NIM WRÓCIMY DO JAŁTY

avatar użytkownika Aleksander Ścios

Wydarzenia związane z wojną na Ukrainie zmuszają do trzeźwej refleksji: ani upadek Związku Sowieckiego ani odzyskanie wolności przez „demoludy” nie zmieniły zasadniczych fundamentów porządku jałtańskiego. Dokonany wówczas podział wpływów i relacji międzynarodowych został dziś z całą mocą przypomniany.
Wprawdzie dążeniom wolnościowym Ukrainy towarzyszy przychylna narracja państw „wolnego świata”, deklaracje pomocy i zapewnienia o wsparciu, to historia jest zawsze sumą faktów dokonanych, nie obietnic i werbalnych deklaracji.
Fakty zaś dowodzą, że zbrojna napaść Rosji na niepodległą Ukrainę nie została powstrzymana i nie spotkała się z reakcją Zachodu. Dzisiejsze status quo wyznaczono komunikatem z 3 marca br. wydanym po dyplomatycznej interwencji Niemiec: "Merkel i Putin zgodzili się co do kontynuowania przez oba kraje konsultacji dwustronnych i wielostronnych w celu normalizacji społeczno-politycznej sytuacji na Ukrainie." Propozycja złożona wówczas Putinowi w zasadzie sankcjonowała prawo Rosji do napaści na Ukrainę i czyniła z Moskwy decydenta w sprawie przyszłości tego kraju. Przywódca Rosji już osiągnął ważne cele strategiczne: dokonał przeglądu swoich kadr na Zachodzie, zweryfikował reakcje NATO, poróżnił i postraszył polityków unijnych, wytyczył nowe granice ustępstw i zbadał rejestr korzyści płynących z amerykańskiego „resetu”.
Gdy wśród komentarzy dotyczących obecnej sytuacji przewija się pytanie o dalsze plany Putina, uwadze komentatorów umyka rzecz znacznie większej wagi. Wojna na Ukrainie nie jest oznaką realizowania przez Kreml jakiejś „tajnej strategii”, lecz wyrazem realizmu pułkownika KGB. Putin doskonale „odrobił” lekcję najnowszej historii i wyciągnął trafne wnioski z błędów popełnianych przez przywódców Zachodu. 
Wielu historyków wskazuje, że amerykańscy politycy i doradcy otaczający prezydenta Roosevelta w Jałcie byli wręcz przekonani, że ZSRR to kraj antyfaszystowski, postępowy i demokratyczny. Ta sama fałszywa wizja współczesnej Rosji od lat towarzyszy poczynaniom kremlowskich siłowików i decyduje o reakcjach „wolnego świata”. Umocnił ją dogmat o „śmierci komunizmu” wsparty o ekonomiczne korzyści, jakie Zachód miał odnieść z procesu „cywilizowania” Rosji. Pogoń za zyskiem oraz lęk przed naruszeniem interesów Moskwy, zbudowały oś dzisiejszych relacji. 
Kremlowscy stratedzy doskonale wiedzą, że nadrzędnym celem społeczeństw Zachodu nie jest prawda historyczna bądź racje moralne, ale dobrobyt i spokój – i za obie te wartości gotowe są zapłacić każdą cenę. Józef Mackiewicz w „Zwycięstwie prowokacji” trafnie ocenił ten mechanizm: „Polityka Zachodu podczas wojny kierowała się względami narzuconymi jej przez sojusz z Sowietami; polityka Zachodu po wojnie kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć pokojowej koegzystencji z Sowietami.” Prowadzona przez ostatnie lata rosyjska kampania propagandowo - dyplomatyczna sprawiła, że państwo to było postrzegane przez pryzmat potencjalnych korzyści politycznych i ekonomicznych, jakie miały płynąć z „demokratyzowania” Rosji, nawiązywania z nią kontaktów handlowych, otwarcia granic i  drzwi do instytucji światowych. W oczach Zachodu „koegzystencja” z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma „należną” mu strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje. Ten „georealistyczny” kierunek określał reakcje „wolnego świata” wobec ZSRR i po upadku Związku Sowieckiego. Do dziś wyznacza zachowania w sprawie Ukrainy.
Nie wolno wierzyć, że tzw. wolny świat jest autentycznie zainteresowany suwerenną Ukrainą i wyrwaniem krajów Europy Wschodniej spod kurateli Moskwy. Nowe władze Ukrainy już płacą ogromną cenę za poddanie się naciskom unijnych dyplomatów, których troska dotyczy głównie „nieulegania rosyjskim prowokacjom wojennym” i  niepodejmowania walki zbrojnej.
Największego zagrożenia dla niepodległego bytu Ukrainy nie stanowią dziś zdezelowane ruskie tanki i zdemoralizowana armia Putina, lecz pojałtańska polityka państw UE i USA, które za żadną cenę nie zrezygnują z prób "cywilizowania" Rosji i paktowania z kremlowskim terrorystą. Przywódca Rosji cynicznie wykorzystuje ten mechanizm i angażuje swoich dotychczasowych sojuszników w działania obezwładniające dążenia Ukrainy. Militarnie słaba i technologicznie zacofana Rosja, nie musi nawet udowadniać swojej siły. Robi to za nią armia tchórzliwych głupców wspierana przez zastępy agentury wpływu. Reszty dopełni ekspansywna sieć intryg i rosyjskiej dezinformacji oplatającej współczesny świat.
Jak trafnie zauważył publicysta "Financial Times", to "nie Putin przechytrzył Zachód, lecz to Zachód dał się przechytrzyć Putinowi.
Nim Ukraińcy dostrzegą to zagrożenie, znajdą się pod butem pułkownika KGB lub (w najlepszym wypadku) podzielą los III RP i zakosztują dobrodziejstw pseudodemokracji budowanej w stylu postsowieckim. My, którzy od dwóch dekad doświadczamy tych skutków, powinniśmy bezwzględnie wykorzystać historyczny moment, gdy wolno (a nawet wypada) mówić dziś o bandytyzmie Rosji i walce z rosyjską dominacją.
Dlatego refleksja związana z wydarzeniami wokół Ukrainy, nie może zatrzymać się na diagnozie sytuacji, lecz musi kierować w stronę naszych, polskich problemów. W ostatnich siedmiu latach przynajmniej kilkakrotnie mogliśmy dostrzec prawdziwe intencje „wolnego świata”. Entuzjazm, z jakim na Zachodzie powitano zwycięstwo wyborcze Platformy w roku 2007 i 2011 nie wypływał przecież z troski o polskie sprawy i nie był efektem wysokiej oceny przymiotów politycznych i intelektualnych przedstawicieli rządu Tuska. Podkreślano przede wszystkim, że „pragmatyzm” nowej władzy pozwoli poprawić relacje z Rosją i wygasić „polską rusofobię”. To dlatego, natychmiast po tragedii smoleńskiej pojawiły się na Zachodzie głosy nawołujące do pojednania polsko-rosyjskiego, zaś niemieckie media nie ukrywały, że „napięcia pomiędzy Polską a Rosją oznaczają dla Berlina kłopoty”. 
Życzliwość komisarzy i polityków Zachodu, a w szczególności serdeczności Angeli Merkel, mają bardzo konkretny wymiar. W równym stopniu dotyczy on świadomości, że rząd PO-PSL jest tworem wyjątkowo słabym i podatnym na unijne naciski, jak przekonania, że nie będzie on przeciwstawiał się Rosji ani tworzył przeszkód w realizacji polityki pojałtańskiej.
Wyznanie uczynione przed kilkoma laty przez Donalda Tuska, iż celem polityki zagranicznej jego rządu jest "usuwanie przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich", najpełniej oddaje sens tego podporządkowania.
Gdy za kilka miesięcy zatrze się pamięć o rosyjskiej napaści, a młyny propagandy rozpoczną swoją zwyczajową robotę, powróci nie tylko dotychczasowa narracja, ale niezmienne pozostaną priorytety tego rządu. Szczególnie te, wyznaczane europejską polityką „współpracy i porozumienia z Rosją”, w której nasz kraj ma spełniać rolę nośnika obcych interesów.
O tym, że Rosja jest naturalnym wrogiem wszystkiego co wolne i niepodległe, nas - Polaków, nie trzeba przekonywać. Nie trzeba nam też udowadniać, że zaprowadzone w III RP rządy „partii rosyjskiej” są gwarantem interesów Moskwy i służą „pokojowej koegzystencji” Zachodu z kremlowskim satrapą.
Realizm nie pozwala oczekiwać rzeczy niemożliwych, a zatem wierzyć, że sojusze militarne i polityczne uchronią nas od napaści i rosyjskiej dominacji. Po roku 1939 i 1945, kolejna data nie przyniesie przełomu w łańcuchu dyplomatycznych draństw, zdrady i zawiedzionych nadziei. Żadna z „zachodnich demokracji” nie będzie umierać za Polskę, tak jak dziś nikt nie chce nadstawiać głowy za wolną Ukrainę.
Realizm każe jednak rozumieć, że historię tworzą fakty i ten czas musi być wykorzystany do podważenia „magdalenkowego” porządku, na którym zbudowano III RP. Stanowi on wierne odbicie ładu pojałtańskiego i wszelkich „samoograniczeń” jakie narzucono Polakom.
Polski silnej i niezależnej, jakiej chciał prezydent Lech Kaczyński, nie da się zbudować z obecnym układem rządzącym, jego pseudoelitami i antypolskim systemem wartości. Oparty na podległości wobec silniejszych i logice kłamstwa smoleńskiego, reżim ten stanowi dziś główne zagrożenie przed którym stoją Polacy. Nigdy wcześniej nie było to tak oczywiste, jak w dniach, w których widzieliśmy trupy na ulicach Kijowa.
Tak długo, jak agresja rosyjska zaprząta uwagę opinii światowej i decyduje o politycznych koniunkturach, jest czas na obalenie tego układu.
Później wrócimy do Jałty.

Artykuł opublikowany w nr 12/2014 Gazety Polskiej

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

"Tak długo, jak agresja rosyjska zaprząta uwagę opinii światowej i decyduje o politycznych koniunkturach, jest czas na obalenie tego układu."

Tusk doskonale rozumie , że sytuacja na Ukrainie obnażyła nicość i szkodliwośc jego juz prawie 7 letniej polityki. Dlatego dzisiaj , przed jutrzejszym szczytem w UE, który nic nie przyniesie, poza kolejnymi deklaracjami, wygłosił swoje "orędzie".

"Polska jest silnym, bezpiecznym i dojrzałym państwem; właśnie dziś, w tak trudnym momencie, jakim jest kryzys ukraińsko-rosyjski i aneksja Krymu, trzeba o tym dobitnie mówić ".

A opozycja śpi, układa listy stołków w Brukseli.

Nie śpi Merkel.

Sytuację na Ukrainie, w tym możliwość rozmieszczenia tam misji obserwacyjnej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), omówili w rozmowie telefonicznej szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow i minister spraw zagranicznych Niemiec, Frank-WalterSteinmeier– poinformowano dziś w rosyjskim MSZ.

Rozmowa telefoniczna odbyła się z inicjatywy strony niemieckiej.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/news/2014_03_19/Szefowie-MSZ-Rosji-i-Niemiec-omowi...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika UPARTY

2. Myślę, że wszystko to jest bardziej skomplikowane

Po pierwsze; Aneksja Krymu i zapewne niedługa aneksja Doniecka jeszcze pól roku temu nie była w ogóle planowana przez Rosję. Plan zakładał powolną, pokojową aneksję całej Ukrainy. Wniosek z tego jest taki, że obecna akcja Rosji to raczej spontaniczna, oczywiście w kategoriach politycznych, akcja ratunkowa. Nie sądzę by była ona dobrze przemyślana i dobrze przygotowana. Dowodem na to jest właściwie brak w mediach całego świata pożytecznych idiotów, brak demonstracji pacyfistów i zielonych.
Po drugie cała ta sytuacja najbardziej komplikuje sprawy nie Rosji a Niemiec.
Tu jest potrzeba krótka dygresja historyczna. Otóż za czasów Królowej Elżbiety I doszło do sporu między Anglią i Hanzą o dostępność portów. Hanza domagała się otwarcia dla swoich statków portów Angielskich a Anglicy nie chcieli się na to zgodzić. Jednak do Anglii udała się misja dyplomatyczna z Polski, o czy mało kto wie i w obliczu zabezpieczenia sobie przez Hanze zaplecza na wschodzie jej siła tak wzrosła, że Anglicy musieli się zgodzić na otwarcie swoich portów. Ot tego momentu Anglicy zaczęli rozgrywać Rosję jako ... pożytecznego idiotę, który swoimi ambicjami umożliwi Anglikom realizacje ich interesów mimo reszty Europy.. Jaszcze w czasach Katarzyny Wielkiej było dla wszystkich oczywiste, że jej sukcesy polityczne w Europie wynikały głównie z przychylności ambasadora Anglii. Bez wsparcia Anglii nie możliwa była by Wojna Północna, bo to Anglicy ją sfinansowali!
Jest też dla wszystkich oczywiste, że gdyby nie pomoc Anglików i Amerykanów w czasie II wojny światowej pierwszym przystankiem Niemców byłby Ocean Spokojny.
Rosja ze względu na autodestrukcyjność włąsnego systemu społecznego nigdy nie była i dalej nie jest zdolna do samodzielnych działań na arenie międzynarodowej. Otóż problem strukturalny Rosji polega na tym, że ze względu na zbyt duża dominację aparatu władzy i brak jakichkolwiek swobód obywatelskich społeczeństwo rosyjskie jest absolutnie nie kreatywne. Nie ma więc możliwości elastycznie reagować na zmieniającą się w świecie sytuację w żadnej dziedzinie.
Chodzi o to, że elastyczna reakcja jest możliwa wtedy gdy włądza może zmienić środki działania stosownie do okoliczności, czyli może użyć czego, czego do tej pory nie używała, albo zmienić sposób tego co już używała.
Czyli, po to by móc działać władza państwowa musi mieć rezerwę środków nieużywanych. W Rosji natomiast takiej rezerwy nie ma, bo na wszelką działalność trzeba mieć zgodę władzy a tę zgodę można uzyskać pod warunkiem, że ta działalność jest władzom do czegoś potrzebna. Gdy przychodzi kryzys to okazuje się, ze bez pomocy z zewnątrz nie można nic zrobić, czego do tej pory nie robiono.
Tę sytuację postanowiły w latach 90-tych wykorzystać Niemcy. Gdy Amerykanie postanowili zlikwidować ZSRR ( Przypominam, że delegalizacja ZSRR była ogłoszona przez prezydenta Reagana) to Niemcy postanowiły zabezpieczyć sobie wschód - zgodnie z myślą polityczną Hanzy- i nawiązały kontakty już nie z Polską, bo ta stała się za mała a z Rosją. Celem oczywistym Niemców jest budowa silnego i wpływowego państwa, którego siła polityczna odpowiadałaby sile potencjału gospodarczego. Do tego Niemcy muszą być "po jednej stronie" z Rosją we wszystkich sprawach politycznych.
Nie mogą jednak zaakceptować dążenia do zwiększenia terytorium państwowego żądnego kraju, bo to rozbije im jedność Europy i przekreśli wszystkie ich plany.
Oczywiście, że proces rozpadu doktryny niemieckiej będzie trwać latami, dużo dłużej niż aneksja tych ziem Ukraińskich, które chcą wziąć Rosjanie, ale zdaje się być nieuchronny, bo został włąśnie podkopany jego fundament. Stąd wątpliwości Pani Merkel co do sprawności umysłowej Putina, który jej zdaniem nie wie co robi i jakie będą tego skutki. Nie może ona pojąć, że dla krótkotrwałej korzyści propagandowej Putin zaryzykował tak wielki projekt polityczny.
Putin w swym orędziu powiedział w zasadzie tylko jedno ważne zdanie, że nie mógł on inaczej zareagować na wydarzenia na Ukrainie, że nie jest on wcale "chory na głowę", tylko nie ma na tyle swobody działania by móc zachować się racjonalnie! To bardzo zła wiadomość dla Pani Kanclerz.
Przypominam teraz sekwencje wypowiedzi w sprawie Ukrainy w ubiegłym tygoniu. Zaczeło się w zeszłym tygodniu od wypowiedzi minister spraw zagranicznych Anglii, że Rosja poniesie ciężkie konsekwencje zajęcia Krymu. W poniedziałem minister spraw zagranicznych Niemiec powiedział, ze dotychczasowa polityka wobec Rosji okazała sie nieskuteczna i Niemcy za to zapłacą, nstępnie w środę minister spraw zagranicznych Francji postawił warunek akceptacji tego planu i powiedział, ze nie zgadza się na przyjecie Ukrainy do Unii. W ten sposób powstał tzw "konsensus w sprawie Ukrainy". Sprowadza się on do tego, że wiodącą rolę bedą mieć Anglicy, płacić będą Niemcy ale w efekcie tych działań nie nastą przyjecie Ukrainy do Unii. Taki projekt konsensusu został zaprezentowany światu. W imieniu struktur finansowych USA Buffet udzielił wywiadu i stwierdził, że światu grozi kryzys finansowy, ale nie będzie on dotykać USA i nie wezwał do próby choćby odsunięcia go w czasie. W poniedziałek, w tym tygodniu minister spraw zagranicznych Japonii poparł sankcje wobec Rosji i zaraz po tym ważny polityk USA zdefiniował sytuację: "Rosja to stacja benzynowa, która udaje państwo".
I teraz kwestia skuteczności politycznej zachodu. Nasze doświadczenia z 1939 roku zdają się tej skuteczności zaprzeczać, ale czy to prawda? Polska zawiązała sojusz antyniemiecki z Anglią i Francją. 3 czy 4 września 1939 roku oba te kraje wypowiedziały Niemcom wojnę, która skończyła się 8 maja 1945 roku utratą przez Niemcy 1/3 swojego terytorium na rzecz Polski. Oczywiście Polska utraciła przy okazji swoją suwerenność na rzecz Rosji, ale zawarty sojusz nie był sojuszem antyrosyjskim tylko antyniemieckim. Tak jakoś wyszło!

uparty

avatar użytkownika Aleksander Ścios

3. Szanowna Pani Marylo,

Mamy do czynienia z sytuacją wyjątkowo niekorzystną , czyli taką, gdy o naszych interesach narodowych chce decydować Moskwa i Berlin. Dwie dekady rządów postsowieckiej nomenklatury i ostatnie siedem lat dominacji "partii rosyjskiej" uczyniło z nas bezwolny przedmiot w rozgrywkach kilku mocarstw.
Odnajduję w tym bezpośrednie odbicie "ładu jałtańskiego" - anormalnego, patologicznego układu, na mocy którego państwu współuczestniczącym w rozpętaniu II wojny światowej powierzono władzę nad połową Europy. Kilka lat wystarczyło, by drugi ze światowych agresorów osiągnął podobną pozycję.
Okazało się wówczas, że rzekomy antykomunista Hitler zrobił dla komunizmu lepszą robotę niż stada agitatorów i dywizje Armii Czerwonej. Bo oto w oczach Europy dokonał rehabilitacji komunizmu i uznania go za sojusznika "wolnego świata".
Za ten historyczną zbrodnię do dziś płacimy cenę "georealizmu", a sprawa Ukrainy przypomina nam o tym z całą mocą.

Nie spodziewałem się, by w obecnej sytuacji opozycja wzywała do "kryterium ulicznego". Panowie z PiS-u doskonale wiedzą, że ich pseudodemokratyczna retoryka skutecznie znieczuliła Polaków i uodporniła nas na upokorzenia i zagrożenia.
Nie wolno jednak pogodzić się z postawą "wspierania" polityki reżimu, bo jest to krótkowzroczna, szkodliwa i - co najważniejsze, antypolska strategia. Podejmując ją, PiS wyrządził Polakom ogromną szkodę.
Mamy dziś krótki okres na wykorzystanie sprzyjającej koniunktury. Sprzyjającej tylko w tym wymiarze, że "wolny świat" nie odważy się otwarcie bronić moskiewskich wpływów w III RP. Tak, jaka czynił to dotychczas, radując się z wyborczych zwycięstw platformianych "pragmatyków".

Pozdrawiam Panią

avatar użytkownika UPARTY

4. Jedna uwaga.

Ani Moskwa, ani Berlin, ani żadna inna stolica nie zajmuje sie interesem Polski. Każda z nich zajmuje się własnym interesem. Oni nie decydują o naszych interesach a o naszej sytuacji. To zupełnie co innego

uparty