Prawdziwego wroga nie da się pokonać jedną bitwą, rodacy!

avatar użytkownika Docent zza morza

 

Słusznie chlubimy się naszymi dwoma wielkimi sukcesami militarnymi, ratującymi cywilizację europejską:

  • Odsieczą Wiedeńską roku 1683
  • oraz Bitwą Warszawską roku 1920. 

Faktycznie, spektakularnie pobiliśmy tam wroga, ale czy aby na pewno go wtedy zatrzymaliśmy „na amen”....?

Czy naprawdę wystarczyła jedna wielka szarża husarii pod Wiedniem albo jedna podobna do niej szarża armii znad Wieprza na tyły nacierających bolszewików, by kompletnie rozbić hordy wroga i zlikwidować niebezpieczeństwo?

image

Takie jest niestety dziś powszechne przekonanie rodaków – że wystarczy raz się zmobilizować i rzucić na wroga - bo jakże słuszne celebrowanie wspomnianych zwycięstw niepostrzeżenie (i chyba niezamierzenie...?) usuwa w cień dwie kolejne bitwy tamtych wojen, które dopiero „dokończyły robotę”, tym razem już do końca rozbijając ciągle groźnego wroga –

image

Stąd bierze się, moim zdaniem, to dzisiejsze romantyczne przeświadczenie, że jak, z bożą pomocą, naturalnie - "raz, a dobrze” - damy łupnia wrogom Polski, to niebezpieczeństwo samo zniknie...

Wygląda na to, że tak właśnie potraktowano dubeltowy sukces roku 2015 – ... bo „Polska już nasza”...???

I dlatego niepokoi mnie dzisiejsza postawa „Nowogrodzkiej”, uśpionej sondażami i zbyt pobłażliwie traktującej apele „totalsów”o krwawą rewoltę w Polsce – bo „końcowe zwycięstwo i tak mamy już jak gdyby w kieszeni”...

Ale jednorazowe wygranie wyborów nie wystarcza – bo do przebudowy Polski trzeba kolejnych systematycznych sukcesów przy urnach – ale przede wszystkim potrzeba powszechnej pozytywistycznej świadomości, że „daleka droga przed nami” i przyjdzie się nam jeszcze wiele natrudzić „pod Parkanami” i „nad Niemnem”...

Bo pokonać wroga Polski raz (np. w wyborach) to za mało...

...bo zawsze trzeba mu przyłożyć drugim sierpowym, tak by długo nie mógł się podnieść...

Uwierzę, że rodacy odrobili tą historyczną lekcję,

gdy planowo i systematycznie zacznie się prowadzić wojnę cywilizacyjną z infekcją marksizmu kulturowego 

(którego"totalsi" oraz ich przybudówki są jedynie najbardziej krzykliwą emanacją)

w "naszych" polskich instytucjach:

szkołach, ministerstwach, sądach, mediach,

ale przede wszystkim na uczelniach...

bo one wszystkie – na podobieństwo swych europejskich i amerykańskich odpowiedników,

są dziś tak spustoszone  marksistowskim „długim marszem przez instytucje”

- że niezależnie od jednostkowych wysiłków,

aż kipią od antypolonizmu,

niekiedy posuwając się aż do walki z polską racją stanu.

Ale by do tego dojść mogło, to najpierw musimy zdefiniować cele i naturę przeciwnika, jego perfidne metody rozkładania nas od środka oraz zakres szkód już przez niego wyrządzonych:

- => Cele marksistów kulturowych

- => Metody marksizmu kulturowego

- =>  Multi-kulti to samo zło

No i nie powinno się zapominać o starej prawdzie, że do sukcesu zawsze potrzebujemy sprawdzonych sojuszników... tak jak kiedyś „koroniarze”na polu bitwy nie mogli się obyć bez wsparcia „litwinów” i „rusinów”...

image

- => Viktor Orban walczy o nową Europę

P.S.  Bo nie wystarczy tylko dopaść gada i mu przyłożyć - trzeba go jeszcze skutecznie dobić... (najlepiej osinowym kołkiem kultury).

2 komentarze

avatar użytkownika michael

1. Nasz długi marsz - Chyba jednak wiemy, że tak trzeba

Nasz poprzedni długi marsz trwał przez ponad sto lat, aż do 1918 roku. Tu i teraz współczesne odzyskanie samodzielnej strategicznej sterowności zapewne będzie potrzebowało nieco krótszego czasu, choć już teraz faktycznie mamy do czynienia z dość długim marszem trwającym, w zależności od tego jakie procesy historyczne bierzemy pod uwagę. 
Może być tak, że uznamy iż nasza Niepodległość została nam ponownie odebrana we wrześniu 1939 roku i od tego czasu znów jesteśmy w drodze ku suwerenności. Jeśli jednak uznamy, że myślimy o ostatnich sukcesach politycznych w roku 2015, to szybko okazuje się, że ten sukces wymagał systematycznej pracy i strategicznych przygotowań, przez ładnych parę lat. Był już czas poprzednich rządów PiS w roku 2007.
Tak gdy rozważamy tylko kryterium czasu.
Można jednak zastanawiać się nad tym CO JEST DO ZROBIENIA, co trzeba osiągnąć aby polska Niepodległość stała się zjawiskiem w miarę stabilnym. 

Tych procesów, które muszą być przeprowadzone jest bardzo dużo, dzieją się równocześnie, a czas osiągnięcia każdej nich potrzebnej Polsce dojrzałości jest inny. Na przykład,biorąc jako przykłady dwa takie procesy, jeden nieomal powszechnie znany, a drugi taki, o którym mało kto wie i docenia jego znaczenie.
  1. Pierwszy, to proces dochodzenia do prawdy o smoleńskiej zbrodni roku 2010. Pięć dni temu obchodziliśmy setną miesięcznicę, już prawie pół roku upłynęło od zrealizowania "Raportu technicznego" - [link]. Postępowanie dowodowe trwa, od czasu do czasu pojawiają się kolejne informacje.
  2. Drugi proces, ten zupełnie nieznany, to wymiana kadr administracji państwowej, samorządowej i na przykład sądowniczej, albo przynajmniej statystyczna korekta przeciętnej mentalności urzędniczej.
  3. Jest jeszcze inny proces  stwarzania konstytucyjnych zmian od których zależy możliwość skutecznego przeprowadzenia zasadniczych reform, tak aby Polska stała się państwem poważnym. Do zrealizowania tego programu konieczne jest osiągnięcie konstytucyjnej większości parlamentarnej.

Można ciągnąć taką wyliczankę w nieskończoność...

Mam wrażenie, że ludzie z Nowogrodzkiej doskonale o tym wiedzą.
Znacznie trudniejsze jest uporanie się z niecierpliwością obywateli, którzy chcieliby, aby zmiany biegły szybciej, dużo szybciej.

avatar użytkownika Docent zza morza

2. @ michael

Dziękuję za, jak zwykle, wnikliwy i mądry komentarz.
Serdecznie pozdrawiam.