Piotr Legutko wśród barbarzyńców

avatar użytkownika elig

  Piotr Legutko to znany krakowski dziennikarz, redaktor naczelny "Dziennika Polskiego" i autor kilku ksiażek.  W ostatnim numerze PlusMinus, weekendowego dodatku do "Rzeczypospolitej" /11-12.09, nr 231 (8724)/ zamieścił on niezwykle ciekawy artykuł "Nadchodzą barbarzyńcy", bardzo zresztą obszerny, na dwie kolumny.

  Pisze on tam o wpływie sieci, Internetu i portali spolecznościowych na kulturę popularną i sposób bycia młodego pokolenia.  To właśnie młodzi, zanurzeni w sieci, sterowani przez nią i jednocześnie ją kształtujący, są tytułowymi "barbarzyńcami" .  Zaczyna bardzo ciekawie, a mianowicie od opisu niesławnej nocnej manifestacji 9 sierpnia przeciwko krzyżowi przed Pałacem Prezydenckim.

  Jest to chyba jedyny publicysta, który opisał to wydarzenie zgodnie z moimi odczuciami, gdy tam byłam /ja broniłam krzyża/.  Porównał on ludzi biorących udział w tej demonstracji, do uczestników zwoływanych naprędce t.zw. "flash mobs".  Umawiają się oni, że w określonym miejscu i ustalonym czasie pojawią się w piżamach, albo w niebieskich nakryciach głowy lub też zaczną nagle chodzić na rękach.  Jedynym celem tego jest czysta zabawa.

  Legutko pisze: "Jeśli już na siłę doszukiwać sie "niezabawowego" motywu tamtego zgromadzenia, to byłby nim protest przeciwko ludziom, którzy symbolikę religijna traktują śmiertelnie serio.  Brak dystansu w podejściu do świata stał się dziś bowiem całkowicie dyskwalifikujacy.  Wszelkie zaangangażowanie ideowe postrzega się jako niebezpieczne, zagrażające wolności osobistej."  Ta diagnoza pasuje mniej wiecej do 80-90% tamtych manifestantów, którzy rzeczywiście pragnęli tylko "aby coś się działo".  To oni demonstrowali pod transparentem z napisem "DUPA".

  Autor zapomina jednak o 10-20% tych, którzy są autentycznymi wrogami religii, względnie przyszli na Krakowskie Przedmieście z partyjnego polecenia PO.  Cała ta impreza była przecież ewidentną prowokacją tej partii, która pragnie zamieść sprawę tragedii smoleńskiej pod dywan i zatrzeć pamięć o jej ofiarach.  Cały ten konflikt o krzyż został wywołany przez Komorowskiego, a według niektórych opinii, za tą nocną demonstracją stał Janusz Palikot.

  W dalszej części artykułu Legutko zastanawia się nad znaczeniem nowych form komunikowania się dla kultury.  Stwierdza : "Jest ktoś kto rzuca kamyk, ale by ruszyła lawina, musi do niego dołączyć grupa, według której kamyk toczy sie w interesujacym kierunku.  Grupa rządzi.  Ona ustanawia hierarchie i rankingi."  I dalej: "Świata postrzeganego jako nieustannie pęczniejąca baza danych nie trzeba już rozumieć, wystarczy go doświadczać.  To zupelnie nowa forma przeżywania kultury,  Nie sposob uciec od pytania, co to za kultura? (...) Jaka nią rządzi wrażliwość, co się stało z kryterium stosowności i miary, z poczucien wstydu i smaku?

  Odpowiedź autora brzmi: Zostały zastąpione przez wulgarność, błazenadę, zabawę i grę.  Nie daje to jednak pełnej satysfakcji.  Czytamy: "Pod maską zabawy, pod dywanem ironii i pastiszu toczą się zaciekłe walki o to, kto zajdzie dalej.  Kto napotka opór, komu uda się wreszcie znaleźc jakąś ścianę, od której można będzie się odbić (...) Stąd tłum błaznow na ulicy i festiwal kpin z krzyża w sieci."

  Na zakończenie Legutko stawia pytanie: "Co począć z barbarzyńcami?  Dewiza: jeśli nie możesz kogoś pokonać to się do niego przyłącz, pasuje tu idealnie.  Nie sposob uciec tu od konstantacji, że SecondLife, Facebook, portale spolecznościowe. słowem świat wirtualny to dziś miejsca, gdzie, o ironio, toczy się prawdziwe życie."  Trzeba więc wykorzystywać sieć oraz inne dostępne środki przekazu, by krzewić wartości naszej kultury i przeciągać barbarzyńców na jasną stronę mocy.  Dziennikarz kończy swój artykuł następująco: "Słowa wojna i kultura nie bardzo do siebie pasują.  Ale jeśli mamy mówić o wojnie polsko-polskiej, to jest to wojna obronna i toczy się o rząd dusz barbarzyńców.  W cieniu politycznej rzeźni, metodami partyzanckimi, w domach,szkolach, w kościołach, ale i w gazetach toczymy batalię o elementarną wrażliwość, o znajomość kanonu naszej kultury, o jakość relacji międzyludzkich, o przywrócenie dobrego smaku.  O kulturową ciągłość.  Jeśli ta wojna zostanie przegrana, jeśli nie uda się konwersja polskiej kultury w świat cyfrowy, to dopiero będziemy mieć problem."

7 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Amok to właściwe określenie

Dlatego wywołuje w nas takie zdziwienie
Lecz to na pewno kiedyś minie
Gdy zobaczą, że są jako świnie
To zobaczą już po Nowym Roku
Wtedy będą w wielkim szoku

avatar użytkownika elig

2. @Jacek Mruk

To prawda. Sądzę, że już dzisiaj wielu uczestników tej imprezy ma niezłego "kaca moralnego". W każdym razie następne prozycje podobnych "zabaw" ogłaszane przez Dominika Tarasa na Facebooku nie spotkały się z żadnym odzewem.

avatar użytkownika kazef

3. Któraż to już diagnoza pokolenia lemmingów?

Oczywiście trafna. Wciąz tylko brak lekarstwa...

avatar użytkownika Goethe

4. @kazef

wręcz przeciwnie to My jesteśmy lekarstwem , Nasza dyskusja, jej poziom, tematy , to się rozchodzi w sieci...prawda że nie tak szybko jak błazenada,,,,ale nie jesteśmy szczepionką przeciw "wściekliźnie"....tylko lekarstwem profilaktycznym...

Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG

avatar użytkownika elig

5. @kazef

Terapię proponuje Legutko pod koniec swojego artykułu. Jest nią wykorzystanie sieci do krzewienia bliskich nam wartości polskiej kultury.

avatar użytkownika circ

6. Lekarstwem jest wpływ na własne dzieci

a one wpłyną na inne dzieci.

Mój syn ostatnio spytał;- to co z tym krzyżem mamo? Czy on nie powinien być w Kościele?
Wytłumaczyłam mu i pokazałam kilka stron w sieci i sama tam pojechałam.
Dziś pytał, czy tam byli ludzie w jego wieku, bo się może zastanawia, czy nie pojechać za miesiąc.
I ja za miesiąc go tam zabiorę, jak Bóg da. I wtedy on przyjedzie i opowie to swojej klasie, w której jest kilku satanistów, ale łagodnych. Może to ich zaciekawi, bo oni tak z braku laku się buntują.
Rodzice nawet jak szli do kościoła, to nie zyli Bogiem na codzień. To nie weszło dzieciom w krew-modlitwa przed posiłkami, wspólny pacierz, wplatanie Boga w rozmowy. Moja babcia zawsze mówiła, jutro to zrobię i dodawała "jak Pan Bóg da doczekać" by Go pychą nie obrazić, że się lepiej wie niż Bóg co będzie jutro. Wrażliwość na Boga trzeba w dzieciach wyrabiać od małego. To nie lekka praca, ale nieustanne ćwiczenie wszystkiego w młodym człowieku, przede wszystkim wrażliwość w odróżnianiu dobra od zła.
Ja to zaniedbałam przy najstarszym synu i są z nim kłopoty. Potem się poprawiłam, ale trochę późno.

W Wawie było bardzo mało młodych ludzi pod krzyżem. Zabierzcie tam własne dzieci. To ważne, póki nie jest za późno.

avatar użytkownika elig

7. @circ

Słuszna uwaga. Dzieci trzeba wychowywać, a nie spychac tego na szkołę i kolegów.