WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ "HISTORYCZNY"

avatar użytkownika aleksander szumanski

 

WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ „HISTORYCZNY” CZ.I

Kronika Miasta Łodzi – kwartalnik

Redaktor naczelny
Gustaw Romanowski
Łódź, ul. Piotrkowska 113 (prawa oficyna)
tel. +48 042 638-44-39
kronika@uml.lodz.pl
Wydawca
Urząd Miasta Łodzi
Szanowny Panie Redaktorze,

Na łamach redagowanej przez Pana „Kroniki Miasta Łodzi” w numerze 3 (63) / 2013 ukazał się esej (recenzja - według nazwy autora p. Wojciecha Źródlaka), przedstawiającego się jako historyka, kustosza Muzeum Tradycji Niepodległościowych, zatytułowany Mord Polskich dzieci w łódzkim getcie Plagiat w patriotycznym oleju. Rzeczywiście tytuł jak podaje W. Źródlak jest zdumiewający, tyle, że splagiatowany z przerobionym tekstem, czyli sfałszowany. Przez Wojciecha Żródlaka.

Obligatoryjny literacki tytuł oryginału brzmi: Aleksander Szumański „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie”.

W zasadzie nie odpowiadam na krytykę literacką utworu, zresztą „recenzja” takiego charakteru nie ma (nona bene wypełniam również zawód krytyka literackiego), tym bardziej,- w tej sytuacji - „recenzja” „Mordu polskich dzieci w łódzkim getcie” autorstwa p. W. Źródlaka nie istnieje. Istnieje natomiast paszkwil mojej twórczości, szkic, czy esej, dotyczący Mordu polskich dzieci w łódzkim getcie Plagiat w patriotycznym oleju. Umyślnie nie podaję cudzysłowu tego tytułu zgodnie z zapisem W. Źródlaka.

Ów paszkwil usiłuje zaprezentować mnie w sposób obraźliwy i obelżywy i przedstawić moją osobę i twórczość w sposób ośmieszający i pejoratywny.

Gorzej, czy zatem „historyk” W. Źródlak usiłuje w swoim szkicu pomieszczonym w łódzkim kwartalniku reprezentującym Kronikę Miasta Łodzi negować bestialstwo niemieckich najeźdźców w pamiętnym 1 września 1939 roku?

Mieszkałem w dniu wybuchu II wojny światowej we Lwowie przy ul. Jagiellońskiej 4. Wiadomo, iż pierwszy nalot niemieckich bombowców na Warszawę trwał bez przerwy 11 godzin. Ile osób cywilnych wówczas zginęło?

Czy wśród zabitych były niemowlęta i dzieci?

Czy 1 września 1939 r. spadły niemieckie bomby również na Lwów.?

Czy pierwsza bomba kilkutonowa uderzyła w pobliski hotel „Bristol” we Lwowie i szczęśliwie nie wybuchła, uczyniła jednak zniszczenie budynku i rozległ się tak potężny huk iż straciłem przytomność, a moi rodzice doznali szoku nerwowego?

Czy w tym samym dniu 1 września 1939 roku spadły niemieckie bomby na ul. Sykstuską we Lwowie?

Czy ludzie w Polsce ginęli masowo od świadomych ataków lotnictwa niemieckiego również w otwartym terenie?
Czy wśród ofiar znajdowały się niemowlęta, dzieci, dorośli, starcy, kobiety?
Czy Niemcy nie rozstrzeliwali tzw. „zakładników” Polaków w całej Polsce?
Czy Niemcy nie więzili, nie torturowali i nie rozstrzeliwali Polaków?
Czy bohaterskie miasto Łódź w czasie okupacji niemieckiej nie doznało strat ludzkich i cierpień?
Czy łodzianie wiedzieli, iż w sercu łódzkiego getta znajduje się obóz koncentracyjny dla polskich ( nie żydowskich dzieci ), skoro Niemcy okryli to całkowitą tajemnicą?
Dlaczego przez lata 1971 – 2012 nie odbywały się przed pomnikiem Pękniętego Serca w Łodzi coroczne nabożeństwa, a jedynie spotkania organizowane przez Szkołę Podstawową nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi?
Dlaczego Pomnik Pękniętego Serca pozbawiony jest Krzyża Męki Chrystusa Pana Naszego?
Czy Pan Redaktor lub Pan Kustosz Muzeum Czynu Niepodległościowego W. Żródlak złożyli w tej sprawie swoje oświadczenia?
Szanowny Pan Redaktor pozwoli więc na kilka uwag własnych, formalnych i merytorycznych związanych z podanym powyżej sfałszowanym nieistniejącym tytułem, który ponadto nie stanowi recenzji mojej książki posiadającej obligatoryjny literacki tytuł „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie” i w tekście pada moje nazwisko jako „autora”.

W tytule swojego eseju autor W. Źródlak miał obowiązek podać „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie” jako iż tak brzmi tytuł mojej książki. Dopisywanie do autoryzowanego tytułu czegokolwiek bez znaków pisarskich i w ten sposób sugerujący iż stanowi on jeden człon - tytuł autorski - narusza moje prawa autorskie.

Czytelnik „Kwartalnika kroniki Miasta Łodzi” nr 3(63) /2013) zostaje celowo wprowadzony w błąd rzekomym moim tytułem Mord polskich dzieci w łódzkim getcie Plagiat w patriotycznym oleju.

Bez cudzysłowu tytułu, co stanowi obowiązek autora omawianego eseju. Już w tych pierwszych informacjach dotyczących rzekomego tytułu mojej publikacji, wynika w sposób oczywisty cel i inspiracja owego eseju. W zasadzie można mówić o jadzie i nienawiści do Polski, Polaków i polonizmu płynących spod pióra p. W. Źródlaka.

„To jakaś nieznana do tej pory zbrodnia” pisze W. Źródlak.
Czy zatem podważany jest w eseju W. Źródlaka „napad hitlerowskich Niemiec 1 września 1939 roku na Polskę, po którym ginęli w napadniętym kraju – Polsce – ludzie pod salwami plutonów egzekucyjnych, m.in. dzieci…ginęły w więzieniach (…), pod salwami plutonów egzekucyjnych, w wyniku pseudo lekarskich doświadczeń, szubienicach…”? - cytat W. Źródlak

W swoim eseju W. Źródlak cytuje redagowany przeze mnie w mojej książce ”powszechny brak wiedzy” o OBOZIE DLA POLSKICH DZIECI W ŁÓDZKIM GETCIE
POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT.

Pomnik Martyrologii Dzieci, tzw. Pęknięte Serce w Łodzi – odsłonięty 9 maja 1971 roku upamiętnia tragiczne losy dzieci polskich w okresie II wojny światowej, a szczególnie dzieci-więźniów pobliskiego obozu dla polskich dzieci i młodzieży przy ul. Przemysłowej w Łodzi.. Pomnik znajduje się w Parku im. Szarych Szeregów u zbiegu ulic Brackiej i Staszica, a posadowiony został przed ukazaniem się książki Józefa Witkowskiego „Hitlerowski obóz koncentracyjny dal małoletnich w Łodzi” (1975 r.).

Pomnik nie stanowi monografii, ani historiografii dziejów obozu łódzkiego w sercu getta łódzkiego, o czym usiłuje przekonywać W. Źródlak, pisząc iż sam autor o tym pisze na str. 202 – 204. Na owych stronach piszę o istnieniu Pomnika Pękniętego Serca, a nie o istnieniu monografii, czy historiografii dramatu łódzkich dzieci w POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT.

Po raz pierwszy od chwili posadowienia pomnika w 1971 roku dopiero 3 czerwca 2013 roku metropolita łódzki abp. Jędrzejowski złożył chrześcijański hołd pod tym pomnikiem. Patrz http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...

Wszelkie dowody pamięci, w tym pomniki, stanowią jedynie dowód upamiętnienia minionych ważnych dla narodu wydarzeń., w tym historycznych. Nie mogą natomiast zastępować monografii, czy historiografii wydarzeń minionych. To tak, gdyby pomnik wieszcza narodowego Adama Mickiewicza np. na pl. Mariackim we Lwowie był równocześnie jego historiografią, czy monografią.
Historiografia (z gr. Historia + grapho – pisać) – dział piśmiennictwa obejmujący gatunki historyczne. Historiografia to inaczej określenie całokształtu pracy historyka razem z jej rezultatem, czyli produkcją dziejopisarską, a nie pomniki, czy inne upamiętnienia.
Na historiografię składają się wszystkie rodzaje piśmiennictwa historycznego, będące wynikiem pracy historyka. Niemniej jednak praca historyka zależna jest od wielu czynników, takich jak uwarunkowania społeczne, filozofia, jego warsztat, stopień rozwoju nauki, uwarunkowania podejmowanych tematów, przyświecający cel, wyobrażenia mechanizmów przemian, baza źródłowa, stopień organizacji badań.
Historiografia obejmuje różne stopnie rozwoju myślenia historycznego. Są one prezentowane w dziełach historiograficznych (takich, gdzie została przedstawiona zobiektywizowana myśl historyczna).
W tym miejscu należy postawić pytanie W. Źródlakowi przedstawiającego się za historyka, kustosza Muzeum Tradycji Niepodległościowych, czy pomnik, w tym przypadku Pomnik Pękniętego Serca w Łodzi jest historiografią, czy monografią tamtych dramatycznych wydarzeń w POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT.

Skoro historyk, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych nie rozróżnia upamiętnień narodowych w jej różnych przeważnie artystycznych formach od dokumentacji historiograficznej, czy monograficznej nie powinien piastować funkcji kustosza Muzeum Tradycji Niepodległościowych.

Czy z Pomnika Pękniętego Serca na terenie POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT wynika istnienie bloku dla dzieci bezwiednie oddających mocz, w którym całą zimę były otwarte okna i dzieci skazane na pobyt w tym bloku, jednocześnie skazane były na śmierć?

Czy z Pomnika Pękniętego Serca w Łodzi wynika, że dzieci „za karę” przez oprawców były wrzucane do śniegu i polewane zimną wodą?

Czy z pomnika Pękniętego Serca w Łodzi wynika, że dzieci były katowane przez oprawców niemieckich i policję żydowską, co wielokrotnie doprowadzało do ich męczeńskiej śmierci?

Czy z Pomnika Pękniętego Serca w Łodzi wynika śmierć głodowa w obozie dzieci w wieku od 2-ch lat?

To prawda, iż piszę o tym Pomniku Pękniętego Serca, nie wspominam jednak, że jego posadowienie świadczy o istnieniu monografii, czy też historiografii tego obozu.

Najobszerniejsze materiały związane z obozem dla polskich dzieci w getcie łódzkim przechowywane są w Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi, Katowicach i Wrocławiu, jak również w Archiwach Państwowych w Bydgoszczy, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Przemyślu, Rzeszowie i Wrocławiu. Kompletna nieujawniona dotąd dokumentacja znajduje się w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Wszelkie ślady po obozie łódzkim zostały zatarte. Nie istnieje monografia, czy też historiografia. A przecież obóz Polen – Jugendverwahrlager stanowił część getta łódzkiego stanowiąc z nim integralną całość.

Żydowskie dzieci, które poniosły śmierć w łódzkim getcie zginęły w Shoah, Zagładzie, zwanymi Holocaustem. Jeżeli termin Holocaust jest zarezerwowany wyłącznie dla ofiar pochodzenia żydowskiego, jak nazwać ludobójstwo polskich dzieci, które zginęły w samym sercu łódzkiego getta?

Pytanie to kieruję do Żydowskiego Instytutu Historycznego, poszerzając je o przyczyny nieujawniania z archiwów ŻIH istnienie łódzkiego obozu Polen-Jugendverwahlager dla polskich dzieci na terenie łódzkiego getta, które poniosły śmierć w Holocauście.

W czasie mordów dokonywanych przez Niemców na Żydach w tym zbrodni popełnionych w łódzkim getcie, w czasie trwania II wojny światowej, katolicka organizacja Front Odrodzenia Polski (FOP) wydała specjalna ulotkę pt. „Protest”. Jej autorką była wybitna pisarka polska, powieściopisarka, uczestniczka ruchu oporu organizacji Żegota Zofia Kossak – Szczucka. Apelowała ona do serc i sumień wszystkich Polaków wierzących w Boga – również i do tych którzy dotąd zajmowali niechętne stanowisko wobec Żydów o czynną postawę wobec zbrodni: „kto milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy, kto nie potępia, ten przyzwala”. Protest FOP uzyskał znaczny rezonans społeczny.

Podstawowym tworzywem mojej wiedzy jest materiał pozyskany od byłych więźniów. Uzupełnia go pozyskana dokumentacja poniemiecka, zwłaszcza w części dotyczącej genezy i tworzenia obozu oraz jego filii w Dzierżązni. Należy jednak podkreślić, iż zachowana dokumentacja nie jest pełna, w wypadku luk trzeba było uzupełniać brakujące ogniwa logicznym porządkowaniem faktów.

Najważniejsza część dokumentacji została zniszczona, lub w ogóle nie powstała, Niemcy bowiem starannie unikali tego rodzaju świadectw, zwłaszcza dokonanych zbrodni na dzieciach, tym bardziej, że dokumentacja dotycząca niemieckich obozów koncentracyjnych była przez Niemców fałszowana.

Nie wykazywano w ogóle, lub zaniżano liczbę zgonów. Analiza zachowanej dokumentacji obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie pozwoliła na ustalenie, że i tu fałszowano urzędową, oficjalną dokumentację; zaniżano liczbę zgonów, podawano fikcyjne przyczyny zgonów, zwłaszcza w wypadkach indywidualnych mordów. W dotychczasowych publikacjach podawano nieścisłe i nie sprawdzone informacje, mylono obóz w Łodzi z jego filią w Dzierżązni, niewłaściwie opisywano zachowane fotografie.

Ciekawe, iż W. Żródlak zajął się z „ antypolską pasją” moją książką „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie”, stwierdzając, iż „tytuł jest zdumiewający…to jest nieznana do tej pory zbrodnia” , a w szczególności żydowskiego Ordnungdienst na terenie POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT ( patrz Józef Witkowski „Hitlerowski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi – str. 209, 210 ksero Piotra Michalczewskiego i Józefa Rosołowskiego w moim posiadaniu), pomawiając mnie, iż to ja z siebie czynię odkrywcę historii mordów polskich dzieci w łódzkim getcie, a nie zajął się fałszywkami „historycznymi” Wiesława Jażdżyńskiego zawartymi w kłamstwie historycznym „Reportaż z pustego pola” z 1965 roku.

Istnieją bowiem „publikacje o moim obozie” Józefa Jażdżyńskiego z 1965 roku w których członków załogi obozowej, współodpowiedzialnych za zbrodnie ludobójstwa dokonane na polskich dzieciach w łódzkim getcie usiłuje się wykreować niemal na bohaterów, nazywając ich „personelem”.

Oto cytat - Wiesław Jażdżyński „Reportaż z pustego pola”:

„…personel, mimo oczywistych trudności, odegrał wielką, a w niektórych przypadkach decydującą rolę w walce o utrzymanie dzieci przy życiu. Nie znalazłem ani jednego wspomnienia byłych więźniów, w którym by ta ofiarność, odwaga i wielkie serce nie zostały z szacunkiem i wdzięcznością odnotowane”.

To haniebne, iż autor owej publikacji w 1965 roku potrafił tak prezentować niemieckich ludobójców, którzy dokonali mordu na polskich dzieciach w łódzkim getcie. W ten oto sposób wypełnił „lukę naukową” dotyczącą tych zbrodni .

To haniebne, iż historyk, kustosz Muzeum Czynu Niepodległościowego z taką nienawiścią pisze o mojej publikacji, nie wspominając o wcześniejszej „historiografii” Józefa Jażdżyńskiego czyniącego z oprawców niemieckich bohaterskich kompozytorów śpiewających z dziećmi piosenki.

Wiesław Jażdżyński w swojej „historycznej publikacji” „Reportaż z pustego pola” napisał o Niemce, jednej z najokrutniejszych dozorczyń w obozie dla polskich dzieci: „…kucharka, Polka – Eugenia Pol (chodzi tu o zbrodniarkę ,Niemkę, Genowefę Pohl skazaną na 25 lat więzienia), przemyciła do obozu gitarę. Dziewczęta śpiewały razem z nią, urządzały zabawy w podchody, berka kucanego, i w tej ciszy, kiedy nie słychać było pokrzykiwań nadzorców, powstała, naiwna może, lecz pełna wymowy piosenka więźniarek”.

Ślady owych „zabaw” wiele więźniarek ma dotąd wypisane na własnej skórze. Miały okazję przedstawić je sądowi w procesie przeciwko zbrodniarce, nadzorczyni w obozie dla polskich dzieci w łódzkim getcie Eugenii Pol vel Genowefie Pohl. Nie wszystkie mogły jednak dać świadectwo prawdzie, po niektórych dziewczętach pozostały jedynie akty zgonów.

Należy postawić pytanie, jak mogło dojść do takiej publikacji jak „Reportaż z pustego pola”?

Owa publikacja nie tylko rehabilituje zbrodniarzy, ale równocześnie czyni z nich bohaterów, a także zamyka wszelkie dyskusje wobec stwierdzenia autora: „…oto pierwsze i chyba jedyne z opublikowanych świadectw istnienia polskiego obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie ( Polen – Jugendverwahrlager )”.

Tu autor wymienił artykuł Marii Niemyskiej - Hessenowej, opublikowany w 1946 roku w czasopiśmie „Służba społeczna” i stwierdził: „…obóz z ul. Przemysłowej istniał więc głównie w pamięci tych, którzy ocaleli. Nie pozostał po nim żaden materialny ślad”.

A oto opisana przez więźnia obozu POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT, działalność policji żydowskiej (dokument w moim posiadaniu):

UCIECZKI. JÜDISCHER ORDNUNGSDIENST (ŻYDOWSKA POLCJA) W POLEN – JUGENDVERWAHRLAGER.

Potworne warunki obozowe, nieustanna walka o utrzymanie się przy życiu rodziły marzenia o wydostaniu się z obozu. Nie było zapewne więźnia, który choć raz nie myślał o ucieczce z tego koszmaru jakim był obóz dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta. Wielu więźniom wydawało się, że wystarczy wydostać się poza teren obozu, żeby być wolnym. Nic bardziej złudnego. Małoletni więźniowie nie zdawali sobie sprawy, że obóz jest podwójnym więzieniem, że wtopiony jest w getto, które jest dobrze strzeżone.

Nawet mieszkańcy Łodzi nie wiedzieli o istnieniu Polen – Jugendverwahrlager, podobnie jak dzisiaj w 2013 roku nikt nie wie o istnieniu obozu w sercu łódzkiego getta i mordzie polskich dzieci w łódzkim getcie.

O ile więzień planujący ucieczkę dokonał rozpoznania terenu obozu i wybrał sprzyjające warunki do ucieczki, o tyle po wydostaniu się z obozu na teren getta był już zupełnie bezradny. Znalazł się bowiem na nieznanym terenie getta, gdzie natychmiast został rozpoznany. W getcie porządku pilnowała policja żydowska, która w gorliwości nie ustępowała policji hitlerowskiej.

Na pomoc więzionych Żydów nie można było liczyć, ponieważ groziło to surowymi karami, a ponadto wielu z nich myślało o tym samym. Bez pomocy z getta ucieczka skazana była na niepowodzenie, gdyż więzień nie znał rozmieszczenia posterunków policyjnych, żydowskich i niemieckich pilnujących getta.

Niemal wszystkich ucieczek dokonywało się pod osłoną nocy. Jeżeli uciekinier jeszcze tej samej nocy wydostał się z getta, mógł przy sprzyjających okolicznościach liczyć na powodzenie i pomoc mieszkańców miasta. Jeżeli jednak tej samej nocy nie udało mu się wydostać z getta, był zgubiony.

Natychmiast po ujawnieniu ucieczki ogłaszano alarm i wszczynano poszukiwania. Do poszukiwań włączano policję żydowską oraz policję z terenu Łodzi i okolicy. Przeszukiwano opuszczone budynki ale przede wszystkim teren cmentarza żydowskiego, gdzie najczęściej kryli się uciekinierzy. Nieodzowna dla Niemców policja żydowska po pierwszych ucieczkach zwracała szczególną uwagę na obóz pilnując go w sposób nadzwyczajny.

Czyniła to zwłaszcza policja żydowska złożona z kobiet. Nie stwierdzono ani jednego wypadku udzielenia pomocy przez tę policję uciekającym, wprost przeciwnie zanim jeszcze ujawniono ucieczkę już wszczęto alarm w obozie – policja żydowska zgłaszała Niemcom ujęcie zbiega, doprowadzała go z powrotem do obozu z zastosowaniem wszelkich środków przemocy jakimi dysponowała (biciem pałkami po głowie nieszczęśnika, kopniakami w genitalia etc.) inkasując od Niemców w nagrodę bochenek chleba. Z licznych relacji wiadomo, o bestialskiej bezwzględności policjantów żydowskich wobec kobiet i dzieci ( relacja nr 19 z dziennika Michała Grynberga).

Znany mi osobiście Michał Grynberg, pierwotnie Majer Grynberg (jid. מיכאל גרינבערג); urodzony 15 października 1909 roku w Sławatyczach, bywał w naszym domu we Lwowie, zmarł 20 kwietnia 2000 roku w Warszawie) – polski historyk żydowskiego pochodzenia, wieloletni pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego, specjalizował się w historii polskich Żydów w XX wieku.

W okresie zimowym, kiedy teren pokryty był śniegiem, ucieczka z góry skazana była na niepowodzenie. Idąc śladami, z łatwością znajdowano uciekiniera. Do poszukiwań używane były specjalnie wytresowane psy policyjne. Pomimo tego, ucieczki ciągle się powtarzały. Nie odstraszało pokazowe chłostanie na ogólnych apelach, osadzanie w karcerze i bloku karnym, nie odstraszały też zwłoki zastrzelonych.

Po pierwszej próbie ucieczki wzniesiono wieżyczki strażnicze i zainstalowano reflektory, załogę wyposażono w broń maszynową. Zakazano poruszania się po obozie nocą, a zwłaszcza w pobliżu parkanu. Wychodzić mogli jedynie dyżurni, ale tylko wyznaczonymi trasami nieustannie wywołując hasło: „ich gehen antreten”! Nie wywołanie hasła groziło zastrzeleniem, wachmani strzelali bez uprzedzenia.

Pierwszą próbę ucieczki podjął Stanisław Szewczyk z Krakowa. Było to 20 kwietnia 1943 roku. Korzystając z okoliczności, że esesmani byli pijani (urodziny Hitlera), wydostał się przez parkan do getta. Tam jednak został ujęty, znaleziono bowiem ramy okienne, które posłużyły mu do wydostania się z terenu obozu.

Oto co na ten temat napisał Stanisław Szewczyk: „Od razu podjąłem decyzję odzyskania wolności, ale nie było to takie łatwe, ponieważ nasz obóz znajdował się w centrum getta, był więc pilnowany przez policję, również żydowską. Pamiętam, był to dzień 20 kwietnia 1943 roku. Nie pamiętam, któremu z kolegów zaproponowałem ucieczkę, ale kolega nie mógł się zdecydować. Przedostałem się, po uprzednim przygotowaniu ram okiennych i elementów z budowy baraków do niższego ogrodzenia oddzielającego obóz dziewczęcy od chłopięcego. Po wejściu na mur wciągnąłem jedną ramę okienną na mur i dostałem się po niej na główne ogrodzenie wysokości około 5 metrów. Tam zaczepiłem się na drutach kolczastych, między którymi nie mogłem się przedostać. Podarłem resztę swoich łachmanów, aż wreszcie udało mi się pokonać przeszkodę. Znalazłem się poza parkanem, a zarazem w getcie.

Nie znając w ogóle terenu uzmysłowiłem sobie, że najłatwiej będzie przedostać się przez ulicę, która prowadziła od strony obozu, a jednocześnie była to granica getta, po której – jak się później okazało – krążyły posterunki policji niemieckiej i żydowskiej. Ulica była jasno oświetlona. W tej sytuacji postanowiłem przeczekać do rana w jednym z opuszczonych budynków. Zamierzałem ewentualnie skontaktować się z kimś, żeby mi pomógł wydostać się z getta. Leżąc na strychu opuszczonego budynku usłyszałem głosy Niemców, jednocześnie wpadło na strych kilku policjantów żydowskich. Zostałem przez nich pobity i zmasakrowany, doprowadzony z powrotem do obozu.

Policjanci ci wprowadzili mnie na wartownię, gdzie czekali już wachmani Duchnowski, Wenzel i inni, których nazwisk nie pamiętam. Nie wiem ile razy traciłem przytomność podczas bicia i odzyskiwałem na chwilę polewany wodą, aby w dalszym ciągu być katowany. Potem – jak opowiadali mi koledzy – zostałem wyrzucony przed wartownię i tam leżałem do odzyskania przytomności. Następnie alejką wysypaną żwirem, która prowadziła obok bramy głównej do karceru, kazano mi iść na kolanach. Po przejściu 130 metrów padłem zemdlony na beton w karcerze, gdzie była woda. Jeść nie otrzymałem, jak przypuszczam chyba trzy dni. Potem zabrano mnie na opatrunek, bo kolana miałem zranione do kości. Na punkcie opatrunkowym kierowniczką była niejaka Bayerowa. Ta na mój widok powiedziała:

„Wymordować te gady, a nie jeszcze udzielać pomocy”.

Zabrali mnie na zbiórkę całego obozu, gdzie pokazywano mnie wszystkim, potem dostałem znowu baty. W jakiś czas po wyjściu z karceru przeniesiono mnie do bloku karnego, który właśnie utworzono. I tak zakończyła się moja ucieczka”.

Była to pierwsza próba ucieczki, potem było ich jeszcze wiele. Wielu uciekinierów przypłaciło to życiem; zostali zastrzeleni podczas próby ucieczki, inni nie wytrzymali trudów karceru lub bloku karnego, jeszcze inni zmarli na skutek przeżyć obozowych. Kilku żyjących jest kalekami. Paweł Anszukow odmroził nogi i ma ubytki palców i pięt.

Prawdopodobnie pierwszym więźniem, któremu ucieczka się powiodła był Adam Dzięgielewski. Wiosną 1944 roku zachorował na zapalenie opon mózgowych i był leczony w szpitalu dla Polaków. Kiedy stan zdrowia poprawił się i mógł już chodzić, został wykradziony przez organizację Polski Podziemnej, oczywiście z pomocą personelu szpitala i przewieziony nielegalnie przez granicę do Warszawy.

Co pan na to panie panie Żródlak?

Co pan na to panie Źródlak, że mnie niemieccy mordercy wymordowali całą rodzinę na czele z moim ś. p. Ojcem docentem medycyny na Uniwersytecie Jana Kazimierza, asystentem prof. Adama Sołowija światowej sławy ginekologa – położnika, który również został zamordowany przez Niemców na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie.

Co pan na to panie Żródlak, że ja jako 9-letni chłopiec zostałem przez Niemców skazany na karę śmierci? Pokazać panu dokumenty?
A dokumenty istnieją w polskim archiwum państwowym!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Gdy niemieccy zbrodniarze mordowali moją rodzinę, gdy mordowali Polaków - kobiety, dzieci, starców, to Pan jeszcze nie srał w majtki, a ja jestem świadkiem historii w moim 83 roku życia!

Dla pana mają znaczenie daty niemieckich mordów, tuż po 1 września 1939 roku, bo zdaniem pana ich nie było, to jakaś „nieznana zbrodnia”!!!

Czy pan wie, iż w Polsce nie istnieje żadna rodzina, która by nie utraciła w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej jakiegoś członka rodziny?

Gdyby pan o tym wiedział, to nie wypisałby takich bzdur o „jakiejś nieznanej zbrodni”.

A tak pisze „kustosz, historyk” Muzeum Tradycji Niepodległościowych!!! To hańba!!!

Panie Źródlak, źle Pan trafił akuratnie do mnie !

Przekaż to Pan swoim mocodawcom i inspiratorom pomysłu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=... HOŁD ABP JĘDZREJEWSKIEGO

https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=szkola+w+lodzi+... pomnik w tym szkoła nr 81 w łodzi ul. Emilii Plater 28/32

http://wiadomosci.onet.pl/lodz/obchody-70-rocznicy-utworzenia-przez-niem...

http://www.solidarni2010-krakow.pl/

http://forumdlazycia.wordpress.com/2013/06/05/mord-polskich-dzieci-w-lod...
http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszews...
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...
http://blogopinia24.pl/polityka/810-ryszard-bocian-zaozyciel-kpn-wpisa
http://blogopinia24.pl/polityka/811-mord-polskich-dzieci-w-odzkim-getcie...
http://www.krakowniezalezny.pl/niemiecki-mord-polskich-dzieci/
http://solidarni2010.pl/14083-dzien-dziecka-nieinfantylnie-w-lodzi--rela...
http://mikro-makro.neon24.pl/post/95046,aleksander-szumanski-na-slasku- „Getto łódzkie”,
-„ Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,
- „Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”,

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”,

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

- „Więźniowie obozu łódzkiego”,

- Józef Witkowski – Piotr Michalczewski „Martyrologia Dzieci Polskich w systemie hitlerowskim 1939 – 1945 r ”.

Polski Związek Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych O/Kraków J.R. oraz K. K. byli więźniowie obozu łódzkiego. JR to Józef Rosołowski przewodniczący Związku,

K.K. to Karol Kowalski, były więzień obozu dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta, członek powyżej podanego związku.

(Dokumentacja w moim posiadaniu)

http://www.youtube.com/watch?v=uCYxA6og6BE&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=od0E9pbj0kE
WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ „HISTORYCZNY” CZ.II
Kronika Miasta Łodzi – kwartalnik cz. II

Redaktor naczelny
Gustaw Romanowski
Łódź, ul. Piotrkowska 113 (prawa oficyna)
tel. +48 042 638-44-39
kronika@uml.lodz.pl

Wydawca
Urząd Miasta Łodzi
Szanowny Panie Redaktorze,

Również w 1944 roku śmiałej ucieczki dokonało dwóch chłopców, którzy zatrudnieni byli przy wycinaniu wikliny. Pracowali na plantacji przy ul. Zgierskiej w pobliżu cegielni w Radogoszczu. Ktoś jednak musiał udzielić im pomocy, ponieważ ubrani byli w ubrania obozowe, w których daleko uciec nie mogli. Wspominają o tym byli więźniowie i zatrudnieni tam Polacy.

Jan Sierpień: „Ucieczka była prawie zupełnie niemożliwa. Pamiętam jednak jak kilku chłopców zbiegło. Byli oni zatrudnieni przy wycinaniu wikliny”.

Teodor Wysocki podaje: „Byli to Kazimierz Wierzycki i Ignacy Rutkowski. Ucieczka powiodła się dzięki pomocy Teodora Wysockiego i jednego z Polaków, którzy przygotowali i ułatwili ucieczkę, a później mylili pogoń. Dalsze losy uciekinierów nie są znane. Nie zostali jednak ujęci, bo wróciliby z powrotem do obozu.

Zbiegł również jeden z więźniów zatrudniony w gmachu policji kryminalnej przy ul. Kilińskiego 152, gdzie nosił piasek do zabezpieczenia przeciwpożarowego. W ciągu całego okresu funkcjonowania obozu tylko jeden wypadek ucieczki miał miejsce z terenu obozu, pozostałe z poza obozu.

Wspomina o tym m.in. Marian Miśkiewicz: „Kiedyś przywieziono chłopca około 16 - letniego ze Stutthofu. Pochodził z Gdańska. Był najpierw w areszcie obozowym, a po zwolnieniu z aresztu został skierowany do pracy w warsztacie szewskim. Pracował tylko jeden dzień. Pamiętam, że przymierzał jedną parę butów, które położył na boku. Nie przywiązywałem wówczas do tego żadnej wagi, ale na drugi dzień dowiedziałem się, że chłopiec zbiegł, znikły też buty.

Mimo obławy policji żydowskiej chłopca nie ujęto. Była to jedyna ucieczka z obozu, jaką pamiętam. Żydowska policja razem niemieckim komando i SS przetrząsnęła wszystkie zakamarki obozu, getta i cmentarza żydowskiego. Chłopca nie znaleziono. Również w filii obozu w Dzierżązni miały miejsce udane ucieczki.

Zapoczątkowała je Maria Delebis z Łodzi, która 17 kwietnia 1944 roku dokonała śmiałej ucieczki. Następną która zbiegła 28 czerwca 1944 roku była Halina Szturma z Łodzi. Prowadzono poszukiwania, ale nie zostały ujęte. To dodawało odwagi innym. 9 lipca 1944 roku zbiegło jednocześnie pięć dziewczynek: Jadwiga Ciach, Leokadia Kaczmarek, Lucyna Lisik, Zofia Jencz i Eugenia Szmidt.

Jedna pochodziła z Warszawy, pozostałe z Poznania. Później zbiegły jeszcze dwie dziewczynki, których nazwisk nie ustalono. Ostatnia ucieczka miała miejsce na folwarku w Dzierżązni 4 września 1944 roku. Zbiegła wówczas Leokadia Dziedzic. Prowadzono intensywne poszukiwania przez SS i policję żydowską, ogłoszono alarm w całej okolicy. Zawiadomiono policję łódzką i żandarmerię, a także wojsko, ale obława nie dała rezultatu.

Fuge i załoga niemiecka pienili się ze złości. Podejrzewano, że ucieczki miały miejsce nie bez pomocy zatrudnionych tam Polaków. Fuge zagroził, że jeżeli powtórzy się jeszcze jakakolwiek próba ucieczki, Polka Halina Biederman zostanie zesłana do obozu koncentracyjnego. To, a może szybko zbliżający się front i nadzieja na bliskie już wyzwolenie powstrzymywały dalsze ucieczki.
Również Jan Krakowski podaje w nadesłanych wspomnieniach, że w roku 1944 zbiegł z obozu. Wykorzystał wyjazd do łaźni i odwszalni w mieście, tam się ukrył w kotle i zbiegł. Przy pomocy kolejarza polskiego dostał się do Warszawy, gdzie ukrywał się do wyzwolenia. Ucieczki z filii obozu w Dzierżązni zostały odnotowane w kartotekach obozowych dziewczynek.

Kazimierz Bernaś: „Wydostałem się z obozu, ale nie wiedziałem, że oprócz ogrodzenia obozu jest również strzeżone ogrodzenie getta. W dzień nie mogłem się wydostać, więc postanowiłem czekać do wieczora. Ukryłem się na cmentarzu żydowskim w grobowcu. Na wieczornym apelu zorientowali się, że mnie nie ma i zaczęli mnie szukać. Kiedy mnie znaleźli, myślałem, że to już ze mną koniec. Bili mnie do nieprzytomności, zanieśli na wartownię, gdzie polewali mnie wodą i znowu bili. Związali mi ręce sznurkiem i wrzucili do karceru. Od sznura puchły mi ręce.
Szóstego dnia przynieśli i wrzucili do mnie do celi chłopca. Zacząłem do niego mówić, ale on się nie odzywał. Pomyślałem, że jest nieprzytomny i też się nie odzywałem. Rano okazało się, że on nie żyje.
Został zastrzelony podczas próby ucieczki i miał wyrwaną pierś. Miał może z 9 lat. Po wyjściu z aresztu dostałem się na blok karny i tam przebywałem do końca. Na apelu prowadzili mnie przed frontem wszystkich, a oni musieli na mnie pluć”.

Ludwik Szymański: „Przystawiłem drabinę do muru i już byłem na drugiej stronie. Nie wiedziałem jednak gdzie iść. Złapał mnie policjant żydowski, dostałem od niego kilkakrotnie pałką w łeb, potem zawlókł mnie na komisariat policji. Miałem ostrzyżone włosy i domyślił się skąd jestem. Po biciu zaprowadzono mnie do aresztu, gdzie siedziałem dwa tygodnie o chlebie i wodzie. Później dostałem się na blok karny i tam siedziałem aż do końca”.

Stanisław Stępniak: „W obozie miało miejsce wiele prób ucieczek. Dwie z nich zapamiętałem najbardziej. Pewnego dnia (daty nie pamiętam) miała miejsce ucieczka dwóch więźniów. Urządzono nam wówczas całonocny apel. Na drugi dzień więźniów przyprowadzili policjanci żydowscy, którzy ujęli ich gdzieś w getcie. Policjanci dostali w nagrodę po bochenku chleba obozowego. Uciekinierów najpierw pałkami bili policjanci żydowscy na wartowni, później esesman August przywiązał ich drutem kolczastym do owocowego drzewa na placu w pobliżu bloku karnego, baraków i wartowni.

Twarzami byli zwróceni do siebie, stali w pozycji na baczność i razem okręceni byli drutem kolczastym od stóp aż po głowę. Podczas tej ceremonii esesmani bili ich kijami i batami. Później urządzono apel pobliskich bloków, a może całego obozu i na oczach wszystkich bili ich kijami i batami esesmani i czterej polscy „wychowawcy”, których nazwisk nie pamiętam.

Jednego z nich rozpoznaję na przedstawionym zdjęciu, jest to ten z wąsikiem w butach z cholewami stojący na tle muru obozu dziewczęcego ( rozpoznanym jest Józef Borkowski). Zdjęcie w posiadaniu Józefa Witkowskiego. Co się stało z tymi więźniami nic mi nie wiadomo, bo nam urządzono karne ćwiczenia, a ich chyba zabrano. Pamiętam, że nie dawali znaku życia, zwisali z opuszczonymi głowami, byli zakrwawieni od drutu kolczastego i bicia. Pamiętam gdy jeden z esesmanów powiedział „kaputt”, machnął ręką, splunął i odszedł”.

Jerzy Grenda: „Potem był jeszcze wstrząsający apel, musieliśmy oglądać zastrzelonego chłopca, był to przykład, że i nas to czeka na wypadek próby ucieczki”.

Bohdan Kończak: „Pamiętam jak jeden z więźniów próbował ucieczki, jednak nie udało mu się i został zastrzelony przez wachmana. Chłopca tego wozili później na taczkach przed frontem całego obozu”.

Emilia Kaminska - Mocek: „Raz chłopcy wykopali dół pod płotem i chcieli uciec. Policjanci żydowscy złapali ich i przyprowadzili do obozu. Dostali w nagrodę bochenek chleba, a chłopcy po 25 batów. Biciu musieliśmy się przyglądać wszyscy”.
Zbyszek Lewandowski: „Trzech kolegów próbujących ucieczki zostało zastrzelonych przez wachmanów. Jeden został zastrzelony obok łaźni w obozie dziewczęcym, drugi w rogu niedaleko wartowni, trzeci na murze między obozem, a cmentarzem żydowskim, ten ostatni został na drutach”.

Jan Krakowski: „Nadszedł dzień planowanej ucieczki. Był to ciepły kwietniowy wieczór w 1944 roku. Gdy miałem już wejść do getta, usłyszałem histeryczny krzyk dziewczynki, która wołała swoja mamę. Wachman zaświecił reflektor i uchwycił mnie w snop światła. Przybiegło trzech wachmanów i zabrali mnie na wartownię. Esesman wsadził mi palec w otwór marmurowego kałamarza i tak długo kręcił, aż mi złamał palec. Na spodniach namalowano mi lampasy, znak, że jestem z karnego bloku. Esesman zawołał mnie, wyjął pistolet i uderzył mnie rozcinając mi brodę i wybijając dwa zęby ( do dzisiaj noszę protezę).

Wśród odnalezionych 77 zgłoszeń zgonów dzieci zastrzelonych przy próbach ucieczek, tylko w wypadku Edmunda Agacińskiego podano, że zmarł 15 lipca 1944 roku na skutek strzału w krtań w czasie ucieczki.

Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich).
Z ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce "Eichmann w Jerozolimie" (Kraków 1987).
Napisała tam m.in. (s. 151):

"Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii…

…uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę”.

Arend stwierdziła wprost:
"O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym niemieccy naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano" (tamże, s. 151).
Arendt pisała, że bez pomocy Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów.
W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat:
„Funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do niemieckich obozów zagłady”.

Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów godzących w ich współrodaków.
O tym wszystkim Jan Tomasz Gross milczy w swoich książkach pełnych tak wielu oszczerczych tyrad oskarżycielskich przeciwko Polakom ( „Sąsiedzi”, „Strach”. „Złote żniwa”).

Milczy o tej zbrodniczej kolaboracji również Żydowski Instytut Historyczny, ze swoim dyrektorem Pawłem Śpiewakiem i innymi pracownikami naukowymi tej placówki – Aliną Całą - oskarżających Polaków o dokonanie mordów na 3 milionach Żydów, państwowa placówka naukowa finansowana przez polskich podatników, podległa Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego Należy więc odświeżyć pamięć o sprawach kolaboracji z Gestapo przez Judenraty i żydowską policję, od lat tak gorliwie przemilczanej - wbrew prawdzie historycznej - przez różne wpływowe dziś w Polsce media i wydawnictwa.

Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na byłych wschodnich kresach Rzeczypospolitej (woj. lwowskie i tarnopolskie):
"W każdym razie Judenrat stał się narzędziem w rękach Gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są „Gestapo na żydowskiej ulicy”.

Powołano Ordnungsdienst (służbę porządkową) jako organ wykonawczy składający się z najgorszych elementów (...).
W gruncie rzeczy Judenrat zaczął prowadzić politykę rabunkową w celu napełnienia własnych kieszeni, by tymi pieniędzmi przekupić władze i Gestapo, ale tylko w celu zabezpieczenia losu swoich i najbliższej rodziny.

„Nie znam ani jednego wypadku, żeby Judenrat bezinteresownie pomógł któremuś Żydowi (...). Do wykonania swoich niecnych czynów, jak ściąganie ogromnych podatków i nałożonych kontrybucji, łapania do łagrów i napadów na domy żydowskie, Judenraty używały swojej Ordnungsdienst, której dawali procent z łupu, a ci ludzie w liczbie dziesięciu-piętnastu napadali na ludzi, bijąc w okrutny sposób, niszcząc i rabując, cokolwiek się dało, i to ze straszną bezwzględnością". (Por. Baruch Milch: „Testament", Warszawa 2001, s. 106-107).

Pytanie, dlaczego Jan Tomasz Gross nawet jednym zdaniem nie wspomniał w swej przeznaczonej dla
Amerykanów ponad 300-stronicowej książce o rabunkach na Żydach dokonywanych przez żydowską
policję na zlecenie Judenratu? Czyż to kolejne przemilczenie nie jest jaskrawym dowodem braku u Grossa nawet cienia elementarnej uczciwości ?

W tejże książce Milcha czytamy na s. 126-127:

"(...) Judenrat załatwił z tymi mordercami, że do trzech godzin dostarczy im żądane trzysta osób. Sami Żydzi musieli łapać i wydawać braci i siostry w ręce katów, którzy stali na placu folwarku, obok naszego mieszkania, i przyprowadzonych przyjęli pałkami albo nahajkami, a później wywieźli na rzeź do Bełżca (...)”.

Judenratowcy i Ordnungsdienst, przy pomocy ukraińskiej policji i kilku Niemców, którym jeszcze zapłacono, by prędko pracowali, gonili po ulicach, jak wściekłe psy czy opętańcy, a pot się z nich lał strumieniami (...).

Straszny to był widok, jak Żyd Żyda prowadził na śmierć (...)".
Szczególnie haniebną rolę w wysyłaniu własnych żydowskich rodaków na śmierć odegrał Chaim Rumkowski, prezes Rady Żydowskiej w Łodzi, „król" getta łódzkiego na usługach Niemców.
Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne pieniądze „chaimki" i „rumki" oraz znaczki pocztowe z jego podobizną.

Rumkowski urządził sobie harem w jednej willi i wciąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na jego tyranię nad mieszkańcami getta gorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i wyekspediował olbrzymią większość swych żydowskich umęczonych poddanych do obozów zagłady.

W końcu jednak i jego Niemcy wysłali do Oświęcimia. Podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów, którzy nie zwlekając ani chwili, natychmiast po przywiezieniu go do obozu spalili go żywcem w obozowym piecu (Por. E. Reicher: „W ostrym świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945", oprac. R. Jabłońska, Londyn 1989, s. 29).

Najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum (dzisiejszy patron Żydowskiego Instytutu Historycznego) tak pisał: „Żydowscy policjanci byli okrutniejsi od Niemców.
Dzieci wydawały na śmierć rodziców, rodzice dzieci”.

Nader bezwzględne świadectwo na temat poczynań żydowskiej policji w Warszawie dostarczył Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu. Wspominając lata wojny, Goldstein pisał bez ogródek: "Z poczuciem bólu i wstrętu wspominam żydowską policję, tę hańbę dla pół miliona nieszczęśliwych Żydów w warszawskim getcie (...)”.

Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów, spadała na getto jak banda dzikich zwierząt. Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji.

Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać - przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą" (Por. B. Goldstein: „The Star Bear Witness", New York 1949, s. 66, 106, 129).

Klara Mirska, Żydówka, która opuściła Polskę w 1968 roku, nie miała w swych wspomnieniach dość złych słów dla odmalowania niegodziwości niektórych przedstawicieli środowisk żydowskich w czasie wojny. Opisała następującą historię:

"Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony. Taki niesamowity żart wymyślili Niemcy. Ojciec, któremu chęć pozostania przy życiu przysłoniła wszelkie uczucia miłości rodzicielskiej, zaczął poganiać syna.
Czynił to na oczach rozbawionych Niemców i stojących w milczeniu przy tej scenie Żydów:
„No, prędko rozbieraj buty! No, pośpiesz się, i tak ci nic nie pomoże" (Wg K. Mirska: „W cieniu wielkiego strachu", Paryż 1980, s. 447).

W sierpniu 1942 r. żydowski policjant Calel Perechodnik w getcie w Otwocku wyciągnął z bezpiecznej kryjówki swoją żonę i córeczkę i odprowadził je do transportu śmierci. (Calek Perechodnik „Spowiedź” wyd. Karta Warszawa 2004).

I wydanie książki „Calek Perechodnik” zostało sfałszowane przez Żydowski Instytut Historyczny. Fałszerstwo odkrył prof. David Engel mieszkający w USA, badacz stosunków polsko-żydowskich- (czasopismo „Polin” nr 12, 1999 r. ) oraz wstęp wydawcy „Calek Perechodnik” Spowiedź (wydawca Ośrodek Karta Warszawa 2004).

Dlaczego o takich przypadkach zezwierzęcenia niektórych Żydów i fałszerstwach publicystycznych nie informuje Amerykanów Jan Tomasz Gross , tak gorliwie rozpisujący się na temat sadyzmu Polaków?

Dokumenty, źródła, cytaty:

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=... HOŁD ABP JĘDZREJEWSKIEGO

https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=szkola+w+lodzi+... pomnik w tym szkoła nr 81 w łodzi ul. Emilii Plater 28/32

http://wiadomosci.onet.pl/lodz/obchody-70-rocznicy-utworzenia-przez-niem...

http://www.solidarni2010-krakow.pl/

http://forumdlazycia.wordpress.com/2013/06/05/mord-polskich-dzieci-w-lod...
http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszews...
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...
http://blogopinia24.pl/polityka/810-ryszard-bocian-zaozyciel-kpn-wpisa
http://blogopinia24.pl/polityka/811-mord-polskich-dzieci-w-odzkim-getcie...
http://www.krakowniezalezny.pl/niemiecki-mord-polskich-dzieci/
http://solidarni2010.pl/14083-dzien-dziecka-nieinfantylnie-w-lodzi--rela...
http://mikro-makro.neon24.pl/post/95046,aleksander-szumanski-na-slasku- „Getto łódzkie”,
-„ Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,
- „Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”,

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”,

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

- „Więźniowie obozu łódzkiego”,

- Józef Witkowski – Piotr Michalczewski „Martyrologia Dzieci Polskich w systemie hitlerowskim 1939 – 1945 r ”.

Polski Związek Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych O/Kraków J.R. oraz K. K. byli więźniowie obozu łódzkiego. JR to Józef Rosołowski przewodniczący Związku,

K.K. to Karol Kowalski, były więzień obozu dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta, członek powyżej podanego związku.

(Dokumentacja w moim posiadaniu)

http://www.youtube.com/watch?v=uCYxA6og6BE&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=od0E9pbj0kE
WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ „HISTORYCZNY” CZ.III
Kronika Miasta Łodzi – kwartalnik cz. III

Redaktor naczelny
Gustaw Romanowski
Łódź, ul. Piotrkowska 113 (prawa oficyna)
tel. +48 042 638-44-39
kronika@uml.lodz.pl

Wydawca
Urząd Miasta Łodzi
Szanowny Panie Redaktorze,

Warto przytoczyć, co ten sam Calek Perechodnik, skądinąd nienawidzący bez reszty Polaków, wypisywał na temat swych własnych kolegów z żydowskiej policji:

"Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla policjantów żydowskich w Warszawie (...). Skamieniały im serca, obce stały się wszelkie ludzkie uczucia. Łapali ludzi, na rękach znosili z mieszkań niemowlęta, przy okazji rabowali”.

Nic też dziwnego, że Żydzi nienawidzili swojej policji bardziej niż Niemców, bardziej niż Ukraińców" (Calek Perechodnik: "Czy ja jestem mordercą?", Warszawa 1993, s. 112-113).

Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w Warszawie Chaima A. Kaplana. W swym dzienniku Kaplan nazwał Judenraty wprost – „hańbą społeczności warszawskiej", wielokrotnie piętnując zbrodniczą działalność policji żydowskiej, pisząc:

"[…]Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od niemieckich nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej niż było w normie, do której zobowiązała się
Rada Żydowska [...]”.

„(…) Niemieccy naziści są zadowoleni, że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (...).
To żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (...). Naziści są usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (...)”.

„(…) Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (...). …SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na dziedzińcach(…)”.

„(…)To była rzeź w odpowiednim stylu - oni nie mieli litości nawet dla dzieci i niemowląt”.

„(…)Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci" (Por. "Scroll of Agony. The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan", New York 1973, s. 384, 386, 389, 399).

Na str. 231 swej książki Kaplan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy:
„Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego agenta".

Żydowski Instytut Historyczny obrał za patrona Emanuela Ringelbluma polskiego historyka, pedagoga i działacza społecznego pochodzenia żydowskiego, twórcy podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego. Tak oto ich patron pisze:

"(…) Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą.
Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci żydowskich na rzeź.
Żydowska policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Jak to się wydarzyło, iż przeważnie inteligenci, żydowscy adwokaci, lekarze, inżynierowie (większość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady swych braci.
Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź (...)”.

„(…)Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, czy Łotyszy. Niejedna kryjówka została ”nakryta” przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus catholique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (...)”. ”(...) Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag?(…)”

„(…)Do powszechnych po prostu zjawisk należało, że ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (...)”.

„(…)Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej(…)". (Emanuel Ringelblum: "Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 - styczeń 1943", Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).

Tyle patron Żydowskiego Instytutu Historycznego. Natomiast współcześnie
powołany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego na stanowisko dyrektora ŻIH Paweł Śpiewak oraz współpracujący z nim naukowcy m.in. Alina Cała obarczają bez dowodów naukowych, Polaków winą zamordowania 3 milionów Żydów, nie wspominając jednak o działaniach żydowskiej policji w gettach niemieckich w Polsce i znęcaniu się i mordach na Polakach pochodzenia żydowskiego.

Dlaczego opinia publiczna nie została powiadomiona o fałszerstwach dotyczących „Spowiedzi” Calka Perechodnika?

Modlitwa do niemieckiego Boga

„Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków,

Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą,

Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą.

Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół,

Ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony,

sprzedany w niewolę.

Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane!

Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci.

Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciała

I spraw, że kraj polski w morzu krwi zniszczeje!

Niemieckie serce nie da się zmiękczyć!

Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami.

A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie

To będę wołał umierając:

„Zamień, o Panie, Polskę w pustynię”!

Tekst ukazał się na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland).

Autorem tekstu jest Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera.

Przedstawię fakty martyrologii polskich dzieci całkowicie nieznane polskiej i światowej opinii publicznej, zatajane przez serwilistyczne mainstreamowe środki masowego przekazu:

Z okazji 65 rocznicy (2009 rok) likwidacji getta łódzkiego (Litzmannstadt Ghetto), jeszcze za łódzkiej prezydentury Jerzego Kropiwnickiego, zostałem zaproszony jako dziennikarz chicagowskiego „Kuriera Codziennego” na konferencję prasową w warszawskiej „Zachęcie”.

Na konferencję pojechałem w towarzystwie Karola Kowalskiego osoby ocalałej z polskiego getta w Litzmannstadt Getto.

Konferencję prowadzili na zmianę, Kropiwnicki, pracownica „Zachęty” i w stroju rytualnym Symcha Keller (vel Krzysztof Skowroński; ur. 1963 w Łodzi) – polski chazan, podrabin, działacz społeczności żydowskiej, przewodniczący Rady Religijnej Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP.

Jego żoną jest Małgorzata Burzyńska-Keller, która piastuje stanowisko szefowej Fundacji Ochrony Dziedzictwa Kultury Żydów "Wspólne Korzenie" oraz jest pomysłodawcą i dyrektorem Festiwalu Sztuki Filmowej Jidysz, obecna wówczas w sali warszawskiej „Zachęty”.

Uprzednio, jeszcze w Krakowie, Karol Kowalski osoba towarzysząca mi przygotowała swoje wystąpienie o losach polskich dzieci w łódzkim getcie.

Gdy otrzymałem prawo głosu, po przedstawieniu się, z nazwą gazety włącznie którą reprezentowałem, przeszedłem do zapowiedzi spraw związanych z martyrologią polskich dzieci w łódzkim getcie, jak i z informacją o przybyciu na konferencję osoby, która przeżyła likwidację polskiej części getta łódzkiego.

W tym momencie został mi wyłączony mikrofon, a osoba ze mną przybyła już nie została dopuszczona do głosu. Karol Kowalski męczennik obozu dla dzieci w łódzkim getcie został zlekceważony przez ówczesnego prezydenta Łodzi Kropiwnickiego i łódzki rabinat, ponoszący odpowiedzialność za utajnianie zbrodni Ordnungdienst w obozie dla dzieci w łódzkim getcie.

Kropiwnickiemu i rabinowi wydawało się, iż sprawa blisko dziesięciu tysięcy polskich dzieci zamęczonych w łódzkim getcie nie przedostanie się do wiadomości publicznej.

Złudne to nadzieje.

W grudniu 1942 roku na terenie łódzkiego getta, mniej więcej w obrębie dzisiejszych ulic: Brackiej, Emilii Plater, Górniczej i Zagajnikowej, przy ul. Przemysłowej wyodrębniono obóz dla polskich dzieci i młodzieży (Polenjugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt). Główna brama obozu znajdowała się przy ul. Przemysłowej, stąd popularna nazwa: obóz przy Przemysłowej.

W zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1942 roku pisano, że będzie to obóz dla młodocianych Polaków – kryminalistów - lub pozbawionych opieki, będących zatem elementem niebezpiecznym zarówno dla dzieci niemieckich, jak też i przez to, że mogliby w dalszym ciągu uprawiać swą kryminalną działalność. Zachowano pozory, że ma to być obóz prewencyjny i wychowawczy. W rzeczywistości był to obóz koncentracyjny przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku od kilku do 16 lat. Dzieci miały numery zamiast nazwisk, chodziły w szarych drelichach i trepach, pracowały od świtu do wieczora. Były karane biciem, pałowaniem przez żydowską policję (Jüdischer Ordnungsdienst), potocznie zwaną „odmani”. Dzieci od lat 2 do 16 umierały z głodu, pragnienia, wyczerpania, czy też pałowania przez „odmanów”.

Obszar obozu otoczony był wysokim parkanem z desek i strzeżony przez niemieckich wartowników.

Więźniowie pochodzili z terenów włączonych do Rzeszy oraz z Generalnego Gubernatorstwa. Część zabrano z sierocińców, część to dzieci, których rodzice zostali zamordowani lub przebywali w więzieniach za udział w konspiracji. Do stycznia 1945 roku przeszło przez to miejsce około 1600 polskich dzieci, choć dokładna liczba uwięzionych jest trudna do ustalenia, ponieważ zaginęła część dokumentacji. Według zeznania ocalałego świadka liczba uwięzionych w getcie łódzkim dzieci wynosiła ok. 10 tysięcy. W momencie zakończenia wojny było tam blisko 900 więźniów( zapis zgodny z zeznaniem).

Dzieci pracowały, podobnie jak ich rówieśnicy z getta, po drugiej stronie wysokiego muru. Miały nawet tych samych nauczycieli - żydowskich rzemieślników, którzy zostali tam skierowani przez nazistów. Dzieci szyły ubrania, wyplatały buty ze słomy, reperowały tornistry, prostowały igły. Wiele zmarło z głodu, zimna i wycieńczenia, zwłaszcza podczas epidemii tyfusu na przełomie 1942 i 1943 roku Udokumentowane są zgony 136 osób. Chore odsyłano do szpitala przy ul. Dworskiej 74 (dziś ul. Organizacji WiN) na terenie getta.

Dzieci polskie w obozie zostały całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego, nie miały też żadnego kontaktu z ludźmi z drugiej strony parkanu. Filia obozu dla polskich dzieci znajdowała się w majątku ziemskim w Dzierżążni, 15 kilometrów od Łodzi.

Dziś po Polenjugendverwahrlager pozostał tylko budynek dawnej komendy przy ul. Przemysłowej 34.

Przez wiele lat po wojnie nie wiedziano o tym obozie. W maju 1971 roku małych więźniów uczczono Pomnikiem Pękniętego Serca, postawionym w parku im. Szarych Szeregów (dawniej Promienistych). Zaprojektowali go Jadwiga Janus i Ludwik Mackiewicz. Stoi poza terenem obozu, ale jest hołdem dla polskich dzieci; wobec tych, którzy przeszli przez ten właśnie obóz wydzielony z obszaru Litzmannstadt Getto.

Kronika getta łódzkiego, 18-19 października 1942, t. 2, s. 304:

„Wyłączono z getta część Marysina, a mianowicie ul. Emilii Plater, Przemysłową, Otylii i teren przy murze cmentarnym. Od razu po zakończeniu ewakuacji władze niemieckie rozpoczęły tam budowę bardzo wysokiego drewnianego parkanu o bezszczelinowej konstrukcji. Wydział Budowlany getta otrzymał od Kripo (niemiecka policja kryminalna) nakaz dostarczenia niezbędnych robotników. Małe domki drewniane ulegają rozbiórce, natomiast buduje się tam baraki. Terenem tym będą dysponować władze policyjne.

Budowa obozu dla młodocianych Polaków na Marysinie posuwa się w szybkim tempie. Wysoki drewniany parkan jest już gotowy; domy wchodzące w skład tego bloku odremontowano i wyposażono w doskonałe piece; wszędzie ustawia się podwójne (dwupiętrowe) prycze. m. in. urządzono też dla załogi obozu kryty kort tenisowy na okres zimy”.

Kronika getta łódzkiego, 24 listopada 1942 r., t. 2, s. 396:

„Przestrzeń bloku racjonalnie wykorzystano, tak że będzie można ulokować do 1800 osób. Prace te wykonuje tutejszy Wydział Budowlany pod nadzorem władz niemieckich.

Do obozu młodocianych Polaków, który istnieje już od 10 dni zaangażowano różnych tutejszych fachowców, celem prowadzenia nauki w tamtejszej szkole zawodowej”.

Kronika getta łódzkiego, 20 grudnia 1942 r., t. 2, s.441:

„W czasie epidemii tyfusu widziałam okropne rzeczy. Chore dzieci, których nie zdążono wywieźć do getta leżały na "izbie chorych" bez żadnej opieki. Te, które już umierały, ale jeszcze żyły, wynoszono razem z trupami do trupiarni nago i ładowano do skrzyń lub worków papierowych i tam dogorywały” - Gertruda Nowak, jedna z więźniarek obozu dla dzieci polskich przy ul. Przemysłowej.

4 września 1943 r. - przemówienie Chaima Rumkowskiego na placu wzywające mieszkańców do oddania dzieci. Rozpoczął się jeden z najbardziej dramatycznych rozdziałów historii łódzkiego getta, który przeszedł do historii pod nazwą "wielka szpera".

Chaim Rumkowski kolaborant niemiecki. Chaim Mordechaj Rumkowski (ur. 27 lutego 1877 w Ilinie, powiat ostrogski, zm. 1944 w Auschwitz-Birkenau) – przemysłowiec, działacz syjonistyczny, przewodniczący Judenratu w łódzkim getcie, kolaborant pod okupacją hitlerowską, dla większości ocalonych z Zagłady Żydów przestępca wojenny.

Dokumenty, źródła, cytaty:

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=... HOŁD ABP JĘDZREJEWSKIEGO

https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=szkola+w+lodzi+... pomnik w tym szkoła nr 81 w łodzi ul. Emilii Plater 28/32

http://wiadomosci.onet.pl/lodz/obchody-70-rocznicy-utworzenia-przez-niem...

http://www.solidarni2010-krakow.pl/

http://forumdlazycia.wordpress.com/2013/06/05/mord-polskich-dzieci-w-lod...
http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszews...
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...
http://blogopinia24.pl/polityka/810-ryszard-bocian-zaozyciel-kpn-wpisa
http://blogopinia24.pl/polityka/811-mord-polskich-dzieci-w-odzkim-getcie...
http://www.krakowniezalezny.pl/niemiecki-mord-polskich-dzieci/
http://solidarni2010.pl/14083-dzien-dziecka-nieinfantylnie-w-lodzi--rela...
http://mikro-makro.neon24.pl/post/95046,aleksander-szumanski-na-slasku- „Getto łódzkie”,
-„ Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,
- „Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”,

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”,

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

- „Więźniowie obozu łódzkiego”,

- Józef Witkowski – Piotr Michalczewski „Martyrologia Dzieci Polskich w systemie hitlerowskim 1939 – 1945 r ”.

Polski Związek Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych O/Kraków J.R. oraz K. K. byli więźniowie obozu łódzkiego. JR to Józef Rosołowski przewodniczący Związku,

K.K. to Karol Kowalski, były więzień obozu dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta, członek powyżej podanego związku.

(Dokumentacja w moim posiadaniu)

http://www.youtube.com/watch?v=uCYxA6og6BE&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=od0E9pbj0kE
WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ „HISTORYCZNY” CZ.IV
Kronika Miasta Łodzi – kwartalnik cz. IV

Redaktor naczelny
Gustaw Romanowski
Łódź, ul. Piotrkowska 113 (prawa oficyna)
tel. +48 042 638-44-39
kronika@uml.lodz.pl

Wydawca
Urząd Miasta Łodzi
Szanowny Panie Redaktorze,

Urodził się w 1877, w rodzinie kupieckiej na Wołyniu. Na początku XX wieku prowadził w Łodzi razem z Abem Neimanem zakład produkcji tkanin pluszowych, po I wojnie światowej pracował jako agent ubezpieczeniowy. Od 1921 był członkiem Gminy Żydowskiej, mieszkał przy ulicy Południowej 26 (dziś ul. Rewolucji 1905 r.). Pełnił m.in. funkcję kierownika domu dla sierot "Helenówek".

13 października 1939 r. został mianowany przez okupacyjne władze niemieckie na przewodniczącego Judenratu w getcie łódzkim. Nominacja ta była związana z tym, iż Chaim Rumkowski był jedynym członkiem przedwojennej Gminy Żydowskiej w Łodzi, który pozostał w mieście. Jego działalność na tym stanowisku budziła i wywołuje do dziś wielkie kontrowersje. Krytycy zarzucają mu wręcz współpracę z Niemcami, która miała się wyrażać w zmuszaniu Żydów do wyniszczającej pracy na rzecz Trzeciej Rzeszy i – w odróżnieniu np. od Adama Czerniakowa z warszawskiego getta – milczącej zgodzie na eksterminację osób „nieprzydatnych dla gospodarki” (głównie starców i dzieci).

Nazwa szpera pochodzi od niemieckiego określenia Allgemeine Gehsperre, które oznaczało wprowadzony wówczas zakaz opuszczania domów. Mieszkańcy getta nie mogli wychodzić z mieszkań, a żydowscy policjanci pod nadzorem niemieckich żandarmów przeszukiwali dom po domu. Zabierali ludzi starych, chorych, zniedołężniałych, a także dzieci poniżej 10 lat, po drodze pałowanych niemiłosiernie.

Niemcy uważali, że są oni w getcie niepotrzebni, bo nie mogą pracować. W dniach 1-12 września poza getto wywieziono 15.681 osób, w tym 5862 dzieci do 10 lat.

Wszyscy zostali zamordowani w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem.

Niepokój budzi się zawsze, gdy współczesny historyk w XXI wieku chce „dać świadectwo prawdzie” minionym wydarzeniom, blisko 70 lat od zakończenia II wojny światowej o martyrologii Polaków i Żydów. Bo cała, albo prawie cała prawda została już przed nami odkryta.

Odkrywanie historii „dającej świadectwo prawdzie” staje się zadaniem wykonywanym dla własnych, czysto egzystencjonalnych celów. Mało tego. Odkrywanie de novo, to co zostało już zapisane, budzi nie tylko niechęć, ale też wywołuje protesty społeczne. Krótko – operowanie fałszem historycznym dla własnych wyimaginowanych potrzeb jest zajęciem burzącym nie tylko porządek społeczny, ale też wywołującym odpowiednie nastroje przedstawiające pokraczną ideę, krzywe zwierciadło pomówień i potwarzy wymierzonych w tym przypadku przeciwko narodowi polskiemu:

Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie ma od 3.10.2011 nowego dyrektora: z nominacji ministra kultury został nim Paweł Śpiewak. Z tej okazji dziennik „Rzeczpospolita” (26-27.11.2011) zrobił z nim wywiad, którego głównym akcentem jest pewna liczba.

Nowy dyrektor, powołując się na książkę o stosunku polskich chłopów do Żydów wydaną przez Barbarę Engelking, oznajmił tam: „z tych badań wynika, że z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tys. Żydów”. Dalej zaś powołuje się już na tę liczbę jak na ustaloną („skoro historycy wyliczyli, że było 120 tys. ofiar żydowskich …”) i wzywa Polaków do „prawdziwej refleksji” nad nią.

(Wezwanie Śpiewaka jest w konsonansie z wypowiedzią prezydenta Komorowskiego, który 1 listopada na spotkaniu z naczelnymi rabinami Europy zapewniał ich solennie swą nieporadną polszczyzną, że budowane przez Polskę w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich „ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”, jak podaje onet.pl za PAP-em).

Liczba „120 tys.” jest nowa. Rok temu Gross wymieniał „200 tys.”, z czego się potem wycofał do „kilkudziesięciu tysięcy”; a teraz znowu zwyżka. Skąd Śpiewak tę liczbę ma? Wziął ją z centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw, jaką jest Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk, czynne od ośmiu lat.

Kieruje nim Barbara Engelking-Boni, psycholożka i żona ministra Michała Boniego. Centrum stosuje różne chwyty politycznego marketingu, a jednym z nich jest żonglerka sfingowanymi liczbami. Rzuca się taką liczbę na próbę i patrzy, co będzie: gdy trafia na opór, to się cofamy i znów patrzymy; gdy zaś oporu już nie ma, idziemy naprzód.

Dr Alina Cała (Żydowski Instytut Historyczny) w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” - Piotr Zychowicz:

Wywiad w „Rzeczpospolitej” przeprowadzony przez Piotra Zychowicza z Aliną Całą:

„POLACY JAKO NARÓD NIE ZDALI EGZAMINU”

W pewnym sensie Polacy są odpowiedzialni za śmierć wszystkich 3 milionów Żydów – obywateli II RP – mówi historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego Alina Cała.

Rz: Czy Polacy są współodpowiedzialni za Holokaust?

Alina Cała: W pewnym stopniu tak. Przyczyną tego był przedwojenny antysemityzm, który nie przygotował ich moralnie do tego, co miało się dziać podczas Zagłady. Nośnikiem tego antysemityzmu były dwie instytucje. Ugrupowania tworzące obóz narodowy oraz Kościół katolicki. Ten ostatni mniej więcej od 1935 roku zaczął sprzyjać endecji. W efekcie wysokonakładowe pisma konfesyjne zaczęły głosić propagandę antysemicką. Choćby „Mały Dziennik” Kolbego(o. Maksymiliana Kolbe).

Rz: Od endeckiego ekonomicznego antysemityzmu czy kościelnego antyjudaizmu do ludobójczego rasizmu Adolfa Hitlera chyba jest daleka droga.

AC: Wcale nie taka daleka. Wszystkie rodzaje antysemickiego dyskursu w latach 30. zaczęły się zlewać. Antysemityzm ekonomiczny był uzasadniany rasizmem, a antyjudaizm katolicki stał się rasistowski, pochwalający politykę Hitlera. W programie Obozu Wielkiej Polski już w 1932 roku zawarto postulaty podobne do tych, które później się znalazły w ustawach norymberskich. Obóz Narodowo-Radykalny wysunął projekty masowych deportacji, połączonych z żądaniem, żeby to Żydzi sfinansowali swoje wygnanie. Właśnie to zrobili hitlerowcy.

Zagłada została sfinansowana z majątków zrabowanych Żydom. Oenerowcy i klerykalni antysemici domagali się tworzenia otoczonych murem gett. Ich życzenie spełnili okupanci.

Rz: Endecy nie postulowali zabijania ludzi.

AC: Ale inicjowali niektóre antyżydowskie rozruchy, zarówno w latach 1918 – 1920, jak i podczas fali ponad 100 pogromów w latach 1935 – 1937. W pogromach tych ginęli ludzie. Po rozpoczęciu okupacji doszło w Polsce do spontanicznych pogromów, takich jak wielkanocne rozruchy w Warszawie w 1940 roku, przygotowany przez organizację związaną z ONR Falanga Bolesława Piaseckiego.

Rz: A nie przez Niemców?

AC: Nie. Wydarzenie to jest związane z próbą kolaboracji podjętą wówczas przez grupę działaczy Falangi. Piasecki pozostał w cieniu, a jego rola nie jest do końca wyjaśniona.

Rz: Ci działacze Falangi zostali rozstrzelani w Palmirach.

AC: Zostali wykorzystani do mokrej roboty i usunięci. Chwalimy się, że byliśmy państwem bez Quislinga. Ale chętni byli, to Niemcy nie chcieli współpracy z Polakami.

Rz: Ale mówi pani, że to Niemcy wykorzystali Polaków do mokrej roboty.

AC: Ten pogrom odbył się oczywiście ze wsparciem logistycznym Niemców. Bojówkarze byli podwożeni ciężarówkami Wehrmachtu. Ale bez przedwojennego antysemityzmu do tego wydarzenia by nie doszło.

Rz: Jego skala była jednak niewielka. Kilka pobić czy nawet zabójstw to chyba za mało, żeby mówić o współudziale w Holokauście.

AC: Z moralnego punktu widzenia przemoc to przemoc. Ale przecież ta fala pogromów to nie wszystko. Spójrzmy na problem ratowania Żydów podczas Zagłady. Polak, który przed wojną był bombardowany kościelną i endecką agitacją antysemicką, musiał mieć rozterki, czy ratowanie Żydów jest moralne.

Rz: A może rozterki te brały się nie z czyjejś agitacji, tylko z powodu terroru okupanta. Kara śmierci dla całej rodziny za ukrywanie Żyda... Proszę się postawić w sytuacji matki, która ryzykuje życie dzieci dla obcego człowieka.

AC: Za ukrywanie polskiego patrioty, członka ruchu oporu, też groziła śmierć. A jednak łatwiej to było zorganizować i więcej ludzi się na to zdobywało. Bo tu nie było już żadnych moralnych rozterek. Poza tym niektórzy Polacy brali aktywny udział w Zagładzie. Choćby sprawa buntu w Sobiborze. Więźniowie, którym udało się przedrzeć do lasu, zostali wyłapani przez chłopów. W ogóle sołtysi w okupowanej Polsce mieli obowiązek denuncjowania wszystkich ukrywających się Żydów i partyzantów. Tych ostatnich jednak na ogół nie denuncjowano, a Żydów często. Jest bardzo niewiele przypadków, żeby cała wieś wzięła na siebie odpowiedzialność za ukrywającego się Żyda.

Rz: Być może ludzie po prostu obawiali się donosu.

AC: No, ale o czym świadczy ten lęk przed donosem sąsiada?

Rz: O tym, że niegodziwcy są w każdej społeczności.

Skąd pieniądze na odszkodowania, emerytury?:

Po wojnie Niemcy wypłaciły Izraelowi około 80 mld dol. wojennych odszkodowań, ale większość tych pieniędzy nie poszła na ocalonych, tylko na budowę państwa Izrael i armii w latach 50. i 60.

W grudniu 1942 roku na terenie łódzkiego getta, mniej więcej w obrębie dzisiejszych ulic: Brackiej, Emilii Plater, Górniczej i Zagajnikowej, przy ul. Przemysłowej wyodrębniono obóz dla polskich dzieci i młodzieży (Polenjugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt). Główna brama obozu znajdowała się przy ul. Przemysłowej, stąd popularna nazwa: obóz przy Przemysłowej.

W zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1942 roku pisano, że będzie to obóz dla młodocianych Polaków – kryminalistów - lub pozbawionych opieki, będących zatem elementem niebezpiecznym zarówno dla dzieci niemieckich, jak też i przez to, że mogliby w dalszym ciągu uprawiać swą kryminalną działalność. Zachowano pozory, że ma to być obóz prewencyjny i wychowawczy. W rzeczywistości był to obóz koncentracyjny przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku od 2 do 16 lat. Dzieci miały numery zamiast nazwisk, chodziły w szarych drelichach i trepach, pracowały od świtu do wieczora. Były karane biciem, pałowaniem przez żydowską policję (Jüdischer Ordnungsdienst), potocznie zwaną „odmani”. Dzieci od lat 2 do 16 umierały z głodu, pragnienia, wyczerpania, czy też pałowania przez „odmanów”.

Dokumenty, źródła, cytaty:

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=... HOŁD ABP JĘDZREJEWSKIEGO

https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=szkola+w+lodzi+... pomnik w tym szkoła nr 81 w łodzi ul. Emilii Plater 28/32

http://wiadomosci.onet.pl/lodz/obchody-70-rocznicy-utworzenia-przez-niem...

http://www.solidarni2010-krakow.pl/

http://forumdlazycia.wordpress.com/2013/06/05/mord-polskich-dzieci-w-lod...
http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszews...
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...
http://blogopinia24.pl/polityka/810-ryszard-bocian-zaozyciel-kpn-wpisa
http://blogopinia24.pl/polityka/811-mord-polskich-dzieci-w-odzkim-getcie...
http://www.krakowniezalezny.pl/niemiecki-mord-polskich-dzieci/
http://solidarni2010.pl/14083-dzien-dziecka-nieinfantylnie-w-lodzi--rela...
http://mikro-makro.neon24.pl/post/95046,aleksander-szumanski-na-slasku- „Getto łódzkie”,
-„ Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,
- „Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”,

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”,

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

- „Więźniowie obozu łódzkiego”,

- Józef Witkowski – Piotr Michalczewski „Martyrologia Dzieci Polskich w systemie hitlerowskim 1939 – 1945 r ”.

Polski Związek Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych O/Kraków J.R. oraz K. K. byli więźniowie obozu łódzkiego. JR to Józef Rosołowski przewodniczący Związku,

K.K. to Karol Kowalski, były więzień obozu dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta, członek powyżej podanego związku.

(Dokumentacja w moim posiadaniu)

http://www.youtube.com/watch?v=uCYxA6og6BE&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=od0E9pbj0kE
WOJCIECH ŹRÓDLAK KUSTOSZ „HISTORYCZNY” CZ.V
Kronika Miasta Łodzi – kwartalnik cz. V

Redaktor naczelny
Gustaw Romanowski
Łódź, ul. Piotrkowska 113 (prawa oficyna)
tel. +48 042 638-44-39
kronika@uml.lodz.pl

Wydawca
Urząd Miasta Łodzi
Szanowny Panie Redaktorze,

Piotr Michalczewski – Polak – ocalałe polskie dziecko Litzmannstadt Getto wspomina:

LITZMANNSTADT POLSKIE DZIECI

…[…]jak uczcić śmierć Waszą

Zginęli bez śladu

Nagich wprost do piachu,

Bez śladu i epitafium….

…Stłumić ból dręczonych dzieci

W spazmatycznym krzyku Nie!

Jak cierń róży wbija się kolcem

W nasze serca po dziś

W źrenicach krople łez

Choć pamięć już zawodzi

I kryje jasność widzenia

Choć chciałbym już

Nie czytać w wspomnieniach

Lecz znów nasuwają się spojrzenia

Na gwałt przemoc

I zbrodni rażenia

Czy płacz

Skapie jak

Świece wosku

Ze źrenic dzieci

Hitlerowskie barbarzyństwo w getcie łódzkim. Małych więźniów zadręczali nie tylko „kapo”.

Kapo był szefem komanda roboczego. Na kierownicze funkcje wybierano często pospolitych kryminalistów i sadystów. Kapo mimo że był więźniem, cieszył się wieloma przywilejami. W zamian za pełnioną funkcję dostawał m.in. dodatkowe porcje wyżywienia. Miał bardzo dużą władzę nad podległymi więźniami – za pobicie, odebranie jedzenia, czy nawet zabicie więźnia nie groziły mu żadne kary. Niektórzy słynęli z dużego sadyzmu. Partnerowali im niespotykanym sadyzmem żydowscy policjanci „odmani” „ordnerzy” pałując nieszczęsne dzieci gdzie tylko się dało. Gdy tylko dziecko nie posłuchało wykonania komendy spotykały je kary:

wyzwiska, bicia kolanami i kopniaki. Karna gimnastyka bez końca, musztra, walenia specjalną gumą gdzie popadnie, również kijem, bykowcem, czy pejczem. Te częste objawy wściekłości watah były szczególnie niebezpieczne, nierzadko kończyły się zakatowaniem ofiar. Bito aż do zabicia. Celowali w tym „odmani”, wyposażeni w pałki policyjne. Niektóre uderzenia były wystudiowane, tak aby doprowadzić do nieodwracalnych uszkodzeń narządów wewnętrznych. Był to oczywiście sadyzm doprowadzony do perfekcji.

Był taki „wachman”, nazywał się August. Hojnie z upodobaniem i szyderczym uśmiechem wykazywał przejaw swej życzliwości w biciu nas. Pod tym względem potrzeba było sprytu i nie lada podstępów, by uniknąć celnych ciosów jego ręki, czy kopniaka podkutych butów. Nie jeden z nas odczuł na twarzy ciężar jego ręki kiedy wypluł zęby, albo kopniakiem miał przetrącone, lub wybite ze stawu kolano, lub biodro. Takie dziecko stawało się wówczas śmieciem niezdolnym do pracy i wywożone było wraz z trupami na wózkach poza teren getta.

Perfidnie wściekły, okrutny sadysta zawsze znęcał się nad dziećmi.

Józef Witkowski - z około dziesięciu tysięcy dzieci polskich, które w latach 1942 – 1945 więzione były w tym jedynym w swoim rodzaju niemieckim obozie koncentracyjnym, założonym przez Niemców specjalnie dla dzieci był jednym z nich. Jednym z niewielu, któremu udało się przeżyć. Zmarł w 1992 roku.

Oto jego opowieść:

Nieznana radość z zabijania dzieci.

Przez wiele lat ta okrutna przeszłość czaiła się gdzieś na granicy moich wspomnień. Nie chciałem jednak ich budzić; przywoływane na nowo powodowały różne uczucia i odczucia, Wówczas powstawało uczucie udręki, takiej jaką odczuć może jedynie człowiek w mojej sytuacji. Słyszałem, szczególnie po nocach wyimaginowany szczęk repetowanej broni, wrzaski niemieckich oprawców, czy krzyk zadręczanych dzieci. W snach widziałem i odczuwałem całe to okrucieństwo niemieckich „kapo”, czy żydowskich „odmanów” pastwiących się nad nami dziećmi, przecież pięcio, lub ośmioletnimi. Gdy po wojnie oglądałem film z dziennikarską narracją o naszym – dzieci wyglądzie – eskortowanych w mróz – nago - do oczekujących wagonów, nie dawałem wiary tej okrutnej prawdzie:

„staliśmy na mrozie w zwartym szeregu, nadzy, wyglądający jak ludzkie poczwarki. Długie kościste ręce sięgające wzdłuż tułowia prawie do kolan, ciała kościste, jakie oglądamy na filmach z niemieckich obozów zagłady, głowy wygolone, nieproporcjonalnie duże, robiące wrażenie głów potworów, a nie ludzi. Po wielogodzinnym oczekiwaniu wchodziliśmy do wagonów i tam staliśmy w tej samej pozycji co na peronie. Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe”.

Gdy po latach przeczytałem bałamutną opowieść o naszej, dziecięcej katordze, przemienionej piórem w niewinną opowiastkę rodem z opowieści pseudo- historyków podjąłem przedsięwzięcie, o którym przedtem ani nie myślałem.

Na własną rękę przemierzałem kraj wzdłuż i wszerz szukając dowodów tych nieludzkich przecież zbrodni. Wysiłki moje zaowocowały; dotarłem do ponad 250 współwięźniów, zgromadziłem kilkaset dokumentów; obozowych kartotek, fotografii, urzędowych pism niemieckich, listów pisanych przez dzieci – więźniów do swych rodzin.

Kierowca obozowy Jan Sierpień:

„Pamiętam, gdy jesienią 1943 roku esesmani August i Kacper przywlekli do wartowni dziesięcioletniego chłopca i tak go bili i kopali, iż zostawili na miejscu krwawej masakry trupa.

Inne dziecko dziesięcioletnią dziewczynkę pobili do nieprzytomności i zanurzyli ją w beczce z zimną wodą stojącą obok garażu i zaprowadziwszy ją później do bunkra gdzie niebawem zmarła”.

Byłem na procesie Augusta, oskarżonego o spowodowanie śmierci 10 dzieci.

W czasie procesu oświadczył on:

„Będąc w łagrze wychowawcą biłem dzieci, stosując to jako środek wychowawczy, karałem je czysto po ojcowsku”.

Józef Borkowski:

„…widziałem w baraku esesmana goniącego chorą dziewczynkę, która nie wyszła do pracy, okładającego ją kijem, aż zmarła. Sam esesman po tym mordzie czuł się zmęczony i odpoczywał w baraku. Nie przeszkadzał mu w odpoczynku leżący przed nim trup dziecka.

Pamiętam chłopca, chyba siedmioletniego, leżącego w t.zw. izbie chorych, bez żadnej opieki wygłodzonego i spragnionego. Był wychudzony i zrozpaczony i w skutek różnych kar które otrzymywał, był kaleką. Miał uszkodzoną jedną nogę, która na skutek stałego bicia była krótsza. Chłopiec ten zmarł, jak setki innych".

W zakończeniu pytania do Pana Redaktora:

- dlaczego na łamach „Kroniki Miasta Łodzi” dopuścił Pan do naruszenia dóbr osobistych polskiej racji stanu - cytuję: „… to jakaś nieznana do tej pory zbrodnia skoro….można przeczytać – „…już w pierwszych dniach września 1939 r. pod salwami niemieckich plutonów egzekucyjnych ginęły dzieci….”?

-dlaczego dopuścił Pan do negowania moich twierdzeń, iż nie istnieje monografia i historiografia POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT, działalność policji żydowskiej w tym obozie?

- Czy Pana zdaniem „Pomnik Pękniętego Serca” jest monografią, czy historiografią POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT, działalność policji żydowskiej?

- dlaczego dopuścił Pan do drwiny nazywając- cyt. „nieocenionymi” publikacje prof. Jerzego Roberta Nowaka.

- dlaczego dopuścił Pan do naruszenia moich dóbr osobistych Aleksandra Szumańskiego korespondenta światowej prasy polonijnej, autora 14 wydanych książek, literata, poetę blisko 4 tysięcy wierszy, uhonorowanego za swoją twórczość Medalem Komisji Edukacji Narodowej przez nazwanie mnie „autorem”?

- dlaczego stanowisko kustosza Muzeum Tradycji Niepodległościowych sprawuje osoba niegodna, zakłamująca historię II wojny światowej, negującą zbrodnie Niemiec faszystowskich w Polsce po 1 września 1939 roku i Pan drukuje takie paszkwile?

- Panu oświadczam, że jestem 83-letnim świadkiem historii, czy się to Panu podoba, czy nie!!!

Dokumenty, źródła, cytaty:

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=... HOŁD ABP JĘDZREJEWSKIEGO

https://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&biw=&bih=&q=szkola+w+lodzi+... pomnik w tym szkoła nr 81 w łodzi ul. Emilii Plater 28/32

http://wiadomosci.onet.pl/lodz/obchody-70-rocznicy-utworzenia-przez-niem...

http://www.solidarni2010-krakow.pl/

http://forumdlazycia.wordpress.com/2013/06/05/mord-polskich-dzieci-w-lod...
http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszews...
http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=...
http://blogopinia24.pl/polityka/810-ryszard-bocian-zaozyciel-kpn-wpisa
http://blogopinia24.pl/polityka/811-mord-polskich-dzieci-w-odzkim-getcie...
http://www.krakowniezalezny.pl/niemiecki-mord-polskich-dzieci/
http://solidarni2010.pl/14083-dzien-dziecka-nieinfantylnie-w-lodzi--rela...
http://mikro-makro.neon24.pl/post/95046,aleksander-szumanski-na-slasku- „Getto łódzkie”,
-„ Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,
- „Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”,

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”,

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

- „Więźniowie obozu łódzkiego”,

- Józef Witkowski – Piotr Michalczewski „Martyrologia Dzieci Polskich w systemie hitlerowskim 1939 – 1945 r ”.

Polski Związek Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych O/Kraków J.R. oraz K. K. byli więźniowie obozu łódzkiego. JR to Józef Rosołowski przewodniczący Związku,

K.K. to Karol Kowalski, były więzień obozu dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta, członek powyżej podanego związku.

(Dokumentacja w moim posiadaniu)

Monografię dramatu 20 tysięcy dzieci polskich zamęczonych na
śmierć w obozie POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN LITZMANNSTADT w łódzkim getcie napisał lwowian Aleksander Szumański i nikt z Łodzi nie tknął tego tematu za wyjątkiem hochsztaplera historycznego Wojciecha Żródlaka, kustosza Muzeum Niepodległościowego w Łodzi, obrońcę zbrodniarzy niemieckich i żydowskich.

ALEKSANDER SZUMAŃSKI 25 – 26 STYCZNIA 2013 R.

 

http://www.youtube.com/watch?v=uCYxA6og6BE&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=od0E9pbj0kE
http://janekm2.blogspot.com/2013/08/kroniki-slaskie-19.html o książce i o mnie

 

1 komentarz

avatar użytkownika michael

1. PRZERAŻAJACA PRAWDA O ANTYPOLSKIM KŁAMSTWIE HISTORYCZNYM.

Jest to tekst o czasie w pierwszej połowie XXI wieku, w którym hochsztaplerzy historyczni w rodzaju Wojciecha Źródlaka i wielu, bardzo wielu innych spod znaku Aliny Całej, Jana Grossa i Gazety Wyborczej, którzy zostali przekonani do tego, że najlepszym szlakiem wiodącym ich do sukcesu ich osobistej kariery jest droga kłamstwa historycznego, które zapiekłe w antypolskiej pogardzie i nienawiści - będzie zaciekle znieważać i skutecznie zniesławiać dobre imię Polski, Polaków i wszystkiego co polskie.

Im gorzej o Polsce, tym lepiej dla ich kariery.

Ten wzór obowiazuje we wszystkich przestrzeniach życia publicznego, politycznego a także kulturze, nauce i obyczaju.

Im gorzej dla Polski, tym lepiej dla ich kariery.

Jest to czas, w którym wszelcy zaprzańcy, zdrajcy i profanatorzy polskiej kultury, tradycji i dobrego polskiego obyczaju, ludzie, którzy niszczą, depczą albo degenerują coś dla Polski ważnego, wartościowego lub szlachetnego - mogą liczyć na nagrode, sukces i materialne wsparcie wszelkiej władzy i administracji rządowej, samorzadowej i finansowej III RP. 

W konkursach i rankingach uczeni celebryci i nominowani intelektualisci ubiegaja się o laury mistrza antypolskiego oszczercy, obelżywego defamatora, najsprawniejszego demoralizatora albo wręcz mistrzowskiego eksterminatora polskości.