Spisek spod sierpa i swastyki

avatar użytkownika anty bolszewik

Spisek spod znaku sierpa i swastyki Napisany przez: Prof. Grzegorz Kucharczyk, 

 Czy Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu skazałby uczniów z Włoszczowy i Miętnego za to, że stanęli w obronie krzyża?

Dzieje XX-wiecznej Europy i świata to okres wielkich prześladowań Kościoła, historia milionów męczenników. To także czas nienawiści do krzyża nie tylko jako symbolu przypominającego o tryumfie Boga-Człowieka nad śmiercią, piekłem i szatanem, lecz również jako symbolu chrześcijańskiej cywilizacji. Wszystkie XX-wieczne totalitaryzmy, które zawsze charakteryzowały się nienawiścią do wszystkiego, co chrześcijańskie, od początku podejmowały walkę z krzyżem.

"Znak Syna Człowieczego" zastępowano więc w Związku Sowieckim gwiazdą, a w III Rzeszy - swastyką (nazywaną przez Papieża Piusa XI "krzyżem wrogim Krzyżowi Chrystusa"). Zarówno w Sowietach, jak i hitlerowskich Niemczech krzyże usuwano ze szkół. Jak wiadomo, w państwie Lenina i Stalina zadbano również o to, by chrześcijański krzyż nie dominował nad stolicą sowieckiego imperium, co osiągnięto, burząc wspaniały sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Odtąd dominować miała tylko kremlowska gwiazda, a w dalszej perspektywie - ogromny pomnik Lenina mający wieńczyć kolosalny Pałac Sowietów. Również w projektach, które dla Niemiec obmyślał Hitler, w "Tysiącletniej Rzeszy" dominować miał nie krzyż, ale "nowy człowiek" (a właściwie nadczłowiek). Po zwycięskiej wojnie Berlin stać się miał "Germanią", a w nowej metropolii dominującą budowlą miała być olbrzymia Kancelaria Rzeszy zwieńczona połamanym krzyżem hitlerowskiej swastyki. To wszystko niezrealizowane plany Stalina i Hitlera. Ale zamiary usunięcia lub przysłonięcia krzyża w przestrzeni publicznej mają swoją o wiele dłuższą historię. Już w czasie rewolucji francuskiej zgłoszono projekt zburzenia wszystkich wież kościelnych we Francji, ponieważ "wywyższanie się" katolickich kościołów (zwieńczonych, rzecz jasna, krzyżem) nie tylko kłóciło się z "republikańską równością", ale także z jej "wolnością od przesądów". Również w XIX wieku Francja stała się poligonem walki o dominację w sferze symbolicznej "nowej, świeckiej tradycji". Wyrazem tego sporu było postawienie w Paryżu w 1889 roku (na stulecie rewolucji) wieży Eiffla, która miała być - i właściwie tak też się stało - symbolem nowej, "odwracającej się od przesądów" Francji. Chodziło również o przyćmienie - wielkością, bo nie estetyką - budowanej w tym samym czasie na Wzgórzu Montmartre (Wzgórze Męczenników) bazyliki Sacré-Coeur wznoszonej jako narodowe wotum przebłagalne dla Najświętszego Serca Jezusowego (zgodnie z decyzją francuskiego Zgromadzenia Narodowego). Nie jest moim zamiarem proste zestawianie laickiej III Republiki i państw totalitarnych - kategorii ustrojowych zupełnie nieporównywalnych. Jednak nie mylił się Pius XII w swojej encyklice "Summi pontificatus" (z października 1939 r.), gdy w obliczu trwającego już wówczas kataklizmu II wojny światowej oraz jawnej współpracy Sowietów i hitlerowskich Niemiec, wskazywał, że grunt pod nadejście antychrześcijańskich totalitaryzmów przygotowywała ideologia agresywnego laicyzmu. Po latach kwintesencję tego nauczania powtórzył Jan Paweł II, stwierdzając, że "demokracja bez wartości wcześniej lub później przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm". "Totalitaryzm zakamuflowany" Można powiedzieć, że obecnie jesteśmy świadkami ujawniania się owego "zakamuflowanego totalitaryzmu" albo - jak mówi się za oceanem - liberalnego faszyzmu. W 2006 r. głośna była sprawa jednej ze stewardes pracujących na londyńskim lotnisku Heathrow, której władze British Airways groziły dyscyplinarnym usunięciem z pracy za noszenie krzyżyka na szyi. BA zinterpretowały to jako "niedopuszczalną manifestację religijną niezgodną z oficjalnym stanowiskiem władz firmy". Co ciekawe jednak, ta sama firma nie miała nic przeciw temu, by w tym samym czasie inne pracownice BA nosiły muzułmańskie nakrycia głowy, a pracujący tam sikhowie - tradycyjne turbany. Nie trzeba czekać na islamizację Europy będącą wynikiem eksplozji demograficznej muzułmanów na naszym kontynencie. Arabię mamy już teraz - przynajmniej jeśli chodzi o walkę z krzyżem. W Arabii Saudyjskiej - ojczyźnie Mohammeda Atty i innych zamachowców z 11 września 2001 r. - nie ma miejsca na krzyż ani na szyjach filipińskich gastarbeiterów, ani przed dyplomatycznymi placówkami tych państw, które na swoich flagach mają wpisany ten "ograniczający wolność religijną" symbol (np. państwa skandynawskie). PRL przeciera szlaki Jak więc widać, władze Arabii Saudyjskiej wyprzedziły orzecznictwo Trybunału ze Strasburga. Niedawno nawet gen. Wojciech Jaruzelski niby żartem stwierdził, że również władze PRL antycypowały obecną linię orzecznictwa tego trybunału. "Człowiek honoru" miał tu na myśli cyklicznie powtarzające się w PRL akcje dekrucyfikacyjne. Pierwsza z nich odbyła się w okresie stalinowskim, gdy na przełomie lat 40. i 50. masowo usuwano krzyże z urzędów i szkolnych sal. Krzyże zaczęły powracać jako wyraz wymuszonej przez społeczeństwo krótkotrwałej "odwilży" po 1956 roku. Wówczas wyrazem oddolnego odchodzenia od "dobrodziejstw ustroju socjalistycznego" była spontaniczna akcja dekolektywizacyjna, natomiast masowe zawieszanie krzyży w szkołach przez rodziców i uczniów było wyrazem ich niechęci do programu "nowej, socjalistycznej Polski i nowego, socjalistycznego człowieka". Gomułkowska odwilż zakończyła się w 1958 roku, czego wyrazem była kolejna akcja dekrucyfikacyjna podjęta tego samego roku przez komunistyczne władze. I znowu ze szkół i urzędów zaczęto usuwać krzyże. Szczególnie drastyczny przebieg akcja ta miała w Nowej Hucie - "wzorcowym mieście nowej Polski", które miało zostać pozbawione kościołów. Jakżeby inaczej mogła wyglądać "robotnicza przeciwwaga" dla "starego, reakcyjnego Krakowa"? Ale robotnicy z Nowej Huty chcieli mieć kościół i nawet uzyskali zgodę na jego budowę w 1957 roku. Na miejscu przyszłej budowy nowohuckiej świątyni mieszkańcy postawili krzyż, który w ramach zainicjowanej przez Władysława Gomułkę dekrucyfikacji miał zostać usunięty (cofnięto oczywiście zgodę na budowę kościoła). W 1960 r. doszło do regularnej bitwy między mieszkańcami Nowej Huty (głównie robotnikami) a przedstawicielami "władzy ludowej" (MO i ZOMO), którzy pałkami, gazami łzawiącymi i na drodze administracyjnej tłumaczyli robotnikom, że krzyż "narusza wolność religijną" we wzorcowym, socjalistycznym mieście. Reklama Lata 80. - my chcemy krzyża wbrew WRON-ie Sierpień 1980 r. i "karnawał 'Solidarności'" trwający do 13 grudnia 1981 r. był powtórką wydarzeń z lat 1956-1958. Również tym razem społeczeństwo niemal instynktownie jako powrót do normalności postrzegało prawo nie tylko do tworzenia związków zawodowych niezależnych od PZPR, ale również do wieszania krzyży, zwłaszcza w szkołach. W czasach legalnego istnienia "Solidarności" do setek szkół powróciły krzyże. Właśnie jako przejaw wolności, rzeczywistego upodmiotowienia społeczeństwa, które samo te krzyże tam zawieszało. I odwrotnie - elementem represji dotykających społeczeństwo po stanie wojennym była kolejna fala dekrucyfikacji. Tutaj dochodzimy do bezpośrednich "zasług" Jaruzelskiego w przecieraniu szlaków dla orzecznictwa strasburskiego Trybunału. Na dobre dekrucyfikacja ta rozpoczęła się pod koniec 1983 r., czyli kilka miesięcy po zakończeniu II pielgrzymki Jana Pawła II. Ponownie z setek szkół zniknęły krzyże zawieszone tam przez rodziców i uczniów w latach 1980-1981. I podobnie jak w czasach gomułkowskich, również w latach 80. społeczeństwo protestowało przeciw narzucanej mu w ten sposób "wolności religijnej". Na początku 1984 r. doszło do gwałtownych protestów uczniów Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem (koło Garwolina), którzy w ten sposób wyrażali sprzeciw wobec dekrucyfikacji zarządzonej przez dyrekcję szkoły w grudniu 1983 roku. W lutym i marcu 1984 r. protest rozszerzył się na cały powiat. W tej sytuacji po raz kolejny jako narzędzie zaprowadzania "wolności religijnej" zostało wykorzystane ZOMO, które 7 marca 1984 r. brutalnie rozbiło strajk okupacyjny w Miętnem podjęty przez kilkuset uczniów. Po tym wydarzeniu solidarnościowe strajki szkolne odbyły się w innych miejscach Polski. Głos w obronie bitych uczniów stających w obronie krzyża zabrał także Jan Paweł II. Ostatecznie komuniści zgodzili się na obecność krzyża w miejscach, gdzie najmniej narażał na szwank "wolność religijną" dzieci funkcjonariuszy partyjnych oraz służb mundurowych - czyli w szkolnej bibliotece, świetlicy oraz internacie. 3 grudnia 1984 r. w Zespole Szkół Zawodowych we Włoszczowie rozpoczął się strajk uczniów protestujących przeciw decyzji usunięcia krzyży z ich szkoły. Strajk trwał dwa tygodnie, a jego uczestnicy zostali poddani surowym represjom. Część uczniów relegowano, sprawy sądowe wytoczono również miejscowym katechetom, którzy aktywnie wspierali protest swoich wychowanków. Należy również nadmienić, że represje w formie wyrzucenia z pracy spotykały - nie tylko w Miętnem czy Włoszczowie - nauczycieli określanych przez władze jako "ostentacyjnie religijni". Miętne i Włoszczowa to jednak prowincja. A trzeba pamiętać, że ekipa stanu wojennego dokładała starań w celu zagwarantowania "wolności religijnej" również w największych miastach. Od czerwca 1982 r. warszawiacy zaczęli na placu Zwycięstwa (dziś plac Piłsudskiego) układać w formie krzyża kwiaty w miejscu, gdzie stał krzyż podczas pamiętnej Mszy papieskiej z 1979 r., a dwa lata później - katafalk z ciałem Prymasa Tysiąclecia. Krzyż z kwiatów był układany za dnia, a w nocy "nieznani sprawcy" z MSW kierowanego przez innego "człowieka honoru" (Czesław Kiszczak) usuwali je. A cóż powiedzieć o krzyżach katyńskich niszczonych przez tych samych "nieznanych sprawców" nie tylko w Warszawie (na Powązkach), ale w całym kraju? Te krzyże były "winne podwójnie" - nie tylko ograniczały "wolność religijną" funkcjonariuszy MO i ORMO, ale naruszały także "politykę historyczną" realizowaną przez towarzyszy z sowieckiej ambasady. Jan Paweł II u progu III RP: Brońcie krzyża! W 1995 r. w Skoczowie podczas jednodniowej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II, nawiązując m.in. do wspomnianych wyżej wydarzeń o "czasach wielkiej próby sumień", dodawał: "Wbrew pozorom praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj. Pod hasłami tolerancji w życiu publicznym i w środkach masowego przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają to boleśnie ludzie wierzący. Zauważa się tendencje do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość". I mówił - jakże proroczo - o konieczności trwania przy krzyżu, w którym "w okresach najcięższych dziejowych prób naród szukał i znajdował siłę do przetrwania i do powstania z dziejowych klęsk". "Na tym wielkim wirażu ojczystej historii, kiedy decyduje się przyszły kształt Rzeczypospolitej, papież - wasz rodak nie przestaje was prosić, abyście to dziedzictwo Chrystusowego krzyża na nowo z wiarą i miłością przyjęli. Abyście krzyż Chrystusa na nowo w sposób wolny i dojrzały wybrali, tak jak wybrał go kiedyś św. Jan Sarkander i tylu innych świętych i męczenników. Abyście podjęli odpowiedzialność za obecność krzyża w życiu każdego i każdej z was, w życiu waszych rodzin i w życiu tej wielkiej wspólnoty, jaką jest Polska. Brońcie go!". Tak mówił Jan Paweł II w 1995 roku. Te papieskie słowa - warto o tym przypomnieć - spotkały się z ostrą krytyką środowisk liberalnych mających wówczas rzeczywisty monopol na rynku prasowym. Po homilii w Skoczowie "Gazeta Wyborcza" piórem Romana Graczyka zauważała z niepokojem: "Rzeczywiście wygląda na to, że w otoczeniu Jana Pawła II dominują dziś raczej zwolennicy wizji Polski wyznawanej przez 'Niedzielę' niż przez 'Tygodnik Powszechny'". Jednak - jak stwierdzano w tym samym artykule - "prawda jest trudniejsza do przyjęcia": "Jan Paweł II ma dziś takich doradców, bo ma takie poglądy na polskie sprawy. I to dopiero jest problem". ("Gazeta Wyborcza", 1-2.07.1995 r.). W 1991 r. po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do wolnej Ojczyzny w "GW" pisano, że Polska "wymknęła się Papieżowi z rąk". Cztery lata później wystarczył dzień pobytu Papieża w Polsce, by we wspomnianym numerze "GW" orzec, że "papieska ocena faktów jest jaskrawo nieadekwatna" i "Jan Paweł II dotkliwie myli się w ocenie polskich realiów". Ponownie odezwały się głosy oskarżające Papieża nie tylko o "integryzm", ale również o sprzyjanie dekomunizacji: "Po Skoczowie - pisał Graczyk - wezwania do walki z postkomunistami, do większego zaangażowania politycznego Kościoła i katolików, nabierają nowego znaczenia". Pozostawiając na boku uprzedzenia "GW", należy zauważyć, że słowa Jana Pawła II ze Skoczowa (podobnie jak jego homilie z "zapomnianej" pielgrzymki z 1991 r.) dotyczyły nie tylko Polski z początku lat 90. ubiegłego stulecia.

 One są aktualne i dziś, kiedy również z Polski wrażliwi obrońcy "wolności religijnej" szykują pozwy do Strasburga przeciw krzyżowi. Nic na aktualności nie traci dramatyczne papieskie pytanie ze Skoczowa: "Dokąd podążają sumienia Polaków?".

 

 Prof. Grzegorz Kucharczyk

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz