Tanie Jatki i rakarnie

avatar użytkownika Tymczasowy

Kiedys ludzie nie byli tak wybredni i wrazliwi jak dzisiaj. Swiadcza o tym Tanie Jatki i rakarnie, ktorych dzis juz nie uswiadczysz. W tych pierwszych, zwykle prowadzonych przez Spoldzielnie Spozywcow "Spolem", sprzedawano po bardzo niskich cenach tzw. mieso II kategorii. Byla to kategoria obszerna, a jak sie dobrze przypatrzyc, to nawet zadziwiajaco obszerna. Najlepszym towarem bylo mieso z krow, ktore ulegly wypadkowi, najczesciej byla to zlamana noga. Bylo tam jakies ryzyko, ze sa jakies poczatki zakazenia, ale rozwiewal je autorytet weterynarza, ktory musial sprawdzac i zatwierdzac, co znajdzie sie na ladzie. Mieso z krowy, ktora ulegla wzdeciu, np. z powodu zjedzenia mokrej koniczyny, tez daloby sie zaakceptowac. Slabsze jakosciowo byly odpady poubojowe. Najgorsza jakosc mialo mieso padlych zwierzat. Niby nie powinno trafiac do tanich jatek, ale ktoz moze zareczyc, ze nie trafialo. A jak trafialo, to na krotko wrzucano je do wrzacej wody by usunac bakterie i wirusy.

Odkurzona fotografia. Kto jeszcze pamięta Tanią Jatkę?Kiedyś było lepiej - Co można było kupić w taniej jatce? | Facebook

Rakarnie to osobna sprawa, choc nie do konca. Trafialy tam zwierzeta niepozadane albo tzw. padlina. W dawnych czasach usuwaniem bezpanskich psow i padliny z ulic zajmowal sie miejski kat i jego zespol. Pozniej, rakarze nazywani tez hyclami. W PRL-u lezalo to w gestii Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Miasto dawalo hyclom budynek gdzies za rogatkami i tam zwozili zlapane psy i zebrane padle zwierzeta. 

W praktyce wygladalo to tak, ze w okreslony dzien tygodnia rakarz wyjezdzal swoim wozem bedacym wielka klatka ciagniona przez konia. Psy lapal petla i wrzucal do wozu. Mieszkalem przy wylocie z miasta i widzialem woz rakarza, gdy ten konczyl prace i jechal do rakarni. Ta byla wysokim budynkiem, wokol ktorego czuc bylo intensywny zaduch. Nastepnie rakarz zabijal zwierzeta palka. Nie wiem jak zwloki byly pozniej utylizowane. Czesciowo zjadaly je wrony, ktorych byla moc na sasiadujacych wysokich drzewach. Ich los tez bywal marny, poniewaz starsi chlopcy zastrzeliwali je za pomoca proc. Nastepnie odrabywali im lapki. Po wysuszeniu sprzedawali je mlodszym po dwa zlote (byl taki banknot). A ci mlodsi w szkole uzywali lapki do straszenia innych, szczegolnie dziewczat. Trick polegal na tym, ze z lapki wystawalo sciegno, nazywane zylka. Jak sie je pociagnelo, to lapka zwierala pazury lapiac za reke zaskoczona ofiare.

Ponizej zdjecia dawnych rakarni, po lewej w Olesnicy, po prawej, w Krobi.

Hurtownia (dawna rakarnia), ul. Bolesława Krzywoustego, Oleśnica - zdjęciagaso-gostyn.pl - Rakarnia w Krobi (okres międzywojenny), więcej zdjęć  zobaczycie na www.gaso-gostyn.pl. | Facebook

Najprostszym sposobem utylizacji zwlok psow byla ich sprzedaz handlarzom miesa, tluszczu i skor. Czesto rakarze sami brali sie za business.  Odciagali tluszcz z psich jelit i podrobow i nastepnie sprzedawali go jako lek na gruzlice. Potrafili tez wytwarzac kielbasy. 

Hycle byli znieczuleni na bol innych istot i posuwali sie w okrucienstwie jeszcze dalej. Na poczatku lat 1950-ych w organie Zwiazku Kynologicznego "Pies" znalazla sie taka oto informacja: "W rakarni w Radomsku inspekcja Towarzystwa Ochrony Zwierzat znalazla psy starannie oprawione, a na pytanie, w jakim celu psy byly tak starannie oprawione - rakarnia nie miala odpowiedzi". Odpowiedz na to pytanie mozna bylo znalezc chocby w Trybunie Ludu nr 44 z 1958 r. Jak sie okazalo, rakarze na Osiedlu Warszawskim w Poznaniu obdzierali na zywaca psy ze skory by nie uszkodzic skory. Dzieki temu dostawali wyzsza cene w skupie. Garbarze dostarczali skory na wytwarzanie takich artykulow jak rekawiczki czy galanteria skorzana.

Hyclowy proceder chyba sie zoficjalizowal. Swiadczy o tym chocby tekst dziennikarza Romana Izbickiego, ktory  w nr 189 Zycia Warszawy argumentowal na rzecz podwyzszenia cen w skupie psich skor, by praca rakarzy byla bardziej oplcalna. W dyskusji, ktora sie wywiazala wskazywano, ze podwyzka cen za skory nie powinna byc za wysoka, gdyz moglaby prowadzic do kradziezy psow rasowych oraz podwyzszenia cen wyrobow z psiej skory.

Psami zajely sie tez wladze polityczne. Wyliczono, ze w Polsce zyje okolo 3 mln. bezpanskich psow, ktore dokonuja duzo szkod. Zarzadzono tzw. psia kampanie majaca na celu wybijanie tych zwierzat, ktora trwala od 1959 r. do 1961 r.. Zaangazowana byla milicja obywatelska, Polski Zwiazek Lowiecki, no i oczywiscie rakarze. Lowcy autoryzowani przez wladze czesto przesadzali, zabijali psy w obecnosci ich wlascicieli czy strzelali do psow znajdujacych sie za ogrodzeniem domow. Normy i tak nie wyrobili, bo zabito kilkadziesiat tysiecy zwierzakow, a nie miliony.

 

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Tymczasowy

o takiej "działalności" rakarni w PRL-u nie miałam pojęcia, w Warszawie praktycznie nie występował taki precedens, choć nazwę i cel zawodu zwanego hyclem, znałam.
W jatce byłam tylko raz, na początku stanu wojennego. Miałam sunię owczarka niemieckiego, a kartek z dwóch osób w gospodarstwie, nie wystarczało na wyżywienie dużego psa. Poszłam do jatki za radą znajomej, o dziwo była kolejka, bo dowieziono "parzone" mięso. Kupiłam spory "ochłap" za tanie pieniądze, ale sunia niespecjalnie chciała tego jeść. Więc zostałam jaroszką żywiącą się serem i czekoladą (w zaprzyjaźnionym sklepiku na przeciwko dzielnicowej komendy Milicji Obywatelskiej były raz w tygodniu dostawy wyrobów czekoladowych bez kartek).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Droga Marylu

Tak wiec bylas na dobrowolnej diecie. Chwali Ci sie to. Ja nie mialem w Polsce psow. Tutaj mialem dwa beagle. Jeden z hodowli - sama przyjemnosc. Drugi byl "uratowany" (rescued) z Ohio (USA). To znaczy, ze za tydzien dostalby zastrzyk i byloby po nim. Niezbyt zdyscyplinowany przez cale 10-letnie zycie u mnie. Bardzo uparty na spacerach, co sprawialo, ze to, co mialo zapewniac przyjemnosc bylo meczace. A na koniec, gdy juz nie mogl chodzic, to go wynosilem na zewnatrz i przynosilem.
Moja corka i wnuczka maja "uratowane" dwa duze psy rasy mieszanej. Jeden z Grecji, drugi z Turcji. Bardzo silne z nawykami z ulicy. Gdy widza zywnosc sa nie do opanowania. Rownowazy to ich bardzo silne pragnienie bycia glaskanym i przytulanym. Wczesniej musialy miec deficyt pod tym wzgledem.
Serdecznosci.