Krótka historia intelektualna Zachodu od Oświecenia do chwili obecnej

avatar użytkownika triarius

 

Krótka historia intelektualna Zachodu od Oświecenia do chwili obecnej, a nawet dalej, bo do chwili, gdy wtorki, środy i soboty (piątki nie, bo one są u nich święte) zostaną się za wykidajłów w haremach (gdzie będą sobie słodko żyły co ładniejsze z waszych, ludzie, wnuczek); wszyscy postępowi księża zamienią się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w tańczących derwiszów; a każdy kto ma choćby pół genu obywatelskiej platformy będzie chodził bez rąk

Ładnie to umieścić na stronie tytułowej, oczywiście fajny drzeworyt, i będziemy mieli barok, do którego nam przecie tęskno, i nie bez powodu!

* * *

Powiedzieliśmy sobie ostatnio, że określenie "satanizm", w odniesieniu do tego, co różni tacy ostatnio z upodobaniem czynią, ma kilka miłych zalet, ale także poważne wady. Zaletą jest oczywiście to, że jeśli ktoś by naprawdę poważnie traktował tę drugą religijność, która dziś robi za chrześcijaństwo, to mu się owa nazwa gładko w światopogląd wpisuje i budzi właściwe emocje. Poza tym jest to określenie krótkie, mające interesujące konotacje, i w ogóle literacko po prostu perła.

Z drugiej jednak strony tak mi się widzi, że mówiąc o tych sprawach jako o "sataniźmie", przeważnie chybiamy celu. Językiem artylerzystów powiedziałbym, że przestrzeliwujemy cel. Nie w sensie, że na wylot, niestety, tylko w tym, że zamiast trafiać w zgromadzone przeciw nam baterie i sklady amunicji, trafiamy co najwyżej w leżące na głębokim zapleczu składy zrabowanych miejscowemu chłopstwu dóbr doczesnych, niezbyt zresztą imponujących. Czyli jakichś żałosnych Nargalów, albo niemal równie żałosne Pyzate Zuzie.

Z innej, choć również artyleryjskiej, perspektywy - nasze działa właśnie nie donoszą i trafiamy w ziemię niczyją pomiędzy naszymi niezwyciężonymi oddziałami i zgrają okopanych po uszy wrogów. Też niestety niedobrze, bo tam także co najwyżej jakiś zabłąkany Nargal i zabłąkana Zusia, podczas gdy Główne Macherki kryją się za umocnieniami.

Jakie na to lekarstwo? Zatrucie duszy, moi państwo! Nic innego! Nie w tym sensie, żebyśmy sami chcieli zatruwać dusze, tylko w sensie, że to określenie - zatrucie duszy - wydaje się być owym celnym ogniem, potrzebnym do zniszczenia wrażych baterii i wszystkiego czemu one służą. (Łał, prawda?)

Co pilniejsi czytelnicy tych moich blogowych mądrości znają już zapewne co najmniej ten kawałek dorobku Roberta Ardreya, który ja tu dla was ludzie, swego czasu polskiej mowie przy... swoiłem, tak? Jeśli ktoś nie zna, a jest pilny, to prosiłbm się z nim zapoznać. Może nie być w tej chwili, ale co najmnej wkrótce po przeczytaniu niniejszego. Jest to tutaj w odcinkach na tym blogu, ale bardziej wypolerowane wersje powinny wciąż być w sieci - proszę wrzucić w wyszukiwarkę "Afrykański początek + Ardrey" (bez cudzysłowów), i jeśli jest, to powinno się pokazać.

Po co nam to akurat teraz? A po to, że, jak do mnie całkiem ostatnio doszło, owo zatruwanie dusz ma ścisły związek z tym, o czym (nawet właśnie w owym przetłumaczonym par moi) kawałku pisze Ardrey. Czyli z marzeniem różnych takich naprawiaczy świata - których niestety zawsze było i wciąż jest multum - o tym, by z ludzi zrobić owady. Mówię całkiem poważnie, a Ardrey, w omawianym fragmencie, mówi to równie poważnie, a do tego ładniej i obszerniej.

Nie chodzi o czywiście o to, że takiemu naprawiaczowi tak się podobają powiedzmy wąsy karalucha, że chciałby nimi obdarzyć nas wszystkich. (Po prawdzie, jeśli wierzyć Theofilowi Gautier, to Fourier chciał nas obdarzyć piętnastosopowym ogonem z okiem na końcu, a czymże przy tym są wąsy?)

Chodzi o to, że: "Pacz pan, te owady, niby takie mają małe te łepki, takie niby mało inteligentne, a jak one umieją społecznie żyć, zgodnie, harmonijnie i dla wspólnego dobra! Trza by to zrobić z ludźmi, bo już przecież nie można na to patrzeć, a ludzie w końcu niby mądrzejsi."

Takie marzenia, takie plany, takie zamiary, pojawiają się dość obficie, co najmniej od czasu, gdy straciły na wadze podobne poniekąd plany oparte na religii. Czyli różni tam Lollardzi i Menonici. Czyli, stosując grubą kreskę, przyjmujemy iż gdzieś od Oświecenia.

Potem ruszyło to dużo ostrzej z kopyta od Darwina, kiedy to do uszczęśliwiania Ludzkości zaczęto stosować już nie tylko mechaniczny model świata Newtona, na czym w znaczniej mierze polegało przecież Oświecenie, ale także teorię ewolucji, a taki np. komunizm to przecie krzyżówka heglowskiej filozofii, traktowanej jak religia (ale do tego aż stopnia, że nawet się z innymi religiami nie raczyła pozwolić porównywać), z "naukowym" jak wszyscy diabli planem wyewoluowania ludzkiego gatunku w coś nowego i "lepszego", czyli człowieka "nareszcie" udomowionego...

Co było jednocześnie (pacz pan, jak to się dziwnie plecie!) planem uczynienia "wreszcie" z ludzkiego społeczeństwa, w skali globalnej oczywiście (żadnych tam partykluaryzmów!), czegoś, czego by się nie powstydziły mrówki, pszczoły i termity! Pomyślcie nad tym chwilę, a jestem pewien, że mi przyznacie rację. Czyli, patrząc na to z perspektywy ewolucyjnej, chodzi o przeskoczenie owych czterystu milionów lat, dzielących ssaka od owada. (O czym właśnie ładnie pisze Ardrey.)

No i teraz ujawnia się naszym oczom fakt, że z tego punktu widzenia zatruwanie ludzkiej duszy - duszy choćby w sensie całkowicie świeckim, rozumianej jako nasze, ludzkie, psychiczne w najszerszym sensie. "oprogramowanie" (choć przecież tam, gdzie dusza ma także wymiar religijny, także oczywiście "powinna" zostać zatruta, a ta religijna część, czy może całość, szczególnie).

W dodatku łatwo zauważyć, że, jeśli mamy racje, że to właśnie jest główny cel owego zatruwania, który niektórzy wolą dźwięcznie nazwać "satanizmem", to nie musi to być nawet jakieś psychodeliczne zatruwanie - w sensie wizji i takich tam - bowiem całkiem wystarcza po prostu owej duszy ZNISZCZENIE! Indywidualnej duszy, czyli indywidualnej ludzkiej psychiki i inteligencji.

Coś, co nawiasem postulowała osławiona (ktoś o niej słyszał?) Szkoła Frankfurcka, jako (oficjalnie przynajmniej) lekarstwo i profilaktykę przeciw wszelkim faszyzmom i nacjonalizmom. (Które, oczywiście, miałyby być czymś od tak potwornych działań bez porównania gorszym. Co do mnie słabo trafia, sorry!)

Nad tym naprawdę warto się zastanowić! Co więcej, my tutaj mamy dodatkową satysfakcję, że zwróciła nam się inwestycja w Ardreya, bo gość pozwala zrozumieć współczesność lepiej, niż ogromna większość współczesnych mędrców, o autorytetach nie wspominająć. Mam jednak coś jeszcze lepszego! Może nie aż "lepszego", bo i to było super, ale więcej czegoś równie wspaniałego.

Weźmy Spenglera. Drugiego z naszych... Well, niemal gurów. Wie ktoś, pamięta ktoś, co Spengler  w drugim tomie swego niekastrowanego dzieła pisze o istocie Magieńskiej K/C? Otóż ta Kultura (obejmująca żydowską, wczesno-chrześcijańską, irańską i islam jako swą reformację) ma bardzo specyficzne widzenie świata - jak każda (wysoka) Kultura zresztą, ale też, jak każda, całkiem inne od wszystkich pozostałych.

Tam niemal wszystko jest np. substancją - nawet śmierć, nawet chyba czas, nie mówiąc już o duchu. (Światło też - to dla zainteresowanych fizyką. Wiem, że mam paru takich wśród znajomych, tylko do Spenglera nie mogę ich przekonać.) Oczywiście to się różnie w różnych językach nazywa, ale po grecku jest pneuma, czyli indywidualna dusza każdego żywego stworzenia, oraz (na odmianę po łacinie, po grecku zapomniałem i nie chce mi się szukać) spiritus, czyli "DUCH" z jak najbardziej wielkiej litery.

Ta pneuma to jest właśnie takie świeckie coś, taki software, który każdą żywą istotę napędza. Nie ma w tym nic religijnie wzniosłego. Wzniosły jest ten DUCH, czyli spirytus (nie w tym sensie rodacy!), który spływa ewentualnie z góry, wypiera wszelkie możliwe diabelskie i ciemne substancje (dualizm!), i czyni człowieka pobożnym, a nawet, da Bóg, świętym. Tak to widział Plotyn, cała masa innych myślicieli i mistyków, a także zapewne sam Jezus.

Ta świętość, z góry spływająca i wnikająca w człowieka, dodajmy, może być wersji mitraistycznej, mozaistycznej (z wieprzowiną lub bez), wczesnochrześcijańskiej (jako łaska), islamskiej - czyli otwarcie religijnej; albo też pozornie całkiem nie-religijnej, np. jak u Jana Jakuba Rousseau albo wprost KOMUNISTYCZNEJ.

Nie zajmujemy się tu streszczaniem Spenglera, wiec niestety nie powiemy o tych fascynujących sprawach aż tyle, ile by należało, bo to ma o wiele wiecej niezwykle fascynujących aspektów, ale tutaj zmierzamy do tego, że oto - żeby w tych magiańskich kategoriach...

(Skąd one się nagle dzisiaj na szeroko pojętym Zachodzie wzięły, spyta ktoś? Nie wyjeżdżajcie mi tu, drogie ludzie, z jakimś antysemityzmem, bo będziemy mieli na karku Bratkowskiego juniora, albo nie tylko! W więc sza! Zastanówcie się sami, jeśli macie odwagę.)

No więc, zakładając, że ktoś to dzisiaj jeszcze widzi w tych kategoriach... (A są dziś nawet i tacy, którzy twierdzą, że dla tej K/C także i państwo musi wyglądać jak partia komunistyczna - i to nawet bez żadnych demonicznych zamiarów - po prostu oni nic innego nie pojmują, a nawet się wszystkim innym po prostu okrutnie brzydzą. Może coś w tym i jest, nie wiem.)

No więc, patrząc z tej magiańskiej perspektywy, zniszczenie indywidualnych dusz, tych pneum, okazuje się NIEZBĘDNE I KONIECZNE do tego, by zamiast nich wszędzie wniknął ów duch spływający z góry - tylko że w tym przypadku trudno jest jakoś bardziej jednoznacznie ustalić, ile w tym czystej religijności (nie mówimy o chrześcijaństwie!), ile zaś tego zamiaru uczynienia z Ludzkości, dla jej Szczęścia i dla Postępu, oczywiście, roju pszczół czy innej termitiery. Tutaj zamiar świecko-robaczywy splata się ściśle z zamiarem mętno-religijny, i nikt, a przynajmniej nikt przy zdrowych zmyslach i nienależący duchem do tamtej K/C, nie rozwikła.

I o to mi właśnie chodziło. Może to nieco trudne do pojęcia po jednym szybkim przeczytaniu, ale wydaje mi się to warte ponownego, uważnego przeczytania i późniejszego przemyślenia. Chyba, oczywiście, że mnie megalomiania ponosi i bardzo się w tej kwestii mylę.

triarius 

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony!

 

5 komentarzy

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Triariusie

zawsze ogarnia mnie niepokoj, gdy czytam, ze ktos wazy sie na pisanie "krotkiej historii intelektualnej" obejmujacej przykladowo, dwa wieki. Po prostu obawiam sie, ze ktos wlasnie marnuje niepotrzebnie swoj bezcenny czas skladajacy sie na jego bezcenne przeciez zycie.
O wielu sprawach wypadaloby porozmawiac, ale poprzestane na kilku.
Po pierwsze, jezeli stosuje sie gruba kreske, by wyznaczyc poczatek roznych pomyslow, koncepcji i szkol starajacych sie spelnic marzenia i zakreslic plany naprawienia ludzkosci, to nie moze nie byc kardynalnym bledem zaczynanie od Oswiecenia. W ten sposob pomija sie caly, obfity nurt myslenia utopijnego. Masz prawo wyciac ten niezwykly obszar myslenia ludzkosci? Nie chce poruszac religii jako pewnego rodzaju myslenia utopijnego, bo ktos musialby napisac wiel;otomowe dzielo na ten temat.
Po drugie, znam rozne teorie harmonijnej budowy spoleczenstwa, rozne teorie organicystyczne, ale jakos slabo zaczepily sie w mojej pamieci idee budowy spoleczenstwa na wzor mrowek i pszczol. Prosze o o podanie kilku przykladow. Przeciez kazdy wie, ze te calosci zyja od milionow lat w ten sam sposob. Wszak nigdy nie dotarl do nich zaden najmniejszy nawet, czynnik sprawczy postepu. Jezeli pojawi sie ktos taki, to ja pierwszy doniose do cyrkulu i posterunkowy zamknie go w tiurmie na wieki. Nawet w twierdzy Szlisselburskiej.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika UPARTY

2. @Tymczasowy

Moim zdaniem pisanie "krótkich historii" na sens. Nie polega on na tym, że streszcza się w dwóch zdaniach 1000 lat historii a na tym, że pokazuje konsekwencje niektórych zdarzeń lub pomysłów z przeszłości. Jest to raczej próba systematyki pewnych wątków logicznych jeśli chodzi o myśl ludzką. Podobnie ma sens pisanie historii np. przedsiębiorstw. Każdy taki opis jest właśnie krótką historią pewnego wątku ekonomii. Oczywiście historia przedsiębiorstw jest bardziej materialna, ale jak mówimy o myśli ludzkiej to zawsze jesteśmy w obłokach abstrakcji.
Jeśli zaś chodzi o sprawy związane z pojęciem tzw pneumy/pneumum rozumianego jako oprogramowania człowieka, to rzeczywiście zdolność do jego "resetowania" było warunkiem przyjęcia Objawienia.
Do czasów Abrahama ludzie żyli w tzw "kole czasowym". Oznacza to powtarzanie stale tych samych czynności zgodnie z np. porą roku , fazą księżyca lub czymkolwiek innym. Ma to dawać ludziom poczucie bezpieczeństwa, ma powodować przekonanie, że dzień jutrzejszy będzie taki sam jak wczorajszy. Przełom Abrahama polegał na tym, że postanowił on wyjść "z koła czasu", czyli zaryzykować życie w świecie niestabilnym, pójść w nieznane.
By nie wróciło "koło czasu" Dekalog nakazuje przerwanie co 6 dni wszelkiej aktywności i poświęcenie jednego dnia na inne sprawy. Chodzi o to, że przez ten jeden dzień zapominamy różne szczegóły i nie utrwalają się nam nawyki tak bezrefleksyjnie jak by to było, gdyby życie toczyło się nieprzerwanym strumieniem.
Gdy ludzkość z powodów technologicznych zaczęła znowu żyć w "kole czasu" ( bo np. prąd elektryczny trzeba robić bez przerwy, podobnie jak wiele innych rzeczy) to wprowadzono pojęcie "urlopu", takiego "dłuższego szabasu", również po to by ludzie mogli nabrać dystansu do tego co robią.
Najlepiej to widać w TV np w TVN. Ci co pracują w części komercyjnej mają po dwa miesiące urlopu letniego po to by od nowego sezony mogli robić coś nowego a pion propagandowy pracuje bez przerwy urlopowej, po to by ludzie nie mogli do niego nabrać dystansu. Czyli wiadomości i Szkło Kontaktowe mamy codziennie , nawet w święta, a seriale mają przerwę wakacyjną.
Przytoczyłem ten przykład po to by pokazać, ze są to sprawy już od dawna oczywiste i w praktyce stosowane powszechnie.
Oczywiście każde "koło czasowe" można tak zgęścić, że człowiek nie będzie miał już czasu na zastanowienie się nad tym co robi i w tym, sensie zawsze jest to sprowadzenie go do poziomu owada. Wbrew pozorom jest to możliwe nawet samoczynnie. Gdy jeszcze w XX wielu odkrywano plemiona w różnych dziwnych miejscach świata, które nie miały kontaktu z obcymi okazywało się zawsze, że ich zachowania , tradycje i technologie są niezmienne często od wielu tysięcy lat. Zero postępu w żadnej dziedzinie analogicznie do zerowego postępu intelektualnego lemingów pod wpływem TVN`u. To skutek zamknięcia się w "kole czasu".
Tak więc zniszczenie pneumy ma raczej na celu zaspokojenie naszych potrzeb materialnych jest warunkiem wstępnym do naszego panowania na świecie.
Kwestia zaś Ducha, zwłaszcza Świętego ( bo innych nie ma) to zupełnie inna kwestia.
Nasi przeciwnicy raczej dążą do odbudowy naszej pneumy by na sprowadzić do roli owadów.
Nie sądzę więc by było właściwe mieszanie do tego Chrystusa.

uparty

avatar użytkownika triarius

3. przecież ta...

... "Krótka historia" to żart! Wiedziałem co chcę napisać, wyszło w sumie zgodnie z moimi zamierzeniami (co u mnie nie jest normą), a potem musiałem wymyślić tytuł, i z paru opcji wybrałem akurat tę.

Uważam że jest zabawna, niepozbawiona sensu i mocno ironiczna. Naprawdę, patrzac z pewnej perspektywy, można uznać, że TO właśnie jest głównym motywem całego intelektualnego życia Zachodu w ostatnich 200 latach. Ja bym się z tą opinią w sumie zgodził, i na pewno paru czytelników mojego blogasa też.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika triarius

4. nie zauważyłem, żebym...

... Chrystusa do czegoś "mieszał".

Należy przypuścić, że miał taką właśnie wizję świata - jest to b. logiczne i zresztą Spengler tak to właśnie ujmuje - jest postacią dość znaczącą i dla wielu interesującą...

A że żaden ze mnie grzeczny (posoborowy) katolik? Cóż - można mnie z tego powodu ignorować, ale nigdy nie udawałem, że jest inaczej. W ogóle niestety uważam, że rola chrześcijaństwa jest skończona, a Kościół w sumie zdradził zarówno nas, jak i swoją misję.

Ja jestem człek świecki, sorry, choć uczuciowo i kulturowo zawsze byłem z katolicyzmem b. silnie związany. Tylko że z każdym dniem coraz wyraźniej widzę, że to nie jest już TEN katolicyzm, bo on się z jakichś niejasnych dla mnie powodów postanowił przepoczwarzyć w coś całkiem innego. Coś co mi, mówiąc krótko, nie odpowiada. (Dotyczy to zresztą już JP2, którego co prawda za jego życia naprawdę lubiłem, ale dla KK to była katastrofa.)


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika Tymczasowy

5. Triariusie

Dzieki za bezcenne uwagi na moim blogu, choc zdobycie Mosulu (z cala pewnoscia nie 3 mln. mieszkancow) zasluguje na sprawdzenie.
W zarysowywujacej sie dyskusji dorzucilbym trzy uwagi. Moglbym wiecej, ale kazden je wie, ze "Boh Trojcu liubit'.
1. Tytul okazal sie zartem. Dzieki za doksztalt, bo ja mialem historiozofow za smiertelnie powazne postaci (nie poprawiac na "postacie" -forma jest poprawna i ja ja lubie). Jednakowoz, musze sie przyznac, ze groza zaczela mnjie ogarniac. Na ten przyklad, jezeli sobie szewc zazartuje, to wstawi pietke w miejsce obcasiku. No i za pytam, a jezeli gromowladny Historiozof sobie zazartuje czy chocby tylko sie na moment pomyli, to co moze nastapic? Sie pytam? Juz wole sredniej wielkosci meteoryt.
2. Potwierdzam calkowita slusznosc Twojego twierdzenia: 'Ja bym sie z ta opinia w sumie zgadzal". Nie moze byc lepiej od sytuacji, gdy Autor zgadza sie ze swoja opinia. GHratulacje. Podac do Ksiegi Guinessa?
3. Na glebsze studia i rozpropagowanie zasluguje zdanie: "A kazdy, kto ma chocby pol genu obywatelskiej platformy bedzie chodzil bez rak". Ja popieram i zglaszam swoj udzial w popierajacej slusznosc dyskusji.
PS Ze zrozumialych wzgledow,nie moglem umiescic w tekscie ekscytujacych slow "wykidajly w haremie". Moze mlodsi koledzy widzieliby w tym fachu jakas swoja przyszlosc, ale nie ja. Nigdy nie chcialbym byc ginekologiem - to wstep wytlumaczenia.
Jest tez inny, wazniejszy powod - obserwuje od cwierc wieku te pieknosci z Basni Szeherezady. Grube, nawet tluste, zoltawe oblicvza, sapiace, odziane w dziesiec szatek, plaszczym nawet w upal. Niech ich pilnuja ci glupawi napalency, zamiast porywania ksiezy koptyjskich (wlasnie TV podala, ze w Libii porwano ich dudziestu). W pare egzemplarzy staralem sie ostatnio wniknac. Jedna z Afganistanu, a zyczliwsza - z Pakistanu. Po poczatkowych postepach (buziaczki usmiechniete jak sloneczniki) gdzie ID freudowski jeszcze dzialal, mialem glupia nadzieje. Ale zaraz potem wkroczylo EGO czyli "kontrol przyszla" i ta nadzwyczaj otwarta Pakistanka wlozyla dwa plaszcze wiecej. Ja tam nie jestem garderobianym i machnalem kita. Dam jej czas (to element mojej taktyki mesko-zenskiej), moze zmadrzeje. Szanse mam na poziomie 10% w porywach wiatru.