Rozpici Niemcy

avatar użytkownika Tymczasowy

Przez dlugi czas wsrod Niemcow przemykalo sie powiedzenie "Polnische Wirtschaft", co oznaczalo balagan w polskim gospodarowaniu w opozycji do niemieckiego bedacego idealem. Po zjednoczeniu Niemiec pojawily sie opinie, ze Nioemcy z zachodu wyzej cenili sobie pracownikow z Polski niz z dawnego NRD. Jednym z powodow byl wysoki poziom alkoholizmu w NRD. Pozniej trafialem co jakis czas na przyklady "polskiego godpodarowania" w wykonaniu Niemcow. Nie wynotowywalem tych przypadkow, choc nalezalo to zrobic. Nawiasem mowiac, jestem bardzo ciekaw jakosci pracy tych wszystkich "inzynierow i lekarzy" z Syrii, ktorym uwielbiana przez Niemcow kanclerzyna Merkelowa nie tak dawno szeroko otwarla nie tylko niemieckie, ale i  europejskie wrota. Natomiast nie jestem ciekaw, bo "mam wiedze", jak to rozne  madrale z opozycji, esteci na odwrot,  w dzisiejszej polskiej polityce mawiaja. Coraz rzadziej natomiast uzywaja slow: "mowiac kolokwialnie".

Tym razem postanowilem przekazac, na co ostatnio trafilem, a i obiecuje sobie, ze w przyszlosci bede robil podobnie. Tym przyczynkiem jest publikacja pt. "Juchowo. Dzieje majatku i rodziny Denning" autorstwa Christy Himmele, Dorothhei Himmele-Doll i Jadwigi Kowalczyk-Kontowskiej zamieszczona w Szczecineckich Zapiskach Historycznych 5/2011, Szczecinek 2011. Jedna z pan byla  ostatnia z rodu Donningow zamieszkalych do konca WWII w rodzinnym majatku Juchow w powiecie szczecineckim (Neustettin) na Pomorzu Tylnym (Hinterpommern), ktora to prowincja rozciagala sie od Odry do Bytowa.  Przy okazji wspomnien o Heinrichu, ktory w 1890 r. podrozowal do Stanow Zjednoczonych i zalapal sie na trynd prohibicyjny. Tam niektore stany wyrwaly sie przed orkiestre i juz wtedy wprowadzily zakaz produkcji i spozywania alkoholu. Te nieco madrzejsze zrobily to samo w nastepnym wieku, a na koniec przyszla kryska na cala te bardzo glupia idee, ktora w ramach nizaplanowanych skutkow zrodzila potezne gangi.

Heinrich wprowadzil robotnikom rolnym, ktorych mial kilkuset, premie za trzezwosc w pracy. Dlaczegoz to Panie Heinrichu? Otoz,jak pisze swiadek wydarzen:

"Do tej pory zadne prace w gospodarstwie nie mogly sie obyc bez wodki. Przepijano te kazdy interes. Wodke pito przy pracach polowych: sianokosach, zniwach, wykopkach. Pito przy zaladunkach i rozladunkach plodow rolnych. W kuzni zakladano sie tylko o alkohol, a kowal Radke potajemnie przewiercil zbiornik ze spirytusem w gorzelni". Dodam, ze ten spiryt dostarczano do Gdanska.

Coz to sie tam dzialo Panie Dzieju? Odpowiem krotko w jezyku ludzi, ktorych Niemce uwazaja za swoich strategicznych przyjaciol: BARDAK !".

Najlepiej jednak zaczac od poczatku. Otoz niegdys zydowska rodzina Denningow pojawila sie na Pomorzu by skorzystac ze slabosci niemieckich junkrow, ktorzy nie wytrzymali tempa industrializacji. Ta industrializacja, to takie cos co zaczeli w XVIII w. Anglicy, krolowali w tej dziedzinie przez wiek csly, az im sie znudzilo i dpuscili do interesu Niemcow i Amerykanow. A ci tak ruszyli z kopyta ze  Anglikom szczeny opadly.

Gwaltownie zubozala rowniez rodzina von Kleistow (kazdy wie kim byl feldmarszalek von Kleist w czasie WWII), ktora mieszkala na Pomorzu przez wieki, a wies Juchowo zalozyla w 1570 r. Tak, tak, prawdziwa patyna. Najpierw spylano detalicznie dla chlopow, na koniec poszlo w skali hurtowej. I tak trafili tu Denningowie z Pforzheim. W XVIII wieku wzbogacili sie na handlu bizuteria, pozniej zalozyli fabryke bizuterii. A jak sie znudzili, to zapragneli wypoczynku i sie przeniesli na lesiste, piaszczyste z duza iloscia jezior Pomorze. Tam zainwestowali, zbudowali wspanialy palac i weszli w zycie publiczne pelniac rozne funkcje i przekazujac duze darowizny. Jak takich nie lubiec?

♕DIPP: Pałac Juchowo I historia i właścicieleWojewództwo zachodniopomorskie - zdjęcia

Caly interes osiagnal swoje apogeum przed WWI. W 1912 r. majatek udawanych junkrow zawieral: gorzelnie, tartak, 500 krow ( w tym 250 mlecznych), 550 swin, 150 owiec i 86 koni. Moc ludzi byla potrzebna do obslugi tego wszystkiego. Tylko dla obslugi 2 koni potrzebny byl jeden robotnik stajenny.

Dla ludzi, ktorym zdarzylo sie pracowac w czasie zniw ciekawe bedzie poznac, jak koszono zboze na 2 tys. hektarow zanim w 1889 r. nie sprowadzono pierwszej kosiarki. Tak wiec w szeregu szlo 100 kosiarzy, za ktorymi podazalo sto kobiet wiazacych skoszone zboze powroslami (ach te osty!) w snopki. Dalej, to juz male piwo (pardon, oni chlali wodke), 20 chlopa widlami stawialo ze snopkow stogi. O mloceniu nawet nie mowie, bo od razu zaczyna mnie brzuch bolec.

Pora na zakonczenie, ktore jest znane, ale nie do konca! Ziomkostwa niemieckie rozpaczaly, a do dzis tez historycy niemieccy, nad losem uchodzcow niemieckich w koncu WWII. Jest to prawda, ale wypada tez przypomniec, jak bardzo rozne byly okolicznosci wyprowadzania sie z prastarych ziem niemieckich, nazywanych potem prastarymi ziemiami polskimi, co uprawnialo do sformulowania nazwy "Ziemie Odzyskane", ktore wszak byly po prostu Ziemiami Zdobytymi. Na Hinterpommern ewakuacja cywili odbyla sie w porzadku, w dwoch etapach. Jak ktos nie chcial, to zostawal. Inczej bylo np. w Prudniku (Neustadt), gdzie cywile schronili sie za linia frontu przebiegajaca kilka kilometrow od miasta. I tam, u podnoza gor Jesionik przetrwali do konca wojny. Potem musieli wrocic i zamieszkac w gettcie. Po pol roku transportem kolejowym pojechali w glab Niemiec. Moja tesciowa - aptekarka, ktora przejela z mezem drogerie  Peschkow i ich dom-malowanie przy Baszcie Dolnej nie wnikala w wizyty Pani Peschkowej, ktora kilkakrotnie kula w piwnicznych scianach przed wyjazdem. Polscy pionierzy i bez tego niezle sie oblowili.

Resztki rodziny Denningow nie liczyly na transport kolejowy. Ewakucje wykonali prawdziwie po gospodarsku. Juz w styczniu 1945 r., gdy ruszyl front na Wisle, Pani Erika  zarzadzila pakowanie porzadnych 23 wozow zaprzagnietych w potezne, rasowe konie pociagowe. Oczywiscie kilka bylo w rezerwie. Ten dobytek zostal przykryty workami jutowymi i dywanami. Do tego dolaczono traktor z 4 przyczepami. Pojazd ten napedzany byl spalanym drewnem. Po pewnej ilosci przystankow konwoj dotarl daleko za Odre. Wiekszosc pracownikow zdecydowala sie tam pozostac. Nie mieli fartu, zostali w DDR. Natomiast Panstwo Denningowie dotarli az do Holsztynu i zamieszkali na wsi w niewielkim domu.

"Tak to biwa" -  powiedziala moja mala coreczka gdy miala te swoje piekne 4 lata.