Immunitet Mariana Banasia

avatar użytkownika elig

  Dziś [21.02.2020] odbyło się w gmachu Sejmu spotkanie szefa NIK, Mariana Banasia z panią marszałek Sejmu, Elżbieta Witek.  Dotyczyło ono środowego i czwartkowego przeszukania przez CBA nieruchomości należących do Mariana Banasia oraz jego gabinetu [w sumie 20 miejsc] {TUTAJ}.  Banaś złożył skargę do pani marszałek o to, że złamano jego immunitet i zagrożono niezależności NIK.

 

  Po spotkaniu Banaś nie wygłosił żadnego oświadczenia, natomiast pani Witek powiedziała że:

 

  "Marszałek Sejmu może interweniować tylko, kiedy naruszana jest nietykalność osobista posła albo prezesa NIK lub dochodzi do zatrzymania. Taka sytuacja nie miała miejsca - powiedziała Witek do dziennikarzy.

Taka sytuacja nie miała miejsca, w związku z tym nie mogłam w żaden sposób jako marszałek Sejmu interweniować ." {TUTAJ}".

 

   Zdaniem pani marszałek immunitet obejmuje tylko samą osobę, nie zaś rzeczy i miejsca.  Powoływała się też na wyroki sądów w podobnych sprawach dotyczących immunitetów poselskich {TUTAJ}.  Budzi to liczne wątpliwości.  Taka wykładnia pozwala na poddawanie osób z immunitetem rożnym szykanom przez służby, co właśnie widzieliśmy w środę i czwartek.  Banaś powiedział także, iż CBA naruszyła także ustawę o tajemnicy państwowej, przeglądając i konfiskując tajne dokumenty, do czego nie miała prawa.

 

  Oprócz kwestii prawnych istnieje też problem politycznej wymowy całej tej akcji CBA.  Jest ona druzgocząca dla PiS.  Opozycja po prostu oszalała ze szczęścia, mówiąc o wojnie mafijnych gangów wewnątrz PiS {TUTAJ}.  Stosunkowo łagodny jest felieton lewackiego publicysty Galopującego Majora {TUTAJ}:

 

  "Dlatego dla PiS pozbycie się Banasia to nie tylko likwidacja uniezależniającego się nieoczekiwanie ośrodka kontroli władzy, ale przede wszystkim ukrycie ewentualnej niegospodarności i kolejnych skandali finansowych.

Przeszukania i aresztowania mają nie tyle przykryć gest Lichockiej, ile przede wszystkim przygotować grunt pod zmiany w prawie, czyli możliwość odwołania szefa NIK w przypadku postawienia mu zarzutów. Jest to przy okazji polityczna pułapka na opozycję, która, jeśli projektu nie poprze, zostanie zmasakrowana jako wspierająca przestępców wynajmujących gangsterom pokoje na godziny. 

Na razie, o dziwo, polska opozycja całkiem skutecznie całą Banaś-gate obśmiewa jako wewnątrzpisowską dintojrę i koncentruje się na sprawie palca Lichockiej, 2 miliardów złotych i onkologii. Będzie się jednak musiała zdecydować w sprawie Banasia, zwłaszcza że po jego ewentualnym odwołaniu PiS bynajmniej nie będzie się spieszyło z wyborem następcy. Skoro muzeum Polin mogło się obyć bez dyrektora przez tyle miesięcy, to i NIK będzie mogła.".

 

   Nawet prawicowi publicyści, przychylni PIS, krytykują tę akcję.  Oto wczorajsza wypowiedź Pawła Lisickiego, redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy" dla Radia Wnet  {TUTAJ}:

 

  "Nasz gość odnosi się również do sprawy wejścia agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego do mieszkań szefa Najwyższej Izby Kontroli, by je przeszukać. Mówi, że „z zewnątrz ma się wrażenie jakby Prokuratura i CBA toczyły wojnę z NIK”.

To obnaża słabość naszego państwa […] Rzuca złe świadectwo na sposób rządzenia państwem. Tego nie powinno się robić. 

Według Lisickiego sprawa wygląda tak, jakby CBA walczyło z NIK. Prezesem tego ostatniego nie powinien był zostać Marian Banaś skoro takie podejrzenia wyszły wobec niego tuż po jego zaprzysiężeniu. 

Nie może być tak, że szefem NIK zostaje osoba wobec, której są takie wątpliwości. Służby nie dopełniły swoich podstawowych obowiązków. 

[Lisicki] Sądzi, że ta sprawa będzie rzutować na kandydaturę prezydenta Andrzeja Dudy, który Mariana Banasia zaprzysiągł na stanowisku. Wspomniane wyżej wydarzenia przyćmiły medialnie prezentację sztabu ubiegającej się o reelekcję głowy polskiego państwa."

 

  Zdumienie budzi też moment w którym CBA przeprowadziło swą akcję.  W ciągu ostatnich dwóch miesięcy o Banasiu niemal zapomniano.  Śledztwa prokuratury dotyczą bardzo starych spraw.  Nie było żadnych powodów, by wracać do nich teraz - na początku kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy.  Spokojnie mogły sobie poczekać do czerwca.  Komuś w PiS rozum odebrało.

 

 

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika UPARTY

1. sprawa Banasia jest b. poważna

Problem w tym, że wiele środowisk okołopisowskich było przeciwne wywieraniu presji na Banasia, by podał się do dymisji tylko dlatego, że red Kittel raczył o nim napisać. Red. Kittel skompromitował się sprawa Szeremietiewa i teraz żadna jego wypowiedź nie powinna być w ogóle analizowana, nie mówiąc o tym, by była podstawą czyjekolwiek dymisji.
Sprawa Banasia odżyła po wypowiedzi Premiera Morawieckiego na temat Banasia w ubiegłą sobotę, podczas konwencji Dudy. Morawiecki wyraźnie złagodził ton wobec Prezesa NIK.
To jak widać wywołało wściekłość na Nowogrodzkiej. Okazało się bowiem, ze Morawiecki zaczyna samodzielny dialog ze środowiskami okołopisowskimi. To zaś oznacza, że może pojawić się nowy ośrodek decyzyjny. Tak więc dla obecnego kierownictwa PiS`u uzasadnienie presji wywieranej na Banasia jest kwestią życia lub śmierci, oczywiście w kategoriach politycznych. Bardzo wiele osób wolało by Beatę Szydło jako kandydata na prezydenta, bo do Dudy mają pretensje i boja się o to co zrobi w drugiej kadencji. Nie rozumieją też odsunięcia Macierewicza i Waszczykowskiego, czyli ludzi bardzo szanowanych w środowisku. To są poważne wątpliwości. Ostatnio zaczyna się też mówić o tym, że może Szydło byłaby dobrym następcą Kaczyńskiego. Znamienne jest to, że po raz pierwszy ludzie zastanawiają się nad kwestią sukcesji w PiS. To musi musi budzić niepokój a niepokój powoduje nerwowe działania.
By zrozumieć dlaczego Antypis nie rozgrywa "sprawy Bnasia" trzeba zobaczyć kontekst.
Wszystko zaczęło się 7 września na konwencji PiS, na której Kaczyński zapowiedział budowę "państwa dobrobytu" przez drastyczne podniesienie płacy minimalnej.
W Święta miałem trochę czasu i sprawdziłem starsze wypowiedzi Kaczyńskiego. Bodajże w latach 90-tych mówił on publicznie o trwałości struktury zarobków w społeczeństwie i konfliktach wywołanych jej naruszeniem.
Czyli, jego program budowy "państwa dobrobytu" to było wywołanie nowego konfliktu społecznego tyle, ze środowiska okołopisowskie tego konfliktu nie chcą. W związku z tym PiS stracił szanse na samodzielne rządy, bo nie dostał wystarczającego poparcia w wyborach. Musi dogadywać się z Gowinem i Ziobrą. W tej sytuacji Morawiecki musi sam zatroszczyć się o jakąś bazę polityczną, bo wcześniejsze wybory są bardzo prawdopodobne. Chce więc przedstawić się jako reprezentant środowisk okołopisowskich a nie jako ich lider. Jeżeli bowiem środowiska okołopisowskie nie wygrają tych wyborów, to skończy się jego kariera. On nie ma gdzie pójść.
Dlaczego więc Antypis milczy.
Bo dla niego największym wrogiem nie jest wcale Jarosław Kaczyński a własnie środowiska okołopisowskie, które stały się samodzielnym podmiotem politycznym i to podmiotem amorficznym praktycznie niemożliwym do sterowania z zewnątrz. Stąd podświadomie biorą stronę Kaczyńskiego w tym sporze. Podnosząc zaś sprawę Banasia musieli by przyznać czego tak na prawdę się boją. Oni się boją nas, zwykłych ludzi, bo musza się z nami stykać na co dzień. Oni zaś żyją w lustrze oczu innych ludzi, są tym co inni o nich sądzą. Jak my ignorujemy ich ambicje i aspiracje, nie wielbimy ich dorobku, to oni najpierw się frustrują ( stąd agresja) a później popadają w depresję.
By lepiej wyjaśnić o jakim mechanizmie mówię przytoczę przykład tylko z pozoru odległy ale bardzo charakterystyczny.
Otóż po wojnie komuniści aresztowali Panią Broniewską, żonę ostatniego dowódcy WiN`u. Gdy w latach 90-tych otwarto archiwa bezpieki historycy dogrzebali się bardzo ciekawego dokumentu. Otóż śledczy, który maltretował Panią Broniewską, po zakończeniu śledztwa napisał raport z prośbą o zwolnienie go ze służby. Swoją prośbę motywował tym, że mimo iż bił Panią Broniewską to dalej ona miała go za nic. W związku z tym służba nic mu nie daje i nie jest nią zainteresowany!
Ludzie sowieccy żyją po to by się wywyższać ponad innych. Jak ci inni nie uznają ich wyższości bo operują innymi kategoriami, to tracą sens życia ze wszystkimi tego skutkami!
To jest klucz do zrozumienia psychologiczno-społecznej istoty konfliktu w Polsce ale oni się jej wstydzą, więc w ogóle się do sedna problemu nie zbliżają. Publicznie tylko martwią się o to co o nas będą mówić za granicą, bo im się wydaje, że na tym, to i nam musi zależeć.

uparty