Ukraina – po co? Dopalacze – bardzo tak!

avatar użytkownika Warszawa1920

Od kilku dni absolutnym tematem numer 1 w Polsce są dopalacze. Całe społeczeństwo, kierowane mądrą radą i dobrą ręką Partii oligarchiczno – ludowej, stanęło do walki z tą współczesną stonką amerykańską. Wydawać by się mogło, że grupa 20 – letnich dystrybutorów dopalaczy to, nie przymierzając, nic innego, jak kolejna agresja Wehrmachtu na Polskę. Po 8 latach rządów renegatów z PO i PSL jest jednak więcej niż pewne, że chodzi tu o kolejne zamilczenie jakiejś kwestii o znaczeniu fundamentalnym, a zarazem bardzo niewygodnej dla władzy. Jaka to może być kwestia? 

W przypadku aktualnych rządów w grę wchodzi (kolejność alfabetyczna, bo nie wiadomo, co gorsze):

a)      brak pieniędzy na leczenie,

b)     gigantyczne opóźnienia inwestycyjne,

c)      korupcja,

d)     likwidacja kolejnej gałęzi gospodarki,

e)      nepotyzm,

f)       walka z opozycją (szeroko rozumianą i w każdej formie opresji), 

g)     wielkie złodziejstwo,

h)     wzrost obciążeń fiskalnych Polaków,

i)       …,

j)        zło innego rodzaju – wszelkie, jakie możemy sobie wyobrazić, znając istotę tych rządów.

Albo: kompletna katastrofa w polityce zagranicznej, włącznie ze zdradą stanu. Zresztą zupełnie realistyczny jest scenariusz, w którym równocześnie występują WSZYSTKIE ww. przyczyny. Nie wykluczając jednak i takiego wariantu, zastanowiłbym się właśnie nad pozycją międzynarodową Polski. A konkretnie stanem naszej reakcji na rozwój wypadków na Ukrainie.

 

Próżno szukać na stronach najważniejszych urzędów kraju, prezydenta, premiera, MSZ, MSW, czy ABW, jakichkolwiek informacji o coraz dramatyczniejszej sytuacji nad Dnieprem (sprawdzałem). Ale przecież żyjemy w państwie, którego nie ma, więc jak mamy się przejmować sprawami, których – takoż – nie ma? Tymczasem nasz większy wschodni sąsiad zmierza prostą drogą do stanu kompletnego chaosu, co najmniej, a wszystko na to wskazuje, że wręcz rozkładu i wojny domowej. I nie chodzi już wyłącznie o odległy od nas Donbas, ale o Lwów, czy tzw. Ruś Zakarpacką, obszary leżące o 100 – 200 km od granic Polski. Zasięg zwykłej artylerii rakietowej. Moje zdanie na temat „państwa Ukraina” jest bardzo negatywne, co wyraziłem we wcześniejszych wpisach („Dwa chrzty, jedna potem cywilizacja”, „Nie było Mersel – Kebir, nie było nawet Tulonu”). Ale potrafię jeszcze rozróżnić pomiędzy publicystyczną oceną a dbałością o własną przyszłość. Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć: Polska nie ma żadnej zgodnej z naszą racją stanu strategii działania wobec Ukrainy. To gigantyczna klęska tuska, sikorskiego i komorowskiego, dziś także schetyny. Żeby była jednak jasność: to zarazem akt oskarżenia wobec fanatycznej wręcz obrony „ukraińskiej wizji wolności i suwerenności” głoszonej przez media skupione wokół „Gazety Polskiej” i TV Republika. Wszystko to, co publiczne czynniki (w tym i wspomniani dziennikarze tzw. Strefy Wolnego Słowa) głosiły, robiły i do czego namawiały Polaków było oparte na (w opcji łagodnej …) nieświadomej dezynwolturze. Na fatalnym micie, mówiącym, iż nieważne jaka Ukraina będzie, ważne, że – w ogóle będzie i odgrodzi nas od Rosji. Kompletnie ignorowano (i trwa to nadal!) jawnie antypolskie działania władz kijowskich (ustawa antymniejszościowa, kult ludobójców z OUN – UPA etc) oraz ogromny wzrost znaczenia politycznego (włącznie z obecnością w rządzie) partii i sił wprost odwołujących się do banderyzmu. Błędem byłoby oczywiście twierdzić, że postępujący rozpad Ukrainy to wyłączna „zasługa” ogromnych zaniechań obecnych władz w Warszawie. Nie da się jednak uniknąć pytania o to, jak dziś przedstawiałby się stan „rzeczy ukraińskich”, gdyby Polska prowadziła wobec tego sąsiada radykalnie odmienną politykę. Czy nie można sobie na przykład wyobrazić oficjalnego zażądania przez nas uznania przez Kijów zbrodni ukraińskich na Polakach za ludobójstwo (z wszystkimi tego, szczególnie ekshumacyjno – cmentarnymi, edukacyjnymi i prawnymi, konsekwencjami) w zamian za nieoficjalną pomoc w logistyce wojskowej? Czy należało bezkrytycznie popierać Jaceniuka i Poroszenkę, czy raczej dać im do zrozumienia, że Polska, owszem, wesprze Ukrainę dyplomatycznie, a nawet i militarnie, pod warunkiem jednak, że wszelkie środowiska nawiązujące do antypolskiego szowinizmu ukraińskiego z XX w. zostaną w tym państwie zdelegalizowane? To wszystko można sobie wyobrazić tym bardziej, że niewiele byśmy ryzykowali w obszarze relacji z Rosją, których stan (przy zachowaniu tajności współpracy wojskowej) nie tylko nie zostałby pogorszony domaganiem się przez nas prawdy o ukraińskiej historii, ale wręcz mógłby się poprawić wobec nienawiści Rosjan do takich zbrodniczych formacji, jak UPA. Oczywiście, efekt takich odważnych działań niekoniecznie musiałby być zbieżny z naszymi intencjami. Ukraina jest państwem bez żadnej znaczącej, pozytywnej tradycji (dziedzictwo Rusi Kijowskiej wydaje się nazbyt odległe). Pozostawiona sama sobie, także przez Polskę, odwołuje się zatem do takiej, jaką ma. Czyli w wielu punktach antypolskiej. Władze kijowskie, nawet jeśli by tego nie chciały, są poniekąd zakładnikami rosnących nad Dnieprem popularności i siły tendencji szowinistycznych. Nie jest to jednak powód do tego, by nie próbować. Co więcej, to świetna okazja, by pokazać, że Polska nigdy nie zaakceptuje uznania za bohaterów ukraińskich zbrodniarzy działających na Wołyniu, Podolu, w Małopolsce Wschodniej i na innych naszych ziemiach, choćby i za cenę schłodzenia relacji z Ukrainą. Całkowicie zaś niepojęte jest dla mnie nie wyzyskiwanie aktualnej sytuacji tego kraju do realizowania polskich, zupełnie oczywistych i ze wszech miar słusznych, racji. Także dlatego, że – patrząc na „upaństwowienie” kultu banderyzmu – doskonale widać już nie powstawanie, ale umacnianie się potężnego dla Polski problemu. To zagrożenie wytworzenia się u naszych granic bytu opartego na bardzo agresywnej i skrajnie wrogiej nam ideologii. Czemu zatem nie moglibyśmy prowadzić tam polityki elastycznej, ale zupełnie inaczej? Przyznajemy rację w tym, że to Rosja jest napastnikiem i należy ją zwalczać, także militarnie, będziemy wam w tym faktycznie i aktywnie pomagać, ale musicie zacząć tworzyć państwo w oparciu o wartości łacińskie, a nie nazistowskie. To wszystko są absolutnie dopuszczalne elementy analizy politycznej, w realiach polskich jednak – czysto teoretyczne. Polska bowiem pod rządami tuska i komorowskiego przestała się liczyć już nie tylko w UE, ale nawet w zakresie spraw … polskich w relacjach z naszymi najbliższymi sąsiadami. To katastrofa bez precedensu. Cokolwiek byśmy nie sądzili o Grzegorzu Braunie, proszę wytłumaczcie mi na czym polega błąd w jego tezie o tym, iż Polska jest niemiecko – rosyjskim kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym. Jak to jest, że u nas przekonuje się o wybitnym człowieczeństwie w przyjmowaniu uchodźców muzułmańskich niewiadomego autoramentu, gdy w tym samym czasie Słowacy wzmacniają swoją granicę z Ukrainą, a Węgrzy przyznają się do wzmożonej aktywności wywiadowczej na obszarach ukraińskich zamieszkałych przez węgierską mniejszość? Czyj jest rząd, który odmawia przyjęcia na teren Polski i pomocy Polakom z Ukrainy (a właśnie tego odmówił około 50 mieszkańcom Mariupola, miasta w bezpośrednim sąsiedztwie działań wojennych)? Komu służy władza pozwalająca nawet na upadek polskich, legalnych mediów działających na  obszarach I Rzeczypospolitej? Kim my jesteśmy?

 

Ukraina jest dziś Bałkanami Europy. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale za niedługo kwestia wejścia Ukrainy do Unii może stać się faktem. Dosłownym: poprzez masowy napływ Ukraińców na unijny obszar. O tego rodzaju zagrożeniach nie dowiemy się jednak ani z mediów rządowych, ani – przeciwnych (a przynajmniej tych głównych „przeciwnych” …). Nie dowiemy się też oczywiście od samych władz. Ale wszak, zgodnie z tym, co widać na mapie, najwięcej tych uchodźców znajdzie się nie na granicy Polski (najdłuższej), a Rumunii, Węgier i Słowacji … Taka jest przecież logika PO – PSL. Oczywiste jest niemożliwym. (A poza tym Ukraińcy doskonale wiedzą, że w Polsce platformianej nie mają co szukać, tak silnie są chronione granice i tak stanowczo dba się o dobro, w pierwszej kolejności, Polaków.) Włączenie tej kwestii do agendy debaty publicznej ujawniłoby natychmiast kompletne nieprzygotowanie „państwa magdalenkowego” do „zarządzenia” tym scenariuszem. Jakiegokolwiek zarządzenia. Byłby to de facto stan (prawie) wojenny, ukazałby się więc „dorobek” dzisiejszych (i od 8 lat wczorajszych) władz na polu likwidacji polskiej armii. Jest więcej niż pewne, że zostalibyśmy sami z tym problemem, bez żadnej pomocy ze strony UE, która równocześnie bez skrupułów nadal „pchałaby” do nas uciekinierów z Afryki Płn. Kolejny dowód na „liczenie się z nami” przez największe państwa Unii. Kompromitujący chaos kompetencyjny, brak pieniędzy, zwykła głupota urzędnicza. To wszystko zapewne ukazałoby się w pełnej „krasie”. Nie to jednak jest dla władzy najgroźniejsze. Wcześniej bowiem, gdyby ktoś zaczął o tym głośno mówić, padłyby publicznie bardzo trudne pytania. Na przykład o to, czy samorządy przygraniczne mają zabezpieczone stosowne rezerwy budżetowe. Czy przygotowana jest infrastruktura mieszkaniowa i szpitalna; czy policja i straż graniczna ma środki, w tym dodatkowe etaty, na realizację dużej liczby zadań kompletnie nietypowych. Jakie są realne gwarancje pomocowe ze strony Niemiec i Francji, głównych sygnatariuszy różnych porozumień „mińskich”. Czy Polacy, obywatele Ukrainy, będą traktowani priorytetowo. Ktoś – zupełnie przytomnie – poruszyłby kwestię reguł postępowania z członkami neobanderowskich ugrupowań (ich rozpoznanie będzie bardzo łatwe, bo dziś wręcz afiszują się tą przynależnością). Pytań będą dziesiątki, a każde da odpowiedź fatalną dla obecnej władzy. Co więc ona, i jej lokajskie media, robią? Nic! Przecież jeśli o czymś nie powie rząd albo WSI24, tego zwyczajnie nie ma. Tak dokładnie działa państwo teoretyczne.

 

Kończąc, chcę zaznaczyć, że dla mnie osobiście jednym z najważniejszych kryteriów oceny Prezydenta Andrzeja Dudy będzie jego aktywność w polityce ukraińskiej. Czy będzie organizował zarówno polską dyplomację, jak i struktury bezpieczeństwa wewnątrz Polski pod kątem prób pozytywnego rozwiązania kryzysu kijowskiego, ale też przygotowania się naszego kraju do sytuacji wojennej i katastrofy humanitarnej u sąsiada. Jaką zaproponuje politykę wobec Polaków na Ukrainie. Także, kiedy doprowadzi do oficjalnego upamiętnienia męczeństwa setek tysięcy naszych rodaków, zamordowanych z rąk Ukraińców tylko dlatego, że byli Polakami. Jego – jak myślę – mistrz i nauczyciel, śp. Prezydent RP Lech Kaczyński, wraz ze śp. Prezesem IPN Januszem Kurtyką, uczynili 1 marca świętem Żołnierzy Niezłomnych. Może A. Dudzie uda się, wreszcie!, uczynić rocznicę 11 Lipca 1943 r. państwowym, ogólnonarodowym hołdem dla Polaków – ofiar Ukraińców. Propozycje działań wobec Ukrainy powinny też być dla nas miarą sądu nad Prawem i Sprawiedliwością jako partią (daj Boże!) rządzącą. Nie Ukraina jest gwarantem naszej niepodległości, to Polska odpowiada za Polaków i polskie dziedzictwo na Ukrainie.

 

 

O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

 

 

 

 

 

 

 

1 komentarz

avatar użytkownika gość z drogi

1. dużo przed nami pracy,oj dużo

ale pierwsze co musimy zrobić,to odzyskać Polskę i zacząć pracę od podstaw...dzięki Bogu rośnie patriotyczne młode pokolenie
Z Bożą pomocą damy radę,bo innego wyjścia po prostu,nie mamy...martwi mnie tylko walka jaka nas czeka z tymi odspawanymi od koryta...wszak oni mają nie tylko pieniądze ale i sprzedajne meRdia....
pozdr z drogi do normalnej Polski

gość z drogi