Żydzi w strukturach komunistycznych II RP i w powojennym aparacie przemocy NKWD i UB

avatar użytkownika Krzysztofjaw

Kwestia nadreprezentatywności Żydów w strukturach komunistycznych II RP i w powojennym aparacie przemocy NKWD i UB nie powinna już dziś budzić najmniejszych wątpliwości i kontrowersji. Takie są fakty i to też jest część naszej wspólnej, nieraz trudnej historii polsko-żydowskiej.

A czym był komunizm - jeden z najokrutniejszych totalitaryzmów XX wieku - i jaki "raj" m.in. dla Polski stworzył, nie trzeba chyba dziś nikogo przekonywać.

Warto jedynie wskazać, że już w okresie międzywojennym zarówno Komunistyczna Partia Polski, Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi czy też Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej  jasno wyrażały separatystyczne poglądy i były - delikatnie mówiąc - niechętne niepodległej II RP. Jasno było to widać w okresie od 17 września 1939 roku (agresji Sowietów na Polskę), kiedy to właśnie te ugrupowania najchętniej witały "wyzwolicieli"...

Chcę tutaj przytoczyć (bez komentarza, ale do dyskusji) bardziej lub mniej obszerne fragmenty trzech  - być może dla niektórych w części kontrowersyjnych - artykułów na ten temat autorstwa Henryka Cimka, Leszka Żebrowskiego i Aleksandra Szumańskiego... ku refleksji i zastanowieniu, zachęcając jednocześnie do zapoznania się z całością ich treści.

Treść jest długa, za co z góry przepraszam, ale temat jest na tyle ważny, że warto poświęcić trochę czasu na lekturę.

----------------------------------------


"Największy (...) udział mieli Żydzi w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom (MOPR), która na około 6 tys. członków w Polsce w 1932 r. posiadała w okręgach wielkoprzemysłowych
92% Żydów, a w okręgach rolnych do 88%.

Procent Żydów był zazwyczaj wyższy we władzach KPP i KZMP niż wśród ogółu ich członków. Na wszystkich sześciu zjazdach KPP wybrano łącznie 172 członków KC i zastępców członków, przy czym niektórych z nich wybierano kilkakrotnie (Świetlikowa 1958: 96 i nn.; 1959: 31). W styczniu 1936 r. skład narodowościowy władz centralnych był następujący: na 19 członków KC KPP przypadało 11 Polaków, 6 Żydów (31,6%), 1 Białorusin i 1 Ukrainiec; wśród 15 członków i zastępców członków KC KPZB najwięcej było Białorusinów – 7, a ponadto 6 Żydów (40%), 1 Polak i 1 Łotysz; wśród 7 członków KC KPZU było po 3 Ukraińców i Żydów (po 42,9%) oraz 1 Polak. Jeszcze więcej Żydów znajdowało się w okręgowym aktywie KPP w 1935 r. – na 52 osoby było 28 Żydów (53,8%) i 23 Polaków (...) Według Sekretariatu Krajowego KC KPP na początku 1936 r. w aktywie kierowniczym całej partii i KZMP zbyt duży udział mieli Żydzi – 54%. Ponadto w MOPR było ich 90%, aparacie technicznym partii około 75%, a w aparacie technicznym Sekretariatu i w kierownictwie KO KPP Warszawa 100%.

Pod koniec 1936 r. skład narodowościowy władz KPP zmienił się jeszcze bardziej na niekorzyść Polaków. Według pisemnego raportu kierownictwa KPP o działalności partii po jej IV Plenum (luty 1936 r.) w grudniu 1936 r. władze KPP liczyły 15 osób (bez KPZB i KPZU), w tym 8 Żydów (53,3%) i 7 Polaków. Ponadto wśród 15 sekretarzy komitetów okręgowych, na ogólną ich liczbę 18, 8 było pochodzenia żydowskiego (53,3%), a 7 polskiego. Rok wcześniej, w styczniu 1936 r., było 30 członków i zastępców członków KC KPP, w tym 15 Polaków, 12 Żydów (40%), 2 Ukraińców i 1 Białorusin, a łącznie z członkami KC KPZB i KC KPZU (bez zastępców członków KC) 52 osoby, w tym: 21 Żydów (40,4%), 17 Polaków (32,7%), 8 Białorusinów (15,4%), 5 Ukraińców (9,6%) i Litwin (1,9%). Jeszcze wyższy odsetek Żydów był w aktywie centralnym (53%), w aparacie wydawniczym (75%) i w aparacie technicznym Sekretariatu Krajowego (100%). Odsetek mniejszości narodowych wzrastał także wśród delegatów na zjazdy KPP, powodując tym samym spadek udziału delegatów pochodzenia polskiego z 85,5% w 1923 r. do 59,8% w 1932 r. Najwyższy przyrost wśród delegatów na zjazdy KPP zanotowali Żydzi, z 7 osób w 1923 r. do 23 w 1932 r. W rzeczywistości było ich znacznie więcej, gdyby doliczyć do tej grupy Polaków pochodzenia żydowskiego, których na przykład na II Zjeździe KPRP, oprócz 7 Żydów, było 14 (...)

Badając skład narodowościowy KPP i KZMP, można dojść do wniosku, że do ugrupowań tych należały głównie mniejszości narodowe, przede wszystkim Żydzi, w mniejszym stopniu Białorusini i Ukraińcy. Polaków w KPP i KZMP było około 30%, podczas gdy w społeczeństwie II Rzeczypospolitej około 69%. Z danych partyjnych i szacunków wynika, że odsetki mniejszości narodowych w szeregach komunistycznych, w tym Żydów, w poszczególnych latach wahały się, i to dość znacznie. W 1933 r., gdy liczba Żydów w ruchu komunistycznym w Polsce zmalała na rzecz chłopów, na 32 800 członków KPP i KZMP łącznie Żydów było ponad 8400. Trudno jednoznacznie ocenić rolę Żydów w ruchu komunistycznym w Polsce, których do KPP przyciągała głównie jej walka z uciskiem klasowym i narodowościowym. Niektórzy działacze żydowscy wnieśli twórczy wkład w rozwój myśli politycznej KPP, m.in. strategii rewolucji i parlamentaryzmu. Komunistów żydowskich, choć nie wszystkich, cechowały jednak, podobnie jak komunistów ukraińskich, tendencje separatystyczne i nacjonalistyczne, mimo obowiązywania w MK hasła internacjonalizmu proletariackiego. Początkowo przejawiały się one w dążeniach do utworzenia, obok KPP, odrębnej żydowskiej partii komunistycznej w Polsce. Gdy okazało się, że urzeczywistnienie tego zamiaru jest niemożliwe, część komunistów żydowskich dążyła do zachowania autonomii w ramach KPRP, czemu miało służyć utworzenie Centralnego Biura Żydowskiego. Dominowanie Żydów we władzach KPP i KZMP potęgowało negatywny stosunek komunistów do II Rzeczypospolitej, choć niektórzy komuniści pochodzenia żydowskiego dostrzegali potrzebę obrony jej niepodległości. Z kolei inni, podatni na tendencje sekciarskie i dogmatyczne, eksponowali interesy mniejszości narodowych kosztem kwestii polskiej. Przejawiali także wyraźną niechęć do pracy na wsi. Żydowskiego pochodzenia był także najsłynniejszy agent policji politycznej w ruchu komunistycznym w Polsce – Józef-Josek Mützenmacher [1]".

----------------------------------------


"Prof. Paczkowski, przy oczywistych w tego typu badaniach zastrzeżeniach metodologicznych (prelegent uznał m.in., iż kryteria uznania kogoś za Żyda są "niejasne"), stwierdził, iż w latach 1944-1956, na 447 osób w centrali resortu bezpieczeństwa publicznego, pełniących funkcje kierownicze (od naczelnika wydziału wzwyż), było 131 Żydów. Daje to łącznie ponad 29% Żydów na stanowiskach kierowniczych w MBP! (...)

Skąd sie wzięła "żydokomuna"

Alina Grabowska napisała zaś w paryskiej "Kulturze" (nr 12/267 z 1969 r.), iż: "W pierwszych latach powojennych (a nawet i później) znakomita, niestety, większość pracowników UB stanowili Żydzi (...)".

(...) Wg stwierdzenia prof. Paczkowskiego, prawie wszyscy Żydzi w bezpiece byli przed wojna członkami KPP, KPZU, KPZB, KZM i ich przybudówek. Stad, wg niego, wzięło sie określenie "żydokomuna". Prelegent stwierdził jednocześnie, Iz są to jedyne dane liczbowe, którymi rozporządza. Zaczerpnął je głównie z poufnego, czy tez tajnego opracowania Biura "C" Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wydanego w 1978 r., zatytułowanego: "Aparat Bezpieczeństwa w PRL w latach 1944-1976". Zawiera ono noty biograficzne funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, sporządzone na podstawie ich akt personalnych, w tym własnych życiorysów (...).

Celem bezpieki nie było rutynowe w takiej służbie gromadzenie i przetwarzanie informacji. Nie była to bowiem służba normalna, powołana do ochrony państwa jako takiego. Wg naukowców zajmujących sie tym resortem profesjonalnie (A. Paczkowskiego i G. Jakubowskiego), "celem jego działania [była] "obrona i utrwalanie władzy ludowej". Była to instytucja całkowicie zideologizowana (...) i posługująca sie - również na użytek wewnętrzny i operacyjny - językiem ideologii. Rzecz jasna komunistycznej".

Pomocnicy rewolucji

Dzieje ruchu komunistycznego przed wojna nie są dogłębnie zbadane. Dotychczasowe publikacje na ten temat to na ogol politgramota, przyodziana w szaty "naukowe", ale czasami można w nich znaleźć interesujące dane. Ze zrozumiałych względów pomijano w nich zestawienia statystyczne, dotyczące spraw narodowościowych. Skąd zatem wziął sie stereotyp "żydokomuny"?

W 1936 r. władze KPP sporządziły pisemny raport na temat sytuacji organizacyjnej. Wynika z niego, Iz po postulowanych zmianach składu narodowościowego i socjalnego we władzach organizacji komunistycznych, w centralnych władzach KPP, liczących 15 osób, było 8 Żydów i 7 Polaków. Na 15 sekretarzy komitetów okręgowych, 8 było pochodzenia żydowskiego, a 7 polskiego. W styczniu 1936 r. na 30 członków i zastępców członków KC KPP było 15 Polaków, 12 Żydów, 2 Ukraińców i 1 Białorusin, a razem z KC KPZB (ale bez zastępców członków KC) na 52 osoby było 21 Żydów, 17 Polaków, 8 Białorusinów, 5 Ukraińców i 1 Litwin. W "aktywie centralnym" było 53% Żydów, w aparacie wydawniczym 75%, w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom 90%, a w "aparacie technicznym" Sekretariatu Krajowego 100% (przy czym "aparat techniczny" nie oznaczał, wbrew pozorom, funkcji mniej ważnych - byli to np. kurierzy do moskiewskiej centrali, łącznicy itp., którzy trzymali nici organizacyjne struktur komunistycznych w swych rekach).

Równie wysoki był udział Żydów w strukturach terenowych KPP. W okręgu radomskim w 1932 r. było ich 37%, w okręgu kieleckim ponad 54%. W strukturach młodzieżowych zaś było ich jeszcze więcej: w sierpniu 1930 r. w skali całego kraju w Związku Młodzieży Komunistycznej Polacy stanowili zaledwie 20%, Żydzi 50%, a Białorusini i Ukraińcy 30%. Autor jednej z monografii regionalnych KPP, wydanej w 1994 r. stwierdził, Iz "z upływem czasu zwiększał sie udział młodzieży żydowskiej w KZMP [Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej], w niektórych ośrodkach stanowiła ona prawie 100%". To oni właśnie w znacznym stopniu kształtowali wojenne oblicze ruchu komunistycznego w kraju podczas okupacji, odbudowywanego na polecenie Stalina od 1942 r. (w postaci tzw. Polskiej Partii Robotniczej), a także w Moskwie.

Koncentracja w służbach specjalnych

Wg prof. Paczkowskiego aparat bezpieczeństwa był pierwszym członem nowego reżimu, budowanym całkowicie od podstaw. O ile w innych dziedzinach komparia nastawiona była początkowo raczej na kontrolowanie i dozorowanie przedwojennych fachowców (w przemyśle, szkolnictwie, wojsku, nawet w administracji), brakowało jej bowiem oddanych członków PPR, którymi można było ich zastąpić, to do bezpieki i innych tajnych służb kierowano przede wszystkim "swoich". A któż mógł być bardziej za takiego uznany, niz. przedwojenny członek KPP i jej przybudówek?

Dlatego zatem do bezpieki trafiali przede wszystkim przedwojenni komuniści, w większości juz przed wojna zawerbowani do wywiadu sowieckiego. Podczas okupacji niemieckiej przebywali oni w ZSRR, inni zaś odgrywali czołowe role w partyzantce komunistycznej: sowieckiej oraz GL-AL.

Podobnie było w innej, mniej znanej, ale nie mniej ważnej służbie, czyli w Informacji Wojskowej. Znawca jej dziejów, Z. Palski podaje, iż: Informacja nie pełniła zadań kontrwywiadowczych - była instytucja terrorystyczno-policyjna, której zadaniem było wymuszenie posłuszeństwa sil zbrojnych wobec nowych władz politycznych. Początkowo 100% stanowisk w niej obsadzonych było przez oficerów sowieckich. Polaków dopuszczono dopiero później - pierwsi z nich objęli jednak stanowiska wyłącznie tłumaczy i protokólantów. Było ich zaś aż... siedemnastu!

Dopiero w latach późniejszych miejsca zwalniane przez oficerów sowieckich zajmowali oficerowie w mundurach polskich. Ale na stanowiska kierownicze wysuwano głownie ludzi pochodzenia żydowskiego. Ten sam autor podaje konkretne przykłady:

szefa Głównego Zarządu Informacji, plk. Kozuszke, zastapili kolejno plk Jan Rutkowski i plk Stefan Kuhl (obaj pochodzenia żydowskiego); zastępców szefa GZI, plk Poniedzielnikowa i plk Bycana zastąpili plk Anatol Fejgin i plk E. Zadrzynski (obaj pochodzenia żydowskiego); szefa Oddzialu I,k plk. Curanowa zastąpił plk Aleksander Kokoszyn (pochodzenia żydowskiego); szefa Oddzialu II, plk Gajewskiego zastąpił plk Ignacy Krzemien (pochodzenia żydowskiego); szefa Oddziału II, pplk Prystupe zastąpił plk Jerzy Fonkowicz (pochodzenia żydowskiego); szefa Oddziału IV, plk Malkowskiego, zastąpił plk Wladyslaw Kochan (narodowości polskiej); szefa Oddziału V, plk. Zajasznikowa, zastąpił pplk Wincenty Klupinski (pochodzenia żydowskiego).

Kryteria doboru kadr kierowniczych do Informacji Wojskowej były takie same, jak do bezpieki cywilnej. Nie decydowało tu bowiem przygotowanie fachowe (na to trzeba przecież pracować latami), lecz wyłącznie lojalność i całkowita dyspozycyjność wobec mocodawców komunistycznych.

Dobre, słowiańskie nazwiska

We wszelkich tego typu badaniach należy jednak zachowywać szczególną ostrożność. Przemiany w strukturze komunistycznego aparatu terroru, walka miedzy "chamami" i "Żydami" w centrum władzy (która miała tez swe odniesienie do bezpieki cywilnej i wojskowej) doprowadziły do stanu, w którym "chamy" oskarżały publicznie o "wypaczenia socjalizmu", dokonane szczególnie w pierwszej dekadzie istnienia PRL, funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego, czyli "Żydów". Jednak nie zawsze "Żyd" był Żydem prawdziwym, tak jak nie zawsze "cham" musiał być Polakiem.

Komintern, czyli Międzynarodówka Komunistyczna (z siedziba oczywiście w Moskwie), zalecała oficjalnie towarzyszom żydowskim zmianę danych personalnych, w tym nazwisk, na słowiańskie. Wspominała to działaczka KPP, Ester Rozental-Szneiderman po przybyciu do Moskwy w 1926 r.: "Któż może pojąc i opisać święty dreszcz, jaki mnie przejął, gdy weszłam do gmachu Kominternu, znajdującego sie nie opodal Kremla... Wątpię, czy młody czytelnik naszych czasów potrafi to sobie uprzytomnić".

Przedstawiciel KPP w Kominternie natychmiast zaproponował jej zmianę nazwiska: "Wybierzcie sobie słowiańskie, dobrze brzmiące". Nie zgodziła sie ona jednak na taki zabieg, ale jak wspomina: "Malo kto z moich nowo przybyłych towarzyszy oparł sie tej pokusie. Lea Kantorowicz przeobraziła sie w Jelene Kaminska; jej maź Icchak Gordon - w Aleksandra Leonowicza; Nechama i Jozef Feigenbaum stali sie Natalia i Osipem Krawczynkim; Chana Milsztajn jest tu Hanna Turska; Motke Hajman to teraz Mikolaj Wojnarowicz; z jednego Rapaporta zrodzil sie Krawiecki, z drugiego, czestochowskiego - Jozef Karpinski".

Cześć z tych "politycznych emigrantów" przybywała w 1944 r. z Moskwy do Polski, obejmując eksponowane funkcje, juz z nowym życiorysem i zmienionymi personaliami. Np. Natan Grunspan-Kikiel w MBP był wiceministrem i generałem brygady, ale znany jest jako Roman Romkowski. Mojżesz Bobrowicki, tez wiceminister MBP i tez general, stal sie Mieczysławem Mietkowskim. Nachym Alster, I z-ca przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego i wiceminister MSW został Antonim Alsterem. Lajb-Wolf Ajzen, z-ca komendanta szkoły służby bezpieczeństwa w Kujbyszewie, z-ca dyrektora Biura Personalnego MBP, dyrektor gabinetu ministra MBP, z-ca Komendanta Centrum Wyszkolenia MBP, wicedyrektor IV, następnie III Departamentu, przybrał nazwisko Leon Andrzejewski. Julia Brustiger, dyrektor Departamentu Politycznego MBP, została Julia Brystygier. Jozef Goldberg, dyrektor Departamentu Śledczego MBP, nazwał sie Jozefem Różańskim. I tak dalej...

Z drugiej strony, przedstawiciele społeczności żydowskiej negują role Żydów w powojennym aparacie terroru komunistycznego w Polsce. Np. prof. Chone Shmeruk, przewodniczący Ośrodka Kultury Żydów Polskich na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie, w wypowiedzi dla "Tygodnika Powszechnego" w 1990 r. stwierdził: "Berman nie funkcjonował jako Żyd, on funkcjonował jako członek partii. A partia nie była żydowska, była polska. On sie nie uważał za Żyda, za kogoś, kto występuje w imieniu Żydów. I żaden Żyd nie widział w nim przedstawiciela narodu żydowskiego. Czułby sie obrażony, gdyby ktoś mu to powiedział. Berman funkcjonował jako Berman i jego można obwiniać, czynić mu zarzuty. Ale jako Żyd? To samo mógłby robić Polak. Gdyby nie on, byłby Polak na jego miejscu".

Z tym juz nie można sie zgodzić. Gdyby byli Polacy, odpowiedni na te stanowiska, to Stalin (którego trudno uznać za tak szczególnego filosemitę), z pewnością nimi właśnie, a nie Żydami, bądź osobami pochodzenia żydowskiego obsadzałby stanowiska kierownicze w bezpiece, Informacji Wojskowej, aparacie politycznym w wojsku, w kom partii i administracji. Stalin posługiwał sie tymi kadrami komunistycznymi, które miał i którym ufał (przynajmniej początkowo, w okresie "utrwalania władzy ludowej"). Nie wyszukiwał specjalnie towarzyszy pochodzenia żydowskiego, aby wysyłać ich do Mongolii, Chin, Korei Pln. i do Albanii. Racje ma natomiast prof. Shmerik, iż Żydzi funkcjonowali jako członkowie partii, a nie przedstawiciele narodu żydowskiego.

Elity władzy

Było ich w górnych strukturach władzy komunistycznej tak wielu, bo nastąpiło prawie automatyczne przeniesienie stosunków narodowościowych z KPP na PPR, szczególnie od polowy 1944 r., gdy do "krajowców" dołączyli komuniści ze Związku Sowieckiego. I nie było to zjawisko właściwe wyłącznie dla bezpieki i Informacji Wojskowej. Wszędzie tam, gdzie partia uznała, iż jest to miejsce newralgiczne dla jej przyszłości, tam pojawili sie komuniści pochodzenia żydowskiego w takiej koncentracji, iż w dalszym ciągu przeciwnicy polityczni określali nowy ustrój mianem "żydokomuny". Statystycznie mogło to być uzasadnione.

Jakub Berman, członek Biura Politycznego i z jego ramienia nadzorca nad tajnymi służbami, w potocznym pojęciu funkcjonował nie tylko jako komunista, ale tez jako Żyd". W wywiadzie dla Teresy Torańskiej powiedział: "Zdawałem sobie (...) Sprawę z tego, ze najwyższych stanowisk jako Żyd objąć albo nie powinienem, albo nie mógłbym. Zresztą nie zależało mi, by ustawić sie w pierwszych rzędach. (...) Faktyczne posiadanie władzy nie musi wcale iść w parze z eksponowaniem własnej osoby. (...) Zależało mi, żeby wnieść swój wkład, wycisnąć Pietno na tym skomplikowanym tworze władzy, jaki sie kształtował, ale bez eksponowania siebie. Wymagało to, naturalnie, pewnej zręczności". I faktycznie, wycisnął swoje "piętno". Odpowiednikiem "beriowszczyzny" w Sowietach stało sie pojecie "bermanowszczyzny" w PRL.

Roman Zambrowski (Rubin Nussbaum) jako członek Politbiura miał nadzór m.in. nad sadownictwem; jako zastępca Bieruta w Krajowej Radzie Narodowej miał prawo orzekać prawo łaski dla skazanych w procesach politycznych. Był wiec jednym z tych, którzy dosłownie decydowali o życiu lub śmierci antykomunistów, lub osób za takich uznanych. Gen. Wiktor Grosz (Izaak Medres) był szefem Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego ludowego Wojska Polskiego (w wojsku przed wojna zapewne w ogóle nie służył). Gen. Leszek Krzemień (Maksymilian Wolf) został kierownikiem Wydziału Wojskowego Związku Patriotów Polskich w Moskwie, następnie był m.in. szefem Kancelarii Wojskowej Bieruta, zastępca szefa Głównego Zarządu Politycznego ludowego WP i pełnomocnikiem Rządu PRL "ds. pobytu wojsk radzieckich w Polsce". Hilary Minc, członek Politbiura, odpowiadał za sprawy gospodarcze. Wg. hierarchii partyjnej był trzecia co do ważności osoba w PRL (po Bierucie i Bermanie). Roman Werfel był czołowym ideologiem komunistycznym, dyrektorem wydawnictwa "Książka i Wiedza" i redaktorem naczelnym organu KC PZPR "Nowe Drogi". Jerzy (Beniamin) Borejsza, rodzony brat plk. UB Jozefa Różańskiego był dyktatorem prasowym - był m.in. redaktorem naczelnym dziennika "Rzeczpospolita" (organu PKWN), prezesem Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik" i pełnomocnikiem rządu ds. "Ossolineum".

To oczywiście najbardziej znane przykłady, ale nie wszystkie. Osób tych nie sposób oddzielić od historii PRL,

która dla ogromnej części społeczeństwa była tworem obcym. Jest zatem rzeczą ważna poznać dokładnie, kto rządził Polska po 1944 r. Nie wystarczy tu ogólnikowe powiedzenie, ze "byli to komuniści". Autorzy publikacji o zatrudnieniu ludności żydowskiej po wojnie (np. Michał Grynberg w "Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego" nr 1-2 z 1986 r.) całkowicie pomijali to zagadnienie. Być może, wtedy takie badania nie były możliwe.

Musieli, czy... chcieli?

Podczas spotkania w ZIH z prof. Paczkowskim padło pytanie: "czy można uznać, ze do UB oddelegowywano Żydów z wojska?", co mogło sugerować, iż trafiali oni tam na rozkaz lub polecenie partyjne. Ale przecież nie wszyscy tym rozkazom, bądź partyjnym poleceniom podlegali. A jeśli podlegali, to oznacza, Iz w wojsku lub partii juz odgrywali niepoślednia role - wracamy do początku, czyli do faktu, Iz Żydzi od czasów KPP byli spoiwem struktur komunistycznych.

System komunistyczny był ustrojem totalitarnym, dławiącym wszelka wolna myśl, likwidującym w sposób bezwzględny swych przeciwników. Każdy kolejny zwolennik tego ustroju oznaczał, Iz jego panowanie Bedzie pełniejsze i dłuższe. I analogicznie, każdy dodatkowy przeciwnik komunizmu oddalał realizacje "dyktatury proletariatu". Dlaczego Żydzi w swej masie poparli komunizm, szczególnie po tragicznych doświadczeniach innego totalitaryzmu, w wydaniu hitlerowskim, który nie tak znów bardzo odbiegał od wizji hitlerowców (oczywiście oprócz mordowania Żydów)?

Ch. R. Browning, recenzent wspomnień Ytzhaka Zukiermana, jednego z przywódców powstania w warszawskim getcie, napisał w "New York Times" w 1993 r.: "Zukierman oszczędza swoje najostrzejsze oskarżenia na okres powojenny. Deklaruje, ze AK skończyłaby robotę, która zaczął Hitler. (...) nie ukrywa swego podziwu i poparcia dla polskich komunistów (...). Byli oni prawdziwymi idealistami i "prawdziwymi patriotami", oddani sprawie zbudowania niepodległej Polski socjalistycznej. Byli oni po prostu "wspaniałymi ludźmi", oraz "zagrożona mniejszością" (...).

"W okresie powojennym Żydzi, którzy przeżyli - wspomina Zukerman - stali miedzy Komunistami i Reakcja i musieli dokonać wyboru". Dla niego wybór był czysty zarówno z pragmatycznego jak i moralnego względu. "W tym okresie, być partnerem komunistów to była żydowska rola narodowa, z jedynej perspektywy żydowskiego istnienia".

Tak tłumaczy to człowiek, który pisał na użytek czytelnika zachodniego, nie obeznanego z realiami w Polsce po wojnie. Ale podobne opinie kształtowane są przez autorów krajowych, hoc w bardziej zawoalowanej formie. Adam Michnik w jednym ze swych artykułów zawarł następująca myśl: "Przed ówczesna inteligencja stanęła alternatywa: albo obóz rewolucji jako konieczność dziejowa, albo obóz reakcji: antysemityzm typu oenerowskiego, pałkarski, często ludobójczy, często czerpiący z wzorów hitlerowskiego rasizmu. A był to antysemityzm starej endecji, czy znacznej części ruchu ludowego (...)".

Czy rzeczywiście Żydom, jeśliby nie poparli komunizmu w Polsce, groziła fizyczna zagłada? Czy alternatywa komuny - ludobójstwa "klasowego" było ludobójstwo rasowe? I czy w taki sposób można w ogóle tłumaczyć to, co stało sie w Polsce po 1944 r. - z obozami koncentracyjnymi, wywózkami na Sybir "przedstawicieli obozu reakcji", skrytobójczymi i jawnymi mordami, terrorem UB i zbrodniami dokonywanymi w majestacie "prawa"? Popełniano je w imię "walki klas"... Były to zatem przestępstwa popełniane z powodu przynależności osób prześladowanych do określonej grupy politycznej i społecznej. Dla ofiar tego systemu różnica miedzy walka klas a walka ras to tylko semantyka.

Podobno tylko getta dawały nadzieje

Od takich pytań nie uciekniemy. Być może jest jeszcze za wcześnie na pełna odpowiedz, zbyt wiele spraw jest na tyle żywych, aby moc je ocenić bez emocji z obu stron. Ale taka odpowiedz jest konieczna. Tym bardziej, iż w publikacjach zagranicznych przypisuje sie nam zbrodnie niesłychane. Np. wg cenionego historyka amerykańskiego Reubena Ainszteina "Polscy faszyści podczas powstania [warszawskiego] prawdopodobnie zabili więcej Żydów niż Niemców", a Niemców zginęło "tylko" 16 tysięcy!

Dr Icchak (Henryk) Rubin uznał, iż "stosunek Polski Podziemnej i całej prawie ludności polskiej do Żydów powodował, ze getto i obóz pracy lub obóz koncentracyjny były jedynymi miejscami na świecie, które dawały Żydom nikła nadzieje i szanse na przetrwanie". "A po wyzwoleniu (...) po całej Polsce rozlała sie fala masowych mordów i pogromów antyżydowskich. (...) A mordercami w Polsce [po wojnie] nie były SA i SS, lecz AK i specjalnie utworzone dla działalności terrorystyczno-dywersyjnej, dyrygowane z Londynu antysowieckie i antyżydowskie organizacje "NIE" i "WiN" pod wodza generałów L. Okulickiego i E. Fieldorfa, pułkowników J. Rzepeckiego, Franciszka Niepokolczyckiego, Janusza Bokszczanina i innych elitarnych oficerów przedwojennego Wojska Polskiego, oraz inne bandy morderców (...)".

Na takie "naukowe" zarzuty trzeba odpowiadać. Brak odpowiedzi jest przyznaniem, ze to prawda. Zaniechanie obrony może spowodować, iż niedługo będziemy obwinieni o inne zbrodnie niepopełnione, jeszcze bardziej absurdalne. Być może jest to próba skierowania całej dyskusji na tory zastępcze, uprzedzenia pytań, które powinniśmy postawić publicznie" [2].

Leszek Żebrowski Artykuł ukazał się w tygodniku GAZETA POLSKA z 22 czerwca 1995 r.


----------------------------------------------

 

"Negowanie znaczenia roli Żydów w służbie NKWD jest sprzeczne z podstawowymi faktami ustalonymi przez historyków. Prof. Andrzej Paczkowski sformułował tę tezę jako „nadreprezentacją Żydów w UB”. Jednoznacznie pisze o „nadreprezentatywności Żydów w UB” inny czołowy historyk IPN-owski dr hab. Jan Żaryn w swym opracowaniu „Wokół pogromu kieleckiego” (Warszawa 2006, s. 86).


O bardzo niefortunnych dysproporcjach, wynikających z nadmiernej liczebności Żydów w UB, pisali również niejednokrotnie dużo rzetelniejsi od Grossa autorzy żydowscy, np. Michael Chęciński, były funkcjonariusz informacji wojskowej LWP, w wydanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism, Nationalism, Anti-semitism” (s. 63-64).

Żydowski autor wydanej w Paryżu w 1984 r. książki „Les Juifs en Pologne et Solidarność” („Żydzi w Polsce i Solidarność”) Michel Wiewiórka pisał na s. 122: „Ministerstwo spraw wewnętrznych, zwłaszcza za wyjątkiem samego ministra, było kierowane w różnych departamentach przez Żydów, podczas gdy doradcy sowieccy zapewniali kontrolę jego działalności” (...).

Rola Żydów w bezpiece, jej wyjątkowość polegała nie tylko na nadmiernej liczebności, lecz także na splamieniu się przez bardzo wielu żydowskich funkcjonariuszy UB przykładami ogromnego okrucieństwa, brakiem jakichkolwiek skrupułów i brutalnym łamaniem prawa wobec polskich więźniów politycznych. Rzecz znamienna – złowieszcza rola żydowskich funkcjonariuszy jest widoczna w każdej bardziej znaczącej zbrodni UB, od ludobójczych mordów w obozie w Świętochłowicach począwszy, poprzez sądowe mordy na generale Fieldorfie „Nilu” i rotmistrzu Pileckim po proces gen. Tatara i współoskarżonych wyższych wojskowych.

Główni winowajcy zabójstwa tego polskiego bohatera to w przeważającej części żydowscy komuniści. Była wśród nich czerwona prokurator Helena Wolińska (Fajga Mindla-Danielak), która zadecydowała o bezprawnym aresztowaniu gen. Fieldorfa, a później równie bezprawnie przedłużała czas jego aresztowania. Wyrok śmierci na generała w sfabrykowanym procesie wydała sędzia komunistka żydowskiego pochodzenia Maria Gurowska z domu Sand, córka Moryca i Frajdy z domu Einseman.

Dodajmy do tego żydowskie pochodzenie trzech z czterech osób wchodzących w skład kolegium Sądu Najwyższego, które zatwierdziły wyrok śmierci na polskiego bohatera (sędziego dr. Emila Merza, sędziego Gustawa Auscalera i prokurator Pauliny Kern). Cała trójka później dożywała ostatnich lat swego życia w Izraelu. Przypomnijmy również, że wcześniej w rozprawie pierwszej instancji oskarżał gen. „Nila” jeden z najbezwzględniejszych prokuratorów żydowskiego pochodzenia Benjamin Wajsblech. Dodajmy, że prawdopodobnie sam Józef Różański (Goldberg) wręczał przesłuchującemu gen. Fieldorfa porucznikowi Kazimierzowi Górskiemu tzw. pytajniki, tj. odpowiednio spisane zestawy pytań, które miał zadawać więźniowi (wg P. Lipiński, Temat życia: wina, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 18 listopada 1994 r.) (...).

Przypomnijmy teraz jakże haniebną sprawę wydania wyroku śmierci na jednego z największych polskich bohaterów rotmistrza Witolda Pileckiego i stracenia go w 1948 roku. Człowieka, który dobrowolnie dał się aresztować, aby trafić do Oświęcimia i zbadać prawdę o sytuacji w obozie, a później stał się tam twórcą pierwszej obozowej konspiracji. Oficera, którego wybitny angielski historyk Michael Foot nazwał „sumieniem walczącej przeciw hitlerowcom Europy” i jedną z kilku najwybitniejszych i najodważniejszych postaci europejskiego Ruchu Oporu. Otóż – jak pisał na temat sprawy rotmistrza Pileckiego i współoskarżonych z nim w procesie Tadeusz M. Płużański:

„Wyroki zapadły już wcześniej – wydał je dyrektor departamentu śledczego MBP Józef Goldberg Różański. Podczas jednego z przesłuchań powiedział Płużańskiemu: „Ciebie nic nie uratuje. Masz u mnie dwa wyroki śmierci. Przyjdą, wyprowadzą, pieprzną ci w łeb, i to będzie taka zwykła ludzka śmierć” (por. T.M. Płużański, Prokurator zadań specjalnych, „Najwyższy Czas”, 5 października 2002 r.).

Warto przy okazji stwierdzić, że jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który 3 maja 1948 r. zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim, wykonany 25 maja 1948 r., był sędzia Leo Hochberg, syn Saula Szoela (wg T.M. Płużański, Prawnicy II RP, komunistyczni zbrodniarze, „Najwyższy Czas”, 27 października 2001 r.).

Pominę tu szersze relacjonowanie jednej z najczęściej przypominanych zbrodni – ludobójczego wymordowania około 1650 niewinnych więźniów w ciągu niecałego roku przez Salomona Morela i podległych mu żydowskich oprawców z UB (zob. na ten temat szerzej książkę autora jakże rzetelnego żydowskiego samo-rozrachunku Johna Sacka „Oko za oko”, Gliwice 1995).

Przypomnę tu tylko jedną z ulubionych „zabaw” ludobójczego „kata ze Świętochłowic” S. Morela, polegającą na ustawianiu piramid z ludzi, którym kazał się kłaść czwórkami jedni na drugich. Gdy stos ciał był już dostatecznie duży, wskakiwał na nich, by jeszcze zwiększyć ciężar. Po takich „zabawach” ludzie z górnych części stosu wychodzili w najlepszym wypadku z połamanymi żebrami, natomiast dolna czwórka lądowała w kostnicy (...)

Poza katuszami fizycznymi Morel lubił zadawać swoim ofiarom różne udręki psychiczne. Na przykład kazał pisać po tysiąc razy: „Nienawidzę Piłsudskiego” (wg M. Wyrwich, „Łagier Jaworzno”, Warszawa 1995, s. 90).
Ludobójczy zbrodniarz S. Morel otrzymywał   polską rentę – mniej więcej 5 tys. zł.

Czołowy historyk IPN dr hab. Jan Żaryn pisał niedawno:
”Doświadczenia z lat 1944-1945 jedynie utrwalały stereotyp żydokomuny”. „NKWD przy pomocy pozostałych Żydów urządza krwawe orgie’ – meldował Władysław Liniarski „Mścisław”, komendant Okręgu AK w Białymstoku w styczniu 1945 r. do „polskiego Londynu” (…).
Polacy po wojnie, używając hasła „żydokomuna”, posługiwali się zatem stereotypem wytworzonym przez samych Żydów komunistów. Żydzi stawali się zatem współodpowiedzialnymi za cierpienia Polaków, w tym za utratę – po raz kolejny – niepodległości państwowej.
Do rodzin docierały szczegóły tortur, jakim byli poddawani w ubeckich kazamatach ich najbliżsi – często żołnierze podziemia niepodległościowego. „Gdy wyszedłem z karceru, zaraz wzięli mnie na górę i enkawudzista Faber [Samuel Faber - przypis J. Żaryna], (kto on był, nie wiem, czy to Polak, czy Rosjanin, na pewno Żyd) (…) kazał mnie związać. Zawiązali mi usta szmatą i między ręce i nogi wsadzili mi kij, na którym mnie zawiesili, po czym do nosa zaczęli mi wlewać chyba ropę. Po jakimś czasie przestali. Przytomności nie straciłem, więc wszystko do końca czułem. Dostałem od tego krwotoku (…)’ – wspominał Jakub Górski „Jurand”, żołnierz AK” (…).
Inny działacz podziemia niepodległościowego, Mieczysław Grygorcewicz, tak zapamiętał pierwsze dni pobytu w areszcie NKWD i UB w Warszawie:
„(…) Na pytania zadawane przez Józefa Światłę – szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa początkowo nie odpowiadałem, byłem obojętny na wszystkie groźby i krzyki, opanowała mnie apatia, przede mną stanęła wizja śmierci. Przecież jestem w rękach wroga, i to w rękach żydowskich, których w UB nie brakowało. Poczułem do nich ogromny wstręt, przecież miałem do czynienia z szumowiną społeczną, przeważnie wychowaną w rynsztoku nalewkowskim”.
„Józef Światło – Żyd z pochodzenia, mając pistolet w ręku, oświadczył mi, że jeżeli nie podam swego miejsca zamieszkania, strzeli mi w łeb (…)”.
Światło przyprowadził Halickiego, kierownika sekcji śledczej, który również był Żydem, i ten rozpoczął śledztwo wstępne (…). Oficerowie ubowscy zmieniali się często (…). Szczególnie jeden z nich brutalnie i ordynarnie do mnie się odzywał, groził karą śmierci bez sądu. Jak się później dowiedziałem od śledczego porucznika Łojki – był to sam Józef Różański (Józef Goldberg), zastępca Radkiewicza, ministra bezpieczeństwa.
W takiej sytuacji i wśród tej zgrai ubeckiej byłem przygotowany na najgorsze, nawet na rozstrzelanie (…)”. (cyt. za J. Żaryn, Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947, we: „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s. 86-88)”.

Przypomnijmy, że wymieniony tu Józef Różański (Goldberg), dyrektor Departamentu Śledczego w MBP zyskał sobie zasłużoną sławę najokrutniejszego kata bezpieki. Od byłego oficera AK Kazimierza Moczarskiego, który był jedną z ofiar „piekielnego śledztwa” prowadzonego pod nadzorem Różańskiego, wiemy, jakie były metody katowania więźniów przesłuchiwanych w MBP. Spośród 49 rodzajów maltretowania i tortur, którym go poddawano, Moczarski wymienił m.in.:
„1. bicie pałką gumową specjalnie uczulonych miejsc ciała (np. nasady nosa, podbródka i gruczołów śluzowych, wystających części łopatek itp.);
2. bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;
3. bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);
4. wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;
5. miażdżenie palców między trzema ołówkami (…);
6. przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu; (…)
8. zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni (…)” (cyt. za K. Moczarski, Piekielne śledztwo, „Odrodzenie”, 21 stycznia 1989 r.).
Dygnitarz MBP – Józef Światło nadzorował tajne więzienie w Miedzeszynie, gdzie do metod wydobywania zeznań należało m.in. skazywanie na klęczenie na podłodze z cegieł z podniesionymi do góry rękami przez 5 godzin, przepędzanie nago korytarzami z jednoczesnym chłostaniem stalowymi prętami, bicie pałką splecioną ze stalowych drutów (wg T. Grotowicz, Józef Światło, „Nasza Polska”, 22 lipca 1998 r.).
O tych wszystkich okrucieństwach i zbrodniach żydowskich katów z UB nie znajdziemy nawet jednego zdania informacji w książkach J. T. Grossa, tak chętnie i obszernie rozpisującego się o zbrodniach popełnionych przez Polaków na Żydach.
Warto przypomnieć, że Różański (Goldberg) był odpowiedzialny za działanie tajnej grupy ubeckich morderców, którzy na jego polecenie potajemnie mordowali w lesie wybranych żołnierzy AK i porywanych z ulicy ludzi. Tak zamordowano m.in. formalnie zwolnionego z aresztu ks. Antoniego Dąbrowskiego, byłego kapelana 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej (27 DP AK) – wielkiej jednostki piechotyArmii Krajowej utworzonej z sił Okręgu Wołyń w ramach akcji „Burza”. W marcu 1944 27 DP AK liczyła około 6000 żołnierzy.
Wśród skrytobójczo zamordowanych po wywiezieniu z więzienia do lasu był m.in. pułkownik AK Aleksander Bielecki, na którym bezpiece nie udało się wymusić oczekiwanych zeznań, oraz jego żona.
Warto przypomnieć, że żydowski komunista Leon Kasman, przez wiele lat redaktor naczelny organu KC PZPR „Trybuny Ludu”, był tym działaczem, który najgwałtowniej nawoływał do zaostrzenia represji wobec przeciwników politycznych podczas obrad Biura Politycznego KC PPR w październiku 1944 roku.
„Wsławił się” wówczas powiedzeniem: „Przerażenie ogarnia, że w tej Polsce, w której partia jest hegemonem, nie spadła nawet jedna głowa” (cyt. za P. Lipiński, Bolesław Niejasny, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 3 maja 2000 r.) (...).

I głowy polskich patriotów, głównie AK-owców, zaczęły spadać w przyspieszonym tempie na skutek rozpętanej wówczas pierwszej wielkiej fali terroru przeciw Narodowi.
I tak np. w grudniu 1944 r. doszło do rozstrzelania pięciu AK-owców w piwnicy domu przed Zamkiem Lubelskim. Ich sprawę prowadził prokurator wojskowy narodowości żydowskiej (wg. mgr Marek Kolasiński, sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie, „Raport o sądowych morderstwach”, Warszawa 1994, s. 108).

Jaskrawe przykłady okrucieństwa żydowskich śledczych wobec przesłuchiwanych polskich oficerów znajdujemy w tzw. sprawie bydgoskiej.
Jerzy Poksiński opisał np., jak to „kpt. Mateusz Frydman chwytał przesłuchiwanych oficerów za gardło i tłukł ich głową o ściany, powiedział do majora Krzysika:
„Zastrzelę cię, a grób zaorzę, aby ci Anders nie mógł pomnika wystawić” (por. J. Poksiński, „TUN. Tatar – Utnik – Nowicki”, Warszawa 1992, s. 38).
W sprawie bydgoskiej zmarł zamęczony płk Józef de Meksz. W toku innej sfabrykowanej sprawy niewinnych oficerów, tzw. sprawy zamojsko-bydgoskiej, zmarł zamęczony w więzieniu płk Julian Załęski. Stracił on życie jako ofiara okrutnych tortur nakazanych przez jednego z najbezwzględniejszych żydowskich oprawców – szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, zwanego „krwawym Kuhlem” (por. A.K. Kunert – J. Poksiński, Płk Stefan Kuhl, „Życie Warszawy”, 24 lutego 1993 r.).

Dyrektor departamentu V MBP żydowską komunistkę Lunę Brystygierową, wyspecjalizowaną w prześladowaniu Kościoła katolickiego i inteligencji patriotycznej, nazywano „Krwawą Luną” z powodu wyjątkowej bezwzględności, z jaką przesłuchiwała więźniów. Żołnierz AK i były więzień polityczny Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa pisała w swych wspomnieniach, iż:
„Julia Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom. W czasie przesłuchań we Lwowie wsadzała więźniom genitalia do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując. Była zboczona na punkcie seksualnym, i tu miała pole do popisu” (por. A. Rószkiewicz – Litwinowiczowa, Trudne decyzje. Kontrwywiad Okręgu Warszawa AK 1943-1944. Więzienie 1949-1954, Warszawa 1991, s. 106).
 Do najhaniebniejszych spraw należało aresztowanie w 1947 r. na podstawie sfabrykowanych oskarżeń majora Mieczysława Słabego, byłego lekarza westerplatczyków, najsłynniejszej bohaterskiej formacji polskiej wojny obronnej 1939 roku.

Major Słaby już po kilku miesiącach przesłuchań zmarł w wieku zaledwie 42 lat na skutek ran odniesionych podczas śledztwa. Jego sprawę prowadził wiceprokurator mjr S.D. Mojsezon (Mojżeszowicz), Żyd z pochodzenia.

On to napisał własnoręczne rzekome „zeznania” mjr. Słabego, przyznającego się w nich do tego, jakoby „działał na szkodę państwa polskiego”. Majora Słabego nakłoniono zaś odpowiednimi metodami do podpisania sformułowanych przez prokuratora Mojsezona zeznań. Skatowany major umarł przed skazaniem i wyrokiem.

 Na wyjaśnienie ciągle czeka po dwukrotnych umorzeniach śledztwa (w 1993 i 1995 r.) sprawa kulisów śmierci w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego jednego z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego z batalionu „Zośka” – Jana Rodowicza ps. „Anoda”.
Był jedną z postaci słynnych z niewiarygodnej wręcz odwagi, poświęcenia i zdolności do ryzyka. Za swe wojenne zasługi był odznaczony Krzyżem Walecznych (dwukrotnie) i Krzyżem Virtuti Militari.
Wszechstronnie uzdolniony, studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, gdy padł ofiarą represji. Aresztowano go w wigilię Bożego Narodzenia 1948 r. i zabrano do ubeckiej katowni. Jego przesłuchiwaniami kierował naczelnik V Departamentu MBP major żydowskiego pochodzenia Wiktor Herer (później profesor ekonomii).

Zaledwie w dwa tygodnie po aresztowaniu legendarny „Anoda” zginął w gmachu MBP. Z informacji złożonych w prokuraturze przez innego członka batalionu „Zośka”, uwięzionego w tym samym czasie, co „Anoda”, Rodowicz został zastrzelony przez Bronisława K. z MBP.

Były naczelnik w MBP Wiktor Herer zaprzeczył wersji o zamordowaniu „Anody”. Podtrzymał starą oficjalną wersję, jakoby „Anoda” popełnił samobójstwo, skacząc na parapet otwartego okna i wyskakując z czwartego piętra.

Wersja ta wydaje się dość nieprawdopodobna, choćby ze względu na to, że był wówczas środek zimy – 7 stycznia 1949 r. Jak więc wytłumaczyć twierdzenie, że w takim czasie w budynku MBP na czwartym piętrze było otwarte okno?

Generalnie ciągle za mało znane są liczne zbrodnie popełnione w różnych województwach na polecenie i pod dowództwem miejscowych żydowskich ubeków. Typowym przykładem pod tym względem jest sprawa zbrodni na 16 Polakach – zdemobilizowanych żołnierzach AK i NSZ dokonanej w Siedlcach 12 i 13 kwietnia 1945 roku.

W toku postępowania prokuratorskiego w latach 90. bezspornie udowodniono, że mordu dokonali pracownicy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Siedlcach. W czasie zbrodni szefem ówczesnego UB w Siedlcach był por. Edward Słowik, oficer narodowości żydowskiej, mający za „doradcę” oficera NKWD – majora Timoszenkę.

W momencie zbrodni w całym ówczesnym siedleckim UB na około 50 pracowników, około 20 było narodowości żydowskiej. Według historyka Marka J. Chodakiewicza, większość uczestników porwań i zabójstw 16 byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego w Siedlcach, a wśród nich Braun (Bronek) Blumsztajn i Hersz Blumsztajn, została przeniesiona służbowo do innych miejscowości (por. M.J. Chodakiewicz, op. cit., s. 466).

Spośród zbrodniczych oficerów śledczych żydowskiego pochodzenia warto osobno wymienić majora (Izaaka) Ignacego Maciechowskiego, zastępcę szefa Wydziału IV GZI w latach 1949-1951. Według raportu komisji Mazura prowadził on śledztwo wymierzone przeciw gen. Tatarowi, płk. Uziębło, płk. Sidorskiemu, płk. Barbasiewiczowi, płk. Jurkowskiemu i mjr. Wackowi przy użyciu bardzo brutalnych metod przesłuchań. Kilku z torturowanych przez Maciechowskiego oficerów po przyznaniu się do „win” zostało skazanych przez stalinowskie sądy na karę śmierci, płk Ścibor, płk Barbasiewicz i płk Sidorski (por. T. Grotowicz, Ignacy Maciechowski, „Nasza Polska” z 10 lutego 1999).
Osobny obszerny temat, który tu przedstawiam bardzo skrótowo, to sprawa rozlicznych odpowiedzialnych sędziów żydowskiego pochodzenia typu wspomnianej już prokurator Heleny Wolińskiej (Fajgi Mindla-Danielak) czy sędzi Marii Gurowskiej.

Wymieńmy tu m.in. takie osoby, jak zastępcę prokuratora generalnego PRL Henryka Podlaskiego, zastępcę szefa Najwyższego Sądu Wojskowego i szefa Zarządu Wojskowego Oskara Szyję Karlinera (doprowadził on do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję tę złośliwie nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”), szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, prokuratora Benjamina Wajsblecha, sędziego Stefana Michnika, ppłk. Filipa Barskiego (Badnera), kpt. Franciszka Kapczuka (Nataniela Trau), prokuratora Henryka Holdera, sędziego Najwyższego Sądu Wojskowego Marcina Danziga, sędziego płk. Zygmunta Wizelberga, sędziego Aleksandra Wareckiego (Weishaupta), prokuratora płk. Kazimierza Graffa, sędziego Emila Merza, płk. Józefa Feldmana, płk. Maksymiliana Lityńskiego, płk. Mariana Frenkla, płk. Nauma Lewandowskiego, prokuratorów w Prokuraturze Generalnej: Benedykta Jodelisa, Paulinę Kern, płk. Feliksa Aspisa, płk. Eugeniusza Landsberga.

Dość przypomnieć, że tylko w 1968 r. wyjechało około 1000 osób z dawnego aparatu władzy, skompromitowanych udziałem w służbach specjalnych UB, etc. (według informacji podanej 12 marca 1993 r. w audycji telewizyjnej przez wybitnego badacza najnowszej historii płk. J. Poksińskiego).
A przypomnijmy, że część żydowskich ubeków i morderców sądowych, najbardziej skompromitowanych działaniami w aparacie terroru, opuściła Polskę już wcześniej, w pierwszych latach po 1956 r. Porównajmy te dane ze skrajnie próbującym pomniejszyć rolę Żydów w aparacie represji J.T. Grossem, wypisującym  uwagi o „paru tuzinach Żydów” , „działających jako pachołki Stalina”.

Wspomnę tu tylko bardzo skrótowo o kilku mało świetlanych postaciach z kręgu sądownictwa. Do najbardziej bezwzględnych prokuratorów żydowskiego pochodzenia należał Kazimierz Graff, syn kupca Maurycego Graffa i nauczycielki Gustawy Simoberg, były przewodniczący Warszawskiego Akademickiego Komitetu Antygettowego w latach 1937-1938.

26 lutego 1946 r. jako wiceprokurator Wydziału do Spraw Doraźnych Sądu Okręgowego w Siedlcach podczas sesji wyjazdowej w Sokołowie Podlaskim doprowadził do skazania na karę śmierci 10 żołnierzy AK.

Już następnego dnia Graff wydał rozkaz rozstrzelania skazanych AK-owców, „aby nie zdążyli złożyć przysługującej im z mocy prawa prośby o ułaskawienie” (wg: T.M. Płużański, „Przypadek prokuratora Graffa”, „Najwyższy Czas”, 6 lipca 2002 r.).

Dzięki swej bezwzględności po serii mordów sądowych Graff szybko awansował do rangi zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego w randze pułkownika. Był głównym oskarżycielem w sprawie Konspiracyjnego Wojska Polskiego dowodzonego przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, doprowadzając do wydania wyroków śmierci na „Warszyca” i szereg innych współoskarżonych.
Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ustaliła, że w sprawie tej „miało miejsce morderstwo sądowe” (por. tamże). Graff „zasłynął” m.in. jako współautor aktu oskarżenia w sfabrykowanym procesie gen. S. Tatara i innych wyższych wojskowych, mającym wykryć „spisek w wojsku” (por. tamże).

Opracowany przezeń akt oskarżenia uznany został jednak za zawierający wiele oskarżeń „zbyt naiwnych i musieli go przerabiać dwaj dużo bardziej doświadczeni od Graffa spece od stalinowskich śledztw – A. Fejgin i J. Różański.

Morderca sądowy Stefan Michnik, brat obecnego redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika, błyskawicznie awansował w wieku zaledwie 27 lat do rangi kapitana, mimo że nie posiadał matury.

„Zasłużył się” tak swą gorliwością w sfabrykowanych procesach politycznych. Już jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach mjr. Zefiryna Machalli, płk. Maksymiliana Chojeckiego, mjr. Jerzego Lewandowskiego, płk. Stanisława Weckiego, mjr. Zenona Tarasiewicza, ppłk. Romualda Sidorskiego, ppłk. Aleksandra Kowalskiego.
10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Stefana. Michnika mjr. Z. Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.).

8 grudnia 1954 r. zmarł w niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w wykonaniu kary więzienia skazany przez Michnika na karę 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki. Na szczęście nie wykonano wyroków śmierci na skazanych przez S. Michnika na śmierć płk. M. Chojeckim i mjr. J. Lewandowskim.
W 1951 r. został stracony z wyroku S. Michnika mjr Karol Sęk (w procesie podlaskiego NSZ – zbrodnia całkowicie nieznana.

Tak Stefan Michnik skazywał żołnierzy NSZ na śmierć.

Karol Sęk to jedna z piękniejszych kart patriotycznych. W wieku 16 lat zerwał godło niemieckie, później uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W czasie II wojny światowej więzień Majdanka, żołnierz NOW i NSZ. Życie dla Polski zostało przerwane 7 czerwca 1952 r. decyzją Stefana Michnika, brata Adama Michnika. Karol Sęk zginął zamordowany w więzieniu.
W tym samym procesie podlaskiego NSZ Stefan Michnik wydał jeszcze dwa wyroki śmierci: jeden wykonano (na Stanisławie Okunińskim), inny (na Tadeuszu Moniuszce) złagodzono na dożywocie. W „Życiu” z 11 lutego 1999 r. podano, że według informacji redakcji S. Michnik wydał około 20 wyroków śmierci w procesach politycznych.
.
Prof. Witold Kulesza, ówczesny szef pionu śledczego IPN, szumnie zapowiadał, że Instytut Pamięci Narodowej będzie się domagał ekstradycji Stefana Michnika.
Ciekawe, jakie to względy (czyżby troska o to, żeby nie osłabiać „autorytetu” Adama Michnika?) zdecydowały o wycofaniu się z tej zapowiedzi? Warto przy tym zapytać, dlaczego kieresowskim władzom IPN zabrakło elementarnej uczciwości i odwagi do publicznego poinformowania o motywach wycofania się z zapowiedzianych żądań ekstradycji S. Michnika?

Wśród innych morderców sądowych warto wspomnieć m.in. o przypadku szefa Prokuratury Wojskowej w Warszawie płk. Eugeniusza Landsberga. Został on uratowany przez Polaków w czasie wojny dzięki schronieniu danym mu przy kościele katolickim. Odpłacił się za nie licznymi wyrokami śmierci na polskich patriotów w sfabrykowanych procesach politycznych.

Obsadzenie bardzo wielu wpływowych stanowisk w UB, prokuraturze i sądach osobami żydowskiego pochodzenia, niezwiązanymi z polskością, z polskimi tradycjami narodowymi i patriotyzmem, stawało się dla sterujących sprawami w Polsce stalinowskich dygnitarzy sowieckich najlepszą gwarancją zdecydowania w walce z polskimi patriotami z podziemia niepodległościowego. I pod tym względem się nie zawiedziono.
Spośród ubeków, sędziów i prokuratorów żydowskiego pochodzenia wywodziła się szczególnie duża liczba najbardziej nieubłaganych „pogromców” polskiego AK-owskiego podziemia gotowych do konstruowania przeciw niemu najbardziej absurdalnych oskarżeń.
Typowy pod tym względem był sędzia Dawid Rozenfeld, który uzasadniał wyrok skazujący tylko na dożywocie agentkę gestapo winną zadenuncjowania i śmierci wielu żołnierzy i oficerów AK, współwinną wydania gestapo gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Jako okoliczność łagodzącą sędzia Rozenfeld uznał w przypadku tej agentki to, iż:
„Zdaniem Sądu Wojewódzkiego oskarżona jest ofiarą zbrodniczej działalności kierownictwa AK, które jak wiemy obecnie, współpracowało z Gestapo, było na usługach Gestapo i wraz z Gestapo walczyło przeciw większej części Narodu Polskiego w jego walce o narodowe i społeczne wyzwolenie” (cyt. za: J. Piłek, Stalinowcy są wśród nas, w: „Gazeta Polska”, 4 sierpnia 1994).

ADWOKACI
Dodajmy do powyższych opisów jeszcze rolę niektórych adwokatów pochodzenia żydowskiego. Szczególny typ „obrońcy” w procesach politycznych reprezentował np. adwokat żydowskiego pochodzeniaMieczysław (Mojżesz) Maślanko. Tak „bronił” swych podopiecznych, że porównał grupę Moczarskiego do Gestapo i Abwehry, twierdząc, że „wszystkie te instytucje zostały powołane przez klasy posiadające, które chcą zatrzymać koło historii” (wg: T.M. Płużański, Adwo-kaci, w: „Najwyższy Czas”, 26 stycznia 2003 r.).

W podobny sposób Maślanko „bronił” – oskarżając szefa II Zarządu Głównego WiN płk. Franciszka Niepokólczyckiego, słynnego „Łupaszkę”, czyli mjr. Zygmunta Szendzielarza, dowódcę V Wileńskiej Brygady AK, narodowca Adama Doboszyńskeigo, rotmistrza Witolda Pileckiego i współoskarżonych, gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” (Maślanko zgodził się z większością rzekomych dowodów „winy” gen. „Nila”).

Według ostatniego delegata Rządu w Londynie na Kraj Stefana Korbońskiego, w sprawie Pileckiego i współoskarżonych „Różański postawił sprawę jasno: obowiązkiem rady obrońców (której przewodniczył Maślanko - przypis T.M. Płużańskiego) jest gromadzenie dowodów przeciw oskarżonym” (por. tamże).
Niegodne zachowanie M. Maślanki, robiącego wszystko, by pogrążyć oskarżonych, których miał bronić, było tym bardziej oburzające, że on sam został uratowany od śmierci w Oświęcimiu przez słynnego narodowca Jana Mosdorfa.

Podobnym do Maślanki „obrońcą”, a raczej „adwo-katem” w sprawach politycznych był inny adwokat żydowskiego pochodzenia, pracujący we wspólnej kancelarii z Maślanką – Edward Rettinger.
„Bronił” on Moczarskiego i jego kolegów słowami: „(…) to było bajoro zbrodni, którego miazmaty dziś nam trują jeszcze duszę.

To było bajoro zbrodni, gdzie zastygła krew lepi się jeszcze do rąk” (por. tamże). Innym tego typu pseudoobrońcą był Marian Rozenblitt, który działał już w sądownictwie polskiej armii w ZSRS.
W Krakowie działali konfidenci Gestapo i SB, jak żydowscy adwokaci Maurycy Wiener i Karol Buczyński. Prokuratorem wojewódzkim w Krakowie był Rek, a jego zastępcami Gołda, Józef Skwierawski, Krystyna Pałkówna. Działali wspólnie i w porozumieniu z adwokatami Wienerem i Buczyńskim, za grube pieniądze umarzając śledztwa pospolitych bandytów. Bogatych bandziorów „rekomendował” Bruno Miecugow, tatuś Grzegorza Miecugowa dziennikarza TVN. Bruno Miecugow jako sygnatariusz haniebnej listy 53 literatów w sprawie wyroków śmierci w procesie „Kurii krakowskiej” wysłał przy pomocy lekarki Żydówki M. Orwid  (psychiatria) do krakowskiego Kobierzyna (szpital psychiatryczny) wielkiego polskiego architekta i patriotę Wiesława Zgrzebnickiego („Zgrzesia”) za publiczne potępienie w krakowskim Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”  podpisu Brunona Miecugowa w owej hańbie 53 krakowskich literatów. Hańbę „53” podpisali jeszcze m.in. Wisława Szymborska i Sławomir Mrożek, z decyzji kard. Stanisława Dziwisza pochowany w Panteonie Narodowym w krypcie pod kościołem św. Piotra i Pawła w Krakowie.

Wiesław Zgrzebnicki zadręczony przez krakowską ubecką kobierzyńską psychuszkę zmarł w wieku 40 lat.
Do pomocy Brunonowi Miecugowowi wyznaczono krakowską lekarkę Ewę Hołowiecką sekretarza POP PZPR w krakowskiej Akademii Medycznej.

Należy przypomnieć zbrodnie wojenne:
Zbrodnia w Nalibokach – masakra polskich mieszkańców wsi Naliboki dokonana przez oddziały sowieckich i żydowskich partyzantów 8 maja 1943 roku pod dowództwem Pawła Gulewicza z Brygady im. Stalina, w tym grupa składająca się z osób narodowości żydowskiej (trwa ustalanie czy była to część oddziału pod dowództwem Tewje Bielskiego czy Szolema Zorina). http://www.bibula.com/?p=2061
Tewje Bielski lub Tuwia Bielski i Anatol Bielski (ur. 8 maja 1906 w Stankiewiczach koło Nowogródka, zm. 1987 w Nowym Jorku) – polscy Żydzi, twórcy (wraz z trójką braci) i dowódcy żydowskiego oddziału partyzanckiego w lasach Puszczy Nalibockiej podczas II wojny światowej.

Spalono kościół, szkołę, pocztę, remizę i część domów mieszkalnych, resztę osady ograbiono. Zginęło także kilku napastników. W sowieckich źródłach szacowano liczbę zabitych Polaków na 250 osób, 6 sierpnia 1943 roku wieś została ponownie spacyfikowana, tym razem przez oddziały niemieckie, w ramach tzw. „Akcji Hermann”, a jej mieszkańców wywieziono w głąb Rzeszy na roboty przymusowe.
Zbrodnia w Koniuchach – zbiorowe morderstwo co najmniej 38 polskich mieszkańców (mężczyzn, kobiety i dzieci; najmłodsze miało 2 lata) wsi Koniuchy (dziś na terenie państwa litewskiego, dawniej w II Rzeczypospolitej w województwie nowogródzkim w powiecie lidzkim) dokonane 29 stycznia 1944 przez partyzantów sowiechich (Rosjan i Litwinów) i żydowskich.

W czasie pogromu we wsi spalono większość domów, oprócz zamordowanych co najmniej kilkunastu mieszkańców zostało rannych, a przynajmniej jedna osoba z nich zmarła następnie z ran. Przed atakiem wieś zamieszkana była przez około 300 polskich mieszkańców, istniało w niej około 60 zabudowań. Partyzanci sowieccy wcześniej często rekwirowali mieszkańcom wsi żywność, ubrania i bydło, dlatego też tutejsi mieszkańcy powołali niewielki ochotniczy oddział samoobrony.

W sprawie masakry w Koniuchach prowadzone jest śledztwo IPN. Dotychczas ustalono, że napadu dokonały sowieckie oddziały partyzanckie stacjonujące w Puszczy Rudnickiej: „Śmierć faszystom” i „Margirio”, wchodzące w skład Brygady Wileńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, oraz „Śmierć okupantowi”, wchodzący w skład Brygady Kowieńskiej.

Do oddziałów tych należeli Rosjanie i Litwini, większość oddziału „Śmierć okupantowi” tworzyli Żydzi i żołnierze Armii Czerwonej zbiegli z obozów jenieckich. Oddział żydowski liczył 50 ludzi, a oddziały rosyjsko-litewskie około 70 osób. Dowódcami byli Jakub Penner i Samuel Kaplinsky.
Według jednego z napastników, Chaima Lazara, celem operacji była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek. Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej, będących podstawą wszczęcia śledztwa, liczba zabitych była większa (ok. 130).
Atak na Koniuchy i wymordowanie tutejszej ludności cywilnej był największą z szeregu podobnych akcji prowadzonych w 1943 i 1944 przez oddziały partyzantki sowieckiej i żydowskiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej (np. masakra ludności w miasteczku Naliboki).

W maju 2004 w Koniuchach odsłonięto pomnik pamięci ofiar, zawierający 34 ustalone nazwiska ofiar.
W powojennych opracowaniach, na podstawie m.in. relacji żydowskich uczestników ataku na wieś (np. Izaaka Chaima i Chaima Lazara) często podawano informacje o zamordowaniu wszystkich 300 mieszkańców, a także o walkach z oddziałem niemieckich żołnierzy (w innych źródłach litewskiej policji).
Jednak późniejsze opracowania nie potwierdziły obecności Niemców czy policjantów w wiosce, a także zakwestionowały tezę, że zginęli wszyscy mieszkańcy wsi (część z mieszkańców uciekła z masakry i przeżyła wojnę). Informacja stwierdzająca, że wymordowani zostali wszyscy polscy mieszkańcy wsi Koniuchy pojawiała się także w ówczesnych meldunkach struktur Polskiego Państwa Podziemnego.

Dokumenty, źródła, cytaty:
prof. Jerzy Robert Nowak, („Nasz Dziennik”, 18 sierpnia 2006)
http://pantarhei.type.pl/1712/zydowscy-kaci-w-powojennej-polsce/
http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=10450&Itemid=53
http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=9400&Itemid=56" [3]


------------------------------------


[1] http://www.politologia.univ.rzeszow.pl/uploadUC/PiS/nr%209/artykuly/Henryk_Cimek.pdf
[2] http://mbp_x.republika.pl/html/zydziwub.html
[3] http://niepoprawni.pl/blog/2218/zydowscy-kaci-nkwd-i-sb-w-powojennej-polsce

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Krzysztofie

ŻYDZI UDAJĄ, ŻE ŻYDOKOMUNY NIE BYŁO.

Kłamią w swoim najnowszym Muzeum, wybudowanym na polskiej ziemi, za polskie pieniądze.

Muzeum Historii Żydów Polskich kosztowało 320 mln złotych.

Muzeum Historii Żydów
Polskich jest pierwszą w Polsce instytucją publiczno-prywatną,
stworzoną wspólnie przez rząd (w ramach budżetu Ministerstwo Kultury i
Dziedzictwa Narodowego), samorząd lokalny (budżet Warszawy) i
organizację pozarządową (Żydowski Instytut Historyczny).Z budżetu państwa i budżetu Warszawy
na inwestycję wydano w sumie 180 mln złotych. Każdy podatnik wyłożył
więc ponad 7 złotych.
140 mln dołożyło stowarzyszenie ŻIH, które
odpowiada za sfinansowanie i organizację wystawy głównej.
Stowarzyszenie zapewnia też bieżący budżet oraz działalność edukacyjną
i publiczną muzeum. Ekspozycja zawiera 170
oryginalnych przedmiotów oraz 200 replik, modeli i faksymili, a także
nagrania audio, zdjęcia, filmy i animacje komputerowe. Umieszczono
tutaj  200 stanowisk multimedialnych w tym 73 interaktywne.

Las - galeria opowiada legendę o tym, jak uciekający przed prześladowaniami na zachodzie Europy Żydzi przybyli na tereny ówczesnej - porośniętej lasami - Polski.

Pierwsze spotkania - galeria średniowieczna, poświęcona pierwszemu żydowskiemu osadnictwu na ziemiach polskich.

Paradisus Iudaeorum
(Raj dla Żydów) - galeria przedstawia losy Żydów na ziemiach polskich w
latach 1505-1648. Jednym z najważniejszym elementów tej galerii jest
interaktywna makieta Krakowa i Kazimierza przybliżająca funkcjonowanie
tamtejszej żydowskiej gminy.

Miasteczko -
przedstawione zostały dzieje polskich Żydów od powstania Chmielnickiego w
1648 do okresu rozbiorów na przykładzie kresowego miasteczka, w którym
ludność żydowska stanowiła znaczącą część mieszkańców. Najważniejszym
elementem tej galerii jest unikalna rekonstrukcja dachu i sklepienia
drewnianej synagogi z Gwoźdźca na Ukrainie.

Wyzwania nowoczesności
- w tej części wystawy został zaprezentowany okres zaborów, kiedy Żydzi
dzielili los podzielonego pomiędzy Austrię, Prusy i Rosję państwa.

Ulica - galeria
poświęcona okresowi II Rzeczypospolitej, uważanemu za drugi złoty wiek
w historii polskich Żydów. Na graficznej osi czasu zostały
przedstawione najważniejsze wydarzenia polityczne dwudziestolecia
międzywojennego.

Zagłada - ta galeria ukazuje grozę Holocaustu, w wyniku którego śmierć poniosło 90 proc. z 3,3 miliona polskich Żydów.

Powojnie - ostatnia
galeria przedstawia okres po 1945, kiedy to większość ocalałych z
Holocaustu Żydów wyemigrowała z Polski, przede wszystkim z powodu
powojennych pogromów oraz antysemickiej nagonki władz PRL w 1968.
Ważną
datą jest rok 1989, po którym następuje odrodzenie niewielkiej, ale
bardzo dynamicznej, społeczności żydowskiej w Polsce.





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Krzysztofjaw

2. Marylu

Trudno więc budować jakieś relacje polsko-żydowskie oparte na kłamstwie historycznym. Ale niestety Żydzi nas do tego przyzwyczaili, że wybielają historię i samych siebie obarczając winą z ich los wszystkich innych a nie siebie. Przykre to, ale prawdziwe... dlatego musimy o historii m.in. żydo-komuny i antypolskości dużej części Żydów przypominać nieustannie...

Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Maryla

3. główna narracja zydowska od kurator wystawy



"Dzisiejsza Polska to anomalia"


"New York Times" cytuje z kolei dyrektorkę programową muzeum,
Barbarę Kirshenblatt-Gimblett, która podkreśla rolę różnych kultur w
przedwojennej Polsce, która przez większość swojej historii była
najbardziej zróżnicowanym krajem w Europie. - Polska, którą widzimy
dzisiaj, to zupełna anomalia - mówi. - Ten kraj nigdy wcześniej nie był
tak jednolity, zarówno pod względem kulturowym, jak i językowym -
dodaje.

"NYT" zwraca uwagę na multimedialną zawartość
wystawy i świetlistą konstrukcję budynku, umiejscowionego "w centrum
dzielnicy, która przestała istnieć", odnosząc się w ten sposób do
warszawskiego getta.

Doskonale zaprojektowany budynek
chwali też agencja AFP, która stwierdza, że jest to jeden z powodów, dla
którego od otwarcia muzeum odwiedziło je już ponad 400 tys. osób. Stała
wystawa z kolei "rzuca rzadko spotykane światło na bogactwo kulturowe
historii Żydów w Polsce".

Burzliwa historia


Większość publikacji poświęca wiele uwagi samej historii
obecności Żydów w Polsce. Dziennikarz "Wall Street Journal" pisze na
przykład: "Wypowiedzieć frazę 'relacje polsko-żydowskie' to prowokacja.
Polska jest największym na świecie cmentarzem Żydów. Ale zanim Hitler
popełnił znaczną większość Holokaustu na tej właśnie ziemi, Polska była
przez pół tysiąclecia największym w Europie sanktuarium Żydów". Cytuje
też historyka, który historię Żydów w Polsce określa jako skrajnie
skomplikowaną. Muzeum, jak zaznacza "WSJ", "stara się odzyskać
przeszłość przyćmioną przez Holokaust".

Amerykański
magazyn "The New Republic" porównuje warszawskie muzeum do Muzeum
Żydowskiego w Berlinie, waszyngtońskiego Holocaust Memorial Museum czy
Jad Waszem w Izraelu i zaznacza, że polska instytucja nie skupia się na
tragedii II wojny światowej, ale podkreśla życie i splendor
niegdysiejszego żydowskiego świata. "Wystawie daleko do płaczliwych,
czarno-białych portretów Romana Wiszniaka, które przedstawiały lud
nieubłaganie cierpiący przez wieki, aż do jego nieuniknionej zagłady w
dwudziestym wieku" - pisze magazyn.

Francuskie radio
France Inter zaznacza, że otwarcie wystawy muzeum w obecności
prezydentów Polski i Izraela to historyczny moment. Zauważa też, że
wszystko to dzieje się w momencie, kiedy młodzi Polacy na nowo zaczynają
się interesować żydowską kulturą i jej obecnością w polskiej historii.

Ikona architektoniczna


Zachwytu nie kryją media żydowskie i wśród opisów muzeum trudno
znaleźć słowa krytyki. Jewish Telegraphic Agency stwierdza, że muzeum
jest "zachwycające", stanowi celebrację żydowskiej przeszłości i jest
żywiołowym spojrzeniem w przyszłość. "Times of Israel" zaznacza, że
budynek pod względem architektonicznym już stał się ikoną, a "lekkość
muzeum stanowi kontrast dla przytłaczającego czarnego granitu pomnika
który stoi naprzeciwko"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl