Dyskusja w sprawie tak zwanej reformy OFE wkracza w decydującą fazę i dlatego warto dziś zastanowić się nad argumentami uczestników sporu. W ciągu ostatnich kilku dni głos wielokrotnie zajmował premier Tusk i wspierający go publicyści. Przyjrzyjmy się zatem argumentacji lidera Platformy Obywatelskiej.

Po pierwsze: „ OFE zwiększają dług publiczny”.
Zdaniem obozu rządowego Polska zadłuża się, bo środki pieniężne zamiast do ZUS, wpływają do OFE. Z punktu widzenia zwyklej logiki jest to teza kuriozalna i całkowicie demagogiczna. OFE są systemem regularnego odkładania pieniędzy na emeryturę, a nie jakimś ekstrawaganckim wydatkiem na konsumpcję. 10 lat temu twórcy reformy emerytalnej zdawali sobie sprawę z tego, że emerytury wypłacane z ZUS będę bardzo niskim poziomie, a zaniechanie zmian będzie oznaczało skazanie milionów polskich emerytów na wegetację w nędzy i ubóstwie.
Co więcej, w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości transfery do OFE nie stanowiły problemu dla finansów publicznych. Podobnie było w początkowym okresie rządów PO-PSL. W momencie kiedy nad Polska zawisło widmo kryzysu argentyńskiego, okazało się nagle, że system jest zbyt kosztowny. W przypływie dobrego humoru można powiedzieć, że Polaków, po kilku kadencjach rządu PO-PSL, nie będzie stać nie tylko na emerytury, ale również na prąd, opał czy żywność. Gdyby Donald Tusk w ten sposób przedstawił swoje zamierzenia można by się z nim zgodzić. Jednak, to, co prezentuje nam dziś, jest tylko kolejną odsłona żałosnego PR-owskiego spektaklu.
Po drugie: „Polska jest zadłużona na 700 miliardów złotych, z czego 200 przypada na OFE
Tutaj małe sprostowanie, Panie Premierze. Nie 700, tylko 800 miliardów. W okresie rządów Platformy zadłużenie Polski wzrosło o prawie 300 miliardów złotych i stale rośnie w zastraszającym tempie. Istotą manipulacji jest tutaj wskazywanie na te mityczne 200 miliardów długu. Zauważmy, że, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, dużo lepszą sytuacją jest posiadanie 800 miliardów długu i 200 miliardów aktywów, niż tylko 600 miliardów długu netto. Tusk nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że dzięki środkom zgromadzonym w OFE jego rząd jeszcze istnieje, bo w innym wypadku, inwestorzy finansowi uznaliby Polskę za kraj o dużo wyższym ryzyku niewypłacalności i odmówili nam kredytu. Ten bufor 200 miliardów złotych, które można wykorzystać w sytuacji zagrożenia jest istotnym czynnikiem poprawiającym bezpieczeństwo finansowe Polski.
Oprócz tych bałamutnych stwierdzeń, premier polskiego rządu mówi nam jeszcze, że „utrzymanie obecnego systemu pochłonie w ciągu 10 lat kolejne 200 mld złotych i zmusiłoby rząd od radykalnego podniesienia podatków”. Tusk nie rozumie, albo nie chce zrozumieć, jaka jest różnica między bieżącymi wydatkami państwa (takimi jak na przykład utrzymanie coraz szczodrzej opłacanej przez rząd biurokracji), a oszczędnościami. 200 miliardów złotych, które wydają się premierowi i jego zwolennikom pieniędzmi zmarnowanymi, jest w istocie kwotą emerytur, które w przyszłości zostaną wypłacone obywatelom. Środki te nie obciążą, a ODCIĄŻĄ budżet państwa w niedalekiej przyszłości.
Po trzecie: „OFE są bardzo drogie w utrzymaniu
Jest to teza prawdziwa, ale było to wiadomo już trzy lata temu, kiedy Donald Tusk obejmował władzę i jedenaście lat temu, kiedy rząd Jerzego Buzka projektował cały system emerytalny. Lukratywny biznes jakim jest zarządzanie OFE, zostało przejęte przez zachodnie instytucje finansowe (za przyzwoleniem zresztą ideowej poprzedniczki PO, Unii Wolności). Cały system mógł przecież działać w oparciu o dwa, trzy państwowe banki czy ubezpieczycieli. Mnogość funduszy emerytalnych sprawia, że polski podatnik musi ponosić koszty utrzymania ich rozbuchanej administracji, a struktura własnościowa powoduje, że prowizje od zarządzania środkami uczestników OFE wypływają szerokim strumieniem za granicę.
Ta konstatacja jednak w żaden sposób nie uzasadnia całkowitej likwidacji czy ograniczenia oszczędzania na prywatnych kontach emerytalnych. Można tu mówić co najwyżej o korekcie systemu. Musimy być tutaj bardzo precyzyjni. Prywatne konta emerytalne oraz możliwość dziedziczenia zaoszczędzonych środków są podstawową korzyścią prywatnego filara ubezpieczeń emerytalnych. Jednak zarządzanie funduszami powinny sprawować podmioty bardzo mocno kontrolowane przez państwo, które z definicji nie kieruje się krotkookresowym zyskiem, ale długofalowym interesem obywateli.
Po czwarte: „OFE kupują państwowe obligacje, których nie trzeba by emitować, gdyby składki ubezpieczonych trafiały wprost do ZUS”.
Biorąc pod uwagę to, co napisałem wcześniej taki zarzut jest zupełnie nietrafiony. OFE gromadzą pieniądze na przyszłe emerytury i zadłużanie się państwa nie jest tutaj czynnikiem negatywnym. Jednak co najbardziej uderza u zwolenników tej demagogicznej tezy, to całkowity brak zrozumienia teorii i praktyki zarządzania portfelem papierów wartościowych. Każdy dobrze zdywersyfikowany portfel inwestycyjny powinien zawierać w sobie papiery dłużne, a więc bony skarbowe lub obligacje. To elementarz finansów. Ten rodzaj pseudo-argumentacji podjął minister finansów Rostowski, co w normalnym kraju skazałoby go na śmieszność. W Polsce jednak jego „argumenty” podchwyciło szereg wpływowych mediów.
Co zabawne, rząd planuje rozluźnienie rygorów inwestycyjnych tak, aby OFE mogły inwestować znacznie większą część środków (dziś jest to maksymalnie 40%) w akcje na giełdzie. Jest to oczywisty nonsens, bo żaden szanujący się doradca inwestycyjny nie zdecyduje się na podjęcie tak dużego ryzyka i „wrzucenie wszystkich jajek do jednego koszyka”.
Po piąte: „proponowane przez rząd zmiany zapewnią wzrost emerytur w przyszłości
Jest to teza tak absurdalna, że aż śmieszna. Skoro strumień pieniędzy z OFE zostanie przekierowany do ZUS a emerytury z ZUS nie wzrosną – dodatkowe środki pokryją tylko deficyt ZUS – jakim cudem całościowe emerytury miałyby wzrosnąć w przyszłości?! Tutaj, zgodnie z argumentację rządu, pojawia się jakaś tajemnicza indeksacja i „indywidualne konta w ZUS”, o których wiadomo tyle co o potworze z Loch Ness. Jeśli nawet środki na tych „indywidualnych” kontach miałyby rosnąć to przecież będzie to nic innego jak wzrost papierowego zadłużenia państwa wobec obywateli. W momencie kiedy upłynie termin zapadalności tego długu, a więc w chwili kiedy trzeba będzie wypłacić emerytury, państwo będzie musiało zaciągnąć pożyczkę, albo po prostu zaniechać wypłaty „indeksowanych” środków. Jest więcej niż pewne, że przyszły rząd wybierze drugie rozwiązanie. Na temat rosnącego długu wobec obywateli mówił już zresztą całkiem rozsądnie profesor Gomułka.
Po szóste: „zmiany systemu OFE zapewni stabilizację finansów publicznych w dłuższym okresie
Aby obalić tę tezę wystarczy odwołać się do liczb i faktów. W roku 2009 całkowite zadłużenie państwa wzrosło o 97 miliardów złotych, w 2010 roku kwota ta wynosi już 112-120 miliardów. Tak duży wzrost nastąpił pomimo pozyskania przez rząd 22 miliardów złotych z prywatyzacji oraz około 8 miliardów złotych z funduszu rezerwy demograficznej (cisza jaka zapadła po likwidacji tego strategicznego dla Polski funduszu mówi nam zresztą bardzo wiele o stanie krajowych mediów). Tak wiec, po odrzuceniu zdarzeń jednorazowych – a prywatyzacja z definicji jest takim czynnikiem – dług państwa i samorządów wzrósł o prawie 150 miliardów złotych. Nawet jeśli rządowi uda się pozyskać dla ZUS 20-25 miliardów złotych rocznie z tytułu przekierowania środków OFE, nie zatrzyma to w żaden sposób katastrofalnej tendencji obserwowanej od trzech lat w polskich finansach publicznych. Innymi słowy, zawłaszczenie przez ZUS składek ubezpieczonych nie uratuje Polski przed bankructwem.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że obecnie nie istnieje żaden realny plan ratowania polskich finansów publicznych. Pomysły zgłaszane przez profesora Balcerowicza są równoznaczne z obciążeniem najbiedniejszej części społeczeństwa kosztami wychodzenia z kryzysu. Nie są to zresztą recepty dające szanse na długofalowy sukces, bo likwidacja ulg na dzieci czy cięcia niektórych zasiłków będą miała fatalny wpływ na demografię kraju, a to pogorszy jeszcze sytuację emerytów w przyszłości. Jego inne postulaty to kopia planu „schładzania gospodarki”, który doprowadził już raz nasz kraj do 20% bezrobocia i głębokiego ekonomicznego kryzysu w okresie rządów AWS-UW.
Od kilku lat widać, że Polskę czeka twarde lądowanie. Elity III RP straciły już zdolność sterowania krajem i koncentrują się na walkach o swoje partykularne interesy. Zapaść finansów publicznych zbliża się wielkimi krokami. Będzie ona miała fatalne konsekwencje dla kondycji polskich rodzin i cywilizacyjnego poziomu życia w Polsce. Obawiam się jednak, że jeszcze niewielu Polaków zdaje sobie z tego sprawę.
 
 
 
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/tusk-dajecie-sie-panstwo-na-to-zlapac,1,4208997,wiadomosc.html