Wczoraj było święto demokracji, a dziś mamy jej pogrzeb. Bo
nie ma demokracji w państwie, które nie respektuje prawa  do głoszenia
własnych opinii.



Poeta Jan Marek Rymkiewicz,  komentując sprawę krzyża przed Pałacem Prezydenckim, powiedział:

"Polacy, stając przy nim, mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie
budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść - na przykład w
redaktorach 'Gazety Wyborczej', którzy pragną, żeby Polacy wreszcie
przestali być Polakami".

Dodał, że wg niego redaktorzy "GW" są "duchowymi spadkobiercami
Komunistycznej Partii Polski" oraz, że "rodzice czy dziadkowie wielu z
nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem
'luksemburgizmu', a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków.
Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego
krzyża. Uważam, że ludzie ci są godni współczucia - polscy katolicy
powinni się za nich modlić".

 

Za tę wypowiedź został przez "spółkę Agora" postawiony przed sądem.



Jak informuje PAP:

Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił pozew spółki Agora S.A. o
ochronę dóbr osobistych. Nakazał pozwanemu przeprosiny w "Gazecie
Polskiej", wpłatę 5 tys. zł zadośćuczynienia na ośrodek dla ociemniałych
w Laskach (Agora żądała 10 tys. zł) i zwrot Agorze 1,2 tys. zł kosztów
sprawy.

Sąd uznał, że doszło do bezprawnego i zawinionego naruszenia dóbr osobistych "GW" i jej wydawcy.




Rymkiewicz ma  przeprosić w "GP" za "nieprawdziwe i obraźliwe wypowiedzi", które "nie miały oparcia w faktach".

Za naruszenie dóbr osobistych  sąd uznał słowa, że „redaktorzy "GW"
nienawidzą Polski i chrześcijaństwa jako "duchowi spadkobiercy
Komunistycznej Partii Polski”





Zastanawiam się, co tu jest niezgodne z faktam? Że redaktorzy GW nienawidzą Polski i chrześcijaństwa?



Nienawiść to może zbyt mocne słowo, ale poeta ma prawo do egzaltacji. Chyba nie o to sądowi chodziło.



Czyżby więc o zdanie, że - wg Rymkiewicza - redaktorzy "GW" są
"duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”?  Hm... a nie
są? Przecież sam Adam Michnik  i tym opowiadał.



Oto fragment rozmowy redaktora naczelnego Gazety Wyborczej z Jackiem
Żakowskim, która ukazała się na łąmach GW, w marcu 2008 roku...

 



Jacek
Żakowski ("Polityka"): W styczniu 1969 r. przed warszawskim sądem stał
22-letni blondynek o błękitnych oczach. Ten sąd miał go ukarać w imieniu
władzy komunistycznej. A on o sobie i swoich przyjaciołach mówił tak:
"Uważaliśmy się za komunistów. Staliśmy na gruncie przemian
gospodarczo-społecznych przeprowadzonych w naszym kraju od roku 1944.
Wypowiadaliśmy się przeciw kapitalizmowi, za ustrojem socjalistycznym".
Pamiętasz tego chłopca?




Adam Michnik: Chłopiec nie jest dumny z tych słów. Dziś łatwo go nimi walić jak kijem bejsbolowym.



To były złe słowa?



- Dziś bym nie powiedział, że jestem komunistą.



A przemiany, jakie się dokonały po 1944 r.?




- Wtedy byłem przekonany, że po wojnie Polska potrzebowała rewolucji społecznej.



Czyli?



- Złamania podziałów klasowych - nie tylko w sensie ekonomicznym, ale
też kulturowym. Wtedy uspołecznienie podstawowych gałęzi przemysłu było
zjawiskiem pozytywnym. Reforma rolna była pozytywna. Wielki awans ze wsi
do miasta był pozytywny. Ewolucja edukacyjna, chłopskie dzieci na
bezpłatnych studiach, darmowe lecznictwo - to wszystko było pozytywne.
Ta rewolucja społeczna była od samego początku zdeformowana przez
obecność Sowietów. Ale nie widziałem innego scenariusza. Rewolucja
społeczna wydawała mi się czymś dobrym w złych okolicznościach
zewnętrznych.



A o komuniście mówiłeś, żeby utrudnić sytuację sędziom?



- Nie. Mówiłem to szczerze.





Siedząc w komunistycznym więzieniu?



- Mówiłem w czasie przeszłym: "Byliśmy komunistami". Zresztą zwróć uwagę, co dla mnie znaczyło bycie komunistą.



To, czego Jacek Kuroń uczył was w czerwonym harcerstwie:
"Uważaliśmy, że obowiązkiem komunisty jest zwalczanie wszelkiego zła,
wszelkich nieprawości, wszelkich krzywd i niesprawiedliwości napotkanych
w naszym kraju".




- Pamiętaj, że to już był styczeń 1969 r. Wiedziałem, co się przez ten
rok wyprawiało w Polsce. Wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że
władza komunistyczna wróci do języka procesów stalinowskich. Pamiętaj,
że po Marcu, a przed procesem był inwazja na Czechosłowację. Nie miałem
już złudzeń, że system wraca na drogę nieprawości.



Dziś jednak inaczej definiujesz niesprawiedliwość.



- Zmieniło się rozłożenie akcentów.
Wcześniej te "krzywdy i niesprawiedliwości" dotyczyły głównie spraw
ekonomicznych. Myślałem tak, jak myśli młody człowiek po lekturze Marksa
i "Listu otwartego do członków partii" Kuronia i Modzelewskiego, którzy
krytykowali system w języku marksistowskim. Marzec uświadomił mi, że
marksizm nie wystarcza, że dla zrozumienia tego, co się dzieje,
potrzebne są "Dziady". Wszedłem w inny nurt kultury narodowej.



To znaczy?



- Do Marca byłem w nurcie Ludwika Waryńskiego. Po Marcu znalazłem się w nurcie mickiewiczowskim.



Kiedy się dokonała przemiana Ludwika w Konrada?



- W trakcie kolejnej lektury „Dziadów”. Czytałem je wtedy przynajmniej
trzy razy. Wcześniej tradycja insurekcyjna wydawała mi się passé. A tu
nagle Marzec. I Czechosłowacja. Wtedy już wiedziałem, że to koniec.
Wcześniej należałem do rodziny komunistycznej. W rodzinach ludzie się
kłócą, nawet zabijają, ale pozostają rodziną. Inwazja zmieniła to
radykalnie.



(...)



A co zrobiłeś z Waryńskim?



- Wzbogaciłem go o Mickiewicza.
Dlatego łatwo mi było przejść do
myślenia w kategoriach KOR-u czy "Solidarności". Język emancypacji
pracy, praw robotniczych był mi bliski przez długie lata.



A kiedy ostatecznie rozstałeś się z Waryńskim?



- Do końca chyba nigdy
. Ale politycznie po 1989 r., gdy okazało
się, że droga zmian jest z konieczności inna, niż sobie wyobrażałem -
prywatyzacja, bezwzględny rynek, nierówności. I że środowiska robotnicze
nie mogą dostać tego, co - jak sobie wyobrażałem - powinny dostać razem
z wolną Polską. Nie mogą dostać władzy w zakładach pracy.



(...)



A on rozumiał to, czego wy nie rozumieliście. Sowieckie czołgi.




- Wtedy sowieckie czołgi Polsce nie groziły. Gdyby Gomułka poszedł razem
z Dubczekiem, Breżniew musiałby inaczej rozmawiać. Zwłaszcza że miał
już kłopot z Ceau escu. W zapleczu był Kadar. Tito się wyzwolił. Jako
historyk wiem, że to nie mogło się udać. Ale moje ówczesne rozumowanie
nie było myśleniem idioty. Miałem podstawy, by wierzyć w pozytywny
scenariusz. Przynajmniej do sierpnia. Po inwazji jednemu z kolegów
napisałem gryps: "Ratuj twarz. Dupy i tak już nie uratujesz".
Wiedziałem, że to będzie trwało i że trzeba to przeżyć.



Bez złudzeń co do Waryńskiego?




- Nie. Waryński został.



Ale potem się z nim nie obnosiłeś.



- Świat się zmienił. W ostatnim ćwierćwieczu jedynym masowym ruchem
robotniczym na świecie była "Solidarność". Bo zmieniła się natura pracy,
technologie, ekonomia polityczna. Ale do 1989 r. uważałem, że logika
Waryńskiego jest jedynie słuszna, że tylko zorganizowany nacisk klasy
robotniczej może wymusić na władzy ustępstwa.



To była taktyka. Akiedy ideowo rozstałeś się z Waryńskim?



- Serce wciąż mam po lewej stronie
. Ale portfel po prawej...



Aj!



- Być może Komuna Paryska była czymś okropnym, a rację mieli ci, którzy ją zwalczali, ale jednak pamiętam słowa Marksa, że to były "szturmy niebios". Jako człowiek uformowany przez tę tradycjęnie mam wątpliwości, że świat pchała do przodu lewica

Całość tutaj:  „Gustaw-Konrad z Waryńskim w tle”



 

Jakieś pytania?

Czy sądowi trzeba tłumaczyć słowa Michnika?
Ukąszony przez Waryńskiego, Adam Michnik nigdy nie odszedł od jego
idei, on je twórczo rozwinął.



Czy sąd słyszał coś o Program Socjalistów Polskich  znanym również pod
nazwą „Program brukselski” ? Czy sąd wie, że  Waryński był jego
współautorem? Ten „program” nie przewidywał odzyskania niepodległości
przez Polskę, przewidywał natomiast międzynarodową współpracę
socjalistów i Europę bez granic.



A może sądowi trzeba tłumaczyć, jak bliscy ideowo  Ludwik Waryński i Róża Luksemburg?





Jan Marek Rymkiewicz ma przeprosić Agorę za słowa o duchowym spadkobierstwie KPP.



Od kiedy sądy są arbitrami w kwestiach duchowych?








I jeszcze jedno - jeżeli Rymkiewicz nie ma racji tłumacząc niechęć GW do
chrześcijaństwa duchowym spadkiem po komunie, to  być może rację ma
Krzysztof Kłopotowski, pisząc o kodzie kulturowym judaizmu.

Czy sąd jest w stanie rozstrzygnąć, który z
nich – Kłopotowski, czy Rymkiewicz - jest bliższy prawdy? Może obaj,
albo żaden,  a wtedy Kłopotowskiego też trzeba postawić przed sądem.

 

*





Opowiadano mi, że kiedy umarł Stalin, w pewnej redakcji, pewien człowiek
ostentacyjnie zwinął i wyrzucił do kosza gazetę z informacją na ten
temat. Został za to wezwany przez sąd koleżeński, czy coś w tym
guście...

Zmieniło się rozłożenie akcentów - powiedział Adam Michnik. Fakt.



 

 

--

Polecam :  Marek Czeszko, "Poeta J.M.Rymkiewicz, a A.Michnik–R.Luksemburg, a idea UE..."