Masakra w Międzyrzecu

avatar użytkownika godziemba

Rozbrajanie Niemców na ziemiach b. Królestwa Polskiego w listopadzie 1918 roku pozornie tylko odbywało się bezkrwawo, gdyż masakra w Międzyrzecu dowodzi, iż wypadki mogły potoczyć się zupełnie inaczej.
 
Po rozbrojeniu Niemców 11 listopada 1918 roku w Rykach, zabraną im broń przewieziono do Dęblina, gdzie posłużyła ona do uzbrojenia kompanii Polskiej Organizacji Wojskowej, której dowódcą został sierżant legionowy Ignacy Zowczak.
 
Dnia 12 listopada 1918 roku kompania ta opuściła twierdzę z poleceniem obsadzenia linii Dęblin-Łuków. Zowczak po zajęciu Łukowa, wystąpił z propozycją ruszenia w kierunku Międzyrzecza, nie należącego do b. Generał-gubernatorstwa Warszawskiego, ale do tzw. Etapów Bugu, którego dowództwo mieściło się w Białej Podlaskiej. Był to obszar tyłowy, podległy niemieckiej Armii Wschód, liczącej ponad 600 tysięcy żołnierzy.
 
Po zarekwirowaniu na stacji w Łukowie parowozu z dwoma wagonami żołnierze Zowczaka dotarli 13 listopada do Międzyrzeca, gdzie zastano znaczną załogę niemiecką. Sierżant udał się do komendantury miasta i zażądał oddania broni. Niemiecki komendant mjr Kwapp stanowczo odmówił, jednak tamtejsza Rada Żołnierska okazała się bardziej skłonna do rozmów. Po krótkich rokowaniach, Niemcy zgodzili się oddać broń, z wyjątkiem broni krótkiej, w zamian za gwarancję bezpiecznego odjazdu.
 
Po zawarciu porozumienia Zowczak wydał odezwę do mieszkańców miasta, w której poinformował o objęciu komendy w mieście, wezwał do spokoju i dobrego traktowania mających wkrótce odjechać Niemców. Niemcy z kolei wydrukowali i rozkleili afisze zawiadamiające, że „opuszczą Polskę i będą uprzejmie i życzliwie odnosili się do ludności”. Po południu tegoż dnia zaczęli oddawać żołnierzom Zowczaka broń.
 
Zowczak przystąpił do organizowania władzy w mieście. Siły jego kompanii wzmocniła miejscowa Straż Bezpieczeństwa, tak że miał do swej dyspozycji około 70 uzbrojonych ludzi. Niemcy jednak nie wyjeżdżali z miasta, nie wiedząc, w którą stronę mają jechać, na zachód czy też wschód. Podległość organizacyjna przemawiała za wyjazdem przez Białą Podlaską, gdzie mieściło się dowództwo Inspekcji Etapów Bugu.
 
W Białej Podlaskiej stacjonował, liczący około tysiąca żołnierzy, garnizon, którego 12 listopada 1918 roku ogarnęło wrzenie rewolucyjne, w wyniku którego została wyłoniona Rada Żołnierska. Słabość sił POW w tym rejonie uniemożliwiło zajęcie miasta. Sytuacja w Białej pogorszyło przybycie 2 pułku huzarów przybocznych, zwanych „huzarami śmierci”, którzy 15 listopada usunęli Radę Żołnierską i faktycznie przejęli władzę w Białej. Kilku peowiaków zostało dotkliwie pobitych przez Niemców, co sprawiło iż reszta wycofała się do okolicznych lasów.  
 
Opanowanie Białej nastąpiło niewątpliwie na rozkaz dowództwa niemieckiej Armii Wschodniej, któremu chodziło o utrzymanie szerokiego pasa ziemi na lewym brzegu Bugu, osłaniającego linię kolejową Kowel-Brześć-Grajewo.
 
Informacje o wydarzeniach w Białej dotarły do Międzyrzeca, którego b. komendant mjr Kwapp telefonicznie szczegółowo poinformował huzarów o sytuacji w Międzyrzecu, w tym o rozmieszczeniu polskich posterunków w mieście.
 
Rankiem 16 listopada 1918 roku z Białej wyruszyła na dwóch samochodach ciężarowych grupa huzarów. W podmiędzyrzeckim folwarku Wysokie Niemcy zamordowali dzierżawcę W. Orłowskiego, mszcząc się za udział jego syna i zięcia w akcji rozbrojeniowej. Na odgłos strzałów, członkowie polskiego trzyosobowego posterunku, złożonego z miejscowych ochotników, próbowali uciec, jednak Niemcy zdołali ich złapać. Dowódca posterunku kpr. Edward Zubik został zastrzelony na miejscu, drugi, Władysław Wieliczko, ranny w głowę i pchnięty bagnem także zmarł wkrótce. Jedynie trzeciemu peowiakowi udało się zbiec.
 
Po likwidacji posterunku droga do miasta stała przed Niemcami otworem. Ruszyli oni w stronę pałacu Potockich, gdzie swoją siedzibę miał Zowczak i gdzie znajdowała się zasadnicza część jego oddziału. Polacy nie spodziewali się ataku, a Niemcy po okrążeniu pałacu zaczęli ostrzeliwać budynek z karabinu maszynowego, a następnie obrzucili go granatami, powodując wybuch pożaru. Zaskoczeni Polacy wyskakiwali przez okna, ginąc od kul, bądź od  ciosów bagnetem. „Tych, którzy w przedśmiertnej rozpaczy opuszczali płonący gmach – wspominał Czesław Górski – mordowano w okropny sposób, wprost zwierzęcy. Okrucieństwo pijanego żołdactwa niemieckiego nie miało granic. Zabijano, bito, znęcano się, pastwiono się, dobijając rannych ochotników polskich”.
 
W międzyczasie Niemcy ze starej załogi miasta, szybko odzyskawszy broń, przyszli w sukurs swym kolegom z Białej, uderzając na stację kolejową, bronioną przez 10 miejscowych żołnierzy POW, pod dowództwem Kazimierza Mikołajczuka. Polscy obrońcy powitali agresorów strzałami, zadając im spore straty. Jednak mający znaczną przewagę liczebną Niemcy okrążyli budynek stacyjny, ostrzeliwując go z karabinów maszynowych. Po wyczerpaniu amunicji, część Polaków zdołała zbiec, część trafiła do niewoli, z której zbiegła, korzystając z wynikłego zamieszania.
 
            Niemcy przystąpili do pogromu w mieście. „Wyciągano z domów i mordowano w okrutny sposób nawet bezbronnych ludzi, – wspominał Górski – nie należących do żadnej organizacji. Rzucano do mieszkań granaty ręczne, raniąc i zabijając mieszkańców. Dopuszczono się przy tym licznych rabunków”.
 
Gdy opadła fala mordów i rabunków, Międzyrzec wyglądał jak wymarły. Mieszkańcy miasta bali się opuszczać swe domy, a Niemcy wzięli zakładników, którzy odpowiadali życiem za jakiekolwiek wystąpienie przeciwko nowej władzy.
 
W czasie walk i mordów zostało zabitych 19 żołnierzy sierżanta Zowczaka oraz 26 mieszkańców miasta. Wiele osób zostało rannych. Niemcy nie pozwolili pochować zamordowanych, a zwłoki ofiar „wrzucili do wykopanego w tym celu dołu w parku i zalawszy kwasem karbolowym, przysypali”. Uroczysty pogrzeb poległych odbył się dopiero w grudniu 1918 roku po opuszczeniu miasta przez Niemców. Kondukt prowadził ks. Biskup podlaski Henryk Przeździecki.
 
Wyprawa na Międzyrzec nie była działaniem odosobnionym. Podobną akcję Niemcy z Białej przeprowadzili na Janów Podlaski, zabijając 4 peowiaków, a kilkunastu biorąc do niewoli. W Komarówce także zabili 4 peowiaków, a do podobnych wypadków doszło w kilku jeszcze miejscowościach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Inna wyprawa podjęta przeciwko Radzyniowi zakończyła się niepowodzeniem. W lesie pod wsią Kąkolewnica członkowie miejscowej organizacji POW, wzmocnieni oddziałem przybyłym z Radzynia, urządzili zasadzkę, zmuszając Niemców do wycofania się.
 
Wszystkie te operacje były fragmentem szerszego planu, którego celem było zastraszenie ludności polskiej oraz sparaliżowanie oporu. To zaś zapewniało kontrolę linii kolejowej, którą zamierzano ewakuować oddziały niemieckie z Ukrainy do Prus Wschodnich.
 
W tej sytuacji KN POW wysłała do Białej swego przedstawiciela, por. Rudnickiego, który podpisał 18 listopada 1918 roku z Niemcami porozumienie, na mocy którego Niemcy mieli przeprowadzić ewakuację swych wojsk linią kolejową Brześć-Grajewo, a strona polska zobowiązała się nie czynić im w tym przeszkód.
 
Jednocześnie wysłany przez Józefa Piłsudskiego do Kowna, siedziby Ober-Ostu, kpt. Janusz Gąsiorowski przywiózł samolotem 23 listopada do Warszawy projekt porozumienia, który został następnego dnia zatwierdzony przez Naczelnika Państwa. Za cenę czasowego odstąpienia Niemcom Grajewa oraz wycofania się z Białegostoku uzyskano od strony niemieckiej zgodę na ewakuację wojsk niemieckich nie przez Warszawę, ale Brześć-Białystok-Grajewo.
 
Masakra w Międzyrzecu dowodzi, iż w listopadzie 1918 roku na terenach okupacji niemieckiej mogło dojść do wielkiej tragedii, gdyby wypadki potoczyły się inaczej, gdyby wśród Niemców wzięły górę tendencje do bezwzględnego działania.

Wybrana literatura:
 
P. Łossowski – Zerwane pęta. Usunięcie okupantów z ziem polskich w listopadzie 1918 roku
Polska Organizacja Wojskowa. Szkice i wspomnienia
Z krwawych dni. Echa wydarzeń listopadowych 1918 roku podczas rozbrajania Niemców w Międzyrzecu
Listopad 1918 we wspomnieniach i relacjach
 

8 komentarzy

avatar użytkownika Andy-aandy

1. Piłsudski wiedział, że POW jest niezbyt liczna i nie ma broni...

do otwartej walki z Niemcami.

Dlatego Piłsudski zagwarantował często już buntującym się niemieckim żołnierzom, którzy w wielu miejcach tworzyli komunistyczne Rady Żołnierskie — bezpieczny powrót do objętych rewolucją Niemiec.

W ten sposób ocalił przez niemiecką rzezią wiele miejscowości włącznie z Warszawą oraz zażegnał olbrzymie niebezpieczeństwo dla niepodległości tworzącej się Polski.

A tworząca się polska armia otrzymała sporo broni zdawanej przez Niemców na granicy w wyniku tego porozumienia...

 Andy — serendipity

avatar użytkownika gość z drogi

2. mądrego i przewidującego mieliśmy Marszałka ...

serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Dzieki za szczegolowy tekst

W ogolnikach zwykle traci sie sie istote rzeczy. Pamietam znane zdjecie z podrecznika historii - rozbrajanie Niemcow. Dwoch dzentelmenow stoi obok jednego dzentelmena w mundurze niemieckim. Szczegoly pokazuja niezwykle bohaterstwo Polakow zyjacych w tamtych czasach. To nie byly "peanats","male piwo".Czyli, dzieki Autorowi, przypominamy, przeciwko Polakom, w wiekszosci amatorom, stala potezna armia niemiecka, ot tak sobie przesuwajaca sie z Rosji. Powtarzam z Rosji., ktora lekko zajela. Tam byla zelazna organizacja pomimo cho...rewolucjonistom. Dywizje i pulki musialy miec drogi przejazdu. 70 PEOWIAKOW, przeporaszam, to daleko do Termopili. To nasi kochani, bohaterscy przodkowie pragnacy wolnego, niepodleglego kraju. To byli bohaterzy jak inni nasi -Zolnierze Wykleci.
Moze jeszcze inaczej, triumf Hitlera polegal miedzy innymi na tym, ze w Niemczech dominowalo przekonanie, ze to nie Niemcy wojne przegraly, tylko politycy. Noga obcego zolnierza na froncie zachodnim nie stapnela na ziemi niemieckiej. Taka byla prawda. To ciagle byla potezna machina wojskowa. Odrodzona dwie dekady pozniej, okazala sie niezwykla potega, ktorej na continuum byla ona, potem nic, potem kibel na polu, potem, dlugo, dlugo... nic i dopiero reszta. Czy ktos chce moze kwestionowac moja ocene? Przed wyjsciem na boisko rejestruje zyczliwie, tylko 15:0 mam po prostu dobry nastroj.

avatar użytkownika godziemba

4. @Andy

Nic dodać nic ująć.

A popłuczyny po endecji nadal oskarżają Piłsudskiego, że w 1918 roku realizował niemiecki scenariusz polityczny.
Ech.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika godziemba

5. @Gość z drogi

Otóż to.
Brakuje Go nam.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika godziemba

6. @Tymczasowy

Dotychczasowy przekaz, wskazując, iż odzyskanie niepodległości przyszło bardzo łatwo, a niemieccy żołnierze oddawali ochoczo broń nawet dzieciom był niezwykle mylący.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika Andy-aandy

7. Piłsudski chciał odzyskania niepodległości...

"Rok 1914 to dla świata czas wybuchu wielkiej wojny. Dla nas ów rok wiąże się z początkiem akcji, która doprowadziła do czegoś, o czym marzyły kolejne pokolenia Polaków – do niepodległości" - pisze Tomasz Łysiak w tygodniku "wSieci" w artykule pt. "Polskie powstanie 1914".

Sierpień roku 1914 to wybuch powstania polskiego. Już sam ów piękny akt przepięcia orzełków, wskazania żołnierzom celu, który Piłsudski stawiał sobie od lat – odzyskanie niepodległości – był widomym jego znakiem. Nie było innego. Jedyną rzeczą, jaka interesowała Komendanta, była polska racja stanu. Wszystko jej podporządkował. Śnił o Polsce. Oni, ta pierwsza kompania, śnili razem z nim. Tak wspominał jeden z siódemki, przyszły dowódca naszej kawalerii, Belina-Prażmowski: „Na noc stanęliśmy w polu pod wsią Prętocinem, ubezpieczając się jednym posterunkiem od strony Prętocina-Słomnik. Noc była ciemna. O świcie nasz posterunek zauważył w odległości paruset kroków posterunek nieprzyjacielski […].

Wobec tego wysłałem ponownie na zwiady i dla wyjaśnienia sytuacji Janusza i Bończę. Po powrocie zameldowali mi, że w Prętocinie odległym od nas o pół kilometra stoi szwadron pograniczników, że już są zaalarmowani i mają niezwłocznie opuścić wieś. Kazałem włożyć bagnety na broń i w tyralierze pomaszerowaliśmy na Prętocin. Szwadron nieprzyjacielski opuścił wieś bez strzału w kierunku wschodnio-północnym. Gdy przechodziliśmy koło kościoła, miejscowy ksiądz stał na wzniesieniu i żegnał nas krzyżem”.

Za: http://wpolityce.pl/artykuly/66431-tomasz-lysiak-w-tygodniku-wsieci-sier...

 Andy — serendipity

avatar użytkownika godziemba

8. @Andy

Poświęciłem tej wyprawie Beliniaków jeden esej, jest w moim archiwum

Pozdrawiam

Godziemba