Na tropie „Puszczyka”. Leszek Żebrowski

avatar użytkownika Maryla

Poszukiwania doczesnych szczątków ofiar komunizmu, naszych bohaterów, są spóźnione prawie ćwierć wieku. Przecież formalnie nic nie stało na przeszkodzie, żeby rozpocząć je już na samym początku przemian, po 1989 roku. Ówcześni politycy i „reformatorzy” byli jednak tak bardzo zajęci, że na takie sprawy w ogóle nie zwracali uwagi.

Gdyby pojawił się wówczas odpowiedni mocny nacisk społeczny, to prace można byłoby rozpocząć prawie natychmiast, a i wymiar sprawiedliwości miałby co robić, ponieważ jeszcze bardzo wielu zbrodniarzy żyło, mogło składać zeznania i kto wie, może poznalibyśmy skrzętnie ukrywane tajemnice czerwonego reżimu. Tak się jednak nie stało. Symbioza „styropianu” i „honoru” skutkowała całkowitą bezkarnością sprawców, do końca swych dni tających liczbę ofiar i miejsca ich pochówku, przygniatając ich „grubą kreską”.

Tym większa chwała należy się prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi z IPN, który – wbrew bardzo licznym przeciwnościom losu – takie poszukiwania rozpoczął, a rozmiary ustaleń jego ekipy są imponujące. W coraz bardziej licznych miejscach kraju, w tajnych kwaterach na cmentarzach, ale też na terenach aresztów i więzień UB, odkrywane są szczątki żołnierzy i oficerów, działaczy cywilnych, łączniczek i sanitariuszek głównie powojennego podziemia antykomunistycznego, ale też epoki wcześniejszej, czyli Polskiego Państwa Podziemnego 1939-1945.

Ziemia twardych ludzi

Tuż po odkryciach dokonanych w Gdańsku (gdzie najprawdopodobniej natrafiono na szczątki legendarnej „Inki”, czyli Danuty Siedzikówny), rozpoczęły się prace poszukiwawcze na terenie byłego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Mławie. Ich celem jest odnalezienie tajnych, nieoznaczonych grobów ppor. Wacława Grabowskiego „Puszczyka” i jego żołnierzy. Był to ostatni oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego na północnym Mazowszu…

Był to teren szczególnie umęczony okupacją niemiecką 1939-1945, ponieważ został wcielony do III Rzeszy i odgrodzony pilnie strzeżoną granicą z Generalnym Gubernatorstwem. Jako przeznaczony do szybkiego zniemczenia, był swego rodzaju eksperymentem kilku koncepcji: wysiedlania Polaków, ich eksterminacji w licznych aresztach i więzieniach, a na co dzień – poddawania ich bardzo surowym represjom. Zasiedlała go ludność od wieków zaprawiona w surowym pogranicznym życiu, nic więc dziwnego, że na części tego terenu nawet dwadzieścia procent populacji miało korzenie drobnoszlacheckie, a tytuły uzyskiwane były w wyniku zasług wojennych dla kraju. Ludzie ci zawsze – gdy nastała potrzeba – stawali do walki i nieobce były im surowe poświęcenia.

Podczas okupacji była tu silnie rozwinięta konspiracja Armii Krajowej i od 1942 r. – Narodowych Sił Zbrojnych. Współpraca tych organizacji układała się dość zgodnie i wiosną 1944 r. doszło do ich scalenia, a wielu oficerów NSZ objęło eksponowane funkcje w AK. Po zakończeniu okupacji niemieckiej w 1945 r. opór tej ziemi nie ustał, tym razem przeciwnikiem był reżim komunistyczny, przez pierwsze lata bezpośrednio wspierany przez Wojska Wewnętrzne NKWD.

Po rozwiązaniu Armii Krajowej znaczna jej część pozostała w konspiracji, nie składając broni, przybierając natomiast nowe szaty organizacyjne: Ruchu Oporu Armii Krajowej oraz NSZ, które wkrótce przeistoczyły się tu w Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Obie organizacje nastawione były przede wszystkim na ochronę ludności cywilnej i utrzymanie swych aktywów w konspiracji, licząc na całościowe rozstrzygnięcia w Europie, które przywrócą Polsce obiecaną niepodległość.

Moje miejsce jest w Polsce

Lokalnym bohaterem ziemi mławskiej był Wacław Grabowski, absolwent miejscowego gimnazjum. Jako ochotnik walczył w szeregach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, kończąc szlak bojowy pod Kockiem. Do niewoli nie poszedł i po powrocie w rodzinne strony natychmiast znalazł się w konspiracji. Wacław Grabowski przybrał pseudonim „Puszczyk”, pod którym będzie coraz bardziej znany przez następne prawie czternaście lat…

Jako doświadczony żołnierz został zastępcą obwodowego szefa dywersji, zwanego popularnie Kedywem, niekiedy biorąc udział w bezpośredniej walce z okupantem, w szeregach oddziału partyzanckiego AK ppor. Stefana Rudzińskiego „Wiktora”. Oddział ten zasłynął przede wszystkim śmiałymi wypadami na teren Prus Wschodnich, zadając Niemcom spore straty i zdobywając tak cenną wówczas broń.

Po ucieczce Niemców oddział został rozwiązany, ale okazało się, że to tylko zmiana okupanta. NKWD i UB tropiło i aresztowało działaczy niepodległościowych, traktując ich jako zagrożenie dla swych planów zniewolenia społeczeństwa, musieli więc pozostawać nadal w konspiracji. Nie było to tylko trwanie. Masowe represje, zbrodnie popełniane nawet na małych dzieciach były codziennością. Po zbrodni w Ślubowie, gdzie bezpieka zastrzeliła Janusza Długołęckiego wraz z trzyletnim synkiem Januszem, a jego żonę aresztowano, zapadła decyzja o rozbiciu mławskiego PUBP i uwolnieniu więźniów politycznych. W akcji tej, wykonanej pomyślnie 3 czerwca 1945 r., brał udział także „Puszczyk”. Uwolniono wówczas ponad 40 byłych żołnierzy AK i NSZ, na skutek przebytych tortur niezdolnych do opuszczenia więziennych piwnic o własnych siłach.

W sierpniu „Puszczyk” przedostał się do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec i podjął służbę w Kompaniach Wartowniczych, w których licznie służyli żołnierze i oficerowie NSZ. Wkrótce jednak wrócił, stwierdzając: „Moje miejsce jest w Polsce”. Ponownie był w konspiracji, zawiązując niewielki oddział partyzancki. W „amnestię” z 1947 r. nie uwierzył, słusznie przeczuwając, że jest ona wyłącznie kamuflażem w celu wyłapania pozostałych jeszcze na wolności niepodległościowców.

Oddział „Puszczyka” zachowywał samodzielność, nawiązując do wcześniejszej tradycji AK i ROAK, a pod koniec lat 40. związał się z jedyną działającą tu jeszcze organizacją, czyli NZW, i jej dowódcą Mieczysławem Dziemieszkiewiczem „Rojem”. „Puszczyk” nie stawiał sobie jednak za cel bezpośredniej walki zbrojnej, tym bardziej że kilkuosobowa grupa, ciągle tropiona, niewiele mogła zdziałać. Jej celem była konieczna samoobrona i akcje zaopatrzeniowe, a teren działania wyznaczały punkty oparcia wśród najbardziej zaufanych członków siatki konspiracyjnej. Walki jednak – gdy była konieczna – ppor. „Puszczyk” nie unikał. 19 marca 1947 r. rozbił milicyjny patrol, który uzyskał dane o miejscu pobytu grupy od tajnego współpracownika UB. 17 czerwca 1948 r. jego żołnierze zlikwidowali referenta UB. Niesłychanym wyczynem oddziału było rozerwanie ubeckiej obławy 24 października 1952 r. pod Konopkami. Zginęło tam dwóch oficerów UB i funkcjonariusz KBW, partyzanci zdołali się wycofać.

Ostatni leśni

Warunki konspiracyjne były coraz trudniejsze. Leśne bunkry i wiejskie kwatery trzeba było ciągle zmieniać, poruszanie się w terenie było prawie niemożliwe z powodu coraz liczniejszej siatki konfidentów, zaś ci, którzy ofiarnie dawali schronienie i pomoc, byli aresztowani i skazywani na kary długoletniego więzienia.

Ostatnie schronienie oddziału to gospodarstwo Marii Jeziorskiej w Niedziałkach. Pobyt partyzantów trwał tam zbyt długo i bezpieka wreszcie trafiła na ich ślad, na skutek agenturalnego doniesienia sąsiada Jeziorskiej – Wacława Głuszka (TW „N-20”). Ubecy wyznaczyli datę likwidacji oddziału na 5 lipca 1953 roku. W tym celu zgromadzili potężne siły – 1300 funkcjonariuszy KBW, do tego akcję wspomagali milicjanci i ubecy. Komuniści ustawili swe siły w kilku pierścieniach, aby nikt nie zdołał wydostać się z obławy. W nierównej walce zginęło na miejscu czterech żołnierzy ppor. „Puszczyka”: Piotr Grzybowski „Jastrząb”, Feliks Gutkowski „Gutek”, Lucjan Krępski „Rekin” i Antoni Tomczak „Malutki”. Dwóch ciężko rannych zmarło wkrótce na stole operacyjnym w Mławie: Henryk Barwiński „August” i Kazimierz Żmijewski „Jan”. Natomiast „Puszczyk” zdołał się wyrwać z otoczonej siedziby i choć był dwukrotnie ranny, przebiegł jeszcze kilkaset metrów. Nie miał jednak szans na dalszą ucieczkę…

Ciała partyzantów – postrzelane i pokrwawione – zostały wystawione na widok publiczny w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Mławie. Ubecy lubowali się w pokazywaniu swych trofeów, czynili to w celu dalszego zastraszania społeczeństwa. Ofiary wkrótce zostały pogrzebane w bezimiennym dole. Cyniczny donosiciel także został „aresztowany”, ale była to operacja maskująca na 48 godzin, aby go nie dekonspirować wobec całej wsi.

Tak zakończyła się epopeja ostatnich partyzantów ziemi mławskiej i ostatniego oddziału NZW na północnym Mazowszu. Ich pomocnicy zostali poddani bardzo surowym represjom. Maria Jeziorska, Wojciech Jeziorski, Stanisław Adamczyk i Zygmunt Klimaszewski za udzielaną pomoc zostali skazani na kary po 8 lat więzienia. „Bandyckie” gospodarstwa zostały skonfiskowane i całkowicie zniszczone. Maria Jeziorska zmarła w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie zaledwie dwa lata później, w 1955 roku.

Już w miesiąc po likwidacji oddziału donosiciel Wacław Głuszek otrzymał z bezpieki przyrzeczone srebrniki – 5 tys. złotych. Właściwie to już nie on, ale jego żona Helena. Nie wiadomo do końca, czy ze zwykłego strachu, czy na skutek bezpośrednich przeżyć (był bowiem naocznym świadkiem mordowania partyzantów) agent doznał załamania nerwowego i częściowo zdekonspirował swój udział w tej zbrodni. Bezpieka prewencyjnie umieściła go zatem w zakładzie psychiatrycznym w Drewnicy jako… Antoniego Kowalskiego. Później Głuszek opuścił teren dotychczasowego zamieszkania.

Dlaczego szukamy ich grobów? Dlaczego chcemy o nich pamiętać? Bo zdali bardzo trudny egzamin w chwili próby i zapłacili za to życiem. I to oni zajmują należne im miejsce w naszej historii. A o pazernym sprzedajnym agencie pamiętajmy wyłącznie ku przestrodze, jak podłość i małość prowadzi do zbrodni.

Leszek Żebrowski

http://www.naszdziennik.pl/mysl/101685,na-tropie-puszczyka.html

zdjecie

Były gmach Urzędu Bezpieczeństwa w Mławie

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Kim by byli?

zdjecie

Dzięki staraniom ekipy prof.
Szwagrzyka udało się zidentyfikować kolejne szczątki wydobyte na
warszawskiej Łączce. Jak bardzo ważne są te badania, świadczą choćby
życiorysy ekshumowanych. Ośmielam się powiedzieć, iż ci zamordowani to
osoby „z górnej półki” polskich elit. Kim byliby, gdyby mogli żyć w
wolnym kraju? Ile mogliby wnieść do życia społeczeństwa, gdyby nie
morderstwa popełnione na nich przez władze komunistyczne?

Zygmunt Szymanowski

Jednym z ekshumowanych jest Zygmunt Szymanowski. Mimo iż życie oddał
jako oficer Okręgu Wileńskiego AK, to z Wileńszczyzny nie pochodził.
Urodził się 15 sierpnia 1910 r. we wsi Motule, gmina Filipów, pow.
Suwałki, w niezbyt zamożnej rodzinie. Tam skończył szkołę podstawową,
średnią zaś w Suwałkach. Był bardzo zdolny i energiczny. Aktywnie
działał w harcerstwie, nie zrywając z nim kontaktu nawet po ukończeniu
studiów.

Jego pracowitość i zdolności zwróciły uwagę nauczycieli, którzy
namówili rodziców na kontynuowanie nauki we Lwowie, w gimnazjum o
wyższym poziomie. Tam też zdał maturę, jednocześnie ucząc się i
pracując, aby nieco odciążyć rodziców finansowo. Zaraz po maturze
rozpoczął studia na Wydziale Rolniczo-Leśnym Politechniki Lwowskiej ale
niemal natychmiast został powołany do służby wojskowej w szkole
podchorążych rezerwy piechoty w Krakowie (w toku kolejnych ćwiczeń
otrzymał awans na porucznika).

Po wyjściu z wojska zapisał się jednocześnie na studia ekonomiczne na
Akademii Handlu Zagranicznego oraz na Uniwersytet im. Króla Jana
Kazimierza we Lwowie na Wydział Prawa. Jednak ze względów finansowych
musiał po raz kolejny przerwać studia. Po roku pracy zarobkowej ponownie
zapisał się na studia. Tym razem kontynuował je równorzędnie na
Akademii Handlu Zagranicznego oraz ponownie na Politechnice Lwowskiej na
Wydziale Rolniczo-Leśnym. Kłopoty finansowe zmusiły go znowu do
szukania dodatkowych źródeł utrzymania.

W styczniu 1935 r. otrzymał pracę w sekretariacie Akademii Handlu
Zagranicznego. Na tym stanowisku pozostał do końca studiów, w czasie
których dwukrotnie wyjeżdżał na praktyki. W lipcu 1937 r. pracował w
Paryżu w Konsulacie Generalnym, zaś w sierpniu tego roku odbywał
praktyki w placówkach dyplomatycznych w Rzymie. Drugi wyjazd nastąpił w
1938 roku.

1 lipca rozpoczął prace w Konsulacie Generalnym w Wiedniu. Przebywał
tam do 21 września 1938 roku. Zygmunt Szymanowski uczył się na dwóch,
jakże rozbieżnych kierunkach (ekonomista i leśnik), znał bardzo dobrze
język francuski, włoski i perfekcyjnie niemiecki! Był bardzo pracowity,
chwalono go w pracy.

W 5. Dywizji Piechoty

W sierpniu 1939 r. uzyskał dyplom magistra nauk handlu zagranicznego
AHZ i absolutorium na Politechnice. Niemal natychmiast został
zmobilizowany. W ramach macierzystego 19. pułku piechoty (wchodzącego w
skład 5.Dywizji Piechoty) brał udział w walkach tej jednostki pod
Włocławkiem, Kutnem, Sochaczewem, Kazuniem Polskim i Palmirami,
początkowo jako zastępca dowódcy kompanii ckm, a następnie dowódca. 14
września został kontuzjowany niedaleko Płocka, lecz walczył dalej. W
czasie walk pod Palmirami, 20 września, został ponownie ranny, tym razem
ciężej. Z pola bitwy ewakuowano go do szpitala w twierdzy modlińskiej.
Po kapitulacji Modlina, 2 października 1939 r., razem z całą załogą
twierdzy trafił do obozu jenieckiego w Działdowie. Mimo niewyleczonej
rany razem z grupą oficerów zbiegł z obozu i przedarł się do Warszawy.

Na początku listopada 1939 roku udało mu się przedrzeć do rodzinnych
Suwałk. Szybko jednak zainteresowały się nim władze niemieckie i już po
dwóch tygodniach ponownie go zatrzymały. Po wstępnym przesłuchaniu
osadzono go w obozie w Suwałkach, gdzie natychmiast zaczął organizować
ponowną ucieczkę. Po kilku dniach udało mu się zbiec. Przy pomocy grupy
znajomych postanowił przedrzeć się przez zieloną granicę do Republiki
Litewskiej (w skład której wchodziła już wtedy Wileńszczyzna,
„przekazana wspaniałomyślnie” przez Stalina).

 

„Korwin”

Zamierzał kontynuować podróż do Francji, do polskiej armii, ale
uzyskanie odpowiednich dokumentów przejazdowych było bardzo trudne.
Ostatecznie zamieszkał we wsi Metebe w powiecie Olita, pracując jako
robotnik rolny. Niewyleczone frontowe rany spowodowały, że na kilka
miesięcy znowu trafił do szpitala, z którego wyszedł zaraz po wkroczeniu
armii sowieckiej na Litwę w czerwcu 1940 roku. Prawdopodobnie już w tym
okresie współpracował ze ZWZ-AK, otrzymując m.in. fałszywe dokumenty na
nazwisko Jan Sadowski. Ale dopiero w maju 1942 r. został zaprzysiężony
przez por. Stefana Czernika ps. „Orwat”, szefa Oddziału V Komendy
Okręgu.

Przyjąwszy pseudonim „Korwin”, opiekował się lokalem radiostacji,
która nadawała z jego mieszkania. Jednak już pod koniec czerwca został
aresztowany przez gestapo, ale podczas rewizji udało mu się zbiec. Jako
„spalony” ukrywał się na terenie Wilna, korzystając z pomocy wileńskiej
legalizacji. Aktywną działalność podjął ponownie w kwietniu 1943 roku.
Tym razem otrzymał polecenie zorganizowania komórki wywiadowczej wywiadu
kolejowego, której został szefem pod pseudonimem „Cis”. Korzystając z
sieci informatorów, zbierał informacje wywiadowcze, które przekazywał
bezpośrednio por. Bolesławowi Nowikowi ps. „Majewski”, szefowi Oddziału
II Komendy Okręgu. Na stanowisku tym trwał do 20 września 1944 r., kiedy
to został aresztowany przez NKWD pod pseudonimem „Jan Sadowski”.
Nierozpoznany w toku śledztwa jako oficer wywiadu, został skazany za
działalność w AK na 10 lat więzienia. 15marca 1945 r. udało mu się
jednak przy pomocy rodziny uciec. Korzystając z pomocy wileńskiej
legalizacji, wyjechał do Polski Centralnej, wracając na rodzinną
Suwalszczyznę.

W tym okresie założył także rodzinę. 15sierpnia 1943 r. wziął ślub z
Zofią Dmochowską. Z tego związku urodziło się troje dzieci (trzecie
urodziło się już w więzieniu w Warszawie): Zygmunta, Jolanta, Bożena.

Akcja „X”

Ale niespokojna dusza i poczucie obowiązku nie pozwoliły
Szymanowskiemu na spokojne życie i akceptację kolejnej okupacji kraju.
Dość szybko nawiązał kontakt z działającą na terenie Polski Centralnej
Komendą Okręgu Wileńskiego. Ta, po ewakuacji z Wileńszczyzny w 1945 r.,
nie zaprzestała działalności, nawiązując kontakt ze sztabem Naczelnego
Wodza w Londynie. Odtwarzano sieć konspiracyjną na potrzeby
wyczekiwanego kolejnego konfliktu zbrojnego, koordynowano działalność
oddziałów partyzanckich zgrupowania mjr. Zygmunta Szendzielarza
„Łupaszki”.

Dalsza działalność w konspiracji spowodowała zainteresowanie jego
osobą przez miejscowe UB. W czerwcu 1947 r. opuścił więc Suwałki i
przeprowadził się do Szklarskiej Poręby. We wrześniu 1947 r. Szymanowski
spotkał się osobiście we Wrocławiu z komendantem okręgu ppłk. Antonim
Olechnowiczem „Pohoreckim”. „Pohorecki” zaproponował mu wtedy utworzenie
sieci wywiadowczej, motywując to koniecznością informowania legalnych
władz polskich na Zachodzie o sytuacji w kraju. Wkrótce po tym spotkaniu
Szymanowski zaczął montować ekipę wywiadowczą. Opierała się ona
częściowo na współpracownikach Szymanowskiego z czasów jego pracy w
wywiadzie kolejowym w Wilnie.

Zbierano wiadomości z różnych dziedzin życia: działalność polityczna
(PPR i PPS, a także innych działających jeszcze partii, w tym SL i PSL),
gospodarka (stan zaopatrzenia sklepów, odbudowa zniszczeń,
komunikacja), nastroje społeczne, informacje wojskowe (szczególnie
dokładne informacje dotyczyły dyslokacji jednostek lotniczych polskich i
sowieckich). Wiadomości zdobywano różnymi drogami. Zarówno poprzez
„biały wywiad” (w czym efektywnie pomagała mu żona Zofia), jak i agentów
umieszczonych w newralgicznych urzędach (choćby Ministerstwo Przemysłu i
Handlu) czy Wojsku Polskim. Trafiały one na Zachód w postaci
kilkudziesięciostronicowych raportów poprzez sieć kurierską Komendy
Okręgu Wileńskiego. Zakończenie działalności nastąpiło w czerwcu 1948 r.
po rozpoczęciu przez MBP akcji „X” mającej na celu rozbicie struktur
Okręgu Wileńskiego. Szymanowski został zatrzymany 22 czerwca 1948 r. w
Szklarskiej Porębie wraz z żoną. Przewieziony do Warszawy został poddany
bardzo ciężkiemu śledztwu, był torturowany podczas przesłuchań.
Praktycznie nie wydał w śledztwie nikogo, poza osobami, o których MBP
już wcześniej wiedziało. 24 stycznia 1950 r. wyrokiem Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie został skazany trzykrotnie na karę śmierci i
przepadek całego mienia. Ówczesny prezydent RP Bolesław Bierut nie
skorzystał z prawa łaski i 31 maja 1950 r. wyrok został wykonany.
Miejsce pochówku jest nieznane.

Aleksander Tomaszewski

Kolejnym zidentyfikowanym żołnierzem podziemia niepodległościowego
jest Aleksander Tomaszewski, urodzony w Wilnie 12 grudnia 1904 roku.
Jego całe życie związane było ze służbą wojskową. W 1926 r. rozpoczął ją
w 86. pułku piechoty w Mołodecznie, zaś w 1932 r. ukończył szkołę
oficerską w Bydgoszczy. Jako porucznik kształcił kolejne pokolenia
rezerwistów w 5. pułku piechoty w Wilnie, jednocześnie ściśle
współpracując z wileńskimi harcerzami. Razem z nimi przeszedł cały szlak
bojowy, biorąc udział w walkach m.in. pod Wyszkowem czy Seroczynem jako
dowódca kompanii ckm. Po rozbiciu jednostki nie trafił do niewoli, ale
przedarł się do Wilna i natychmiast wszedł w struktury organizującej się
konspiracji.

Pełnił funkcję komendanta 1. Rejonu Dzielnicy D oraz komendanta
DzielnicyE Garnizonu Miasta Wilna. Oddziały pod jego komendą walczyły o
Wilno w ramach operacji „Ostra Brama”. Zreorganizował łączność,
zabezpieczył archiwa oraz magazyny broni i amunicji. Jako jeden z
ostatnich oficerów AK pod koniec 1945 r. ewakuował się do Polski, dbając
o bezpieczną ewakuację wszystkich swoich podkomendnych.

Tutaj odtworzył łączność z komendą okręgu, koordynując łączność
pomiędzy poszczególnymi rejonami Polski. Od marca 1947 r. należał do
ścisłego sztabu Komendy Okręgu Wileńskiego AK. Kierował działalnością
wywiadowczą oraz kontrwywiadowczą prowadzoną przez żołnierzy AK. Jego
mieszkanie we Wrocławiu było lokalem kontaktowym i miejscem
przechowywania części archiwaliów konspiracji wileńskiej.

Został aresztowany 26 czerwca 1948 r. wraz z ppłk. Olechnowiczem
przez funkcjonariuszy WUBP w swoim mieszkaniu we Wrocławiu w wyniku
ogólnopolskiej operacji MBP o kryptonimie akcja „X”, skierowanej
przeciwko żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego z
Wileńszczyzny. 20 stycznia 1949r. wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w
Warszawie został skazany na karę śmierci. Prezydent Bolesław Bierut
decyzją z dnia 3czerwca 1949 r. nie skorzystał z prawa łaski. Wyrok
wykonano 13 czerwca 1949r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w
Warszawie.

Stawiając pytanie, kim by byli zamordowani przez komunistów dwaj z
wielotysięcznej liczby poległych żołnierzy podziemia
niepodległościowego, nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że polskie
społeczeństwo straciło elity. Wybitnego ekonomistę, dyplomatę czy
żołnierza, działacza społecznego. Pocieszeniem jest tylko fakt, iż po
latach niepamięci udało się ich przywrócić do zbiorowej świadomości
Polaków.

 

Prof. dr hab. Piotr Niwiński, Uniwersytet Gdański

Autor wykłada na Uniwersytecie Gdańskim, bada dzieje wileńskiej AK.

http://www.naszdziennik.pl/mysl/102585,kim-by-byli.html


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl