Arytmetyka Pionu „K” Dr Tadeusz Witkowski

avatar użytkownika Redakcja BM24

Dlaczego Chicago i tamtejsza placówka dyplomatyczna? By pokazać, na jakich fundamentach budowano III Rzeczpospolitą, wystarczyłoby na dobrą sprawę sięgnąć po przykład rezydentury wywiadu funkcjonującej pod przykryciem dowolnie wybranego konsulatu PRL. Rzecz w tym, iż rezydentura „Jezioro” sprawiała wrażenie wyjątkowo solidnej. Konsulat w Chicago był jedyną w Stanach Zjednoczonych placówką, z której w latach osiemdziesiątych nie uciekł żaden dyplomata (doszło tylko do dezercji pracowników LOT i UNITRONEX) i tamtejsza sieć agenturalna miała na swoim koncie spektakularny sukces – zdobycie przez Mariana Zacharskiego tajnych dokumentów kalifornijskiej firmy Hughes Aircraft Corporation.

Sieć w „Jeziorze”

Tak jak inne placówki konsulat chicagowski zatrudniał kilku (w najlepszych latach do sześciu) kadrowych oficerów wywiadu. Rezydent był w oficjalnych strukturach dyplomatycznych osobą drugą pod względem ważności (po „Gospodarzu”, czyli konsulu generalnym) i pełnił z reguły funkcję konsula odpowiedzialnego za sprawy ruchu osobowego. W ostatnim dziesięcioleciu istnienia PRL chicagowską placówką wywiadowczą kierowali z większym lub mniejszym powodzeniem Narcyz Grzechowiak ps. „Lid” (1977-1981), Romuald Deryło ps. „Spaski” (1981-1985), Krzysztof Smoleński ps. „Wells” (1985-1989) i Stanisław Krauze ps. „Stak” (1989-). Pozostali oficerowie obejmowali najczęściej stanowiska konsula lub wicekonsula handlowego oraz konsulów tudzież wicekonsulów odpowiedzialnych za kontakty z Polonią i za nadzór wymiany kulturalno-naukowej z PRL. Skład kadr uzupełniali szyfranci (oficjalnie podlegający Wydziałowi Szyfrów – Departamentu Łączności MSZ, de facto – niejawnemu Wydziałowi IV Biura „A” MSW).

Z oficerami współpracowała bezpośrednio duża część dyplomatów, z konsulami generalnymi włącznie. Byli to najczęściej współpracownicy SB przekwalifikowani na tzw. placówkowe kontakty operacyjne (KO). Z akt wynika, iż taką przeszłością legitymowali się ostatni konsulowie generalni PRL w Chicago: Jan Rabś (KO ps. „Pulut”) i Tadeusz Czerwiński (KO ps. „Nowak”). Informatorów klasyfikowanych jako KO werbowano również wśród pracowników biur podróży i polskich instytucji posiadających swoje przedstawicielstwa w Stanach Zjednoczonych, tudzież w środowiskach specjalistów wyjeżdżających na Zachód w ramach kontraktów z zagranicznymi firmami i uczelniami. Do tego dochodziły osoby, które objęto kategoriami RO (rozpracowanie operacyjne) i KI (kontakt informacyjny). Pierwszym, często prowadzonym bezpośrednio przez centralę, konsulat służył głównie jako skrzynka kontaktowa, a informatorzy ostatniej kategorii nie zawsze działali ze świadomością, iż dostarczają informacji oficerom komunistycznego wywiadu.

Ta zdawałoby się solidna sieć przestała sprawnie funkcjonować na terenie Stanów Zjednoczonych w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. W czasach prezydentury Ronalda Reagana doszło do znacznego powiększenia budżetu i uprawnień amerykańskich służb specjalnych, co z kolei przełożyło się na zaostrzenie przepisów ograniczających możliwości skutecznego działania wywiadów państw satelickich ZSRS. Po aferze związanej z zatrzymaniem w roku 1981 i skazaniem Mariana Zacharskiego coraz bardziej dokuczliwe stawały się kontrwywiadowcze działania FBI. W 1983 roku media chicagowskie poświęciły dużo miejsca szpiegowskiej działalności konsulatu. W dwa lata później do opuszczenia Stanów Zjednoczonych zmuszeni zostali trzej jego pracownicy z rodzinami, w tym dwaj oficerowie rezydentury, Romuald Deryło i Stanisław Zawadzki.

Od połowy roku 1986 wszystkie wyjazdy dyplomatów PRL z Chicago musiały być załatwiane z co najmniej dwudniowym wyprzedzeniem przez Biuro Misji Zagranicznych (The Office of Foreign Missions). Potrzebna była też zgoda biura przy wynajmowaniu bądź kupnie mieszkania, tudzież przy zakładaniu telefonu i sprzedaży samochodu. Nie mogło to wszystko nie wpłynąć na wyniki pracy wywiadowczej rezydentury. Wymownym dowodem są oceny jej pracy za lata 1985-1989, kierowane przez poszczególne wydziały, do naczelnika Wydziału XVI koordynującego działalność jednostek terenowych.

Z pism władz Wydziału XVII zajmującego się analizą wszystkich nadsyłanych materiałów wynika, iż w okresie od 1 czerwca 1986 roku do 30 czerwca 1989 roku rezydentura chicagowska dostarczyła ogółem 454 informacje. Przy zestawieniu dwuletnich statystyk widać jednak wyraźny wzrost wskaźnika procentowego danych na temat wrogiej emigracji i ośrodków dywersji (z 50 proc. do 58 proc.) oraz sytuacji wywiadowczej (z 4,8 proc. do 8,9 proc.) przy jednoczesnym ubytku ilości materiałów dotyczących problemów amerykańskich (z 22 proc. do 15,5 proc.) i ogólnoekonomicznych (z 6,6 proc. do 6,2 proc.). Świadczy to z jednej strony o wzroście aktywności emigracyjnych ugrupowań antykomunistycznych i amerykańskich służb specjalnych, z drugiej – o systematycznym kurczeniu się możliwości rezydentury w dziedzinie szpiegostwa gospodarczego (AIPN 003171/13, k.154, 167).

Dekonspiracja

Od początku lat osiemdziesiątych rezydentury były trawione przez chorobę niszczącą ich „układ odpornościowy”. W instrukcji nr 7/K/83 z 11.08.83 r. dla „Spaskiego” centrala alarmowała o zagrożeniach wynikających z dekonspiracji oficerów rezydentur wobec personelu placówek dyplomatycznych niezwiązanego bezpośrednio ze służbą wywiadu.

Faktycznie, studiując pocztę kurierską rezydentury „Jezioro”, historyk nie ma dziś większych problemów z ustaleniem jej osobowego składu. Listy z nazwiskami pracowników konsulatu zawierały z reguły informacje o funkcjach pełnionych oficjalnie przez poszczególne osoby, a bywało, że oficer swoją oficjalną funkcję ujawniał w korespondencji. W uwagach do „Raportu operacyjnego” oficera „Tapa” (Mirosława Hytryna) z 14 kwietnia 1983 r. znalazło się zdanie, z którego wynika, iż rezydent „Spaski” osobiście rozmawiał z kimś „z pozycji oficjalnej jako szef działu ruchu osobowego Urzędu” (AIPN 3171/15/4, k. 567). Do „Notatki dot. próby prowokacji wobec żony ’Justasa’” datowanej 7 lipca 1983 r. dołączono opis incydentu odręcznie sporządzony i podpisany przez Barbarę Zawadzką (AIPN 003171/11/2, k. 520-523). W „Raporcie dot. sytuacji wywiadowczej i kw [kontrwywiadowczej] terenu” z 22 lutego 1990 oficer „Nox” donosił o nadejściu poczty na jego rzeczywiste nazwisko, pomimo iż na kopercie w adresie, pod którym mieszkał, nie podano nazwy ulicy. Jako koronny dowód na kontrolę prywatnej korespondencji konsulów przez FBI dołączył do raportu rzeczoną kopertę z imionami oraz nazwiskiem swoim i żony: Hanna & Andrzej Czuber (AIPN 003171/15/7, k. 107-114).

Takie „poślizgi” zdarzały się, nie one jednak przesądziły o tym, iż FBI doskonale orientowało się w sytuacji kadrowej placówki. W starciu z wywiadami bloku moskiewskiego służby amerykańskie miały zawsze dużą przewagę technologiczną. Lata osiemdziesiąte minionego stulecia jeszcze bardziej ją powiększyły na skutek dynamicznego rozwoju technologii informacji. Warto pamiętać, że elektroniczny wywiad wojskowy NSA (National Security Agency) był zdolny w tamtych czasach prowadzić nasłuch rozmów dygnitarzy kremlowskich telefonujących ze swoich limuzyn.

Służby PRL zdawały sobie sprawę z rodzimych niedostatków. W pismach centrali poruszających temat kontrwywiadowczego zabezpieczenia placówek daje się odczuć wyraźny niepokój, ale też respekt wobec przeciwnika posiadającego przewagę. Załącznik nr 1 do instrukcji 8/K/84 z dnia 9.08.1984 r. zawiera między innymi informacje o środkach techniki operacyjnej CIA i FBI. „Globalnie stosowane są podsłuchy rozmów i aparatury piszącej. W podsłuchach znalazł zastosowanie laser i promień świetlny (praktycznie niemożliwe do wykrycia)” – czytamy w dokumencie (AIPN 003171/11/2, k. 129). Rzecz w tym, iż środki techniczne, jakimi dysponował wówczas Departament I, najwyraźniej nie były w stanie zapobiec przechwytywaniu przez służby amerykańskie informacji ściśle tajnych, takich choćby jak przekazywane szyfrogramami dane personalne agentów i kontaktów operacyjnych. A że szyfrogramy dotyczące co ważniejszych wydarzeń były wysyłane zarówno do Departamentu I MSW, jak i do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i w pierwszym wypadku używano pseudonimów operacyjnych, w drugim zaś – nazwisk tych samych pracowników konsulatu, z przyczyn czysto technicznych musiało również dochodzić do dekonspiracji kadrowych oficerów wywiadu.

26 czerwca 1985 r. oficer „Duncan” (wicekonsul Jacek Gaca) poinformował zwierzchników o rozmowie telefonicznej i spotkaniu z powracającym do Polski uczestnikiem programu wymiany naukowej, którego kilka dni wcześniej odwiedziło FBI. Z notatki informacyjnej, jaką następnie sporządził w Polsce na podstawie podobnej rozmowy z tymże „figurantem” funkcjonariusz Wydziału VIII Departamentu I, wynika, iż pracownicy FBI byli doskonale zorientowani, kto był kim w rezydenturze chicagowskiej. „A kto z panem rozmawiał w konsulacie” – zapytał w pewnej chwili jeden z rozmówców. Odpowiedź „Belcha” [pseudonim figuranta]: „Nie wiem, czy ja panom powinienem powiedzieć, chyba panowie lepiej wiedzą”. Na to funkcjonariusze FBI roześmieli się i stwierdzili: „To chyba będzie pan Gac albo pan Deryło. Ale pana Deryły już nie ma, więc oczywiście pan Gac” [powinno być Gaca; sporządzający notatkę najwidoczniej nie znał personaliów oficera] (AIPN 003171/15/3, k. 498). Cóż, czytając po latach takie zapiski, wypadałoby się tylko roześmiać.

Wielka ucieczka

Za osłonę kontrwywiadowczą placówek zagranicznych i za gromadzenie informacji o służbach przeciwnika odpowiedzialny był (po roku 1977) Wydział X Departamentu I MSW, w ostatnich latach PRL kierowany przez Gromosława Czempińskiego, głównego bohatera późniejszej (25 X 1990) akcji wyprowadzenia amerykańskich agentów z Iraku. W korespondencji z rezydenturą jednostka ta używała kryptonimu Pion „K”. Przesyłane instrukcje sygnowane były „K. Jarecki”. Inicjał „K” w podpisie oznaczał pion. Słowo „Jarecki” wyglądało jak nazwisko, ale w rzeczywistości było kryptonimem Departamentu I (w przypadku innych wydziałów zmieniały się inicjały). W szyfrogramach używano pierwszych trzech liter słowa „Jarecki” – JAR oraz inicjału stawianego po myślniku (np. JAR – K).

Ofensywne zadania wykonywane na zlecenie Pionu „K” dotyczyły przede wszystkim obiektów ukrytych pod kryptonimami „Gęś” i „Gniazdo”. Za pierwszym kryło się Federalne Biuro Śledcze (FBI), za drugim Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA). Problem w tym, iż w praktyce to gęsi z FBI goniły „za żywiołkami drobniejszego płazu” z „Jeziora”, nie odwrotnie, a drapieżne ptaki z „Gniazda” czujnie szybowały w latach osiemdziesiątych nad regionami Europy nawiedzonymi plagą komunistycznych gryzoni.

W Departamencie I MSW najbardziej obawiano się dezercji. W Instrukcji nr 6/K/86 z czerwca 1986 roku dla rezydenta „Wellsa” centrala alarmowała, iż służby amerykańskie „podjęły zdecydowanie agresywne działania polegające na aktywnym rozpracowywaniu” oficerów w celach werbunkowych (AIPN 003171/15/3, k. 56). Obawa wzrastała z każdym rokiem. „Obserwujemy wiele przypadków zdrad i odmów powrotu do kraju z placówek” – pisano w „Głównych tezach wystąpień kierownictwa resortu…” z 26 lutego1988 roku (AIPN 003171/13, k. 38).

O losie kadr Departamentu I MSW zadecydował ostatecznie fakt, że z punktu widzenia amerykańskich służb specjalnych Polska Rzeczpospolita Ludowa była tylko satelitą głównego wroga i częścią bloku małych państw, które po oderwaniu od Moskwy mogły okazać się użyteczne przy realizacji planów operacyjnych na innych kontynentach. To dlatego po roku 1989 tak łatwo przewerbowano cały wywiadowczy resort. Milt Bearden i James Risen, autorzy książki „The Main Enemy”, piszą w związku z tym o przenikliwości Czempińskiego, który wiele miesięcy wcześniej potrafił przewidzieć upadek komunizmu. Zastrzegają jednak, iż przekonanie kierownictwa Departamentu o potędze CIA wynikało z przesadnej oceny sytuacji. O to, czy w istocie bardziej obawiało się ono służb amerykańskich czy polskich robotników, wypadałoby zapytać jego wysokich rangą przedstawicieli. Nie wydaje się jednak, że jakakolwiek odpowiedź wyeliminuje poczucie goryczy, które w związku z ową woltą może być dziś udziałem niejednej z ofiar komunizmu. W końcu symbolem nowej lojalności stał się ten sam „bohater”, który w połowie lat siedemdziesiątych działał w Chicago pod przykryciem dyplomatycznym jako oficer rezydentury ps. „Roy”, a w ostatnich latach PRL jako naczelnik Wydziału X nadzorował działalność Pionu „K”.

 

Autor jest publicystą, badaczem akt przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej, byłym pracownikiem Służby Kontrwywiadu Wojskowego i członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych.

http://www.naszdziennik.pl/wp/60971,arytmetyka-pionu-k.html

 

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Sikorski był za, a nawet przeciw likwidacji WSI?

Jak tłumaczy wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, "raport po publikacji przetłumaczono na wszystkie języki kongresowe, w tym na j. rosyjski, lecz najczęściej korzystano z tłumaczenia angielskiego. Jeżeli ktoś myśli, że służby rosyjskie nie znają j. polskiego lub j. angielskiego to niech zapisze się do Ruchu Palikota" - dodaje.

Sprawę skomentował w Sejmie minister spraw zagranicznych. Radosław Sikorski był przy tej okazji pytany, czy poseł PiS-u mógł działać na rzecz Rosji.

To, co robi Antoni Macierewicz od 25 lat na szkodę instytucji państwa polskiego, gdyby wykonywał takie zadanie, to nie mógłby go lepiej wykonywać - mówił minister.

W czasie, gdy Antoni Macierewicz likwidował Wojskowe Służby Informacyjne, Radosław Sikorski był ministrem obrony w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Dziś mówi, że nie chciał brać odpowiedzialności za poczynania swojego zastępcy oraz zawartość raportu dotyczącego WSI i dlatego na tydzień przed jego publikacją przestał kierować resortem. Sikorski dodał, że dokument przygotowywano skandalicznie i nieprofesjonalnie.

Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych opublikowano w 2006 roku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl