W Dniu św. Walentego

avatar użytkownika Pelargonia
Dzień św. Walentego jest okazją do osobistych wyznań. Jeśli zapytacie mnie, który z polityków najbliższy jest mojemu i mojej Mamy sercu, bez wahania odpowiedziałabym: Pan Minister ANTONI MACIEREWICZ. To On utrzymuje nas w nadziei, że w naszej Ojczyźnie mogą jeszcze zaistnieć: prawda, prawo i sprawiedliwość. Mówiąc krótko: że będziemy mieli taką Polskę, o jakiej przez tyle lat marzymy. Jeśli my nie możemy, to pomóż Mu Ty, Panie Boże w Jego nadludzkim wysiłku i staraniach.

10 komentarzy

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Do Pani Pelargonii

Szanowna Pani Ewo,

Nie pozostaje mi nic innego jak podpisać się pod Pani Mamy i Pani zdaniem.

Ukłony dla Pań



Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Pelargonia

2. Szanowny Panie Michale,

Serdeczne dzięki:)

Myślę, ze przyłączając sie do takich Polaków, jak Pan Macierewicz zwyciężymy.

Pozdrawiamy serdecznie Pana i Małżonkę

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

3. Droga @Pelargonio i Jej Mamo :)

Pan Antoni ma mocnego patrona w niebie....Patrona od rzeczy znalezionych,więc tą zagubiona Polskę POZWOLI MU odlależć dla Nas,dla Polskiego Narodu....
"Zaszum nam Polsko.." moja ukocha Pieśń ...zaszum nam Polsko....szumem husarskich skrzydeł....Dobry Boże pozwól nam tego doczekać
Pelargonio serdeczności a dla Mamusi,uściski :)

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

4. Droga Zofio,

Myślimy podobnie.
Odwzajemniamy uściski:)

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

5. Jesteście Kochane :)

całusy :)

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

6. Zofio, to Ty jesteś niesamowita:)

Tobie i Budrysom Annelies Štrba na bis.

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika intix

7. Droga Pelargonio

Przyłączam się do Twojej modlitwy...

...pomóż Mu Ty, Panie Boże w Jego nadludzkim wysiłku i staraniach...
Amen.

***
Pozwolę sobie zapisać u Ciebie wywiad przeprowadzony z Panem Ministrem Macierewiczem w sierpniu 2007r.:

Nowy zaciąg kontrwywiadu

Z Antonim Macierewiczem, szefem Służby Kontrwywiadu

Wojskowego, rozmawia Katarzyna Orłowska-Popławska




Plany urlopowe już sfinalizowane?

- Nie liczę na dłuższy urlop w tym roku, podobnie zresztą było w
poprzednich latach. Ale być może 15 sierpnia wieczorem, po
uroczystościach, uda mi się wyjechać na tydzień. Kilka dni temu urodziła
się nam trzecia wnuczka. Wszystkie plany urlopowe uzależniam od tego
wydarzenia.



Jak wnuczka ma na imię?

- Rodzice nazywają ją Miłka, ale jej patronką jest św. Emilia de Vialar.



W jaki sposób spędza Pan wolny czas?

- Jeżeli wyjeżdżam na urlop, to przeważnie w góry.



Sport?

- Staram się być w dobrej formie. W młodości uprawiałem wyczynowo sport -
skoki do wody, ale to wymagało rezygnacji z wielu innych spraw. Tak
więc po maturze przestałem systematycznie trenować i brać udział w
zawodach. Ale jeżdżę na nartach, pływam, biegam. Staram się żyć
normalnie, choć moje możliwości są bardzo ograniczone, bo wymogi wobec
urzędników państwowych są większe aniżeli wobec człowieka wolnego
zawodu.



Nie żałuje Pan przejścia do służby państwowej?

- Nie, w żadnym wypadku. Chciałem robić to, co robię, i nigdy tego
specjalnie nie ukrywałem. Uważam, że jest to praca, którą trzeba
wykonać. No i jakoś się to posuwa do przodu.



Rozmawiał Pan z ministrem Szczygłą na temat ewentualnego
utworzenia instancji odwoławczej dla osób, które poczuły się
pokrzywdzone w związku z umieszczeniem ich nazwisk w raporcie
likwidacyjnym WSI?


- Nie, nie rozmawiałem.



Będzie Pan rozmawiał?

- Jeżeli pan minister będzie sobie życzył.



Rzecznik praw obywatelskich zasugerował szefowi MON powołanie takiego gremium...

- Decyzja w tej sprawie należy do Sejmu.



Uważa Pan za zasadne stworzenie takiej instytucji?

- Uważam, że dużą słabością polskiego życia publicznego jest nieustanne
kwestionowanie wszelkich ustaleń. Czasem sprowadza się to do swoistego
przetargu politycznego niemającego związku z faktami. Pamiętam, jak w
roku 1992 komisja powołana przez siły, które obaliły rząd Jana
Olszewskiego, podważała wszystkie moje ustalenia dotyczące osób
odnotowanych jako współpracownicy SB. Ba, nawet sądy wydawały orzeczenia
nakazujące przeproszenie tych ludzi. Dziś wielu z członków tej komisji
publikuje wyznania potwierdzające, że miała rację. Tyle że wówczas
kierowali nagonkę przeciwko mnie... Nie mam więc nic przeciwko
jakimkolwiek instytucjom odwoławczym. Ale przypominam, że raz już to
przerabialiśmy...



Prokuratura nie wykluczyła jednak, że mogły być pewne
wątpliwości co do umieszczenia nazwisk osób występujących w tym
raporcie; powinny być przesłuchane, etc.


- Istotą stanowiska prokuratury, na które się pani powołuje, jest
odrzucenie wniosków o wszczęcie postępowania przeciwko mnie. Cytuje pani
fragmenty wyrwane z kontekstu i nie wpływające na ostateczne
stanowisko. Prokuratura te wnioski odrzuciła.



Kiedy będą aneksy do raportu?

- Termin wyznaczą premier i prezydent, bo tak stanowi ustawa. Nie ma
jeszcze tego terminu. Ustawa pozwala premierowi i prezydentowi na
publikowanie przygotowanych przeze mnie aneksów po odnalezieniu każdego
nowego dokumentu dotyczącego kwestii, jakie omawia raport. Pozwala, ale
nie obliguje. Natura tych archiwów i działania dawnego WSI była taka, że
materiały były ukrywane, wynoszone, często niszczone. Na szczęście, nie
zawsze skutecznie, zwłaszcza jeśli chodzi o formę elektroniczną.
Nowoczesna technika pozwala je odzyskać w całości lub w części. Gdybyśmy
każdy nowo odnaleziony dokument publikowali jako aneks, to codziennie
by państwo mogli pierwszą stronę rezerwować na te publikacje. Gromadzimy
i analizujemy te dokumenty i opublikujemy je w następnym tomie raportu.
Jesienią będziemy gotowi, a decyzję o terminie podejmą prezydent i
premier.



Co będzie w tych materiałach?

- Koncentrujemy się na tych kwestiach, które były już podjęte w
raporcie. Pewne wątki zasygnalizowane tylko w raporcie zostaną
rozszerzone i doprecyzowane. Na przykład problematyka bankowa. Jednym z
problemów, które przed nami stoją, jest odnalezienie osób, które
nielegalnie dysponowały pieniędzmi WSI, i miejsc, gdzie te pieniądze są
przechowywane.



W aneksie będą ich nazwiska?

- Tak, ale trzeba się liczyć z tym, że jeśli materiał dowodowy nie
będzie pełny, wtedy przed publikacją tych nazwisk się wstrzymamy.

Przypominam, że skutkiem pierwszego raportu ponad sto osób zostało
skierowanych do postępowania prokuratorskiego w ramach czternastu
zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Jak wiadomo, później
skierowano jeszcze 360 wniosków do prokuratury. I tutaj będzie podobnie,
chociaż co do liczby, to nie mogę przesądzać.



Co Pana najbardziej zaskoczyło podczas analizy dokumentów?

- Nie mogę powiedzieć, że przeżyłem jakieś olbrzymie zaskoczenie w
stosunku do mojej czasem pełniejszej, czasem szczątkowej, ale jednak
pewnej wiedzy na temat sposobu działania postkomunistycznych służb
wojskowych. Oczywiście skala pewnych zjawisk mnie zaskoczyła: chodzi o
zakres penetracji gospodarki, która jest znacznie większa, niż sądziłem.
Dotyczy to zwłaszcza bankowości i najnowocześniejszych gałęzi
przemysłu.



W jaki sposób jest to mierzalne?

- Liczbą osób związanych ze służbami wojskowymi, umiejscowionych w
poszczególnych sektorach gospodarczych i w przedsiębiorstwach oraz
podejmujących tam kluczowe decyzje pod dyktando służb.

Jeżeli jest tak, że prezes jednej z największych spółek czy członek
zarządu będący tajnym współpracownikiem służby, podejmując strategiczną
decyzję dotyczącą gigantycznych sum, najpierw pyta szefa służby, czy ma
zrobić tak, czy inaczej, a dopiero później podejmuje decyzję w ramach
sformalizowanego kierownictwa tej spółki czy tego przedsiębiorstwa, to
mamy do czynienia z patologią tego przedsiębiorstwa. Tak naprawdę
okazuje się, że często decyzje zapadały zupełnie gdzie indziej i w
oparciu o zupełnie inną motywację, niż sądzimy.

Równie zaskakująca okazała się dla mnie skala patologii ludzkiej,
codziennej - WSI stanowiły wyselekcjonowaną grupę ludzką, dobieraną
rodzinnie, środowiskowo, partyjnie czy też politycznie: alkoholizm,
nieuporządkowane życie rodzinne, nieuczciwość materialna w stosunkach
międzyludzkich i służbowych, związana z traktowaniem instytucji
państwowej jako absolutnie prywatnego folwarku. To wszystko zrobiło na
mnie bardzo złe wrażenie.



W jaki sposób te patologiczne zjawiska widoczne są dzisiaj np. w systemie bankowym?

- Będzie temu poświęcona odrębna część raportu. Ale spójrzmy na to, co
się dzieje w miejscach szczególnie dla państwa wrażliwych np. w
dziedzinie ochrony informacji niejawnych. W każdej instytucji państwowej
(i w wielu prywatnych) działa pełnomocnik do spraw informacji
niejawnych. To są ludzie bardzo często wyznaczani przez dawne WSI. Mają
oni pełną władzę nad obiegiem informacji. Decydują, jakie informacje
komu mogą być udostępnione. Mają więc władzę często większą niż prezes,
dyrektor... Przecież bez poświadczenia dostępu do informacji niejawnych
nie można w państwie zajmować kluczowych stanowisk. Z tego punktu
widzenia WSI, podobnie jak ABW, a dawniej UOP, były istotnymi
narzędziami, przy pomocy których państwo dokonuje selekcji i doboru kadr
administracyjnych. I ten dobór przez lata całe był w rękach środowisk
postkomunistycznych, stąd wiele naszych problemów kadrowych po dziś
dzień. W WSI te poświadczenia bezpieczeństwa były często wydawane
nielegalnie i bezprawnie, w sposób kumoterski, z łamaniem prawa. I
dlatego mamy dzisiaj do czynienia w strukturach państwowych z ludźmi,
którzy po pierwsze - nielegalnie dysponują dostępem do tajnej
informacji, a po drugie - są uzależnieni od tych, którzy im w nielegalny
sposób te poświadczenia wydali. Skierowałem do prokuratury 360
zawiadomień dotyczących tego problemu. A będzie ich więcej, bo chcemy
skontrolować wszystkie wydane w przeszłości poświadczenia.



Jak się Panu współpracuje z premierem?

- Bardzo dobrze.



Często Panowie rozmawiają?

- To zależy od potrzeby. Moim zdaniem, nasza współpraca układa się dobrze.



Z Pana raportem wiązano wielkie oczekiwania, miał być swego rodzaju wstrząsem zapoczątkowującym katharsis życia publicznego...

- Jest to jeden z najistotniejszych problemów
psychologiczno-politycznych Polski, przynajmniej od 1989 roku.
Społeczeństwo po sytuacji totalitarnej sądziło, że informacja jest
tożsama z konsekwencjami prawnymi. A więc z wyrokiem więzienia, z
usunięciem ze stanowiska, z realną naprawą, zmianą stanu istniejącego.
Tak być powinno, ale niestety nie jest. Wynika to z niedowładu
poszczególnych segmentów państwa. Oczywiście, powinno być tak, że jeżeli
jest miarodajna informacja w Monitorze Rządowym i jeżeli są
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, to powinno mieć to swoje
konsekwencje w życiu publicznym. Ale to niestety często zależy od
sytuacji politycznej, realnej siły państwa, i stąd ten zawód. Raport
ujawnił bardzo szeroki zakres opanowania mediów przez agenturę dawnego
Zarządu II Sztabu Generalnego lub WSI. W istocie dotyczy to prawie
wszystkich centralnych gazet i prawie wszystkich stacji telewizyjnych.
Czyli dokładnie stało się to, o czym mówiono od początku. Ale gdy fakty
zostały ujawnione, media oceniły te wydarzenia jako rzekomo błahe. Czyli
meritum się nie zmieniło, tylko zmieniła się propaganda wokół tego.
Dlaczego? Być może dlatego, że objęły wszystkich w podobnym wymiarze.



Ale oczekiwania społeczne były takie, że ten problem nie tylko zostanie zdiagnozowany i nazwany, ale również wyeliminowany.

- Państwo polskie po raz pierwszy walczy z patologiami, które są
chronione przez nieprawdopodobnie silne lobby. Nie zawsze wygrywamy.

Stąd czasem zawód. Mam nadzieję, że to się zmieni. Dlatego tak ważne
jest trwanie i przetrwanie obecnego kierunku działania władzy
publicznej, wiązanego z rządem Jarosława Kaczyńskiego. Bo nie jest to
problem, który można rozwiązać w ciągu miesiąca czy pół roku. Można
pokazać zakres patologii publicznie, ale eliminacja zła może potrwać.



Procedury clearingowe zostały już jednak wdrożone.

- Jeżeli chodzi o działania Służby Kontrwywiadu Wojskowego, to procedury
clearingowe są w pełni kontrolowane i realizowane. Odbieramy wydane
bezprawnie poświadczenia bezpieczeństwa, mianujemy nowych pełnomocników,
czyścimy tę sferę życia publicznego.



Ile to potrwa?

- Po pierwsze - trzeba załatwić sprawy z przeszłości; mam nadzieję, że
potrwa to do końca roku. Po drugie - trzeba konsekwentnie dbać o to,
żeby analogiczne patologie nie narastały teraz, bo błędy czy świadome
działania mogą się zawsze zdarzyć.



W jaki sposób wyobraża Pan sobie oczyszczenie przestrzeni życia publicznego, chociażby w mediach?

- Państwo nie ma wpływu na media. Publiczne zależą od układu w Sejmie, prywatne są w ogóle poza jakimkolwiek wpływem.

Mogę jedynie zgłaszać na podstawie informacji zebranych przez służby
doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Ale praca agenturalna na rzecz
Sowietów nie jest w Polsce przestępstwem. Czasem więc odwołujemy się do
doświadczenia służb amerykańskich, gdy ścigały Ala Capone.



Zgłasza Pan takie doniesienia?

- Tak.



Z raportu można wywieść potwierdzenie tych wszystkich patologii, o których Pan mówi?

- Nie wiem, czy wszystkich, ale na pewno wielu tak. Przecież raport nie
składa się z domniemań czy hipotez, ale wyłącznie z oficjalnych
dokumentów państwowych, zeznań świadków i podobnego materiału
dowodowego. Jak dotąd we wszystkich sprawach, które skierowałem do
prokuratury, zarzuty zostały podtrzymane i śledztwa były rozpoczęte.



Jak Pan ocenia stopień infiltracji mediów przez agenturę?

- Ten problem dotyczy wszystkich wielkich mediów. Ale ani ocena
ilościowa agentury, ani ocena według zajmowanych stanowisk nie musi być
przesądzająca. W takich sprawach ważna jest skuteczność działania, a to
można rozpoznać tak naprawdę przez porównanie raportów z działaniami:
wskazywanych celów, dyspozycji, jakie są wydawane danemu agentowi przez
służbę, i skutków działania. Jeżeli są media, które systematycznie
prowadzą walkę przeciwko ujawnianiu agentury, ośmieszają lustrację,
dezinformują opinię publiczną co do zagrożeń militarno-politycznych,
jakie przed Polską stoją, ukazują Polaków jako naród, który jest
bezradny, który musi być bezradny, który musi być słaby, który nic nie
znaczy na forum międzynarodowym, który musi się podporządkować innym,
który tak naprawdę najlepiej, żeby przestał istnieć, to trzeba postawić
pytanie, czy mamy do czynienia z tak patologiczną myślą polityczną, czy
ze świadomym, długofalowym działaniem ośrodków, które prowadzą walkę
przeciwko Narodowi Polskiemu. Te pytania są pytaniami, na które służby
muszą odpowiedzieć, odsiewając przypadek, jakąś patologiczną myśl
polityczną, od rzeczywistego, świadomego działania na szkodę Polski.



A Pan, do której z tych tez się przychyla?

- W różnych sytuacjach różnie. Ale bywa, że mamy do czynienia ze
świadomym działaniem skierowanym na szkodę państwa i Narodu Polskiego w
bardzo wielu obszarach, także przez ośrodki agenturalne.



Ewentualne wcześniejsze wybory będą sprzyjać narastaniu omnipotencji państwa?

- Z punktu widzenia interesów państwa i Narodu Polskiego w moim
przekonaniu jest ważne, żeby jak najdłużej trwała możliwość odbudowy
aparatu państwowego i przywracania jego rzeczywistych funkcji w życiu
społeczno-narodowym. To się teraz dzieje. Gdyby stało się tak, że
nastąpiłaby zasadnicza zmiana ośrodka władzy i polityki, to obawiam się,
że ten proces zostanie zablokowany. Chociaż mam nadzieję, że w służbach
wojskowych powrót do stanu sprzed 22 lipca 2006 r., czyli momentu
objęcia przeze mnie stanowiska szefa Komisji Weryfikacyjnej, już w pełni
możliwy nie jest. Zakres wymiany strukturalnej, personalnej oraz zakres
ujawniania informacji na temat patologii, zwłaszcza infiltracji
rosyjskiej, jest tak duży, że powrót do dawnej sytuacji, w której służby
były w pełni kierowane przez ludzi ukształtowanych przez GRU, nie jest
już możliwy.

Mówię o tym, bo często, szczególnie ze strony SLD, pada takie
stwierdzenie, że obecnie wyrzuca się młodych, prężnych, wykształconych
trzydziestolatków, że to nie są żadni komunistyczni agenci. Oczywiście,
nie są. Ale czasem są zdemoralizowani. Podczas przesłuchania komisji
weryfikacyjnej pytam takiego młodego człowieka, który dzisiaj jest
pułkownikiem, a cztery lata temu był majorem czy kapitanem. Pracował w
szczególnym biurze, które m.in. zajmowało się weryfikacją przydatności
ludzi wysyłanych na misje. 90 proc. proponowanych kandydatur do
obsadzenia placówek to były osoby szkolone przez GRU, bo takie
kandydatury były przedstawiane przez kolejnych szefów WSI. I ten
wspomniany pułkownik to aprobował. Pytałem go, jak to było możliwe, że
wykształcony człowiek, absolwent prawa i najlepszych polskich szkół
wojskowych, znający zasady socjotechniki, cybernetyki, historii
wszystkich służb specjalnych na świecie, znający języki obce wysyła
pułkownika czy generała na straconą placówkę. Bo wysłanie do Moskwy czy
do innego wschodniego kraju człowieka, który był na szkoleniu GRU, w
istocie jest rzuceniem go na pastwę tamtych służb. Oni przecież wiedzą o
nim wszystko. Co lubi, czego nie lubi, znają wszystkie słabości tego
człowieka, predyspozycje, rodzinę, znajomych. Jeżeli mają taką wiedzę i
zaatakują - on nie jest w stanie się obronić. Przecież atak nie polega
na tym, że ktoś przychodzi z łomem. Może to być luksusowy samochód,
interesujące stypendium, a celem zawsze jest zdobycie informacji,
przeciągnięcie na swoją stronę, ukształtowanie według swojego sposobu
myślenia i działania. To jest cel. Najbardziej chronioną tajemnicą
każdej służby jest osobowość własnych ludzi. Od tego zależy nasza siła,
kim dysponujemy, kto jakie realizuje zadania.

Ale wracając do rozmowy z pułkownikiem, pytam go więc, dlaczego on to
robi, dlaczego wysyła tego właśnie człowieka w takie miejsce. A on mi na
to, że mu nikt nie powiedział, żeby tak nie robił, a GRU to służba taka
jak inne. Ten człowiek, tak dobrze wykształcony, zdaje się nie
wiedzieć, że GRU była służbą współodpowiedzialną za utrzymywanie Polaków
w zależności i podległości totalitarnej, za przelane morze krwi
Polaków... To nie jest problem ludzi w wieku Jaruzelskiego, tylko ich
wychowanków. A jest ich całkiem spore grono i często są to ludzie bardzo
dobrze wykształceni z formalnego punktu widzenia. Tylko mają pewną
ułomność - niezrozumienie sensu i znaczenia niepodległości Narodu i
państwa polskiego!



A kto ma tych ludzi zastąpić?

- Z tym nie ma problemu.



Funkcjonuje stereotyp, że ci ludzie wychowani przez stary aparat są dobrymi fachowcami.

- Kwestionuję taką fachowość. Służby ochrony państwa są służbami, które w
sposób szczególny muszą chronić polski interes narodowy. Tutaj nie
obowiązuje zasada domniemania niewinności, tutaj obowiązuje zasada
zagrożenia państwa. Więc z całym szacunkiem do wszystkich innych narodów
i wszystkich innych służb, my służymy Polakom i Polsce.

Codziennie napływa mniej więcej dziesięć aplikacji i to w 99 proc. ludzi
w wieku od 23 do 33 lat, którzy są spoza dotychczasowego układu władzy.
Pierwszą procedurę selekcji przechodzi około 30 proc.; do dalszych
testów m.in. psychologicznych, pozwalających wybrać właściwe osoby,
przechodzą naprawdę najlepsi.



Jaki jest profil kandydata do pracy w służbach? Które cechy są najbardziej pożądane?

- Samodzielność, inteligencja, dyspozycyjność, wytrwałość, zdolność
podejmowania trafnych decyzji, odporność na stres, patriotyzm.



Co, Pana zdaniem, jest największym zagrożeniem dla ładu społecznego?

- Trwa bitwa o świadomość narodową. I to jest problem absolutnie
kluczowy, bo jego konsekwencją są zachowania ludzkie we wszystkich
sferach. W ciągu ostatnich lat mamy do czynienia z próbą realizacji
programu, którego założeniem jest dezintegracja państw narodowych. Przez
całe lata wspierano propagandę antynatalistyczną, propagandę mającą na
celu wykazanie, że mniejszości narodowe są ważniejsze niż Naród Polski.
Oczywiście, należy podkreślić lojalność mniejszości wobec państwa
polskiego i docenić wkład mniejszości w kulturę polską. Ale mamy do
czynienia z próbą manipulowania tymi mniejszościami na korzyść różnych
zewnętrznych oddziaływań. Doprowadzono do sytuacji, w której premier
musi stawać przeciwko orzeczeniom Sądu Najwyższego, aby bronić własności
polskiej kwestionowanej przez Niemców. A przecież nie powinno być tak,
iż Sąd Najwyższy wydaje orzeczenie sprzeczne z podstawowym interesem
państwowym i narodowym. Stało się tak, gdyż w odpowiednim czasie organa
państwowe nie rozwiązały tej kwestii. Chociaż przypomnę, że w roku 2004 i
2005 z inicjatywy Ruchu Katolicko-Narodowego Sejm podjął dwie uchwały,
które jasno stwierdzały, że polskie sądy nie będą uznawały orzeczeń w
sprawie własności niemieckiej, jeżeli miałyby być one niekorzystne dla
Polaków. I Sejm taką uchwałę podjął. Ale następnego dnia pan Włodzimierz
Cimoszewicz, wówczas minister spraw zagranicznych, na specjalnej
konferencji prasowej stwierdził, że rząd nie będzie tej uchwały
akceptował, i cała sprawa została przez media, poza "Naszym
Dziennikiem", zupełnie zbagatelizowana. Chociaż Sejm zobowiązał ministra
spraw zagranicznych do wysłania not z tą uchwałą do wszystkich rządów i
organizacji międzynarodowych i do podjęcia działań wdrażających tę
regulację. Ukształtowano jednak taką wykładnię polityczną i prawną,
która jest dla polskiego interesu narodowego zasadniczo szkodliwa i
tworzy wrażenie prawnego chaosu, zamieszania. Ale chciano tego, chciano
zepchnąć państwo polskie w taki zaułek. Powoli się z niego wydobywamy,
ale to boli i to jest trudne. Nie ma jednak rzeczy ważnych, które się
dzieją bez wysiłku.



Dlaczego ta władza napotyka tak silny opór tzw. elit?

- Najchętniej nie posługiwałbym się słowem "elita". Pochodzę z rodziny
profesorskiej i byłem wychowany w kulcie nauki, szczególnej roli
inteligencji. I gdy jakiś czas temu zaczęły do mnie docierać informacje o
decyzjach władz niektórych wyższych uczelni przeciw ustawie
lustracyjnej, kiedy uświadomiłem sobie, że dla pewnej części kadry
naukowej najważniejsza jest ucieczka przed prawdą i ukrycie kwestii
kolaboracji z sowieckim okupantem, to powiem szczerze, że od tego
momentu używanie wobec takich ludzi słowa "elita" uważam za absolutne
nieporozumienie. Zresztą są środowiska naukowców, które zaprotestowały
wobec takiej postawy senatów wyższych uczelni. W tej grupie znalazło się
kilku wybitnych historyków średniego pokolenia, m.in. Marek Barański i
Wojciech Fałkowski. Ogłosili swoje stanowisko podczas spotkania w Pałacu
Prezydenckim, wskazując na konieczność dokończenia procesu
dekomunizacji i ujawnienia przestępstw komunistycznych. I tym ludziom
uniemożliwiono dalszą karierę naukową, Senat Uniwersytetu Warszawskiego
odrzucił wnioski w sprawie przyznania im tytułów profesorskich. Obaj są
nie tylko wybitnymi historykami, ale też w przeszłości twórcami
niepodległościowego koncertu warszawskiej Czarnej Jedynki, organizowali
akcję pomocy robotnikom w 1976 r., tworzyli Komitet Obrony Robotników.
Byli wówczas za to prześladowani i to przez tych samych ludzi, którzy
dziś chcą ich eliminować z życia naukowego, wówczas środowisko naukowe i
studenckie protestowało. A dziś środowisko uniwersyteckie przeszło nad
tym do porządku dziennego. To pokazuje skalę deprawacji tzw. elit i
skalę wyzwań, przed jakimi stoimy. Także dlatego tak ważne jest, by
proces odbudowy państwa mógł trwać.



Dziękuję za rozmowę.

http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20070811&typ=my&id=my11.txt

***
Pozdrawiam serdecznie Twoją Mamę i Ciebie... i wszystkich Tu Obecnych...

avatar użytkownika Pelargonia

8. Kochana Intix,

Serdeczne dzieki za bardzo interesujący wywiad:)
Im więcej Pan Macierewicz (którego miałam okazję poznać osobiście) jest atakowany, tym bardziej jest moim idolem.

Pozdrawiam serdecznie
Mama dziękuje za pozdrowienia i również pozdrawia

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

9. Budeysowo nisko się kłania :)

a Budrysiątka mocno całują...zaczarowny las,zaczarowane sny :)
serdeczności

gość z drogi

avatar użytkownika intix

10. Pelargonio Droga

Tak się składa, że "przypadkiem" trochę "szperam" w sieci... i "przypadkiem" coś odnajduję...:)
Jeżeli pozwolisz, to będę zapisywała u Ciebie moje "znaleziska"... chronologicznie... wcześniejsze, wypowiedzi Pana Macierewicza...
Dzisiaj... wybacz, proszę, że nie czekając na Twoją zgodę...:)
pozwolę sobie zapisać kolejną wypowiedź...
Za Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 3 listopada 2007

Rząd byłych agentów?

Antoni Macierewicz, wiceminister obrony narodowej, szef Służby
Kontrwywiadu Wojskowego, działacz opozycji demokratycznej w okresie PRL,
były minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego:

Pan Boni i jego koledzy w 1992 r. organizowali rodzaj prasowego
morderstwa wobec mnie i moich współpracowników. Organizowane były listy
protestacyjne z udziałem "autorytetów" "Gazety Wyborczej", które
wylewały wprost pomyje na moją głowę i na moich współpracowników,
odsądzano nas od czci i wiary. Gdyby rzeczywiście byli to ludzie dobrej
woli, którym przydarzyło się załamanie, co się każdemu może zdarzyć,
powiedzieliby wówczas, w latach 80., Polakom: "przepraszam".

Działałem wraz z Michałem Bonim w duszpasterstwie ludzi pracy na Woli.
Wtedy nie powiedział nic o podpisaniu deklaracji współpracy. Są ludzie,
znam takich, którzy podpisali podobną deklarację, jednak później nie
tylko informowali o tym, stanęli na wysokości zadania, ale także przez
cały okres walki o lustrację w III Rzeczypospolitej jasno i otwarcie
mówili, że lustracja i dekomunizacja są potrzebne, i należy je
przeprowadzić. Pan Boni i jego przyjaciele do nich nie należą. Gdyby tak
było, dziś można byłoby go inaczej oceniać. Tymczasem obecnie otrzymał
on ofertę udziału w nowym rządzie Platformy Obywatelskiej.

Widać więc,
że Donald Tusk kompletuje gabinet w oparciu o byłych tajnych
współpracowników. Jak to się ma do jego deklaracji dotyczących
dekomunizacji i ujawniania akt SB, widzimy sami. Ja niczego więcej nie
spodziewałem się po nim i jego współpracownikach. Ich postawę określa
najlepiej stanowisko Donalda Tuska w 1992 r., gdy zastanawiał się tylko
nad tym, jak policzyć głosy potrzebne do obalenia rządu Jana
Olszewskiego i czy poprze go SLD. Dziś podobnie się zachowują.

not. BM

***
Serdeczności... wiesz, dla Kogo...:)