Pan europoseł Wojciechowski był łaskaw napisać: „Masakra w Norwegii tylko skalą różni się od zamachu na biuro PiS (i moje) w Łodzi i zabójstwo Marka Rosiaka”

Otóż proszę szacownego Pana europosła różni się nie „skalą”, a różni się w ogóle i nie ma żadnej styczności między jednym a drugim

Po pierwsze zamach w Norwegii był skierowany przeciwko dokładnie tym samym wartościom. przeciw którym Polsce występuje PiS. Kilka notek na Salonie jest tego czystym przykładem. Aby samemu nie szukać wystarczy zajrzeć do dzisiejszej notki Starosty Melsztyńskiego, który zawarł interesujący przegląd tychże.

Szczęśliwie - antyrządowi, a raczej należałoby rzec – propisowscy - fanatycy w Polsce jak na razie ograniczają się do rzucania gównem w tablicę pamiątkową i tworzenia stron internetowych proponujących zabawy w zabijanie prezydenta.

Po drugie - pomijając sferę wartości – przyrównanie zamachu na biuro poselskie, skutkującego śmiercią polityka, do zabójstwa kilkudziesięciorga bezbronnych dzieci jest nie tylko nieuprawnione, ale wręcz obrzydliwe.

Zupełnie czymś innym jest zabójczy atak na czynnego polityka, a czym innym planowy mord dzieciaków, choćby i przebywających na obozie młodzieżówki partyjnej (na marginesie - warto zauważyć, że w Norwegii tego rodzaju zjazdy są normą i mają miejsce od ponad 60 lat. Zniesmaczenie co niektórych Polaków wynika z zupełnie bezpodstawnego przyrównywania norweskich młodzieżówek do zjazdów ZMS z okresu PRL-u, przy czym jedne z drugimi nic nie mają wspólnego). Każde morderstwo zasługuje na potępienie, ale niechże europoseł zna miarę!

PiS zawłaszczył już katastrofę smoleńską, a z czynu „łódzkiego” wariata i słów pewnego ministra uczynił wręcz swą martyrologię, a teraz do tej historii męczeństwa i cierpiętnictwa przypina tragedię norweskich rodziców.

O tym, że moralność PiSu jest co najmniej dwuznaczna wiem od zawsze. Partia kocha niezmiernie uczciwość i prawo, ale zarazem zakłada, że obywatele niedostatecznie pilnowani będą fałszować wybory i działać na niekorzyść osoby, która im powierzyła misję zagłosowania w ich imieniu. Zupełnie jakby ten upoważniający swojego pełnomocnika wybierał wśród przypadkowych ludzi z ogłoszenia, a nie spośród przyjaciół, czy członków rodziny, którym ufa. Ciekawe, czy stopień zaufania do własnych żon i mężów wśród posłów PiS-u jest podobny….