"Wyklęty" - wrażenia mailem prosto z seansu. Recenzja

avatar użytkownika kazef

1 marca 2017 r. w Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych uczestniczyłem w przedpremierowym pokazie filmu Konrada Łęckiego "Wyklęty" w katowickim kinie "Światowid". Po seansie reżyser oraz dwaj aktorzy odtwarzające główne role: Wojciech Niemczyk (tytułowa rola - Franciszek Józefczyk "Lolo") i Robert Wrzosek (ubek Jaskóła) mówili o filmie i odpowiadali na pytania.

Film natychmiast poleciłem kilku znajomym, zachęcając do odwiedzenia kin.

Wczoraj, 12 marca, otrzymałem następującego maila:

Szanowny Panie Krzysztofie,

Byłem, widziałem, zrozumiałem.

W mojej ocenie świetny film, trafiający przekazem w realia tamtych czasów i przenoszący widza w tragizm wyborów tamtego pokolenia. Chociaż podczas seansu denerwowały mnie dłużyzny i brak jakiejkolwiek akcji . Po seansie i przemyśleniach doszedłem do wniosku, że był to przekaz artystyczny beznadziejności położenia tych ludzi i rozterek, jakie nimi targały.

Dla mnie osobiście ten film również potwierdził mi, że byłoby wielkim błędem gdybym w stanie wojennym wybrał ucieczkę z wojska z bronią w ręku do lasu lub jakieś meliny i walczył z komuną zbrojnie. Chodziły mi po głowie takie pomysły w tym czasie. Nie miałoby to szans na sukces. Anachronizm.

Były znacznie skuteczniejsze formy walki z tym systemem. Ale to jeszcze nie czas, żeby o tym pisać.

W każdym bądź razie dziękuję za rekomendację tego obrazu. Namówiłem dobrego znajomego z żoną i mojego niemieckiego przyjaciela na wspólne obejrzenie tego filmu. Całe to towarzystwo ma delikatnie mówiąc odmienne poglądy polityczne od moich. Po obejrzeniu tego filmu byli pod wielkim wrażeniem. Żona znajomego (z zawodu lekarz) płakała na filmie. Dyskutowaliśmy ponad dwie godziny po seansie. Widziałem, że walka Polaków z komunistami pokazana w tym filmie i metody UB poruszyły ich.

Ta dyskusja była dla mnie dowodem na to, że takich filmów (na tym poziomie) powinno powstać więcej. Tak łatwiej trafić do szeroko rozumianych widzów. Jest wielka robota do odrobienia w tym kierunku.

(NN)

Moja odpowiedż, 13 marca

Szanowny Panie (NN),

bardzo dziękuję za relację i cieszę się, że film sie podobał. Dobrze, że wziął Pan znajomych i fabuła zrobiła na nich wrażenie.

Na moim seansie po projekcji było spotkanie z rezyserem, odtwórcą głównej roli i aktorem grającym ubeka.

Reżyser ma w planach film o Piwniku-Ponurym, nabył prawa do ksiazki Cezarego Chlebowskiego "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie" - powiedział to odpowiadając na moje pytanie. Na pytanie o to, czy nie boi się ostracyzmu środowiskowego powiedział mniej więcej: nie boję sie, dlaczego ja miałbym się bać? To tamci powinni się bać ostracyzmu, a nie my, którzy kręcimy patriotyczne filmy. Było pytanie o wątek żydowski - takie były realia - powiedział - gdyby w UB byli Szwedzi albo Hiszpanie, pokazałbym że są Szwedami i Hiszpanami. Było zastrzeżenie o nadmiar wulgaryzmów, na co wstał nauczyciel, który przyprowadził na film 4 gimnazjalistów i powiedział, że jego uczniowie nie są zażenowani, bo nie takie słowa słyszą wokół na ulicy, a film im się bardzo podobał. Bylo pytanie o pokazanie tylko jednej postaci sowieta, na dodatek wypadł on dość neutralnie. Reżyser: gdyby chciec pokazać więcej sowietów, potrzebne byłyby dodatkowe mundury i pojawiłyby się koszty.

FIlm powstal w wielkich bólach za jedyne 2,5 mln zł., ekipa opłaciła to zdrowiem. Była minimalna ilość dubli, tania pirotechnika - moim zdaniem wypadła w filmie bardzo dobrze. Dopiero po zmianie władzy pojawiły się firmy, które zasponsorowały film. Ale większość środków pochodziła ze zbiórki od zwykłych ludzi. Film kręcono przez 3 lata, 60 kilka dni zdjęciowych, wszystko w okolicach Kielc. Mamy na ekranie polskie cztery pory roku w całej okazałości i piękno rodzimej przyrody. Aktorzy po 2 latach musieli przypominać sobie postacie i od nowa wchodzić w role.

 

Powinno być takich filmów jak najwięcej, bo wtedy nie byłoby pytań, że czegoś nie pokazano. Możnaby było skupic się na jednym wątku. Byłyby też zbyteczne wątki współczesne - nie trzeba byłoby pokazywać uhonorowania przez prezydenta (aktor podobny do prez. Kaczyńskiego). Nie byłoby też wątku z procesem ubeka - reżyser wzorował się na procesie Humera pokazanym w filmie dokumentalnym "Humer i inni" Aliny Czerniakowskiej. Ale taką mamy polityczną, komunistyczną i ubecką rzeczywistość, że wciąż trzeba tłumaczyć, że Wyklęci byli bohaterami. Stąd wątek mocno osadzający przekaz we współczesności.

Reżyser powiedział też, że nie miał zamiarów pokazywać żadnych psychologicnych dylematów ubeków. Mieli byc pokazani jako najgorszy element - zgodnie z prawdą, bez szukania jakichś usprawiedliwień i uwarunkowań, które widać np. w filmie "Generał Nil".

 

Ignacy Gogolewski nie chciał zagrać Humera, chciał grać kogoś innego. Moim zdaniem miał rację. Ma zbyt ciepły wizerunek, nie potrafił zagrac bestii.

Mam plakat z autografami reżysera i aktorów. Widzę w tym filmie pewne niedoróbki scenariuszowe, np. scena z pożegnaniem ojca idącego na wojnę w 1920 r. nie została potem dostatecznie wykorzystana w dalszej części filmu. Zbyt wiele publicystycznych, pojedynczych wątków, które nie tworzą narracji. Widzę chwilami niedoskonałości warsztatowe - pewnie gdyby wydać dodatkowy milion, za montaż zabrałby się jakis fachowiec z pierwszej ligi. Film mi się nie dłużyl. Piękna sceneria, kadry wzorowane na oryginalnych zdjęciach (np. na słynnej fotce Łupaszki idącego z oddziałem wzdłuż polnej drogi). Dobrze zagrany przez nieznanych aktorów,  na czele z główną rolą wzorowaną na Lalku. Scenariusz był pisany z myślą o tym właśnie aktorze.

Te moje krytyczne uwagi to jednak drobnostki. Cały obraz uważam za bardzo udany. Z odpowiednią, patriotyczną wymową. Powtórzę: jak najwięcej takich filmów.

 

Pozdrawiam serdecznie

 

 

 

 

 

 

 

 

12 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @kazef

jak najwięcej takich filmów.
Trzeba się przebić, bo jak nie teraz, to już nigdy nie będzie klimatu.
'Dobra zmiana" w kinematografii nie przebiła się, dotacje idą na gnioty lewackie.
Już przeszło rok, a nie widać nawet znaków dobrej zmiany, choc niby jest Fundusz i niby jest kasa do dyspozycji.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

2. @

Kuriozalne zarzuty: Ten film szkaluje moje nazwisko - mówi kielecki radny Jan Gierada. Chodzi o to, że jeden z ubeków nosi jego nazwisko. Gierada grozi sądem. Nie godzi się na dalsze rozpowszechnianie filmu w obecnej postaci i chce, żeby tuż przed i po projekcji filmu wyświetlano tekst zawierający przeprosiny i odpowiednie sprostowanie.

Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/kultura/film/a/awantura-o-film-wyklety-w-kielc...

Jan Gierada w latach 1999–2015 dyrektor naczelny Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, wieloletni radny tego miasta, należał do PZPR, Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej i SLD. W 2015 został wykluczony z SLD, m.in. ze względu na „szkalowanie dobrego imienia organizacji oraz jej organów statutowych, a także głosowanie niezgodnie z zaleceniami Rady Miejskiej SLD”

avatar użytkownika kazef

3. @Maryla

PKO BP wycofało ostatnio wszelkie reklamy z TVNu. Mówi się, że dla Wiertniczej oznacza to ubytek kilkunastu milionów złotych rocznie. Co z innymi spółkami Skarbu Państwa? Konrad Łęcki po tym co pokazał w "Wyklętym", powinien natychmiast dostać środki na kolejny film.

avatar użytkownika Tymczasowy

4. Na poczatku stanu wojenngo

jeden czlek powiedzial rozradowany:"Myslalem, ze choc czesc z was pojdzie do lasu".
Oni zacofani, przeciez jezeli juz, to lepsza bylaby partyzantka miejska w stylu "tupamaros".

avatar użytkownika kazef

5. @Tymczasowy

Wypowiedż tego człeka... Ciekawe, czy Jaruzelski myślał, że ludzie pójdą do lasów.

avatar użytkownika Tymczasowy

6. Jaruzelski tradycyjny

Rozkazal wystawic warty na klatkach schodowych w domach zamieszkalych dla wojskowych. "Wiedzial" jak posel przymanowski, ze tajne instrukcje dla zbrodniczej organizacji NSZZ "Solidarnosc' nakazywaly wycinanie dzieci wojskowych patriotow do wysokosci oski kola. Jak w dawnych, wojen kozackich, czasach.
A ja potem, jkak juz warty zniesli, wpadalem do okolicznych blokow malujac ulubione: "Junta Juje" i "PZPR do ZSRR".
Pozdrawiam.

avatar użytkownika kazef

7. @Tymczasowy

A im się w kółko wydaje i próbują pisać doktoraty o tym, że te 10 mln. ludzi w Solidarności to chciało tylko kiełbasy i podwyżek.
Pozdrawiam

avatar użytkownika kazef

8. Jerzy Wolak „Wyklęty”.

Jerzy Wolak

„Wyklęty”. Poolacyy, doo kinaa – marsz!

Data publikacji: 2017-03-16 06:00
Data aktualizacji: 2017-03-16 12:19:00
„Wyklęty”. Poolacyy, doo kinaa – marsz!
Źródło: wyklety.pl

„Wyklęty” dostarcza najprostszej odpowiedzi na pytanie: dlaczego w Polsce jest dziś tak, jak jest? Otóż, dlatego, że siedemdziesiąt lat temu zdarzyło się to, co się zdarzyło. Po szczegóły zapraszam do kina.

 

Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Hura! Oto po bez mała trzydziestu latach od rzekomego odzyskania niepodległości, suwerenności, wolności (i wszelkich innych ości, co tam kto odzyskał…) na wolne, niepodległe i suwerenne jak wszyscy diabli ekrany kin w Polsce wszedł wreszcie film z gatunku „histopat”, który można od początku do końca obejrzeć bez zażenowania, bez większych wątpliwości zaakceptować jego treść i przesłanie, bez wstydu polecić go znajomym. Krótko mówiąc: polski film historyczno-patriotyczny bez obciachu!

 

Tak jest – w prostych, żołnierskich słowach – „Wyklęty” to świetny kawałek kina. Konrad Łęcki przywraca mocno nadwątloną wiarę w możliwości polskiego filmotwórstwa. A przy okazji potwierdza starą zasadę, iż liczy się nie kasa, lecz głowa – nie środki przebogate, tylko sensowny pomysł i chęć zrobienia dobrego dzieła. Kierując się tą właśnie zasadą ekipa Marcina Kwaśnego (producenta filmu) stworzyła obraz, który śmiało może konkurować z produkcjami hollywoodzkimi, a niejedną z nich (nawet tych Oskarowych) wyraźnie przewyższa.

 

Kiedy więc czytacie, że „Wyklęty” to dzieło nieudane, nie wierzcie. Piszą to publicyści żywotnie zainteresowani tym, by Polacy po wieczne czasy myśleli kategoriami Peerelu. Kiedy słyszycie, jak wyliczają rzekome słabe punkty filmu, nie wierzcie. Czynią to krytycy patrzący na świat przez czerwone okulary. Kiedy docierają do was utyskiwania na znikomą wartość artystyczną tego typu produkcji, nie wierzcie. Mówią to animatorzy kultury, których horyzonty intelektualne i estetyczną wrażliwość wyznacza anatomia i fizjologia. Najlepiej więc w ogóle nie opierajcie się na żadnych opiniach – również na tej, którą właśnie czytacie – tylko idźcie do kina, by się organoleptycznie przekonać, że na taki właśnie obraz czekaliście długie lata.

 

Ciekawa historia o Historii

W „Wyklętym” wielka Historia i ciekawa historia splatają się w mocny węzeł, tworząc w efekcie wciągającą, dynamiczną opowieść. W oparciu o dosyć luźno potraktowane motywy życiorysu sierżanta Józefa Franczaka „Lalka” film w syntetyczny sposób ukazuje sytuację ostatnich żołnierzy Rzeczypospolitej w obliczu nieuchronnej eksterminacji. Zupełnie jak w drugiej „Obławie” Jacka Kaczmarskiego:

 

Strzelców twarze pijane w drzew koronach znad luf,

Wrzący deszcz wystrzelonych ładunków!

To już nie polowanie, nie obława, nie łów!

To planowe niszczenie gatunku!

 

Młody akowiec (kierowany zapewne idiotycznym rozkazem ostatniego komendanta Armii Krajowej) postanawia się ujawnić (najprawdopodobniej po to, by – zgodnie z intencją swego najwyższego dowódcy – „dalszą pracę i działalność prowadzić w duchu odzyskania pełnej niepodległości państwa”). Jednak bliższy kontakt z ludową władzą natychmiast pozbawia go wszelkich złudzeń – śmierci uniknął tylko dlatego, że ciężarówka wioząca go (w postaci krwawej miazgi) przypadkowo wpadła w zasadzkę Wojska Polskiego. Z ran wylizał się szybko, a jeszcze szybciej podjął decyzję, iż nigdy więcej nie wpadnie żywy w czerwone szpony. Przystał więc do oddziału, by odtąd dzielić jego dole i niedole, coraz mniej znaczące zwycięstwa i coraz boleśniejsze porażki, a przede wszystkim narastającą niepewność jutra, poczucie opuszczenia, chwile zwątpienia w słuszność obranej drogi.

 

Obce lasy przemierzam, serce szarpie mi krtań!

Nie ze strachu – z wściekłości, z rozpaczy!

Ślad po wilczych gromadach mchy pokryły i darń,

Niedobitki los cierpią sobaczy!

 

Film Konrada Łęckiego wszystko to bardzo plastycznie ukazuje: życie „prawem wilka”, tułaczy los, beznadziejność słusznej sprawy, mroźne noce w skalnych rozpadlinach, skręcający wnętrzności głód. Wojciech Niemczyk, odtwórca głównej roli znakomicie odmalował samotną odyseję ostatniego ocalałego z obławy, który pomimo coraz ciaśniej zaciskającej się pętli „jeszcze biegnie klucząc po norach, lecz już nie ma kryjówek, które miał, które znał, wszędzie wściekła wywęszy go sfora!”

 

Czerwone i białe

Zdecydowanie mocną stronę filmu stanowi zupełny brak relatywizowania – sytuacja jest czarno-biała (albo raczej czerwono-biała). Żadnych ubeków z ludzką twarzą, tylko wróg bezwzględny, bezlitosny i pozbawiony elementarnego poczucia przyzwoitości („Dziękuję, że mnie wtedy wyciągnąłeś z getta, ale teraz cię aresztuję…”). Żadnej wojny domowej, tylko nowa okupacja („zmiana jednej okupacji na drugą – jak pisał w swym ostatnim rozkazie nieszczęsny generał Okulicki – prowadzona pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach rosyjskich”); okupacja stokroć gorsza od poprzedniej, bo nastawiona nie na zabijanie ciał swoich ofiar, lecz na zatracenie ich dusz w piekle („Auschwitz to była igraszka…” – czyż nie tak porównał morderczy potencjał obu totalitaryzmów najlepiej chyba poinformowany w tej kwestii rotmistrz Pilecki?). Żadnego hamletyzowania, żadnego ważenia pseudoracji, tylko prosty obowiązek i wierność do końca („Naszego świata już nie ma…”, a wróg nie daje innego wyjścia, jak tylko przed pójściem do piachu zabrać ze sobą jak najwięcej bydlaków).

 

Bo kto biegnie – zginie dziś w biegu!

A kto stanął – padnie gdzie stał!

Krwią w panice piszemy na śniegu:

My nie wilki, my mięso na strzał!

 

Ale, ale – bo trochę się w tych analogiach zagalopowałem – nie należy sądzić, że „Wyklęty” to jakieś smętne martyrologium. Przeciwnie, sporo w nim momentów triumfu – wszak pomimo ostatecznej klęski żołnierze antykomunistycznego podziemia zdrowo napsuli krwi sowieckiemu okupantowi i jego polskojęzycznym pomagierom. Wcale więc nie zawiedzie się ten, kto z niecierpliwością oczekuje scen, w których nasi kropią bolszewika, aż wióry z niego lecą. Jest ich sporo i to bardzo przyzwoitych – bezwzględnie więc należy pochwalić stronę batalistyczną obrazu (w końcu przecież chodzi o film wojenny). W tej materii bardzo słusznie postawiono na prostotę: żadnego silenia się na „Szeregowca Ryana”, żadnych fruwających flaków, żadnych komputerowych polepszaczy. Ot, jak to na wojnie: ten strzela, tamten pada, przez co sceny bitewne w istotnej mierze zyskują na klarowności. 

 

Wciąż gramy znaczonymi kartami

Sytuacja straceńczej walki wprost kusi – zwłaszcza Polaków – po sięgnięcie do bogatego arsenału środków wypracowanych w naszej kulturze przez całe XIX stulecie. Twórcy „Wyklętego” na szczęście nie poszli za tym światłem, dzięki czemu możemy podziwiać dzieło wolne od nieznośnego patosu, zadęcia, koturnowej sztywności i górnolotnej frazeologii (jakże charakterystycznych dla wielu polskich przedsięwzięć z patriotyzmem w tle). W „Wyklętym” niepodzielnie króluje prawda, co już samo w sobie gwarantuje sukces artystyczny i popularyzatorski, albowiem – jak uczy nasz wielki Pisarz Wyklęty – „tylko prawda jest ciekawa”.

 

Oto więc mamy film artystycznie bez zarzutu i treściowo prawdziwy. Czegóż więcej chcieć? Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie wyraził zastrzeżeń. Mam dwa. Po pierwsze, scena ubeckiego gwałtu – aczkolwiek stonowana – i tak jest niepotrzebnie nazbyt wyrazista. Po drugie, film aż kipi od wulgaryzmów – niemal jak typowa polska komedia romantyczna. Rozumiem i przyjmuję argumenty reżysera, że to uwiarygodnia sytuację i najlepiej pokazuje, kto w istocie był prymitywnym bandytą, niemniej jednak trudno nie dostrzec paradoksalnej sytuacji: wartościowy film, który chcielibyśmy jak najszerzej pokazać zwłaszcza młodzieży, wyleje na jej głowy beczkę gnojówki. I kto tu w ogólnym rozrachunku jest górą? Czyja estetyka, czyja wizja człowieka, czyj model życia ostatecznie zwycięża? Wciąż gramy ich znaczonymi kartami…

 

Ale poza tym, „Wyklęty” rządzi (że pozwolę sobie – skoro tok wypowiedzi zszedł na młodzież – użyć młodzieżowego slangu), a zatem: szacun dla jego twórców! A skoro już się tak rozochociłem, to pozwolę sobie jeszcze wyrazić zachętę do obejrzenia „Wyklętego” – w prostych, żołnierskich słowach:

– Poolacyy, poowstań! Doo kinaa – marsz!

 


Jerzy Wolak

 


„Wyklęty” – scenariusz i reżyseria Konrad Łęcki; w rolach głównych: Wojciech Niemczyk, Marcin Kwaśny, Robert Wrzosek; Polska, 105 minut.

http://www.pch24.pl/wyklety--poolacyy--doo-kinaa---marsz-,50194,i.html
avatar użytkownika kazef

9. Jeszcze jeden komentarz od znajomej osoby

Język tych ubeków był specyficzny. Wulgaryzmy, chamstwo i prostactwo w kontraktach między nimi. Służalczość i skamlanie w kontaktach z przełożonymi, tchórzliwość na samą myśl o sowietach. Mentalność niewolników, prostaków wyzbytych jakichkolwiek zasad. Gdy czasem zdarza mi się w samochodzie włączyć radio na RMF albo radio Zet słyszę własnie takich ludzi. Te same charaktery, ten sam poziom. W wersji soft, a nie hard, jak u tych ubeków. Ale to jest to samo.
---

Czy wszyscy już byli na tym filmie?

avatar użytkownika Pelargonia

10. Jeszcze nie widziałam filmu,

ale jutro się wybieram.

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika kazef

11. @Pelargonia

Jestem ciekaw Pani wrażeń.

avatar użytkownika kazef

12. Ktoś jeszcze nie oglądał? KONIECZNIE:

"Wyklęty" w TVP!
01.03.2019 r godz. 20:35!