Film "Defiance" ("Opór"), zbrodnia w Nalibokach, bracia Bielscy - internetowy spis treści
Po publikacji książki „Strach” J.T. Grossa powstały przynajmniej dwie publikacje książkowe zbierające treści artykułów i różnych polemicznych wypowiedzi z dyskusji jaka wówczas przetoczyła się przez polskie media. Jedną z tych książek wydał Znak, drugą Fronda. Ta strona w założeniu ma stanowić analogiczny internetowy spis treści do dyskusji jaka już rozpoczęła się na temat wchodzącego niebawem na ekrany filmu „Defiance” („Opór”), jak również zbrodni w Nalibokach i historii braci Bielskich, ale nie tylko.
W chwili obecnej jest to tylko spis treści – czyli odnośników do innych stron internetowych dotyczących tego tematu. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to być może zostanie sporządzona "wirtualna książka" gromadząca niektóre ciekawsze pozycje.
Strona będzie aktualizowana w miarę pojawiających się recenzji i publikacji na temat filmu i sprawy braci Bielskich. Dlatego proszę wszystkich o podawanie w komentarzach linków do pojawiających się publikacji, a będą one uwzględniane na stronie. Jeżeli jakieś ciekawe artykuły są dostępne tylko czasowo, to można (w zgodzie z prawem prasowym dodać je w formie cytatów na forum a tu uwzględniony zostanie właściwy odnośnik).
Publikacje na portalu www.blogmedia24.pl
Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną.
Pierwszy efekt naszej Interwencji - "o tym się mówi"
"Defiance" - interwencja o prawdę historyczną- konsulat w USA
List do Pani Konsul - cd. - Interwencja film "Defiance"
Film "Defiance" - interwencja - prosze o debatę
Film "Defiance" - interwencja. Propozycja tekstu protestu
Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną.
Pokochajcie zbrodniarza czyli „Wyborczej” walka o „Opór”
Plakat - NIE kłamliwej, antypolskiej propagandzie
Adresatem listu-protestu pko rozpowszechnianiu w Polsce filmu Defiance Opór
„Rozpór” w kinach od 1 kwietnia br.
Trailer "OPÓR" - wersja beta ;)
"Opór" - czyli gdzieś tam, w Azji
Odwet czyli antypolskie śmieci
Książka reporterów "GW" o braciach Bielskich - plagiatem
Reakcje na protest BM24:
Dziennik: Internauci nie chcą filmu o Żydach
Gazeta Wyborcza: Internauci organizują opór przeciw "Oporowi",
Opór przeciw Żydom z ekranu
Wolność i Kapitalizm: Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną.
Wikipedia: Opór (film)
Stopklatka: Protest przeciwko filmowi "Opór"
Plejada: "Opór" oprotestowany
Interia: "Opór" wzbudza opór
Wolni i Solidarni: Film "Defiance" - interwencja o prawdę historyczną.
Europa21: Opór budzi kontrowersje
TVP - Kawa czy herbata: Wtorek - 20 stycznia 2009
Dyskusje i pozostałe publikacje na temat protestu BM24:
Fronda, Pardon, IVRP.PL, Niepoprawni, Amator Kina, Krzysztof Wyszkowski, Bartek Graczak, Patrioci.com.pl, Dawny Gdańsk, Wykop, Parafi Podwyższenia Krzyża Św. w Sosnowcu, KWORUM, Forumowisko, conservativepunk
Publikacje, na temat filmu, zbrodni w Nalibokach i historii braci Bielskich:
Gazeta Wyborcza: Prawdziwa historia Bielskich, Wojna polsko-ruska pod bokiem niemieckim, Wymazany Aron Bell, Hollywoodzka produkcja o bohaterach czy mordercach?, "Opór" z mieszanymi uczuciami w USA, Rzecznik IPN nt. zbrodni w Nalibokach i braci Bielskich, Kontrowersyjny "Opór" o braciach Bielskich 23 stycznia w kinach, Odpowiedź Głuchowskiego: Sedno sprawy to: kto mordował w Nalibokach.
Nasz Dziennik: Czego nie pokaże Hollywood?, Nie dotarli do świadków, Byłem mieszkańcem Naliboków, Z bandyty bohater, "Opór". (Nie)prawdziwa historia braci Bielskich, Nie tylko Bielscy...
Polska The Times: Ten film rozpęta awanturę
Rzeczpospolita: Bohater w cieniu zbrodni, Wspólne kresy, różne historie, Winni i tak nie przepraszają, W oddziałach leśnych, Bielski pomagał Żydom, ale też ich wykorzystywał, Opór przed rzeczywistością, Opór **, Patos zamiast dramatu, Tewje nie był gwałcicielem, kobiety same się do niego garnęły, Historia zamiatana pod dywan
Gazeta Polska: "OPÓR" - tekst z jutrzejszego wydania Gazety Polskiej
Niezależna.pl: BIELSCY, ZORIN I INNI, CZYLI JAK TO BYŁO Z ŻYDOWSKIM OPOREM, AGORA WYCOFUJE KSIĄŻKĘ
Polityka: Republika braci Bielskich
TVN24: "Opór" – nie ma się co oburzać?, Papierowy "Opór" krzepi,
Dziennik: Kontrowersyjny "Opór" od piątku w kinach
RMF: Kontrowersyjny "Opór" o braciach Bielskich 23 stycznia w kinach
Wprost: Bond w puszczy
Onet: Opór, Opór - recenzja, Rozrywkowe kino historyczne, Książka "Odwet" idzie na przemiał
The New York Times: "Opór" - prawdziwa historia bardziej przejmująca od filmu, O Holokauście takim, jaki nigdy nie był
Pozostałe publikacje na ten temat:
ŻOŁNIERZE WYKLĘCI: „Cziort w oczkach” - część 2
Wirtualna Polonia: Pozostaje partyzantka
ProMemoria: GOLGOTA WSCHODU
Nasza Witryna: Jedwabne to dopiero początek, Historia znana i nieznana...
Jerzy Robert Nowak: Przemilczane zbrodnie na Polakach (1,2)
Bartosz Węglarczyk: Nadchodzą bracia Bielscy
Iskry: Aron Bielski (Aron Bell) aresztowany za kradzież
Pardon: Amerykański film zakłamuje historię Polski!, James Bond zabijał Polaków
Portal Społeczności Żydowskiej: "Opór". Hollywoodzka superprodukcja, Naliboki i śledztwo IPNu
Polskie Jutro: WCIELENIE BONDA W NALIBOKACH
Cinematical: "Opór" - recenzja
Wiadomości24: W "leśnym Jeruzalem" Daniela Craiga
WP: "Film o Żydach-powstańcach to piramidalna bzdura"
Kongres Polonii Kanadyjskiej: THE MASSACRE AT KONIUCHY
MORD W KONIUCHACH
Inne:
Oficjalna strona filmu, Stopklatka
Kevin MacDonald: Komunizm a żydowska tożsamość etniczna w Polsce
W języku angielskim:
Wikipedia: Bielski partisans, Naliboki massacre
Nasza Witryna: Between the hammer and the nail, Tuvia Bielski And His Partisans. Heroes Or Common Bandits?
tekst angielski protestu wysłany do Pani Konsul
Krzysztof Szwagrzyk: Jews in the Management of the UB: Stereotype or Reality?
Kevin MacDonald: Replies to Lieberman and Schatz
Kongres Polonii Kanadyjskiej: THE MASSACRE AT KONIUCHY
MORD W KONIUCHACH
Majorityrights: Defiance: a Hollywood take on Jewish banditry and murder
Uwaga redakcyjna
W komentarzach proszę o podawanie odnośników do stron zajmujących się tym tematem i uwag dotyczących samej strony. Dyskusje merytoryczne i wszelkie inne proszę prowadzić pod poszczególnymi tematami.
Ostatnia aktualizacja 15.02.2009
- Zaloguj się, by odpowiadać
63 komentarzy
1. Tera OK
2. :)
3. Różna pamięć
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. publikacja protestu na portalu wolni i solidarni
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Bylo tutaj
Wojciech Kozlowski
6. http://www.wiadomosci24.pl/ar
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
7. Cinematical
basket
8. Popieram pomysł takich "Wirtualnych książek"
9. uzupełnienie listy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Admin
basket
11. basket - podaje link
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. http://www.europa21.pl/wiadom
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
13. warto zagladać w te linki
Jak przypomniał polski dystrybutor "Oporu", Monolith Plus, "historia braci Bielskich oraz osady, która za ich sprawą powstała w samym środku Puszczy Nalibockiej, po raz pierwszy została nagłośniona pod koniec wojny; w 1944 r. przed miejscowymi ukazał się niesamowity widok - w jednej chwili z lasu wyszły setki Żydów".
Scenariusz filmu "Opór" powstał na motywach książki o braciach Bielskich pt. "Defiance. The Bielski Partisans", którą napisała ocalała z Holokaustu amerykańska historyczka i socjolog, prof. Nechama Tec (ur. 1931 r. w Lublinie, od 1952 r. mieszkająca w USA).
Cytowany w materiałach przekazanych przez dystrybutora reżyser Edward Zwick oświadczył, że zachował wierność faktom historycznym, a zarazem nie dążył do nakręcenia dokumentu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. RMF idzie dalej niz GW ;))
Filmowy Tewje za cel stawia sobie ochronę życia jak największej liczby Żydów. Na zabijanie Niemców oraz kolaborantów z okolicznych miejscowości decyduje się jedynie z powodu pragnienia zemsty za śmierć swych najbliższych (zamordowana została niemal cała rodzina Tewjego) oraz w wypadkach koniecznej samoobrony. Bielski podkreśla przy tym, że ludzie nie mogą zachowywać się jak agresywne zwierzęta.
i jeszcze jeden link: http://wiadomosci.wp.pl/kat,48996,title,Film-o-Zydach-powstancach-to-piramidalna-bzdura,wid,10773660,wiadomosc.html Przeciwnicy filmu, obawiają się, że utrwali on fałszywy obraz historii naszego regionu. Czy podziela Pan tę opinię? - „Opór” powinien być poprzedzony informacją, że przedstawia opowieść fikcyjną. Można założyć, że Polacy w miarę się jeszcze orientują w faktach historycznych, ale zdecydowana większość widzów, którzy obejrzą ten film na całym świecie, za prawdę uzna to, co zobaczy na ekranie. To o tyle przykre, że na Kresach Wschodnich dochodziło do autentycznych przypadków bohaterstwa, które mogłyby stać się kanwą dobrego sensacyjnego filmu. Tak jak historia powstania w Czortkowie, kiedy grupa młodych chłopców porwała się z bronią na garnizon sowiecki. Zostali złapani, dostali karę śmierci, a część dalsze życie spędziła w łagrach. Niesłychanym bohaterstwem wykazał się również podpułkownik Jerzy Dąbrowski, który w 1939 roku po klęsce wrześniowej walczył z bolszewikami w Puszczy Augustowskiej. Jego odział walczył okrył się taką sławą, że w 1939 roku pisał o nim brytyjski „The Times”. Wobec tych przykładów bohaterstwa, historia oddziału Bielskiego wydaje się czymś zupełnie prozaicznym.Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. http://unicorn.ricoroco.com/n
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
16. "Opór". (Nie)prawdziwa historia braci Bielskich Leszek Żebrowsk
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. http://forum.nacjonalista.pl/
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
18. http://www.wykop.pl/ramka/132
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
19. między katarem a 'Oporem" - ale mówi sie o tym
za pośrednictwem strony www.blogmedia24.pl złożyła oficjalny protest przeciwko ukazaniu się filmu
http://ww2.tvp.pl/5514,20090119865835.strona
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. zdecydowanie odbiega od tego, co zobaczymy w amerykańskiej supe
http://www.rp.pl/artykul/153227,252550_Bielski_pomagal_Zydom__ale_tez_ich_wykorzystywal.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. TVN24 - Papierowy "Opór" krzepi
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
22. co za kłamstwa ta baba wypisuje !
Dlatego całe to święte oburzenie (jak oni śmieli o NAS nie wspomnieć?) trąci zupełnie niepotrzebnym demonstrowaniem polskich kompleksów. Bez przesady, w końcu to tylko film. Równie „autentyczny” jak akcent Daniela Craiga, płynnie przechodzący często w jednym zdaniu z jego rodzimego brytyjskiego do tzw. wschodnioeuropejskiego ("łi łil prrotekt ju" itp).
Ale czego sie spodziewac po pracowniku Waltera?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. Maryla, dostałam na Ciebie zlecenie.
24. @mona - dziękuje, ale tu na BM 24 nie dostał bana ;)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
25. jak działa propaganda sowiecka?wpis na TVN 24
Recenzja -dno. Napisana w tonie przesmieswczym, "gromi" film , a on na to nie zaslużył. To jest film , który warto byłoby potraktować powaznie.
Zauwazyłem, że są dwa główne zarzuty. Warto o nich napisać.
Pierwszy - ludzie Bielskiego mordowali Polaków w Nalibokach. Jest to jednak teza dosyć watpliwqa, dokumenty i inne materiały pokazują, że oddział Bielskiego w tej akcji nie uczestniczył!
Drugi - tereny, gdzie miały miejsce wydarzenia to nie Białoruś a Polska. W rzeczywistosci, wówczas był to teren sporny, ostarecznie to teraz jest Białoruś. Stosunki narodowościowe były tam wówczas bardzo skomplikowane. Pisał o tym np. płk. Załuski. Aby te sprawe wyjasnic potrzebny byłby cały wykład. Autorzy filmu "uproscili" te sprawę. Inaczej film byłby chyba zupełnie niezrozumiały. Wszyscy walcza z wszystkimi, wszyscy mordują, wszyscy są przekonani o swoich racjach.
Myslę, że pisanie z lekcewazeniem o walce partyzantów żydowskich z Niemcami to co najmniej duza niesprawiedliwość. W końcu mozna by powiedzieć, że cała Polska, 30 milionowy naród, chlubiacy sie 300 tysieczna AK, Państwem Podziemnym tez prowadziła politykę przetrwania. Czekalismy na wyzwolenie przez zachodnich aliantów, później, niechetnie, przez Rosjan. Wejście Rosjan miało być przeprowadzone na naszych warunkach - akcja "Burza". (właściwie to cała działalnośc AK to przygotowywanie sie do akcji Burza). Rozkazy były takie , aby nie prowokować Niemców (znane, przecież prawdziwe hasło "stania z bronią u nogi"). W czasie okupacji na terenie Polski zgineło (od 1942 do powstania warszawskiego ok. 3 tysiecy Niemców). Porównajmy to z ich stratami na froncie wschodnim.
http://www.tvn24.pl/1,251,8,52755751,141757308,6053540,0,forum.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
26. "Bez przesady, w końcu to tylko film"
27. To najlepszy komplement z ust
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
28. Opór przed rzeczywistością
http://www.rp.pl/artykul/61991,252943_Opor_przed_rzeczywistoscia_.html
Filmowa historia Tewje Bielskiego to opowieść oderwana od podstawowych realiów, która przypomina bogaty w detale budynek, tyle że zaczynający się na wysokości drugiego piętra
Amerykański film „Opór” o Tewje Bielskim i rodzinnej partyzantce żydowskiej na polskich Kresach Wschodnich w latach 1941 – 1944 jak w soczewce pokazuje najpoważniejszy problem historiografii światowej – tu rozumianej jako zbiór historiografii narodowych, europejskich i amerykańskiej, dotyczących lat II wojny światowej. Jest nim utrwalanie z jej pomocą wśród masowego odbiorcy (nie pogardzając jednakże elitami) wizji przeszłości, której centralnym i zasadniczo jedynym punktem odniesienia stają się XX-wieczne dzieje narodu żydowskiego, a przede wszystkim Holokaust – zjawisko jedyne, wszechogarniające i niemające swojego odpowiednika w całej pisanej historii ludzkości.
Jednakże dzieje człowieka obfitują w ogrom katastrof i przykro, gdy jeden naród przypisuje sobie całą sumę cierpień ludzkości. Tymczasem według szacunkowych obliczeń zrobionych dla okresu między 3600 rokiem p.n.e. a połową XX wieku ludzkość doświadczyła 14 513 konfliktów zbrojnych, w których zginęło ponad 1,2 mld ludzi. Straty ogólne II wojny światowej są po wielokroć większe od wszystkich żydowskich razem wziętych, nie wspominając, iż w wersji dziejów wylansowanej za sprawą badaczy pochodzenia żydowskiego brakuje miejsca dla wielkiego głodu, wielkiego terroru, wielkiej liczby ofiar rosyjskich i innych, rzezi Ormian czy zupełnie zapomnianych kataklizmów, jak średniowieczna czarna śmierć czy doszczętne wymordowanie w tym okresie Prusów i Jaćwingów.
W filmowej historii Tewje Bielskiego, opowiedzianej z punktu widzenia historiografii żydowskiej, nie ma w ogóle fundamentów tamtej, wojennej rzeczywistości. Jest natomiast opowieść oderwana od podstawowych realiów z kładącym się na wszystko cieniem Holokaustu. Ta opowieść przypomina niezwykły, bogaty w detale architektoniczne budynek, tyle że zaczynający się w powietrzu, na wysokości drugiej kondygnacji.
W latach 1939 – 1941 na Kresach Wschodnich (choć ta uwaga na ogół dotyczy całej sowieckiej strefy okupacyjnej w tamtym okresie) możemy zaobserwować – i to są właśnie owe zapomniane fundamenty, parter i pierwsze piętro budowli – co najmniej 11 zjawisk ze znaczącym lub dominującym udziałem Żydów, spośród których sześć nosi charakter masowy.
Z owych 11 zjawisk sześć podlegało według ówczesnego prawodawstwa polskiego surowym karom, w warunkach wojennych na ogół karze śmierci (analogiczne rozwiązania obowiązywały w innych państwach), pozostałych pięć, choć niekaralnych, podlega zazwyczaj negatywnym ocenom moralnym.
Zjawiska te, naturalnie, na ogół nie występują w postaci krystalicznie czystej i dzieją się z udziałem Białorusinów lub Ukraińców, a nawet pojedynczych Polaków. W miastach na ogół zdecydowanie dominują w nich Żydzi, a zawsze nadają im ton. Typologia tych zjawisk przedstawia się następująco:
1 Powitania obcych wojsk i pierwsze z nimi kontakty (niekaralne; masowe). Zjawisko pojawia się praktycznie we wszystkich miejscowościach, w których mieszkali lub przebywali Żydzi, szczególnie w miastach i miasteczkach. Jego skala jest jednak dość zróżnicowana, od kilkudzięcioosobowych grup (np. Grajewo) do masowych wielotysięcznych manifestacji (np. Lwów, Wilno). W Białymstoku, wówczas największym w strefie sowieckiej skupisku ludności żydowskiej, w powitaniu wojsk i w pierwszych, jeszcze dobrowolnych „mityngach” (wiecach) wzięło udział co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Żydów, być może nawet ponad 100 tysięcy. Brali w nich często udział przedstawiciele wszystkich warstw, a nie tylko miejska biedota, choć ona głównie. Nie jest prawdą to, co piszą o tych wydarzeniach autorzy żydowscy, że radość powitań brała się z zaprowadzenia ładu i nieobecności Niemców. „Powitaniom” i „mityngom” powszechnie towarzyszyło bowiem cytowane w setkach polskich relacji żydowskie powiedzenie: „Nu, wasze się skończyło, teraz będzie nasze”, oraz opluwanie wszystkiego, co polskie, liczne akty wandalizmu i chuligaństwa (niszczenie polskich symboli państwowych, zrywanie orzełków z czapek żołnierskich, pobicia itp., pojedyncze lincze). Łącznie na Kresach w tego rodzaju zdarzeniachwzięło udział co najmniej od stukilkudziesięciu tysięcy do ponad ćwierć miliona Żydów.
2 Rozbrajanie żołnierzy, zajmowanie mienia wojskowego, rebelie, strzały zza węgła – tu na wyróżnienie zasługują wydarzenia w Grodnie, Białymstoku czy Skidlu (karalne, skala nieduża). Udział Żydów na poziomie kilku tysięcy.
3 Tworzenie milicji i gwardii robotniczych oraz udział w nich (karalne, skala masowa, jeśli idzie o zasięg terytorialny, liczebnie nieduże). Młodzi Żydzi z czerwonymi opaskami na rękawach, uzbrojeni w zdobyczną broń polską, skrajnie aroganccy – to nieodłączny element kresowego pejzażu we wrześniu i październiku 1939 roku. Widać ich wszędzie, ale ich liczebność jest odwrotnie proporcjonalna do ich okrucieństwa i wywoływanych negatywnych emocji.
W pierwszych tygodniach okupacji są panami życia i śmierci. Ich specjalnością są rewizje, które służą wyłącznie celom rabunkowym. Szuka się faktycznie złota, biżuterii, pieniędzy, wynosi się wartościowe przedmioty i to, co się spodoba. To rodzaj żydowskiego „szmalu”, akumulacji kapitału rozumianej jako jego przepływ od Polaków do pewnej grupy żydowskich sąsiadów. Milicjanci działają na własny rachunek, ale szybko do spółki muszą dopuścić funkcjonariuszy NKWD i innych sowieckich aktywistów. Zrabowane nadwyżki wchodzą na czarny rynek i są zbywane przez żydowskich pośredników. W działalności żydowskiej milicji, posługującej się jidysz, ważne miejsce zajmują polowania na polskich oficerów, policjantów, urzędników, patriotycznie nastawionych Polaków. Oni wskazują adresy i ludzi. Widzimy ich przy boku NKWD przy aresztowaniach i deportacjach Polaków (Ukraińców, Białorusinów, Litwinów itd.). Żydzi w milicjach itp. to według moich szacunków około 7 – 8 tysięcy osób. Do tego trzeba doliczyć kilka tysięcy Żydów w szeroko rozumianym aparacie bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości (NKWD, prokuratura, sądy, więzienia, areszty, ławnicy itp.). Większość z nich to przybysze z ZSRR, ale w więzieniach np. w roli obsługi przez pierwszych kilka miesięcy dominują miejscowi Żydzi.
4 Rabunki (karalne; skala ograniczona) – pojawiają się przeważnie w miastach garnizonowych lub dużych węzłach kolejowych i tylko w pierwszych dniach agresji. Potem występują w ograniczonym zakresie jako grabieże (kradzieże) majątku po wysiedlonych Polakach. Znamy relacje o Żydach wynoszących meble z polskich domów, ciągnących skrzynie z towarami z rozbitych wagonów lub magazynów, nawet z polskich sklepów we wrześniu 1939 roku. To jednak zjawisko na poziomie przypuszczalnie kilku tysięcy osób.
5 Komitety rewolucyjne (rewkomy) i inne, późniejsze struktury władzy sowieckiej (karalne, występuje w wielu miejscowościach, lecz liczbowo ograniczone). One dość często pojawiają się jeszcze przed przybyciem sowieckich wojsk, a po ucieczce polskiej administracji. Są jednak w pierwszych tygodniach sowieckiego „luzu” władzą prawdziwą, tworzą i nadzorują milicje, ustanawiają „prawo”, dzielą polski majątek państwowy, samorządowy i prywatny. Liczbowo to jednak kilka – kilkanaście tysięcy osób, w zależności od okresu.
6 Aktywny udział w organizacji i przeprowadzenie wyborów (22 października 1939), w efekcie których nastąpiła inkorporacja ziem polskich w skład ZSRR (karalne, występuje na ogół w większości miejscowości, także trochę na terenach wiejskich). Żydzi pojawiają się jako gorliwi agitatorzy, organizatorzy mityngów, przeprowadzający spisy wyborców, przypominający o wyborach (z groźbą osadzenia w więzieniu lub wywiezienia na Sybir) i doprowadzający do urn, czasami pod karabinem; są także powszechnie w komisjach wyborczych itd. Liczbowo to około kilkudziesięciu tysięcy osób.
7 Partycypowanie w rugach z urzędów (niekaralne, powszechne) i praca w instytucjach sowieckich wszystkich typów. Od pierwszych tygodni okupacji następuje masowe wyrzucanie Polaków ze wszystkich stanowisk urzędniczych, równoznaczne z utratą środków do życia i często mieszkania (które zajmują przyjeżdżący Sowieci, ale licznie też żydowscy uchodźcy), by w końcu trafić do więzienia lub na zsyłkę. To rząd wielkości od kilkudziesięciu do ponad 100 tysięcy osób („wydwiżeńcy”).
8Donosicielstwo, powodujące na ogół aresztowania i więzienno-łagierną epopeję (karalne, nieskwantyfikowane). Bardzo powszechny zarzut w relacjach polskich, możliwy do zweryfikowania w oparciu o źródła sowieckie, które go potwierdzają. Nie można jednak ocenić skali zjawiska, wywołuje ono – jak się wydaje – poczucie powszechnego zagrożenia ze strony Żydów i z pewnością nie wynika z „antysemityzmu”, lecz realnych zagrożeń.
9 Obojętność Żydów wobec upadku państwa polskiego i losów Polaków (niekaralne; powszechne). Poza pojedynczymi przypadkami nie spotkałem się nigdzie, w różnych źródłach, ze smutkiem Żydów z tego powodu. Nigdy nie słyszałem o rabinie lub cadyku, który protestowałby przeciwko aresztowaniom i/lub wywózkom Polaków, choć słyszałem o Żydach piszących petycje w sprawie zwolnienia Polaków z więzienia (pod jedną z takich petycji podpisało się kilkuset Żydów). Chwała im za to! Obojętność dotyczy pozostałych Żydów, w całym okresie 1939 – 1941, a to liczba przekraczająca milion osób.
10 Antypolskie złośliwości powtarzane do upadłego, nawet w skrajnie ekstremalnych sytuacjach (niekaralne, powszechne). „Wasza Polska już nie wróci, dobrze wam za to”. Docinki były w szkołach, na ulicach, przy każdej nadarzającej się okazji.
11 Spekulacja (niekaralne, powszechne); zjawisko masowo uderzające w niehandlującą część społeczeństwa, czyli w resztę, która nie spekuluje, a coś chciałaby zjeść lub zaspokoić inne potrzeby. Zjawisko zupełnie niezauważane w badaniach, a mające ogromne przełożenie na nastroje antyżydowskie. Przykładem słynne na cały ZSRR targowisko w Białymstoku; przyjeżdżali tu na „wolnorynkowe” zakupy ludzie z Moskwy i dalszych rejonów ZSRR, a handlowali tam tylko Żydzi. Sporo o tym można też poczytać w relacjach żydowskich, więc coś jest na rzeczy.
I tak dochodzimy do czerwca 1941 roku, III Rzesza uderza na ZSRR, różni Bielscy uciekają na wschód z Sowietami, lecz dużo więcej zostaje ich na miejscu, w pułapce, w otoczeniu, które nie ma powodów, by im pomagać, i wśród Niemców, których intencje na tych terytoriach od razu są czytelne. Szansa jest tylko w lesie.
Partyzantkę sowiecką początkowo tworzą dwie kategorie osób: tzw. okrużnicy, czyli żołnierze z rozbitych jednostek odcięci z powodu olbrzymiego tempa ofensywy niemieckiej, i tzw. wostocznicy, czyli rozmaitego rodzaju czynownicy, ściągnięci do pracy na Kresach Wschodnich z głębi ZSRR, którzy nie zdołali się ewakuować. Dołączają do nich pojedynczy przedstawiciele „miejscowego aktywu”, owi „wydwiżeńcy”, szczególnie ci, którzy mają coś na sumieniu lub zbyt gorliwie służyli sowieckim panom. Niekoniecznie są to Żydzi, ale tych też nie brakuje.
Dodajmy, że dla naszych rozważań bez znaczenia jest fakt, czy partyzanci żydowscy i osobiście bracia Bielscy wymordowali część polskiej ludności Naliboków 8 maja 1943 roku, czy też zrobił to inny oddział sowiecki z udziałem lub bez udziału partyzantów od Bielskego; zresztą może przebieg tamtych wydarzeń był jeszcze inny.
Ogromna próżnia społeczna, w jakiej znalazła się społeczność żydowska wskutek postaw własnych opisanych w powyżej wymienionych 11 zjawiskach, oraz brak w przeszłości bliższych związków z nieżydowskim otoczeniem powodują, że w sposób naturalny jedyną formą żydowskiego oporu stają się żydowskie obozy rodzinne („siemiejne”) niemające swoich odpowiedników w innych krajach Europy, właśnie z tych powodów i licznie mieszkającej tu przed wojną diaspory. Nikt nie wie, ile powstało, zwłaszcza malutkich, grupek żydowskich szukających przetrwania po lasach. Do klęski Niemców utrzymały się tylko dwa duże obozy (oddziały) rodzinne.
Ideę wymyślił „wydwiżeniec” Anatolij (Tewje) Bielski z Nowogródka, który z grupką znajomych i rodziną stworzył w lipcu 1941 roku jeden z pierwszych oddziałów partyzantki sowieckiej (im. Ordżonikidze) działający w rejonie nowogródzkim i lidzkim. Bielski był też organizatorem ucieczek Żydów z okolicznych gett do Puszczy Nalibockiej, zasilających jego obóz. W 1944 roku oddział Bielskiego liczył wedle dokumentacji sowieckiej 941 osób, z których uzbrojone były zaledwie 162.
Około 30 km od Mińska powstał w 1941 roku i przetrwał do końca wojny jeszcze jeden duży obóz żydowski dowodzony przez Szołoma (Siemiona) Zorina, a działający w rejonie iwienieckim. W kwietniu 1944 roku liczył 562 ludzi, z tego 73 uzbrojonych.
Według informacji I sekretarza CK KP (b) Białorusi, a zarazem szefa Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego P. Ponomarienki skierowanej do Stalina w 1944 roku partyzantka na całej Białorusi liczyła 192 tys. osób zgrupowanych w 723 oddziałach i brygadach partyzanckich; jej nieuzbrojone rezerwy wynosiły 200 tys. ludzi. Oddziały żydowskie nie przedstawiały zatem żadnej siły bojowej, ale Żydzi z gett stanowili trzecią co do liczebności grupę narodowościową wśród stricte sowieckich formacji.
Głównym celem obozów rodzinnych – jak pisze jeden z żydowskich historyków (Leonid Smiłowicki) – było nie tylko przeciwstawienie się nazistom, lecz i ratowanie Żydów. W praktyce jednak cała sowiecka partyzantka, w tym jej żydowscy towarzysze w obozach rodzinnych, do przełomu 1942/1943 nie zajmowała się niczym więcej poza własnym trwaniem. Żydowskie oddziały w ogóle nie kwapiły się do walki i „trwały” do końca wojny, zajmując się głównie „bambioszkami”, jak w żargonie ówczesnym nazywano grabienie ludności cywilnej, do tego stopnia, iż dochodziło nawet do starć między Żydami od Bielskiego a partyzantami sowieckimi, którzy musieli bronić „swoich” stref zaopatrzenia.
Według własnego raportu, obejmującego okres od powstania do połowy listopada 1943 roku, Bielski donosił, że jego oddział zlikwidował 14 Niemców, 17 policjantów, 33 osoby jako szpiegów, spalił kilka mostów i zniszczył (czytaj: ograbił) osiem majątków państwowych, de facto polskich, w których dawni właściciele bądź ich rodziny byli zatrudnieni w roli administratorów lub innego fachowego personelu. Liczby zlikiwdowanych osób 17 i 33, a nawet owych 14 Niemców mogą ukrywać zupełnie inne zdarzenia.
Tymczasem za sprawą polityki niemieckiej w lasach pojawiają się coraz większe rzesze ludzi , w latach 1943 – 1944 przemieszczają się też na Kresy brygady partyzanckie zza frontu. Podstawowym problemem staje się aprowizacja. A o nią było szalenie trudno od początku. Ziemia bowiem, na której dzieje się akcja tej opowieści, przeżyła w XX wieku wielkie kataklizmy, które doprowadziły ją na skraj absolutnej nędzy. Doświadczyły ją ogromne zniszczenia I wojny światowej, polsko-bolszewickiej 1920 roku, najazdy sowieckich band w latach 20., światowy kryzys gospodarczy 1929 – 1933, tu trwający kilka lat dłużej, wreszcie powszechne grabieże 1939 roku i bezprecedensowa rabunkowa gospodarka okresu sowieckiego. Chcąc przeżyć, trzeba było komuś zabrać i partyzantka sowiecka robiła to nagminnie, dopuszczając się licznych rabunków, mordów i gwałtów.
Najsłynniejsza i okryta najbardziej smutną sławą wśród Polaków partyzantka Fiodora Markowa, zwana bandą Markowa – wedle jej własnych zachowanych sprawozdań w archiwach – ponad 1/3 swoich wszystkich akcji skierowała przeciwko dawnym majątkom polskim. Wedle moich szczegółowych badań chodziło nie tylko o zdobycie prowiantu, odzieży itp., ale przede wszystkim poszukiwano bimbru, a często kobiet.
Skala pijaństwa i zachorowań na choroby weneryczne była wśród partyzantów sowieckich porażająca – mówią o tym liczne, ściśle tajne dokumenty, co się przekładało na patologiczny charakter jej działalności. Ich bezmyślne akcje narażały też miejscową ludność na drastyczną kontrakcję niemiecką (pacyfikacje lub pokazowe egzekucje przynoszące setki zbędnych ofiar).
Ze szczególnej bezwzględności w zdobywaniu środków do życia zasłynęła partyzantka żydowska, zarówno Bielskiego, jak i Zorina. Ich oddziały budziły prawdziwy postrach wśród miejscowych.
Ze sprawozdania Bielskiego możemy się dowiedzieć, iż w grudniu 1943 roku jego obóz dysponował 200 tonami ziemniaków, 10 tonami warzyw, 5 tonami zboża, 3 tonami mięsa i
1 toną kiełbasy! U Zorina było jeszcze lepiej, do tego stopnia, że towarzyszom z „Wielkiej Ziemi” posyłano raz w tygodniu samolotem, który dostarczał z Moskwy komunistyczną bibułę, w drodze powrotnej kiełbasę, słoninę i bimber. Biorąc pod uwagę jego udźwig, zapewne tygodniowo leciała jedna lub dwie tony. Zapasy Zorina były tak ogromne, że po przyjściu Sowietów pozostało im jeszcze kilkaset worków mąki.
Obraz Bielskiego (a także Zorina) zachowany przez jego sowieckich współtowarzyszy i otoczenie bynajmniej nie obfituje w czyny bohaterskie. Tewje jawi się jako człowiek kochający wystawne życie i handelek na dużą skalę. Bez skrupułów wyłudza złoto od swoich współplemieńców na broń, której nie dostarcza. Można nawet zaryzykować hipotezę (ale to tylko hipoteza), że sprowadzani do jego obozu zbiegowie z innych gett mogli czasami się opłacać za daną im szansę przetrwania.
Po zerwaniu w kwietniu 1943 roku przez Sowietów stosunków dyplomatycznych z rządem polskim na emigracji z powodu Katynia partyzantka sowiecka, której integralną częścią są oddziały żydowskie, przystępuje do systematycznego rozbrajania polskiej partyzantki i wybijania jej kadry. Mordowani są na dużą skalę miejscowi Polacy. Czystki etniczne mają stworzyć lepsze podstawy negocjacji dla ZSRR, który swoje apetyty zaspokaja skutecznie w Poczdamie.
Okres 1939 – 1941 (także po części dotyczy to okupacji niemieckiej) stanowi w dalszym ciągu obszar niezbadany – z powodu obaw o okrzyknięcie badaczy-śmiałków antysemitami. A jest to klucz do zrozumienia postaw nieżydowskiego otoczenia wobec Zagłady, a nawet zrozumienia sensu antysemickich ekscesów po 1945 roku.
Ale być może każdy naród potrzebuje swojego Czapajewa. Niedobrze jednak się stanie, jeśli film o Bielskich obsypany zostanie Oscarami, a jego sfałszowane treści dotrą do milionów ludzi na świecie. Takie zawłaszczanie historii jest przekroczeniem granic dobrego smaku i zaszkodzi polsko-żydowskiemu dialogowi. Trzeba mieć nadzieję, że polscy Żydzi, zamiast bronić przedstawionych w tym filmie racji, zaczną lobbować na rzecz bardziej prawdziwych wersji historii. Mogą dziś odegrać wybitną rolę jak nigdy dotąd.
Inaczej wszystko, co w swoim obrazie o Katyniu opowiedział Andrzej Wajda, stanie się jedynie grą jego wyobraźni i naszą narodową iluzją.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. dwa b. wazne artykuly trzeba dorzucic do spisu tresci...
Pozdrowienia JoW
30. "Opór". (Nie)prawdziwa historia braci Bielskich
Leszek Żebrowski
Od miesięcy robiono medialny szum wokół superprodukcji Hollywoodu, czyli filmu "Opór" ("Defiance") z Danielem Craigiem w roli głównej. Aktor ten jest znany przede wszystkim jako kolejne wcielenie "Agenta 007", czyli fikcyjnego Jamesa Bonda, dokonującego na ekranach rzeczy niemożliwych i to z niezwykłą łatwością. Był to trafny wybór. Aktor w filmie "Opór" miał bowiem pokazać również rzeczy, które tak naprawdę nie miały miejsca w rzeczywistości. Twórcom nie przeszkadzało jednak informować widzów już w zwiastunach, że film jest oparty na faktach. A więc - prawda czy nieprawda? Czy to, co zobaczymy na ekranach, wydarzyło się w rzeczywistości, czy też jest to kolejna fikcja literacka nastawiona na toporną propagandę i indoktrynację w ustalonym z góry kierunku?
"Badacze" z "Wyborczej"
Rzecz komplikuje się jeszcze bardziej, bo oto "Gazeta Wyborcza" oddelegowała dwóch swych redaktorów do zbadania i opisania historii braci Bielskich. Autorzy, Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski, zatytułowali książę tak: "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich" (Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2009). Czy z prawdą można polemizować? Jeśli rzecz została zbadana starannie i jest odpowiednio udokumentowana, bez pomijania czegokolwiek, co rzuca choćby cień na tok rozważań autorów, to oczywiście polemika nie ma sensu. Wystarczą same pochwały. Ale jeśli tak nie jest? Jeśli film, a w ślad za nim książka aż tak prawdziwa nie jest, to jak najbardziej - nie tylko można, ale po prostu trzeba stawić opór czarnej, jednostronnej propagandzie.
W 1994 r. Adam Michnik ogłosił na łamach swej gazety, że "zdolność do konfrontowania się z ciemnymi epizodami własnego dziedzictwa jest dla każdego narodu egzaminem z dojrzałości demokratycznej. Twierdzę, że Polacy dojrzeli do demokracji, co znaczy, że mają prawo do pełnej prawdy o własnej przeszłości". Wtedy chodziło o osławioną sprawę Powstania Warszawskiego i podparcie jakimś autorytetem tego, co na łamach "Wyborczej" napisał jej ówczesny kierownik działu kulturalnego Michał Cichy. Później wyszło na jaw, że autor paszkwilu na powstańców warszawskich preparował dokumenty, fałszował cytaty i - choć sam historyk z wykształcenia - wykonał pracę nie tyle historyczną, co histeryczną. Następnie zniknął na wiele lat...
Nie była to jedyna taka dyskusja na łamach tejże gazety. Tak samo było bowiem ze sprawą Jaffy Eliach i tym, co napisała o Ejszyszkach, jak to oddziały AK gromiły Żydów w nowej, sowieckiej już rzeczywistości. W tym przypadku również dyskusja została przerwana w miejscu najmniej wygodnym, gdy ukazały się rzeczowe publikacje, podparte solidną faktografią i badaniami źródłowymi, które gazetowe "ustalenia" obracały w perzynę.
Przypuszczam, że teraz będzie podobnie - już rozpoczęła się dyskusja. Nawet na forum internetowym "Gazety Wyborczej" czytelnicy wzięli pod lupę ustalenia jej dziennikarzy, jak choćby kłamliwe twierdzenie o rzekomym istnieniu "polskiego batalionu SS" na froncie wschodnim.
Nie trzeba było długo czekać. Jeden z autorów, Marcin Głuchowski, "przedstawił się", odpowiadając jednemu z krytyków: "Jak mniemam, jesteś historykiem, ja - tylko dziennikarzem, pewno wszystkie szczegółowe kwestie, o których piszesz, przedstawiają się tak jak twierdzisz, mimo to - sądzę, że książka Cię nie rozczaruje pełno w niej oczywiście skrótów (typu batalion SS zamiast pomocniczy batalion policyjny pozostający częściowo pod dowództwem SS) ale zważ, że napisaliśmy powieść dla ludzi, a nie pracę historyczną - to ma się czytać" (http://forum.gazeta.pl/forum /72,2.html?f=521&w=89722520&a =89777089).
I właściwie wszystko jest jasne - tak samo jak prawdziwym założeniem filmu "Opór" nie było pokazanie prawdy, tak samo dziennikarze "Wyborczej" zamiast "prawdziwej historii" dali nam "powieść dla ludzi", z ideowym uzasadnieniem takiego podejścia: "to ma się czytać". Ale w takim razie po co dobudowywać do wszystkiego ideologię, że jest w tym jakaś prawda?
100 km od miejsca zbrodni...
Jeśli tak zasobna gazeta, którą stać przecież na wynajęcie profesjonalistów, mających lepsze przygotowanie do badania historii niż to, jakie nam zaprezentował jeden z autorów, traktuje sprawę po macoszemu, powierzając ją osobom w ogóle do tego nieprzygotowanym, to rezultaty muszą być takie, jakie są. A są bardzo marne. Oto co według własnego mniemania ustalili dziennikarze "Gazety Wyborczej": "Pojechaliśmy na Białoruś, odnaleźliśmy ludzi, którzy pamiętają Bielskich oraz sowieckie dokumenty, gdzie partyzanccy dowódcy opisują mord w Nalibokach jako zwycięstwo w walce z 'niemieckim garnizonem'. W archiwach są nazwiska czterech dowódców akcji nagrodzonych za ten 'bój' - to towarzysze Gulewicz, Muratow, Szaszkin i Surkiew. Paweł Gulewicz wymieniony jest jako ten, który osobiście zabił czterech 'faszystowskich pachołków'.
Znaleźliśmy też ostatnich żyjących partyzantów Bielskiego: mieszkają na Białorusi, w USA i w Anglii. Ich relacje zgadzają się z zawartością sowieckich archiwów - w dniu pacyfikacji Naliboków (8 maja 1943 r.) - oddział Tewjego Bielskiego stacjonował 100 kilometrów dalej.
- Byli wtedy w miejscowości Stara Huta - opowiada Tamara Wiarszycka, historyk i dyrektor muzeum regionalnego w Nowogródku, gdzie znajduje się największy zbiór dokumentów pozostałych po Bielskich. - Do Puszczy Nalibockiej przeszli dopiero parę miesięcy później, o czym można przeczytać w opublikowanych już dawno relacjach" (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6124559,Prawdziwa_historia_Bielskich.html).
Na oko wszystko wygląda wiarygodnie: pojechali, sprawdzili, zbadali, rozmawiali i wszystko opisali najlepiej, jak tylko potrafili. Ale z poznawczego punktu widzenia znacznie ważniejsze jest to, czego nie sprawdzili, nie zbadali i nie opisali. Pominięte jest bowiem wszystko to, co przeczyło z góry założonej tezie: że oddział Bielskich nie uczestniczył w masakrze. Ważne jest zatem to, co mówi jakaś Tamara Wiarszycka z Białorusi (czy znane są jej jakiekolwiek poważne publikacje na ten temat, skoro autorzy mianują ją historykiem?). Ale nie jest ważne to, co można znaleźć w dokumentach i relacjach, a co przeczy jedynie słusznej wersji.
Niewątpliwie "historycy" z "Wyborczej" mają poważne problemy z geografią. Choćby z publikacji Nechamy Tec wiemy, gdzie grupa Bielskiego przebywała w kwietniu i maju 1943 roku. Były to m.in. lasy jasionowskie, nieco na zachód od Wsieluba i rodzinnej wsi Bielskich - Stankiewicz. To niespełna 50 km od Naliboków! A skądinąd wiemy, że na osławione "operacje gospodarcze" uzbrojone grupy od Bielskiego wyprawiały się w promieniu nawet 80-90 km od swych obozów, nie odległość stała więc na przeszkodzie ich udziału w opisywanej pacyfikacji.
Do tego jeden ze znanych historyków młodszego pokolenia natychmiast po artykule Głuchowskiego i Kowalskiego autorytatywnie oświadczył w informacyjnym serwisie telewizyjnym, że grupa Bielskiego w tym czasie stacjonowała "100 km od Naliboków", więc udziału w tym nie brała. A szacunek dla słowa i własnej reputacji to już się nie liczy?
Mijają lata, śledztwo stoi w miejscu
Niepokojące jest również to, że prawdopodobnie i śledztwo IPN, mimo początkowych ustaleń, zmierza w stronę wykluczenia partyzantów żydowskich z udziału w masakrze. Świadczyć o tym może informacja Polskiej Agencji Prasowej z 14 stycznia br.: "Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk poinformował, że kilku świadków mordu dokonanego w 1943 r. przez partyzantów sowieckich na polskich mieszkańcach wsi Naliboki zeznaje, iż wśród atakujących byli partyzanci od Bielskiego, jednak zeznania te 'nie są poparte dokumentami archiwalnymi'. (...) Pytany przez PAP, jaką wiedzę na temat udziału Żydów z oddziału Bielskiego w zbrodni w Nalibokach posiada IPN, Arseniuk wyjaśnił, że, 'kilku świadków lakonicznie zeznaje, że wśród atakujących byli partyzanci od Bielskiego; świadkowie nie wskazują jednak, na jakich przesłankach opierają to twierdzenie; ponadto zeznania te nie są poparte żadnymi innymi dowodami, np. dokumentami archiwalnymi'. Arseniuk zaznaczył jednocześnie, że część historyków również wskazuje na udział partyzantów z Oddziału Bielskiego w ataku na Naliboki, jednak autorzy nie przywołują w swych opracowaniach źródeł tych informacji".
Należy tu rozróżnić dwie rzeczy: naszą wiedzę o wydarzeniach (która zawsze będzie niepełna, ale z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można je przecież zrekonstruować) od wymogów procesowych i stawiania zarzutów konkretnym osobom. W końcu jak świadkowie mają pamiętać, po kilkudziesięciu latach, twarze i dokładne nazwiska (oraz inne dane personalne) sprawców? Ale ewentualne umorzenie sprawy przez IPN nie będzie wcale oznaczać, że grupy "bojców" od Tewje Bielskiego nie były obecne w Nalibokach.
Skąd się biorą kontrowersje
Jaki jest stan wiedzy o "obozie rodzinnym" braci Bielskich? Bohater filmu i gazetowej "powieści dla ludzi" Tewje Bielski doczekał się sporej literatury, także historycznej. Występuje również w wielu materiałach uznawanych za źródła historyczne (niezależnie od konieczności przeprowadzenia ich krytyki). Dwie rzeczy są niewątpliwie prawdziwe: że Tewje Bielski istniał naprawdę oraz że trzymał żelazną ręką (wraz ze swymi młodszymi braćmi i grupą najbardziej zaufanych osób) "obóz rodzinny", w którym uratowało się 1200 osób pochodzenia żydowskiego. Rzecz nie wzbudzałaby prawdopodobnie żadnych kontrowersji (nawet fantastyczne opisy walk z niemieckimi kolumnami pancernymi), gdyby nie fakt, że od kilku lat toczy się (co prawda bardzo niemrawo) śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie pacyfikacji polskiego kresowego miasteczka położonego na skraju Puszczy Nalibockiej. Wydarzenia, jakie miały miejsce wczesnym rankiem 8 maja 1943 r., zapadły głęboko w pamięć mieszkańców, a na skutek wielu publikacji z ostatnich lat sprawa stała się w miarę głośna.
W tym dniu Naliboki zostały bowiem brutalnie zaatakowane przez oddziały partyzantki sowieckiej. Zginęło około 130 mieszkańców, w tym kobiety i dzieci. To również nie wzbudzałoby tak wielkich emocji i z pewnością "Gazeta Wyborcza" nie chciałaby poświęcać tak wiele sił, środków i miejsca na swych łamach jednej z wielu wojennych zbrodni. Kontrowersje pojawiają się dlatego, że wedle niektórych źródeł (w tym także żydowskich), a także pamięci poszkodowanych, w pacyfikacji Naliboków brali udział również partyzanci żydowscy, pełniący służbę w ramach partyzantki sowieckiej. I zapewne tylko tym da się wytłumaczyć takie medialne zaangażowanie wielkiego koncernu prasowego.
Wacław Nowicki - świadek niewygodny, więc niewiarygodny
Najbardziej przejmujący i pełny opis wydarzeń zawarty jest we wspomnieniach Wacława Nowickiego, bezpośredniego świadka zbrodni: "Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami. (...) Mama dopadła okna.
- Wieś płonie! - krzyczy. (...)
O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i 'Pobiedy'. Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi, z okrzykiem 'hura!' szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych" (W. Nowicki, Żywe echa, Warszawa 1993, s. 99-100).
Głuchowski i Kowalski w "Gazecie Wyborczej" całkowicie deprecjonują relację Wacława Nowickiego: "Odwiedziliśmy i Nowickiego - mieszka w Warszawie. Przyjął nas w pokoju zasypanym starymi egzemplarzami 'Naszego Dziennika'. Przyznał, że nigdy nie widział żadnego z Bielskich, nie ma też dowodów na ich udział w zbrodni, a plotkę o winie Tewjego i braci przekazał mu, przy wódce, niejaki 'Lowa z Nowogródka', potwierdził zaś 'Wania z Lubczy'. Wyniki śledztwa IPN autor 'Żywych ech' nazwał 'mydleniem oczu'. Film - wielkim antypolskim skandalem". Może się więc wydawać, że dochowali wszelkiej staranności, dają się wypowiedzieć wszystkim stronom. Nie napisali jednak, że przedstawili się panu Nowickiemu nie jako dziennikarze "Wyborczej", lecz jako "studenci historii" (a przynajmniej jeden z nich nic wspólnego z historią nie ma), którzy jego adres rzekomo otrzymali od nalibockiego proboszcza. Nie sprawdzili, ile pan Nowicki ma lat, jak się z nim obecnie rozmawia. Wystarczy, że powtórzy zasłyszane pytanie (w którym zawarta jest sugerowana odpowiedź), aby już mieć zmanipulowaną relację.
Do tego w książce posłużyli się innym "świadectwem", czyli wypowiedzią osiemdziesięcioletniej Leonardy Juncewicz, która do dziś mieszka w Nalibokach. Usłyszeli od niej to, co usłyszeć chcieli, a mianowicie: "Myślę, że wielu ludzi, co Bielskich oskarżają, że się tą książką [Wacława Nowickiego - przyp. L.Ż.] zasugerowali. A przecież... co ten Nowicki mógł wiedzieć? On wtedy naście lat miał". Wacław Nowicki miał już wówczas 18 lat i był zaprzysiężonym żołnierzem AK. Można to więc odwrócić: co "mogła wiedzieć" pani Juncewicz, kilka lat młodsza od niego, o napastnikach?
"Wioska już nie istnieje" - relacja Sulii Wołożyńskiej-Rubin
Przejdźmy więc do tego, czego dziennikarze "Wyborczej" w swych analizach przyjąć nie chcieli. Oto przed prawie 30 laty ukazała się w Jerozolimie książka Sulii Wołożyńskiej-Rubin. Jej mąż Borys Rubiżewski był żydowskim partyzantem w grupie Izraela Keslera, podporządkowanej Tewje Bielskiemu. Sulia też była w tej grupie. Oto jak ona wspomina mord w Nalibokach:
"Nieopodal [dworzeckiego] getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu. Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci nieszczęśliwi mieli. Grupa Borysa [Rubiżewskiego] zdecydowała, aby położyć raz na zawsze kres takiej działalności. Wysłali kilku ludzi do tej wioski, a sami zaczaili się w zasadzce. Wkrótce rozległy się sygnały alarmowe i uzbrojeni chłopi wybiegli, aby zabić 'przeklętych Żydów'. No, ale rozległy się salwy i skoszono ich ze wszystkich stron. Trzy dni zajęło, aby zbić trumny [dla poległych chłopów] i ponad 130 osób pochowano. Nigdy już więcej żaden Żyd czy partyzant nie zginął na tych drogach" (S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide: The Story of an Unknown Partisan, Jerusalem 1980, s. 126-127). Możemy spokojnie pominąć drastyczne opisy, jak to mieszkańcy wypadali z siekierami na przechodzących spokojnie Żydów, którzy przecież dysponowali bronią palną. Ale te wspomnienia, choć nazwa Naliboki w nich nie pada, jednoznacznie wskazują na opisywaną pacyfikację. Zgadza się też liczba ofiar. Nigdzie w pobliżu nie było takiej zbrodni. Przez prawie 30 lat nikt tych wspomnień nie zakwestionował.
Co więcej, mamy nowe informacje, że miał to być akt żydowskiej zemsty na polskiej miejscowości. Z czasem Sulia Rubin dopowiadała nowe, coraz bardziej drastyczne szczegóły, aby bardziej ubarwić swą opowieść. Pojawiły się one w filmie dokumentalnym "The Bielsky Brothers: The Unkown Partisans" (Soma Productions, 1993). Sulia wypowiada się w nim: "Wioska już nie istnieje. (...) Tego dnia pochowano 130 osób". W filmie tym (w którym wystąpił również jej mąż i inni uczestnicy grupy Keslera, który pochodził z Naliboków i też miał brać udział w masakrze) przyznano również, że grupy żydowskie dokonywały rabunków okolicznej ludności: "Największym kłopotem było (...) wyżywienie tylu ludzi. Grupy 10 do 12 partyzantów wymaszerowywały na odległość 80 do 90 kilometrów, aby rabować wioski i przynieść żywność dla partyzantów". Sulia pochwaliła przedsiębiorczość swego przyszłego męża Borysa za to, że obdarował ją futrem, ubraniami i butami.
Wypowiedzi partyzantów żydowskich, jakie padły w tym filmie (w tym samej Sulii), też nigdy nie były kwestionowane. Dlaczego więc miałyby nie być prawdziwe? A według Głuchowskiego i Kowalskiego, nie są (o filmie w ogóle nie wspominają). Dlaczego? Bo jakoby "z grubsza zgadza się ilość zabitych, ale nie zgadza się co innego - opodal Nalibok nie było w czasie wojny żadnego getta". Ale słowo "opodal" jest bardzo względne.
"Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią"
Mamy również ustne przekazy, które potwierdzają udział ludzi Bielskiego. W 1996 r. "Gazeta Wyborcza" przytoczyła wypowiedź Longina Kołosowskiego "Longinusa", partyzanta AK: "Zaczęły się masowe rabunki wsi. I to nie było raz czy dwa, ale jedni wychodzili, drudzy wchodzili. Miejscowi zaczęli więc walczyć o chleb, organizowali polsko-białoruską samoobronę. (...) W Nalibokach wyrżnęli 127 ludzi z samoobrony. Wszyscy mówili, że Naliboki zrobił Bielski" (J. Hugo-Bader, A rewolucja to przecież miała być przecież przyjemność, "Gazeta Wyborcza", "Magazyn Gazety", 15 listopada 1996 r.). Dlaczego mamy im nie wierzyć właśnie teraz, skoro wcześniej takie przekazy były afirmowane?
Świadkowie - Polacy mieszkający w Nalibokach - nawet w ostatnich latach bali się zeznawać. Maria Chilicka w liście do mnie z 3 marca 2004 r. napisała: "Faktem jest, że boją się zeznawać, bo ci bandyci są przy władzy w Polsce. (...) Myśmy wszystko stracili, raz spalili [nas] Sowieci z Żydami. Za trzy miesiące (...) spalili nas Niemcy. (...) Dla mnie wojna się nie skończyła, do dziś nie mamy spokoju w Polsce". Czy można się dziwić wszechobecnemu strachowi w tamtym pokoleniu? Po tym, co przeżyło podczas okupacji?
Historyk Bogdan Musiał, badacz m.in. partyzantki sowieckiej na Kresach, przytacza dokument - rozkaz dla Brygady im. Stalina (z 3 czerwca 1943 r.), który jednoznacznie potwierdza, że byli mieszkańcy Naliboków byli wykorzystywani przez Sowietów w ataku na tę miejscowość: "Trzeba wskazać na fakt, że partyzant oddziału Dzierżyńskiego Józef Szymanowicz, który jako mieszkaniec Naliboków miał oddziałowi pokazać drogę w czasie marszu do tej miejscowości, zabłądził i nie doprowadził jednej z grup partyzantów na czas do miejsca wyjścia".
Skoro w tym samym rozkazie są wymieniani liczni Żydzi, którzy zostali wyróżnieni za swą postawę "w partyzantce", to trudno zakładać, aby Sowieci nie wykorzystywali znających teren i miejscowe układy byłych mieszkańców tej miejscowości (zob. Bogdan Musiał, Sowjetische Partisanen in Weißrußland: Innenansichten aus dem Gebiet Baranovi˘ci, 1941-1944. Eine Dokumentation, Mün-chen: Oldenbourg, 2004, s. 190-191).
Autorzy skupili się jednak na wybiórczych relacjach tych Żydów z grupy Bielskiego, którzy obecnie usilnie zaprzeczają swemu udziałowi w masakrze. Jeden z nich, Jakow Abramowicz, napisał: "Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią". Jest to "argument" mocny i obecnie bardzo skuteczny. Drugi - Jack-Idel Kagan, napisał mniej napastliwie, ale jednoznacznie: "Rozmawiałem po wojnie z wieloma byłymi partyzantami Bielskich i zapewnili mnie, że ich w Nalibokach nie było". Tenże sam Kagan kategorycznie wykluczył też udział Rubiżewskiego, opierając się na geografii: "Powtarzam, że cały maj spędziliśmy w okolicy wsi Stara Huta. To gdzie indziej". To jednak za mało, aby całkowicie wykluczyć udział partyzantów narodowości żydowskiej w masakrze. Tym bardziej że 14-letni Kagan do końca września 1943 r. przebywał w getcie w Nowogródku i na temat obozu Bielskich tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia!
I jeszcze jedno - Zvi Bielski (syn Zusa Bielskiego) stwierdził, że "Bielscy sprzątnęliby wszystkich mieszkańców wioski, jeśliby musieli, (...) ci ludzie byli okrutnymi zabójcami, kiedy musieli". Czy naprawdę musieli?
Z pewnością konieczne są dalsze badania i poszukiwania, choć nieubłagany upływ czasu bardzo szybko zaciera resztki śladów.
O wszystkim decydowali Sowieci, ale...
Mimo wszystko dyskusja na te tematy - choć niepotrzebnie sprowadzona przez "Wyborczą" wyłącznie do zagadnienia: Żydzi czy nie-Żydzi? - jest bardzo potrzebna. Nie można oskarżać Żydów o zaplanowanie tej akcji czy kierowanie nią. O wszystkim, co istotne, decydowali przecież Sowieci. Ale grupy żydowskie były ich znaczącą częścią, trudno więc zdjąć z nich odpowiedzialność za wspólne dokonania.
Partyzantka sowiecka, pokrywająca olbrzymie połacie północno-wschodnich krańców RP, była wielokrotnie silniejsza od partyzantki polskiej, która nie była w stanie w pełni chronić ludności polskiej i polskiego stanu posiadania. Należy przy tym pamiętać, że warunki okupacji i działalności partyzantki na tych ziemiach były zupełnie inne niż w centralnej Polsce. Tu Niemcy panowali jedynie nad strategicznymi drogami i liniami kolejowymi, ich garnizony stacjonowały tylko w większych miejscowościach. Wokół zaś była "ziemia niczyja", wydana na łup wszelkich band rabunkowych i sowieckich "otriadów". Były to dla nich Dzikie Pola, na których można było bezkarnie hasać: kraść, rabować, napadać, gwałcić, mordować.
Raporty Delegatury Rządu i Armii Krajowej z tych terenów nie pozostawiają złudzeń co do istoty "sowieckiej partyzantki" oraz działającej ściśle w jej ramach "partyzantki żydowskiej". Jeden z nich tak to ujmuje:
"Akcja band bolszewickich jest tak ściśle związana z działalnością band rabunkowych i tyle ma wspólnych z nimi cech, że trudno jest nieraz (je) rozróżnić. Specjalną kategorię, jak gdyby pośrednią, stanowią bandy żydowskie, szczególnie znienawidzone przez ludność za swą bezwzględną i pełną nienawiści postawę, przede wszystkim do wszystkiego, co jest polskie".
Gdy dziś czytamy w zachodnich publikacjach o "polskich obozach koncentracyjnych", o "nazistowskiej AK", o współudziale Polaków w zagładzie Żydów, trudno oprzeć się przekonaniu, że mamy do czynienia z jakąś ogromną ofensywą propagandową. Bardzo często pojawiają się zarzuty (także w publikacjach dotyczących obozu Bielskiego), że AK dokonywała na nich mordów. Tylko że są to insynuacje bez pokrycia. Natomiast udział grup partyzantów żydowskich (w ramach oddziałów sowieckich) w bezwzględnym zwalczaniu oddziałów AK jest przecież bezsporny.
Partyzantka sowiecka była dla ludności polskiej tych ziem "drugą okupacją", często groźniejszą i bardziej okrutną. Niemieckie pacyfikacje, choć straszliwe w skutkach, dokonywane były co jakiś czas w ramach akcji odwetowych lub zastraszających. Partyzanci sowieccy i żydowscy mogli przychodzić noc w noc. Zabierali dosłownie wszystko - nawet rzeczy, które w ogóle w ich leśnym życiu były nieprzydatne, ale przecież miały jakąś wartość. Ich działalność przeciwko Niemcom - w porównaniu do możliwości kadrowych i posiadanego uzbrojenia - była doprawdy znikoma. Do tego dochodziły gwałty na kobietach dokonywane z ogromnym okrucieństwem. Nie było przed tym obrony - polska partyzantka była nieporównanie słabsza, gorzej uzbrojona, mogła operować tylko silnymi oddziałami.
"Ludność chwyta za broń w swej obronie"
Głuchowski i Kowalski wiedzą o tym, ale tak naprawdę bagatelizują problem. W obozie Bielskiego wygląda to wręcz na sielankę: "Sam Tewje nie zaprzeczał po wojnie, że sypiał z wieloma kobietami, ale - przynajmniej w obozie - starał się unikać mężatek, obojętnie, czy mąż był w lesie, czy w getcie". To, co robił on i jego "bojcy" poza obozem, w ich opowieści właściwie nie istnieje. A przecież sprawa gwałtów na kobietach stała się jednym z głównych problemów w rozmowach polsko-sowieckich w połowie 1943 roku, gdy Polacy chcieli jakoś unormować stosunki z Sowietami. Apelowali o "(...) niewysyłanie Żydów na rekwizycje (ludność się skarży) samorzutnie chwyta za broń w swej obronie, bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i małe dzieci (...) obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą Sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i w rabunku".
Czy można to wszystko pominąć milczeniem, gdy bada się skomplikowane dzieje Kresów w tamtych latach? Czy można w ogóle mówić o klasycznej partyzantce w odniesieniu do grup żydowskich, które bardziej były "grupami przetrwania" i nie prowadziły walki z okupantem niemieckim? Czy można pomijać całkowitym milczeniem skomplikowane, nieformalne porozumienia grup żydowskich z Niemcami w Puszczy Nalibockiej (wspomina o nich choćby Sulia Rubin), a jednocześnie pisać o oddziałach AK por. Adolfa Pilcha, ps. "Góra", "Dolina", jako faktycznych niemieckich kolaborantach: "Polacy wespół z Niemcami konwojują transporty mąki idące do Mińska. Gdy napadają ich Sowieci - bronią się ramię w ramię". Dlatego tak łatwo Głuchowskiemu i Kowalskiemu udało się napisać o "polskim batalionie SS", którego przecież nie było.
Należy życzyć autorom, aby w jakichkolwiek badaniach, w tym także historycznych, wykazali więcej staranności i nie pomijali niczego, co może być istotnym objaśnieniem. A przede wszystkim - aby nie szli na tak skandaliczne "skróty", które mają usprawiedliwić skandaliczne błędy. Widzowie zaś, którzy na film "Opór" mimo wszystko się wybiorą, powinni potraktować go z przymrużeniem oka jak filmową bajkę, która z historią prawdziwą, która jest nauczycielką życia - naprawdę nie ma nic wspólnego.
Leszek Zebrowski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090123&id=main
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. publikacja protestu i dyskusja
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. artykuł o Bielskich i filmie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. Bond w puszczy
"Opór" w żadnym wypadku nie jest filmem antypolskim. Nasz kraj wręcz w nim w ogóle nie występuje. Także Polaków w nim nie uświadczymy. Nikt nas nie morduje, nie okrada, nikt z nimi nie walczy. Że to nie prawda? Przecież nikt nie traktuje hollywoodzkich produkcyjniaków jak podręczników historii.
O ile sami Żydzi braci Bielskich porównują do Oskara Shindlera, to "Oporu" do "Listy Shindlera" nie porówna nikt. Filmy dzieli różnica kilku klas.
"Opór" (Defiance), USA, reż. Edward Zwick
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. wyjątkowo kuriozalna recenzja na ONET-Bartosz Sztybor
Rozrywkowe kino historyczne
Bartosz Sztybor
Na ekrany polskich kin trafia właśnie "Opór"
Ciekawa dyskusja rozgorzała przed polską premierą
"Oporu"Edwarda Zwicka, który to film opowiada o bohaterstwie braci Bielskich w czasie II wojny światowej. Fakty mówią jasno, że poza wielkimi wyczynami odważnego rodzeństwa, ta czwórka białoruskich Żydów grabiła polskie wioski i wraz z radziecką armią wymordowała 128 mieszkańców miasteczka Naliboki. Natomiast w filmie są oni krystalicznie czyści i choć walczą u boku Sowietów, to z obrzydzeniem patrzą na ich metody działania. Poza tym w produkcji tej jest mnóstwo elementów, które – według historyków – w rzeczywistości miejsca nie miały, ale na ekranie wyglądają wyjątkowo efektownie.
Abstrahując od nadmuchiwanej kontrowersyjności obrazu, wspomniana dyskusja dowiodła dobitnie, że niektóre fakty historyczne przeinacza się dla dobra rozrywki. Nie jest to oczywiście żadna nowość i nigdy nie była to żadna tajemnica, lecz przy okazji niektórych premier podobny dialog powraca. Wszystko dlatego, że czasami zmiana podręcznikowej prawdy jest w stanie urazić człowieka, grupę ludzi albo nawet cały naród. Zazwyczaj jednak uraża tylko pojedyncze jednostki konserwatywnie podchodzące do historii.
Właśnie z takim sprzeciwem – tych kilku konserwatystów – spotkał się wcześniejszy film Edwarda Zwicka, "Ostatni Samuraj", który przedstawiał Japonię ostatnich dekad XIX wieku. I według malkontentów przedstawiał niewłaściwie, bo zupełnie inaczej wyglądały tamtejsze przemiany ustrojowe, a i udział Amerykanów (z Tomem Cruisem na czele) w unowocześnieniu tubylczej armii był tu przedstawiony ze znaczą przesadą. Choć faktem jest, że film nie był wyjątkowo udany, to starał się i nawet momentami był efektowny. Najważniejsze jednak, że gdyby ściśle trzymał się faktów, najprawdopodobniej straciłby ten wyżej wspomniany, a tym samym największy atut.
Analogiczne zarzuty padały pod adresem "300" Zacka Snydera opartych na komiksie Franka Millera i Lynn Varley. Ten mocno subiektywny obraz bitwy pod Termopilami nie spodobał się najzagorzalszym miłośnikom historii. Wytykali niewłaściwe stroje, zbyt baśniowe przedstawienie Ksersksesa i jego armii, a także zwracali uwagę na nieprawidłowy przebieg samej bitwy. Ponownie więc chcieli odrzeć, tym razem świetny film, z jego najbardziej niesamowitych elementów. Nikt z krytykantów nie zwrócił jednak uwagi na obraną konwencję i fakt, że wyżej wymieniona produkcja nie pretendowała do mianu obrazu historycznego.
Tutaj też dochodzimy do istoty problemu, bo faktograficzne zaplecze w żaden sposób nie świadczy o gatunkowym przyporządkowaniu danej produkcji. Dlatego też ciężko nazwać filmem historycznym takie "Złoto dla zuchwałych", które w fabule wykorzystuje wyłącznie autentyczne postaci i przybliża jedną ze słynniejszych legend II wojny światowej. Podobnie "Waleczne serce", które – owszem – czerpie, ale tak naprawdę małymi garstkami z życiorysu Williama Wallace’a i jego walki narodowowyzwoleńczej. Tak samo jest i z całym mnóstwem innych obrazów, jak na przykład "Patriotą" (walka o niepodległość Stanów Zjednoczonych), "Królestwem niebieskim" (okres między drugą, a trzecią krucjatą do Ziemi Świętej) czy nadchodząca wielkimi krokami "Walkirią" (niemiecki spisek dotyczący zamachu na Adolfa Hitlera).
Opowieść o honorze, zemście i przetrwaniu
Trzej bracia Bielscy żydowskiego pochodzenia uciekają z okupowanej przez Niemców Polski do białoruskich lasów. Łączą siły z rosyjską partyzantką i wspólnie starają się obronić siebie i swoich bliskich przed wrogiem. Żydowscy partyzanci uratowali pod wodzą Tewje Bielskiego ponad 1000 osób.
Z drugiej jednak strony ciężko nazwać każdy z powyższych po prostu filmem akcji i postawić go na półce obok "Szklanej pułapki" czy "Zabójczej broni". Trudno także rezerwować termin "film historyczny" tylko i wyłącznie dla produkcji, które starają się w o wiele większym stopniu odwzorowywać fakty, jak "Lista Schindlera" czy "Pianista". Zresztą dwa powyższe nazywane są częściej dramatami historycznymi, więc równie dobrze można bez cienia wątpliwości nazwać takiego "Patriotę" czy takich "300" historycznymi filmami akcji.
Samo przyporządkowanie gatunkowe nic jednak nie zmieni, bo w dalszym ciągu będą pojawiały się głosy – niektóre słuszne, inne nie – że dana produkcja w znacznym stopniu fałszuje historię. Należy jednak pamiętać o priorytetach twórców każdego z tych filmów. W "Pianiście" istotą było przedstawienie dramatu prawdziwego człowieka na tle prawdziwych wydarzeń, z kolei w "Oporze" celem jest pokazanie autentycznych postaci w najefektowniejszy sposób. Nie można jednak zapominać o tym, że wszystkie te quasi-historyczne produkcje skręcające w stronę rozrywki starają się w pewnym stopniu ocalić od zapomnienia niektóre ważne fakty. Oddają hołd bohaterom tamtych wydarzeń i utrwalają pamięć o ich chwalebnych czynach. Tak więc mimo tego, że rozrywka czy popkultura zmienia czasami historię, to także w znacznym stopniu upowszechnia jej najistotniejsze elementy.
http://film.onet.pl/0,0,1528365,1,600,artykul.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. Przekładając na nasze oznacza
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
36. w temacie polecam tłumaczenie pracy:
Tu moje tłumaczenie rozdziału "Komunizm a żydowska tożsamość etniczna w Polsce" z książki Kevina MacDonalda "Kultura krytyki": >>
Tu moje tłumaczenie na angielski publikacji Krzysztofa Szwagrzyka "Żydzi w kierownictwie UB. Stereotyp czy rzeczywistość?" na stronie Kevina MacDonalda (kliknąć na polską flagę): >>
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. Historia zamiatana pod dywan
Historia zamiatana pod dywan
Piotr Zychowicz 28-01-2009, ostatnia aktualizacja 28-01-2009 00:50
Żydzi za wszelką cenę starają się przełamać stereotyp, że podczas Holokaustu szli jak owce na rzeź. Niestety często robią to kosztem prawdy – pisze dziennikarz „Rz”
Józef Mackiewicz napisał kiedyś, że w Polsce w stosunku do Żydów występują tylko dwie skrajne postawy: filosemityzm albo antysemityzm. Dla reprezentantów pierwszego każdy Żyd jest bohaterem pozytywnym. Dla reprezentantów drugiego każdy Żyd jest postacią negatywną. Nikt natomiast w Polsce nie mówi i nie pisze o Żydach jak o ludziach. O narodzie takim samym jak każdy inny, w którym są jednostki wielkie i są podłe, ale zdecydowana większość niczym specjalnym się nie wyróżnia.
Wyświetlany właśnie w kinach „Opór” Edwarda Zwicka już wywołał dyskusję na temat postawy Tewjego Bielskiego i innych żydowskich partyzantów działających na terenach okupowanej Polski. Byłoby źle, gdyby debatę tę (jak to bywało w przeszłości) zdominowali zwolennicy antysemityzmu i filosemityzmu. Wszelkie „izmy” mają bowiem tendencję do generalizacji i uproszczeń kosztem prawdy.
W przypadku Bielskiego spór ten przebiega mniej więcej tak: dla filosemitów Bielski jest dzielnym, szlachetnym bohaterem, który stworzył w lesie oddział partyzancki i uratował
1,2 tysiąca Żydów. Dla antysemitów jest zdegenerowanym bandziorem, którego jedynym dokonaniem były splądrowane polskie wsie oraz masakra w Nalibokach. Sowiecka pacyfikacja, w której brali udział jego ludzie i w której zginęło około 130 osób.
Dyskusja prowadzona w ten sposób jest jałowa. Obie strony każdego wydarzenia czy zjawiska historycznego wytwarzają bowiem własne źródła i relacje, które reprezentują ich punkt widzenia. Opieranie się tylko na jednym z nich, powoduje, że otrzymujemy wykrzywiony obraz. Tylko poprzez skonfrontowanie obu punktów widzenia możemy się zbliżyć do prawdy.
Jaka jest więc prawda o Bielskim? Taka, że – podobnie jak setki podobnych mu żydowskich partyzantów – był jednocześnie i bandytą, i bohaterem.
Wyzwanie dla reżysera
Właśnie ta niejednoznaczność jest w historii Bielskiego najbardziej fascynująca. Człowiek, który do historii przeszedł jako zbawca 1,2 tysiąca Żydów (czyli mniej więcej tylu, ilu uratował dysponujący znacznie większymi możliwościami niemiecki przedsiębiorca Oskar Schindler), jednocześnie nie wahał się wykonywać mrożących krew w żyłach czynów. Jego „dokonania bojowe” to pasmo pacyfikacji, mordów, gwałtów i grabieży okolicznej ludności.
Jaki to wspaniały temat na film! Jakie wyzwanie dla scenarzysty, reżysera czy wreszcie aktora, aby odwzorować tragizm tej postaci i targające nią sprzeczności. Szczytny cel, jaki przyświecał Bielskiemu podczas zakładania oddziału, i postępująca z czasem demoralizacja. Co zrobiły z tego człowieka dzikie warunki panujące w lesie, ustawiczne zagrożenie życia, dostęp do broni, nieograniczona władza nad ludźmi, alkohol. Czy my w takich warunkach zachowywalibyśmy się inaczej?
Bitwy, których nie było
Opowieść o Bielskim to także opowieść o żądzy przeżycia, która pcha go do pierwszych rabunków. Podczas kolejnych akcji zaopatrzeniowych pojawia się żądza zysku i zobojętnienie na śmierć innych ludzi. Moment, w którym pociągnięcie za spust nie robi już żadnego wrażenia. Szczególnie gdy po drugiej stronie lufy znajduje się przedstawiciel innej grupy etnicznej. Rywal w walce o przetrwanie.
To wreszcie opowieść o ludziach wtłoczonych między dwa mroczne totalitaryzmy XX wieku. Bielski skazany przez jeden z nich na zagładę, zgodził się na kolaborację z drugim. Nie mniej straszliwym. Podporządkowuje swój oddział zgrupowaniu sowieckiej partyzantki i jego – oddelegowani do jej szeregów – ludzie biorą udział w działaniach o charakterze ludobójczym. A więc upodabniają się do swoich wrogów i prześladowców.
Co z tym wspaniałym tematem zrobił Edward Zwick? Sknocił. Popełnił błąd, o którym mowa na początku. Ograniczył się do źródeł żydowskich i opowiedział o Bielskim tylko z jednej perspektywy. Efektem jest kicz z papierowymi postaciami będącymi karykaturami pierwowzorów. Filmowy Tewje to wspaniały bohater bez skazy. Każdy jego czyn jest słuszny i sprawiedliwy. Już chyba grany przez tego samego Daniela Craiga James Bond jest bardziej wielowymiarową postacią.
Po wyjściu z kina byłem więc przede wszystkim zażenowany. Sztampowością filmu i jego oderwaniem od faktów. Horrendalną bzdurą są choćby sceny walk z Niemcami. Czego tam nie ma! Na obóz Bielskiego spadają bomby z niemieckich samolotów, partyzanci urządzają nocne zasadzki na patrole Wehrmachtu, a wreszcie dochodzi do finałowej bitwy na otwartym polu. Tewje i jego oddział uciekinierów z getta wycinają w pień doborową jednostkę Wehrmachtu wspomaganą przez czołg.
Prawda zaś jest zupełnie inna. Sam Tewje wielokrotnie przyznawał, że jego oddział nie bił się z Niemcami, całkowicie skupiając się na przetrwaniu. To przetrwanie zresztą również pokazane jest przez Zwicka w sposób karykaturalny. Dobroduszny Tewje ma wstręt do rabowania cywilów, więc jego ludzie, na czele z nim samym, przymierają głodem. W rzeczywistości spiżarnie oddziału pękały od dziesiątek ton zrabowanego mięsa, jarzyn i mąki.
Bielski szmalcownikiem?
I tu dotykamy najbardziej drażliwego problemu. Napisać, że Zwick podczas kręcenia „Odwetu” oparł się tylko i wyłącznie na źródłach żydowskich, to jednak za mało. Selekcja była jeszcze bardziej rygorystyczna. Na potrzeby filmu wybrane zostały tylko te spośród źródeł żydowskich, które przedstawiają Bielskiego w sposób pozytywy.
Leśnym obozem zarządzał jak satrapa. Podczas gdy jego „poddanym” się nie przelewało, on sam żył w luksusie. Jadł, pił i wykorzystywał seksualnie co ładniejsze kobiety. Rywali do władzy przetrzymywał w karcerze, w obozie zdarzały się zabójstwa. Krzysztof Jasiewicz („Rz”, 24 – 25.01.2009) stawia nawet hipotezę, że ochranianym Żydom kazał się opłacać. Jeżeli to prawda – był szmalcownikiem.
Przypadek Bielskiego jest więc jeszcze bardziej skomplikowany niż prosty podział na aspekt polski i aspekt żydowski. Także Żydzi mają powody, żeby spojrzeć na Bielskiego z różnych perspektyw. Bez odbierania mu wielkiej zasługi – jaką było ocalenie 1,2 tysiąca istnień ludzkich – powinni się przyjrzeć, w jaki sposób osiągnął ten cel. Problem ten został jednak zamieciony pod dywan.
Nie szli na rzeź
Stało się tak na potrzeby żydowskiej polityki historycznej. Jak już pisałem, zgodnie z tą polityką każdy Żyd musi być bohaterem pozytywnym i nieskazitelnym. Chodzi również o przełamanie bolesnego dla Żydów stereotypu. Przekonania, że podczas wojny szli jak owce na rzeź. Potulnie wsiadali do transportów do Auschwitz i bez słowa ginęli w komorach gazowych.
Stereotyp ten pokutował przez wiele lat, a najsilniejszy był w samym Izraelu. W latach 50. w kraju tym ocaleni z Holokaustu byli jawnie pogardzani. Lekceważąco nazywano ich Polakami i wstydzono się ich wojennej postawy. Nie pasowali do wizerunku nowego Żyda, Żyda wojownika, który narodził się na Bliskim Wschodzie.
Dziś ten stereotyp Żydzi starają się przełamać. Niestety często robią to kosztem prawdy. Bielskiego i tysiące innych ludzi, którzy uciekli do lasów zamiast dać się wywieźć do obozów, trudno nazwać owcami idącymi na rzeź. Czy trzeba jednak za wszelką cenę udowadniać, że byli kimś innym niż w rzeczywistości?
Szczególnie że na ekranizację czeka znacznie bardziej heroiczna epopeja – powstanie w getcie warszawskim. Czyli prawdziwa bitwa z Niemcami, w której Żydzi udowodnili światu, jak kłamliwe są wszelkie dotyczące ich stereotypy. Do podobnych powstań doszło również w gettach w Wilnie, Białymstoku, Krakowie, Będzinie, Sosnowcu czy Częstochowie.
Mity i półprawdy
Wszystko to sprawia, że „Opór” powinien irytować nie tyle Polaków – ci, którzy spodziewają się zobaczyć w nim jakieś antypolskie akcenty, rozczarują się – co samych Żydów. Niestety na razie wszelkie próby dyskusji na temat działalności Bielskiego i jego braci, jakie podejmowane były wewnątrz tej społeczności, są ostro piętnowane.
W zeszłym roku na amerykańskim portalu Jewish Press pani Leslie Bell, córka dwojga Żydów uratowanych przez Bielskiego, wspomniała o niezdrowych stosunkach panujących w leśnym obozie. W odpowiedzi posypały się na nią gromy ze strony oburzonych rodaków.
Oto jedna z najbardziej charakterystycznych opinii: „Nie wiem czy znasz termin „lashon hara”, ale to właśnie zrobiłaś pisząc swój tekst. Lashon hara to jeden z największych zakazów w żydowskim prawie: zakaz rozpuszczania niepochlebnych opinii, które mogą być prawdziwe lub też nie, o osobach lub grupach osób. Niezależnie więc od tego, czy bracia Bielscy rzeczywiście byli gburowaci i konfiskowali kobietom bieliznę – po co zbrukałaś ich imię, wyciągając to na zewnątrz? Lepiej żeby pewne rzeczy pozostały niewypowiedziane. Na świecie jest wystarczająco negatywnych opinii na temat Żydów. To straszne, że są Żydzi, którzy przykładają do tego rękę. Szczególnie w sprawie Bielskich, którzy zasługują na cześć za uratowanie m.in. twoich rodziców i ciebie” – napisała Rebecca.
Czyli, jeżeli fakty przeczą naszej teorii, to tym gorzej dla faktów. Pytanie tylko, czy budowanie tożsamości na mitach i półprawdach ma na dłuższą metę sens?
Rzeczpospolita
http://www.rp.pl/artykul/9157,254702_Historia_zamiatana_pod_dywan_.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. BIELSCY, ZORIN I INNI, CZYLI JAK TO BYŁO Z ŻYDOWSKIM OPOREM
POWRÓT
Wejście „Oporu” na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność.
Na ogół nie zdajemy sobie sprawy, jak obszerna jest literatura w języku żydowskim i angielskim, dotycząca wątków żydowskich z lat wojny 1939–1945 na polskich kresach północno-wschodnich. Obejmuje ona dosłownie setki, może tysiące pozycji. Tylko nieznaczna część owej twórczości została przetłumaczona na polski – w rezultacie pozostaje nieznana polskiemu czytelnikowi. Wykreowany w tej literaturze obraz wydarzeń rozgrywających się na kresach II RP w owych latach odbiega daleko nie tylko od tego, w jaki sposób zapamiętali je polscy mieszkańcy tych ziem, ale i od ustaleń polskiej literatury zarówno pamiętnikarskiej, jak i naukowej.
Przednia straż Armii Czerwonej
Autorzy wydawnictw angielsko- i żydowskojęzycznych pokazują barwną panoramę partyzantki sowieckiej, prezentowanej jako istotny element sił zmagających się z niemieckimi (nie, tego wyrazu raczej się nie używa – a więc z „nazistowskimi”) wojskami okupacyjnymi, stosunki ludnościowe, politykę hitlerowską, martyrologię ludności żydowskiej i jej próby przetrwania. Pojawia się tu także „trzecia siła” – partyzantka żydowska. We wspomnieniach i nawet pracach naukowych wskazuje się na jej narodowy, żydowski charakter, samodzielność i realizowanie własnych celów.
Film Opór z Danielem Craigiem w roli głównej, przedstawiający w zbeletryzowanej formie dzieje żydowskiego oddziału braci Bielskich, kryjącego się w Puszczy Nalibockiej i nadniemeńskich lasach (woj. nowogródzkie II RP), funkcjonującego w ramach partyzantki sowieckiej, wpisuje się w ten nurt ukazywania wydarzeń sprzed przeszło 60 lat. Film, podobnie jak podstawowe angielskojęzyczne prace popularyzatorskie (T. Nechmam Defiance. The Bielskin Partisans, P. Duffy „Bracia Bielscy. Historia trzech mężczyzn, którzy stawili czoła nazistom, uratowali 1200 Żydów i zbudowali wioskę w lesie”), ukazuje aktywną walkę żydowskich partyzantów z Niemcami, wręcz obraz partyzanckiego żydowskiego imperium w Puszczy Nalibockiej. Przypisuje Bielskim i jego ludziom wybitne dokonania bojowe.
Wejście Oporu na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność.
Przede wszystkim – oddziały żydowskie nie stanowiły żadnej „trzeciej siły”, ani nawet siły autonomicznej wewnątrz partyzantki sowieckiej. Stanowiły jej integralną część, podlegając sowieckiemu Białoruskiemu Sztabowi Partyzanckiemu i władzom partii bolszewickiej. Miały dowództwa wyznaczane przez tę partię, własne komórki partyjne i komsomolskie – i oczywiście komórki specjalne, podlegające NKWD. Włączone były do poszczególnych brygad i zgrupowań sowieckich i realizowały zadania wyznaczane przez dowództwa tych jednostek.
Oddziały partyzantki sowieckiej operujące na terenie Nowogródczyzny złożone były przede wszystkim z elementu zamiejscowego, tzw. okrążeńców – żołnierzy różnych narodowości (Rosjan, Ukraińców, Mongołów, Kałmuków, przedstawicieli narodów Kaukazu – najmniej było tam chyba Białorusinów), którzy w czerwcu 1941 r. nie zdążyli uciec wraz z Armią Czerwoną. Część kadry przysłało dowództwo sowieckie zza linii frontu. Ludność miejscowa, skomunizowani białoruscy wieśniacy i Żydzi, zasilała ją w znacznie mniejszym stopniu.
W latach 1943–1944 liczebność szeregów partyzantki sowieckiej na ziemi nowogródzkiej wahała się w granicach kilkunastu, okresowo nawet dwudziestu tysięcy ludzi. Tak liczne siły miały przede wszystkim realizować cele polityczne, które polegały na zapewnieniu trwałości władzy sowieckiej na niedawno anektowanych obszarach. Były one jak gdyby przednią strażą Armii Czerwonej. Jednym z celów postawionych przed nimi było rozpracowanie i zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego oraz sterroryzowanie ludności cywilnej.
Niezależnie od skrajnie trudnych warunków i widocznej złej woli Rosjan, dowództwo Nowogródzkiego Okręgu AK starało się zrealizować rozkazy KG AK i doprowadzić do porozumienia z „nieproszonymi gośćmi”, jacy pojawili się na terenie polskich kresów wschodnich. W sumie około dziesięciokrotnie dochodziło na tym terenie do pertraktacji polsko-sowieckich, które jednak nie na wiele się zdały, gdyż stronie rosyjskiej nie zależało na porozumieniu, lecz jedynie na rozpracowaniu i zniszczeniu polskich struktur niepodległościowych (w jednym przypadku, w maju 1943 r., w pow. szczuczyńskim wymordowana została cała polska delegacja).
Siemiejne otriady
Spośród poważniejszych antypolskich wystąpień partyzantki sowieckiej można odnotować spalenie Derewna, pacyfikację miasteczka Naliboki, wiosek Koniuchy, Szczepki, Prowżały, Kamień, Niewoniańce, Izabelin, Kaczewo, Babińsk i Ługomowicze, pacyfikacje w rejonie Dokudowa, wymordowanie oddziału „Kmicica” nad jeziorem Narocz, likwidację batalionu AK nad jeziorem Kromań. Przykłady można by długo mnożyć, historyk Zygmunt Boradyn poświęcił temu zagadnieniu obszerną rozprawę.
Jednym z elementów olbrzymiej machiny partyzantki sowieckiej realizującej opisane powyżej zadania były też grupy żydowskie. Na ziemi nowogródzkiej w „czerwonych” oddziałach służyło stosunkowo wielu Żydów. Największe jednostki żydowskie bazowały w kompleksie leśnym Puszczy Nalibockiej. Były to: oddział Tewjego Bielskiego (początkowo im. Żukowa), z czasem podzielony na dwa oddziały, im. Kalinina i im. Ordżonikidzego (w końcowym okresie okupacji liczebność ich wynosiła około 1200 ludzi – w tym 162 uzbrojonych), oraz dowodzony przez Siemiona Zorina oddział nr 106, wchodzący w skład Brygady im. Stalina (562 ludzi – w tym 72 uzbrojonych). Oddział im. Ordżonikidzego zimą 1944 r. został skierowany do Brygady im. Kirowa, operującej na południe od Lidy, za Niemnem. Ponadto sporo Żydów było rozproszonych mniejszymi grupkami po różnych oddziałach sowieckich (w strefie lidzkiej na 4850 partyzantów sowieckich – około 1200 to Żydzi, czyli 1/4 składu osobowego!).
Skupiska Żydów istniały też w obozowiskach sowieckich w Puszczy Lipiczańskiej, Nackiej i w lasach Byteńskich. To rzeczywiście dużo – powstaje jednak pytanie o realną wartość tych sił i ich użyteczność. Czy rzeczywiście podkomendni Bielskiego toczyli boje z Niemcami – takie jak filmowi bohaterowie Oporu? Minimalna ilość broni znajdującej się w rękach żydowskich partyzantów nie wystarczała nawet do zapewnienia sprawnego systemu wart i ubezpieczeń, przesądzając o możliwościach działania oddziałów, w których służyli. Były to, jak określali Sowieci – tzw. siemiejne otriady (oddziały, czy też raczej obozowiska, rodzinne), mające charakter grup przetrwaniowych, a nie partyzanckie oddziały bojowe, zdolne do realizacji zadań wojskowych. Dlatego też głównym zadaniem, jakie dowództwo partyzantki sowieckiej stawiało przed podległymi sobie Żydami, było ściąganie zaopatrzenia z ludności. Nawiasem mówiąc, w Puszczy Nalibockiej biwakowało stale kilka tysięcy sowieckich partyzantów (5–10 tys. wraz z „czerwonymi” Żydami), opodal przebiegała jedna (!) linia kolejowa, na której zadania dywersyjne mogło realizować kilka małych patroli wysyłanych do rwania torów.
Nie było żadnego uzasadnienia, prócz sowieckich celów politycznych, by trzymać tam tę masę ludzi żyjących kosztem miejscowej ludności. Dlatego też z sowieckiego punktu widzenia nie było potrzeby, by oczekiwać od Bielskiego i Zorina aktywnych działań przeciw Niemcom, do których zresztą nie byli oni zdolni. W ciągu przeszło dwóch lat istnienia oddział Bielskiego, liczący blisko tysiąc ludzi, miał – według raczej zawyżonego sprawozdania złożonego w listopadzie 1943 r. dowództwu sowieckiego zgrupowania baranowickiego przez samego Bielskiego – zabić 14 Niemców i 17 policjantów białoruskich oraz 33 szpiegów i prowokatorów (można sądzić, że ta ostatnia liczba odnosi się głównie do zamordowanych chłopów – niechętnych partyzantce sowieckiej lub stawiających opór wobec grabieży). Jak na ponad dwa lata działalności to raczej niewiele.
Dziejopis grupy Bielskiego, Peter Duffy, opisuje, jak w ostatnich dniach okupacji obóz żydowski został zaatakowany przez około 200 wycofujących się na zachód wycieńczonych wcześniejszymi walkami Niemców. Przeszli przez obozowisko jak przez masło, niszcząc je i zabijając napotykanych Żydów, którzy nie stawiali żadnego oporu. Przytaczana niekiedy wypowiedź Bielskiego, który jakoby zwykł mawiać: „Wolę uratować jedną starą Żydówkę, niż zabić dziesięciu Niemców”, wydaje się nie mieć żadnego odniesienia do rzeczywistości.
Specjaliści od operacji rekwizycyjnych
Prof. Tadeusz Gasztołd w jednej z prac przytacza relacje mieszkańców obrzeży Puszczy Nalibockiej, mówiące, jak wiosną 1943 r. pędzono Żydów z Rubieżewicz w kierunku Nowogródka, gdzie w getcie czekała ich zagłada. Eskortę stanowili głównie funkcjonariusze żydowskiej służby porządkowej. Sowieci, w tym półtora tysiąca „czerwonych Żydów” Bielskiego oraz Zorina, nie podjęli ani jednej akcji w celu ratowania tych nieszczęśników! O walorach bojowych podkomendnych Bielskiego świadczy też fakt, że gdy zimą 1943/1944 z jego obozu wydzielono uzbrojonych młodych Żydów jako oddział im Ordżonikidzego i skierowano do Brygady im. Kirowa z zadaniem udziału w działaniach dywersyjnych – uciekali z powrotem do bazy w Puszczy Nalibockiej, gdzie można było spokojnie grabić bezbronnych chłopów, nie narażając się na niebezpieczeństwa walki (uciekł nawet brat Bielskiego).
Wobec niezdolności oraz nieprzydatności podkomendnych Bielskiego i Zorina do walki z Niemcami sowieckie dowództwo wyznaczało im inne zadania, sprowadzające się do „wyciskania” żywności i zaopatrzenia z kompletnie zubożałej ludności oraz do działań pacyfikacyjnych.
W zakresie „operacji rekwizycyjnych” żydowscy partyzanci wykazywali się wybitną aktywnością. Podstawowe wyniki tego rodzaju działań prowadzonych przez podkomendnych Bielskiego podaje Z. Boradyn w rozprawie doktorskiej (Niemen rzeka niezgody. Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944) na podstawie raportów dowództwa partyzantki sowieckiej. Nie było tam, jak w filmie Opór, efektownych walk z Niemcami czy wysadzonych pociągów, zabrano za to ludności cywilnej: 200 t ziemniaków, 3 t kapusty, 5 t buraków, 5 t zboża, 3 t mięsa i tonę kiełbasy. Co to znaczyło dla mieszkańców terenu, który poddany został totalnej pacyfikacji niemieckiej – łatwo sobie wyobrazić.
Można się także domyślać, jakie uczucia żywiła ludność wobec zaopatrzeniowców Bielskiego, którzy zabierali jej – dosłownie – ostatni kawałek chleba.
Z. Boradyn ocenia jednoznacznie charakter tych działań, pisząc: „Najbardziej bezwzględne rekwizycje przeprowadzały oddziały żydowskie”. Można dodać, że były to w gruncie rzeczy jedyne prawdziwe „sukcesy”, jakimi mogły owe grupy wykazać się wobec swoich sowieckich dowódców. W sowieckich raportach pominięte zostały dane dotyczące ilości zagrabionej odzieży, które także były znaczne (zabierano nawet firanki).
Działania „gospodarcze” grup żydowskich wobec ludności były prowadzone w sposób tak bezwzględny i okrutny, że podczas pertraktacji pomiędzy dowództwem Nowogródzkiego Okręgu AK i dowództwem sowieckim (reprezentowanym przez Brygadę im. Lenina), do jakich doszło w czerwcu 1943 r., strona polska jako jeden z warunków porozumienia wysunęła żądanie, by Sowieci nie wysyłali na rekwizycje Żydów, „[...] bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i [mordują?] małe dzieci [...] obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i rabunku”.
Żydowskie oddziały traktowane były przez Rosjan w zasadzie wyłącznie jako bazy gospodarcze i kwatermistrzowskie. Tu zorganizowano warsztaty krawieckie, szewskie, szwalnie, polowe młyny, piekarnie i szpitale, świadczące usługi na rzecz „liniowych” jednostek partyzantki sowieckiej. Charakter działań tych oddziałów potwierdza szef sztabu oddziału Zorina, Anatol Werthaim. Pisze on. m.in.: „Jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. [...] Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy własnego wyrobu”.
Całość artykułu Kazimierza Krajewskiego w tygodniku „Gazeta Polska”
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/15427/articlePage/4
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
39. Zbrodnia w Koniuchach, 29 stycznia 1944 r. Nie tylko Bielscy..
Leszek Żebrowski
Od zbrodni, popełnionej w Koniuchach przez "partyzantkę sowiecką" na polskiej ludności cywilnej, mija właśnie 65 lat. Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej, wszczęte w 2001 r. na wniosek Kongresu Polonii Kanadyjskiej, który załączył bardzo obszerną dokumentację, wskazującą na sprawców i przebieg zbrodni (zob. http://www.kpk-toronto.org/viewpoints/KONIUCHY_MASSACRE_rev.pdf), toczy się bardzo niemrawo i tylko okazjonalnie słyszymy ogólniki o jego niewielkich, jak dotąd, ustaleniach. Opinia publiczna nie jest na bieżąco informowana o nowych dowodach, przesłuchaniach i podejmowanych czynnościach. Jakże to odmienna sytuacja niż ta, z jaką mieliśmy do czynienia w przypadku Jedwabnego. Tam po niespełna dwóch latach śledztwo zakończono, ekshumację - która powinna być niezbędna - nagle przerwano, świadków podzielono na dwie nierówne kategorie (wiarygodnych i niewiarygodnych), a całości towarzyszył niezwykły spektakl medialny. W sprawie Koniuchów - nie ma nic. Rok temu podano, że trwają ostatnie czynności i w ciągu półrocza śledztwo zostanie zakończone. Tak się jednak nie stało i nie wiemy, kiedy to może nastąpić.
Co wiemy
Co wiemy o tej zbrodni? Nie jest ona medialnie nagłośniona, na jej temat ukazało się zaledwie kilka artykułów. Z ciekawym wyjątkiem - 7 maja 2001 r. "Gazeta Wyborcza" podała, w ślad za komunikatem PAP: "Drewniany krzyż upamiętni ofiary masakry około 50 mieszkańców wsi Koniuchy na Litwie - poinformował sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. 57 lat temu wieś została doszczętnie zniszczona przez oddział partyzantki sowieckiej. (...) Jak zapewnia Andrzej Przewoźnik, ofiary zbrodni zostaną upamiętnione jeszcze w tym roku. Obecnie przygotowywana jest dokumentacja techniczna. W Koniuchach ma stanąć drewniany krzyż z nazwiskami wszystkich zamordowanych, a w kościele parafialnym w Butrymowicach [powinno być: Butrymańcach - L.Ż.] zostanie wmurowana tablica".
Krzyż, i to nie drewniany, z nazwiskami znanych wówczas 34 ofiar stanął faktycznie w maju 2004 roku. I jest to chyba jedyny konkret w tej sprawie, choć wszystko wskazuje na to, że można było zrobić znacznie więcej.
Wiemy, że 29 stycznia 1944 r. nad ranem do niewielkiej polskiej wsi, położonej na zupełnym bezludziu, wkroczyła ok. 120-osobowa grupa sowieckich partyzantów z pobliskiej Puszczy Rudnickiej. Oddziały te nosiły bardzo "bojowe" i wzniosłe nazwy: "Śmierć Okupantom", "Śmierć Faszyzmowi", "Mściciel", "Walka," "Ku Zwycięstwu", "Piorun", "Margirio", "Oddział im. Adama Mickiewicza". Prawie połowę z nich stanowili sowieccy partyzanci narodowości żydowskiej. Atak na śpiącą, bezbronną wieś trwał około dwóch godzin i zakończył się bestialską rzezią cywilów: mężczyzn, kobiet i dzieci. Zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście było rannych, w tym kilka ciężko. (Ustaloną listę ofiar publikujemy obok.) Wieś została doszczętnie obrabowana i spalona, przestała istnieć.
Na ten temat zachowały się litewskie i żydowskie dokumenty (jak choćby kronika działalności jednego z oddziałów z Puszczy Rudnickiej), wspomnienia, relacje. Z grubsza można je podzielić na dwie części: jedna dotyczy sowieckich i żydowskich sprawców oraz okoliczności pacyfikacji wsi, wskazujących niewątpliwie na popełnienie zbrodni komunistycznej, niepodlegającej przedawnieniu. Druga zaś to świadectwa, jakie zostawili po sobie zbrodniarze, którzy przez dziesiątki lat chwalili się popełnioną zbrodnią, określając ją jako "zemstę" na niemieckich kolaborantach, którzy notorycznie odmawiali posłuszeństwa wobec działających na tym terenie sowieckich "otriadów" partyzanckich. Przy okazji - w niezwykły sposób wyolbrzymiali rozmiary straty ludności polskiej, zawyżając je wielokrotnie (nawet aż do 300 osób!) i czyniąc z krwawej pacyfikacji (w której napastnicy nie ponieśli żadnych strat!) wielkie zwycięstwo. Co więcej, Polska Ludowa w niezwykły sposób doceniła Henocha Zimana vel Genrikasa Zimanasa (jednego z dowódców partyzantki w Puszczy Rudnickiej) - Orderem Wojennym Virtuti Militari. Nikt go do dziś (nawet pośmiertnie) tego zaszczytu nie pozbawił. Dlaczego?
Komuniści i naziści przy wspólnej pracy
Ziemie polskie na Kresach Wschodnich od września 1939 r. przechodziły zmienne koleje losu. W wyniku sowiecko-niemieckich paktów z sierpnia i września 1939 r. Polska została podzielona między obu agresorów: III Rzeszę, w której panowała nazistowska ideologia "walki ras", oraz Związek Sowiecki, w którym obowiązywała komunistyczna ideologia "walki klas". Obu agresorów łączyło tak wiele podobieństw, że nie było w tym nic dziwnego, iż udało im się zawrzeć ścisły sojusz, skierowany swym ostrzem w znienawidzony wolny świat. Niemcy, zabezpieczeni od wschodu przez "najlepszego sojusznika", mogli całkowicie poświęcić się nowym zdobyczom na zachodzie, północy i południu Europy. Sowieci, mając bezgraniczne poparcie Hitlera, mogli bezkarnie podbijać i wcielać kolejne kraje wzdłuż swych granic zachodnich. Tylko bohaterska Finlandia, wprawdzie całkowicie osamotniona, ale zdeterminowana w obronie swej wolności, zdołała stawić bohaterski, i - jak się okazało - całkiem skuteczny opór, tracąc tylko część terytorium, ale zachowując niepodległość.
Sojusz Hitlera ze Stalinem nie był jednak trwały. Wiadomo było, że wkrótce dojść może do nowej, największej w dziejach świata wojny, pytanie zatem brzmiało: kto kogo zaatakuje pierwszy. Zrobił to Hitler i dlatego przez dziesiątki lat uczyliśmy się, że wojna przeciwko Związkowi Sowieckiemu, jaką rozpętał 22 czerwca 1941 r., była "zdradziecka". Była taka w tym sensie, że doszło do niej między przyjaciółmi i najlepszymi sojusznikami. Miała ona ogromny wpływ na to, co się działo na polskich Kresach Wschodnich, które teraz przeszły pod panowanie Niemców, ale w bieżącym położeniu ludności, szczególnie polskiej, zmieniło się niewiele. Sowieci eksploatowali te tereny pośpiesznie, prowadząc akcję rabunkową. Eksterminowano warstwę przywódczą, setki tysięcy ludzi wywieziono na Syberię, skąd nie wszyscy przecież wrócili. Niemcy też dbali tylko o to, żeby zapewnić sobie jak największe dostawy żywności do Rzeszy i na front wschodni. Oporni i opieszali byli karani, pacyfikacje były bezwzględne i bardzo brutalne.
Ale pojawiło się dodatkowe, bardzo groźne zjawisko. Po inwazji niemieckiej w 1941 r. pozostało na tych ziemiach bardzo dużo rozbitków regularnej armii sowieckiej (tzw. okrużeńców), którzy nie poszli do niemieckiej niewoli. Ponadto nie wszyscy najeźdźcy (urzędnicy, enkawudziści, sowiecki aparat partyjny) zdążyli ratować się ucieczką w swą macierzystą stronę, na wschód. Znajdowali oni schronienie w olbrzymich kompleksach leśnych, m.in. w Puszczy Rudnickiej. Do tego napływali do lasów Żydzi, zbiegli z gett. Sowieci bardzo szybko zaczęli tworzyć konspiracyjne struktury partyjne oraz partyzanckie "otriady" jako ramię zbrojne niedawnej władzy. Ich istnienie nie było nastawione na walkę z Niemcami (z którymi w bezpośrednich starciach nie mieli większych szans). Ale były one widocznym znakiem sowieckiej władzy i miały przyczyniać się do takiego "czyszczenia terenu", aby powrót Związku Sowieckiego był jak najmniej problematyczny. Dlatego komunistyczna partyzantka miała działać tak, aby zastraszyć miejscową ludność polską, a opornych pacyfikować. Ponadto - bezwzględnie, przy pomocy najbardziej niegodziwych metod (z donosami do Niemców włącznie) zwalczać polską partyzantkę. Na tym szerokim tle należy rozpatrywać zbrodnię popełnioną w Koniuchach.
Świadectwa
W Polsce Ludowej nie było warunków, aby o tej zbrodni (i o wielu podobnych) można było głośno mówić. Wszak popełnili ją nasi "sojusznicy", którym zainstalowane przez nich władze w Polsce z góry wszystko wybaczały. Jednakże oni sami nie mieli takich skrupułów. Już w 1948 r. w wydanym w Moskwie pamiętniku członkowie "Brygady Kowieńskiej" (składającej się w znacznej części ze zbiegów z kowieńskiego getta) - Meir Jelin i Dmitrij Gelpern - opisali ją w sowieckiej publikacji jako... walkę z Niemcami: "Otrzymawszy posiłki z kowieńskiego getta, zgrupowanie 'Śmierć okupantom' miało możliwość uczestniczyć w dużej akcji wraz z innymi zgrupowaniami z Puszczy Rudnickiej.
W wiosce Koniuchy, jakieś 30 kilometrów od bazy partyzanckiej, usadowił się niemiecki garnizon. Faszyści ścigali partyzantów; zastawiali na nich zasadzki na drogach. Kilka zgrupowań partyzanckich, a w tym 'Śmierć okupantom' otrzymało więc rozkaz zniszczenia tej placówki bandytów.
Na początku rozkazano Niemcom wstrzymać ich działalność i oddać broń. Gdy odmówili, ludowi mściciele zdecydowali działać według prawa: 'Jeśli wróg się nie podda, to trzeba go wyeliminować'.
Opuściwszy bazę wieczorem i przeprawiwszy się przez bagna i lasy, partyzanci doszli do skraju tej wioski nad ranem. Czerwona rakieta stanowiła sygnał do ataku. Dwudziestu partyzantów z grupy 'Śmierć Okupantom', pod dowództwem Michaiła Truszyna, wkroczyło do wioski. Niemcy zajmowali kilka domów i otworzyli ogień kulami dum-dum ze swych pistoletów maszynowych i karabinów maszynowych. Trzeba było szturmować każdy dom. Zastosowano kule zapalające, granaty ręczne oraz race świetlne, aby eksterminować Niemców. Kowieńscy partyzanci Dowid (Dawid) Teper, Jankł (Jakow) Ratner, Pejsach Folbe (Volbe), Lejzor Zodikow i inni zaatakowali wroga, nie zważając na ostrzał. Silny Lejb Zajac (Zajcew) zaatakował jeden z budynków, a zużywszy całą amunicję, wyrwał karabin z rąk Niemca i zaczął bić wroga kolbą od karabinu aż kolba pękła".
Takie kłamliwe przekazy na temat tej zbrodni obowiązywały następnie przez kilkadziesiąt lat, a utrwalali je byli żydowscy partyzanci w swych relacjach i publikacjach, dotyczących ich bojów z okupantem. Były one zamieszczane także w naukowych i quasi-naukowych publikacjach w języku angielskim. Na przykład Chaim Lazar, uczestnik zbrodni w Koniuchach, napisał:
"Sztab Brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow (Jakub) Prenner. O północy dotarli w okolicę wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite (...).
Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Słychać było huk eksplozji z wielu domów. (...) Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt" (Chaim Lazar, Destruction and Resistance, New York 1985, s. 174-175).
Warto zwrócić uwagę, że dla podkreślenia szczególnej wagi tak wielkiej "akcji" byli partyzanci żydowscy cały czas wyolbrzymiali liczbę ofiar i podkreślali stanowczo, że wieś była jakoby wspaniale ufortyfikowana i uzbrojona oraz stacjonował w niej garnizon niemiecki (!): "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, niepomalowanych domach. (...) Partyzanci - Rosjanie, Litwini i Żydzi - zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegła w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju miasta. Komandir partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, którzy ścigali ich z drugiej strony. Setki chłopów zginęło złapanych w ogień krzyżowy" (Rich Cohen, The Avengers, New York 2000, s. 145).
Takich i podobnych przekazów ze strony uczestników okrutnej pacyfikacji Koniuchów znamy już kilkanaście. Można więc powiedzieć, że sami sprawcy najlepiej udokumentowali popełnioną zbrodnię, w dodatku w niezwykły sposób wyolbrzymili własną "odwagę" oraz zwielokrotnili liczbę ofiar - tak, jakby kilkadziesiąt zamordowanych osób (w tym kobiety i dzieci) to było zbyt małe, jak na ich możliwości - "osiągnięcie"...
Puszcza Rudnicka
W latach 1941-1944 Puszcza Rudnicka, położona na południe od Wilna, była terenem działania licznych oddziałów partyzantki sowieckiej i ukrywających się grup żydowskich. Terroryzowały one miejscową ludność polską, mieszkającą na skraju Puszczy, wyniszczając ją nieustannymi rabunkami i napadami, podczas których wielokrotnie dochodziło do zabójstw, co każdorazowo odnotowywano jako likwidację rzekomych "kolaborantów", "szpiegów" i "zdrajców". Szczególnie złą sławą cieszyły się grupy żydowskie, określane jako najbardziej bezwzględne. Zresztą uczestnicy takich "wypraw gospodarczych" nie wstydzili się tego w swych powojennych publikacjach. Oto typowy przykład: "Jednakże na zdobywanie prowizji składało się więcej niż tylko przekonanie niechętnych chłopów. Stoi mi wyjątkowo jasno przed oczyma jedna taka akcja. Oddział w sile kompanii pod dowództwem Szlomo Branda wyruszył o zmroku tego zimowego dnia, aby zaopatrzyć się w prowizje w 'bogatej' wiosce niedaleko miasteczka Ejszyszki. Do celu dotarliśmy około północy. Wystawiliśmy czujki po obu stronach wioski, a ja wraz ze swymi ludźmi wszedłem do pierwszego gospodarstwa. (...) Pracowaliśmy jak w gorączce przez całą noc, zbierając jedzenie, i byliśmy gotowi do odwrotu, gdy zaświtał ranek. Szlomo i 20 jego ludzi zostało z tyłu, aby osłaniać nasz odwrót. My odjechaliśmy na saniach. (...) W żadnym wypadku nie był to jakiś wyjątek" (Relacja Israela Weissa, w: Baruch Kaplinsky (red.), Pinkas Hrubieshov. Memorial to a Jewish Community in Poland, Tel Aviv 1962, s. XIII).
Polscy mieszkańcy tej okolicy zachowali o nich jak najgorsze wspomnienia. Witold Aładowicz ps. "Bogdaniec" (żołnierz VII Brygady Wileńskiej AK, wówczas mieszkaniec Rudnik) stwierdził: "Kiedy przyszła władza sowiecka [1939], Żydzi zostali jej sympatykami, wielu wstąpiło do partii komunistycznej. Podczas okupacji Żydzi zaczęli denuncjować ziemian, oficerów polskich do NKWD. Członkowie rodzin, którym udało się uciec, wiedzieli, kto ich wydawał. Nie jest tajemnicą, że wśród NKWD-zistów nie brakowało osób narodowości żydowskiej. Z tego powodu niechętnie przyjmowano ich do oddziałów polskiej partyzantki. Podczas okupacji niemieckiej w Puszczy Rudnickiej mieściła się baza sowieckiej partyzantki z Żydami, złodziejami, byli w niej Polacy - komsomolcy z Gaju. Na Długiej Wyspie działał oddział 'Za rodinu'. Tu znajdował się południowy obkom partii. Utrzymywali się głównie z rabunków, bardzo lubili złoto i zegarki (...)" (cyt. za: "Nasz Dziennik", 13-14 I 2001 r.).
Wspomniany wyżej Israel Weiss we wspomnieniach kilkanaście lat później napisał, że konflikty z ludnością polską miały charakter odwetowy, były to - jego zdaniem - karne ekspedycje: "Przedsięwzięto karne kroki wobec kolaborantów, a jedna z wiosek, która była notoryczna w swej wrogości do Żydów, została całkowicie spalona" (Relacja Israela Weissa, w: Baruch Kaplinsky (red.), Pinkas Hrubieshov. Memorial to a Jewish Community in Poland, Tel Aviv 1962, s. XIII). Tyle że nie były to karne najazdy na kolaborantów, a każdy, kto niszczył w tak okrutny sposób polskie wioski, obiektywnie działał na rzecz niemieckich okupantów. Było to bowiem zaplecze dla miejscowych oddziałów Armii Krajowej, które cały czas prowadziły walki z Niemcami.
Bestialstwo
Należy zwrócić szczególną uwagę na fakt, że zbrodnia w Koniuchach została popełniona na bezbronnej ludności polskiej ze szczególnym okrucieństwem, z elementami znęcania się nad ofiarami oraz wyjątkowo bestialskim bezczeszczeniem zwłok ofiar. Wiemy to z relacji bezpośrednich świadków: tych, którzy przeżyli masakrę, oraz tych, którzy jej dokonali.
"O świcie 29 stycznia [mieszkańcy] (...) zobaczyli partyzantów sowieckich mordujących ich sąsiadów, podpalających domy wraz z pozostającymi tam rannymi i dziećmi. Udało im się uciec lub schować i pozostać przy życiu, jak mówią, dzięki Opatrzności Bożej. Zginęło na miejscu 45 osób, 12 zostało rannych, z których część zmarła w szpitalu w Bieniakoniach. Wśród zamordowanych byli dorośli i dzieci z rodzin: Parwickich, Tubiniów, Marcinkiewiczów, Woronisów, Bobinów, Wojsznisów, Wandalewiczów, Łaszakiewiczów, Pilżysów, Wojtkiewiczów, Molisów, Jankowskich. Spłonęła prawie cała wieś z dobytkiem wielu pokoleń. Zostały z 85 tylko 4 domy rodzin: Aleksandrowiczów, Wandalewiczów, Radzikowskich, Łaszakiewiczów" (Czesław Malewski, Masakra w Koniuchach, "Nasza Gazeta" (Wilno), 8-14 III 2001 r.).
Abraham Zeleznikow - członek Brygady Litewskiej - napisał, że akcja miała charakter odwetowy, albowiem mieszkańcy wsi jakoby napadali na sowieckich partyzantów. Przy okazji podał drastyczne szczegóły, jak ginęli mieszkańcy Koniuchów: "Wszystkich mieliśmy wybić. Zabroniono nam zabierać czegokolwiek z wioski. Partyzanci okrążyli wioskę, wszystko podpalono, każde zwierzę, każdego człowieka zabito. A jeden z moich kolegów, znajomych, partyzant, wziął kobietę, położył jej głowę na kamień, i zabił ją kamieniem".
Potwierdził to inny żydowski "bojec" - Paul (Pol) Bagriansky, w swej wstrząsającej relacji: "Gdy dotarłem do swego oddziału, zobaczyłem, jak jeden z naszych ludzi trzymał głowę kobiety w średnim wieku na dużym kamieniu i uderzał ją innym kamieniem. Za każdym walnięciem krzyczał: to za moją zamordowaną matkę, a to za mego zabitego ojca, a to za mego uśmierconego brata itd. Był to młody człowiek w wieku około 22 lat i byłem z nim przez cały czas w podziemiu. Był przyjacielskim i cichym człowiekiem. Nigdy nie spodziewałem się po nim, że zrobi coś takiego" (Paul Bagriansky, "Koniuchi", Pirsumim, Tel Aviv: Publications of the Museum of the Combatants and Partisans, nr 65-66 (grudzień 1988), s. 120-124).
To przecież powinna być zemsta na Niemcach, którzy zabili temu młodzieńcowi ojca i brata. Nawet wojenne wypaczenia charakterów nie mogą usprawiedliwiać zbrodniczych czynów w stosunku do niewinnych ofiar, a już tym bardziej, jak można się tym po latach chwalić?
Najbardziej przerażająca i makabryczna była jednak zabawa, jaką żydowscy partyzanci urządzili sobie w spacyfikowanej wsi. Posłużyły im do niej ciała zamordowanych kobiet i mężczyzn: "Gdy dotarłem do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny, przerażający obraz. (...) Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów, trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund. Trupy kobiet reagowały w bardziej gwałtowny sposób niż mężczyzn. Wszyscy partyzanci z tego oddziału brali udział w tej okrutnej zabawie, śmiejąc się w dzikim szaleństwie. Najpierw przestraszyłem się tym przedstawieniem, ale potem zaczęło mnie ono w chory sposób interesować. Stałem tak zafascynowany przez kilka minut, gdy dowódca oddziału podszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym przyłączyć się do tych eksperymentów. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, dlaczego przybyłem tam i powiedziałem mu, że jego ludzie muszą się bezzwłocznie przemieścić na nową pozycję. Im się nie spieszyło i dopiero jak trupy przestały reagować na kule, przemieścili się na nową pozycję".
Ten sam autor podaje, jak różne były reakcje uczestników pacyfikacji po popełnionym mordzie. Pojawiły się - obok nieskrywanej radości - również wyrzuty sumienia i poczucie winy: "Wioska Koniuchy stała się tylko wspomnieniem pełnym popiołów i trupów. Dostała nauczkę. Dowódca zebrał wszystkie oddziały, podziękował im za ich dobrze spełnione zadanie oraz rozkazał przygotować się do powrotu do bazy. Ludzie byli zmęczeni, ale z ich twarzy wyzierała satysfakcja i szczęście z wykonanego zadania. Tylko niewielu zdawało sobie sprawę, że popełniono straszliwy mord w ciągu godziny. Ci nieliczni wyglądali ponuro, smutno i mieli poczucie winy. (...)
Dotarliśmy do bazy późno w nocy. Byłem zmęczony i zmordowany, a więc zasnąłem od razu, tak jak większość z naszego oddziału. Jak się dowiedzieliśmy następnego dnia, pozostałe oddziały zostały przywitane jak bohaterowie za zniszczenie Koniuchów. Pili, jedli i śpiewali całą noc. Sprawiło im przyjemność zabijanie i niszczenie, a najbardziej picie".
Wszystkie dostępne obecnie źródła: polskie, żydowskie, sowieckie, litewskie i niemieckie, jednoznacznie potwierdzają, że w Koniuchach popełniono zbrodnię na bezbronnej, polskiej ludności cywilnej. W mordzie wzięło udział nie tylko ok. 50 żydowskich partyzantów z tzw. Brygady Wileńskiej ("Litewskiej"), ale też wielu żydowskich członków "Brygady Kowieńskiej", a sprawcy - pomimo że byli częścią partyzantki sowieckiej - uważali się przede wszystkim za partyzantów żydowskich. (Listę ustalonych sprawców zbrodni publikujemy obok.)
Dowódcą żydowskich oddziałów w Puszczy Rudnickiej był Abba Kovner (Kowner). Obecnie jest on uważany za jednego z największych bohaterów żydowskiego ruchu oporu. W 1997 r. otrzymał w United States Holocaust Memorial Museum "Medal of Resistance".
"Dylematy moralne"?
W ubiegłym roku ukazała się książka Michael Bart i Laurel Corona, "Until Our Last Breath: A Holocaust Story of Love and Partisan Resistance" (New York: St. Martin's Press, 2008). Jest to biografia Leizera Barta (policjanta z getta wileńskiego) i jego żony Zeni (Kseni) Lewinson-Bart. Byli oni w żydowskiej partyzantce w Puszczy Rudnickiej. Ich syn Michael prezentuje nową "linię obrony": skoro nie wszyscy mieszkańcy spacyfikowanej wsi zginęli w tej makabrycznej akcji, to znaczy, że partyzanci ich wcześniej o tym ostrzegli i ze szlachetnej litości pozwalali im... uciec: "Każdemu w miasteczku, kto się poddał, pozwolono odejść, lecz ci, którzy opierali się lub nie usłuchali wezwań, aby się poddać, zostali zabici". Książka ma prezentować, według entuzjastycznych recenzji, "moralne dylematy członków żydowskiego ruchu oporu". Ale o takich dylematach odnośnie do Koniuchów wcześniej nikt nie słyszał.
Dowiedziawszy się o śledztwie IPN, historyk Dov Levin (były członek oddziału "Śmierć Okupantom"), stwierdził, że poruszenie tej sprawy spowodowane jest "złośliwymi intencjami". W 2007 r. na Litwie też wszczęto śledztwo w sprawie mordu w Koniuchach i innych przestępstw żydowskich partyzantów. Reakcja środowiska żydowskiego była bardziej hałaśliwa i jednoznacznie to potępiono jako wybryk "antysemicki". Zarzucono mieszkańcom Koniuchów, iż to oni mordowali Żydów, więc był to w pełni uzasadniony odwet, ponieważ byli... niemieckimi "kolaborantami"! Twierdzono również, że bezbronnych cywilów nie tknięto. Śledztwo bardzo szybko zostało umorzone.
Śledztwo IPN toczy się już osiem lat. Dotychczas żaden ze sprawców, którzy potwierdzili swój udział w zbrodni, nie został przesłuchany. Małe są nadzieje, że kiedykolwiek to się stanie. Czas robi swoje - zaciera ślady, odchodzą sprawcy i niedoszłe ofiary. Pozostaje nam tylko pamięć o umęczonej ziemi wileńskiej i jej ofiarnych mieszkańcach. Czy to jednak nie za mało, czy nie można zrobić więcej? Tym bardziej że - jak pokazuje nam obecne doświadczenie z Nalibokami - za jakiś czas może powstać w Hollywood kolejna superprodukcja z jakimś amantem w roli głównej o bohaterskich "partizanach" w Puszczy Rudnickiej, gromiących niemieckie garnizony w pobliskich wsiach, w tym w Koniuchach... I znowu będziemy narzekać, że tak się dzieje?
29 stycznia 1944 roku zginęli w Koniuchach:
1. Bandalewicz Stanisław, ok. 45 lat; 2. Bandalewicz Józef, 54 lata; 3. Bandalewiczowa Stefania, ok. 48 lat; 4. Bandalewicz Mieczysław, 9 lat; 5. Bandalewicz Zygmunt, 8 lat; 6. Bobin Antoni, ok. 20 lat; 7. Bobinowa Wiktoria, ok. 45 lat; 8. Bobin Józef, ok. 50 lat; 9. Bobin Marian, 16 lat; 10. Bobinówna Jadwiga, ok. 10 lat; 11. Bogdan Edward, ok. 35 lat; 12. Jankowska Stanisława; 13. Jankowski Stanisław; 14. Łaszakiewicz Józefa; 15. Łaszakiewiczówna Genowefa; 16. Łaszakiewiczówna Janina; 17. Łaszakiewiczówna Anna; 18. Marcinkiewicz Wincenty, ok. 63 lat; 19. Marcinkiewiczowa N. (sparaliżowana, spaliła się); 20. Molis Stanisław, ok. 30 lat; 21. Molisowa N., ok. 30 lat; 22. Molisówna N., ok. 1,5 roku; 23. Pilżys Kazimierz; 24. Pilżysowa N.; 25. Pilżysówna Gienia; 26. Pilżysówna Teresa; 27. Parwicka Urszula, ok. 50 lat; 28. Parwicki Józef, lat 25; 29. Rouba Michał; 30. Tubin Iwaśka (?), ok. 45 lat; 31. Tubin Jan, ok. 30 lat; 32. Tubinówna Marysia, ok. 4 lat; 33. Wojsznis Ignacy, ok. 35 lat; 34. Wojtkiewicz Zofia, ok. 40 lat; 35. Woronisowa Anna, 40 lat; 36. Woronis Marian, 15 lat; 37. Woronisówna Walentyna, 20 lat; 38. Ściepura N. - krawiec z miejscowości Mikonty".
[Za: Czesław Malewski, Masakra w Koniuchach (II), "Nasza Gazeta" (Wilno), 29 III - 4 IV 2001 r.].
Sowieccy i żydowscy partyzanci, którzy brali udział w masakrze polskiej ludności cywilnej w Koniuchach
Z tzw. Brygady Kowieńskiej - oddział "Śmierć Okupantom":
1. Hilel Aronowicz; 2. Edvarda Bekker; Matwej (Mordechai) Brik; 3. Pela Chas; 4. Sara Hempel (Gempel); 5. B. Gelenina (Bejla Ganelina?); 6. S. Gilis; 7. Khoks (Chanan) Kagan; 8. Berel (Boris, Beka, Dov) Kot; 9. Fajga Kulbak (Kolbak, Kulbakaite); 10. Misza Mejerow (Meirow); 11. Lazar Mozas (Eliezer Mozes); 12. Icek (Izhak) Nemzer; 13. Perec Padison; 14. Ida Pilownik (Wilencok); 15. Jankl (Jakow) Ratner; 16. Michail Rubinson; 17. Mosze Szerman; 18. Dovid Teper; 19. Lita Teper; 20. Michail Truszin; 21. Pejsach Volbe (Folbe); 22. Lejb Zajcew; 23. Eliezer Zilber; 24. Leiser Zodikov (Codikow).
Z tzw. Brygady Wileńskiej (Litewskiej):
1. Pol (Paul) Bagriansky - "Za zwycięstwo"; 2. Leizer Bart - Drugi oddział strzelców; 3. Shlomo Brand - "Za zwycięstwo"; 4. Fania Jocheles (Brancowska) - "Mściciel"; 5. Shmuel Kaplinsky (Schmuel Kaplinski) - "Za zwycięstwo"; 6. Anatolij Michajlowicz Kockin - "Za Ojczyznę"; 7. Isaac Kowalski - Drugi oddział strzelców; 8. St. Kuozis - Oddział im. Margirisa; 9. Chaim Lazar-Litai - "Mściciel"; 10. Elhanan Magid - "Za zwycięstwo"; 11. Jacob Prenner (Jakow Prener) - "Za zwycięstwo"; 12. A. U�davinis - Oddział im. A. Mickiewicza; 13. Israel Weiss - "Za zwycięstwo"; 14. Zalman Wolozni (Wyłożny) - "Śmierć Faszyzmowi"; 15. Abraham Zeleznikow - "Walka"; 16. L. �ubikas - "Za Ojczyznę".
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090129&id=my11.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
40. Dajesz Marylu idealny przykład.
michael
41. Rocznica, która nie istnieje w mediach nibypolskich
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
42. Książka reporterów "GW" o braciach Bielskich - plagiatem
http://www.blogmedia24.pl/node/9137
Książka "Odwet" idzie na przemiał
"Dziennik" pisze, że cały niesprzedany nakład książki "Odwet", przedstawianej jako prawdziwa historia żydowskich partyzantów - braci Bielskich - zostanie wycofany ze sprzedaży. Według gazety autorom książki - reportażystom "Gazety Wyborczej" Piotrowi Głuchowskiemu i Marcinowi Kowalskiemu - naukowcy zarzucili kradzież intelektualną. »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
43. ukazał się artykuł o "Oporze" na anglojęzycznym forum
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
44. Agora, wydawca książki "Odwet"wycofuje ją z dystrybucji.
Agora wycofuje książkę
Agora, wydawca książki "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich", wycofuje ją z dystrybucji.
Agora, wydawca książki "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich", wycofuje ją z dystrybucji.
Książka "Odwet" przedstawia historię żydowskiego oddziału partyzanckiego, który działał podczas okupacji niemieckiej na Nowogródczyźnie. Ta sama historia przedstawiona została w filmie "Opór" z Danielem Craigiem w roli głównej, który niedawno wszedł na ekrany polskich kin.
Powodem decyzji o wycofaniu przez Agorę "Odwetu" z dystrybucji są - jak podała wydawana przez Agorę "Gazeta Wyborcza" - występujące w książce braki i uchybienia.
Krytyczna recenzja książki ukazała się 31 stycznia także na łamach "Gazeta Wyborcza". Dr Dariusz Libionka, adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, i prof. Monika Adamczyk-Garbowska kierująca Zakładem Kultury i Historii Żydów na UMCS w Lublinie zarzucili autorom "Odwetu" Piotrowi Głuchowskiego i Marcinowi Kowalskiego, że w swojej pracy otarli się o plagiat książki Nechamy Tec pt. "Defiance", nie wymieniając jej w dodatku w bibliografii.
"Już po kilkunastu stronach lektury zaczęło nam towarzyszyć przemożne uczucie, że już gdzieś wcześniej o tym wszystkim czytaliśmy. Niby inaczej, a jednak bardzo podobnie" - napisali w recenzji Adamczyk-Garbowska i Libionka.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
45. http://www.conservativepunk.n
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
46. Od afirmacji do kompromitacji - "Opór" GW.
Dzięki dyskusji, jaka rozwija się na temat skomplikowanych i mocno zakłamanych wydarzeń na Kresach Północno-Wschodnich II RP w prasie, film Edwarda Zwicka "Opór" zszedł (na szczęście) na drugi (a może nawet na jeszcze dalszy) plan. I słusznie, bo poza warstwą (anty) historyczną krytycy dostrzegli, że nie jest to wybitne dzieło. Ciężar dyskusji przesunął się natomiast na publikacje prasowe dziennikarzy "Gazety Wyborczej": Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego, i na ich osławioną już książkę "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich" (Biblioteka "Gazety Wyborczej", Warszawa 2009).
Z kilku ważnych wypowiedzi warto zwrócić szczególną uwagę na dwie. Pierwsza z nich to "Recenzja książki "Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich'" pióra Dariusza Libionki i Moniki Adamczyk-Garbowskiej (zob. "Gazeta Wyborcza" z 31 stycznia - 1 lutego 2009 r.). Druga zaś to odpowiedź Piotra Głuchowskiego "Nie pretendujemy do miana historyków" ("GW" z 2 lutego 2009 r.). Całą sprawę na łamach "Wyborczej" miał zakończyć bardzo krytyczny artykuł Libionki i Adamczyk-Garbowskiej (6 lutego), zarzucający tak obfite korzystanie przez Głuchowskiego i Kowalskiego z zapożyczeń z książki Nechamy Tec (bez jakiegokolwiek zaznaczenia), że można to uznać za prawie plagiat. Głuchowski w tym samym numerze "GW" buńczucznie zapowiedział, że pominięcie odniesień do książki Tec, to tylko "błąd" i, co więcej, że "w drugim wydaniu książki błędów nie będzie". Jednak już wiemy, że pierwsze wydanie "Gazeta Wyborcza" przeznaczyła na przemiał, aby uniknąć dalszej kompromitacji. Miało być nawet jakieś specjalne oświadczenie redakcji, ale do publicznych przeprosin nie doszło. Jedyne, na co "GW" się zdobyła, to lakoniczne stwierdzenie: "na tym kończymy spór wokół książki".
Tylko bracia Bielscy czy "Bielscy"?
Na tym jednak sporów zakończyć nie można. Zamiatanie problemu pod gazetowy dywan nic już nie da - to i owo należy bowiem dokończyć. Ponieważ w publikacjach Libionki i Adamczyk-Garbowskiej oraz Głuchowskiego mój artykuł dla "Naszego Dziennika": ""Opór". (Nie) prawdziwa historia braci Bielskich" (z 23 stycznia br.) został zauważony i poddany bardzo surowej krytyce, muszę się do tego ustosunkować.
Książkę "Odwet" recenzenci Libionka i Adamczyk-Garbowska merytorycznie zmiażdżyli, wykazując bardzo liczne (nieoznaczone) zapożyczenia z wcześniejszej książki Nechamy Tec "Defiance. The Bielski Partisans" (New York - Oxford: Oxford University Press, 1993). Ze swej strony mogę dodać, że nie tylko z niej, choć to akurat w tej chwili nie jest najważniejsze. Dla mnie istotne jest coś innego - wprawdzie Libionka i Adamczyk-Garbowska uporczywie trzymają się wersji, że sam Bielski nie brał udziału w nalibockiej masakrze 8 maja 1943 r., to jednak sprawę zostawiają otwartą. Na szczęście, albowiem Wacław Nowicki, Zygmunt Boradyn i ja w swych artykułach nie twierdzimy, że chodzi konkretnie o braci, lecz o ludzi z obozu Tewje Bielskiego. Warto więc to spokojnie wyjaśnić i rozróżnić braci Bielskich jako osoby fizyczne oraz "Bielskich", jako potoczną nazwę żydowskiego obozu w Puszczy Nalibockiej. Tak ich nazywała na co dzień okoliczna ludność, bez rozróżniania, która akurat grupa żydowska jest z konkretnego sowieckiego "otriada" (tym bardziej że ulegały one stałym przekształceniom). Dla ścisłości warto wspomnieć, że Głuchowski i Kowalski w swej książce to zauważyli, pisząc: "okoliczni chłopi powiadają: Bielskije" (s. 86). Szkoda, że recenzenci tego nie zechcieli zauważyć, wtedy nieporozumień byłoby znacznie mniej. O udziale Żydów w sowieckich "otriadach" recenzenci napisali: "Jaka ich część wzięła udział w akcji w Nalibokach? Nie wiadomo. Czy mieli oni coś wspólnego z Bielskim? Niewiele albo zgoła nic". Ta niepewność co do stanu faktycznego wynika także z ich konkluzji: "Poza tym, czego zresztą dziennikarze 'Gazety Wyborczej' dowiedli - sprawa ta niewiele (jeśli w ogóle) ma wspólnego z Bielskimi".
Głuchowski zaś w podsumowaniu dyskusji skłamał po raz kolejny, twierdząc: "Zanim ukazał się 'Odwet', w polskiej literaturze popularnohistorycznej istniały dwie publikacje poświęcające więcej uwagi partyzantom Bielskim. 'Żywe echa' Wacława Nowickiego i 'Niemen, rzeka niezgody' Zygmunta Boradyna. Obaj autorzy przypisali Tewjemu Bielskiemu i jego braciom masakrę w Nalibokach". Problem w tym, że obaj autorzy napisali tylko o ludziach z oddziału Bielskiego, nie zaś konkretnie o braciach!
Skoro mieszkańcy Naliboków zapamiętali swych sąsiadów, uczestników pacyfikacji, to warto podać trochę nazwisk nalibockich Żydów, którzy byli czynni w sowieckiej partyzantce w okolicznych lasach: Borys Rubiżewski, Icek Rubiżewski, Izrael Kesler, Józef Szymanowicz, Akiwa Szymonowicz, Michał Mechlis, Abraham Wajner, Avram Kibovicz, Chaim Szlusberg, Pnina Szlusberg Szmidt...
Deprecjonowanie wspomnień Wacława Nowickiego
Dziennikarze "Wyborczej" w swej książce oraz w artykule w "GW" (z 6 stycznia br.) usiłują ośmieszyć i zdeprecjonować wiedzę najważniejszego świadka, jakim jest Wacław Nowicki. Czynią to we właściwy sobie sposób: "Odwiedziliśmy i Nowickiego - mieszka w Warszawie. Przyjął nas w pokoju zasypanym starymi egzemplarzami 'Naszego Dziennika'. Przyznał, że nigdy nie widział żadnego z Bielskich, nie ma też dowodów na ich udział w zbrodni, a plotkę o winie Tewjego i braci przekazał mu, przy wódce, niejaki 'Lowa z Nowogródka', potwierdził zaś 'Wania z Lubczy'". Wacław Nowicki był wówczas w Nalibokach, widział tragedię z bliska, potrafił przytoczyć imiona i nazwiska ofiar, niektórych sprawców - nalibockich sąsiadów, co też dość dokładnie w swej książce opisał.
Libionka i Adamczyk-Garbowska robią to wprawdzie znacznie łagodniej, ale też odmawiają mu konkretnej wiedzy: "Trudno wprost uwierzyć, by nastoletni w maju 1943 r. mieszkaniec Naliboków Wacław Nowicki miał większe rozeznanie w sytuacji aniżeli sowieccy dowódcy". Aby wzmocnić siłę swego argumentu, podpierają się sowieckimi dokumentami, doszukując się "jednoznacznego wykluczenia uczestnictwa Bielskiego w tej akcji przez znane historykom źródła sowieckie". Tymczasem w sowieckich dokumentach takiego wykluczenia nie ma, po prostu Bielscy nie są wymieniani w raportach po Nalibokach. A to nie jest wykluczenie, tylko brak jednoznacznego potwierdzenia. Czy to nie jest zupełnie inna sprawa?
Wacław Nowicki w maju 1943 r. miał już 18 lat, był zaprzysiężonym żołnierzem Armii Krajowej. Swą książkę wydał w 1993 r., żyło wówczas jeszcze kilkadziesiąt osób z jego rodzinnej miejscowości. Niektóre z nich znałem, nikt nie kwestionował udziału "Bielskich" (w znaczeniu podanym wyżej, a nie dosłownie, tylko jako czterech braci) w dokonanej zbrodni, tym bardziej że pamiętano twarze i imiona wielu napastników jako dawnych kolegów (i koleżanki, ponieważ w napadzie brały udział także kobiety).
Libionka i Adamczyk-Garbowska napisali o świadectwie Nowickiego, że "o jego odrzuceniu, jeśli idzie o identyfikację sprawców, decyduje przede wszystkim zasadnicza sprzeczność z materiałem dokumentowo-aktowym". Szkoda jednak, że tego materiału, choćby przykładowo, nie przytoczyli.
Świadectwo Sulii Rubin
Zarówno Libionka, Adamczyk-Garbowska, jak i Głuchowski z Kowalskim mają problem ze świadectwem Sulii Wołożyńskiej-Rubin (S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide: The Story of an Unknown Partisan, Jerusalem 1980). Co więc z nim robią? Po prostu ignorują, nie potrafiąc się do tego odnieść inaczej. W książce Głuchowski i Kowalski napisali: "We wspomnieniach Sulii z grubsza zgadza się ilość zabitych, ale nie zgadza się co innego - opodal Nalibok nie było w czasie wojny żadnego getta". Co to znaczy "z grubsza"? Nie wiemy przecież dokładnie, ile osób zginęło w pacyfikacji Naliboków. Według różnych źródeł, było to od 128 do 132 osób. Zatem wyjątkowo dobrze zgadza się liczba (nie "ilość", jak twierdzą autorzy "Wyborczej") ofiar. Sulia, jej późniejszy mąż Borys (jak też jego brat Icek) byli w grupie Izraela Keslera, która od 1942 r. wchodziła w skład obozu Bielskiego. Słowo "opodal" też jest bardzo nieprecyzyjne - przecież rabunki, o których pisze wspomniana Sulia Rubin, dokonywane były w promieniu prawie 100 km, zatem było tam niejedno getto.
Ale jeśli to nie były Naliboki, to co? Przecież takie pytanie należy postawić, a nie przejść obojętnie obok tego świadectwa, bo rzekomo coś się nie zgadza. Jaka inna miejscowość spacyfikowana przez ludzi Bielskiego w pobliżu wchodzi w grę? Dopóki nie znajdą się wyraźne dowody, że jeszcze inna tak wielka pacyfikacja, w której ludzie Bielskiego mogli wziąć udział, miała miejsce w tej okolicy, musimy zakładać, że chodzi właśnie o Naliboki.
Dla Libionki i Adamczyk-Garbowskiej też jest to problem, po którym prześlizgują się z wyjątkową łatwością: "Co prawda z fragmentu wspomnień żony partyzanta Borysa Rubiżewskiego (Suli Wołżyńskiej-Rubin, wydanych w 1980 r.), przedwojennego mieszkańca Naliboków, oskarżyciele Bielskiego wnoszą, że mógł on brać udział w tej akcji. Jest to jednak zapis niejasny (brak nazwy miejscowości, daty, nie zgadzają się różne szczegóły). Nie można wykluczyć, że przed akcesem do oddziału Bielskiego Rubiżewski służył w brygadzie Stalina, ale dowodów na razie nie ma". Brak nazwy miejscowości i daty o niczym nie świadczy - przecież Sulia w ogóle takich danych nie podaje. Ci autorzy mają więc ten sam problem - czy są w stanie wskazać inną miejscowość, w innym czasie tak okrutnie spacyfikowaną, z taką samą lub bardzo zbliżoną liczbą ofiar? Zaś unik: "nie zgadzają się różne szczegóły", to już wyraźnie zła wola. Przecież Sulia Rubin nie podaje żadnych innych szczegółów, co zatem się jeszcze nie zgadza?
I rzecz, która nasuwa mi refleksję, że Libionka i Adamczyk-Garbowska poruszają się w materii dla nich obcej. Świadczy o tym ich dziwaczne przypuszczenie: "Nie można wykluczyć, że przed akcesem do oddziału Bielskiego Rubiżewski służył w brygadzie Stalina, ale dowodów na razie nie ma". Tu nic nie trzeba wykluczać. Rubiżewski był w grupie Keslera, ta zaś przyłączyła się do Bielskich już w 1942 roku. Świadczą o tym liczne relacje i wspomnienia żydowskie, więc to nie jest spór o kilka dni czy tygodni. O ile Adamczyk-Garbowską mogę zrozumieć (wszak jest specjalistką od "literatury angielskiej i jidysz"), o tyle Libionka powinien lepiej sprawdzać to, co pisze. A to akurat można było sprawdzić bardzo szybko i łatwo.
Kto zabił Izraela Keslera?
Ale to wszystko nic wobec nonszalancji i hucpy w wydaniu Głuchowskiego. W odpowiedzi Libionce i Adamczyk-Garbowskiej ("GW" z 2 lutego br.) napisał: "Otóż Keslera zabił Asael Bielski (brat), a nie Tewje, i piszemy to wyraźnie na s. 225". To ma być zarzut wobec recenzentów (Libionki i Adamczyk-Garbowskiej), choć wydaje się on bez sensu, ponieważ oni napisali tylko o "uproszczeniu motywów", sprawcy nie kwestionując. A szkoda, dysponujemy bowiem bardziej - jak się wydaje - wiarygodnymi przekazami odnośnie do tego faktu niż te, do których odwołuje się Głuchowski. Przede wszystkim są one "starej daty", czyli pochodzą z bardzo odległego okresu, co w tym przypadku tylko zwiększa ich wiarygodność. Przekaz pierwszy to relacja Józefa Marchwińskiego. Jego żona Estera była w obozie Bielskich, a on sam przez jakiś czas pełnił nawet funkcję zastępcy Tewjego. Marchwiński napisał o nim w swych wspomnieniach: "W końcu 1943 r., a może już na początku 1944 r. zamordował niejakiego Kieslera [Keslera - przyp. L.Ż.] (rodem z Naliboków) za to tylko, że ośmielił się głośniej wyrażać swoje niezadowolenie z postępowania Bielskiego i jego braci". Przekaz drugi to relacja Estery Gorodejskiej, która wchodziła w skład grupy Keslera, a tym samym - "obozu rodzinnego" Bielskiego. Ważne jest to, że relacja złożona została w 1945 r., a więc zaledwie rok po tych wydarzeniach: "W 1943 Bielski otoczył się członkami sztabu jak Gordon, Halbin, Ptasznik itp. Całe to otoczenie bardzo źle wpływało na Bielskiego. Całymi dniami członkowie sztabu grali w karty i nigdy nie byli trzeźwi. Sztab świetnie się żywił, w tym czasie, kiedy wszyscy dostawali wodnistą zupę. Wśród obozu było wielkie niezadowolenie, ale dyscyplina była tak wielka, że nikt nie śmiał o niczym wspomnieć. Kesler pojechał do Sokołowa (obok Bubowa upoważniony przedstawiciel najcenstwa [dowództwa - L.Ż.]) prosić o pozwolenie zorganizowania samodzielnego oddziału. Gdy o tym dowiedział się sztab, pijani weszli do ziemianki Keslera i aresztowali go. Było to w marcu 1944 r. Na drugi dzień wyprowadzili Keslera z karceru i Bielski sam wystrzelił w niego 3 razy. Był on pijany. Do martwego Keslera przemówił: Milczysz, ty swołocz... Czego teraz nie odzywasz się. I do martwego ciała wystrzelił jeszcze dwa razy. Sztab kazał Żydom pogrzebać Keslera. Żydzi usypali mu kurhanek. Sztab kazał kurhanek zmieść, a jego mogiłę zrównać z ziemią. Mówili, że Kesler jechał do Sokołowa z doniesieniem na Bielskiego, niektórzy mówili, że chciał tylko pozwolenie na organizację oddziału".
Razem czy każdy na własną rękę?
O tym, jak dziennikarze "GW" nie potrafią weryfikować informacji, świadczy też opis innego wydarzenia. Oto w ich książce Tewje Bielski podczas niemieckiej obławy w lipcu-sierpniu 1943 r. przeprowadza cały obóz, liczący wówczas około 700 osób, na wyspę położoną w niedostępnych puszczańskich bagnach, gdzie wszyscy bezpiecznie mogą przeczekać bez żadnych strat w ludziach. Ale wspomniana wyżej Estera Gorodejska zapamiętała to całkiem inaczej, a swą relację, co ma w tym przypadku ogromne znaczenie, składała po zaledwie dwóch latach od tej przeprawy: "Podczas obławy Niemców oddział Bielskiego strasznie cierpiał. Ludzie głodowali, nie było wyjścia z położenia. Bielski powiedział, by każdy ratował się na własną rękę, aby szedł, dokąd chce. Kesler, Żyd z Nalibok (miasteczko w puszczy), dobrze znał okolicę, skupił dookoła siebie 50 Żydów, zaprowadził ich niedaleko spalonych przez Niemców osad. (Po obławie Niemcy z wielu wiosek wywieźli ludność, a chaty spalili. Gospodarstwo, jak drób, czasem i bydło, ogrody, zostało). Kesler zbierał z ogrodów jarzyny, wybierał miód, łapał drób i swojej grupie dostarczał jedzenia w bród. Nasza grupa przyszła do Keslera. Wkrótce Bielski przeprowadził rodziny znajdujące się w jego oddziale, a niedługo przyszedł sam ze swoim oddziałem. Bielski znów stał się koma[n]direm całego oddziału, a Keslera zamianował komandirem 80 ludzi (rezerwy)".
Komu więc w tym przypadku można zaufać: Bielskiemu i Nechamie Tec, która chyba wierzyła we wszystko, co powiedział? Czy jednak Gorodejskiej, która przecież nie miała żadnego interesu, aby takie epizody przedstawiać niezgodnie z prawdą? Czy rzeczywiście Bielski przeprowadził wszystkich Żydów przez bagna, jak Mojżesz, czy też wszystkich rozpędził, aby ratowali się na własną rękę, a sam tylko z wybraną grupą dotarł na miejsce? Jeśli nie można tego dziś do końca zweryfikować, to przynajmniej należy opisać różne wersje.
Szkoda było tego trudu...
Głuchowski uważa, że książka, jaką napisał z kolegą z "GW", to "trud", na który poświęcili aż pół roku. Ale nawet gołym okiem widać, że tego trudu za dużo sobie nie zadali. Jakże bowiem można bezkrytycznie opierać się na "rewelacjach" niejakiej Tamary Wiarszyckiej z Białorusi, której pozycja ("naukowa"?) ma wynikać z tego, że jest to "elegancka dama". A co to ma do jej znajomości źródeł?
Jej rzekome ustalenia odnośnie do Żyda Janka Rudnickiego (z którego dowolnie zrobiła Polaka) wystarczająco ośmieszyli Libionka i Adamczyk-Garbowska. Tandem Głuchowski - Kowalski sklecili z tego love story, ślub z udziałem... rabina i księdza itp. Recenzenci pytają zatem: "Tylko nie jest potem jasne, dlaczego Janek (...) po wojnie i wyjeździe do Izraela zostaje prezesem banku". Wynika z tego, że dziennikarze "GW" od razu powinni zrozumieć, że on po prostu nie mógł być nie-Żydem, skoro został bankierem w Izraelu. Jednak nie zrozumieli.
I niewiele z tego wszystkiego rozumieją, brnąc zapamiętale w opary absurdu: "Jesteśmy dziennikarzami. Tworzymy teksty, spisując opowieści ludzi i to, co zawierają dokumenty lub książki. Dodajemy do tego swą skromną, dziennikarską wiedzę, nieco literackiej fantazji i - być może - trochę talentu; tworząc coś, co powinno się dobrze czytać i zarazem nie odbiegać od prawdy". Prawdy jednak rozpaczliwie brakuje, zostaje zatem fantazja i nieumiejętność posługiwania się źródłami, ba, całkowite ich ignorowanie. Prawdę zastępuje więc "literacka fantazja".
Dlatego relacja Wacława Nowickiego jest niedobra. Można ją deprecjonować, autora ośmieszać i pomijać to, co w niej jest najbardziej istotne. Ale relacja Jacka-Idela Kagana jest dobra, bo do przyjętej z góry tezy pasuje. Kagan pisze tak: "Żadnego z braci Bielskich w Nalibokach w dniu partyzanckiego ataku nie było. (...) Powtarzam, że cały maj spędziliśmy w okolicy wsi Stara Huta". Ale to nie o samych braci toczy się spór, lecz o udział ludzi z ich grupy w zbrodni nalibockiej. A to nie to samo. Ponadto - co może wiedzieć Kagan (i jak może twierdzić: "spędziliśmy"), skoro jeszcze kilka następnych miesięcy przebywał w niemieckim obozie pracy w Nowogródku, a nie w obozie Bielskiego?
Drugi relant Głuchowskiego i Kowalskiego, niejaki Yaakow Abramowicz, ma do powiedzenia tylko tyle: "Antysemici, którzy twierdzą, że zabijaliśmy Polaków, po prostu kłamią". Ale temu nie przeczą nawet dziennikarze "Wyborczej", więc przytaczając takie "rewelacje", dodatkowo się ośmieszają.
Nie jest też prawdą, że autorzy "Wyborczej" dotarli do "nieznanych wcześniej świadectw", takich jak stalinowskie akta Eugeniusza Klimowicza. Badaczom są one znane od kilkunastu lat, znają je śledczy IPN, były przywoływane w publicystyce dotyczącej pacyfikacji. To, co jest najbardziej żenujące, to bezkrytyczne korzystanie z nich przez dziennikarzy, bez prób ich najmniejszej weryfikacji. Czyżby zeznania składane w okresie stalinowskim były zawsze tak wiarygodne? Dziennikarze "GW" wielokrotnie posuwają się bardzo daleko, analizując nawet myśli Klimowicza. Czyżby byli jasnowidzami? Ale ich dzieło całkowicie temu przeczy!
Co ustalił IPN, a co "orły" z "Wyborczej"
Dotykamy tu kolejnej delikatnej sprawy. Głuchowski oznajmia Libionce z poczuciem wyższości: "Nie będziemy porównywać naszej pracy nad książką do trudu śledczych IPN, bo to chyba niemiłe dla obu stron". Uważa więc, że on (wraz z kolegą) dokonał rzeczy ogromnej, w przeciwieństwie do IPN. Zajrzyjmy zatem do tego, co ma ta instytucja do powiedzenia. Już 1 marca 2002 r. ukazał się następujący komunikat ze śledztwa: "Począwszy od 1942 r., na Naliboki zaczęły napadać bandy ukrywające się w okolicznych lasach. Działalność tych band miała charakter wyłącznie rabunkowy. W celu obrony miejscowej ludności w Nalibokach powstał, składający się z Polaków, oddział 'samoobrony'. Wiosną 1943 r. dowódcy partyzantów radzieckich, stacjonujących w Puszczy Nalibockiej, zapragnęli podporządkować sobie 'samoobronę' z Naliboków. Polacy nie wyrazili na to zgody. Doszło jednak do spotkania, w trakcie którego zawarto porozumienie, na mocy którego partyzanci sowieccy i członkowie polskiej 'samoobrony' nie mieli napadać wzajemnie na siebie. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków z 'samoobrony'. Pomimo tego w nocy z 8 na 9 maja 1943 r. partyzanci z kilku Oddziałów Brygady Stalina zaatakowali Naliboki. Zatrzymywali głównie mężczyzn i po wyprowadzeniu ich z domów rozstrzeliwali. Łącznie zginęło 120-129 osób. Plądrowano wszystkie domy, zabierając z nich żywność i wartościowe przedmioty. Spalono część domów oraz m.in. miejscowy kościół i tartak.
Do chwili obecnej, w toku śledztwa, przesłuchano 24 świadków, w większości osób, w chwili zbrodni, zamieszkałych w Nalibokach lub pobliskich wioskach. Złożyli oni obszerne zeznania co do przebiegu wydarzeń będących przedmiotem postępowania. Część świadków wskazuje na konkretne nazwiska atakujących, zeznając, iż wśród nich znajdowali się również byli mieszkańcy Naliboków narodowości żydowskiej. Świadkowie podają również nazwiska rosyjskich partyzantów. Przeprowadzono oględziny akt sprawy przeciwko dowódcy samoobrony w Nalibokach, przeprowadzonej w 1951 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. W toku postępowania uzyskano kserokopię szyfrogramu Brygady Stalina z dnia 11 maja 1943 roku do Ponamarienki i Kalinina. Szyfrogram ten zawiera meldunek o przeprowadzeniu ataku na Naliboki" (zob. http://www.ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=198&id =3395&search=562). Czyli prawie siedem lat temu z komunikatów IPN można było wyczytać więcej niż z ośmieszonej książki Głuchowskiego i Kowalskiego i artykułów tego pierwszego w "GW". Faktycznie, wszelkie porównania mogą być zatem niemiłe, ale wyłącznie dla dziennikarzy "GW".
"Wiadome koła wiadomej nacji"
Przyznaję, że czytając takie wyssane z palca rewelacje, jakie można znaleźć w książce Głuchowskiego i Kowalskiego, a także w artykułach tego pierwszego, trudno ochłonąć ze zdumienia. Ileż trzeba zadać sobie trudu, aby przejść drogą męki umysłowej autorów, sprawdzić dokumenty i relacje w celu wykazania, że po prostu podjęli się tematu, który ich przerósł, do którego nie mają kwalifikacji, przede wszystkim moralnych. Nie można przecież korzystać garściami z dorobku innych, wcale się do tego nie odwołując, wybierając tylko to, co im akurat pasuje. Mam już jednak doświadczenie - kilkanaście lat temu redaktor "GW" Michał Cichy wystarczająco mnie wyczulił, aby nie ufać w ciemno tej gazecie.
Odpowiadając Libionce i Adamczyk-Garbowskiej, Głuchowski specjalnie zajął się też moją osobą. W swoim artykule w "Naszym Dzienniku" (z 23 stycznia) zauważyłem pewną prawidłowość, gdy "GW" przecinała dyskusje po swych kontrowersyjnych publikacjach, jak choćby o rzekomym mordowaniu Żydów (z powodów rasowych) w Powstaniu Warszawskim czy w Ejszyszkach. Głuchowski usiłuje to wykpić: "może nas śmiało nazywać pseudobadaczami, którzy na zlecenie wiadomych kół wiadomej nacji przystąpili do pracy nad książką z gotową tezą"... I tak dalej. A więc, przyjrzyjmy się temu po kolei. Nazwałem ich wówczas "badaczami", ale to określenie okazało się grubo na wyrost. Faktycznie, są tylko pseudobadaczami. Napisałem: "oto 'Gazeta Wyborcza' oddelegowała dwóch swych redaktorów do zbadania i opisania historii braci Bielskich". Czy tak nie było? Dla Głuchowskiego jego rodzima gazeta to zaraz "wiadome koła". No, można i tak. O żadnej nacji nie było zaś mowy. Skoro jednak redaktor "Wyborczej" uważa, że jego pracodawcy to "wiadoma nacja" - muszę to przyjąć ze zrozumieniem. W końcu to on tam pracuje, więc przynajmniej to wie lepiej ode mnie...
Czytać ze zrozumieniem jednak nie potrafi. Tak o mnie napisał: "Jeszcze w 'Naszym Dzienniku' z 31 maja 2008 r. głosił bowiem, że między zbrodnią nalibocką a Bielskimi stoi znak równości, i zapowiadał rychłe potwierdzenie tego przez IPN. W ostatnim swym artykule z 'NDz' Żebrowski nie jest już tak kategoryczny, zaczyna wręcz IPN krytykować". Ale ja przecież nic takiego tam nie głosiłem!
Kompromitacja
Już następnego dnia po zakończeniu dyskusji przez redakcję "GW" prasę obiegły szokujące wiadomości. Niesprzedane jeszcze egzemplarze "Odwetu" mają zostać wycofane z księgarni i iść na przemiał. Na skutek wewnętrznych sporów w "GW" jej dziennikarze: Głuchowski i Kowalski, którzy ośmieszyli i skompromitowali redakcję, pracy jednakże nie stracą. Przypuszczam, że inny pracodawca nie byłby dla nich aż tak łaskawy. Za karę mają jednak zostać usunięci z wewnętrznego "Rankingu wybitnych dziennikarzy", co wiąże się zapewne z obniżeniem stawek. Można w takim razie zapytać: jeśli to była czołówka wybitnych dziennikarzy "GW", to jak pracuje reszta?
Film został wystarczająco skompromitowany, ponieważ poza ogromnymi przekłamaniami historycznymi nie spełnił również oczekiwań artystycznych. Całkowicie skompromitowana została książka wydana przez "Gazetę Wyborczą". Niezwykle rzadko się zdarza, aby wydawca podjął tak drastyczne kroki w celu usunięcia własnej książki już na początku jej dystrybucji. A jednak. Oświadczenie Agory SA z 9 lutego br. potwierdza, że książka jest wycofywana, a przyczyną są wyłącznie "braki i uchybienia". Braki i uchybienia można znaleźć praktycznie w każdej publikacji, ale nie każda jest kompilacją rzeczy już znanych. Oby nie było tak jak z notorycznym poprawianiem socjalizmu, z powodu "błędów i wypaczeń" - ci sami ludzie robili "odnowę" i nadal było po staremu. W tym przypadku ci sami autorzy mają wyrychtować... "II wydanie".
***
Pozostaje coś jeszcze. Otóż Libionka i Adamczyk-Garbowska uważają książkę Nechamy Tec "Defiance" za bardzo wartościowe dzieło: "Miejmy nadzieję, że książka Nechamy Tec ukaże się w języku polskim (...)". Głuchowski idzie jeszcze dalej: "nie ma się czego wstydzić, bo prof. Tec to wiarygodne i bezcenne źródło". Problem w tym, że Tec nie jest historykiem, tylko socjologiem, a jej opisy politycznych stosunków na Kresach chwilami nie odbiegają od skompromitowanych stalinowskich interpretacji. Ponadto właśnie wyszła drukiem po polsku praca Petera Duffy'ego "Bracia Bielscy" (w Wydawnictwie Literackim). Duffy to epigon Nechamy Tec, który sam nic nie badał, ale w skrajnie nieprawdziwych, czasem wprost szokujących interpretacjach posunął się jeszcze dalej. Jednak to już problem do odrębnej analizy.
Leszek Żebrowski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090216&id=my11.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. po polsku praca Petera Duffy'ego "Bracia Bielscy"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. http://www.forum.michalkiewic
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
49. oczom własnym nie wierzę !!!! to szuje sprzedajne za Judaszowe
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. http://www.blogmedia24.pl/nod
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'