Zaciety leming

avatar użytkownika Tymczasowy

Autorzy powiesci kryminalnych zazwyczaj unikaja wyraznego popierania, albo krytykowania glownych opcji i partii politycznych. Jezeli ju...Autorzy powiesci kryminalnych zazwyczaj unikaja wyraznego popierania, albo krytykowania glownych opcji i partii politycznych. Jezeli juz pojawia sie jakis polityk, nawet prezydent, to nie podaje sie partii politycznej, ktora reprezentuje. Przykladowo, Lee Child, ktory jest obok Kinga chyba najlepszym dzis autorem powiesci sensacyjnych, w ksiazce pt. "Jutro mozesz zniknac" umiescil wazna dla calosci postac kandydata na senatora o nazwisku Sansom. Jednak kompletnie  nic nie wiemy o tym jaka partie reprezentuje. Po co tracic czytelnikow, ktorzy mogliby miec odmienne sympatie polityczne?

 

Jaroslaw Klejnocki o tym nie wie, a moze po prostu mu to nie przeszkadza, bo zyje w innym swiecie. Ten warszawski poeta, eseista i krytyk literacki napisal w 2005 r. powiesc kryminalna pt. "Przyladek pozerow".  Nie ukrywa w nim swoich pogladow politycznych, wrecz przeciwnie, dosc nachalnie je forsuje.

Na wstepie mamy charakterystyke zony komisarza policji kryminalnej Ireneusza Nawrockiego. Malgorzata "zaczela pasjami sluchac Radia Maryja". Zmeczony swoimi zajeciami Nawrocki wracal do domu, a zona perorowala mu bezsensownie.

"Nawrocki kiwal wowczas glowa, bo co mial odpowiedziec? Wymykal sie do kuchni, by zrobic sobie wieczorna herbate, albo zamykal sie w lazience, udajac, ze przypilila go nagla potrzeba fizjologiczna".

Na stronie 83 dowiadujemy sie, ze Malgorzata probuje wyrazac swoje poglady na temat Unii Europejskiej.  co na to nie nasz tylko Klejnockiego komisarz?

"Nawrocki nie mial juz sily toczyc jakichkolwiek dyskusji na ten temat. Kazdy nonsens ma swoje granice, za ktorymi rozposcierala sie sahara glupoty i arizona ignorancji. I czasami zacietrzewienie Malgorzaty docieralo do tych najdalszych rubiezy".

Zaraz potem wymysla jakis calkowicie absurdalny argument przeciwko UE i przypisuje go swojej malzonce. Po przypisaniu jej kompletnie bzdurych pogladow pozwala sobie bezlitosnie rozprawic sie z wyimaginowanymi, stworzonymi przez siebie samego pogladami.

"No tak, na takie dictum Nawrocki nie znajdowal odpowiedzi, a karkolomnosc Malgosinych tez potrafila naruszac wszelkie prawa fizyki - i tej Newtonowskiej, i kwantowej naraz".

Na stronie 86 mozemy sie dowiedziec, ze najblizszy wspolpracownik Nawrockiego, sierzant Mirek Ormowiec, ktory bez powodzenia dwukrotnie podchodzil do matury, zagial petakow z IPN:

"...rozmawialem z takimi dwoma szczylami w garniturkach". 

Nie trzeba dodawac, ze Nawrocki, to dawny opozycjonista krzywiacy sie na "dzika lustracje". Oczywiscie nie ma na mysli Komisji Michnika.

Ksiazka warszawskiego doktora pracujacego na UW zapowiadana byla jako "przyklad gry z tradycyjnie rozumianym kryminalem". Taki sobie pastisz, forma literacka pozwalajac na pewna swobode, ale tez majaca byc swiadectwem swietnego warsztatu tworcy. 

Z tej swobody Klejnocki korzystal w sposob nadmierny. Wystepuja w ksiazce nastepujace osoby: Stanislaw Przybyszewski (zamordowany), inzynier Karwowski, psycholozka Oksana Tokarczuk (matka Olgi Tokarczuk, ktora napisala korzystna recenzje cytowana na tylnej okladce ksiazki), doktor antropologii kulturowej, Lesztros. Wszystko przebija postac dr Jaroslawa Klejnockiego, domniemanego mordercy, ktory niezgodnie z prawda przyznaje sie do zbrodni na wydziale warszawskiej Alma Mater. 

Co do jakosci warsztatu autora, raza bledy i pominiecia dowodzace elementarnych brakow warsztatowych Klejnockiego. Cos tam przeczytal, cos tam obilo mu sie o uszy i udaje, ze wie. Pisanie "kryminalow' to pewna sztuka z dawno wypracowanymi zasadami. Co wiecej,razi pretensjonalnoscia.

Calkowita racje ma komisarz Nawrocki (str.220):

"...niekiedy mial wrazenie, ze zyje na kartach powiesci, ktora wysmaza nieudolnie jakis grafoman".

Grafoman napisal pastisz i ktos mu to wydal. Ja przeczytalem na zasadzie lowcy insektow ze szpilka w rece.

Na stronie 237 "dziwny,lodowaty podmuch przeslizgnal sie po lecach Nawrockiego".  A ja zarzalem jak kon i nie moglem sie powstrzymac od smiechu.

 

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Tymczasowy

"Grafoman napisal pastisz i ktos mu to wydal. Ja przeczytalem na zasadzie lowcy insektow ze szpilka w rece."

:) czytaj klasykę gatunku, a nie grafomanów-frustratów z dyplomami UW.
Ja sie katuję TVN24 i zaglądam na GW, a Ty widzę grafomaństwem elyty III RP ;)
Uważaj, co czytasz, bo się zarazisz grafomaństwem.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nadzieja13

2. Piękne:)

"...niekiedy mial wrazenie, ze zyje na kartach powiesci, ktora wysmaza nieudolnie jakis grafoman"

Się uśmiałam:)
Pozdrawiam.

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Marylu

Kazdy orze jak moze. Teraz akurat i na najblizsze lata mam te dzialke. Ide swoja droga, a na poboczach znajduje roznych osobnikow i tak od niechcenia wspominam o nich jesli to ma szerszy wymiar. Jak w tym przypadku - dusza leminga. mysle, ze na tym pastwisku znajde duzo zeru, czy na tym zerowisku znajdu duzo pastwy.
Co widze po trzech miesiacach bardzo intensywnej lektury, dobra literatura amerykanska w tej dziedzinie bardzo daleko odbiega od najlepszych polskich "kryminalistow". W Polsce marnuja duzo papieru. Naruszaja elementarne zasady gatunku. Jest jakas glupawa maniera wyniesiona z czasow PRL, ze policjant, dawny milicjant musi gadac pretensjonalnym jezykiem. Cos w rodzaju: "prosze maselko". "Ale, kochanienki, niezly numer z ciebie"."Mirek energicznie ruszyl do boju". "Czynnosci i zadania nalezalo teraz jedynie wcielic w zycie".Straszne klisze. Szmira. Tego nie ma za grosz w dobrej literaturze sensacyjnej.
Nagminnie autorzy popisuja sie znajomoscia roznych zespolow muzycznych, co jest marnowaniem czasu. Kogo obchodza gusty autora. Bardzo czesto pisza o stypendiach, wyjazdach turystycznych na Zachod i w inne miejsca. To nobilituje. Tego nie ma w klasyce amerykanskiej. Jak rzecz sie dzieje w Topeca czy jakiejs miescinie,to sie tam dzieje, a nie w Maczu Pikczu, czy w Luwrze. Jak ktos chce sobie popatrzec na odlegle miejscowosci i niezwykle zjawiska, to moze sobie siegnac do History Channel. Z lepszym skutkiem.
Wychodza prowincjonalne kompleksy.
Opanowali wstepy, czyli najwazniejsza czesc ksiazki. Nawet Klejnocki zaczyna jak mistrz: "Cialo znalazla o swicie sprzataczka. Profesor Sebastian Grabowiecki lezal na dywanie w brunatnoczerwonej kaluzy". A T. Konatkowki w slabej "Wilczej wyspie" zaczyna jak mistrz:
"Chlopak zrozumial, ze zaraz umrze. Zobaczyl ich twarze".
Swietna jest parodia ksiazek Krajewskiego (Breslau).Tak to rozumiem.Klejnocki oparl ja na mozliwosciach interpretacji liczby 44. Jak nie ma zgody, to mozna dostac lampa w glowe i o swicie cialo znajdzie sprzataczka.