mają dla IPN priorytetowe znaczenie. Nikt nie ma zamiaru zaprzestać tych prac, ani nie
    ma zamiaru w nich przeszkadzać.
    Niepoważnym wydaje się stwierdzenie, że kierownictwo Instytutu, które
    zainicjowało te poszukiwania, w tej chwili stara się je zablokować

    powiedziała w rozmowie z PAP i IAR wiceprezes IPN Agnieszka
    Rudzińska.

    Więcej na ten
    temat w depeszy Polskiej Agencji Prasowej:
    http://dzieje.pl/aktualnosci/ipn-poszukiwania-ofiar-komunizmu-dla-nas-priorytet

  • Blokują upamiętnienie bohaterów


     Jak wskazują, polityka obecnego rządu zmierza do
    zablokowania prac i godnego upamiętnienia Niezłomnych Bohaterów.
    Domagają się także natychmiastowej reakcji szefa rządu.

    – Wzywamy pana premiera Donalda Tuska, żeby odblokował te
    haniebne decyzje. Wszystkie instrumenty są w rękach premiera i niech pan
    Donald Tusk nie ukrywa się, tylko odblokuje prace zespołu prof.
    Szwagrzyka. Ten zespół jest ciałem państwowym, profesjonalnym i
    pracującym zgodnie z przepisami prawa. Dalsze odkładanie tej kwestii
    rzuca ogromny cień na obecną rzeczywistość w Polsce –
    mówił poseł Arkadiusz Czartoryski.

    Na warszawskim Służewie IPN prowadził prace ekshumacyjne. Jednak
    policja na zlecenia Prokuratury Generalnej wstrzymała je i zarekwirowała
    trumienki ze szczątkami Niezłomnych Bohaterów.

    Działania te zmierzają nie tylko do zablokowania poszukiwań i
    identyfikacji, ale też godnego upamiętnienia ofiary Żołnierzy Wyklętych –
    podkreśla poseł Laszek Dobrzyński.

    W tej chwili prace identyfikacyjne zostały wstrzymane.
    Dlaczego? Brakuje na to pieniędzy. Dowiadujemy się, że uchwalona
    poprawka budżetowa, która skierowała 2 mln zł właśnie na te badania nie
    została wdrożona w życie tzn., że te pieniądze zostały zablokowane.
    Dowiadujemy się również, że tak naprawdę nie ma już szans, żeby w tym
    roku powstał Panteon –
    wskazał poseł PiS Leszek Dobrzyński.

  • -----------------------------------------------------------------------
    Spotkanie Rady projektu poszukiwań i identyfikacji ofiar totalitaryzmów

    W dniu 21 lipca 2014 r. w Instytucie Pamięci Narodowej odbyło się drugie spotkanie Rady projektu poszukiwań i identyfikacji ofiar totalitaryzmów. W spotkaniu udział wzięli Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Łukasz Kamiński, Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert, Rektor Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie prof. dr hab. Andrzej Ciechanowicz oraz reprezentujący Ministra Sprawiedliwości Marka Biernackiego Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Jerzy Kozdroń. Obecni byli również zastępca Prezesa IPN Agnieszka Rudzińska, dyrektor Biura Prezesa IPN dr Krzysztof Persak, zastępca dyrektora Biura Ministra Sprawiedliwości Jakub Jamka oraz główny specjalista w Departamencie Prawa Karnego Ministerstwa Sprawiedliwości Michał Antoniak.

    Minister Jerzy Kozdroń nawiązał do opinii z dnia 6 czerwca 2014 r., przedstawionej przez Ministerstwo Sprawiedliwości, odnoszącej się do prawnych uwarunkowań prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych prowadzonych w kwaterach „Ł" i „ŁII" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie, która została przygotowana na wniosek Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

    Wiceprezes IPN Agnieszka Rudzińska poinformowała o przeprowadzonych w dniach 30 czerwca – 11 lipca 2014 r. pracach archeologiczno-poszukiwawczych na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie. Przedstawiła również okoliczności zabezpieczenia, po zakończeniu prac, odnalezionych szczątków ludzkich przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Mokotów. Prezes Rudzińska przypomniała, że analogiczna procedura została zastosowana podczas kierowanych przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka prac na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku w lipcu 2013 r.

    Minister Andrzej K. Kunert poinformował o niedawnym spotkaniu zorganizowanym przez Szefa Kancelarii Prezydenta RP min. Jacka Michałowskiego, dotyczącym prac nad zmianami ustawy z 28 marca 1933 r. o grobach i cmentarzach wojennych oraz ustawy z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Ich celem jest stworzenie prawnej możliwości przeniesienia współczesnych grobów, aby ułatwić trzeci etap poszukiwań szczątków ofiar terroru komunistycznego oraz umożliwić wzniesienie na terenie powązkowskiej „Łączki" Panteonu Narodowego. Kolejność dalszych działań powinna być następująca: dokończenie prac poszukiwawczych i podjęcie wszystkich szczątków, a następnie, po ustaleniu liczby odnalezionych ofiar oraz określeniu obszaru dawnego pola pochówków więziennych, rozpisanie konkursu na projekt Panteonu Narodowego i jego wzniesienie.

    Rektor Andrzej Ciechanowicz poinformował o stanie prowadzonych w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów (PBGOT) badań identyfikacyjnych ofiar ekshumowanych z Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Dotychczas przebadano szczątki 168 osób, dla których uzyskano 99 pełnych profili genetycznych oraz 29 profili wymagających uzupełnienia. Degradacja DNA wyizolowanego ze szczątków pozostałych 40 osób uniemożliwiła uzyskanie profili genetycznych. Spowodowało to konieczność powtórnej izolacji DNA z próbek przechowywanych w PBGOT. Równolegle rozpoczęto izolację DNA z dotąd jeszcze niebadanych szczątków 30 osób, które ekshumowano w Kwaterze „Ł" na Powązkach. Profesor Ciechanowicz wskazał na pilną konieczność rozwiązania kluczowego problemu, praktycznie uniemożliwiającego identyfikację genetyczną ofiar, jakim jest brak genetycznego materiału porównawczego pochodzącego od ich krewnych. Dotyczy to ponad 100 osób, o których wiadomo, że zostały stracone w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

    W przypadku 48 osób PGBOT posiada materiał porównawczy pochodzący od dalekich krewnych, lecz jego porównanie z profilami genetycznymi odnalezionych ofiar wymaga zakupienia specjalistycznych narzędzi informatycznych. W tym celu niezbędne jest uruchomienie rezerwy celowej budżetu państwa, przeznaczonej na finansowanie prac PBGOT, co jest obecnie niemożliwe ze względów formalnych. W związku z tym Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, z upoważnienia członków Rady projektu, zwrócił się do Prezesa Rady Ministrów o wskazanie ministra będącego dysponentem tej rezerwy.

    http://ipn.gov.pl/wydzial-prasowy/komunikaty/spotkanie-rady-projektu-pos...

    Trwają poszukiwania ofiar komunizmu

    Cały czas są prowadzone poszukiwania i
    identyfikacja ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956 – zapewnia
    prezes IPN dr Łukasz Kamiński. Instytut informuje, że do tej pory
    badaniami DNA objęto 168 ofiar, których szczątki wydobyto na tzw. Łączce
    w Warszawie.

    – Projekt poszukiwań ofiar terroru komunistycznego [...] nigdy nie
    został przerwany. Cały czas jest realizowany, nieustannie toczą się
    prace poszukiwawcze lub przygotowania do kolejnych poszukiwań –
    powiedział w Warszawie dr Kamiński.

    Kontrowersje dotyczące tych poszukiwań wywołały prace, które na
    początku lipca br. Instytut prowadził na stołecznym cmentarzu przy ul.
    Wałbrzyskiej. W ocenie posłów PiS, prace te zostały wstrzymane, ponieważ
    wydobyte szczątki, na wniosek pionu śledczego IPN, przejęła Prokuratura
    Rejonowa Warszawa-Mokotów. W czwartek w Sejmie posłowie PiS twierdzili,
    że zawiadomienie przez prokuraturę IPN prokuratury powszechnej było
    bezpodstawne. – Prokuratura IPN dokonała absolutnego sabotażu,
    posługując się przepisem, który w tym zakresie nie ma zastosowania –
    mówił poseł PiS Zbigniew Girzyński.

    – Prace na Służewie nie zostały, wbrew nieustannie powtarzanym
    informacjom, przerwane. Całe zamierzone prace zostały wykonane –
    podkreślił Kamiński. IPN informował też wcześniej, że działania pionu
    śledczego IPN w tej sprawie były wymagane prawem, tj. art. 304 kodeksu
    postępowania karnego.

    Prezes IPN przypomniał, że na początku tygodnia w Instytucie odbyło
    się spotkanie dotyczące dalszych poszukiwań i identyfikacji ofiar
    totalitaryzmów, w którym wzięli udział m.in. przedstawiciele Rady
    Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Ministerstwa Sprawiedliwości oraz
    Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

    Wśród tematów spotkania była dalsza identyfikacja szczątków prawie
    200 osób, które w latach 2012-2013 wydobyto na tzw. Łączce cmentarza
    Wojskowego na Powązkach. Do tej pory przebadano szczątki 168 osób, dla
    których uzyskano 99 pełnych profili genetycznych oraz 29 profili
    wymagających uzupełnienia. Degradacja DNA wyizolowanego ze szczątków
    pozostałych 40 osób uniemożliwiła uzyskanie profili genetycznych, co
    spowodowało konieczność powtórnej izolacji DNA. Ponadto rozpoczęto
    izolację DNA z dotąd jeszcze niebadanych szczątków 30 osób, które
    ekshumowano na Powązkach.

    W ocenie rektora Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie
    prof. Andrzeja Ciechanowicza, problemem, który wymaga pilnego
    rozwiązania, jest brak genetycznego materiału porównawczego pochodzącego
    od krewnych ofiar, co – jak ocenił – „praktycznie uniemożliwia” ich
    dalszą identyfikację. Dotyczy to ponad 100 osób, o których wiadomo, że
    zostały stracone w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

    W przypadku 48 osób istnieje materiał porównawczy pochodzący od
    dalekich krewnych, lecz jego porównanie z profilami genetycznymi
    odnalezionych ofiar – jak zaznacza IPN – wymaga zakupienia
    specjalistycznych narzędzi informatycznych. W tym celu konieczne jest
    uruchomienie przeznaczonej na badania identyfikacyjne rezerwy celowej
    budżetu państwa (wynosi ona 1 mln zł), co obecnie jest niemożliwe ze
    względów formalnych. W związku z tym prezes IPN zwrócił się do prezesa
    Rady Ministrów o wskazanie ministra będącego dysponentem tej rezerwy. –
    Liczymy, że w najbliższych dniach pan premier podejmie decyzję w tej
    sprawie i te środki będą mogły być uruchomione – powiedział dr Kamiński.
    Zapowiedział też, że wszystkie szczegóły dotyczące dalszych poszukiwań i
    identyfikacji ofiar komunizmu zostaną przedstawione w poniedziałek.

    ---------------------------------------------------------------

    „Łączkę” zablokował wojewoda Kozłowski, a nie IPN.

    http://wpolityce.pl/polityka/206756-laczke-zablokowal-wojewoda-kozlowski...

    Dziwna ekshumacyjna „czarna seria” IPN (zablokowanie prac na
    powązkowskiej Łączce i kuriozalne przerwanie przez policję
    analogicznych działań na cmentarzu przy ulicy Wałbrzyskiej) powoli staje
    się mniej tajemnicza.

    Jeśli chodzi o pierwszą sprawę, odpowiedzialność ponoszą czynniki
    rządowe i okołorządowe. A konkretnie wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski
    oraz prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz -– Waltz, którzy jeszcze wiosną w pismach skierowanych do IPN
    stanęli na stanowisku, że przeniesienie bez zgody rodzin szczątków z
    grobów, powstałych w latach 80 nad „dołami śmierci” z lat stalinowskich,
    jest prawnie niemożliwe.
    A bez tego dotarcie badaczy do ciał rozstrzelanych „żołnierzy wyklętych” jest fizycznie niemożliwe.

    Kozłowski uznał, że „fakt istnienia na tym obszarze późniejszych
    pochówków stanowi przesłankę uniemożliwiającą uznanie znajdujących
    się tam miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego za groby wojenne”
    (skan pisma prezesa IPN do
    ministra sprawiedliwości, w którym cytuje on fragmenty pisma wojewody
    opublikował na facebooku Wojciech Wybranowski z tygodnika „Do Rzeczy”). Kozłowski
    uniemożliwił w ten sposób uznanie całego terenu Łączki za obszar
    zbrodni komunistycznej –- gdyby tak się stało, w opinii prawników
    Instytutu uzyskiwanie zgód rodzin zmarłych, pochowanych nad „dołami
    śmierci” w latach 80 przestałoby być konieczne.

    Czym kierowali się Kozłowski i Gronkiewicz? Groby z lat 80, które
    trzeba by bez zgody rodzin przenosić to mogiły wojskowe. Narzuca się
    więc myśl, że wojewodzie i p. prezydent chodziło o uniknięcie głośnego
    konfliktu z wpływowymi środowiskami b.LWP, i -– szerzej -– w ogóle z formacją postpezetpeerowską, która najprawdopodobniej po wyborach stanie się koalicjantem Platformy.

    Instytut zwrócił się o pomoc do ministra sprawiedliwości Marka
    Biernackiego. Ten zaproponował kilka rozwiązań, ale z konieczności
    żmudnych i długotrwałych. Czas mijał, na Łączce nie działo
    się nic, stawało się coraz bardziej oczywiste że żadnego otwarcia
    mauzoleum pomordowanych w tym roku, wbrew publicznie składanym
    deklaracjom, nie będzie. Narastała atmosfera skandalu.

    A IPN milczał, zapewne nie chcąc antagonizować rządzących ujawnieniem roli, odegranej przez Kozłowskiego i Gronkiewicz. Odprężenie w
    relacjach z Platformą, od której zależy przecież coroczne uchwalanie
    budżetu Instytutu, jest ważne dla jego kierownictwa. Ale milczenie i
    udawanie, że nic się nie dzieje, to w sytuacji kryzysu PR-owskiego zawsze dokładnie najgorsza taktyka.

    Ta zasada sprawdziła się widowiskowo, gdyż prezesa Kamińskiego -–
    który nie popisał się w tej sprawie w sensie zarządzania
    kryzysowego, ale przecież zabiegał intensywnie o umożliwienie
    kontynuacji prac na Łączce i godne pochowanie jej ofiar –- niektórzy
    zaczęli podejrzewać o przejście na „ciemną stronę mocy”.

    W tej atmosferze nastąpiła wpadka na Wałbrzyskiej (po odnalezieniu
    przez zespół prof.Szwagrzyka pierwszych szczątków pion prokuratorski IPN z
    niejasnych powodów orzekł, że nie może uznać ich automatycznie za
    ofiary komunistycznego terroru; zawiadomił prokuraturę powszechną, a ta
    wysłała na miejsce prac policję, która przejęła znaleziska). Ta dziwaczna sytuacja jeszcze bardziej pogorszyła PR Instytutu. Tym bardziej, że przez pierwsze dni po tym zdarzeniu Instytut i w tej sprawie milczał.

    Bardzo istotnym czynnikiem, mającym zasadniczy udział w
    doprowadzeniu do skandalu na Wałbrzyskiej jest całkowita ustawowa
    niezależność pionu prokuratorskiego IPN. Prezes
    Instytutu nie może nic będącym formalnie jego pracownikami prokuratorom
    polecić. Nie może też usuwać ich z pracy. Nie ma więc jakichkolwiek
    instrumentów, za pomocą których mógłby wpłynąć na decyzje i
    działania tego pionu.

    I jest coś jeszcze. Na cały ten opisywany zespół spraw ekshumacyjnych
    mają też wpływ osobiste stosunki między prezesem Kamińskim a profesorem
    Szwagrzykiem. Relacje te źródła wewnątrz IPN
    określają jako niedobre. Według nich ma to być relacja toksyczna, a ta
    toksyczność miała narodzić się jeszcze w latach, kiedy obaj aktorzy
    dzisiejszych wydarzeń pracowali w oddziale Instytutu we Wrocławiu.

    A na wszystko to nałożyła się typowo polska
    bezwładność organizacyjna i chaos. Ludziom z reguły trudno w to
    uwierzyć, ale po ponad 20 latach pracy dziennikarza politycznego mogę
    zapewnić: to w naszym kraju bardzo często są
    samodzielne czynniki sprawcze.

    Co z tych przykrych faktów wynika?

    Po pierwsze to, że Platforma Obywatelska, mimo zaangażowania się w Łączkę prezydenta Komorowskiego, odgrywa w tych sprawach nieciekawą rolę. Nie sądzę bowiem, aby wojewodą Kozłowskim i Hanną Gronkiewicz–-Waltz kierował puryzm prawniczy.

    Po drugie —– władze IPN zgrzeszyły bezwładem i całkowitym brakiem wyczucia PR-owskiego.
    Nie stały się jednak eksponentami Sił Zła, co byli skłonni sugerować
    niektórzy. Chętnym do wygłaszania takich sądów zalecałbym
    pewną dozę powściągliwości.

    I po trzecie -– Instytut powinien w niedługim czasie ogłosić plan działań prawnych i organizacyjnych,
    prowadzących do odblokowania i zakończenia prac na Łączce. Jest to
    niezbędne ze względu na zaniepokojenie i opinii publicznej, i rodzin
    ofiar. A także dlatego, że prace zespołu prof. Szwagrzyka
    zaowocowały eksplozją pięknego entuzjazmu wolontariuszy, który jest
    wartością samą w sobie i nie powinien być zmarnowany.


    autor:

    Piotr Skwieciński

    ---------------------------------------------------------------------------------------

    Oświadczenie profesora Andrzeja Friszke

    W dniu 10 lipca br. w związku z ingerencją prokuratury w prace archeologiczno-poszukiwawcze podjęte na cmentarzu służewieckim zwrócił się do mnie redaktor „Gazety Polskiej Codziennie" z prośbą o komentarz. „I bardzo dobrze, że prokuratura wkroczyła – brzmią zapisane słowa – Musi być orzeczenie prokuratorskie o tym, że są jakieś zwłoki, nie wiadomo jakie, nietypowe. Żeby nie było problemu prawnego z działaniami, one muszą być uprawnione. Dzięki temu nikt nie może mieć pretensji, że ktoś poszedł na cmentarz i robi ." (GPC 12.07.2014).

    Komentarz ten stał się powodem uwłaczających, obraźliwych komentarzy, w tym oskarżeń o zdradę Polski, a także pomawiania mnie o działania wymierzone przeciwko pracom ekshumacyjnym podejmowanym w ramach programu badawczego IPN, kierowanego przez dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka.

    Stwierdzam, że działania koordynowane przez dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka, zmierzające do odkrycia grobów ofiar zbrodni stalinowskich zasługują na wysoką ocenę, odbywają się w ramach prac IPN i z pełnym poparciem jego kierownictwa, w tym Rady IPN. Nigdy w żadnych wypowiedziach nie podważałem celowości podejmowanych prac.

    Jest jednocześnie oczywiste, że wszystkie prace naruszające integralność grobów i teren cmentarza muszą się odbywać zgodnie z obowiązującym prawem.

    Prof. dr hab. Andrzej Friszke
    członek Rady
    Instytutu Pamięci Narodowej

    http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2014/centrala/oswiadczenie-profesora-andrz...

    · aktualizacja: 28 lipca 2014, 18:17

    Trumienki ze szczątkami wydobytymi z cmentarza na Wałbrzyskiej. fot. M. Czutko

    Trumienki ze szczątkami wydobytymi z cmentarza na Wałbrzyskiej. fot. M. Czutko

    We wrześniu rozpocznie się trzeci etap prac w kwaterze „Ł” cmentarza powązkowskiego. Nie
    oznacza to jednak przełamania impasu ws. działań w ramach projektu
    „Poszukiwania miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego”. Prace
    ekipy kierowanej przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka będą prowadzone w
    miejscach, do których można uzyskać dostęp bez naruszania kilkudziesięciu grobów współczesnych, tj. przy cmentarnym płocie, pod asfaltową alejką i między kwaterami.

    Nie spoczniemy, dopóki ostatni Żołnierz Wyklęty nie zostanie wyjęty z tych dołów śmierci. „Łączka” musi być przebadana do końca

    — zadeklarował prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik IPN ds. poszukiwania miejsc pochówku ofiar terroryzmu.

    Kłopotem pozostaje kilkadziesiąt grobów, które w kwaterze „Ł II” postawiono na istniejących tam zbiorowych mogiłach. W co najmniej kilku takich „współczesnych” grobach leżą także oprawcy, sędziowie i prokuratorzy, którzy aktywnie brali udział w zwalczaniu antykomunistycznego podziemia tuż po wojnie.

    Ale leżą tam także lekarze i naukowcy, niewątpliwie zasłużeniu dla
    Polski Ludowej, ale zdecydowanie nie zaryzykowałbym włączenia ich w
    poczet komunistycznych oprawców

    — zastrzegł prof. Szwagrzyk.

    Aby prace mogły być przeprowadzone na obszarze całych kwater „Ł” i „Ł II” trzeba najpierw doprowadzić do usunięcia w inne miejsce „współczesnych” nagrobków. Jak wyjaśnił prezes IPN,
    ręce instytutowi wiąże prawny paradoks. Chodzi o istnienie ustawy z
    1989 roku „o cmentarzach i chowaniu zmarłych”. Ten przepis zapewnia
    spokój pochowanym tam osobom, aby je ruszyć należałoby uzyskać zgodę
    wszystkich członków rodzin zmarłych.
    W grę wchodziłoby
    zapytanie kilku tysięcy osób, to niewykonalne. Drugi dotyczący obszaru
    „Łączki” przepis to nowelizowana później ustawa z 1933 roku „o grobach i cmentarzach wojennych”, ta znowu stawia w uprzywilejowanej pozycji zamordowanych przez komunistów bohaterów podziemia, których pochowano w zbiorowych mogiłach.

    Od wojewody mazowieckiego uzyskaliśmy zapewnienie, że jest on gotów
    przynajmniej część „Łączki” uznać za cmentarz wojenny,
    czekamy na taki wpis

    — powiedział prezes IPN.
    Dr Łukasz Kamiński dodał także, że bez zmiany obecnego prawa tego
    klinczu nie uda się przełamać i prace sondażowe oraz ekshumacyjne będą
    prowadzone tam, gdzie to jest możliwe, czyli na
    pewno nie pod późniejszymi grobami.


    fot. M. Czutko
    fot. M. Czutko

    Kilka pytań od dziennikarzy dotyczyło także akcji policji i
    prokuratury na cmentarzu na Wałbrzyskiej. Przypomnijmy, po zakończeniu
    pierwszego etapu prac ekipy prof. Szwagrzyka szef pionu śledczego IPN,
    prok. Dariusz Gabrel zawiadomił o znalezieniu szczątków ludzkich
    prokuraturę powszechną, która „aresztowała” pięć
    trumienki z wydobytymi szczątkami.

    Obecny na konferencji prasowej prok. Marek
    Sosnowski, naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami Głównej Komisji
    Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu tłumaczył, że to
    standardowa procedura, bo nie było pewności, że wydobyte szkielety
    należały do ofiar zbrodni komunistycznej. Prokurator Sosnowski nie był w
    stanie precyzyjnie wytłumaczyć, na jakiej podstawie wykluczyli to
    prokuratorzy IPN.
    Tym bardziej, że kilka minut wcześniej prof. Szwagrzyk przedstawił
    popartą zdjęciami i dokumentami ekspertyzę historyczno - archeologiczną,
    która wskazuje jednoznacznie, że ofiary chowano w zbiorowych
    mogiłach tak, jak miało to miejsce na Łączce, a tamtych prac
    przecież nikt nie zakwestionował.


    Masowy grób na Wałbrzyskiej. fot. M. Czutko
    Masowy grób na Wałbrzyskiej. fot. M. Czutko

    Podczas konferencji sekretarz Rady Ochrony
    Pamięci Walk i Męczeństwa zarzucił tygodnikowi „wSieci”, że pisząc o
    kłopotach wokół prac na „Łączce” sprawił, że niektóre rodziny
    zidentyfikowanych ofiar mają wątpliwości czy pozostawić bliskich w tym
    miejsc. Według dra Andrzeja Krzysztofa Kunerta to właśnie te publikacje
    sprawiły, że niektóre szczątki mogą zostać zabrani i dlatego może upaść
    idea budowy Panteonu Polskich Bohaterów.

    Prawda jest jednak taka, że wypowiedzi kilku członków rodzin,
    które wyrażały wyżej wymienione wątpliwości zostały zawarte właśnie w
    tych artykułach. Czyli te rodziny miały wątpliwości już wcześniej.

    Pan rozmawiał z kilkoma rodzinami, które mają wątpliwości, ja rozmawiałem z kilkoma, które są w stanie poczekać na Panteon

    — odpowiedział sekretarz ROPWiM dziennikarzom sugerując, że to musiały być inne osoby. Kunert
    przytoczył też zdanie z artykułu „wSieci”, że „trumienki w chłodni na
    cmentarzu na Wólce Węglowej leżą jak na półkach w hurtowni”. Według
    historyka to miało obrazić i zranić rodziny ofiar.
    To manipulacja, bowiem wspominane zdanie rzeczywiście padło, ale z ust pani Krystyny Frąszczak, siostrzenicy mjra Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, którego szczątki dwa lata temu wydobyto z kwatery „Ł” i zidentyfikowano. Od tego czasu leżą one w cmentarnej chłodni w Warszawie.

    Marcin Wikło

    http://wpolityce.pl/historia/206965-presja-ma-sens-ekipa-prof-szwagrzyka...

    IPN wznowi poszukiwania

    Poszukiwania ofiar komunizmu na tzw. Łączce w Warszawie zostaną wznowione we wrześniu – informuje Instytut Pamięci Narodowej.

    O terminie rozpoczęcia kolejnych prac na tzw. Łączce Cmentarza
    Wojskowego w Warszawie, gdzie w latach 1948-1956 bezpieka ukrywała
    zwłoki zamordowanych żołnierzy powojennego podziemia
    niepodległościowego, poinformował w poniedziałek prokurator IPN Marcin
    Gołębiewicz pełniący funkcję naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania
    Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.

    – Proszę pamiętać, że jest to dosyć duże przedsięwzięcie, czyli
    przeprowadzenie takich prac ekshumacyjnych. To wymaga poczynienia
    szczegółowych ustaleń z zespołem biegłych sądowych, z zespołem
    specjalistów biorących udział w czynnościach, jak również wymaga ustaleń
    poczynionych z powiatowym inspektorem sanitarnym w mieście stołecznym
    Warszawa. Także uwzględniając te wszystkie uwarunkowania i osoby, które
    będą konieczne do wzięcia udziału w tych czynnościach (...), taki termin
    planowany jest na wrzesień – powiedział Gołębiewicz na konferencji
    prasowej w Warszawie.

    Prace na Łączce, które mają mieć charakter archeologiczno-sondażowy i
    ekshumacyjny, będzie prowadzić prokuratura IPN we współpracy z zespołem
    prof. Krzysztofa Szwagrzyka, pełnomocnika prezesa IPN ds. poszukiwań
    tajnych miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego. – We wrześniu tego
    roku, czyli już za kilka tygodni, rozpoczną się prace na Łączce, które
    będą kontynuacją tych działań poprzednich. W czasie prac, które
    planujemy na mniej więcej dwa tygodnie, chcemy w sposób bardzo
    precyzyjny zakreślić, gdzie kończą się pochówki więzienne. To jest
    niezwykle ważne przed ostatecznym etapem, w czasie którego wydobędziemy w
    przyszłości szczątki pozostałych bohaterów – powiedział prof.
    Szwagrzyk.

    Ostateczne prace na Łączce będą mogły zostać zakończone dopiero po
    zmianie przepisów. Głównym problemem są współczesne groby (ich liczba
    sięga prawie dwustu, wybudowano je w latach 80.), pod którymi znajdują
    się szczątki ofiar z lat 40. i 50. W obecnym porządku prawnym nie można
    przenieść tych grobów bez zgody rodzin pochowanych tam osób, co ze
    względu na liczbę krewnych – w ocenie IPN – jest zadaniem niewykonalnym.

    Instytut postuluje taką zmianę prawa, by nie tylko umożliwić dalsze
    ekshumacje na Łączce, ale również budowę w tym miejscu Panteonu
    Narodowego, mającego być wyrazem czci dla żołnierzy podziemia. Sposobem
    przezwyciężenia wszystkich trudności będzie nowelizacja dwóch ustaw: o
    grobach i cmentarzach wojennych oraz o cmentarzach i chowaniu zmarłych.
    Prace nad odpowiednią inicjatywą ustawodawczą prowadzi Kancelaria
    Prezydenta.

    Potem będą czekać na zmianę prawa

    IPN: we wrześniu wznowimy poszukiwania na Łączce

    KOMENTARZY: 0


    IPN: we wrześniu wznowimy poszukiwania na Łączce

    Poszukiwania ofiar komunizmu na tzw. Łączce w
    Warszawie będą wznowione we wrześniu - informuje IPN. Dodaje, że
    ostateczne zakończenie tych prac może nastąpić...
    więcej »

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    164. IPN odkrył szczątki Żołnierzy

    IPN odkrył szczątki Żołnierzy Niezłomnych?

    Wstępne badania wydobytych przez Instytut Pamięci Narodowej
    szczątków ludzkich na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej wskazują, że
    pochodzą one sprzed 50-60 lat
    – poinformowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Pełne wyniki badań będą znane w ciągu trzech miesięcy.

    O wstępnych wynikach badań, które przeprowadził Zakład Medycyny
    Sądowej w Warszawie, poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w
    Warszawie prok. Przemysław Nowak.

    – Mamy protokoły wstępne, z których wynika, że są to szczątki sprzed
    50-60 lat. Będziemy czekali na ostateczną opinię, którą zleciliśmy w
    sprawie – powiedział prok. Nowak. Zaznaczył jednak, że termin
    przygotowania końcowej opinii może maksymalnie sięgać trzech miesięcy.
    Do tego czasu szczątki pozostaną w dyspozycji prowadzącej śledztwo
    prokuratury rejonowej.

    W pierwszej dekadzie lipca prace archeologiczno-sondażowe na
    stołecznym cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej prowadził zespół IPN pod
    kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Celem tych prac było
    określenie lokalizacji i rozmiarów obszaru, gdzie w latach 1946-1948
    dokonywano potajemnych pochówków ofiar terroru komunistycznego.

    Poszukiwania od 30 czerwca do 10 lipca prowadzono w alejkach
    cmentarza między grobami. W ich wyniku poza oficjalnie istniejącymi
    grobami odnaleziono szczątki ponad 20 osób. Wydobyto cztery szkielety,
    które następnie, na wniosek pionu śledczego IPN, przejęła Prokuratura
    Rejonowa Warszawa-Mokotów i zabezpieczyła w Zakładzie Medycyny Sądowej.

    Przywrócić pamięć bohaterów

    Prof. Szwagrzyk: Cmentarz na Służewie jest polem więziennych pochówków

    zdjecie

    Zdjęcie: Robert Sobkowicz/
    Nasz Dziennik



    Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem,
    historykiem, pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwania miejsc pochówku
    ofiar terroru komunistycznego, kierującym pracami ekshumacyjnymi na
    warszawskim Służewie, rozmawia Izabela Kozłowska

     

    Prokuratura Okręgowa w Warszawie
    poinformowała, że wstępne badania wydobytych przez Instytut Pamięci
    Narodowej szczątków ludzkich na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w
    Warszawie wskazują, że pochodzą one sprzed 50-60 lat.

    – Ani przez chwilę zarówno ja, jak i moi
    współpracownicy nie mieliśmy wątpliwości, że wyniki naszych badań
    zostaną potwierdzone. To, co ustalili specjaliści z Zakładu Medycyny
    Sądowej w Warszawie, nie mogło być inne niż to, co wykazały nasze
    badania. Jednak na ostateczne wyniki musimy poczekać. Jak zapowiedział
    prokurator Przemysław Nowak, nastąpi to w najbliższych kilku miesiącach.
    Wówczas w sposób jednoznaczny będziemy mogli odnieść się do tego, co
    wykażą badania.

    Jaki będzie dalszy los odnalezionych szczątków?

    – W tej chwili śledztwo prowadzi
    Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów. Następnie zostanie ono przekazane
    prokuratorom IPN. To śledczy jednej i drugiej instytucji podejmują
    decyzję, co dalej będzie się działo.

    Planują Państwo kontynuować prace archeologiczno-ekshumacyjne na cmentarzu przy parafii św. Katarzyny w Warszawie-Służewie?

    – Obecnie zakończyliśmy pewien etap prac.
    Dlatego też na pewno je wznowimy. Tym bardziej że to, co udało nam się
    teraz ustalić, wymusza niejako na nas znalezienie sił i środków na
    kontynuację naszych prac.

    Kiedy możliwe będzie rozpoczęcie kolejnego etapu Państwa działań na Służewie?

    – Trudno powiedzieć dokładnie, kiedy wznowimy prace. Nie jest to moment, w którym możemy mówić o konkretnych datach.

    Dlaczego tak ważne jest, by kontynuować prace w tym miejscu?

    – Cmentarz mieszczący się przy parafii św.
    Katarzyny przy ul. Wałbrzyskiej jest wyjątkowym i zarazem istotnym
    miejscem. Obok kwatery „Ł” na wojskowych Powązkach jest to największe w
    Warszawie miejsce, gdzie dokonywano potajemnych pochówków ofiar terroru
    komunistycznego.

    Dlatego też prace tu prowadzone muszą mieć
    charakter całościowy. Dotychczas wykonane przez nas działania są bardzo
    ważne, lecz to jedynie pierwszy mały krok.

    Mamy dowody na to, że na cmentarzu tym
    potajemnie pogrzebano setki ludzi. Dotychczas wykonane prace
    potwierdziły, że miejsce to jest polem więziennych pochówków. Naszym
    obowiązkiem jest przywrócić pamięć o tych ludziach i poniesionej przez
    nich ofierze. Jednak na całościowe oceny przyjdzie czas. Myślę, że
    nastąpi to nie wcześniej jak za rok, może dwa, gdyż jest to ogromne
    przedsięwzięcie.

    Dziękuję za rozmowę.

    Izabela Kozłowska

    Ofiary reżimu nie miały mieć ani nazwisk, ani grobów


    Wojciech Czuchnowski


    Politycy PiS kłócą się z IPN o ludzi zamordowanych przez UB. Dlaczego nie powstaje panteon ofiar ?

    Poseł Piotr Naimski mówi o "karygodnych poczynaniach IPN", a Zbigniew
    Girzyński o sabotażu. W prawicowych mediach atakowano też IPN. Posłowie
    PiS napisali gniewne pismo do szefa Instytutu.

    Nie ma dowodów, że rodziny ludzi chowanych w późniejszych latach na "Łączce" miały świadomość, że pod grobami leżą ofiary stalinizmu - mówi Andrzej Kunert, szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM).
    194 groby, w których leży 300 osób. Pod nimi może być nawet 100 bezimiennych ofiar, z czaszkami rozwalonymi strzałem w potylicę.

    Tych na górze zaczęto tu chować na początku lat 80. ub. wieku. Zmarli śmiercią naturalną. Niektórzy służyli systemowi komunistycznemu.

    Ci niżej spoczęli tam w latach 1948-55. Zamordowano ich po wyrokach stalinowskich sądów za działalność niepodległościową lub jak generała Emila Fieldorfa "Nila", dowódcę Kedywu AK, za to.

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16468935,Groby_z_lat_80__na_Powazkach_przeszkoda_w_poszukiwaniu.html

    Na Cmentarzu Komunalnym "Doły"
    pochowano szczątki 49 ofiar zbrodni nazistowskich i komunistycznych,
    odnalezione na terenie dawnego poligonu wojskowego Łódź-Brus. Nie udało
    się ustalić ich tożsamości.
    Spośród 49 pochowanych w poniedziałek ofiar
    cztery zostały zamordowane przez komunistów. Ich grób odkryto w 2009
    roku, przy ciałach znaleziono amunicję produkcji radzieckiej oraz łuskę
    naboju do pistoletu TT. - Znaki fabryczne wskazywały na to, że
    wyprodukowano.


    zdjecie

    (FOT. M. BORAWSKI)

    Prokurator otwiera groby

    IPN wszczął śledztwo dotyczące
    zbrodni komunistycznych, w ramach którego zostaną przeprowadzone prace
    ekshumacyjno-sondażowe na Łączce. Termin ich rozpoczęcia wyznaczono na 2
    września

    Zenon Baranowski

    – Zostało wszczęte śledztwo w
    oddziałowej komisji w Warszawie, w toku którego zostaną przeprowadzone
    planowane czynności ekshumacyjne na Powązkach w Warszawie – informuje
    prokurator Marcin Gołębiewicz, naczelnik pionu śledczego warszawskiego
    oddziału IPN.

    – Śledztwo dotyczy popełnienia zbrodni komunistycznych w więzieniu na
    ul. Rakowieckiej i w siedzibie Głównego Zarządu Informacji WP. Chodzi o
    szereg czynów, m.in. pozbawienia wolności, znęcania się, jak również
    czynności przestępczych, które skutkowały zgonem pokrzywdzonych – mówi
    śledczy.

    Postanowienie o wszczęciu śledztwa wydano na początku sierpnia. –
    Wszczęcie śledztwa jest efektem już wcześniej trwającego postępowania
    sprawdzającego, które doprowadziło do tego, że wydano takie
    postanowienie i teraz to postępowanie już się toczy w fazie śledztwa –
    wyjaśnia Gołębiewicz.

    W ramach tego śledztwa zostaną przeprowadzone badania
    sondażowo-ekshumacyjne w kwaterze „Ł” na Powązkach, gdzie w ukryciu
    chowano ofiary mordów sądowych z okresu stalinowskiego. Instytut wraz z
    Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przeprowadził na tym terenie dwa
    etapy badań, podczas których wydobyto blisko 200 szczątków ludzkich, z
    których udało się zidentyfikować 28 osób, m.in. legendarnych dowódców
    oddziałów antykomunistycznych mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” i
    mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”.

    Obecne prace nie będą stanowiły jednak ostatecznego III etapu prac,
    do którego od pół roku przymierzał się IPN. Jego przeprowadzenie blokują
    współczesne groby, których ponad 200 ulokowano od 1982 r. na miejscach
    pochówków pomordowanych w mokotowskim więzieniu. Będzie to etap
    pośredni, w którym chodzi o dokładne zakreślenie obszaru ostatecznych
    badań.

    – W tym kolejnym etapie chcemy określić w sposób bardzo precyzyjny,
    gdzie zaczynają się i gdzie kończą wszystkie pochówki więzienne – mówił
    prof. Krzysztof Szwagrzyk, kierujący programem badań poszukiwania
    pochówków ofiar zbrodni komunistycznych, na niedawnej konferencji
    prasowej. – Prace będą miały charakter zarówno
    archeologiczno-poszukiwawczy, jak i ekshumacyjny. To będzie zależało od
    tego, co na miejscu uda nam się odnaleźć – dodaje.

    – Spodziewamy się ujawnienia kolejnych szczątków osób pomordowanych i
    zakreślenia obszaru, na którym w późniejszym czasie będą prowadzone
    czynności ekshumacyjne ofiar totalitaryzmu, które zostały złożone pod
    istniejącymi grobami z lat 80. – dodaje prok. Gołębiewicz.

    Prace mają się skoncentrować na tych terenach, gdzie można je podjąć.
    Mają być one prowadzone na terenie wzdłuż muru więziennego, obszaru
    drogi asfaltowej i chodnika między kwaterami „Ł” i „M”. Na tym terenie
    natknięto się wcześniej także na groby żołnierzy niemieckich.

    – Termin rozpoczęcia prac został zakreślony na początek września, ale
    różne czynniki, jak warunki atmosferyczne, ewentualnie inne zdarzenia,
    mogą spowodować jakieś przesunięcie – zaznacza Gołębiewicz. – Jest to
    bardzo skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne, wymagające
    zaangażowanie różnych instytucji, wymagające włączenia w tok tych prac
    biegłych z zakresu medycyny sądowej i antropologii, archeologów –
    podkreśla prokurator. Przed rozpoczęciem prac ich miejsce musi zostać
    odpowiednio przygotowane. Chodzi o zdjęcie asfaltu i płytek chodnikowych
    z alejek. Prace, którymi kieruje prokuratura, mają potrwać około dwóch
    tygodni.

    – Kiedy trafimy na grób zbiorowy, np. żołnierzy Wehrmachtu, to może to ulec wydłużeniu – tłumaczy Szwagrzyk.

    Prace będą przebiegały w oparciu o stosowne przepisy kodeksu
    postępowania karnego oraz przepisy ustawy o cmentarzach, którego art. 15
    mówi, że ekshumacja zwłok i szczątków może być dokonana na „zarządzenie
    prokuratora”. Przepis ten mógłby zostać z powodzeniem wykorzystany do
    ekshumacji współczesnych grobów, tak aby wydobyć znajdujące się pod nimi
    szczątki ofiar komunistycznych represji. Takie rozwiązanie wskazywali
    IPN zarówno wojewoda mazowiecki, jak i władze miasta podczas toczących
    się w ostatnich miesiącach rozmów na temat III etapu prac. „Pion śledczy
    Instytutu Pamięci Narodowej w ramach prowadzonego śledztwa jest
    uprawniony do podjęcia działań i czynności procesowych na cmentarzu
    komunalnym, w tym opisanych w art. 210 Kodeksu postępowania karnego, i
    zarządzenia poszczególnych ekshumacji w celu dokonania oględzin terenu
    znajdującego się pod istniejącymi grobami oraz wydobycia spoczywających
    tam szczątków ludzkich celem ich identyfikacji” – wskazywał Krzysztof
    Krakowiacki-Kulesza, dyrektor Biura Administracji Spraw Obywatelskich
    urzędu m.st. Warszawy. Podobnie stwierdzał wojewoda Jacek Kozłowski:
    „Jedyną możliwą formułą prawną umożliwiającą kontynuowanie prac
    poszukiwawczych na kwaterze ’Ł’ jest zastosowanie art. 210 Kodeksu
    postępowania karnego, na mocy którego prokurator w ramach prowadzonego
    śledztwa może zarządzić wykonanie poszczególnych ekshumacji w celu
    dokonania oględzin terenu znajdującego się pod istniejącymi grobami i
    wydobycia szczątków ludzkich celem identyfikacji”. Jednak IPN dąży do
    trwałego przesunięcia współczesnych grobów. Gołębiewicz zwracał się do
    władz miasta o „podjęcie stosownych działań administracyjno-prawnych
    oraz faktycznych, umożliwiających stałe przeniesienie istniejących
    grobów w inne miejsce w celu umożliwienia działań ekshumacyjnych”.



    Nie możemy opuścić bohaterów

    Opory przed odkłamaniem historii mają głównie spadkobiercy zbrodniarzy – KOMENTUJE Leszek Żebrowski

    Śledztwo, które wszczął IPN w sprawie zbrodni komunistycznych, jest
    kwestią nie tylko pamięci historycznej czy – jak to niektórzy
    przedstawiają – bieżącej walki politycznej, ale etyki i zwyczajnej
    przyzwoitości. Nie można bowiem zostawić szczątków ludzkich rozsypanych w
    miejscach zupełnie do tego nieprzeznaczonych. Osoby te oddały swoje
    życie w służbie wolności Ojczyzny, a my jesteśmy ich dłużnikami, dlatego
    powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby odkryć ich tożsamość oraz
    zapewnić im godne miejsce pochówku. Takie śledztwo powinno zostać
    przeprowadzone 25 lat temu, kiedy żyli jeszcze oprawcy i można było
    ustalić szczegółowe miejsca zbrodni. Niestety tak się nie stało, więc
    teraz musimy nadrobić opieszałość i zaniedbanie w tym względzie.

    W ramach śledztwa IPN na początku września
    rozpoczną się prace ekshumacyjno-sondażowe w kwaterze „Ł” na
    warszawskich Powązkach. Niepokojące są problemy, jakie napotykają
    działania zmierzające do odkrycia miejsc pochówku ofiar zbrdni
    komunistycznych. Pojawiają się zarzuty, że niepotrzebnie wydaje się na
    to pieniądze i traci czas. Opory przed odkłamaniem historii mają głównie
    ci, którzy są spadkobiercami zbrodniarzy. Nie możemy poddać się ich
    wpływom i pozwolić na dalsze bezczeszczenie ciał polskich bohaterów.
    Wstrzymywanie poszczególnych etapów prac jest całkowicie niezrozumiałe i
    nie do przyjęcia. Mamy obowiązek wobec pomordowanych oraz ich rodzin, a
    także wobec potomnych, aby mogli poznać prawdziwą historię Polski.
    Oburzające jest to, że do tej pory temat zbrodni komunistycznych był
    spychany na margines.

    Wśród trudności przy prowadzeniu prac
    ekshumacyjno-sondażowychnich są przeszkody prawne i techniczne.
    Problemem jest chociażby to, że na jamach cmentarnych, do których
    niegdyś wrzucano ciała ofiar, są obecnie pochowane inne osoby i
    wystawione nagrobki. Tutaj potrzeba decyzji parlamentu, która nadałaby
    odgórne pozwolenie na prace w tych miejscach. Przede wszystkim naszym
    obowiązkiem jest poszanowanie szczątków ludzi, którzy zginęli w obronie
    Polski i polskości. To jest konieczne i nie podlega żadnej dyskusji. 

    Leszek Żebrowski

    Władze zwlekają z decyzją w sprawie „Łączki”

    Wojewoda mazowiecki i władze Warszawy zwlekają z
    wpisaniem kwatery „Ł” na Wojskowych Powązkach do rejestru cmentarzy
    wojennych, czego domaga się IPN
    .

    Aby do tego doszło trzeba przenieść dwa współczesne groby. Jeden z
    wiosny br. oraz drugi z lat 90. Na to wymagana jest zgoda bliskich. O
    sprawie napisał jeden z dzienników.

    Wpisanie kwatery „Ł” do rejestru miejsc pamięci narodowej zablokuje kolejne pochówki w tym miejscu.

    W czasie komunizmu na tzw. „łączce” potajemnie grzebano zamordowanych
    członków podziemia niepodległościowego. Potem powstawały tam groby ich
    katów; komunistycznych notabli.

    Beata Sławińska, z fundacji „Łączka”, widzi w tej sprawie kontekst
    polityczny. Władzom miasta i województwa, zależy na odsuwaniu decyzji w
    czasie,  by ewentualnie nie zaszkodzić sobie przed wyborami – oceniła.

    - Ciągle są jak gdyby w mediach podawane informacje, że coś
    będzie w sierpniu, później okazuje się, że nie ma podjętej decyzji, że
    jest przenoszone na wrzesień albo i dalej. Ja mam jednak nadzieję, że
    wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski zreflektuje się i powiedział, że ta
    część łączki, czyli kwatera „Ł”, będzie cmentarzem wojennym to tak
    rzeczywiście się stanie. Tam są dwa rowy. Myślę, że akurat rodziny ludzi
    tam pochowanych nie będą stawały przeciwko temu, żeby to było miejsce
    uznane za cmentarz wojenny i żeby właśnie tam między innymi powstała
    pierwsza część panteonu. Przypomnę tylko, że tam jest symboliczny grób
    taty Tadeusza Leśnikowskiego, oraz pochowana jest tam jego małżonka,
    która została zamordowana przez komunistów –
    mówi Beata Sławińska.

    Według jednego z dzienników wojewoda mazowiecki do rejestru miejsc
    pamięci narodowej chce wpisać tylko część terenu gdzie w latach 1948 –
    1956 grzebano zamordowanych w więzieniu na Rakowieckiej.  Wpis nie
    obejmie miejsc gdzie w latach 80 powstały groby na dołach śmierci z lat
    40 i 50 – informuje gazeta.

    Na warszawskich Powązkach w kwaterze „Ł” ekipa badawcza IPN
    ekshumowała już szczątki 194 osób. Ponowne prace mają ruszyć we
    wrześniu.

    • zdjecie

      Boje o Łączkę

      Kwatera na Łączce nie będzie cmentarzem wojennym. Na przeszkodzie stoją trzy współczesne pochówki, które należałoby przenieść

    Wyznaczenie granic tajnych pochówków

    Głównym celem prac na warszawskiej Łączce będzie wyznaczenie granic tajnych pochówków

    Ostateczne wyznaczenie granic dawnego pola,
    gdzie funkcjonariusze UB dokonywali tajnych pochówków żołnierzy
    podziemia niepodległościowego, to główny cel prac, które IPN rozpocznie
    na początku września na Łączce na cmentarzu Wojskowym w Warszawie.

    O nowych pracach archeologiczno-sondażowych i ekshumacyjnych na
    Łączce, gdzie w latach 1948-1956 Urząd Bezpieczeństwa ukrywał ciała
    kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
    Warszawie, poinformował w piątek Polską Agencję Prasową prezes IPN
    Łukasz Kamiński.

    – Podczas prac chcemy ostatecznie określić granice dawnego pola
    więziennego, gdzie funkcjonariusze UB dokonywali tajnych pochówków
    żołnierzy podziemia niepodległościowego. W niektórych fragmentach tego
    terenu już wiemy, gdzie kończą się pochówki więzienne, ale są miejsca,
    co do których wciąż nie mamy pewności – tłumaczył Kamiński. IPN ma także
    zamiar zbadać nowe miejsca na terenie Łączki, na których wcześniej nie
    prowadzono poszukiwań szczątków ofiar komunizmu.

    Prezes IPN podkreślił, że najprawdopodobniej dojdzie nie tylko do
    precyzyjnego wskazania, gdzie kończą się pochówki więzienne, ale także
    do wydobycia szczątków kolejnych ofiar.

    Pierwsze prace poszukiwawcze i ekshumacyjne na Łączce rozpoczęły się
    latem 2012 r. i były kontynuowane w 2013 r. IPN prowadził je wspólnie z
    Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ale tym razem – jak mówił szef
    IPN – do prac tych włączy się pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej.
    Pracami pokieruje prokurator IPN Marcin Gołębiewicz, naczelnik
    Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w
    Warszawie, na podstawie wszczętego w sierpniu śledztwa w sprawie zbrodni
    komunistycznej.

    – Na miejscu z pionem śledczym IPN będą współpracować biegli z
    Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem –
    pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań tajnych miejsc pochówku ofiar
    reżimu komunistycznego – podkreślił Kamiński. Zwrócił uwagę, że dostęp
    do informacji o przebiegu prac będzie zależał od prokuratora
    prowadzącego śledztwo; zapewnił jednak, że opinia publiczna będzie na
    bieżąco informowana o wynikach poszukiwań.

    Prezes IPN poinformował też, że bez przeszkód odbywa się ustalanie
    tożsamości dotychczas wydobytych na Łączce szczątków ofiar. Badania te
    prowadzi Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie w ramach Polskiej
    Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów. W najbliższych dniach uczelnia ma
    otrzymać odpowiedź z Ministerstwa Finansów w sprawie rezerwy celowej w
    wysokości 1 mln zł, przeznaczonej w budżecie na 2014 r. na identyfikację
    ofiar.

    Pieniądze te mają umożliwić zakupienie specjalistycznych narzędzi
    informatycznych, które pozwolą na porównanie z profilami genetycznymi
    odnalezionych ofiar materiału DNA pochodzącego od ich dalekich krewnych.
    – Resort finansów ma wskazać, jak można uruchomić te środki, niemniej
    jednak należy zaznaczyć, że prace identyfikacyjne trwają i są
    finansowane ze środków własnych uczelni i z darowizn – wyjaśnił prezes
    IPN.

    Ostateczne prace na Łączce będą mogły zostać zakończone dopiero po
    zmianie przepisów. Głównym problemem są znajdujące się tam współczesne
    groby (ich liczba sięga prawie dwustu, wybudowano je w latach 80.), pod
    którymi znajdują się szczątki ofiar z lat 40. i 50. IPN postuluje taką
    zmianę prawa, by nie tylko umożliwić dalsze ekshumacje szczątków pod
    współczesnymi grobami, ale również budowę w tym miejscu Panteonu
    Narodowego, mającego być wyrazem czci dla żołnierzy podziemia. Sposobem
    przezwyciężenia wszystkich trudności będzie nowelizacja dwóch ustaw: o
    grobach i cmentarzach wojennych oraz o cmentarzach i chowaniu zmarłych.
    Prace nad odpowiednią inicjatywą ustawodawczą prowadzi Kancelaria
    Prezydenta.

    Prace dotyczące ofiar komunizmu prowadzone są w ramach
    ogólnopolskiego projektu naukowo-badawczego „Poszukiwania nieznanych
    miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956”. W
    projekcie tym uczestniczą: IPN, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa,
    Ministerstwo Sprawiedliwości oraz uczelnie medyczne ze Szczecina i
    Wrocławia. Poszukiwania są prowadzone m.in. w Białymstoku, Gdańsku i w
    Warszawie. W przypadku ofiar wydobytych na Łączce w Warszawie udało się
    zidentyfikować szczątki wybitnych dowódców AK, m.in. mjr. Zygmunta
    Szendzielarza ps. „Łupaszko″ i mjr. Hieronima Dekutowskiego ps.
    „Zapora″.



    Panteon na Łączce

    ROZMOWA z dr. Łukaszem Kamińskim, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej

    Z jakich powodów Instytut dąży do trwałego przeniesienia współczesnych grobów z Łączki, a nie tylko ich czasowego ekshumowania?

    – Są dwa główne powody naszych wspólnych z
    Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zabiegów o przeniesienie tych
    grobów. Pierwszy związany jest z uwarunkowaniami prac ekshumacyjnych.
    Wariant, który polegałby na czasowej rozbiórce pomników, a następnie
    wydobyciu szczątków ofiar represji komunistycznych, które znajdują się
    poniżej współczesnych pochówków, i następnie ich odbudowa jest
    praktycznie technicznie niewykonalny. Mówimy o 200 grobach, w których
    jest pochowanych ponad 300 osób. Na czas prac związanych z ekshumacją
    ofiar komunizmu tych kilkaset trumien trzeba przecież przechować w
    odpowiednich warunkach. W tej chwili nie ma takiego miejsca.

    Domyślam się, że drugi powód to planowana budowa Panteonu Narodowego.

    – Ten drugi powód jest nawet ważniejszy.
    Jeżeli chcemy bohaterów spoczywających na Łączce pochować z należnymi
    honorami, jeżeli tam ma powstać miejsce godne nazwy Panteonu Narodowego,
    to niezmiernie trudno jest sobie wyobrazić, iż zawrze się ono w
    kwadracie 18 na 18 metrów, który w tej chwili jest wolny. A nawet,
    według opinii wojewody, i on nie jest do końca wolny, ponieważ mamy tam
    dwa pochówki cywilne. To są argumenty, z powodu których dążymy do tego,
    aby takie przesunięcie było możliwe.

    Przy takiej wersji minimalnej w grę wchodziłoby jedynie jakieś rozbudowane kolumbarium.

    – Uhonorowanie Żołnierzy Niezłomnych byłoby
    możliwe tylko w takiej formie. Można jeszcze podać trzeci argument. To
    nie jest tylko kwestia sytuacji na Łączce. Z identyczną sytuacją mamy do
    czynienia na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie, gdzie
    nagrobków, pod którymi znajdują się szczątki ofiar represji
    komunistycznych, jest jeszcze więcej. Nie ma tam żadnej wolnej
    przestrzeni, na której można by pochować odnalezione ofiary. Inne
    rozwiązanie niż trwałe przeniesienie późniejszych grobów trudno sobie
    wyobrazić. W takim przypadku następuje godny ponowny pochówek i
    odtworzenie grobu na koszt państwa.

    Ale do tego konieczne są zmiany w prawie. Jak wyglądają przygotowania nowelizacji?

    – Konieczność zmian wynika z opinii
    prawnych, jakie otrzymaliśmy od władz Warszawy i Ministerstwa
    Sprawiedliwości. W tej chwili pracuje nad tym zespół prawników powołany w
    Kancelarii Prezydenta RP, w którym biorą udział również prawnicy
    Instytutu oraz prokuratorzy pionu śledczego.

    Na razie w początkach września prokuratorzy z pionu śledczego wraz z ekspertami wchodzą ponownie na Łączkę.

    – Głównym celem jest wyznaczenie granic
    dawnego pola więziennego. Przypuszczamy, że także uda się wydobyć część
    szczątków, w miejscach mniej dostępnych, gdzie do tej pory te prace nie
    były prowadzone.

    Niedawno zakończyły się natomiast prace na
    Służewiu. Ale wraz z ich zakończeniem powstała taka niejasna sytuacja.
    Prace prowadził IPN, a nagle dowiadujemy się, że weszła tam policja i
    prokuratura powszechna.

    – Mamy tutaj dwa zagadnienia. Poszukiwania
    miejsc pochówków ofiar represji prowadzi na bieżąco samodzielny wydział
    poszukiwań IPN kierowany przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Gdy jednak w
    wyniku takich prac poszukiwawczych dojdzie do odnalezienia szczątków
    ludzkich, musi nastąpić realizacja określonych procedur. Przypomnijmy,
    że prace na wrocławskich Osobowicach i dwa etapy na Łączce nie prowadził
    sam IPN, ale ROPWiM z naszym udziałem. Rada ma uprawnienia do prac
    ekshumacyjnych odnośnie do grobów wojennych. Natomiast gdy IPN
    samodzielnie prowadzi takie działania, wygląda to inaczej. Jako przykład
    mogą posłużyć prace w areszcie w Białymstoku. W momencie, kiedy
    doprowadziły one do odnalezienia szczątków ludzkich, rozpoczęła się
    realizacja ścieżki prokuratorskiej. W Białymstoku wyglądało to tak samo,
    jak w przypadku Służewia. Na miejsce odnalezienia szczątków została
    wezwana policja i prokurator rejonowy z uwagi na fakt, że prokuratura ma
    tzw. właściwość ogólną, czyli zajmuje się wszystkimi szczątkami
    ludzkimi niezależnie od okoliczności ich odnalezienia. Prokuratura
    zabezpieczyła te szczątki i przekazała do Zakładu Medycyny Sądowej.
    Orzekł on, że mamy do czynienia ze szczątkami ofiar zbrodni z okresu
    powojennego, po czym prokuratura przekazała sprawę do prowadzenia
    pionowi śledczemu IPN. Tego samego możemy się spodziewać odnośnie do
    Służewia.

    Czyli generalnie te okoliczności były efektem uwarunkowań formalnoprawnych.

    – Tych zawiłości nie było łatwo wytłumaczyć
    opinii publicznej. Do tego pojawiły się emocje i nieprawdziwe
    informacje o przerwaniu prac. Były one powielane przez kolejne dni, mimo
    że sprawę wyjaśniał komunikat IPN. Był także artykuł i wywiad w „Naszym
    Dzienniku”, w których prof. Krzysztof Szwagrzyk mówił, że wszystkie
    prace zostały wykonane.

    Jest także sprawa godnego przechowywania szczątków odnalezionych na Łączce.

    – Moim zdaniem, sposób ich przechowywania
    jest należyty. Odbywały się tam uroczystości, składano kwiaty. Rozumiem,
    że szczególnie dla rodzin, których bliskich zidentyfikowano jako
    pierwszych, to już będą prawie dwa lata trudnego oczekiwania. W
    momencie, gdy będziemy wiedzieli, kiedy nastąpi nowelizacja, będzie
    można ustalić termin pogrzebu. Decyzję tę powinny podjąć władze
    państwowe przy uwzględnieniu opinii rodzin.

    Wrześniowy termin jest oczywiście
    nieaktualny. W tej sytuacji, która ma miejsce w ostatnich miesiącach,
    trudno też pewnie podejmować jakieś działania odnośnie do Panteonu.

    – Jest to kompetencja ROPWiM. Natomiast
    jest oczywiste, że nie można ogłosić konkursu nawet na wstępną koncepcję
    artystyczną Panteonu, jeśli nie wiadomo, jaki teren wchodzi w grę. Ale
    taki konkurs wraz z wykonaniem można przeprowadzić w kilka miesięcy, jak
    to pokazuje przykład cmentarza w Bykowni.

    Kiedy można się spodziewać kolejnych identyfikacji żołnierzy z Łączki?

    – Identyfikacje możemy ogłosić w momencie,
    kiedy pewność przekracza 99,9 procent. Takie są standardy wyznaczone
    przez specjalistów z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie,
    którzy prowadzą badania genetyczne. Do tego wyniku dochodzi się
    stopniowo. Na pewno ta uroczystość identyfikacyjna z lutego br. nie
    będzie jedyną w tym roku.

    Dziękuję za rozmowę.

    Zenon Baranowski


    Zdjęcie użytkownika Andrzej Melak.









    Andrzej Melak dodał(a) nowe zdjęcia (3).

    33
    lata temu trwała już akcja stawiania pierwszego Pomnika Katyńskiego na
    Wojskowych Powązkach. Wykrzyczeliśmy wtedy prawdę o sowieckiej zbrodni.
    Zadaliśmy cios w sowieckie kłamstwo katyńskie i zmowę milczenia w PRL.
    Dzisiaj wspomnimy to wydarzenie i jego uczestników w Dolince Katyńskiej o
    godz. 17 i w bazylice Św. Krzyża - na Mszy Świętej o godz. 19.
    Zapraszamy



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    165. Prawda o zbrodni czeka na

    Prawda o zbrodni czeka na ujawnienie

    Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Dostęp do informacji o przebiegu prac na Łączce będzie zależał od prokuratora prowadzącego śledztwo

    zdjecie

    Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem,
    historykiem, pełnomocnikiem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds.
    poszukiwania miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, który
    pokieruje kolejnym etapem prac ekshumacyjnych na warszawskich Powązkach,
    rozmawia Mariusz Kamieniecki

     

    Na 2 września wyznaczono termin
    rozpoczęcia prac ekshumacyjno-sondażowych na Łączce na warszawskich
    Powązkach. Jaki będzie ich charakter?

    - Działania te mają określić obszar dawnego
    pola więziennego, gdzie grzebano ofiary zbrodni komunistycznych, w tym
    żołnierzy podziemia niepodległościowego. To jest główny cel działań,
    jakie podejmiemy już niebawem na początku września w kwaterze „Ł” na
    Cmentarzu Wojskowym w Warszawie. Liczymy, że uda się odnaleźć i wydobyć
    kolejne szczątki, w miejscach, do których dostęp był dotychczas
    utrudniony.

    Będzie to już kolejna odsłona tych prac,
    dodajmy nieostateczna, bowiem ostateczny etap nastąpi wówczas, kiedy
    dojdzie do odnalezienia i wydobycia szczątków ok. 90 ludzi, o których
    wiemy, że zostali zamordowani w więzieniu na ul. Rakowieckiej w
    Warszawie w latach 40. i 50 ubiegłego wieku, których szczątki znajdują
    się na „Łączce” pod współczesnymi pomnikami z lat 90.

    Co podczas dotychczas przeprowadzonych prac sprawiało największą trudność?

    - Problemów była cała masa. Myślę, że do
    największych problemów należy to, że nie można było dokończyć raz
    rozpoczętych badań i trzeba za każdym razem podejmować kolejne kroki,
    których przygotowanie nie należy ani do łatwych, ani szybkich. Kłopot
    sprawia m.in. to, że nie możemy realizować działań od pierwszego do
    ostatniego dnia na całym obszarze. Rozpoczynanie każdego etapu od nowa
    nastręcza wiele problemów natury logistycznej, finansowej. Zatem
    problemów jest wiele i tak na dobrą sprawę trudno wskazać ten jeden
    największy.

    Wspomniał Pan, że nie będzie to
    jednak trzeci, ostateczny etap prac, ale etap pośredni. Co wyznacza
    taki, a nie inny harmonogram?

    - Prace ekshumacyjne na Łączce rozpoczęły
    się w 2012 r. i były kontynuowane w ubiegłym roku. Prowadziliśmy je
    wspólnie z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. 1 sierpnia zostało
    wszczęte śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej przez prokuratorów
    Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie i to
    powoduje nową sytuację. Zatem kolejny etap prac, który rozpocznie się we
    wrześniu, będzie tak naprawdę realizowany w wyniku śledztwa
    prowadzonego przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej. Na tym
    polega odmienność od sytuacji, kiedy były realizowane dwa poprzednie
    etapy.  

    Czego się Pan spodziewa po pracach, które niebawem mają się rozpocząć?

    - Spodziewam się, że odnajdziemy szczątki
    ludzkie – trudno powiedzieć, ilu osób, ale mam nadzieję, że uzyskamy
    jeszcze większą niż dotychczas wiedzę na temat zakresu pola więziennego
    na poszczególnych kierunkach, gdzie się ono kończyło. To da nam bardzo
    cenny materiał do tego najważniejszego, trzeciego etapu prac
    ekshumacyjnych, który nie wiem jeszcze dziś, kiedy nastąpi, ale jestem
    przekonany, że ten etap musi się odbyć. Innej możliwości nie ma. Myślę,
    że jest to tylko kwestia czasu, pewnych działań organizacyjnych na
    przyszłość, ale na pewno się to odbędzie.     

    Jak w świetle ostatnich działań
    policji i prokuratury powszechnej na Służewie będzie wyglądał dostęp do
    informacji o wynikach rozpoczynających się prac na Łączce?

    - Dostęp do informacji o przebiegu prac
    będzie zależał od prokuratora prowadzącego śledztwo, które wyznacza
    pewne określone procedury. Osobą, która kieruje postępowaniem, jest
    prokurator, który odpowiada za całość działań, i myślę, że na bieżąco
    będzie udzielał informacji. Będą także komunikaty IPN. Myślę jednak, że
    wobec zaistniałej sytuacji polityka informacyjna będzie nieco inna niż
    ta, którą prowadziliśmy dotychczas. Takie są dzisiaj wymogi śledztwa i
    to pan prokurator będzie dla państwa, dla mediów, głównym rozmówcą.

    Czy dzisiejsze prawo dotyczące
    ekshumacji szczątków jest precyzyjne – pytam o to w kontekście prac na
    Służewiu, gdzie interweniowała policja i prokuratura powszechna?

    - Zdecydowanie jest mało precyzyjne.
    Dlatego pożądane są zmiany, które spowodowałyby, że działania, jakie
    prowadzimy, mogłyby być realizowane bez problemów, gdzie moglibyśmy się
    skupić na merytorycznych działaniach, a nie na rozstrzyganiu kwestii
    prawnych, które powinny być raz na zawsze i mądrze uregulowane.
    Niestety, obecne prawo nie nadąża za sytuacją, stąd mamy problemy jak
    chociażby te na Służewiu. Te kłopoty będą się pojawiały także w innych
    miejscach, dopóki to prawo nie zostanie zmienione. Dlatego pozostaje mi
    tylko zaapelować do organów odpowiedzialnych, aby zmieniły prawo, które
    zdecydowanie nie pomaga, a utrudnia nam prace.

    Jak przebiega ustalanie tożsamości dotychczas wydobytych na Łączce szczątków ofiar reżimu komunistycznego?

    - Jak pan wie, dopóki nie ma konferencji
    prasowej, na której IPN nie ujawni kolejnych nazwisk, wszelkie rozmowy
    na temat identyfikacji są bezprzedmiotowe. Staramy się, żeby te
    konferencje były zwoływane możliwie często i na pewno w niezbyt odległym
    czasie kolejna taka konferencja przed nami. Dotychczas w przypadku
    ofiar wydobytych na Łączce udało się zidentyfikować szczątki wielu
    wybitnych żołnierzy i Polaków, m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza ps.
    „Łupaszka″ i mjr. Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora″ czy ppłk.
    Stanisława Kasznicę, ostatniego dowódcę Narodowych Sił Zbrojnych. Myślę,
    że możemy spodziewać się kolejnych osób zidentyfikowanych, których
    szczątki udało się odnaleźć na Łączce, to mogę potwierdzić.

    Dziękuję za rozmowę.  

    Mariusz Kamieniecki



    Poszukiwania na Łączce wznowione

    IPN wznowił poszukiwania ofiar zbrodni komunistycznych na Łączce Cmentarza Wojskowego

    zdjecie
    Prace mają potrwać ok. 10 dni. Wśród osób, których szczątków
    IPN wciąż poszukuje, są gen. August Emil Fieldorf i rtm. Witold Pilecki.

    – Prace, które rozpoczynają się dzisiaj, są przykładem dobrego
    współdziałania różnych komórek Instytutu Pamięci Narodowej: pionu
    śledczego oraz Samodzielnego Wydziału Poszukiwań, którym kieruje prof.
    Krzysztof Szwagrzyk. Ten model współpracy, który tutaj ma miejsce,
    będzie użyteczny także w wielu innych miejscach w Polsce – powiedział
    prezes IPN Łukasz Kamiński. Apelował też o dalsze przekazywanie
    materiału genetycznego krewnych osób, które padły ofiarą terroru
    komunistycznego.

    Podczas obecnych prac na Łączce planowane jest ostateczne wyznaczenie
    granic dawnego pola, gdzie dokonywano tajnych pochówków żołnierzy
    podziemia niepodległościowego. Prawdopodobnie dojdzie też do kolejnych
    ekshumacji szczątków ofiar komunistycznej bezpieki. Poszukiwania będą
    prowadzone w tych miejscach Łączki, gdzie nie znajdują się współczesne
    nagrobki, wybudowane w latach 80. W latach 1948-1956 funkcjonariusze
    Urzędu Bezpieczeństwa ukryli na Łączce (to teren kwatery „Ł” i „ŁII”
    powązkowskiej nekropolii) ciała kilkuset zmarłych i straconych w
    więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

    Do tej pory poszukiwania na Łączce IPN prowadził wspólnie z Radą
    Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, tym razem do tych prac włączy się
    pion śledczy instytutu, który w tej sprawie w sierpniu br. wszczął
    śledztwo dotyczące zbrodni komunistycznej. Czynności śledcze prowadzi
    prokurator IPN Marcin Gołębiewicz, naczelnik Oddziałowej Komisji
    Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. – Udział w
    czynnościach biorą biegli z zakresu medycyny sądowej, antropologii,
    archeologowie, korzystamy też z fachowej pomocy prof. Krzysztofa
    Szwagrzyka oraz z zespołu pana profesora – mówił Gołębiewicz.

    – W przypadku ujawnienia szczątków ludzkich postanowienie (dotyczące
    prac) obejmuje zarządzenie ich ekshumacji, a następnie przeprowadzenie
    kompleksowych badań sądowo-lekarskich. W dalszej perspektywie będziemy
    prowadzili badania genetyczne zmierzające do identyfikacji tychże
    szczątków – dodał prokurator.

    Pierwsze poszukiwania ofiar terroru komunistycznego na Łączce
    rozpoczęły się latem 2012 r. i były kontynuowane w 2013 r. Odnaleziono
    wówczas szczątki 194 osób, z których 28 zidentyfikowano; udało się
    ustalić tożsamość m.in. wybitnych dowódców AK, w tym mjr. Zygmunta
    Szendzielarza ps. „Łupaszka″ oraz mjr. Hieronima Dekutowskiego ps.
    „Zapora″.

    – To kolejne wyzwanie: będziemy starali się przekopać kolejny obszar
    ziemi, który pozwoli nam, i na to liczymy, na ujawnienie kolejnych
    szczątków ofiar komunizmu pogrzebanych tutaj w latach 40. i 50. (...)
    Tutaj ciągle gdzieś spoczywają szczątki ponad 90 ludzi, których nie
    udało się wydobyć, a o których wiemy z całą pewnością, że zostali
    uśmierceni w tym okresie – tłumaczył prof. Szwagrzyk. Dodał, że obecne
    prace potrwają ok. 10 dni; jeżeli zajdzie taka potrzeba, będą one
    prowadzone dłużej.


    relacja z premiery filmu Arkadiusza Gołębiewskiego "Dzieci Kwatery Ł", która miała miejsce w dniu 3 września 2014 roku w Warszawie.

    ------------------------------------

    Zobowiązani do odnalezienia mogił bohaterów

    Stanowisko Rady Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

    Obowiązkiem moralnym państwa polskiego jest
    poszukiwanie i odnalezienie utajnionych mogił żołnierzy, którzy
    walczyli o niepodległość Polski i z tego powodu zostali zamordowani, a
    ślady tego czynu starano się zatrzeć. Toteż uznajemy realizowany od 2011
    roku program poszukiwania szczątków i identyfikację ofiar terroru
    komunistycznego za jedno z najważniejszych, długofalowych zadań
    Instytutu. Dotychczas przeprowadzone ekshumacje w Warszawie i innych
    miastach pozwoliły odnaleźć szczątki wielu ofiar komunizmu, żołnierzy
    polskiego podziemia, jednak realizacja tego zadania wymaga ścisłej
    współpracy wszystkich agend i pionów IPN, w tym szczególnie Komisji
    Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i pełnomocnika Prezesa ds.
    poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. Z niepokojem
    zatem stwierdzamy, że wydarzenia towarzyszące odnalezieniu szczątków
    ludzkich na terenie cmentarza parafialnego przy ul. Wałbrzyskiej w
    Warszawie wskazują, iż nie wypracowano dotąd przejrzystych zasad takiej
    współpracy, zaś wyjaśnienia w tej sprawie udzielone przez prokuratorów
    Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu były
    nieprzekonywające.

    Rada Instytutu Pamięci Narodowej uważa za niezbędne szybkie
    wypracowanie, pod kierunkiem Prezesa IPN, precyzyjnej procedury
    postępowania w przypadku podejmowania kolejnych prac poszukiwawczych,
    obejmującej w szczególności zasady współdziałania między pełnomocnikiem
    Prezesa IPN ds. poszukiwań i prokuratorami. Sądzimy też, że znaczenie
    sprawy poszukiwań i identyfikacji ofiar zbrodni wymaga powołania we
    wszystkich oddziałach IPN regionalnych pełnomocników Prezesa zajmujących
    się tym zadaniem.

    Składamy podziękowania wszystkim osobom oraz instytucjom
    zaangażowanym w dotychczasowe prace nad poszukiwaniem i identyfikacją
    szczątków. Wyrażamy też nadzieję, że prace nad upamiętnieniem ofiar
    terroru komunistycznego w Polsce w postaci Panteonu Narodowego na
    Cmentarzu Wojskowym w Warszawie ulegną przyspieszeniu.

    Źródło: Instytut Pamięci Narodowej


    Warszawa: IPN zakończył kolejny etap
    ekshumacji na Łączce. Czy uda się dalej prowadzić prace?


    Pierwsze poszukiwania ofiar terroru komunistycznego na Łączce
    rozpoczęły się latem 2012 r. i były kontynuowane w 2013 r. Odnaleziono
    wówczas szczątki 194 osób, z których 28 zidentyfikowano; udało się
    ustalić tożsamość m.in. wybitnych dowódców AK, w tym mjr. Zygmunta
    Szendzielarza ps. Łupaszka oraz mjr. Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora.

    Będzie zmiana prawa?
    Dalsze losy poszukiwań ofiar komunistycznej bezpieki będą zależały od
    zmian w przepisach prawa. Chodzi o nowelizację dwóch ustaw: o grobach i
    cmentarzach wojennych oraz o cmentarzach i chowaniu zmarłych, nad
    którymi pracuje Kancelaria Prezydenta. Problemem, który wymaga
    rozwiązania, jest obecność znajdujących się na Łączce współczesnych
    grobów (ich liczba sięga prawie dwustu, wybudowano je w latach 80.), pod
    którymi znajdują się szczątki ofiar z lat 40. i 50. Wśród nich mogą tak
    ważne postaci polskich dziejów, jak gen. August Emil Fieldorf czy rtm.
    Witold Pilecki.

    IPN postuluje taką zmianę prawa, by nie tylko umożliwić dalsze
    ekshumacje szczątków pod współczesnymi grobami, ale również na stałe
    przenieść nagrobki, by umożliwić na Łączce budowę Panteonu Narodowego.
    Panteon ma być wyrazem czci dla żołnierzy podziemia niepodległościowego,
    którzy po drugiej wojnie światowej, często z bronią w ręku, walczyli z
    sowietyzacją Polski.

    Fot. M.Czutko

    Fot. M.Czutko

    Wydobycie wszystkich szczątków ofiar zbrodni komunistycznych na Łączce
    Cmentarza Wojskowego w Warszawie wymaga zmiany prawa
    — przypomniał prezes IPN Łukasz Kamiński. Przeszkodą są groby z lat 80., pod którymi są ofiary; ich przeniesienie wymaga zgody rodzin.

    Prace nad nowelizacją, która ma umożliwić ostateczne zakończenie prac na Łączce — jak przypomniał prezes IPN na posiedzeniu parlamentarnego zespołu tradycji i pamięci żołnierzy wyklętych —
    prowadzi we współpracy m.in. z Instytutem Kancelaria Prezydenta.

    Nie mogę odpowiedzieć kiedy dokładnie, którego dnia, ta nowelizacja wpłynie do Sejmu, bo to nie
    instytut ma inicjatywę ustawodawczą. Mogę tylko podtrzymać moją nadzieję, że to będzie jeszcze we
    wrześniu. Wiem, że prace nad nią praktycznie zmierzają ku końcowi

    — powiedział Kamiński. Apelował
    też do posłów, żeby wsparli projekt noweli, gdy trafi on pod obrady Sejmu.

    Projekt nowelizacji, nad którymi pracuje Kancelaria Prezydenta dotyczy dwóch ustaw: o grobach i
    cmentarzach wojennych oraz o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Zmiana przepisów ma pozwolić
    przeniesienie na stałe ok. 200 grobów wybudowanych na Łączce w latach 80., pod którymi znajdują się
    szczątki ofiar komunizmu z lat 40. i 50. Wśród nich mogą być tak ważne postaci dla polskiej
    historii, jak gen. August Emil Fieldorf czy rtm. Witold Pilecki.

    Obecnie prawo zabrania, by groby
    te mogły zostać przeniesione na stałe w inne miejsce bez zgody — jak szacuje IPN — kilku tysięcy
    krewnych pochowanych tam osób (możliwa jest jedynie ekshumacja, ale wówczas groby musiałby wrócić
    na swoje miejsce). Po zmianie przepisów IPN zamierza wznowić prace i dokończyć wydobywanie
    szczątków ofiar; następnie Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ma wybudować tam panteon
    upamiętniający żołnierzy antykomunistycznego podziemia.

    Prawo do grobu jest prawem dziedzicznym. To nie kilkaset, ale prawdopodobnie kilka tysięcy osób,
    do których trzeba byłoby dotrzeć z pytaniem o taką zgodę z wysokim prawdopodobieństwem uzyskania
    sporego odsetka negatywnych odpowiedzi

    — dodał Kamiński.

    Prezes IPN poinformował też, że Instytut wspólnie z Ministerstwem Finansów wypracowuje procedurę,
    która ma umożliwić wykorzystanie rezerwy celowej w wysokości 1 mln zł, przeznaczonej w budżecie na
    2014 r. na identyfikację ofiar.

    Spotkaliśmy się ze stanowczym stanowiskiem Ministerstwa Finansów,
    że w obecnym stanie prawnym nie jest możliwe w ogóle uruchomienie tej rezerwy celowej i przekazanie
    środków do Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego (na identyfikację - red.). Na szczęście dosłownie w
    ostatnich dniach udało nam się uzgodnić z Ministerstwem Finansów taką procedurę, która byłaby do zaakceptowania

    — powiedział Kamiński. Zapewnił, że formalna zmiana przeznaczenia tej rezerwy
    umożliwi dalsze badania genetyczne szczątków ofiar.

    Badania te prowadzi Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie w ramach Polskiej Bazy Genetycznej
    Ofiar Totalitaryzmów. Rektor tej uczelni prof. Andrzej Ciechanowicz przypomniał, że rezerwa
    umożliwi zakupienie m.in. specjalistycznego oprogramowania, które pozwoli na porównanie z profilami
    genetycznymi odnalezionych ofiar materiału DNA pochodzącego od ich dalekich krewnych.

    Rektor apelował też o dalsze przekazywanie materiału genetycznego krewnych osób, które padły ofiarą terroru komunistycznego.

    Jak nie będziemy mieli materiału porównawczego, to nie będziemy w stanie
    zidentyfikować, mimo postępu nauki, ofiar. Te techniki są coraz lepsze, ale bez porównania,
    odniesienia tego profilu indywidualnej osoby nie jesteśmy w stanie określić kto to jest


    podkreślił Ciechanowicz. Przypomniał też, że z ok. 200 osób, których szczątki dotychczas wydobyto
    na Łączce, z imienia i nazwiska znanych jest 28 żołnierzy antykomunistycznego podziemia, w tym tak
    legendarne postaci jak mjr Zygmunt Szendzielarz ps. Łupaszka oraz mjr Hieronim Dekutowski ps. Zapora.

    W spotkaniu parlamentarnego zespołu, którego tematem był stan prac ekshumacyjnych, proces
    identyfikacji oraz upamiętnienie Żołnierzy Wyklętych, wzięli udział posłowie (w większości PiS), a
    także krewni ofiar, którzy pytali m.in. o prace nad budową Panteonu Narodowego. Ma on godnie
    upamiętnić żołnierzy podziemia niepodległościowego, którzy po 1945 r. opierali się sowietyzacji
    Polski. W odpowiedzi sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert
    poinformował, że konkurs na projekt panteonu może zostać ogłoszony przez Radę dopiero po
    zakończeniu prac na Łączce, gdy uda ustalić się liczbę ofiar oraz ostateczne granice miejsca, na
    którym panteon ma zostać zbudowany.




    Guziki z orłem w koronie

    Trzy szkielety odsłonili badacze podczas pierwszego dnia prac na terenie aresztu śledczego w Białymstoku

    zdjecie

    Trzy ludzkie szkielety odsłonili badacze
    podczas pierwszego dnia prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na terenie
    aresztu śledczego w Białymstoku.

    – Weszliśmy do piwnicy pod „blaszakiem”. Już są trzy ofiary,
    widziałem także przedwojenne guziki z orzełkiem w koronie od munduru,
    prawdopodobnie oficerski. Sytuacja cały czas się zmienia –poinformował
    „Nasz Dziennik” prowadzący śledztwo prokurator Zbigniew Kulikowski z
    Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w
    Białymstoku. Wkrótce ma się pojawić tam ekipa budowlana, która usunie
    betonowe ogrodzenie, pod którym prowadzone będą wykopy sondażowe. –
    Wystąpiły pewne problemy techniczne związane z demontażem płotu, przez
    co mamy mały poślizg. Powinniśmy już dzisiaj wejść pod te silosy, które
    się ciągną wzdłuż płotu, ale mam nadzieję, że jutro uda nam się
    rozpocząć ten etap prac – powiedział nam z kolei dr Marcin Zwolski z
    białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, który jest na
    miejscu badań.

    Niewielka jama

    Piwnica, w której odsłonięto dziś trzy szkielety, łącznie z tym
    ujawnionym w wykopie sondażowym w maju, nie jest dużych rozmiarów, ma
    około 180 na 80 centymetrów. Praca przy sztucznym świetle jest ciężka –
    jest mało miejsca, a sypki piach, który tam występuje, utrudnia i
    wydłuża poszukiwania szczątków. Trzeba bowiem co pewien czas na nowo
    umacniać wykop i oczyszczać go z ziemi, która się do niego dostała. –
    Podejrzewam, że dzisiaj pracy w piwnicy nie skończymy. To jest niewielka
    piwnica i niewielka jama grobowa, ale mieliśmy już doświadczenie, że
    przy takich małych jamach grobowych ilości wydobywanych szkieletów były
    potężne. Musimy najpierw dokopać się do końca jamy grobowej, by
    stwierdzić, ile szczątków w niej spoczywało – dodaje Marcin Zwolski.

    Badacze dopiero dokopali się do szczątków ludzkich, odkryli górną
    warstwę ziemi, lecz nie odsłonili całych czaszek, by można było
    jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości stwierdzić, czy noszą one ślady
    po postrzałach. Ale Tomasz Danilecki z białostockiego IPN powiedział, że
    w jednej z czaszek stwierdzono otwór przypominający otwór wlotowy i
    wylotowy powstały w wyniku postrzału z broni palnej. Będą to mogły
    potwierdzić szczegółowe badania. Eksperci pracujący w areszcie
    spodziewają się, że pod znalezionymi szkieletami znajdować się mogą
    kolejne szczątki ludzkie. – To początek, szkielety nie są jeszcze w
    całości odsłonięte. Może będzie ich więcej, ale tego jeszcze nie wiemy.
    Wśród szczątków, które są dobrze zachowane, znaleźliśmy do tej pory
    jeden guzik z orłem w koronie. Szkielety są w układzie anatomicznym,
    wrzucone do dołu – informuje „Nasz Dziennik” pracujący na terenie
    dawnego więzienia UB dr Andrzej Ossowski, szef Polskiej Bazy Genetycznej
    Ofiar Totalitaryzmów.

    Dodatkowo ekipa rozpoczęła pierwszy wykop sondażowy na przedłużeniu
    pola grobowego. –Na razie daje on wynik negatywny. Chcemy określić
    ostateczny kształt i rozmiar pola grobowego, stąd te sondaże, których
    zamierzamy sporo wykonać – stwierdza dr Zwolski. W pracach pomaga ekipie
    dron, który lata nad wykopami. Prokurator Kulikowski zaznacza, że
    zdjęcia wykonane z lotu ptaka wzbogacą dokumentację.

    Szczątki pod ogrodzeniem

    Wszystkie te prace odbywają się w ramach śledztwa dotyczącego zbrodni
    popełnionych na terenie aresztu przez funkcjonariuszy komunistycznej
    bezpieki, sowieckiej i polskiej, w latach 1939-1956. W 1939 roku
    Białystok został włączony do ZSRS i do czerwca 1941 roku trwała tu
    sowiecka okupacja. Armia Czerwona ponownie zajęła te tereny w 1944 roku.
    Podczas kolejnego etapu prac planowane jest przeprowadzenie eksploracji
    betonowych silosów znajdujących się wzdłuż północnej części ogrodzenia.
    W trakcie poprzednich wstępnych badań stwierdzono, że pod nimi również
    są szczątki ludzkie. Ponadto wykonywane będą prace sondażowe wzdłuż
    płotu oddzielającego teren jednostki Straży Granicznej, a także wokół
    znajdujących się dalej bloków mieszkalnych. – Bloki te zostały
    postawione na terenie dawnego ogrodu więziennego. Są relacje mówiące o
    tym, że podczas ich budowy odnajdywano szczątki ludzkie –twierdzi dr
    Marcin Zwolski. W pasie wzdłuż płotu Straży Granicznej stoją obecnie
    pomieszczenia gospodarcze aresztu śledczego.

    Historyk dodaje, że prace prowadzone w tym pasie wiosną pozwoliły
    odnaleźć nowe jamy grobowe i nie można wykluczyć, że również pod tymi
    pomieszczeniami są szczątki ludzkie. Ta część działań ekspertów potrwa
    trzy tygodnie, nie będzie to jednak ostatni etap. – Obszar, na którym
    jeszcze mogą znajdować się szczątki, jest być może nawet kilkakrotnie
    większy niż ten, który został przebadany do tej pory. Dlatego prace będą
    prawdopodobnie kontynuowane również wiosną przyszłego roku –mówi prok.
    Zbigniew Kulikowski.

    Dotychczas na terenie dawnego ogrodu więziennego z ponad dwudziestu
    jam grobowych wydobyto szczątki blisko 200 osób: mężczyzn, kobiet i
    dzieci. To ofiary zbrodni komunistycznych oraz tych dokonywanych przez
    Niemców w latach 1941-1944. Przy zwłokach znaleziono m.in. łuski z broni
    sowieckiej i niemieckiej. Wydobyte dotychczas szczątki przechowywane są
    w jednym z zakładów pogrzebowych w Białymstoku. Po wrześniowym etapie
    prac planowane jest uroczyste przeniesienie szczątków do pomieszczeń
    specjalnie przygotowanych w podziemiach kościoła Ducha Świętego w
    Białymstoku. Po zakończeniu całej ekshumacji planowany jest uroczysty
    pogrzeb ofiar.

    Piotr Czartoryski-Sziler


    Czy to „Inka” i „Zagończyk”?

    Na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odkryto cztery tajemnicze pochówki

    zdjecie

    Na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odkryto
    cztery tajemnicze pochówki. W jednej z trzech jam leżą obok siebie
    szczątki dwóch osób.

    Istnieje kilka przesłanek, które mogą pomóc w identyfikacji Danuty Siedzikówny i jej przełożonego mjr. Feliksa Selmanowicza.

    Jedna z nich mówi o tym, że ich szczątki mogą spoczywać w jednej
    jamie grobowej. Choć jest jeszcze za wcześnie, by móc stwierdzić, czy
    odnalezione szkielety to szczątki „Inki” i „Zagończyka”, to odkrycie
    wyraźnie poruszyło ekipę.

    – Z pewnością są to bardzo tajemnicze pochówki, na głębokości, na
    której nigdy nie powinny się znaleźć. Mamy je tutaj na głębokości ok. 40
    cm, 4 półtrumny obok siebie, tzn. bardziej drewniane skrzynie albo
    trumny bez wieka, posiadające tylko spodnią część – relacjonuje „Naszemu
    Dziennikowi” prof. Krzysztof Szwagrzyk.

    Wykop ze szczątkami, które spoczywają w trzech grobach, jest pod fragmentem chodnika, który ekipa systematycznie zdejmuje.

    Przy szkieletach znaleziono kilka rzeczy osobistych, wśród nich
    medalik i jakąś klamerkę. Z medalika na razie niczego nie można
    odczytać.

    – W tej chwili eksplorujemy jamę grobową. Po podjęciu szczątków, ich
    oczyszczeniu i analizie przez lekarza medycyny sądowej będziemy mogli
    coś więcej powiedzieć o tych szkieletach. Czy są to szkielety męskie czy
    żeńskie, czy mamy jakieś ślady po uszkodzeniach czy nie, czy możemy
    określić, że te osoby były zamęczone czy stracone – mówi prof.
    Szwagrzyk.

    Historycy mają szereg hipotez, które wciąż czekają na potwierdzenie
    przez wyniki badań medycznych. Dopytywany o prawdopodobieństwo
    natrafienia na grób Siedzikówny i Selmanowicza dr Łukasz Szleszkowski z
    Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu pracujący w
    Gdańsku odpowiada, że na razie to myślenie życzeniowe.

    – Musimy być krytyczni. Na razie jesteśmy na etapie analizowania
    danych, które zbieramy. Ciała spoczywają obok siebie w jednej jamie
    grobowej, czyli byli pochowani w jednym grobie. Szczątki trzeba podjąć i
    oczyścić, by cokolwiek móc powiedzieć – dodaje Szleszkowski. Ekipa jest
    na razie na etapie odsłaniania i opisywania szczątków.

    – Sam będę teraz opisywał ich ułożenie. Mogę tylko powiedzieć, że
    jedne szczątki są z jakimiś obrażeniami głowy, czaszka nosi ślady
    wielokrotnego złamania. O jakim charakterze, tego jeszcze nie wiadomo –
    tłumaczy lekarz.

    Pochówki więzienne

    Odkryte płytkie pochówki są wyjątkowo zastanawiające. Nie wiadomo
    jednak, czy ziemia w tym miejscu nie była kiedyś spychana.
    Nielakierowane, zbite skrzynie, bez żadnych ozdób, w których spoczywają
    kości, przypominają „trumny” z cmentarza we Wrocławiu.

    – Na pewno nie jest to typowa trumna do pochówku. Takie trumny
    spotykaliśmy na Osobowicach. Tam wszyscy więźniowie, a było ich 299,
    spoczywali w takich prostych trumnach, ale na pewno nie na tak małej
    głębokości – wskazuje dr Szleszkowski.

    – Chciałbym znać odpowiedź na pytanie, czemu te pochówki są tak
    płytko. Mamy kilka hipotez, ale wydaje mi się, że żadna z nich nie jest
    na tyle interesująca czy umotywowana wynikami naukowymi, żebym mógł ją
    ujawniać –dodaje prof. Krzysztof Szwagrzyk.

    Kwatera, która jest odsłaniana, przestała być używana na początku lat
    50. Potem przez ponad 40 lat składowano tutaj różnego rodzaju śmieci,
    wysypywano gruz. W 1995r. dopuszczono tu kolejne pochówki.

    – Teren był niwelowany, być może ta warstwa, na której w tej chwili
    stoimy, nie jest to warstwa pierwotna, być może zostało tu zdjęte pół
    metra ziemi i stąd jest taka głębokość. Ale nawet gdybyśmy te pół metra
    dodali, to i tak nie są to pochówki naturalne. Są to jakieś dziwne
    pochówki, o których dzisiaj jeszcze na pewno nie powiem, że są
    więzienne. Za wcześnie na to – stwierdza profesor.

    Kwatera eksplorowana przez ekipę prof. Szwagrzyka ma co najmniej trzy
    poziomy pochówków. Współczesne, wykonane po 1995r., z lat 40. i
    początku lat 50. oraz pochówki z lat 20.

    – Myślę, że pod chodnikiem mogą być następne pochówki, sądząc po
    układzie tego pierwszego szkieletu znalezionego przy pomniku i tych
    czterech odkrytych. Żeby to potwierdzić, potrzebujemy jeszcze kilku dni
    pracy – informuje prof. Krzysztof Szwagrzyk.

    Pierwszy szkielet, na który natrafiono w czwartek, znajdował się na
    głębokości około 60 cm, ofiara była pochowana w półtrumnie. Znaleziono
    przy niej klamerkę. –To szczątki mężczyzny w wieku ok. 40 lat, na
    czaszce nie widać obrażeń – opowiada dr Szleszkowski.

    Pozostałe sondaże przyniosły na razie wynik negatywny. Na głębokości
    prawie 3 metrów ciągle zalega w nich wyłącznie gruz. A to oznacza, że
    istniało w tym miejscu jakieś wielkie obniżenie terenu, być może lej po
    bombie. Nie znaleziono tu żad- nych szczątków.

    Piotr Czartoryski-Sziler Gdańsk

    Wydobyto kolejne szczątki

    Szczątki 27 osób wydobyto od początku tygodnia na terenie aresztu śledczego w Białymstoku. ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

    http://naszdziennik.pl/galeria/97183,prace-ekshumacyjne-w-bialymstoku.html

    zdjecie

    ------------------------------------------------

    Grabowskiego ps. „Puszczyk” pochowanych prawdopodobnie na terenie dziedzińca dawnego UB


    ZOBACZ ZDJĘCIA z prac w Mławie:

    Dowódca ostatniego patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego
    działającego na Mazowszu północnym, por. Wacław Grabowski „Puszczyk”
    zginął 5 lipca 1953 roku w walce z 1300-osobową obławą UB-KBW. Wraz z nim, podczas próby przebicia się przez pierścień okrążenia w pobliżu wsi Niedziałki poległo sześciu jego żołnierzy. Propaganda KBW uznała to za ogromny sukces rozpowszechniając m. in. to drastyczne zdjęcie zwłok poległych żołnierzy.


    Wtorek, 9 września 2014

    Komunikat w sprawie przebiegu prac ekshumacyjnych na terenie przy Areszcie Śledczym w Białymstoku

    W dniu dzisiejszym (9.09.2014 r.) ekipa prowadząca prace
    ekshumacyjne przy Areszcie Śledczym w Białymstoku wydobyła szczątki
    trzech mężczyzn odnalezione wczoraj w piwnicy znajdującej się na terenie
    dawnego ogrodu przy Areszcie

  • Wtorek, 9 września 2014

    Spotkanie z mediami dotyczące poszukiwań miejsc pochówku Danuty Siedzikówny „Inki” oraz Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”

    W dniu 10 września br. (środa) o godz. 13.00 na Cmentarzu
    Garnizonowym w Gdańsku przy ul. Giełguda na terenie kwatery nr 14
    odbędzie się spotkanie z mediami w związku z

  • Poniedziałek, 8 września 2014

    Komunikat dotyczący ekshumacji przy Areszcie Śledczym w Białymstoku, 8 września 2014

    Szczątki trzech osób zostały odnalezione w piwnicy zlokalizowanej
    pod wiatą stojącą przy ogrodzeniu oddzielającym dawny ogród więzienny
    Aresztu Śledczego od posesji Straży Granicznej. Szczątki są ułożone w
    układzie anatomicznym. Przy

  • Poniedziałek, 8 września 2014

    Na „Łączce” zakończyły się prace poszukiwawcze, których celem było ostateczne wyznaczenie granic dawnego pola pochówków

    8 września 2014 r. na tzw. Łączce na Cmentarzu Wojskowym na
    Powązkach w Warszawie zakończyły się prace poszukiwawcze których celem
    było ostateczne wyznaczenie granic dawnego pola gdzie dokonywano tajnych
    pochówków

  • IPN wystąpił o dofinansowanie badań z Ministerstwa Finansów

    Uruchomienie rezerwy budżetowej IPN–u na dofinansowanie badań genetycznych Żołnierzy Wyklętych w rękach Ministra Finansów.

    Resort finansów analizuje wniosek IPN, który ma umożliwić
    uruchomienie środków z rezerwy budżetowej z przeznaczeniem na
    identyfikację odnalezionych szczątków ofiar zbrodni komunistycznych,
    między innymi na warszawskiej „Łączce – sprawą zajął się “Nasz
    Dziennik”.

    Do Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego przez IPN miała trafić rezerwa
    miliona złotych. Tymczasem okazuje się, że nie może zostać uruchomiona.

    Prezes IPN skarży się, że sprzeciwia się temu Ministerstwo Finansów,
    które uznało, że w obecnym stanie prawnym nie można uruchomić środków i
    przekazać ich uczelni.

    IPN udało się wstępnie uzgodnić z resortem taką procedurę, która
    byłaby do zaakceptowania. Instytut wystąpił o formalną zmianę celu
    przeznaczenia środków rezerwy, choć w praktyce zostałyby one
    przeznaczone na identyfikację szczątków. Ostatecznie o losie środków
    zadecydują jednak urzędnicy Ministerstwa Finansów.


  • Poszukają „Puszczyka” pod garażami

    Badaczom nie udało się dotychczas natrafić na szczątki żołnierzy oddziału Wacława Grabowskiego zamordowanych przez UB

    zdjecie


    Tajemnica dokumentów „Roga”

    Do białostockiego IPN wpłynęła sensacyjna relacja świadków na temat oddziału,
    którym dowodził chor. Hieronim Rogiński

    zdjecie



    Efekty ekshumacji w Białymstoku

    Kończy się kolejny etap prac ekshumacyjnych w białostockim areszcie śledczym

    zdjecie

    Szkielety 86 osób odnaleziono na terenie aresztu śledczego w
    Białymstoku, w ramach kolejnego etapu prac ekshumacyjnych, związanych ze
    śledztwami pionu śledczego IPN w Białymstoku. Na przyszły rok
    zaplanowano co najmniej jeszcze dwa etapy tych prac.

    Prace na terenie aresztu związane są ze śledztwami Instytutu
    dotyczącymi zbrodni funkcjonariuszy państwa komunistycznego w latach
    1939-1956.

    Badania rozpoczęły się w ubiegłym roku, wtedy w lipcu i październiku
    odkryto pierwsze szczątki. Na większą skalę prace kontynuowano w maju
    tego roku, teraz kończy się kolejny, 3-tygodniowy etap. W czwartek
    podsumowano go na konferencji prasowej w białostockim oddziale IPN.

    W czasie prowadzonych we wrześniu prac udało się odnaleźć i wydobyć z
    19 jam grobowych szczątki 86 osób, w tym 28 dzieci. Przy szczątkach
    znajdowano rzeczy osobiste (m.in. medaliki i krzyżyki), guziki od
    mundurów i płaszczy wojskowych (w tym również z okresu powojennego),
    amunicję. Znaleziono również polską monetę 10-groszową z 1949 r.

    Biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe prace, na terenie aresztu
    odnaleziono szczątki w sumie ponad 280 osób. W pracach uczestniczą
    prokuratorzy i historycy IPN oraz m.in. archeolodzy, antropolodzy i
    genetycy, w tym specjaliści z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar
    Totalitaryzmów (PBGOT).

    - Z punktu widzenia prawnego jednoznacznie twierdzę, że mamy do
    czynienia z wielką zbrodnią przeciwko ludności, z ludobójstwem.
    Planujemy jeszcze co najmniej dwa etapy prac w przyszłym roku i może
    wtedy będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, ile jest tych ludzkich
    szczątków - mówił dziennikarzom prokurator IPN Zbigniew Kulikowski.

    Dr Andrzej Ossowski z PBGOT, specjalista z zakresu genetyki i
    kryminalistyki, poinformował, że niedługo rozpoczną się badania
    genetyczne - czyli próba ustalenia tożsamości osób, których szczątki
    odnaleziono.




    Będą dalsze identyfikacje

    IPN otrzyma dodatkowe pieniądze na badania identyfikacyjne DNA szczątków ofiar



    Instytut Pamięci Narodowej jeszcze w tym roku
    będzie mógł skorzystać z rezerwy celowej 1 mln zł na badania
    identyfikacyjne DNA szczątków ofiar komunistycznej bezpieki. Pozytywną
    opinię w tej sprawie wydała sejmowa komisja finansów; zgodził się na to
    także minister finansów.

    Komisja jednomyślnie poparła propozycję IPN, wcześniej pozytywnie
    zaopiniowaną przez ministra finansów, dotyczącą wykorzystania rezerwy
    celowej w wysokości 1 mln zł na badania identyfikacyjno-genetyczne
    szczątków ofiar komunizmu. Poszukiwania ofiar - żołnierzy podziemia
    niepodległościowego, którzy po wojnie opierali się sowietyzacji Polski -
    IPN prowadzi m.in. w Warszawie, Białymstoku i Gdańsku.

    - Zmiana ta dotyczy [...] jednego z priorytetowych badań Instytutu
    związanych z ustalaniem tożsamości osób, które zostały pozbawione życia w
    związku z popełnieniem zbrodni komunistycznych. Ma ona na celu
    uruchomienie jeszcze w tym roku i zrealizowanie wszystkich zaplanowanych
    na ten rok identyfikacji. Kwota ta została podzielona: część tych
    środków będzie realizowana w oddziale białostockim, część w oddziale
    warszawskim - tam, gdzie odnaleziono największą ilość szczątków -
    powiedział dyrektor generalny IPN Jacek Paszkiet.

    Według niego, uruchomienie rezerwy celowej jest niezbędne do
    zakończenia wszystkich prac zaplanowanych na rok 2014. - Jednocześnie
    chciałem zaznaczyć, że zarówno śledztwa, jak i projekt ma charakter
    rozwojowy i planowane są kolejne odkrycia, które będą skutkowały
    zwiększeniem wydatków na cele identyfikacyjne w przyszłym roku, jak i w
    latach kolejnych - dodał.

    Posłowie sejmowej komisji finansów nie zgłaszali uwag do wniosku.
    Zgodnie z nim zmianie przeznaczenia ulega kwota 650 tys. zł z rezerwy
    celowej na badania identyfikacyjne, która pierwotnie miała trafić do
    Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie (uczelnia ta prowadzi
    Polską Bazę Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów). Pieniądze te będą
    wykorzystane na prowadzenie przez IPN śledztw dot. zbrodni
    komunistycznych, w tym m.in. na badania identyfikacyjne szczątków ofiar.
    Pozostała kwota 350 tys. zł, już za pośrednictwem Ministerstwa Zdrowia,
    trafi do uczelni medycznej w Szczecinie.

    Dyrektor Paszkiet poinformował, że jeszcze we wrześniu IPN wskaże,
    gdzie środki z rezerwy celowej należy przelać. - To będą dwa oddziały:
    białostocki i warszawski, czyli te oddziały, w których prokuratorzy
    prowadzą śledztwa w sprawach zbrodni komunistycznych - powiedział.
    Przypomniał też, że z wydobytych szczątków ofiar komunistycznej bezpieki
    zostały już pobrane próbki DNA. - To jest dosyć złożony proces, wymaga
    pobrania materiału porównawczego od żyjących członków rodzin i przez
    szereg prób dokonuje się porównania materiału genetycznego. To są bardzo
    kosztowne badania, długotrwałe i stąd tak złożona procedura - tłumaczył
    dyrektor.

    Pieniądze z rezerwy celowej - jak wcześniej informował IPN - mają
    umożliwić zakupienie specjalistycznych narzędzi informatycznych, które
    pozwolą na porównanie z profilami genetycznymi odnalezionych ofiar
    materiału DNA pochodzącego od ich dalekich krewnych. Dotyczy to m.in.
    dalszej identyfikacji szczątków osób, które w latach 2012-2013 wydobyto
    na Łączce cmentarza Wojskowego na Powązkach. Do tej pory udało się
    zidentyfikować 28 osób; wśród nich byli wybitni dowódcy AK, mjr Zygmunt
    Szendzielarz ps. Łupaszko i mjr Hieronim Dekutowski ps. Zapora. Nadal
    poszukiwani są gen. August Emil Fieldorf oraz rotmistrz Witold Pilecki.

    Prace dotyczące ofiar komunizmu prowadzone są w ramach
    ogólnopolskiego projektu naukowo-badawczego Poszukiwania nieznanych
    miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956. W
    projekcie tym uczestniczą IPN, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa,
    Ministerstwo Sprawiedliwości oraz uczelnie medyczne ze Szczecina i
    Wrocławia.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    166. Znamy kolejne ofiary komunizmu z Łączki

    Dionizy Sosnowski, Zygmunt Szymanowski, Ludwik Jan Świder, Aleksander Tomaszewski, Julian Czerwiakowski, Bolesław Częścik, Stefan Głowacki i Bolesław Kontrym - to nazwiska kolejnych osób, które udało się zidentyfikować po ekshumacjach na Łączce.

    Uroczystość z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego odbyła się w Pałacu Prezydenckim. Ceremonia ma związek z przypadającą 27 września br. 75. rocznicą powstania Polskiego Państwa Podziemnego.

    Wyniki identyfikacji ogłosił Instytut Pamięci Narodowej, który od kilku lat w całej Polsce prowadzi systematyczne poszukiwania tajnych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. IPN podkreśla, że wszystkim polskim żołnierzom, którzy po drugiej wojnie światowej walczyli z sowietyzacją Polski, należy przywrócić imię i nazwisko oraz przypomnieć o ich zasługach.

    Na uroczystość do Belwederu przybyli krewni ofiar, którzy otrzymają od IPN noty identyfikacyjne swoich bliskich. Obecni są m.in. prezes IPN Łukasz Kamiński, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert, przedstawiciele MON, wojska, resortu sprawiedliwości.

    Do tej pory na tzw. Łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie wydobyto szczątki ok. 200 osób, z których udało się zidentyfikować 28 żołnierzy, w tym z Armii Krajowej i Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".

    http://www.naszdziennik.pl/polska/100217,znamy-kolejne-ofiary-komunizmu....


    Zbrodnie, o których się milczy

    „To są pola śmierci” –„New York Times” o odkryciach na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku

    zdjecie

    „To nie są cmentarze. To są pola śmierci” – napisał „New York Times” na temat odkryć na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku.

    Nowojorski dziennik postanowił bliżej przyjrzeć się pracom
    ekshumacyjnym trwającym na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku,
    związanym ze śledztwami IPN dotyczącymi m.in. zbrodni funkcjonariuszy
    komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Sformułowanie „pola śmierci”,
    które wybija ten jeden z najpoczytniejszych amerykańskich dzienników, to
    słowa prowadzącego śledztwo na terenie aresztu prokuratora IPN
    Zbigniewa Kulikowskiego. Użył on takiego sformułowania, ponieważ w tym
    budynku dokonywano egzekucji, a także chowano osoby zamordowane w
    trakcie śledztw, zmarłe z głodu i w wyniku epidemii panujących w
    areszcie.

    Prace poszukiwawcze na terenie aresztu rozpoczęły się w ubiegłym
    roku, wtedy w lipcu i październiku odkryto pierwsze szczątki. Na większą
    skalę kontynuowano je w maju tego roku. W sumie dotąd odnaleziono
    szczątki ok. 200 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Przy zwłokach
    znaleziono m.in. łuski z broni sowieckiej i niemieckiej. W zgodnej
    ocenie prokuratorów i historyków IPN, to szczątki ofiar zbrodni
    komunistycznych i nazistowskich.

    „Odnalezieni to jednak nie tylko ofiary wojny z ręki Sowietów czy
    nazistów, co do których panuje zgodna ocena, lecz także zabici w czasie
    postwojennej ery komunistycznej w Polsce przez wewnętrzne służby
    bezpieczeństwa, do których podejście w Polsce wciąż jest bardzo
    skomplikowane” – pisze „NYT”.

    Dlatego, jak zauważa gazeta, w naszym kraju wciąż istnieją
    środowiska, które nie chciałyby, aby te odkrycia badano zbyt dokładnie.
    Nowojorski dziennik cytuje badaczy z Polski, którzy zwracają uwagę, że
    temat zbrodni UB i SB nie przebija się do mainstreamowych mediów w
    naszym kraju. Ponadto zwraca uwagę na fakt, iż naukowcy, którzy są
    szczególnie blisko tych kwestii, niejednokrotnie stawali się ofiarami
    przemocy lub otrzymywali anonimowe groźby. „Pomimo że pokolenie wojny
    już dziś bardzo się zestarzało, a zagrożenie zdecydowanie zmalało, wciąż
    panuje niechęć do tego, aby dotykać bardzo głęboko tego, co się tam
    stało” – czytamy w „NYT”. W ocenie komentatorów dziennika, część ludzi
    uważa, że po prostu „nie poruszać tej sprawy jest bezpieczniej”.

    Według historyków IPN, teren obecnego Aresztu Śledczego w
    Białymstoku, czyli dawnego Więzienia Karno-Śledczego przy ul. Kopernika,
    jest jednym z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji
    ofiar białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa. Wyniki prac przeprowadzonych
    tam w maju zaskoczyły ich o tyle, że były odkrywane nie tylko pochówki
    mężczyzn, czego się spodziewano, ale też kobiet i dzieci, w tym
    niemowląt.

    Łukasz Sianożęcki



    Inicjatywa ws. poszukiwań ofiar komunizmu - wkrótce w Sejmie

    Kancelaria Prezydenta RP kończy prace nad nowelizacją przepisów,
    które pozwolą IPN zakończyć poszukiwania ofiar komunizmu z lat 1944-1956
    oraz godnie je upamiętnić. Projekt zmiany prawa wpłynie do Sejmu
    najpóźniej w listopadzie.
    Prezydent Bronisław Komorowski dostrzegając trudności prawne
    związane z poszukiwaniami polskich bohaterów powojennego podziemia
    niepodległościowego, którzy po wykonaniu na nich przez UB wyroków
    śmierci trafiali do bezimiennych dołów, zlecił podjęcie niezbędnych prac
    legislacyjnych. W tym momencie prace te kończymy i wkrótce, w
    październiku, najpóźniej w listopadzie, będzie gotowy projekt -
    powiedział PAP Krzysztof H. Łaszkiewicz, Sekretarz Stanu w Kancelarii
    Prezydenta RP. 

    Potrzeba nowelizacji przepisów wiąże się z obecną sytuacją na Łączce
    Cmentarza Wojskowego w Warszawie, gdzie przeszkodą w kontynuowaniu
    przez IPN ekshumacji szczątków ofiar z lat 40. i 50. są znajdujące się
    nad nimi groby z lat 80. Ich przeniesienie wymaga uzyskania zgody, jak
    ocenia IPN, kilku tysięcy krewnych pochowanych tam osób, co jest
    zadaniem niewykonalnym.

    W latach 1982-1984 pochowano tam ok. 200 osób uznanych za zasłużone
    dla państwa. Zasłużeni byli m.in. wyższymi oficerami Wojska Polskiego -
    służb medycznych, inżynieryjnych, logistycznych. Na terenie tym chowano
    także sędziów okresu stalinowskiego, oficerów Ministerstwa
    Bezpieczeństwa Publicznego i Informacji Wojskowej. Tymczasem wśród
    poszukiwanych przez IPN na Łączce ofiar UB są wybitne postaci polskiej
    historii, m.in. gen. August Emil Fieldorf i rtm. Witold Pilecki.

    - Pamiętajmy jednak, że przygotowywana nowelizacja dotyczyć będzie
    podobnych trudności w innych miejscach Polski, gdzie władze PRL celowo
    zgadzały się na budowanie grobów tam, gdzie wcześniej były ukrywane
    zwłoki żołnierzy, by już na zawsze zatrzeć o nich pamięć - dodał
    Łaszkiewicz. Poza Warszawą poszukiwania IPN prowadzone są m.in. w
    Białymstoku, Gdańsku i na Opolszczyźnie.

    Projekt nowelizacji będzie dotyczył trzech ustaw: o Instytucie
    Pamięci Narodowej, o grobach i cmentarzach wojennych, o cmentarzach i
    chowaniu zmarłych. Najważniejsza zmiana - jak tłumaczył PAP Krzysztof H.
    Łaszkiewicz - będzie polegała na tym, że będzie można z urzędu
    przenieść na stałe groby współczesne, o ile pod nimi będą znajdować się
    szczątki ofiar wojny, w tym zbrodni komunistycznych z lat 40. i 50.
    Chodzi m.in. o to, by w takim miejscu można było wznieść pomniki lub
    mauzolea upamiętniające ofiary totalitarnych represji.

    - Decyzję o przeniesieniu nagrobków będzie podejmował wojewoda, w
    którego kompetencjach leży opieka nad grobami wojennymi, w tym ofiar
    represji z lat 1944-1956. Decyzja ta będzie mogła być podjęta wyłącznie
    na wniosek Instytutu Pamięci Narodowej, który wcześniej stwierdzi, że
    na terenie danej nekropolii znajdują się szczątki ofiar - powiedział
    minister.

    Do tej pory prawo umożliwia przeniesienie grobów wyłącznie na
    umotywowaną prośbę lub za zgodą krewnych pochowanych osób (przy
    akceptacji inspektora sanitarnego). Nowelizacja wprowadzi przepisy,
    które zobligują wojewodę do podjęcia rozmów z krewnymi, tak by w pełni
    uszanować ich prawa. W przypadku odmowy rodzin na przeniesienie grobów
    ostateczną decyzję będzie podejmował wojewoda, mając na względzie
    interes publiczny.

    Po zmianie przepisów IPN zamierza wznowić prace i dokończyć
    wydobywanie szczątków ofiar; następnie Rada Ochrony Pamięci Walk i
    Męczeństwa ma sfinansować budowę Panteonu Narodowego, upamiętniającego
    żołnierzy antykomunistycznego podziemia.

    W latach 1944-1956 wskutek terroru komunistycznego w Polsce śmierć
    poniosło - jak szacuje IPN - ponad 50 tys. osób, którzy zginęli na mocy
    wyroków sądowych, zostali zamordowani lub zmarli w siedzibach Urzędów
    Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, więzieniach i obozach, a także
    zginęli w walce lub w trakcie działań pacyfikacyjnych. Znaczną część
    ofiar stanowili żołnierze podziemia niepodległościowego. Ich ciała
    grzebano w utajnionych i w większości nieznanych do dziś miejscach; na i
    w pobliżu cmentarzy, w pobliżu siedzib aparatu bezpieczeństwa, w
    lasach i na poligonach wojskowych.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    167. Przeniosą szczątki osób

    Przeniosą szczątki osób wydobytych przez IPN

    Przeniosą szczątki osób wydobytych przez IPN

    Wydobyte przez Instytut Pamięci Narodowej na cmentarzu
    przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie szczątki ludzkie trafią na inny...
    czytaj dalej »


    Wydobyte przez Instytut Pamięci Narodowej na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej szczątki
    ludzkie trafią na Cmentarz Komunalny Północny, gdzie tymczasowo są
    przechowywane prochy ok. 200 ofiar komunizmu - poinformowała Rada
    Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

    To szczątki czterech osób, które - jak poinformował PAP naczelnik
    wydziału krajowego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Adam Siwek -
    trafią najpóźniej w czwartek na Cmentarz Północny.
    Jest to tymczasowe miejsce przechowywania szczątków ok. 200 osób,
    które wydobyto podczas prac archeologiczno-ekshumacyjnych na Łączce
    Cmentarza Wojskowego, gdzie w przyszłości mają zostać pochowane w
    Panteonie Narodowym. Prace te, którymi kieruje IPN, mają na celu
    odnalezienie ofiar komunistycznej bezpieki z lat 1944-1956.O przekazaniu szczątków Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
    zdecydowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Wstępne badania wskazują,
    że szczątki te pochodzą sprzed 50-60 lat. O dalszym postępowaniu w tej
    sprawie prokuratura ma poinformować pod koniec października.

    - Mokotowscy prokuratorzy czekają jeszcze na ostateczną i całościową
    opinię z badania tych szczątków. Ustalili z biegłymi, że ma ona wpłynąć
    do końca miesiąca. Postępowanie zmierza więc ku końcowi i w tym miesiącu
    można się spodziewać decyzji w tej sprawie - powiedział w środę PAP
    rzecznik prasowy warszawskiej prokuratury okręgowej prok. Przemysław
    Nowak.

    W pierwszej dekadzie lipca prace archeologiczno-sondażowe na
    stołecznym cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej prowadził zespół IPN pod
    kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Celem tych prac było
    określenie lokalizacji i rozmiarów obszaru, gdzie w latach 1946-1948
    dokonywano potajemnych pochówków ofiar terroru komunistycznego.

    Cztery szkielety

    Poszukiwania od 30 czerwca do 10 lipca prowadzono w alejkach
    cmentarza między grobami. W ich wyniku poza oficjalnie istniejącymi
    grobami odnaleziono szczątki 21 osób. Wydobyto cztery szkielety, które
    następnie, na wniosek pionu śledczego IPN, przejęła Prokuratura
    Rejonowa Warszawa-Mokotów i zabezpieczyła w Zakładzie Medycyny Sądowej w
    Warszawie. Zgodnie z art. 155 Kodeksu karnego prokuratura rejonowa
    wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci czterech
    nieustalonych osób.

    Obecnie prokuratorzy IPN nie prowadzą śledztwa, w ramach którego
    mogły być dokonywane czynności procesowe na cmentarzu przy ul.
    Wałbrzyskiej. Ewentualne wszczęcie śledztwa ws. zbrodni komunistycznej w
    tym miejscu będzie możliwe dopiero po oficjalnym zakończeniu
    postępowania przez prokuraturę powszechną.

    Największy cmentarz ofiar komunizmu

    Na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej nadal pozostają do wydobycia
    szczątki pozostałych 17 osób, ujawnionych i z powrotem zasypanych
    ziemią przez ekipę prof. Szwagrzyka. Nie mogły one zostać ekshumowane,
    ponieważ pod alejkami cmentarza znajdowały się tylko części szkieletów,
    a ich pozostałe fragmenty znajdowały się pod istniejącymi tam grobami.

    Cmentarz parafii św. Katarzyny przy ul. Wałbrzyskiej, to – poza
    Łączką na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach oraz Cmentarzem Bródnowskim –
    największe pole grzebalne ofiar komunizmu w Polsce.

    W ocenie prof. Szwagrzyka, w latach 1946-1948 komuniści pochowali na
    nim kilkaset, a być może nawet ok. tysiąca osób. Na cmentarzu na
    Służewcu spoczywają nie tylko byli więźniowie aresztu na Mokotowie, ale
    również innych warszawskich więzień, aresztów oraz obozów.

    Nie były to wyłącznie osoby stracone na podstawie wyroków sądowych,
    tak jak w przypadku działaczy podziemia grzebanych na Łączce, ale także
    zmarłe z tortur lub wycieńczenia - w wyniku brutalnych śledztw lub w
    związku z nieludzkimi warunkami, panującymi w więzieniach.

    Prace na Służewie były prowadzone w ramach projektu
    naukowo-badawczego "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar
    terroru komunistycznego z lat 1944-1956", w którym uczestniczą poza IPN
    Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Ministerstwo Sprawiedliwości, a
    także uczelnie medyczne ze Szczecina i Wrocławia.

    Śledztwo w sprawie szczątków odkrytych przez IPN umorzone

    Śledztwo w sprawie szczątków odkrytych przez IPN umorzone

    Warszawska prokuratura rejonowa umorzyła w czwartek
    śledztwo dotyczące szczątków ludzkich odkrytych przez IPN na cmentarzu
    przy...
    czytaj dalej »
    Prokuratorzy IPN obecnie nie prowadzą śledztwa, w ramach którego mogły
    być dokonywane czynności procesowe na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej.
    Jak wcześniej informowano ewentualne wszczęcie śledztwa ws. zbrodni
    komunistycznej w tym miejscu będzie bowiem możliwe dopiero po oficjalnym
    zakończeniu postępowania przez prokuraturę powszechną.

    W połowie października Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
    informowała, że wydobyte przez IPN szczątki ludzkie trafią na Cmentarz
    Komunalny Północny, gdzie tymczasowo są przechowywane prochy ok. 200
    ofiar komunizmu.Na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej nadal pozostają do wydobycia szczątki
    pozostałych 17 osób, ujawnionych i z powrotem zasypanych ziemią przez
    ekipę prof. Szwagrzyka. Nie mogły one zostać ekshumowane, ponieważ pod
    alejkami cmentarza znajdowały się tylko części szkieletów, a ich
    pozostałe fragmenty znajdowały się pod istniejącymi tam grobami.



    fot: slady.inp.gov

    fot: slady.inp.gov

    W Płocku na terenie dawnej siedziby NKWD, UB i SB
    poszukiwane będą szczątki zamordowanych tam więźniów z okresu
    komunizmu, w tym żołnierzy podziemia niepodległościowego. W budynku
    dawnej komendy MO odgruzowane zostaną niedostępne obecnie cele byłego aresztu.

    Jak poinformował historyk Jacek Pawłowicz z IPN, prace poszukiwawcze na posesji przyległej do budynku, gdzie po 1944 r. mieściła się płocka siedziba NKWD, a następnie w okresie PRL także siedziba UB i SB, rozpoczną się, gdy nieruchomość przejdzie w posiadanie samorządu miasta.

    Wtedy też - jak zaznaczył Pawłowicz - ruszą prace badawcze w piwnicach byłej komendy MO,
    gdzie w 2006 r. odkryto wejście do zasypanego gruzem korytarza,
    prowadzącego do cel aresztu śledczego, w którym w okresie komunizmu
    przetrzymywani byli więźniowe polityczni, w tym żołnierze AK i NSZ z Mazowsza.

    Jest pomysł, by po zakończeniu prac w piwnicach stworzyć miejsce pamięci, izbę pamięci, minimuzeum.

    — powiedział PAP Pawłowicz.

    Według prezydenta Płocka Andrzeja Nowakowskiego, przejęcie budynku ma nastąpić w najbliższych tygodniach.

    Jeżeli budynek będzie już do dyspozycji samorządu, to wystarczy pismo z IPN w sprawie działań, które miałyby być tam prowadzone. Jesteśmy otwarci na tego rodzaju inicjatywę.

    — zadeklarował w rozmowie z PAP Nowakowski.

    Budynek, znajdujący się w centrum Płocka przy ul. 1 Maja, to kamienica wybudowana ok. 1905 r. Do 1939 r. była domem czynszowym. W 1941 r. budynek zajęło gestapo, a po zakończeniu wojny komunistyczne służby bezpieczeństwa.
    W ostatnich latach budynek był siedzibą części wydziałów policji, która
    opuściła nieruchomość po wybudowaniu nowej płockiej komendy. W
    2006 r. w piwnicach budynku natrafiono na zamurowane wejście do
    nieznanych wcześniej pomieszczeń.

    Pawłowicz przyznał, że wskazówką do podjęcia poszukiwań miejsc spoczynku więzionych i zamordowanych w siedzibie NKWD, UB i SB osób były zdjęcia lotnicze Płocka z 1950 r.

    Pierwsza bardzo dla nas ważna wskazówka to bardzo długi pas
    jasnej ziemi na dziedzińcu siedziby. Widać, że prowadzono tam jakieś
    prace ziemne. Obecnie stoi tam budynek wzniesiony w latach 70. XX w. Z relacji wiemy, że w czasie kopania fundamentów odkryto tam dwa szkielety. Zostały one wrzucone do worka i zakopane przy fundamencie.

    — wyjaśnił historyk.

    Pawłowicz zastrzegł, że trudno jednoznacznie przesądzić, czy na
    posesji faktycznie znajdują się jeszcze szczątki więźniów aresztu.
    Zaznaczył, że z całą pewnością wiadomo, iż do Płocka UB przywiozła żołnierzy oddziału Wiktora Stryjewskiego ps. „Cacko” (1916-1951) - należącego do AK, ROAK i NSZ, i że na terenie budynku zakatowano co najmniej kilka osób.

    Jest pytanie, co się stało z tymi ciałami. W momencie, gdy miasto
    przejmie ten budynek, który ma tak ponurą historię, na pewno będziemy
    chcieli obejrzeć te miejsce, podwórko. Jest kilka jeszcze wskazówek,
    którą pozwalają mieć nadzieję, że odnajdziemy tam szczątki zamordowanych
    przez UB.

    – dodał.

    Pawłowicz podkreślił, że w planowanych pracach badawczych najbardziej liczy na odsłonięcie piwnic budynku dawnej siedziby NKWD, UB, SB, a następnie MO, gdzie w części dostępnej odnaleziono na ścianach kilka lat temu inskrypcje: inicjały i napisy „Armia Krajowa”.

    Jest część piwnic, od strony ulicy, gdzie okna zamurowano i zamurowano także wejście. Na przełomie lat 60. i 70. XX w. te
    piwnice zostały zagruzowane. Bardzo ostrożnie podchodzę do tego, że
    możemy odnaleźć tam dokumenty, zarówno z okupacji niemieckiej, jak i
    okupacji sowieckiej, z okresu komunistycznego. Bardzo cenne będą napisy na ścianach, bo w wielu przypadkach będą to ostatnie ślady ludzi, których tam trzymano.

    — zaznaczył historyk.

    W 2006 r. na budynku, należącym wówczas jeszcze do policji,
    odsłonięto tablicę pamiątkową „W hołdzie patriotom polskim, ofiarom
    hitlerowskiego i komunistycznego terroru”, więzionym tam w latach
    1941-89. W gmachu tym zamordowani zostali m.in.: Stanisław Bartkowski (NSZ, 1946 r.), Bolesław Jaroszewski (ROAK, 1946 r.) i Adam Wojciechowski (AK, 1948 r.) - strażnicy UB
    celowo pozostawili uchylone drzwi od jego celi, by sprowokować próbę
    jego ucieczki; gdy Wojciechowski wybiegł i znalazł się na dziedzińcu
    gmachu, strażnicy spuścili psy, które zagryzły więźnia.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl