Wrzesień 2009 r. - Wikileaks potwierdza teorię smoleńską o zawarciu układu pomiędzy Tuskiem i Putinem

avatar użytkownika Maryla

Premier Donald Tusk i szef MSZ Radosław Sikorski ograniczyli retorykę antyrosyjską i podjęli z Moskwą pragmatyczny dialog, który przyniósł efekty; Sikorski naciskał na USA w sprawie baterii Patriot - wynika z depesz amerykańskiej dyplomacji ujawnionych przez Wikileaks.

Część z dokumentów znajdujących się w zasobach Wikileaks, z którymi zapoznała się PAP jest jawna. Są jednak i takie, które noszą klauzulę poufności, a nawet tajne.

Amerykańscy dyplomaci piszą m.in. o kwestiach negocjacji w sprawach wojskowych, w szczególności tarczy antyrakietowej. Spora część notatek i komentarzy do nich podpisane jest "Ashe". W tym czasie ambasadorem USA w Polsce był Victor Ashe.

W depeszy z lutego 2009 r. na temat systemu obrony przeciwrakietowej napisano m.in., że szef MSZ Radosław Sikorski "dał jaśniej niż kiedykolwiek do zrozumienia, że Polacy oczekują wdrożenia" Deklaracji o współpracy strategicznej między Polską, a USA.

"Dla Polaków Deklaracja oznacza przede wszystkim rozmieszczenie baterii rakiet Patriot w Polsce, a także prowadzenie strategicznego dialogu na wyższym szczeblu niż w przeszłości" - napisali dyplomaci.

W innej depeszy z czerwca 2009 r. czytamy o liście, który Sikorski wysłał do sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Jak piszą Amerykanie szef MSZ wyrażał w nim zaniepokojenie planami dotyczącymi Patriotów.

Minister poprosił też o potwierdzenie, że Deklaracja o Współpracy Strategicznej między Polską, a USA będzie honorowana, w szczególności odwołując się do polskich oczekiwań, że rotacja Patriotów będzie interoperacyjna (zgodna) z polskim systemem obrony powietrznej.

Ambasada w Warszawie pisała też, że obawia się "silnej, negatywnej reakcji", jeśli liczba amerykańskich żołnierzy w Europie zostałaby zmniejszona. "Polacy mówią nam, że trudno byłoby uzasadnić dalsze poświęcenie takie jaki ISAF, jeśli współpraca z Sojuszem jest jednostronna, a USA i inni sojusznicy nie biorą pod uwagę polskich obaw o bezpieczeństwo" - napisał Ashe w depeszy z 28 sierpnia 2009 r.

"Polacy są zdania, że istnieje domniemane porozumienie z USA i Sojuszem", polegające na tym, że Polacy będą odgrywali aktywną rolę w zagranicznych misjach, głównie w Afganistanie, pod warunkiem, że Sojusz odpowiednio zabezpieczy polskie granice - napisał ambasador, przypominając, że polski kontyngent w Afganistanie jest siódmym co do wielkości, a Polacy walczą na południu kraju "bez zastrzeżeń".

Sikorski - według relacji zamieszczonej w depeszy - powiedział amerykańskim dyplomatom, iż wywiera presję na premiera Tuska, by zatwierdził kolejne powiększenie polskiego kontyngentu w Afganistanie z 2 tys. do 3 tys. żołnierzy.

"Niektórzy analitycy powiedzieli nam, że największym zagrożeniem dla polskich decyzji dotyczących Afganistanu nie byłyby wzrost ofiar wśród polskich żołnierzy, lecz brak odpowiedzi Sojuszu na obawy Polski dotyczące terytorialnej obrony Europy" - napisał Ashe.

W zasobach opublikowanych przez Wikileaks można również znaleźć opis naszej polityki w stosunku do Rosji widziany oczami Amerykanów."...

Prezydent: Nie wolno nam przechodzić obojętnie obok prób zakłamywania historii

Zdjęcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Musimy protestować przeciwko próbom zakłamywania historii, jesteśmy to winni tym, którzy cierpieli i ginęli podczas wojny – napisał prezydent w liście odczytanym w Tczewie przez Bożenę Borys-Szopę

Premier Donald Tusk, kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Rosji Władimir Putin

 

We wrześniu 2009 r. Ashe oceniał, że Tusk i Sikorski "ograniczyli retorykę antyrosyjską, podejmując zamiast tego pragmatyczny dialog dwustronny".

"Rząd podjął ponadto wysiłki, by drażliwe kwestie historyczne, takie jak masakra polskich żołnierzy w Katyniu, nie utrudniały postępów w takich obszarach jak handel dwustronny" - zauważa amerykański dyplomata.

Jego zdaniem chociaż polscy urzędnicy nie spodziewają się istotnych przełomów w stosunkach z Rosją w najbliższej przyszłości, "ich pragmatyczna polityka już przyniosła korzyści".

Władimir Putin i Donald Tusk na molo w Sopocie

Fot. PETER ANDREWS REUTERS

Władimir Putin i Donald Tusk na molo w Sopocie

Jako przykład podane jest porozumienie dotyczące żeglugi w Zalewie Wiślanym, które - jak podkreślają - pozwoliło po raz pierwszy od rozpadu Związku Radzieckiego ponownie uruchomić żeglugę handlową między polskim portem Elbląg a rosyjskim obwodem kaliningradzkim. "Po przeciwnej szali tego pragmatycznego podejścia leżą obawy przed wpływami Rosji w regionie, zwłaszcza po konflikcie z Gruzją w sierpniu 2008 r." - zastrzega jednak autor depeszy.

Na molo w Sopocie

Ambasador ocenia, że w przeciwieństwie do poprzednich władz, rząd Donalda Tuska nie jest "odruchowo rusofobiczny", jednak polskie władze nadal obawiają się "odradzającej się Rosji". Dyplomata przypomina, że polski rząd kierował reakcją UE na rosyjską inwazję w Gruzji i zarzucał m.in. USA, że robiło "za mało i za późno".

Według Ashe'a, "Polska uważałaby znaczne zmniejszenie liczby amerykańskich żołnierzy w Europie za najnowsze z serii rozczarowań Stanami Zjednoczonymi".

"Zdaniem Polaków, USA nie zapewniły obiecanych irackich kontraktów, nie przyłączyły lojalnego sojusznika do programu zwalniania z obowiązku wizowego (Visa Waiver Program), a ostatnio nie wysłały na obchody 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej do Gdańska delegacji prezydenckiej odpowiednio wysokiego szczebla" - napisał ambasador. Według wielu Polaków jest to "część szerszych regionalnych tendencji, polegających na zmniejszeniu amerykańskiego zainteresowania Europą Środkową i Wschodnią" - napisał dyplomata.

Z kolei w dokumencie, który dotoczy reakcji naszych władz na zabicie przez Talibów w Pakistanie polskiego inżyniera Piotra Stańczaka napisano, że Sikorski obiecywał dalszą walkę z terroryzmem wszelkimi możliwymi sposobami, aby uczcić honor zamordowanego.

"Zdaniem naszego kontaktu, był to klasyczny Sikorski, w emocjonalny sposób przybierający ryzykowny kurs z powodu swego długotrwałego osobistego zaangażowania w Afganistanie" - pisze ambasada amerykańska o słowach, które wypowiedział szef polskiego MSZ.

W komentarzu do innej z depesz napisano o ministrze: "Jako główny ekspert polskiego rządu ds. USA Sikorski jest pod ogromną presją, by zapewnić następujące dobra: dostęp do najwyższych rangą urzędników amerykańskich oraz reagowanie przez USA na polskie obawy i prośby".

Jedna z tajnych depesz dotyczy naszego ustawodawstwa w sprawie restytucji mienia. Amerykanie stwierdzają, że utknęło ono w martwym punkcie.

"Polska jest jednym z ostatnich państw w Europie Środkowej, które nie zagwarantowały ustawowo szybkich mechanizmów administracyjnych (nie zaś prawnych) rozwiązywania roszczeń restytucyjnych dotyczących własności prywatnej, która to kwestia jest bacznie obserwowana przez amerykańską społeczność żydowską" - zauważają dyplomaci.

Podkreślają, że idea przekazania właścicielom i ich spadkobiercom - w tym osobom, które przeżyły Holokaust - rekompensaty za własność prywatną jest w Polsce nadal niepopularna politycznie, chociaż ogromną część odbiorców rekompensaty stanowiliby Polacy mieszkający w Polsce.

 

Wikileaks ujawnia: władze USA już w 2009 roku ostrzegały Czechy przed zbytnią zależnością energetyczną od Rosji

"Biden wyjaśniał w Pradze, że obecna amerykańska administracja nie jest naiwna, jeśli chodzi o zamysły Kremla."

 

Etykietowanie:

16 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Ribbentrop-Mołotow? Lech Kaczyński ostrzega przed powtórką

Prezydent Lech Kaczyński ostrzega przed powtórką zagrożenia pokroju
paktu Ribbentrop-Mołotow. Ciągle mnie przekonują, że przecież żyjemy w
zupełnie innej Europie. Tak, panie i panowie, żyjemy w zupełnie innej
Europie, ale to nie oznacza, że nie ma możliwości jakiejkolwiek
powtórki. Ale ona będzie inna - twierdzi prezydent.

Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk na obchodach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte

Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk na obchodach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte

Fot. Damian Kramski / Agencja Ga



Od lewej: Friedrich Gauss, Joachim von Ribbentrop, Józef Stalin i Wiaczesław Mołotow

Fot. AP

Od lewej: Friedrich Gauss, Joachim von Ribbentrop, Józef Stalin i Wiaczesław...

Prezydent uważa, że największego zagrożenia dla Europy XXI wieku
nie stanowi totalitaryzm czy wojna, ale całkowite zdominowanie
niektórych państw i narodów przez obce wpływy.

- Nie
wyobrażam sobie powrotu totalitaryzmu w Europie - przynajmniej w dającym
się przewidzieć czasie - mówił prezydent w radiowych Sygnałach Dnia. -
Wątpię, żeby w Europie mogła wybuchnąć wojna - chociaż nic nie jest
wykluczone. Ale to nie oznacza, że niektóre państwa nie mogą być całkowicie zdominowane przez obce wpływy, że interesy poszczególnych państw, czy i narodów mogą być uwzględniane - powiedział prezydent.

17 września: Musimy pamiętać


Pytany o rocznicę agresji Związku Radzieckiego na Polskę 17
września 1939 r., prezydent mówił o pakcie Ribbentrop-Mołotow. - On
odegrał niezwykle i istotna rolę zagwarantowania Hitlerowi, że nie
znajdzie się w sytuacji walki na dwa potężne fronty. To jest jego
istota. To był pakt o podziale strefy wypływów, czyli w istocie o
rozbiorze wolnych państw - był naruszeniem wszelkich zasad prawa
międzynarodowego - mówił Lech Kaczyński.


- Ciągle mnie przekonują, że przecież żyjemy w zupełnie innej
Europie. Tak, panie i panowie, żyjemy w zupełnie innej Europie, ale to
nie oznacza, że nie ma możliwości jakiejkolwiek powtórki. Ale ona będzie
inna
- twierdzi prezydent.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Chlebowski: Uchwała PiS zmierza do absolutnej konfrontacji

To uchwała, która zmierza do absolutnej konfrontacji, jest
nacechowana złością i agresją - tak Zbigniew Chlebowski ocenił pomysł
PiS-u, by w dniu 17 września Sejm przyjął uchwałę potępiającą rosyjską
agresję na Polskę. Szef klubu PO w audycji "7 dzień tygodnia"
stwierdził, że nie ma mowy by taką uchwałę przyjąć.



2009-09-06

Zbigniew Chlebowski

Zbigniew Chlebowski
Nic nie stoi na przeszkodzie, by parlament przyjął taką uchwałę -
stwierdził Chlebowski w Radiu ZET. Podkreślił jednak, że "nie ma mowy,
by przyjąć ją w kształcie przewidzianym przez PiS". - To uchwała. która
zmierza do absolutnej konfrontacji, jest nacechowana złością i agresją -
powiedział. Jego zdaniem "duża część tej uchwały to język konfrontacji z
Rosją". Zaznaczył, że do tej pory ważne daty były czczone, ale na
zasadzie konsensusu.

"Nie oddawać pamięci walkowerem"


Szef BBN Aleksander Szczygło przekonywał, że taka uchwała
powinna być przyjęta. - Wobec propagandy historycznej Rosji nie
powinniśmy oddawać walkowerem pól pamięci. Uchwała, która pokazuje nasz
punkt widzenia jest jak najbardziej zasadna - stwierdził.

Według Szczygły prezydent ma rację mówiąc, że grozi nam kolejny pakt Ribbentrop - Mołotow , bo Niemcy
i Rosja układają się w sprawie gazociągu północnego. - Okazuje się, że
Niemcy są głusi, bo mówią, że to tylko biznes - tłumaczy.


"Polemika z mediami to nie rola rządu"

Szef SLD Grzegorz Napieralski stwierdził, że nie wie, do kogo PiS chce trafić z tą uchwałą. Przypomniał, że na ostatnim posiedzeniu Sejmu Tadeusz Iwiński
i Longin Pastusiak przygotowali uchwałę na 1 września. - Gdyby nie
inicjatywa tych posłów uchwały by nie było - zaznaczył Napieralski. - Ta
uchwała wyczerpuje wszystko, tzn. mówi o 1 i 17 września, o pakcie
Ribbentrop - Mołotow. Po wizycie Putina i Merkel i po sukcesie Polski
zamiast patrzeć do przodu my próbujemy wykorzystać tę okazję do
uprawiania polityki - mówił.

Stanisław Żelichowski z PSL
podkreślił, że "nie ma sensu wzywanie rządu do polemiki z mediami
rosyjskimi", czego domagają się inicjatorzy uchwały. - To nie jest rola
rządu - podkreślił.

- Nie powinniśmy dać argumentu
Rosji, żeby takie impertynenckie słowa na temat Polski padały -
podsumował Joachim Brudziński z PiS.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. 3.04.1940 r. - początek mordu

3.04.1940 r. - początek mordu na Polakach. 7.04.2010 - Tusk jedzie na lunch z Putinem w Katyniu.


2010-03-31
|

7
kwietnia ok. godz. 14 rozpocznie się spotkanie premiera Donalda Tuska z
premierem Rosji Władimirem Putinem na terenie kompleksu memorialnego
"Katyń". Obaj politycy zjedzą razem lunch. Sekretarz Rady Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik zdradza szczegóły wizyty
premiera i prezydenta w Katyniu.

Przewoźnik, który w ubiegłym tygodniu ustalał ze stroną rosyjską
plany uroczystości, ujawnił niektóre szczegóły oficjalnego programu
uroczystości w Katyniu 7 kwietnia z udziałem
premierów Polski i Rosji: Donalda Tuska i Władimira Putina, oraz
uroczystości 10 kwietnia z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Jak premier z premierem

"Jeżeli chodzi o 7 kwietnia, czyli moment wizyty pana premiera
Donalda Tuska w Smoleńsku i spotkania z panem premierem Putinem, to
zacznie się w godzinach popołudniowych, tzn. o godz.
14, na terenie cmentarza, kompleksu memorialnego +Katyń+. Tam, najpierw w
części rosyjskiej, odbędą się krótkie modlitwy i złożenie wieńców,
później uroczystość na części polskiej,
gdzie przewidziane jest oddanie hołdu przez obu premierów" - powiedział
sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Jak wcześniej informowała PAP, obaj premierzy oddadzą hołd polskim
oficerom zamordowanym przez NKWD oraz tym Rosjanom, którzy na terenie
Lasu Katyńskiego padli ofiarą zbrodni stalinowskich
w ramach tzw. Wielkiej Czystki w latach 30.

Po uroczystościach na cmentarzu wojennym w Katyniu premierzy udadzą
się do Smoleńska, gdzie dojdzie do ich spotkania z polsko-rosyjską Grupą
ds. Trudnych. Grupa, której współprzewodniczą
Adam Rotfeld oraz Anatolij Torkunow, przedstawi premierom konkluzje z
dotychczasowych jej prac.
"Następnie w wąskim gronie odbędzie się część
bardzo oficjalna, czyli rozmowy obu
premierów, wspólny lunch i to jest, praktycznie rzecz biorąc, koniec
wizyty"
- powiedział Przewoźnik. Jak ocenił, spotkanie premierów Polski i
Rosji będzie "dość krótkie
i będzie miało dość intensywny przebieg".

Wizyta prezydenta bardziej rozbudowana

Z kolei wizyta 10 kwietnia prezydenta Lecha Kaczyńskiego - zdaniem Przewoźnika - ma mieć "bardziej rozbudowany charakter".

"Pobyt prezydenta będzie koncentrował się na uroczystości w Lesie
Katyńskim, która w części rosyjskiej (cmentarza wojennego w Katyniu -
PAP) rozpocznie się o godz. 11. O godz. 12
w polskiej części cmentarza rozpocznie się msza św., połączona z modłami
ekumenicznymi, po której nastąpią wystąpienia prezydenta,
przedstawiciela strony rosyjskiej i przedstawiciela
Federacji Rodzin Katyńskich" - powiedział Przewoźnik.

Będą też inni goście

W uroczystościach z udziałem prezydenta uczestniczyć będzie, po raz
pierwszy tak liczna, ok. 300-osobowa grupa rodzin ofiar katyńskich m.in.
zrzeszonych w Federacji Rodzin Katyńskich.
Wśród krewnych ofiar będą także osoby niezrzeszone w żadnej organizacji,
które przyjadą m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady
i Norwegii.

"W sumie w specjalnym pociągu, który wyjedzie z Warszawy w piątek, 9
kwietnia, znajdzie się ok. 400 osób
. Poza rodzinami ofiar będą żołnierze
kompanii honorowej Wojska Polskiego,
harcerze i wolontariusze" - powiedział Przewoźnik. Jak poinformował,
pociąg wyjedzie o godz. 22 z dworca Warszawa Zachodnia, w Smoleńsku będzie w sobotę rano. Z kolei powrót ze
Smoleńska planowany jest w sobotę na godz. 20, w Warszawie pociąg ma być ok. południa następnego dnia.

Jak podkreślił Przewoźnik, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
odbiera wiele próśb dotyczących podróży specjalnym pociągiem do Katynia,
jednak ze względów organizacyjnych nie
może ich spełnić. "Na szczęście mamy bardzo wiele przypadków takich, że
są to ludzie młodzi, którzy do Katynia jadą pierwszy raz i chcą
kontynuować tradycje rodzinne" -
dodał.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Prezydent: Lepiej byłoby jechać razem

2010-03-04
|

Byłoby
lepiej, żeby to była wspólna wyprawa prezydenta i premiera - tak Lech
Kaczyński mówił o udziale najważniejszych polskich władz w
uroczystościach rocznicowych w Katyniu. Zapowiedział, że swą obecnością
na obchodach 10 kwietnia nie zamierza zaogniać stosunków z Rosją.

Premier Donald Tusk udaje się na rocznicowe uroczystości do Katynia 7
kwietnia, spotka się tam z premierem Rosji Władimirem Putinem.
Prezydent będzie 10 kwietnia przewodniczył w Katyniu
obchodom organizowanym przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

"Ja myślę, że byłoby lepiej, żeby to była wspólna wyprawa prezydenta i
premiera, ale jeżeli jest to niemożliwe, to ja jadę w dniu, w którym
będą podstawowe uroczystości, a
to jest 10 kwietnia" - powiedział w czwartek dziennikarzom prezydent
Lech Kaczyński. Jak dodał, "jest oczywistością, że prezydent musi tam
być".

L.Kaczyński podkreślił, że prawda o Katyniu "powinna być szerzej
znana w Europie". Zapewnił jednocześnie, że nie jedzie tam "zaogniać
stosunków z
Rosją", ale - jak oświadczył - będzie tam, "aby uczcić pamięć ofiar".

Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski mówił w czwartek, że premier
Tusk będzie w Katyniu 7 kwietnia na zaproszenie Putina, tego dnia
dojdzie do spotkania obu premierów i dyskusji na temat
spraw bieżących. Zapewnił, że w polskiej delegacji na 7 kwietnia - jeśli
będzie wyrażona taka wola - wezmą udział też przedstawiciele Rodzin
Katyńskich.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Co się stało z listem prezydenta do Rosjan?

2010-02-20
|

Ambasador
Rosji Vladimir Grinin powiedział, że nie dostał z Kancelarii Prezydenta
informacji o tym, że Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach
w Katyniu. Tymczasem prezydencki minister Mariusz Handzlik twierdzi, że
list został wysłany. "Nie widziałem takiego pisma" - przekonuje Grinin.

"Nie widziałem takiego pisma" - powiedział Grinin, pytany przez
polskich dziennikarzy podczas dnia otwartego rosyjskiej ambasady czy do
kierowanej przez niego placówki
wpłynęło pismo z kancelarii Lecha Kaczyńskiego.

Prezydencki minister odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe Mariusz
Handzlik powiedział w sobotę, że kancelaria wystosowała do ambasady
pismo. "List z Kancelarii Prezydenta został
wysłany. Mamy potwierdzenie, że został on otrzymany przez ambasadę
Federacji Rosyjskiej. List został skierowany do pana ambasadora Grinina"
- zaznaczył Handzlik.

Dodał jednak, że jeśli list został źle zrozumiany, czy z jakichś
powodów nieodczytany to kancelaria może go ponownie przedstawić stronie
rosyjskiej. Prezydencki minister wyjaśnił, że w
liście zapowiedziane zostało uczestnictwo Lecha Kaczyńskiego w
uroczystościach w Katyniu. "W imieniu prezydenta - bo autorem listu
byłem ja - napisałem, że liczymy na udział w
obchodach prezydenta Dmitrija Miedwiediewa" - podkreślił Handzlik.

O liście kancelaria Lecha Kaczyńskiego informowała na początku
lutego. Prezydencki minister Paweł Wypych mówił wówczas, że został on
wysłany 27 stycznia.

"Nie dostaliśmy do tej pory oficjalnego pisma" - powiedział Grinin.
Dodał, że premier Rosji Władimir Putin zaprosił szefa polskiego rządu
Donalda Tuska na uroczystości
organizowane przez rosyjski rząd w Katyniu z okazji - jak podkreślił -
70-lecia tragicznych wydarzeń, które miały tam miejsce.

Ambasador zaznaczył, że na razie nie jest planowany przyjazd do Katynia prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa.

Z wcześniejszych informacji wynika, że ze strony władz Rosji honory
gospodarza w Katyniu pełnić będzie premier Władimir Putin. Jego
zaproszenie do udziału w uroczystościach przyjął już
polski premier Donald Tusk. Do Katynia, mimo braku oficjalnego
zaproszenia organizatorów, wybiera się również Lech Kaczyński.



2010-02-07
|

Czy
zaproszenie Donalda Tuska przez Władimira Putina na rocznicę zbrodni
katyńskiej to przełom w stosunkach polsko-rosyjskich? Nic podobnego. "To
część misternej gry dyplomatycznej, którą Kreml prowadzi wobec nas na
arenie europejskiej" -
ostrzega politolog i historyk Antoni Dudek.

Czy zaproszenie Donalda Tuska przez Władimira Putina do Katynia, w
siedemdziesiątą rocznicę mordu polskich oficerów, może się okazać
początkiem przełomu w naszych stosunkach z
Rosją?

Takie nadzieje zdają się żywić niektórzy komentatorzy, bowiem
zaproszenie ze strony Putina – szczególnie w kontekście niedawnego
zignorowania przez prezydenta Dmitrija
Miedwiediewa uroczystości z okazji wyzwolenia przez Armię Czerwoną obozu
zagłady w Auschwitz – rzeczywiście było zaskakujące. Warto jednak
przypomnieć, że podobnego przełomu
spodziewano się przy okazji ubiegłorocznej wizyty Putina, związanej z
obchodami wybuchu II wojny światowej.

Rosyjski premier obiecał wówczas m.in. szerszy dostęp do rosyjskich
archiwów, co można było odczytać jako zapowiedź udostępnienia stronie
polskiej pełnej dokumentacji śledztwa w sprawie
zbrodni katyńskiej. Od tamtej chwili minęło ponad pięć miesięcy i nic
takiego nie nastąpiło. Wypada mieć nadzieję, że stanie się to możliwe
przy okazji uroczystości katyńskich.

Wykład o Stalinie

Czy Putin zdecyduje się w swoim wystąpieniu przeprosić naród polski
za zbrodnię katyńską? Osobiście wątpię. Jeszcze mniej prawdopodobne
wydaje mi się określenie jej mianem
ludobójstwa. Możemy się raczej spodziewać wykładu historii, utrzymanego w
stylu jaki mogliśmy usłyszeć we wrześniu ubiegłego roku.

Będzie zatem mowa o Stalinie i bilansie jego rządów, w trakcie
których dochodziło wprawdzie do zbrodni, ale Związek Radziecki osiągnął
apogeum swojej potęgi. A rozpad tego ostatniego,
uważany w Polsce za najszczęśliwsze wydarzenie końca XX wieku, Putin
uznał onegdaj za największą geopolityczna katastrofę minionego stulecia.
Nie wydaje się by od tego czasu zmienił zdanie,
dlatego dowiemy się od niego, że wprawdzie Stalin kazał wymordować
naszych oficerów – i zapewne wyrazi z tego powodu ubolewanie – ale
później Rosjanie odkupili swe winy
wyzwalając Polskę spod okupacji niemieckiej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Katyń w propagandzie niemieckiej

Problematyka Zbrodni Katyńskiej przeżywa ostatnio renesans zainteresowania, m.in. za sprawą smoleńskiego koszmaru, postawy Rosji wobec katastrofy i w kwestii uznania Katynia za ludobójstwo, podłych i kłamliwych prób rozgrywania tragedii sowieckich jeńców z roku 1920 jako swoistej przeciwwagi dla popełnionego wczesną wiosną 1940 roku mordu na polskich oficerach. Stosunkowo słabo rozpoznanym obszarem dramatu, który dotknął Polskę i jej elity (a jego ślady znajdujemy w naszym życiu publicznym do dziś), jest działanie w tej kwestii propagandy niemieckiej.

Jak wiadomo, sprawa mordu na polskich oficerach ujrzała światło dzienne nagłośniona przez III Rzeszę - radio, a potem prasę - w połowie kwietnia 1943 roku. Szef propagandy Joseph Goebbels tak pisał 9 kwietnia 1943 roku w swoim dzienniku o celach, jakie wyznaczył podwładnym: "Polecę, by te polskie groby masowe zobaczyli neutralni dziennikarze z Berlina. Polecę ściągnąć również polskich intelektualistów. Niech się przekonają na własne oczy, co ich czeka, gdyby rzeczywiście spełnić się miało wielokrotnie przez nich żywione życzenie, aby bolszewicy pobili Niemców". Do akcji przystąpiły redakcje gazet (m.in. "Völkischer Beobachter", "Deutsche Allgemeine Zeitung", "Kölnische Zeitung", "Frankfurter Zeitung") oraz twórcy filmowi. W tym samym czasie zgodnie z zaleceniem Goebbelsa formowano w Berlinie grupę Polaków i delegację niezależnych dziennikarzy mających udać się do Katynia. Niemcy zastanawiali się intensywnie, jaką drogą należy przekazywać informacje o tragedii, która miała miejsce wiosną w Kozich Górach. Hitler nie był przekonany co do sensowności całego przedsięwzięcia, za to Goebbels był jego wielkim zwolennikiem. Ostatecznie przyjęto wersję ministra propagandy: "Odkrycie 12 tysięcy zamordowanych przez NKWD polskich oficerów - konstatował - zostanie wykorzystane w najlepszym stylu antybolszewickiej propagandy. (...) Relacje, jakie nadchodzą na ten temat z zagranicy, napawają zgrozą. Obecnie Fźhrer wyraził zgodę, by z naszej strony ogłosić w prasie niemieckiej dramatyczną informację".

* * *

Niemieckie zamiary precyzyjnie odczytywano w okupowanej Polsce w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Znajdujący się w Instytucie Sikorskiego dokument (tajna notatka przesłana z kraju do Londynu, Kolekcja Katyńska J. Czapskiego, sygn. Kol. 12/1/A/7) tak definiował cele niemieckiej propagandy katyńskiej:
"a) wykorzystać istniejącą wśród Polaków obawę przed komunizmem dla zaszczepienia w ich świadomości idei, że Niemcy bronią Zachodu (...) także Polski,
b) ograniczyć i sparaliżować poczynania komunistyczne na ziemiach Polski,
c) utrudnić położenie polskiego rządu i rozbić spoistość koalicji antyhitlerowskiej,
d) zdyskredytować rząd RP w Londynie w oczach społeczeństwa, a przez to umożliwić przejście "rządu dusz" w ręce współpracujących z okupantem "czynników krajowych"",
e) stworzyć pomyślne warunki dla werbunku siły roboczej w GG do pracy w Rzeszy,
f) oraz uzasadnić dokonujący się właśnie Holokaust na ludności żydowskiej przedstawieniem zbrodni katyńskiej jako dzieła sowieckich Żydów".
Największe zainteresowanie problemem zbrodni popełnionej w Katyniu na polskich oficerach prasa niemiecka przejawiała w pierwszych tygodniach i miesiącach po jej ujawnieniu światowej opinii publicznej. W Berlinie wysiłki te oceniano bardzo wysoko, a niemiecka placówka dyplomatyczna w Szwajcarii informowała wprost: "Prawdziwość niemieckich ustaleń nie budzi żadnych wątpliwości".
W prasie niemieckiej "kwestię katyńską" podjęto dzień po nagłośnieniu sprawy przez berlińskie radio, czyli 14 kwietnia 1943 roku (według Andrzeja Krzysztofa Kunerta, sprawa ujrzała światło dzienne 11 kwietnia 1943 roku - tu jednak nie miejsce na dyskusję o tym).
Pierwszy artykuł zamieszczono w "Völkischer Beobachter". Zatytułowano go: "GPU wymordowało 12 000 polskich oficerów". Zawierał on informacje o położeniu miejsca kaźni, liczbie i wymiarach grobów. Podano w nim też przybliżoną liczbę zwłok, które miały znaleźć się w rozkopanych mogiłach. Postępowano tu zgodnie z zaleceniami Goebbelsa, wskazując nie faktyczną liczbę wydobytych ciał, która miała być trudna do określenia, lecz opisywaną przez świadków, która wahała się "w granicach" 10 000 oficerów "byłej polskiej armii walczącej o pokój". Opisując okoliczności egzekucji, wysunięto przypuszczenie (jak się dzisiaj okazuje, słuszne), że prowadzonych na stracenie pozbawiano wartościowych przedmiotów, a oprawcy byli pod wpływem alkoholu. Twierdzono też, że zbrodnia w Katyniu to tylko jeden z etapów działań sowieckich wobec Polski, a zachodni alianci świadomie poświęcają Polskę dla własnych interesów.

* * *

Od początku w przedstawianych analizach prasowych niezwykle mocno akcentowano udział Żydów - czy to jako bezpośrednich sprawców, czy jako tych, którzy wydali rozkaz wykonania egzekucji. Zamierzano tą metodą utrwalić, głównie w świadomości Niemców (ale także narodów państw koalicji antyhitlerowskiej, w tym Polaków), element śmiertelnego zagrożenia ze strony "jźdischen - bolschewismus". Znamienne, że na pierwszy ogień poszły w propagandowej akcji Niemców nie służby NKWD, ale były ambasador USA w Moskwie Joseph Davies, który co prawda nie miał nic wspólnego z wymordowaniem polskich oficerów, ale posiadał jedną niezaprzeczalną "zaletę" - był amerykańskim Żydem i na swoim stanowisku miał przyczyniać się do tłumienia informacji rzucających złe światło na ZSRS - można to było przedstawiać jako element intrygi światowego żydostwa przeciw Aryjczykom. Tak więc pasywna i ustępliwa polityka Roosevelta wobec ZSRS dostarczała propagandzie niemieckiej kolejnych argumentów.
Twierdzono też, że mord należy traktować jako zemstę żydowskiej grupy przywódczej w NKWD na Polakach. Uzasadnieniem miał być tu fakt, iż "wyższe warstwy polskiego społeczeństwa, w tym szczególnie oficerowie, były znienawidzone przez Żydów pochodzących ze wschodu" ("Völkischer Beobachter", 17.04.1943).
Polaków przekonywano, że ich miejsce jest w Europie. Katyń był zaś jednoznacznym wykładnikiem sowieckich zamiarów wobec Polski. Eksponowanie roli Żydów miało w tym przypadku stanowić alibi wobec tego, co Niemcy robili w trakcie rozwijania akcji propagandowej w warszawskim getcie. W myśl propagandowych założeń Katyń miał być przeciwwagą dla Endlösung - "ostatecznego rozwiązania" kwestii żydowskiej. Interesowano się także postawą aliantów wobec naszego kraju, od początku określając ją jako dwulicową. Do tragedii w Kozich Górach nie doszłoby, gdyby F.D. Roosevelt i W. Churchill "wprzęgnięci w służbę światowego żydostwa, które reprezentowało plutokratyczno-bolszewicką chęć posiadania" nie popchnęli Polski, wcześniej jeszcze umacnianej w "przestępczej polityce wobec Gdańska", do wojny z III Rzeszą.
Nie oznaczało to choćby cienia sympatii dla Polaków i ich spraw. Zachowanie sojuszników zaś miało wynikać z ich ścisłego powiązania z "żydowskim kapitałem", który z kolei miał ścisłe związki z Moskwą. Przyszłość Polski określano tu z perspektywy grobów nad brzegiem Dniepru - było to wyraźne ostrzeżenie dla małych narodów mogących się znaleźć w sferze wpływów ZSRS. W miarę odkrywania strasznej prawdy publikowano listy zamordowanych w Katyniu. Starano się też odtworzyć ostatnie chwile mordowanych, oceniając oprawców i usiłując w ten sposób okrutnie uzasadnić Holocaust: "nie ma zrozumienia dla takiej mentalności rodem z kloaki - tu pozostaje tylko zagłada" ("Völkischer Beobachter", 17.04.1943).
Miało to według niemieckich zamysłów propagandowych mobilizować do obrony "tradycyjnych europejskich wartości" pod przewodnictwem III Rzeszy, "jedynego obrońcy Europy". Propaganda ta obliczona była także na wywołanie rozdźwięków w obozie sprzymierzonych i tym samym spowodowanie korzystnego i istotnego dla Niemców przełomu. Komplikacje rzeczywiście nastąpiły, nie przyniosły jednak żadnych wymiernych korzyści dla III Rzeszy. Ujawnienie mordu na polskich oficerach stało się, paradoksalnie i wbrew nadziejom wyrażanym przez Goebbelsa, korzystne dla jego sprawców. Stalin mógł "bezkarnie" zerwać stosunki dyplomatyczne z legalnym rządem polskim, oskarżając go o współpracę "z faszystami". Przy okazji narzuca się porównanie do ostatniej rosyjskiej agresji propagandowej wobec Polski we wrześniu 2010 roku, kiedy także oskarżano nasz kraj o kolaborację z Niemcami przeciwko światowemu pokojowi i miłującemu pokój ZSRS.
Było to działanie perspektywiczne i ułatwiające późniejszą instalację na terenach Polski reżimu politycznego posłusznego potężnemu sąsiadowi, a tak opresywnego wobec własnego narodu. W tym kontekście pojawiał się eksponent Żydów mających zwasalizować Polskę dla ZSRS, ocalały z katyńskiego pogromu płk "Siegmunt Berlin" (Zygmunt Berling!) ("Volkischer Beobachter", 10.05.1943). Koalicja zaś została wzmocniona pewnego rodzaju niepokojem moralnym aliantów i świadomością kompletnej bezkarności ZSRS, który był koniecznym w tym momencie wojny sojusznikiem. Owego układu nie dało się oczywiście utrzymać na dłuższą metę, był jednak na tyle solidny, że zaczął się rozpadać dopiero po upadku III Rzeszy, której istnienie było jego lepiszczem.
Odnosząc się do kwestii Polski i jej przyszłości, niemiecka propaganda katyńska unikała jakichkolwiek zobowiązań i obietnic. Pisano wprawdzie o Polakach jako ofiarach "żydowsko-bolszewickiego bestialstwa", czyniono to jednak tak, by nie wzbudzać do "podludzi" jakiejkolwiek sympatii czytelników. Kolejny raz formułowano opinie, że to właśnie sami Polacy stali się winni popełnionej na nich zbrodni - odwoływano się tu do rzekomej kaźni w Bydgoszczy, jakiej mieli w 1939 roku dopuścić się Polacy na niemieckiej ludności tego miasta. Nie wspominano też w jakikolwiek sposób o państwie polskim i próbach jego restytucji w związkach z III Rzeszą. Świadczyło to o instrumentalnym traktowaniu przez Niemców sprawy Katynia. Troszczono się też fałszywie o los prawie 2 milionów naszych rodaków, którzy znaleźli się na terenie ZSRS po 1939 roku.

* * *

Jeśli oceniać niemiecką propagandę od strony czysto technicznej, to można stwierdzić, że w większości przypadków przedstawiała ona fakty zgodnie z prawdą (wyjątkiem była liczba pomordowanych polskich oficerów - mówiono o 10 tysiącach, podnosząc z biegiem czasu te dane do 12 tysięcy ofiar). Dopiero w komentarzach znajdowały się przeinaczenia i półprawdy mające rzucić na sprawę "odpowiednie światło".
Trzeba zwrócić uwagę na paradoks, że zbrodnię zaplanowaną w marcu 1940 r. na Kremlu ujawnili światu Niemcy, którzy do tego czasu zdołali zniszczyć znaczną część Europy i razem ze zbrodniczym reżimem Stalina wymordować miliony ludzi (w tym polskie elity - co pokazała wystawa organizowana przez IPN w 2006 roku "Zagłada polskich elit. Akcja AB - Katyń"). Nie mniej paradoksalne stało się także to, iż groby bohaterów, nad którymi chwiał się otumaniony alkoholem prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski, posłużyły Moskwie w roku 1943 do zerwania stosunków dyplomatycznych z legalnym rządem Rzeczypospolitej i otworzenia drogi do władzy właśnie formacji, z której wyszedł Kwaśniewski - pretekstem była tu rzekoma współpraca Polski z niemieckim agresorem.
Wspomniany na wstępie artykułu krajowy dokument, podsumowując niemieckie wysiłki propagandowe w kwestii mordu na polskich elitach, wykazuje absurdalność sowieckich oskarżeń: "Niemcy niewątpliwie mogą mieć pewne korzyści z tzw. sprawy Katynia i o korzyści te bardzo silnie zabiegali. Ale korzyści te leżą raczej poza obszarem Polski. Narkoza zbrodni bolszewickiej na Koziej Górce mogła może działać wśród ludów neutralnych. (...) W Polsce Niemcom nie udało się nic, absolutnie nic. Nie dała Quislinga, nie dała żołnierza, nie dała robotnika, nie dała sfolgowania w akcji podziemnej, nie dała surowców czy żywności. Upowszechniła natomiast w społeczeństwie poczucie własnego interesu politycznego, zaktywizowała to społeczeństwo, które dostrzegło trudną rolę swojego Rządu (...). Z próby politycznej początków 1943 r. Naród Polski wbrew intencjom Goebbelsa wychodzi z podsumowanym bilansem: Katyń i Oświęcim - jednacy wrogowie".

* * *

Kiedy dziś obserwujemy propagandowy "taniec" wokół Katynia, nieodparcie narzuca się mało odkrywcza teza, że moralność w polityce (a szczególnie w polityce międzynarodowej) jest towarem niezmiernie deficytowym.
Marian Hemar pisał o tym w wierszu zatytułowanym "Racja stanu":

Kiedy w Katyniu ziemia na światło wydała
mierzwę trupów - pobite, porzucone ciała...
Jak skwapliwie pyskali nasi politycy,
Realni demokraci, trzeźwi anglofile,
Żeby nie mówić o byle mogile...
Żeby nie psuć humoru angielskiej ulicy...
Żeby nie robić gwałtu z jednego Katynia...
Bo pan Goebbels o Katyń Sowiety obwinia -
Więc jak nam demokratom, popierać Goebbelsa?
Jak - za Goebbelsem - Rosję oskarżać przed światem?
Jak nam Anglię przed takim stawiać dylematem?
Szyki psuć Churchillowi? Drażnić pana Wellsa?
A jeszcze kto napisze: "Polacy faszyści!
Basują Goebbelsowi z wspólnej nienawiści
Do sowieckiego raju... ręka rękę myje"...
Jak polski demokrata ten zarzut przeżyje?
Więc trzeźwi, polityczni, realni i mili
Zrobili tak, że właśnie - wiemy jak zrobili.

Dr Piotr Łysakowski (IPN Centrala)

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=113646

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Polska między Hitlerem a Stalinem

Kolejny raz powracamy do wydarzeń z początku II wojny światowej: IV rozbioru
Polski dokonanego w wyniku zmowy Niemców i Sowietów. Omawiamy okoliczności
zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow i jego praktyczną realizację na ziemiach
polskich zajętych przez obu agresorów i okupantów. Przedstawiamy niemiecką akcję
propagandową demaskującą niedawnego sojusznika - Związek Sowiecki - jako sprawcę
zbrodni na polskich oficerach w Katyniu.

 

* * *

 

Pakt Ribbentrop-Mołotow i jego następstwa


Już starty z map wersalski bękart,
Już wolny Żyd i Białorusin,
Już nigdy więcej polska ręka
Ich do niczego nie przymusi.

Nową im wolność głosi "Prawda",
Świat cały wieść obiega w lot,
Że jeden odtąd łączy sztandar
Gwiazdę, sierp, hackenkreuz i młot!
Jacek Kaczmarski, Ballada wrześniowa

Pod koniec sierpnia 1939 r. w Moskwie wylądował samolot Focke Wulf 200 z wypisaną na burcie nazwą "Grenzmark". Na jego pokładzie przyleciał do stolicy ZSRS Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych III Rzeszy, by podpisać pieczętujący los małych i średnich państw europejskich niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji, nazwany później w polskiej historiografii paktem Ribbentrop-Mołotow, choć w istocie był to pakt Hitlera ze Stalinem. Układ kończył na długie lata niepodległy byt wielu europejskich państw, w tym także Polski. W tajnym protokole załączonym do paktu postanowiono: "W wypadku przekształceń terytorialnych i politycznych na terenach należących do państwa polskiego granica stref interesów Niemiec i ZSRS przebiegać będzie w przybliżeniu wzdłuż rzek Narew-Wisła-San. Kwestia, czy w interesie obu stron będzie pożądane utrzymanie niepodległego państwa polskiego i jakie będą granice tego państwa zostanie definitywnie rozstrzygnięta w toku dalszych wydarzeń politycznych".
Trzeba stwierdzić, że ład wersalski tworzący nową rzeczywistość w Europie nie zadawalał de facto nikogo. Szczególnie trudny był do zaakceptowania przez powojenne Niemcy i powstający właśnie z rewolucyjnej zawieruchy Związek Sowiecki. Paradoksalnie także państwa wyłaniające się z niebytu nie były do końca zadowolone z tego, co osiągnęły. Tworzyło to sytuację, w której uzyskane ostatecznie rozwiązania polityczne nie mogły utrzymać się na dłuższą metę i nosiły w sobie zalążek przyszłego kryzysu wojennego (jak się okazało, potwornego w skutkach, kosztującego miliony istnień ludzkich). Zmienić status quo mogły tylko państwa silne i zdeterminowane, by to zrobić. Takimi były III Rzesza i ZSRS. Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego stulecia oba miały potencjał, by rozpocząć konflikt prowadzący do wymarzonego zwycięstwa, władztwa w Europie i w dalszej kolejności na świecie.
Patrząc na dysproporcje rozwojowe między Niemcami i ZSRS a Polską, mozolnie krok po kroku budującą swoją niepodległość i wzmacniającą struktury państwa, którego nie było ponad sto lat, trudno było mieć wątpliwości, kto z tej konfrontacji mógł wyjść zwycięsko. Siły niemieckie w dniu 1 września 1939 r. liczyły 2750 000 żołnierzy (na Polskę uderzyło 1 850 000), 3000 czołgów i pojazdów opancerzonych, ponad 1600 samolotów i z górą 10 000 różnego rodzaju dział. Polacy mogli przeciwstawić tej potędze około 1 200 000 żołnierzy, siły pancerne Rzeczypospolitej liczyły około 600 czołgów i 11 pociągów pancernych, lotnictwo posiadało 400 maszyn. Biorąc jeszcze pod uwagę polityczną słabość Francji i Wielkiej Brytanii, rokowania musiały być złe. Niespodziewane porozumienie sowiecko-niemieckie oznaczało bowiem kres francusko-angielskich zabiegów o pozyskanie do koalicji antyniemieckiej grających na dwie strony Sowietów i w zasadzie przesądziło o wybuchu wojny. Najbardziej interesujące nas fragmenty paktu Hitler-Stalin dotyczące Polski mówiły w tajnej klauzuli o podziale stref wpływów obydwu państw w Europie Środkowej i Wschodniej. W sowieckiej strefie interesów znalazły się Finlandia, Estonia oraz Łotwa, a także pośrednio Rumunia i Polska. Niemcy zaakceptowali pretensje ZSRS do Besarabii i Północnej Bukowiny - części Rumunii, które przed I wojną światową znajdowały się w granicach Cesarstwa Rosyjskiego. W Polsce granice interesów Moskwy stanowiły rzeki Wisła, Narew i San, o czym wspomniałem wyżej. III Rzesza zadowoliła się terenami zachodniej części Rzeczypospolitej oraz wpływami na Litwie. Znaczenie paktu oraz zagrożenie, jakie ze sobą niósł, zostało przez Polskę zignorowane, z drugiej strony trzeba mocno podkreślić, że możliwość jakiejkolwiek skutecznej reakcji była mocno ograniczona. Niesprowokowany niczym atak nie byłby możliwy, gdyby nie zawarte wcześniej porozumienie niemiecko-rosyjskie, dzielące Polskę na dwie części. Związek Sowiecki motywował swoje włączenie się w likwidację polskiej państwowości, w sposób kłamliwy, rozpadem państwa polskiego. Argumentacja ta - co ciekawe i smutne - powtarza się w rosyjskich publikacjach naukowych, filmach i publicystyce do dzisiaj; przypomnę choćby "wojnę historyczną 2009" przed okrągłą rocznicą wybuchu II wojny światowej: Federacja Rosyjska oskarżyła Polskę o czynny i przestępczy współudział w wywołaniu wojny.

* * *

Polska w 1939 roku przeżywała swoiste déjá vu, niby powtórkę ze swojej XVIII-wiecznej historii. Jest piątek, 1 września, godzina 4.45 rano. Rozpoczyna się II wojna światowa. Stają w niej naprzeciwko siebie dwa państwa o nieporównywalnych potencjałach ekonomicznych i demograficznych. Różnice te mają swoje odbicie w wykazanej wyżej dysproporcji sił. Opracowany dość późno polski plan obronny zakładał możliwie długie stawianie oporu armii niemieckiej, by ewentualnie w drugiej fazie działań wojennych wycofać wojsko w głąb kraju i oczekiwać na skuteczną kontrakcję sojuszników z Zachodu (przypomnijmy tu, że Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę 3 września, jednakże wbrew zobowiązaniom i - jak się wkrótce okazało - także swoim żywotnym interesom nie rozpoczęły faktycznych działań zbrojnych). Mimo przewagi technicznej strony niemieckiej i zupełnie nowych, nieznanych do tej pory, metod prowadzenia wojny przez Wehrmacht, polski opór, jak na warunki, w których przyszło go stawiać, był bardzo silny. Znacznie lepiej wyekwipowana i liczniejsza od polskiej armia francuska kapitulowała w 1940 roku przed Wehrmachtem szybciej niż Wojsko Polskie, a tempo poruszania się niemieckiej armii w czerwcu 1941 roku na terenie ZSRS było dużo szybsze niż w Polsce w 1939 roku - w czasie 2-3 tygodni realizowania planu Barbarossa zajęto obszar wielkości państwa polskiego.
W tym czasie Stalin, który od swych agentów na Zachodzie dowiedział się o postanowieniach konferencji w Abbeville, zrozumiał, iż dostał zielone światło w kwestii zobowiązań zawartych w pakcie Ribbentrop-Mołotow. III Rzesza już od 8 września nalegała na szybkie włączenie się ZSRS do walki. Po pierwszych ośmiu dniach działań militarnych na frontach w Polsce wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Tydzień późnej już tak... Decyzja o tak późnym rozpoczęciu sowieckich działań wojennych miała uzasadnienie militarne i polityczne. Po pierwsze, nie było pewności, czy marsz Armii Czerwonej nie napotka na swej drodze zbyt dużego oporu. W związku z tym odwlekano moment inwazji, aby mieć czas na lepsze rozeznanie się w sytuacji i większą koncentrację sił, która stworzyłaby możliwość optymalnego przeprowadzenia planowanej operacji. Druga przyczyna była funkcją kalkulacji politycznej. W kilka dni po ataku na Polskę Francja i Wielka Brytania wypowiedziały, jak już wyżej zauważyłem, III Rzeszy wojnę. Należało więc zorientować się, czy pozostanie to jedynie formalnym aktem, czy też poparte będzie efektywną pomocą wojskową. Z punktu widzenia Moskwy było zbyt wiele niepewnych elementów, by za wcześnie ryzykować marsz na Zachód.
Sowiecka agresja wynikająca w najprostszy sposób z paktu Ribbentrop-Mołotow mogła rozpocząć się bezzwłocznie po zawarciu 16 września 1939 r. w Moskwie ostatecznego układu rozejmowego pomiędzy ZSRS a Japonią, kończącego nieformalną wojnę sowiecko-japońską na pograniczu cesarstwa Mandżukuo i Mongolii - serię starć pomiędzy japońską Armią Kwantuńską a Armią Czerwoną, rozpoczętych 15 maja 1939 roku, których kulminacyjnym momentem była rozpoczęta 20 sierpnia 1939 roku i zakończona 27 sierpnia zwycięstwem wojsk sowieckich bitwa nad rzeką Chałchin-Goł. Żelazną zasadą strategii Stalina było bowiem prowadzenie działań wojennych wyłącznie na jednym froncie. Oficjalne uzasadnienie sowieckiego najazdu było zawarte w przekazanej o godzinie 3.00 w nocy 17 września przez zastępcę ludowego komisarza spraw zagranicznych Potiomkina ambasadorowi Grzybowskiemu nocie dyplomatycznej: zamieszczono tam nieprawdziwe stwierdzenie o rozpadzie państwa polskiego, ucieczce rządu polskiego, konieczności ochrony mienia i życia zamieszkujących wschodnie tereny polskie Ukraińców i Białorusinów oraz uwalnianiu ludu polskiego od wojny. Ambasador odmówił przyjęcia noty i natychmiast zażądał wiz wyjazdowych dla dyplomatów polskich. Rząd Rzeczypospolitej opuścił teren państwa dopiero późnym wieczorem.
W konsekwencji ZSRS uznał wszystkie układy zawarte uprzednio z Polską (w tym traktat ryski z 1921 r., a także pakt o nieagresji z 1932 r.) za nieobowiązujące - zawarte bowiem z nieistniejącym państwem. Dlatego też później odmawiano wziętym do niewoli polskim żołnierzom statusu jeńców wojennych. Władze ZSRS próbowały tymczasem wbrew prawu międzynarodowemu (naruszając genewską konwencję dyplomatyczną) uniemożliwić opuszczenie kraju polskim dyplomatom i aresztować ich (stwierdzając utratę statusu dyplomatycznego). Paradoksalnie, Polaków uratował dziekan korpusu dyplomatycznego w Moskwie, ambasador Rzeszy hr. Friedrich Werner von der Schulenburg, osobiście wymuszając na rządzie ZSRS zgodę na ich wyjazd. Prezydent Ignacy Mościcki w wydanym w Kosowie orędziu do narodu określił jednoznacznie sowieckie działania wojskowe jako akt agresji. Tak więc polska obrona stała się beznadziejna, gdy 17 września 1939 roku na wschodnie obszary Rzeczypospolitej wtargnęło milion żołnierzy ZSRS, zrywając obowiązujący pakt o nieagresji między Polską a Rosją Sowiecką z 1932 roku, prolongowany następnie w maju 1934 roku. O godz. 3.00 nad ranem wojska sowieckie przekroczyły granicę polską.
Ich wejście różniło się całkowicie od tego niemieckiego sprzed dwóch tygodni. Mijając posterunki graniczne, czerwonoarmiści wymachiwali do zaskoczonych żołnierzy KOP-u białymi flagami, czołgiści w otwartych wieżyczkach czołgów wykrzykiwali: Wpieriod, na giermanca, riebiata! Do Sztabu Generalnego pierwsze wiadomości o przekroczeniu granicy przez Sowietów nadeszły około godz. 6.00. W wyniku narady z ministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem oraz premierem Felicjanem Sławojem-Składkowskim marszałek Śmigły-Rydz zrezygnował z planów utworzenia obrony na linii Dniestru, na tzw. przedmościu rumuńskim, gdzie zamierzał czekać na ofensywę sojuszników z Zachodu - i wydał kontrowersyjny do dziś rozkaz: "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry, najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub prób rozbrajania oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii". Dyrektywa ta nie była kategoryczna. Nakazywała, aby nie walczyć z Sowietami, dopóki nie będzie to konieczne w obronie własnej. Nie wykluczała jednak możliwości oporu. Zasadą miało być niepodejmowanie walki z agresorami, przez wzgląd na jej bezcelowość, co jednak nie było powiedziane wprost. Stanowisko Naczelnego Wodza spowodowało wiele niejasności dotyczących charakteru wkroczenia Armii Czerwonej. Także polski rząd, który znalazł się na emigracji, nie stwierdził jednoznacznie, czy jesteśmy w stanie wojny ze wschodnim sąsiadem. Do starć doszło dlatego, że przygraniczne formacje, takie jak Korpus Ochrony Pogranicza, miały naturalny obowiązek podjęcia takiej walki. Czasami była to walka symboliczna, kiedy indziej bardziej efektywna. Zgrupowania Wojska Polskiego próbowały przede wszystkim uniknąć dostania się do niewoli sowieckiej. Starcia były więc nieuchronne. Jeszcze w czasie wojny pojawiły się w polskiej historiografii komunistycznej próby usprawiedliwienia agresji 17 września 1939 roku koniecznością ochrony terytorium ZSRS w przewidywaniu przyszłej napaści niemieckiej na ten kraj. W świetle wyników obecnych badań historycznych jest to pozbawione jakichkolwiek podstaw. W oficjalnej historiografii ZSRS wydarzenia te przedstawiano jako wyzwoleńczy pochód na tereny "Zachodniej Ukrainy" i "Zachodniej Białorusi".
Tajne protokoły do paktu Ribbentrop-Mołotow, mówiące o wkroczeniu Sowietów na terytorium Polski w razie wojny, były nieznane opinii publicznej w Polsce bardzo długo. Wiedzieli o nich natomiast prawie od początku przywódcy Wielkiej Brytanii, Francji i USA. Udawano jednak zaskoczenie, ponieważ Zachód nie chciał faktycznie nic zrobić - poza werbalnym potępieniem sowieckiego najazdu. Potępienie nie było szczególnie mocne. Dosyć szybko zaczęto dowodzić, iż nie można w identyczny sposób traktować III Rzeszy i Sowietów, gdyż ci drudzy mieli określone racje, jako że granica polsko-sowiecka nie była w pełni sprawiedliwa - choć wynikała formalnie z traktatu ryskiego. Pozostawiła bowiem po stronie polskiej skupiska ludności białoruskiej i ukraińskiej, które winny być połączone w jednym państwie. Były to opinie nieoficjalne, gdyż Polska początkowo odgrywała rolę ważnego sojusznika Francji i Wielkiej Brytanii. Tego typu interpretacje nasiliły się z chwilą ataku Hitlera na Związek Sowiecki, kiedy to Rosja stała się dla Zachodu partnerem pierwszoplanowym. Jeśli wojna z III Rzeszą miała być wygrana, musiała włączyć się w nią również Moskwa i Zachód gotów był zapłacić każdą cenę za jej udział w walce. Z kolei w oficjalnej historiografii polskiej późnego PRL-u wydarzeń tych nie eksponowano bądź przedstawiano je eufemistycznie jako pokojowe "wkroczenie" wojsk sowieckich w celu "ochrony" ludności na wschodnich terenach. Pomijano przy tym wszelkie archiwalia i opracowania publikowane przez polskich badaczy na Zachodzie i "podziemnych" w kraju (lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte XX wieku). Nie wspominano oczywiście o pracach wybitnych fachowców z Zachodu, w tym z Niemiec.
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego było oczywiste, że wejście Armii Czerwonej stanowiło agresję łamiącą postanowienia polsko-sowieckiego układu o nieagresji i wyczerpującą definicję obowiązującej Polskę i ZSRS konwencji o określeniu napaści (1933). W ZSRS agresję usprawiedliwiano za pomocą ideologicznej retoryki o sprawiedliwości dziejowej wobec burżuazyjnego państwa polskiego i wymuszonego traktatu ryskiego (do podpisywania którego nikt Sowietów nie zmuszał) oraz o wyzwoleniu uciskanych i rozdzielonych narodów - echa tych "ekstrawaganckich intelektualnie" pomysłów brzmią w oficjalnej propagandzie państwa rosyjskiego do dziś, z różnym natężeniem. Trzeba stwierdzić, że są i głosy odmienne, płynące ze środowisk marginalizowanych przez władze Federacji Rosyjskiej, takich jak "Memoriał" i niezależni historycy, jak na przykład Nikołaj Iwanow, który w swej książce o Powstaniu Warszawskim widzianym z Moskwy twierdzi, że pakt Ribbentrop-Mołotow odżył na dwa miesiące w sierpniu 1944 roku podczas walk powstańców z niemieckimi oddziałami w Warszawie. Obecnie w Polsce uważa się podpisanie tego układu za faktyczny IV rozbiór Polski, a 17 września 1939 roku większość historyków traktuje jako agresję wojskową "w cieniu" agresji hitlerowskich Niemiec, i to podjętą - podobnie jak ta pierwsza - bez wypowiedzenia wojny. Wszyscy są przy tym zgodni, że dla Stalina, jego współpracowników i generałów oba te zdarzenia były również osobistą zemstą za niepowodzenie najazdu na Polskę w sierpniu 1920 roku. 17 września 1939 ZSRS stał się faktycznie uczestnikiem II wojny światowej jako sojusznik III Rzeszy.

* * *

Zwróćmy tu uwagę na fakt, że jeszcze w tej chwili wspomina się o "napaści" Niemiec na Polskę i o "wkroczeniu" do niej Sowietów. To ślady długotrwałej indoktrynacji i kłamstwa w języku PRL-u. Używa się niektórych sformułowań, zda się, w sposób nie w pełni świadomy; "wkroczenie", a nie "napaść" ZSRS to pozostałość starego kanonu wartości, wpajanego Polakom przez komunistów, które znalazło swoje odbicie w sferze językowej.
Zatrzymajmy się na chwilę nad kwestiami związanymi z polską pamięcią historyczną, nie tylko zresztą w odniesieniu do paktu Ribbentrop-Mołotow. Otóż sam pakt, jako że nie były znane jego tajne protokoły (ich istnienia polska opinia publiczna mogła się tylko domyślać), nie jest w polskiej pamięci zapisany mocno. Miast niego koncentrowaliśmy się na tym, co "było widać", co Polacy odczuli bezpośrednio: na 17 września 1939 roku i Katyniu, a potem narzuconej "miłości" i dekretowanej sympatii do "braci Słowian". Jak już zauważyłem, polska historiografia krajowa, do 1989 roku znajdująca się cęgach cenzury, nie mogła nieść prawdy, co jest podstawowym zadaniem historyka, naród budował więc i utrzymywał świadomość zdarzeń z lat 1939-1945 dzięki zachowanej pamięci rodziców, dziadków, znajomych. Część wiedzy zachowano też dzięki literaturze "drugiego obiegu" i audycjom Radia Wolna Europa, Głosu Ameryki, BBC, nadawanym do kraju w języku polskim. Jest jasne, że taki przekaz w połączeniu z natrętną propagandą komunistyczną i późniejszymi poprawnymi politycznie opiniami musiał wywoływać intelektualny i faktograficzny bałagan, czasem też narzucaną przez zmianę znaczenia konkretnych słów zmianę hierarchii wartości.

* * *

Brak publicznego formalnego ogłoszenia przez prezydenta i rząd RP faktu istnienia stanu wojny pomiędzy ZSRS a Polską i brak jednoznacznego rozkazu Naczelnego Wodza stawiania oporu najeźdźcy doprowadziły do dezorientacji dowódców i żołnierzy. Przykładem jest tu obrona Lwowa w 1939 roku. Polski dowódca wysłał parlamentariuszy z warunkami kapitulacji, które zapewniały zachowanie broni osobistej oraz swobodny przemarsz do Rumunii. Sowiecki dowódca zgodził się na te warunki, ale gdy tylko żołnierze polscy opuścili koszary, oznajmił, że "na skutek zmian w sytuacji międzynarodowej oficerowie muszą złożyć broń i od tej chwili są uważani za jeńców wojennych". W umowie kapitulacyjnej, na mocy której przekazano miasto Armii Czerwonej, punkt 8 gwarantował oficerom wolność osobistą i nietykalność własności. Generał Władysław Langner po podpisaniu dokumentu miał powiedzieć: "Z Niemcami prowadzimy wojnę. Miasto biło się z nimi przez 10 dni. Oni, Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie...". Mimo tej deklaracji o słowiańskiej wspólnocieSowieci złamali postanowienia zapisane w punkcie 8 i wielu oficerów broniących Lwowa zostało potem wymordowanych w Starobielsku.
Dalszą konsekwencją było wzięcie do niewoli około 250 tysięcy żołnierzy i oficerów (w większości niestawiających oporu) i pośrednio zbrodnia katyńska na kilkunastu tysiącach osób. 29 września, gdy klęska Polski była już pewna, po burzliwych negocjacjach w Moskwie (dyplomacja III Rzeszy proponowała pozostawić kadłubowe państwo polskie - bez Pomorza, Wielkopolski i Śląska, ze wschodnią granicą od Grodna po Przemyśl; na takie rozwiązanie nie godził się Stalin, argumentując, że może to stanowić w przyszłości niebezpieczeństwo dla dobrych stosunków między III Rzeszą a Związkiem Sowieckim) podpisano trzy protokoły regulujące nową granicę między obydwoma państwami. Niemcy w zamian za ziemie między Wisłą, Bugiem i Sanem zgodzili się przekazać Litwę sowieckiej strefie wpływów. Obie strony zobowiązały się wspólnie walczyć z polskim podziemiem niepodległościowym oraz nie tolerować żadnej polskiej agitacji dotyczącej terytorium drugiej strony.
W 1992 roku rosyjskie ministerstwo obrony wydało książkę "Grif siekrietnosti sniat" (Klauzulę tajności zniesiono), w której podano dokładną ilość sprzętu wojennego zdobytego we wrześniu i październiku 1939 roku w Polsce. Oto bilans: 247 325 karabinów, 8566 ciężkich karabinów maszynowych, 12 783 szable, 740 dział różnych kalibrów, 36 czołgów, 64 samochody pancerne, 131 samolotów oraz 4579 innych pojazdów mechanicznych. Łącznie stanowi to uzbrojenie co najmniej trzech armii z 1939 roku! Te dane charakteryzują doskonale rolę, jaką odegrał pakt Ribbentrop-Mołotow, a później sowiecka agresja na Polskę. Pokazują też możliwości ewentualnego polskiego oporu w konfrontacji z Wehrmachtem, w przypadku gdyby Sowieci nie wkroczyli.
Jeśli jednak zadamy pytanie, czy w obliczu całkowitej klęski na froncie zachodniej i centralnej Polski wielka bitwa na wschodzie miałaby jakieś znaczenie, odpowiedź musi brzmieć: w obliczu dwóch tak potężnych przeciwników - nie! Przedłużyłoby to kampanię o kilka tygodni, lecz na jej wynik nie byłoby w stanie wpłynąć. Niektórzy historycy, szczególnie młodego pokolenia, dowodzą, że gdyby nie inwazja Sowietów, opór Polski trwałby dłużej, co z kolei przyczyniłoby się do zmiany stanowiska aliantów zachodnich, którzy widząc przeciągające się walki, nie mogliby zupełnie odmówić Polsce pomocy - tak jak to ostatecznie zrobili. W tym sensie należy to podkreślić bardzo mocno, atak sowiecki był ciosem w plecy o dwojakim charakterze - zarówno wojskowym, jak i politycznym.

* * *

Kolejnym nieopisanym do tej pory w pełni elementem układanki historycznej z sierpnia i września 1939 roku są zdarzenia na polskich Kresach Wschodnich po wkroczeniu na nie Sowietów. Widoczne były tam dramatyczne konsekwencje wieloetnicznej struktury Polski. Tereny północno-wschodnie i Małopolska zamieszkane były przez ludność różnych narodowości. W niektórych rejonach Polacy stanowili zdecydowaną mniejszość. Wojnę postrzegano różnie, zależnie od przynależności etnicznej. Żydzi, Białorusini i Ukraińcy nie wystąpili wprawdzie w sposób jednoznaczny przeciwko Rzeczypospolitej, jednak często nie utożsamiali się z polską racją stanu, nie czuli się więc w obowiązku, by stawiać opór agresji. Widziane było to przez Polaków, tak ciężko doświadczanych w danym momencie, jako zdrada. Część tej ludności, powodowana niechęcią do państwa polskiego, motywowana komunistycznymi sympatiami, przyjęła wkroczenie Sowietów z zadowoleniem, niekiedy nawet euforią. Zdarzało się, że obsypywano sowieckie czołgi kwiatami, budowano bramy powitalne, czego świadectwa zachowały się w materiale źródłowym. Określenie skali tego zjawiska jest kwestią drugorzędną. Sam fakt występowania prosowieckich zachowań rzutował na ogólne wyobrażenie o postawach Białorusinów, Ukraińców i Żydów. Polacy odnosili wrażenie, że nacje te w trudnej dla Polski chwili przeszły na stronę wroga (co faktycznie w wielu przypadkach miało miejsce).
Po zakończeniu działań wojennych i przeprowadzeniu delimitacji granicznej w strefie niemieckiej okupacji znalazło się ponad 48 proc. obszaru Polski i zdecydowanie ponad 20 000 000 ludności, ZSRS zagrabił ponad 50 proc. terytorium i 14 000 000 obywateli polskich. Sowiecki komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow mówił o "końcu pokracznego bękarta traktatu wersalskiego" i wyzwoleniu bratnich narodów białoruskiego i ukraińskiego spod narzuconego jarzma "polskich panów". Do niewoli dostało się 630 000 polskich żołnierzy, z czego 230 000 do sowieckiej. W efekcie najazdu obu totalitarnych potęg Rzeczpospolita przestawała istnieć jako niepodległe państwo. Niemcy wydzielili z ziem polskich Generalne Gubernatorstwo zajmujące 145 tysięcy kilometrów kwadratowych i zamieszkiwane przez 16,5 miliona mieszkańców, pozostałą zaś część wcielili do Rzeszy (Pomorze, Wielkopolska, Górny Śląsk, Zagłębie Dąbrowskie, Suwalszczyzna, Łódź). ZSRS oddał Wileńszczyznę Litwie, by w roku następnym zagarnąć całe państwo litewskie, z pozostałych zaś terenów II RP (zachodnia Ukraina i Białoruś) utworzono po sfałszowanych "wyborach" (październik 1939 roku) Republikę Zachodniej Ukrainy lub włączono je do Białorusi, tworząc Republikę Zachodniej Białorusi, generalnie weszły one w skład ZSRS. Krok po kroku rozpoczynało się wymazywanie niepodległego państwa polskiego z mapy świata.
Obaj okupanci stosowali wobec Polaków na terenie swych stref wpływów różne techniki postępowania - zamiar był jednakże jeden i realizowany był, o czym nie wolno dziś zapomnieć, wspólnie. Całkowite podporządkowanie sobie podbitego społeczeństwa i wykorzenienie polskości, a tym samym wzmocnienie swojej strefy wpływów na podbitym obszarze. Było oczywiste, że Polacy wychowywani przez całe dwudziestolecie międzywojenne w kulcie wolności i przywiązani do wartości własnego państwa nie będą mogli pogodzić się z wprowadzanym przez okupantów nowym porządkiem, tym bardziej że opierał się on na terrorze, donosicielstwie i próbie sprowadzenia suwerennego narodu do poziomu niewolników, potem zaś do fizycznego wyeliminowania. Na terenie obu okupacji rozpoczęto, niewątpliwie w porozumieniu, planowe niszczenie polskich warstw przywódczych. Los obywateli Rzeczypospolitej na terenach zajętych przez ZSRS wyglądał równie dramatycznie jak tych, którzy pozostali na obszarze okupowanym przez III Rzeszę - krótko po napaści na Polskę rozpoczęły się masowe aresztowania, zsyłki, deportacje (w czterech falach objęły one razem około 320 000 ludzi - choć wspomina się i o liczbach sięgających 1500 000). Pociągnęły one za sobą liczne ofiary śmiertelne, liczone w setkach tysięcy. Nie było przypadkowym określenie "białe krematoria", charakteryzujące dramatycznie trudne warunki egzystencji w miejscach zsyłek czy w trakcie dojazdu do nich. Tu, podobnie jak na terenach "niemieckich", uderzano głównie w elity, groźne dla systemu poprzez swą polskość. Na pierwszy ogień szli urzędnicy administracji państwowej, politycy, działacze gospodarczy, lekarze, księża, służba leśna. Jako częstą metodę stosowano eliminację fizyczną tych, których uznano za wrogów "ojczyzny światowego proletariatu". Osobną kategorię stanowili zagarnięci do sowieckiej niewoli polscy żołnierze (w tym szczególnie oficerowie) i policjanci. Było ich ponad 200 tysięcy, z czego później wymordowano ponad 10 proc. korpusu oficerskiego (wśród nich kwiat inteligencji polskiej, w tym wielu oficerów rezerwy - lekarzy, naukowców, prawników). Tych ludzi, gwałcąc wszelkie normy prawa międzynarodowego, wymordowano potajemnie na podstawie rozkazu Stalina z 5 marca, wczesną wiosną 1940 roku w kilku miejscach (Katyń, Miednoje, Charków). Alianci zachodni zdawali sobie doskonale sprawę, kto dokonał tej zbrodni, postanowili jednak poświęcić na ołtarzu walki z III Rzeszą prawdę o tej potworności.
Przykładem na instrumentalne traktowanie tej sprawy niech będzie historia George´a Howarda Earle´a, bliskiego przyjaciela prezydenta USA - do momentu zainteresowania się zbrodnią katyńską. Wcześniej był dyplomatą w Bułgarii i Austrii, w 1943 r. awansował na specjalnego wysłannika Roosevelta ds. spraw bałkańskich, rezydującego w Turcji. Był także oficerem w amerykańskiej marynarce wojennej. Poprzez swoje kontakty w Rumunii i Bułgarii zdobył materiały na temat zbrodni katyńskiej, w tym zdjęcia zwłok i mogił podczas prac ekshumacyjnych. Wiedząc, że sprawa Katynia była oficjalnym powodem zerwania stosunków polsko-sowieckich, swoje materiały postanowił osobiście przekazać Rooseveltowi. Został przyjęty przez prezydenta w maju 1944 roku. Po prezentacji materiałów powiedział, że jest przekonany o winie Sowietów. Reakcja omal nie zwaliła go z nóg: "George, to wszystko niemiecka propaganda i niemiecki spisek. Jestem absolutnie pewien, że Rosjanie tego nie zrobili. Zapomnij o tym". Earle wrócił do Turcji, ale nie zapomniał. 22 marca 1945 r. skierował do prezydenta osobisty list, w którym stwierdził, że jeśli do 28 marca prezydent nie postanowi inaczej, opublikuje artykuł oKatyniu. W odpowiedzi Roosevelt napisał: "Stanowczo zabraniam ci publikowania jakichkolwiek informacji czy opinii o którymkolwiek z naszych sojuszników, jakie mógłbyś zdobyć podczas pracy lub służby w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych". Po tygodniu Earle dostał rozkaz udania się na Samoa. Dla zdolnego dyplomaty, człowieka wielkiej energii i wysokich standardów etycznych, była to klęska życiowa.

* * *

Zbieżność mordu katyńskiego z Akcją AB przeciwko polskiej inteligencji realizowaną przez gestapo i SD na terenie Generalnego Gubernatorstwa niewątpliwie nie była przypadkiem. Wędrując w czasie, dodać należy, że później korzystając z polskiego wystąpienia do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w sprawie pomordowanych oficerów ZSRS zerwał stosunki z legalnym Rządem RP. Śmierć Wodza Naczelnego i premiera Sikorskiego w katastrofie lotniczej w Gibraltarze i aresztowanie generała Stefana Grota-Roweckiego (1943) w Warszawie kapitalnie osłabiły pozycję Polski na arenie międzynarodowej i otworzyły drogę do instalacji komunizmu w Polsce. Łącząc tę sekwencję zdarzeń z paktem Hitler-Stalin, można zadać pytanie, czy były to tylko nakładające się na siebie przypadki, czy efekt długofalowej planowanej polityki Stalina. Precyzyjnej odpowiedzi na te pytania nikt do dziś nie udzielił.
Rok 1945 przyniósł ze sobą zakończenie wojny. Polska formalnie znajdująca się w zwycięskiej koalicji wychodziła z rozpętanego przez dwa totalitaryzmy konfliktu z głębokim ranami. A do kwestii widzenia dziejów i ich recepcji historia dopisała niedawno następującą puentę: "Poglądy, jakie zaprezentowali Rosjanie, wprawiły ich polskich rozmówców i obecnych na konferencji dziennikarzy w zakłopotanie. Niewiele różniły się bowiem od tego, co o powstaniu mówiła komunistyczna propaganda. A więc szeregowi żołnierze AK bili się dzielnie, ale padli ofiarą politycznych, "niemoralnych" kalkulacji swojego dowództwa. Dowództwu miało zaś chodzić o przechwycenie władzy w Polsce i wykołowanie PKWN. Armia Czerwona oczywiście chciała powstaniu przyjść z pomocą, ale nie mogła, bo była zbyt zmęczona i musiała odpocząć. Poza tym Polacy nie raczyli poinformować Stalina o swoich planach - przekonywali rosyjscy historycy..." (Piotr Zychowicz, Kto wyzwolił Polskę, "Rzeczpospolita", 2.08.2010). Było to na polsko-rosyjskiej konferencji dotyczącej powstania warszawskiego.
Czy zdziwilibyśmy się więc, gdyby w polsko-rosyjskiej dyskusji o pakcie Hitler-Stalin pojawiły się ponownie demony przeszłości opowiadające nam, że został on zawarty dla dobra Polski?

Dr Piotr Łysakowski, IPN Centrala

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=113645

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

8. Do pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Ja od dawna uważam, że R.Sikorka, jest koniem trojańskim.
Czy Sikorscy kiedyś nazywali się Skorka.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

9. Afganistan,szmaragdy i zafascynowanie

wszystkim co dotyczy obronności naszego Kraju ...
i ci przyjaciele,ktorzy "walczyli " z Prezydentem Kaczyńskim,
wiele pytań,wiele
serd pozdr

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o sob., 27/08/2011 - 15:07.

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

10. zamilczany przez polskojęzyczne media Rajd Katyńki

Wyruszył Rajd Katyński



Wyruszył Rajd Katyński
Fot. Grzegorz Boguszewski - fotoKAI



XI Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński,
upamiętniający Polaków pomordowanych na Wschodzie, wyruszył 27 sierpnia z
Placu Piłsudskiego w Warszawie. Wyprawa potrwa do 12 września, a
oficjalne zakończenie odbędzie się 1 października w stolicy.

Organizatorem XI Rajdu jest Stowarzyszenie Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński.

Trasa tegorocznego Rajdu obejmie Ukrainę, Rosję, Łotwę, Litwę i
Polskę. Motocykliści przejadą szlakiem miejsc pamięci pomordowanym na
Wschodzie Polakom, m.in. przez Lwów, Hutę Pieniacką (gdzie wezmą udział w
międzynarodowym zlocie motocyklowym), Okopy Św. Trójcy, Kamieniec
Podolski, Bykownię), Kozielsk i Katyń. Dotrą także na teren lotniska
Siewiernyj pod Smoleńskiem oraz do Moskwy.

XI Rajd Katyński rozpoczęła uroczystość przygotowana przez Garnizon
Warszawski Wojska Polskiego. Wyjeżdżających pożegnali bliscy osób
pomordowanych na Wschodzie oraz Powstańcy Warszawy. Uroczystego startu
dokonał Witold Pilecki, syn rotmistrza Witolda Pileckiego. Wcześniej
motocykliści złożyli wiązanki kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza.

„Jedziemy, aby uczcić pamięć tych, którzy zostali tam pomordowani,
ale i aby spotkać się z żyjącymi tam Polakami – ludźmi o pięknych
sercach, którzy zawsze gościnni i serdeczni kochają Polskę i bardzo za
nią tęsknią” – mówi Wiktor Węgrzyn, komandor Rajdów Katyńskich, ich
pomysłodawca i organizator. – Zbieramy się z potrzeby serca, a nie z
nakazu. Rajd Katyński to podróż szlakiem nasze wielkiej historii.
Jedziemy tam dotknąć tego, jeszcze po nas pozostało. To są niezwykłe
spotkania z Polakami – dodał przed startem rajdu.

Błogosławieństwa uczestnikom rajdu udzielił ks. prałat Sławomir
Żarski. „To wy w sposób szczególny ukazujecie miłość do Ojczyzny.
Wieziecie tam pamięć tych, którzy tam spoczywają. Pozdrówcie wszystkich
Polaków, którzy pielęgnują tam polskość. Jesteście ambasadorami Polski,
bo pamiętacie o tamtych ziemiach”
– powiedział ks. Żarski.

Rajdy Katyńskie są także formą pomocy Polakom na Wschodzie, w tym
polskim dzieciom na Kresach, ich rodzinom i opiekunom. Od kilku lat
środki na ten cel zbierane są wśród motocyklistów podczas zlotów im.
Księdza Zdzisława Peszkowskiego na Jasnej Górze. Podczas tegorocznego
rajdu motocykliści zawitają do sierocińca pod Smoleńskiem.

Dzięki datkom Stowarzyszenie Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński
ufundowało m.in. kilka pomników Jana Pawła II na Białorusi i Ukrainie,
wyposażyło też w polskie lektury kilkanaście bibliotek na Kresach, a
także sfinansowało mundurki polskich harcerzy i pobyt w Polsce dzieci z
Białorusi.

XI Rajd Katyński zakończy się 12 września, ale oficjalna uroczystość
powitania motocyklistów odbędzie się w sobotę 1 października o godz.
12.00 przy Grobie Nieznanego Żołnierza na Placu Piłsudskiego. Wcześniej,
o godz. 10.00 odprawiona będzie Msza św. w archikatedrze św. Jana
Chrzciciela.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. W Smoleńsku byłem może trzy

W Smoleńsku byłem może trzy godziny, z czego dwie w samolocie, czekając na wizy

Nagranie z radaru jest w Moskwie


Z
Waldemarem Targalskim, pilotem, członkiem Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych i Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa
Państwowego powołanej do zbadania katastrofy smoleńskiej, rozmawiają
Katarzyna Orłowska-Popławska i Piotr Falkowski

> Więcej <

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

12. Nagranie z radaru jest w Moskwie

dzięki Marylu,właśnie skończyłam czytanie

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

13. Spotkanie Prezydentów Polski i Ukrainy w Wiśle 14 stycznia 2009

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. wrzesień 2009 roku

12 Mar 2010 ... Paliwo jądrowe HEU, zawierające wysokowzbogacony uran, wypalone w
reaktorach badawczych w Świerku, wraca do Rosji, gdzie zostało ... "Do końca
bieżącego roku nastąpi wywóz całości dotąd wypalonego paliwa HEU ...

http://www.polskieradio.pl/5/3/Artyk…zesyla-Rosji-wypalone-paliwo-jadrowe
Wywóz odpadów umożliwia podpisana we wrześniu ubiegłego roku umowa
między Polską a Federacją Rosyjską. Wypalone paliwo ma pozostać na
terenie Federacji Rosyjskiej na zawsze.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

15. "SZCZEGÓŁ", który spowodował

W oświadczeniu do uczestników kongresu prezydent Rosji Dmitrij ...... Świerku,
wraca do Rosji, gdzie zostało wyprodukowane - poinformował ... Do końca
bieżącego roku nastąpi wywóz całości dotąd wypalonego paliwa ..... My
wieźliśmy materiał jądrowy, który może być interesujący dla różnych grup
terrorystycznych. ...

http://blogmedia24.pl/node/49775

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

16. Nord Stream już

Nord Stream już podłączony


Gazociąg
Północny został podłączony do niemieckiej sieci gazowej. W ten sposób
Gazprom zakończył budowę wielkiej rury na dnie Bałtyku, łączącej Rosję
z Zachodem z pominięciem Polski. »



Nord Stream już podłączony
 


OpenStreetMap contributors / CC-SA 2.0


Mapa Nord Streamu

Możliwość wyłączenia Gazociągu Jamalskiego w tej chwili będzie już
jednoznaczna. Będzie można wyłączyć Jamał i zastąpić go transportem
przez Nord Stream
- powiedział Piotr Woźniak, były minister gospodarki,
obecnie szef rady zarządzającej Agencji ds. Współpracy Regulacji
Energetyki.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl