SKAZANY PRZEZ III RP. RZECZ O PUŁKOWNIKU (2)

avatar użytkownika Aleksander Ścios

2.

Do dziś w narracji publicznej na temat pułkownika Ryszarda Kuklińskiego obowiązują zasady ustalone przez esbeckich propagandystów, a następnie utrwalone w wystąpieniach rzecznika peerelowskiej junty Jerzego Urbana. Dokumenty, w których sformułowano te zasady przypomniałem w pierwszej części cyklu. Z tego zasobu pochodzą podstawowe epitety, jakimi opisuje się postać pułkownika. „Zdrajca”, „dezerter” „agent i szpieg CIA”, „megaloman i prowokator”, „rzekomy ideowiec i zbawca Polski”, „człowiek który opluwa i szkaluje Solidarność” – to tylko niektóre z określeń zaproponowanych Urbanowi przez SB.
III RP kontynuując kłamstwa PRL-u przedstawia osobę płk Kuklińskiego w zgodzie z tym wzorcem i przez dwie dekady utrzymuje Polaków w przeświadczeniu, iż mają do czynienia z postacią „kontrowersyjną” i „niejednoznaczną”. Warto wspomnieć, że na podobnym fundamencie wsparta jest interpretacja przyczyn wprowadzenia stanu wojennego. Wzorcem były argumenty zawarte w tajnym opracowaniu: „Propozycje działań związanych z ósmą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w Polsce” z listopada 1989 roku, przygotowanym w tzw. Zespole Programującym KC PZPR, MON, MSW i Prokuratury Generalnej. Tam właśnie sformułowano generalną tezę historiozofii III RP, w której stan wojenny nazywa się „mniejszym złem”: „W propagandzie należy łączyć rzeczową analizę przyczyn wprowadzenia stanu wojennego z ukazywaniem tego, w jaki sposób przerwanie groźnego biegu wydarzeń z 1981 r. umożliwiło późniejsze porozumienie, a w efekcie „okrągły stół” i głęboką transformację systemu politycznego Polski. Szczególnie mocno powinien być wyeksponowany motyw ‘mniejszego zła’”.
Jedno z najbardziej ordynarnych kłamstw związanych z osobą pułkownika Kuklińskiego dotyczy zarzutu nieprzekazania informacji o planach wprowadzenia stanu wojennego. Po raz pierwszy argument ten pojawił się na konferencji prasowej Urbana w roku 1986, gdy rzecznik wojskowej junty szkalował skazanego na śmierć pułkownika, działając ściśle według esbeckich instrukcji. Urban dowodził wówczas, iż Amerykanie (i Kukliński) zachowali się „nielojalnie” nie zawiadamiając ani „Solidarności”, ani Kościoła w Polsce o planowanym stanie wojennym, o czym przecież dzięki Kuklińskiemu doskonale wiedzieli. Interpretacja zmierzała do wykazania, iż nie informując „polskich sojuszników” o zamiarach rozwiązań siłowych Amerykanie chcieli doprowadzić w ten sposób do rozlewu krwi, zaś sam pułkownik okazywał obojętność wobec losu zdradzonych rodaków. 
Urban twierdził też, że prezydent Reagan "mógł zapobiec aresztowaniom i internowaniom" przywódców "Solidarności", ale nie zrobił tego, gdyż miał nadzieję sprowokować "krwawą łaźnię na europejską skalę". Miał zamiar użyć "Solidarności" jako narzędzia w geopolitycznej rywalizacji ze Związkiem Sowieckim. Reagan - dowudził Urban - nie był przyjacielem Polski, a jego polityka była "moralnie odrażająca".
Identyczną argumentację odnajdziemy w artykule Andrzeja Brzezieckiego „Zachód wiedział, niewiele powiedział”, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” z roku 2009 , w którym autor pytał:
Co "Solidarność" zrobiłaby z wiedzą o stanie wojennym? I tak musiałaby ulec przemocy. [...] Kukliński nie znał dokładnej daty wprowadzenia stanu wojennego, ale "Solidarność" mogłaby w porę zabezpieczyć część sprzętu, wycofać pieniądze związkowe z kont, mogłaby wreszcie nie zwoływać beztrosko do Gdańska całej Komisji Krajowej. Wszystko to wpłynęłoby kapitalnie na formę działalności opozycji po 13 grudnia. [...] Tej szansy nie dał jednak "Solidarności" Waszyngton.” Autor GW twierdził, jakoby „Kukliński był przekonany, że Amerykanie uprzedzili o stanie wojennym Polaków. Amerykanie tego nie zrobili. I to pokazuje, jak instrumentalnie traktowali i Kuklińskiego, i Polskę.” oraz dywagował :„W cynicznej postawie Zachodu ginie bohaterstwo Kuklińskiego. Per saldo stan wojenny opłacił się Waszyngtonowi, był argumentem na rzecz wyścigu zbrojeń, pozwalał grzmieć na komunistów z moralnych wyżyn, ale nie zmuszał do ryzyka bezpośredniego zaangażowania.”
Wprawdzie w roku 2000 historyk CIA Benjamin B. Fischer w artykule „Utracona cześć pułkownika Kuklińskiego”, ("Studies in Intelligence" nr 9, 2000) przedrukowanym przez „Rzeczpospolitą” (nr 299/2000) skutecznie rozprawił się z tezami komunistycznej propagandy i wykazał na czym polegało urbanowskie kłamstwo – do dziś jednak pokutuje przeświadczenie, że w roku 1981 Amerykanie i Kukliński „zdradzili polskie społeczeństwo”.
Jak bardzo bano się ujawnienia prawdy niech świadczy fakt, że w roku 1994 dokonano włamania do redakcji „Tygodnika Solidarność”, gdzie znajdowały się kopie dokumentów przekazanych przez Kuklińskiego dziennikarce tygodnika Marcie Miklaszewskiej. Z redakcji skradziono wówczas kopie telegramów podpisanych przez Jacka Stronga (pseudonim Kuklińskiego) informujące właśnie o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego.
Sam Ryszard Kukliński zdawał sobie sprawę z wagi tych oskarżeń. W wywiadzie udzielonym paryskiej „Kulturze”  (nr 4/475, z kwietnia roku 1987), wiele miejsca poświęcił wyjaśnieniu przyczyn swojej postawy i podkreślił, że zdecydowałby się na publiczne ujawnienie planów stanu wojennego, gdyby w ocenie skutków tej decyzji kierował się wyłącznie emocjami. Warto przypomnieć ówczesną argumentację pułkownika i podkreślić fakty, o których milczą współcześni apologeci urabanowskich łgarstw.
 Kukliński dowodził, że decyzja o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, podjęta w początkach listopada 1981 roku była nieodwołalna, a operacje stanu wojennego miały prowadzić wyłącznie siły policyjno-wojskowe.
Gdyby jednak z jakichkolwiek powodów nie były one w stanie złamać oporu społeczeństwa, do akcji miały wkroczyć czekające u granic Polski w pełnej gotowości dywizje radzieckie, czeskie i niemieckie. W dniu 7 listopada 1981 roku (gdy Kukliński opuścił Polskę, przyp. moje)  do uruchomienia całej policyjno-wojskowej maszyny wystarczyło tylko naciśniecie przysłowiowego guzika. Jedynym problemem do rozwiązania pozostało spreparowanie [...] pretekstu do rozpoczęcia konfrontacji oraz wybór najlepszego momentu uderzenia.” Wnioski były logiczne:  „Ujawnienie przeze mnie planów uderzenia nie mogło ich w żadnym stopniu udaremnić lub choćby opóźnić. Mogło je tylko przyśpieszyć.” – uznał Kukliński i zauważył, że „jeśliby Solidarność uwierzyła w to ostrzeżenie, wówczas niemal na pewno doszłoby do natychmiastowego ogłoszenia strajku generalnego, a w konsekwencji do zorganizowanego oporu w setkach fabryk, zakładów pracy i uczelni”. „Wiedziałem – twierdził pułkownik, że w takiej sytuacji [...] .musiałoby nastąpić uderzenie sil pancernych, przede wszystkim czołgów; ze wreszcie przy ewentualnym powszechnym oporze ludności, sił polskich byłoby za mało i na pewno do akcji wkroczyłyby również pozostające w strategicznych rezerwach dywizje radzieckie, a nawet czeskie i niemieckie”.
Konkluzja ujawniała tragizm dylematu, przed którym stał wówczas Kukliński:
Nie mogłem wziąć na siebie odpowiedzialności za tego typu posuniecie. Powiem więcej, gdyby ktokolwiek inny, łącznie z rządem Stanów Zjednoczonych chciał takie ostrzeżenie przekazać, to mógłby to uczynić tylko wbrew mojej opinii. Zdawałem sobie sprawę, ze powstrzymanie się od takiego ostrzeżenia może się kiedyś w przyszłości spotkać z krytyka. Krytykę te przyjmuje w pokorze. [...] Dziś - mimo ciążącego na mnie wyroku śmierci - śpię spokojnie, dlatego, ze na moim sumieniu nie ciąży żadne ludzkie życie.
Tego samego nie mogą powiedzieć twórcy stanu wojennego, którzy w imię obrony interesów sowieckiego okupanta skazali na śmierć setki naszych rodaków. Nie mogą tego powiedzieć również ci z propagandystów III RP, którym urbanowskie kłamstwa były bliższe niż świadectwo polskiego bohatera. 
Józef Szaniawski opowiadając przed laty o śmierci pułkownika przypomniał, że była ona następstwem wylewu, jakiego Kukliński doznał, gdy pracował nad odpowiedzią na artykuł Bartosza Węglarczyka z „Gazety Wyborczej”. Gazeta zamieściła wówczas recenzję książki Benjamina Weisera „Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne”. Recenzja została tak skonstruowana, iż wynikało z niej, że Kukliński potwierdza motywy wprowadzenia stanu wojennego, o których mówi Jaruzelski. 
W ten sposób, komunistyczne kłamstwo, które w latach 80. ubiegłego wieku miało zabić prawdę o bohaterstwie pułkownika i skazać go na miano zdrajcy, dopadło go po latach w „wolnej Polsce”.

CDN…

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

Wraz z odziedziczoną po PRL-u propagandą, do dziś powielane są łgarstwa o „zdradzie Kuklińskiego”, a jego postać uznaje się za „kontrowersyjną” i „niejednoznaczną”.

Michnik, Wałęsa i Kiszczak

--

Lech Wałęsa: nie można na to pozwolić

Nie można pozwolić na sztuczne dzielenie narodu, na pisanie
historii na nowo, na »bohaterstwo« spóźnionych na rewolucję" - pisze na
swoim blogu w Onecie Lech Wałęsa.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Aleksander Ścios

2. Szanowna Pani Marylo,

Dla skomentowania słów Wałęsy, pozwolę sobie użyć fragmentu komentarza jaki zamieściłem wczoraj na swoim blogu. Dotyczy on wypowiedzi przedstawicieli "elit" III RP w związku z postawą płk Ryszarda Kuklińskiego, ale uważam, że w równym stopniu można go odnieść do wystąpienia Wałęsy.
Gdy słucham różnych wywodów na temat płk. Kuklińskiego myślę, że po raz kolejny stajemy się ofiarami propagandowego terroryzmu i uczestnikami jakiejś koszmarnej aberracji.
W sprawie polskiego bohatera trzeba postawić rzecz na nogach.
Naszych, polskich ocen tej postaci NIE WOLNO konfrontować z tym, co na temat płk. Kuklińskiego mówi Jaruzelski, Czempiński czy inny funkcjonariusz reżimu komunistycznego.
Ich oceny normatywne (moralne) nie mogą mieć żadnego znaczenia i winny być traktowane w identyczny sposób, jak sąd traktuje linię obrony oskarżonego. Ze swojej istoty, taka obrona nie kieruje się zasadą obiektywizmu, ale działania wyłącznie we własnym interesie i dla własnej korzyści. Nie można zatem uznawać jej za równoprawną z procesem dochodzenia do prawdy. Oskarżony ma prawo kłamać, my jednak nie mamy obowiązku przykładać do jego kłamstw normy poprawności, prawdy historycznej, a nawet normy logiki.
Mówiąc krótko - co nas obchodzi, co mówią osoby broniące własnego zaprzaństwa?

Oczywiście, ta zasada nigdy nie zostanie przyjęta przez ludzi "naszych" środowisk. Z prostego powodu. Uważają oni bowiem, że to co mówi jakiś funkcjonariusz reżimu komunistycznego (bądź ich sukcesorzy) ma wartość poznawczą, jest oparte na jakimś systemie wartości lub wynika z doświadczeń historycznych. Uważają zaś tak, bo dotąd nie zrozumieli - czym był reżim komunistyczny (zwany PRL-em) i kim byli słudzy tego reżimu.

Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

3. Panie Aleksandrze,

W Gdańsku też nie obyło się bez zażartej dyskusji z pomiotami trepich WRON, a jednak większość zdecydowała i nadała pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańsk.




Pozdrawiam.

Obibok na własny koszt

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Maryla

4. WSIoki i UBecja nie dają za wygraną , komusza broń-strach

Podczas seansu "Jack Strong" o godzinie 19:40, ktoś rozpylił niesamowicie śmierdzącą substancję. Seans został przerwany
Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, w kinie została rozpylona prawdopodobnie chloropikryna - związek chemiczny stosowany kiedyś jako środek trujący. Środek silnie drażni błony śluzowe oczu i dróg oddechowych, wywołuje łzawienie, kichanie i kaszel. Działa dusząco. W stanie ciekłym powoduje oparzenia skóry.
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,co-rozpylono-w-centrum-handl...

komentarz pod linkiem

W KINIE W GALERII MOKOTÓW BYŁA TAKA SAMAM SYTUACJA!!!! SENS ZOSTAŁ ODWOŁANY!!! Pokaz filmu w późniejszych godzinach również został odwołany!!!!!! Przypadek?????? Czy może komuś na tym zależało???

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl