Francja a Polska a Włochy

avatar użytkownika Tymczasowy

Nie tylko "Żółte kamizelki" są prezentem dla Polski, ale także obecne władze Włoch. A to przecież nie koniec, widzę następnych, którzy zrobią nam prezenty. Nawet PO zrobiła całkiem niezły ogłaszajóc bojkot TVP. Jak tak dalej pojdzie, to PiS nie będzie musiał się zbytnio wysilać. Jak to mówią: "Pieczone gołąbki lecą same do gąbki".

Dziś ukazał się w "Rzeczpospolitej" tekst dobrego merytorycznie i umiarkowanego Jędrzeja Bieleckiego. Jego tytuł: "Bielecki: Odwilż z Francją. Po dwóch i pół roku". Zaczyna się tak: "W poniedziałek do Polski przylatuje minister ds. europejskich Francji Nathalie Loiseau. To poważny krok ku poprawie zasadniczo zamrożonych od października 2016 r. stosunków". To jeszcze nie wszystko, bowiem w lutym 2019 r. ma przylecieć także Bruno Le Maire, minister godpodarki i finansów. Jeżeli dobrze pójdzie, to latem przyleci sam prezydent E.Macron.

Na to wszystko minister K.Szymański powiedział: "Chcemy przeprowadzić remanent spraw unijnych w relacjach polsko-francuskich...Będziemy rozmawiali o wszystkich kluczowych problemach Unii: nowym budżecie  po 2021, Brexicie, dyrektywie gazowej, polityce migracyjnej".

Red. Bielecki skomentował sprawę tak: "To byłoby ostateczne zamknięcie czasu kryzysu w stosunkach między oboma krajami, który zapoczątkowało odwołanie przyjazdu do Warszawy Francois Hollande'a. Prezydent zareagował w ten sposób na kontrowersyjne odwołanie przez polski rząd kontraktu na zakup helikopterów Caracali, co dla Francji miało być początkiem włączenia Polski do budowy europejskiej polityki obronnej". Pomińmy bzdurną końcówke tej wypowiedzi.

Dziennikarz sugeruje także przyczyny nagłej zmiany postawy Paryża wobec Polski. Leci to tak: "Jednak załamanie poparcia w kraju, a także odmowa Niemiec przeprowadzenia z Francją głębokiej reformy Unii, być może zmieniły podejście Macrona do Polski. W Paryżu zaczęto się zastanawiać, na ile w opozycji do Warszawy można skutecznie prowadzić polityke europejską".J.Bielecki, jak to wielu dziennikarzy mediów głównego nurtu zwykło czynić, pomija ważny element analizowanej sytuacji. Tym razem nazywa się on WŁOCHY.

Otóż od kilku dni  w Europie głośno jest o głęboim kryzysie w stosunkach francusko-włoskich. Dla odmiany wybrałem  tekst zamieszczony dziś w The Irish Times. Autorką jest Laura Marlow, a tytuł brzmi: "France and Italy's relationship is close to breaking point" (Stosunki francusko-włoskie są bliskie załamania). Mimo, że oba kraje są historycznie i kulturowo bardzo bliskie i wymiana handlowa pomiędzy nimi dziennie ma wartość 200 mln euro, to ostatnio mocno zazgrzytało. Francuskie MSZ wezwało na dywanik ambasadora Włoch. W zeszłym roku włoskie MSZ dwa razy zrobiło to samo z ambasadorem Francji. Jasne, że szło o uchodzców na łódkach na Morzu Śródziemnym.

Niedawno wicepremier Włoch Di Maio oskarżył Francję o hipokryzję i lanie krokodylich łez z powodu zatonięcia  170 emigrantów na  Morzu Śródziemnym. W dniu 20 I 2019 r. walnął z grubej rury:

"Jeżeli dziś ludzie opuszczają Afrykę, to z powodu pewnych krajów europejskich, głównie Francji,która nigdy nie zaprzestała kolonizowania tuzinów krajów afrykańskich...Francja drukuje pieniądze, kolonialnego franka w tuzinach krajów afrykańskich i dzięki temu one finansują dług Francji...Gdyby Francja nie miała kolonii afrykańskich, to byłaby 15 gospodarką świata, a plasuje się wśród czolowych gospodarek świata dzięki temu co czyni w Afryce".

Oczywiście nie mogło zabraknaąć nieocenionego wicepremiera Matteo Salviniego. On cały czas działa w dobrej sprawie. A to wezwał Francuzów do "wyzwolenia się od bardzo złego prezydenta w następnych wyborach europejskich', a to pojechał równo po dumie Farncuzów. Mianowicie oznajmił, że w czasie ostatnich piłkarskich mistrzostw Świata w Rosji kibicował Chorwacji w czasie meczu z Francją. Klarował to tak, że drużyna francuska miała tak wielu piłkarzy pochodzenia afrykańskiego, że w istocie nie była to drużyna francuska. No i dodał: "Tak samo myśli wielu Włochów". Przyznam się, że ja też.

Ten cały konflikt, który wybuchł z całą siłą, ma swoje drugie dno - gospodarcze. Otóż Włochom nie spodobala się wcześniejsza interwencja wojsk francuskich w Libii, byłej włoskiej kolonii. Ich dumę zraniono  również wtedy, gdy Francja przechwyciła firmy włoskie wartości 52.3 euro w latach 2006-2016, szczególnie w czasie kryzysu 2008 r.

A do tego, jakże miło jest posłuchać premiera Włoch Giuseppe Contiego, który bez pardonu walnął w Brukselę. Można to zobaczyć na video#1. 

Wiosna będzie nasza.

 

2 komentarze

avatar użytkownika Tymczasowy

1. https://www.youtube.com/watch

avatar użytkownika Maryla

2. Francja kontra Włochy, czyli


Francja kontra Włochy, czyli bitwa o duszę Europy. [ANALIZA]

Kto sieje wiatr

Czego nikt nie chce
jednak przyznać nad Sekwaną to to, że Macron sam rozpętał awanturę
z Rzymem, stawiając siebie w roli obrońcy liberalnej demokracji
na starym kontynencie i porównując nowe eurosceptyczne partie, jak
te współtworzące koalicję rządzącą nad Tybrem, do „trądu”. Jak
wielokrotnie podkreślał w Europie są tylko dwa rodzaje polityków –
postępowcy jak on sam oraz populiści jak Di Maio oraz lider Ligi
Północnej i szef MSW Włoch Matteo Salvini. Ci ostatni wyrastają jego
zdaniem ostatnio jak „grzyby po deszczu”, nawet tam gdzie „myśleliśmy,
że już nie wrócą”. „Oni widzą we mnie swojego wroga i mają rację”-
zadeklarował Macron tuż po tym jak wygrał wybory prezydenckie nad
Sekwaną, dzięki kampanii opartej na antagonizmie między nim a „wrogami
europejskiego status quo”, jak premier Węgier Viktor Orban. Utworzenie
nowego rządu koalicyjnego z Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligi Północnej w maju
ubiegłego roku Macron określił jako „nieszczęście”. A kto sieje wiatr,
ten zbiera jak wiadomo burzę. Francuski prezydent stał się ulubionym
celem ataków zarówno di Maio jak i Salviniego, a spór tylko się
zaostrzył wraz z rozpoczęciem kampanii przed majowymi wyborami
do Parlamentu Europejskiego. Główną kością niezgody jest imigracja. Rzym
ma Francuzom za złe, że bez jego zgody deportują nielegalnych
imigrantów do Włoch, przerzucając ich nocą przez granice, oraz to, że –
jak przekonują politycy włoskiej koalicji – w 2011 r. „bez ważnej
przyczyny” rozpętali konflikt w Libii w celu obalenia Muammara
Kaddafiego w toku Arabskiej Wiosny, za co cenę „płacą dziś głownie
Włosi”, bo są zalewani imigrantami z Afryki. Polityk Ruchu Pięciu Gwiazd
Alessandro di Battista domagał się za to od Macrona przeprosin,
w czasie programu na żywo we włoskiej telewizji. Inni włoscy politycy
mu wtórowali nazywając francuskiego prezydenta „popijającym szampana
Napoleonem” oraz „nieznośnym gadułą”. Francuzi zaś zarzucają Rzymowi,
że wysyła nielegalnych imigrantów z Sycylii i wyspy Lampedusa dalej nad
Sekwanę, łamiąc umowę Dublińską. Gdy latem 2018 r. toczył się w Unii
Europejskiej spór o działalność organizacji pozarządowych na Morzu
Śródziemnym i Włochy odmówiły przyjęcia 600 nielegalnych imigrantów
ze statku Aquarius francuski prezydent zarzucił władzom w Rzymie „brak
odpowiedzialności” oraz „cynizm”. W odpowiedzi włoski MSZ wezwał
francuskiego ambasadora na dywanik informując go, że „tu nad Tybrem nie
potrzebujemy zakłamanych pouczeń” od europejskich partnerów. „Prezydent
Francji traktuje uchodźców jak bestie. Mam nadzieję, że Francuzi szybko
pozbędą się tak fatalnego przywódcy” – napisał Salvini na Twitterze.
Francuski prezydent odparł na to, że polityka Włoch „wywołuje
u niego mdłości”.

Prowokacje i twarde interesy

Jak twierdzi
dziennik „Le Monde” francuski prezydent, chcąc uniknąć dalszej
eskalacji, nakazał swoim ministrom nie reagować na prowokacje płynące
z Rzymu. A minister ds. europejskich Nathalie Loiseau zaznaczyła,
że Paryż nie zamierza konkurować z Włochami o to, „kto jest głupszy”.
Łatwo powiedzieć, trudno wykonać jak się okazało, bowiem gdy Di Maio
zadeklarował, że to Francja jest winna kryzysu imigracyjnego, i tysięcy
utonięć na Morzu Śródziemnym bo do dziś utrzymuje kolonie w Afryce,
które drenuje z zasobów, francuskie MSZ zareagował ostro, nazywając
wypowiedzi wicepremiera Włoch „wrogim i nieuzasadnionym”. Czarę goryczy
zaś przelała wizyta Di Maio na początku lutego w podparyskim Montargis,
gdzie odbył rozmowy z przedstawicielami tzw. żółtych kamizelek.
Towarzyszył mu Di Battista, jeden z przywódców Ruchu Pięciu Gwiazd.
Paryż odebrał to jako próbę ingerencji w wewnętrzną politykę Francji
i „zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego”. Oraz za obrazę majestatu
oczywiście, bowiem Di Maio nie omieszkał przy tej okazji wspomnieć
o „wietrze przemian, który przekroczył Alpy”. Nowa wojna galijska – jak
nazywają ją francuskie media – osiągnęła swój punkt kulminacyjny.
Francja wycofała swojego ambasadora na konsultacje. Komu się wydaje,
że w tym wszystkim chodzi tylko o kwestie ideologiczne – przedstawiciele
dwóch wrogich obozów zwalczający się nawzajem – myli się. W tle
są oczywiście także twarde interesy, wokół których pojawiały się
napięcia już wówczas, gdy gospodarzem Pałacu Elizejskiego nie był
Macron, a o istnieniu Di Maio czy Salvini jeszcze nikt nawet nie
słyszał. W 2008 roku Air France-KLM wycofał ofertę kupna bliskiej
bankructwa włoskiej linii lotniczej Alitalia, uniemożliwiając tym samym
powstanie wspólnego francusko-włoskiego przewoźnika. Ówczesny premier
Silvio Berlusconi osobiście zablokował deal, tłumacząc to potrzebą
ochrony rodzimego biznesu. Alitalia została wprawdzie następnie
sprywatyzowana, ale do dziś przynosi wyłącznie straty. Teraz znów toczą
się rozmowy w sprawie przejęcia przez Francuzów 20 proc. udziałów
w spółce, ale entuzjazm Air France, jak twierdzi dziennik „Il Sole
24 Ore” znacznie zmalał wobec politycznej wojny na górze. Francuzi zaś
długo bronili się przed przejęciem połowy udziałów we francuskiej
stoczni STX France w Saint Nazaire przez włoską grupę Fincantieri.
Macron w lipcu 2017 r. nawet przejściowo znacjonalizował stocznię, aby
nie trafiła w obce ręce. W końcu się jednak ugiął i deal został
sfinalizowana w sierpniu u.r. Jednak tarcia między Paryżem a Rzymem mogą
negatywnie wpłynąć na współpracę pomiędzy francuskim Naval Group
a włoską spółką. Podobnie jak traktat z Akwizgrany, zawarty w styczniu
między Francją a Niemcami, który wymierzony jest m.in. w populistyczne
rządy w Europie, na czele z rządem Włoch i jego wicepremierem Matteo
Salvinim. Paryż i Rzym od jakiegoś czasu prowadzą rozmowy nad
francusko-włoskim sojuszem wojskowego przemysłu stoczniowego. Teraz mogą
one stanąć w miejscu. A Paryż może do współpracy w tej dziedzinie
wybrać Londyn zamiast Rzymu.Okładka brytyjskiego pisma

(..)

Jednym z powodów jest spór z Unią Europejską o włoski budżet. Salvini
i Di Maio chcieli zwiększyć deficyt do 2,4 proc., ale Bruksela
zakwestionowała możliwość sfinansowania takiego deficytu, gdy dług
publiczny wynosi 131 proc. PKB. Rzym poczuł się niesprawiedliwie
potraktowany, szczególnie wobec Francji, która regularnie łamie reguły
z Maastricht i przekracza próg 3 proc. deficytu, ale nigdy, jak
stwierdził gorzko Salvini, nie jest za to karana. Także i w tym roku
Francja będzie miała deficyt przekraczający 3 proc. PKB. Te podwójne
standardy stosowane przez Unię rozsierdziły Włochów. „Wrogowie Europy,
którzy zabarykadowali się w brukselskim bunkrze” - mówił o Komisji
Europejskiej Salvini. Rzym, w szczególności Ruch Pięciu Gwiazd,
potrzebuje więc pilnie sukcesów. Takim sukcesem byłby dobry wynik
w eurowyborach. Do Maio chciałby stworzyć własną frakcję w PE, do której
zamierza wciągnąć francuskie żółte kamizelki, które pracują obecnie nad
własną listą wyborczą. Stąd wizyta w podparyskim Morangis. To jest
także powodem dlaczego relacje na linii Paryż – Rzym się w najbliższym
czasie raczej nie poprawią. Nie pozwala na to logika elektoralna,
no i ewidentna rozbieżność ideowa. W końcu pogorszenie stosunków
włosko-francuskich nakłada się na rozłam polityczny, jaki dzieli Unię
Europejską. Dziwi natomiast tak ostra reakcja Macrona na spotkanie
lidera Ligi z żółtymi kamizelkami. Ingerowanie w wewnętrzne sprawy
innych państw nie jest przecież na naszym kontynencie niczym nowym.
Politycy „starej Europy” pozwalają sobie na to regularnie. Macron
skomentował rządy PiS słowami: „Polacy zasługują na więcej”, a działacze
KOD, którzy przecież otwarcie nawoływali do obalenia rządu nad Wisłą,
nie raz gościli za Odrą, na imprezach organizowanych przez niemieckie
fundacje, finansowane z budżetu państwa. Przykłady można mnożyć
w nieskończoność. Najwyraźniej tak zwani „populiści” odrobili lekcję
i stosują teraz tą samą metodę. I elitom starej Unii nie pozostaje chyba
nic innego niż się do tego przyzwyczaić. 

autor:

Aleksandra Rybińska


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl