Miękki puchaty Tygrysek w szponach Natural Born Killers z rodzimego netu

avatar użytkownika triarius

My tu sobie poruszamy różne tematy - nie mówię wam może o wszystkim, co mi w duszy śpiewa, bo to albo byłby już przesadny ekshibicjonizm, albo bardzo niepolityczne (sapienti sat, o czym mówię), ale jednak tematy są od Koronacji Poppei po naszą, ludzką znaczy, drapieżną przeszłość i co z tego mogłoby wynikać.

Poprzez polityczną biężączkę, niezwiązane z niczym konkretnym dowsipasy, oraz definiowanie sobie różnych pojęć - albo na nowo, albo po prostu ignorując wszystkie dotychczasowe defincje, bo stać nas na lepsze.

Te ludzkie drapieżniki, które my mamy z Ardreya, to wcale w istocie nie jest sprawa ociekających krwią kłów i pazurów, gołej przemocy itd. Jasne - te rzeczy istnieją, zarówno w domowych kotach, jak i wokół nas - jeśli jeszcze nie całkiem blisko, to na razie są telewizje, a wkrótce, zapewniam, będzie o wiele, wiele bliżej.

Jednak domowe koty to przeurocze zwierzęta, a ich natura drapieżnika ma masę przecudnych aspektów. Drapieżniki są po prostu inteligentniejsze, ciekawsze świata, więcej i z większym przekonaniem się bawią...

Chciałbym z przekonaniem móc to powiedzieć o moich ludzkich pobratymcach, ale coś się we mnie wzbrania. Jednak, kiedy oddalimy się nieco od dzisiejszego leminga i jego ponurego pogromcy - będziemy mieli to samo co u kota. (Kto nie wie, co koty potrafią wyprawiać, niech się nie dowiaduje! W sumie to są naprawdę czarujące stworzenia i niech tak pozostanie. Nic na tym ziemskim padole nie może być idealne.)

Ludzie nie czytają Ardreya, a potem sobie wmawiają, że to jakieś krwawe kły i pazury... Ludzie czytają Pana Tygrysa, a mimo to, i w czasem najlepszej wierze, przekonani są, że to jakiś "Natural Born Killer"...

A potem, nagle, rusza kampania - "prawicowa" jak cholera, jakby inaczej! - za przywróceniem kary śmierci... Pan Tygrys zaś krzywi się z niesmakiem i pisze w dodatku kpiący tekst na ten właśnie temat. Nie dziwne?

Albo właśnie teraz, Kurak, i nie on jeden przecie, podnieca się niezdrowo policjantami, którzy strzelając w plecy (jak słyszę) zabili uciekającego już "psychopatę". No i Pan Tygrys, z głębi swego ardreyicznego tygrysizmu, krzywi się znowu z niesmakiem, mamrocząc coś pod nosem na temat groteskowej krwiożerczości ludzi, którzy nigdy żadnej prawdziwej przemocy nie spotkali. Także dziwne, prawda?

Trochę to zbyt ambitny temat jak na mój obecny zapał do pisania, ale najwyższy czas, żeby sobie parę rzeczy na ten - być może jeden z absolutnie najważniejszych - tematów powiedzieć. Jaki ja mam w ogóle autorytet, żeby się o tych sprawach wypowiadać? Żeby się ew. kłócić z takimi znakomitościami (mówię to bez ironii) jak MatkaKurka (po jego nawróceniu na "PiSizm", of course)?

No więc ten Ardrey, którego blogaskiem lansuję od lat niemal dziesięciu, a którego znam o co najmniej ćwierć wieku i sobie chwalę. Nie jest to absolutnie jakiś krwiożerczy facet, ale jednak poglądy Leakeya i Darta na temat tego, że nasi przodkowie nie byli żadnymi tam wegetariańskimi "zbieraczami", tylko od początku przede wszystkim polowali, zbiorowo i z użyciem broni - to zaś miało o wiele większy wpływ na naszą naturę choćby i dziś, niż wszystko to, w co my naiwnie wierzymy, bo ktoś nam to mówi.

Czyli praca (ach!), wielka kora mózgowa... I takie rzeczy. Nie - od zwykłych małp różnimy się dlatego, że, z takich czy innych przyczyn, mniej lub bardziej obiektywnych, zeszliśmy miliony lat temu ze stosunkowo bezpiecznych i obfitujących w owoce drzew - aby szukać szczęścia na niebezpiecznych dla takich małych i z natury niemal bezbronnych stworzeń sawannach, gdzie w dodatku wielu owoców już nie było.

To jedno. Po drugie, cóż, niechętnie mówię o samym sobie (tu się zaśmiał głosem jak dźwięk srebrnego dzwoneczka), ale jest też parę innych spraw, które mnie uprawniają do wypowiadania się na tematy związane z walką, przemocą itd.

To że sporo czytałem historii, a nawet nieco postudiowałem, to oczywiście nic aż tak niezwykłego, by przesądzało, ale obok innych spraw, nie całkiem bez znaczenia. (I proszę mi w to nie mieszać Tuska z Komorowskim, bo się cholernie obrażę!)

Dodatkowo to, że pochodzę z rodu (żeby to tak wzniośle określić) o sporych militarnych tradycjach. Nie będę się tu aż tak puszył, jak by się dało, ale od półkowników Czarnych Ułanów w Pierwszej Wojnie Światowej, po Orlęta Lwowskie, powstańców wielkopolskich (odznaczonych za odwagę), poruczników 8. Półku Ułanów w '39, obrońców Helu, profesorów fizyki na WAT...

Żeby już się na tym zatrzymać, no bo jak czyjaś pra-pra-prababka miała na panieńskie nazwisko Stjerneld ("Ogień gwiazd") i była baronessą, to też raczej ta rodzina musiała nieżle po tej Europie nieszczęsnej w tym XVII wieku narozrabiać. Nie mówiąc już o drugiej, równoległej, pra-pra-prababce, ze znanego z łagodności klanu MacLeod.

Poza tym, spędziłem sporo lat na matach, podłogach, trochę na ringach (choć na ringu nigdy nie startowałem, fakt), a nawet dzisiaj - w wieku wyraźnie ponad 60 lat - kulam się po macie, z bardzo nieraz dobrym zawodnikami. Submission grappling to się nazywa - takie zapasy z wykręcaniem członków i duszeniem.

Nie twierdzę, że jestem w tym wielki, a w zawodach to już zapewne nawet nigdy nie będę miał ochoty swoich sił próbować, ale jednak jak na stojącego nad grobem inteligenta, to i tak się staram. A chadzałem i na boks i na MMA, tylko czegoś mnie wywalili - nie wiem czy dlatego, że nie chciałem bulić za sportowe badania, czy dlatego że biłem nie tych, co należało. Albo coś jeszcze innego.

Interesuję się też po prostu - nie tylko historią (również) w jej militarnym aspekcie, ale też różnymi metodami walki, z bronią lub bez, no i mam parę zaliczonych szkoleń z różnych takich. (Mam gdzieś przecudne swoje zdjęcie na tle izraelskiej flagi, by the way. Z takiego szkolenia w Kapapie w zeszłym roku.)

Czy jestem w związku z tym jakimś Natural Born Killerem? Absolutnie nie! Zapewne byłbym mniej zagrożony, i w razie potrzeby bardziej niebezpieczny, od typowego inteligenta w starszym wieku, czy od, młodego nawet, typowego moherowego blogera.

Mam jednak sporo cech, które czynią ze mnie wprost zaprzeczenie tego NBK, a których w większości przypadków nie mają nawet najłagodniejsi spośród moich, urzędujących po całych dniach przed komputerem i brzydzacych się wszelką realną fizkulturą (o jakiejkolwiek realnej walce nawet nie wspominając!), rodaków.

Lubię zwierzątka, lubię (z nielicznymi wyjątkami) dzieci, nigdy celowo niczego większego od robaka nie zabiłem i raczej się do tego nie palę. Trochę rozumem polowanie, ale mnie do niego mało ciągnie. Na lwy (by) z włócznią - jasne, to może, a nawet musi, zaimponować, ale też pewnie bym się jednak nieco bał. Przynajmniej na początku i bez stosownego przeszkolenia.

I też bym się trochę zastanawiał, że przecież mi ten lew nic osobiście nie zrobił. Choć, z drugiej strony, za pazurami to on swoje i tak ma, więc nie ma co się przesadnie pieścić. Od tego się jest w końcu lwem, żeby sobie radzić z oponentami!

W dodatku, żeby wrócić do tego, cośmy sobie mówili na początku - ja wcale nie jestem żadnym wielkim zwolennikiem kary śmierci... (Choć oczywiście państwo pozbawione, z takich czy innych przyczyn, możliwości karania śmiercią za ewidentną zdradę, albo zabijania ewidentnych wrogów, nie jest już po prostu państwem, a ja bym chciał, żeby Polska była. Tylko że najpierw musielibyśmy chyba odzyskać tę Polskę.)

Brzydzę się też karami cielesnymi, do wprowadzenia których nawołuje tak spora część naszych "konserwatystów". Nie mówcie mi o obcinaniu rak, publicznej chłoście, bo doczekacie się naszej drapieżnej ewolucyjnej przeszłości w akcji, w moim wykonaniu! Co najmniej wirtualnie.

(Z drugiej strony, choć uważam, że np. Korwin celowo robi to tak obrzydliwie wulgarnie, państwo naprawdę nie ma żadnego powodu mieszać się do tego, jak sobie takie czy inne małżeństwo załatwia własne porachunki. Batem, piąchą, naręczem polnego kwiecia, dwudziestocentymetrowym obcasem - nic komu do tego! A Korwin, swoją drogą, robi to tak po chamsku na pewno celowo, ale też inaczej by po prostu nie potrafił, bo leberały tak mają.)

Acha - byłbym zapomniał... Pan Tygrys, czyli ja, nie ma też żadnej obsesji broni palnej, i w ogóle śmieje się (swym perlistym śmiechem) ze wszystkich tych bredni, jak to zezwolenia na pistolet, albo właśnie brak jakichkolwiek zezwoleń, radykalnie zmieni oblicze tej ziemi.

Jasne - kontakt z bronią to nie jest rzecz bez znaczenia dla naszej (wyewoluowanej przecie z drapieżników) psychiki, a psychika jednostek wpływa na życie społeczne.To jednak nie działa w aż tak sprosty, by nie powiedzieć prostacki, sposób, jak nam różni mędrcy od ruszania z posad bryły świata wmawiają! Jak zatem to działa?

To jest znakomite pytanie (żeby zacytować Klasyka), wielki temat, który my sobie, jak Bóg da, weźmiemy a warsztat jakimś innym razem. Jeśli uznamy, na podstawie przeróżnych sygnałów, że warto.

Na razie zrobiło to się nam już i tak całkiem długie, realne życie domaga się, bym jemu też poświęcił nieco uwagi. Do niczego bardzo istotnego na razie jeszcze nie doszliśmy, ale i tak muszę wszystkich ew. P.T. Czytelników, którzy aż tu dojechali, pożegnać. Pa!

triarius

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Tygrysie

jaki tam z Ciebie pluszowy przytulak :) Na pewno nie Killer, ale nie łamaga.

"Dzisiaj - w wieku wyraźnie ponad 60 lat - kulam się po macie, z bardzo nieraz dobrym zawodnikami."
To się chwali, masz plusa zdecydowanie. Człowiek w każdym wieku winien być na tyle sprawny, żeby mógł nie tylko sam siebie, ale jak bedzie tak potrzeba, innych słabszych, obronić.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika triarius

2. WŁAŚNIE!

I po to głównie tę głupotę napisałem, żeby paru ludziom przejaśnić w głowach. Srożenie sie przed ekranem to naprawdę nie jest to samo, co oko w oko z prawdziwą przemocą. Czy choćby z silnym, choć sympatycznym, stukilowym gościem, który chce ci wykręcić rękę albo nogę, ew. udusić.

Nasze kochane mohery powinny same się trochę tymi sprawami pozajmować, a w krwiożerczość w sieci nieco sobie odpuścić.

Przemoc, którą na razie oglądają w telewizji (i tak parę lat temu tyle aż tego nie było!), jeśli wkrótce nie umrą, I TAK DO NICH PRZYJDZIE! Więc wyciągać wnioski, do @#%^ nędzy!


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Szanowny Autor

nie ma obsesji na temat broni palnej. Ja tez. Jednakowoz, kazdy byl kiedys chlopakiem i bawil sie w wojne. Cos tam w pamieci pozostalo niedokonczonego.
No i ja, przechodzac na rzeczywista emeryture (formalna mama za soba juz prawie 20 miesiecy) pare dni temu wpadlem na pomysl, ze w ramach emerytalnego nicnierobienia udam sie na strzelnice w Collingwood i sobie poprobuje rozne "guns" znane z literatury i filmow.
Juz sie rozmarzylem, czytam liste pistoletow/rewolwerow jak liste najprzedniejszych piw na swiecie (mam troche albumow i moge jechac nazwami na wiele stron): Walther 899, Webley Mk VI, Luger, Browning, Glock G22, Ruger Blackhawk, Sig Sauer P 220 Combat.Pewnie, ze na koniec zachowalem te znane z seriali filmowych: 44 Magnum, Smith@Wesson i Colt M 1911.
W Wojsku Ludowym dali moze ze dwa razy sobie postrzelac (amunicja kosztuje) po trzy strzaly. Bez pojecia. W tamtych czasch pocisk czolgowy podobno kosztowal 1 500 zl.
Pozdrawiam.
Lece szukac mowy Father-of-the-bride Michaela Middletona, ojca Kate. Wlasciwie to mowe juz mam. Wyszlo w try miga. Warto jednak sie doskonalic. Napisz kiedys kawalek o roznych wersjach przemowien ojcow Panny Mlodej w UK. Niezwykle duzo tam tandety.

avatar użytkownika triarius

4. ależ ja jak...

... najbardziej jestem za oswojeniem się z bronią palną, z poznaniem jej z zewnątrz i od środka (bo to nie tylko samo strzelanie przecie, choć akurat ten element jest najfajniejszy), trenowaniem celności i taktycznych zachowań z tym związanych...

Mam za sobą kurs taktycznego strzelania z pistoletu, taki jak mają policyjni antyteroryści (podstawowy), i bardzo to sobie chwalę, choć znawcy przedmiotu wyśmiewali się ze mnie, że dałem za to 4 stówy. Dałbym tyle za więcej takich szkoleń, ale akurat Zielona Wyspa mi dokucza.

W ogóle to trzeba by o tym osobno napisać. Bo ja na przykład widzę o wiele mniej praktycznych korzyści z tych wszystkich pistolecików w szafce przy łóżku - a znacznie więcej PSYCHOLOGICZNYCH. Bośmy drapieżcy i powinniśmy ze zdolnością (excusez le mot) zabijania żyć bez wielkich psychicznych problemów.

W posiadaniu pistoletu nie to jest dla mnie najważniejsze, że moglibyśmy kogoś ew. zabić, gdybyśmy chcieli - bo możemy także nożem, o ile się na tym znamy, albo w wielu przypadkach i bez tego, i jakoś nikt koło noża takich fetyszyzmów nie uprawia, why? - tylko to, że możemy, bo mamy środki, ale nie chcemy i jest nam z tym dobrze, żadnych psychicznych problemów.

Bo to właśne jest postawa normalnego, dorosłego, zrównoważonego drapieżnika. A co do umiejętności - to jasne, na wypadek Niemca każdy powienien wiedzieć gdzie AK-47 ma bezpiecznik, a gdzie przełączanie na ogień ciągły! Tylko ilu to naprawdę wie? A do tego wystarczyłoby niezłe ASG i nieco treningu.

W końcu, jeśli taki - w przypadku Niemca - nawet dorwie jakąś broń, to przecież i tak sobie nie poradzi z pierwszym zacięciem, zapewne nie przeładuje i w ogóle. Ale do tego nie potrzeba dorabiać chorych korwinicznych ideologii - że to niby uzbrojony lud, libertarianizm i żadna władza nam nie podskoczy, a każdy wróg się przestraszy - bo to bezczelne kłamstwo.

Broń jest super, ale nóż równie fajny jak Glock, a robić z tego religii i fetysza też nie ma sensu. Zgoda?

Pzdrwm


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika Tymczasowy

5. Prawda jest tez,

ze akurat AK-47 moge zlozyc i rozlozyc z zamnknietymi oczami. Tylko dlatego, ze to bardzo proste.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

6. szanowny panie Tygrysie :) znany mi od lat z Twego

"blogaSA" :)
jestem z pokolenia,ktore na lekcjach PW rozkładało w try miga magazynek a dwóje obrywało za język spustowy,nazywany przez nas "cynglem"
strzelalo się również do tarczy. z kbks-u..a zaprzyjażnione chłopaki robiły w niej gwozdziem dziury...by lepszy był stopień...:)
co z tego zostało ? wspomnienia..:)
ale wnukowi kupiliśmy z męzem całkiem sprytny gracik do ćwiczenia...
a więc Panie Tygrysie:)
serdeczne pozdrowienia z polskich dróg pełnych zbójców i różnego innego tatałajstwa :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

7. Koty ,Kotki i Kocięta :)

cudne stworzonka,szczególnie te małe ,puchate...:)
czy je lubię ? chyba TAK ale z daleka,mimo,że jedzonka dla tzw bezdomnych nie poskąpię...
Stawiam miseczkę...one podchodzą na bliską "odległość" patrząc w oczy,ja odchodzę,one podchodzą...:)
lubimy się więc na "odległość"może dlatego,ze i ja mam coś z Kota i chadzam własnymi scieżkami...całe życie...:) nawet gdy był czas Solidarnosci...to wtedy właśnie Przyjaciółka...ukuła to stwierdzenie...chyba prawdziwe :)
pozdrowienia dla pana Tygrysa i dla Pań i Panów Kotów...:)jak by nie było też "drapieżników"

gość z drogi

avatar użytkownika triarius

8. tak, małe...

... kociaki to najpiękniejsze co może być (no, może poza damskim posteriorem, ale sza!).

Nawet Spengler zresztą, w swym Magnum Opus, wspomina wdzięk małych kotków, mind you!


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika gość z drogi

9. :)

serdeczności sobotnie,a dla Kotó,Kótek i Kociaków...same serdeczności :)

gość z drogi