W oswojonej targowicy żyjąc

avatar użytkownika Warszawa1920

Dzisiaj stanęliśmy przed wyborem: albo WCIĄŻ czekamy na korzystne rozstrzygnięcie KOLEJNYCH wyborów albo – NIE CZEKAMY. Jeśli kochamy Polskę, ten wybór może być tylko jeden. Czas najwyższy wyjść z tego obezwładniającego światłocienia, w którym tkwimy od 25 lat. Od mówienia sobie, że nie ma innej drogi działania, jak tylko procedury demokratyczne. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, w tym sensie uniemożliwia zastosowanie mechanizmów demokracji, iż postawiła NAPRZECIW nas już nawet nie ludzi jawnie łamiących normy tego ustroju, ale wręcz zdrajców, w dodatku prowadzących politykę nie tyle „fizycznego” podporządkowania Polski państwom ościennym (choć ten efekt stanie się naturalnym w przypadku utrzymania status quo), co wręcz całkowitego wynarodowienia (jeszcze) Polaków. Jak zachowuje się gospodarz, któremu przez dłuższy czas dziki niszczą pola? Oczywiście może wyjechać na Wyspy, uznając, że nie wygra się z naturą tych zwierząt. Najpierw jednak pokusi się o ZROBIENIE WSZYSTKIEGO, by ochronić dzieło swojej pracy przed tymi szkodnikami. WSZYSTKIEGO. W granicach własnych możliwości.

 


 
Prawo i Sprawiedliwość, które jest aktualnie jedyną polityczną nadzieją na odzyskanie przez Polaków podmiotowości, przyjęło w mojej ocenie błędne założenie odnośnie metod oporu wobec władzy Komorowskiego i Tuska. Partia ta uznała bowiem, iż wystarczy pogrzmiewać na mównicy sejmowej i występować w wieczornych seansach „prawdy” WSI24 oraz raz na jakiś czas, rytualnie, składać wnioski o dymisję tego, czy innego bydlaka z rządowej mafii. I czekać. Aż społeczeństwo ją wybierze do samodzielnego rządzenia. Chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że zasadniczym problemem jest fakt postępującego wynaradawiania tego społeczeństwa. Ono Polsce odpływa. I owszem, najprawdopodobniej prędzej, czy później zagłosuje na PiS w takiej liczbie, że degeneraci z platformy przestaną rządzić, nastąpi to jednak nie z pobudek  patriotycznych, ale bardzo utylitarnych. Do ludzi, nawet lemingów, dotrze bowiem wreszcie zwykła rzeczywistość. Że na nic nie ma pieniędzy, bo się ich po prostu okrada w biały dzień, że to nie deszcz pada, ale pluje im się w twarz, że ich miejsca pracy przestają istnieć, gdyż żaden przedsiębiorca nie potrafi utrzymać firmy płacąc więcej w podatkach niż zarabiając. Tyle, że ZNÓW efektem będzie brak absolutnie elementarnego zjawiska: realnego, opartego na państwowym ceremoniale narodowo – historycznym, decyzjach politycznych, wreszcie prawnokarnych wyrokach Trybunału Sprawiedliwości odbudowania POLSKIEJ PAŃSTWOWOŚCI jako kontynuacji Rzeczypospolitej Polskiej z lat 1918 – 1939 i późniejszej, reprezentowanej przez Rząd emigracyjny. Nie jakiegoś tak pseudosymbolicznego, gazetowo – przepraszającego zerwania z przeszłością. Gdyby II RP zastosowała standardy przyjęte w Polsce po 1989 r., komuniści przedwojenni, w rodzaju ojca Michnika, mogliby z ław sejmowych głosić swój program likwidacji państwa polskiego. Bo niby czym różnili się od będących w dzisiejszej polityce byłych członków KC i Biura Politycznego PZPR, czy „świeższego chowu” obrońców KGB i GRU z Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie lub zwolenników tez o nienormalności Polski i braku straty po Zamordowanych w Smoleńsku, bo to wszak byli „tylko Polacy”?
 
W monumentalnym dziele Richarda Pipes`a „Rewolucja rosyjska” znajduje się passus dotyczący postawy Lenina podczas tzw. zamachu Korniłowa (o którym zresztą Autor bardzo przekonująco pisze jako o „widmowym puczu”). Wtedy, latem 1917 r., gdy Kierenski – mając ku temu wszelkie zarówno polityczne, jak i militarne możliwości – nie zniszczył irredenty bolszewickiej, Lenin, Trocki i reszta tych zbrodniarzy zrozumieli, że przyszłość jest ich. Jeśli państwo, znajdujące się w dodatku w stanie wojny, nie zareagowało na próbę skierowanego przeciwko niemu zbrojnego powstania pewnej frakcji partyjnej, to nie mogło się już potem dziwić temu, że frakcja ta przechodzi do otwartej ofensywy i ogłasza rewolucję. Taki jawny pokaz bezsiły i pobłażania ze strony władzy dla bolszewików był dla tych ostatnich, jak wręczenie płonącej pochodni nad rozlaną benzyną. Pipes kapitalnie pokazuje przy tym, snując analogie pomiędzy puczami Lenina w lipcu 1917 r. i Hitlera w 1923 r., równie kompletnie nieudanymi militarnie, co zupełnie nierozliczonymi politycznie i prawnie przez ówczesne, miejscowe demokracje, iż mała nawet grupa szaleńców, nie powywieszana na czas na głównym placu stolicy, w końcu może poprowadzić na szafot nie tylko dotychczasowych ministrów, ale także i miliony zwykłych ludzi.
 
Demokracja jest jak umowa ustna, sprawdza się w dobrych czasach. Gdy przychodzą kłopoty, sięga się do spisanych klauzul o karach, gwarancjach jakości, zabezpieczeniach finansowych, procedurach egzekucyjnych. Korzysta się z metod, o których w momencie podpisywania umowy nikt nie myśli poważnie (bo gdyby tak myślał, do zawarcia umowy w ogóle by nie doszło). Traktuje się te zapisy jako zwyczajowe, przyjęte „w obiegu gospodarczym” formułki prawnicze, przez co bystrzejszych wiązane z tzw. zarządzaniem ryzykiem, a przez większość – z niczym nie wiązane, ot takie sobie zdanka, zawsze wpisywane przez prawników „naszej” firmy, występujące w każdym formularzu umowy ściągniętym z Internetu. Póki starczy ciepłej wody z kranu i jest co rzucić na grilla, ogół społeczeństwa nie wnika w szczegóły faktur, które mu co miesiąc, w postaci podatków, wystawia władza. Ta diagnoza jest przykra, mówiąc eufemistycznie, żeby nie obrażać rodaków, ale, niestety, komunizm w niszczeniu podstaw polskości okazał się potwornie skuteczny. I nie chodzi nawet o to, że poprzednicy kwaśniewskich, millerów, pawlaków, nałęczów fizycznie wymordowali większą część polskiej elity. Zniszczona została narodowa tkanka spajająca ludzi, którym przyszło po wojnie żyć między Odrą i Bugiem. Dziś, gdybyśmy chcieli szukać najlepszego wzorca patriotyzmu, myślę, że znaleźlibyśmy go poza administracyjnymi granicami państwa „magdalenkowego”. Na obszarach wschodnich województw II RP. Nie chcę być posądzany o tanią ckliwość, ale naprawdę wzruszające są słowa, które czasami (to znaczy góra parę razy do roku) można usłyszeć w mediach (rzecz jasna „niszowych”) z ust Polaków, których Polska zostawiła. Nad Dniestrem, Prypecią, nad Wilią. To ludzie materialnie ubożsi od nas o przeważnie parę klas zamożności, na poziomie statusu naszych bezrobotnych, nie zawsze mający ciepłą wodę w kranie, i nie liczący czasu od grilla do grilla. Dla nich nieznane są pytania o aktualność map w aplikacji GPS do samochodu i czas stania w korkach podczas wyjazdów wakacyjnych. Oni nie mają samochodów; oni nawet nie mają ani okazji ani pieniędzy na wyjazdy z miejsc, w których mieszkają. Ale mają coś, czego bardzo wielu z nas nie to, że nie ma, ale w ogóle nie ma pojęcia, że coś takiego w świecie ludzi istnieje. To jest taka miłość Ojczyzny, która nie zna żadnych granic poświęcenia dla Niej. Żadnych. To jest heroizm w krystalicznej postaci. Nam bardzo łatwo jest krytykować rządzących za nieudolność, korupcję, chamstwo, czy stać nas jednak na stwierdzenie, że Polska jest naszą Matką, Jedyną, Ukochaną, Najwspanialszą, niezależnie od wszystkiego? Kto z nas, zdrowych, parodziesięcioletnich mężczyzn byłby gotów narażać się na szykany władzy, włącznie z procesem sądowym, za dystrybucję paczek dla osób potrzebujących? Komu z nas równać się z kpt. Weroniką Sebastianowicz, 83 – letnią Prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK przy Związku Polaków na Białorusi, oskarżoną i postawioną przed łukaszenkowskim sądem za rzekomy przemyt żywności, czyli paczek świątecznych przesłanych z Polski dla Kombatantów z AK? Komu z nas stanąć obok Tej, którą te same totalitarne władze ukarały grzywną za postawienie krzyża, upamiętniającego dowódcę oddziału połączonych sił AK Lida – Szczuczyn Anatola Radziwonika ps. „Olech” oraz jego żołnierzy, poległych pod wsią Raczkowszczyzna w walkach z NKWD w 1949 roku? Komu? Mnie nie.
 
 
Sprawą absolutnie zasadniczą jest odbudowanie polskiej tożsamości narodowej. Jest to zadanie z gatunku prac u podstaw, ale, paradoksalnie, zarazem kwestia wymagająca podjęcia rozwiązań ekstraordynaryjnych, a wręcz gwałtownych. Tu działać trzeba naprawdę szybko, bo za niedługo nie będzie już „materiału”, mówiąc fabrycznie – „surowca”, do poddania go takiej obróbce narodowej. Zacząć należy od pamięci. Od wszczepienia ludziom tego, co przez ćwierćwiecze michnikoidy eliminowały z polskiego myślenia. Od tego tak gromko potępianego przez dzisiejsze tzw. autorytety buczenia i wygwizdywania Tuska, Komorowskiego, Sikorskiego i reszty tej targowicy. Gdzie Naród ma pokazywać swoje racje? Nie stać Go na takie miejsca bytności tego bydła z rządu i okolic, tego prawdziwego bydła, jak knajpy w rodzaju „Sowy”. I tylko w takich, „powązkowskich”, sytuacjach może zamanifestować słuszną pogardę dla pogardy władzy wobec polskości. Jest to właśnie przykład działań spoza ustalonego przy Czerskiej kanonu zachowań demokratycznych. I PiS musi nie tylko brać w nich udział, ale powinien je też promować. Jeśli już mam widzieć jego przedstawicieli w telewizjach byłych TW, to niech nie p..przą tam o „potrzebie budowania solidarności europejskiej w sprawie Ukrainy”, ale powiedzą wyraźnie na przykład to, że nie poprą Sikorskiego w jego żebraninie o stołki unijne, bo żaden polski polityk nie może wspierać kogoś, kto był wrogiem narodowej racji stanu, kogoś, czyje miejsce jest nie na salonach, ale w najlepszym przypadku w zgniłej celi więziennej. (Choć, przyznaję, poseł Girzyński ostatnio parokrotnie przypomniał kryminalistom z SLD i innej ruskiej agentury od ścierwa z Biłgoraja, że rozmawiając z nimi przy jednym stole będzie stosował język kryminalistów właśnie.) W tej tzw. debacie publicznej już dawno temu minął czas na udawanie, że dyskusja odbywa się w gronie Polaków. W każdym miejscu, w każdym czasie tym z PZPR trzeba przypominać, że do dziś w Warszawie i w całej Polsce, pod grobami ich „bohaterów” i kolegów z czasów jawnego służenia Rosjanom, leżą szczątki Tych, Którzy Nigdy Się Nie Pogodzili. Tym z PO i z PSL zaś, że mając wszystkie możliwości wydobycia, zidentyfikowania i uczczenia tych Bohaterów, robią wszystko, by do tego nie doprowadzić. Władza Komorowskiego i Tuska codziennie musi słyszeć to, że Służew warszawski już na zawsze będzie im zapamiętany jako dowód zdrady narodowych wartości i ojczystej pamięci. Tak, jak „Łączka”. I tak, jak 10 Kwietnia 2010 r.
 
Jeśli Prawu i Sprawiedliwości zależy na czymś więcej, niż li tylko wygraniu wyborów, a wierzę, że tak właśnie jest, nie może unikać metod radykalnych, z pogranicza tego tuskowego prawa. Powiem szczerze, że jakoś nie widzę przeciwwskazań dla chociażby publicznego ogłoszenia, że celem PiS jest wyrżnięcie sitwy rządowej i wypatroszenie Tuska. I zwracanie się do ministrów Kundla przekleństwami z ich zarejestrowanych rozmów. Bo niby czemu my mamy być semantycznie lepsi od nich? Bo dlaczego nie wolno radykalizować? Czemu wolność słowa ma polegać na słowa ważeniu podług wytycznych prawników Agory? Komu służy wolność zgromadzeń ustalana z rosyjską ambasadą? Z jakich wreszcie powodów jedyna partia opozycyjna, popierana, bardzo ostrożnie szacując, przez trzecią część społeczeństwa, nie może (boi się?) zaprosić swoich zwolenników do wychodzenia na ulice CODZIENNIE, CO DRUGI DZIEŃ, DO BLOKOWANIA KRAJU WE WSZELKI MOŻLIWY SPOSÓB? A kto to zadekretował? Filozof Bauman z KBW? W 1956 r., gdy Miłosz zaatakował Andrzeja Bobkowskiego za napisanie prawdy o rzekomej odwilży październikowej, Autor „Szkiców piórkiem” odpowiedział: [Miłosz] nie zrozumie nigdy, o co mnie naprawdę chodzi, bo on jest z kategorii intelektualistów bez jaj, a ja owszem, z jajami.
 
Zachowując wszystkie proporcje, gdyby Piłsudski w 1918 r. kierował  się rzekomą nadrzędnością legalizmu, szczytem naszych osiągnięć wtedy byłaby co najwyżej jakaś autonomia w ramach Niemiec. Przecież działała Rada Regencyjna, działał rząd afiliowany przy tej Radzie. Nie mówiąc o przygotowywanej konferencji pokojowej mocarstw, na której dopiero miano ustalić powojenny porządek. Piłsudski od Rady władzę, owszem, otrzymał, ale równie dobrze mógł czekać, w ogóle nie zgłaszając swych aspiracji do obejmowania jakichkolwiek stanowisk, nie dość że nie wynikających z woli objętych rosyjskimi liczydłami obywateli, to nawet nie popartych ogłoszonym przez stosowny areopag w dzienniku ustaw, tj. komentarzu redakcyjnym do ówczesnej „Wyborczej”, wyniku badań jakiegoś „niezależnego” milłordbrałna. Wszak także w tamtych czasach wybory, nominalnie, były źródłem rządzenia. Historia zawsze uczy, ale nie zawsze powraca farsą. Ta z natury jest komiczna. W zamierzonej zdradzie nic zaś z komiczności nie ma. Czasami powtarza się więc historia poniżającą odwrotnością przebiegu i skutków. W 1921 r. Polskę stać już było na dyktowanie warunków Rosjanom, także granicę z Niemcami potrafiono poprawiać na naszą korzyść, o Litwie nie wspominając. Po ponad stuleciu krwawej niewoli, po 4 latach zupełnej katastrofy biologicznej i materialnej I wojny. W 2014, po 25 latach od rzekomego odzyskania niepodległości, panikę powoduje embargo na jabłka.
 
Można zatem czekać. Można też zacząć czytać o obywatelskim nieposłuszeństwie. Zjawisku, o którym pisał Śp. Janusz Kochanowski. I o którym On już więcej nie napisze. Bo my wciąż czekamy.

3 komentarze

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Obywatelskie Nieposluszenstwo

zrobilo kariere na Zachodzie. Na Wschodzie jakos ta idea nie chwycila. Znacznie lepiej wyszly Carterowskie Prawa Czlowieka, Helsinki i dalsze konferencje przegladowe.
To jest fenomen warty opisania. ale kto tym sie zajmie?
Moze ja -na starosc, w Collingwood?

avatar użytkownika Maryla

2. @Warszawa1920

obywatelskie nieposłuszeństwo zostało w Polsce wykorzystane raz i w złej sprawie przez "siły postępu" niepodzielnie rządzące Polską od listopada 2007 r.
Błękitny Marsz

Prawdziwą walkę nieposłuszeństwa obywatelskiego stoczyły środowiska kiboli w całej Polsce. I można powiedzieć, że wygrali tę walkę o pamięć i Polskę.
Polskę musżą odbudować młodzi, nam sie nie udało . Mają przetarty szlak , nasze wsparcie i pomoc. Jak będą gotowi, staniemy razem.

Kto ma wątpliwości, niech zobaczy, co sie działo w Polsce 1 sierpnia 2014 r. Ze nie ma ich 10 milionów? A czy nas NAPRAWĘ było 10 milionów w 1980 roku?

PS. GORĄCO POLECAM WSZYSTKIM TEN MATERIAŁ Z ROKITNA NA UKRAINIE

http://www.tvp.pl/wroclaw/spoleczne/studio-wschod/wideo/29072014/16236107

Jeszcze Polska nie zginęła ! I nigdy nie zginie, dopóki jest w gorących sercach młodych Polaków. Ich wiara i entuzjazm przenoszą góry.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

3. Mój komentarz widoczny jest na fotografii


Tym bardziej, ze po lewej stronie trzyma go Mój Kolega Bogusław Gołąb z Gdańska.

Obibok na własny koszt

Kiedyś "Mieszko II"