Och, te pieniądze...

avatar użytkownika Krzysztofjaw

Poniższy tekst stanowi rozszerzenie mojego postu z marca 2010 roku, ale nigdy za wiele informacji o pieniądzu i inwestycjach oraz kon...

Poniższy tekst stanowi rozszerzenie mojego postu z marca 2010 roku, ale nigdy za wiele informacji o pieniądzu i inwestycjach oraz konsumpcji, szczególnie teraz, kiedy mamy najniższe bezrobocie w wolnej Polsce oraz coraz niższe ubóstwo i wzrost dochodów oraz konsumpcji. A wzrost dochodów może implikować zarówno wzrost oszczędności (wzrost skłonności do oszczędzania), jak i chęć zainwestowania wolnych, własnych środków finansowych, aby je po prostu pomnożyć.

Pieniądze to krwiobieg gospodarki. Bez nich żadna firma nie jest w stanie funkcjonować. Bez nich gospodarstwo domowe też bankrutuje stając w obliczu skrajnego ubóstwa.

Brak finansowego kapitału krótkoterminowego powoduje zachwianie płynności finansowej i często bankructwo. Brak finansowego kapitału długoterminowego  nie pozwala na inwestycje, planowanie działań i rozwój firm. Podobnie dzieje się z rodzinami: bankructwo i brak możliwości rozwoju (chociażby kształcenia dzieci). Stąd tak w nas (firmach i gospodarstwach domowych) naturalna chęć ich pomnażania.

Pieniądz jest ekwiwalentem wymiany. Jego wartość zależy od wielu czynników, m.in. tradycyjnie od podaży i popytu a także kursów walutowych.

Pieniądz stał się towarem samym w sobie a przenosząc to na inne papiery wartościowe (nie tylko walutę) stał się obiektem obrotu towarowo-pieniężnego, który dokonywany jest przede wszystkim na różnorodnych giełdach towarowo-pieniężnych oraz giełdach papierów wartościowych.

Można oczywiście swoje wolne środki finansowe ulokować na koncie inwestycyjnym banku czekając na oprocentowanie, jako zapłatę za tą alokację środków finansowych w konkretnym banku na określony termin, ale ja dziś chciałbym się skupić na inwestycjach poza bankowymi oszczędnościami, bowiem oprocentowanie jest na tyle niskie, że nie zawsze staje się to opłacalne lub też ktoś chciałby podjąć ryzyko i zarobić więcej.

Cena pieniądza (waluty), towarów rzeczywistych czy też papierów wartościowych stała się przedmiotem gry inwestycyjnej... bo tak naprawdę "grając na giełdzie" gramy o "określony pieniądz" w postaci ceny (kursów) tych walorów.

Dzisiaj kilka podstawowych i w sumie oczywistych rad/prawd na temat gry inwestycyjnej i charakteru giełd towarowo-pieniężnych oraz giełd papierów wartościowych i nie tylko:

1. Decyzje inwestycyjne "graczy" w 50% oparte są na inwestycyjnych impulsach (inwestycyjnych modelach zachowań) psychologicznych - reklama, indywidualna użyteczność krańcowa z analizą możliwości wystąpienia ewentualnych psychologicznych dysonansów pozakupowych (poinwestycyjnych), inwestycyjne decyzje innych inwestorów, rady doradców inwestycyjnych i naukowców z zakresu finansów, aktualna moda itd... więc sama wiedza nie wystarczy, żeby dobrze inwestować,

2. Rynek giełdowy jest podatny na różnego rodzaju działania spekulacyjne i zmowy inwestorów. Stąd istotnym jest obserwowanie poczynań "tuzów" inwestycyjnych (ale niekoniecznie należy powielać ich zachowania, bowiem z reguły będą to ruchy spóźnione, na których zależy właśnie tym "tuzom"). Wywoływanie "paniki" i "efektu stada" jest najważniejszym celem spekulantów - nieraz warto przeczekać...

3. Analiza fundamentalna, analiza techniczna, prawidłowa analiza wskaźników i sprawozdań finansowych firm giełdowych, analiza trendów (różnych wartości: bezwzględnych, względnych, średnich, wariancji, odchyleń standardowych, itd), prawidłowa interpretacja wskaźników giełdowych dla poszczególnych firm, branż wraz z oceną rynku na którym funkcjonują, analiza kształtowania się kursów walut, cen kruszców, cen papierów wartościowych... itd. - to z reguły wiedza, którą mogą pochwalić się nieliczni,

4. Ale nawet Ci co tą wiedzę i umiejętności posiadają nie zawsze (właśnie ze względów psychologicznych i żywiołowości procesów gospodarczych) są w stanie trafnie wybierać miejsca alokacji (inwestycji) różnorodnych walorów kapitałowych. Jeżeli tylko wiedza by wystarczała to największe fortuny na giełdzie zarabialiby profesorowie ekonomii, doradcy inwestycyjni itp... a tak nie jest... nieprawdaż? - liczy się też tzw. intuicja... zresztą podobnie jak w przypadku firm funkcjonujących na konkurencyjnym rynku,

5. Stąd tedy nieraz warto przekazać nasze środki finansowe na inwestycje doświadczonemu (ważne) maklerowi lub doradcy inwestycyjnemu, bo sami możemy sobie nie dać rady a oni mogą sumować kapitał i inwestować duże sumy, które mogą przynieść większe zyski i jednostkowo tym samym i dla nas. Są domy inwestycyjne lub maklerskie, często też takimi inwestycjami zajmują się wydzielone działy banków, wystarczy założyć rachunek inwestycyjny i samemu tworzyć zlecenia lub powierzyć  to bankowi. Trzeba jednak wybierać wcześniej poznawszy ich wyniki i opinie o nich,

6. Warto też być ostrożnym w inwestowanie w fundusze ubezpieczeniowo-inwestycyjne "gwarantujące" nam zyski za 5 czy 10 lat. Osobiście zalecałbym trzymanie się od nich z daleka, bo już było kilka afer z tym związanych a wcześniejsza wypłata może pochłonąć większość naszego początkowego wkładu kapitałowego, nie mówiąc już o zyskach, czyli stracie,

7. W przypadku podawania stopy zwrotu inwestycji nie zawsze trafnym jest (a nieraz nawet zafałszowującym) podawanie wartości z długich okresów jak np. 5 lat (często własnie analizy doradców operują na takich okresach). Szczególnie w przypadku gotówki i waluty jest to niewskazane dla bieżących decyzji inwestycyjnych (chyba że oceniamy gospodarkę w skali makroekonomicznej: PKB, inflacja, bezrobocie, dług publiczny, dług zagraniczny, itd); lokat bankowych ryzykowne; akcji nieracjonalne z punktu widzenia indywidualnych inwestycji (kogo stać na zamrażanie gotówki przez tak długi okres czasu?); jedynie w przypadku obligacji, opcji lub funduszy może być pewną wskazówką (chociaż w funduszach decyzje podejmują też ludzie - wpływ czynnika psychologicznego; w obligacjach zysk mamy ustalony z gór - chyba, że nimi obracamy),

8. Trzeba też być bardzo ostrożnym w inwestowanie w różne inne instrumenty finansowe, jak np. w opcje. Są to decyzje dość ryzykowne, choć nieco stabilniejsze niż inwestowanie w normalne papiery wartościowe. Mogliśmy się o tym przekonać w przypadku tzw. niesymetrycznych opcji walutowych, gdzie dziesiątki polskich firm upadło z powodu zainwestowania w nie. Najbezpieczniejsze są państwowe obligacje i bony skarbowe. Zakładają one z reguły mniejsze oprocentowanie niż np. inwestycje w akcje, ale dokładnie wiemy ile dostaniemy przy ich wykupie i to oprocentowanie obligacji jest z reguły wyższe niż lokaty bankowe, przy czym musimy zdawać sobie sprawę, że na jakiś czas zamrażamy swoje środki (do dnia wykupu obligacji). No chyba - jak pisałem - zaczniemy nimi handlować, czyli prowadzić normalną grę giełdową,

9. Przed zainwestowaniem jednak w określone papiery wartościowe warto prześledzić rozkład stopy zwrotu poszczególnych walorów inwestycyjnych na przestrzeni tych np. 3-5 lat z podziałem np. na okresy półroczne...,

10. W przypadku inwestycji w fundusze nie można opierać się na jednostkowych danych określonego funduszu i generalizować uogólnienia oraz podejmować decyzje inwestycyjne. Trzeba poznać kondycję całego sektora funduszy. Ponadto warto sprawdzić jaki charakter mają określone fundusze:  agresywny (akcji, walutowe) czy też mieszane lub pasywne (np. obligacji). Pozwoli nam to ocenić stopień ryzyka (agresywne: największe ryzyko strat finansowych, ale i największa ewentualnie stopa zwrotu/zysk),

11. Niski kapitał inwestora indywidualnego nie pozwala w pełni wykorzystać możliwości uzyskania dużej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału - stąd pozostają nam: fundusz inwestycyjne lub maklerzy czy doradcy inwestycyjni. Wysokie stopy zwrotu (ale i możliwość znacznych strat) mogą raczej osiągnąć gracze z relatywnie znacznym kapitałem,

12. Nie należy inwestować w walory jednego typu i charakteru. Decyzje inwestycyjne powinny dywersyfikować kierunki inwestycji, np.: 20% akcje (fundusze agresywne), 20% obligacje (fundusze pasywne lub mieszane), 20% waluty, 20% towary (np. złoto)... Podobnie winniśmy dzielić inwestycje na te realizowane na bieżąco lub transakcje realizowane w przyszłości (opcje i inne instrumenty finansowe),

13. Na giełdzie możemy grać na zwyżkę cen walorów, ale i na zniżkę. Gra na zwyżkę jest oczywista, ale na zniżkę też nie jest skomplikowana. Wyobraźmy sobie, że mamy jakąś akcję, która posiada określony kurs na giełdzie. Nagle cena zaczyna się obniżać. W takiej sytuacji należy sprzedać ją w odpowiednim momencie, ale tak żeby możliwy był dalszy jej spadek a gdy osiągnie minimum, to wtedy ponownie kupujemy po najniższym kursie i za pieniądze ze sprzedaży możemy kupić wtedy nie jedną, ale dwie akcje (pod warunkiem, że firma w międzyczasie nie zbankrutuje). Jest to operacja dość skomplikowana i wymaga doświadczenia,

14. "A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"... po bessie przychodzi hossa a po hossie bessa... Tylko kiedy?... nawet wróżki nie są w stanie tego przewidzieć, choć są i takie głosy, że określone kryzysy giełdowe (bessy) czy hossy są generowane przez ludzi posiadających bardzo wysokie pieniężne zasoby finansowe i warto śledzić ich poczynania, bo to może być ważniejsze niż te wszystkie analizy finansowo-giełdowe.

I to by było na razie wszystko i skrótowo

 

PS. (dopisek z godziny 12:38)

 

Tak dla uzyskania osobistej informacji giełdowej można się wstępnie posłużyć pewnymi wskaźnikami, gdzie potrzebne informacje liczbowe są dostępne na giełdzie dla spółek giełdowych. Te wskaźniki prezentuje poniższa tabela. 

 

Te wskaźniki to tzw. wskaźniki wartości rynkowej i są wykorzystywane w ocenie przedsiębiorstw w formie spółek akcyjnych, głównie notowanych na giełdach papierów wartościowych. Są to wskaźniki zyskowności jednostkowej, w których zysk netto obliczany jest na jedną akcję (udział). Wskaźniki te służą do oceny przedsiębiorstwa pod kątem jego atrakcyjności inwestycyjnej.  Informują akcjonariuszy o wielkości zysku  wypracowanego przez kapitał zainwestowany przez nich w przedsiębiorstwo.

 

 

 

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

6 komentarzy

avatar użytkownika michael

1. Pieniądze trudnymi drogami przepływają, czasem bardzo brudnymi

Ja w sprawie pieniędzy pisałem bardzo niedawno [link]. Giełda i gry na giełdzie w celach zarobkowych to tylko jedna ze sfer aktywności finansowej rynku i to tylko jednej ze stron gospodarki, tej zainteresowanej zarobkiem na papierach wartościowych. 
Jest jeszcze inna ze stron obecnych na giełdzie - to są przedsiębiorcy poszukujący finansowania swoich projektów inwestycyjnych, chodzi o finansowanie przez giełdę. Jest jeszcze wiele innych interesów możliwych dzięki rynkowi publicznemu.

A dalej, rozszerzając sprawę pieniędzy - rynek pieniężny oraz podmioty prowadzące politykę pieniężną mają dziwną i bardzo ukrytą władzę, która czasem tylko jedna decyzją mogą zniszczyć albo postawić na nogi gospodarkę całego kraju.

Na przykład decyzja banku centralnego czyli emitenta pieniędzy o ilości pieniądza w obiegu. Nie chodzi tu o sumę nominalnej wartości bilonu i banknotów. Prawdopodobnie we współczesnej gospodarce wystarczy by znacznie mniej niż 15% pieniędzy uczestniczących w obiegu było reprezentowane w gotówce.
Chodzi o całkowitą ilość pieniędzy w obiegu - cash flow - strumień pieniędzy w całym kraju. Przedsiębiorstwo programując swoja działalność na ogół powinno wiedzieć ile i kiedy potrzebuje pieniędzy na realizację swoich przedsięwzięć - dlatego koniecznym do porządnego business planu jest harmonogram zapotrzebowania na gotówkę.

Gdy tych pieniędzy brakuje przedsiębiorca musi szukać kredytu, albo możliwości finansowania się przez giełdę lub próbuje znaleźć inwestora. Gdy nie znajdzie - niestety bankrutuje.

Ale gdy cały kraj i jego bank emisyjny włączy do obiegu za mało pieniędzy, to jedną decyzją stwarza sytuację, w której cash flow całego kraju jest za małe i pojawiają się bardzo poważne kłopoty, nie tylko dlatego, że banki nie mają pieniędzy na kredyty, nie ma ani inwestorów giełdowych ani pozagiełdowych. 
Proszę sobie wyobrazić co się może dziać, gdy tych pieniędzy jest na przykład dziesięć (cyframi: 10) razy mniej, niż koniecznie potrzebne.

No cóż, mamy taki obraz Polski z lat dziewięć dziesiątych. Jest inflacja jak piorun, znikają stocznie i huty, przedsiębiorstwa są sprzedawane masowo za półdarmo..., 
To nie jest wtedy polityka trudnego pieniądza. 
To jest polityka za trudnego pieniądza, a nawet rujnująco za trudnego pieniądza.

Jedna decyzja w planie Balcerowicza.
Hu, ha, nasza zima zła
avatar użytkownika Krzysztofjaw

2. michael

Dlatego też tak ważne jest posiadanie własnej waluty, a nie jakieś tam Euro. To gwarantuje pewną stabilność finansową, bo można "żonglować" jej kursem. Ale ja uważam jedno: winna skończyć się tzw. niezależność od państwa Banku Centralnego. Dwoje prezydentów USA zginęło tylko dlatego, że chcieli wprowadzić własną walutę niezależną od prywatnego FED (też JFK).

Podaż pieniądza jest tu newralgiczna. Ci, co mogą nią sterować to mogą wszystko: tworzyć bessę i hossę, wyznaczać daty kryzysów finansowych czy gospodarczych. I to jest przykre, bo dziś "banksterzy" mają większą władzę niż politycy.

A co do Balcerowicza, to jedną z najgorszych jego decyzji (oprócz prywatyzacji) było ustalenie sztywnego kursu dolara przy bardzo wysokiej inflacji i oprocentowaniu złotowym. Polska straciła na tym miliardy dolarów. Dlaczego jeszcze "Balcerek chodzi po wolności"?

Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika michael

3. Lekko licząc 200 miliardów USD

Na tym sztywnym kursie tyle właśnie poszło z Polski w kieszeniach kombinatorów. 200 Bi USD.
Ale teraz podałem inna maszynkę do totalnej grabieży. Przez tę właśnie maszynkę pod pretekstem "prywatyzacji" odebrano polskiej gospodarce narodowej kilka razy więcej innych trudniejszych do zauważenia pieniędzy. To była maszynka polegająca na emisji pieniądza w zaniżonej ilości.

Gdy gospodarka dysponuje zbyt małą ilością pieniędzy, dusi się.
Piszę o tym, sygnalizując zjawisko.

W bankach było za mało pieniędzy.
W NBP, w banku centralnym było za mało pieniędzy.
Banki nie miały pieniędzy na kredytowanie gospodarki. Kredyt obrotowy to jeszcze jeszcze, ale nawet największe polskie banki nie były w stanie kredytować inwestycji.
Są takie gałęzie przemysłu, które nie mogą obejść się bez kredytu. Przemysł stoczniowy. Budownictwo infrastrukturalne. Górnictwo. Energetyka. Przemysł ciężki.
Na całym świecie tak jest.

A gdy w gospodarce pieniądz jest zbyt trudny, albo całkiem niedostępny
 pojawia sie stagnacja. A ta stagnacja jest skomplikowanym zjawiskiem.
Banki maja mając za małe środki własne nie mogą udzielać większych kredytów. 
A gdy pieniędzy brakuje, zaczyna się wyprzedaż,...
Brakuje pieniędzy w gospodarce, spadają dochody budżetu...
avatar użytkownika Krzysztofjaw

4. michael

Dlatego trzecią jak najbardziej złą decyzją "Balcerka" było chłodzenie gospodarki w 2001 roku. I za to też powinien siedzieć. Ta decyzja spowodowała lawinowy wzrost bezrobocia i wyprzedaż majątku, bo firmy traciły płynność finansową: po prostu "prosty" ekonomista na zlecenie innych doprowadził Polskę do kryzysu finansowego. Ograniczył drastycznie podaż pieniądza. Nieraz nie było szans, nawet na kredyt obrotowy a firmom pozostawała redukcja kosztów i sprzedaż aktywów, nieraz zdecydowanie poniżej ich wartości albo zwykłe bankructwo.

Sam to odczułem, bo wówczas byłem dyrektorem finansowym jednej z dużych firm (250 zatrudnionych). Nie mieliśmy wyjścia i trzeba było dokonać zwolnień grupowych, czego ja wcześniej sobie nie wyobrażałem, bo firma to ludzie a nie budynki czy budowle. Ledwo przetrwaliśmy.

Nie wierzę, żeby sam na to wpadł bo jest jednym z tych "pseudo-ekonomistów", którzy wykonują to, co mu karzą. Dalej chodziło o wrogie przejęcie polskich przedsiębiorstw przez koncerny międzynarodowe.

W czasie studiów miałem okazję posłuchać debaty L. Balcerowicza z G. Kołodko. Ten ostatni dosłownie zmiażdżył "Balcerka", choć z wieloma poglądami Kołodki się nie zgadzam, ale cenię jego wiedzę ekonomiczną.

"Balcerek" zrobił habilitację po 15 latach i wtedy, gdy jako czwarty z kolei przyjął propozycję grabieży Polski przez trójkąt: Soros, Sachs, Lipman. Później szybko posypała się profesura. Jest żenujący.

Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika michael

5. Nie trzeba być ekonomistą, by rozumieć rzeczywistość

A ten tam Balcerowicz ani tej rzeczywistości nie rozumiał, ani się tym nie przejmował. Na tym polegają czasy postmodernizmu, w których jest zupełnie wszystko jedno i zapewne panu Leszkowi Balcerowiczowi zwisało miękkim kalafiorem. Prawda i polska racja stanu nie obchodziła go wcale, a mogę przypuszczać, że działając w obcym interesie działał w złej wierze. Dlatego, aby zrozumieć sens przemian lat dziewięćdziesiątych trzeba wydedukować i następnie zrozumieć jaki interes mogli mieć ludzie, którzy byli projektantami tej rzekomej reformy gospodarczej. Od dawna określam ich symboliczną nazwą "SSS" - (Soros, Sachs, Smolar) albo (Straszna Sitwa Smolara).
"Poznacie ich po uczynkach"
Pan Leszek Balcerowicz był wynajętym capo tych reform, interesuje nas bardziej, kto i dlaczego był Capo di tutti Capi, może wtedy odgadniemy także jaki był ich interes.

A więc zajmijmy się tymi ich uczynkami.
Przed chwilą doszedłeś do trzeciego kroku reform nazwanego schładzaniem "gospodarki". Najpierw to skomentuję hipokryzję zjawiska zwanego schładzaniem. 
Po pierwsze, jak można uzasadnić jakiekolwiek schładzanie gospodarki, która znajdowała się w stanie głębokiej zapaści? 
Tłumienie oddechu w czasie zabiegu resuscytacji? 
A po drugie, to rzekome schładzanie nie było skutkiem żadnego celowego działania, ale było zamaskowaniem faktycznego stanu gospodarki, która po prostu była zimna. To zmrożenie było skutkiem innych działań, było wręcz homeomorficzne z opisanym wyżej limitem emisji pieniądza, było oczywistym skutkiem braku pieniądza w polskim obrocie gospodarczym.. Jeśli w stygnące ciało polskiej gospodarki zrobimy transfuzję dziesięciokrotnie mniejszej ilości krwi od potrzebnej do jego ożywienia, to nie dziwmy się, że nadal będzie stygło.

A teraz dodam czwartą rzeczywista przyczynę i zarazem uzasadnienie tego schłodzenia - oszacowanie wartości aktywów polskiej gospodarki na minimalnym poziomie, aż do nieomal zupełnej deprecjacji. Pamiętamy ówczesną, z uporem maniaka powtarzaną propagandę nic nie wartej, nie konkurencyjnej komunistycznej gospodarki. 
"SSS" nie przypadkowo przyjmowali tak niską wartość aktywów polskiej gospodarki. Przecież przed panem Leszkiem Balcerowiczem były najpierw paryskie i londyńskie rokowania w sprawie konwersji polskiego zadłużenia, a później jeszcze FOZZ. W czasie negocjacji w takiej sprawie konieczne jest wskazanie wierzycielom zabezpieczenia w formie dysponowanych prze dłużnika aktywów. Im wartość tych aktywów mniejsza, tym warunki spłaty trudniejsze, a suma rat spłaty finansuje wyższe oprocentowanie długu. No i skutek tak negocjowanej konwersji spowodował łaskawe zmniejszenie kapitału polskiego długu, ale za to rabunkowe jego oprocentowanie. Mówiąc radykalnym skrótem: tow Gierek zapożyczył Polskę na czterdzieści miliardów USD, a Balcerowicz załatwił jej spłatę w kwocie 400 miliardów USD.
A niska, mocno zaniżona wartość aktywów i mała kwota pieniędzy w krwioobiegu polskiej gospodarki mogła wyczarować dziesięciokrotne powiększenie kwoty spłat, mimo numerycznej redukcji kapitału polskiego długu. Cwane, prawda?

Przypis:
Pisałem to, co pisałem w radykalnym, wręcz dramatycznym skrócie. Ale faktyczne proporcje między długiem, jego kapitałem i oprocentowanie, łącznie z suma harmonogramu spłat są w miarę dokładne, zgadzają się co do rzędu wielkości. Jeśli ktoś chce podłubać w internecie, to okaże się, że moje oszacowanie jest poprawne.
avatar użytkownika Krzysztofjaw

6. michael

Obecnie pracuję (nie sam) nad dziejami gospodarczymi Polski w latach 1970-2015. Praca strasznie trudna, bo nie mamy żadnych grantów a nieraz trzeba wyjeżdżać za granicę i "grzebać" w zagranicznych archiwach. Ale w sumie w miarę poznawania faktów "włos się może jeżyć na głowie".

Po 1988 (ustawa Wilczka i Rakowskiego) doprowadzono do uwłaszczenia się na polskim majątku dygnitarzy komunistycznych, którzy następnie sprzedawali to koncernom zagranicznym.

E. Gierek zostawił tysiące firm, które mogły być konkurencyjne wobec koncernów zachodnich i dlatego były łakomym "kąskiem" dla wrogiego przejęcia polskich firm.

Wbrew temu, co obiegowo mowi się o Gierku to on stworzył polski produktywny przemysł w latach 1970-1976 i na to połasiły się giganci biznesu międzynarowoego.

Często było tak, że kupowali tylko po to, aby tworzyć magazyny dla swoich produktów, przejąć znak towarowy lub po prostu doprowadzić do bankructwa polską firmę. Są na to setki przykładów.

Prywatyzacja "za złotówkę", bo zagraniczny inwestor da kapitał i know how. Bzdura totalna.

Masz rację, że dążono do obniżania wartości polskich firm, nawet poniżej ich wartości księgowej.

Ja na początku lat 90-tych też uległem tej propagandzie. Na szczęście na krótko.

Prywatyzacja "Balcerka" polegała na wrogim przejęciu polskich firm przez międzynarodowe koncerny a on robił wszystko, żeby ich wartość była jak najniższa.

Najśmieszniejsze jest to, że podobną filozofię prezentował też rząd D. Tuska. Nic się nie nauczyli.

Dam taki przykład złodziejstwa rządu Tuska. Państwowe uzdrowisko w Inowrocławiu zostało dokapitalizowane przez państwo w 2009 roku kwotą 8,2 mln złotych (tyle ile wcześniej wynosił jego kapitał zakładowy). Razem więc wynosił on około 16,4 mln złotych. Wartość majątku trwałego wynosiła dodatkowo kilka milionów złotych a poza tym zainwestowano aż 13 mln w utworzenie MedicalSpa. I co? Rząd Tuska sprzedał w 2010 roku to Uzdrowisko zaledwie za nieco ponad 20 milionów złotych. To się nadaje do prokuratury i CBA! A takich przypadków można podać więcej.

Nie daj Boże, żeby ponownie dorwali się do władzy, bo wtedy już nie będzie Polski.

Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)