Koncert w rocznicę zakończenia Powstania dziś 18:30

avatar użytkownika witas

 

Z okazji 70. rocznicy zakończenia Powstania Warszawskiego odbędzie koncert „Semper Invicta” w wykonaniu połączonych chórów z Łotwy, Litwy, Białorusi i Niemiec. Uroczystości w czwartek 2 października rozpoczną się Mszą świętą o godz. 18.30. Organizatorem koncertu jest Fundacja Ave Patria z Ożarowa Mazowieckiego
Adres: Kościół Św. Augustyna - Warszawa, ul. Nowolipki 18

W ten rocznicowy dzień chciałbym przypomnieć całkiem nierocznicową publikację, którą świat oczekiwał kilka lat.
Ale się doczekał - wyznanie Beretki:

Powstanie Warszawskie i ja

 

Kiedy w lipcu 2010 r. @Laenia napisała na moim blogu, że czeka na mój tekst o Powstaniu Warszawskim, byłam całkowicie zaskoczona. Dlaczego akurat ja miałabym pisać o Powstaniu – i właściwie co? Może dlatego, że jestem warszawianką? Skąd @Laenii  to w ogóle przyszło do głowy?
wspomnienia-z-powstania-warszawskiego-czesc-1
 
Byłam wtedy na Salonie dopiero od 2 miesięcy, zielona jak świeża trawa, przedtem też Salonu nie czytywałam. Nie miałam pojęcia o dorocznym sierpniowym rytuale, o fali gorących sporów na temat Powstania, zalewających regularnie portal.
 
Nigdy nie pisałam o Powstaniu. Nawet nie mówiłam – to nie ja byłam od mówienia i pisania – od tego była zawsze Mama.
 
Oczekiwanie @Laenii nie dawało mi jednak spokoju. Myślałam i myślałam długo –  nie. Odpiszę @Laenii – nie. Najwyżej ją rozczaruję, trudno. Ale coś powstrzymywało mnie przed ostateczną decyzją. I nagle, pewnej nocy, poczułam jasność, spokój i pewność. Tak. Napiszę – wiem, co powinnam napisać – i będę pisać długo, latami.
 
Mama już niczego nie powie ani nie napisze. Nie dożyła czasów komputerów i internetu. Nie doczekała Muzeum Powstania Warszawskiego, spisywania biogramów powstańczych, Archiwum Historii Mówionej (ahm), prostego dostępu do danych.
Poświęciła lata żmudnej, benedyktyńskiej pracy na zbieranie materiałów do swej monografii – odszukiwanie osób, spotkania, ustalanie każdego szczegółu, sprawdzanie, biblioteki, fiszki, całe szuflady materiałów, spisywanych i korygowanych ręcznie. Walka o wydawcę, założenie własnych pieniędzy, by wydawca zaryzykował, dystrybucja książki poza rynkiem księgarskim.
 
Gdyby dożyła – na pewno zadbałaby o to, by wprowadzić te informacje do internetu.  Dlaczego ja sama o tym nie pomyślałam??? Zaczęło mnie nawet gnębić poczucie winy – ale minęło. Nie ma się co dręczyć poczuciem winy – trzeba robić swoje. Widać tak miało być – to miała być @Laenia. 
Dziękuję, @Laenio.
 
To będzie mój pierwszy i jedyny osobisty tekst o Powstaniu Warszawskim. Po czterech latach dojrzałam, by wreszcie coś napisać:)
 
Podobnie jak inne salonowe dzieci Powstańców, jak @Sówka 55 czy @Bajbars, byłam jako dziecko głęboko przekonana, że w Powstaniu uczestniczyli wszyscy. Dopiero gdy poszłam do szkoły, okazało się, że tak nie jest – przeżyłam wielkie zaskoczenie, a nawet wstrząs.
 
Wielu Powstańców  nie wracało do tamtych wydarzeń. Milczeli bardzo długo, otwierali się dopiero po latach. Mama była inna – mówiła dużo, właściwie żyła tamtym czasem nadal, jakby wojna się nie skończyła. Często powodowało to, że ci inni, milczący – też się otwierali.
Ojciec milczał. Milczał też wujek Tadeusz – wiele, wiele lat. Opowiadał pięknie o sztuce – o Powstaniu nigdy.
 
 
 
Gdy byłam już starsza, przeczytałam „Pamiętniki żołnierzy Baonu Zośka” – czytałam jednym tchem, do rana. Zrozumiałam, dlaczego milczał. Do śmierci pamiętał też panikę ludności, złorzeczenia, oskarżenia. To tkwiło w nim bardzo głęboko. Zrozumiałam potem jeszcze coś – wujek Tadeusz i Mama ukończyli zaraz po wojnie SGH, współuczestnicząc – jak wszyscy wówczas – w odbudowie uczelni. Chodzili na początku na uczelnię pieszo – nie działała jeszcze w Warszawie komunikacja. Mama została młodziutką asystentką, planowała drogę naukową. W 1949 r. po próbie przekazania paczki do więzienia wujkowi Tadeuszowi została wyrzucona z uczelni.
Milczał wujek Czesio – ale do czasu.
 
 
Milczała Mamy Przyjaciółka, pani Marysia Karwowska– ale pani Marysia w ogóle była raczej małomówna.
 
 
Inne koleżanki Mamy i koledzy Ojca otwierali się – mówili. Dużo opowiadała moja ukochana ciocia Manana – Maria Tarnowska, najmłodsza spośród licznego rodzeństwa siostra ppłk.Jana Tarnowskiego.
 
 
Był jej najukochańszym bratem, od dziecka była z nim najsilniej związana – później jego  łączniczka w Powstaniu. Ciocia miała ułańską fantazję – jej pasją przed wojną były konie. Uczestniczyła w zawodach hippicznych z kawalerzystami, zdobywając nawet nagrody. Na jej ostatnie imieniny dałam jej album z końmi – nie bardzo była już w stanie samodzielnie przewracać kartek – ale oczy jej rozbłysły.
 
Pamiętam również gorące spory na temat przygotowania Powstania, decyzji dowódców, skutków,  tła polityczno-militarnego. Powstańcy skakali sobie do oczu – ale poza tym stali za sobą murem. Gdy odszedł „oponent”, koledzy nieśli jego trumnę na ramionach.
 
Nie gorszą mnie dzisiejsze spory na temat Powstania – kontrowersje pozostaną na zawsze, również wśród historyków. Boli mnie poziom tych „dyskusji” – sprowadzanych głównie do powielania haseł stalinowskiej propagandy lub  inwektyw ad personam.
 
Ja w dyskusjach domowych nigdy nie uczestniczyłam. Jako dziecko byłam zresztą wychowywana dosyć tradycyjnie – dziecko nie odzywało się niepytane, gdy dorośli rozmawiali. Ja tylko słuchałam.
 
Raz tylko złamałam tę zasadę. Dyskusja była tym razem echem przedwojennych sporów miedzy endekami, piłsudczykami i pepeesowcami. Dziadziuś, mój największy autorytet, jako jedyny chyba w rodzinie, był sympatykiem przedwojennej PPS. Nikt z członków mojej rodziny nie był w żadnej partii – ani przed wojną, ani po.
 
I jak zwykle w takiej dyskusji Dziadziuś był sam. W którymś momencie młodsza siostra Dziadziusia rzuciła ironicznie:
 
- Czy Jasieniek już aby odrobinę nie dziecinnieje? Zaczyna przypominać takiego właśnie staruszka…
 
To było silniejsze ode mnie. Nagle powiedziałam głośno:
 
- Dziadziuś nie jest żadnym staruszkiem. I to Dziadziuś ma rację – a ciocia nie!
 
Zapadła głucha cisza. Wszyscy patrzyli ma mnie – potem na ciocię. Ja też zamarłam – rzecz była bez precedensu. Ciocia zastanawiała się długo, patrzyła na mnie przeciągle…
 
- No tak. Dziecinniejący staruszek – i dziecko.
 
Czułam, że zaszkodziłam tylko Dziadziusiowi. Źle się czułam. Ale i Dziadziuś popatrzył na mnie długo… Rozumieliśmy się bez słów – już my z Dziadziusiem wiedzieliśmy swoje :)
 
Ale to był ten jedyny raz. Milczałam więc – i słuchałam.
 
Dorastałam – mogłam już zabierać głos w dyskusjach. Niemniej wydawałabym się sama sobie groteskowo śmieszna, mądrząc się wśród Powstańców na temat Powstania. I jakie zresztą znaczenie mogłaby mieć moja opinia? I jakie miałam do niej prawo? Milczałam więc tradycyjnie.
 
Jednak mimo sporów  wniosek był zawsze ten sam – wspólny. Czy gdybyśmy byli wówczas starsi,  gdybyśmy  wiedzieli  to, o czym dowiedzieliśmy się dopiero po latach, poszlibyśmy wtedy do Powstania? Wszyscy odpowiadali -TAK.
 
Nie znam ani jednego Powstańca, który  po latach żałowałby tamtej decyzji.
 
Jak czułam się, żyjąc od urodzenia w cieniu Powstania? Normalnie – nie znałam innego życia. Każdy z nas ma tylko jedno życie – moje było takie.
 
Czy chłonęłam te opowieści, utożsamiałam się ? Oj, różnie to bywało. Czasem miałam całkowicie dosyć. Chciałam, by w domu było tak, jak u koleżanek. By Mama przestała żyć Powstaniem, by zajęła się innymi sprawami – np. mną:)
 
Czasem chłonęłam, przeżywałam, przenosiłam się w tamten czas. Dziś żałuję, że wtedy nie zapytałam o różne sprawy – dziś nie mam już kogo zapytać. Ale czas takich pytań przychodzi późno (jeśli w ogóle) – nie za młodu.
 
Właściwie wolałam słuchać opowieści Babci – o czasach jej młodości, o latach panieńskich spędzonych w majątku, o kluczu wsi i cegielni, zbudowanej przez ojca Babci, o ochotniczej pracy Babci w szpitalu w czasie I wojny, kiedy nabawiła się krwawej dezynterii.
 
Mieszkałam z Dziadkami do ich śmierci. Nie mieli gdzie mieszkać, w Warszawie ich nieruchomości spłonęły, a reforma rolna odebrała majątki ziemskie. Nawet rzeczy osobistych nie wolno było zabrać. Dziadkowie nie byli też w stanie utrzymać się samodzielnie – Babcia miała tylko tzw. rentę bwz, przyznaną Dekretem Bieruta (były właściciel ziemski)  w wys. 500zł – odpowiednik dzisiejszych 500zł. Dziadziuś, 17 lat starszy, do śmierci nie pogodził się z tym, że pozostaje na utrzymaniu córki, harującej na 2 etatach. Nawet będąc grubo po 70-tce szukał pracy, choćby stróża nocnego. Niestety PRL odmówiła mu i tej zaszczytnej posady – po aresztowaniu przez  UB dostał wilczy bilet. Pracować nie mógł.
 
W dwupokojowym mieszkaniu mieszkałam w pokoju z Babcią i Dziadziusiem – uwielbiałam jako dziecko późne wieczory, kiedy leżeliśmy w łóżkach, paliła się malutka lampka nocna, a Babcia snuła te wspomnienia… Wolałam je od bajki o Kopciuszku. Ale wiedziałam, że to nie była bajka. Wyrastałam niejako w dwóch światach – wokół rzeczywistość wczesnego PRL-u , w domu ten inny świat… Nie ja jedna tak miałam, u wielu koleżanek i kolegów było nie inaczej. Rozumieliśmy się.
 
Czytam dzisiejsze salonowe dyskusje i „dyskusje” o Powstaniu. Tradycyjnie milczę. Czy musiało i powinno wybuchnąć, czy było zbrodnią , wykorzystaniem bohaterskiej młodzieży przez nieudolnych i nieodpowiedzialnych polityków i dowódców, czy było klęską, czczoną dziś bez sensu – czy było potrzebne, czy stało się fundamentem dumy narodowej, tożsamości, drogowskazem, spuścizną dla pokoleń?
 
Ja nie stawiam sobie takich pytań, nie muszę. Dla mnie Powstanie jest częścią mojego życia, częścią mnie – niezbywalną. Jest – bo być musiało.  Czy pytamy o sens tego, że po dniu następuje noc?
Powstanie musiało wybuchnąć - gdyż tamci ludzie, tamci warszawiacy ( i nie tylko, w Powstaniu uczestniczyli również nie tylko warszawiacy, a nawet cudzoziemcy) byli jacy byli. Gdyż czuli jak czuli i myśleli jak myśleli, gdyż działali w oparciu o te same kryteria, tę samą etykę , gdyż wychowali się w określonych rodzinach i środowiskach, gdyż chodzili do podobnych szkół, gdyż czytali książki, jakie czytali…. gdyż….
 
Pojawia się też pytanie – czy ja – dziś - poszedłbym do Powstania?
 
Też nie stawiam sobie tego pytania, nie muszę. Dziś – w moim wieku? Absurd. Ale wtedy, gdybym urodziła się 30 lat wcześniej…  No cóż – wychowywałabym się w tym samym środowisku, w tej samej rodzinie, czułabym i myślałabym jak oni, chodziłabym do tej samej szkoły...
A miałabym w ogóle wybór?:) No chyba że okazałabym się czarną owcą w rodzinie.
 
Patrioci. To słowo nie padało u mnie w domu zbyt często – przeciwnie, bardzo rzadko. W odniesieniu do osób już nieżyjących czy postaci historycznych. I ja tak go używam – i taka już pozostanę. Wypowiedziałam się na ten temat raz na Salonie – na blogu @Almanzora, który podobnie rzecz widzi.
 
 
Wklejam swój komentarz:
Almanzor: "ośmielę się zauważyć, że patriotą można zostać nazwanym przez kogoś dopiero po śmierci."
 
Tak, też tak uważam. Cieszę się, że Ty też. Dziś bardzo nadużywa się tego słowa i wymachują nim różni ludzie i różne partie jak maczugą. U mnie w domu nikt by tak o sobie nie powiedział, nigdy tego nie słyszałam i dziś czuję się nieco dziwnie, słysząc to słowo wszędzie, odmieniane przez wszystkie przypadki.
 
Ale nacjonalistką też się nie nazwę:). To nie moja tradycja.
BERET W AKCJI12.11.2013 14:31
 
Oni byli patriotami. Dali tego dowody w próbie ognia. Cześć Ich pamięci!
 
Obyśmy już nigdy nie byli poddawani takim próbom. Dziś patriotyzm ma inne oblicze. Pisałam o swoim rozumieniu patriotyzmu.
 
http://beret-w-akcji2.salon24.pl/299627,wspolnota-versus-indywidualizm-patriotyzm-nowoczesny
 
Czułabym się zaszczycona, gdyby ktoś po mojej śmierci nazwał mnie patriotką.
 
Partie, bieżąca polityka, włączanie do niej Powstania Warszawskiego, upartyjnianie. Dla mnie Powstanie Warszawskie jest i pozostanie ponad bieżącą polityką – pojawiały się i znikały już różne partie, pojawią się i znikną kolejne. Powstanie pozostanie spuścizną trwałą –dla pokoleń.
 
Salonowe dyskusje merytorycznedot. aspektów polityczno-strategiczno- militarnych Powstania, oparte o rzetelną wiedzę, dokumenty. Nie uczestniczę w nich – to jasno wynika z powyższego tekstu. Nie muszę, nie mam potrzeby. Nie mam też odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Prowadzi je bloger @Witek, który jest (..) – pasjonatem. (...)
 
Bohaterzy. Słyszę dziś i czytam, że oni wszyscy – Powstańcy - byli bohaterami. Rozumiem ten punkt widzenia, Powstanie stało się symbolem ogólnonarodowym. Czy dla mnie wszyscy są bohaterami?
:)
Ja nie umiem tak na to patrzeć – nie udźwignęłabym takiego ciężaru, że żyłam na co dzień od urodzenia z tyloma bohaterami. Że oni mnie karmili zupką, wycierali nos, ustawiali ze mną klocki, opowiadali bajki, że na nich się obrażałam, płatałam im figle… Dla mnie bohaterami są ci spośród nich, którzy zostali odznaczeni KW i/lub VM.

Dzielenie Powstańców na „dobrych” i „złych”, którzy rzekomo zdradzili ideały Powstania. To mnie bardzo boli.
 
5 sierpnia br. byłam na uroczystości rocznicowej pod kamieniem pamiątkowym „Parasola”, w miejscu słynnego pałacyku Michla (Michlera). Obecny był legendarny dowódca „Gryf” – gen. Janusz Brochwicz-Lewiński, legendarna „Kama” i jeszcze 2 uczestników tamtej słynnej walki. Niewielu ich już z „Parasola” pozostało…
 
Gen. „Gryf” wygłosił piękne przemówienie –wspomnienie - nienaganną, barwną polszczyzną, konkretne, mnóstwo faktów i szczegółów, duży ładunek emocjonalny. Dawał się odczuć silny, niezłomny i wciąż młody duch – i ten piękny, ciepły uśmiech, te promieniejące oczy… Jednak ciało już bardzo słabe – pan generał jest na wózku inwalidzkim. Cóż – 94 lata.
 
W przemówieniu pana generała pojawiły się słowa – cytuję z pamięci, niedokładnie – ‘nigdy nie zapomnę roli, jaką odegrał w moim życiu i w Powstaniu mój ukochany towarzysz broni, Zbigniew Rylski, dla którego wdzięczność zachowam do końca życia.’
 
Czytałam na portalu, że gen. Ścibor-Rylski nie jest godzien reprezentować Powstańców, że reprezentuje ich dlatego, iż wysługiwał się komuchom itp. Niedawno pojawiły się w necie informacje, jakoby współpracował z UB, o czym mają świadczyć nagle ujawnione po prawie 70 latach tajne dokumenty.
 
Powiem krótko:
 
1.    Gen. Ścibor-Rylski temu zaprzeczył. I mnie jego słowo wystarcza – pan generał jest dla mnie bardziej wiarygodny niż ubeckie papiery.
2.    Gen. Ścibor-Rylski jest Prezesem Związku Powstańców Warszawskich nie dlatego, że „wysługiwał się komuchom”, lecz dlatego, że jest wybierany większością głosów od roku 1990r.  na którąś już kadencję w wolnych wyborach przez żyjących Powstańców. Z pewnością nie wszyscy na niego głosują – jak to w wolnych wyborach.
3.    Gen. Ścibor-Rylski (lat 97) jest najstarszym i najwyższym rangą żyjącym Powstańcem, który w czasie Powstania był dowódcą – i to wybitnym dowódcą, dowódcą z wyjątkowo bohaterską kartą powstańczą. Dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i dwukrotnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
4.    Powstańcy nadal czują się żołnierzami Armii Krajowej – a w armii zawsze obowiązywała hierarchia. Nie mam pojęcia, kto na kogo głosował, czym się kierował i nie moja to sprawa. Mogę się tylko domyślać,  usłyszawszy  słowa gen. „Gryfa”(lat 94) o jego ukochanym towarzyszu broni, dla którego zachowa wdzięczność do końca życia – gen. Ścibor-Rylskim (lat 97), który w czasie Powstania miał wyższy stopień wojskowy, na kogo głosował gen. „Gryf”.
 
II wydanie książki (książek) Mamy, które tu publikuję. Ten fragment kieruję do tych spośród moich Czytelników, którzy stale wracają do tego tematu. II wydania nie będzie – bardzo mi przykro, bardzo chciałam ofiarować najwierniejszym Czytelnikom egzemplarze autorskie.
 
Żyjemy w czasach komercji – ale również pośpiechu, zabawy, wizualizacji, ogólnie mówiąc popkultury. Na pozycje tego typu nie ma zapotrzebowania, nie rokują też sukcesu wydawniczego i nie dają nadziei na zyski – wydawnictwa nie chcę podejmować ryzyka straty. Cóż może być lepszym probierzem i wskazówką dla wydawców niż ten portal – gdzie ogromna większość blogerów interesuje się Powstaniem (każda notka z „dyskusją” na ten temat generuje tysiące odsłon i setki komentarzy) – a na moim blogu pod wspomnieniami Powstańców jest 100-200 odsłon, w tym wielokrotne wejścia tych samych osób i moje własne. Trudno o czytelniejszy sygnał dla potencjalnego wydawcy, jakim zainteresowaniem cieszyłyby się takie pozycje na wolnym rynku.
 
Uważam się za realistkę – żadne wydawnictwo komercyjne nie wyda takiej książki. Dyr. Ołdakowski też nie jest zainteresowany – i też się nie dziwię. Dużo atrakcyjniejsze dla dzisiejszych odbiorców są tzw. „rekonstrukcje”, wizualizacje, komiksy, gry komputerowe, klocki, koszulki, koncerty, spotkania z celebrytami itp. Również marsze, biegi, rajdy rowerowe.
 
O Powstaniu nigdy nie było tak głośno jak dziś – i to dobrze, to służy trwaniu pamięci. Czy wszystkie środki, służące utrwalaniu pamięci, uważam za właściwe, czy nie dochodzi do trywializacji, uproszczeń i zafałszowań? Chyba nie muszę odpowiadać.
 
Jednak jest jak jest – i z pewnością ja świata nie zmienię:)
 
Chciałam zainteresować książkami m.in. posła Pawła Kowala, który zadeklarował swe zaangażowanie.
 
http://pawelkowal.salon24.pl/579881,bracia-sloiki-i-siostry-sloiczki
 
Paweł Kowal pisze m.in:Razem z moimi przyjaciółmi tworzyłem koncepcję Muzeum Powstania Warszawskiego a potem od rana do nocy pracowałem przy jego budowie.”
 
  "Pokochałem to miasto z jego wszystkimi urokami, sprzecznościami i okropnościami. Z wielką tradycją Powstania Warszawskiego. Pokolenie rdzennych warszawiaków, którzy tak wspaniale walczyli o wolność w 1944 jest dla mnie wzorem. Tak, rdzenni warszawiacy, to specjalny gatunek ludzi. Mam do nich wielki szacunek.”
 
Pan poseł nawet mi nie odpisał.
 
Drodzy Czytelnicy, którzy naciskacie na mnie już piąty rok w kwestii II wydania – Proszę Was – przestańcie. Sprawiacie mi tylko przykrość. Czy oczekujecie ode mnie cudów? Jeśli nie są zainteresowane książkami ani wydawnictwa komercyjne ani osoby i instytucje właściwe, dysponujące środkami i możliwościami, budujące na Powstaniu Warszawskim swój wizerunek, zdobywające poparcie wyborców – to czego Wy oczekujecie ode mnie?
 
Ja zrobiłam swoje. Dysponuję unikalnymi materiałami faktograficznymi, których wartość każdy – a zwłaszcza właściwa instytucja – potrafi ocenić. Materiały te publikuję w necie, nie oczekując zysków, pozwalam na kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie. Nie rozpoczęłam tego cyklu jako żywo z myślą o II wydaniu i czerpaniu zysków finansowych. Nie zajmuję się tu promocją własnych (moje wyłączne prawa autorskie) książek – a są na portalu i tacy.
 
Nie zamierzam już występować w roli uprzykrzonego petenta, którego nie raczy się zaszczycić nawet prostą odpowiedzią „nie interesuje mnie to.” To nie są miłe doświadczenia – i ja w tej roli niechcianego natręta dłużej się nie widzę. To do mnie właściwe osoby i instytucje powinny się zwracać, widząc te materiały – przywróćmy właściwy porządek.
 
Te materiały są dostępne dla każdego, kto ma dostęp do internetu. W internecie nic nie ginie. Można je czytać nie tylko na Salonie24, również przez google. Zainteresowani na pewno je znajdą – zgłaszały się do mnie na PW osoby, które specjalnie w tym celu zalogowały się na portalu, szukając informacji o swych bliskich.
 
Drodzy Czytelnicy – te książki po mojej śmierci na pewno znajdą się w Muzeum Powstania Warszawskiego, nikt ich nie wyrzuci – a co Muzeum z nimi zrobi, to zrobi.
 
Zmieniłam też zdanie (również po tych doświadczeniach). Te 3 książki są dla mnie zbyt cenne, by powierzać je obcym ludziom. Są już w bardzo złym stanie, rozpadają się od skanowania zdjęć, są też na nich odręczne uwagi Mamy. Nie będę narażać się na to, by w obcych obojętnych rękach uległy zniszczeniu, uszkodzeniu, pogubieniu kartek…
 
One ze mną pozostaną – są w nich moi Najbliżsi. Mam wielkie szczęście, że zostały mi po Nich te książki i mogę czuć Ich stałą obecność. One nie są na sprzedaż.
 
Moi Czytelnicy wiedzą, że jestem gadułą:) Nie pisałam dotąd od siebie na temat Powstania – ale jeśli już to już:)
 
To mój pierwszy i ostatni osobisty tekst o Powstaniu. Odtąd na moim blogu będą mówić już tylko sami Powstańcy – jak dotąd. Tak jak zawsze było w moim domu. To oni sami mówią najlepiej i to oni sami dają najlepsze świadectwo temu, czym było Powstanie Warszawskie.
 
Joanna z d. Ostrowska
wspomnienia-z-powstania-warszawskiego-czesc-1


Pod tak wartościowym Wyznaniem (spowiedź to chyba nietrafne określenie) trudno coś publikować, aby czytelnik nie miał poczucia gwałtownego obniżenia poziomu. Każdego.
Ale z okazji dzisiejszej rocznicy opublikuję fragment wspomnień, który na salon24 własnoręcznie przepisałem z uwagi na ich wielką wartość - moim zdaniem - wartość świadectwa Wielkości największych Bohaterów Powstania - kobiet bitwy o Warszawę lata'1944:
25-letnia łączniczka odpowiedzialna za komunikację dowództwa Powstania Warszawskiego z podległymi oddziałami zgłasza się na ochotnika, aby spróbować kanałami ściekowymi dotrzeć do odciętej przez wroga dzielnicy Mokotów.
Dzieje się to 5 sierpnia, kiedy kanały stanowią wie
lką niewiadomą również dla Powstańców (wielki błąd zaniechania dowództwa - ile można było zająć strategicznych obiektów używając różnych podziemnych przejść podczas szturmu 1 sierpnia i później ????), a zejście do nich stanowiło wyprawę w nieznane, z której nie było żadnej pewności czy się wróci ...

  “Na szarej powierzchni ulicy widnieje okrągły ciemny otwór włazu. Po żelaznych hakach schodzi się w dół, pod ziemię. Specyficzny, ostry zapach siarkowodoru, zmieszany z wonią zastarzałego, gnijącego szlamu i butwiejących roślin uderza w nozdrza. Światło latarki, żółte i skoncentrowane ,pada kilka metrów w głąb kanału, ślizga się wzdłuż owalnie sklepionych ścian pokrytych liszajami wilgoci, wreszcie rozprasza się i zanika. Powierzchnia sięgające po pas blota połyskuje w blasku jak czarny, płynny metal. Czy uda się tędy nawiązać łączność? Jak przejść i trafić na nasz teren? W którym miejscu wyjść? (...)

   Wysokość kanału nie przekracza półtora metra. Należy więc pochylać głowę - niżej, jeszcze niżej.. oprzeć się o oślizłą ścianę, ugiąć w kolanach nogi.Szybko mija odruch zaciskającego szczęki wstętu. Ładunek okropności, jaki przynosi zae sobą wojna, jest tak wielki, że zatraca się miara zwykłych doznań. Muszę - decyduję się z zawziętością - muszę przejść. A myśleć trzeba o czymś innem, po prostu o czymś innym. Wytrzymać!... jeszcze trochę. Tutaj w kanale, każdy musi sam wypracować sobie swój własny sposób poruszania się, ustawienia ciała, skoordynowania ruchów. Nie znajdzie się jednej dla wszystkich recepty na pokonanie zmęczenia, choć ogólnie rzec biorąc zwiększa się poczucie stabilności gdy niepodnosząc nóg sunie się stopami po dnie. (...)
    Kanał pod aleją Szucha, węższy i niższy, szybciej jednak doprowadzi do Placu Unii. W postawie zgiętej wpół ciężko oddychać, pot zalewa twarz, drętwieją nogi. Byle prędzej, byle się nie zatrzymać! Szum w uszach rośnie, przed oczami ukazują się czerwone płatki, łączą się ze sobą, zlewają w palmy, wirują. Prędzej, prędzej! Kołysze się zawieszona na szyj latarka, chyboce smuga światła, ogrom
nieją na ścianach ruchome cienie. Nareszcie! Można się wyprostować – jesteśmy chyba pod Placem Unii. Jak iść dalej? Trzeba zdecydować. Można by iść prosto pod Puławską, jednak cała ta szeroka ulica może pozostawać w rękach wroga. Nie wiadomo czy powstańcy zdobyli wszystkie obiekty, na które planowano natarcie.

   Trudność zasadnicza przedstawia się konkretnie: w którym miejscu wyjść, żeby trafić do swoich? Blisko Palcu Unii są “flaki” – koszary lotników.
Odbijamy w prawo, by zagłębić się w boczne uliczki Mokotowa, gdzie nie było poważniejszych ośrodków niemieckich. Coś zachrobotało, plusnęło. W świetle latarki mignął wydłużony cień. To duży szczur zniknął w kanaliku obok. Czy szczury rzucają się na ludzi?.. ten czmychnął w popłochu – zanotowała pamięć.
Błoto oblepia nogi. Duchota, brak wprawy i doświadczenia w rozkładaniu sił potęguje zmęczenie. Czasem w ścianie kanału zaczerni się otwór wylotu rury ściekowej. Z jednej sączy się woda, w innej coś się poruszy, by smyrgnąć w mrok. Czarne oczka szczura błysną jak koraliki – nie każdy ucieka. Oto niski kanał. Może tędy?
-
“Nie, nie da rady. Tu się trzeba czołgać. Wejść w taką rurę?... a jeśli ona jest gdzieś zapchana? Jak się z niej wydostać tyłem? – przerażające, aż niedorzeczne w swojej groźbie myśli przelatują przez głowę. Jeśli akurat spadnie deszcz, jeśli Niemcy gdzieś spuszczą wodę lub zamkną jej odpływ – zatopią nas. Szczur może skoczyć prosto w twarz... szczur – na twarz – kotłuje się w wyobraźni – Nie.. szkolili nas na łączniczki, na telefonistk
i. Nie wejdę w taką dziurę! “Hurra!” – krzyk gromki, radosny odtworzył się w pamięci, odbił siępod czaszką z uderzającą wyrazistością. Żaden z tamtych się nie namyślał, nie zatrzymywał. Jak ja... przy głupim przejściu przez jakimś tam niski kanał – nieomal pogarda dla własnej rozterki nie kasuje wewnętrznego oporu. Może jednak się wycofać? Nikt się nie dowie... Musimy posuwać się na łokciach i kolanach w półzgięciu tamującym oddech, balansować zdrętwiałym ciałem, podpierać się rękami.

    Wysokość kanału wnajszerszym miejscu nie przekracza metra.Plecy boleśnie szorują o sklepienie. Niżej, niżej... nogi drżą z wysiłku, pot spływa po twarzy. Nizej.. płuca z trudem chwytają powietrze, serce tłucze jak szalone. Każdy krok staje się męką. Smugi przed oczami zlewają się z cieniem wzdłuż ścian, zatraca się granica rzeczywistości, braknie rozeznania. Kanał przytłacza, obejmuje ścianami jak macka, zamyka w nich, wysysa resztę oddechu.(...)"

Elżbieta Ostrowska pseud. Ela “W Alejach spacerują Tygrysy”
http://witas1972.salon24.pl/55199,niezrownane-mestwo-bohaterek-powstania

Przy okazji tematu KANAŁY W POWSTANIU WARSZAWSKIM przypomnę swoją notkę z 2009 r.

 Klapa nad łbem się zamyka,
W dół do podziemia drabinka…”

Kanały nieodparcie kojarzą mi się z Powstaniem Warszawskim.
Z jego niewysłowionym heroizmem i pasyjną ofiarą.
Z symbolem śmierci w płomieniach (jak Ałła w „Kolumbach”) i klaustrofobicznym duszeniem się w kanałach.
 
    Jednak kanały to nie tylko miejsce Golgoty Powstańców jak nam sugestywnie pokazał  Andrzej Wajda. "Kanał” jest świadectwem na wskroś prawdziwym, nie zawiera wymyślonej fikcji ( 99% wierna adaptacja noweli Jerzego Stefana Stawińskiego - znalazłem tylko jedną istotną rozbieżność z oryginałem literackim), ale jednocześnie bardzo manipuluje obrazem Powstania jak i rolą w Nim kanałów.
      Jego fałsz polega na tym, że wyrywkowo pokazuje najbardziej tragiczny epizod z całych 2 miesięcy walk kilkudziesięciu tysięcy ochotniczych żołnierzy z focusem na 40-to osobową kompanię. Dlatego nie może być jedynym źródłem wiedzy o Powstaniu Warszawskim. Niestety pozostaje od 53 lat najbardziej znanym filmem powstańczym, co akurat nie jest wielką sztuką w polskiej kinematografii – wyprodukowano razem tylko 3 [słownie: trzy ] filmy o tym Najtragiczniejszym wydarzeniu naszej historii.
Hańba to chyba za małe słowo na określenie tego stanu niemocy, niechęci...(pisane w 2009 roku, teraz już na szczęście nieaktualne - przyp. W.)
 
 
    Wracając do przedstawionej na ekranie kompanii porucznika Zadry – jej losy mogły być prawdziwe. Były oddziały, z których, po zagłębieniu się do dziury, nie wyszedł z pod ziemi żaden człowiek. I w tym epizodzie nastąpiła jedyna znacząca poprawa pierwowzoru literackiego dla filmu – w noweli Stawińskiego czoło oddziału por. Zadry, spryciarz Smukły, szef kompanii Kula i kilku innych dochodzi do upragnionego Śródmieścia.
     W filmie natomiast giną w kanale wszyscy. Powiedziane to jest zresztą na początku filmu w swoistej inwokacji, czy też przedstawieniu aktorów dramatu. Było to pomysłem Janusza Morgensterna, wtedy asystenta reżysera. Niedawno specjalnie „męczyłem” Mistrza kto był pomysłodawcą tej „poprawki” i dlaczego? Nie pamiętał (pewnie On ?), natomiast cel oczywisty – dla wzmocnienia tragicznej symboliki filmu i przedstawionego w nim Powstania Warszawskiego. Miało ono kojarzyć się przede wszystkim z piekłem kanałów 26-28 września.
    Dlatego nie przekazano w filmie, że ewakuacja kanałami Mokotowa była samowolną i wbrew rozkazom przełożonego (gen. Montera) decyzją dowódcy dzielnicy podpułkownika „Karola” (Józef Rokicki), za którą miał on trafić pod Sąd Polowy.
    Czas akcji „Kanału” można precyzyjnie określić na 26-27 września, kiedy d-ca Mokotowa ppłk „Karol”  wydał bezsensowny i zbrodniczy w skutkach rozkaz  ewakuacji kanałami do Śródmieścia, mimo dobrego już poznania przez Niemców tego sposobu komunikacji powstańców. Został za to skazany przez Sąd Polowy za dezercję i opuszczenie pola walki bez zgody zwierzchnika. W kanałach zginęło wtedy kilkaset osób, a następnego dnia (27.IX.44) pozostali na Mokotowie powstańcy pod dowództwem majora „Zrywa” (Kazimierz Sternal) poddali się honorowo, otrzymując prawa kombatanckie. Tydzień później skapitulowało Śródmieście i ewakuowane przez gehennę kanałów oddziały z Mokotowa i tak trafiły do niewoli niemieckiej. Po koszmarze kanałów, czekał je jeszcze koszmar kapitulacji.
    Jak napisałem powyżej, film fałszuje obraz i znaczenie komunikacji kanałowej w Powstaniu. Spotkałem się ze wspomnieniami Powstańców, że kanały były bardziej ich błogosławieństwem, a nie przekleństwem. Nie przypadkiem w pieśni nad pieśniami Lao Che „Stare Miasto” wykrzykiwane jest na końcu : „Dostępu do włazu, My żądamy dostępu do włazu ! ” .
 
 
Kanały były tym uchem igielnym, przez które trzeba było przecisnąć siebie, aby wydostać się z piekła Starówki. Potem z nie lżejszego kotła czerniakowskiego. Aby żyć. Aby walczyć dalej.
Oczywiście każde lekarstwo niewłaściwie użyte, przedawkowane SZKODZI. Tak i było z ostatnim wykorzystaniem komunikacji kanałowej w Bitwie o Warszawę 1944.
 
Z propozycjami użycia łączności kanałowej i innej podziemnej w przyszłej walce zbrojnej zgłosili się dosyć wcześnie do dowództwa AK pracownicy miejskich wodociągów, ale zostali zlekceważeni. Dopiero klęska szturmu generalnego 1-szego sierpnia i w skutek niej sparaliżowanie łączności przez nie zajęcie kluczowych obiektów oraz skuteczny ostrzał niemiecki, spowodował oddolne inicjatywy wykorzystania ich jako środka komunikacji i ewakuacji.
 
Pierwsza ewakuacja kanałami nastąpiła już kilka godzin po Godzinie "W" na Woli.
Potem cała setka obrońców okrążonej Reduty Wawelskiej na Ochocie 11 sierpnia wydostała się kanałami, dokopując się do nich z piwnic obleganej kamienicy.
 
Dziewiczą wyprawę kanałowych łączniczek z 5.VIII opisałem w poście „Niezrównane męstwo bohaterek Powstania”  wykorzystując wspomnienia Elżbiety Ostrowskiej „W Alejach spacerują Tygrysy” – absolutnie konieczna lektura dla wszystkich zainteresowanych Powstaniem i nie tylko nim, wspaniałe studium psychologii społecznej dzięki zmysłowi obserwacyjnemu i stanowisku (szef łączności) autorki.
 
Przez cały czas decydującego boju Bitwy o Warszawę ‘1944 - obrony Starego Miasta, było ono zaopatrywane tą drogą w broń i amunicję (rzecz jasna bardzo skromnie, jak wspominałem w poprzednich postach dowódca Powstania - płk. Monter zbyt późno przekonał się o zasadniczej roli Starówki w utrzymaniu miasta).
Stąd wyszedł niestety jedyny* w całej bitwie ofensywny zamysł wykorzystania przejść podziemnych – podczas Przebicia do Śródmieścia 31 sierpnia desant porucznika „Piotra” z baonu "Czata" miał opanować Plac Bankowy dostając się tam kanałami. Niestety na skutek kilku nieszczęśliwych przypadków oraz bałaganu przednatarciowego nie udało się tego osiągnąć. Jednak pojawienie się Polaków na tyłach żołnierzy niemieckich wywołało zaskoczenie i długo nękające szkopów poczucie niepewności: „Gdzie jeszcze mogą pojawić się polskie szczury?”
 
Dopiero zniknięcie 2.IX z osaczonej ze wszystkich stron od 4 tygodni szturmowanej dzielnicy około 5000 żołnierzy i personelu pomocniczego uzmysłowiło Niemcom skalę i znaczenie wykorzystywania przez powstańców systemów kanalizacyjnych. Do przeciwdziałania temu zaczęli się metodycznie, po niemiecku przygotowywać.
 
Z kolejnej odciętej enklawy Czerniakowa 20.IX zdołało wydostać się jednak ponad 200 żołnierzy pułkownika „Radosława” (Jan Mazurkiewicz), weteranów Starówki, a więc obeznanych z tą formą komunikacji,  głównie z baonu „Parasol” oraz pluton por. „Małego” który po 6 dniach walki na Mokotowie udał się, a jakże, kanałami do Śródmieścia, aby tam 27.IX zginąć.
   Do zduszenia kolejnego powstańczego kotła – Mokotowa przystąpili stanowczo, zadbawszy o odcięcie jedynej drogi ucieczki Polaków.
Tak też się stało, w 3-cim dniu bezwzględnego szturmu Mokotowa 26.IX, jego dowódca wbrew wyraźnym zakazom generała Montera oraz swoim wcześniejszym zapewnieniom, że „zamierza bić się na miejscu do końca” , nakazał ewakuację wojska kanałami bez sprawdzenia jej możliwości i warunków oraz zapewnienia oddziałom niezbędnych przewodników kanałowych.
    Pierwszemu rzutowi, w którym szedł, a jakże - dowódca ppłk. Karol (Józef Rokicki) cudem udało się wręcz dopełzać do Śródmieścia, wśród wrzucanych na głowy granatów, karbidu wywołującego trujące gazy, wlewania zapalonej nafty i innych pułapek przygotowanych przez wroga.
     Następne rzuty nie miały szans przejść przez zaporę ognia, gazu, wody, a w niektórych miejscach wsypywanego piasku i wszędzie zalegających ludzkich zwłok. Znalazły się w śmiertelnej, piekielnej pułapce, która była wnętrzem rury o średnicy około półtora metra , kilkanaście metrów pod powierzchnią ziemi, bez światła, a często i bez tlenu. Pełne miotających się oszalałych ludzkich wraków, które powoli wypełniały owalne dno podłoża. Zresztą każdy chyba pamięta świetny, wstrząsający film Wajdy z 1957 roku...

P.S. W temacie filmów o PW - "pisane w 2009 roku, teraz już na szczęście nieaktualne" - w tym roku pojawiły się dwa godne uwagi filmy  z wymownymi, trafnymi tytułami: "Miasto'44" i "Powstanie Warszawskie"


„Powstanie Warszawskie" to pierwszy na świecie film fabularny zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych, opowiadający o tytułowym wydarzeniu poprzez historię dwóch młodych reporterów, świadków powstańczych walk.

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Powstanie Warszawskie, ofiara


Powstanie Warszawskie, ofiara nie poszła na marne.

©

Michał St. de Z...


Wieczna Cześć i Chwała Warszawie i Jej Bohaterom, Obrońcom, Powstańcom Warszawy

 

 

Przechodniu, powiedz Warszawie, tu leżym jej syny, prawom jej do ostatniej posłuszni godziny.

 




Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl