Prof. dr hab. Artur Śliwiński - August Cieszkowski: Światło wiary

avatar użytkownika intix

jeśli wiara już zbawia, a nadzieja jeszcze utwierdza, to miłość dopiero spełnia i dopełnia, wykonuje i dokonuje. [August Cieszkowski: „Ojcze Nasz”, t.2]

August Cieszkowski (przyp.>Życiorys, >Kalendarium) był człowiekiem głębokiej wiary, podobnie jak wielu wybitnych Polaków doby powstania listopadowego. Nie ma tutaj szans omówienia, na czym polegała głębokość tej wiary, ale warto przynajmniej zaznaczyć, że była ona jaskrawym przeciwieństwem „religijnego fundamentalizmu” , którą tak łatwo i bezmyślnie zarzuca się ludziom głębokiej wiary.

Ludzi takich jak August Cieszkowski, Bogdan Jański, Adam Mickiewicz, Kamil Norwid, Zygmunt Krasiński, cechowała – zwłaszcza w dojrzałej fazie życia - owa głęboka wiara, przenikająca ich twórczość oraz działalność społeczną, polityczną i ekonomiczną. Więc interesując się dzisiaj twórczością Augusta Cieszkowskiego należałoby wyjaśnić, na czym polegało jego silne przywiązanie do wiary katolickiej i jakie miało znaczenie.

Jednak wcześniej wypada powiedzieć, dlaczego jest to dla współczesnych Polaków interesujące i ważne. Życie i dzieła Augusta Cieszkowskiego przypadają na czas gorzkiej refleksji nad upadkiem Polski i zaangażowania ówczesnej polskiej elity intelektualnej w wydobycie Polski z upadku. Dzieła Augusta Cieszkowskiego cechuje krytycyzm wobec abstrakcyjnych interpretacji zarówno zagadnień religijnych, jak społeczno-ekonomicznych, lecz są one ujmowane w perspektywie historycznej. Toteż owe refleksje są niezwykle konkretne.

Nie zamierzam tutaj rozwijać analogii między ówczesnym upadkiem Polski i tym, co się dzieje w Polsce obecnie. Dla jednych analogie te są oczywiste. Dla innych są przedwczesne lub przesadne. Tym niemniej trudno nie zauważyć, że patologiczne zjawiska w sferze społeczno-ekonomicznej, a także religijnej, są wcześniej i dziś jednakowe. Zamyka się to w lakonicznym stwierdzeniu Augusta Cieszkowskiego, które ponownie przytoczę: „W sprawach publicznych prywata, a w prywatnych zakała”. Rozwinięcie tej frazy wcale nie jest trudne. Również nie może nam umknąć z pola widzenia olbrzymie zaniepokojenie współczesnym narastaniem zjawisk patologicznych w Polsce, które prowadzą do utraty podstaw egzystencjalnych narodu polskiego.

Temu zaniepokojeniu towarzyszy bezradność. Wielu zaniepokojonych i odpowiedzialnych ludzi szuka rozwiązań w polityce, a to z pewnością nie wystarczy w obliczu istniejących problemów społecznych, ekonomicznych i moralnych.

Jednak podstawowa sprzeczność, o którą rozbija się niejedno dążenie do unormowania lub poprawy sytuacji w Polsce, to sprzeczność między krytycznym stosunkiem do społeczeństwa, nacechowanym niechęcią, a niekiedy wrogością - z jednej strony oraz koniecznością przeprowadzenia zmian i wymogiem poświęcenia się dla dobra tego ogółu – z drugiej. Jest to jednak sprzeczność, którą spotkać można wielokrotnie w historii Polski, szczególnie w dobie przedrozbiorowej. Głos wielkich Polaków musi być dla nas cenny zarówno dla ustalenia przyczyn upadku Rzeczypospolitej, jak również do odnalezienia sposobu wyjścia z upodlenia narodowego. Wcale nie chodzi o pamięć o wielkich Polakach, do czego chętnie sprowadza się „uczucia patriotyczne”. Jak więc przezwyciężyć wspomnianą sprzeczność, czyli krótko mówiąc – działać na rzecz tych, którzy w naszej ocenie na to nie zasługują, a nawet są przeszkodą w pokonaniu trudności.

Jest również oczywiste, że środki i możliwości są nadzwyczaj skromne. To powoduje powątpiewanie w realność koniecznych zmian. Do tego dochodzi jeszcze znieczulenie i podobne jak w czasach Augusta Cieszkowskiego opętanie, o którym tak pisze: „ Na Miłość Ojca naszego, który jest w Niebiosach, jakiż to owszem upiorny duch opętania Was samych ogarnąć musiał, skoro wszelki zmysł prawdy i prawa z sumienia Waszego wyrugowawszy, do tego stopnia Was zaślepił, iż nie tylko zgrozy nie czujecie żadnej, ale nawet oczywistości nie widzicie, a spokojności własnej, tak wiecznej jak doczesnej, nie ratujecie”

***

Poglądy Augusta Cieszkowskiego są w podręcznikach określane mianem filozofii czynu. Nie jest jednak łatwo odnaleźć w jego pracach odpowiedzi na pytanie: co więc czynić? To nie jest prosta odpowiedź.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

http://www.monitorekonomiczny.pl/s17/Artyku%C5%82y/a323/August_Cieszkowski_%C5%9Awiat%C5%82o_wiary_cz_1_.html

***
>Światło wiary. August Cieszkowski jako arystokrata ducha, filozof, ekonomista cz.I

>Światło wiary. August Cieszkowski jako arystokrata ducha, filozof, ekonomista cz.II
(Radio Maryja)

 

Etykietowanie:

8 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. August Cieszkowski: Światło wiary (cz. 2)

Dzisiaj Polsce potrzeba nowej wizji. August Cieszkowski  był filozofem i ekonomistą, lecz także wizjonerem. Czy potrafimy zdobyć się na podobne, wizjonerskie spojrzenie na palące problemy?
    
Kryzys, z którym w Polsce mamy do czynienia, jest słabiej rozpoznany w szerszej perspektywie, aniżeli doraźne konflikty czy gry polityczne. Fascynacja rozgrywkami, które są animowane na polskiej scenie politycznej, zasłania istotne aspekty tego kryzysu, marginalizuje jego znaczenie, a przede wszystkim nie pozwala na uchwycenie jego istoty. Jest to kryzys, którego sensu nie chcemy albo nie potrafimy odkryć, zadowalając się pretensjami lub podejrzeniami. Jest to także kryzys nowoczesnych Polaków, kryzys obejmujący wszystkie grupy społeczne, wszystkie sektory gospodarki, cały aparat państwowy, a nawet Kościół katolicki. Nie chodzi bynajmniej tylko o to, aby odsunąć od władzy obecne rządy i przystąpić do odbudowy zdrowych stosunków społecznych i gospodarczych. W końcu obecne rządy są odzwierciedleniem jedynie kryzysu przywództwa, ale wymiana rządu takiego kryzysu z pewnością nie zakończy. Zarówno ten rząd, jak alternatywne, wyrażają utrwaloną przez lata praktykę polityczną. Praktyka ta stanowi jedynie przejaw funkcjonowania ustroju społeczno-gospodarczego, napiętnowanego brakiem suwerenności państwowej. Jest to ustrój, który tylko formalnie przypisuje prymat polityczny narodowi, a w rzeczywistości jest ustrojem antynarodowym, co przekłada się na politykę parlamentarną i rządową. Jest to ustrój, który niszczy twórczy potencjał kraju, dezorganizuje społeczeństwo, a zarazem podważa jego podstawy materialne i duchowe. Jest to jednocześnie ustrój społeczno-gospodarczy, który faktycznie oddaje prymat polityczny czynnikom zewnętrznym, które to czynniki obecnie już jawnie i bezwzględnie realizują zamysły  kolonizacyjne: zadłużają kraj, rabują polskie bogactwa naturalne, wściekle zwalczają dążenia niepodległościowe i katolicyzm.
 
Jest znacznie gorzej, aniżeli w latach komunizmu, ale niewielu ludzi ma odwagę o tym jasno mówić. Wielu ludzi jeszcze wierzy, że w 1989 roku dokonał się przełom o charakterze ustrojowym (tzw. transformacja), a nie zmiana technologii zniewolenia narodu na bardziej zaawansowaną.
 
Pozornie więc nie istnieje nic takiego, co mogłoby stanowić trwałą podstawę przezwyciężenia kryzysu; potrzebnego do uruchomienia działania na rzecz przywrócenia Polsce należnego blasku i siły, co musi wykraczać poza sprzeciw społeczny („oburzenie”), czysty sentymentalizm czy zafascynowanie historią i kulturą. Takie przesłanki zaangażowania społecznego są zbyt wątłe, gdy chodzi o wydobycie się z bagna, którym stało się społeczeństwo i to z pomocą tego zabagnionego społeczeństwa.
 
Odpowiedź na kryzys - jeśli Polska ma jeszcze istnieć - musi być oparta na wizji całościowej,  uwzględniającej zarówno wymiar duchowy, jak i materialny życia narodowego. Musi to być wizja, która stanowi całościowe rozwiązanie zagadnienia kryzysu. To oznacza, że nie może ona ograniczać się do jednostronnie ujmowanych zagadnień ekonomicznych, geopolitycznych, kulturowych czy religijnych, lecz stanowić pełny światopogląd. Taka wizja nie poprzestaje na emocjach.
 
To, co wydaje się najważniejsze, to konieczność osiągnięcia wysokiego poziomu intelektualnego. Przełamanie ograniczeń i stereotypów myślowych wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego, co samo w sobie jest również przełamaniem istniejących tendencji; w tym dość powszechnego niezrozumienia znaczenia myśli filozoficznej, teologicznej, historycznej i ekonomicznej.
 
Są to spostrzeżenia, które najpierw narzucają się przy lekturze dzieł Augusta Cieszkowskiego i ludzi ideowo mu bliskich. To ci Wielcy Polacy z epoki powstania listopadowego okazali się zdolni do niebywałej rzeczy: wskrzeszenia narodu. Jednoznacznie oceniali swoje powołanie pisząc o Polsce, podobnie jak August Cieszkowski, że „Obumarł jej duch, więc ciało trupem się stało i rozpadło. Aliści wiemy, że duch nie umiera…”.
 
Wysoki poziom intelektualny

Aby lepiej wyjaśnić pojęcie wysokiego poziomu intelektualnego (mając za wzór wspomnianych Polaków z epoki Powstania Listopadowego), konieczne wydaje się zwrócenie uwagi na trzy kwestie.
 
Pierwsza kwestia dotyczy duchowości. W pierwszym przybliżeniu można powiedzieć, że chodzi zarówno o nastawienie anty-materialistyczne, jak też o potrzebę duchowego przywództwa jako istotnej przesłanki odnowy duchowej narodu. Są to zagadnienia również współcześnie znane i dyskutowane, chociaż raczej tylko na marginesie sporów politycznych czy religijnych. W szerszym ujęciu nie chodzi o krytykę postaw materialistycznych, lecz o świadomość istnienia nędzy duchowej jako elementu lub przeszkody w przezwyciężeniu kryzysu. Jest to bardziej problem rzeczywistego kryzysu duchowego (zubożenia, degradacji) niż problem dominacji materializmu. Zresztą często nędza materialna i duchowa idą w parze, co widzimy dzisiaj w Polsce i co widział w swoich czasach August Cieszkowski pisząc m.in. „Mówiąc głód, mówiąc nędza, nie mam na myśli jedynie owego ogołocenia materialnego, owego kurczu wnętrzności ciała fizycznego, owej próżni strasznej, w której jęczy wielka część rodu ludzkiego. Mam tu na myśli także owe tak silne a liczne targanie wnętrzności ciała społecznego, ową nędzę intelektualną i moralną, ów brak wykształcenia, wiary i zasad, powodujące dla duszy życie równie zagrożone, niestałe, i niebezpiecznie burzliwe, jakiem jest życie ciała, skoro mu środków utrzymania nie dostaje”.
 
Zatem ubóstwo winno być pojmowane integralnie; obejmować wymiar materialny i duchowy. Dopiero takie pojęcie ubóstwa pozwala dostrzec jego skalę i przejawy. Jego ocena będzie nie tylko pełniejsza, lecz prawdziwsza, aniżeli wtedy, gdy w polu widzenia – jak dzisiaj- znajduje się wyłącznie ubóstwo materialne.
 
Pokonanie ubóstwa społeczeństwa – materialnego i duchowego – jest podstawowym zadaniem i warunkiem odnowy narodowej, którego nie można przeskoczyć. W ten sposób pojawia się uzasadnienie dla długofalowego, pozytywnego programu działania.   
 
Druga kwestia dotyczy integralności myśli, harmonijnie łączącej dociekania filozoficzne, teologiczne, historyczne i ekonomiczne. Dla współczesnych naukowców nie jest tajemnicą, że są to dziedziny nie tylko ignorujące się wzajemnie, lecz nawet sprzeczne i podważające się wzajemnie. Postulat systemowości ciągle jest marzeniem. W czasach Augusta Cieszkowskiego granice między tymi dziedzinami były znacznie płynniejsze, co umożliwiało nadawanie rozważaniom (jak powiedzielibyśmy dzisiaj) interdyscyplinarności. Nieporozumienie polega jednak na tym, że wbrew praktyce akademickiej, główny nurt naukowy ma ściśle doktrynalny charakter, a sprzeczności między dyscyplinami naukowymi mają charakter sprzeczności wewnętrznych, wynikających z ogólnie błędnego kierunku. Dobrze to widać na dwóch przykładach: marksizmu i neoliberalizmu. Zakwestionowanie i odrzucenie tych doktryn nie wystarczy aby znaleźć się na wysokim poziomie intelektualnym. Konieczne jest ponadto wypracowanie nowej, integralnej koncepcji wyjaśniającej współczesną rzeczywistość. To jest zasadniczy warunek głębokiego przełomu duchowego.
 
Trzecia kwestia dotyczy praktyki. Nieprzypadkowo wszystkie wizje „pracujące” na rzecz odrodzenia Polski w dziewiętnastym wieku były zorientowane na działanie. Chociaż wizja Augusta Cieszkowskiego (w przybliżeniu określenie to odpowiada całościowej doktrynie filozoficznej) została określona jako filozofia czynu, podobny wymiar praktyczny zawierają m.in. wizje Adama Mickiewicza i Bogdana Jańskiego, a sto lat później – prymasa Augusta Hlonda.   
 
Problem włączenia wymiaru praktycznego do podobnych wizji jest złożony. Nie chodzi o „przełożenie teorii na praktykę”, lecz o to, by z jednej strony zaangażowanie praktyczne było wiarygodnie uzasadnione, a nawet niezbędne, a z drugiej strony – rezultaty zaangażowania praktycznego miały niekwestionowaną wartość. Takie postawienie problemu prowadzi do określenia wartości czynu w kategoriach indywidualnych i w kategoriach społecznych.
 
Uzasadnienie praktyki społecznej

Nie trzeba przypominać, że zaangażowanie społeczne w Polsce (i innych krajach Zachodu) jest mocno skorodowane i służy najczęściej jako łagodzenie konsekwencji skrajnego indywidualizmu. Nawet osoby, które z motywów moralnych lub narodowych angażują się w sprawy publiczne, kierują się raczej osobistymi zapatrywaniami i intuicją, aniżeli poglądami osadzonymi w konkretnej doktrynie społeczno-ekonomicznej. Są to zaledwie dysydenci: ludzie odchodzący od dominującego nurtu.
 
Zaznaczam to, ponieważ problem wiarygodnego i przekonywującego uzasadnienia zaangażowania społecznego w obrębie współczesnej wiedzy jest problemem bagatelizowanym. Toteż wszelkiego rodzaju nawoływania, zalecenia czy kazania są nieskuteczne; nie dlatego, że są niesłuszne, lecz dlatego, że są oparte na wątłych argumentach.
 
August Cieszkowski uzasadnia konieczność zaangażowania społecznego w sposób niezwykle silny, odwołując się przede wszystkim do argumentacji religijnej. To zaś zakłada poważne i głębokie podejście do spraw wiary. Toteż dla ludzi niewierzących dalsze myśli są niemożliwe do przyjęcia: tutaj nie ma żadnego manewru (poza nawróceniem). Oczywiście August Cieszkowski nikomu się nie narzuca, ale kierunek jego myśli jest jasny i jednoznaczny. Musiało to wywoływać kontrowersje, które współcześnie bynajmniej nie znikły.
 
Co więc August Cieszkowski uznaje za koronny i niezbity argument przemawiający za zaangażowaniem społecznym? Stosunkowo łatwo odrzuca skrajny indywidualizm, jednak na tym problem się nie kończy. Kolejnym punktem jego wizji jest wykazanie, że najsilniejszym siłą organizującą jest miłość w zgodzie z prawdą.
 
Cartitas in Veritate

Możemy jedynie ubolewać, że większość ludzi zadowalają proste recepty, programy polityczne lub deklaracje rządowe, chociaż jest bezsporne, że złożone problemy społeczne, ekonomiczne oraz religijne nie dają się objaśnić w kilku krótkich punktach. Na tym zresztą polega wypieranie nauki przez politykę, rozrywkę i media, które operują krótkimi i plastycznymi formami przekazu.
 
Encyklika Benedykta XVI „Miłość w Prawdzie” jest jednym z najważniejszych dokumentów Kościoła katolickiego w ostatnich dziesięcioleciach. Przypominamy ją tutaj nieprzypadkowo, gdyż wiele jej twierdzeń, a także sposób interpretowania problemów społeczno-ekonomicznych jest podobny do religijnych interpretacji ówczesnej rzeczywistości przez Augusta Cieszkowskiego. A to oznacza, że mimo dużego dystansu czasowego  - i kontrowersyjności niektórych twierdzeń - przemyślenia tego Wielkiego Polaka są nadal ważne i aktualne.
 
Jednak wspomniana encyklika Benedykta XVI nie spotkała się w Polsce ze zrozumieniem, lecz została niemalże zupełnie przemilczana (i niestety przeinaczana). Zdaje się, że nie tylko dlatego, że obejmuje ona długi i opracowany na wysokim poziomie intelektualnym tekst wypowiedzi Papieża o najbardziej palących problemach współczesności. Kierunek rozumowania Papieża wielu ludzi musi razić jako krytyczny i konkretny, wychodzący poza łagodną perswazję, uderzający we współczesne „święte krowy”. Jest to zarazem encyklika umacniająca społeczno-ekonomiczną doktrynę Kościoła katolickiego z punktu widzenia charakterystycznego dla głębokiej wiary. Nie byłbym zaskoczony gdyby okazało się, że to właśnie ta encyklika wywołała reakcje, które ostatecznie doprowadziły do abdykacji Benedykta XVI.  
 
Wszystkie te cechy znajdujemy w rozumowaniu Augusta Cieszkowskiego (i jemu bliskich). Wspomnijmy tylko, że krytycyzm Cieszkowskie go jest tak samo rozumny, czyli służący poznaniu rzeczywistości, a nie tym czy innym manipulacjom (co sam dokładnie tłumaczy). Jednak najważniejsze – wspólne dla obu wybitnych myślicieli – jest główne przestanie: miłość w prawdzie, nadające Miłości znaczenie daleko głębsze, a przede wszystkim uznające miłość za kategorię społeczną, a ściślej – za najważniejszy i konieczny rodzaj więzi społecznej, konstytuujący życie społeczno-ekonomiczne. Nawet tyle wystarczy, aby spotkać się z powszechnym zaskoczeniem, niezrozumieniem i niechęcią.
 
Chodzi o zasadę Miłości chrześcijańskiej. Uznanie jej pierwszorzędnego znaczenia w chrześcijaństwie nie jest bynajmniej trudne i nie o to uznanie głównie chodzi. Zachowując początkowo dystans do „radykalnych” wypowiedzi Augusta Cieszkowskiego, odtwórzmy tło współczesnego sporu wokół tej zasady. Jest to spór, który w dużym uproszczeniu można nazwać sporem związanym z ustaleniem relacji między zasadą Miłości i zasadą wolności. Ta ostatnia jest bowiem pojmowana współcześnie jako główny punkt odniesienia w dyskusjach nad zagadnieniami społeczno-ekonomicznymi. Stosunkowo łatwo uznaje się (w Kościele katolickim) ograniczenie wolności przez nadrzędne traktowanie Prawdy. „ W świecie bez prawdy wolność traci swoją treść…” (Jan Paweł II „Centesimus annus”, n. 46). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zasada miłości w prawdzie znacznie bardziej ogranicza absolutne pojmowanie wolności, a zatem wyzwala silniejszą krytykę współczesnego liberalizmu, stając się  poważnym zagrożeniem dla doktryny neoliberalnej. Być może ta krótka wzmianka o tle współczesnych sporów pozwoli dostrzec ukryty konflikt, który tli się od dawna między chrześcijaństwem i liberalizmem.
 
Siła miłości

Kluczowe dla zrozumienia światopoglądu Augusta Cieszkowskiego jest – paradoksalnie – napisane około półtora wieku później pierwsze zdanie z encykliki Caritas in Veritate Benedykta XVI: „MIŁOŚĆ W PRAWDZIE, której Jezus Chrystus dał świadectwo swoim życiem ziemskim, a zwłaszcza swoją śmiercią i zmartwychwstaniem, stanowi zasadniczą siłę napędową prawdziwego rozwoju każdego człowieka i całej ludzkości”. Taką odpowiedź na pytanie, co jest siłą napędową rozwoju indywidualnego i społecznego, wielu ludzi z pewnością  przyjmie z niedowierzaniem, uzna za metaforę lub retorykę religijną. Dopiero kiedy przypomnimy, że odpowiedź ta dotyczy również miłości własnej, nabiera ona znacznej wiarygodności. Ponieważ owa odpowiedź dotyczy szerszego spektrum wyrazów miłości w prawdzie, aniżeli ciasna miłość własna, logiczne rozumowanie nakazuje podwyższenie jej wiarygodności).
 
W ten sposób odkrywamy współczesne, popularne zapatrywania, które egoizm (tj. miłość własną) wystawiają na plan pierwszy, ale nie o tym mamy tutaj mówić. Miłość w prawdzie, którą odnosi Benedykt XVI nie tylko do rozwoju indywidualnego, lecz także do rozwoju społeczno-ekonomicznego, wpada w kolizję z dominującymi współcześnie poglądami. Na czym polega ta kolizja?
 
Ze stanowiska przedstawionego w Caritas in Veritate jasno wynika, że miłość w prawdzie jest podstawowym i powszechnym rodzajem więzi łączących ludzi. „Stanowi ona prawdziwą treść osobistej relacji z Bogiem i bliźnim; jest nie tylko zasadą relacji w skali mikro: więzi przyjacielskich, rodzinnych, małej grupy, ale także w skali makro: stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych”.
 
Jeśli porównamy to stanowisko z przekonaniem, które stanowi tradycyjny fundament liberalizmu, różnica jest zaskakująco dobrze widoczna. Od Adama Smitha do dnia dzisiejszego takim fundamentem jest przekonanie, że podstawową więzią organizującą życie społeczne są stosunki rynkowe, zaś mówiąc ściślej: transakcje handlowe, finansowe i inne (rynek jest zbiorem transakcji). Smith stwierdza, że miłość nie ma – w jego koncepcji społeczno-ekonomicznej – nic do rzeczy, gdyż ludzie działają nie z miłości do bliźnich, lecz z egoizmu. Z banalnego zdania Smitha, iż „Mając na uwadze swój własny interes człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście” nic szczególnego nie wynika. Tak się zdarza. Ale takie przypadki – nawet częste -  nie dezawuują świadomego działania na rzecz społeczeństwa. Również ogólnikowość określenia „interesy społeczeństwa” nie jest najlepsza; nie pozwala dostrzec, że chodzi tutaj m.in. o konkretne dziedziny życia społecznego, w których takie działanie jest potrzebne, a nawet konieczne.   
 
Może więc wystarczyłoby , gdyby  stwierdził jedynie możliwość odrzucenia miłości do bliźnich (co byłoby bliższe prawdy), aby jego koncepcja również mogła bez zmian zachować swój ostateczny kształt?  Odpowiedź jest niestety przecząca. Smith bowiem redefiniuje osobę ludzką w taki sposób, aby wyeliminować z pojęcia osoby cokolwiek, co stanowiłoby wyraz miłości w wymiarze zewnętrznym, cokolwiek co naruszałoby „czystość” transakcji rynkowej. Konstruuje więc w tym celu wizję osoby – fikcji określonej prze niego mianem: homo oeconomicus.
 
Górujący znacznie nad Adamem Smithem pod względem intelektualnym Alfred Marshall stara się uchylić to absurdalne zniekształcenie rozumienia natury ludzkiej. Doskonale rozumie, jak wysoka jest cena za odejście od rozumienia, jak pisze, „człowieka z krwi i kości”. Ekonomia powinna badać zachowania „ludzi z krwi i kości, którzy w swym życiu gospodarczym pozostają pod znacznym wpływem motywów egoistycznych, którzy nie są wolny od próżności, ale którym nie obce jest też zadowolenie, jakie daje sama praca przez się i poświęcenie swych własnych interesów dla dobra rodziny, swych bliskich lub swego kraju; bada człowieka, któremu nie jest obce umiłowanie cnotliwego życia dla niego samego”. Ceną zniekształcenia natury ludzkiej jest   oderwanie od rzeczywistości: konstruowanie abstrakcyjnego człowieka oznacza konstruowanie abstrakcyjnej rzeczywistości, a w konsekwencji – ignorowanie faktów i historii.
 
Alfred Marshall ma świadomość, że znaczenie miłości chrześcijańskiej jest zasadnicze, skoro na wstępie do „Zasad ekonomii” pisze wyraźnie, że w historii świata działają dwie główne siły: religia i ekonomia. Jakby zapowiada konfrontację między religią i ekonomią, która obecnie przybiera na sile wskutek obnażenia doktryny neoliberalnej przez globalny kryzys ekonomiczny. Problem polega na tym, że fikcja „homo oeconomicus” nie jest wyłącznie problemem wewnętrznym ekonomii (jej problemem metodologicznym). Liczy się przede wszystkim oddziaływanie teorii ekonomicznej, opartej na fałszywej wizji człowieka, a było ono przez ostatnie trzydzieści lat niezwykle skuteczne. Nie jest prawdą, że zawsze i wszędzie ludzie dążyli wyłącznie do maksymalnych korzyści osobistych, chociaż wielu z nich wpadało w taką schizofreniczną pułapkę. Takie dążenie było silne w czasach Adama Smitha; w istocie rzeczy było ono wtedy wynikiem dystansowania się od doktryny katolickiej i faktycznie nosiło półpogański charakter. Wraz z inwazją ekonomii neoliberalnej, wdzierającej się do uniwersytetów wielu krajów (w tym także do polskich), egoistyczne założenie o maksymalizacji osobistych korzyści ponownie zyskało pełne prawo obywatelstwa w życiu prywatnym i publicznym.
 
Filozofia i ekonomia Augusta Cieszkowskiego zawiera trzy charakterystyczne elementy.
 
Po pierwsze, wychodzi on z założenia, że kwestie społeczne i ekonomiczne należy rozumieć konkretnie, a nie abstrakcyjnie lub metaforycznie. Jest to założenie, które współcześnie jest ignorowane lub pozbawiane konsekwencji dla dalszych dociekań. Poprawne koncepcje filozoficzne hierarchizują różne twierdzenia nie tylko pod kątem ich doniosłości, lecz także w zależności od tego, czy są ujmowane konkretnie czy ogólnikowo.  
 
Po drugie, konieczne jest konkretne podejście nie tylko do faktów społecznych i ekonomicznych, lecz również do opartych na miłości chrześcijańskiej relacji społecznych. Po jednej stronie zawsze staje konkretny chrześcijanin, a co po drugiej stronie? Ludzie „jako tacy” czy abstrakcyjna ludzkość? August Cieszkowski sprzeciwia się takiemu ustaleniu relacji, ponieważ wówczas miłość nie może się realizować praktycznie, a więc czynnie. Obiekty tej miłości muszą być również konkretne, gdyż inaczej miłość rozpływa się w górnolotnych ideach i fantazjach. Dlatego Cieszkowski odwołuje się do jednej, najbardziej znanej i zarazem praktycznej formy stosunku miłosnego: synostwa. Obejmuje on głównie trzy podstawowe stopnie (ujmowane pod względem dochodzenia do pełnej miłości, a nie pod względem nadrzędności): stosunek synostwa względem rodziców, względem ojczyzny (narodu) oraz względem Boga Ojca.                
 
Po trzecie, stosunek synostwa jest stosunkiem nie tylko obejmującym główne formy życia społecznego i zarazem wyjaśnia sens miłości. Jest to stosunek wynikający z przyjęcia zasad wiary katolickiej, która nie tylko nakazuje miłość bliźniego, lecz również uświęca wspomniane formy życia społecznego; rodzinę i naród.
 
Zauważymy jednak, że spośród tych trzech podstawowych stopni stosunku miłości jedynie dwa mają szersze i konkretniejsze odzwierciedlenie we współczesnej formacji katolickiej. Miłość do ojczyzny jest niejako „wyłączona” poza zakres miłości chrześcijańskiej. W ten sposób dokonuje się sprzeniewierzenie Chrystusowemu nakazowi miłości i desakralizacja narodów. Patriotyzm (tj. miłość do ojczyzny) w ten sposób traci najważniejsze uzasadnienie i staje się czymś iluzorycznym lub czysto emocjonalnym.
 
Dlatego Benedyktowi XVI należy się wdzięczność za przypomnienie, że

samo powołanie do rozwoju osób i narodów nie opiera się po prostu na ludzkich decyzjach, ale jest wpisane w plan uprzedni w stosunku do nas i będący dla nas wszystkich obowiązkiem, który powinien być w sposób wolny przyjęty. To, co nas poprzedza, i co nas stanowi — odwieczna Miłość i Prawda — wskazują nam, co jest dobrem i na czym polega nasze szczęście. A więc wskazują nam drogę do prawdziwego rozwoju”.
 
Prof. dr hab. Artur Śliwiński

http://www.monitor-ekonomiczny.pl/s17/Artyku%C5%82y/a332/August_Cieszkowski_%C5%9Awiat%C5%82o_wiary_cz_2_.html

***
>Jan Paweł II - ENCYKLIKA CENTESIMUS ANNUS

>Benedykt XVI - ENCYKLIKA CARITAS IN VERITATE



avatar użytkownika intix

2. August Cieszkowski: o arystokracji ducha

2013-12-15

dążenie do rozwoju wymaga «ludzi zdolnych do wnikliwej refleksji, poszukujących nowego humanizmu, dzięki któremu człowiek współczesny mógłby odnaleźć samego siebie» - Benedykt XVI.

Dwusetna rocznica urodzin wielkiego polskiego filozofa i ekonomisty, hrabiego Augusta Cieszkowskiego powinna być poprzedzona rzetelną refleksją nad współczesnym znaczeniem jego dorobku. Ale zapewne jego prace nie spotkają się w Polsce z należytym zainteresowaniem i zrozumieniem.

Celowo używam neologizmu „spotkania ze zrozumieniem”, ponieważ idzie nie tylko o spotkanie z jednym z najwybitniejszych myślicieli polskich, z jego myślą społeczno-ekonomiczną, lecz również o silną niechęć do zrozumienia jego myśli (co ma również jakieś przyczyny).

Taką przyczyną jest przede wszystkim zerwanie z polską myślą społeczną i ekonomiczną, które dzisiaj jest szczególnie widoczne. Jest ono nieprzypadkowe, bowiem zarówno w pierwszych latach powojennych nacechowanych narzucaniem doktryny marksistowskiej, jak też w ponad dwudziestu latach forsowania w Polsce doktryny neoliberalnej (1989-2013), przed tymi doktrynami wyrastała najważniejsza przeszkoda: polska myśl społeczno-ekonomiczna. Dzisiaj wydaje się, że przeszkoda ta została całkowicie pokonana, ale nie jest to oczywiste.

Najważniejszym zagrożeniem dla tych dwóch i pozornie alternatywnych doktryn – marksistowskiej i neoliberalnej - był wysoki poziom intelektualny prac filozoficznych, historycznych i ekonomicznych wybitnych Polaków, którzy zyskiwali to miano przede wszystkim dzięki łączeniu myśli, wiedzy, woli i czynu. Pytanie, dlaczego właśnie polska myśl społeczno-ekonomiczna - w okresie upadku, a następnie odrodzenia Rzeczypospolitej - stanowiła istotną barierę dla tych doktryn, pozostaje otwarte. Jedno jest bezsporne: stanowiła ona tak potężną siłę duchową, iż zdołała przygotować pod względem duchowym i materialnym naród polski do walki o niepodległość, a następnie odbudować struktury państwowe i gospodarcze.

W tym sensie konflikt z marksizmem, a potem z neoliberalizmem, był nieuchronny: z jednej strony wystąpiła arystokracja ducha, a z drugiej strony wystąpił nurt plebejski w najgorszym wydaniu - jako bezwładna masa poddająca się prymitywnej manipulacji politycznej.

Tytułowe określenie „arystokracja ducha” wydaje się dzisiaj pozbawione sensu. W istocie rzeczy jest ono napiętnowane jako „relikt przeszłości”. Jest również celem atawistycznej wrogości; wobec ludzi usiłujących w ramach istniejących instytucji - z wielkim trudem i poświęceniem - podążać śladem wybitnych Polaków. Często na tym się nie kończy. Zaistniało wiele przypadków tępienia przez władze polityczne (a także uniwersytety!) mądrej i odważnej dociekliwości naukowej, niestety z przyzwoleniem opinii publicznej.

Dyskryminacja formacji intelektualnej jest pod tym względem we współczesnej Polsce ogromna, zwłaszcza w zakresie historii, filozofii i ekonomii.

Zatem musiały zniknąć dwa istotne elementy organizacji życia społeczno-ekonomicznego, co powoduje, że organizacja życia społecznego stała się karykaturalna.

Pierwszy, to naturalny, pozytywny kierunek awansu społecznego, który tak wytrwale i bezskutecznie postuluje współczesny personalizm chrześcijański: samodoskonalenie (wszechstronny, integralny rozwój osoby ludzkiej). Jest to konkretny kierunek: ku wyższym sferom społecznym, ku arystokracji ducha. Nie ma żadnych, najmniejszych wątpliwości, że dzisiaj nie jest to element konstytuujący życie społeczno-ekonomiczne w Polsce. Brak tego elementu sprawia, że ludzie kierują się w stronę pozornych wartości, a później płacą za to wysoką cenę: zmarnowanego życia.

Drugi element, to pozytywne działanie arystokracji ducha: opiniotwórcze, wychowawcze i organizacyjne. Obecnie przywództwo duchowe zanika. Dlatego otwiera się rozległa przestrzeń dla działalności destrukcyjnej: zarówno dla zdemoralizowanych polityków, mediów i wychowawców, jak też dla zdemoralizowanych grup biznesu i finansów, łącznie z niszczeniem najważniejszych tkanek życia społecznego - rodziny i narodu.

Nic dziwnego, że zmienia się stosunek do państwa i życia narodowego, a ściślej biorąc, ulega on przeobrażeniom pod wpływem antyrodzinnej, antypaństwowej i antynarodowej propagandy. Państwo (lub szerzej: ustrój społeczno-gospodarczy) jest zgodnie z doktryną neoliberalną traktowane jako zło konieczne, jako centrum niepożądanej ingerencji w stosunki gospodarcze, jako system represyjny itp. Tak myślą nawet ludzie uznający siebie za tradycjonalistów. Naród polski przez większość polityków jest postrzegany - bezkrytycznie lub obłudnie - jako rzekome zagrożenie nacjonalizmem.

Jak dalece takie podejście do zagadnień narodowych jest przeciwieństwem poglądów (i praktyki społeczno-gospodarczej) wybitnych Polaków z dwóch poprzednich wieków, niech uzmysłowi Czytelnikowi stwierdzenie, które mimo wszystko nie straciło na aktualności: „Potrzeba, mówię, społeczeństwu ciała politycznego stojącego poza sferą interesów prywatnych, wyniesionego ponad fale opinii chwilowej, ale żyjącego i rozwijającego się zawsze w łonie i z łona samego narodu. Dzieliłby on w ten sposób jego uczucia, pragnienia i tendencje, zachowując równocześnie z wiernością skarb tradycji społecznych i rozwijając coraz dalej wstępną serię własnych tradycji”.

Dalej zaś: „Zdaje nam się, że wykazaliśmy, iż utworzenie ciała politycznego, piastuna tradycji rządowych i narodowych, stróża wiernego praw i interesów ogólnych kraju, opiekuna jego postępów i kierownika jego rozwoju, stało się odtąd palącą potrzebą społeczną” (August Cieszkowski: „O Izbie Wyższej i arystokracji w naszych czasach”).

***

Studiując prace Augusta Cieszkowskiego (i innych wybitnych filozofów i ekonomistów XIX wieku) docieramy do smutnego wniosku. Między ich poziomem intelektualnym a poziomem intelektualnym współczesnej inteligencji polskiej rozciąga się przepaść. Nie chodzi jedynie o różnice poglądów czy przekonań, lecz o poziom wiedzy, kultury i świadomości społecznej.

Nie ma potrzeby dowodzić, że poziom intelektualny współczesnej inteligencji jest niski. Dystans do ich wielkich poprzedników obecnie jest tak duży, że większość współczesnej inteligencji nie jest skłonna lub zdolna rozumieć idee i założenia dziewiętnastowiecznej myśli społeczno-ekonomicznej. Często je uznaje ad hoc za przestarzałe, tradycyjne, jakoby pozbawione większego znaczenia dla współczesności.

Tak to wygląda, chociaż ówczesne doświadczenia upadłej Rzeczypospolitej powinny być jedną z najważniejszych inspiracji do wydobycia dzisiejszej Polski z obecnego rozkładu moralnego, społecznego i ekonomicznego.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

3. August Cieszkowski: błędy ekonomii

2013-12-15

W atmosferze globalnego kryzysu wzmaga się krytyczne spojrzenie na współczesną ekonomię, która okazała się błędna, sprowadzająca państwa i społeczeństwa na manowce; w dodatku usprawiedliwiająca największe niegodziwości finansowe.

Coraz bardziej krytyczni wobec ekonomii są filozofowie i teolodzy, którzy piętnują zwłaszcza ekonomizm, materializm i lekceważenie aspektów moralnych.

Nie chcą jednak przyjąć do wiadomości, że produkt określany obecnie mianem „ekonomii” jest wytworem filozofii i teologii, ściślej biorąc - spłycenia i regresu filozofii oraz tolerowania herezji (to ostatnie słowo nie nadaje się obecnie do użycia w sensie teologicznym, jak wiele innych). Współczesny rozdźwięk między filozofią, teologią i ekonomią jest uznawany jako coś naturalnego, jakby za oddzielenie kuchni od miejsc restauracyjnych, do której klientom nie wolno wchodzić. A to właśnie uniemożliwia wielu ludziom zrozumienie myśli ludzi z poprzednich epok, takich jak August Cieszkowski, którzy wszystkie dziś rzekomo autonomiczne dziedziny nauki uznawali za integralne.

Dysharmonia między filozofią, teologią i ekonomią nikogo już nie dziwi, chociaż jest jasne, że jest formą schizofrenii w skali społecznej. Wskutek tego pojawia się szerokie pole dla manipulacji naukowej: nic nie musi się zgadzać ze sobą. Można dowolnie łączyć ze sobą sprzeczne poglądy i argumenty, uciekając się w miarę potrzeb do różnych dziedzin, zaś ponadto wprowadzać jeszcze do obiegu społecznego koncepcje „politologiczne”, które żywią się z trzech garnków.

Czy ma to związek ze współczesnym globalnym kryzysem ekonomicznym? Oczywiście ma.

Dlatego powinniśmy zdobyć się na uznanie i respekt dla tych wszystkich, którzy harmonię myśli społecznej mają niejako we krwi (a bliżej – w pochodzeniu, kulturze i wykształceniu).

Rozważania Augusta Cieszkowskiego prowadzą do wniosków, które dzisiaj są ponownie formułowane: podstawy metodologiczne współczesnej ekonomii nie są bynajmniej dojrzałe; są słabe i sztuczne, co nie tylko podważa wiarygodność wielu popularnych zasad lub haseł ekonomicznych, lecz ujawnia podtekst filozoficzny i teologiczny, który dla ludzi wykształconych jest nie do przyjęcia.

Najprościej ujmując to zagadnienie; w ukryciu rzekomo „czystej ekonomii” rywalizują ze sobą dwa filozoficzne zapatrywania.

Jedno, właśnie dominujące w ekonomii, iż życie społeczno-gospodarcze rozwija się harmonijnie. Z tego zapatrywania płynie fałszywy wniosek, że wszelka aktywność społeczna ludzi jest zbędna. Czyli powinna istnieć wyłącznie aktywność ludzi zredukowana do realizacji interesów prywatnych. Przekonanie to, odpowiednio ustylizowane, ma zasadniczo formę perswazji odstręczającej od społecznego zaangażowania. Jest to przerażające, stanowi bowiem pod hasłem wolności skuteczny sposób ubezwłasnowolnienia ludzi w ich dążeniach do poprawy bytu narodowego.
 
Drugie zapatrywanie, przeciwnie - poddaje w wątpliwość to, czy rzeczywiście życie społeczno-ekonomiczne może rozwijać się harmonijnie, a zatem wymaga zaangażowania (a nierzadko poświęcenia) ze strony ludzi dla dobra ogółu. Wymaga nie tylko myśli, ale także woli i czynu.

Z praktycznego punktu widzenia są to dwie szkoły: szkoła bierności i szkoła praktyki społeczno-gospodarczej. Uzasadnienie bierności zawsze ma charakter uniwersalny; w przypadku ekonomii (neoliberalnej) uzasadnienie polega na założeniu, że podział pracy i mechanizm wolnego rynku zdolne są zapewnić harmonijny rozwój społeczno-gospodarczy pod warunkiem, że nie pojawią się zewnętrzne okoliczności lub działania destrukcyjne. Jest to założenie błędne. Warto zwrócić uwagę na rezonans praktyczny takiego stanowiska. Przeciwstawia ono działania prywatne działaniom publicznym, przypisując działaniom publicznym złowieszczy charakter. Przeciwstawia interes prywatny interesowi publicznemu lub kwestionuje istnienie/sens interesu publicznego. Odstręcza więc ludzi od działalności publicznej. Tworzy pustą przestrzeń w sferze publicznej, uznając, że ograniczenie zaangażowania publicznego ludzi jest dla nich pożądane i korzystne. Eliminuje zainteresowanie sferą społeczną i instytucje kontroli publicznej. A tymczasem uwolniona od zaangażowania społecznego sfera publiczna jest przechwytywana przez silne grupy interesów ekonomicznych i finansowych.

Rzeczywistość jest historyczna

Uzasadnienie praktyki społecznej z natury ma charakter konkretny i historyczny. Rozumienie historii jest dla praktyki społecznej sprawą fundamentalną. Od tego, jak pojmowane są procesy historyczne zależy dojrzałość i głębia myśli ekonomicznej. August Cieszkowski zagadnieniu temu poświęca większą część rozważań zawartych w „Prolegomenach do historiozofii” dając wartą zapamiętania definicję, iż „Historia jest to proces rozwojowy ducha ludzkości w odczuciu, w świadomości i w czynnym stwierdzaniu Piękna, Prawdy i Dobra, proces rozwojowy, który poznać mamy w swojej konieczności, przypadkowości i wolności”.

August Cieszkowski jest prekursorem polskiej historycznej szkoły ekonomii (niemal zapomnianej), nie tylko znajdującej się w opozycji do ekonomii liberalnej, lecz również znacznie od niej dojrzalszej i konkretniejszej. Toteż w sytuacji, kiedy współczesna ekonomia liberalna okazała się błędna i zwodnicza, (a nawet szkodliwa) trzymanie się jej założeń i twierdzeń stało się bezsensowne (chociaż z pewnością chroni status quo, przedłużając tym samym kryzys globalny). Powrót do polskiej historycznej szkoły ekonomii, krytycznej wobec ekonomii liberalnej, powinien zatem stanowić jeden z ważniejszych elementów nieodzownej reedukacji ekonomistów, polityków i społeczeństwa.
August Cieszkowski może być wzorem, gdy chodzi o rozumienie praktyki społecznej. Najpierw idzie o doświadczenie historyczne, zgodnie z którym zaniechanie tej praktyki, czyli aktywnego zaangażowania w sprawy społeczne, prowadzi do upadku narodowego: duchowego i materialnego. Jest to bolesne doświadczenie okresu rozbiorów Polski, ale zarazem doświadczenie konkretne i osobiste. Z tego doświadczenia bierze się postulat, który stanowi fundament jego myśli ekonomicznej, iż współdziałanie w sprawach publicznych wszystkich członków społeczeństwa, w miarę stanowiska, w miarę uzdolnień i zasług, jest conditio sine qua non społecznej harmonii. „Gdzie współdziałania nie masz, tam być może tylko jednostronne działanie i oddziaływanie (akcja i reakcja), a więc zawsze walka, zawsze rozerwanie, - Cóż więc dziwnego, że zasiawszy sam wiatr, dziś zbieracie same burze”.

August Cieszkowski jednoznacznie diagnozuje przyczyny upadku Polski. „Obumarł jej duch, więc ciało trupem się stało i rozpadło. Aliści wiemy, że duch nie umiera…”. Jak wielu jemu współczesnych, główną przyczynę upatruje w prywacie, co do niedawna było w Polsce pojęciem dobrze znanym. Dzisiaj niestety jest ono spłycone. O tym, że istnieje duch społeczny - duch narodowy-, niewielu ludzi odważa się myśleć.

August Cieszkowski jest ostrym przeciwnikiem zasady afirmującej nieograniczoną wolność ekonomiczną – leseferyzmu. Zasada praktyki społecznej jest jej przeciwieństwem. Jednakże nie sprowadza się ona bynajmniej do ograniczeń - zakazami i nakazami - prywatnej aktywności ekonomicznej; stanowi raczej jej wzbogacenie, gdyż nie chodzi o regulację prawną, lecz o wspieranie idei i samorządnych instytucji działających na rzecz rozwoju: „pomaganie rozwojowi życia narodów, działanie na społeczeństwa już nie okowami albo zakazami, ale instytucjami pozytywnymi i organicznymi, — i popieranie rozwoju równie pozytywnych i organicznych idei”.

Krytyka indywidualizmu

Zasadniczym problemem współczesnej ekonomii jest narzucenie opinii światowej wrogiego praktyce społecznej stanowiska: indywidualizmu. We współczesnej ekonomii stanowisko to przyjmuje skrajną postać. Zakłada się, że wszelkie zachowania ekonomiczne ludzi są nacechowane wyłącznie motywami egoistycznymi. Ogólny wynik jest efektem walki konkurencyjnej. Każde twierdzenie ekonomiczne jest zsynchronizowane z tak pojmowanym indywidualizmem, co nadaje mu charakter metodologiczny, a nie odnosi się bynajmniej do konkretnych zachowań ekonomicznych. Toteż podmioty działalności ekonomicznej także nie są konkretne, lecz abstrakcyjne. Zgodność z faktami nie ma tutaj nic do rzeczy.

Chociaż jest to zbyt skrótowe i niepełne zobrazowanie „konstrukcji” współczesnej ekonomii, nie mam sobie nic do zarzucenia: kontrast między ekonomią praktyki społecznej i współczesną ekonomią jest dostatecznie ostry.

Indywidualizm, to jednak nie tylko pomysł metodologiczny, to także fakt społeczny. Trudno nie zauważyć, że współczesna ekonomia promuje indywidualizm jako obowiązującą i pozytywną normę społeczną, czyli czynnie zmienia zachowania ekonomiczne ludzi.

Jeśli następnie ekonomia odwołuje się do tego wypromowanego przez siebie faktu, staje się pozornie adekwatna do rzeczywistości, lecz w istocie rzeczy pogłębia proces destrukcji społecznej. Myśl, że ekonomia może być siłą destrukcyjną, jeszcze przed kilkoma laty byłby przyjmowany z niedowierzaniem lub ironią. Światowy kryzys ekonomiczny sprawił, że dzisiaj taki pogląd na temat ekonomii jest dostatecznie dobrze uzasadniony. W którym więc kierunku powinny iść zmiany? Są dwa ogólne kierunki: dalsze pogłębianie indywidualizmu (co czyni się pod zasłoną fałszywych interpretacji praw człowieka, raczej na gruncie ideologicznym, aniżeli na gruncie „zdartej” już ekonomii) albo powrót do idei ekonomii praktyki społecznej.

August Cieszkowski krytyce ówczesnego indywidualizmu poświęca wiele czasu; uznaje indywidualizm najpierw za szkodliwy dla rozwoju osobistego, a następnie – za szkodliwy społecznie: „… patrz Synu, abyś się sam nie zmarnotrawił, uganiając się marnie za własnym sobkostwem…”

Nie jest to potępienie indywidualizmu. Między indywidualizmem i solidaryzmem powinna istnieć harmonia. Z tego punktu widzenia indywidualizm jest raczej nieokrzesaniem, prymitywną formą ludzkich zachowań. Wymaga nie napiętnowania, lecz uszlachetnienia. Cieszkowski krytykom indywidualizmu czyni wyrzut: „Czyja w tym nareszcie wina, jeśli nie Wasza, o Wy! którzy się tylko użalać umiecie na owe indywidualne chętki, boście dotąd tych popędów zrozumieć nie umieli, a cóż dopiero czynnie uorganizować, użyźnić, uświęcić!”.

Zaangażowanie w sprawy publiczne

Zasadniczym błędem współczesnego rozumowania o zaangażowaniu w sprawy publiczne jest utożsamianie sfery publicznej z państwem. Tak np. sferę publiczną ujmuje ekonomia sektora publicznego, stawiając znak równości między sektorem publicznym i państwem, „oddając” w ten sposób ten sektor we władanie polityków i urzędników. Jednak podobnie sferę publiczną traktuje cześć hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce i rzesze wierzących.

To część większego problemu, polegającego na zawłaszczaniu przez politykę spraw publicznych, które w istocie rzeczy należą do innych – ważniejszych, autonomicznych wobec państwa wspólnot: narodowej i religijnej - a także wspólnot kulturalnych, regionalnych czy społeczno-zawodowych. De facto jest to odsuwanie społeczeństwa od zadań publicznych. Jest to tłumienie i niszczenie aktywności obywatelskiej. A towarzyszy temu, jak przed dwoma wiekami patologia, którą jednoznacznie skwitował August Cieszkowski: „W sprawach publicznych prywata, a w prywatnych zakała”.

To niebezpieczne zjawisko występuje dzisiaj w Polsce nadto wyraźnie; trzeba budować tamę przed zalewem ekspansywnej polityki, odmawiającej przestrzeni publicznej dla narodu i religii, uznającej się za nieograniczonego dysponenta dóbr narodowych, narzucającej własne normy i kategorie społeczne.

Warto także powołać się na Augusta Cieszkowskiego w kwestii moralności i sprawiedliwości. Moralność i sprawiedliwość nie są najważniejszymi receptami na kryzys społeczno-gospodarczy. Cieszkowski zauważa, że uczciwość i sprawiedliwość nie były obce czasom pogańskim ( poganie „ nawet i więcej mieli, czego nam nie dostaje, tj. naiwną, przyrodzoną towarzyskość”). Moralności (i sprawiedliwości) nieodzowna jest silna motywacja, ta zaś jest uświęcenie spraw publicznych. „Bo chrześcijańskie uświęcenie zaledwie dotąd w prywatnych między bliźnimi stosunkach zakwitło, - i to jedynie zakwitło, lecz do owoców rzeczywiście nie dojrzało, ponieważ owoce z tego kwiecia dopiero na publicznym polu dojrzeć mają […]. Otóż publiczne to pole epoka chrześcijańska zostawiła odłogiem”.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

4. O Auguście Cieszkowskim

2014-02-01

Dwusetna rocznica urodzin Augusta Cieszkowskiego skłania do pytania o współczesne znaczenie  jego myśli filozoficznej i ekonomicznej.  Nie powinno być wszakże wątpliwości, że zarówno jego dorobek teoretyczny i praktyczny, jak dorobek całego łańcucha Wielkich Polaków, powinien być bardziej doceniany w polskim społeczeństwie.

Dwie odległe epoki historyczne – Świętego Przymierza i Powstania Listopadowego mają więcej wspólnego ze współczesnym stanem Europy i Polski, aniżeli na ogół się sądzi. Ich wspólnym mianownikiem jest globalny kryzys społeczno-ekonomiczny, który nie sprowadza się bynajmniej do zagrożeń (ekonomicznych, narodowych itd.), lecz jest również potężnym kryzysem duchowości. Z wielkim kryzysem łączy się zawsze ostre zawężenie pola aktywności, a wskutek tego rosnąca potrzeba jej odzyskania. Potrzebna jest wówczas pilnie filozofia czynu, który odwróciłby trendy niebezpieczne i dolegliwe społecznie, gospodarczo i politycznie.
 
W tym historycznym kontekście bardzo wyraźnie rysuje się nadzwyczajna zbieżność poszukiwania odpowiedzi na kryzys przez Benedyka XVI oraz polskich myślicieli doby popowstaniowej, chociaż równie dobrze widoczne są różnice. Najważniejszym, moim zdaniem, wspólnym elementem tych odpowiedzi jest uznanie, iż jedyną szansą wyjścia z wielkiego kryzysu jest odzyskanie siły miłości, co dzisiaj, ale również w latach życia Augusta Cieszkowskiego, nie było łatwe do przyjęcia.
 
Porównując dwie odległe epoki historyczne, nie wystarczy oczywiście zasygnalizowanie trudnej, kryzysowej sytuacji. Z perspektywy polskiej, różnica jest znaczna. Powstanie listopadowe wyeliminowało wszelkie wątpliwości co do upadku Rzeczypospolitej. Stworzyło zatem jakościowo nową, a zarazem dramatyczną sytuację,  której gruntowne przemyślenie było konieczne dla uchwycenia choćby nikłej szansy odzyskania niepodległości Polski. Współcześnie w Polsce takiej jednoznaczności nie ma, a  do istniejącej sytuacji ma zastosowanie szeroki wachlarz interpretacji: od świadomości utraty suwerenności ekonomicznej i narodowej, poprzez postrzeganie jedynie zagrożenia jej utratą, aż do opinii, jakoby tych zagrożeń nie było. Są to interpretacje nie tylko sprzeczne ze sobą. Są to różnice wskazujące na głębokie podziały i rozdarcie społeczeństwa. Nie ma jeszcze w dzisiejszej Polsce takiej ostrogi, która by pobudzała do głębszego myślenia.   
 
Bardziej podobna jest natomiast sytuacja zewnętrzna Polski w dwóch porównywanych epokach, zwłaszcza w skali europejskiej. Wtedy i współcześnie powstają w Europie wielkie bloki polityczne, poprzednio Święte Przymierze, a współcześnie Unia Europejska, obydwie – paradoksalnie – zainspirowane duchowością katolicką. Jednak dramat Polski po powstaniu listopadowym był pod tym względem bez porównania bardziej bolesny. Ówczesny Papież Grzegorz XVI potępia powstanie listopadowe, co jest błędne i krzywdzące. Dramat ten ma poważne konsekwencje. Uświadamia bowiem ówczesnym Polakom, jak bardzo krucha jest polityka Kościoła katolickiego. Toteż późniejsza religijność przywódców duchowych Polaków nie mogła być oparta na zaufaniu do Watykanu oraz hierarchii duchownych katolickich w Polsce, którzy odsunęli się od powstania narodowego. Następuje rozdzielenie Objawienia Bożego i działalności Kościoła, traktowanego w duchu posłuszeństwa, ale przede wszystkim w duchu miłości w prawdzie. August Cieszkowski wyraża to następująco: ”… Kościół Chrześcijański, owa widoma figura niewidomego dotąd Królestwa Bożego, ów zadatek oczekiwanego dziedzictwa, przez rozmaite co do czasu przechodził formacje i nader różnorodne co do miejsca obejmował żywioły”.
 
Wywołuje to oczywiście szereg kontrowersji – zwłaszcza toczących się wokół czterech tomów „Ojcze Nasz”, w których August Cieszkowski zawarł swoje najważniejsze przemyślenia religijne. Tym niemniej, słowa „Ojcze Nasz” są… filozofią życia społecznego polską i katolicką pomimo wszystkie uprawnione wątpliwości” (cyt. za Ignacym Chrzanowskim).
 
Święte Przymierze jest nieprzypadkowo porównywane tutaj z Unią Europejską.  „ Historia Świętego Przymierza, jednego z najpiękniejszych kosmopolitycznych pomysłów, spełzłych niestety na niczym, dostatecznie nam dowodzi, czego po dotychczasowych dyplomatycznych kolejach spodziewać się można.-Piękny ten czyn publicznego chrześcijaństwa został tylko pięknym na papierze, a szkaradnym w wykonaniu, bo dyplomacja, której wykonanie tegoż powierzono pozostała czym była: - w istocie pogańską” a dalej „… jeżeli mamy czekać odrodzenia państw dzisiejszych i samej polityki, - niestety długo będziemy czekali”. Te i inne słowa Cieszkowskiego śmiało można odnieść również do Unii Europejskiej.

***

Kwestie narodowe były bez wątpienia bardziej wnikliwie traktowane wówczas. Patriotyzm, wypływający z chrześcijańskiej miłości do Ojczyzny jest przezwyciężeniem nacjonalizmu, który jest jego wersją pogańską.
Takie stanowisko ma doniosłe konsekwencje. Przede wszystkim porządkuje wspomniane kwestie i  ogranicza tendencyjne interpretacje polskiej myśli narodowej. Nadaje patriotyzmowi konkretny wymiar religijny, a jednocześnie aktywny i społeczny. O tym powinni pamiętać zwłaszcza hierarchowie Kościoła w Polsce, którzy wskutek ignorowania żywotnych kwestii narodowych, a nawet ostatnio wskutek wspierania antynarodowej polityki władz krajowych, tracą przywództwo duchowe.
 
Tak jak z całą mocą powinniśmy zwalczać stawiający naród ponad Bogiem patriotyzm pogański, tak z równą mocą powinniśmy krzewić polski i katolicki  patriotyzm, którego historyczne korzenie odkrywamy w dziełach wielkich Polaków.
 
Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

5. August Cieszkowski: miłość do Ojczyzny (cz. 1)

2014-03-31

„Targnijmy się na te konkretne podwaliny Społeczeństwa, zburzmy którakolwiek z wielebnych twierdz Ducha, znieśmy np. Rodzinę lub Narodowość, a dopieroż wywołamy społeczne powodzie i kataklizmy, którym żadne tamy gwałtu lub przymusu nie podołają”

„ …w braku Rodu lub Narodu, daremnie szukasz Wolności, znajdziesz chyba swawolę albo też niewolę”

August Cieszkowski

Właśnie z tym problemem mamy obecnie do czynienia w Polsce. Pojęcie miłości do Ojczyzny zostało skażone ordynarnymi uproszczeniami i przeinaczeniami. Doszło do tego, że trzeba powtarzać elementarne prawdy, które powinny być znane i respektowane.

Po pierwsze, miłość do Ojczyzny nie sprowadza się do subiektywnych uczuć. Jak miłość chrześcijańska w całym bogactwie stosunków między ludźmi, tak również ta miłość podlega zasadom, które przypomniał niedawno Benedykt XVI, bez których staje się sentymentalizmem: „Pada ona łupem emocji oraz przejściowych opinii jednostek, staje się słowem nadużywanym i wypaczonym i nabiera przeciwstawnego znaczenia”. Z dzisiejszej perspektywy sprawy stały się jeszcze poważniejsze. Miłość do Ojczyzny zwalczana jest jako przejaw ekstremalnego nacjonalizmu, bez najmniejszego szacunku dla wiary katolickiej, której jest naturalnym wyrazem. Dokonuje się to przez trywializację pojęcia patriotyzmu, wprowadzając na jego miejsce „patriotyzm kotylionowy”.

A z drugiej strony, fanatyczni przeciwnicy „polskiego nacjonalizmu” okazują się odnowicielami skrajnych – faszystowskich – form nacjonalizmu (w Albanii, w Turcji, na Ukrainie), jeśli to odpowiada ich interesom gospodarczym i politycznym. Niebawem sami staną na czele tak zaciekle krytykowanego „polskiego nacjonalizmu”.

Po drugie, chodzi o czynną – a nie o deklaratywną - miłość do Ojczyzny, czyli wyrażającą się nie tylko przez pamięć historyczną oraz przywiązanie do kultury narodowej (chociaż są to istotne warunki patriotyzmu), lecz również i przede wszystkim o czynne działanie, a nawet o poświęcenie dla dobra narodu. Ten aspekt problemu jest najważniejszy, bowiem obserwujemy narastanie biernej „miłości do ojczyzny”, wyrażającej się w jaskrawym rozdwojeniu światopoglądowym. Polega ono na aprobowaniu i propagowaniu ekonomii neoliberalnej z jednej strony, która jest skrajnie aspołeczna, tj. zamyka przestrzeń dla aktywności ekonomicznej, społecznej i kulturalnej w sferze publicznej, oraz na emocjonalnym zaangażowaniu w sprawy narodowe z drugiej strony. To zaangażowanie rzadko jest autentyczne, raczej ma pociągać za sobą rzesze łatwowiernych, ulegających emocjom wyborców. Wyłączenie z czynnej miłości do Ojczyzny aktywności ekonomicznej, w tym odrzucanie motywacji patriotycznych w polityce gospodarczej i kwestionowanie potrzeby istnienia sektora publicznego, wskazuje jak dalece jest to podejście niekonsekwentne i szkodliwe.

Rodzina i naród

August Cieszkowski miłości do Ojczyzny nadaje konkretny sens; jako naturalnej więzi porównywalnej ze stosunkiem syna do matki i ojca. Traktuje to jako punkt wyjścia do zrozumienia znaczenia miłości do Ojczyzny. Zastrzega też, że nie ma w tym nic mistycznego, złudnego czy będącego wytworem wybujałej wyobraźni; stosunek synostwa jest rzeczywisty i żywotny; serdeczny i zarazem racjonalny.

Miłość do rodziców pozwala lepiej – jego zdaniem- zrozumieć sens miłości do Ojczyzny. Chodzi przede wszystkim o konsekwencje braku miłości.

„Weźmy przykład z dobrej rodziny.- Wszelkie stosunki, wszelkie wzajemne prawa układają, stanowią i dopełniają się w niej wedle istniejącego prawa, a przecież mimo prawa i bez prawa, tj. z zaniechaniem wszelkiej drogi prawnej.- Tam miłość i obyczaj, nie zaś kodeks stanowi, a przecież wedle przepisu kodeksu wszystko się dzieje. Istniejące ustawy mogą nawet być ułomne, skoro tylko duch rodzinny, ów pierwszy szczebel ducha publicznego jest żywotny […] najróżnorodniejsze stosunki prawne mogą być w błogie skutki obfite, skoro je tylko duch publiczny uświęci”.

Stanowisko to jest dostatecznie czytelne, aby odnieść je również do współczesności. Prawo nie jest podstawowym regulatorem stosunków w rodzinie. Stosunki te są oparte na dwóch podstawach: miłości i obyczaju. Dzisiaj zakres ingerencji prawa w stosunki rodzinne jest jednak znacznie większy, przy czym jest on uzasadniany … przykładem złej rodziny. Tym niemniej, dotyczy rodzin jako takich. Wypieranie miłości rodzicielskiej i synowskiej idzie w parze z wypieraniem obyczaju. Trudno znaleźć bardziej przewrotny i destrukcyjny mechanizm niszczenia rodziny. Ale o tym sporo wiemy.

August Cieszkowski właśnie ukazuje ten mechanizm niszczenia: „W dobrej przeto rodzinie układa się wszystko wedle woli i obyczaju jej członków. Zgodnej zawsze z wolą i przepisami prawa.- Skoro zaś w jej łonie wzniosą się zatargi i dojdą do stopnia, iż tylko prawna droga ujście dać im może, skoro członkowie rodziny zamiast na wewnętrzne pobudki, na artykuły kodeksu powoływać się poczną, - o wtedy bądźcie pewni, rodziny tam już nie masz […] Brat pozywający brata już nie jest jego bratem, on jest więcej niż obojętnym, jest już jego wrogiem”.

Odnosi się to podobnie – kontynuuje August Cieszkowski - „do publicznych stosunków w narodzie, który jest rodzin rodziną, podobnie w ludzkości, która jest wszech Narodów Narodem”. Ten aspekt braku miłości i przywiązania do obyczaju w narodzie jest czynnikiem silnie destrukcyjnym.

Czy o tym dziś nie wiemy? Ależ oczywiście, wiemy bardzo dobrze. Jednak nie potrafimy jasno skonkretyzować natury konfliktu w stosunkach narodowych: brat pozywający brata nie przestaje być – w naszym mniemaniu – bratem, a tym bardziej nie staje się wrogiem. Na tym polega rozmiękczenie umysłów, które uniemożliwia odróżnienie braci od wrogów, co skazuje każde starania naprawy życia publicznego z góry na przegraną. To bowiem konflikty legalizuje i rozprzestrzenia, a nie osłabia czy niweluje. Ten postulat miłości w prawdzie - sprzeciwiający się tolerancji za wszelką cenę – nie jest bynajmniej drugorzędny, jeśli istotnie miłość uznajemy za podstawę dobrych stosunków społecznych. Co nam przyjdzie z tego, że wrogów, wbrew prawdzie, uznamy za braci, jeśli wskutek tego ryzykujemy utratą Ojczyzny?

Wydaje się, że mamy sporo trudności ze zrozumieniem tego stanowiska. Po pierwsze, analogia Ojca i Ojczyzny wydaje się grą słów. August Cieszkowski dostrzega różnice więzi synowskiej łączącej Syna z Ojcem i Ojczyzną, lecz podkreśla ważny element wspólny: „… im kto hojniej ich pieczy i posłudze żywot swój poświęca, a tym samem z bracią rodową lub narodową czynniej i dobroczynniej, a więc miłośniej obcuje, tym bardziej żywot własny wzmaga”. To jedna strona medalu. Cieszkowski dużo miejsca poświęca osobistym korzyściom z miłości do rodziny i Ojczyzny, dowodząc, że miłość jest zapłatą sama w sobie, czyli nic nie ma z transakcji handlowej czy finansowej. Druga strona medalu dotyczy strat wynikających z braku lub niechęci do tego poświęcenia. Wówczas każdy „o ile marnotrawi bez pożytku dla Rodu i Narodu; - a nuż potępia się i hańbi, gdy gniazdo własne kalając, wyrodnie od niego odpada”. Zatraca swoje życie. To nie jest czysty rachunek korzyści i strat. Jest to również nieskrywana nagana pod adresem ludzi bezużytecznych i szkodzących wspólnocie rodzinnej czy narodowej. Tacy zatracają siebie: to utracjusze. Gdy występują przeciw tym wspólnotom, okrywają się hańbą. Jednych i drugich nazywa wyrodnymi synami.

Są to określenia nieprzyjemne dla uszu. Czy jednak bez takich określeń miłość w prawdzie jest w ogóle możliwa?

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

6. August Cieszkowski: miłość do Ojczyzny (cz. 2)

2014-03-31

„… narodowość równie świętą i absolutnie ważną jest dla każdego ludu, jak godność ludzka dla każdego pojedynczego człowieka”.

O Ojczyźnie: „dopóty żyje, dopóki jej na prawych synach nie zbywa, choćby ją samą w kajdany okuto, i do grobu żywcem wtrącono, a głazem obcego jarzma przytłoczywszy w poczet zmarłych na wieki zapisano”.


August Cieszkowski

Aktualny i ważny motyw miłości do Ojczyzny kryje się w stwierdzeniu Augusta Cieszkowskiego adresowanym bezpośrednio do czytelnika : „Kimkolwiek jesteś w społeczeństwie, cokolwiek posiadasz z dóbr moralnych lub materialnych, cośkolwiek oddziedziczył lub zarobił, to wszystko pod pewnym względem winieneś matce Ojczyźnie, - co wszakże nie wykluczam byś tego samego pod innym względem znowu nie zawdzięczał rodowym Rodzicom, którzy cię takoż na świat wydali, spuścizną swoją obdarzyli…”. Nic nie wskazuje, aby stwierdzenie to ograniczone zostało do jemu współczesnych adresatów. Jak obecnie widać, nie jest ono przyjmowane dosłownie, lecz uznawane za stary banał albo moralizatorstwo, chociaż zarówno z oczywistością, a tym bardziej z moralnością ma niewiele wspólnego.

Miłość jest powinnością Syna względem Rodziców i Ojczyzny, a nie kwestią „wolnego wyboru”. Jest podstawą ekonomii rodziny, ponieważ relacje rodzinne nie są oparte na transakcjach handlowych i finansowych, a także na regulacji prawnej, lecz na wzajemnej miłości. Co prawda neoliberalna ekonomia rodziny (Gary Beckera) stosuje charakterystyczny dla stosunków rynkowych schemat transakcyjny, na co wielu – w tym dostojników Kościoła katolickiego – daje się nabrać, ale jest to sprzeczne z istotą relacji rodzinnych i jedynie świadczy o zagubieniu.

To odnosi się również do narodu jako „rodziny rodzin”. Rodziców i Ojczyzny się nie wybiera. Cieszkowski dopowiada, że obydwie powinności nie są sprzeczne, lecz się wzajemnie dopełniają.

Synowie Ojczyzny
Co do Ojczyzny, jeżeli „ miłujemy ją tak szczerze i bez ogródki jak rodzoną Matkę […], jeśli wreszcie nie roimy sobie idealnie, ale doświadczamy realnie, iż przez tę miłość, przez to ciągłe z Matką Ojczyzną obcowanie, przez to zadośćuczynienie naszym względem niej obowiązkom, własne życie rośnie nam i potężnieje, w przeciwnych zaś warunkach mdleje i gorzknieje, ilekroć zgoła nie marnieje”. Jest to podstawowe stwierdzenie, które warto uważnie przeanalizować. Łatwo dostrzec, że August Cieszkowski jest zdecydowanie przeciwny idealizowaniu miłości do Ojczyzny (również samej Ojczyzny!), lecz – jego zdaniem - miłość ta jest rezultatem osobistych doświadczeń. Z doświadczeń tych wynika, że jest ona istotnym i koniecznym elementem osobistego rozwoju. Nie ma w tym nic zaskakującego, ponieważ wszelka miłość wzbogaca i porządkuje życie osobiste i społeczne.

Nazywając ją Ojczyzną, „ wyraźnie i dosłownie uznajesz jej Ojcostwo”.

Jest sporo trudności z przyjęciem tego stanowiska. Jak wcześniej wyjaśnialiśmy, analogia Ojca i Ojczyzny wydaje się jedynie grą słów. August Cieszkowski dostrzega różnice więzi miłości synowskiej łączącej Syna z Ojcem i Ojczyzną, lecz podkreśla ważny element wspólny: „… im kto hojniej ich pieczy i posłudze żywot swój poświęca, a tym samem z bracią rodową lub narodową czynniej i dobroczynniej, a więc miłośniej obcuje, tym bardziej żywot własny wzmaga, ale zatraca swoje życie, o ile marnotrawi bez pożytku dla Rodu i Narodu; - a nuż potępia się i hańbi, gdy gniazdo własne kalając, wyrodnie od niego odpada”. To nie jest więc ukazywanie osobistych korzyści, lecz również ocena ludzi bezużytecznych dla wspólnoty rodzinnej i narodowej: ci zatracają siebie. To utracjusze. Gdy występują przeciw tym wspólnotom, okrywają się hańbą. Jednych i drugich Cieszkowski nazywa wyrodnymi synami. Jest to podyktowane odrzuceniem przez nich zasady chrześcijańskiej miłości.

Miłość do Ojczyzny August Cieszkowski ujmuje w kategoriach chrześcijańskiej miłości w prawdzie. To jest niezwykle istotny aspekt polskiego patriotyzmu, gdyż wyraża sprzeciw wobec pogańskiej idealizacji narodu - prowadzący do nacjonalizmu jako absolutyzacji znaczenia narodu. Zbrodnicze nacjonalizmy XX wieku były pogańskie. Pogański jest również współczesny neoliberalizm.

Zarzuty kierowane pod adresem katolickiego patriotyzmu o nacjonalizm są zatem fałszywe, prymitywne i nienawistne.

Pogańskie religie stanowiły siłę wewnętrzną wspólnot narodowych, cementującą i ugruntowującą - jak tłumaczy Cieszkowski - te wspólnoty. Chrześcijaństwo natomiast dąży do komunii narodów. „W chrześcijaństwie [religia] pozostała idealnym gruntem społecznych więzi: narody są służebne wobec religii, a nie odwrotnie. Przy całej różnorodności i przy całym rozprężeniu politycznego świata, ona jedna wznosiła ten świat do pewnej wewnętrznej zgody, do idealnej Komunii”.

Takie rozumowanie dzisiaj musi wywoływać wątpliwości, a nawet ostry sprzeciw, tym niemniej jest trudne do podważenia. Główne nieporozumienie polega na tym, że na miejsce narodów lub społeczności podstawia się państwo. O narodzie się zapomina albo podporządkowuje się naród państwu; nie musi być ono emanacją narodu.

Narody zawsze są ukształtowane religijnie. Jak wyjaśnia Cieszkowski: „sposób jak lud jaki Bóstwo pojmuje, w tenże sam sposób i w tejże samej mierze stan swój społeczny, rzeczpospolitą swoją wykształca”.

***

Warto także przeczytać uważnie następującą wypowiedź Augusta Cieszkowskiego: „… w rzeczy samej, jak Ojczyzna nie tylko nam nie wzbrania dla miłości swojej miłować Rodziców, lecz owszem tego po nas tak dalece wymaga, że wyrodnego Syna w rodzie nie uzna nigdy za godnego Obywatela w narodzie, tak i Ojciec nasz, który jest w niebiosach, nie zwalnia nas bynajmniej od obowiązków około Matki naszej Ojczyzny, która jest na ziemi, — ale nas owszem ku niej zobowiązuje, tak dalece, że wyrodnego Syna ziemskiej Ojczyzny sam wydziedzicza z niebieskiej”.

Jak to rozumieć? Odpowiedź nie jest bynajmniej trudna: miłość chrześcijańska ma charakter uniwersalny i zarazem współzależny. „Bo nie zawiść rozwodząca, ale miłość kojarząca, znamionuje wszelakie Ojcostwo” – wyjaśnia Cieszkowski.

Być może trudności ze zrozumieniem przytoczonego fragmentu jego wypowiedzi dotyczącego popularnego dziś przekonania, iż obowiązki rodzinne i narodowe są dobrowolne, zawierane na zasadach umowy (kontraktu, transakcji). Nie ma sensu przytaczanie cytatów z Nowego Testamentu, które potwierdzają przekonania Cieszkowskiego w omawianych kwestiach.

Konsekwencje nie są przyjemne. Wyrodzenie (z rodziny, z narodu) jest określeniem stanu faktycznego, który oznacza zerwanie lub sprzeniewierzenie się rodzinie lub Ojczyźnie. Są to częste przypadki; bolesne zarówno dla wyrodnego Syna jak też dla jego rodziny lub Ojczyzny. Zerwanie, a tym bardziej sprzeniewierzenie się rodzinie lub narodowi, każdego czyni wyrodkiem. Tego nie da się podważyć.

Jest to postępowanie naganne, ponieważ polega na odrzuceniu zasady chrześcijańskiej miłości.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

7. Miłość jako sposób walki z ubóstwem (cz.1)

Data publikacji: 2017-06-02

Dotykamy tutaj problemu, z którym współczesne społeczeństwo polskie nie potrafi sobie poradzić, chwytając się słabych i nieskutecznych sposobów sprzeciwiania się ubóstwu społeczeństwa prowadzącemu do samozagłady.

Postrzeganie ubóstwa stanowi ważny element analizy społecznej i ekonomicznej. Brak ostrej i zdecydowanej krytyki wobec rosnącego w Polsce ubóstwa jest przejawem zakamuflowanej zgody na system rządów (i jego uzasadnienia doktrynalne), które dopuszczają taki stan rzeczy. Rosnące ubóstwo jest wyrazem ostrego kryzysu społeczno-ekonomicznego.

W reakcji na ogrom ubóstwa i jego fatalnych skutków forsowane są twierdzenia, iż nie ma ono żadnego związku z sytuacją społeczno-gospodarczą Polski, która – w „ujęciu ekonomicznym” - jest rzekomo świetna i perspektywiczna. Podobnie inne, ostre przejawy kryzysu, są w Polsce ujmowane jako wydarzenia i epizody mało znaczące i oderwane od ogólnej sytuacji społeczno-gospodarczej.

Oznacza to, że ogrom ubóstwa i rozmiary kryzysu społeczno-ekonomicznego przesłania się zakłamaniem. Powinno niepokoić, że to ewidentne zakłamanie jest łatwo przyswajane przez opinię publiczną. A może nie jest to wcale opinia publiczna, lecz ekspresja głośnych, a zarazem kłamliwych ośrodków podszywających się pod opinię publiczną. Niemniej bierność (i bezradność) wobec fałszu także daje sporo do myślenia.

Pojęcie ubóstwa
Warto więc zacząć niemal od początku, czyli od elementarnych – wydawałoby się – kwestii. Pierwszym zagadnieniem, które należy gruntownie przemyśleć, jest pojęcie ubóstwa. Łatwo zauważyć, że współcześnie ubóstwo zazwyczaj ujmuje się bardzo wąsko; jako ubóstwo materialne, a zarazem wyłącznie jako ubóstwo osobiste. Na widnokręgu nie widać ubóstwa duchowego, ani ubóstwa powszechnego, czyli występującego w skali społecznej. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku jednym z ważnych problemów ekonomicznych było rozpoznanie społecznych konsekwencji ubóstwa materialnego, które uznawano (słusznie) niemal za tkankę rakową społeczeństwa. Wówczas w ekonomii sygnalizowano często negatywne konsekwencje rosnącego ubóstwa zarówno dla gospodarki (w skali makroekonomicznej), dla gospodarstw domowych i dla poszczególnych ludzi, a także dla polityki ekonomicznej, która przecież powinna się liczyć z kosztami rosnącego ubóstwa.

Takie społeczne konsekwencje ubóstwa materialnego, jak np. ograniczenie możliwości edukacji i dostępu do wyższej kultury, pogorszenie kondycji fizycznej i psychicznej, rozwody, wzrost chorób psychicznych i samobójstw, były wówczas traktowane poważnie. Już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęto posługiwać się potrójnym zniekształceniem. Po pierwsze, zbagatelizowano silny związek między tymi zjawiskami społecznymi a nędznymi warunkami egzystencji, ustalając autorytarnie, że jest to jedynie zależność leżąca w polu zainteresowania ekonomii „tradycyjnej”, zaś w szczególności skompromitowanej ekonomii marksistowskiej. Po drugie, przeforsowano pozbawioną logicznego uzasadnienia ideę, że wina za nędzne warunki materialne leży wyłącznie po stronie ludzi dotkniętych ubóstwem. Z upodobaniem lansowano tezę, że ubogim należy dać wędkę zamiast ryby, pomijając podstawowy fakt, iż łowienie ryb zakłada istnienie obfitujących w ryby akwenów wodnych. Do tego doszło trzecie mniej widoczne zafałszowanie: danych statystycznych.

Warto zatem przytoczyć stwierdzenie, które przywraca proporcje. „Mówiąc głód, mówiąc nędza, nie mam na myśli jedynie owego ogołocenia materialnego, owego kurczu wnętrzności ciała fizycznego, owej próżni strasznej, w której jęczy wielka część rodu ludzkiego. Mam tu na myśli także owe tak silne a liczne targanie wnętrzności ciała społecznego, ową nędzę intelektualną i moralną, ów brak wykształcenia, wiary i zasad, powodujące dla duszy życie równie zagrożone, niestałe, i niebezpiecznie burzliwe, jakiem jest życie ciała, skoro mu środków utrzymania nie dostaje”. Ten cytat z książki Augusta Cieszkowskiego jest rozstrzygający. Ubóstwo winno być pojmowane integralnie, niezależnie od tego, czy chodzi o wymiar materialny czy wymiar duchowy. Dopiero dzięki takiemu pojęciu ubóstwa można bowiem dostrzec jego skalę i liczne przejawy. Sytuacja wówczas okazuje się – jak dzisiaj- nadzwyczaj niepokojąca i trudna do przezwyciężenia.

Niektóre osoby, bagatelizujące ubóstwo duchowe, przywołują chętnie określenie „ubodzy duchem”, które w ten sposób służy za „teologiczne” usprawiedliwienie duchowego ubóstwa, a nawet stawianie wysoko ludzi cechujących się brakiem wykształcenia, wiary i zasad, albo jeszcze gorzej – nędzą intelektualną i moralną. Warto więc przyjrzeć się np. kolejnym prezydentom Polski wyłanianym w wyborach powszechnych w latach 1989-2010. To w większości owi fałszywi „ubodzy duchem”, czasem pozbawieni elementarnej kultury i znajomości języka polskiego. Co na to powiedzą polscy teolodzy?

Na tym problemy polskiej współczesności się nie kończą. Wszak żyjemy w czasie największego kryzysu ekonomicznego w czasach nowożytnych. Ale dotychczasowy regres intelektualny w Polsce uniemożliwia dotarcie do świadomości Polaków tego oczywistego faktu i jego złożonych implikacji.

Rzecz nie sprowadza się tylko do braku krytycyzmu. Odzywa się też lenistwo intelektualne, które jest żniwem niszczenia „arystokracji ducha” oraz konsekwencją atawizmu współczesnego plebsu poddawanego nieustannym manipulacjom politycznym: jak to było z paleniem i rabowaniem dworów? Rzeczy wzniosłe są więc często przyjmowane nieufnie i pogardliwie.

Toteż musi być jasne dla wszystkich, że perswazje nic nie zmienią. Zazwyczaj są to perswazje „od święta”. Nędzy intelektualnej towarzyszą wysiłki, by to wszystko zapomnieć, załagodzić, zakamuflować. Perswazje nic nie dają, a często są oportunistyczne i stronnicze.

Miłość bliźniego
Dopiero na tym tle warto przypomnieć myśli, które wprowadzają porządek w nasze rozumowanie. Dla Augusta Cieszkowskiego i wielu jego następców (aż do odzyskania niepodległości i okresu międzywojennego) trwałą podstawą była miłość bliźniego, wypływająca z głębokiej, mistycznej wiary w Boga. To zaś wymaga uznania, że miłość bliźniego jest czynnikiem organizującym rodziny, narody i ludzkość. Lub raczej – brak miłości bliźniego jest czynnikiem dezorganizacji oraz rozpadu rodzin i narodów.

Można oczywiście również miłość bliźniego wyłączyć z praktyki społecznej i gospodarczej, co właśnie w Polsce widać, redukując ją do pozytywnych, lecz ubocznych starań indywidualnych, wyłącznie do działalności charytatywnej nawet wówczas, gdy Polska ugina się pod ciężarem zakłamania i kryzysu ekonomicznego. Brak dalekowzrocznej praktyki przeciwdziałania ubóstwu materialnemu i duchowemu jest obecnie najbardziej dolegliwym problemem społeczno-ekonomicznym, który wymaga głębokiego przemyślenia. Najkrócej mówiąc, pozostawienie nędzy dobrowolnym, indywidualnym aktom charytatywnym prowadzi do tego, że o nędzarzy troszczyć się mają sami nędzarze.

Wydaje się, że współcześnie pojęcie miłości bliźniego zostało w potocznym rozumieniu silnie zniekształcone pod wieloma względami. Stało się sentymentalne (miłość bez prawdy jest sentymentalizmem!).Dlatego warto cofnąć się do przemyśleń, które wydają się pozornie przestarzałe albo nawet wywołujące opór lub konsternację.

Dotkniemy niektórych newralgicznych punktów, odwołując się do mądrych wypowiedzi Augusta Cieszkowskiego. Jedynie pobieżnie warto zaznaczyć, że miłość bliźniego odnosi on do triady: rodzina, ojczyzna, ludzkość. To, co dziś nas powinno najbardziej zastanawiać, to przemilczanie, wyłączanie i negowanie w wielu wypowiedziach duchownych i świeckich katolików przemilczanie jej środkowego ogniwa: ojczyzny. W tym punkcie pojawia się zbieżność liberalnych „przekonań religijnych” z neoliberalnymi koncepcjami homogenizacji społeczeństw, a nawet ubezwłasnowolnienia narodów, których agresywna promocja jest coraz silniejsza.

Błędne podejście do ubóstwa polega na tym, że pomija się społeczny charakter walki z ubóstwem. Miłość chrześcijańska nie jest wyrazem subiektywnych wyobrażeń, a tym bardziej sentymentalizmem. W tym wypaczonym sensie walka z ubóstwem sprowadzać się będzie do zachęcania ludzi do akcji charytatywnych, bez likwidacji lub neutralizacji przyczyn ubóstwa, a więc do jego faktycznego usankcjonowania. Miłość chrześcijańska jest więzią organizacyjną, dzięki której troska o bliźnich przyjmuje formę społecznie zorganizowaną. Toteż kiedy ktokolwiek wspomni na przykład o dystrybucjonizmie (na rzecz ubogich), rozlegają się głosy oburzenia i potępienia, nawet w kręgach sztandarowo chrześcijańskich.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński

avatar użytkownika intix

8. Miłość jako sposób walki z ubóstwem (cz.2)

Data publikacji: 2018-01-26

Jak łatwo można wyłączyć miłość bliźniego z praktyki społecznej i gospodarczej?

Można to zrobić redukując miłość  do pozytywnych, lecz ubocznych starań indywidualnych: wyłącznie do działalności charytatywnej - nawet wówczas, gdy cały kraj ugina się pod ciężarem systemu politycznego opartego na „walce wszystkich ze wszystkimi” (tak zachwalanej konkurencji), systemu opartego na kłamstwie i zakłamaniu, na gloryfikacji pasożytnictwa jako osiągnięć biznesu, na rozsiewaniu iluzji o wzroście gospodarczym, etc. Brak pozytywnej praktyki przeciwdziałania ubóstwu materialnemu i duchowemu od kilku dziesięcioleci  jest najbardziej dolegliwym problemem społeczno-ekonomicznym. Nie polega na braku miłości i współczucia wobec bliźnich, lecz przede wszystkim na uwolnieniu się władz publicznych od obowiązku miłości i współczucia. Przyjęło się, że władzy i biznesu miłość bliźniego nie dotyczy. Jeśli zaś ktokolwiek przeciw temu oponuje, jest urodzonym komunistą (nawet socjaliści nie oponują).

Współcześnie pojęcie miłości bliźniego zostało zniekształcone pod wieloma względami. Stało się synonimem sentymentalizmu (Benedykt XVI: miłość bez prawdy jest sentymentalizmem).

Dlatego warto odwołać się do przemyśleń, które wydają się pozornie przestarzałe, a nawet wywołujące powszechną konsternację i opór.

W pierwszej część publikacji zaznaczyliśmy, że z triady miłości (do rodziny, ojczyzny i ludzkości) praktycznie wyłączona została  miłość do ojczyzny. Dokonano tego dzięki oddzieleniu pojęcia ojczyzny od pojęcia narodu, chociaż powinno być jasne, że sa to w obiegu publicznym synonimy. Pojęcie narodu jest szersze, horyzontalne. Obejmuje nie tylko obecne pokolenie, lecz także duchy przodków. Czy duchy te straszą, przerażają? A może chodziło o to, aby pogodzić ze sobą patriotyzm i wrogość wobec narodu? Miłość do narodu (nacjonalizm!) jest publicznie potępiany. Zostaje miłość do antynarodowego patriotyzmu, czyli nie miłość, lecz absurd.

***

Sprzeczność, która rozbija niejedno dążenie do unormowania lub poprawy sytuacji społecznej i gospodarczej w Polsce, to sprzeczność między negatywnym lub beztroskim stosunkiem władzy do interesów narodowych (do ich identyfikacji oraz przełożenia na cele polityczne), wypływającym z nieuctwa i lekkomyślności i nieuctwa, niezdolność do przeciwdziałania naruszaniu tych interesów przez siły zewnętrzne i wewnętrzne – z jednej strony, oraz wymogiem poświęcenia dla narodu – z drugiej. Jest to sprzeczność,  która pojawiała się kilkakrotnie w historii Polski, zwłaszcza w dobie rozbiorowej. Dlatego głos wielkich Polaków doby rozbiorowej musi być dla nas cenny, zarówno do ustalenia przyczyn upadku Rzeczypospolitej, jak również do odnalezienia sposobu wyjścia z upodlenia narodowego i odzyskania niepodległości. Nie chodzi zatem jedynie o pamięć o wielkich Polakach, do czego chętnie sprowadza się „uczucia patriotyczne”. Jak więc przezwyciężyć wspomnianą sprzeczność, czyli krótko mówiąc – działać na rzecz tych, którzy  zasługują na miłość, lecz są postrzegani  jako największa przeszkoda dla sprawowania władzy.

Fenomen patriotycznej podróbki jest dzisiaj znakiem firmowym władzy.

Na myśl przychodzi oczywista uwaga: pokonanie tych trudności nie da się osiągnąć słowem. Konieczna jest zatem filozofia czynu, która uzasadnia czynne przeobrażenie trudnej sytuacji Polski i określa pożądane formy działania.

Druga uwaga jest równie oczywista: pole możliwości jest bardzo wąskie.

O ile na ślad filozofii czynu potrafimy z pewnością trafić, na przykład sięgając po cytowane tutaj dzieła Augusta Cieszkowskiego, o tyle z odnalezieniem pola możliwości działania nie jest łatwo. Właściwie dzisiaj nie istnieje nic, co mogłoby stanowić trwałą podstawę dla działania na rzecz przywrócenia Polsce należnego blasku i siły (co wykraczałoby poza czysty sentymentalizm lub zafascynowanie historią i kulturą). Jak mówi stare przysłowie - tonący brzytwy się chwyta, więc nawet takie przesłanki zaangażowania społecznego nie są bez znaczenia. To jednak za mało.

Dla Augusta Cieszkowskiego i wielu jego następców (aż do odzyskania niepodległości i okresu międzywojennego) trwałą i jedyną podstawą była właśnie rozumna miłość bliźniego, wypływająca z głębokiej, mistycznej wiary w Boga. To zaś wymaga uznania, że miłość bliźniego jest istotnym czynnikiem organizującym rodziny, narody i ludzkość (tak, również nacjonalizm!). Lub raczej – brak miłości bliźniego jest czynnikiem dezorganizacji oraz rozpadu narodów.
    
Cieszkowski jest wzorem konsekwencji: „Ojczyzna nie tylko nam nie wzbrania dla miłości swojej miłować Rodziców, lecz owszem tego po nas tak dalece wymaga, że wyrodnego Syna w rodzie nie uzna nigdy za godnego Obywatela w narodzie, tak i Ojciec nasz, który jest w niebiosach, nie zwalnia nas bynajmniej od obowiązków około Matki naszej Ojczyzny, która jest na ziemi, — ale nas owszem ku niej zobowiązuje, tak dalece, że wyrodnego Syna ziemskiej Ojczyzny sam wydziedzicza z niebieskiej.  Bo nie zawiść rozwodząca, ale miłość kojarząca, znamionuje wszelakie Ojcostwo na jakiejkolwiek wszech istot potędze”. Nie ma potrzeby komentowania tej wypowiedzi, chociaż może się ona wielu ludziom (nawet dzisiejszym teologom) nie podobać. Wypowiedź ta potrzebuje raczej głębokiej refleksji, niż komentarzy.

***

Zasadniczym błędem współczesnego rozumowania o zaangażowaniu Kościoła i wierzących w sprawy publiczne jest utożsamianie sfery publicznej z państwem. Tak również traktuje sferę publiczną współczesna ekonomia sektora publicznego, „oddając” ten sektor niepodzielnie we władanie polityków. Jest to część większego problemu, polegającego na zawłaszczaniu przez politykę spraw, które w istocie rzeczy należą do wspólnot narodowych, religijnych, kulturalnych, a nawet społeczno-zawodowych. Oznacza to de facto odsuwanie społeczeństwa od zadań publicznych; tłumienie i niszczenie aktywności obywatelskiej. A towarzyszy temu, jak przed dwoma wiekami, patologia,  którą jednoznacznie skwitował Cieszkowski: „W sprawach publicznych prywata, a w prywatnych zakała”.

***

Sygnalizowane zjawisko występuje dzisiaj w Polsce dostatecznie wyraźnie, aby zacząć stawiać tamę ekspansywnym działaniom politycznym. I dlatego katolicy nie powinni pozostawiać pola publicznego odłogiem. Warto także w tym miejscu powołać się na Cieszkowskiego: „Nie sama tedy wewnętrzna uczciwość, nie goła tylko sprawiedliwość, czyli legalność, dostateczną jest dzisiaj do dzierżenia spraw publicznych, - wszak taką mieli już poganie, - (a nawet i więcej mieli, czego nam nie dostaje, tj. naiwną, przyrodzoną towarzyskość), - ale też wewnętrznej, moralnej pobudki potrzeba, - chrześcijańskiego uświęcenia do spraw publicznych rozciągniętego, - Bo chrześcijańskie uświęcenie zaledwie dotąd w prywatnych między bliźnimi stosunkach zakwitło, - i to jedynie zakwitło, lecz do owoców rzeczywiście nie dojrzało, ponieważ owoce z tego kwiecia dopiero na publicznym polu dojrzeć mają, a prywatnym zaś kwiecie to, acz piękne i szlachetne, jest mniej więcej z natury swej płonne. Otóż publiczne to pole epoka chrześcijańska zostawiła odłogiem”.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński
www.monitor-ekonomiczny.pl
* * *
Zapraszam też do wpisu:

=> 2018 - prognoza dla Polski - Prof. dr hab. Artur Śliwiński