Wojna Piłata o Barabasza

avatar użytkownika B.Burdon

„Cóż to jest prawda?” wypowiedziane przez Piłata najtrafniej oddaje sens wstępu do tekstu Tomasza Sulimy z marcowego wydania „Czasopisu”. Autor „Wojny polsko-ruskiej?” definiuje prawdę i chociaż nie figuruje jeszcze owa definicja obok arystotelesowskiej czy tomistycznej w Wikipedii (przynajmniej na razie) to jednak daje przepustkę do swobodnego nią dysponowania. Taki rzemieślniczy zabieg z tą definicją. Sam określę na czym polega wysoka jakość mojego towaru i zgodnie z tym założeniem odeprę ewentualną krytykę. Bo przecież prawda nie musi być zgodna z rzeczywistością, wystarczy że narrację nazwie się prawdziwą.

Taki zabieg w przypadku osoby, która publicznie przyznaje się do sympatii literackich ulokowanych w Józefie Mackiewiczu może budzić zdziwienie. W końcu autor myśli sformułowanej słowami: „Tylko prawda jest ciekawa” pozostawił jasny drogowskaz dla podążających jego śladem poszukiwaczy. Wystarczy sięgnąć i korzystać. Chyba, że te sympatie dotyczą tylko wybranego fragmentu twórczości? Powiedzmy do 1939 roku. Bo później faktycznie Mackiewicz w większości już tylko drażnił. Chociażby takim tekstem: „Całkowitej prawdy nie zna żaden człowiek na tym świecie. To co my, ludzie, nazywamy „prawdą” jest zaledwie jej szukaniem. Szukanie prawdy jest tylko możliwe w wolnej dyskusji. Dlatego ustrój komunistyczny, który tego zakazuje, musi być siłą rzeczy – wielką nieprawdą. Znalazłszy się tedy w świecie uznającym wolność jednostki i wolność myśli, winniśmy czynić wszystko, aby nie zacieśniać horyzontów myślowych, ale rozszerzać; nie zacieśniać dyskusji, a ją poszerzać.”

Taka zachęta autora „Zwycięstwa prowokacji” faktycznie może… zniechęcić. Bo nie pozwala ona szerzej spojrzeć na wymienione w pierwszym akapicie tekstu T.Sulimy wydarzenia. Rajd Śladami Żołnierzy 5.Wileńskiej Brygady, odsłonięcie tablicy poświęconej Panu mjr.”Łupaszce” oraz jego Żołnierzom pochodzącym z ziemi hajnowskiej, obchody rocznic wydarzeń historycznych to przyczynek nie do dyskusji, ale wyrażenia dezaprobaty. Do nagannej oceny wystawionej procesowi… dekomunizacji.

A było już tak dobrze. Przez tyle lat nikt nie wspominał lokalnie o sanitariuszce z 5.Wileńskiej aż tu nagle masz. I odżyły idee narodowe. A w raz z nimi przyszedł niepokój dla tych, którzy budowali porządek swojego świata na internacjonalizmie dzisiaj maskowanym niekiedy „globalną wioską” czy równie pusto brzmiącą i znaczącą „małą ojczyzną”. Niepokój o to, że przykład wspomnianej sanitariuszki może stać się wzorem dla wychowywania w duchu patriotycznym, narodowym i polskim.

Z jednej strony powstaje pytanie gdzie się nagle podziało eksponowane często w „Czasopisie” otwarcie na wielokulturowość Podlasia? Gdzie zachwyty? Skoro zaczyna przeszkadzać obecność jednego z elementów tej wielokulturowości, w tym przypadku elementu polskiego.

Z drugiej dziwi zatroskanie o dobro idei komunistycznej. O jej, zdaniem autora, niezbywalne prawo do obrony. Bo czyż może być przynależność do partii komunistycznej powodem do wyroku? A czy nie traktuje na równi prawo (co prawda do tej pory najczęściej pisane a nie respektowane) zbrodni faszystowskich i komunistycznych? Czy nie ściga prawo (również co prawda do tej pory najczęściej pisane a nie respektowane) na równi gloryfikowania symboliki faszystowskiej i komunistycznej? Czy autor tej wykładni prawa nie dostrzega?

Z trzeciej strony dziwi brak w zasobie wiedzy autora informacji o tym, że jeszcze na razie i w podstawie programowej polskich szkół i w ich statutach istnieją zapisy o konieczności prowadzenia w placówkach oświatowych wychowywania patriotycznego. Patriotycznego, a więc jak sama nazwa wskazuje, wychowywania w miłości do Ojczyzny. Własnej.

No i ten klasycznie wyjęty z narracji PRLu tekst o „Ince”, „Łupaszce” oraz „Burym” stojącymi w jednym szeregu. Czemu ma służyć? Kilka wersów poniżej znajduje się odpowiedź na pytanie o zasadność wykorzystania tego starego jak rewolucja październikowa klucza. Otóż stawiana do połowy tekstu w wyraźnym kontraście do Aleksandra Wołkowyckiego postać Danuty Siedzikówny nagle znika. W narracji natomiast pozostaje „ludobójca mający swoje święto oraz zasłużony twórca szkoły”. Czy twórca szkoły staje się zdrajcą ponieważ działał w czasach władzy ludowej? To nie tzw. czasy o tym decydowały. I Siedzikówna i Wołkowycki żyli w tych samych czasach. O tchórzostwie, oportunizmie czy konformizmie  jak i o bohaterstwie, wierności, służbie wartościom decydowały przyjęte postawy, a nie warunki zewnętrzne.

Dalej jest już tylko „Bury”. Tym razem straszy w ramach nowelizacji ustawy o IPN. Zatroskany T.Sulima wyraża swoje ubolewanie najpierw nad prokuratorem Dariuszem Olszewskim zapominając  o tym, że prawo nie działa wstecz o ile taka zasada jest autorowi znana. Przykład więc o ile naciągnięty o tyle bezzasadny. Ale do narracji potrzebny. Tak jak i użycie w dalszej części określenia „wyrok IPN” na ustalenia umorzonego śledztwa. Warto natomiast pamiętać, że jedyny i obowiązujący w sprawie kpt.Romualda Rajsa „Burego” wyrok Sądu Wojskowego to ten rehabilitacyjny z roku 1995 (to tak na marginesie postulatu Sulimy o przeprowadzenie weryfikacji Żołnierzy Wyklętych).

Kolejne akapity odsłaniają zaskakującą metodologię przedstawiania strat własnych. Liczba 82 bowiem wcale nie musi oznaczać takiej ilości osób. Na Tomaszu Sulimie robi widocznie zbyt słabe wrażenie. Musi ją przeliczyć procentowo i oddać w postaci symbolicznej. Dlaczego jednak posługuje się odniesieniem do populacji ludności polskiej? Czemu nie szuka podstawy w statystyce Związku Sowieckiego? Stanów Zjednoczonych Ameryki? Miał by wówczas lepszy wynik, lepszy obraz czy też tło dla swojej racji (narracji). Bo przecież nie chodzi w tym tekście o prawdę. Przynajmniej nie tę opisującą rzeczywistość. Autorowi powołującemu się na mandat przedstawiciela społeczności prawosławnych Białorusinów (czy tak jest?) przyświeca idea walki o „swoją prawdę i swoją rację”. Walki, i w to jestem w stanie uwierzyć, obliczonej na zysk oparty na możliwości wychowania przyszłych pokoleń w określonej przez siebie tradycji historycznej. Rząd dusz? (Artykułowany niekiedy głośno przez środowisko reprezentowane w osobie Pana Tomasza Sulimy niepokój wywołuje udział młodzieży prawosławnej w wydarzeniach organizowanych na terenie powiatu hajnowskiego a upamiętniających historię Rzeczypospolitej. Tekst zatytułowany „Wojna polsko-ruska?” zdaje się tłumaczyć nerwowe reakcje skupionych w tym środowisku działaczy.)

Na zakończenie warto chwilę uwagi poświęcić oprawie graficznej tekstu. Okładka stawia znak równości obu (Siedzikówna i Wołkowycki) reprezentowanych przez osoby umieszczone na kamieniu pomnika postaw społecznych. Jednakże, jak z samego tekstu wynika, autor nie zgadza się na takie równe traktowanie bo przecież: „Nasza białoruska pamięć historyczna i pamięć Polaków to dwa światy”. I dobór zdjęć do tekstu wskazuje, że faktycznie tak jest. Dla zaznaczenia antagonizmu nazwanego w tytule „wojną” posłużono się zdjęciem mogiły Państwa Wołkowyckich oraz fotografią Pana mjr.”Łupaszki” i pomnika „Inki”. Między tymi tradycjami Mieszkańcy Narewki mają z woli Rady Gminy wybierać w referendum – ekscytuje się w innym tytule, innej gazety, inny dziennikarz. Przywodzi to w pamięci ponownie postać Piłata, który demokratycznemu osądowi (wyrokowi) poddał Jezusa i Barabasza. Bo polityka to przecież nic innego jak umiejętność zarządzania tłumem.

 

29 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @B.Burdon

Pan Sulima, mówiąc kolokwialnie, wkłada majtki przez głowę. I nie mieszajmy do tego wyczynu politruka Sulimy Piłata i Barabasza, bo ubliżamy Piłatowi.

I nie ubliżajmy Ince, dając się wciągać Sulimie w zestawienie agenta niemieckiego i sowieckiego z młodą, piekną postacią, która zginęła w imię wartości, których u kolaboranta Wołkowyckiego ze świecą szukać.

Aleksander Wołkowycki — agent sowieckiego NKWD i niemieckiego Gestapo patronem szkoły w III RP
pomimo negatywnej opinii IPN, która otrzymały władze samorządowe, nie zmieniły patrona

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/65314,patron-z-gestapo.html

Resort sprawiedliwości odmawia interwencji w

sprawie zmiany komunistycznego patrona szkoły w Narewce, wcześniej
konfidenta gestapo, który zadenuncjował matkę łączniczki „Łupaszki”.

IPN wyraźnie twierdził, że utrzymanie nazwy Szkoły Podstawowej w

Narewce im. Aleksandra Wołkowyckiego oraz ulicy Aleksandra Wołkowyckiego

w tej miejscowości w ich obecnym brzmieniu jest sprzeczne z polskim

porządkiem prawnym (art. 13 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia

2 kwietnia 1997 r. oraz art. 256 kodeksu karnego).

„Należy również zwrócić uwagę, że stan ten, który może być

interpretowany jako pochwała zbrodniczej ideologii oraz działalności

wymierzonej w suwerenność polskiego bytu państwowego, jest szkodliwy

społecznie, szczególnie w kontekście wychowawczej misji Szkoły

Podstawowej w Narewce” – pisze w uzasadnieniu Tomasz Danilecki z

białostockiego IPN.

http://intra-ak.pl/skany/szkola_narewka_6.9.2011.jpg

PS.
W Ewangelii wg św. Mateusza Piłat jest dobrze wykonującym swoją pracę, namiestnikiem. Gorliwie zadawał pytania Jezusowi: "Nie słyszysz, ile świadectw przywodzą przeciw Tobie?", wybierał tzw. "mniejsze zło", chciał, aby Jezus został zwolniony, ponieważ "miał [...] naówczas więźnia znacznego, zwanego Barabaszem". W książce Michaiła Buhłakowa można zauważyć podobne zachowania Piłata. "A więc podjudzałeś ludzi do zburzenia świątyni?" - pytał. Namiestnik zwany w "Mistrzu i Małgorzacie" hegemonem, także chciał uwolnić Jeszuę, lecz nie dlatego, że bał się zwolnić Barabasza. W powieści Bułhakowa Piłat przyjął nauki Jezusa. Uwierzył, że "złych ludz na świecie nie ma".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika B.Burdon

2. @Pani Maryla

Piłat swoim historycznym pytaniem przykrywał własne deficyty intelektualne. Jako urzędnik imperium spełniał także rolę propagandysty. Brak wiary w wartość służby nadrabiał odpowiedzialnością tłumu, który prowokował do wydawania wyroków za siebie.
Ot i taki to Piłat

MORS HOSTIBUS PATRIAE

avatar użytkownika Maryla

3. B.Burdon

będę się upierać, że p. Sulima sam wydaje wyroki. Czyni to od dawna i wcale nie zachowuje sie jak Piłat, który oddaje ocenę innym. Doceniam Pana elegancję w polemice z tekstem Sulimy, ale nie przesadzajmy :)

Pan Sulima opowiada sie zdecydowanie po stronie konfidenta Gestapo i NKWD.

"To walka na symbole. Jeżeli Siedzikówna jest dobra, to Wołkowyski jest zły. A obok Siedzikówny pojawia się od razu Romuald Rajs, który był przecież ludobójcą. To jest teren pograniczny – polska większość próbuje legitymizować swoje istnienie na tych ziemiach. Szkoda, że robi to rozbudzając antagonizm polsko-białoruski. Szkoda też, że uczestniczą w tym instytucje państwa, czyli IPN. "
http://magazynkontakt.pl/sulima-trzeba-zweryfikowac-zolnierzy-wykletych....

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika B.Burdon

4. @Pani Maryla

Zwracam uwagę na bardzo cenne komentarze Orygenesa dotyczące Barabasza. Bliższe mi niż Bułhakowa wizja literacka.

Nie wydaje mi się, abym temu po której stronie opowiada się rzeczony T.Sulima w tekście zaprzeczał. To jest jasne i z tego wynika moja polemika. A że elegancka? - nie zdawałem sobie sprawy ale dziękuję. Rezygnować z wartości kulturowych nie zamierzam. Nawet jeśli kontrastowo nie pasują do tła :)

MORS HOSTIBUS PATRIAE

avatar użytkownika Maryla

5. Hołd Żołnierzom Wyklętym

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika B.Burdon

6. wierność słowu przysięgi

"Wobec toczącej się obecnie dyskusji, dotyczącej podejmowania przez władze lokalne działań na rzecz zachowania pamięci o działaczach komitetu współpracującego z okupantami w czasie II wojny światowej, oczekiwanie może być tylko jedno: niech zachowają się jak trzeba."

http://prasa.wiara.pl/doc/1931170.Wiernosc-slowu-przysiegi-Inka-Siedzikowna

MORS HOSTIBUS PATRIAE

avatar użytkownika UPARTY

7. Gwoli ścisłości

Ewangelia i Pismo mówią, że dobrych ludzi nie ma, a nie że wszyscy jesteśmy dobrzy. Wszyscy jesteśmy tak samo grzeszni i dla tego równi wobec Boga. Nikt z nas nie będzie się przed Bogiem chlubić z uczynków. Cały św.Paweł mówi praktycznie przy każdej okazji, że zbawienie możemy osiągnąć tylko przez miłosierdzie, bo przez Prawo jest to nie możliwe.
"Mistrz i Małgorzata" jest książką antychrześcijańską, właśnie w tym miejscu całkowicie wypaczająca jego sens. Nie ma akceptacji dla zła nawet jeśli jest ono powszechne.

uparty

avatar użytkownika TW Petrus13

8. zył sobie taki jeden gość

nazywał się Sofokles,na jego czasy (wypisz wymaluj nasze,i Platformy Obywatelskiej) ów gość nie powiem lepszy niż ja filozof (ja to taki chłopski zagrodowy ;)). Wygłaszał mowy dla tych,którzy więcej mu zapłacili,"business is business".Barabasz był Zelotą? (jeśli tak,skłaniam głowę!). Jezus Pan (Mój Pan i Król!)raz jeden jedyny,sprzeciwił się obowiązującemu w Prawie Sanhedrynu (czytaj Talmud!),wyrzucił na zbity pysk (dziś kantory wymiany walutowej) mądremu dość!.
pozdrawiam Autora,i dyskutantów!
miłego dnia :*
ps.intuicja,mędrca szkiełko i oko,czy jakaś inna siła wyższa
http://wpolityce.pl/artykuly/77255-sad-najwyzszy-orzekal-w-sprawie-sawic...
na Sanhedryn,i panujace nam kantory, nie ma rady!


 

avatar użytkownika B.Burdon

9. burmistrz przeskalował

"– Przez lata niemieckie władze okupacyjne określały żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego mianem bandytów. Potem na bandytów kreowała ich propaganda komunistyczna.

Rajs z całą pewnością nie był bandytą, uczestniczył w wojskowych strukturach podziemia niepodległościowego, jakimi były AK, AKO i NZW. Teraz burmistrz z Hajnówki Jerzy Sirak w publicznej wypowiedzi stawia znak równości między nim a niemieckim zbrodniarzem wojennym.

Uważam, że pan Sirak ma obowiązek przeproszenia rodziny Romualda Rajsa i jego podkomendnych. Zachęcałbym go wręcz do dokonania takich publicznych przeprosin, bo gdyby np. rodzina Rajsa wytoczyła mu proces o naruszenie dóbr osobistych, przegrałby z kretesem."

http://www.naszdziennik.pl/wp/72514,burmistrz-przeskalowal.html

MORS HOSTIBUS PATRIAE

avatar użytkownika TW Petrus13

10. wytoczyła mu proces o naruszenie dóbr osobistych

dobry pomysł,tylko w którym z sądów?.T.Gross socjolog pisze paszkwile historyczne oczerniające Polaków,niektóre z nich kwalifikują się do Księga rekordów Guinnessa,przykład:
stodoła w Jedwabnym,gdzie zmieściło się 1000 osób pochodzenia żydowskiego.Widocznie to pewien rodzaj żydowskich liliputów,czekam kiedy (po czarnoskórych Żydach) usłyszymy o żółtych skośnookich.Naród Wybrany już podpisał wyrok na siebie!,kreując politykę w naszym biednym kraju.Odbierze sprawiedliwość na szubienicy,bądź gilotynie,które sam mozolnie budował :(


 

avatar użytkownika TW Petrus13

11. ps.

Cytowałeś Nasz Dziennik,ja też
http://www.naszdziennik.pl/mysl/72653,za-naszymi-plecami.html

To prawdziwe oblicze P.S.L, to te "Liliputy" jak kameleony!,zmieniają zabarwienie skóry (przekonania też) w zależności od zawartości Niezawodnej Portmonetki,bądź Portfela - to one kształtują sumienia!
ps2. i jeszcze to godne uwagi!!!
http://blogpress.pl/node/18834


 

avatar użytkownika TW Petrus13

12. ...

to chyba wszytko tłumaczy ;)
z pozdrowieniami TW "petrus"


 

avatar użytkownika Maryla

13. Kapitan Romuald Rajs ps.

zdjecie

Kapitan Romuald Rajs ps. „Bury” (FOT. ARCH.)

Burmistrz przeskalował

Z dr. Kazimierzem Krajewskim,
badaczem polskiego podziemia niepodległościowego, pracownikiem
warszawskiego IPN, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Piotr Czartoryski-Sziler

Burmistrz Hajnówki porównał w
rozmowie z „Naszym Dziennikiem” kpt. Romualda Rajsa „Burego” do Jürgena
Stroopa. Nie szokuje to Pana?

– Przez lata niemieckie władze okupacyjne określały żołnierzy
polskiego podziemia niepodległościowego mianem bandytów. Potem na
bandytów kreowała ich propaganda komunistyczna.

Rajs z całą pewnością nie był bandytą, uczestniczył w wojskowych
strukturach podziemia niepodległościowego, jakimi były AK, AKO i NZW.
Teraz burmistrz z Hajnówki Jerzy Sirak w publicznej wypowiedzi stawia
znak równości między nim a niemieckim zbrodniarzem wojennym.

Uważam, że pan Sirak ma obowiązek przeproszenia rodziny Romualda
Rajsa i jego podkomendnych. Zachęcałbym go wręcz do dokonania takich
publicznych przeprosin, bo gdyby np. rodzina Rajsa wytoczyła mu proces o
naruszenie dóbr osobistych, przegrałby z kretesem.

Choć niektóre działania Rajsa z zimy 1946 r. nie są dziś dla nas,
delikatnie mówiąc, powodem do dumy, porównywanie go do Stroopa jest
dalece nieuprawnione, prostackie i obraźliwe. Nie tylko dla „Burego”,
także i dla innych uczestników polskiego zbrojnego ruchu
niepodległościowego, jego towarzyszy broni. Nawiasem mówiąc, Jürgen
Stroop był wyznawcą ideologii nazistowskiej i rasistą, natomiast
działania na szkodę społeczności żydowskiej nie był w stanie zarzucić
Rajsowi nawet Jerzy Kułak w swej nader szczegółowej rozprawie
poświęconej jego działalności partyzanckiej.

Niektórzy publicyści sugerują, że „Bury” kierował się fobią wobec prawosławnych mieszkańców terenów, na których operował.

– Gdzie jak gdzie, ale na Kresach Północno-Wschodnich, a więc tam,
gdzie działał także „Bury”, prawosławni obywatele stosunkowo licznie
uczestniczyli w polskim podziemnym ruchu niepodległościowym. W
oddziałach Nowogródzkiego Okręgu AK w niektórych batalionach
partyzanckich prawosławni stanowili nawet po 30-40 proc. stanów
osobowych, np. u broniącego przed Niemcami i bolszewikami mieszkańców
nadniemeńskich wiosek ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera”
prawosławni stanowili ok. 35 proc. stanu osobowego batalionu liczącego
około tysiąca osób.

W prawie każdej brygadzie wileńskiej odnajdziemy prawosławnych. Także
w oddziale „Burego”, nawet już po jego przejściu z AK – AKO do NZW,
służyli prawosławni. Kiedy przeszedł do NZW, w jego oddziale funkcje
dowódcze pełnili polscy partyzanci wyznania prawosławnego.

Zastępcą „Burego” był prawosławny Mikołaj Kuroczkin „Leśny”.

– Oczywiście. Kuroczkin skończył białoruskie gimnazjum w Wilnie, jego
rodzina wywodziła się z „białych”, porewolucyjnych emigrantów.
Prawosławnym, także pochodzącym z Wilna, był Włodzimierz Jurasow ps.
„Wiarus”, dowódca jednego z plutonów w szeregach zgrupowania PAS
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Obaj ci żołnierze zginęli, walcząc o
niepodległość i całość Polski. Kuroczkin został aresztowany przez UB w
czasie, gdy już nie służył pod rozkazami „Burego”, lecz pełnił funkcję
szefa PAS Okręgu Śląskiego NZW. Został skazany na karę śmierci i
zamordowany w majestacie prawa. Z kolei Jurasow poległ zimą 1946 r. w
walkach z NKWD i UB w rejonie Orłowo na skraju Puszczy Boreckiej.

Tu w grę wchodził stosunek do Polski oraz sowieckiego okupanta. Dość
powiedzieć, że w niektórych jednostkach terenowych NZW w powiecie Bielsk
Podlaski służyli żołnierze wyznania prawosławnego. W mojej ocenie,
Jerzy Kułak w pracy poświęconej zgrupowaniu PAS NZW, dowodzonemu przez
„Burego”, dość pochopnie sklasyfikował likwidację tzw. furmanów jako
związaną z pochodzeniem etnicznym czy religijnym. Wędrując po Podlasiu,
miałem okazję rozmawiać ze starymi mieszkańcami wiosek położonych na
terenach, na których to się działo. Opowiadali mi np. o „wyreklamowaniu”
przez siebie znanych sobie prawosławnych znajdujących się w grupie
„furmanów”. Po prostu poszli do „Burego”, powiedzieli, że znają tego i
tego człowieka i proszą, by go wypuścił. Ten przyjął ich porękę i
człowieka zwolnił. Czy uczyniłby tak, gdyby kierował się wyłącznie
kryterium religii? W grę wchodziły zupełnie inne kryteria.

Co Pan ma na myśli?

– Nie bierze się pod uwagę, że przecież „Bury”, zanim dołączył do
partyzantki, był wcielony do armii Berlinga i dowodził plutonem Ochrony
Lasów Państwowych kwaterującym w Hajnówce. Jeździł wraz z UB i MNWD po
tamtym terenie i załatwiał sprawy z chłopami, także w niektórych
prawosławnych wioskach sprzyjających reżimowi komunistycznemu. Oficera
pojawiającego się w takim towarzystwie wioskowi zwolennicy komuny
traktowali jak „swego”. No i rozmawiali z nim jak ze „swoim”. Mógł
dowiedzieć się o ich zasługach dla sowieckiej władzy, o tym, co robili w
1939 r. i podczas okupacji niemieckiej, gdzie działali w ruchu
komunistycznym czy w białoruskich komitetach, a potem przeszli pod
czerwone barwy. Opowiadali, jak w okresie międzywojennym działali
przeciwko państwu polskiemu w jaczejkach komunistycznych. Mówili o swej
aktywności w „rewolucyjnych komitetach” i samozwańczej „czerwonej
milicji” we wrześniu 1939 roku. Zdarzało się, że pokazywali odznaczenia
zdarte z zabitych w 1939 r. polskich oficerów czy żołnierzy, inni
chwalili się butami zabranymi ofiarom.

Ale oddział „Burego” spacyfikował jednak kilka wsi białoruskich.

– Te wsie nie były bezbronne. Mieszkańcy byli zaangażowani po stronie
władzy komunistycznej, byli uzbrojeni, broń dostawali bezpośrednio od
NKWD. W tym czasie polski chłop za posiadanie karabinu mógł dostać karę
śmierci. Fakt posiadania broni przez chłopów z Zań potwierdzają
wypowiedzi opublikowane w ukraińskiej prasie wydawanej w Polsce (artykuł
Janusza Bakunowicza w „Nad Bugom i Narwoju” nr 1(65) z 2003 r.). O
odnalezieniu egzemplarzy broni maszynowej w pogorzeliskach Zaleszan mówi
oficjalny raport starostwa bielskiego.

To, co zrobił „Bury” z kilkoma wioskami i zatrzymanymi wcześniej
furmanami, należy ocenić oczywiście jako przekroczenie otrzymanych
rozkazów. Przeprowadzenie operacji w taki sposób, że zginęły też kobiety
i dzieci, było zbyt surowe i błędne. Jedyne usprawiedliwienie, które
znajduję dla niego w tym przypadku, to że w niektórych wioskach sytuacja
wymknęła się spod kontroli.

Wiadomo, że kolumna partyzanckich sań została ostrzelana od strony
Zaleszan, jak również, że niektórzy uzbrojeni mieszańcy Zań otworzyli
ogień do partyzantów w momencie, w którym wkraczali do wsi. Ten ostatni
fakt wpłynął na wymknięcie się sytuacji spod kontroli dowódcy. W wyniku
chaotycznego rozwoju wydarzeń w strzelaninie zginęli nie tylko uzbrojeni
mężczyźni, ale również przemieszane z nimi osoby zupełnie niewinne.

Widział Pan plakat reklamujący spotkanie poświęcone „Buremu” w Hajnówce?

– Jest godne ubolewania, że tego rodzaju imprezy, jak wspomniana,
odbywają się w instytucjach utrzymywanych przez miejscowe – jak rozumiem
– samorządy, że są tolerowane czy wręcz wspierane przez miejscowe
władze. To tym bardziej bolesne, że odbywa się w kontekście – nie wiem,
jak to ocenić – co najmniej obojętności wobec działań podejmowanych
przez polskie gremia patriotyczne. Trwanie z uporem przy patronach ulic
wywodzących się z kręgu członków KPP działającej na szkodę państwa
polskiego nie wymaga jakiegokolwiek komentarza. Patronami tych ulic
powinni być ludzie, którzy w tym regionie działali na rzecz
niepodległości Polski lub w inny sposób dobrze się jej zasłużyli – np.
Danuta Siedzikówna „Inka” czy Władysław Wołonciej „Konus”. Urządzanie
uroczystości na cześć armii sowieckiej 10 lipca, w rocznicę rozpoczęcia
obławy augustowskiej, jest wprost szokujące. Skala tego nietaktu zakrawa
wręcz na prowokację wymierzoną w Polaków i ich odczucia.

Zawsze będziemy pamiętać o prawosławnych żołnierzach Wojska Polskiego
walczących za kraj w latach 1919-1920 i w 1939 roku. A także w
szeregach Armii Krajowej i innych polskich organizacjach
niepodległościowych. To oni powinni być patronami ulic w Hajnówce,
Narewce i innych miejscowościach wschodniego Podlasia. Nie tracę
nadziei, że kiedyś, gdy wysiądę z autobusu w Hajnówce, pójdę ulicą
Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”, skręcę w ulicę Leona Łapota „Magika” i
zatrzymam się dopiero w centrum, na placu Bułaka-Balachowicza.

Dziękuję za rozmowę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. Hajnówka Walka wyborcza czy konflikt narodowościowy?

http://www.radio.bialystok.pl/wiadomosci/index/id/111009

"Burmistrz
Hajnówki Jerzy Sirak odpiera zarzuty o antypolskie działania tłumacząc,
że anonimowy list może być elementem walki wyborczej, a upamiętnianie
rocznic odbywa się podobnie jak w innych miastach. Upamiętnianie
poległych żołnierzy radzieckich nazywa "ludzkim zachowaniem".



Tymczasem zdaniem socjologa z Uniwersytetu w Białymstoku profesora
Andrzeja Sadowskiego - tego typu anonimowe listy protestacyjne mogą
podsycać konflikt, tam, gdzie go rzeczywiście nie ma. Jak mówi, widać że
autorzy mają inne wyobrażenie ładu społecznego w Polsce, zapominają, że
ta jest różnorodna, co przypomina nacjonalistyczne postawy.



Władze miasta nie mają w planach inicjowania specjalnych akcji mających
rozładować tego typu napięcia. Zgodnie z danymi Narodowego Spisu
Powszechnego z 2002 roku, w gminie Hajnówka ponad 60 procent mieszkańców
deklaruje narodowość białoruską. (rm/wsz)

  • Posłuchaj: Anonimowy protest mieszkańców Hajnówki - relacja Ryszarda Minko
    Posłuchaj: Anonimowy protest mieszkańców Hajnówki - relacja Ryszarda Minko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

15. STOSUNKI POLSKO-BIAŁORUSKIE POD OKUPACJĄ SOWIECKĄ, 1939-1941

"Okupacja sowiecka ziem polnocno-wschodnich II RP zapoczatkowala, trwajacy do konca lat czterdziestych, otwarty konflikt polsko-bialoruski o charakterze politycznym i spolecznym [50]. Jego nastepstwem jest nagromadzenie wzajemnej niecheci, negatywnych stereotypow, mitow i uprzedzen w obu spolecznosciach. O sile tych zjawisk swiadczy fakt, ze sa one widoczne (na przyklad na Bialostocczyznie) nawet w czasach wspolczesnych - ponad pol wieku od zakonczenia II wojny swiatowej."

http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/ethnic_minorities_occupation/w...

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Maryla

16. Wojewoda podlaski przychylił się do postulatu LOS

20 marca działacze Ligi Obrony
Suwerenności z Okręgu Podlaskiego ponownie pikietowali przed Urzędem
Wojewódzkim w Białymstoku ws. zmiany patrona ulicy i Szkoły Podstawowej w
Narewce. Protest wywołał odpowiednią reakcję wojewody podlaskiego,
który skierował stosowne pismo do Rady Gminy Narewka.

Narewka to wieś w województwie Podlaskim, położona kilkanaście
kilometrów od granicy z Białorusią. Z okolic tej miejscowości pochodziła
słynna sanitariuszka V Wileńskiej Brygady AK mjr „Łupaszki”, Danuta
Siedzikówna ps. „Inka”. Jednak silna w tym rejonie mniejszość białoruska
obstaje za utrzymaniem dotychczasowego patrona ulicy i Szkoły
Podstawowej Aleksandra Wołkowyckiego, lokalnego aktywisty
komunistycznego i utrwalacza władzy „ludowej” w powojennej Polsce. Jak
argumentuje pełnomocnik LOS na Okręg Podlaski Andrzej Grabowski:

Raporty V. Brygady Wileńskiej AK, działającej w tamtymczasie na
Podlasiu i dowodzonej przez mjr Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”,
określają Wołkowyckiego jako „organizatora komunistycznego”. To właśnie
żołnierze tej Brygady wykonali wyrok śmierci na Wołkowyckim i, co
stwierdza dokumentacja IPN-u, w jego przypadku nie może być mowy o
pomyłce, gdyż za sporządzenie wyroku śmierci odpowiedzialny był
Komendant Obwodu Bielsk Podlaski AKO por. Jan Trusiak „Korycki”, biegły
prawnik wydający takie wyroki jedynie w sprawach udowodnionych, takich
jak szkodliwa działalność agenturalna, zdrada Państwa Polskiego czy
bandytyzm
. (fragment Listu Protestacyjnego LOS z dn. 17 marca 2014r.)

Dlatego też podlascy działacze Ligi Obrony Suwerenności od kilku
miesięcy prowadzą konsekwentną walkę o zmianę niechlubnego patrona
szkoły podstawowej i ulicy w Narewce. 10 października ubiegłego roku
miała miejsce pierwsza pikieta przed Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku,
która zakończyła się przekazaniem Listu Protestacyjnego do rąk wojewody
podlaskiego. Pismo trafiło do Rady Gminy Narewka, która 7 listopada
przekazała do wiadomości Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego list, w którym
Przewodniczący Rady Mieczysław Gryc zapewniał, że wniosek został
przedstawiony na posiedzeniach komisji Rady Gminy Narewka w dniach 25 i
28 października 2013 r. oraz na sesji Rady Gminy w dniu 5 listopada 2013
r. Radni odrzucili postulat LOS, podając jako powód, że żyjące
jeszcze osoby z terenu Gminy znały Pana Aleksandra Wołkowyckiego, jako
człowieka prawego, niezwykle skromnego, pomagającego ludziom
.

Wobec takiego stanu rzeczy Liga Obrony Suwerenności podjęła dalsze
działania, przeprowadzając w Narewce szeroko zakrojoną akcję
informacyjną i zbierając wśród mieszkańców gminy podpisy pod petycją o
zmianę patrona. 20 marca bieżącego roku odbył się ponowny protest przed
Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Tym razem wojewoda podlaski
przychylił się do postulatu LOS, przekazując do Rady Gminy Narewka
pismo, w którym jest napisane, że

Z listu protestacyjnego wynika, że według opinii Instytutu Pamięci
Narodowej działalność Aleksandra Wołkowyckiego jako komunisty
zaangażowanego w budowę zbrodniczego i totalitarnego systemu w Polsce
stoi w sprzeczności z działalnością Danuty Siedzik&´wny „Inki”
patriotki polskiej urodzonej niedaleko Narewki, która oddała swe młode
życie za wolną i niepodległą Ojczyznę. W związku z powyższym zwracam się
do Państwa z uprzejmą prośbą o ponowne, dokładne przeanalizowanie
przedmiotowej sprawy i podjęcie ewentualnych działań umożliwiających
przychylenie się do prośby Ligi Obrony Suwerenności w Białymstoku.

http://lospolski.pl/?p=2698


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

17. Interwencja poselska

 




 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

18. Burmistrz przeprasza

Burmistrz przeprasza

Burmistrz Hajnówki przeprasza za porównanie dowódcy 3. Brygady Wileńskiej NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” do Jürgena Stroopa.

Tego sformułowania Jerzy Sirak użył w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Teraz przeprasza.

zdjecie

„Moją wiedzę o tragicznych wydarzeniach z 1946 roku czerpałem ze
wspomnień członków rodzin ofiar oraz raportu IPN. Oczywiście nigdy nie
można porównywać tych tragicznych wydarzeń z tym, czego dokonały
formacje SS w naszym kraju. Dlatego też moje porównanie było
nieuprawnione. Przepraszam rodzinę Burego, jego podkomendnych i ich
rodziny” – czytamy w liście, jaki do redakcji „Naszego Dziennika”
przysłał burmistrz Hajnówki.

– Bardzo dobrze, że burmistrz w porę się zreflektował i uznał, że to
porównanie wybitnego dowódcy podziemia niepodległościowego do jednego z
największych niemieckich zbrodniarzy wojennych było haniebne – komentuje
Leszek Żebrowski, znany historyk i publicysta. – Może zachęci to innych
ludzi, którzy do tej pory kłamią i zohydzają bohaterów narodowych, aby
poszli tą samą drogą co włodarz Hajnówki. Takich postaw należy oczekiwać
– dodaje.

Porównanie kpt. Romualda Rajsa, dowódcy m.in. 2. szwadronu słynnej 5.
Wileńskiej Brygady AK, do Jürgena Stroopa wywołało oburzenie
mieszkańców Hajnówki.

– Te słowa burmistrza przez wielu zostały przyjęte bardzo negatywnie.
Otrzymałem informację, iż kilka osób przymierzało się nawet do
składania w tej sprawie pozwów – twierdzi Bogusław Łabędzki, radny
Hajnówki. Wystąpienie na drogę prawną rozważał m.in. Eugeniusz Suchocki,
którego wujowie byli żołnierzami Armii Krajowej.

Zareagowało też stowarzyszenie Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga
Przeciw Zniesławieniom. – Analizujemy materiały m.in. dotyczące
wypowiedzi burmistrza Hajnówki i materiały historyczne. Jeżeli te
analizy dadzą nam podstawę do wystąpienia w tej sprawie, będziemy
interweniować – zapowiada Maciej Świrski, założyciel i szef Reduty
Dobrego Imienia.

Najboleśniej słowa burmistrza Hajnówki dotknęły jednak syna kapitana
Rajsa. – Gospodarz miasta i gminy powinien w sposób szczególnie ostrożny
ważyć słowa. Nie może mówić słów nieprawdziwych, raniących ludzi.
Porównanie mojego ojca, odznaczonego m.in. Krzyżem Walecznych, jednym z
najwyższych polskich odznaczeń wojskowych, do zbrodniarza wojennego
esesmana Stroopa, zadało mi i naszej rodzinie ból. To kolejne
cierpienie, po tych wszystkich, jakich zaznaliśmy od komunistów po
wojnie. Moją mamę, jedynie za to, że była żoną „Burego”, wtrącono do
więzienia. Mnie wielokrotnie szykanowano – tłumaczy Romuald Rajs, syn
„Burego”.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. Nie chcą komunistycznego

Nie chcą komunistycznego patrona szkoły
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/74314,nie-chca-komunistycznego-pa...
Z prośbą o zmianę komunistycznego patrona Szkoły Podstawowej i ulicy w Narewce Aleksandra Wołkowyckiego na bohaterkę walk o niepodległość Danutę Siedzikównę „Inkę” zwrócili się w pismach do władz gminy Narewka wojewoda podlaski oraz poseł Jarosław Zieliński.

Interwencje wojewody i posła PiS zostały skierowane do wójta Narewki i Rady Gminy w związku z listem protestacyjnym, jaki otrzymali oni od Ligi Obrony Suwerenności z Okręgu Podlaskiego, której członkowie przeprowadzili niedawno dwie manifestacje przed podlaskim urzędem wojewódzkim, w celu zwrócenia uwagi wojewody na problem z patronem szkoły w Narewce. Zdaniem członków Ligi wyrażonym w piśmie protestacyjnym „Hołdowanie zbrodniarzom komunistycznym jest niezgodne z Konstytucją RP, która zakazuje propagowania zbrodniczych systemów, tj. faszyzmu”.

Po manifestacjach członków Ligi Obrony Suwerenności i otrzymaniu listu protestacyjnego wojewoda skierował do Rady Gminy Narewka pismo.

„Z listu protestacyjnego wynika, że według opinii Instytutu Pamięci Narodowej działalność Aleksandra Wołkowyckiego jako komunisty zaangażowanego w budowę zbrodniczego i totalitarnego systemu w Polsce stoi w sprzeczności z działalnością Danuty Siedzikówny »Inki«, patriotki polskiej urodzonej niedaleko Narewki, która oddała swe młode życie za wolną i niepodległą Ojczyznę” – czytamy w piśmie, które z upoważnienia wojewody podlaskiego Macieja Żywno do Rady Narewki wystosował Andrzej Kozłowski, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej PUW.

W tym piśmie prosi się więc radnych Narewki, aby uwzględnili postulat Ligi dotyczący zmiany komunistycznego patrona Szkoły Podstawowej i ulicy w Narewce – Aleksandra Wołkowyckiego na bohaterkę walk o niepodległość Danutę Siedzikównę „Inkę”. „W związku z powyższym zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o ponowne, dokładne przeanalizowanie przedmiotowej sprawy i podjęcie ewentualnych działań umożliwiających przychylenie się do prośby Ligi Obrony Suwerenności w Białymstoku” – czytamy w piśmie.

Na podstawie listu protestacyjnego Ligi Obrony Suwerenności w Białymstoku interwencję poselską do wójta Narewki skierował poseł PiS Jarosław Zieliński. W jego opinii przedstawionej w piśmie do wójta, stanowisko władz samorządowych Narewki, które do tej pory bronią się przed zniesieniem komunistycznego patrona szkoły i ulicy, wywołuje społeczny konflikt.

„Postawa lekceważenia zapisów ustawy zasadniczej ma miejsce w gminie Narewka, gdzie do tej pory, mimo sprzeciwu środowisk patriotycznych i części społeczności lokalnej, nie zrobiono nic, aby rozwiązać, wywołujący emocje społeczne, problem” – czytamy w interwencji poselskiej skierowanej do Mikołaja Pawlicza, wójta Narewki.

Poseł Jarosław Zieliński na podstawie ustaleń IPN wskazuje w piśmie do wójta, iż działalność społeczna i polityczna Aleksandra Wołkowyckiego wiąże się bezpośrednio z wczesnymi latami utrwalania władzy komunistycznej w Polsce. Poseł przypomina wójtowi, iż Aleksander Wołkowycki oprócz organizacji i budowy struktur partyjnych Polskiej Partii Robotniczej był też aktywnym współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa, zwalczającego podziemie niepodległościowe. „Potwierdza to m.in. fakt uhonorowania go pośmiertnie przez władze komunistyczne nadaniem jego imienia Szkole Podstawowej i ulicy w Narewce” – pisze poseł Zieliński.

Władze samorządowe Narewki nie ustosunkowały się jeszcze i nie odpowiedziały na pisma wysłane do nich przez wojewodę podlaskiego i posła. Natomiast Rada Gminy odpowiedziała na list skierowany do niej przez Ligę Obrony Suwerenności. W tym piśmie poproszono radnych o zmianę patrona szkoły i ulicy na Danutę Siedzikównę „Inkę”. Władze samorządowe w odpowiedzi odmówiły, argumentując, iż „W archiwach IPN nie ma dowodów na to, że Wołkowyski był agentem gestapo, zbrodniarzem komunistycznym i bezpośrednio zaangażowanym w budowę zbrodniczego i totalitarnego systemu”. Jak podkreślają działacze Ligi Obrony Suwerenności, ta argumentacja Rady Gminy jest sprzeczna z materiałami historycznymi i informacjami zgromadzonymi oraz opublikowanymi w specjalnej opinii przez IPN Białystok.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. co sie dzieje w tym Białymstoku? Kto za to płaci?

http://www.radio.bialystok.pl/gosc/index/id/111576

"Śmierć wrogom ojczyzny" - to spektakl, którego prapremiera odbędzie się w piątek (18.04) w Białostockim Teatrze Lalek.

To przewrotna i krwawa opowieść o Podlasiu, warszawskich poliamorystach i polskim nacjonalizmie.

Z reżyserem Michałem Stankiewiczem rozmawia Andrzej Bajguz.




 


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. Czy Urząd Marszałkowski wie za co płaci? Czy wie kogo utrzymuje?

"Śmierć wrogom ojczyzny" w reż. Michała Stankiewicza, gościnnie w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
(..)
Idziesz do teatru, siadasz wygodnie i oczekujesz łaskawie: co też mi tu zagrają? A tymczasem: wpadasz w surrealistyczny świat, dostajesz mikrofon pod nos, niewygodne pytania, a także propozycję rozłożenia hymnu na części pierwsze. Jest też abstrakcyjna próba polowania na faszystę, patologia w puszczy, czwartej części spektaklu zaś w ogóle nie ma, bo zabrakło pieniędzy. Tak czy inaczej - dziś (18.04) prapremiera

A po wszystkim - mieszane uczucia, bo cóż to (spektakl "Śmierć wrogom ojczyzny" w reż. Michała Stankiewicza, wystawiany gościnnie w Białostockim Teatrze Lalek) w ogóle jest? Poplątanie z pomieszaniem, udawanie, odgrywanie, widza podpuszczanie... A także zmuszanie tegoż ostatniego: do myślenia, interakcji i innych takich - gdy nastąpi zamiana ról, aktor wyjdzie z kadru i zacznie widza przepytywanie. A gdy jeszcze pojawi się amerykańska Żydówka rzucająca żelkiem w Niemca, pełzający Polak-Ziemniak po ziemi, faszysta czający się i prawie odgryzający ręce, a jakże, w podlaskich lasach, to i strzały na pielgrzymce, i inne podlaskie patologie, i próba odmitologizowania polskiego hymnu - wydają się być już całkiem naturalne. W tym szaleństwie jest bowiem metoda... i ukryty sens. (...)

"Śmierć wrogom ojczyzny" reżyseruje Michał Stankiewicz. A wspólnie z nim spektakl tworzą: Karolina Sulich (asystent, txt, video, scenografia), Marta Jagniewska (txt), Adam Frankiewicz (światła), DJ Slasher (muzyka), Aleksander Janas / kolektyw kilku.com (projekcje), Marta Szarzyńska (produkcja). Występują: Sonia Roszczuk, Sebastian Stankiewicz, Bartłomiej Firlet.

Spektakl można zobaczyć jeszcze dziś (18.04) o godz. 19 w Białostockim Teatrze Lalek (będzie też pokazywany w ramach Dni Sztuki Współczesnej pod koniec maja br.)

Wejściówki kosztują: 20/30PLN. Spektakl tylko dla widzów dorosłych. Rezerwacja: rezerwacjeswo@gmail.com

(w ramach projektu "Co ma murzyn białego" realizowany jest ze stypendium w dziedzinie twórczości artystycznej Marszałka Województwa Podlaskiego).

Dodajmy jeszcze, że kilka miesięcy temu w Zmianie Klimatu odbyło się czytanie performatywne sztuki Michała Stankiewicza (reżysera spektaklu) - "Kto nie klaszcze, nie ma ręki". To również pokręcona i surrealistyczna historia - czytaj TU
"Śmierć wrogom ojczyzny, czyli faszyzm na podlaskich dróżkach"
Monika Żmijewska
Gazeta Wyborcza - Białystok online

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/181464.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. I KTO TU JEST RASISTĄ? KURIOZALNE POMPOWANIE STATYSTYK

Raport MSW: 85 postępowań dot. rasizmu w Podlaskiem w 2013 r.

Zawierający prawie 120 stron dokument powstał na polecenie ministra
spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza po incydentach na Podlasiu
związanych z dyskryminacją rasową i ksenofobią.

Z inicjatywy MSW powołano zespół ds. przeciwdziałania aktom
ksenofobii i rasizmu. W Białymstoku zwiększona została liczba patroli
policyjnych. W ramach wspólnych patroli policjanci wraz z
funkcjonariuszami ABW oraz Straży Granicznej spotkali się z rodzinami
obcokrajowców mieszkających w tym mieście. Łącznie funkcjonariusze
odwiedzali takie rodziny ponad 2 tys. razy. Ponadto powołano
kilkunastoosobową specjalną grupę interwencyjną, która patroluje
niebezpieczne osiedla.

Wszyscy policjanci z garnizonu podlaskiego zostali ponownie
przeszkoleni w zakresie przeciwdziałania przestępstwom z nienawiści. Do
końca 2013 r. ponad 3,1 tys. funkcjonariuszy nauczyło się, jak rozpoznać
takie przestępstwa, jak na nie reagować, jak postępować z ofiarą
takiego zdarzenia oraz jak wyglądają symbole mowy nienawiści.

Z
danych KGP wynika, że funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w
Białymstoku (po KSP) przyjmują najwięcej postępowań z art. 256 kodeksu
karnego, który penalizuje publiczne propagowanie faszystowskiego i
totalitarnego ustroju. W 2013 r. w województwie podlaskim wszczęto 85
postępowań dot. rasizmu. To o 64 więcej, niż w 2012 r. Do
odpowiedzialności karnej w ubiegłym roku pociągnięto 35 osób. Prawie
połowa postępowań została zgłoszona policjantom przez osoby inne niż
pokrzywdzone, a 28 proc. zawiadomień pochodziła od instytucji
publicznych i organizacji pozarządowych - podkreślono w raporcie.

Dokument przygotowany na polecenie szefa MSW opisuje także działania
lokalnych władz oraz organizacji pozarządowych w tym zakresie. Ich
przedstawiciele prowadzili monitoring internetu, obserwację koncertów,
pochodów i meczów, spotkania z piłkarzami Jagiellonii Białystok,
konkursy oraz warsztaty edukacyjne dla młodzieży.

Ich zaangażowanie w znacznej mierze przyczyniło się do
przeciwdziałania rasizmowi oraz popularyzacji szacunku wobec osób innej
narodowości czy wyznania
- podkreślono w raporcie.

Policjanci znacznie częściej otrzymują także zawiadomienia o
pojawiających się rasistowskich symbolach na białostockich murach.
Dzięki szybkiej reakcji policja może zarejestrować incydent, a następnie
poinformować właściciela o zniszczonej powierzchni
- zaznaczono.

W 2013 r. w Białymstoku doszło do kilku prób podpaleń mieszkań
zajmowanych przez cudzoziemców, m.in. dwóch zajmowanych przez rodziny
uchodźców czeczeńskich oraz mieszkania rodziny, której członkiem jest
Hindus. Zwłaszcza to ostatnie wydarzenie odbiło się szerokim echem,
zapoczątkowało intensywniejsze działania policji oraz akcje o
charakterze społecznym, będące wyrazem sprzeciwu wobec takich aktów
rasizmu i ksenofobii.

Prokuratura Okręgowa w Białymstoku wciąż prowadzi dwa śledztwa
dotyczące pożarów mieszkań, w tym w sprawie próby podpalenia mieszkania
rodziny polskiej, w której mężem jednej z córek właścicieli jest
obywatel Indii. Wciąż prowadzone są w sprawie, czyli nie zidentyfikowano potencjalnych sprawców i nikomu nie postawiono zarzutów.

W lutym podlaska policja i prokuratura przedstawiły dane dotyczące
przestępstw na tle rasistowskim i ksenofobicznym w regionie. Miało to
miejsce podczas dorocznego spotkania u wojewody podlaskiego, dotyczącego
sytuacji mniejszości w Podlaskiem. Wynikało z tych danych, że w 2013 r.
prokuratury zarejestrowały w Podlaskiem 151 nowych spraw o takim
charakterze.

Najwięcej z nich dotyczyło napisów na murach i wiązało się z akcją
Teatru TrzyRzecze z Białegostoku, który w ubiegłym roku składał masowo
zawiadomienia dotyczące takich napisów, w ramach swojej akcji Zamaluj zło.
Cztery sprawy dotyczyły podpaleń mieszkań.

Podlaski komendant policji Sławomir Mierzwa zapewniał wówczas, że
cudzoziemcy i mieszkańcy regionu mogą czuć się bezpiecznie. Poinformował
m.in., że utworzony został specjalny referat ds. zwalczania
przestępczości pseudokibiców, zajmujący się też przestępczością z
nienawiścią na tle rasowym, narodowościowym czy etnicznym.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

23. a administrujący Polską NIC na to

Prezydent Rosji uważa za wspólny obowiązek obronę
prawdy o II wojnie światowej i walkę z próbami fałszowania historii.

Powiedział on o tym, witając uczestników i gości IV Międzynarodowego
Forum Kulturowo-Historycznego „Wielkie Zwycięstwo osiągnięte przez
jedność”.

Putin zaznaczył, że związane jest ono z
70-leciem uwolnienia Ukrainy i Białorusi od nazistowskich najeźdźców.
„W walkach o Kijów i Mińsk walczyli ramię w ramię przedstawiciele
różnych narodowości. Czyn naszych dziadków i ojców zawsze będzie dla nas
doskonałym przykładem męstwa, wielkości duchowo-moralnej i frontowego
braterstwa” – oświadczył prezydent.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/news/2014_04_29/Prezydent-FR-uwaza-za-wspolny-obowiazek-obrone-prawdy-o-II-wojnie-swiatowej-8780/


Białoruś: Urząd celny w Grodnie zarekwirował paczki adresowane do kombatantów AK 


Urząd celny w Grodnie zarekwirował ponad 70 paczek z pomocą dla
kombatantów Armii Krajowej na Białorusi – powiedział PAP we wtorek
konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz.

Konsul dodał, że nie wiadomo, czy nie zostanie
wszczęte dochodzenie przeciwko szefowej Stowarzyszenia Żołnierzy AK na
Białorusi Weronice Sebastianowicz. - Miesiąc temu urząd celny zabrał
paczki, które były przeznaczone dla żołnierzy Armii Krajowej,
z domu pani Weroniki Sebastianowicz. Celnicy przyjechali do niej,
stwierdzili, że są paczki, które nie zostały oclone, i zabrali je –
powiedział Chodkiewicz.Celnicy byli jeszcze u Sebastianowicz, kiedy Chodkiewicz w towarzystwie
innego polskiego konsula przyjechał tam, zawiadomiony przez kierowcę,
który wiózł pomoc od polskiego Stowarzyszenia Odra-Niemen. - Niestety,
argument, że jest to pomoc dla kombatantów, nie uzyskał żadnego uznania.
Również moja interwencja kilka dni potem u szefa urzędu celnego (gen.
Wasila Dziemiancieja) nie przyniosła skutku. Celnicy stwierdzili, że
paczek nie zwrócą, a przeciwko pani Weronice może będzie przeprowadzone
dochodzenie w sprawie niezgłoszenia otrzymania pomocy – powiedział
konsul.



Chodkiewicz dodał, że wcześniej nie było trudności z dostarczaniem
pomocy, a w szczególności nie miała ich osoba obdarowana. Powiedział, że
zarekwirowane paczki zawierały typową pomoc żywnościową: cukier, mąkę,
czekoladę, olej itp. - Nie sądzę, żeby paczki udało się odzyskać,
ponieważ usłyszałem dość zabawną argumentację, że żywność w nich jest
przeterminowana, co nie jest prawdą. Natomiast trudno powiedzieć, czy
urząd celny złoży jakąś skargę do sądu na panią Weronikę. Ona w ubiegłym
tygodniu była w urzędzie celnym, złożyła zeznanie, powiedziała, że
paczki otrzymała od konsulatu, że jest to pomoc charytatywna. Nie wiem,
jak to potraktują – oświadczył konsul.



Konsul powiedział, że na razie nie wie, co będzie z dalszą pomocą
dla kombatantów. - Musimy się chwilkę zastanowić wszyscy, łącznie z
panią Weroniką, która znalazła się w najtrudniejszej sytuacji, bo o ile
gen. Dziemianciej powiedział, że urząd nie ma zastrzeżeń do konsulatu,
to ma zastrzeżenia do pani Weroniki jako osoby, która tej pomocy nie
zgłosiła. Poczekamy na wyjaśnienie tej sprawy i potem zdecydujemy, co
dalej – oznajmił Chodkiewicz.



Sebastianowicz wraz z szefem nieuznawanego przez władze w Mińsku
Związku Polaków na Białorusi Mieczysławem Jaśkiewiczem zostali skazani w
czerwcu ub.r. na kary grzywny przez sąd w Szczuczynie w obwodzie
grodzieńskim. Uznano ich za winnych złamania zasad przeprowadzania
zgromadzeń masowych, gdyż nie uzyskali zgody władz na organizowaną przez
siebie akcję.



Chodzi o wydarzenie z 12 maja 2013 r., kiedy to ZPB ustawił we wsi
Raczkowszczyzna w obwodzie grodzieńskim krzyż upamiętniający ostatniego
dowódcę AK połączonych sił Szczuczyn-Lida, Anatola Radziwonika ps.
"Olech", który zginął w walkach z NKWD w 1949 roku. Na uroczystości było
ponad 100 osób, w tym Sebastianowicz, kilku innych byłych żołnierzy AK
oraz konsul Chodkiewicz.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Zdjęcie: arch. IPN/

zdjecie

Zdjęcie: arch. IPN/
-

Nowe zdjęcia „Inki”

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/75958,nowe-zdjecia-inki.html

17 fotografii Danuty Siedzikówny „Inki” i jej
bliskich, w większości dotąd nieznanych i niepublikowanych, przekazała
gdańskiemu IPN rodzina łączniczki „Łupaszki”.

Fotografie wykonano przed wojną i podczas niej, m.in. w roku 1942 i
1943, we wczesnym okresie działalności konspiracyjnej „Inki”. Łączniczka
mjr. Zygmunta Szendzielarza na nowo odkrytych zdjęciach przedstawiona
jest w otoczeniu innych osób. Przed IPN stoi teraz trudne zadanie ich
rozpoznania. W opisie fotografii pomaga Stowarzyszenie Historyczne im.
Danuty Siedzikówny „Inki” z Hajnówki.

Już udało się zidentyfikować najbliższą rodzinę dziewczyny, m.in. jej
matkę Eugenię, którą Niemcy za działalność konspiracyjną rozstrzelali w
1943 r., i ojca Wacława Siedzika, w 1940 r. wywiezionego przez Sowietów
na Sybir. Na fotografiach są też siostry „Inki”: Irena i Wiesława, oraz
jej brat cioteczny Brunon.

Jedno z nowo odkrytych zdjęć przedstawia Danutę Siedzikównę w
towarzystwie koleżanki. Na odwrocie jest napis „Danka i Basia, rok
1943”. Fotografie wykonano w plenerze, w lesie, zimą. Bogusław Łabędzki,
który od lat bada biografię „Inki”, przypuszcza, że to koleżanka „Inki”
z oddziału AK, a zdjęcie mogło zostać wykonane zaraz po zaprzysiężeniu.

– Te nowo odkryte zdjęcia są bardzo ważne, gdyż pokazują środowisko
ludzi, w którym żyła „Inka”. Są tu nie tylko jej bliscy, ale też
przyjaciele i znajomi. Jest to krąg osób, w którym ona wzrastała.
Dlatego trzeba zrobić teraz wszystko, co możliwe, żeby tych ludzi
zidentyfikować z imienia i nazwiska – mówi Bogusław Łabędzki.

Na fotografiach są też zapewne osoby należące do konspiracji
niepodległościowej ziemi hajnowskiej, Narewki i okolic. – To pewnie
osoby z tzw. grupy białowieskiej organizacji ZWZ – AK dowodzonej przez
ppor. Stanisława Wołoncieja „Konusa”. To on zaprzysiągł do organizacji
matkę „Inki” Eugenię, a w grudniu 1943 r. samą Danutę Siedzikównę –
dodaje. Oddział „Konusa” w 1945 r. rozbił konwój UB z więźniami. Wśród
uwolnionych była „Inka”, która do czasu rozbicia oddziału przez NKWD w
okolicy Podborowisk i śmierci ppor. Wołoncieja, była w nim
sanitariuszką. Miejsce pochówku „Konusa” do dziś nie jest znane.

Na nowo odkrytych fotografiach z całą pewnością jest Wacław Siedzik. –
Wśród kilkunastu nowo odkrytych zdjęć są m.in. trzy fotografie Wacława
Siedzika, który w mundurze leśnika pełni obowiązki służbowe –
relacjonuje Łabędzki. Siedzikowi udało się wyjść z armią Andersa do
Teheranu, gdzie z powodu wycieńczenia organizmu katorżniczą pracą zmarł.

Do gdańskiego IPN trafiły kopie zdjęć. Oryginały zachowała rodzina,
która z niecierpliwością czeka na wynik prac poszukiwawczych szczątków
„Inki”, które niebawem ruszą na gdańskich cmentarzach. – Jesteśmy w
ostatniej fazie przygotowań – zapowiada prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN,
szef projektu.

Niespełna 18-letnia Danuta Siedzikówna, sanitariuszka 4., a później
1. szwadronu 5. Wileńskiej Brygady Piechoty Armii Krajowej dowodzonej
przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, trafiła do więzienia UB
przy ul. Kurkowej w Gdańsku w lipcu 1946 roku. Po brutalnym śledztwie i
sfingowanym procesie skazano ją na śmierć. Wyrok przez rozstrzelanie
wykonano w Gdańsku.

Przekazane IPN fotografie zostaną opublikowane w sierpniu w
wydawnictwie poświęconym Siedzikównie. Niewielkich rozmiarów książka
ukaże się jako kontynuacja serii wydawniczej IPN „Patroni naszych ulic”.
– Ta książka poświęcona „Ince” będzie bezpłatnym dodatkiem do biuletynu
IPN pamięć.pl, a także będzie nieodpłatnie rozsyłana do mieszkańców
ulic imienia „Inki”, tych, które istnieją, i tych, które powstaną –
tłumaczy Marzena Kruk, naczelnik pionu archiwum gdańskiego IPN,
współautorka – wraz z prof. Grzegorzem Berendtem – książki poświęconej
Danucie Siedzikównie.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Zdjęcie: Arch. R.Rajsa/

zdjecie

Zdjęcie: Arch. R.Rajsa/
-

Czekam na ojca

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/76700,czekam-na-ojca.html

Z Romualdem Rajsem, synem kpt. Romualda Rajsa „Burego”, dowódcy 2. szwadronu 5. Wileńskiej Brygady AK, rozmawia Adam Białous

Przygląda się Pan ekshumacjom w Białymstoku z nadzieją na odnalezienie szczątków ojca?

– Patrzę na te prace z nadzieją, że być może uda się odnaleźć i
zidentyfikować szczątki mojego ojca. Ale też z pewną trwogą, że wyniki
tych prac mogą ukazać, w jak podły sposób komuniści postąpili z ciałami
zamordowanych patriotów. Trapi mnie myśl, że szczątki ojca bezpieka
mogła w późniejszym czasie z terenu więziennego ogrodu wywieźć w jakieś
zupełnie nieznane miejsce.

Ma Pan jakieś wspomnienia związane z aresztowaniem ojca przez UB?

– Ojca prawie nie pamiętam, bo kiedy go aresztowano, miałem 5 lat.
Znam go bardziej z opowieści mamy czy jego towarzyszy broni. Kiedy byłem
dzieckiem, nie rozmawiano przy mnie o ojcu i sprawach podziemia w
obawie, że – jak to dziecko – mogę coś powtórzyć na podwórku. A to się
mogło źle skończyć dla całej rodziny. Pamiętam wydarzenia, do których
doszło po tym, jak UB zlokalizował miejsce pobytu ojca i nas, jego
rodziny. Mieszkaliśmy wówczas w Karpaczu na Dolnym Śląsku. Ojciec, kiedy
zorientował się, że może być aresztowany, wysłał moją mamę Genowefę i
mnie z Karpacza do babci w Elblągu. Niedługo po tym, jak tam
zamieszkaliśmy (jesienią 1948 r.), ojciec wysłał nam zaszyfrowaną
wiadomość telegramem. Napisał, że jest „ciężko chory”, co oznaczało, że
się ukrywa przed aresztowaniem. Wówczas mama w obawie, że i ją
aresztują, wyjechała ze mną do wujka – proboszcza parafii św. Józefa w
Olsztynie. Sceny z naszej ucieczki przed UB do Olsztyna utkwiły mi mocno
w pamięci. Jechaliśmy przez to miasto chyboczącym się tramwajem, było
ciemno, zawodził wiatr. Dla mnie było to wydarzenie bardzo traumatyczne.

Udało się ukryć przed czujnym okiem UB?

– Po kilku dniach pobytu w Olsztynie babcia z Elbląga dała nam znać,
że był u niej UB i szukał mamy. Mama, w obawie o bezpieczeństwo babci i
wujka, zdecydowała się wrócić do Elbląga i sama zgłosić do UB. Siedziba
bezpieki była przy ul. Królewieckiej. Stamtąd mamę ubecy prowadzili z
wycelowanymi w nią lufami karabinów aż do dworca, czyli około 6
kilometrów. Pociągiem zawieźli ją do Gdańska. Tam, w więzieniu śledczym
UB, trzymano mamę przez kilka miesięcy w bardzo ciężkich warunkach.
Podczas ciężkich przesłuchań ubecy próbowali znaleźć wobec mamy jakieś
zarzuty, ale im się to nie udało. Nie mogąc znaleźć innego zarzutu,
oskarżono ją o uprawianie zakazanych przez komunistów praktyk
religijnych. Mama jednak dalej się w więzieniu modliła. Bardzo często na
różańcu, który zrobiła sobie z chleba. Bardzo przeżywała aresztowanie
ojca, jego pobyt w więzieniach UB i zabójstwo sądowe. Swoje zrobiło też
śledztwo UB, jakie na niej prowadzono w więzieniu w Gdańsku. Będąc
jeszcze dosyć młodą kobietą, doznała wylewu krwi do mózgu, była po tym
do końca życia sparaliżowana.

Po powrocie matki z więzienia bezpieka dała Wam spokój?

– Dom babci w Elblągu i ten, w którym potem mieszkaliśmy, był przez
kilka lat pod obserwacją. Ubecy siedzieli w krzakach, czasami robili
naloty. Mama najbardziej się przeraziła, kiedy wtargnęli do nas akurat
na Wigilię i zrobili brutalną rewizję, wywracając wszystko do góry
nogami. Ja też to pamiętam, to był dla mnie duży stres.

Kiedy dowiedzieliście się o śmierci ojca?

– Przez wiele lat po skazaniu nie mieliśmy żadnej informacji o losach
ojca. Nie wiedzieliśmy nawet, czy żyje, czy też nie, choć mama po
wyjściu z więzienia czyniła wiele starań, by poznać prawdę. Kiedy w 1949
r. dowiedziała się, że ojciec będzie sądzony w sali dzisiejszego kina
„Ton” w Białymstoku, przyjechała na proces. Ale adwokat, który bronił
ojca, doradził jej, żeby uciekała, bo może zostać sama aresztowana. To
był dobry człowiek, za podjęcie się obrony ojca, czym wiele ryzykował,
nie wziął od mamy ani grosza. Powiedział, żeby te pieniądze przeznaczyła
na utrzymanie dziecka, czyli mnie. Mama za jego radą po kilku dniach
procesu wyjechała z Białegostoku. O tym, że wyrok na ojcu został
wykonany, Urząd Stanu Cywilnego w Olsztynie poinformował nas dopiero w
maju roku 1954. „Zaświadczam, że Rajs Romuald syn Stanisława wyrokiem
Sądu Wojskowego w Białymstoku z 1 października 1949 r. został skazany na
karę śmierci. Wyrok został wykonany” – napisano w tym dokumencie.
Później dowiedzieliśmy się, że wyrok przez rozstrzelanie wykonano w
białostockim więzieniu UB przy ul. Kopernika.

Z więzienia docierały listy od ojca?

– Ojciec zaraz po aresztowaniu w listopadzie 1948 r. trafił do
więzienia UB na Mokotowie w Warszawie. Pod koniec grudnia przewieziono
go do Białegostoku. W styczniu 1949 r. przysłał nam drogą pośrednią –
poprzez swoją matkę – do Elbląga list. Napisał w nim, że jest w
Białymstoku w więzieniu karno-śledczym przy ulicy, która dziś nazywa się
Kopernika. Zaznaczył „teraz jest lepiej”, co mogło znaczyć, iż nie
prowadzono na nim już tak ciężkich przesłuchań jak w Warszawie. O wielu
rzeczach nie mógł w tym liście napisać, bo listy cenzurowano. „Proszę
być dobrej myśli, nie martwić się. Co do mnie proszę tylko, o ile byłaby
możność, przesłać mi sweter i skarpety oraz trochę tłuszczu z cebulą i
parę listów z kopertami. Jestem zdrów i cały, z jedzeniem średnio” –
pisał ojciec w tym liście. „Trudno mi sobie nawet wyobrazić, jak sobie
moja Gieneczka z tym życiem i zmartwieniem radę daje?” – martwił się o
nas ojciec, sam przecież będąc w o wiele gorszej sytuacji.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Białous

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. kolejny paszkwil w regionalnej prasie na zamówienie

ciekawe, czy Pani Izabela Krzewska, która napisała to paskudztwo to resortowe dziecko, V kolumna bolszewicka, czy to tylko tak dla pieniędzy, na zlecenie polityczne, bo miesza w walke ideologiczną aktualną przedwyborczą politykę? Żołnierze Wyklęci nie maja wciąz grobów, mordercy nie dość że zyją za nasze polskie podatki za wysokie emerytury, to wciąż plują na Bohaterów.


 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

27. Zbrodnie, o których się

Zbrodnie, o których się milczy

„To są pola śmierci” –„New York Times” o odkryciach na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku

zdjecie

„To nie są cmentarze. To są pola śmierci” – napisał „New York Times” na temat odkryć na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku.

Nowojorski dziennik postanowił bliżej przyjrzeć się pracom
ekshumacyjnym trwającym na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku,
związanym ze śledztwami IPN dotyczącymi m.in. zbrodni funkcjonariuszy
komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Sformułowanie „pola śmierci”,
które wybija ten jeden z najpoczytniejszych amerykańskich dzienników, to
słowa prowadzącego śledztwo na terenie aresztu prokuratora IPN
Zbigniewa Kulikowskiego. Użył on takiego sformułowania, ponieważ w tym
budynku dokonywano egzekucji, a także chowano osoby zamordowane w
trakcie śledztw, zmarłe z głodu i w wyniku epidemii panujących w
areszcie.

Prace poszukiwawcze na terenie aresztu rozpoczęły się w ubiegłym
roku, wtedy w lipcu i październiku odkryto pierwsze szczątki. Na większą
skalę kontynuowano je w maju tego roku. W sumie dotąd odnaleziono
szczątki ok. 200 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Przy zwłokach
znaleziono m.in. łuski z broni sowieckiej i niemieckiej. W zgodnej
ocenie prokuratorów i historyków IPN, to szczątki ofiar zbrodni
komunistycznych i nazistowskich.

„Odnalezieni to jednak nie tylko ofiary wojny z ręki Sowietów czy
nazistów, co do których panuje zgodna ocena, lecz także zabici w czasie
postwojennej ery komunistycznej w Polsce przez wewnętrzne służby
bezpieczeństwa, do których podejście w Polsce wciąż jest bardzo
skomplikowane” – pisze „NYT”.

Dlatego, jak zauważa gazeta, w naszym kraju wciąż istnieją
środowiska, które nie chciałyby, aby te odkrycia badano zbyt dokładnie.
Nowojorski dziennik cytuje badaczy z Polski, którzy zwracają uwagę, że
temat zbrodni UB i SB nie przebija się do mainstreamowych mediów w
naszym kraju. Ponadto zwraca uwagę na fakt, iż naukowcy, którzy są
szczególnie blisko tych kwestii, niejednokrotnie stawali się ofiarami
przemocy lub otrzymywali anonimowe groźby. „Pomimo że pokolenie wojny
już dziś bardzo się zestarzało, a zagrożenie zdecydowanie zmalało, wciąż
panuje niechęć do tego, aby dotykać bardzo głęboko tego, co się tam
stało” – czytamy w „NYT”. W ocenie komentatorów dziennika, część ludzi
uważa, że po prostu „nie poruszać tej sprawy jest bezpieczniej”.

Według historyków IPN, teren obecnego Aresztu Śledczego w
Białymstoku, czyli dawnego Więzienia Karno-Śledczego przy ul. Kopernika,
jest jednym z lepiej udokumentowanych archiwalnie miejsc egzekucji
ofiar białostockiego Urzędu Bezpieczeństwa. Wyniki prac przeprowadzonych
tam w maju zaskoczyły ich o tyle, że były odkrywane nie tylko pochówki
mężczyzn, czego się spodziewano, ale też kobiet i dzieci, w tym
niemowląt.

Łukasz Sianożęcki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

28. Mińsk odmawia IPN

Mińsk odmawia

IPN umorzył śledztwo w sprawie zbrodni NKWD popełnionych na gimnazjalistach z Augustowa

IPN umorzył śledztwo w sprawie zbrodni NKWD
popełnionych na gimnazjalistach z Augustowa. Powód? Odmowa pomocy
prawnej przez Białoruś.

Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w
Białymstoku musiała umorzyć śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko
ludzkości i zbrodni wojennych dokonywanych od grudnia 1939 r. do 27
marca 1940 r. na kilkudziesięciu uczniach gimnazjum w Augustowie. To już
trzecie śledztwo umorzone przez pion śledczy IPN, po negatywnej
odpowiedzi z Mińska.

„Aktualnie wyczerpano możliwości dowodowe, w szczególności wobec
odmowy przez prokuraturę Białorusi realizacji wniosku IPN o
międzynarodową pomoc prawną. Brak jest też pozytywnych przesłanek, iż
materiał dowodowy zostanie uzupełniony w najbliższym czasie. Nie
występuje zatem możliwość bliższego ustalenia tożsamości sprawców,
dlatego też śledztwo IPN należało umorzyć z powodu niewykrycia sprawców
przestępstwa /art. 322 § 1 kpk/” – czytamy w postanowieniu o umorzeniu
śledztwa.

Dalej prokurator pisze, że wobec stanowiska białoruskiej prokuratury
„brak jest możliwości dalszych skutecznych działań, zmierzających do
uzyskania bliższych danych i materiałów archiwalnych z Białorusi”.

Wniosek o pomoc prawną dotyczył kwerendy w Narodowym Archiwum
Republiki Białorusi w Mińsku oraz w Archiwum Państwowym Obwodu
Grodzieńskiego w Grodnie. Białoruś, chociaż od 1994 r. obowiązuje ją
umowa o wzajemnej pomocy prawnej z Polską, odpowiedziała odmownie.

– Generalna Prokuratura Republiki Białorusi, po rozpatrzeniu wniosku o
pomoc prawną, odmówiła wykonania czynności w tej sprawie – poinformował
„Nasz Dziennik” prowadzący śledztwo prokurator Dariusz Olszewski z
Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w
Białymstoku.

Mińsk odpisał, że sprawa dotyczy przestępstw, które miały miejsce na
jej terytorium i do tych czynów stosuje się prawo karne i jurysdykcję
Republiki Białorusi.

Jak zapowiada prokurator, pomimo umorzenia postępowania będzie ono pozostawać w zainteresowaniu śledczych IPN.

– W przypadku uzyskania informacji pozwalających na uzupełnienie
materiału dotyczącego sprawy zostaną podjęte dalsze czynności śledcze, a
postępowanie może zostać podjęte w celu jego kontynuowania – tłumaczy
prok. Olszewski.

Nieznane zbrodnie

Postępowanie toczyło się od 2012 r., w ciągu dwóch lat prokuratorowi
udało się zebrać wiele informacji, głównie podczas przesłuchań świadków,
o dotąd nieznanych sowieckich zbrodniach popełnionych na augustowskich
gimnazjalistach.

– Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby te zbrodnie ujrzały światło
dzienne, zostały udokumentowane, a ich ofiary nie popadły w niepamięć –
deklaruje Dariusz Olszewski. – Podczas gromadzenia dowodów poznałem,
jak powszechna była postawa patriotyczna wśród mieszkańców ziemi
augustowskiej w czasie obu okupacji, jak wiele organizacji
konspiracyjnych działało na tym terenie. To dlatego właśnie tu komuniści
dopuścili się zbrodni zwanej obławą augustowską – dodaje.

Umorzone dochodzenie dotyczyło bezprawnego pozbawienia wolności przez
NKWD, w okresie od grudnia 1939 roku do 27 marca 1940 roku, w
Augustowie kilkudziesięciu uczniów gimnazjum. Przetrzymywano ich w
więzieniu w Mińsku i wywożono do obozów karnych, łagrów na Wschód.
Gimnazjaliści byli członkami młodzieżowych konspiracyjnych organizacji
niepodległościowych, harcerzami lub uznani zostali przez organy
komunistyczne za osoby działające przeciwko władzy sowieckiej.

Tortury w karcerze

Podczas przesłuchań byli torturowani. Metody śledcze, jakie NKWD
stosowało wobec nich, to m.in. bicie po stopach i kopanie po całym
ciele, przytrzaskiwanie palców rąk w drzwiach, wlewanie nafty i benzyny
do nosa, grożenie rozstrzelaniem, pozorowanie egzekucji, przetrzymywanie
w zimnym karcerze o głodzie.

W śledztwie zgromadzono dowody pozwalające na ustalenie losów
kilkudziesięciu aresztowanych gimnazjalistów. Powodem uwięzienia jednego
z nich, Rudolfa Pawełki, w listopadzie 1939 r. było rozrzucanie ulotek i
wywieszanie plakatów antysowieckich w związku ze zbliżającą się
rocznicą 11 listopada. Początkowo śledztwo przeciwko niemu prowadzono w
Augustowie, później został przewieziony do więzienia w Grodnie. 9 maja
1940 r. skazano go na 10 lat ciężkich robót.

Z kolei powodem zatrzymania gimnazjalisty Pawła Huszczy było aktywne
uczestnictwo w proteście uczniów, którzy nie zgodzili się na naukę
szkolną w Boże Narodzenie, co nakazały władze sowieckie. Huszcza był
bity tak bestialsko, że stracił zęby. Po brutalnym śledztwie został
skazany na karę 25 lat więzienia.

NKWD badało też sprawę zabójstwa w ZSRS zatrzymanych w 1940 r. w
Augustowie uczniów: Jana Gołubienki i Józefa Malczewskiego. Ze względu
na odmowę pomocy prawnej przez Białoruś nie udało się jednak ustalić,
gdzie i kiedy zginęli.

W postanowieniu o umorzeniu śledztwa wysuwa się przypuszczenie, iż
mogli oni stać się ofiarami zbrodni katyńskiej, a ich nazwiska mogą
znajdować się na tzw. białoruskiej liście katyńskiej.

Spis akt

Umorzone śledztwo to jedno z trzech postępowań, które prokurator
Dariusz Olszewski wszczął na podstawie informacji zebranych podczas
obszernego dochodzenia dotyczącego deportacji w głąb ZSRS, od 17
września 1939 r. do czerwca 1941 r., obywateli polskich z okupowanego
przedwojennego województwa białostockiego. Wszystkie postępowania
dotyczyły sowieckich zbrodni popełnionych na Polakach na terenie
Augustowszczyzny.

Rosja swego czasu przekazała Polsce wykaz spraw, które były w
państwie sowieckim prowadzone i złożone w konkretnych archiwach. Według
tego spisu, akta dotyczące tych trzech śledztw IPN Białystok znajdują
się obecnie w archiwach Białorusi. Bez tych kluczowych dla
prokuratorskich postępowań dokumentów niemożliwe było dalsze ich
prowadzenie. Dlatego wszystkie sprawy zostały umorzone. Pierwsza już w
2012 roku. Następne, prowadzone w sprawie „komunistycznej zbrodni
przeciwko ludzkości, będącej jednocześnie zbrodnią wojenną”, umorzono
jesienią 2013 roku. Śledztwo to dotyczyło bezprawnego pozbawienia
wolności przez NKWD w roku 1940 r. w Dębowie, Mogielnicy i Czarniewie
(powiat augustowski) 10 polskich patriotów. Zatrzymani przez NKWD mieli
być szczególnie okrutnie dręczeni.

Ośmiu z nich wywieziono na Sybir, później trafiły tam ich rodziny.

Natomiast dwóch aresztowanych (Kazimierz Wiśniewski i Kazimierz
Ćmielowski) zostało skazanych przez sowiecki sąd wojenny na
rozstrzelanie. Wyroki wykonano w nieznanym miejscu.

Do dziś nie wiadomo, gdzie pogrzebano ciała. Dowody zgromadzone w
śledztwie ujawniły, że 10 aresztowanych osób należało do działającej na
terenie Augustowszczyzny organizacji niepodległościowej Polska Armia
Wyzwolenia.

Adam Białous


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

29. Znaleźli żołnierzy „Burego” W

Znaleźli żołnierzy „Burego”

W miejscowości Gajrowskie odkryto szczątki żołnierzy oddziału kpt. Romualda Raisa

zdjecie

W jamie grobowej w miejscowości Gajrowskie
odkryto trzy ludzkie szkielety i wojskowy guzik z orłem w koronie. To
żołnierze oddziału kpt. Romualda Raisa.

W trakcie wczorajszych prac ekshumacyjnych mogiłę członkom Fundacji
Niezłomni wskazali przedstawiciele miejscowej ludności jako miejsce
pochówku żołnierzy 3.Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego, które w 1946 r. stoczyło tu krwawą potyczkę z przeważającymi
siłami NKWD, MO i UB.

Na miejscu koło Gajrowskich (mogiła jest na skraju Puszczy Boreckiej)
pracują archeolodzy, antropolodzy i genetycy, którzy zabezpieczają
materiał DNA.

– Najpierw udało się nam zlokalizować jamę grobową. W niej do tej
pory odkryliśmy szczątki 3osób, a przy nich m.in. fragment ryngrafu,
wojskowy guzik z orłem w koronie i dewizę od zegarka –relacjonuje
Wojciech Łuczak, prezes zarządu Fundacji Niezłomni.

W grobie może spoczywać od 6do nawet 24 osób. Dlatego prace będą prowadzone aż do odkrycia wszystkich kości.

Żeby ustalić tożsamość osób, niezbędne są badania genetyczne. –W celu
identyfikacji szczątków poszukiwani są potomkowie ofiar, które zginęły
pod Gajrowskimi – mówi Łuczak.

Prace ekshumacyjne w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca potyczki z 16
lutego 1946 r. prowadzone są przez Fundację Niezłomni im. Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki”. Fundacja prowadzi też akcję „Niezłomny jest w
tobie”, która ma zachęcić do przekazywania informacji o miejscach
spoczynku żołnierzy. W ten właśnie sposób zlokalizowano grób w
Gajrowskich.

– Nasze działania mają na celu odnalezienie szczątków żołnierzy,
identyfikację genetyczną oraz przeprowadzenie w przyszłości ich godnego
pochówku w miejscu potyczki – zapowiada Wojciech Łuczak. Z informacji,
którymi dysponuje Fundacja, wynika, że pochowanych jest tam 20 osób – 3
znane są z imienia i nazwiska, 4 – z pseudonimów.

W okolicy miejscowości Gajrowskie 16 lutego 1946 r. doszło do
największej na Mazurach konfrontacji militarnej żołnierzy podziemia
niepodległościowego z siłami komunistycznymi. Podczas postoju na
kwaterach we wsi 120żołnierzy, dowodzonej przez kapitana Romualda Raisa
„Burego” 3. Brygady Wileńskiej NZW, zostało zaskoczonych przez obławę.

W nierównej walce zginęło, jak się szacuje, od kilkunastu do 24
żołnierzy podziemia, w tym dwaj oficerowie: por. Jan Boguszewski „Bitny”
i por. Włodzimierz Jurasow „Wiarus”.

Według historyków, straty 3.Brygady byłyby większe, gdyby nie
działania oddziału rozpoznawczego dowodzonego przez zastępcę „Burego”
ppor. Kazimierza Chmielowskiego ps. „Rekin”, który pod wsią Jelonek
powstrzymał część sil nadchodzącej obławy. Dzięki temu główne siły 3.
Brygady mogły wyrwać się z okrążenia i wycofać do Puszczy Boreckiej.

W wyniku bitwy 3. Brygada została rozproszona i musiała wycofać się
na tereny południowej Białostocczyzny. Bitwa zakończyła trwający ponad
tydzień rajd po terenie dawnych Prus Wschodnich, podczas którego polscy
żołnierze zajęli Wydminy i wywiesili na ratuszu flagi z orłem w koronie.

Bitwę pod Gajrowskimi upamiętnia pomnik na obrzeżach Puszczy
Boreckiej, postawiony 20 lat temu dzięki staraniom żołnierzy NZW.
Monument ma zostać w ciągu dwóch lat odrestaurowany.

Przed dwoma laty Rada Gminy Wydminy upamiętniła żołnierzy specjalną
uchwałą. W centrum miasta upamiętniono też ppor. Kazimierza
Chmielowskiego. „Rekin” od 1942 r. walczył w AK na Wileńszczyźnie, był
czterokrotnie ranny. Aresztowany przez NKWD, uciekł z zesłania w
Kałudze. W 1946 r. dołączył do 3. Brygady Wileńskiej NZW, został
zastępcą Raisa „Burego”. Obu ujął UB. Na pokazowym procesie w
białostockim kinie „Ton” 1 października 1949 r. „Burego” skazano na karę
śmierci. Taki sam wyrok usłyszał w 1950 r. „Rekin”.

„Nasz Dziennik” dotarł do świadka procesu „Burego”. – Podczas
odczytywania wyroku śmierci kpt. Romuald Rais był w postawie
wyprostowanej, wyrok przyjął spokojnie, z podniesioną głową. Nic nie
mówił – relacjonuje Lucyna Palczewska, wówczas uczennica klasy
maturalnej.

– Bardzo wzruszyłam się tym widokiem, było mi go bardzo żal, zaczęłam
szlochać. Zauważyli to ubecy, którzy byli obecni na widowni. Chcieli do
mnie podejść. Uciekłam do kościoła farnego, przylegającego do kina
„Ton”. Na szczęście w kościele było mnóstwo ludzi na nabożeństwie i
ubecy nie mogli mnie znaleźć – opowiada pani Lucyna.

Wyrok śmierci na Romualdzie Raisie i Kazimierzu Chmielowskim wykonano
w białostockim więzieniu przy ul. Kopernika. Do dziś nie wiadomo, gdzie
spoczywają. Symboliczny grób Chmielowskiego znajduje się na cmentarzu w
Giżycku na Mazurach.

Adam Białous


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl