Brytyjski szpieg w Polsce

avatar użytkownika Tymczasowy

  Nie wszystko jest tak, jak sie nam wydaje. Nie wszystko zloto, co sie swieci. Latwo jest dac sie nabrac. Tak jest prawie zawsze, oczywiscie zwykle w malym stopniu, w przypadku wspomnien i autobiografii. A tego typu ksiazek traktujacych o politykach i wojskowych mam sporo w swojej domowej biblioteczce, bo lubie. Ich bohaterzy zwykli upiekszac swoje zachowania i dokonania. Nalezy wiec brac pewna na to poprawke.

Mniej wiecej pol roku temu wybralem sie na spotkanie bohatera wspomnien z czasow Zimnej Wojny, Kanadyjczyka Lawrence Foxa. Na plakatach zapowiadano, ze mial przygody jak James Bond. Jak sie okazalo byl to niskiego wzrostu starszy pan o drobnej posturze. W czasie wystapienia brakowalo mu luzu. Takze wtedy, gdy dpowiadal na pytania sluchaczy, ktorzy wykazywali wrecz nabozny szacunek.

Agent terenowy Fox sluzyl w brytyjskiej MI-6 (to brytyjskia CIA) i przeprowadzil szereg akcji poza Zelazna Kurtyna; dwa razy w Polsce, raz w ZSRR, raz na Wegrzech i raz w Czechoslowacji. Akcentowal swoje wyszkolenie, bezwzglednosc i brutalnosc. W Polsce zabil dwoch agentow KGB, dwoch  scigajacych go zolnierzy sowieckich oraz dwa psy-dobermany. Wiadomosc ta sprawila, ze bardziej sie wciagnalem. Wraz z tym nabralem pewnych podejrzen.Jedna byla nieco bardziej skomplikowana, wiec jej nie poruszylem. Natomiast zamiast pytania wyglosilem nastepujace stwierdzenie:"Prowadzil pan akcje szpiegowska na terenie kilku krajow srodkowo-europejskich i w Zwiazku Radzieckim, czyli zna Pan jezyki obce dosc trudne do nauczenia sie dla Anglikow". Agent Fox po dluzszej chwili milczenia odpowiedzial, ze nie znal tych jezykow. I na tym stanelo. Inni sluchacze, gdyby chcieli, sami mogli wyciagnac wnioski.

Kilka dni temu nastapil dalszy ciag sprawy. Otoz wpadl w moje rece egzemplarz wspomnien agenta L.Foxa. Moglem wiec zapoznac sie dokladniej z caloscia, gdyz na wspomnianym spotkaniu tej ksiazki nie nabylem. Oto jej dane: Robert Popple, "Cold War Warrior:Canadian MI-6 Agent Lawrence Fox",Friesen Press,Victoria 2016. Wstep napisal znany kanadyjski wojskowy Major-General Lewis MacKenzie, C.M,O.Ont.,M.S.C..and Bar,C.D. Wstep byl krotki i ogolnikowy. Wspomnial w nim, ze Fox opisuje sie jako szpieg-kurier, ktore to okreslenie jest niezbyt znane publicznosci.

By nie marnowac czasu od razu przeszedlem do rozdzialow traktujacych o akcjach w Polsce. Za pierwszym razem, w 1962 r.  Wojownika Zimnej Wojny przewiozla na polski  brzeg Baltyku angielska lodz podwodna. Eskapada zaczela sie od rzeki Tamizy i chyba byla pod zlym znakiem, gdyz ktos zdradzil i agnet fox noszacy pseudonim sluzbowy "Lynx" musial ich zabic. To skomplikowalo cala niezwykle wazna misje jak bylo przewiezienie rodziny "wysokiej rangi cywila" Pana Petroffa, ktory "prawdopodobnie byl bliskim wspolpracownikiem  Lecha Walesy we wczesnym etapie tworzenia Ruchu "Solidarnosci". Grozilo mu aresztowanie.

Udala sie Lynxowi misja ocalenia zony Pana Petroffa, Mariny, 6-letniej corki, Zofii i 13-letniego syna Edwarda. Ten ostatni okazal sie nadzwyczaj przydatny, gdyz w czasie jazdy samochodem z Warszawy do Gdanska swietnie zastapil nieobecnego pilota. Dzielny syn bohatera "Solidarnosci"-wspolpracownika pozniejszego prezydenta Polski, Lecha Walesy, znal wszystkie lokale konspiracyjne polskiego Podziemia, a przeciez gdzies po dodze dwa razy trzeba bylo przenocowac.

Druga akcja szpiegowska w Polsce agenta Bonda Foxa-Lynxa, przeprowadzona latem 1967 r.,  mrozila krew w zylach. Ta pierwsza, w porownaniu z nia, to kromka chleba z maslem. Nosila ona kryptonim "Operacja Grot". Polegala na tym, ze Lynx po przerzuceniu ladzia podwodna na brzeg Baltyku mial w dwa dni dojechac pociagiem z Gdanska do Warszawy, odebrac z rak polskiego podziemia fiolke z mikrofilmem i nastepnie w dwa dni wrocic na wybrzeze i zaokretowac w czekajacej blisko brzego angielskiej lodzi podwodnej. Zawartosc mikrofilmow byla tak wazna, ze po udanej akcji przedstawiono Foxa-Lynxa premierowi Wielkiej Brytanii H.Wilsonowi.

Po dojechaniu do Warszawy Fox zlapal taksowke i glosno podal dokladnie wyuczony adres w srodmiesciu.Na szczescie taksowkarz rozpoznal po akcencie Anglika i po przyjezdzie pod wskazany adres zatrzymal sie tylko na moment i pojechal dalej. Poinformowal Lynxa, ze dzis w tej okolicy jest zatrzesienie agentow KGB. Pokazal mu nawet dyskretnie kilka parek. Na to Fox podal mu dokladny adres w ramach Planu B. Po dowiezieniu wreczyl taksowkarzowi plik banknotow. Z ciekawosci zapytal dzielnego Polaka czy czasem nie dziala on w Podziemiu. Ten odparl, ze nie, ale zna kilku. Na koniec tajny agent Lynx poprosil taksowkarza, by "grzecznie" (kindly) zapomnial adres lokalu konspracyjnego lokalu, na co rozmowca z radoscia przystal. Po prawdzie, nie musialby  o to prosic, gdyby zamiast podawania dokladnego adresu tajnego lokalu, kazal sie zawiezc na sasiednia ulice czy nawet troche dalej.

A potem to juz bylo "Leci jak na Szczecin". Fox mial w dwa dni dotrzec do Gdanska, ale zajelo mu to dni dziewiec. To zabraklo paliwa w jednym czy innym ukradzionym samochodzie, to ukradziony kon po prawie calej nozy jazdy zdecydowal sie zawrocic do domu, to KGB i wojsko rosyjskie znalazlo sie na goracym sladzie. A bylo do przebycia 450 km. Cale szczescie, ze na te dluga trase Podziemie zaopatrzylo lynxa w mapy sztabowe, gdzie zaznaczona byla kazda sciezka i drozka. ilez kilogramow to moglo wazyc? Tak czy inaczej, mapy bardzo pomogly, bo jak wiadomo, w tamtym czasie na polskich drogach bylo pelno kontrolnych posterunkow, szlabanow itp. Latwo bylo sie nadziac.

Fox mial duzo szczescia, ze czekajaca lodz podwodna nie odplynela. Wszak znajdowala sie na wodach terytorialnych Polski i musiala co dobe sie wynurzac w celu zaladowania akumulatorow. A jak sie Lynx dostal na jej poklad? Po prostu, od samego wyladowania nosil w plecaku gumowy ponton, ktory napelnil szybko, takze noszona w plecaku, butla z powietrzem. Nastepnie wioslujac rekoma dotarl do okretu podwodnego i zastukal w jego poklad. "Kto tam?" - padlo pytanie wygloszone ze szkockim akcentem. "Lynx" - odpowiedzial bohater tej opowiesci.

Prawde mowiac, nie znam szczegolow sluzby agentow-kurierow i funkcji przez nich pelnionych. Na zdrowy rozum, to bym wyslal jednego polakiego konspiratora pociagiem do Gdanska. Tam moglby przekazac fiolke z mikrofilmami jakiemus zatrudnionemu przez wywiad angielski marynarzowi ze statku jakiejs politycznie obojetnej bandery. Inny pomysl, to przewiezienie fiolki w poczcie dyplomatycznej. W ten to sposob uratowalyby swoje zycie dwa piekne psy-dobermany.

 

napisz pierwszy komentarz