A może warto było by już przemyśleć nasze podejście do problemu dzisiejszej Ukrainy ??

avatar użytkownika Lancelot

Ukrainiec = okrutny banderowiec?

Od wielu lat nie można się doprosić sporej części patriotycznie nastawionych rodaków, by przy okazji mówienia o rzeziach UPA, czy komentowania artykułów o banderowskich zbrodniach nie używali słowa „Ukraińcy” oraz „ukraińskie”, przez wszystkie odmiany.

Jeśli ktoś to robi, niech w zależności, od tego co do niego przemawia: Albo włoży mundur jegra z dwugłowym orłem, albo pruskim adlerem, albo od razu pójdzie do siedziby Związku Ukraińców w Polsce i przedstawi się jako członek wspierający.

Powyższa organizacja od lat, w ten sam sposób stosuje w kontekście nacjonalistów ukraińskich wyrazy „Ukraińcy” i „ukraińskie”. Później zaś narzekają na stereotyp Ukraińca rezuna w Polsce oraz jak to im pod źle, albowiem widzą tyleż przypadków polskiej nietolerancji i braku zrozumienia.

Oczywiście w zwalczeniu stereotypu „Ukraińca z nożem” w zębach pomogłoby oddzielenie Ukraińców od OUN-UPA. Jednakowoż członkowie wspomnianego związku od lat z godnym podziwu uporem to mieszają. Nie oni jedni. Robiła to już Gazeta Wyborcza, niestety robili to także niezaczytujący się w niej członkowie środowisk prawicowo-patriotycznych, a nawet niektórzy Kresowianie (!).

Nie raz pisałem, że takie mieszanie obu tych rzeczy daje ślepo fanatycznym środowiskom nacjonalistów ukraińskich na społeczeństwo, w którym żyją – monopol. O nic innego im nie chodzi, bo takiej władzy nad całością społeczeństwa ukraińskiego jeszcze nie mieli (Teraz to się zmienia).

Ponadto rozdzielanie spraw związanych ze zbrodniami, a właściwie ubranie ich w słowa: „Polacy” i „Ukraińcy” ułatwia by komuś dbającemu o pamięć zarzucić szowinizm.

Walczący o sprawę upamiętnienia banderowskiego ludobójstwa, jeśli choć trochę poważniej się nią interesują, powinni dojść do takich wniosków. Niemcy sami odgradzają się od tzw. „nazistów”, część z nas to drażni, a innych bardziej  śmieszy.

Wiemy bowiem, że to zmywa z narodu niemieckiego odpowiedzialność i stawia go także pośród ofiar wirtualnych „nazistów”, a przy tym kładzie znak równości między Niemcami a narodami ofiar. Ukraińcy mają jednak do tego święte prawo, bo przy urnach Bandery czy Szuchewycza nie wybrali.

W stosunkach polsko-ukraińskich dzieje się paradoksalnie coś odwrotnego. Tak jak mainstream oddziela Niemców od nazistów, tak łączy banderowców i neobanderowców z Ukraińcami, prosząc jednocześnie albo, by ich nie zadrażniać, lub aby wyjątkowo przejmować się ich „wrażliwością”.

Sami Kresowianie oraz rodziny ofiar oddzielają zazwyczaj Ukraińców od zbrodniarzy spod znaku OUN-UPA. A zbrodniarze jeszcze niejednokrotnie za swojego życia wskakiwali uparcie pod ogólnoukraińską pierzynę.

I oto w jednym miejscu ci przebrzydli „radykłowie, ciemnogród, szkodniki pojednania” bronią honoru sąsiadów rozdzielaniem zbrodniarzy od reszty narodu, powodując oburzenie, a co najmniej obojętność środowisk politycznie poprawnych. W drugim zaś rozliczanie Niemców jako narodu, jako społeczeństwa – przeciwdziała pojednaniu… Zaiste ciekawe są meandry takiego myślenia.

Niektórzy powiedzą teraz, że powinny być mimo wszystko równe standardy dla jednych i drugich. Albo więc traktujemy sprawę: Niemcy, Ukraińcy, jako całość, albo wydzielajmy od jednych i drugich nazistów i neobanderowców. Powtarzam: Tak się nie da, ponieważ sytuacja w tym wypadku nie jest jednoznaczna. Sytuacje były różne.

Polacy żyli z Ukraińcami bardziej wymieszani niż z Niemcami. Ci ostatni wybrali Hitlera w demokratycznym głosowaniu, a później nie było silnego środowiska, które zdołałoby się mu przeciwstawiać. Opozycja przeciw Hitlerowi jest bardziej legendarna niż realna. Szczupłe incydenty nic tu nie zmieniają.

Tymczasem władza neobanderowców została narzucona części społeczności ukraińskiej terrorem, a ukraińskie ofiary banderowców, które się im przedstawiły to inna skala niż Niemcy. Na korzyść Ukraińców rzecz jasna.

Bycie Ukraińcem, zgadzającym się nawet tylko z częścią koncepcji tych zbrodniarzy, nie wchodziło w rachubę. Trzeba było zgadzać się ze wszystkim lub zginąć w męczarniach. Niemcy, przed i pod rządami Hitlera zaś faworyzowali OUN, czyniąc go zdolnym do objęcia nad Ukraińcami władzy. Stanowili więc oni toksyczny produkt wyhodowany na niemieckim nawozie. III Rzesza tylko ten proceder powiększyła.

Taras „Bulba” Borowieć wraz ze swoją partyzantką, mający za cel również wywalczenie wolnej Ukrainy był wrogiem, tylko dlatego, iż zbudował osobną grupę i nie zgadzał się na uśmiercanie cywilów. Zamordowano mu żonę, mordowano oficerów, siłą wcielając niższych rangą do banderowskiej UPA. Element przymusu przy okazji tworzenia się struktury tej organizacji był w niej obecny od samego początku.

NSDAP zaczynało zaś od wolontariuszy, po wybory do Reichstagu. Ludzie nie byli przymuszani przez długi czas, by się do tej partii zapisywać w ogóle. Zresztą gorliwość popleczników Hitlera zwykło się mierzyć po niskim lub wysokim numerze legitymacji partyjnej. A i później stała się to raczej forma sugestii, niż przymusu bezpośredniego.

Wiązały się z tym po prostu przywileje, jak i z w Polsce z zapisaniem się do PZPRu. Nie stawiam znaku równości między oboma sprawami (porównywać trzeba), ale trudno nie posłużyć się analogią. Nacjonaliści ukraińscy na nieporównywalnie większą skalę stosowali zasadę, „Kto nie z nami ten przeciw nam”. Trzeba wziąć zatem pod uwagę gigantyczny strach „rekrutowanych” przez banderowców.

Może faktycznie demonizujemy dzisiejszą Ukrainę ??

Poczucie zagrożenia życia w wypadku odmowy aktywnego uczestnictwa w realizacji neobanderowskich planów, musiało stanowić niebagatelny czynnik presji. Miała ona wpływ na dołączenie do ludobójców ludzi, co nie neguje w żaden sposób jednoczesnego występowania ochotników. Co ciekawe, nawet przy takim zagrożeniu zaczęli masowo pojawiać się Ukraińcy ratujący Polaków, poprzez ostrzeganie, ukrywanie, lub pomaganie w ucieczce.

Omawiana sprawa zdaje się być chyba jedynym punktem odniesienia co do argumentu, że Ukraińcy nie mieli swojego państwa. Może to mieć niebagatelne znaczenie faktyczne, właśnie w stosunku do obciążania całego narodu.

Odnoszenie bowiem argumentu braku państwa co do stosowalności lub nie terminu „ludobójstwo” jest zwykłym oszustwem i fakt jego zaistnienia w żaden sposób nie jest zależny od istnienia państwa i tego czy zbrodniarze dysponowali państwowym aparatem represji.

By jednak źle nie zrozumieć. Pomimo iż ogólnie społeczeństwo niemieckie w odróżnieniu od ukraińskiego można obciążyć zbrodniami dokonanymi w czasie wojny, to jednak barbarzyństwo banderowskie, w skali dostępnych mu fizycznych możliwości było nieporównywalnie większe.

Dziś znacznie łatwiej dogadać z Niemcami. Nie chodzi tu bynajmniej tylko o fakt występowania na Ukrainie fanatyzmu, który w Niemczech, póki co w tej skali nie istnieje. To po raz kolejny w historii fakt dużo większego strachu poszczególnych członków społeczeństwa ukraińskiego, przed wyrażaniem własnego zdania.

Jeśli więc nawet używać by terminu „naziści”, którego jestem raczej przeciwnikiem, należałoby przyznać, iż neobanderowcy są bardziej „nazistowscy” od samych „nazistów”.

Czyż dziwi teraz, że nasi sąsiedzi zza Odry mogą przychylnie patrzeć na utożsamianie Ukraińców z OUN-UPA. I jeszcze nas do tego politycznie zaangażować jako frajerów w ramach wali Ukrainy z naszym kolejnym starym przeciwnikiem Rosją?

Tak czy inaczej, stosując omawiane pojęcia, odwrotnie od sposobu postulowanego w tym tekście – ułatwiamy uniknięcie odpowiedzialności nacjonalistów ukraińskich, których nie ukrytych w tłumie, obnażonych ze wszystkim co zrobili, pokazać trzeba w świetle jupiterów.

Analogicznie przeciwstawić się należy działaniom pomagającym w przedstawianiu społeczeństwa niemieckiego w latach 30-tych i 40-tych, na pozycji takich samych ofiar jak pozostałe narody (Nie znaczy, iż w ogóle takowe gdzieś nie zaistniały).

Nie może być ofiarą ten, który dostawał w prezencie polski inwentarz czy robotników przymusowych i żył w lepszych warunkach. Gdy natomiast skończyła się wojna i boleśnie mu się urwało, to w ciągu kilku dekad można niby dla „pojednania” i „przyzwoitości” wygenerować znak równości.

Bowiem w obu omawianych przypadkach chodzi zarówno o zastosowanie znaku równości w czasie wojny między Polakami, a Ukraińcami oraz Polakami a Niemcami (Rosjanie też zapewne by tego chcieli).

W tych konkretnych przypadkach, tak jak wspomniałem, techniki są inne, tak jak role obu społeczeństw. Lecz w obu wypadkach służy to jako droga w to samo miejsce – manipulacji i relatywizacji kosztem niewinnych lub wręcz kosztem ofiar.

Aleksander Szycht

http://kresy24.pl/62729/ukrainiec-okrutny-banderowiec-2/

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

1. Na własne życzenie

Według Poliszczuka - na 3 zamordowanych przez OUN-UPA Polaków przypadało 2 zamordowanych Ukraińców, a więc OUN-UPA była ludobójcza również i dla swoich rodaków. Wystarczyło zatem owe zbrodnie potępić przez Ukraińców by pozbyć się ciążącego na nich piętna.

Niestety, Ukraina poszła inną drogą - poprzez uczynienie z oprawców (wspólnych dla obydwu narodów) swoich bohaterów narodowych, a co za tym idzie - również i transformację ideologii i metod, bowiem zbrodnia nieosądzona i nienapiętnowana - ciąży zawsze spowrotem ku zbrodni.

Problem dzisiaj w tym, że czystki etnicznej - ze względu na koncentrację ludności rosyjsko-języcznej - nie da się przeprowadzić, a nękanie militarne tej ludności sprzyja tylko rozpadowi Ukrainy. Antagonizmy poszły za daleko i w tej chwili nawet federalizacja Ukrainy może już jej nie uratować przed ostatecznym rozpadem.

Udział Rosji w tym rozpadzie jest zasadniczy, ale Ukraina jej jednak pomogła, bowiem propagandowo dbałość Rosji o Rosjan zamieszkujących zagranicą jest cnotą - w przeciwieństwie do neobanderyzmu.

Co do Niemców to bezsprzecznie byli w trudniejszej sytuacji pod tym względem, lecz dzięki temu, że Hitlerowi pomników nie wznosili, zbrodnie potępili i odcięli się od nich - aż do tego stopnia, że to niby nie oni - piętna - przeszkadzającego przewodzenia w Europie - pozbyli się.

Możemy zatem porównać obydwie metody.

Wojciech Kozlowski