Św. Piotr Celestyn V, Papież i Pustelnik

avatar użytkownika intix

.

 


      
      
      
       * * *
       Dnia 19. maja

       Św. Piotr Celestyn V., papież (1215 - 1296.)

       W mieście neapolitańskiem Isernia ujrzał światło dzienne r. 1215 św. Piotr jako syn nadzwyczaj bogobojnych rodziców. Nie obfitowali w dostatki, nie mogli też wszystkim dzieciom głębokiego dać wykształcenia. Za to Piotr szczególniejszej doznawał ich opieki, bo dziwnemi odznaczał się od dziecięctwa zaletami. Kiedy stracił jako sześcioletni chłopczyna ojca, oświadczył matce, że chce zostać prawdziwym sługą Boga. Od niej otrzymał też później pozwolenie na obszerniejsze studya naukowe; po ich ukończeniu usunął się, idąc za głosem wewnętrznego natchnienia, na samotność, by życie pędzić pustelnicze; liczył wtenczas 20 lat. Trzy lata przeżył w swym zaciszu; liczni uczniowie, którzy się około niego zgromadzili, wymogli na nim, że udał r. 1245 się do Rzymu, aby przyjąć święcenie kapłańskie. Wrócił przecież natychmiast do swego pustelniczego życia, osiadając u stóp góry Morone; stąd przydomek św.Piotra, często mu nadawany. Kiedy po kilku latach okolica zaczęła się zaludniać, przeniósł się na górę Majella; było to w r. 1251; towarzyszyło mu dwóch innych pustelników, równym jak on przejętych duchem.
  
       Sposób życia, jakiemu się oddawał św. Piotr, ostrością przewyższał umartwienia pustelników pierwotnych w Egipcie; nigdy nie skosztował mięsa; pościł bezustannie; w czterech wielkich postach, które sobie w roku naznaczył, żywił się tylko chlebem i wodą; chleb zaś był tak twardy, że kamieniami go rozbijać musiał i kawałkami drobnemi do ust wkładać. Nosił włosiennicę, pas żelazny; sypiał na gołej ziemi, na kamieniach lub pniach drzewa.
  
       W pokorze swej i w chorobliwem może przeczuleniu sumienia nie miał odwagi zbliżyć się do ołtarza, aby odprawiać Mszę św.; czynił to dopiero na wyraźny rozkaz spowiednika.
  
       Rozgłos jego cnoty przyciągał coraz liczniejszych uczniów; aby ich pomieścić, zbudował klasztor dla nich i kaplicę pod wezwaniem Ducha św. Tym sposobem powstało r. 1254 nowe zgromadzenie klasztorne, które kierowało się przepisami i wskazówkami Piotra. Papież Urban IV. potwierdził nowy zakon, nadając mu regułę św. Benedykta z pewnemi odmianami; nie chciał potwierdzić nowej reguły Piotra, bo istniał zakaz z początku 13. wieku, aby nie zezwalać na tworzenie zupełnie nowych zakonów. Roku 1274, kiedy zakonnicy posiadali już 16 klasztorów, Grzegórz X. uwolnił ich od jurydykcyi biskupiej oraz od składania dziesięcin. Jeszcze za życia założyciela liczył zakon około 600 osób w 36 klasztorach.
  
       Piotr przebywał do r. 1286 w swym klasztorze na górze Majella; w tym czasie usunął się znowu na samotność, aby zarządem zakonu zbytniej nie brać na siebie odpowiedzialności przed Bogiem. Wtedy to też, bo r. 1293, klasztor św. Ducha na górze Morone uznany został jako klasztor matczyny.
  
       Gdy umarł papież Mikołaj IV. r. 1292, stolica Piotrowa długi czas, bo przeszło dwa lata była osierocona; kardynałowie nie mogli się zgodzić co do wyboru namiestnika Chrystusowego. Kardynał Malabranca zwrócił uwagę na świątobliwego pustelnika z Morone; wyborcy się zgodzili, św. Piotr obrany został papieżem r. 1294. Na wiadomość o przeznaczonej mu godności, chciał się od niej wymówić prośbami i błaganiem; zamierzał nawet ucieczką od niej się uchylić. Przytrzymany, udał się na osiełku do Akwila, witany przez królów Neapolu i Węgier, przez zebranych kardynałów; tutaj otrzymał sakrę biskupią i tyarę papieską wśród uroczystej koronacyi. Przyjął imię Celestyna V.; stąd też jego zakon przybrał nazwę Celestynów.
  
       Najlepszemi chęciami przejęty, nowy papież nie sprostał zupełnie zadaniu swemu; zbytnio ulegał też wpływom króla Karóla II. z Neapolu, któremu udzielił rozmaitych praw i przywijejów. Ulegał też wpływom swego zakonu; aby go podnieść do największego znaczenia, zamierzał doń przyłączyć Benedyktynów z Monte Casyno. Z dobroci papieża korzystali pokątni doradzcy, aby wyłudzić daleko sięgające ułatwienia i przywileje, a zarazem usunąć wpływ kardynałów na rządy Kościoła. Celestyn V. sam odczuwał dobrze, że nie dorasta sprężystością trudnym warunkom, w jakich się Kościół znajdował. Wyrzuty sumienia zaczęły go dręczyć; postanowił złożyć tyarę papieską jak kiedyś złożył godność opata swego zakonu. Za zachętą Benedykta Gaetano wydał więc Celestyn r. 1294 rozporządzenie, mocą którego przyznaje się papieżom prawo rezygnacyi z Stolicy Piotrowej; wkrótce potem złożył rządy Kościoła, a wśród powodów, które do tego kroku go nakłaniały, wymienił swe niskie pochodzenie, niepokój sumienia, słabe zdrowie, brak dostatecznej wiedzy, złość niechętnych ludzi, pragnienie pociechy przez życie samotne. Następcą Celestyna został kardynał Benedykt jako Bonifacy VIII.
  
       Po czterech więc tylko miesiącach papiestwa zamierzał św. Piotr Celestyn wrócić do klasztoru św. Ducha na górze Morone, aby tam w spokoju dokończyć życia. Rozsiewane pogłoski mówiły o bliskiej schizmie, którą rzekomo chcieli wywołać zwolennicy łagodnego Celestyna wobec surowej sprawiedliwości i niezwykłej energii Bonifacego VIII. Z obawy przed takiem nieszczęściem Kościoła nowy papież chciał się upewnić co do zamysłów Celestyna; zawezwał go do siebie. Opatrzność Boża nie pozwoliła św. Piotrowi usunąć się przez zamierzoną ucieczkę; Bonifacy zatrzymał go na swym zamku w Anagni, aby przeszkodzić wszelkiej możliwości jakiegokolwiek niepokoju; później wyznaczył mu na mieszkanie zamek Fumone, 9 mil od Anagni.
  
       Pobyt na zamkach tych nie był niczem innem jeno pozbawieniem wolności poprzednika w papiestwie przez Bonifacego VIII. Musiał podobno Celestyn znosić niejedne upokorzenia; pomimo to nie skarżył się na swoje położenie; przeciwnie kazał przez kardynałów oświadczyć papieżowi, że niczego nigdy na świecie nie pragnął więcej jak spokojnej celi, a życzenie jego teraz w zupełności się spełniło.
  
       Dziewięć miesięcy przeżył Celestyn w swem zamknięciu. Na Zielone Świątki r. 1296 po Mszy św. przepowiedział, że nie doczeka się już końca bieżącego tygodnia. Nagła choroba powaliła go rzeczywiście po kilku dniach na łoże boleści; spoczywał na słomie, gotując się na sąd Boży. Dnia 19. maja roku 1296 oddał swoją duszę Bogu wśród modlitw pobożnych. Ciało pochowane początkowo w Feretrino, zostało przeniesione do Akwila, gdzie się znajduje dotąd w kościele Celestynów. Papież Klemens V. zaliczył Celestyna r. 1313 w poczet świętych.
  
       Na czasy Celestyna V., bo na dzień 10. grudnia 1294. roku przypada pamiątka przeniesienia domu Najśw. Maryi Panny; wedle podania aniołowie mieli go z Tersate w Dalmacyi przenieść do Loreto.

       Nauka

       Z życia św. Piotra jasno wypływa nauka, że Bóg rozstrzyga o powołaniu, nie zaś człowiek swą słabą wolą i niedoskonałem rozpoznaniem rzeczy. Bóg też oznacza sposób pracy w powołaniu, a nakoniec Bóg daje owoce z zajęć powołania. Naszym obowiązkiem, nie sprzeciwiać się woli Bożej, z nią współdziałać, aby uczynki i nam przypisane i policzone zostały.
  
       Niechaj nikt więc się nie wdziera na stanowiska, na które nie jest przeznaczony; kto przy braku dostatecznych sił podejmuje sprawy, którym nie dorósł, wyjątkowo tylko może się spodziewać dobrego końca tam, gdzie zły był początek. Odnosi się to tak do spraw powołania świeckiego jak mianowicie powołania duchownego.
  
       Gdzie zaś pewność jest dobrego powołania, poprzedzonego modlitwą, rozwagą i poradą, tam pierzchnąć mają wszelkie wątpliwości, chociażby nastręczały się trudy na pozór nieprzezwyciężone. Z czystem sumieniem możesz z Samuelem powiedzieć: Owom ja, boś mnie, Boże, wołał, a mozoły powołania nie powinny ciebie przestraszać. Nie bójcie się, mówi Pismo św. (II.Paral.20.15) bo to nie wasza walka, ale Boża.
  
       Wewnętrzne zadowolenie, mówił św. Piotr Celestyn, i wesele serca więcej są warte niżli radości tego świata. Dziwią się, że złożyłem godność biskupa rzymskiego; ja zaś się dziwię nad prostotą, którą siągnąłem po tyarę papieską.


"ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH" - Poznań, dnia 10 lutego 1908.
Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J.
oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski

       * * *   

 

      
       Św. Celestyn V oddaje papieską tiarę
       Jean-Honore Fragonard, 1761r.

       Św. Celestyn V
       Święty Papież i Wyznawca (1210-1296)


      
       * * *


      
       Porzucony tron, francuska miniatura z XIV wieku.
       Źródło: bridgeman art library

       * * *


       Św. Piotr Celestyn
       Święto 19 maja

       Święty Piotr Celestyn jest mało znany, choć łączy w sobie mnóstwo przymiotów, które powinny były znanym go uczynić. Życie jego naturalne, nadprzyrodzone i społeczne jest niezwykłe. Są w tym życiu wypadki, które tylko jemu jednemu się zdarzyły. Dziwne te wypadki powinny były zwrócić nań uwagę powszechną, a jednak nie jest wielbionym, jakby należało; mniemać by można, że namiętność unikania chwały, która była namiętnością jego życia, wywarła skutek i na jego sławę pośmiertną pomiędzy ludźmi.

       Św. Piotr Celestyn jest jedynym w historii, który jako skromny zakonnik, prosty pustelnik nagle wyniesiony został na Stolicę Piotrową i jest w historii jedynym, który siedząc już na Rzymskim tronie, zrzekł się go, przez nikogo do tego nie zmuszany.

       Ojciec Giry nazywa go Feniksem Kościoła, jako jedynego w swoim rodzaju. Ilość i wielkość uczynionych przezeń cudów sprawia, że sam on jest cudem pomiędzy cudami. A jednak historia niewiele się nim zajmuje.

       Ponieważ cuda zdobią jego żywot, jesteśmy z góry przekonani, że ozdobą jego duszy jest prostota; istotnie ten porządek rzeczy Bożych i tu się ukazał. Powiedziałem porządek, mógłbym rzec i prawo. Trzeba tylko pamiętać, że nie ma prawa bez wyjątków, i że nie obowiązuje ono tego, kto je ustanawia.

       Św. Piotr Celestyn pochodził z miasteczka Iserni w Abruzzach we Włoszech. Imię ojca jego było Angewin, imię matki Maria. W domu było dwanaścioro dzieci; Piotr był jedenasty. Rodzice byli rolnikami i Piotr Celestyn równie jak wielu innych Świętych spędził dzieciństwo wśród trzód, wśród pól, zdała od miasta. Wcześnie stracił ojca; wówczas matka oddała go do szkoły, jako że drugi z rzędu syn nie miał do niej zdolności. Sąsiedzi podnieśli gwałt. Jak to? Jedenaste z rzędu dziecko oddać do szkoły? Matka nie wiedziała zapewne, jak z punktu ludzkiego widzenia usprawiedliwić swój postępek, trwała jednak w postanowieniu z bezwiednym uporem, który często powstaje, gdy słuchamy rozkazów wewnętrznych. Ojciec chłopca ukazał się w nocy jednemu z sąsiadów i prosił go, by wdowę zachęcał do wytrwania.

       Piotr tymczasem rósł w ciszy, oddany nauce, i nie wiedząc sam o tym, stawał się święty. Podczas modlitwy zjawia mu się czasem Anioł, czasem który ze Świętych niebieskich, niekiedy Matka Najświętsza, a to go bynajmniej nie dziwiło. Był dość głęboki, by to uznać za rzecz prostą. W istocie cóż prostszego?

       Opowiadał o tych widzeniach matce, w takiej samej prostocie ducha, z jaką nam o nich mówi w swoich wyznaniach; sam bowiem napisał pierwszą część swego żywota, a przerwał ją wtedy, gdy go powołano na Stolicę Piotrową.

       Zanim opiszemy szczegóły jego młodości, rzućmy okiem na całe jego życie.

       Schronił się na pustynię Morron. Wieść o jego świątobliwości szła z początku jak szmer, wkrótce rozbrzmiała jak grzmot. Ta chwała właśnie wyniosła go na tron. Ani intrygi ludzkie, ani wyrachowanie, ani pragnienie jego samego, chociaż byłoby ono zupełnie usprawiedliwione, nie miały tu żadnego wpływu. Pustelnik z Morron wpływał na ludzkie umysły jedynie w nadprzyrodzony sposób. Z pustelni w Morron Piotr przeniósł się do pustelni Magella. Wielu podążyło za jego przykładem. Powstało zgromadzenie, które przybrało nazwę celestynów i w ten sposób został założony zakon tego nazwiska. Zbudowano kościół; poświęcenia dopełnili Aniołowie. Gdyby wówczas powiedziano Piotrowi, że zostanie następcą pierwszego Piotra rybaka, Apostoła i Papieża, byłby może odpowiedział: „Jakże się to może stać, skoro jestem nieznany na świecie?”. To właśnie wyłączenie się ze świata ściągnęło wybór Boga i ludzi na tę ukrytą i odosobnioną istotę.

       W 1274 r. odbywał się drugi Sobór Lyoński, na którym postanowiono znieść niektóre zakony, niepotwierdzone przez Stolicę Apostolską, głównie zaś zakon biczowników. Niektórzy utrzymywali, że i zakon celestynów jest zagrożony. Piotr udał się na Sobór, by bronić swego zgromadzenia.

       Miał on jednak na swoje usługi coś więcej nad słowa i dowiódł tego przy tej właśnie okoliczności. Rozprawy nad zakonem celestynów zostały niespodzianie skrócone, a to dzięki cudowi takiemu samemu, jaki spotykamy w życiu św. Goara. W chwili, gdy św. Piotr Celestyn miał odprawić Mszę św. w obecności papieża, przypomniało mu się skromne ubranie, które przywdziewał do Mszy św. tam, w swojej pustelni. I nagle ubranie to znalazło się w jego rękach. Gdy zdjął podane przez ludzi bogate szaty, aby włożyć przyniesione przez aniołów, ubranie zdjęte zawisło w powietrzu i pozostało tak przez całą Mszę, nie podtrzymywane żadną siłą fizyczną. Św. Goar, który płaszcz swój zawiesił na promieniu słonecznym, dowiódł w ten sposób, zupełnie mimo woli, niewinności swojej. W podobny sposób doznał opieki św. Piotr Celestyn. Promień słoneczny dał świadectwo niewidzialnemu światłu przebywającemu w duszy Świętego.

       Sprawa św. Piotra Celestyna została osądzona za pośrednictwem cudu. Pustelnik powrócił do swojej samotni.

       Piotr uciekał od chwały, która go szukała. Pragnąc większej samotności poszedł na pustynię, by tym lepiej odgrodzić się od świata. Ale że pustynia przestawała być pustynią, skoro on się w niej znalazł, powrócił do Morron ze względu na tych, którzy jego pomocy szukali.

       W najgłębszej kryjówce nie mógł się ukryć przed tłumem. Tylko że tłum musiał go tam szukać z większym trudem.

       Stolica papieska była opuszczona; od 2 lat już nie żył Mikołaj IV. Kardynałowie zebrani w Perugii nie mogli się zgodzić co do wyboru nowego Papieża. Na koniec odbyła się w głębi ich dusz przemiana, która się objawiła zewnętrznie. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, nawyknieniom i obyczajom, wbrew temu stałemu zwyczajowi, że dokonywa się wybór z koła zakreślonego z góry, kardynałowie odnaleźli nagle w duszy i na ustach imię prostego zakonnika, prostego pustelnika i Piotr z Morron został wybrany na Papieża. Tylko Duch Święty wskazał tego, który nie posiadał żadnej ludzkiej chwały. Skoro przybyli po niego, by go z jego pustelni przeprowadzić na tron papieski, nie odmówił, ale prosił o czas do namysłu i modlitwy. Ukrył się w jeszcze głębszej samotności, by się w niej przygotować dla Rzymu, dla tronu. Karol II, król Neapolu, i Andrzej III, król węgierski, przybyli osobiście, by go prosić o przyjęcie wyboru, przekładając, że jeśli nie przyjmie, Kościół narażony zostanie na nowe zamieszki. Ten ostatni wzgląd go przekonał i umiłowanie samotności zwalczone zostało przez miłość Bożą. I oto ten, który przez długi czas lękał się odprawić Mszy św., przyjmuje godność nie tylko kapłana, ale kapłana najwyższego. Człowiek ten przeznaczony był na to, by całe życie drżeć wobec rzeczy boskich i poskramiać to drżenie przez miłość i posłuszeństwo. Gdy się wahał wobec ofiary Mszy św. radził się ludzi, i ludzie go nie przekonali; ich słowa nie wywarły na nim dostatecznego wpływu. Potrzeba było głosu Bożego, a usłyszał go we śnie. „Nie jestem godzien, rzekł, sprawować świętej Ofiary”.

       „A któż jest godzien? – odparł głos. – Sprawuj Ją mimo niegodności, ale sprawuj w bojaźni”.

       Gdy chodziło o tron papieski, przekonały Piotra głosy królewskie. Głos Boga, który przemawiał doń bezpośrednio i w nocy, kiedy chodziło o sprawowanie św. Ofiary, przemówił pośrednio i w biały dzień przez wota królów i ludzi, gdy chodziło o wstąpienie na tron.

       Udając się do Rzymu ze swej pustelni, Piotr odbył podróż na ośle, a ludowi zapewne przypomniał się wjazd Chrystusa do Jerozolimy.

       Na osła, z którego zsiadł Piotr, jeden z wieśniaków wsadził swego chromego na obie nogi syna i dziecko zostało uzdrowione.

       Koronacja nowego Papieża miała miejsce w dzień św. Jana Chrzciciela – do którego miał on zawsze szczególne nabożeństwo.

       Należało się zająć sprawami państwa. Św. Piotr nie wahał się; z miłości czerpał siłę i odwagę. Mianował nowych kardynałów, w ich liczbie wielu francuskich: np. Beraulfa de Jour, arcybiskupa lyońskiego; Szymona de Beaulieu, arcybiskupa z Bourges; Jana Lemoine z diecezji Amiens; Wilhelma Ferrier, prefekta z Marsylii, Mikołaja de Nonancourt, paryżanina; Roberta, dwudziestego ósmego opata Citeaux i Szymona, przeora z Charite-sur-Loire. Tomasz z Abruzzów i Piotr d’Aquila, zakonnicy z jego zgromadzenia, zostali również na tę godność wyniesieni.

       Piotr Celestyn z rezygnacją zajął się sprawami zarządu Kościołem. Zwoływał konsystorze, rozdawał beneficja, rządził i z pokorą przyjmował honory należne stojącemu u szczytu władzy. Gwar jednakże, który go otaczał, był zagłuszony stokroć potężniejszym głosem jego wewnętrznego milczenia i wydawało mu się, że ten głos bez słów wzywa go do samotności. Przyjął tron jak z wyroku Bożego, ale wkrótce postawił sobie pytanie, czy Bóg na zawsze poddał go tej próbie, której potrzeby nie odczuwał i pociechy z niej nie odnajdywał w sobie? Zdawało mu się, że nowe życie zmniejszyło w duszy jego pogłębienie, które znajdował w samotności.

       Piotr nie czuł już tak głębokiego i słodkiego upojenia wonią pustyni.

       Pustynia zaś pozostała dlań tym, czym była zawsze, boską namiętnością jego życia i przygotowaniem do wiecznej szczęśliwości.

       Nie czuł się na miejscu wśród wrzawy otaczających go zaszczytów.

       Co zrobić? Czy złożyć tiarę? Jak zwykle radził się innych. Im więcej człowiek ma światła, tym mniej sobie ufa. Zdania były różne. Ci, co pragnęli zająć jego miejsce, radzili ustąpić. Król Neapolu z całą siłą zamiar ten zwalczał. Kościół już przez dwa lata cierpiał wskutek braku najwyższego pasterza; czy teraz nie grozi mu znowu to samo niebezpieczeństwo? Czy Piotr Celestyn miał prawo porzucić stanowisko, które mu Bóg powierzył i dla własnego spokoju poświęcać spokój świata?

       Mimo to wszystko Piotr Celestyn nie oparł się wewnętrznemu głosowi, który go ciągnął do pustelni, tak dalece tęsknił do dawnego życia. Zwołał ostatni sobór, ukrócił nadużycia i zbytek, potwierdził swój zakon, nadał swoim zakonnikom nazwę celestynów i sam oświadczył, że Papież, który nie czuje się odpowiednim do sprawowania najwyższych rządów, ma prawo złożyć tiarę.

       Zatrwożony lud błagał go, by pozostał. Arcybiskup Neapolu na czele wiernych przyszedł prosić o błogosławieństwo papieskie. Skoro Piotr ukazał się w oknie, błagano go, by pozostał ojcem ludu, by nie opuszczał swej rodziny. „Zostanę – odrzekł – o ile sumienie nie rozkaże mi ustąpić”. Namyślał się jeszcze cały dzień, po czym 17 grudnia 1294 r. abdykował – pierwszy i ostatni w dziejach papiestwa.

       Oto mniej więcej w jakich słowach złożył najwyższą władzę:

       Ja, Celestyn V papież, powodowany wielu słusznymi względami, pragnąc oddać się doskonalszemu życiu w skromniejszym stanie, w obawie narażenia mego sumienia, wobec mojej słabości i nieudolności, uwzględniając nadto złość ludzką i własne ułomności, pragnąc spokoju i pociechy duchowej, której używałem przed wyborem.

       Zupełnie dobrowolnie zrzekam się najwyższego pontyfikatu, składam godność papieża i opuszczam przywiązane do niej obowiązki.

       Od tej chwili upoważniam Kolegium Kardynałów, by wedle praw kanonicznych i tylko wedle nich przystąpiło do obioru nowego pasterza dla powszechnego Kościoła.

       Piotr odczytał wobec kardynałów swoją abdykację, która nosi miano Wielkie zrzeczenie. Złożywszy najwyższy urząd ukląkł przed ojcami i prosił ich o pozwolenie oddalenia się.

       Udzielono mu go wśród płaczu.

       Gdyby ta scena należała do każdej innej historii, a nie do historii Kościoła, gdyby nie była zapoznaną dlatego, że należy do żywotów Świętych, byłaby niezawodnie podnieciła artystyczne natchnienie malarzy, a uwieczniona jako dzieło sztuki byłaby pozostała żywo w pamięci ludzi.

       Nie było pod słońcem wspanialszego dramatu; ponieważ jednak dramat ten dotyczy spraw boskich, przeto ludzie wolą się zajmować Brutusem, trzema Horacjuszami, Leonidasem itp.

       Zostawszy na powrót Piotrem z Morron, odszedł czyniąc cuda. Uciekł, a uciekając uzdrowił sparaliżowaną dzieweczkę. Chciał uciec jeszcze dalej, ale wszędzie wskutek swej sławy poznawany i zatrzymywany przez tłumy ludności, nie mógł uniknąć powszechnego uwielbienia. Dzieci zdradzały bezwiednie obecność znakomitego cudotwórcy, wołając, gdy nadchodził: „Oto Piotr z Morron!”. Ω

Niniejszy artykuł jest rozdziałem z książki Ernesta Hello Żywoty świętych, Warszawa 1910. 
Zawsze wierni nr 3/2003 (52)
      
       * * *


      
       Benedykt XVI u stóp relikwiarza Celestyna V. D'Aquila, kwiecień 2009 roku
      

(...)  Relikwie Świętego przechodziły różne koleje. W roku 1972 papież Paweł VI poświęcił nową, kryształową urnę ze szczątkami Świętego, które umieszczono w Collemaggio. Wcześniej, w roku 1966, odwiedził klasztor we Fumone, gdzie św. Celestyn spędził ostatnie dwa lata swojego życia. Można tam zobaczyć celę Świętego i kaplicę, a w niej drewniany krzyż, przed którym się modlił. Jego skromny tron papieski znajduje się w krypcie katedry w Sulmonie. Zakon celestynów dzisiaj nie istnieje. Miał do niego należeć także papież Eugeniusz IV (+ 1447).
       Św. Celestyn V zostawił po sobie kilka pism: O cudach, O występkach, O marności ludzkiej, O wyjętych (zakonach), Zdania Ojców i Autobiografię. Utwory te napisane są językiem wytwornym, literackim.

 

 


.

1 komentarz

avatar użytkownika intix

1. ŻYWOT Św. PIOTRA CELESTYNA, PAPIEŻA PIĄTEGO

pisany od Piotra Alinka, kardynała kameraceńskiego (Surins Tont. 3.- Anion. 3 p. TU. 20 cap. 8).
       — Żył około roku Pańskiego 1270.

       Piotr z Abruku Apulji, ziemi włoskiej, rodziców miał ubogich, tylko cnotą a bogobojnością zacnych. Ojciec jego Augeslerus, matka Marja, jako Jakób patrjarcha mając synów dwunastu, bojaźni ich Bożej nauczali, a tego Piotra osobliwie miłując i o nim sobie z młodości wiele dobrego tusząc, do szkoły go na naukę dali, innych braci do robót obracając. Matka, rychło owdowiałą będąc, wielką w nim pociechę miała, pomnąc, gdy się urodził, jakoby go w nabożnym zakonnym ubiorze widziała.

       Skoro miał sześć lat, już mówił matce: Pani matko, chcę ja być dobrym sługą Bożym. Czart go chciał ze szkoły wyrwać i od nauki odwieść przez jednego czarnoksiężnika i wieszczka, mówiąc: Innego syna daj do szkoły, a na tego pieniędzy nie trać, bo ten oto umrze. Ale ona widząc we śnie męża swego, który jej za to, iż go w szkole miała, dziękował, wyjąć go żadną miarą z nauki nie chciała.

       Pacholęciem młodem będąc, miewał wielkie od Pana Boga i anielskie już pociechy, gdy psałterz mówił a na modlitwie bywał, którzy go i przez sen, gdy sobie co dziecinnego począł, karali. Był młodzieniec on bardzo cichy, prosty, czysty, matka go do służby Bożej i nadziei w Bogu przyprawowała, i z nim wiele rzeczy u Pana Boga upraszała.

       Pragnął Piotr święty z młodości ze światem się pożegnać, żeby na pustem miejscu mógł się uchronić zabaw życia pospolitego, a wolne myśli swe w Pana Boga swego obrócić i wlepić, ale przyjść ku temu nie mógł, aż gdy miał lat dwadzieścia. I namówił z sobą jednego rówieśnika swego, mówiąc: Wynijdźmy z ojczyzny, opuśćmy rodziców i świeckie nadzieje i zabawy, nago za nagim Chrystusem pójdźmy a szukajmy. sobie wolnego na puszczy miejsca, wszakże pierwej Rzym nawiedźmy a poradźmy się o życiu naszem.

       Namówił tak jednego, ale ledwie dzień drogi z nim uszedłszy, opuścił go on towarzysz, wracając się nazad. A Piotr, jako opoka mocna, rzekł: Ty mnie opuszczasz, a Bóg mnie nie opuści. Będąc W drodze tej a wiele nędzy na niej cierpiąc, dowiedział się na jednej górze o pusłełniku i kwapił się do niego. Ale gdy miał już wnijść do chałupki jego, Duch Boży go zatrzymał i oznajmił mu, iż on był obłudny sługa Boży, i wnijść do niego a zwierzyć się mu z myśli swoich nie chciał. A na innej górze ukazał mu Pan Bóg jeden wielki kamień, pod którym sobie jamkę małą uczynił, i tam w niej na chwale Bożej ustawicznej a modlitwie, jako młody żołnierz Chrystusowy, trzy lata przeżył, i djabeiskich pokus i złości w zupełnem zawżdy zwycięstwie w Chrystusie, Bogu swym, doznał.

       Potem do Rzymu szedł, i jako był w nauce niepośledni, za radą innych, pierwej klerykiem i potem po stopniach kapłanem został.

       Z Rzymu wyszedłszy a pustyni jeszcze pragnąc, w górze Moronis skałę jedną wydrążoną znalazł, którą sobie na mieszkanie obrał. Z niej wielki wąż wylazłszy, miejsca mu ustąpił i gościa uczcił.

       W tej skale pięć lat przemieszkał, i wielkie tam sobie dary Boskie i światłość cnót doskonałych w bogomyślności zjednał. Chodził codzień do bliskiego kościoła i ofiary nieogarnionych tajemnic z wielkiem nabożeństwem i bojaźnią czynił.

       A ukarzając się im dalej tem więcej Panu Bogu, i czyniąc się bardzo grzesznym, przyszła mu ta myśl, iż był niegodnym sprawować Przenajświętszą Ofiarę Mszy przedziwnej, a żeby lepiej było, naśladując Pawła pustelnika i Antoniego i Benedykta, tak wielkiego urzędu kapłańskiego zaniechać a w pustyni się więcej kochać. Z tej myśli nie mógł się wyprawić, i umyślił iść do Rzymu a o to się radzić. Ale nocy tej, po której wynijść miał, ukazał mu się jeden opat, który go był w zakonne szaty oblókł i radził mu, aby Mszy św. sprawować nie przestawał. Toż mu jego spowiednik, gdy się z nim o tem rozmówił, czynić kazał.

       Z tego wątpienia wyszedłszy, wpadł w drugie około same pokusy cielesnej i zmazania niechcianego, jeśli się w ten dzień godzi Przenajświętszą Mszę mieć, gdy człowiek jest nagabany_

       Radził się z tern innych zakonników, ale jedni tak mówili, drudzy owak. I będąc na myśli rozerwanym, od samego Pana Boga miał naukę przez sen z takiego podobieństwa. Ciało nasze jest jako osioł, a dusza rozumna jako pan jego; a iż osioł ten ma wrodzone swe nieczystości, nie przeto dusza, która na nie nie zezwala, odstąpić ma duchownych swoich obroków.

       Tą nauką wątpienia swoje rozprawił a Mszy Świętej nie zaniechywał. Przemieszkawszy pięć lat w onej puszczy morofiskiej, pragnął jeszcze większego pokoju i pustyni głębszej, i znalazłszy w górze Magilla skałę jedną, umyślił w niej mieszkać.

       Już miał towarzyszów dwunastu, którzy mu onego żywota pomagali i zgodnie z nim, wielce go miłując i ważąc, a żywot jego naśladując, mieszkali; do których się wielu innych przyłączyło, którzy świat opuszczając, Piotra za wodza sobie i mistrza cnót wielkich obierali, i tam pobudowawszy cele i kaplicę, Panu Bogu w duchu cierpliwości i ubóstwa służyli.

       Miejsce ono Pan Bóg dziwnemi cudami uczcił. W święta słychać było jakieś dzwony dziwnej wdzięczności, na których słuchanie nie tylko się dusza ochładzała, ale i chorzy niektórzy ozdrowieli. Drugdy w onej kaplicy ich, anielskie śpiewania niewymownej słodkości niektórzy słyszeli.

       Na ono miejsce często się burzyli czarci, chcąc sługi Boże stamtąd wygnać; drugdy widomie z puszczy wychodząc, przewrócić wszystko budowanie chcieli; drugdy larwami sprosnemi braci straszyli, tak iż wszyscy uczniowie jego jednej nocy stamtąd przez bojaźń mało nie uciekli. Ale Piotr św. próżne one nieprzyjacielskie usiłowania, na doświadczenie statku od Boga przypuszczone, rozegnał.

       Był ten święty w modlitwie, w śpiewaniu godzin, w psalmach, w postach, w nocnem czuwaniu i podnoszeniu myśli do Pana Boga nieprzerobiony.

       Mszę zawżdy w świtanie z wielką skruchą odprawowat, i jeśli kiedy co zbywało czasu, pisał albo księgi wiązał, albo braterskie suknie naprawował. Mięsa nigdy nie jadł, wino rzadko pił, i to tak wodą przerzedzone, iż tylko barwa winna na wodzie zostawała. Codzień pościł, okrom niedzieli, w piątek na chlebie i na wodzie przestawał, czterokroć do roku wielkie posty po dni czterdzieści czynił.

       Czasu jednego w zapalczywości ducha nabożeństwa, umyślił czterdzieści dni postu w jednym dole na dziesięciu żemłach a ośmiu cebulach odprawić, gdzie gdy dżdże i zimno uderzyło, szaty mu do ziemi przymarzły, a on jednak trwał przez dwadzieścia dni, chwaląc Pana Boga, a przy końcu onych dni czterdziestu, ludzie nabożni, którzy go zwykli byli nawiedzać i błogosławieństwo od niego brać, tam go znaleźli, i napoły żywego z płaczem wy-

       Tam w Muronie, czując się już starym, gdy się zamknąwszy w celi do śmierci przyprawował, dziwnem zrządzeniem Boskiem na papiestwo obrany jest.

       Bo gdy dwa lata po Mikołaju czwartym wakowało, w Peruzu jeden kardynał zawołał: Papieżem naszym jest Piotr z Muronu — wnet wszyscy po dwuletniej niezgodzie zaraz się z podziwieniem zgodzili i jego obrali. On gdy się tego dowiedział, z bratem jednym uciekał i krył się jako mógł. Ale pochwycony, rad nie rad, na dostojeństwo ono wsadzony jest. — człowiek wielce pokorny, który z tegoby się był drogo wykupić chciał. Z onego obrania takiego, Kościół Boży i lud wszystek Boży niewymownie był uweselon, tak iż do jego celi dwaj królowie, sycylijski i węgierski, przyjecbaii, którzy go z kardynałami i z wiek innych książąt i panów na papiestwo prowadzili. Na tej drodze żadną miarą na koniu siedzieć nie chciał, jedno na osiołku — nie przez to, aby osobliwości w tem szukał, ale iż od swych zwyczajów pokornych oderwać się rychło nie dał. Było na co patrzeć, gdy w takim tłumie panów i ludzi tak pokornie aż do Akwili jechał.

       Chorych wielu, którzy do niego przystąpić mogli, zdrowie odniosło, bo wielkie miał u ludzi o swej świątobliwości rozumienie. A jeden syna chromego na nogi niosąc, gdy się do papieża docisnąć nie mógł, na jego osiołka syna wsadził i wnet go zdrowego i na nogach chodzącego oglądał.

       W Akwili na papiestwo koronowany, imię Celesłynus wziął. Nie zapomniał pokory na tak wielkim stanie; i uczyniwszy dwóch mnichów zakonu swego, z którymi w żywocie zakonnym z początku żył, kardynałami, z ich towarzystwem swoje nabożeństwo w pałacach papieskich prowadził. A po pół roku, gdy widział, jaki to urząd trudny a wielki, i jaka z niego liczba Panu Bogu, poradziwszy się ludzi uczonych, iż mógł z dobrem sumieniem papiestwo spuścić, w dzień świętej Łucji zebrawszy kardynałów, z wielką pokorą infułę papieską. pierścień i szatę z siebie zdejmując, papiestwo spuścił i wnet do ich nóg jako im już poddany on pokorny Piotr przypadał.

       O niewysławiona a rzadka na świecie cnota. Nie myślał ten o wyniesieniu ubogiego domu swego i przyjaciół, ani o czci świeckiej, o którą ludzie tak szyję łamią.

       Tego dnia, którego papiestwo zdał, po Mszy swej chromego, który chodzić nie mógł, jednem przeżegnaniem zleczył, na posromocenie tych, którzy mówią, iż nie z pokory, ale z nikczemności swej papiestwo opuścił. U ludzi świeckich, jako mówi ś. Ambroży, ci za podłych a niskich poczytani są, którzy o cześć i o stawę i o bogactwa żywota tego śmiertelnego nie dbają. Acz papiestwo rzeczą jest duchowną i urzędem Chrystusowym, ale ta cześć u ludzi i przodkowanie, które z nim idzie, uwieść może, iż się w tein podnieść kto i ukochać i czci pragnieniem pomazać serce swe może. Z wielkiej pychy pochodzi, kto się na nie pnie albo go spuścić nie gotów, gdy rozumie, iż to z większym pożytkiem Kościoła Bożego być może.

       Smutno na papiestwo jechał, a gdy od niego był wolny, z weselszą myślą do komórki swej bieżał, niźli drugi, gdy na królestwo wjeżdża. Ubóstwo i zatajenie i celę nad państwo i pałace i czci wszystkiego świata przełożył. Lecz na większą koronę cierpliwości swej, i w onej celi osiedzieć się pokornie starzec i pokoju żadnego mieć nie mógł.

       Bo papież Bonifacjus ósmy, po nim obrany, wątpiąc w to, iż on prawdziwie papiestwa spuścić, chociaż sam chciał, nie mógł, a żeby lud, który trzymał wiele o jego świątobliwości, za papieża go nie miał, gonić go kazał a do siebie przywieść. Prosił pokornie postów papieskich, aby mu żyć w komórce jego dopuścili, obiecując okrom braci swej, z nimi rozmów nie mieć. To nie pomogło; przywieść go poniewolnie kazał. Święty Piotr uciekał i krył się, biegając w starości swej po pustych górach i lasach tylko z jednym bratem, gdzie go jedno oczy niosły, ale się nigdzież zataić nie mógł. Już się i za morze puścić chciał, ale go wiatry zaś do jegoi brzegu przyniosły, i u miasta Westji pojmany jest. Król sycylijski za rozkazaniem papieskiem z wielką czcią do papieża go odsyłał. Tak się wielu ludzi, którzy go przez oną drogę prowadzili, do niego zbiegało, iż we dnie z nim jechać nie możono. I radziło mu wiele osób zacnych, aby się papieżem zwał, ale on na to przyzwolić nigdy nie chciał, i owszem mówił:
       I terazbym powtóre papiestwo spuścił.

       Przywiedziony do papieża, gdy blisko komory jego był posadzony, cud jeden przezeń uczynił Pan Bóg, bo arcybiskupa konsentyefiskiego, którego kamień tak morzył, iż mu już gotowano pogrzeb, modlitwą swoją zleczył i prawie ożywił. Jednak się do komórki swej wyprosić od papieża nie mógł, bo go do ciasnego więzienia na zamek Fumonis dać kazał, tak iż żaden człowiek do niego przyjść nie mógł; prosił tylko o dwóch braci swoich, aby z nimi służbę Bożą i pacierze odprawować mógł. Ale oni sobie w więzieniu wstęsknili, i schorzali będąc, wynijść a drugich przysłać musieli; bo ciasne było ono więzienie, tak iż tam musiał legać, gdzie i Mszę miał.

       Oną nędzę z wielką cierpliwością znosił i mówił sobie: Komórki ci się i celi chciało. otóż ją masz, czyńże, coś duszy swej winien. Ale różna daleko rzecz jest, samemu sobie więzienie zadać, a u drugiego więźniem poniewolnie być.

       Wielka cierpliwość twoja i korona, chwalebny Piotrze, a zwierciadło pokory od dawnych wieków niesłychanej.

       Dziesięć miesięcy w onem więzieniu trwając, w dzień świąteczny po Mszy swej przyzwał straż, którą nad sobą miał, i o bliskiem zejściu swem oznajmił, iż przed niedzielą Panu Bogu ducha oddać miał. I wnet zachorzawszy, jedną tylko kobierczyną pokryty leżąc, Olej święty dać sobie kazał. I polecając się Panu Bogu a on psalm mówiąc: Laudate Dominum de caelis, z ciałem się w sobotę rozstał a po zapłatę długiej cierpliwości swej pobicia/.

       Papież Bonifacjus ciało jego z wielką «czcią do kościoła, który byt nowo zbudował w Ferentynie, biskupom i panom prowadzić i pogrześć rozkazał.

       Żołnierze, którzy go strzegli, papieżowi powiadali, iż przed śmiercią jego od piątku aż do godziny zejścia widzieli nade drzwiami komórki jego krzyż złoty na samym powietrzu wiszący, czem pokazać chciał Pan Bóg, jako dla imienia Jego krzyż od młodości aż do skonania ochotnie nosił, nigdy go nie składając. żył lat sześćdziesiąt.

       Kanonizowany od Klemensa piątego, roku 1313, na cześć Bogu w Trójcy jedynemu. Amen.

Za: http://zywoty.yolasite.com