Czy nasi finansowi decydenci utracili zdolność liczenia?

avatar użytkownika Janusz40

7.12. 2020 r. zamieściłem na portalach wpis o nieprawdopodobnej niemieckiej manipulacji związanej z tzw. Funduszem Odnowy. Do tego czasu nie ma odpowiedniej finansowej analizy tego projektu:

 

 "Trochę może będę się powtarzał, ale temat jest aktualny i wydaje mi się nie rozpoznany dokładnie. Idzie o Fundusz Odbudowy UE, który jest unijną "marchewką" w stosunku do Polski (do innych państw po trosze też). Otóż te "wielkie pieniądze", które mięlibyśmy otrzymać w ramach tego funduszu, to wielka hucpa i żart, to kpina z inteligencji ludzi w państwach ciągle traktowanych jak biedaków dopuszczonych do pańskiego stołu. To wszystko fikcja. Zupełnie niezależnie od wolumenu klucz jest taki, że część ma być pożyczką, a część darowizną. Pieniądze Unia ma pozyskać poprzez sprzedaż euroobligacji. To po raz pierwszy, czyli te wielomiliardowe, a nawet bilionowe obligacje mają później wykupić solidarnie wszystkie unijne państwa. Powstaje pytanie, dlaczego mamy uczestniczyć w zbiorowych pożyczkach, skoro sami pożyczamy bez problemów i z coraz niższą rentą (oprocentowaniem)? Odpowiedź jest bardzo prosta; takiej pożyczkowej zdolności nie mają niektóre państwa - szczególnie na południu Europy. Innymi słowy mamy się swoją kredytową zdolnością podzielić z tymi państwami. 

 

Pożyczka z Funduszu Odbudowy ma być nisko oprocentowana (słyszałem, że w wysokości 1 - 2 %). Ciekawe; uzyskiwana renta przy sprzedaży obligacji jest funkcja potencjału gospodarczego emitenta, jego makroekonomicznych prognoz określanych ratingiem specjalistycznych agencji. Obecnie, w dobie pandemii, istotny jest powszechnie powstały spadek PKB. Polska w tej kategorii ma bardzo dobre wyniki. o wiele mamy mniejszy % spadku PKB, niż średnia unijna, mniejszy od jej najbogatszych członków, nie mówiąc o państwach z południa Europy. Zatem możemy sami wyemitować obligacje z niższą niż to uda się Unii jako całości. Skąd zatem te niskie oprocentowanie "pożyczki" w ramach Funduszu Odnowy". Oczywiście - można pożyczać na niski procent, ale spłacać (w ramach Unii musielibyśmy na ten wynegocjowany i jeszcze powiększony o różnice wynikające ze zróżnicowania tych wskaźników (nie mówiąc o dodatkowych kosztach biurokratycznych wynikających z tego pośrednictwa).

 

Można jeszcze tę różnicę pokryć pieniędzmi z unijnego budżetu, ale to kłóciłoby się z zasadą odrębności Funduszu Odbudowy z budżetem i skutkowałoby jego uszczupleniem, czyli np. mniejszymi pieniędzmi na fundusz spójności.

 

Jeśli idzie o "dotację" z Funduszu Odbudowy, to w gruncie rzeczy jest też pożyczką, którą musimy w ramach Unii spłacić z odsetkami wynikającymi z poziomu wynegocjowanej z inwestorami renty. Czyli zgodnie z powyższym wywodem wyższymi niż te, które Polska samodzielnie może wynegocjować.

 

Można jednak powiedzieć, że w ramach Unii powinniśmy być solidarni z tymi państwami, które w wyniku pandemii (przedtem zresztą też na skutek nadmiernego konsumpcjonizmu) utraciły sensowną możliwość emitowania własnych obligacji skarbowych. Solidarność jednak nie może być traktowana wybiórczo, nie może być sytuacji, w której my jesteśmy gorzej traktowani niż inne państwa (np. przy bezpośrednich dotacjach dla rolnictwa). Nie można odpowiadać nam na żądanie należności jako członka Unii, które inni otrzymują, a my nie: "Bo to Francja". Nie można oczekiwać zaciskania pasa przez naród, który cały czas ma niższe średnie pensje i niższe emerytury od tych "upadających" np. Grecji, by teraz jeszcze bardziej intensywnie pracowali dla zapewnienia mieszkańcom południa "Dolce vitae".

 

Tak, dla przypomnienia - przez kilkadziesiąt powojennych lat, a właściwie od zawsze - owe południowe państwa żyjące z turystyki traktowały nas tak, jak nasi rodzimi górale ceprów - turystów z innych regionów. Sam wielokrotnie doświadczyłem we Włoszech (także we Francji) prób oskubania mnie z pieniędzmi przy każdej możliwie sytuacji. Nie mówiąc o "systemowym" oskubywaniu w postaci cen w hotelach, pensjonatach, a nawet kempingach, o przeróżnych opłatach i wymuszeniach (np. "Piazza san Marco" było bezapelacyjnym argumentem na ceny itp). Krótko mówiąc - mieszkańcy tych turystycznych państw żyli sobie słodko i bezproblemowo przez całe pokolenia. Pandemia to przerwała; okazało się, że trzeba jednak pracować nie tylko w tej wspaniałej dochodowej branży. Ale jak tu zrezygnować z kilkugodzinnej sjesty i codziennej butelki wina, jak tu zrezygnować z towarzyskich spotkań, zabaw, imprez?

 

Otóż jest pewien sposób - mianowicie niech ci pracusie z północy wezmą pożyczki, nam dadzą, a później ich spłata, to zmartwienie wszystkich...

 

Jeszcze jedno, te enigmatyczne pieniądze z Funduszu odbudowy mają być pieniędzmi "celowymi" przeznaczonymi na służbę zdrowia (to dobrze), na rekompensaty dla tych, którzy na pandemii stracili, ale też na inwestycje w dziedzinie modernizacji energetyki.

 

To rzeczywiście gra warta świeczki. Unia chce "dać" pieniądze, które sami moglibyśmy pozyskać mniejszym kosztem, możemy je tylko wydać zgodnie z unijnym planem i jeszcze "dostaniemy je" tylko wówczas, kiedy zrezygnujemy z suwerenności (np. w nadzwyczaj newralgicznej sprawie reformy sadownictwa).

 

To najbardziej perfidny niemiecki pomysł na zniewolenie przede wszystkim dumnej Polski. Perfidia polega jeszcze na monstrualnej propagandzie na groźbie utraty ogromnych pieniędzy, które uszczęśliwiłyby wszystkich Polaków. Na szczęście taka propaganda trafia tylko do tych z deficytem rozumu, lub rozlicznych beneficjentów srebrników. Większość Polaków, to ludzie myślący...

 

 

 

W naszym sejmie sprzeciwia się tej hucpie Solidarna Polska ze Z. Ziobrą, powodem jest jednak to, że Unia (czyli Niemcy) warunkują "otrzymanie" (czyli wciśnięcie) tych pieniędzy rezygnacja z reformy sądownictwa, czyli z suwerenności, ale żąda od min. finansów analizy tej finansowej operacji. Nie wiadomo jak będzie ów fundusz zarządzany, wg jakiego klucza będzie następowało wykupienie obligacji. Wszystko wskazuje na to, że zarządzanie będzie na wzór strefy EURO, czy Rada Dyrektorów reprezentujących zrzeszone państwa decyduje o wielkości emisji Euro i o podziale środków. Ale głos poszczególnych dyrektorów jest ważony wielkością PKB państwa, które reprezentują. Innymi słowy - rządzą Niemcy. Cała sprawa sprowadza się do tego, by tylnymi drzwiami wprowadzić Polskę (inne państwa też) do strefy Euro. I jeszcze owe pieniądze "dostaniemy" pod warunkiem zrzeczenia się suwerenności. Czyżby nasi decydenci w tej mierze stracili nagle zdolność liczenia???

 

 

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz